-
Zawartość
807 -
Rejestracja
-
Ostatnia wizyta
Typ zawartości
Profile
Forum
Kalendarz
Zawartość dodana przez Razorblade1967
-
Równoległe światy w literaturze światowej - rodzaje przejść
Razorblade1967 odpowiedział adamhistoryk → temat → Historia literatury
Przyznam, że nie kojarzę... fantastykę traktuję jako lekturę dla odprężenia i nie przywiązuję wielkiej wagi do zapamiętywania jej szczegółów. Jednak z produkcji filmowych/TV kojarzę sposoby przechodzenia do innego "równoległego świata" za pomocą specjalnie skonstruowanych ku temu urządzeń, zapewne i w literaturze coś takiego występuje.- 7 odpowiedzi
-
- literatura światowa
- światy równoległe
-
(i 1 więcej)
Oznaczone tagami:
-
Oficerki. Co się stało z tymi butami?
Razorblade1967 odpowiedział Jarpen Zigrin → temat → Historia ogólnie
No, ale na to sam sobie odpowiedziałeś pisząc o małej popularności tego typu obuwia... w sieciówkach zasadniczo handluje się popularnymi wzorami obuwia, takim kupowanym powszechnie i przez wielu. Butów nie należących do takiej grupy nie szuka się w sieciówkach przecież... W sytuacji opisanej przez Ciebie czyli śnieg, błoto oraz jeansy to ja osobiście noszę porządne, skórzane, ale wiązane buty wojskowe (czy militarne - niekoniecznie będące wyposażeniem jakiejś armii) i też nie kupuję ich w sieciówkach, a zaopatruje się w nie w sklepach specjalizujących się w takim rodzaju obuwia. Podałeś link chcąc pokazać obuwie, które Ciebie interesuje - czyli sam wskazałeś, że takie obuwie jest jak najbardziej dostępne w handlu. -
Oficerki. Co się stało z tymi butami?
Razorblade1967 odpowiedział Jarpen Zigrin → temat → Historia ogólnie
Ależ mamy substytut "oficerek"... Zima idzie, to się rozejrzyjcie na ulicy - ile osób chodzi wtedy w wysokich butach wojskowych, wpuszczonych w spodnie... W ogóle wiele osób nosi się na co dzień "militarnie", włącznie z butami - tylko po prostu ta militarna moda odzwierciedla to co jest współczesnym elementem wojskowego stroju, a nie to co było przed kilkudziesięciu laty. Po prostu wojskowe, wysokie buty wyglądają obecnie inaczej - to i we współczesnym "militarnym" stroju czy stroju z elementami militarnymi, czy choćby w stroju gdzie jedynym "militarnym" elementem jest obuwie królują współczesne buty wojskowe lub buty nawiązujące do nich stylem. Inna sprawa, że praktyczność współczesnego obuwia wojskowego jest o wiele wyższa od tego sprzed wielu laty... to i współcześni chyba wolą ten współczesny militarny styl. A co do dostępności... to obecnie można sobie kupić każde obuwie, oczywiście pozostaje cena - niewielka produkcja (bo niewielkie zainteresowanie), z droższej obecnie niż dawniej skóry będzie droższa, ale można kupić "kowbojki" (i to całkiem "stylowe"), można kupić i buty przypominające oficerki, można kupić i repliki dawnych oficerek (wszak rekonstruktorzy takowe noszą czyli kupić można). Nie da się tego porównać do damskich "kozaków" (w "milionie" wzorów), bo to popularne kobiecie obuwie, a jak facet chce się ubrać w wysokie, w militarnym stroju buty to po prostu wybierze bardziej współczesny fason... stąd takowego towaru nie brakuje - zarówno wzorów wojskowych wprost z firm produkujących dla armii, jak i typowo cywilnych, ale stylowo militarnych i też specjalnie drogie nie są. -
Rozkloszowane spodnie, wzór kołnierza golfa marynarskiego i ogólnie o specyfice tradycyjnych ubiorów marynarskich i rybackich
Razorblade1967 odpowiedział secesjonista → temat → Gospodarka, handel i społeczeństwo
Tyle, że nie zawsze, a może i zwykle statki czy okręty nie pływały w tropikach. -
Rozkloszowane spodnie, wzór kołnierza golfa marynarskiego i ogólnie o specyfice tradycyjnych ubiorów marynarskich i rybackich
Razorblade1967 odpowiedział secesjonista → temat → Gospodarka, handel i społeczeństwo
Moim zdaniem kierunek poszukiwań powinien być nieco inny... choć to tylko moje dywagacje. Zauważył bym, że te szerokie spodnie pochodzą z czasów statków i okrętów żaglowych, a jednocześnie na rysunkach i obrazach widać, że oficerowie i żołnierze służący na okrętach nie mają przesadnie szerokich spodni, wręcz są one "tradycyjne" w danej epoce (a wodzie mógł znaleźć się każdy, szczególnie w walce). Natomiast marynarze mają różnorodne, lecz zasadniczo spodnie dość luźne i z szerokimi nogawkami - czy aby nie było to związane z pracą na masztach żaglowców? Przecież materiały były wówczas płócienne, raczej mało elastyczne - a marynarze musieli sprawnie wspinać się na maszty po sznurowych "kratownicach" czy drabinach (nie wiem jaka jest fachowa nazwa?). W tym przypadku raczej niezbyt to wygodne gdy spodnie byłyby wąskie... po prostu utrudniałyby ruchy i obniżały sprawność przy pracy. Moim zdaniem to był główny powód takiego, a nie innego kroju spodki i ich "luźności"... a potem gdy zaniknęły żaglowce, to już w grę mogła wchodzić po prostu tradycja. -
Ależ oczywiście, że używała... W czasach broni skałkowej przecież karabinki kawaleryjskie były bardzo popularne. Przy czym karabinków najczęściej nie wożono w olstrach, a były przypinane na plecach, nisko i lufą w dół... mocowane karabińczykiem do szerokiego pasa nakładanego przez ramię kawalerzysty. W tym celu karabinki takie miewały pręt z kółkiem do zapinania. Zresztą obecna nazwa karabinka w języku angielskim czyli "carbine" - pochodzi właśnie od tego systemu zapinania broni "na kawalerzyście". PS. I nie trzeba do strzelania zsiadać z konia... jak najbardziej prowadzono ogień z konia. Inna sprawa, że celność nie była zbyt duża... szczególnie, że znaczne skrócenie gładkiej lufy, przy kombinacji w wojskowym ładowaniem broni (spory luz pomiędzy ścianami lufy, a kulą oraz uszczelnianie "na papier" i odsypywanie części ładunku na panewkę "na oko") i tak dawał bardzo duży rozrzut. Strzelano wtedy jednak nie do pojedynczego celu, a do szyku - a karabinek jednak dawał sporo większą celność jak pistolet.
-
Moim zdaniem stąd, że wtedy coraz częściej w uzbrojeniu jezdnych spotykało się pistolet... jakoś trzeba było je wozić, a wizerunki ostrów spotyka się na wizerunkach dawnych żołnierzy formacji konnych. Dlatego napisałem "dość powszechnie"... nie jestem w stanie ocenić procentowo ile tego typu sprzętu było. Natomiast za prawdziwe rozpowszechnienie uważam jak napisałem - okres gdy do uzbrojenia jazdy weszły już stosunkowo niedrogie (w stosunku do kołowych) pistolety skałkowe.
-
Zaczęto ich używać z chwilą pojawienia się w uzbrojeniu pistoletów z zamkiem kołowym czyli pod koniec XVI wieku, choć powszechniej od początku XVII wieku. Natomiast co rozumiesz pod "rozpowszechniły się"? Już na początku XVII wieku używano ich dość powszechnie, ale za prawdziwe "rozpowszechnienie się" uznałbym jednak okres gdy w uzbrojeniu kawalerii pojawiły się pistolety skałkowe i gdy ekonomia spowodowała, że w zasadzie każdy kawalerzysta miał w uzbrojeniu takowe... czyli jakoś pod koniec XVII wieku, może nawet nieco wcześniej czyli już w połowie XVII wieku. Zaniknęły w połowie XIX wieku... chyba ostatnią bronią stworzoną do wożenia w olstrze przy siodle był rewolwer Colt Walker z 1847... jego nieco mniejsza odmiana (skrócenie lufy z 9 do 7,5 cala, skrócenie bębna o około 0,2 cala i zmniejszenie masy z 2 kg do 1,75 kg) czyli Colt Dragoon z 1848 był już noszony na pasie.
-
Sokół 1000 motor z historią z II WŚ
Razorblade1967 odpowiedział tomaszroztocze → temat → Historia lokalna
A dlaczego miałoby ich nie być? Zarówno M111, jak i M211. Jednak faktycznie motocykli bez wózka w WP używano znacznie mniej niż z tych z wózkiem... We wspomnianym etacie 6pkawzmot było 13 motocykli "solo" i 53 motocykle z wózkiem... Motocykl "solo" występuję tam tylko jako pojazd "gońca motocyklowego". Nie mam szczegółowych etatów innych jednostek motorowych pod ręką, ale z zestawień sprzętowych w poszczególnych pododdziałach takich jednostek wynika, że poza np. plutonem regulacji ruchu to były to właśnie pojazdy gońców. Zresztą to nic niezwykłego... W niemieckiej kompanii strzelców motocyklowych (K.St.N 1111 z 1937) też było niewiele motocykli "solo", bo tylko 10 maszyn. Motocykli z wózkiem było tam 46 maszyn. Te solo to 3 w dowództwie kompanii (gońcy), po dwa w każdym plutonie (też gońcy) oraz jeden miał żołnierz w taborach, który pełnił funkcję "przewodnika" (nie wiem jak to po polsku będzie prawidłowo... Rechnungsführer? Nie znam niemieckiego...). Podobnie w radzieckim pułku motocyklowym z 1940 (etat 10/23) - 34 bez wózka i 704 z wózkami... w sumie gońcy i trochę w zwiadzie. -
Sokół 1000 motor z historią z II WŚ
Razorblade1967 odpowiedział tomaszroztocze → temat → Historia lokalna
No to jeszcze skoro jesteśmy przy motocyklach WP IIRP może warto dla ciekawostki podać skład plutonu motocyklowego w WP (na przykładzie etatu 6pkawzmot.): Dowództwo plutonu - dowódca plutonu (por./ppor. - pistolet) - zastępca dowódcy plutonu/podoficer sprzętowy (sierż. - pistolet) - 2 x kierowca motocykla (st. strz. - kbk) - ordynans osobisty (strz. - kbk) -- 2 motocykle z wózkami 6 sekcji motocyklowych - dowódca sekcji (plut w sekcjach 1-3, kpr w sekcjach 4-6 - kbk) - celowniczy (st.strz. - rkm + pistolet) - 2 x amunicyjny (strz. - kbk) - 3 x kierowca motocykla (strz. - kbk) -- 3 motocykle z wózkami Patrol reparacyjny - dowódca patrolu (plut. - kbk) - mechanik (st.strz. - kbk) -- 1 motocykl z wózkiem Samochód bagażowy - kierowca (st.strz. - kbk) - pomocnik kierowcy (strz. - kbk) -- samochód ciężarowy 2-tonowy Razem w plutonie: 51 żołnierzy (1+8+42) - 6 rkm wz. 28 - 43 kbk - 8 pistoletów (to nie pomyłka - odmiennie jak w "zwykłej" piechocie celowniczy rkm miał dodatkowo pistolet... w każdym razie w etacie) - 21 motocykli z wózkiem - 1 samochód ciężarowy -
Sokół 1000 motor z historią z II WŚ
Razorblade1967 odpowiedział tomaszroztocze → temat → Historia lokalna
Można do tego dodać, że "nośność użytkowa" tego motocykla z wózkiem wynosiła 280 kg na szosie, a zużycie paliwa na szosie 7-7,5 l/100km oraz oleju 0,3 l/100km. Sokół 1000 czyli M111 był przy tym sprzętem bardzo drogim bo jego cena wynosiła 4200 zł (samochód osobowy PF 508 z pełnym wyposażeniem to było 5400zł), stąd też opracowano mniejszy motocykl czyli Sokół 600 M211, który miał masę 164 kg + 85 kg wózek oraz kosztował 2300 zł i 680 zł za wózek boczny. Co ciekawe pomimo ruchu prawostronnego nie było jeszcze wtedy ugruntowanej w Polsce pozycji bocznego wózka - M111 (Sokół 1000) miał wózek przyłączany z prawej strony (czyli "normalnie"), ale późniejszy M211 (Sokół 600) miał boczny wózek przyłączany z lewej strony. Warto też dodać, że w 1938 próbowano uterenowić zarówno Sokoła 1000, jak i 600 - poprzez zastosowania napędu wózka bocznego, ale skończyło się na prototypach bo wojsko nie było zainteresowane zakupem. Dopuszczalna masa całkowita nowego Sokoła1000 wzrosła do 700kg (własna 400 kg), prędkość spadła ze 100 do 87 km/h, a zużycie paliwa wzrosło do 11 l/100km. Zapewne chodziło m.in. o umożliwienie stworzenia "motocykla uzbrojonego", bo próby uzbrojenia M111 w ckm wz. 30 były w 1936. Polegały na zastąpieniu standardowego wózka, takim na który można by ustawić ckm... w sumie na wzór używanych wcześniej już w WP motocykli Harley Davidson JD z ckm Hatchkiss wz. 14. Jednak próby z M111 i ckm wz. 30 nie okazały się zachęcające - duża masa broni powodowała, że motocykle były nadmiernie przeciążone i nie nadążały za pozostałymi. Zbudowano tylko 8 motocykli z ckm i 8 amunicyjnych. Zapewne przy napędzie wózka dałoby się motocykle uzbroić, bo przecież radzieckie M-72 z napędem wózka stanowiły nawet platformę dla moździerza 82mm (strzelało się bez odłączania moździerza od wózka). Za to sprawdziła się inna wersja specjalistyczna M111 czyli motocykl z radiostacją RKD - wózek miał składany brezentowy dach, a w zasadzie całą "kabinkę". Warszawska Brygada Pancerno-Motorowa miała (bez pododdziałów dodanych po mobilizacji) 95 motocykli "solo" i 252 z wózkiem bocznym, a 10 BK odpowiednio (też bez pododdziałów dodanych) 21 i 214. -
1939 - czy można było pokonać Niemcy łącznymi siłami Polski, Francji i Anglii
Razorblade1967 odpowiedział Jarpen Zigrin → temat → Front Zachodni
Oczywiście masz rację... z pośpiechu (tak to jest jak się "pisze na kolanie" z roboty) pociągnęło mi się z tymi siłami francusko-brytyjskimi. Oczywiście chodziło o ofensywę francuską, zgodnie z umowami - choć gdyby doszła do skutku, to zapewne brały by w niej udział siły brytyjskie znajdujące się już wtedy we Francji. Ponownie masz rację... w pośpiechu byłem nieprecyzyjny - jak najbardziej chodziło 15 dzień po rozpoczęciu mobilizacji. -
1939 - czy można było pokonać Niemcy łącznymi siłami Polski, Francji i Anglii
Razorblade1967 odpowiedział Jarpen Zigrin → temat → Front Zachodni
To proponuje się takiej myśli pozbyć... 1/ Oczywiście natarcie francusko-brytyjskie nie mogło nastąpić 3-4 września jak się tutaj sugeruje na początku tematu... Najpierw musiało nastąpić mobilizacyjne rozwinięcie wojsk oraz transport sił brytyjskich na kontynent - co następowało. 2/ W związku z powyższym siły francusko-brytyjskie zgodnie umowami z Polską miały rozpocząć ofensywę w 15 dni po rozpoczęciu działań (czyli 17-18 września), a do tego czasu siły polskie miały utworzyć front obronny i zachować zdolność do przejścia do działań ofensywnych. Do tego czasu wspomniane siły F-B miały prowadzić działania ograniczone (jakieś tam prowadziły). 3/ Ani strona polska nie był w stanie utworzyć frontu, ani nie zachowała żadnych zdolności do działania. Po paru dniach się przecież posypało wszystko... stąd około 12 września podjęto decyzję o braku sensu wspomnianej planowanej ofensywy. 4/ Ktoś tutaj chyba zapomina o niemieckiej Grupie Armii C (proponuje się zapoznać z jej składem i rezerwami OKW), która jak dzisiaj doskonale wiemy (wiemy już kto co miał, ile miał i ile to było warte) byłaby wstanie zatrzymać niedoszłą ofensywę. Choć oczywiście gdyby takowa nastąpiła, to choć najprawdopodobniej zostałaby powstrzymana - to pewnie później by Francuzom zaprocentowała - może nie dostali by tak szybko w 4 litery jak w 1940. To o niemieckiej słabości na zachodzie to mit rodem z PRL-u... ten o tej rzekomej "zdradzie" itp. Warto sobie przeanalizować dane dotyczące składu sił niemieckich, francuskich i brytyjskich oraz na podstawie późniejszych działań ocenić ich wartość. Owszem... działania aliantów doprowadziłyby do przegranej Niemiec, tak jak doprowadziły do tego w rzeczywistości - tylko wcale nie szybko, może wcale nie szybciej niż w rzeczywistości (rola ZSRR i USA). Dla Polski było to w sumie bez znaczenia... gdyby ofensywa jednak ruszyła (17-18 września) - i tak było "pozamiatane", co najwyżej na zachodzie byłby okres działań pozycyjnych, a dobijanie WP II RP potrwałoby 2-3 tygodnie dłużej (bo pewnie część jednostek przerzucono by na zachód). -
Nie... bo nie znoszę dłuższych włosów (u mnie 1cm to już max nieprzekraczalny i to tak od jakiś 30 lat z górką). W sensie nie znoszę na swojej głowie, u innych mi nie przeszkadzają... no byle czyste były. "Syfiarzy" nie trawię i mam na nich "alergię".
-
Ja również... na "mega krótko" czyli maszynka bez końcówki, gdyby nie wrodzone lenistwo to pewnie w ogóle nie dopuszczałbym do ich odrastania, a tak to do tych paru milimetrów czasem odrosną.
-
Zdaje się, że tyle kasował za walkę, że mógł sobie koszule i nie tylko kupować na zamówienie...
-
Ja tak miałem przez ostatnie lata... po przejściu na emeryturę w 2006 tak się szybko "upasłem" (gwałtowna zmiana trybu życia i pracy na "siedzącą", a żarł człowiek jak dawniej - gdy ganiał po polu ze "szwejami"), że w zasadzie nosiłem tylko militarny demobil (najlepiej USA - bo tamtejsze XXL są naprawdę duże) oraz garnitur na "wyjście do ludzi". Jeansów nie miałem żadnych - jedyne portki, które "nie cisły" to właśnie były te demobilowe... Tyle, że w zeszłym roku, po zmianie rozmiarów (jakieś drobne - 35kg... z amerykańskiego demobilowego XXL na M) wróciłem do jeansów, koszul noszonych na co dzień (a tylko do garnituru), codziennej sportowej marynarki czy skórzanej kurtki lub w warunkach chłodniejszych czy deszczowych sportowych kurtek nieprzemakalnych. Kieszeni też lubię dużo... to latem (jak na marynarkę za ciepło) obowiązkowo jakaś lekka kamizelka (bezrękawnik) z dużą ilością kieszeni. Militarny demobil oczywiście pozostał - ale już tylko jako strój na strzelnicę itp. W chałupie oczywiście dres czy flanelowa koszula, albo latem spodenki. A ogólnie to porażka... jak policzyłem zmiana rozmiaru kosztowała mnie w zeszłym roku jakieś dobrze ponad 5 tys. zł - 100% garderoby do wymiany.
-
Najlepszy karabin maszynowy II wojny światowej
Razorblade1967 odpowiedział Iwan Iwanowski → temat → Wojsko, technika i uzbrojenie - ogólnie
1/ Rozsądek - to był bardzo dobry rkm, w końcu V-B długo w brytyjskim konkursie szedł "łeb w łeb" z czeską propozycją (gdy inne dawno odpadły), a finalnie wygrała broń ZB, ale przecież nie jakoś powalająco, ot przyszły Bren okazał się nieco lepszy i tyle. 2/ Ekonomia - używali brytyjskiej amunicji czyli branie czegoś co strzelało inną, a potem lub w trakcie dostosowywanie tego do używanej u siebie, przy niewielkim w końcu zapotrzebowaniu byłoby bez sensu. 3/ Polityka - bazowali na brytyjskiej broni w zasadzie od początku, był to więc dość naturalny "kierunek" zaopatrzenia. Można ich oczywiście trochę tłumaczyć - mieli wcześniej rkm z gatunku tych najgorszych, brak doświadczeń z lepszymi konstrukcjami itd. Jednak odrzucenie w zasadzie na samym wstępie obu oferowanych do konkursu rkm-ów mających magazynki zakładane z góry (przy czym V-B miał wymienna lufę, a Mle 1924 nie miał) świadczy raczej o błędnym podejściu do zagadnienia. Nie był to wynik zmiany orientacji i niechęci do francuskiego sprzętu skoro Hotchkiss (magazynek z boku) utrzymał się dłużej niż V-B. Finalnie wybrali broń w sumie technicznie dobrą, ale ze względu na rodowód (powstała przecież jako karabin automatyczny i układ oraz parametry odziedziczyła właśnie po pierwotnym przeznaczeniu) jako rkm słabą. -
Najlepszy karabin maszynowy II wojny światowej
Razorblade1967 odpowiedział Iwan Iwanowski → temat → Wojsko, technika i uzbrojenie - ogólnie
Brytyjskiej Armii Indyjskiej to bym osobiście nie kwalifikował jako "tylko" - w końcu armia o pokojowym stanie w latach 30-tych wynoszącym jak się nie mylę ponad 200 tys. żołnierzy. A to jest bardzo trudne pytanie... i nie tylko dlatego, że akurat V-B w reku nie miałem niestety. V-B w sumie sprawdził się w walkach i to w trudnych warunkach terenowo-klimatycznych, do tego układ obu broni był taki sam czyli magazynek 30-nabojowy dopinany z góry i wymienna lufa, w połączeniu z zatrzymywaniem zamka w tylnym położeniu w sumie moim zdaniem najbardziej szczęśliwy dla magazynkowego rkm tamtego okresu. Pewnie na miejscu Brytyjczyków postąpiłbym podobnie - chcieli mieć naprawdę bardzo dobry rkm, to "marudzili", testowali, brali coraz to nowsze wersje możliwej do uzyskania broni i skończyli z najlepszym rkm okresu DWS. Nie byli w sytuacji konieczności szybkiej wymiany czegoś co się nie nadawało do użytku, bo pomimo wszystkich wad Lewis był bronią sprawdzoną na polach walk PWS - mogli go zastępować bronią lepszą i nowocześniejszą, ale "na spokojnie". Natomiast gdybym bym na miejscu decydentów WP IIRP to na pewno nie odrzuciłbym V-B na samym starcie konkursu na rkm (mającym zastąpić rkm CSRG i lkm Maxim 08/15) pozostawiając w nim konstrukcje moim zdaniem gorsze. -
Najlepszy karabin maszynowy II wojny światowej
Razorblade1967 odpowiedział Iwan Iwanowski → temat → Wojsko, technika i uzbrojenie - ogólnie
Masz na myśli rkm DP? No to w sumie coś pomiędzy zero, a nic... poza w sumie samą koncepcją umieszczenia magazynka w takiej formie na górnej powierzchni broni. Same magazynki nie miały ze soba ponadto nic wspólnego, bo ten z Lewisa to był napędzany od mechanizmu broni (w zasadzie to było takie pudełko na naboje), a ten w DP miał własną sprężynę. Tyle, że w środku to miał taką dużą średnicę. W chwile później Szpagin (ten co to potem PPSz stworzył) budując na bazie DP km lotniczy (DA) i czołgowy (DT) przeniół sprężynę ze środka na górną powierzchnię górnego dysku i zmniejszył średnicę bębna, zwiększając jego wysokość (a przy okazji wpakował tam 63 naboje zamiast 49, bo na początku w DP było właśnie 49, a nie 47). Diegtiariow był uczniem Fiodorowa i do 1924 tworzył razem z nim system broni automatycznej na amunicję 6,5mm x 50SR (japońską - po dostawach dużej ilości broni w czasie PWS była to druga amunicja karabinowa w Rosji/ZSRR) i nawet w jednym momencie zapożyczyli od Lewisa system chłodzenia lufy. Tyle, że raczej testowo, a i sam system upadł gdy w 1924 podjęto decyzję, że standardowym nabojem w ZSRR będzie 7,62mm x 54R. Mechanizmy Fiodorowa - wywodzące się z jego "automatu" z 1916 były do takiej amunicji za słabe. Diegtiariow więc już sam opracował nowe - i powstał DP. Pewnie gdyby nie pośpiech (bardzo brakowało im rkm-ów, niewielkie ilości Madsenów i Lewisów wystarczały tylko na jeden taki w plutonie i był tam uzupełniany przez drugi km, ale był to ckm Maxim, na ten szczebel raczej się nie nadający) to ten magazynek by się dopracowało, pewnie właśnie przez Szpagina (nie raz poprawiał zasilanie broni Diegtiariowa np. przy wkm DSzK) - co jak mniemam zakończyło by się lepszym (dogodniejsze kształty, większa odporność na zanieczyszczenia) czyli takim jak w DA i DT. Był... przyjęto niezbyt szczęśliwą zasadę działania, broń z przymusu strzelała nabojem, który się kompletnie do broni automatycznej nie nadawał, do tego była okropnie tandetnie wykonana, a i przegrzewała się często ledwo po 100 strzałach. Szybkostrzelność praktyczna dochodziła w porywach do "zawrotnych" 40 strz./min. - czyli w sumie niewiele szybciej strzelał niżli by strzelał ogniem pojedynczym. Przykład typowej mało udanej frontowej tandety... no ale było go dużo. Nigdy z CSRG nie strzelałem, nie wiem czy w ogóle jest gdzieś (poza USA) taka możliwość - ale trochę się nim pobawiłem, podobnie jak Lewisem i powiem, że wbrew pozorom (niewielkiej w sumie jak na owe czasy masy) nijak się z tego wygodnie złożyć nie da... dwójnóg jakiś taki chybotliwy, a sam układ powoduje, że w zasadzie w żadnej postawie nie jest wygodny (a niby miał być do "ognia kroczącego"), jakiś taki "niewyważony" - pomimo, że poniższa fotka pochodzi sprzed jakoś tak 1,5 roku, kiedy było mnie jakieś 35kg więcej to jakoś tak bardziej ciąży niż parę mi znanych typów km-ów obiektywnie cięższych. A co do Lewisa to w sumie dość skomplikowany, drogi w produkcji i znacznie od CSRG cięższy to jednak całkiem nieźle sprawdził się na wojnie i pomimo złożonej konstrukcji był od CSRG dużo bardziej niezawodny. -
Najlepszy karabin maszynowy II wojny światowej
Razorblade1967 odpowiedział Iwan Iwanowski → temat → Wojsko, technika i uzbrojenie - ogólnie
Zacząłbym od tego, że podpis jest pochrzaniony - bo to jest akurat ZB-26. Potem był jeszcze bardzo podobny ZB-30 (wersja rozwojowa lepiej przystosowana do amunicji z ciężkimi pociskami) i wersje eksportowe (np. ZB-30J dla Jugosławii nazywany tam M.37) czy na konkurs brytyjski gdzie ta czeska broń finalnie przerodziła się w znanego Brena. A co do samej broni... w sumie to jest w końcu pierwowzór najlepszego, zasilanego z magazynka rkm-u okresu DWS i przyległości. ZB-30 to broń w sumie bardzo dobra (jak na lata 30-te oczywiście), choć parę drobnych wad by się znalazło oczywiście - ale bardzo wygodny przy strzelaniu, operowaniu manipulatorami, wymianie magazynka i szybkiej wymianie lufy. W sumie jedna z moich ulubionych "zabawek" na strzelnicy... szkoda tylko, że u nas amunicja 7,92mm x 57IS jest akurat dość droga... no ale tak już jest z amunicją, której armie już nie używają i nie jest tłuczona setkami tysięcy czy nawet milionami. Na moich fotkach ZB-30J czyli M.37. -
Broń palna w USA w XIX wieku
Razorblade1967 odpowiedział widiowy7 → temat → Wojsko, technika i uzbrojenie
W sumie ta "wytrzymałość" to chyba najmniej. Pomimo bardziej złożonej konstrukcji zamka skałkowego, to jednak trudno mówić o tym, że się one szybko "rozlatywały" - broń skałkowa też bywała bardzo wytrzymała. W sumie to obstawiam, że to o czym napisałeś było bardziej spowodowane masową wojenną produkcją, w trakcie której spadała jakość wyrobów. Natomiast faktycznie znacznie wzrosła niezawodność - o ile bowiem broń skałkowa dawała niewypał średnio na 15 strzałów (tak w każdym razie opisywano to w czasach Księstwa Warszawskiego) to broń kapiszonowa w zasadzie niewypałów nie powoduje - no chyba, że nastąpi błąd przy ładowaniu lub bron jest naprawdę silnie zabrudzona nagarem. Broń kapiszonowa jest mniej wrażliwa na warunki atmosferyczne - w broni skałkowej proch by sypany na panewkę, łatwiej wilgotniał, a ponadto zdarzało się, że po prostu przy silniejszym wietrze w chwili strzału czyli po otwarciu panewki go "zwiało". Dłuższy był też czas reakcji broni na naciśnięcie spustu - co pogarszało celność strzelania. Zatykały się często otwory zapałowe... I tutaj ciekawostka. We współczesnej naszej armii jest taki element jak "sznur galowy" - taka plecionka sznurkowa z metalowym zakończeniem, w sumie "nie wiadomo po co?". Zapytani o pochodzenie tego elementu umundurowania żołnierze zwykle wymyślają teorię, że to wyewoluowana forma jakiegoś gwizdka. Tymczasem wzięło się to od noszonego przez dawnych podoficerów (z czasów broni skałkowej) szpikulca do przetykania otworu zapałowego karabinu skałkowego. A był na sznurku... aby się nie zgubił. Wprowadzenie zamka kapiszonowego sporo podniosło celność broni i to nie tylko dlatego, że w sumie zbiegło się to z rozpowszechnieniem broni gwintowanej, a potem pocisków ekspansywnych. Po prostu w broni odprzodowej stosowano papierowe ładunki zawierające proch i pocisk. Przy ładowaniu broni rozrywało się je zębami i przy broni skałkowej podsypywało najpierw trochę na panewkę i resztę do lufy. Problem w tym, że sypano "na oko", a więc do lufy trafiały ładunki prochu czasem sporo się różniące, co powodowało spore różnice w prędkości początkowej, a więc i duży rozrzut. W broni kapiszonowej całość odmierzonego ładunku szła do lufy - zmniejszało to rozrzut broni. W połączeniu z krótszą reakcją na naciśnięcie spustu dawało to mniejszy rozrzut nawet przy broni gładkolufowej. No ale zamek kapiszonowy długiej historii nie miał... w końcu gdy był już element powodujący odpalenie ładunku po uderzeniu kurkiem, to było już "tylko krok" do scalenia tego wszystkiego do kupy. -
Broń palna w USA w XIX wieku
Razorblade1967 odpowiedział widiowy7 → temat → Wojsko, technika i uzbrojenie
Zamek kapiszonowy jest po pierwsze prosty, podobnie jak mechanizmy spustowe takiej broni - a po drugie bardziej wytrzymały od skałkowego. Nie wchodzą w grę skręcane "szczęki" trzymające skałkę i nie ma ruchomej panewki - jest monolityczny kurek służący zbijaniu kapiszonów. Znam karabiny eksploatowane dość intensywnie i nie ma problemów, choć pewnie współczesna produkcja bywa jakościowo lepsza, ale bywają też tanie repliki i w sumie też się nic złego z nimi nie dzieje. W zasadzie w broni kapiszonowej elementem, który się najbardziej zużywa to sam kominek, na który zakłada się kapiszon. Jest to część w sumie wymienna i po długiej i intensywnej eksploatacji przydaje się go wymienić. Dzisiaj nie ma problemu z zakupem zapasowych kominków to i sądzę, że "w epoce" też z tym problemów nie było. -
Broń palna w USA w XIX wieku
Razorblade1967 odpowiedział widiowy7 → temat → Wojsko, technika i uzbrojenie
Chodzi o konkretne modele broni z okresu wojny secesyjnej czy o broń tej klasy? Z używanych w WS rewolwerów to jak najbardziej... kilka replik Coltów kapiszonowych zresztą posiadam, z reszty modeli Colta strzelałem nie raz, podobnie jak z Remingtonów i R&S. Co do karabinu Springfield M1855 to nie miałem przyjemności, ale strzelałem z Enfielda M1853 - a to bardzo podobna broń... zbliżony kształt, masa i wymiary (w tym długość lufy), ten sam kaliber (.58) i pociski typu Minie. Za to mam np. replikę karabinu Hawkena (kapiszonowy, kal. 45, z długim skokiem gwintu) - broni w sumie typowo cywilnej, ale dość szeroko używanej w USA w tamtych czasach, która oczywiście też trafiała się na tamtej wojnie, w oddziałach "milicji". Pistolet kapiszonowy też w sumie mam, ale znowu to replika raczej cywilnej broni, w każdym razie to nie kopia modelu używanego w armii USA. Z karabinka Spencera M1860 nie strzelałem, podobnie jak z karabinu Henry'ego M1860 - ale mam karabinek dźwigniowy będący replika modelu późniejszego czyi Winchestera M1892. Podstawowa różnica w stosunku do karabinu Henry'ego z 1860 to sposób ładowania (nie trzeba rozkładać magazynka, a ładuje się przez boczny otwór - metoda wprowadzona wraz z karabinkiem Henry'ego/Winchestera M1866) oraz obecność łoża, którego w M1860 nie było czyli strzela się wygodniej. W przypadku rewolweru to poza rozdzielnym ładowaniem bębna (proch, przybitka i kula do komory oraz kapiszon na kominek), samo strzelanie nie różni się wiele od strzelania z rewolweru SA na amunicje scaloną. Jeśli chodzi o karabin kapiszonowy okresu WS, o co pewnie pytasz to sama procedura ładowania jest stosunkowo szybka - dzięki pociskom typu Minie (nie trzeba jak w przypadku zwykłych kul używać flejtucha), a celność jest całkiem przyzwoita. Strzelałem z Enfielda M1853 do tarczy 23p (typowo wojskowa, współczesna) czyli "popiersie" na odległość 200m i przyznam, że wynik był całkiem niezły - bez większego trudu mieściłem się w zakresie pola "8" czyli około 30cm, ale właściciel tej broni to rzadko poza 9-tki wychodzi). Broń jest całkiem "składna" - a biorąc pod uwagę podobieństwo to to samo dotyczy zapewne Springfielda M1855. -
A może być serial? Z aktualnych to "Hell on wheels" (obecnie w połowie, ostatniego V sezonu) - w I i II sezonie, gdzie akcja dzieje się w 2-3 lata powojnie secesyjnej, doskonale pokazane strzelanie z kapiszonowych rewolwerów... Nawet w II sezonie świetnie pokazana walka, gdzie antagoniści usiłują szybko wymienić bębny (wygrał główny bohater mający wtedy, przejściowo Remingtona M1858, jego przeciwnik został w garści z lufą od Colta M1860) kolejne sezony to już powoli wchodzące rewolwery konwertowane na amunicje zespoloną. Też jak najbardziej "real". Inny przykład... jeszcze wcześniejszy z motywem nabijania karabinów skałkowych to seria filmów z "Sharp'em" (taki OMC "Rambo" z czasów na napoleońskich - oficer z polowego awansu uzyskanego z sierżanta, który z czasem i kolejnymi filmami dochodzi do pułkownika) - często pokazane nabijanie i nawet pewne "sposoby" na szybki strzał z bliska... Też motyw ze strzałem "z pobojczyka" (I film serii)... czyli jak strzelić szybko dwa razy, gdy na ciebie nacierają parą). Pokazana wyższość i uniwersalność "sztucerów Bakera" (karabin gwintowany z dużym skokiem gwintu... można było w potrzebie nabić "na szybko" jak gładkolufowy, albo na flejtuch i strzelać celnie) używanych przez 95 pułk strzelców (brytyjski), chociaż w jednym odcinku pojawia się też 60 pułk (szare portki) strzelców. To tak na szybko... ale filmów z prawidłowym pokazywaniem działania broni odprzodowej, w tym kapiszonowej trochę było.