-
Zawartość
807 -
Rejestracja
-
Ostatnia wizyta
Typ zawartości
Profile
Forum
Kalendarz
Zawartość dodana przez Razorblade1967
-
Masz rację... słowo "bawi" nie jest najszczęśliwsze, bo sugeruje jakąś "komediowość". Stwierdzenie, że film "ma się podobać" czy ma być ciekawy jest lepszym określeniem. W sumie racja... Jeśli historyczność, to słabo wyszło, jeśli "sensacyjność i tajemniczość" to również klapa, bo to po prostu nudne i słabe było. Jeśli jak twierdzono podczas produkcji film miał pokazać realizm wojny, to poprzez tą bylejakość gry aktorskiej i statystów oraz konstrukcji scen wyszła tylko jakaś parodia. No jeżeli ten "Twój oficer" miał faktycznie jakiś "dziwny głos", to pewnie nie nadawałby się na aktora, chyba że do jakiś "ról charakterystycznych"... Pewnie też nie nadawałby się (nie wiem, ja go nie słyszłem) na dawnego oficera piechoty, gdzie głośne i wyraźne wydawanie komend werbalnych było bardzo ważne, no ale w armii były i są różne specjalności. A poważniej - jeżeli (pomimo pobytu w armii jak twierdzisz) nie rozróżniasz głośnej komendy od przeraźliwego wydzierania się (a to duża różnica) to już nie wiem jak to wytłumaczyć... Można założyć, że oficer piechoty, z kilkulatnim stażem w dowodzeniu komendy wydawać potrafił, a aktor go grający po prostu tego nie umiał i nie wiem po co doszukiwac się w tym "drugiego dna". W TW mamy typowy (dla naszych współczesnych filmów/seriali) przykład braku przygotowywania aktorów do roli i braku przygotowywania się ich samych do roli. Po prostu nikt ich nie nauczył jak się wydaje głośne komendy głosem, a oni sami wyraźnie uznali, że nauczenie się tego samemu jest zbędne, bo w polskich filmach i tak obowiązuje bylejakość na poziomie telenoweli. W efekcie wyszło co wyszło... aktorzy grający (w wiekszości, nie wszyscy) dowódców po prostu się drą i tyle. A że akurat w przypadku aktora grającego por. Pająka doszło jeszcze darcie się na "dziwnych częstotliwościach" to raczej efekt pasuje do parodii, a nie do bądź co bądź poważnego filmu. Zresztą ten brak przygotowania do roli jest bardzo charakterystyczny dla polskich współczesnych produkcji (wyjątkiem od reguły jest tutaj chyba tylko "Misja Afganistan", gdzie faktycznie przygotowywano akrtorów do grania żołnierzy i to w sposób zorganizowany... inna sprawa, że tą produkcję "kladą" inne kwestie...) - wystarczy zobaczyć jak wygladało poruszanie się i posługiwanie bronią na planie w dawnych polskich filmach/serialach i tych obecnych. Ogromna różnica... Zwykle jako przykład używam (celowo) przez wielu wyśmiewanego, przygodowego serialu "Czterej pancerni..." i polecam sobie obejrzeć scenę gdy Gajos strzela "trzy dziesiątki". Widać wyraźnie, że umie obsługiwać karabin (albo z armii, albo z przygotowania do roli - a może jedno i drugie), proponuję przyjrzeć się tej scenie, nawet jak Mosin lekko stawił opór, to aktor tylko robi "rzut oka" (widoczny w sumie dzięki zbliżeniu) na zamek i przeładowuje dalej patrząc przed siebie czyli reaguje tak "jak żołnierz". I teraz proponuję sobie to porównać z tym "gapieniem się" na zamek z TW czy innych współczesnych produkcjach. Jedna wielka kpina... Taki porównań starych i nowych produkcji można dawać wiele. Jeden z głównych problemów polskiej współczesnej kinematografii to powszechny brak przygotowania aktorów i statystów do odgrywanych ról. Wyłazi to też wyraźnie w omawianym TW. Bylejakość i tyle...
-
Masz rację... film ma bawić i mieć dobrą fabułę. Tylko, że TW jest po prostu nudny, fabuła nie powala, a do tego jest nakręcony po prostu tandetnie. A najgorsza jest ta tandeta właśnie - świadczy o braku szacunku dla widza. Tak mi się nasunęło... niedawno skończył się taki serial "Strike Back". Fabuła prosta, wręcz prymitywna - ale nie nudna. W zasadzie produkcja na zasadzie 100% akcja... nasi bohaterowie reprezentujący "tych dobrych" jeżdzą i biegają po świecie walcząc z "tymi złymi". Jednak zachowano szcunek dla widza (widz też miewa ochote na prostą i typowo rozrywkową fabułę) i aktorzy przygotowali się (zostali orzygotowani) do roli. Karabiny im nie przeszkadzają, wręcz obsługują je tak, że poza profesjonalistami ciężko o zauważenie błędów, rzuca się w oczy trzymanie broni w pomieszczeniach (żadnego idiotyzmu powszechnego w tandecie czyli trzymania pisoletu w wyciągniętych rękach), zachowanie "w polu", w "akcji". Oczywiście cała akcja ma swoje prawa... bohaterowie biją wroga masowo, nawet jak obrywają to szybko się "wylizują", a w ogóle są "oh i ah". Ale wizualna strona jest dopracowana, aktorzy i statyści grają na poziomie, widać przygotowanie do ról i profesjonalnych konsultantów. Mimo że proste i typowo rozrywkowe to widać szacunek dla widza... nie traktowanie go jak idioty. Co nam reprezentuje TW i inne produkcje naszych "filmowców"? Tandetę, bylejakość przy górnolotnych oświadczeniach, że tworzą (sic!) "dzieła" z "przesłaniem". I chyba w to wierzą sami, bo jako widz widzę, że tworzą tylko tandetę na poziomie telenoweli. Z zażenowaniem (bo lubiłem dawne polskie wojenne kino... parę lat temu wykazywałem, że niekóre PRL-owskie produkcje pomimo braklu środków i siermiężności potrafiły być lepsze niż zachodnie) stwierdzam, że proste i popularne produkcje serialowe "ze świata" przewyższają nasze, rodzime produkcje filmowe i to takie, o których twierdzi się, że są jakieś "z przesłaniem", że są jakimś "dziełem" etc.
-
Najważniejszy jest szacunek dla widza... a pokazana w tym filmie bylejakość to brak szacunku dla odbiorcy. Secesjonisto - nie chodzi o barwę głosu, ale o intonację i odpowiednia modulację głosu. To jest rzecz normalna, tego się człowiek uczy wydając komendy i to wchodzi "w gardło". Akurat podkreśliłem "oficera piechoty" bo akurat w tej formacji odpowiednie wydawanie komend było bardzo ważne i tego się ci ludzie uczyli w trakcie szkoły i dowódczej praktyki. A rzeczony oficer nie był zmobilizowanym rezerwistą tylko zawodowym oficerem po 2 latach w szkole piechoty i 5 latach oficerskiej praktyki. Aktor po prostu się do roli nie przygotował i piszczał jak umiał... pomimo, że dla aktora umiejętność operowania głosem i nauczenia się zabrzmieć jak oficer nie powinno być niczym trudnym. No ale w naszej obecnej kinematografii nie ma tradycji przygotowania się do roli. Zresztą połowa wydający komendy tego nie zrobiła (ten pisk po prostu w uszy razi najbardziej), w całym filmie słychać złą intonację komend, "akcenty" w złym miejscu... Nikt nawet nie spróbował poświczyć, aby to brzmiało jak komenda w wojsku. Drą się i tyle. Tak na szybko kilka innych błędów z tej samej dziedziny: - Na Westerplatte kierowano żołnierzy z odpowiednim stażem służby i dobrymi wynikami w szkoleniu oraz o odpowiednich predyspozycjach (taka była specyfika tej jednostki). Tymczasem w tym filmidle pokazuje się ich jako niedoszkolonych poborowych, którzy mają problem z przeładowaniem karabinu. Wystarczy spojrzeć, jak 90% statystów gapi się na własny zamek w Mauserze przy przeładowaniu, jak szarpie się rączka zamka itd. Takie coś owszem - wygląda realistycznie gdy np. chciałoby się pokazać pośpieszne uzupełnienia... pasowałoby do innego filmu czyli 1920BW bo faktycznie z konieczności wysyłano do walki ludzi, którzy jak twierdzili ich dowódcy "ledwo potrafią załadować karabin". Ale nie w przypadku Westerplatte, gdzie kierowano dobrze wyszkolonych żołnierzy o odpowiednich predyspozycjach. - Podobnie jak z poruszaniem się w polu... przecież to jakiś śmiech na sali, co to niby jakieś pospolite ruszenie miało być czy co? Zresztą Niemcy nie lepsi... a już "atak" na placówkę "Fort" to nie wiem co miał przedstawiać. Na placówce "Prom" (jak pamiętam) to "w okopie chłop przy chłopie" - ktoś w ogóle miał jakiegoś konsultanta? - Zresztą we wspomnieniach wyraźnie się pisze, że zajmowanie pozycji odbywało się bardzo sprawnie, było to przetrenowane, a atmosfera w dniach poprzedzających rozpoczęcie wojny była taka, że spodziewano się jakiegoś ataku (może nie wojny na taką skalę, a "zadymy" w Gdańsku na pewno). Tymczasem twórca filmu pokazuje jakieś pełne zaskoczenie i totalny chaos... zupełnie niezgodne z faktami. Po prostu nikomu się nie chciało przygotować statystów, po prostu im rozdali karabiny ubrali byle jak w mundurki i kazali biegać... Zresztą o samych mundurach. Przecież na połowie tych statystów to one wiszą "jak na kiju". Takie coś owszem, gdyby pokazywano żołnierzy po paru miesiącach na froncie, wtedy faktycznie to może i powinno tak wyglądać... duży wysiłek, przemęczenie, słabe wyżywienie i pobrany wcześniej mundur na człowieku wisi. Ale ten film przedstawia pierwsze dni wojny... Jeszcze tak wyglądać nie powinno. A zresztą do umundurowania to nikt wagi zanadto nie przykładał... mnie rozbawił mundur marynarski, jeszcze ze śladami wyprutej niemieckiej "gapy" - widać "trofiejny był", tyle że ciekawe kiedy i na kim. - Scena nalotu nie lepsza... jakby bombowiec nurkujący wychodził z nurkowania tuż nad miejscem gdzie bomby zrzucają to by się własnymi bombami... wiadomo co. Ech tam, chyba spec od efektów to nigdy nie widział strzelania amunicją smugową... raczej tylko "Gwiezdne Wojny" pooglądał. A nawet gdyby chciał zrobić efekt strzelania amunicją smugową to ktoś powinien mu powiedzieć, że się ładuje i ładowało co 3-5 nabój, a nie każdy. To tak na szybko, bo dokładniej to musiałbym zmarnować dwie godziny na ponowne obejrzenie tej szmiry... Wizualnie jest to coś co przypomina kręcone masowo "na zachodzie" filmy tzw. "klasy B" - byle co, byle jak, byle było... po najniższych kosztach. Osobiście nie mam nic przeciwko "podkręcaniu fabuły" w filmach wojennych, nie musi być to zgodne z rzeczywistością, można sobie dopisać jakąś "intrygę", można jak tutaj sobie kombinować z jakąś "niby tajemnicą" (kto dowodził, kto kogo tam swojego "rozwalił" itd.) w końcu to film. Ale jednak pewne realia i poziom tego trzeba zachować. Jak choćby to, że większość broni maszynowej była umieszczona w "kabinach bojowych" na dolnych poziomach wartowni i koszar, a nie w przestrzennych pomieszczeniach budynków. Że większość załogi Westerplatte to byli dobrze wyszkoleni i dość doświadczeni żołnierze (a nie ledwo wcieleni poborowi) itp. PS. Nie będę się czepiał samej broni... bo to że większości po obu stronach są niemieckie Mausery 98k to norma, bo taka broń jest po prostu do zdobycia. Lepiej tak niż z jakimiś poobrapywanymi odlewami (choć i to dało się zauważyć w tych dokrętkach robionych nie na Litwie - bo na Litwę pojechały prawdziwe, choć niemieckie... akurat znam firmę co je dostarczała i był czas że wszystkie z nich miałem w ręku i przygotowywałem do tego wyjazdu). Podobnie jak można by zarzucić brak lkm-ów 08/15 - no ale też trudno o takie do nakręcania filmów. Można wybaczyć i zrozumieć. Jednak w tych wszystkich scenach walk brakowało mi pokazania na czym polegała "siła obrony" Westerplatte - czyli, że był to co prawda liczebnie niewielki (odpowiednik kompanii) pododdział, ale uzbrojony w broń maszynową porównywalnie do 2 kompanii ckm (jak policzymy ckm-y i taśmowo zasilane lkm-y oraz moździerze 81mm) i 2 kompanii piechoty (podobna ilość rkm) na odpowiednio przygotowanych pozycjach. Tego mi brakowało by oddać pewien "klimat" walk... za to jest kupa bieganiny z powtarzalnymi karabinami.
-
Nie zna, ale zna zasadę wydawania komend werbalnych i fakt, że w armiach tego uczą, w WP IIRP nie było inaczej. A co do konkretnego oficera to nigdzie nie napisano (a wspomień z Westerplatte trochę było), żeby miał "nietypowy" głos, choć w różnych wspomnieniach przewijają się różne takie opisy dotyczące cech osobistych żołnierzy. W tym filmidle widać wyraźnie, że nikt nie usiłował naśladować jakiś problemów z głosem postaci historycznej, a po prostu aktor nie umiał (nie nauczył się) naśladować charakterystycznej modulacji głosu przy wydawania komend w armii. Można by taką zrobić... ale trzeba trochę poczekać, bo to nie jest nowy film i oglądałem go jak wyszło DVD czyli ze dwa lata temu. Muszę odnaleźć to DVD i przelecieć by napisać konkretami... co, jak i w którym momencie na ekranie.
-
W zasadzie jestem zgodny... "Tajemnica Westerplatte" (widziałem swego czasu na DVD... oglądałem na trzy razy, tak mnie znudził), przedtem "Bitwa Warszawska 1920" (dno i kupa mułu - dobrze, że nie znarnowałem czasu na kino tylko kupiłem za grosze z jakąś durną gazetą, na której potem obrałem cebulę lub wyczyściłem pistolet) oraz takie sieralowe produkcje-głupolki jak "Czas Honoru" (wytrzymałem jeden sezon...) i "1920 Wojna i miłość" (dobrze, że był tylko jeden sezon... przebrnąłem na siłę) skutecznie odstręczyły mnie od współczeskich polskich "produkcji wojennych". Polska produkcja wojenna przestała istnieć i tyle, nieprędko przekonam się do poświęcenia (zmarnowania) czasu na obejrzenie choćby fragmentów polskiego filmu w tym gatunku. A jeśli chodzi i tytułową "TW"... No cóż w obrazie dna najbardziej rzuciła mi się w oczy "gra" jakiegos miernego aktora, który "grał" porucznika Pająka. Facet miał wydać kilka komend i zostać rannym... niby nie filozofia, ale ten pisk wydawany przez niego przypominał wiele, ale nie komeny wydawane przez zawodowego oficera piechoty. Ja mogę czasem zrozumieć, że współczesny aktor trzyma karabin jak miotłę, ale w mordę operaowanie głosem... zawsze mi się wydawało, że to podstawowe umiejętności aktora. "Fajne" były efekty wystrzałów... niewątpliwie natchnieniem były "Gwiezdne Wojny" albo coś w tym stylu. Żenada. Podobnie jak "efekty" dotyczące załamania nerwowego dowódcy... jak tani horror klasy B. W zasadzie cały ten film to żenada - wypisanie zauważonych błędów i głupot zajęłoby pewnie więcej niż trwał ten film... w sumie szkoda czasu i na oglądanie, i na pisanie o nim.
-
Zbrodnie i mordy w starożytności
Razorblade1967 odpowiedział Jarpen Zigrin → temat → Starożytność (ok. 3500 r. p.n.e. - 476 r. n.e.)
Problem w tym, że "zbrodnia" na wojnie występuje wtedy, gdy mamy do czynienia z łamaniem praw (zapisanych) i zwyczajów (powszechnych) prowadzenia wojen... Należy więc się zastanowić czy działania, które dzisiaj uważamy za zbrodnię były nimi w czasach gdy miały miejsce? Jeżeli stracenie lub uczynienie niewolnikami pojmanych wrogów było w danym okresie zwyczajem to trudno mówić o zbrodni. Podobnie z łupieniem podbitych miast wraz z konsekwencjami dla ludności... -
Obrona Poczty Polskiej w Gdańsku - wg. EGRH.PL
Razorblade1967 odpowiedział PolishFactor → temat → Eksploracja i rekonstrukcja historyczna
Z jakiej perspektywy? Znając skalę i wynik działań wojsk III Rzeszy... oczywiście, że nie miał żadnego znaczenia i sensu. Tyle, że z perspektywy ludzi biorących w tym udział miał - przecież oni nie znali ani skali działań, ani nie byli w stanie przewidzieć ich wyniku oraz mieli mylne przekonanie o możliwościach sił własnych. -
Podwójna przysięga wojskowa?
Razorblade1967 odpowiedział Polina → temat → Wojsko, technika i uzbrojenie
A mnie nie... Proszę wziąć pod uwagę, że rozmawiamy o zupełnie innych czasach i nie przenośmy dzisiejszej wiedzy o administrowaniu na tamte lata. Czytałem np. wykazy broni i sprzętu odebranego różnym uzbrojonym bandom/opozycji zbrojnej* (*niepotrzebne skreślić - jak kto woli i uważa) - pomieszanie z poplątaniem i chaos. W regularnej armii (LWP) nie można było ustalić (i do dziś się nie dało) numerów fabrycznych czołgów i samolotów (są tylko fragmentaryczne), potrafiono w oficjalnych dokumentach wojskowych nazywać przez kata używany w naszym lotnictwie samolot myśliwski Jak-9D jako Jak-9Ł bo się komuś pomyliło mając wyświechtany papier gdzie rosyjskie "Д" wyglądało jak "Л" (pewnie kwit był brudny i nieczytelny), wykazy ilościowe WP mają kupę "znaków zapytania", a Ty się Kobieto dziwisz, że jakaś teczka im zaginęła i to w innym ministerstwie... albo nie potrafili jej znaleźć, uzyskać etc. -
Podwójna przysięga wojskowa?
Razorblade1967 odpowiedział Polina → temat → Wojsko, technika i uzbrojenie
I to moim zdaniem jest najbardziej prawdopodobne... choć "kolor towarzysza" chyba nie ma tutaj znaczenia - po prostu w papierach omawianego był niezły bałagan, jak można wyczytać. Jakieś wątpliwości dat, brak wojskowych dokumentów osobistych itd. - a czemu to trwało? Ja obstawiam dość prozaiczną sytuację, papierami nie zajmował się "czerwony towarzysz", a po prostu podoficer ewidencyjny czy jakiś oficer "personalny". Były braki, pewnie nie mogli ustalić gdzie i kiedy przysięgę składał... no to pewnie w końcu podjęto decyzję by ją złożył jeszcze raz i po kłopocie. W czasie swojej ponad 20-letniej służby wojskowej miałem epizod (pod koniec lat 80-tych) właśnie jako odpowiednik podoficera ewidencyjnego (akurat nazywało to się pomocnikiem kierownika sekcji administracji ogólnej, bo jednostka była mała i obowiązki rozszerzone też na inne kwestie), wciśnięty na rok przez dowódcę na to stanowisko "na siłę" (bo to nie była ani moja specjalność, ani chęci do grzebania w papierach nigdy nie miałem) - na zasadzie "masz maturę" (jedno z bardzo nielicznych wtedy stanowisk podoficerskich z wymogiem średniego wykształcenia - gdy ponad 90% podoficerów miało zawodowe, a czasem i tego nie), na maszynie piszesz i ze słowem pisanym problemów nie masz, to "musisz, do czasu aż nie załatwię kogoś na twoje miejsce" (rok załatwiał, ale załatwił i mnie od tej "fuchy" uwolnił). Czego to ja się wtedy w tych papierach nie mogłem doszukać... czasem odtwarzało się połowę dokumentów personalnych. W kartach ewidencyjnych powoływanych rezerwistów (szczególnie tych bardziej 'wiekowych") były takie "buble", że głowa mała. Po chyba 2 latach zawodowej służby przysłali mi powołanie na ćwiczenia rezerwy... bo się komuś jakieś papiery pomieszały. A przecież czasy już spokojnie, daleko różniące się od pierwszego powojennego dziesięciolecia, a i o rozwoju "kultury sztabowej" (która w czasie DWS i pare lat po niej była niska) też warto wspomnieć. Dlatego sądzę, że wyjaśnienie jest prozaiczne... bajzel w dokumentach, tych z okresu powojennego i reorganizacyjnego, który ktoś po prostu po paru latach usiłował "wyprostować", pewnie nie mógł się z KBW kwitów doprosić, a może po prostu im gdzieś to wcięło... Przypomnę, że to były czasy najpierw powojennej redukcji armii, przenoszenia jednostek z WP do KBW, potem szalona rozbudowa i reorganizacja armii w okresie "Wojny Koreańskiej", a potem znowu redukcja bo państwo tego udźwignąć nie było w stanie. No to odwalili te przysięgę jeszcze raz i mieli "po kłopocie". Pamiętam jaki był bajzel z ta zmianą przysięgi po 1992... nie pamiętam ile lat to trwało, ale 2-3 na pewno. A tak na marginesie... właśnie zajrzałem do mojej książeczki wojskowej i też nie mam adnotacji o przysiędze, choć dwie składałem (no "składałem" jedną, tą drugą w końcu personalny nie mogąc nas "połapać" to nam kazał po prostu w kancelarii podpisać, bo już mu termin mijał, a ludzie byli "ciężko zajęci" albo sobie z niego "jaja robili", do różnych tekstów pt. "Jak załatwisz u Jaruzelskiego, że mnie z poprzedniej zwolni" albo "a co wyglądamy ci na poborowych" oraz "to teraz co każdą zmianę treści będziecie nas ciągać jak młode szwejstwo" włącznie), a i stopień mam nieaktualny (bo mnie po 9 latach na emeryturze awansowali z mocy ustawy zmieniającej stopnie, ale jakoś nikt tego w wojskowych dokumentach osobistych nie uzupełnił). To ja sobie wyobrażam jaki był z tym bałagan w pierwszym powojennym dziesięcioleciu i wcale się nie dziwię temu co w tym temacie napisano. -
Komornik - Pan w państwie prawa?
Razorblade1967 odpowiedział secesjonista → temat → Polityka, ustrój i dyplomacja
Problem w tym, że ta krytyka polega na krytykowaniu zawodu jako takiego, z mnóstwem uogólnień na całą grupę zawodową. Przy okazji "czerpania wiedzy z mediów" (co moim zdaniem jest wiedzą guzik wartą - bo media nie sa od pokazywania rzeczywistości, a od zarabiania kasy na "sensacyjnkach") to warto by się przekonać (tyle, że to trudne czy wręcz niemozliwe dla przeciętnego człowieka) ile z różnych doniesień faktycznie ma potem pokrycie w prawdzie. Bo jakoś znam sporo "medialnych spraw" (no raczej na skalę lokalną, bo tutaj mozna przypadkiem się dowiedzieć czegoś konkretnego), które finalnie kończyły się zupełnie inaczej. I faktycznie spotkałem się też z przypadkiem, że ten na którym dokonano rzekomo niesłusznej egzekucji, po czasie i kolejnym dochodzeniu oraz sprawie sądowej okazał się po prostu wspólnikiem nieuczciwego wierzyciela... tyle, że o tym już nikt nie napisał, bo po czasie nikogo to nie interesowało. Nie przecząc, że czasem faktycznie mamy do czynienia z ewidentnym błędem czy wręcz nieuczciwością komornika, to takie kwestie też bym proponował brać pod uwagę. To jest walka z nieuczciwymi ludźmi i nie zawsze to wygląda tak jak na pierwszy rzut oka... O ile dobrze pamiętam to problem tych "identycznych personaliów" polegał głównie na tym, że do komorników trafiały dane z sądów właśnie bez numerów PESEL (a pozostałe dane faktycznie były prawie identyczne) czy w ogóle dane niekompletne - nie wiem czy zostało to już rozwiązane, ale zdaje się że tak. Pomyłki... no cóż zdarzają się głównie (pomijam skrajną niekompetencję i nieuczciwość) z powodu ogromnej ilości spraw i dużego obciążenia komorników. w zasadzie w każdej pracy gdzie kogoś nadmiernie obciążymy zacznie popełniać błędy. W ostatnich latach liczba spraw kierowanych do egzekucji komorniczej dość mocno wzrosła, a liczba osób wykonujących czynności w takim tempie nie wzrastała. Tym samym mamy sytuację nadmiernego obciążenia komorników, co zmniejsza skuteczność działania i czasem powoduje pomyłki. Jak w każdym zawodzie gdzie taka sytuacja wystąpi. Moim zdaniem o wiele gorszym niż te jednostkowe przypadki pomyłek jest fakt, że spada procent skutecznych egzekucji komorniczych. Coraz trudniej odzyskać swoje należności tą drogą... i to jest bardziej niepokojące. W końcu komornik działa w interesie osób/firm/instytucji poszkodowanych przez nieuczciwych wierzycieli. Radził bym też nie zapominać, że działania komorników odbywają się bardzo często w sytuacji gdy ta "druga strona" czyli nieuczciwy dłużnik stara się uniknać egzekucji i stosuje rózne kombinacje by posiadany majątek ukryć. Jakoś sam znam przypadki gdy ludzie nie spłacający swoich wierzytelności kombinują z przepisywaniem majątku na rodzinę i osoby trzecie. Potem niby nic nie mają, tylko żyją dziwnie "na poziomie"... a jak "wpadną" to potem krzyk, że niby komornik zabrał coś bezzasadnie, bo to niby "żony, szwagra czy kolegi było". Jak w walce z każdą nieuczciwością mamy sytuację, że często prawo i metody działań nie zawsze nadążają za wymyslaniem kolejnych "kombinacji". Czasem szybciej wymyśla się i stosuje kombinacje niż system (mający bezwładność biurokratyczną) jest w stanie skutecznie na to reagować. Sam kiedyś przerabiałem na sobie sytuację, że pewien kombinatorek tak "zamieszał w dokumentach", że przez parę miesięcy nachodziły mnie różne instytucje (w tym policja) bo wszędzie wychodził mój adres (choć gościa nigdy nawet nie znałem) - no do etapu komornika jeszcze nie doszło. Zawaleni robotą policjanci jakoś nie byli wstanie tego rozwiązać, a i pewnie byli ograniczeni przepisami. Mnie było łatwiej (funcjonariusz nie pójdzie z kimś wódki wypić by pewne informacje uzyskać "nieoficjalnie"), to sam doszedłem gdzie to indywiduum mieszka i podałem go "na tacy"... problem się skończył. No cóż... ale przy okazji trochę się nauczyłem "o mechanizmach kombinacyjnych" unikania odpowiedzialności - choć dziś pewnie juz bezwartościowe, bo to był jakieś 14-15 lat temu. Najbardziej mi się zawsze "podobały" zarzuty o to, że komornik coś spieniężył za mocno obniżoną wartość i potem krzyk jaki to on nieuczciwy... i jaki to :biedny dłużnik". Tyle, że komornik ma działać w interesie poszkodowanych (odzyskać ich pieniądze), państwa (odzyskać koszty sądowe na przykład), no i oczywiście dostać swoje honorarium. Nie ma działać w intersie nieuczciwego przedsiębiorcy czy pożyczkobiorcy, bo ten to miał szansę sprzedać samemu (za więcej) i spłacić zanim doszło do egzekucji. Komornik ma działać możliwie szybko (obniżając cenę szybciej spienięży przedmioty czy nieruchomości) w interesie poszkodowanych bo to ich interesy są najważniejsze. -
Komornik - Pan w państwie prawa?
Razorblade1967 odpowiedział secesjonista → temat → Polityka, ustrój i dyplomacja
I tutaj jest "pies pogrzebany" - czyli "medialnych doniesień", a media jak wiadomo żyją z sensacyjek, zresztą zazwyczaj przekręcając pod założenie rzeczywistość, tak by się "lepiej sprzedawała". Komornicy codziennie dokonują wielu egzekucji, rocznie kierowanych jest do egzekucji komorniczej ponad 4 mln spraw. To nic dziwnego, że trafiają się czasem problemy i pomyłki. Bo w każdym zawodzie są lepsi i gorsi fachowcy, jest też pewien procent kompletnie niekompetentnych. Podobnie jak w każdym zawodzie trafiają się ludzi nieuczciwi. Jednak tak mi się jakoś wydaje, że lwia część tych 4 milionów spraw jest załatwiana prawidłowo, choć czasem po prostu jest problem ze ściągalnością. "Zły komornik" to modny temat... bo mamy jakoś tak powszechne i absurdalne podejście, że tym "złym" to jest komornik czy bank domagający się zwrotu pożyczek itd. A rzekomo "poszkodowanym" jest ktoś kto zalega z płatnościami. To nic dziwnego - że w mediach temat komorników jest "lotny". Choć nie sądzę, by pomyłek i niekompetentnych baranów było tam więcej jak w innych zawodach. -
Mord pod Ciepielowem - zbrodnia wojenna Wehrmachtu w 1939r.
Razorblade1967 odpowiedział ciekawy → temat → Wrzesień 1939 r.
Jak najbardziej się zgadzam... oczywiście jeszcze mogło by to wystąpić przy jakimś opisie walk gdzie obie strony używały pistoletów maszynowych i piszący chce podkreślić fakt, że słyszał strzały z broni własnej armii (rozpoznał odgłos wystrzałów) - tyle, że w 1939 nie mógł się spotkać z innymi pm-ami niż niemieckie, a i tak mam wątpliwości, że wobec śladowej ilości tej broni, w tym okresie był w stanie to rozpoznać. Te poprawki świadczą moim zdaniem o tym, że jest to "fałszywka" - najpierw, ktoś napisał coś bez sensu, a potem usiłował poprawić... to nie są tzw. "błedy maszynowe", to poprawienie "relacji" by wyglądała na autentyczną. Może mamy do czynienia z sytuacją, że ktoś spisujący relację faktycznie spisał wg słów świadka część faktów, a resztę sobie dopisywał wg "założeń". Tyle, że nie znał realiów 1939 i nie był Niemcem... no to mu różne "kwiatki" powychodziły. -
Mord pod Ciepielowem - zbrodnia wojenna Wehrmachtu w 1939r.
Razorblade1967 odpowiedział ciekawy → temat → Wrzesień 1939 r.
I dodam jeszcze, że okreslenie schwere Maschinengewehr (że niby błąd jest w drugiej części nazwy) też mi nie pasuje, bo jednostki zmotoryzowane miały w 1939 MG.34 i opisanie jako sMG dotyczyło broni półplutonu ckm czyli MG.34 z podstawami, a generalnie tym określeniem to opisywano starsze MG.08 (nie było ich wtedy już w jednostkach zmotoryzowanych i nie było w dywizjach piechoty I fali. Raczej w ogóle nie funkcjonowało powszechnie określenie schwere Maschinengewehr w odniesieniu do MG.34. -
Mord pod Ciepielowem - zbrodnia wojenna Wehrmachtu w 1939r.
Razorblade1967 odpowiedział ciekawy → temat → Wrzesień 1939 r.
Tyle, ze określenia schwere Maschinenpistole nie było przed 1942, obojętnie czy było tam deutsche czy nie, podobnie jak mało prawdopodobnym jest zebranie do kupy 12 pistoletów maszynowych w jednym miejscu we wrześniu 1939, nawet w zmotoryzowanym pododziale, bo to oznaczałoby 12 dowódców drużyn (jeśli w ogóle mieli wtedy pm-y, bo to był rzadki przypadek) lub dwunastu pojedynczych członków obsługi z 12 samochodów pancernych. Dalej jestem zdania, że ten list jest "trefny", a autor sobie dopasowywał wiedzę jaką posiadał o WH nieco późniejszym do sytuacji, którą chciał opisać, a przy której go nie było. Może zasłyszał i wsadził tam własną osobę? W sumie to by się zgadzało jeśli chodzi o "żołnierskie opowieści", bo bardzo często w czsach już współcześniejszych spotykałem się z żołnierskimi opowieściami, które były mocno podrasowaną wersją zasłyszanych zdarzeń (czasem prawdziwych w pewnym procencie, a czasem i to nawet nie) z "wstawionym" w miejsce "akcji" opowiadającym. Możemy mieć tutaj do czynienia z czymś takim. -
Mord pod Ciepielowem - zbrodnia wojenna Wehrmachtu w 1939r.
Razorblade1967 odpowiedział ciekawy → temat → Wrzesień 1939 r.
Jak dla mnie to relcja po prostu niewiarygodna i tyle... 1. Wystąpienie około 12 pistoletów maszynowych w jednym miejscu w 1939 jest mało prawdopodobne, w jednostkach piechoty (nawet zmotoryzowanej) - były w ilościach "śladowych" i prawdopodobieństwo zebrania się w grupę około tuzina ludzi, którzy mogli być w nie w ogóle wyposażeni jest mało prawdopodobne i to tylko wtedy gdyby coś "było przygotowane", ale przy rozstrzelaniu "na gorąco" raczej nie (szczególnie, że autor pisze o strzelaniu tylko z tych pm-ów, a nie z różnej broni). Opis wtawiający tam tyle tej broni, może świadczyć o tym, że autor albo w ogóle nie był świadkiem czegokolwiek, albo w ogóle nie był tam obecny, a jego opis jest "skażony" późniejszymi doświadczeniami wojennymi, gdy tej broni było znacznie więcej (choć nie tyle jak to pokazuje kinemagrafia wojenna oczywiście). 2. Kwestia "ciężkiego pistoletu maszynowego" (oraz późniejsza próba nieudolnego zamaskowania błędu) również wskazuje raczej na późniejsze doświadczenia wojenne i opis czegoś czego rzekomy świadek nie widział, ale chciał napisać, że widział tylko obraz armii miał z okresu nieco późniejszego. Zresztą można to powiązać z pkt 1, bo w czasie gdy WH posiadało MP.43/StG.44 to faktycznie uzbrajano w nie całe drużyny i prawie całe plutony . 3. Trochę mi się też nie zgadzają te opisy strzelania sobie z jadących samochodów do krów czy ich właścicieli. Owszem podczas jakiś pacyfikacji wsi czy czegoś podobnego w czasie okupacji terenów to mogło i pewnie miało miejsce. Ale średnio to widzę podczas poruszania się kolumny w rejonie walk. Przecież taki nagły strzał wprowadza tylko zamieszanie, może być powodem fałszywego alarmu, niekotrolowanej strzelaniny w "nic". Na moje to za takie nieodpowiedzialne zachowanie dowódca szybko by się z żołnierzem/podoficerem "rozliczył" i to dość gwałtownie. Szczególnie, że mamy sytuację z początku wojny, żołnierze nie mają bojowego doświadczenia (a i kwestie dyscypliny to jeszcze "na psy nie zeszły" jak to bywało po dłuższym czasie przebywania na froncie) i łatwo o niepotrzebne zamieszanie. 4. Coś mi się nie zgadza też z tym czasem dojścia (100m szybkim krokiem) i zastanym efektem. Moim zdaniem ten list jest spreparowany i tyle... przez kogo i w jakim celu nie wiem? Ale ja nie uważam go za wiarygodny, co zresztą już nie raz twierdziłem i w sieci, i podczas naszego osobistego spotkania (jak dobrze pamiętam i kojarzę) swego czasu na pewnej strzelnicy. Na moje to najpierw powstało coś o tym rozstrzelaniu jeńców w takiej liczbie (jaka była prawda - nie wiem), a potem ktoś to chciał uwiarygodnić tym listem i wg mnie "średnio" mu to wyszło, nie miał chyba polotu do takiej "twórczości". -
Mord pod Ciepielowem - zbrodnia wojenna Wehrmachtu w 1939r.
Razorblade1967 odpowiedział ciekawy → temat → Wrzesień 1939 r.
Wojenna, ale relacja jest powojenna... stąd możliwość, że osobie relacjonującej się po prostu coś "pokiełbasiło", szczególnie jeśli ta relacja nie jest do końca (w większości?, w ogóle?) prawdziwa. A ktoś to potem "poprawiał" by było wiarygodne i z "ciężkiego pistoletu maszynowego", którego w 1939 nie było, wyszło to bezsensowne "niemiecki pistolet maszynowy". Zwykli żołnierze raczej mało wiedzieli o broni, w zakresie kiedy powstała, w jakich okolicznościach itd. Do dzisiaj tak jest - choć możliwości nabywania wiedzy dużo większe. Często w "opowieściach" żołnierskich błędów dotyczących broni jest cała masa, wiele mitów itd. Po pierwsze - G.41 (podobnie jak późniejszy G.43 - dopiero w końcu 1944 mieszali z nomenklatura i stał się on K.43 czyli Karabiner - co oznacza karabinek) nie był karabinkiem automatycznym, a karabinem automatycznym (samopowtarzalnym). Po drugie - nie był w żaden sposób "wersją rozwojową" powtarzalnego Mausera 98, łączyła go z nim tylko używana amunicja i łódki nabojowe, no i oczywiście to że miał lufę, kolbę itd. Natomiast MP.42S i sMP.42 oraz dalej MKb.42, potem MP.43 i na końcu StG.44 (choć te dwa ostatnie to w sumie to samo) to były karabinki automatyczne (samoczynno-samopowtarzalne) strzelające nabojem pośrednim (czyli silniejszym od pistoletowego i słabszym od karabinowego) i początkowo ich zakwalifikowanie było różne i stwarzało problemy. Możliwości broni były podobne pod względem siły ognia do pistoletów maszynowych, a donośność skuteczna niewiele odbiegała od tej praktycznej dla karabinków (karabinki oczywiście miały energię większą, ale w praktyce średnio wyszkolony strzelec nie był w stanie tego wykorzystać, bo i tak choć karabin mógł, to on na ponad 300-400m i tak w nic nie był w stanie trafić) - stąd problemy z klasyfikacją, w sumie normalne gdy coś jest nowe. Przypomnę, że to nie były wcale problemy początkowe, bo w powojennym WP karabinek AK był długi czas nazywany oficjalnie PmK czyli "pistolet maszynowy Kałasznikowa", podobnie w NRD (czyli przecież Niemcy) oznaczono go MPi-K. Armia III Rzeszy też miała wcześniej z tym problem, bo najpierw był to "ciężki pistolet maszynowy" (Maschinenpistole Schwer potem zaraz schwere Maschinenpistole), potem "karabinek maszynowy" (Maschinenkarabiner), następnie znowu pistolet maszynowy, tyle że bez tego "ciężki" (Maschinenpistole), a na końcu karabin szturmowy (Sturmgewehr). To ostatnie stało się tak "modne na świecie", że nawet współczesne WP oficjalnie nazywa Beryla "karabinem szturmowym" czyli kbs Beryl - choć jest to kompletnie niezgodne ani z nomenklaturą współczesną (PN-V-01016:2004), a z tą wcześniejszą obowiązującą w czasie gdy broń wchodziła do uzbrojenia. Tyle, że określenie to weszło do języka powszechnego w temacie broni strzeleckiej już po wojnie, i często długo po wojnie. Natomiast w czasie wojny to najpowszechniej na tą broń mówiono właśnie "pistolet maszynowy" (w końcu oficjalna zmiana nazwy na "karabin szturmowy" to końcówka 1944), bo oficjalna nomenklatura sobie, a żołnierze mało do tego przywiązują wagi (co z tego, że w kwitach wszędzie stoi dzisiaj to bezsensowne kbs Beryl, jak żołnierze nazywają go karabinkiem automatycznym i w sumie rację mają...) i MP.43/StG.44 im najbardziej się kojarzył z pistoletem maszynowym, że był cięższy od pm-u i strzelał silniejsza amunicja to był sobie własnie "ciężkim pistoletem maszynowym" czyli tak jak go nazywano na etapie początkowym. PS. A tak naprawdę to ten G.41 był kompletnie nieudaną bronią i raczej mało rozpowszechnioną - raptem w latach 1941-44 powstało go 128 tys. Wobec ok. 402 tys. G.43 (czyli modyfikacja G.41, przy użyciu układu gazowego praktycznie skopiowanego z radzieckiego SWT i... wreszcie zaczęło to działać poprawnie), ponad 425 MP.43/StG.44 oraz około 8 milionów Mauserów (tylko dla WH - kolejny milion to LW i KM). Do tego 700 tys. MP.38/MP.40 dla WH (i jeszcze trochę dla LW i KM), ponad 250 tys. pm Beretta dla WH oraz innych pomniejszych ilości w stylu kilkudziesięciu tysięcy MP.35 itd. Do tego jeszcze trzeba dodać broń wyprodukowaną przed wojną (głównie Mausery 98k) czy zdobyczną (polską, czeską itd.), a obecną w czasie DWS... to ten G.41 po prostu "ginie w tłumie". Niewielu żołnierzy miało z nim do czynienia, bo w sumie ze względu na problemy eksploatacyjne (zawodne, skomplikowane przesadnie i wrażliwe na zabrudzenie to było) szybko wypychano go "na tyły", bo na froncie nijak się nie sprawdzał (w przeciwieństwie do zdobycznych radzieckich SWT). -
Mord pod Ciepielowem - zbrodnia wojenna Wehrmachtu w 1939r.
Razorblade1967 odpowiedział ciekawy → temat → Wrzesień 1939 r.
I też mi nie pasuje... bo niby skąd w 1939 te 12 pistoletów maszynowych "na kupie"? Kto mógł je mieć? Dowódca drużyny - bardzo rzadki wtedy przypadek, bo w etatach nie było i tylko czasem się pojawiały (zwykle MP.18 lub MP.28). No nawet gdyby mieli to co zebrali się wszyscy dowódcy drużyn do kupy by sobie z nich do jeńców postrzelać? W samochodach pancernych były, ale po jednym. Znowu wszyscy zeszli się do kupy? Nie tylko... Schwere Maschinenpistole to określenie używane początkowo dla karabinka automatycznego, który potem nazywano Maschinenkarabiner, następnie ponownie Maschinenpistole, a finalnie Sturmgewehr. Czy i jak długo potocznie funkcjonowało to Schwere Maschinenpistole nie wiem, ale to bardzo możliwe. Już to kiedyś zauważyłem (na tym Forum, czy na innym - nie pamiętam, 155 stron tematu mi się nie chce przewalać) - jeżeli tekst ma w sobie dużo fikcji i był napisany po wojnie to jego autor (preparator) mógł się początkowo po prostu pomylić (wiedza o broni jego mocna strona być nie musiała) i potem już sobie zaczął "kombinować" (albo kto inny) by to poprawić, zgodnie z realiami "czasów". A z tym "tuzinem" - to by w sumie pasowało do km-ów, bo kompanie w batalionach 29 dywizji miały po 11 MG.34, z tego 2 z podstawami jako ciężkie, w półplutonie ckm oraz po trzy w każdym plutonie bez podstaw, jako lkm. Tylko czy ktoś do rozstrzeliwania użyłby całej broni maszynowej kompanii? -
A mnie to się tak wydaje, ze powinniście sięgnąć do tematyki Forum czyli do historii... Skojarzenie tych ferm drobiu "przemysłowego" z "KL-ami" jest całkiem w sumie trafne... jeśli o to chodziło.
-
Pewnie, że lepsze... choćby dlatego, że rosną jakieś 3-4 miesiące, a nie 3 tygodnie i jednak mniej są "tuczone". Jednak jak nadmieniłem zdanie mojej teściowej na temat tych pasz i jak napisał Secesjonista o tym czym się teraz "zwierza" karmi to nie jest już żywność bez "chemii" i "modyfikacji". A pewnie, że można i trzeba... wszak "alkohol odkaża". Ja tam się nie boję jak sobie śledzika "dziabię" pod Absulucika czy łososia pod Jacka Danielsa". A tak poważniej to gdyby człowiek miałby się wszystkiego szkodliwego bać to... musiałby przestać oddychać.
-
A jest takowe? No chyba żebym sobie założył własną uprawę i hodowlę - oczywiście taką, która byłaby samowystarczalna (czyli temu co hoduję, sam wytwarzam paszę, którą uprawiam tak a nie inaczej - bo nawet jak chcesz sobie "zdrową" kurę wyhodować, to musisz najpierw zrobić swoją "zdrową" paszę... ta "kupna" już ma tą "chemię"). No może paru fanatyków "zdrowej żywności" może sobie na to pozwolić. Reszta jest "skazana" na zakupy w sklepach, straganach itd. - a tam nic "zdrowego" wg Twojej definicji nie uświadczysz... co najwyżej zakłamane etykiety i kłamliwe zapewnienia sprzedawców. Tak więc będziemy sobie dalej spożywać "chemię" i tyle... koszty postępu, zresztą nieodwracalne. Zdrowe żarcie... no cóż parę miesięcy temu zrobiłem sobie taki "eksperyment" - przestałem żreć w ogóle pieczywo, kartofle, produkty mączne, świninę itd. Zostały rybki, wołowinka oraz warzywka i owoce. I to nie z "fanatyzmu" żywieniowego, a tylko dlatego, że zaczęła mi dokuczać dawna kontuzja z armii (staw skokowy) to musiałem sobie nieco obciążenie obniżyć (czyli ze 120 na 85 kg). Efekt osiągnąłem - do tych "świństw" nie wróciłem, chleba nie jadam, świniny też nie za bardzo (no goloneczka raz w miesiącu dla zdrowia psychicznego) itd. i reszty wymienionych też nie. Tyle, że się nie łudzę, że jadam zdrowo - bo rybka pływa w zanieczyszczonych morzach, krowa żre co jej dają by szybko i bezproblemowo rosła i obrastała w mięcho, a warzywa i owoce oczywiście mają kontakt z chemią by ich robale nie zjadły zamiast mnie. I nie ma to znaczenia czy kupuję to w mięsnym X czy Y, czy w jakiejś "Biedronce"... Wytwórcy tego artykułu muszą z nim postępować tak samo i tak robią. Tyle, że omamiają jakimiś bzdetami o rzekomym braku tego czy tamtego. Musiałbym być naiwny mając całą rodzinę żony na wsi (nawet teściowa, co to "na roli" od dziecka - już twierdzi, że nie sposób kupić paszy bez "domieszek" dla kur), paru kumpli z klubu strzeleckiego będących małymi i większymi rolnikami. Cudów nie ma... no chyba, żebym się wyniósł tam gdzie powietrze i gleba przemysłem nieskażona i zaczął wszytsko sam uprawiać.
-
13 grudnia 1981
Razorblade1967 odpowiedział jancet → temat → Polska Rzeczpospolita Ludowa (1945 r. - 1989 r.)
No cóż... z mojej strony to za wiele "dramatyzmu" nie będzie - bo "gówniarz" byłem mając te 14 latek i parę miesięcy, a do tego wychowałem się mieszkałem wtedy na osiedlu gdzie były trzy jednostki wojskowe (Dowództwo POW oraz pułki dowodzenia i łączności), a w mieście wtedy jeszcze funkcjonowało spore lotnisko wojskowe oraz parę jednostek Lotnictwa i WOPK z pułkiem lotniczym i Dowództwem Korpusu WOPK na czele. Obok mojego osiedla było spore skupisko budynków zamieszkiwanych przez żołnierzy i ich rodziny - tak więc widok żołnierzy i sprzętu wojskowego był raczej codziennością i trudno by robiło to jakieś większe wrażenie, takie jak tam gdzie się wojska na co dzień w większej liczbie nie oglądało. DO tego samo miasto jakoś specjalnie "solidaruchowe" to nie było, owszem były jakieś "zajścia", ale zasadniczo w formie bardzo ograniczonej do ścisłego centrum miasta i niewielkich rozmiarów. Poranny brak telewizji też jakiegoś większego wrażenia nie zrobił... ot "coś się znowu zepsuło" (w końcu w PRL trudno było mówić o bezawaryjności wielu rzeczy i systemów). Przemówienie gen. Jaruzelskiego oczywiście wywarło wrażenie, głównie tym że w pierwszej chwili "nie wiadomo było o co chodzi" i co z tego ma być. Nie pamiętam oczywiście po latach szczegółów (co chyba świadczy, że jednak było w domu dość spokojnie), ale ten stan niepokoju dość szybko chyba opadł, bo (jednak miła) informacja o tym, że w poniedziałek nie trzeba iść do szkoły "dopadła" nas młodzież podwórkową właśnie na podwórku, gdzie była taka "pobudowlana górka" na której zimą "jeździło się na butach" (i wokół której toczyło się zimowe "życie towarzyskie") i to raczej w "podwórkowym komplecie". Było to jakoś koło południa... a więc dość szybko te pierwsze emocje "braku Teleranka" opadły. W zasadzie jedynym znakiem Stanu Wojennego, było paru uzbrojonych żołnierzy w okolicy małego dworca kolejowego - tyle, że ze względu na bliskość wspomnianych jednostek wojskowych zwykle tam żołnierzy było widać to i większego wrażenia to nie robiło. Z takich robiących większe wrażenie sytuacji to pamiętam dwie... Jedna to fakt, że już od pierwszego wieczora czy raczej popołudnia (jakoś tak gdy jak to zimą, wcześniej zmrok zapadał) okolicę patrolowały 2-3 BRDM-y jadące jeden za drugim. Jak się potem dowiedziałem zbiegające się ulice, gdzie wtedy mieszkałem były granicą obszaru, który chroniono szczególnie - ze względu na obecność tam wspomnianych jednostek i osiedle kadry. Tyle, że te pojazdy budziły u nas bardziej ciekawość niż niepokój... w sumie do widoku wojska i sprzętu byliśmy przyzwyczajeni. Druga sytuacja miała miejsce po chyba 2 dniach - niedaleko była rampa kolejowa gdzie można było rozładować ciężki sprzęt z platform kolejowych. Wieczorem widocznie rozładował się tam pułk czołgów i przejeżdżał nam "w komplecie" pod oknami (wówczas to była droga wylotowa z miasta - obecna powstała parę lat później), co jednak pewne wrażenie wywoływało, choć znowu chyba więcej ciekawości niż niepokoju. Plotka oczywiście głosiła, że "jadą na Gdańsk"... czyli skojarzenie ze zbliżającym się 17 grudnia, ale już po fakcie dowiedziałem się, że to była tylko plotka (i to nielogiczna, bo niby czemu mieliby z kolejowego transportu przechodzić "na gąsienice" prawie 200km od celu). Rzeczywiście ten pułk przebazowywał się około 30 km kilometrów na północ od miasta. Co ciekawe reakcje ludzi wcale nie były wrogie czy nawet niechętne (choć to skupisko bloków bynajmniej wojskowe nie było), bo gdy jeden z czołgów miał akurat pod oknami awarię i żołnierze prawie do rana "walczyli" z wozem przy pomocy wozu technicznego i paru mechaników to ludziska im kanapki i herbatę nosili. Generalnie ten cały Stan Wojenny większego wrażenia w mojej okolicy nie robił... czy z racji tego, że generalnie było to "spokojne miasto" czy z racji przyzwyczajenia do obecności wojska to już trudno mi rozstrzygnąć... chyba z obu przyczyn. Godzina milicyjna jakoś specjalnie uciążliwa nie była... w końcu "nocne życie miasta" to czasy nam bliższe. Ten siermiężny PRL powodował, że w zasadzie i tak nie było gdzie chodzić. Ostanie seanse w kinach i tak było około 19, a większość knajp (no jeszcze wtedy nie chodziłem oczywiście... ale wiedzę przecież się miało) zamykano koło 21. Rodzina problemów z dotarciem do pracy nie miała bo robili od 7 do 15 - tyle co później, gdy po 4 latach pracowałem w fabryce słyszałem, że na początku było trochę zamieszania z przepustkami dla "zmianowców", ale chyba pomimo tego bałaganiku przepływ informacji był dobry, bo z opowiadań reakcje patroli były spokojne. Podobnie z czasowym brakiem telefonów... niby człowiek w domu miał, ale ze względu na to, że procent "telefonizacji" w PRL, nawet w miastach nie powalał to nie bardzo człowiek dzwonił po kolegach, raczej dominowały kontakty osobiste. Nawet ograniczenia w podróżowaniu jakoś mnie nie "ubodły" z racji zimowego okresu, a już przecież latem 1982 tego nie było i pamiętam, że całkowicie normalnie jechałem na obóz i potem wczasy. Jak dla mnie i mojej rodziny ten Stan Wojenny to była raczej umiarkowana okresowa niedogodność (no bo coś to tam jednak utrudniało w życiu). Nie obserwowałem też jakiś specjalnie wrogich tej sytuacji reakcji otoczenia... raczej przyjmowanie tego ze spokojem, a nawet reakcję w stylu "może wojsko zrobi porządek" (tym bardziej, że ta "anarchia" sprzed SW też jak pamiętam ludziom doskwierała na co dzień). -
Aktualne spory polityczne
Razorblade1967 odpowiedział jancet → temat → Polityka, ustrój i dyplomacja
Bynajmniej nie twierdzę, że statystyki są w ogóle niepotrzebne, a tylko że na podstawie samych i to dość ogólnych statystyk nie można formułować pewnych wniosków (odnoszących się wprost do lat rządów danej partii), a w zasadzie sobie można jak ktoś chce tylko, że będą one guzik warte. Posłużę się jeszcze raz przykładem armii i problemem, o którym już wspominałem... Zmiana ustawy o służbie zawodowej, dokonana w 2004 czyli za rządów SLD, w której popełniono parę błędów spowodowała odejście dużej liczby starszych podoficerów-specjalistów. Tyle, że ze względu na naliczania świadczeń gro tych odejść nastąpiło w latach 2005-2006, a więc za rządów PiS. Natomiast po kolejnych latach gdy pozostała część tego "pokolenia" podoficerów odeszła w sposób naturalny wystąpił spory problem z "luką kadrową" - tyle, że było to już za rządów PO. Gdyby teraz ktoś nie znający przyczyny problemu (a bez znajomości pewnej specyfiki armii to trudne, nawet jak ktoś zauważy zmiany ustawowe i się z nimi zapozna) chciał efekty przenosić wprost na rządzących w danym momencie to wysnułby wnioski, że masowe odejścia nastąpiły "przez PiS", bo wtedy rządził, a np. gdyby mieć jakieś statystyki efektywności pracy w pewnych specjalnościach (tam gdzie doświadczenia nabywa się dopiero z biegiem lat i gdzie jest to ważne) to pewnie jakieś spadki przypisałby "winie PO" - bo ten efekt najbardziej nastąpił w czasie gdy rządzili. Można takie przykłady mnożyć... np. zaniedbania dotyczące pojazdów samochodowych w armii w pierwszej połowie lat 90-tych, zaczęły wychodzić boleśnie dopiero po jakiś 10 latach gdy sprzęt się zużył naturalnie, a w jego odtwarzaniu była luka, której załatanie wymagało kolejnych lat. W między czasie zmieniały się rządy... a negatywne efekty oglądane z boku wychodziły za czasów zupełnie innych rządzących, niż ci co spowodowali problem. Wróćmy do Policji... aktualna zmiana KPK, która wg każdego mi znanego "dochodzeniowca" spowoduje skomplikowanie prowadzenia dochodzeń i spadek ich efektywności w przyszłości została dokonana za rządów PO i teraz jeżeli wkrótce odbywają się wybory i PO przegra, a władzę obejmie PiS to w statystykach ten ujemny efekt będzie widoczny za rządów PiS, bo to się rozłoży na kolejne lata. Bez wiedzy o przyczynie tego problemu za parę lat bazując tylko na statystykach ktoś będzie mógł to przypisać PiS lub komu innemu kto będzie rządził od przyszłego roku. W tak dużych i rozbudowanych instytucjach jak Armia czy Policja efekty negatywnych działań rozciągają się na lata i często wychodzą boleśnie dopiero po latach. Bez głębszej wiedzy na temat przyczyn danego problemu (a ta jest z zasady dostępna albo osobom związanym z czymś zawodowo lub zawodowo zajmującym się analizą pewnych problemów - z dostępem do materiałów i wiedzy, którą nie dysponujemy jako laicy w pewnych dziedzinach) wysnuwanie wniosków opierając się tylko na ogólnych i w sumie dość pobieżnych statystykach formułowane wnioski w dużym procencie będą po prostu błędne. Zresztą nie dotyczy to tylko takich instytucji o jakich wspominamy, pewne błędne działania rządów dotyczą np. dużych grup zawodowych. Tutaj można się posłużyć przykładem pracowników ochrony fizycznej. Zmiany ustawowe, które z pozoru były pozytywne (likwidacja licencji i tego co z tym było związane), w rzeczywistości okazały się negatywnymi - bo zamiast coś uprościć (co było zamysłem zmieniających prawo) to skomplikowały (uzyskiwanie pełnych uprawnień do pracy z bronią - znacznie podniosły się np. tego koszty, choć wcale nie podniosły się wymogi na egzaminach i zawodowy poziom pracowników). Efekt będzie odczuwalny po pewnym czasie, już za rządów innych niż ci co dane zmiany wprowadzili. Tak można w nieskończoność... ale jeszcze jeden przykład: Zmiany prawne dotyczące emerytur służb mundurowych dokonane w 2012, znowu z pozoru pozytywne dla budżetu za lat 20-25 doprowadzą do starzenia się kadr w tych formacjach - a starzenie się kadr, w sposób naturalny spowoduje rozrost stanowisk nie wymagających wysokiej sprawności psychofizycznej (kosztem tych wymagających). Za lat 20-25 ktoś bazując tylko na statystykach zobaczy np. rozrost stanowisk administracyjnych (te instytucje będą się naturalnie "bronić" przed pewnymi efektami wydłużenia koniecznego okresu służby) w stosunku do tych "bojowych". I ciekawe czy wtedy (po ćwierć wieku) będzie w stanie prawidłowo przypisać (nie siedząc w problemie dogłębniej) co spowodowało problem i jaki rząd ponosi za to "winę"? Tak więc Secesjonisto - dane statyczne są tylko materiałem pomocniczym, którego można użyć z sensem tylko w zestawieniu z wiedzą o przyczynach takich, a nie innych efektów statystycznych. Bez tej wiedzy, to możemy sobie tylko wysnuwać teoryjki, przekomarzać się i w zasadzie mówić o tym co się komu wydaje i to zwykle na skutek sympatii czy antypatii do takich czy innych rządów. Wartości to niestety nie ma żadnej, a większość wniosków będzie błędna - choć wygłaszającemu będzie się wydawać, że tak nie jest. Tak więc jak ktoś chce mnie przekonać, że jakieś działania rządu X czy Y przyniosły spadek lub wzrost efektywności pracy Policji bo w statystyce ogólnej czegoś jest tam mniej lub więcej - to musi niestety spróbować zanalizować problem dogłębniej i znaleźć (jak się da oczywiście, nie wszystkie dane czy wiedza są dostępne) przyczyny danego problemu, a także czas, któremu można przypisać powstanie takiego czy innego problemu. Ja dokonać takiej analizy statystyk np. wykrywalności przestępstw w oparciu jakąś merytoryczną wiedzę nie potrafię. A Ktoś z Was potrafi? Jak nie - to niestety dalej będę twierdził, że na podstawie tych statystyk to guzik można powiedzieć z sensem (ja też nie potrafię tego zrobić). -
Aktualne spory polityczne
Razorblade1967 odpowiedział jancet → temat → Polityka, ustrój i dyplomacja
Ależ przecież ja o tym już pisałem... nawet nie rządów PiS ich kadencja była krótka, to i jeszcze rządów SLD. Zresztą podobnie z każdym rządem - wiele tego co się dzieje w czasie jego kadencji to efekty (pozytywne i negatywne) rządów poprzednich. To chyba jest jasne? Zresztą aby jeszcze to skomplikować to należałoby dodać uwarunkowania zewnętrzne... np. kwestie tzw. kryzysu finansowego w latach 2007-2009 i jego skutków w późniejszych latach. To wszystko jest bardzo złożone... nie da się tego tak prosto jak by co nie którzy chcieli. -
No to ze swojej branży, bo najlepiej dyskutować o czymś o czym jednak posiada się wiedzę merytoryczną to umiejętności w posługiwaniu się bronią przez przeciętnego policjanta (pomijam AT oraz CBŚ - gdzie to szkoleniowo wygląda dużo lepiej) są z gatunku tych niskich, pewnie powinienem to jeszcze ostrzej określić po tym co widuję czasem gdy ci ludzie usiłują to poprawić prywatnie, za swoje pieniądze (w tym przypadku chwała im, że próbują i chcą). Przyczyny wg mnie są dwie: 1. Brak odpowiedniego systemu szkolenia, często strzelania programowe tak naprawdę nie uczą niczego, a do tego czasem trudno zauważyć w ogóle jakieś szkolenie, a raczej "masz naboje i strzelaj" - gdyż umiejętności szkolącego też są delikatnie mówiąc mało ciekawe. 2. Kwestie finansowe - po prostu strzelają rzadko i niewieloma nabojami. Jako przykład takie pisemko wygrzebane przez kolegę z pewnego forum strzeleckiego w sieci, podejrzewam że wydane w ramach tzw. "informacji publicznej", bo jego adresat i osoba, która to pewnikiem opublikowała to prawnik jednego ze znanych i dużych stowarzyszeń strzeleckich. https://fbcdn-sphotos-b-a.akamaihd.net/hphotos-ak-xap1/v/t1.0-9/11628_1018648674830025_6457589635848108999_n.jpg?oh=31098b12730202853478dfb03b3a495e&oe=55CFD4BE&__gda__=1439429955_f52ada427d4eca39a3c3f77df2836c73 Przy czym warto zauważyć, że to "nie rzadziej niż raz na..." to zwykle oznacza właśnie tylko ten "raz na". Problemy z wyszkoleniem policjanta, zresztą nie tylko w tym zakresie, ale też w zakresie używania innych środków przymusu bezpośredniego oraz w zakresie wiedzy prawnej - to wynik też krótkiego okresu szkolenia. Dla podstawowego szkolenia policjanta (po którym służy on już "na ulicy") to jest 124 dni szkoleniowe i 938 godzin lekcyjnych szkolenia. Many więc 4-miesięczny okres "produkcji policjanta". http://praca.policja.pl/dokumenty/zalaczniki/13/13-64328.pdf W zakresie szkolenia strzeleckiego musi być wyraźnie problem z efektywności i metodyką szkolenia, bo te 98 godzin to w sumie nie jest jakoś specjalnie mało (ale pod warunkiem odpowiedniego prowadzenia zajęć oraz odpowiedniego zabezpieczenia materiałowego) i jako zawodowy instruktor uważam, że wyniki obserwowane u młodych policjantów powinny być wyższe, a nie są. Znając zresztą część strzelań policyjnych - zarówno z tego co zostało pisane (swego czasu "Strzał" dość dokładnie je opisał), jak również ze słów próbujących się doszkolić policjantów to ich dobór nie jest moim skromnym zdaniem najszczęśliwszy. Przyznam się, że trafiałem u osób przygotowujących się do egzaminu końcowego (ratujących się przed "obalaniem" na komercyjnych strzelnicach) na takie podstawowe błędy, że nie mam pojęcia jak ichni "instruktor" mógł ich nie zauważyć i nie skorygować, bo były z zakresu "strzelckiego ABC". Musi być więc gdzieś tam problem z metodyką szkolenia strzeleckiego czy poziomem wyszkolenia instruktorów (nie każdy kto sam dobrze strzela nadaje się do uczenia innych - zresztą to obowiązuje w każdym miejscu gdzie mamy do czynienia z uczeniem kogokolwiek, czegokolwiek)... a i pewnie jest też z ilością amunicji do dyspozycji instruktora i szkolonego. Jeśli chodzi kwestie finansowe to np. kompletnie nie rozumiem dlaczego nie stosuje się do wstępnego szkolenia odmian broni bojowych na amunicję bocznego zapłonu.. Tak samo ukształtowana broń, z praktycznie identycznymi przyrządami celowniczymi, z identyczną pracą spustu pozwala uczyć tanio podstaw. To coś co jest znane każdemu instruktorowi strzelania na strzelnicach prywatnych, jak również zresztą całej rzeszy ludzi strzelających i trenujących na co dzień. Amunicja jest 4 razy tańsza... a można wiele przećwiczyć i przygotować do strzelania z broni na amunicję centralnego zapłonu (czyli docelową używaną w broni służbowej). Do tego mniejszy odrzut i huk przy całkowicie wstępnym szkoleniu mniej deprymują szkolonego i pozwalają się na wstępnych etapach skupić na wyrobieniu pewnych nawyków (np. operowania spustem, zgrywania przyrządów, uchwycenie broni), to już zostaje i przy przejściu na broń typową nie trzeba tego poprawiać przy większych kosztach. Więcej zostaje na trening bardziej zaawansowany. Szczególnie, że akurat przy broni krótkiej gdzie miałoby to zastosowanie to szkolenie w strzelaniu jest najtrudniejsze... strzelania z broni długiej nauczyć jednak łatwiej (pomijam oczywiście zagadnienia snajperskie itd.). Przyznam porównując te zagadnienia z tym co się dzieje w armii to armia okres strzeleckiej zapaści ma już za sobą (choć oczywiście zaszłości będą jeszcze wychodziły latami), a Policja chyba jeszcze taką zapaść przeżywa. Jeśli nawet już docenili i ocenili problem, a nawet zaczęli wdrażać jakieś działania naprawcze to efekty będą dopiero za jakiś czas.
-
Aktualne spory polityczne
Razorblade1967 odpowiedział jancet → temat → Polityka, ustrój i dyplomacja
Owszem brzydzę się tą partią, przy czym to obrzydzenie dotyczy oczywiście jej warstwy ideologicznej (bo w tej materii jest miejsce na takie emocje), jestem ich zdeklarowanym przeciwnikiem bo jest to partia zabarwieniu socjalistycznym (w znaczeniu nie dawnego ustroju, a nadmiernie prosocjalną), ale wcale nie zaprzeczam temu, że w całej masie całokształtu rządzenia i obrazu funkcjonowania państwa pewne szczegółowe kwestie mogły być rozwiązywane lepiej za rządów PiS - przecież wspominałem o tym w toku dyskusji, podobnie jak o tym, że wcale nie jestem jakimś specjalnym zwolennikiem PO, a tylko z braku innych możliwości zdarzało mi się wybierać ich na zasadzie mniejszego zła czyli właśnie głosując "przeciwko PiS". jednocześnie jednak staram się nie spłycać pewnych zagadnień... nie sprowadzać kwestii zwalczania przestępczości tylko do decyzji paru ministrów, bo w tak wielkich instytucjach nawet pozytywne zmiany decyzyjne na szczeblach ministerialnych są odczuwane dopiero po czasie, często niosą za sobą wieloletnie skutki. Nawet zmiany ustawowe w takich złożonych dziedzinach jak zwalczanie przestępczości czy obronność to dają efekty wieloletnie i często odczuwane po dłuższym czasie. Takich spraw nie reguluje się za pomocą zmiany "przełącznika"... nie da się "pstryknąć" i odczuć zmiany, bo niby jak? Nawet kwestie budżetowe w takich instytucjach to niosą efekty po jakimś czasie i przez długi czas. A jeśli chcesz "kamyczek do ogródka" PO w zakresie zwalczania przestępczości to raczej zainteresuj się nie jakimś pobieżnymi statystykami, a np. tym że obecna większość parlamentarna zmieniła KPK - mocno komplikując prowadzenie dochodzeń (choć jeszcze nie ma tego efektu, bo chyba nawet nie weszło jeszcze w życie) przez Policję. Negatywny efekt (pogadaj z jakimkolwiek dochodzeniowcem to Ci potwierdzi moje przypuszczenia) będzie odczuwany przez lata i pewnie wyjdzie boleśnie za przyszłych rządów PiS... Bo oczywiście jestem zdania, że PiS wygra. I tak jak dotychczas rządy PO były na tyle dobre, że jest to jedyny przypadek od 1989, że po jednej kadencji (często nawet niepełnej) nie objęła władzy opozycja czyli właśnie ten nieszczęsny PiS. Jedna opcja polityczna nie rządziła wcześniej przez dwie kadencje z rzędu. W sumie to też o czymś świadczy (wszak to społeczeństwo dokonuje wyboru) - skoro upraszczamy. Wcześniej napisałeś o tym, że wg Ciebie wiele posterunków Policji wygląda jak na "13 posterunku"... dawno chyba w sumie nie byłeś na posterunku jak sądzę (ja akurat z racji zawodowych na wielu), chyba że akurat pechowo trafiłeś na taki jeszcze zaniedbany. Akurat od paru lat trwa intensywna modernizacja komend Policji, będzie jeszcze trwała pewnie kolejne lata - ale jeżeli chcesz to przekładać na rządy takie czy inne to akurat lwia część tych działań to właśnie okres rządów PO. Choć oczywiście nie wiem czy podobne działania nie odbywałyby się gdyby rządził taki PiS... i nikt tego nie wie. Nie wiemy czy to co jest wynikiem rządów PO byłoby realizowane gorzej czy lepiej gdyby rządził akurat PiS. Stąd cała ta dyskusja to mocne dywagacje... w zasadzie niczym nie poparte, bo nawet nie posiadamy żadnych merytorycznych uzasadnień w zakresie tego jak prawidłowo wytłumaczyć efekty statystyczne.