Skocz do zawartości

Razorblade1967

Użytkownicy
  • Zawartość

    807
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

Zawartość dodana przez Razorblade1967

  1. Jak sprytnie omijano PW w filmie za PRL

    Dlatego może właśnie pewne aspekty warto po prostu było pominąć? Nie poruszac pewnej tematyki... bo nieuchronnie musiałaby prowadzić do stwierdzenie bezsensu PW jako takiego. A faktycznie w chwili gdy żyli i byli w pełni sił ludzie walczący bohatersko w tej głupocie wywołanej przez przywódców AK - byłbo to "trochę" niezręcznie. Może lepiej faktycznie kwestie (bez)sensowności PW było w tamtym okresie pomijać i ewentualnie skupiać się na walce na niskich szceblach - gdzie nie było wątpliwości, gdzie po prostu walczono z okupantem i tyle... bez wielkiej polityki, bez rozpatrywania sensu czy bezsensu działań itd.
  2. Jak sprytnie omijano PW w filmie za PRL

    A jaki strategiczny sens miałbyć w spieraniu tego w sumie bezsensownego PW? - Czy wiązało to siły niemieckie? Nie - bo w likwidacji PW brały udział w większości siły policyjno-pomicnicze niezdatne do walk na froncie. - Czy zdobycie Warszawy w tej konkretnej sytuacji frontowej miało sens? Nie - bo utrzymywanie przez parę miesięcy miasta na drugim brzegu rzeki nie dawało żadnych profitów, a same problemy (przyczułek w mieście - stategiczny nonsens...). Po prostu udzielanie jakiejś większej pomocy PW nie miało sensu... udzielano ograniczonej, a wręcz część z niej było bezsensownym marnowaniem środków i siły żywej - np. ten desant jednostek WP. Przecież to niczemu snsownemu to nie służyło i przyniosło tylko bezsensowne straty. Wszystko sprowadza się do idiotycznego rozumowania tych co to całe PW wywołali.. czyli robimy powstanie aby zdobyć dawna stolicę nieboszczki II RP, po to by nie zajeli jej "Sowieci", ale jak im nie wyszło (bo nie mogło - co było wiadome od początku, dla każdego kto miał troche rozumu i wiedzy wojskowej) to ci "wredni Sowieci" mieli im pomóc. Tylko w sumie aby dotykać takich kwestii to musiałby być film w dużej mierze dziejący się w sztabach i dowództwach wysokiego szczebla. Mało atrakcyjne dla przeciętnego widza swoją drogą... Owszem... w sumie brakuje mi filmu - który pokazałby wyraźnie tą wręcz zbrodniczą głupotę tych co doprowadzili do PW, bo oczywiście do samych walczących nie można mieć pretensji i w nawet w PRL w filmach i literaturze pokazywano pozytywnie ich walkę z okupantem, poświęcenie itd. Może dlatego większość obrazów filmowych pomija problematykę bezsensu tego całego PW - a skupia się na samej walce na niskich szczeblach, gdzie nie ma problemów (bez)sensu PW, gdzie nie ma dylematów - bo są tam tylko ludzie walczący z okupantem, wykonujący rozkazy itd.
  3. Jak sprytnie omijano PW w filmie za PRL

    O "samym" - czyli tylko fabuła w czasie PW bez niczego innego (np. wcześniejszej konspiracji jak w "Kolumbach") to choćby "Kanał" oraz "Godzina W" (no ten drugi nie samo PW - ale temat typowo dotyczacy "czystego" PW). Ale w sumie ile powstało filmów o innych bardziej znanych epizodach wojennych dotyczących walki Polaków? Też z zasady po jednym na każdy temat... "Westerplatte", "Hubal", "Kierunek Berlin" (forsowanie Odry), "Jarzębina Czerwona" (Kołobrzeg) itd. Niby dlaczego to całe nieszczęsne PW miano by "wałkować" więcej?
  4. Jak sprytnie omijano PW w filmie za PRL

    Przyczyn może być kilka - od takiej, a nie innej koncepcji autorów jeśli chodzi o pokazanie losów ludzi pod niemiecką okupacją (bo w końcu śmierć w tamtych czasach to nie tylko to całe obecnie "wałkowane" i "nachalnie gloryfikowane" PW) do bardzo prawdopodobnej chęci uniknięcia "wielkiej batalistyki" (to byłoby o wiele bardziej wymagające przy realizacji serialu) - w końcu wrzesień 1939 też jest pokazany z perspektywy poza wielkimi bitwami, niejako na marginesie tej "wielkiej batalistyki". Równie dobrze można byłoby pytać czemu serial nie zaczyna się od jakiejś większej bitwy, a pokazuje już ten okres gdy rozbite oddziały WP przedzierają się "na własną rękę". Unikanie takiej wielkiej batalistyki po prostu ułatwia realizację serialu - nie potrzeba większej ilości statystów, sprzetu, wydatków na dekoracje itd. Bez zakładania wiekszej batalistyki to musiałoby to wyglądać jak w "Godzinie W"? - tylko tam to pasowało, ale czy takie zakończenie pasowałoby w "PD"? Z punktu widzenia propagandowego pokazanie PW i np. śmierci bohaterów w bezsensownie wywołanym (przez AK) "zrywie" miałoby przecież swoje korzyści... można by bez trudu "nieźle dowalić" AK - a jednak dano sobie spokój z wchodzeniem w PW. Moim zdaniem raczej m.in. właśnie z powodu wygody i ułatwień przy realizacji. Przecież mogliby zacząć od jakiejś większej bitwy z 1939, a skończyć na PW - ale serial unika takiej batalistyki. Może dlatego, że tak łatwiej byłoby go zrobić, a może dlatego, że koncepcja przedstawienia losów ludzi była inna, mająca pokazywać to z innej perspektywy, właśnie bez "wielkich bitew" - a zapewne z obu powodów. Z drugiej strony dlaczego niby mianoby w każdym filmie czy serialu pokazywać PW? Pokazywano ten epizod okupacyjny tam gdzie miał on sens, gdzie pasował do tego o czym jest film czy serial... Do czego byłoby potrzebne PW w "Czterech pancernych..." czy "Polskich drogach"? Było tam, gdzie warto byłoby to pokazać, gdzie pasowało do fabuły - np. w Kolumbach"? Nie wszytsko związane z wojną i okupacją musiało zmierzać w kierunku PW. Wojna i okupacja miała wiele wydarzeń i miała różne oblicza. Nie było najmnniejszego powodu pakowania wszędzie tego nieszczęsnego PW... bo pomijając wszelką propagandę (zarówno tamtą i obecną) - gdzie w tym sens? PS. A dla mnie zakończenie PD jest akurat bardzo dobre... pokazujące, że bez względu na poglądy (choć trudno oczywiście nie zauważyć tych w PD "preferowanych"), wybraną drogę walki i okupacyjnego życia oraz angażowanie się w konspirację lub nie... wszytskich połączyła śmierć z rąk okupanta.
  5. Jak sprytnie omijano PW w filmie za PRL

    Zostały przeniosione nie wiem czy wprost (bo książkę czytałem dawno temu), ale w odcinku 16 "Daleki patrol" - mówi się wyraźnie, że Magneto do brygady trafił we wrześniu "przez Wisłę" i z Batalionu Parasol z Czerniakowa. W kolejnym odcinku ("Klin") gdy rozmawiają o obozie koncentracyjnym to jest mowa o "naszych dziewczynach z Powstania". W tym samym odcinku "Zadra" z rozmowie z Kosem, narzekając na "sztabową robotę" też wspomina o "Powstaniu" (o tym, że jego brat miał "więcej szczęścia" m.in. w Powstaniu), wyraźnie wiadomo z wypowiedzi, że obaj walczyli w PW. Niczego się nie omija... zresztą nie było wcale takiej tendencji w PRL (a czasem i spojrzenie na samo PW paradoksalnie było "sensowniejsze" niż to obecne... w każdym razie w sporej części obecnych ocen i gloryfikacji PW "na siłę") - po prostu ile się ma mówić o PW w serialu o załodze czołgu z 1BPanc? Zresztą i w innych filmach wojennych o powstaniu się mówi... choćby "Kierunek Berlin" - młody "wyrywny" szeregowy na patrolu, który prowadzi kpr. Naróg (W.Siemion) mówi o tym, że jest "z Powstania" i potwierdza na pytanie z kaprala, że z AK (nawet pyta czy to źle...). A tak na marginesie... I jak słusznie zauważył Secesjonista nie musi... W końcu to był film nakręcony w nieco ponad 20 lat po wojnie. Podejrzewam, że wtedy naturalniejszym było mówić "Powstanie", a nie "Powstanie Warszawskie". Tak jak wtedy mówiło się o tym, że było się "w partyzantce", czy wręcz "w lesie"... i wszytscy wiedzieli o co chodzi. Im dalej od jakiś wydażeń tym mówi sie o nich precyzyjniej, często opatrując szczegółami, aby odbiorca wiedział o chodzi - bo z biegiem lat tak robić trzeba nawet jeżeli rozmowa na ekranie staje się przez to nienaturalna (w stosunku do czasu ekranowego gdy się odbywa). Tak w jest z większością ekranowych wypowiedzi, te dawniejsze różnią sie od tych obecnych, własnie z racji upływu lat i tzw. wiedzy powstechnej obiorcy.
  6. Karabiny samopowtarzalne II WŚ

    Ale w którym z tych trzech karabinów o których wspominałem był "mechanizm rolkowy"? Garand miał ryglowanie przez obrót zamka, a SWT i kbsp wz.38M przez przekoszenie zamka w płaszczyźnie pionowej. Natomiast ogólnie sam mechanizm "rolkowy" jako taki sprawdzał się w broni automatycznej... i to całkiem nieźle - bo np. niemiecka "rodzina" broni G3 i pochodne miała takie ryglowanie i działała jak najbardziej sprawnie, a i dobrą opinię przecież miała i wielu użytkowników na całym świecie. Do samej zasady zanadto przyczepić się nie można - jak jest dobrze zrobiona to działa niezawodnie. Podobnie zresztą jak i inne zasady ryglowania... wszystko zależy jak w danym typie broni to rozwiązano (nawet najlepsze rozwiązania można "schrzanić").
  7. Karabiny samopowtarzalne II WŚ

    W zasadzie całkiem nieźle... Oczywiście trzeba wziąć pod uwagę kiedy karabin ten powstał i na jakim był etapie. Bo w 1938 to można go porównać np. z pierwszymi wersjami Garanda (czy jeszcze tego z "gas trap" i kupa pomniejszych późniejszych poprawek), albo z SWT wz. 1938 czyli bronią też mającą bolączki (wytrzymałościowe) usunięte dopiero wraz ze wzorem 1940. Bo kbsp. wz. 38M był na etapie serii testowej... końcowy produkt mógł się różnić od tego wytworzonego w niewielkiej ilości do testów w armii. Skoro w takich przypadkach w innych armiach i przy innej broni usuwano problemy, a czasem zmieniano nawet dość podstawowe rozwiązania to i kbsp wz. 38M najprawdopodobniej przeszedł by taką drogę. Zapewne założono by osłonę muszki (skoro inne karabiny w WP IIRP ją miały) czy nawet mogłoby to doprowadzić do zastosowania wymiennego magazynka bo w kbsp wz.38M to zasadniczo wymiana jednego zespołu broni i to wcale niezbyt drogiego w produkcji (zresztą demontowane przy czyszczeniu) itd. W zasadzie nie wiadomo jak wyglądałby kbsp wz.38M jako produkt finalny po testach i produkowany masowo. Można tylko gdybać jakie mogłyby być wnioski z testów... tak samo jak można gdybać, że po testach pm Mors uznano by, że nie przedstawia dla armii większej wartości - bo wyszłyby "idiotyzmy" przy jego konstruowaniu. Tego niestety nie wiemy... można oceniać tylko jak broń wyglądała "na starcie" i zakładać, że jakąś tam drogę zmian (jak każda chyba nowo konstruowana broń strzelecka) by przeszła. A na starcie wcale nie było źle... choć też niezbyt tanio. Przyjęta prostota konstrukcyjna rzuca się w oczy w porównaniu z innymi karabinami samopowtarzalnymi tamtego okresu. W porównaniu z "Maroszkiem" to już SWT jest skomplikowany w rozkładaniu, a Garand to "koszmar" (o G.41 pierwszych wersjach G.41 szkoda nawet gadać) i tutaj jest zdecydowany pozytyw kbsp. wz.38M bo łatwość utrzymania broni w polu to ważna rzecz. Wadą jest stały magazynek i tylko ładowanie z łódek i to dwóch po sobie następujących... tutaj zdecydowanym faworytem jest SWT bo ma zarówno możliwość ładowania z łódek, jak i wymienny magazynek (raz, że wymienny, a dwa że łatwy do załadowania pojedynczymi nabojami przy braku amunicji łódkowanej). Z drugiej strony Garand też nie błyszczy... system ładownika pozostającego w broni podczas strzelania jest pozornie atrakcyjny, ale w praktyce bywa upierdliwy. Choć oczywistym mitem jest, ze nie da się doładować ładownika w broni pojedynczymi nabojami... choć niełatwe to jest to możliwe (mnie jakoś wychodzi) podobnie jak ręczne ładowanie ładowników - dość czasochłonne, ale do zrobienia całkiem sprawnie przy odrobinie wprawy. W kbsp wz.38M mamy w zasadzie magazynek pudełkowy jako odrębny element - tylko zablokowany na stałe - bardzo łatwo mógł się przerodzić w magazynek wymienny... a nawet modernizacja istniejących egzemplarzy byłaby bardzo prosta i nawet nie wymagałaby odsyłania broni do warsztatu - wystarczyłoby przysłać do jednostki nowe zespoły mechanizmu spustowego i wymieni to każdy żołnierz... bo to się do czyszczenia odłącza od reszty broni. Znowu pewne kontrowersje może budzić zachowania zamka po ostatnim strzale... no ale w SWT też powrót zamka wymaga osobnego ruchu, a w Garandzie, który znowu w teorii ma to rozwiązanie najlepsze... zamek potrafi "dać po palcach" i bezpieczne ładowanie wymaga odpowiedniego ułożenia dłoni (nasada dłoni blokuje rączkę suwadła) - tyle, że o ile to łatwe i proste w pozycji stojąc czy klęcząc to już mało wygodne w pozycji leżąc... obity "kciuk garandowca" nie wziął się z niczego. Celność kbsp wz.38M trudno ocenić... ale zapewne była porównywalna z innymi typami broni tej klasy. Natomiast broń ładnie leży w rękach (niestety nie strzelałem - choć obiecuje sobie, że wreszcie udam się tam gdzie jest to możliwe - nawet już o tym rozmawiałem... ale zawsze brakuje czasu), lepiej niż Garand i podobnie jak SWT (choć to odczucie oczywiście subiektywne). Muszę bazować na doświadczeniach znajomego, który miał taką okazję i sobie chwalił, zachowanie tej broni (mając doświadczenie też innymi karabinami tej klasy). Wymiarami i masą jest porównywalny z innymi podobnymi - podobny masowo i długością do Garanda, ale nieco cięższy od SWT, który jednak jest nieco dłuższy. Generalnie broń Maroszka jest warta dobrej oceny... oczywiście pamiętając na jakim była etapie i że chyba każda broń ewoluowała (więcej lub mniej) pomiędzy etapem testów wojskowych, a finalnym produktem dostarczanym armii w masowych ilościach. W zasadzie można całkowicie spokojnie porównywać ją z wczesnym Garandem i SWT wz. 1938 - w ocenie ogólnej im nie ustępuje. Co biorąc pod uwagę w jakim kraju powstała można uznać za spory sukces.
  8. Karabiny samopowtarzalne II WŚ

    Przy czym oczywiście jak napisałem wcześniej trzeba zdawać sobie sprawę, że jest to założenie "naciągane", bo żołnierz z karabinem samopowtarzalnym: - będzie miał lepsze warunki obserwacji zmiennej sytuacji przedpola (nie odrywa się dla przeładowania broni), - może szybko "poprawić" w przypadku "pudła", - mniej "męczy rękę" podczas strzelania (przy dużej ilości strzałów ma to znaczenie), - łagodniej odczuwa siłę odrzutu, bo kbsp z zasady ma bardziej "miękki" odrzut (co też nie jest bez znaczenia przy dużej ilości strzałów). W efekcie ogień (szybki do ruchomych i znikających celów) będzie jednak celniejszy - o ile... trudno mi powiedzieć, ale te 10% można spokojnie dodać, choć sądzę że i więcej.
  9. Karabiny samopowtarzalne II WŚ

    Myśleć to myślano już dość wcześnie... jeszcze przed PWS. Należy wspomnieć m.in karabin Modragona, jeszcze wcześniejsze prace w firmie Winchester (np. Winchester 1905, którym chciano zainteresować kawalerię... ale finalnie znalazł się w wojennym użyciu we Francji) - no a potem całkiem udany "automat" Fiodorowa czy nieudane prace "spółki" Thompsona, które doprowadziły do powstania pm-u, bo z żadnym innym nabojem jak 45ACP oparta na błędnych założeniach konstrukcja nie chciała działać poprawnie. Jak słusznie zauważył Speedy - problemy techniczne ze skonstruowaniem takiej broni o rozsądnej masie, "przepisowym" naboju i do tego jeszcze o odpowiedniej odporności na zanieczyszczenia polowe po prostu przeciągały czas wejścia zadowalających wzorów do służby... a i sytuacja po Wielkiej Wojnie też nie sprzyjała nowinkom (po wojnach zwykle armie się redukuje, zostają spore zapasy starej broni, a i kasa nie płynie zbyt hojnie na zbrojenia). Włąsnie nie tylko "siła ognia" (czyli szybkostrzelność praktyczna) jest tutaj zaletą - ogień karabinów samopowtarzalnych jest tez dużo celniejszy (czyli właśnie skuteczniejszy) w walce, bo strzelec może szybko "poprawić" (lub przenieść ogień na sąsiedni cel) nie musi odrywać się od celu by "pomachać wajchą", a potem ponownie "składać się do strzału".
  10. Karabiny samopowtarzalne II WŚ

    W Garandzie (z "gas trap") gazy pobierano tuż za końcem lufy, która miała wtedy niewielkie "przedłużenie" lufy i były doprowadzane do rury gazowej - w kolejnej odmianie )z "gas port") wydłużono lufę )mniej więcej dodano tyle ile w poprzednim modelu "zajmowało" urządzenie wylotowe do poboru gazu) i gazy doprowadzano przez boczny otwór w lufie. najlepiej chyba to widać na schemacie (w załączniku).
  11. Karabiny samopowtarzalne II WŚ

    Pobiega się gazy nie z lufy jak w przypadku odprowadzenia gazów prochowych przez boczny otwór w lufie, a z wylotu lufy. Wymaga to otoczenia wylotu lufy urządzeniem, które powoduje, że w chwili gdy pocisk opuszcza lufę (ale jeszcze zasłania wylot gazów urządzenia do poboru gazów) część gazów wylotowych zostaje skierowanie na tłok. http://www.milsurps.com/vbpgimage.php?do=full&p=480&d=1253682488 Zresztą i w Garandzie w pierwotnej wersji był "gat trap" pobierający gazy sprzed wylotu lufy, dopiero po rozpoczęciu produkcji seryjnej w 1940 nastąpiła zmiana i kolejna odmiana produkcyjna miała już "gas port" czyli pobieranie gazów z otworu w lufie. Przyczyną zmiany było samoistne luzowanie się rury gazowej - urządzenie to bowiem w Garandzie było dość "subtelne" - w przeciwieństwie do "potężnej" nakładki na lufie G.41.
  12. Karabiny samopowtarzalne II WŚ

    No nie tak do końca było... to nie był typowy wybór i uznanie karabinu samopowtarzalnego za gorszy wybór od karabinka automatycznego, a więc rezygnacja z jednego na rzecz drugiego. Niemcy po prostu nie mogli sobie poradzić ze skonstruowaniem poprawnego karabinu samopowtarzalnego i to bynajmniej nie tyle z przyczyn jakiejś konstruktorskiej niemocy tyle ze względu na głupotę "czynników decyzyjnych", które z uporem maniaka i całkowicie wbrew logice i doświadczeniom światowym odmawiały racji bytu najlepszej dla takiej broni zasadzie działania czyli odprowadzeniu gazów prochowych przez boczny otwór w lufie. Zmusiło to konstruktorów do kombinowania... z którego niewiele wychodziło. W czasie gdy w USA i ZSRR posiadano już udane modele takiej broni (ba nawet w takiej II RP już posiadano całkiem udany model i serię próbną, o czeskim ZH-29 nie wspominając) i przystępowano do seryjnej produkcji, a nawet już ją prowadzono na skalę masową to Niemcy byli jeszcze "daleko w lesie". Bo konstrukcje albo odrzucano na starcie z powodu obecności otworu w lufie jak A115 Walthera, albo po testach jak G35 z firmy Mauser G.41(M) czyli wytwór Mausera (konstruktor główny Altenburger - ten sam co przy G35) pojawił się we wstępnych prototypach jeszcze różnych od tych późniejszych pod koniec 1939, a "model finalny" do prób dopiero w kwietniu 1941. Konkurencyjny model od Walthera czyli G.41(W) zaczął się kształtować jeszcze później bo dopiero w 1940, z narzuconym systemem poboru gazów Banga (z wylotu lufy). Oba karabiny były skomplikowane mając odpowiednio 110 i 75 części i pomimo przyjęcia w 1942 do uzbrojenia broni Walthera jako G.41 sprawdzało to się w polu "średnio". Karabin nie był niczym sensownym, a do tego doszedł jeszcze typowo wojenny problem "braku mocy produkcyjnych". Siłą rzeczy produkcja była bardzo ograniczona... w 1941 powstało niecałe 1700 G.41.(M) i 5000 G.41(W) - wtedy kiedy w USA Garanda produkowano po 1000 sztuk dziennie i w roku w którym wyprodukowano ponad milion sztuk radzieckich SWT. Zresztą w następnym roku powstało mniej więcej tyle samo karabinów samopowtarzalnych (tyle, że już G.41 - czyli tych wybranych - od Walthera) bo niecałe 6800 szt. produkcja Garanda wynosiła 1100 dziennie, a nawet ograniczona ewakuacją przemysłu i problemami wojennymi ZSRR produkcja SWT wyniosła około 1/4 miliona. Niemiecki karabin samopowtarzalny po prostu się spóźnił na wojnę i to mocno bo dopiero po skopiowaniu układu gazowego ze zdobycznych i szeroko używanych w III Rzeszy radzieckich SWT doprowadzono broń do porządku i powstał poprawnie działający G.43. Oczywiście wtedy już nikt nie czepiał się otworowi w lufie bo nawet największy idiota zza biurka już wiedział, że ten otwór do niczego "strasznego" nie prowadzi. Na ile jednak "Niemcy woleli"... kbk automatyczny od karabinu samopowtarzalnego? Oczywiście decyzyjnie, gdy taka broń się sprawdziła w walce to już na nią "postawili". Ale nie było to od początku takie jasne, co widać po ilości produkcji... - W 1943 powstało 94,8 rys. kb samopowtarzalnych (w tym 91,6 tys. G,41) oraz 31,2 tys. kbk automatycznego (w tym 19,5 tys. MP.43). - W 1944 powstało 324,4 tys. karabinów samopowtarzalnych (w tym jeszcze 24,5 tys. G.41) oraz niecałe 282 tys. MP.43/StG.44. - Dopiero w 1945 produkcja kbk automatycznego była większa niż kb samopowtarzalnego bo tego pierwszego powstał niecałe 125 tys., a tego drugiego niecałe 100 tys. Nie jest więc tak, że Niemcy "woleli pójść inną drogą"... Tylko głupie "czynniki oficjalne" w zasadzie uniemożliwiły powstanie odpowiedniego karabinu samopowtarzalnego w odpowiednim czasie. A gdy powstało coś co wprowadzono do produkcji to bynajmniej nie było to coś co sprawdzało się w polu. Ogromne opóźnienie z karabinem samopowtarzalnym (wszak dopiero w 1943 powstała poprawna broń tej klasy i to na skutek zapożyczeń z broni zdobycznej) doprowadziło do sytuacji, że w "między czasie" pojawiła się już broń lepsza, ale i tak nie przebiła ilościowo karabinu samopowtarzalnego (o powtarzalnym nawet nie wspominając). Akurat oni do pomysłu broni automatycznej na nabój pośredni byli przekonani dużo wcześniej niż Niemcy skonstruowali pierwsze modele swojego (choć sam nabój pośredni w Niemczech rozpoczął być tworzony wcześniej niż w ZSRR)... byli na tyle przekonani, że w 1939 uznali pistolet maszynowy za nieperspektywiczny i zaniechali jego produkcji. Oczywiście przedwcześnie... bo zrobili to w chwili gdy nad nabojem pośrednim w zasadzie dopiero zaczynali pracę. Potem była wojna (z Finlandią), gdzie okazało się, że decyzja jest pochopna, a pm przydaje się na polu walki i wrócili do produkcji oraz ogłosili konkurs i wprowadzili w jego wyniku jeden z lepszych pm-ów DWS czyli PPSz. Wojna nie sprzyjała nowinkom... nawet nie sprzyjała nowoczesności i sytuacja wymusiła nawet w zasadzie rezygnację (mocne ograniczenie produkcji) z karabinu samopowtarzalnego (pomimo tego, że był udany i śmiało może konkurować z amerykańskim Garandem - przewyższając go w niektórych rozwiązaniach) i dopiero po pewnym czasie opracowywali system broni na amunicję pośrednią - przy czym prawie równolegle z niemieckimi konstrukcjami bo nie dość, że miał być to "system" (a nie jak wg początkowych pomysłów jedna broń mająca zastąpić kilka innych) to do uzbrojenia pierwszy element czyli rkm RPD przyjęli w 1944... nie produkowali go seryjnie bo nie miało to sensu gdy nie było jeszcze broni indywidualnej na ten nabój, ale już był i był zatwierdzony... czekał na resztę.
  13. USA - dlaczego nie produkowali ciężkich czołgów?

    Problemem jest pewna różnica - "gigantomania" polegająca na próbie budowania ciężkich wozów o masie nawet 100 ton czy lżejszych, ale wielowieżowych to owszem była spotykana poza Niemcami (i to pewnie nawet częściej niż w Niemczech) - tyle, że zanim pole walki udowodniło bezsens takich rozwiązań. Absurdalnością niemieckiej "gigantomanii" było ciągnięcie tego w praktyce w czasie gdy gołym okiem było widać, że to rozwiązanie kompletnie oderwane od wojennej rzeczywistości... w końcu montaż prototypu Maus rozpoczęto w sierpniu 1943, a w grudniu prowadzono pierwsze jazdy jeszcze z obciążeniem zastępczym zamiast wieży. A potem ciągnięto to dalej - kombinując z kolejnym silnikiem jeszcze w marcu 1945. Gdzie w tym czasie były takie pomysły? W stylu czołgu o masie ponad 180 ton? W ZSRR całkiem rozsądnie trzymano się wtedy masy poniżej 50 ton (nawet powojenne ciężkie nie przekraczały 70 ton), a gdzie indziej co najwyżej kombinowano z pojazdami do 80 ton, ale bardzo wyspecjalizowanymi (jak brytyjskie działo samobieżne A39). A w kwestii jaka masa daje czołg ciężki to do porozumienia nie dojdziecie - bo to tylko kwestia nomenklatury - niemiecki 45-tonowy PzKpfw V był średni, a radziecki 46-tonowy IS-2 był ciężki. M26 był "ciężki", ale cięższy od niego o 2 tony M46 już nie... itd.
  14. USA - dlaczego nie produkowali ciężkich czołgów?

    Najcięższe czołgi radzieckie (cięższe od 52 tonowego KW-2) istniejące w prototypach to: 1. 55 ton - SMK 2. 56 ton - T-100 Oba dwuwieżowe (76mm + 45mm), przy czym przy całym bezsensie czołgów wielowieżowych to była najrozsądniejsza koncepcja. 3. 64 tony - T-100Y (SU-100Y) czyli działo samobieżne z armatą 130mm na podwoziu T-100 4. 62-63 tony - KW-3 (85mm) Do klasy powyżej 80 ton kwalifikuje się tylko: KW-4 (Obiekt 224) i KW-5 (Obiekt 225) o masie 80-100 ton z działem 107mm oraz jakiś projekt z 1940 nazywany IS (tak, tak na cześć Wodza - zanim powstał rzeczywisty IS), czołg wielowieżowy z głównym uzbrojeniem 152mm. Tyle, że to tylko na papierze było, a jeśli chodzi o KW-4 to wręcz piszę się o "traktowaniu tylko na zasadzie studialnych propozycji" - zresztą było tego więcej, ponoć zgłoszono takich koncepcji 21 na konkurs z lipca 1941. Niby chciano realizować w praktyce KW-5, ale... jak daleko by to doszło, trudno powiedzieć. PS. Widzę, że Speedy był o parę minut szybszy - ale nie będę kasował.
  15. Broń palna XIX wiek

    A próbowałeś kiedyś rozłożyć karabin z mechanizmem dźwigniowym? Bierzesz wkrętak i... najpierw się nakombinujesz, a potem masz kupę drobnych części, które trzeba wiedzieć jak złożyć. To nie jest rozłożony zamek ślizgowo-obrotowy, którego nawet jak nie znasz i nigdy nie rozkładałeś to szybko dojdziesz co jest co czego i jak to złożyć. Uwierz posiadaczowi współczesnego Winchestera M1892 - przeładowuje się szybko - to fakt, ale o ile to dobra broń cywilna (lekka, poręczna, szybkostrzelna w zakresie załadowanego magazynka), to w wojskowym użytku byłby to koszmar. Łatwiej rozwiązać ryglowanie - epokowe karabiny dźwigniowe zasadniczo strzelały słabą amunicją. Oczywiście były też modele strzelające amunicją silniejszą, wtedy wprowadzono rygle pionowe, które były kolejną komplikacją i tak niezbyt prostego systemu. Zamek ślizgowo-obrotowy jest znacznie prostszy, a przy tym może być użyty do broni strzelającej "wysokoenergetyczną" amunicją. A i owszem... tyle razy ile miał nabojów w rurowym magazynku. Zbudowanie broni z zamkiem dźwigniowym i szybko ładowanym magazynku z łódki nastręcza pewne trudności... zobacz jak to rozwiązano w Winchesterze M1895 (dźwigniowy, z magazynkiem pudełkowym, stałym) - - takie sobie...A co do zmagania się z wajchą... To czemu zaraz Mauser czy Mosin - weź Lee-Enfielda bo chodzi płynnie, nawet zanieczyszczony. Zresztą czyste i naoliwione zamki Mausera czy Mosina też chodzą płynnie - schody zaczynają się (szczególnie w Mauserze), jak broń jest zanieczyszczono. Tyle, że zanieczyszczony dźwigniowy Winchester też nie będzie chodził płynnie, a "wysiądzie" przez Mauserem i na długo wcześniej niż współpracy odmówi Mosin, a o LE w ogóle nie wspominam. Dokładnie tak jak napisano - wystarczy przechylić broń.
  16. Po co broń eksportowaliśmy?

    Z Niemcami? Jak najbardziej 1934-35 miałby rację bytu, wtedy można było osiągnąć sukces - abstrahując od kwestii politycznych, tylko wojskowe. Czyli można było zawalczyć zanim Niemcy nie dokonały przebudowy Reichswehry w Wehrmacht końca lat trzydziestych. Jaka "wielka reforma" - bez humorystyki, podstawowy związek taktyczny czyli dywizja piechoty nie uległ zmianie od 1930, a w zasadzie poza niskim szczeblem (choć tutaj akurat na gorsze) to niewiele zmienił się od czasów struktur z 1921. Takie małe porównanie: Dywizja opisana wg stanu z 1927 (wg Podręcznik dla operacyjnej służby sztabów cz. 3 W-wa 1928) - haubic 100mm - 12 szt. - armat 75mm - 30 szt. - moździerzy 81mm - 18 szt. - broń maszynowa DP z uzbrojeniem francuskim: 332 rkm, 8 lkm, 130 ckm - broń maszynowa DP z uzbrojeniem niemieckim: 38 rkm, 170 lkm, 130 ckm Dywizja wgh etatów aktualnych na 1939: - haubic 100mm - 12 szt. - armat 75mm - 30 szt. - moździerzy 81mm - 20 szt. - broń maszynowa DP: 296 rkm, 24 lkm, 132 ckm Nie liczę dywizjonu artylerii ciężkiej (3 x a105mm, 3 x h150mm, 4 lkm) - bo we wspomnianym 1938 go jeszcze nie było, a w 1939 miało go tylko 7 duywizji na 30. Pomijam 18-27 (27 w 1939) działek ppanc kal.37mm i 4 przeciwlotnicze w 1938-39, bo ich potrzeba w 1934 była delikatnie mówiąc znikoma... po drugiej stronie tez ich zasadniczo nie było. Ktoś widzi tutaj jakąś "wielką reformę" (no chyba, że propagandową - silni w gębie, zwarci w piciu i gotowi... do ucieczki)? W 1934-35 to P.7 i P.11 ścierały by się ewentualnie z He 51. Broń pancerna to byłby TK/TKS vs. pierwsze PzKpfw I. Ogólne stany liczebne RH -> WH w 1934-35 też były dużo, dużo niższe niż w 1938-39.
  17. Po co broń eksportowaliśmy?

    No i co z tego? Firma produkuje sprzęt na zamówienie tego, który zapłaci. Importer chciał zapłacić za P.24, a Lotnictwo IIRP nie. Cały temat jest absurdalny, bo założenie czy sugestia jest całkowicie błędna... W WP II RP nie brakowało sprzętu dlatego, ze go eksportowano i zabrakło mocy produkcyjnych dla sprzętu wytwarzanego dla WP, tylko dlatego, że armia IIRP nie miała go za co kupić i go nie chciała(pomijam oczywiście kwestię błędów koncepcyjnych). Co by było gdyby ktoś nie kupił broni/sprzętu X czy Y? Ano dla armii II RP nic - bo ona go nie kupowała (to nie jest tak - nie było sprzętu bo go eksportowano, nie było bo armia nie miała za co tego kupić), co najwyżej producent miałby wyższe straty lub mniejszy zysk. A jakby miał mniejszy zysk to utopiłby to w cenie dla WP II RP - bo utrzymywanie zdolności produkcyjnych jest topione cenę towaru dla wojska do dzisiaj i nikt się temu nie dziwi.
  18. Ani chybi kosmici... no chyba, że to ma potwierdzić wizję pisarzy S-F dotyczące podróży w czasie. W sumie jedno i drugie jest pewnie mniej absurdalne niż twierdzenia o równoległym żywocie ludzi (chodzących w butach) i dinozaurów.
  19. Czy Stalin planował atak na Hitlera w '41 r. ?

    Analizując różne programy (te pilne i ważne) modernizacyjne i reorganizacyjne ACz to pewnie jakoś tak przynajmniej do połowy 1942.
  20. "1889 r.- pierwszy automat telefoniczny Wiliama Gray’a nawrzucaną monetę w Banku Hartford (stan Connecticut w USA) a w 1890 r. pierwsze aparaty w sieci telefonicznej USA oraz w 1903 r. w W. Brytanii; w Polsce –1911 r." http://www.sit.org.pl/historia/Historia%20powstania%20i%20rozwoju%20PAS.pdf
  21. Stan wojenny

    Tylko czy to było w jakikolwiek sposób związane ze SW? Chyba nie... aparaty telefoniczne tego typu pojawiały się i znikały zupełnie niezależnie od okoliczności politycznych. Też pamietam jak na osiedlu był w jednym miejscu, potem go zdjęli i pojawił się w innym miejscu itd. Bardziej "stabilne" były budki telefoniczne, ale te aparaty mocowane na pawilonach handlowych i innych obiektach (na śicanie) czasem zmieniały miejsce, a czasem je likwidowano lub pojawiały się tam gdzie ich wcześniej nie było. Jakoś nie widzę związku SW ze zlikwidowaniem aparatu telefonicznego w maju 1982 z jakiegoś pawilonu.
  22. Prawdę powiedziawszy to w ogóle sobie nie wyobrażam używania przyrządów celowniczych podczas prowadzenia ognia w ruchu z takich stanowisk. W używanym w WP BWP-1 teoretycznie jest to możliwe, niby coś tam widać - i choć dawno temu (jakieś 27-28 lat temu) miałem z tym stanowiskiem do czynienia w sensie szkolenia z mocowania tam przydziałowego AKMS (ale bez strzelania), to jednak mając pewne doświadczenie w przebywaniu w przedziale desantu tego pojazdu... nijak nie wyobrażam sobie prowadzenie ognia z rzeczywistym użyciem przyrządów celowniczych. To stanowisko raczej do "zamiatania ogniem"... A jak poszliśmy w offtop w kierunku BWP to kadłubowe stanowisko strzeleckie dla km-u niejako "odżyło" w BMP-3, gdzie dwóch żołnierzy desantu ma miejsca po obu stronach kierowcy i propwadzi ogień z karabinów maszynowych mocowanych w jarzmach. W sumie w MG.42 pewnie by taka konieczność była... wymiana powinna nastąpić po 150-250 strzałach (przy czym 250 dotyczy lufy "świeżej", wymiania nie zdazy już ostygnąć i potem już co 150 strzałów). Biorąc pod uwagę, że strzelając z kadłubowego stanowiska stosuje się raczej długie serie, a ogień jest dość intensywny (intensywniejszy niż z zasady strzela piechota ze swoich km-ów) to pewnie i tą pierwszą już po 150 trzeba by wymieniać. Zastosowanie MG.42 wymagałoby przekonstruowanie jarzma tak by było miejsce z prawej strony na wychylaną w bok lufę... musiałoby byc nieco inne niż te do MG.34 - pewnie po prostu nie było warto kombinować, szczególnie że i tak MG.34 był produkowany do 1945, a jego większa wrażliwość na zanieczyszczenia polowe od MG.42 nie miała w czołgach wiekszego znaczenia. Choć oczywiście można było stworzyć wersję czołgową MG.42 (skoro takowe istnieją do dzisiaj np. używane w Leopardach) - to jednak sądzę, że po prostu w czasie DWS szkoda było energii i czasu na kombinacje, w końcu Niemcy jakiejś ogromnej ilości czołgów nie produkowały... lepiej było używać istniejących i produkowanych MG.34.
  23. Niemcy również powszechnie stosowali kadłubowe stanowisko strzeleckie - począwszy od PzKpfw III i do końca czyli do PzKpfw VI Ausf.B. Początkowo MG.13, potem MG.34 - broń była umieszczana w jarzmie i posiadała celownik optyczny. Jako ciekawostka to pierwsze odmiany PzKpfw.III miały w wieży dwa km-y MG.13 - jeden sprzężony z działem, a drugi mogący strzelać niezależnie (choć też do przodu i ze stosunkowo niewielkim kątem ostrzału). Podobnie Brytyjczycy - większość czołgów miała typowe kadłubowe stanowisko strzeleckie, z karabinem maszynowym umieszcoznym w jarzmie, choć początkowo w Crusaderze kombinowali z małą wieżyczką (w toku modernizacji znikała i czołgi w ogóle nie miewały kałubowego km-u), ale potem ich czołgi szybkie miały "normalnie" umieszczony km w jarzmie. Ciekawostką jest używanie w brytyjskich czołgach karabinów maszynowych o kalibrze innym niż używanym "w piechocie" (standardowym brytyjskim) 7,7mmx56R, bo czołgi miały w większości (poza wczesnymii mającymi km Vickers) karabiny maszynowe Besa czyli licencyjne czechosłowackie ZB53, w kalibrze 7,92mmx57. Stanowiska kadłubowe stosowali też Amerykanie i były w najpowszechniej używanych wozach czyli lekkim M3-M5 oraz średnim M4. Co ciekawe w ogóle nie miały przyrządów celowniczych, a strzelec obserwował skutki ognia (amunicja smugowa) przez peryskop. Początkowo lekkie M3 miały też dwa kursowe km-y umieszczone po obu stronach kadłuba, ale w M3A1 już ich nie było. Kadłubowego stanowiska nie miał czołg średni M3, ale on miał tam działo 75mm - natomiast w tych czołgach poza km-emem sprzężonym w działem 37mm w wieży, miał jeszcze km w wieżyczce dowódcy (zaniknęła w M3 z większą wieżą). Typowym amerykańskim czołgowym km-em był M1919A4 - czyli ckm Browninga z 1917, ale chłodzony powietrzem, który powstał pierwotnie właśnie dla czołgów, a dopiero potem trafił do kawalerii i piechoty.
  24. Oj uważaj Kolego... bo porównanie tylko "po kalibrze" prowadzi "na manowce". Trzeba się przyjrzeć jaka armata w jakim wozie była stosowana (jakie było jego przeznaczenie i rozpowszechnienie na polu walki) i kiedy. Niemieckie czołgi typu PzKpfw.III posiadały od 1940 (ostatnie 100 z serii F, seria G i początek serii J) armatę 50mm (L/42), a potem wprowadzoną w serii J czyli w 1941 armatę 50mm L/60. W tym czasie T-34 posiadał armatę 76mm L-11 potem F-34. Oczywiście PzKpfw III był wozem lżejszym, ale spełniającym rolę podobną do T-34, a cięższy Pzkpfw.IV to miał wtedy jeszcze krótkolufową 75mm L/24, dopiero od 1942, do wersji F2 była to armata L/42, faktycznie już lepsza od radzieckiej czółgowej 76mm. O ile przebijalność 50mm L/60 była bardzo dobra, to jednak armata 76mm wozów radzieskich zapewniała lepsze wsparcie piechocie. Zresztą gdybyśmy się cofnęli to radziecka 45mm miała pociski o większej masie niż niemiecka 37mm - i też lepiej się sprawdzała przy wspieraniu piechoty. Jeżeli pójdziemy dalej to późniejsze niemieckie czołgi średnie (choć PzKpfw V miał masę podobne do cięzkiego IS-2) miały armaty długolufowe 75mm czyli w PzKpfw IV 75mm L/48, a w PzKpfw V 75mm L/70. natomiast w ramach modernizacji T-34 jego uzbrojenie stanowiła artmata 85mm. Miała gorsze niż niemieckie armaty 75mm, szczególnie L/70 możliwości zwalczania celów pancernych, ale większa masa pocisku powodowała wiekszą skuteczność amunicji odłamkowo-burzącej używanej do wspierania piechoty. Amata nie może być 88mm porównywana z radziecką 85mm bo ta pierwsza była uzbrojeniem prawie 57-tonowego czołu ciężkiego, natomiast 85mm (poza króką serią IS-1) była armatą czołgu średniego (wozu, który stanowił podstawę uzbrojenia pancernego) o masie około 33 ton. Tak więc w wozach "podstawowych", tych których używano do bezpośredniego wsparcia piechoty strona niemiecka miała armatę o lepszych własnościach przeciwpancernych, ale strona radziecka armatę o lepszych własnościach przy używaniu amunicji odłamkowo-burzącej, która miała zastosowanie przy wsparciu piechoty. Idąc dalej... w czołgach ciężkich Niemcy stosowali armatę 88mm o bardzo dobrych własnościach przeciwpancernych, natomiast późniejsze ciężkie radzieckie czołgi miały armaty kalibru 122mm, z pociskami o naprawdę dużej masie. Ogólnie można zauwazyć, że czołgi niemieckie (jeżeli weźmiemy pod uwagę ich zastosowania i miejsce w systemie uzbrojenia) miały armaty o mniejszym kalibrze, ale o wiekszej przebijalności pancerza - natomiast radzieckie armaty czołgowe miały kaliber większy, skuteczniejsze pociski odłamkowo-burzące, ale miały gorszą przebijalność. Oczywiście sytuacja trochę uległa zmianie (ale to już po wojnie) gdy powszechnymi stała się amunicja kumulacyjna, a nie było jeszcze pancerzy o wysokiej odporności na tą amunicję... ale to się nie mieści w tym o czym rozmawiamy. Zresztą gdy armaty czołgowe (klasa "czołgów podstawowych") osiągnęły odpowiedni kaliber (a zatem odpowiednie masy pocisków odłamkowo-burzących) problem odrębnych dział do wsparcia piechoty (czy "czołgów artyleryjskich") zaniknął i artyleria samobieżna też ewoluowała w kierunku mobilnej artylerii strzelającej z zasady ogniem pośrednim. W ACz podstawowym śrdokiem wsparcia piechoty był czołg średni, natomiast dział samobieżne nie były tworozne z myślą o bezpośrednim i samodzielnym wsparciu atakującej piechoty. - lekkie SU-76 były w zamyśle po prostu mobilną artylerią dywizyjną, działa nie były przeznaczone do walki bezpośrednio w szykach piechoty, w I linii - gdy z konieczności (braku czołgów) to czyniono to ponosiły duże straty, z racji słabego opancerzenia. - działa w typie SU-85 i SU-100 były wyspecjalizowanym sprzętem przeciwpancernym i miały działać w szykach czołgów i razem z czołgami. - działa SU-122 (niewielka liczba), SU-152 czy ISU-152 to były działa z ciężkim uzbrojeniem artyleryjskim do przełamywania umocnionych pozycji, też nie przewidywano samodzielnego wspierania piechoty przez te wozy, stanowiły uzpełnienie wsparcia czołgów. Podstawową wspierania piechoty w ACz był produkowany w dużej liczbie czołg średni, który posiadał armatę o stosunkowo skutecznych pociskach odłamkowo-burzących i produkowany w dużej liczbie, przy w zasadzie zawężeniu go do jednego typu (tyle, co modernizowanego, ale tak by nie spadała produkcja... co miało swoje wady, ale też zalety). A, że był gorszy w walce z czołgami... no był, ale potrzeby tworzenia "dział szturmowych" nie było, bo załatwiał sprawę wsparcia piechoty produkowany masowo czołg średni.
  25. I coś w tym musi być... bo w ramach modernizacji takowe otrzymały. Lepiej niż za pomocą pojazdu pancernego, który nie ma karabinu maszynowego w ogóle... Generalnie działo samobieżne powinno być chronione przez własną piechotę czy własne czołgi, ale gdy z jakiś przyczyn straci tą ochronę, a piechota nieprzyjaciela znajdzie się w odległości bliskiej to lepiej mieć ten km, choć strzela tylko do przodu (zakładam zagrożenie na otwartej przestrzeni czyli z zasady z przodu), niż kombinować strzelaniem z broni indywidualnej poprzez otwory w pancerzu... czy przez otwarty właz - bo to dopiero jest nieskuteczne. Inna sprawa, że radzieckie działa samobieżne karabinów maszynowych nie miały w ogóle i to "z założenia"... tyle, że ACz nieco inaczej taktycznie wykorzystywała działa samobieżne (oczywiście do chwili gdy się coś nie posypało). Samodzielne wspieranie piechoty tylko przez działa samobieżne występowało w ACz rzadziej (doraźnie, z braku innych możliwości)... bo tam z założenia pojazdem do bezpośredniego wsparcia piechoty był czołg, który zresztą zwykle miał działo lepiej się do tego nadające niż w pojazdach niemieckich, co było jednak okupione gorszymi własnościami przeciwpancernymi.
×

Powiadomienie o plikach cookie

Przed wyrażeniem zgody na Warunki użytkowania forum koniecznie zapoznaj się z naszą Polityka prywatności. Jej akceptacja jest dobrowolna, ale niezbędna do dalszego korzystania z forum.