jancet
Użytkownicy-
Zawartość
2,795 -
Rejestracja
-
Ostatnia wizyta
Typ zawartości
Profile
Forum
Kalendarz
Zawartość dodana przez jancet
-
Czy Polsce potrzebny jest jeszcze antykomunizm?
jancet odpowiedział secesjonista → temat → Gospodarka, kultura i społeczeństwo
No mądrość to uniwersalna. Wystarczy zamienić "antykomunista" i "komunizm" na [...]'antyliberał" i "liberalizm" i też będzie działało. No nie do końca. Liberalizm w Polsce'2012 niewątpliwie istnieje, choć niektórzy rozumieją go siak, a inni owak. W odróżnieniu od komunizmu nie trzeba go wymyślać na swoje potrzeby. -
Organizacje i stowarzyszenia młodzieżowe w PRL
jancet odpowiedział Jarpen Zigrin → temat → Gospodarka, kultura i społeczeństwo
Formalnie rzecz biorąc - posłowie, będący członkami SZSP. Organizacja własnej puli nie miała, można było się załapać z puli PZPR. Przejrzałem listę - na pewno członkiem (a nawet do III Zjazdu - przewodniczącym SZSP) był Stanisław Gabrielski. Innych nazwisk z SZSP nie kojarzę, ale ja wtedy nawet w średnich kręgach władz nie byłem. "Komunikat" mówi o "posłach", czyli w liczbie mnogiej. Na pewno SZSP miało pewne "przełożenie", jak się wtedy mówiło, na byłych działaczy ZSP, np. Cioska i Fiszbacha. Co do strajków studenckich - pamiętam, że był strajk studencki w Łodzi, a inne ośrodki tak raczej "solidaryzowały się z postulatami". Jakby się ktoś sprawdzał moja pamięć, to stawiałbym, że to było wcześniej na grudzień 81 lub styczeń 82. Lepiej pamiętam gotowość strajkową w marcu 82, po "sprawie bydgoskiej" i pobiciu m.in. Rulewskiego, w dość nerwowej atmosferze, związanej z odbywającymi się tuż przy naszej granicy wielkimi manewrami Armii Radzieckiej. Wtedy miałem już na wydziale śpiwór, plecak z konserwami i kaszą oraz juwel z zapasem benzyny. Zostałem wybrany przewodniczącym Wydziałowego Komitetu Strajkowego Studentów i członkiem Wydziałowego Komitetu Strajkowego (tego głównego, Solidarności), a może wiceprzewodniczącym, już nie pamiętam. No ale się rozeszło, strajk powszechny został odwołany, konserwy zjadło się przy innej okazji. Nota bene - bardzo się z tego ucieszyłem, wprawdzie przez to do dziś niektórzy twierdzą, że "i tak by nie weszli", ale to i tak lepiej, niż gdyby "weszli". Ten drugi tekst dość łatwo da się przeczytać, jak się go skopiuje i pokombinuje z kontrastem i głębią, warto też zmienić na odcienie szarości. Generalnie to śląska SZSP grozi WRON czymś w rodzaju buntu czy obywatelskiego nieposłuszeństwa - "w wypadku ingerencji w statut instancje SZSP będą zmuszone zrezygnować ze swojej działalności. Jednocześnie chcielibyśmy przestrzec czynniki administracyjne i polityczne..." - tak oświadczają "instancje SZSP Politechniki Śląskiej" w swym KOMUNIKACIE z 24 marca 1982, wkrótce po "odwieszeniu". To tak dla leniwych . -
Kobiety w Wielkiej Armii (i po drugiej stronie)
jancet odpowiedział Estera → temat → Wojsko, technika i uzbrojenie
Czy mi dobrze majaczy wspomnienie z dzieciństwa, że para ta występowała w którejś z powieści Gąsiorowskiego? A może Przyborowskiego? -
"Szachista" von Kempelena i inne "automaty"
jancet odpowiedział secesjonista → temat → Historia ogólnie
Tomaszu, rozwiniesz, co masz na myśli? -
Organizacje i stowarzyszenia młodzieżowe w PRL
jancet odpowiedział Jarpen Zigrin → temat → Gospodarka, kultura i społeczeństwo
Nie dziwota, bo tam pomieszanie z poplątaniem. Pamięć niewątpliwie jest zawodna - w miejsca Tadeusza Sawica, wielki brunet z nadwagą http://www.audiovis.nac.gov.pl/obraz/192938/, podstawił mi się Marek Siwiec - szczupły blondasek . Też SZSP. Późniejszy doradca Kwaśniewskiego, znany z "afery kaliskiej". Natomiast Droszcz to Droszcz, dziś wygląda tak: http://www.wnp.pl/pliki/2980_18092.html, wtedy nieco inaczej, ale twarz wielce charakterystyczna. Powiedziałbym, że z wiekiem wyprzystojniał. Na III Zjeździe SZSP to on wygrał wybory (Politechnika Warszawska była za Sawicem), tyle że szybko ustąpił i w trakcie kadencji zastąpił go Sawic (nie Siwiec ). Trochę tak orwellowsko się robi. Szukasz prawdy w publikacjach "ministerstwa kłamstwa". Są one ważniejsze, niż relacje ludzi. Te należy pominąć, bo są stronnicze. Prawda jest zapisana w Trybunie Ludu. Ciekawe... Tak mi się wydawało, że w naukach historycznych relacje uczestników są nader poważnie brane pod uwagę, a przynajmniej niedawno były, mimo iż z założenia są stronnicze. Być może dziś obowiązują inne zasady. Oczywiście, że nie pamiętam, która gazeta, który poniedziałek, a może był to wtorek? Opis tego zdarzenia podałem głównie po to, aby stwierdzić, że w istocie nie wiem, czy władze PTTK podjęły prawomocną decyzję o przyłączeniu się do PRON, skoro wiem, że władze SZSP takiej decyzji prawomocnie nie podjęły, a i tak prasa opublikowała, że SZSP przyłączyła się do PRON. Bruno to chyba nader dokładnie wyjaśnił. -
Zwyczaj wywieszania flagi kraju który się wizytuje
jancet odpowiedział Kadrinazi → temat → Wojsko, technika i uzbrojenie
To już było. Ale mądre rzeczy warto powtarzać. -
Linia kolejowa Białystok- Warszawa lata 20. XX w.
jancet odpowiedział Golda → temat → Gospodarka, handel i społeczeństwo
Jak wiesz, to napisz. Ja nie wiem. -
Organizacje i stowarzyszenia młodzieżowe w PRL
jancet odpowiedział Jarpen Zigrin → temat → Gospodarka, kultura i społeczeństwo
.Była jeszcze bodajże "Harcerska Służba Polsce Socjalistycznej" - chyba nie przekręcam nazwy - w ramach ZHP. Ale ja na harcerstwie się nie znam zupełnie. OK. Znaczy zaufasz ówczesnym relacjom prasowym, czy relacji świadka? Tak dokładnie to nie pamiętam, myślę, że członków Rady Naczelnej było kilkudziesięciu -stukilkudziesięciu, ale raczej poniżej setki. Owe posiedzenia miały, jak pisałem, otwarty charakter, więc razem było tam ze 200 luda. Ale to tak na oko. Wydaje mi się, że wśród członków Rady Naczelnej dominowały osoby, które na codzień funkcjonowały raczej na poziomie rad uczelnianych, więc "górna strefa stanów dolnych". Ale za bardzo w to nie wnikałem. Do RN nie należałem. Tym pod koniec 1980? Parę zmian w statucie zrobiono - wykreślono "przewodnią rolę PZPR" (wbrew wciąż obowiązującej konstytucji), ograniczono wiek "młodych pracowników nauki", wprowadzono zasadę dwukadencyjności władz wykonawczych. Wybrano Cezarego Droszcza na przewodniczącego, po ostrej walce z Markiem Siwcem. Wybrano owych członków Rady Naczelnej, którzy półtora roku później nie chcieli wstępować do PRON. A ja uczyłem się socjotechniki :thumbup: oraz czytania aktów prawnych ze zrozumieniem, a także ich redagowania. W sumie się przydało -
Linia kolejowa Białystok- Warszawa lata 20. XX w.
jancet odpowiedział Golda → temat → Gospodarka, handel i społeczeństwo
No to żeśmy, dzięki naszemu Koledze, dostali trochę cennych informacji. Np. taką, że uwzględniając fakt, iż z Warszawy do Białego 180 km, najtańszy bilet w III klasie (bo IV na tej linii nie było) kosztował 36 marek (pospieszny - 54 marki). Jeśli odniesiemy to do średniej dniówki robotnika rolnego (dorosłego mężczyzny) w województwie warszawskim, otrzymamy dla maja - 1,4 dniówki, zaś dla czerwca - 0,8 dniówki. To dość duża różnica, mimo iż wtedy nie było jeszcze hiperinflacji, choć jej granica była tuż tuż. Dane, podane przez Secesjonistę, pozwalają oszacować, że w okresie 15 maja - 15 czerwca dniówka robotnika rolnego rosła o 0,1125% dziennie, co daje jej wysokość 30,04 marki na dzień 31 maja i 30,62 marki na 1 czerwca. O północy wzrosły ceny biletów - nie wiemy, o ile. W każdym razie jedno można stwierdzić - dla rolnika z województwa warszawskiego cena tego biletu w pierwszej połowie 1920 roku oscylowała znacznie, ale raczej około wartości 1 dniówki. Dane, przytaczane przez Goldę - trzykrotność i osiemnastokrotność dniówki dla 1920 roku nie są wiarygodne. Jak było potem - nie wiemy. -
Normy żywieniowe, racje i ogólnie o żywności na frontach
jancet odpowiedział secesjonista → temat → Ogólnie
Jako chemika z wykształcenia, któremu przez lata wpajano prawo zachowania masy, nieco mnie bulwersuje informacja, że w 750 g chleba było 897 g węglowodanów. Co daje minimum 76% suchej masy - znaczy to bardziej musiało przypominać nam współczesna kostkę rosołową, niż zupę. Bardzo ciekawa informacja. Ciekawe, co to są te "ciepłostki"? Wiesz, jak to było w oryginale? Obecnie to raczej podchlorynu sodu, znaczy tak mnie w wojsku uczyli. Co do tych paczek, to trochę się dziwię, dlaczegóż to marmolada lub ciasto miało być nieprzydatne? Podejrzewam, że wynikało to stąd, że paczki szły długo, a produkty były już spleśniałe. Nie wiem, jakie były wówczas domowe sposoby konserwacji potraw we Francji. Słoje Wecka już istniały, ale czy były popularne? Wątpię, ponadto czy szkło docierało na front całe? Chyba należało wysyłać suchary i suszone owoce, suszone kiełbasy - toć to francuska specjalność, twarde sery - w sumie nie taki mały asortyment. Tak sobie snuję rozważania, żeby wyobrazić sobie, z czego żołnierz na froncie by się ucieszył. -
Linia kolejowa Białystok- Warszawa lata 20. XX w.
jancet odpowiedział Golda → temat → Gospodarka, handel i społeczeństwo
Dość ciekawe spostrzeżenie, sugerujące, że lata 1919-1923 to druga połowa lat dwudziestych, oraz że reforma Grabskiego (kwiecień 1924) wywołała hiperinflację, która jakoby szalała w drugiej połowie lat 20-ych. No cóż. Niewątpliwie - wystarczy. O ile się zachowała i jest gdzieś dostępna. Opracowania z pewnością są. Dziś GUS podaje dane o wynagrodzeniach co miesiąc, tyle że z miesięcznym opóźnieniem. Wątpię, by 90 lat temu GUS podawał dane tak często - o ile w ogóle takie dane gromadził. Więc informacje o wysokości dniówki robotnika są zapewne podawane na podstawie wyrywkowych obserwacji. O ile cena najtańszego biletu np. dnia 15 lutego 1922 roku jest zapewne do ustalenia co do marki, to średnia wysokość dniówki robotnika tego dnia - już nie, pomijając fakt, że inna była w Warszawie, zaś inna w Białymstoku. Przytoczone przez Secesjonistę informacje o tym, jak to cena biletu o północy z 29 lutego na 1 marca 1920 roku rośnie o 100%, jest dobitnym dowodem na ogromne znaczenie inflacji w tych rozważaniach. Czyżby Secesjonista uważał, że dniówka robotnika też 1 marca była dwa razy większa, niż 29 lutego, więc inflacja jest bez znaczenia? Zapewne się nie zmieniła o północy, więc 29 lutego na bilet wystarczały np. trzy dniówki, a 1 marca potrzeba było pracować już cały tydzień. Przy czym w marcu 1920 roku inflacja była nieporównywalnie niższa, niż w 1922 czy 23. W warunkach hiperinflacji ceny regulowane zmieniają się skokowo, a ceny rynkowe (np. dniówka robotnika) - w sposób ciągły. Goldo, przytoczone przez Ciebie dane wskazują wyraźnie na błąd metodyczny, popełniony przez co najmniej jednego autora, a może przez obydwu. Taryfy kolejowe zapewne się zachowały, więc przyczyna leży zapewne w kwestii oszacowania wysokości dniówki robotnika. -
Czy Polsce potrzebny jest jeszcze antykomunizm?
jancet odpowiedział secesjonista → temat → Gospodarka, kultura i społeczeństwo
Absurdalność tego pytania jest pozorna, wydaje mi się ono wręcz kluczowe. W komunizmie doskonałym państwo powinno zapewnić każdemu godne warunki życia. Więc nowe domy dla powodzian powinny być zbudowane na koszt państwa. Ubezpieczeń majątkowych w ogóle są niepotrzebne. W skrajne liberalnym kapitalizmie każdy jest indywidualnie odpowiedzialny za los swój i swojego majątku. Jeśli chce rozłożyć tę odpowiedzialność na innych, może to zrobić poprzez ubezpieczenie majątkowe, ale nie za darmo. Osoby, mające za złe Cimoszewiczowi owe słowa, mają poglądy znacznie bliższe komunizmowi, niż Cimoszewicz, określany jako "postkomunista". Problemem naszej sceny politycznej jest to, że osoby, określające się jako "prawicowcy" czy "antykomuniści", mają często poglądy w niektórych aspektach bliskie ideologii komunizmu. Z drugiej zaś strony osoby, określające się jako "lewicowcy", a przez innych określani jako "postkomuniści", mają poglądy wręcz antykomunistyczne - znów: w niektórych aspektach. -
Nie rozumiem tego z tym spaniem... Niezależnie od spania - w Mińsku Mazowieckim na pewno było centrum kształcenia kadr WSW (Wojskowej Służby Wewnętrznej), czyli żandarmerii. Takie centra zwykle obejmowały szkołę oficerską ("łabędzi"), szkołę podchorążych rezerwy ("bażantów") i szkołę kadetów oraz jakąś kompanię SZ. Może była i jakaś baza Jednostek Nadwiślańskich - po tak się chyba zwały wojska MSW, ale o tym nie słyszałem. Na Batorego, na Miłobędzkiej w Warszawie - i owszem.
-
Nie sposób rozpatrywać obrony Półwyspu Helskiego w oderwaniu od całej obrony wybrzeża. Tak patrząc na mapę i trochę znając te rejony z turystycznych wędrówek, można było na wybrzeżu stworzyć rejon umocniony, który mógłby się bronić przez wiele miesięcy, przy czym Hel byłby tych umocnień cytadelą. Trzy "kępy" - Redłowska, Oksywska i Swarzewska z przylądkiem Rozewie były otoczone szerokimi, podmokłymi dolinami leniwych rzek, które były dostępne jedynie dzięki systemowi melioracyjnemu. Zniszczenie tego systemu i utrudnienie odpływu wód mogło je zamienić w przeszkody, niedostępne dla czołgów i artylerii. Skarpy tych kęp wznoszą się dość stromo nawet na kilkadziesiąt metrów, co daje dobre warunki do rozmieszczenia stanowisk strzeleckich i artylerii do ognia na wprost. Ponadto na przedpolu tych "kęp" znajduje się kilkudziesięciokilometrowy pas wzgórz morenowych, porośniętych starym, gęstym lasem - teren w którym można nawet stosunkowo niewielkimi siłami prowadzić skutecznie działania opóźniające, tym bardziej, że czołgi i lotnictwo mają tam ograniczone pole do popisu. Oczywiście, konieczne do tego byłoby stworzenie nie tylko silnej baterii dział 12-calowych mm na cyplu helskim i trzech baterii 6- lub 8-calowych na Helu, Oksywiu i Rozewiu. I potężna artyleria przeciwlotnicza, dysponująca, oprócz dział 20 mm i 40 mm, także działami 75-76 mm i ponad 100 mm. Itd., itd. Czy było to realne? W 1939 roku dysponowaliśmy 10 wielkimi (jak na Bałtyk i nasze możliwości) okrętami (4 niszczyciele, wielki stawiacz min, 5 okrętów podwodnych). We wrześniu zupełnie się nie przydały, nie odpalono z nich ani jednej torpedy, a i strzałów oddano niewiele. Połowę tych pieniędzy, które na nie wydano, należałoby przeznaczyć na artylerię nabrzeżną i przeciwlotniczą, a drugą - na kilkanaście średnich i kilkadziesiąt małych jednostek. Pewnie by wystarczyło. Zawsze jednak pozostaje pytanie - po co? Strategicznym celem kampanii wrześniowej okazało się nie powstrzymanie czy odrzucenie wojsk hitlerowskich, to było nierealne, o możliwości sukcesu w walce na dwa fronty. Tym celem powinno być spowodowanie, by wojna polsko-niemiecka stała się wojną europejską. To się udało, jednak słabość naszej obrony mogła spowodować, że Francja i Wielka Brytania połkną kolejną gorzką pigułkę i pogodzą się z połknięciem Polski, tak jak pogodziły się z połknięciem Czechosłowacji. Istnienie rejonów Polski, które będą się wciąż bronić, zdecydowanie zmniejsza prawdopodobieństwo takiego rozwiązania, nawet jeśli te rejony są pozbawione militarnego znaczenia. Z tego punktu widzenia uporczywa obrona wybrzeża (i nie tylko, warto było też uporczywie bronić się w Karpatach przy węgierskiej i rumuńskiej granicy) miałaby swój sens. Tyle że ów strategiczny efekt i tak osiągnęliśmy, więc może i dobrze, że Gdynia nie została zniszczona, a kilkanaście tysięcy młodych ludzi pożyło dłużej.
-
Linia kolejowa Białystok- Warszawa lata 20. XX w.
jancet odpowiedział Golda → temat → Gospodarka, handel i społeczeństwo
W samym 1920 pewnie trudno było o bilet pasażerski na tę trasę, przynajmniej w drugiej roku owego połowie. Na o potem była galopująca inflacja, co znakomicie utrudnia porównania, bo cena biletu i płaca musi być z tego samego miesiąca, jeśli nie tygodnia. W latach 1919-1923 średnia inflacja (wyliczyłem na podstawie danych z wiki, może nie jest to super wiarygodne źródło) wynosiła cca 1400% rocznie, co daje prawie 25% miesięcznie. Pewnie były i miesiące, gdy ceny szły w górę o 250%. -
Czy Polsce potrzebny jest jeszcze antykomunizm?
jancet odpowiedział secesjonista → temat → Gospodarka, kultura i społeczeństwo
Nie dostrzegam w wypowiedzi Widlobrodego nawiązania do stadności czy niestadności postaw antykomunistycznych dziś w Polsce. Przyznaję, że w życiu nie spotkałem obywatela Polski, który by sam siebie określał jako "komunistę". Nawet w latach 70-ych (wcześniejsze sobie odpuszczę z powodów metrykalnych), a co dopiero dziś!!! Więc jeśli ktoś dziś w Polsce chce uprawiać antykomunizm (rozumiany tradycyjnie, czyli jako zwalczenie koncepcji społeczno-politycznych Lenina, Stalina i Breżniewa), to przeciwnika musi sobie wymyślić, bo realny nie istnieje. Komunisty nie widziałem zatem ani w formie indywidualnej, ani stadnej. Natomiast całkiem wielkie stada osób, deklarujących antykomunizm, zdarzało mi się widzieć, i to nie tylko na ekranie telewizora. Być może są to stada indywidualistów, którzy samodzielnie doszli do owej antykomunistycznej postawy po rozterkach, godnych Hamleta. Tyle, że sam temu zaprzeczasz w poprzednim poście, pisząc, że z taki intelektualny antykomunizm jest przegrany, a wygrywa ten, wyssany z mlekiem matki - czyli stadny, wręcz genetyczny. Obecnie w Polsce antykomunizm jest postawą stadną, a komunizm - skrajnie indywidualistyczną. Problem w tym, że bardzo wiele osób w antykomunistycznym stadzie prezentuje poglądy niesłychanie bliskie XIX-wiecznym komunistom. Choć sami twierdzą, iż są niezwykle prawicowi. -
Organizacje i stowarzyszenia młodzieżowe w PRL
jancet odpowiedział Jarpen Zigrin → temat → Gospodarka, kultura i społeczeństwo
cd. Domyślam się, że Koledze chodzi o jakiś fakt relegowania pewnych osób z uczelni z powodów politycznych". Nie wiem, o jaki fakt chodzi, więc nie mogę się o tym przypadku wypowiedzieć, zresztą nie mogę się wypowiedzieć o żadnym z takich przypadków, bo o żadnym mi nic nie wiadomo. O ile dobrze pamiętam ówczesny regulamin to z listy studentów z powodów innych, niż wyniki w nauce, skreślić mógł Rektor na wniosek Komisji Dyscyplinarnej ds. Studentów, albo następowało to decyzją Komisji Dyscyplinarnej. Różnica niewielka, bo to Rektor powoływał Komisję. W owej komisji z urzędu zasiadał przedstawiciel SZSP, chyba nawet z prawem udziału w głosowaniach. Zespoły orzekające składały się z 5 osób, pozostałe były nominowane przez Rektora. Przedstawiciel SZSP mógł zatem próbować wybronić obwinionego, albo - wręcz przeciwnie - popierać wniosek rzecznika dyscyplinarnego. Komitet Zakładowy czy POP PZPR oficjalnie w tym procesie nie uczestniczyła, mogła natomiast wywierać znaczące pozakulisowe naciski. Podobnie SZSP mogła takie naciski stosować. Odpowiedzialność za decyzję jednak spada na Rektora lub powołaną przez niego Komisję Dyscyplinarną ds. Studentów. Ja coś mieszałem w przypadku dwóch postępowań dyscyplinarnych, w obu przypadkach zależało mi na uwolnieniu obwinionego od odpowiedzialności, w obu się udało. W pierwszym chodziło o prostą rzecz - koleżanka miast na praktykę, pojechała na saksy, bo udało się jej zdobyć paszport. Każdy by tak wówczas zrobił, przedstawiła jakieś lipne zwolnienie lekarskie i zdawało się, że nie ma sprawy, odrobi praktykę w następnym rok. Jednak pewna, wybitnie do niej życzliwie nastawiona, pani doktor, jakoś zdobyła dowody, że zwolnienie było fałszywe i wniosek trafił do Komisji Dyscyplinarnej. Nie byłem jej członkiem, ale udało mi się dotrzeć do przedstawiciela SZSP w tej komisji i przekonać go, że nie jest to występek, który powinien skutkować relegowaniem z uczelni. Przekonałem, on przekonał Komisję. To było jeszcze za czasów Pasynkiewicza. Drugi przypadek to już stan wojenny - jeden kolega wziął z tajnej drukarni plik ulotek, po czym pojechał do PZO na Grochowskiej, wszedł na portiernię i poprosił, żeby go wpuszczono, bo chce rozdać ulotki. No i oczywiście po półgodzinie był już na Cyrylu (czyli w areszcie dla Pragi). Występowałem jako świadek obrony w procesie przed sądem wojskowym, udało się wyrok ograniczyć do 3 lat w zawieszaniu. Ale wyrok był, więc wg ówczesnych przepisów powinno się odbyć postępowanie przed Komisją Dyscyplinarną. Rozmawiałem o tym najpierw z profesorem Kaweckim - nie pamiętam, czy był wówczas prorektorem, czy prodziekanem ds. studenckich, a potem z JM Rektorem prof. Findeisenem. Postępowanie nie zostało uruchomione. Drogi Kolega zapomina, że w tym wątku nie występuję w roli kogoś, kto przeczytał ileś tam opracowań i na tej postawie uważa, że wie - bynajmniej nie negliżując roli takich osób. Uczestniczyłem w tych wydarzeniach i jestem pierwotnym źródłem informacji w ich zakresie. Nie informowałem o tym, że dana organizacja wpływała, tylko o tym, że uważałem, iż wpływała. Treścią mojej informacji był mój pogląd. Gdybym znał te zdarzenia jedynie z opisów, mój pogląd miałby znaczenie co najwyżej publicystyczne, jednak byłem uczestnikiem tych wydarzeń, więc moje poglądy są składnikiem materiału, na podstawie którego historycy mogą budować swoje opracowania. Oczywiście, poglądy uczestników wydarzeń mogą być zgodne z prawdą, do niej zbliżone, oraz zgoła odległe, na koniec mogą być świadomym kłamstwem. Należałoby odwrócić pytanie. Bezwzględne posłuszeństwo było przed 1980 rokiem normą, więc lepiej pytać o odstępstwa od normy - czy PTTK sprzeciwiała się decyzjom "systemu" w latach 1973-1980? Ja nic o tym nie wiem. Po 1980 roku mogę tylko powiedzieć, że PTTK znalazła się wcześniej w składzie PRON, niż SZSP. Ponadto działalność PTTK nie została zawieszona w stanie wojennym, a SZSP - i owszem, 13 grudnia lokale zapieczętowano, w składając wyjaśnienia w Prokuraturze Wojskowej, gdy stwierdziłem, że jestem Przewodniczącym Rady Wydziałowej SZSP, usłyszałem bardzo wrogie warknięcie towarzysza prokuratora, że ta organizacja już nie istnieje. Choć o owym uczestniczeniu PTTK w PRON dowiedziałem się z gazet, a nie było to całkiem wiarygodne źródło informacji. Tradycyjnie we wrześniu każdego roku odbywało się otwarte posiedzenie Rady Naczelnej SZSP w Uniejowie. Podobne odbyło się we wrześniu 1982 roku, w nim uczestniczyłem, z prawem zabierania głosu, choć bez prawa udziału w głosowaniach. Postawiona była sprawa uczestnictwa SZSP w PRON. Szereg osób, w tym ja, zabierało głos, argumentując, że uczestniczenie w tym ciele jest nie tylko niepotrzebne, ale szkodliwe. Nikt nie zajął innego stanowiska, wobec czego rzecz w ogóle nie została poddana pod głosowanie - nie było oficjalnego wniosku o wejściu SZSP do PRON. Jednak, gdy przejrzałem poniedziałkowe gazety, przeczytałem, że Rada Naczelna SZSP na posiedzeniu w Uniejowie poparła uczestnictwo SZSP w PRON, a Komitet Wykonawczy podjął decyzję o przystąpieniu do Ruchu. KW statutowo nie był uprawniony do podjęcia takiej decyzji, była ona bezprawna, ale wiadomość poszła w świat i nawet nie było jej jak prostować. W protokole z tego posiedzenia zapewne nie ma wzmianki o wypowiedziach, niechętnych wstąpieniu do PRON, w tym mojej. Było to ostatnie posiedzenie Rady Naczelnej SZSP, w październiku organizację rozwiązano, więc ten protokół nigdy nie był zatwierdzony. I tu masz, Secesjonisto problem, który dzielisz ze wszystkimi historykami, przede wszystkim tymi, zajmującymi się historią najnowszą. W świetle relacji prasowych oraz zachowanych dokumentów SZSP przystąpiła do PRON. W świetle relacji świadka - czyli użytkownika jancet - nie przystąpiła. Musisz wybrać. Mogę tylko mieć nadzieję, że nie znegliżujesz mojej wypowiedzi, jako uczestnika i świadka tamtych wydarzeń. -
Organizacje i stowarzyszenia młodzieżowe w PRL
jancet odpowiedział Jarpen Zigrin → temat → Gospodarka, kultura i społeczeństwo
Kolega Secesjonista ostatnio co krok, to oznajmia, że czegoś nie zrozumiałem. Pomijając już to, że samo zwracanie uwagi innemu użytkownikowi, że czegoś nie jest w stanie zrozumieć, jest bardzo mało eleganckie, to jednak w tym przypadku stało się czymś znacznie gorszym - jest nudne. Odrobinę chamstwa nie zawadzi, jeśli służy ubarwieniu dyskusji, ale jeśli jest nudne? To tak pod rozwagę Kolegi. Osoby, zaangażowane w owe "działalności" w większości byli członkami SZSP, uczestniczyli we władzach, przynajmniej na szczeblu wydziałowym i uczelnianym oraz we władz wybieraniu (choć z wewnętrzną demokracją do września 1980 roku było nie najlepiej). Na moim wydziale imprezy turystyczne organizowało po prostu prezydium Rady Wydziałowej, był tam człek od turystyki i on to robił. Był na wydziale klub, prowadzący działalność kulturalną, dość prężną. Człekiem od spraw kultury w prezydium Rady Uczelnianej był zwykle były szef klubu wydziałowego. Więc znaczna część z osób, uczestniczących w owych "wielu organizacjach i działalnościach" w sporym zakresie identyfikowała się z całą organizacją, przynajmniej do szczebla władz uczelnianych. Oczywiście, bywało inaczej, na przykład - o ile mi wiadomo - członkowie władz Uczelnianego Klubu Jeździeckiego konsekwentnie odmawiali uczestniczenia we władzach uczelnianych SZSP, choć im to proponowano. W stosunku do nich istotnie cała SZSP była faktycznie obcą czapą, ale nie było to zjawisko powszechne. Z drugiej strony istniał dość wyraźny podział na doły - czyli wydziały, koła i kluby wszelakie oraz komisje Rady Uczelnianej (turystyki, nauki, kultury, sportu), gdzie zajmowano się działalnością społeczną - a górę, czyli Rady Okręgowe oraz Radę Naczelną, gdzie obejmowało się funkcje w nadziei na karierę polityczną lub w administracji państwowej. W tym sensie istotnie władze okręgowe i naczelne SZSP stanowiły "czapę" nad działalnością społeczną "dołów". cdn. -
"Olbrzymi kapitał polityczno-moralny,który przełamuje obojętność świata"
jancet odpowiedział Wolf → temat → Polityka, ustrój i dyplomacja
W moim przekonaniu - nie. -
Nie rozumiem. Za trudny jesteś dla posiadacza najniższego stopnia naukowego, i to w dziedzinie nauk technicznych . Natomiast półtora roku później, czyli na koniec 1991 roku, ZSRR już nie istniał. ludziom potrafi wyłączyć się myślenie jeśli usłyszą opinie wygłaszane przez osoby uchodzące za autorytety Też mnie to czasem przeraża. Pół biedy jeszcze, jeśli jest to twórca - pisarz, poeta, kompozytor, malarz, reżyser czy choćby tekściarz. Cała bieda, jeśli poucza nas o świecie artysta, którego zadaniem jest odtworzenie tego, co ktoś inny wymyślił - piosenkarz czy aktor. Już zainteresowanie życiem osobistym takich osób wydaje mi się dziwaczne, ale traktowanie ich jako autorytety w innych dziedzinach - wręcz chore.
-
Rozwiniesz tę myśl? Tyle wiem o poglądach tego autora, ile 24 października napisałeś. A tam stoi "zatem w Warszawie było około tysiąca szmalcowników". Nieco wyżej szacuje liczbę denuncjatorów i zabójców na 4-5 tysięcy. Słowo "szmalcownik" wprawdzie tu nie pada, ale stąd wziąłem widełki 1-5 tysięcy. Tyle, że dopóki nie uzgodnimy pojęcia "szmalcownik", dyskusja nad ich liczbą zdaje się być całkiem jałowa. Pozdrawiam.
-
Ośmielam się twierdzić, że wiem, co masz ma myśli. "Bażant" na praktyce w trójkącie bermudzkim to faktycznie nie żołnierz - toć wyjdzie za kilka miesięcy, raptem po roku służby. Z drugiej strony pragnę Cię zapewnić, że jeśli chodzi o tzw. "szkółkę", czyli pierwsze cztery miesiące, to się z nami nie cackano. Większość trepów nie kończyła WAT-u, więc miała do nas wysoce niechętny stosunek. Na plutonowym podchorążym. Kilka przykładów rozrabiania trepów. Pierwszy dotyczy mnie osobiście. Wychodzę od lekarza, idę do miejsca zakwaterowania, w tym czasie odbywa się zbiórka kompanii (nie pamiętam, jak to się dokładnie nazywało). Czapkę trzymam w ręku. Dopada mnie kapitan Jarosz, wrzeszczy i wydaje mi rozkaz stawienia się na kolejnej zbiórce w hełmie i bechatce. Bechatka to taka ciepła kurtka, a był czerwiec, upały. Radzono mi, żebym odpuścił, zapomniał, ale ja nie - na następnej zbiórce zjawiłem się w zimowej kurtce i w kasku. No i wtedy niemal proszono mnie, żebym tego więcej nie robił. To byłoby stosowanie kary fizycznej, a takie były formalnie zakazane. Mi Jarosz odpuścił, za to na maksa znęcał się nad podchorążym Pisiakiem. Fajny był chłopak - punk - niezłe kawałki na gitarze wygrywał. Wzrost - metr sześćdziesiąt w kapeluszu, bardzo lubiany w plutonie. A ten c... się na niego uwziął. Aż doszło do "strzelania nr 3" (proszę mnie poprawić, jeśli numer źle podałem). Polegało to na tym, że każdy dostawał 10 nabojów, strzelanie odbywało się w nocy i strzelało się do sylwetek, pojawiających się na polu na kilka sekund, w świetle rakietnic. Chyba 5 miało się ich pojawić. Pisiak zignorował wszelkie instrukcje, dotyczące właściwej postawy strzeleckiej, po prostu siadł na dupie i mierząc niby jak w westernie... oddał trzy trafione strzały. Wtedy kapitan Jarosz nie wytrzymał, przekroczył linię bezpieczeństwa i linię ognia (czego absolutnie nie miał prawa zrobić) i zaczął wrzeszczeć na naszego Pisiaka. Ten zaś tak powoli, powolutku odwrócił się w stronę kapitana Jarosza, stale trzymając kałasza na udzie i palec na spuście, z tym, że w zupełnie inną stronę lufa była skierowana. Nie mówił nic, tylko patrzył i trzymał palec na spuście. A Jarosz zorientował się, że ten strzela celnie, ma jeszcze 7 naboi, oraz że to on przekroczył regulaminowe granice, więc podchorąży Pisiak może go po prostu rozstrzelać i nic mu za to nie grozi. To była noc, ale mimo to widać było, jak twarz kapitana Jarosza zszarzała, zesztywniała. Powolutku, stopa za stopą, wycofał się za linię bezpieczeństwa. Więcej go nie widzieliśmy,
-
Półtora roku wcześniej sam bym tak obstawiał.
-
User Jancet nie stosował wobec usera Lancastera ataków "ad persona". Konsekwentnie krytykuje poglądy Lancastera, ale nie jego osobę. Czy chamsko te poglądy krytykuję? Może. Chamstwa usera Lancastera w stosunku do Litwinów przebić nie jest w stanie. Abym mógł raczyć lub nie raczyć jakąś decyzję usera Lancastera uszanować, lub nie uszanować, musiałbym się z nią zapoznać, a żadnej takiej decyzji w postach usera Lancastera doszukać się nie mogę - widać w głębi duszy ją podjął. Natomiast nie zamierzam w najmniejszej mierze uszanować decyzji jakiegokolwiek usera, także Lancastera, który najpierw w wielu postach wyraża poglądy tak zdecydowane i wyraziste, jakoby wszystko na ten temat wiedział, ale zapytany o swoje przekonanie w jakiejkolwiek konkretnej sprawie - milknie i zasłania się rzekomymi atakami na swą osobę.
-
Czy Polsce potrzebny jest jeszcze antykomunizm?
jancet odpowiedział secesjonista → temat → Gospodarka, kultura i społeczeństwo
Secesjonisto, przybliż nam, maluczkim, te teksty Kieniewicza, Walickiego i Legutki, jeśli chcesz, byśmy na ich temat się wypowiedzieli, bo ja ich nie znam, a obawiam się, że moi przedmówcy niewiele więcej o nich wiedzą. Odnosząc się do samego pytania "czy Polsce potrzebny jest jeszcze antykomunizm?" to odpowiem tak: zależy, jaki antykomunizm. Komunizm można rozumieć jako realnie istniejący system polityczno-ekonomiczny, ukształtowany za rządów Lenina, Stalina i Breżniewa w ZSRR i państwach satelitarnych. Jeśli tak rozumieć komunizm, to antykomunizm jest postawą czy ruchem społeczno-politycznym, zmierzającym do likwidacji reliktów owego systemu. Objawia się on ostatnio m. in. likwidacją pomnika - czołgu T-34 w Wołominie, rozebraniem "czterech śpiących" na warszawskiej Pradze, zmienianiem patronów ulic itp. Po co? Nie wiem. Ktoś mądry kiedyś powiedział, że generałowie zawsze szykują się do wygrania poprzedniej wojny. I podobnie jest z tak rozumianym antykomunizmem. Tamten system polityczno-ekonomiczny zdechł, i chwała Bogu oraz wszystkim bogom i ludziom, którzy mieli w tym udział. Nie wróci, tak jak nie będzie już okazji do stoczenia poprzedniej wojny. Tak rozumiany antykomunizm jest nie tylko zbędny, jest niebezpieczny. 150 cca lat panowania obcej władzy autorytarnej bądź totalitarnej powoduje dość masowy odruch negowania tego, co nam każda władza mówi, bardzo silny - jak to słusznie zauważył Tomasz N. (coś ostatnio dziwnie często się zgadzamy)szczególnie u młodzieży. Taki "państwowy antykomunizm" powoduje, że komunizm staje się ciekawy, atrakcyjny. To niebezpieczne. Bo choć "tamten" komunizm zdechł bezpowrotnie, to idea równości jest - na szczęście - wciąż żywa, a nagle może przybrać niebezpieczną formę: Jak zlikwidujemy jakaś tam grupę, która jest nadmiernie bogata, i "nasi" będą dysponować ich majątkiem, to będzie nam lepiej. Że są jacyś "źli" i że oni są winni, a jak ich zlikwidujemy, to będzie dobrze. Oraz że likwidacja tych "złych" jest dobra, więc nie musi być zgodna z prawem, demokracją, opinią publiczną, a już w najmniejszym stopniu - z polityczną poprawnością. I że idea jest ważna, a jednostka jest bzdurą. To jest credo komunizmu, a przynajmniej - totalitaryzmu na tle ekonomicznym budowanego. Taki totalitaryzm jak najbardziej nam grozi, i jeśli przez antykomunizm będziemy rozumieć zapobieganie zwycięstwu takiego totalitaryzmu, to ja jestem bardzo zaangażowanym antykomunistą.