jancet
Użytkownicy-
Zawartość
2,795 -
Rejestracja
-
Ostatnia wizyta
Typ zawartości
Profile
Forum
Kalendarz
Zawartość dodana przez jancet
-
Zaiste, lakoniczność niektórych Twoich wypowiedzi mnie powala .
-
Nowe rodzaje broni wpowadzone w I wś
jancet odpowiedział Gnome → temat → Wojsko, technika i uzbrojenie
Speedy, oczywiście że masz rację, i dzięki za przytoczenie tych informacji. Na swą obronę mogę jedynie zacytować sam siebie: Masowe użycie pocisków ppanc do broni strzeleckiej to raczej końcówka I wś. A że i wcześniej takie pociski istniały - w to wierzę, ale ta wiara w niczym prawdziwości uprzedniej tezy nie uchybia. Gregski, nie bardzo łapię, o co chodzi z tymi "działkami okopowymi". O moździerze, czy o coś innego? -
Warunki życia w Europie- XVI-XVII w.
jancet odpowiedział Reichshof → temat → Gospodarka, handel i społeczeństwo
W najmniejszym stopniu nie kwestionuję takowych informacji, chodzi mi jedynie o ich właściwą interpretację. Interpretacja, że ludzie, których wiek przekraczał średnią długość życia w danej epoce, byli "na łożu śmierci bądź [...] w zaświatach", jest z gruntu fałszywa. Jeśli jeden zmarł przy porodzie, a drugi dożył 71 lat, to średnia ich życia wynosi 35,5 roku, ale z tego nie wynika, że ten drugi, mając 36 lat, był na łożu śmierci czy w zaświatach, wręcz przeciwnie - zapewne był jurny i durny i o żadnych chorobach nie myślał, zdało mu się, że będzie żyć wiecznie. W owych czasach na średnią długość życia wielki wpływ miała śmiertelność dzieci i niemowląt, natomiast długowieczność i wyśmienita kondycja osób, które z tego niebezpiecznego okresu żywo wyszli, nie różniła się zasadniczo od sytuacji dzisiejszej. Rewera Potocki ostatnią swą bitwę stoczył, mając 86 lat, nie mając problemu z wielogodzinną jazdą konną, a podobno nawet w szarży husarskiej uczestniczył po 80. urodzinach. Ja też znałem ludzi, którzy po 80-tce jeździli na nartach w Alpach, choć wydaje mi się to jednak mniejszym obciążeniem organizmu. -
Trochę problem w tym, że "Lu Tzy" (który od lat już tu nie zagląda) wyraźnie oddzielił naukowców od wynalazców, czy - mówiąc nieco nowocześniej - nauki podstawowe od nauk stosowanych. Choć podział ten istnieje do dziś, to jednak w pełnej ostrości istniał jedynie w Średniowieczu. Zarówno filozofowie starożytni - choćby Archimedes, konstruujący machiny oblężnicze i w tym celu zgłębiający zasady działania maszyn, dziś określanych jako proste, jak i nowożytni - np. Newton, Kartezjusz, Pascal którzy bynajmniej nie migali się od rozwiązywania konkretnych problemów konstrukcyjnych - tworzyli rozwiązania technologiczne. A że przemysłu w naszym rozumieniu tego słowa wówczas nie było, kierowali je do rzemiosła - płatnerzy, rusznikarzy, ludwisarzy, budowlańców. To może i tak było, ale ten mechanizm był tak jednoznaczny. Weźmy wspaniałe fortyfikacje, wzniesione wg systemu Vaubana i jego następców. Czy praktyka wpłynęła na naukę, czy nauka na praktykę? Istotą koncepcji Vaubana jest spostrzeżenie, zresztą nienowe, że żołnierz najchętniej strzela na wprost. To spostrzeżenie zdecydowanie praktyczne, stosowane od powstania fortyfikacji bastionowych, system Vaubana jedynie starsze systemy zmodyfikował, uściślił i rozwinął. Stworzył system, gdzie w zasadzie każdy z żołnierzy, stojących na swych stanowiskach i strzelających tak jak lubią - na wprost przed siebie - jest osłaniany przez krzyżowy ogień innych, też strzelających na wprost przed siebie. W dodatku system vaubenowski składa się z trzech takich linii, i linie te uzupełniają się wzajemnie, a między sobą są rozdzielone fosą i wałami. Wymyślić taki system może nie było dziełem nauki, tylko praktyki, jednak zaplanowanie takich obwarowań wymagało znakomitego posługiwania się geometrią przestrzenną, czyli stereometrią, oraz metodami wykreślnymi, o prostej trygonometrii nie wspominając. Te dziedziny wiedzy to wówczas wyższa matematyka, dziedzina zdecydowanie naukowa. Praktycy już wcześniej wiedzieli, jakie powinny być ich umocnienia, tylko nie dysponowali umiejętnościami matematycznymi, żeby móc je zaprojektować. Uczony inżynier i generał Vauban to potrafił. Pewnie dlatego ktoś dziś o nim pamięta. Żył w XVII wieku, a jednak zaprzągł trwale czystą naukę do wojennej inżynierii.
-
Ja się trochę gubię, co kto powiedział, ale zaciekawiło mnie, to co wytłuściłem. Bo z tego wynika, że to, iż system penitencjarny w ogóle nie jest podejrzewany o sukces - nie uwzględnia się przypadku, że ktoś mógł popełnić zbrodnię, odsiedzieć swoje 10 lat pokuty, zrozumieć błąd i odtąd być przykładnym obywatelem. Ja chcę wierzyć, że ktoś, kto dokonał zbrodni z niskich pobudek, jak chciwość, zazdrość, złość, może zmienić swoje życie. Pamiętam, jak ojciec opowiadał, że swej wywózki do Stutthofu nie przypłacił życiem tylko dlatego, że pomagał mu kolega, z wyrokiem za morderstwo na tle rabunkowym. Z drugiej strony komuś, kto dokonał zbrodni na tle ideowym, żadna odsiadka nie zapobiegnie... i tu mamy do wyboru: 1) dalszemu popełnianiu tych zbrodni, z jeszcze wyższym przeświadczeniem o ich słuszności, 2) dalszemu popełnianiu tych szlachetnych czynów, z jeszcze wyższym przeświadczeniem o ich słuszności.
-
Przemyt i handel za granicą w PRL
jancet odpowiedział curious → temat → Polska Rzeczpospolita Ludowa (1945 r. - 1989 r.)
Wierzę, że Secesjonista się nie myli, w tym sensie, że wiernie relacjonuje, to, co na dany temat znalazł. (podkreślenie moje). I tu jest pies pogrzebany, bo co innego jest kwota walut, którą można ze sobą oficjalnie zabrać, a co innego wspomniana przeze mnie "promesa dewizowa", czyli kwota walut, którą można nabyć wg oficjalnego kursu, a potem wywieźć. Jeśli chodzi o kwotę, którą można ze sobą oficjalnie zabrać, to w którymś momencie naszych dziejów (kiedy - nie pomnę) zaczęto ją różnicować - była inna, jeśli można było udokumentować legalne pochodzenie tych walut, inna - bez konieczności dokumentowania. Co do wartości ówczesnych źródeł publikowanych, to - muszę Secesjoniście przyznać rację - należy się z nimi zapoznać. Jednak trzeba pamiętać, że tak naprawdę obraz w nich ukazywany ma charakter odbicia w krzywym zwierciadle - niektóre aspekty powiększa do absurdalnych rozmiarów, inne zaś negliżuje. W latach 70-ych i 80-ych przemyt oraz dorywcza praca za granicą, oficjalnie zabronione (choć praca raczej nie karalna, tyle, że jakbyś w podaniu napisał, że jedziesz do pracy, to byś paszportu nie dostał), były nieoficjalnie uznanymi przez władze środkami zmniejszania dokuczliwości deficytu dewiz, a co za tym idzie - towarów importowanych - dla obywateli. Urzędnicy, akceptujący podanie o paszport nigdzie nie pracującego studenta, który zamierzał wyjechać na trzy miesiące do Holandii "na zaproszenie" mieli pełną świadomość, że "turystyczny" cel jego podróży jest fikcją, jedzie tam do pracy. Celnicy, którzy w połowie kwietnia przy 20°C przepuszczają dziewczynę, ubraną w futro i czapkę z lisów, niewpisane do "deklaracji celnej", wiedzą, że to futro do nas nie wróci. Gdyby MO chciało namierzyć cinkciarzy na Czackiego, wyłapaliby ich w przeciągu godziny. To wszystko było przez władze akceptowane, owszem, od czasu do czasu trzeba było kogoś spektakularnie przymknąć, coś skonfiskować - raczej dotyczyło to tych, którzy podpadli. Jeszcze w latach 90-ych jadąc nocnym pociągiem przez Słowację na Węgry, widziałem, jak inne przedziały są trzepane, aż miło, a ja przez sen podawałem paszport, klik pieczątki i "dobranoc" albo "dobrú noc prajem". Ktoś miał być przetrzepany, ktoś nie. Ja też przemycałem, tyle że waluty. -
Results for tigger: tigger was not found. Results for eeyore eeyore was not found http://dictionary.cambridge.org/spellcheck/british/ Nie ma w języku angielskim takich słów jak "eeyore" czy "tigger". To słowa - imiona własne - wymyślone na użytek tej opowieści. Nie znajduję żadnego powodu, by tłumaczyć je na "Osiołek" albo "Tygrysek". Oczywiście "Eeeyore" vel "Kłapouchy" jest osłem, ale nie osiołkiem. Mniemam, że Tuwim świadomie unikała infantylizacji języka poprzez nadużywanie zdrobnień, bo nie jest to - wbrew pozorom - książka dla dzieci, lecz powiedzmy - dla prawie dorosłych. Infantylizacji dokonano później na zlecenie The Walt Disney Company. No i rzecz ważna - kiedy ja byłem owym "prawie dorosłym człowiekiem", znałem tłumaczenie Tuwim (z oryginalnymi ilustracjami). Oryginał trafił w moje ręce wiele lat później. Więc dla mnie "prawdziwe" są takie postacie, jak "Kubuś Puchatek", "Kłapouchy" czy "Tygrys" etc. "Winnie the Pooh", "Eeeyore" i "Tigger" są z innej, zamorskiej wersji tej opowieści. Może ta zamorska wersja ma jeszcze więcej smaku, jeśli się łapie przynajmniej większość językowych niuansów, niż nasza. Ale po prostu nie jest moja.
-
NIEPRAWDA !!! :no: !!! ONI są po prostu tacy, jacy są. Tylko Krzyś to kanalia. To widać już w książce. W życiu okazało się jeszcze gorzej. No i w książce nie ma osiołka, tylko jest Kłapouchy, ani Tygryska, tylko jest Tygrys. Gdyby zaś Tygrys był mniejszy od Królika...
-
Nowe rodzaje broni wpowadzone w I wś
jancet odpowiedział Gnome → temat → Wojsko, technika i uzbrojenie
W pewnym sensie tak, ale jednak liczby są ważne. Wg przytoczonych przez Areklla danych z Wiki (nie wiem,czy są wiarygodne, tak naprawdę to przetłumaczony fragment z wiki anglojęzycznego), pistoletów maszynowych do końca wojny wyprodukowano w Niemczech ok. 10 000. W czasie I wś. wyprodukowano ponad 170,000 MG 08 i 08/15 (http://en.wikipedia.org/wiki/MG_08) a może 170,000 MG08 i 130,000 MG08/15 - niby duża różnica, ale w sumie ważne, że jest to ponad rząd wielkości więcej. W innych ramiach I wś. pistolety maszynowe nie były używane nawet na taką skalę, więc jeśli przyjmiemy, że na 100 ckm w armiach walczących pod koniec 1918 roku przypadał 1 pm, to w miarę dobrze oddamy rolę, jaką ta nowa broń odegrała w owej wojnie. Ale pojawiła się - fakt niezbity. Niewątpliwie. A w ślad za nim pociski przeciwpancerne do ckm, artyleria przeciwpancerna oraz zapory przeciwczołgowe. -
Od postu Delwina z 13 lutego 2012 w wątku https://forum.historia.org.pl/topic/4018-edward-smigly-rydz-i-ocena-jego-poczynan-w-ii-rp/page__st__210 , który miał być poświęcony osobie Edwarda Rydza "Śmigłego" znaczna część dalszej dyskusji przeszła na ocenę taktyki i wyszkolenia wojsk polskich, głównie w formie dyskusji o naturze sukcesów jazdy, przede wszystkim radzieckiej. Dyskusja zdaje mi się interesująca i warta kontynuowania, ale dla tamtego wątku byłaby jego zaśmiecaniem, więc chciałbym ją przenieść tu, poczynając od tekstu Delwina z 21 lutego 2012: Ciekawych, co było wcześniej, muszę odesłać do lektury wspomnianego wątku o Śmigłym.
-
Linia kolejowa Białystok- Warszawa lata 20. XX w.
jancet odpowiedział Golda → temat → Gospodarka, handel i społeczeństwo
Co do wyróżnionego pogrubioną czcionką stwierdzenia - nie ma najmniejszych wątpliwości. Te relacje płacy do ceny biletu są nieprawdziwe. Jednak jeśli chodzi o ustalenie prawdziwych relacji płacy do ceny biletu, musimy być nader ostrożni w warunkach hiperinflacji, bo płaca zmieniała się stopniowo zgodnie z zasadami rynku, a cena biletu - skokowo, jak to większość cen regulowanych. Mógłbym, tak jak szanowny Secesjonista, powiedzieć, że "udowadniać rzeczy oczywistych nie zamierzam", ale skoro osoba tak światła, jak Secesjonista, który "posiada umiejętność przeszukiwania zasobów internetu" w o wiele większym stopniu, niż ja, wyraziła w tym wątku poglądy, świadczące o nikłym zrozumieniu takich pojęć, jak inflacja i hiperinflacja oraz cena wolnorynkowa i regulowana, to dochodzę do wniosku, że nawet rzeczy oczywiste dla mnie mogą nie być oczywiste dla innego użytkownika, więc warto o nich pisać. -
Nowe rodzaje broni wpowadzone w I wś
jancet odpowiedział Gnome → temat → Wojsko, technika i uzbrojenie
No cóż, jeśli to wszystko, co na temat użycia pistoletów maszynowych w I wś. można znaleźć, to dość rozsądna jest konkluzja, że takowe wówczas były używane rzadko, albo wcale nie . Natomiast chciałbym zwrócić uwagę Kolegów, że pojawienie się jakiejkolwiek nowej broni (a tych w owej epoce pojawiło się wiele), powodowało pojawienie się anty-broni. I tak odpowiedzią na użycie gazów bojowych była maska pegazka. Odpowiedzią na pojawienie się lotnictwa bojowego były karabiny maszynowe na przeciwlotniczych podstawach i z odpowiednimi przyrządami celowniczymi, a potem artyleria przeciwlotnicza. Odpowiedzią na okręty podwodne był sonar (szumonamiernik) i bomby głębinowe. -
Kto stał za Poniatowskim podczas witania Napoleona?
jancet odpowiedział Vacat → temat → Epoka napoleońska
Moim zdaniem określenie "sto bitew" było tylko symboliczne. Realnie rzecz biorąc żaden z oficerów owej epoki nie mógł uczestniczyć w 100 bitwach, nawet znaczniejsze potyczki licząc. Prędzej ktoś z generałów, ale i to bardzo naciągane. Zawsze pozostaje pytanie - co to znaczy uczestniczyć w bitwie? Czy, jeśli patrol piechoty z dywizji, pozostającej w korpusie marszałka X wdał się w walkę, to marszałek X, jako dowódca, brał w niej udział? Odpowiedź wcale nie jest prosta. -
Przemyt i handel za granicą w PRL
jancet odpowiedział curious → temat → Polska Rzeczpospolita Ludowa (1945 r. - 1989 r.)
Wyraźnie napisałem: "do krajów socjalistycznych z wyjątkiem Jugosławii". Może jednak, drogi Secesjonisto, czasem łyk zimnej wody by się przydał, czasem może warto policzyć do dziesięciu. Albo chociaż po prostu przeczytać to, z czym z założenia drogi Kolega się nie zgadza. Bo inaczej, to nagle wychodzi, że Kolega się nie zgadza z tym, z czym właśnie się zgadza, a czasem nawet z tym, co sam napisał. -
Ponoć John Montagu, hrabia Sandwich, wynalazł kanapkę. "Boeuf Strogonow" czy "Strogonoff" też niewątpliwie wywodzi się od nazwiska jakiegoś człowieka, ale nic o nim nie wiem.
-
Linia kolejowa Białystok- Warszawa lata 20. XX w.
jancet odpowiedział Golda → temat → Gospodarka, handel i społeczeństwo
Secesjonisto, sam przytaczałeś zarządzenia WŁADZ, określające ceny biletów. To jest doskonały przykład, dowodzący, że nie były to ceny wolnorynkowe. -
Linia kolejowa Białystok- Warszawa lata 20. XX w.
jancet odpowiedział Golda → temat → Gospodarka, handel i społeczeństwo
2 -
Linia kolejowa Białystok- Warszawa lata 20. XX w.
jancet odpowiedział Golda → temat → Gospodarka, handel i społeczeństwo
1 -
Linia kolejowa Białystok- Warszawa lata 20. XX w.
jancet odpowiedział Golda → temat → Gospodarka, handel i społeczeństwo
Z pewnością jest to możliwe w sensie dosłownym. Ja jednak nie mam tej literatury pod ręką, a poszukiwania jej w bibliotekach aktualnie wykraczałyby poza zakres realizowania "hobby". Co nie zmienia mego poglądu, iż hiperinflacja powoduje gwałtowne zmiany relacji cen regulowanych do cen wolnorynkowych. -
Nowe rodzaje broni wpowadzone w I wś
jancet odpowiedział Gnome → temat → Wojsko, technika i uzbrojenie
Niby wątek oklepany, ale coś może warto dorzucić. Zastrzegam się, że na mojej liście mogą znaleźć się niezbyt nowe nowości, czyli rodzaje broni (rozumiane w sensie technicznym), które istniały już wcześniej, ale w latach 1914-1918 zostały wprowadzone do masowego użytku. Hełm, w szczególności hełm piechoty. W chwili wybuchu wojny tylko część piechoty niemieckiej miała swoje pikielhauby, ale nie był to hełm stalowy w dzisiejszym tego słowa sensie. W trakcie wojny hełmy stalowe wprowadzili Francuzi, Brytyjczycy i Niemcy, w armii austriacko-węgierskiej jedynie częściowo, w rosyjskiej - wcale, a w amerykańskiej - nie mam pojęcia. Lekkie i ręczne karabiny maszynowe. Ckm-y istniały już wcześniej, ale lżejsze wersje km weszły w użycie podczas wojny. Chodziło z grubsza o to, że atakująca piechota, nawet jeśli dotarła do pierwszej linii okopów npla, dalej musiałaby atakować bez wsparcia broni maszynowej, co było niemal niewykonalne. Przenośne karabiny maszynowe (lkm i rkm) rozwiązywały ten problem. Nota bene o szerokim stosowaniu pistoletów maszynowych w tym czasie - nie czytałem. Moździerz, a w szczególności przenośny moździerz piechoty. W ogólności moździerze istniały od XV wieku, traktowane najczęściej jako część ciężkiej artylerii oblężniczej i wałowej. Podobnie było i na początku wojny, jednak potem wprowadzono lekkie, przenośne moździerze piechoty, jak np. Stokes-Brandt z 1918 roku. Taczanka. Czy to wynalazek rosyjski, czy radziecki, ale niech mi kto udowodni, że żadna z nich nie była użyta przed 11.11.1918. Niby można powiedzieć - cóż to za wynalazek, ckm umieszczony na platformie zwyczajnej, rosyjskiej "trojki" czy "dwojki". Pomysłem sowieckim było raczej to, że strzelać można z tego nader skutecznie, i to przy wyciągniętym galopie koni - tyle że wyłącznie w odwrocie. Ale zawsze może być to odwrót pozorowany. Mam jeszcze kilka pomysłów, ale to jutro lub kiedy indziej. -
Przemyt i handel za granicą w PRL
jancet odpowiedział curious → temat → Polska Rzeczpospolita Ludowa (1945 r. - 1989 r.)
Albercie, ja jedynie mogę dodać kilka wyjaśnień i ciekawostek, dotyczących przemytu w latach 70., 80., a nawet 90. W tym okresie wyjazdy do krajów kapitalistycznych (KK) były reglamentowane poprzez każdorazowe wydawanie paszportu przez MSW. Wiązało to się z ponad dobowym staniem w kolejce, poprzedzonym rejestrowaniem się przez ponad tydzień w "komitecie kolejkowym". Dostać paszport można było albo mając zaproszenia, albo dysponując środkami na pokrycie kosztów podróży. To pierwsze było powszechnie praktykowane. To drugie rzadko wchodziło w grę, trzeba byłoby mieć legalne konto dewizowe. Przy tym wcale nie dawało to gwarancji otrzymania paszportu - ja ubiegałem się dwa razy, mając legalne konto dewizowe z gigantyczną na owe czasy kwotą $2500 - raz paszport dostałem, a za drugim rzem nie. Jak się dostało paszport na KK, można było obiegać się o tzw. promesę dewizową, czyli prawo do kupienia owych 10$ za oficjalną cenę (kwoty nie jestem pewny, opieram się na danych, przytoczonych przez Secesjonistę). W każdym razie kwota ta była tak śmiesznie niska, że - poza nieliczną grupą osób, która pracowała w KK na tzw. "kontraktach" - turystyczne odwiedziny KK za własne, ciężko zarobione pieniądze były i tak niemożliwe - nawet, jeśli kupiłeś za nie dolary na Czackiego, to i tak było to nielegalne, czyli przemyt walut. Fakt, że tych walut to celnicy szukali tak, aby nie znaleźć - chyba że chodziło o kogoś, przy kim coś znaleźć należało. Więc jeśli chciałeś zobaczyć kawałek świata, musiałeś wziąć jakiś towar na sprzedaż. Wielu "przemytników" wracała do Polski z pustymi walizkami i portfelem, przemyt służył głównie do pokrycia kosztów wyjazdu. Tylko raz uczestniczyłem w przemycie do KK, za to na sporą skalę - moja siostra miała lecieć do Belgii, mieliśmy kupca na futro i czapkę ze srebrnych lisów, no to w takim stroju się do samolotu wybrała. Było to zaraz po Wielkanocy i choć w Wielką Sobotę jeszcze było zimno, we wtorek pogoda była wręcz letnia, więc trochę się celników obawialiśmy, ale niczego nie dostrzegli. Z przemytem do krajów socjalistycznych z wyjątkiem Jugosławii było inaczej. Przede wszystkim pod koniec lat 70-ych nie potrzeba było paszportu, wystarczał dowód ze specjalną pieczątką, którą dostawało się bez problemu. Podróże limitowała "książeczka walutowa", uprawniająca do legalnego zakupu koron, forintów, lew etc. Legalny zakup miał dwa walory - waluty były bardzo tanie, niemal darmowe, a nie mając legalnych walut nie można było przekroczyć granicy. Faktycznie żyło się za granicą za kupione nielegalnie na Czackiego dolary - i tak było bardzo tanio, a potem część legalnych walut zwracało się do NBP, aby odnowić swój limit na "książeczce walutowej". Z tym, że podaję te informacje "ze słyszenia", sam w tym nie uczestniczyłem. Limity i książeczki walutowe (oraz abstrakcyjne kursy walut)funkcjonowały chyba do 1992 roku. Poza dziwacznymi kursami walut siłą napędową przemytu między KS były jeszcze bardziej niezrozumiałe różnice między cenami poszczególnych grup towarów. Trzeba było się w tym nieźle orientować, żeby zarobić. W przemycie do KS nie brałem udziału, w latach 80-ych cztery razy miałem okazję tam wyjechać raptem 4 razy (nota bene - gdym pierwszy raz przyjechał do Budapesztu, zmarł Breżniew, zaś w parę lat później zajeżdżając do Prahy - uśmierciłem Andropowa; aż się bałem, jadąc potem do Sofii - ale Czernience nic się wtedy nie stało). Natomiast interesujące możliwości się otwierały, jak się miało znajomych wśród osób, pracujących w KS "na kontrakcie zagranicznym", np. w Bułgarii. Mieli oni prawo jedynie pewną część swych zarobków wymienić po oficjalnym, bardzo korzystnym kursie na dolary. Większość z nich musieli albo wydać na miejscu, albo wymienić na złotówki, również po oficjalnym kursie, tyle że w tym przypadku bardzo niekorzystnym. Teoretycznie mogliby kupić dolary na czarnym rynku w Bułgarii i wywieźć do Polski, ale to było bardzo niebezpieczne, ze względu na to, że bułgarska bezpieka doskonale ich znała i obserwowała. Zaufany człowiek mógł za nich wymienić otrzymane lewa na dolary, a następnie połowę z nich oddać komuś w Warszawie, druga połowa była gratyfikacją. W ten sposób był sfinansowany jeden z moich wyjazdów do Bułgarii - na narty w Pamporowie, 2 tygodnie, samolotem do Sofii. Szczerze mówiąc... Albercie, nie wiem do czego potrzebne są Ci te informacje. Obawiam się, że zrozumieć mechanizmy rządzące tym procederem - szczególnie pomiędzy KS - jest bardzo trudno nawet dla kogoś, kto wtedy żył, a co dopiero dla kogoś, kto - tak jak Ty - nie wie, co to różnica między kursem oficjalnym a czarnorynkowym, co to promesa i książeczka dewizowa, ubieganie się o paszport i oddawanie go zaraz po powrocie, ba - konieczność posiadania paszportu w celu kupienia biletu kolejowego za granicę !!! Nie wiem, czy wspomnienia świadka czy uczestnika są Ci do czegokolwiek przydatne, jeśli tak - pytaj, postaram się odpowiedzieć. Jeśli to do pracy dyplomowej, to pamiętaj, że te wypociny są w sensie metody materiałem źródłowym - a taki w pracy dyplomowej powinien być mile widziany, choć musisz brać pod uwagę, że pisząc te słowa mogę się mylić, nie pamiętać tak dokładnie, jak mi się zdaje, a także bezczelnie kłamać i celowo wprowadzać Cię w błąd. Pozdrawiam J. -
Czy Polsce potrzebny jest jeszcze antykomunizm?
jancet odpowiedział secesjonista → temat → Gospodarka, kultura i społeczeństwo
Tomaszu, usiłujesz mojemu porównaniu "teoria faszyzmu" versus "teoria komunizmu" przeciwstawić porównanie "praktyka faszyzmu" versus "praktyka komunizmu". O ile teorie porównać można stosunkowo łatwo, choć w zasadzie do teoretyków należałoby zaliczyć Marksa i Engelsa, bo Lenin, Stalin i Breżniew to bez najmniejszej wątpliwości także praktycy, to porównywać praktykę można jedynie w odniesieniu do określonych terytoriów i epok - oraz określonych kryteriów oceny. Co do kryteriów oceny "praktyki" tych ustrojów - jak najbardziej chcę porównywać ich efekty dla naszej substancji narodowej, czyniąc się niemal nacjonalistą w tej materii. Nie jestem w stanie, ani nie widzę celu w porównywaniu reżimu Salazara do reżimu komunistycznego w Angoli. Porównajmy praktykę faszyzmu na ziemiach polskich w latach 1939-1945 i praktykę komunizmu na tych terenach w latach 1946-1956, kiedy istniał on u nas w miarę czystej ideologicznie postaci. W okresie 1939-1945 odnotowuję - w praktyce - zmniejszenie dostępu do żywności (system kartkowy). Znaczna część bez najmniejszej wątpliwości etnicznie polskich terenów jest włączona do Rzeszy (Poznań, Ciechanów, Łódź, Katowice). Masowe wywózki i niemal przymusowe wynaradawianie na terenach, włączonych do Rzeszy, a także niektórych obszarach GG, łapanki, masowe egzekucje zbiorowe osób, bez żadnego wyroku, ani nawet zarzutu, za to tylko, że są Polakami, a inni Polacy zrobili to i tamto. Likwidację szkolnictwa ponadpodstawowego, o wyższym nie mówiąc, połączona z fizyczną likwidacją znacznej części profesorów. Podjudzanie Ukraińców, Litwinów i Łotyszy do likwidowania osób narodowości polskiej. Ogólnie zaowocowało to znaczącym ubytkiem osób narodowości polskiej, a w szczególności - ujemnym przyrostem naturalnym. W okresie 1946-1956 dostęp do żywności, choć kiepski, jednak się poprawia. Nie ma masowych wywózek i wynaradawiania. Polacy zza Niemna i Buga są zachęcani do wyjazdu na "ziemie odzyskane", ale jednak znaczna część zostaje i nie jest poddawana znaczącym szykanom. A pozostali nie zostają wysiedleni w próżnię, dostają coś w zamian. Są liczne ofiary systemu - ale nie są one skazywane za sam fakt przynależności narodowej, nie stosuje się odpowiedzialności zbiorowej. Realizowany jest powszechny system edukacji - masowe licea i bardzo liczna liczba studentów. Ukraińców, eksterminujących ludność polską, likwiduje się we współpracy z wojskami radzieckimi. Zaowocowało to, na skalę dotychczas niespotykaną, gwałtownym wzrostem przyrostu naturalnego, zwanego "wyżem demograficznym" Reżim komunistyczny z owych lat traktuję, jako mi wrogi. Bo takie mam poglądy. Jednak jakiekolwiek próby relatywizacji działań nazistów - próby wmawiania nam, że reżim faszystowski w praktyce oddziaływał na nasz naród w sposób podobny, jak reżim komunistyczny, są bezczelnym fałszowaniem historii. -
"Szachista" von Kempelena i inne "automaty"
jancet odpowiedział secesjonista → temat → Historia ogólnie
Tak. Przypominam sobie ze szkoły taką zasadę, że pęd masy równa się popęd siły . Czyli: m*v = F*t. Z tego wynika, że jeśli z tą samą prędkością wyrzucimy większą masę (wodę zamiast powietrza), to iloczyn siły i czasu jej działania się zwiększy. Więc "samolot" dalej poleci. Tyle, że to tak "na serio" działa tylko w próżni. Znaczy, pomija się tarcie. Z uwzględnieniem tarcia to energia zmagazynowana w sprężonym powietrzu E ma się pokonać siłę oporu aerodynamicznego F na drodze lotu S, czyli: E = F*S . No i w tym ujęciu nie widzę żadnego sensu w dodawaniu wody. A ten wzór uwzględnia tarcie, jeśli podstawimy średnią siłę oporu F. Więc tak na mój rozum (tyle, że ja z kinematyki i dynamiki nie poczuwam się do najmniejszej biegłości, natomiast do mechaniki płynów - i owszem, choć też nie przesadzajmy), to ta woda miała takie znaczenie, że nie potrafiono skonstruować dyszy, która odpowiednio powoli będzie wypuszczać sprężone powietrze. Powietrze wypychało więc wodę, co odbywało się w bardziej umiarkowany sposób. Spróbuje to wyjaśnić na przykładzie balona, takiego sylwestrowego. Ilość energii, która w nim jest zmagazynowana, zależy do dmuchacza. Wyobraźmy sobie trzy balony o takiej samej objętości. Jeden po prostu przekłujemy - ten się rozleci na kawałki, żadnego lotu nie zaobserwujemy. Drugi nadmuchamy i puścimy - ten trochę polata po pokoju z dużą prędkością. Gdybyśmy z trzecim zrobili podobnie, ale przed puszczeniem jakoś zawęzili otwór (np oklejając taśmą), to zapewne będzie latać wolniej, ale dłużej i w sumie większą odległość pokona. Chyba o to chodziło z tą wodą. No bo dzisiejsze airbusy są trochę cięższe od owego gołębia, a jednak samym luftem się je napędza. -
Czy Polsce potrzebny jest jeszcze antykomunizm?
jancet odpowiedział secesjonista → temat → Gospodarka, kultura i społeczeństwo
Ja sądzę, że rozumiem powody, dla których faszyzm został explicite w przepisach prawnych zakazany, a komunizm - jedynie implicite jako jedna z form totalitaryzmu. Rzecz bierze się stąd, że w doktrynie faszyzmu tkwi totalitaryzm. Nie może istnieć faszyzm liberalno-demokratyczny, szczególnie faszyzm w wersji nazistowskiej. Natomiast w doktrynie komunizmu nie ma totalitaryzmu. Wręcz przeciwnie - ma to być raj wolności i demokracji, z których mogą korzystać także niegdysiejsi wrogowie - kapitaliści i obszarnicy - pod warunkiem, że wyzbędą się swych kapitałów i obszarów, stając się proletariatem, czyli ludźmi, żyjącymi z wyników swej pracy. Trywializując - Hitler jawnie głosił, że Żydów należy eksterminować, a Słowian poddać władzy Germanów. Lenin natomiast nie głosił, że obszarników i kapitalistów należy eksterminować, tylko że należy ich pozbawić możliwości wykorzystywania proletariatu. Można zatem wyobrazić sobie liberalno-demokratyczny komunizm (jeśli ma się bujną wyobraźnię), a nie można - nazizmu. Piszę to z całą świadomością faktu, że w praktyce komunizm okazał się być możliwym jedynie jako system totalitarny. I propagowanie tak rozumianego komunizmu jest w Polsce prawnie zakazane tak samo, jak propagowanie nazizmu. -
Organizacje i stowarzyszenia młodzieżowe w PRL
jancet odpowiedział Jarpen Zigrin → temat → Gospodarka, kultura i społeczeństwo
Na tym, że gdy toczyła się dyskusja mogłem ustawić się w kolejce do mikrofonu i wypowiedzieć swój pogląd. Mógł to zrobić każdy obecny na sali. Natomiast nie mogłem brać udziału w głosowaniu - w tym uczestniczyli tylko członkowie Rady Naczelnej, a ja nim nie byłem. Technicznie rozwiązane było to w ten sposób, że głosowano, podnosząc rękę z tzw. "mandatem", czyli takim specjalnym kartonikiem, w dłoni. Były to tzw. otwarte zebrania Rady Naczelnej SZSP i formalnie rzecz biorąc mógł w nich wziąć udział każdy członek organizacji. To oczywiście fikcja - musiał się tam jakoś dostać, coś jeść i gdzieś spać, więc w praktyce musiały funkcjonować jakieś limitowane zaproszenia. Ja brałem udział w jednym - w 1981 roku i nie pamiętam, kto i jak mi to zaproponował, w każdym razie nie było problemu z uczestnictwem osób chętnych. Raczej było to na zasadzie "jeśli wiesz, że ktoś jeszcze chciałby pojechać, to daj znać". Czynnikiem limitującym była pojemność autobusu, regulującym - informacja o godzinie i miejscu jego odjazdu. Wówczas bardzo nieliczni studenci mieli samochody, a zdobycie informacji o lokalnych rozkładach PKS graniczyło z cudem. Mogę ocenić tylko tak "na oko" ile osób było na spotkaniu w 81 - paręset. Stawiałbym na 200, ale może 300, albo tylko 150.