Skocz do zawartości

jancet

Użytkownicy
  • Zawartość

    2,795
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

Zawartość dodana przez jancet

  1. Wybuchy w Siewieromorsku - obecny stan wiedzy

    Wysłuchałem. W zasadzie to powiedział o "zaskakującej koincydencji dat". Potem rozważał możliwość wpływu na to zdarzenie Matki Boskiej Fatimskiej, czy Jana Pawła II, zaznaczając jednak, że są to tezy "niedające się ująć w sensie historiografii", czyli - wg mnie i przytoczonego powyżej opisu - nienaukowe po prostu. No cóż, historyk nie powinien tych tez głosić jako naukowiec. Ale każdy historyk prywatnie może sobie głosić dowolne opinie.
  2. Rewolucja lutowa 1917

    Ojej. Przyznaję, że dotychczas Euklidesa traktowałem podobnie, jak niegdyś Tyberiusa Claudiusa, którego pozdrawiam. Tyberius Claudius dość często wypowiadał się na tematy, w zakresie których myśl jego nie była zbyt obciążona wiedzą. Co pozwalało mu niektóre zjawiska ujmować z zupełnie innej, niż zwykle, perspektywy. I dyskutowanie z nim bywało twórcze. Nie będę twierdził, że przeczytałem całość dyskusji między Euklidesem, Secesjonistą i (do czasu) Brunem. Gdyby to był wydruk, to bym powiedział, że od pewnego momentu tylko przekartkowałem. I w bardzo niewielkim stopniu zmieniło to moją wiedzę o rewolucji lutowej 1917 w Rosji. Mój wpis też się do tego nikomu nie przyda, ale nie mogłem się powstrzymać.
  3. Czynownicy to nie jakoweś stronnictwo, tylko członkowie korpusu administracji cywilnej. Słowo чин znaczy cлужебный разряд у военных и гражданских служащих , czyli po prostu stopień, rangę w wojsku lub administracji. Przy czym określenie Чиновник (czynownik) przylgnęło do służących w administracji cywilnej właśnie. Przeczytałem z zainteresowanie Twój wywód. Nie jestem kompetentny, by ocenić słuszność zawartych tam tez. Natomiast zastanawia mnie, co to robi w tym wątku. Tę formę terroryzmu nazwałbym terroryzmem obywatelskim - to obywatele (niektórzy, zdecydowanie nielicznI) buntują się przeciwko nadmiernej lub nieuzasadnionej opresji władz i walczą z tą opresją, zabijając funkcjonariuszy, którzy w sposób działają w sposób szczególnie opresyjny. Zabijając ich starają się, aby nikt postronny nie ucierpiał. Ostrze terroryzmu jest skierowane przeciw aparatowi państwa bądź jedynie przeciw niektórym aparatczykom. Zaś stosujący terror nie dbają o swoje ocalenie, czasem sami poddają się po dokonaniu aktu terroru. Natomiast tematem tego wątku jest terroryzm państwowy - sytuacja, w której to aparat państwowy terroryzuje niektórych aparatczyków i zwykłych obywateli, aby zmusić ich do daleko idącej uległości. Indywidualnej, a przede wszystkim grupowej, masowej. Zwykle kierując się przy tym zasadą, że lepiej, by 100 niewinnych cierpiało, niż żeby 1 winny uszedł karze. W tym przypadku stosujący terror robią to w znacznej mierze, żeby ujść sprawiedliwości, bo sterroryzowani obywatele nie będą mieć odwagi się jej domagać. Osobiście nie dostrzegam miedzy tymi zjawiskami mierzalnej koniunkcji i wolałbym poczytać o terroryzmie państwowym.
  4. To postaram się prościej. Jeśli nie pamiętam, gdzie o czymś czytałem, to nie podaję źródła. Refleksja użytkownika forum może być mądra lub głupia, niezależnie od tego, czy poda źródło, czy też nie. Przy czym ciekawsze są refleksje autorskie, no ale one muszą z czegoś wynikać.
  5. Wybuchy w Siewieromorsku - obecny stan wiedzy

    Co do pierwszej kwestii to nic o tym zdarzeniu nie wiem, choć ośmielę się wyrazić pogląd, że ZSRR już sporo przed 1984 rokiem nie miał realnej możliwości dokonania zwycięskiego ataku nuklearnego na NATO. Zwycięskiego, czyli takiego, po którym nie nastąpi nuklearny odwet już pokonanego przeciwnika. I vice versa. Co do drugiej kwestii: Historyk jest naukowcem ma prawo zajmować się tym, co jest weryfikowalne, a nawet dokładniej - falsyfikowalne. To znaczy, że możliwe jest udowodnienie, iż to nieprawda, nawet jeśli nikt takim dowodem nie dysponuje. Zatem historyk może twierdzić, że pewne ośrodki religijne przypisują przyczynę eksplozji w magazynach Floty Północnej wstawiennictwu Niepokalanego Serca Maryi, bo jest to weryfikowalne, choć z falsyfikacją jest problem, gdyż należałoby udowodnić, że żaden ośrodek religijny tej przyczyny nie dostrzegał w danym momencie. Trudne, ale nie niemożliwe. Natomiast historykowi nie wolno twierdzić (dokładniej - nie wolno mu tego robić w ramach działalności naukowej), że przyczyną eksplozji w magazynach Floty Północnej było wstawiennictwo Niepokalanego Serca Maryi, bo ten pogląd jest niefalsyfikowalny - nie da się udowodnić nieistnienia tej przyczyny.
  6. Wprawdzie świąteczny stół mnie w tym roku ominął, ale jony siarki dwuwartościowej, w których się pławię, wystarczająco negatywnie wpłynęły na mój umysł i zamiast odejmować - dodawałem. Lub odwrotnie. Sami widzicie, jakie to skomplikowane. Ojciec urodził się wg nowego stylu 21 lutego, rosyjski urzędnik przeniósł tę datę na dokument urzędowy, a polski dodał 13 dni i wyszedł 8 marca. Przytaczam tę opowieść tak jak pamiętam, że mi ją opowiadano. Było to jakieś 45 lat temu, a opowiadano mi zdarzenia sprzed kolejnych ok. 55 lat. Ojciec twierdził, że w dokumencie z katolickiej parafii, który posiadał, nie było podwójnej datacji. A który był trzeci?
  7. W świątecznej atmosferze spróbuję dodać do bardzo poważnych wywodów mych przedmówców, za które dziękuję, lekką dykteryjkę ze źródeł rodzinnych. Ojciec urodził się 21 marca 1903 roku w Warszawie. W KP obowiązywał kalendarz gregoriański, jednak w oficjalnych państwowych dokumentach podawano dwie daty, w tym przypadku byłoby to 21 marca/3 kwietnia 1903. Jednak w dokumentach parafii św. Barbary w Warszawie stosowano oczywiście tylko nowy styl. W 1915 roku fabryka, w której moja babka była kimś w rodzaju głównej księgowej, została ewakuowana wgłąb Rosji i ojciec wraz z babką znaleźli się w Moskwie. Ojciec - z metryką opiewającą na dzień urodzenia 21 marca 1903. Wypisujący nowe dokumenty albo nie wiedział, że w Warszawie stosuje się nowy styl, albo miał zły dzień i nie chciało mu się liczyć, dość że w nowych rosyjskich dokumentach wpisał datę urodzenia 21 marca 1903. A metryka ze św. Barbary gdzieś zaginęła. W 1918 lub 1919 roku oboje wrócili do Polski. I tu z kolei polski urzędnik nie dał się przekonać oświadczeniu o pomyłce jego rosyjskiego kolegi. Jak w dokumencie po rosyjsku stoi 21 marca, to trzeba odjąć 13 dni i wyjdzie 8 marca. No i dokument z taką datą urodzenia repatriantowi wystawił. No i tak się ojciec ostał z datą urodzenia 8 marca, choć urodził się 21. Może gdyby wtedy wiedział, że 8 marca będzie Dniem Kobiet, to by sprawę odkręcał. A tak chyba było mu trochę przykro, że potem w dniu jego urodzin to żona jest fetowana i dobrze, jeśli o jego urodzinach ktoś sobie przypomni - u nas w rodzinie obchodzono zarówno imieniny, jak i urodziny, choć ojciec imienin nie obchodził wcale jako zadeklarowany ateista. Jeśli coś mi sie w tych rachunkach pomieszało i powinno być 23 lutego a nie 21 marca z góry przepraszam.
  8. Pozwolę sobie zaprzeczyć. Zarówno Słownik Języka Polskiego, jak i Encyklopedia PWN, przewidują dwa znaczenia tego słowa: dyplomata 1. «przedstawiciel danego państwa powołany do reprezentowania jego interesów za granicą» 2. «człowiek umiejący załatwiać trudne sprawy tak, by nikogo nie urazić» W tym kontekście wchodzi w grę znaczenie 1. O ile wiem władze państwa polskiego nigdy go nie powołały do reprezentowania interesów naszego państwa za granicą. Wymienione funkcje go nawet w najmniejszym stopniu dyplomatą nie czynią. Nawet gdyby był doradcą ds. zagranicznych Prezydenta RP, też nie byłby dyplomatą. I w pełni się zgadzam. Nawet jeśli uważam za prawdopodobne jakieś sondażowe rozmowy na temat stopniowego zacieśniania związków dwustronnych z ewentualnym zawarciem unii na horyzoncie, raczej bardzo odległym, to jednak tezę, że zostały sformułowane konkretne propozycje dla Polski, by ta przystąpiła do unii z Białorusią, i to za przyzwoleniem Moskwy odrzucam, nie znajdując niczego na jej poparcie.
  9. Sorry, napisałam dość obszerny tekst, ale go straciłem. Może jutro lub kiedy indziej go odtworzę.
  10. No cóż - w mojej też. Ale pozwolę sobie na pewne niuansowanie. Propozycja, złożona przez władze ZSRR aby podzielić Ukraińską SRR podzielić pomiędzy Polskę a Rosję wydaje się absurdalna już z powodu samych podmiotów, w powyższym stwierdzeniu występujących. Jednak trzeba stwierdzić, że ciążenie Białorusi ku Polsce w czasach Szuszkiewicza i Hryba było całkiem naturalne. I w tym przypadku jakieś sondażowe rozmowy na temat stopniowego zacieśniania związków dwustronnych z ewentualnym zawarciem unii na horyzoncie wydają mi się całkiem możliwe, a nawet bardzo prawdopodobne. Konkretów i szczegółów zapewne nigdy nie poznamy, więc - moim zdaniem - temat by się lepiej sprawdził w dziale "historia alternatywna". Wtedy moglibyśmy sobie podyskutować, co by było, gdyby było. Ps. Kiedy to Majman był dyplomatą i w jakim sensie?
  11. Kawaleria - współcześnie

    Przekonałeś mnie - to ma sens. W takim razie dzienna racja dla konia wierzchowego w czasie wojny wynosiła 6 kg owsa dziennie, a w przypadku korzystania z racji R - 4kg. Te 6 kg to tylko trochę więcej, niż wynika z prac Kaszuby et.al., Nawrota i Kukawskiego. Pomyłka z pewnością była, choć może w dużej części moja. Razor napisał 20 kg na konia, nie podał, czego to dotyczy. Jednak dalsze stwierdzenia W dzisiejszych czasach i tak będzie to wymagało posiadania pojazdów do przewozu furażu. Autonomiczność tej nowej kawalerii i tak będzie powiedzmy dobowa od miejsca gdzie można umieścić komponent logistyczny wyraźnie mówią o dobowej autonomiczności. O 6 kg dobowej racji nie wspomniał. Tymczasem, jeśli zasady wydawania paszy były takie same, jak zasady wydawania jedzenia, to te 20 kg powinno zapewnić autonomiczność 5 dób: 1. Pierwsza racja W 2. Druga racja W 3. Konie głodne, może trochę trawy czy siana skubną. 4. Pierwsza racja R, konie głodne 5. Druga racja R, konie bardzo głodne, pewnie trzeba z konia zsiąść. Szóstego dnia zaczynają się poważne problemy, które można jednak jakoś rozwiązywać, wypuszczając konie na pastwisko, rekwirując siano i okopowe, a może uda się zarekwirować owies lub inne zboże. Generalnie w mało zaludnionych okolicach łatwiej o trawę, siano, okopowe czy zboże, niż o paliwo powiedzmy dla quada czy motocykla. Jak się paliwo skończy, to taki pojazd staje, nie da się go zachęcić kostką cukru, by jednak dojechał troszkę dalej, bo tam jest traktor, a w nim być może paliwo (choć quady i motocykle są raczej na benzynę, a z nią gorzej). Ni też zatrzymać na noc, by se podjadł. Weryfikując swoje poprzednie wyliczenia to: - Dywizja kawalerii (2700 koni) potrzebowała ciągnąć ze sobą 54 tony owsa (czyli jakieś 18 furgonów taborowych), zaś dziennie powinna otrzymywać 16,2 tony owsa, czyli 5-6 furgonów. - Szwadron (150 koni) potrzebował w taborze 3 tony owsa (1 furgon), a dzienne zapotrzebowanie na owies to 900 kg (jakaś biedka lub furmanka) - Patrol (5 koni) potrzebuje mieć zapas 100 kg owsa, czyli 6. koń juczny. Dziennie potrzebuje 30 kg owsa, co zapewne da się uzyskać ze źródeł miejscowych. Oczywiście to przy założeniu, że ze źródeł miejscowych uda się pozyskać pasze objętościowe - siano, trawę, sieczkę słomy. Okopowe są tak pośrodku między owsem i sianem, jeśli są do dyspozycji, to można zmniejszyć zużycie jednych i drugich. W każdym razie paszowa autonomiczność szwadronu jazdy, podzielonego na patrole, na terenach pasterskich w sezonie wegetacyjnym jest bardzo długa, a na terenach pastersko-rolniczych, przy sprzyjającej postawie ludności, wręcz nieskończona. Zanim konie zdechną, wyczerpią się baterie i akumulatory. A jeśli doszło do walk - skończy się amunicja. O żywności nie wspominając. Dlatego też sądzę, że w razie wojny, której działania będą się także toczyły na terenach pasterskich i pastersko-rolniczych, w górach, to w walczących armiach XXI wieku pojawią się konie czy muły. Wolałbym tej tezy nie weryfikować doświadczalne.
  12. Kawaleria - współcześnie

    Chyba nic na to nie wskazuje w tym kontekście. Bo jeśli "R" to rezerwa, to czym miałoby być "W"? I zanim napisałem wczorajszy post, zweryfikowałem swe wspomnienia sprzed 40 lat, kiedy to ostatnio karmiłem konie. I tak Elżbieta Kaszuba, Anna Woroniecka, Roman Łuczak, ABC o koniu i jeździectwie, Warszawskie Centrum Studenckiego Ruchu Naukowego, Warszawa 1982 podaje (podsumowanie moje): - w sezonie zimowym 5,25 kg owsa, 10 kg siana, 2 kg okopowych (współcześnie marchwi, kiedyś była to głównie brukiew i rzepa), 1,5 kg otrąb lub sieczki słomianej - razem 18.75 kg; - w sezonie letnim 5,25 kg owsa, 7,5 kg siana, 0,5 kg jęczmienia - razem 13.25 kg - o ile koń się trochę na łące popasie. W Litwa i Napoleon Dariusza Nawrota (Wydawnictwo Uniwersytetu Śląskiego, Katowice 2008) podane są racje dla koni wojskowych: 2 garnce (litewskie) i 3 kwarty owsa, 10 funtów siana, 10 funtów słomy. Nie wdając się w dywagacje typu garniec litewski a garniec polski daje to 11 litrów - przy gęstości nasypowej owsa 400-530 kg/m3 daje to powiedzmy 5,5 kg owsa i 10 kg siana i słomy. Gdzieś mi się zapodział Puzyrewski, ale na tych dwóch przykładach można stwierdzić, że koń zwykle żre trochę ponad 5 kg paszy treściwej (owies, czasem jęczmień, choć innym zbożem też nie pogardzi, niemłóconym) i 8-14 kg paszy objętościowej, przy czym ta druga liczba dotyczy sytuacji bez popasu. Liczba 20 kg owsa na konia dziennie to zapewne pomyłka, albo dotyczy perszerona 12 godzin na dobę ciągnącego ciężki wóz taborowy.
  13. Kawaleria - współcześnie

    Bo: Capricornusie, umiem czytać. Jednak te słowa nie mówią mi: dlaczego? I co to jest poddział? Czy poddział to jeden koń? A może to jednak dwa konie u jednego woza?
  14. Kawaleria - współcześnie

    Skoro odgrzaliśmy ten temat... Racja W to wieczorem, racja R to rano, dlaczego mnożysz to przez 2 - nie wiem. Raczej 10 kg na konia na dobę. Oczywiście, gdyby trzymać razem dywizję kawalerii, wymagałaby ona dostarczenia 27 ton paszy dziennie (licząc 18 szwadronów po 150 koni). Ale tu nikt nie mówi o dywizjach, raczej o szwadronach (1,5 tony) podzielonych na kilkukonne patrole (5 koni - 50 kg dziennie). To jedno. A drugie to to, że paszę dla koni można znaleźć na terenach rolniczych czy pasterskich, tym bardziej, że owies można zastąpić innym zbożem, a także częściowo sianem, słomą, trawą, warzywami. Więc tych kilka koni nie będzie wymagać dostaw, wystarczą zakupy czy rekwizycje na miejscu. Poza tym koń 200 czy 100 lat temu może i był mniej wymagający, ale żreć musiał, i to nie tylko siano. Jednak dawali radę dość długo działać w odosobnieniu, bez dostaw. Tako korpus Gaja miał ponad 4000 koni, może i ponad 5, a dość długo potrafił działać w odosobnieniu, sięgając miejscowych źródeł. A w 31 roku mamy Dwernickiego, a także mniejsze formacje Chłapowskiego, Dembińskiego, czy Różyckiego. Oczywiście nie postuluję powrotu do trakcji konnej, ale małe pododziały konne do patrolowania trudnych terenowo i pozbawionych dróg bitych terenów wydają mi się sensownym pomysłem. A do defilad to już w ogóle super.
  15. Zależy który i kiedy. Jan Kazimierz Waza, siedząc we francuskim więzieniu, uchodził raczej za stronnika Habsburgów. Też niekoniecznie, przecież pod Szentgotthárd wojska francuskie u boku habsburskich walczyły przeciw Turkom.
  16. Bardzo dziękuje za tak poważny i merytoryczny wpis w wątku, który zaczynał się ocierać o kabaret. Powiedzmy, że kluczem toczącego się merytorycznie sporu jest kwestia "czy Chmielnicki uczestniczył w powstaniu Pawluka, czy też nie?". Ja nie mam w tej sprawie żadnej z góry przyjętej tezy. Powiedzmy, że dla potrzeb dyskusji będę bronił tezy, że Chmiel uczestniczył w tym powstaniu. Emocjonalnie nie jestem do tej tezy przywiązany. Co do owych "panów poruczników", którzy w potrzebie byli - potrzebą dość powszechnie wówczas zwano bitwę, czyli przyjmuję, że walczyli po stronie buntowników pod Kumejkami, a potem tego żałowali i do jegomości hetmana przystali. Wymieniwszy w tym samym wierszu pułki korsuński i białocerkewski autor raczej wskazuje, że ich los był podobny, czyli pod Kumejkami walczyli przeciw wojsku koronnemu, ale po klęsce do hetmana przystali. Niewiele nam to wnosi co do samego Chmielnickiego, jednak trudno byłoby mi się pogodzić z tezą, że kapitulację buntowników pod Borowicą podpisali wyłącznie przedstawiciele kozackiej starszyzny, która udziału w buncie nie brała. Skoro w dokumentach wyraźnie zaznaczono, że Iliasz Karaimowicz perejesławski w buncie nie brał udziału, a przy innych osobach takiej informacji brak, to rad bym przyjąć, że te osoby w powstaniu udział brały. Ps. Bardzo proszę - nie poprzedzaj mego nicka żadnym znakiem typu @ czy #, albo co innego. W żadnych tzw. "mediach społecznościowych" nie uczestniczę i jestem z tego dumny.
  17. Ja też. Czy w swej wersji życiorysu Chmielnickiego coś takiego napisałem?
  18. Tak nieśmiało spytam, czy w materii udziału Chmielnickiego w powstaniu Pawluka uzgodniliśmy poglądy, czy tez spór między nami pozostaje?
  19. Osobiście nie widzę problemu z prezentowaniem opinii, co do których nie potrafię wskazać źródeł w literaturze przedmiotu. Co więcej - wiele mych przekonań powstało na podstawie lektury wielu pozycji, z których może i niewielka część ma charakter źródeł pierwotnych, naukowych też może nie być zbyt wiele, a dominują pozycje popularnonaukowe. To wcale nie umniejsza wagi przekonania, w ten sposób ukształtowanego, bez względu na autora. Tylko nie wiem po co miałbym podawać, że ten pogląd zaczerpnąłem z takiej a takiej pozycji, skoro nie pamiętam, skąd go zaczerpnąłem.
  20. W sumie nie wiem, czy mam się z tego cieszyć, czy smucić. To, że Euklides rezygnuje z próby połączenia w jedną, spójną całość swych rozlicznych dywagacji na temat Chmielnickiego i ogólniej końcówki panowania Władysława Wazy, to może powinno cieszyć. Najwyraźniej dostrzegł, że spójnej opowieści z tego nie będzie, więc po co dalej pleść te nonsensy. Jednak trochę martwi, że interlokutor, który używał tak ostrych słów w stosunku do swych adwersarzy, jak "elementarnej logiki trzeba przestrzegać" czy "prezentowanie takich poglądów to obciach", sam swego poglądu sformułować spójnie nie potrafi. Tym bardziej, że oczekuje tego od innych: Wg mnie forum jest jak najbardziej odpowiednim miejscem do prezentowania swych poglądów, nawet jeśli są słabo uzasadnione, błędne, czy w ogóle nie przemyślane. No ale prezentowanie poglądów, do których nie chce się nikogo przekonać, to już jakaś aberracja.
  21. Z Mikołajem Jemiołowskim to należy uważać bo przecież był związany z którymś z czołowych przedstawicieli magnackiej oligarchii. A wojna z Turcją była wówczas przedmiotem sporów i słowa nie zawsze szły w parze z czynami a często po prostu służyły do ukrywania zamiarów. Na tym polega owo naciąganie. I ponownie. Swoją tezę przyjmujesz za pewnik, zatem wszystko, co jej zaprzecza, musi być mylne. Ja przedstawiłem "swoją" koncepcję życiorysu Chmiela do 48 roku i jest dość naturalne, że jest ona inna, niż Twoja. Ponadto mam prośbę, byś tą swoją koncepcję jednoznacznie i w sposób zwarty przedstawił. Może mnie przekonasz. Chmielnicki uciekł na Sicz, w czym być może pomogli mu królewscy stronnicy, w nadziei, że zaatakuje Tatarów, którzy podlegali Turcji (chan krymski był jej lennikiem, a orda dobrudżska i chyba białogrodzka też podlegały sułtanowi bezpośrednio). Chmielnickiemu zaś nic się nie pomyliło, tylko znudziło mu się pomaganie królowi i Rzplitej. Król był najwyższym sędzią co do tytułu, jednak faktycznie rolę tę wypełniały trybunały w Piotrkowie, Lublinie i Wilnie. Przy czym nawet najwyższy sędzia nie stanowi prawa. Zaś o zdradę Władysław IV był obwiniany przynajmniej dwa razy. Co do kierunków, to na południe od włości Wiśniowieckiego czy ogólnie województw ukrainnych, czyli kijowskiego i bracławskiego, leżały właśnie Zaporoże i ziemie Chanatu Krymskiego, Multany zaś na zachodzie. Stanowisko magnaterii kresowej w sprawie wojny z Turcją w latach 1645-1648 jest mocno udokumentowane. Co do kwestii narodowej to wymiękam. Pochodzenie nie stanowi o narodowości. Wyznanie też nie (Wiśniowiecki przeszedł na katolicyzm, Chmielnicki pozostał prawosławnym dyzunitą). Język też nie. Postępowanie też jest bez znaczenia. Zatem pozostaje przyjąć, że kto był Polakiem, a kto nie, zależy od decyzji Euklidesa.
  22. Ergo, Chmielnicki przyznał się do targnięcia z orężem w ręku na Rzptą, co raczej zamyka kwestię "brał czy nie brał udziału w powstaniu Pawluka". Wyklucza też możliwość, że został pisarzem przed powstaniem za zgodą Koniecpolskiego, skoro był "nowoobrany". Pytanie tylko, czy oznacza to "obrany podczas powstania" czy "obrany pod koniec powstania", przy czym stawiałbym na tę pierwszą możliwość. Oczywiście wszystko, co powyżej opiera się na założeniu, że Rawita-Gawroński wiedział i precyzyjnie opisał, co wiedział.
  23. No, z określeniem "ruchawka" bym się nie zgodził, ale nie o tym tu mówimy. Całkowicie też się zgadzam z twierdzeniem, że tak naprawdę to nic nie wiemy o tym, czy Chmielnicki brak udział w powstaniu Pawluka (będę się jednak trzymać tej nazwy) bezpośredni, pośredni, czy też pozostawał neutralnym, a może nawet walczył przeciw niemu. Skoro nic o tych szczegółach nie wiemy, to my - uczestnicy forum - możemy zdać się na swą wyobraźnię, co do ich przebiegu. Mamy pewną swobodę, której granicą jest zgodność z twierdzeniami, powszechnie uznawanymi z fakty. Zawodowy historyk na taką swobodę nie powinien sobie pozwalać. I tu, jeżeli chodzi o cytowany przez Ciebie fragment pracy Kozłowskiego, mogę autorowi zarzucić, że dokonał nadinterpretacji. Wiemy tyle, że w grudniu 1637 roku Chmielnicki był pod Borowicą i jako pisarz wojska zaporoskiego podpisał akt kapitulacji. Można podnieść dwie kwestie: 1) kto go powołał na pisarza, 2) jak i w jakiej roli znalazł się pod Borowicą. Co do pierwszej kwestii to mogę przyjąć: - bądź że został pisarzem przed powstaniem, za zgodą Koniecpolskiego, w czasie, gdy nikt nie przewidywał buntu, - bądź że został obwołany pisarzem przez zbuntowane oddziały wojska zaporoskiego już w trakcie walk. Innej możliwości nie widzę, a co do oceny prawdopodobieństwa powyższych nie mam żadnych danych, a Kozłowski zdaje się mieć ich tyle samo. Co do drugiej kwestii mogę przyjąć: a) że od pewnego czasu czynnie uczestniczył w walkach i pod Borowicę dotarł wraz z walczącym wojskiem, b) że nie uczestnicząc bezpośrednio w walkach wspierał powstanie, np. poprzez organizowanie dostaw żywności, broni i amunicji albo coś podobnego, c) że w trakcie powstania pozostał w swym Subotowie, oświadczył że "moja chata z kraja" i dopiero został ściągnięty na samo podpisanie aktu kapitulacji, albo trochę wcześniej jako mediator - do tej wersji zdaje się przychylać Kozłowski, d) że walczył po stronie wojsk koronnych i kapitulującym Kozakom został narzucony do podpisania kapitulacji ze względu na piastowaną funkcję pisarza. Tu jednak można ocenić prawdopodobieństwo. Ja waham się pomiędzy a) b) i c) w proporcji 90:9:1. Prawdopodobieństwo, że podpisał akt kapitulacji w imieniu buntowników ktoś, kto buntownikiem nie był wydaje mi się niezwykle nikłe, choćby dlatego, że w takim razie nie widzę powodu, dlaczego przez buntowników miałby taki akt być honorowany. Pisząc Kozłowski dokonał wyraźnej nadinterpretacji, ale z przyjemnością poszukam czegoś tego autora, co ukazało się drukiem. W sumie ostatnie wydanie Serczyka też pewnie różni się od pierwszego, które niegdyś czytałem. Miło się dyskutuje, ale wróćmy do tej drugiej strony medalu. To mnie zaciekawiło. Korzenie Wiśniowieckiego są znane, i tak idąc trochę wg dziedziczenia był synem Rusina i Rumunki. Zagłębiwszy się do pokolenia dziadów znajdziemy w nim Rusina, Serbkę, Rumuna i Węgierkę, bo chyba takiej narodowości była Erzsébet Csomortány. Nie był Polakiem z krwi i kości, mógł być nim z przekonań, języka i poczucia własnej identyfikacji. Jeśli zaś chodzi o Chmielnickiego to wg Twej koncepcji był synem Szweda i Niemki, zaś wnukiem Szweda, Polki, Niemca i Niemki. Z tym, że polska babcia zmarła kilkanaście lat przed jego narodzeniem. Dlaczego określasz go w takim razie jako "chyba Polaka"?
  24. Mógłbym zaakceptować zwrot "Na pewno Ossoliński, jeśli organizował powstanie kozackie". Twoja metoda polega na tym, że najpierw efekt swej wyobraźni przyjmujesz za pewnik, a jeśli już to przyjąłeś, to fakty, które temu zaprzeczają ignorujesz lub reinterpretujesz - znaczy naciągasz. Więc: Raczej wątpię. Wiemy, że listownie porozumiewał się ze starszyzną kozacką w sprawie wyprawy na Krym i Turcję, jednak to były działania legalne. Organizowanie powstania kozackiego byłoby zdradą, więc raczej nic na piśmie nie powstało. I to Ossoliński, który sam nigdy wojskiem nie dowodził, sprawił, że Chmielnicki te kompetencje posiadł? Żadnej autorskiej koncepcji nie ma, we własne słowa ubiorę to, co historycy uznają za fakty, ubarwiając to pewnymi szczegółami, które z owymi faktami pozostają w zgodzie. Michał Chmielnicki, członek szlacheckiej gołoty, przystał do Kozaków i zdobył spore łupy oraz szacunek i poważanie. Ponieważ nie chciał do końca życia losu kozaczego dzielić, wystarał się o majątek Subotów - trudno powiedzieć, czy była to dzierżawa, czy własność. Dbając o lepszy los syna sporo zainwestował w jego wykształcenie. Młody Bohdan, najwyraźniej odznaczający się ponadprzeciętną inteligencją, oprócz wykształcenia zyskał też wielkie ambicje. Zapewne wyprawę mołdawską Żółkiewskiego traktował jako okazję do wzięcia nowych łupów i rozpoczęcia kariery wojskowej przez syna, więc razem się tam udali jako ochotnicy. Niestety Michał zginął, a syn Bohdan dostał się do niewoli. Został z niej wykupiony lub zbiegł - a może zbiegł, bo ktoś został przekupiony lub coś podobnego. Wstąpił do kozaków rejestrowych i osiadł w owym Subotowie. W jakich wojnach brał udział w latach 1622-1637 - nie wiemy. Ale dosłużył się godności pisarza wojsk zaporoskich (coś w rodzaju szefa sztabu), lecz wziął udział w powstaniu Pawluka, a po jego klęsce zdegradowano go do rangi setnika, najniższej rangi oficerskiej wojska zaporoskiego, zdecydowanie poniżej jego ambicji. W dodatku nie dane było mu tam spokojnie gospodarować (miał już 42 lata) z powodu nieuporządkowania spraw majątkowych przez ojca. Ale okazję do robienia kariery stworzył mu król Władysław IV, który planował wojnę z Turcją i podbicie Chanatu Krymskiego. W związku z tym król ściągnął do Warszawy kilku wybranych ze starszyzny kozackiej - wiemy o Barabaszu, Nestorence i znacznie skromniejszym rangą Chmielnickim. Magnaci, niechętni wojnie - bo wiadomo, że starostwa na nowych ziemiach dostaną królewscy stronnicy - storpedowali te plany na sejmie w 1646 roku. Chmielnicki tyle zyskał, że otrzymał nadanie od króla Subotowa. Tyle że na miejscu okazało się ono świstkiem papieru. Król potajemnie chciał sprowokować wojnę z Turcją podjudzając Kozaków do wielkiej wprawy na Morze Czarne. Chmielnicki był zapewne uczestnikiem tej konspiracji, został nawet w związku z tym uwięziony, ale wyszedł z więzienia bez procesu za poręczeniem stronników królewskich. Potem uciekł na Sicz, też zapewne za ich wiedzą i zgodą, by organizować wyprawę na Tatarów i Turcję. Tam jednak, rozgoryczony na Rzplitą, królewską bezsilność i samowolę królewiąt, lub też natrafiając na niesprzyjające wojnie z Turcją nastroje siczowych, odwrócił sojusze i, sprzymierzywszy się z Tatarami, zaatakował Rzplitą. A co dalej, to już wiemy.
  25. Kto fascynował się Napoleonem? Kto go naśladował?

    I owszem, jednak pewne odnoszenie się do Napoleona, a często wręcz naśladownictwo, musiało towarzyszyć wszystkim naczelnym wodzom i przywódcom państw, prowadzących wojnę przez jakieś 100 lat po jego śmierci - minimum. Powód - w nowożytnej historii Europy nie znalazł się żaden inny wódz, który skupiłby w swym ręku taką potęgę. Trzeba by sięgnąć do Karola Wielkiego. Chyba w każdej akademii wojskowej kampanie napoleońskie studiowano. Pewnie też studiowano kampanie Cezara, ale tu już dystans czasowy był wielki. Może w drugiej połowie XIX wieku pojawił się godny konkurent - Bismarck, ale ten był przede wszystkim politykiem i administratorem, a w mniejszym stopniu - dowódcą. Śmiało więc mogę powiedzieć, że tych, którzy w sposób mniej lub bardziej udany naśladowali jego sztukę wojenną były setki. A niektórzy dość wyraźnie naśladowali image Napoleona, a w szczególności usiłowali podobnymi środkami zbudować uwielbienie wśród żołnierzy, oficerów i generałów (kolejność nieprzypadkowa). Z naszego podwórka przywołam gen. Jana Skrzyneckiego, naczelnego wodza od II do VIII 1831 roku podczas wojny polsko-rosyjskiej. Wprawdzie wyglądem zewnętrznym stanowił wręcz Napoleona przeciwieństwo - był wysoki, postawny, przystojny, lubił blichtr, nosił piękne mundury, ozdobione błękitnym szalem etc. Ale podobnie jak Bonaparte fraternizował się z żołnierzami i oficerami, ucztował z generałami, wydawał relacje z walk na wzór napoleońskich biuletynów etc. etc. Budował generalicję z osób, bezwzględnie z nim związanych. Szkoda, że nie miał napoleońskiego talentu wojennego, choć osobiście uważam, że jego decyzje są nazbyt krytycznie oceniane przez współczesnych i potomnych. Podobnie można powiedzieć o Piłsudskim. Jego szary mundur legionowej piechoty dobrze koresponduje z szarym płaszczem Napoleona bez dystynkcji. Ale ty nie chciałbym kontynuować, bo to nie moja działka. Chciałbym natomiast odnieść się do opinii poprzedników sprzed lat na temat czy Napoleon chciał podbić całą Europę, a potem świat. Hola hola. Europa ma 10,5 mln km kw. Z tego Rosja przed 1812 rokiem miała 5 mln, Skandynawia to 1 mln, Bałkany kolejne 0,5 mln, a na koniec 0,5 mln to UK i Portugalia. Dla Napoleona pozostaje 3,5 mln, czyli 1/3. Zakładając, że wojnę wygra i przywróci Polskę ze wschodnią granicą wzdłuż Dniepru i Dźwiny, powiedzmy władztwo Napoleona sięgnęłoby 4 mln km kw. Tak samo, jak nie podbił Austrii i Prus, tak samo nie podbijałby Rosji. Tym bardziej, że w jej przypadku mamy jeszcze z 10 mln km kw. Syberii.
×

Powiadomienie o plikach cookie

Przed wyrażeniem zgody na Warunki użytkowania forum koniecznie zapoznaj się z naszą Polityka prywatności. Jej akceptacja jest dobrowolna, ale niezbędna do dalszego korzystania z forum.