-
Zawartość
807 -
Rejestracja
-
Ostatnia wizyta
O Razorblade1967
-
Tytuł
Ranga: Doktor habilitowany
- Urodziny 05/01/1967
Poprzednie pola
-
Specjalizacja
Inna
Informacje o profilu
-
Płeć
Mężczyzna
-
Lokalizacja
Bydgoszcz
-
Zainteresowania
Broń strzelecka
-
Muszę przyznać, że bardzo ciekawie zrobiona ekspozycja. Ciekawy pomysł z tym pokazaniem broni rozłożonej na części.
-
Jak to się nam rozchorowali nauczyciele - granice kłamstw?
Razorblade1967 odpowiedział secesjonista → temat → Gospodarka, kultura i społeczeństwo
Bo o czym tutaj dywagować? Można było się zastanawiać gdy kombinowali ze "zwolnieniową" formą protestu. Tam gdzie istnieje prawo do protestu w formie strajku było to co najmniej dziwne... Obecnie zastosowali normalną formę protestu pracowniczego - czyli strajk. Mają do tego prawo jak każda inna grupa zawodowa (poza tymi "resortowymi", gdzie prawa do strajku nie ma) i z tego prawo korzystają chcąc wywalczyć wyższe zarobki, co w sumie nie dziwi - bo w zasadzie każdy chciałby za swoją pracę dostawać więcej... Jak jest szansa to uzyskać to się o to "walczy" - w takiej czy innej formie. Co do reszty to Bruno ma rację... każdy ma swoje zdanie. Jedni uważają, że nauczyciele za mało zarabiają, a na drugim biegunie są uważający, że i tak mają zbyt duże przywileje zawodowe i zarobki całkowicie adekwatne do czasu pracy... no i oczywiście pomiędzy tym są wszelkie poglądy pośrednie. W zasadzie o czym mielibyśmy dyskutować? Każdy przedstawiłby swój pogląd i tak nikt nikogo by nie przekonał do swojego punktu widzenia. -
Nie nie myli... Na strzelnicy broń jest ładowana na stanowisku i rozładowana przed jego opuszczeniem, a poruszanie się po obiekcie z załadowaną bronią jest zabronione. Jak przychodzę na strzelnicę to np. mając przy sobie pistolet, który cały dzień nosiłem załadowany - to w chwili wejścia na obiekt go muszę rozładować i ponownie załadować mogę dopiero na stanowisku. Polecam lekturę Rozporządzenia MSWiA w sprawie wzorcowego regulaminu strzelnic. W "życiu" pistolet nosi się: 1/ W wprowadzonym nabojem do komory nabojowej i zabezpieczony (jeśli broń bezpiecznik nastawny posiada) 2/ Bez wprowadzonego naboju do komory nabojowej i wtedy broni się nie zabezpiecza bo jest to bez sensu. Oczywiście punkt jeden może być "zmodyfikowany" - bo można nosić broń z nabojem w komorze nabojowej i odbezpieczoną... pod warunkiem, że pistolet konstrukcyjnie jest przystosowany do bezpiecznego noszenia z nabojem komorze. Fakt występowania bezpiecznika nastawnego bynajmniej nie wyklucza zastosowania w broni odpowiednich zabezpieczeń wewnętrznych. Nawet jak nie jest załadowana lub nie ma naboju w komorze? Przed czym wtedy zabezpiecza bezpiecznik? Przed odpowiednio szybkim użyciem broni? Jeżeli jesteś na takim etapie to powinieneś używać broni tylko na strzelnicy i to pod czujnym okiem instruktora. Nie znasz bowiem podstawowych zasad posługiwania się bronią - jedną z tych zasad, od której odstępstwa nie ma jest zasada, że zawsze gdy bierzesz do ręki broń to sprawdzasz stan jej załadowania/rozładowania. Nawet jeżeli wczoraj sam wsadziłem pistolet do swojej szafy w domu, przedtem go rozładowując i sprawdzając - to wyjmując go dzisiaj pierwsze co zrobię to go sprawdzę. To tyle jeśli chodzi o "nawyki"... Czytaj ze zrozumieniem... W przypadku, o którym piszesz nie podejrzewam zakazu prawnego, ale raczej chęci strzelania z niego na zawodach "derringerów", gdzie przepisy zawodów nie dopuszczają broni czterostrzałowej, a tylko dwustrzałową (bo taka jest większość "derringerów"). No tak... oddając dwa strzały to rozrzut faktycznie może być mniejszy niż po oddaniu czterech... ale niekoniecznie. Tylko, że akurat nie ma na to specjalnego wpływu czy są załadowane dwie lufy czy cztery. Strzału bez przeładowania? To znaczy co odpalał pociski z magazynka? Pochrzaniło się Tobie kompletnie wszystko... P-64 można było przeładować czyli wprowadzić nabój do komory z bezpiecznikiem w pozycji "zabezpieczone". Twój kumpel może i jest dobrym tokarzem, ale z eksploatacją pistoletów przy których pracuje to raczej doświadczeń nie ma... Dlaczego się "czepiam" Wista... bo to kiepsko zaprojektowany i źle wykonany pistolet. Tak się składa, że miałem do czynienia z eksploatacją tej broni zarówno w armii, jak i na strzelnicy (tam to prawda z broni wychodzi... w stosunkowo krótkim czasie pistolety oddają tysiące strzałów). Ta broń po prostu się psuje... i to nie od złej eksploatacji, ale ze względu na złe wykonanie. Jeżeli np. w ośmiu eksploatowanych niezbyt intensywnie pistoletach w ciągu roku musiałem wymienić 5 złamanych bijników to o czym to świadczy? O tandecie... a nie były to jedyne psujące się elementy. Odpadające podczas strzelania przyrządy celownicze to też wg pracownika tej tandetnej firmy - może "wina użytkownika"... a były to w armii przypadki nagminne. Konstrukcyjnie ma źle stworzony zatrzask magazynka, co powoduje niezamierzone wypinanie się magazynków. Do tego ta broń jest bardzo wrażliwa na zanieczyszczenia i na jakość amunicji... co ją całkowicie dyskwalifikuje jako broń wojskową. Mam nadzieję, że nie jesteś nauczycielem/szkoleniowcem? Znasz zasadę stopniowania trudności podczas szkolenia... jakiegokolwiek zresztą? Oczywiście, że można zacząć od szkolenia na broni z twardym spustem (moim pierwszym pistoletem był TT, a prywatne strzelectwo w PRL-u przecież nie istniało) i można nauczyć strzelać. Tylko po co sobie utrudniać? Wydłuża się czas szkolenia, szkolony jest zdeprymowany bo mu na początku "nie idzie"... Ja tam wolę szkolić zaczynając od broni prostszej i zwiększać stopień trudności w miarę nabywania przez szkolonego umiejętności. Nawet wolę zaczynać np. od CZ-75 Kadet czyli odmiany pistoletu "służbowego", ale strzelającego nabojem .22 LR (boczny zapłon) - po to by na samym początku szkolony skupił się na dwóch elementach czyli celowaniu i pracy na spuście. Potem gdy ma to opanowane daję mu broń np. w kalibrze 9 mm x 19 czyli np. "zwykłą" CZ-75... wtedy robi to samo, ale ma już odczuwalny odrzut broni. Jak to opanuje to przechodzę do kolejnych etapów czyli trudniejsze warunki strzelania, trudniejsza broń itd. Ale co jak tam wiem... w końcu szkolę ludzi w strzelaniu dopiero jakieś 30 lat.
-
Co rozumiesz przez "normalny pistolet"? Akurat bardzo dużo współczesnych pistoletów nie ma bezpieczników nastawnych, co więcej to już staje się standardem... zastępują je zabezpieczenia wewnętrzne, zwalniane naciskiem na spust. A "procedura" jaką opisałeś jest wręcz zabawna... odbezpieczamy i wprowadzamy nabój do komory. W zasadzie boki zrywać z każdego kto coś takiego wymyśla - jeżeli nie ma naboju w komorze nabojowej to przed czym zabezpiecza ustawienie bezpiecznika w pozycję "zabezpieczone"? Jeżeli nie ma naboju w komorze nabojowej to możesz sobie spust naciskać czy rzucać pistoletem i nie wystrzeli... bo nie ma jak. To fizycznie niemożliwe. Bezpiecznik nastawny (o ile w ogóle jest... bo obecnie często go nie ma) służy do zabezpieczenia broni jeżeli po wprowadzeniu naboju do komory rezygnuje się z oddania strzału lub jeżeli przerywa się strzelanie, a nie rozładowuje broni. Zabezpieczenie broni bez naboju w komorze ma tylko jeden skutek... jedna czynność więcej przed oddaniem strzału, stracony czas, który może kosztować życie. Pomijam już fakt, że w ogóle noszenie pistoletu bez naboju w komorze nie jest najmądrzejszym pomysłem, no chyba, że broń jest tylko "dekoracją". Gdybyś w wielu krajach zaproponował policjantowi wyjście na patrol z pistoletem bez wprowadzonego naboju do komory to spytał by się czy aby nie zwariowałeś, albo czy zamierzasz go pozbawić życia. Glock nie jest jedynym pistoletem przeznaczonym do bezpiecznego przenoszenia z nabojem w komorze. Jak napisałem obecnie to standard i chyba żadna służba nie kupiła by pistoletu, który takiego wymogu nie spełnia. Żadna firma nie wypuści pistoletu "służbowego", którego bezpiecznie nie można nosić z nabojem w komorze - bo po prostu by go nie sprzedała. Testy upadku gotowej do strzału broni na twarde podłoże są dzisiaj czymś naturalnym, a wymóg bezpiecznego noszenia broni z nabojem w komorze standardowym zapisem przy jakimkolwiek konkursie na broń "służbową". Oczywiście, że "jakieś zabezpieczenie" jest... i to niejedno. Współczesne pistolety mają odpowiednie zabezpieczenia wewnętrzne. Przy czym akurat Glock ma to rozwiązane dość nietypowo, bo ma też bezpiecznik zewnętrzny umieszczony na spuście. Jest to taki lekko wystający z języka spustowego element, który jest naciskany palcem podczas ściągania spustu. Ale nie jest to rozwiązanie rozpowszechnione... większość współczesnych pistoletów ma po prostu zabezpieczenia wewnętrzne, które są "wyłączane" podczas nacisku na spust. Wcale nie jest taki "specyficzny"... podobna sytuacja ma miejsce w rewolwerach. Przy czym rewolwery DA (double action czy z samonapinaniem) mają możliwość odciągnięcia kurka palcem co powoduje skrócenie drogi i siły nacisku na spust, ale jak najbardziej produkowano i produkuje się rewolwery DAO (double action only) gdzie kurka ręcznie napiąć nie można i robi się to tylko poprzez nacisk na spust. W tym przypadku tym zabezpieczeniem jest właśnie długa droga i odpowiednia siła konieczna do naciśnięcia na spust. COP był bronią przeznaczoną do samoobrony w sytuacjach dość skrajnych czyli utraty lub awarii broni zasadniczej - stąd był pozbawiony bezpiecznika nastawnego. Chodziło o szybkie użycie w sytuacjach krytycznych, a ponieważ w takim przypadku raczej strzela się z bliska to duża siła nacisku na spust nie przeszkadza. Od takiej broni i tak nie oczekuje się wielkiej celności. Choć sądzę, że ktoś obyty może z niej strzelać bardzo celnie... podobnie jak przy odpowiednim treningu i umiejętnościach da się strzelać celnie z "pistoletów kieszonkowych". Masz rację nie musi być to "brednia"... pod warunkiem, że właśnie przerobiono mechanizm odpalający i miało to czemuś służyć. Jedyne co mi się nasuwa to chęć użycia tego pistoletu w zawodach "derringerów" gdzie dopuszcza się takie pistolety dwustrzałowe. Widać komuś COP bardzo pasował, a nie mogąc go używać w takich zawodach w pierwotnej postaci - po prostu broń spełniała warunki bycia "dwustrzałowym derringerem". Zabieg podobny do ograniczania pojemności magazynków... ze względu na przepisy - choć w tym przypadku nie tylko dotyczące jakieś zawodów, ale np. również prawne (tam gdzie prawo zakazuje posiadania jakiejś broni z magazynkami o pojemności większej niż... ileś tam). Oczywiście... taki problem może wystąpić. Do strzelań sportowych stosuje się broń o bardzo czułym spuście - choć aby nie przesadzano to zapisy sportowe potrafię narzucać jakieś minimum siły nacisku na spust. Natomiast do użytku służbowego zbyt mały opór na spuście jest niewskazany, a i przy strzelaniach dynamicznych wielu woli twardsze spusty... ja np. wolę broń z twardym spustem i nie przepadam za bronią mającą zbyt "miękki" spust - wręcz źle mi się z takiej broni strzela. Ale to już kwestia preferencji użytkownika... zresztą dlatego niektórzy wytwórcy pistoletów czy wytwórcy różnych elementów "tunningowych" oferują dodatkowe elementy mechanizmu spustowego do danej broni, tak by użytkownik mógł sobie dobrać siłę spustu, którą preferuje. Nie wiem kiedy to było? Ale nasuwają mi się dwa pistolety używane w wojsku czyli TT lub Wist. Raczej nie P-64 czy P-83... W pistolecie TT gdzie nie było nastawnego bezpiecznika (choć można było ustawić kurek w pozycji zabezpieczającej - czyli zaczepiony o występ zabezpieczający) spust był bardzo twardy. Niekoniecznie ten pistolet miał iść do naprawy, a raczej do "naprawy". Niektórzy wojskowi sobie ten pistolet "podrasowywali"... celowali w tym sztabowcy, którzy zwykle mało z "linią" mieli do czynienia i bawili się w parasportowe strzelania "na odznakę". Po prostu za pomocą pilnika powodowali, że broń miała mniej "twardy" spust. Pół biedy jak wzięli flachę i poleźli z tym do jakiegoś sierżanta rusznikarza - on wiedział jak to zrobić z sensem i ile można "podpiłować". Gorzej jak ci "geniusze" sami tą flachę "rozpili" i zabrali się za to samodzielnie - potem TT-ki strzelały seriami, albo padały niekontrolowane strzały. Drugim pistoletem, który mi się nasuwa to Wist... jeżeli rzecz miała miejsce bardziej współcześnie. Jest to broń tandetna, nieudana i bardzo awaryjna. Miałem taki pistolet służbowy, ale już jako pracownik cywilny, którym do zeszłego roku byłem (na emeryturze pełniłem w dwóch jednostkach funkcje kierownicze w OWC i stąd przydzielona broń służbowa) - w ogóle ma twardy spust, co akurat niespecjalnie mi przeszkadza, ale sama jego praca jest kiepska. Jest "niewyczuwalny" i strzela się z tego pistoletu po prostu źle... w przeciwieństwie do TT, który choć miał twardy spust to jego praca była dobra i bardzo lubiłem z tej broni strzelać (choć oczywiście skalę porównawczą miałem wówczas niedużą - ot pistolety używane wtedy w armii czyli TT, P-64 i P-83 oraz używany przez radzieckich żołnierzy "Makarow" czyli PM). Co więcej faktycznie spusty w Wistach zachowują się różnie, w zależności od egzemplarza - a do tego śmialiśmy się, że do każdego to chyba armia musiała od razu kupić "kartonik części", bo niektóre elementy broni po prostu pękały i to przy mało intensywnej eksploatacji. Tak czy inaczej... Twój problem wynikał zapewne po prostu z małego doświadczenia strzeleckiego. Laikom faktycznie trudniej się strzela z broni mającej większy opór spustu. Po prostu z braku doświadczenia konieczność silniejszego naciskania spustu jeszcze potęguje błędy, które robią. Typowe w takim przypadku jest "ściąganie" broni w dół, co laicy potrafią robić nawet z bronią o niewielkiej sile nacisku na spust, ale jak dostaną taką z "twardym spustem" to jest tylko gorzej. Dlatego gdy szkolę (jestem m.in. zawodowym instruktorem) to unikam zaczynania od broni z twardszym spustem i proponuje taki dopiero na kolejnym etapie szkolenia, gdy szkolony już ma opanowane podstawy celowania, trzymania broni i pracy na spuście.
-
Nie, nie każdy... pewna siła spustu jest swoistym "bezpiecznikiem". Taki "miękki spust" jest pożądany przy strzelaniu sportowym, w warunkach bojowych bywa wręcz problemem i bywa niebezpieczny. Gdyby "każdy" chciał mieć "miękki spust"...to tylko taką by produkowano. To czemu produkuje się różną? Chyba nie do końca masz pojęcie o konstrukcji i działaniu broni... choć faktycznie są takie systemy, są też takie gdzie przy każdym strzale nacisk na spust jest taki sam. Można tutaj przywołać obecnie jeden z najpopularniejszych pistoletów służbowych czyli Glocka. Ale zdajesz sobie sprawę, że to idiotyzm i jakaś brednia? W jakim celu "zaślepiać"? Zawsze po prostu można pozostawić je niezaładowane... To dzisiaj są cenione przez kolekcjonerów... w tamtym czasie były jak najbardziej powszechnie używaną bronią "kieszonkową". Widać z Ciebie "fachowiec" od strzelania, że klękajcie narody... strzelam od wielu lat, intensywnie, często i gęsto i znam całą masę ludzi preferujących "twardy wojskowy spust" (sam taką pracę spustu lubię), tak i znam takich, którzy preferują "miękki sportowy". Kolejny przyczynek do tego, dlaczego produkuje się taką masę różnorodnej broni... bo odbiorcy mają różne preferencje subiektywne.
-
Twardy spust to może utrudniać celny strzał dla kogoś do takiego spustu nienawykłego... przy okazji - wiele współczesnych pistoletów pozbawionych nastawnych bezpieczników ma spusty o sporym oporze i długiej drodze, a jakoś ludzi z nich celnie strzelają. Co więcej... "twardy wojskowy spust" był charakterystyczny dla dawnej broni wojskowej i też celnie strzelano. No i jeszcze... całkiem współcześnie wytwarza się pistolety o rewolwery DAO - o długiej drodze spustu i sporej sile nacisku na spust. Szybkostrzelność? No... tak... jak masz broń o masie 800g i amunicję .357 Magnum to drugi strzał oddasz wolniej niż z broni o tej samej masie i amunicji o znacznie mniejszej energii. na tej samej zasadzie przy rewolwerze o tej samej masie i amunicji .38 Spl będziesz strzelał szybciej niż przy 357 Magnum i o wiele szybciej niż z broni o tej samej masie i amunicji .44 Magnum. COP i w ogóle współczesne Derringery to broń niszowa, kupowana przez niewielki krąg użytkowników... nigdy, nawet w czasach świetności "derringerów" nie była to broń popularnością dorównująca choćby rewolwerom. Przy czym często wtedy zachodziła taka sama zależność jak współcześnie... taki Colt Pocket był mały i lekki oraz strzelał 3,5 gramowym pociskiem (kulą)i miał 5 komór bębna. Współczesny mu Derrinder miał tylko dwa strzały (dwie lufy), ale był łatwiejszy do ukrycia i strzelał cięższą kulą (np. ponad 9 gramową). No i tychże Coltów Pocket wyprodukowano ponad 325 tys. (drugiej połowie XIX wieku to była ogromna ilość) sztuk i jeszcze trochę tysięcy jego "klonów"... Derringerów znacznie mniej. Co nie oznacza, że nie były cenione przez pewien krąg użytkowników. Trzeba zdać sobie sprawę, że jest broń uniwersalna, produkowana masowo, używana w wielu zastosowaniach - i jest broń wyspecjalizowana, kupowana przez stosunkowo nielicznych chcących mieć broń dopasowaną do jednego, często niszowego zastosowania. I tak jak napisałem... stąd mnogość różnych rozwiązań - zarówno tych produkowanych masowo, jak i tych "niszowych" czyli produkowanych w niewielkiej liczbie. W sumie równie dobrze mógłbym dać przykład pistoletów powtarzalnych, z zamkami ślizgowo-obrotowymi (czterotaktowymi) - stosowanymi w łowiectwie i strzelającymi amunicją zbliżoną do karabinowe lub wręcz karabinową. Nie są produkowane masowo, nie są używane masowo, ale są produktem "niszowym" i wyspecjalizowanym, choć obecnym na rynku od wielu lat i pewnie jeszcze wiele lat będą... zresztą podobnie jak używane w tym samym celu pistolety jednostrzałowe, łamane. Ach... no i też w paru filmach grały - bo wyglądają nietypowo i są "ciekawostką" wizualnie (dla laików) atrakcyjną. A tak na marginesie... "plajty" zaliczały firmy produkujące broń całkiem masowo, wiele było przejmowanych, wchłanianych itd. Co więcej... plajtę zaliczył też Samuel Colt przy produkcji pierwszego "nowoczesnego" rewolweru kapiszonowego... potem po doświadczeniach inaczej podszedł do biznesu, wprowadzał produkty po kolei, inwestował w produkcję "z głową" i... odniósł ogromny sukces. Istnieją firmy produkujące broń w USA wręcz "garażowo", niszowo i istnieją wiele lat... ich nazwy są powszechnie nieznane, są znane tylko lokalnie czy wśród niewielkiego grona odbiorców. Plajtują i zamykają się duże firmy, nawet takie którym zdarzały się duże kontrakty wojskowe. Sukces czy plajta jest często uzależniona nie od "trafienia czy nietrafienia produktu", ale od działań finansowych, trafionych lub nietrafionych decyzji biznesowych, dobrego lub złego zarządzania itd.
-
A niby skąd mielibyśmy je wziąć? Kto sporządza statystyki konkretnych typów broni używanych przez miliony użytkowników na świecie? Co najwyżej można czasem znaleźć dane o ilości produkcji... tyle, że fragmentaryczne i dotyczące stosunkowo niewielkiej liczby typów - zwykle tych bardziej popularnych lub broni wojskowej. Kiedyś na innym forum dyskutowaliśmy o kwestii popularności pistoletu i rewolweru w USA oraz proporcji tych dwóch rodzajów broni krótkiej na przestrzeni lat. Grzebaliśmy w danych publikowanych przez FBI, ATF czy DHS... nie pamiętam. Owszem takie dane ilościowe były, ale tylko ilość sprzedanej broni krótkiej w poszczególnych lata w USA i tylko w rozbiciu na pistolet/rewolwer... bez konkretnych typów. Dane o popularności typów znaleźć można tylko w stosunku do tych najczęściej spotykanych, a i tak są to dane częściowo szacunkowe. Można np. znaleźć popularność typu broni podstawowej w policjach USA - tyle, że było to podane tylko dla 10 największych departamentów policji. Tam nie ma standaryzacji... bo nie ma jednolitej policji. Tam są policje lokalne - owszem są wielkie departamenty policji w aglomeracjach, ale oprócz tego funkcjonują wręcz tysiące pomniejszych. Przecież tam każde hrabstwo ma własne biuro szeryfa liczące zwykle od kilku do kilkudziesięciu funkcjonariuszy, większe (gęściej zaludnione) koło 100-300. I każda ta komórka policyjna ma własny budżet przekazywany przez władze lokalne i kupuje zarówno broń i sprzęt niezależnie od innych. Co więcej czasem zakupów nie dokonuje nawet biuro szeryfa lub dokonuje zakupów tylko częściowo, a funkcjonuje system refundacyjny za zakupy we własnym zakresie. Nie sądzę by ktokolwiek prowadził tam statystyki jaką (typ) broń posiadają policjanci z tych tysięcy lokalnych policji. Są tylko informacje jaką broń kupują największe departamenty i to broń podstawową. Broń zapasowa to zwykle własność prywatna funkcjonariuszy... co najwyżej w niektórych stanach na skutek przepisów odnotowana jako używana w służbie. Spotkałem się tylko z jakimiś ciekawostkami dotyczącymi rewolweru jako broni podstawowej np. ilu jeszcze policjantów w jakimś departamencie (dużym) ma rewolwer, a nie pistolet. Ale jako dane "ciekawostkowe". W każdym razie ten pistolet był trochę lat produkowany... bo potem produkcję przejęła znana firma American Derringer. Obecnie już chyba nie jest... ale nie dam głowy czy jakaś pomniejsza firma (jakich wiele w USA) go nie robi, bo patent zdaje się już dawno wygasł. Była i jest to broń niszowa... nawet nie znalazłem danych o ilości produkcji. No, ale jak można wyczytać na amerykańskich forach dot. broni pewną popularność miała, była jednym z bardziej znanych współczesnych "deriingerów".
-
I co mam na to poradzić, że nie masz zielonego pojęcia? Twoja niewiedza to w sumie Twój problem, a nie mój. Co to jest "coś normalnego"? I co to jest w takim razie coś "nienormalnego"... Ten COP jest zasadniczo całkowicie normalnym pistoletem nieautomatycznym - o więcej niż jednej lufie... w tym przypadku o czterech. Ani to nienormalne, ani nieznane, ani ewenement. Akurat COP odniósł pewien (umiarkowany... w końcu to broń o specyficznym i ograniczonym zastosowaniu) współczesny sukces i dlatego jest znany. Ale to nie jest jedyna broń tej klasy produkowana współcześnie. Jeśli chce się mieć broń strzelającą silną amunicją i mającą niewielkie wymiary - to musi to być broń nieautomatyczna, bo automatyka wymusi większe wymiary i masę. Jeśli broń ma być wąska (łatwa do noszenia w ukryciu) to nie może też być rewolwerem. Co pozostaje? Są dwie możliwości (poza bronią jednostrzałową) - pistolet powtarzalny, w którym po każdym strzale ręcznie wprowadzasz kolejny nabój do komory (też taki się akurat wytwarza) lub pistolet wielolufowy... może mieć dwie lufy (będzie jeszcze mniejszy i lżejszy), ale lepiej właśnie cztery. Niejedna broń przeznaczona do specyficznych zastosowań dla osób nieobeznanych z tematem wygląda jak "dziwadło"... bo dla takich wszystko co nie mieści się w "masowym standardzie" jest dziwne, nieznane i niezrozumiałe.
-
Geneza przyczepy kempingowej.
Razorblade1967 odpowiedział Bruno Wątpliwy → temat → Gospodarka, handel i społeczeństwo
I pewnie trudno to będzie znaleźć, bo idę o zakład, że wiele takich pojazdów było dziełem majsterkowiczów. Jeżeli w 1901 było takie zainteresowanie, że powstał w Wielkiej Brytanii pierwszy klub caravaningu czyli Camping and Caravanning Club, a jeszcze 1885 lat wcześniej podróże wozem campingowym Williama Stables'a dookoła Wyspy były czymś wartym opisywania i powstała wtedy książka The Gentleman Gypsy - to wtedy jeszcze było to coś nietypowego i niezwykłego, wartego opisywania i przez to znane do dzisiaj. I pewnie potem byli naśladowcy.... Rozpowszechnienie więc tej formy wypoczynku w Wielkiej Brytanii moim zdaniem należy datować na ostatnie dziesięciolecie XIX wieku - tyle, że nie sądzę by to było masowe, raczej takie bardziej elitarno-klubowe. A jak się rozpowszechniło bardziej po PWS to już chyba w mniejszym stopniu jako pojazdy konne, bo przecież Wielka Brytania dość szybko się motoryzowała... chyba najszybciej w Europie.- 8 odpowiedzi
-
- przyczepa
- kempingowa
-
(i 1 więcej)
Oznaczone tagami:
-
Geneza przyczepy kempingowej.
Razorblade1967 odpowiedział Bruno Wątpliwy → temat → Gospodarka, handel i społeczeństwo
No to skoro chodzi Tobie o wielką Brytanię i konną przyczepę mieszkalną służącą podróżowaniu dla to za rok początkowy trzeba uznać 1880 - kiedy to datuje się powstanie pierwszego takiego pojazdu służącego podróżowaniu tylko dla przyjemności i celowo w tym celu wytworzonego. Pierwsza przyczepa, która miała służyć przede wszystkim przyjemności jej właściciela powstała w 1880 roku w Wielkiej Brytanii. 5-5 metrowy, konny wóz campingowy skonstruowała firma Bristol Carriage Company, proponując przedstawicielom wyższych sfer nową formę wypoczynku. - https://www.camprest.com/pl/news/motoryzacja/historia-caravaningu-w-pigulce Tyle, że to oczywiście pierwszy wyrób, który został jakoś opisany... nie wyklucza to nieznanych osób, które sobie coś takiego wytworzyły, ale nie zachowało się to w pamięci.- 8 odpowiedzi
-
- przyczepa
- kempingowa
-
(i 1 więcej)
Oznaczone tagami:
-
Geneza przyczepy kempingowej.
Razorblade1967 odpowiedział Bruno Wątpliwy → temat → Gospodarka, handel i społeczeństwo
W zależności do jakiego celu służyły... czyli czy do przemieszczania się na dłuższe odległości, ale raczej jednorazowo, czy służyły właścicielowi do dłuższego zamieszkiwania, a pomiędzy tym były przemieszczane. Przykładem tego pierwszego jest choćby Conestoga wagon. Tutaj ładna rekonstrukcja takich pojazdów: https://www.afar.com/magazine/glamp-like-a-fancy-pioneer-in-one-of-yosemites-new-covered-wagons Przykładem tego drugiego mogą być choćby wozy cyrkowe... spotykane i w Europie, i w Ameryce.- 8 odpowiedzi
-
- przyczepa
- kempingowa
-
(i 1 więcej)
Oznaczone tagami:
-
Owszem z definicji... przy czym nic nie stoi na przeszkodzie by była użyta na dystansie większym. Co do skuteczności... oczywiście, że 9 mm x 19 powinien wystarczyć, ale trudno zaprzeczyć temu, że np. półpłaszczowy, ciężki pocisk kalibru .357 Magnum, mający do tego większą energię jest skuteczniejszy i daje większą pewność natychmiastowego "efektu", a do tego ten "efekt" będzie mniej zależny od miejsca trafienia. Do tego brak automatyki broni powoduje, że możliwości używania pocisków o różnych kształtach będą większe... Owszem jest... niewiele lżejszy, ale jest. Ma też 6 strzałów do dyspozycji, a nie 4 jak w COP. Tyle, że taka broń jest z zasady kupowana prywatnie (dodatkowo, poza tą w którą wyposaża policjanta w USA jakieś biuro szeryfa czy departament policji), a w takim przypadku dużą rolę odgrywają indywidualne i subiektywne preferencje kupującego. Dlatego na rynku broni jest taka mnogość oferty... dlatego niektóre rozwiązania, które przez wielu są już uważane na "przestarzałe" mają swoich zwolenników. A skoro jest potencjalny kupujący to jest i oferta na rynku broni. Może być mniejsza, ale jest. Nawet jak to nazwałeś "dziwadła" mają swoich zwolenników, a więc znajdzie się ktoś kto takie coś wyprodukuje i na tym zarobi. Zauważ, że choćby w zakresie bezpieczników nie ma "jednego słusznego rozwiązania", spotykane są różne rozwiązania tego elementu (lub brak nastawnego bezpiecznika) - bo różne są preferencje potencjalnego klienta. Tutaj można podać kilka przykładów np. W toku rozwoju Beretty 92 bezpiecznik nastawny z pierwotnego będącego bezpiecznikiem kurka napiętego przeszedł w bezpiecznik-zwalniacz na zamku... ale produkujący w zasadzie taki sam pistolet brazylijski Taurus pomimo zastosowania części rozwiązań modernizowanych w toku rozwoju broni pozostał przy bezpieczniku kurka napiętego - bo to rozwiązanie ma swoich zwolenników. Znany u nas i przecież jeszcze bardzo rozpowszechniony pistolet CZ-75 był wytwarzany równolegle z bezpiecznikiem nastawnym (kurka napiętego) oraz w odmianie, gdzie bezpiecznika nastawnego nie ma, a jest tylko zwalniacz. Linia pistoletów HK USP też ma w tej materii produkowane w zasadzie równolegle różne odmiany, w których te rozwiązania też są różne... o wyborze odmiany decyduje klient wg swoich preferencji indywidualnych lub klient "służbowy", który akurat takie rozwiązanie uznaje za lepsze, inny może uznać, że lepsze jest rozwiązanie odmienne. To rynek decyduje o obecności jakiś rozwiązań... w zasadzie w każdej dziedzinie, w przypadku broni palnej również.
-
Jest jeden z pomysłów na broń zapasową... broń "ostatniej szansy". Mały pistolet samopowtarzalny ze względu na automatykę strzela zwykle słabszą amunicją, znowu krótkolufowy rewolwer ma bębenek, a więc jest dość szeroki. W przypadku COP mamy broń o wymiarach zbliżonych do Walthera PPK, ale strzelającą skuteczną amunicją .357 Magnum lub ewentualnie .38 Special jak ktoś woli słabszą. Do dyspozycji tylko 4 strzały, ale mały rewolwer ma zwykle tylko 5 komór bębna, a więc różnica niewielka. Zresztą to broń do użycia w ostateczności (utraty lub zacięcia się broni zasadniczej itp.) - w zasadzie te 4 strzały powinny wystarczyć. Oczywiście obecnie są też takie wynalazki jak np. Glock 43, który wymiarami jest zbliżony do małych pistoletów strzelających amunicją 7,65 mm x 17SR - a strzela 9 mm x 19. No, ale w magazynku ma 6 nabojów, a jednak 357 Magnum jest skuteczniejszy od 9 mm Para.
-
Wojna Krążownicza na oceanach
Razorblade1967 odpowiedział gregski → temat → Walki na morzach i oceanach
Tak na szybko, bo z telefonu... No tak macie rację... Opieram się na jednostronnej relacji czyli wspomnieniach dowódcy Kormorana. Człowieka, który dowodził walką swojego okrętu, obserwował co się dzieje na pokładzie okrętu przeciwnika zanim przystąpił do walki i pewnymi kwestiami był "żywotnie" zainteresowany. Stwierdził, że dział 102 mm na Sydney nie obsadzono, a potem że ogień broni małokalibrowej już to uniemożliwił, podobnie z wyrzutniami torped. Owszem można założyć, że "ferworze walki" nie zauważono odpalenia jakiś niecelnych torped, ale to mało prawdopodobne... ze dwa razy stwierdził, że obawiał się ataku torpedowego, szczególnie jak Sydney robił zwrot - ale taki atak nie nastąpił. Może tych torped pozbyto się już po walce, gdy okręt płonął i było zagrożenie ich eksplozją w wyrzutniach? Nie wiem? I się tego nie dowiemy, bo z Sydney nie przeżył nikt, by opisać tą walkę z drugiej strony. Mamy jedynie relację ze strony załogi Kormorana. Natomiast faktycznie to, o czym pisałem na temat kwestii obsługi dział głównego kalibru to są moje wnioski na podstawie (jednostronnego z konieczności) opisu walki - sądzę po prostu, że gdyby na pokładzie Sydney podeszli do sytuacji "poważniej" to okręt otworzyłby ogień szybciej i skuteczniej. Dali się zwieźć i tyle... wojna to domena pomyłek. -
Wojna Krążownicza na oceanach
Razorblade1967 odpowiedział gregski → temat → Walki na morzach i oceanach
A to jest dość prosty wniosek... od spotkania do rozpoczęcia wymiany ognia minęło ponad 1,5 godziny. HMAS Sydney zbliżał się do podejrzanego statku, załoga powinna być w gotowości do działania, ale to Kormoran otworzył ogień szybciej pomimo konieczności zdjęcia maskowania... a do tego strzały Sydney poszły daleko od celu. No to co byli przygotowani do otwarcia ognia? Nie - byli na stanowiskach "dla zasady" i tyle. Fakt, że działa 4-calowe nie zostały obsadzone - to akurat wynika ze wspomnień dowódcy Kormorana, który te szybkostrzelne działa uważał za bardzo groźne. Podobnie jak możliwość obsadzenia wyrzutni torpedowych na krążowniku. Potem, pod ogniem niemieckim, który miał m.in. za zadanie uniemożliwić obsadzenie "groźnych" stanowisk już nie byli w stanie tego zrobić. A co robił? Przecież niemiecki dowódca "zrobił go jak chłopca"... udając niezdarność przy przyjmowaniu i wysyłaniu sygnałów flagami. Australijski krążownik całkowicie naiwnie zbliżył się do nieznanego statku, obsługi dział tyle co skierowały wieże mniej więcej w kierunku celu, a lekkiego uzbrojenia i wyrzutni torped nie obsadzono. Niemcy kombinowali, a Australijczycy niefrasobliwie dawali się nabrać. I co te instrukcje zakazywały dowódcy okrętu postawić całą załogę w stan gotowości do walki przy zatrzymywaniu podejrzanego statku? Ile takich sytuacji było na tamtych akwenach? To nie było działanie na północnych wodach w konwojach do ZSRR, czy w konwojach atlantyckich, gdzie załogi bywały wyczerpane ciągłymi alarmami... Na HMAS Sydney zachowali się jak "na wczasach" i... dlatego zginęli... przez własną głupotę i niefrasobliwość dowódcy.