jancet
Użytkownicy-
Zawartość
2,795 -
Rejestracja
-
Ostatnia wizyta
Typ zawartości
Profile
Forum
Kalendarz
Zawartość dodana przez jancet
-
Gdy jakaś zbiorowość (naród przede wszystkim) nie ma możliwości wyłonienia swej autentycznej reprezentacji na drodze legalnej (niekoniecznie muszą to być wolne wybory) to siłą rzeczy samozwańcze garstki podejmują się takiej roli. No i powinny dźwigać odpowiedzialność za to, co zrobiły. Czy są w stanie udźwignąć? No tu już nie ma ogólnej zasady. Dla mnie dowodem "świadomości patriotycznej" jest należyta organizacja i przygotowanie działań oraz dokonanie obiektywnej oceny skutków, z uwzględnieniem rozkładu prawdopodobieństwa. Jeśli organizatorzy powstania nie przygotowali go z należytą starannością i nie dokonali oceny możliwych skutków najlepiej, jak to było możliwe, nie można powiedzieć, że odznaczali się "świadomością patriotyczną".
-
Wpływ rewolucjonistów rosyjskich
jancet odpowiedział Furiusz → temat → Gospodarka, handel i społeczeństwo
Jak najbardziej, przyczyn powstania i rozwoju "państwa opiekuńczego" było wiele, a przy tym różne w kolejnych okresach i w poszczególnych krajach. Napisałem, że system kapitalistyczny mógłby ewoluować w zupełnie innym kierunku, a nie, że tak z pewnością tak by się stało. Pruska myśl państwowa raczej słabo kojarzy się z ideą pełnej wolności gospodarczej, właściwą prędzej Francji, Wielkiej Brytanii i USA. Jack London w swoich opowiadaniach futurystycznych przedstawiał wizję państwa, którego władze faktycznie podlegają wielkim korporacjom. Ja też jestem nieco zdziwiony, wręcz chciałbym spytać się, czy jesteś pewny, że Sierpowski nie pominął Austro-Węgier przez przeoczenie. We wszystkich rokowaniach i konferencjach międzynarodowych, związanych z sytuacją na Bałkanach w XIX stuleciu, Austria, a potem Austro-Węgry jak najbardziej uczestniczyły i odgrywały ważną rolę. Z drugiej strony zainteresowania większości konferencji międzypaństwowych i organizacji międzynarodowych związane były głównie ze sporami o kolonie oraz z dbałością o równowagę sił oceanicznych, a w tej dziedzinie Austro-Węgry nie miały ani szczególnych aspiracji, ani większych możliwości ich wdrażania. Bałkany to były zagadnienia trzeciorzędne. Może stąd bierze się to wrażenie "wykluczania" tego mocarstwa? -
Kto Rządzi Światem, Rząd Światowy, Nowy Porządek Świata - Cytaty znanych osób
jancet odpowiedział xGxHxBx → temat → Katalog artykułów historycznych użytkowników
Usiłowałeś pobić rekord Guinnessa długości postu? Chyba nikt go nie przeczyta w całości, ja na pewno nie, bo i po co? Przedstaw swe tezy w kilku zdaniach, to zobaczymy, ile są warte. -
Wpływ rewolucjonistów rosyjskich
jancet odpowiedział Furiusz → temat → Gospodarka, handel i społeczeństwo
Nie czuję się fachowcem w tym zakresie, po prostu dzielę się swymi przemyśleniami na temat, który był mi bliski, tak jak wszystkim, żyjącym w ramach realnego socjalizmu, którzy chcieli budować swój własny pogląd na świat. Gdybyś zadał pytanie "na ile realna była w latach 1917 - 1919 ogólnoeuropejska rewolucja", to powiedziałbym, że wbrew tezom komunizujących historyków - nie była realna. Mimo iż zwolennicy takiej rewolucji byli widoczni i głośni w bardzo wielu krajach, i zyskiwali niemały posłuch. Nie dziwota - wycieńczenie gospodarki, ofiary frontowe, braki w zaopatrzeniu, no i grypa hiszpanka sprzyjały niezadowoleniu. Wielu ludzi oklaskiwało radykalnych mówców, ale nie koniecznie te oklaski mogły się przekładać na realne działania. Jednak gdybyś zadał pytanie "na ile realnie silne było oddziaływanie rewolucyjnej Rosji na społeczeństwa europejskie" i rozszerzył jego zakres czasowy, to powiedziałbym, że ogromny. Współczesny system demokratyczno-liberalny wydaje mi się syntezą dwóch heglowskich antytez: twardego kapitalizmu i rewolucyjnego socjalizmu. Po prostu istnienie państwa (a potem bloku) rewolucyjno-socjalistycznego wymusiło zmiany w systemie ustroju kapitalistycznego, dzięki którym robotnikowi gwarantowano lepszą płacę i większy udział w podejmowaniu decyzji politycznych, niż u konkurenta. Postawię tezę, że gdyby nie rewolucja radziecka, system kapitalistyczny mógłby ewoluować w zupełnie innym kierunku, niż się to faktycznie stało. Jestem świadom, że nie jest to teza naukowa, gdyż obalić jej się nie da. Jeżeli przyjmiemy, że faktycznie Austro-Węgry nie włączały się w ten proces (ja tam zawsze zastanawiałbym się, czy taki wniosek nie jest przynajmniej po części wynikiem zaniedbania Autora), to nie mogło być to wynikiem przekonania o słabości Austro-Węgier. Co byśmy nie napisali o militarnej słabości tego "mocarstwa", to jednak militarnie nad Włochami górowało. Wojska austro-węgierskie walczyły na wielu frontach: francuskim, rosyjskim, bałkańskim, rumuńskim no i włoskim. Włosi w zasadzie mieli tylko ten jeden jedyny front, ale mimo iż armia włoska walczyła przeciwko jakiegoś ułamka armii austro-węgierskiej, jej sukcesy były małe, albo żadne, przy znacznie większej skali porażek. -
granice Polski po rozbiorach- debata
jancet odpowiedział makt28 → temat → Pomoc (zadania, prace domowe, wypracowania)
No dobrze, ale co to są "granica Polski z czasów rozbiorów". No bo inne były przed 1772, inne po 1772, jeszcze inne do 1793, po 1795 zgoła całkiem ich nie było. No a że niektórzy rozszerzają okres rozbiorów aż do 1918, to zmieniały się jeszcze 1807, 1809, 1815 i 1846, a formalnie także 1867 i 1871. Z resztą niektóre z tych zmian były wynikiem pewnych procesów i data bywa dyskusyjna. Generalnie główną wadą granic z 1772 i 1793 roku było to, że obejmowały mniejsze terytorium, niż granice sprzed 1772 roku. -
Atrixie, odnoszę wrażenie, że pewne nieścisłości, które się do owego tekstu dostały, bynajmniej nie biorą się z powodu Twoich skrótów, lecz bezpośrednio z tekstu Młockiego. Jeżeli masz ochotę i możliwość dokonania korekty swego tekstu, to wystarczy kilka słów. Zamiast: "Most na Wiśle w Janowcu nie był mostem stałym jak sądzono, był mostem pływającym zbudowanym na łodziach (tzw. most łyżwowy)." napisz: "Młocki uważa, że przyczyną niepowodzenia był fakt, iż most na Wiśle w Janowcu nie był mostem stałym jak sądzono, był mostem pływającym zbudowanym na łodziach (tzw. most łyżwowy)". W wykazie: Skład korpusu gen. Samuela Różyckiego 2 batalion 22 pułku piechoty 2 batalion 6 pułku strzelców pieszych 1 batalion strzelców celnych 1 batalion legii pieszej Litewsko-Wołyńskiej 4 szwadrony jazdy podlaskiej 3 szwadrony jazdy rezerwowej 3 działa – 6 funtowe 2 działa - 3 funtowe 1 granatnikdodaj "jazda wołyńska" po podlaskiej. Chyba nie masz wątpliwości, że ona tam była, w podanym przez Ciebie tekście pojawia się co najmniej dwukrotnie. To wszystko. Niewiele. Może uważasz to za drobiazgi, ale w moim mniemaniu takie lokalne witryny internetowe są niezwykle ważne. Bo budują poczucie identyfikacji mieszkańca z miejscowością, powiatem, regionem itd., na wspólnocie euroatlantyckiej nie poprzestając. Pozdrawiam serdecznie J.
-
Ale Czarny, Zielony, Zmarzły czy jeszcze jakiś inny? Mi tam najbardziej pasowałby (z naciskiem na -by) Zielony. Czarny nieco przytłacza, a przy Zmarzłym jest nazbyt trupio.
-
Sprzedam serwis historyczny - historyk.eu - zarabiający!
jancet odpowiedział Focus → temat → Hyde park
Każdy tak mówi !!! :thumbup: W każdym razie - jak zobaczyłem ogłoszenie, to na portal zajrzałem. Jak zajrzałem, to i przeczytałem w ponoć recenzowanym artykule, jak to Madziarzy cieszą się z tego, że w 1918 roku odzyskali prawdziwą niepodległość (bo w Austro-Węgrzech to mieli taki ersatz). I już miałem skomentować. Ale - żeby skomentować pewnie trzeba się zarejestrować. I tak od łyczka do rzemyczka nie wiadomo, gdzie bym skończył. Może też wystawny się na Allegro do sprzedaży? Cenę wywoławczą proponuję ustalić na poziomie 2 mln zł (02E+06 PLN). No w końcu jak promocja, to musimy pokazać, że jesteśmy dobrzy, nie ? -
Biali czy Czerwoni - co lepsze dla Polski?
jancet odpowiedział Gnome → temat → Bitwy, wojny i kampanie
Pewnie masz rację, ale nie rozumiem, o co chodzi. Takie myślenie i nam nieobce bywa. Dla przykładu - nieco odległego w czasie - wojna z Turcją w latach 1620-1621 powszechnie jest uważana za skutek ottomańskiej agresji. A przecież i Cecora, gdzie przegraliśmy w 1620, i Chocim, gdzie rok później odnieśliśmy sukces, nie w Rzplitej leżały, tylko na terenie Hospodarstwa Mołdawskiego, które hołd składało raczej w Stambule, niż w Warszawie. Prawa nasze do Mołdawii były takie, że chcieliśmy je mieć. Podobnie przeważająca część naszych polityków we wrześniu 1831 roku uważała, że tzw. "prowincje zabrane", a więc powiedzmy Orsza, Witebsk, Mińsk, Żytomierz i Biała Cerkiew, to nasze terytorium, bo tak uchwalił nasz sejm. A że realia inne, to precz z realiami. Oczywiście nie twierdzę, że takie przeinaczanie pojęć agresja - obrona jest u nas szczególnie silne, po prostu jest powszechne. Powstanie sipajów było agresją przeciw Wielkiej Brytanii, a powstanie bokserów - agresją przeciw zasadzie wolnego handlu. Et cetera, et cetera. -
Sprzedam serwis historyczny - historyk.eu - zarabiający!
jancet odpowiedział Focus → temat → Hyde park
Ja tam się na tym nie znam i nie wiem, czy dobrze rozumiem: Jeśli jeden portal wykupi drugi portal, to można je połączyć, i w ten sposób z dwóch - powiedzmy umownie "słabszych" powstaje jeden "silniejszy". Dobrze rozumuję. Czyli moglibyśmy wykupić tamten portal, aby się wzmocnić. Przez "portal" rozumiem całość, czyli "wydawnictwo wirtualne" + forum. Tylko, czy i na ile by to nas wzmocniło? Rzadko zaglądam na związane z naszym forum wydawnictwo, teraz zajrzałem. Obejrzałem to, na czym się z w miarę znam, czyli 1831 rok, no i może trochę ogólniej XIX wiek. Na kolana mnie nie powaliło, ale i owszem, parę ciekawych tekstów znalazłem. Poziom tych tekstów jest jednak znacznie wyższy, niż przejrzane przeze mnie teksty wydawnictwa historyk.eu. Oglądając wpisy na ten temat na obu forach, odniosłem podobne wrażenie. Statystyki aktywności na forach (podaje w kolejności historia.org - hstoryk.eu . Czas istnienia: 2 833 dni, 473 dni. Liczba użytkowników: 7 983 osoby, 407 osób. Liczba postów: 208 912 wpisów, 9 339 wpisów. Tempo rejestracji użytkowników średnio: 2,81 osób dziennie, 0,86 osób dziennie. Intensywność dyskusji: 73,7 postów dziennie, 19,7 postów dziennie. Gdybyśmy zamiast 74 mieli 93 posty dziennie, oznaczałoby to wzrost o 27%, wcale niebagatelny. Warto by jeszcze wziąć pod uwagę intensywność u nas i u nich przez ostatnie 6 miesięcy - może tu korzyść byłaby większa. Jest tam co najmniej jedna ciekawa postać - Biały Wieloryb. Więc może warto. Oczywiście, jak słusznie Tomasz N. zauważył, "forum to użytkownicy" i wcale nie wiadomo, czy się tu przeniosą. Część z nich już tu tu też funkcjonuje, paru innych może tu zaistnieje "z braku laku". Jest wiele "ale". Polegam całkowicie na administracji i moderatorach naszego (jeśli wolno mi tak mówić) forum. Jeśli uznają, że warto, mogę 10% dorzucić. -
Data 2 grudnia i Forster utwierdzają mnie w przekonaniu, że chodzi o Krukowieckiego. Dokumentu in extenso chyba nie czytałem (w każdym razie nie pamiętam, bym czytał), tylko kilka fragmentów. Nota bene Tarczyński określa go jako "rozkaz dzienny". Niechętni Krukowieckiemu będą twierdzić, że wcale tak nie uważał, a ów rozkaz (czy odezwę) wydał ze strachu przed naciskiem zrewoltowanych mas żołnierskich. Podobne w duchu odezwy wydał 18 i 19 sierpnia, ale 20 sierpnia własnoręcznie zanotował "I układów, jeśli korzystne, odrzucać nie trzeba, chociaż w publicznych pismach mówić, że się ich nie chce; bo może się przydać, jak te pisma do nieprzyjaciela dojdą i kruchszym go uczynią". Ponoć te słowa mają być dowodem zdrady. Dla mnie są przede wszystkim dowodem myślenia i poczucia odpowiedzialności.
-
Ba, i nie tylko Różyckiego. Choć w tytule wątku mowa o generałach w ogólności, to dotychczas dyskutowano o wodzach naczelnych, dlatego ograniczyłem się tylko do nich, a i tak pominąłem paru "jednodniowych" (Dembińskiego, Prądzyńskiego,Umińskiego), a także Kazimierza Małachowskiego. Co do likowanego przez Ciebie opisu, to są tam pewne nieścisłości. Różycki nie mógł przypuszczać, że most pod Janowcem (dokładniej - na terenie wsi Podgórze) jest mostem stały, bo w owym czasie nie było na Wiśle mostów stałych w Królestwie. Nawet ten warszawski był pontonowy, a zimą kładziony na lodzie - w marcu, jak lody puszczały, trzeba było go rozebrać. Ponadto w zestawieniu zabrakło Jazdy Wołyńskiej, zresztą wymienianej w tekście. Dowodził nią też Różycki, ale Karol, pułkownik. Wracając do gen. Samuela Różyckiego to rosyjski (choć polskiego pochodzenia) historyk, Puzyrewski, wystawił mu taką laurkę za działania w sierpniu: "Różycki okazał się być godnym współzawodnikiem Rydygiera i wybornym partyzantem. Ze słabszemi, źle po większej części wyćwiczonymi siłami prowadzi on nieustanną i mordującą walkę z przeciwnikiem. Doskonale wykorzystując warunki miejscowe, unikając starcia z silniejszym nieprzyjacielem, natychmiast przechodzi do kroków zaczepnych, jak tylko uda mu się znaczniejsze zebrać siły". Chciałbym podkreślić, że Rüdiger uznawany był za najlepszego z carskich generałów w owej wojnie. Wiosną zmusił Dwernickiego do złożenia broni. Opisane starcie pod Chotczą miało miejsce już we wrześniu, po opuszczeniu Warszawy. Wkrótce po nim obaj dowodzący (Rüdiger i Różycki) doszli do wniosku, że w tej sytuacji takie rzezie to bezsensowne przelewanie krwi żołnierskiej, więc zawarli rozejm, aby dowiedzieć się, co zdarzy się w Modlinie, czy wojna trwać będzie. Wkrótce potem Rüdiger uznał się zmuszonym ponownie podjąć działania wojenne, o czym - zgodnie z umową - uprzedził Różyckiego z 24-godzinnym wyprzedzeniem. Trochę inne były wówczas wojenne obyczaje. Na koniec Rüdiger zostawił Różyckiego, samemu idąc na Płock, skąd spodziewano się naszej kontrofensywy. Różycki natomiast schronił się w granice Rzeczpospolitej Krakowskiej, gdzie zamierzał uzupełnić zapasy żywności i amunicji, a następnie podjąć próbę połączenia się z siłami głównymi. Jednak tam dowiedział się od Umińskiego, który w przebraniu przedarł się spod Płocka do Krakowa (do Prus przejść nie mógł, bo był uciekinierem z pruskiego więzienia), że żadnej ofensywy nie będzie. 28 września przeszedł do Galicji, gdzie broń złożył.
-
Trochę się głowiłem, cóż to znaczy przymiotnik "wargamingowe". :thumbup:
-
Nie wiem, kogo ten cytat dotyczy, zgadywać nie zamierzam, tym bardziej, że wiele takich cytatów stworzono ex post. Do Krukowieckiego pasuje. Generalnie to chyba Żymirski najdobitniej wyraził opinię ówczesnych naszych generałów, a że znany był z wulgarności języka, pozwolę sobie nie szperać po źródłach, lecz podać tę wypowiedź w "przekładzie" na dzisiejszy: "To, co się stało (znaczy "noc listopadowa"), to k...a, było bardzo złe, niepotrzebne i bez sensu. Ale k...a, to już się stało i teraz tego nie zmienimy. Będzie k...a wojna, a jak wojna, to bić się trzeba. I k...a, trzeba bić się dobrze, bo inaczej, to k...a jeszcze gorzej będzie". Oczywiście, chodzi o generałów, którzy się do powstania włączyli, Wincenty Krasiński, Rożniecki czy Hurtig to już inna bajka. Gdybym zaś ogólnie miał ustosunkować się do kwestii Jarpena Zirgina, to przede wszystkim muszę podkreślić ogromne nasze sukcesy, tak militarne, jak i organizacyjne. Przy takiej dysproporcji sił ta ruchawka powinna się skończyć najpóźniej pod koniec lutego. Cztery tygodnie działań wojennych to aż nadto. To, że trwała aż do października, że nie była żadną ruchawką, tylko polsko-rosyjską regularną wojną, że kilkakroć silniejsze wojska rosyjskie były raz, drugi i trzeci zmuszone do odwrotu, to dowodzi niezwykłej wartości naszego społeczeństwa, dowodzi, że pomimo grzechów z poprzednich epok, które zaowocowały rozbiorami, naród polski nie tylko istnieje, ale potrafi działać, i to nader skutecznie. Te niezwykłe wydarzenia nie tylko wywołały zdumienie w zachodniej Europie, także w kręgach wojskowych Prus i Rosji. Brandt, Schmitt i Willisen, pruscy teoretycy wojskowości mozolnie studiowali i analizowali każde posunięcie polskich i rosyjskich wojsk, aby zrozumieć, jak to się stało, że regularna wojna trwała tak długo. Potem podobne badania zlecił sztab generalny armii carskiej, wynikiem tego jest praca Puzyrewskiego. Ja nie będę szukał przyczyny przegranej - ta jest zupełnie oczywista - dysproporcja sił. Ja będę szukał przyczyn tego, że tak długo zdołaliśmy walczyć, i to walczyć niczym równy z równym. A że o wodzach tu mowa, to ich udział w tym "cudzie" opiszę. Chłopicki "nieszczęsny dyktator": decyzjami o utworzeniu Gwardii Ruchomych, powołaniu wysłużonych żołnierzy i poborze jazdy dymowej, oraz włączeniu do artylerii polowej znacznej liczby dział z arsenałów, zdołał podwoić siłę naszej armii i stworzyć podstawy do dalszego jej wzrostu (czterokrotnego) oraz stworzenia w miarę przeszkolonych rezerw. Swymi wiernopoddańczymi deklaracjami, wysyłaniem poselstw do Petersburga udało mu się całkowicie omamić wojskowe i polityczne władze Rosji. Dybicz był przekonany, że żadnej mobilizacji po naszej stronie nie ma, że idzie na Warszawę, jak po swoje... no i swoje zebrał na polach Stoczka, Dobrego, Kałuszyna, Wawra, Białołęki i Grochowa. Tyle zebrał, że jak już pod Pragę dotarł, to się wystraszył nie odważył się szturmować. Radziwiłł, wódz zapomniany, a niesłusznie. Świetny organizator, dokończył to, co Chłopicki zaczął. Narzucono mu Chłopickiego jako doradcę, potem dcę I linii, spowodowało to chaos w dowodzeniu. Jakoś z tego wyszliśmy obronną ręką. Może lepiej by było, jakby to Radziwiłł sam dowodził - doświadczenie miał niemałe, a ile talentu - tego już się nie dowiemy. Skrzynecki "pobożny kunktator". Chyba dla siebie samego niespodziewanie awansował w ciągu kilku tygodni z dowódcy pułku na Naczelnego Wodza. Sformułowana przez niego strategia "menueta", tańczonego na czterech polach między Wisłą, Bugiem i Narwią, gdzie my zawsze mogliśmy być szybsi, bo mieliśmy mosty (no może raczej mieliśmy mieć mosty), podczas gdy Rosjanie musieli je budować, dawała szansę na umiarkowane sukcesy (takie, jak pod Wawrem i Dębem Wielkim). To dzięki niej Dybicz został zmuszony do odwrotu. Niestety, fatalnie dowodził w polu, co przyniosło katastrofę pod Ostrołęką. Taki trochę wódz-literat. Osobistego bohaterstwa oraz czaru, który powodował czasem wręcz nadmierną wiarę w nasze siły, od szeregowca po generała, też trudno mu odmówić. Po Ostrołęce sprawnie odbudował armię, zdecydowanie dobry organizator. Potem jednak pogubił się w układach i zawiściach. Krukowiecki "zdrajca, co sprzedał Warszawę". Człowiek o wybujałych ambicjach, z tych, co wolą być "pierwsi w Epirze, niż drudzy w Rzymie", kłótliwy, zadziorny, nienawidzony przez zwierzchników, uwielbiany przez podwładnych. To cechy, która wybitnie go predestynowały do roli wodza armii powstańczej, tyle że w głosowaniach szabel nie miał, bo głosowali jego byli zwierzchnicy. Jak już dostał władzę, to sytuacja była katastrofalna, Warszawa okrążona. Nawet jej atakować nie było po co, bo żywności nie było. Kilkoma śmiałymi działaniami otworzył przestrzeń operacyjną, otworzył drogi zaopatrzenia, umocnił obwarowania i czekał na szturm lub układy. Bardziej liczył na układy, i nie dziwota, bo wiarę w to, że pogonimy wroga za Dniepr, i wojnę wygramy, mógł wówczas podzielać jedynie ktoś niespełny rozumu. Krukowiecki chciał pokazać Paskiewiczowi: "To są nasze wały, to są nasze działa, karabiny i lance. Wojny już nie wygramy, ale zapraszamy do tańca - chcesz przyjąć ten grad "kul, bomb i kartaczy", bagnetów i szabel? A jak pierwszy, drugi i dziesiąty szturm się załamie, to staniesz się pośmiewiskiem Europy. No i Ciebie też hrabia Orłow odwiedzi. Po jego wizycie umierali już lepsi od Ciebie". Bardzo mądre to było, po przegranej wojnie walczymy o jak najlepsze warunki pokoju. A jednak w sejmie i rządzie znalazła się banda idiotów, którym Wisła pomyliła się z Dnieprem. Zmusili Krukowieckiego do zerwania rokowań, co gorzej - spowodowali, że ten nie mógł się zajmować tym, czym powinien, czyli dowodzeniem obroną Warszawy, lecz parał się dyskusją z jaśniepanami. Skończyło się w sumie źle, choć mogło być i gorzej. Rybiński - szkoda gadać, to już tylko organizator pogrzebu.
-
Nie demonizujmy Lend Lease, wprawdzie można obronić tezę, że europejscy sojusznicy USA (UK i ZSRR) bez tej pomocy nie przetrzymaliby zimy 41/42, ale bez produkcji własnej też by jej nie przetrzymali. Hitler w tym czasie dysponował mocami produkcyjnymi niemal całej Europy kontynentalnej, od Nord Cup w Norwegii po Matapan w Grecji i od Pointe du Ruaz w Bretanii po Kercz na Krymie. Jednak brakowało mu surowców. Gospodarki ZSRR i Wielkiej Brytanii też były potężne, jednak decydowało to, że połączone gospodarki USA, W. Brytanii z dominiami i koloniami i ZSRR były silniejsze, niż gospodarka opanowanej przez Hitlera Europy i gospodarka japońska wraz z terenami podbitymi, tym bardziej, że te nie mogły się wymieniać produktami i surowcami ze względów geograficzno-strategicznych. Jednak gdyby nie brak surowców w opanowanej przez Hitlera Europie, różnie mogłoby to wyglądać. Blokadę kontynentalną prowadziła Wielka Brytania. Gdyby w maju 1940 roku władzy w Wielkiej Brytanii nie objął Churchill, gdyby nie przekonał był swych obywateli do wojny do końca, obiecując im w zamian "krew, trud, łzy i pot", gdyby oni tego nie kupili, to Hitler podbiłby całą Europę, a może i cały świat.
-
Sorry, Romanie, źle zrozumiałem Twe intencje.
-
Też na marginesie... Tak trochę niekoniecznie. Co kilkanaście lat powraca koncepcja użytkowania sterowców do transportu cywilnego. Ma kilka zalet - małe zużycie paliwa, więc i duży zasięg, cichy, duży udźwig, nie wymaga dróg, a lądować może niemal wszędzie. Wypełniany miałby być helem, który jest ubocznym efektem produkcji ciekłego tlenu. Z ostatniej próby uruchomienia seryjnej produkcji sterowców pozostał wprawdzie tylko park rozrywki Tropical Islands 60 km od Berlina . Ale może będzie następna.
-
Po wykonaniu stosownych obliczeń, w zasadzie zostałem przekonany. Przyjąłem, że hel wewnątrz powłoki jest pod lekkim nadciśnieniem, stąd jego gęstość 0,18 kg/m3. Atmosfera wzorcowa na wysokości 2000 m (chyba gdzieś tak to powinno latać) ma gęstość 1,01 kg/m3. Przyjmując, że aerostat wraz z ładunkiem ma masę 50 ton, daje to konieczną objętość powłoki nieco ponad 50 tysięcy m3, co odpowiada kuli o średnicy 45-46 m. Wyobraziłem sobie, że wnętrze tej powłoki podzielone jest na 100 komór, a przy lądowaniu sprężarka opróżnia jedną z nich, co z jednej strony powoduje obniżenie objętości o 1/100, a z drugiej podwyższenie ciśnienia o 1 kPa (pv=const). Oczywiście możemy 10 komór opróżnić na 10%, na jedno wyjdzie. Wtedy powstanie siła ściągająca balon w dół, niewielka - 14 tys. N, ale jednak. Przy szacowaniu prędkości opadania swobodnego jest pewien problem, bo zwykle podaje się dla ruchu burzliwego lambda=0,44 dla Re<200000, a przy tym założeniu Re=8000000, a dostępne dane o oporze przy tak dużych liczbach Reynoldsa uzyskano przy dużych prędkościach, a nie wielkich bryłach. Potraktujmy to jednak rozsądnie jako rząd wielkości. Obliczona przy tych założeniach prędkość swobodnego opadania to 3,7 m/s. Niezbyt wiele, zejście z 2000 m zajęłoby cca 10 minut, o ile nie byłoby prądów wstępujących. Ale realne, choć pilotaż trudny. Oczywiście, sterowiec nie jest kulą, ale tu o rząd wielkości chodzi. Taki materac turystyczny waży ze 2 kg przy powierzchni 2 m3. Daje to ciężar samej zewnętrznej powłoki 6-7 ton, nie licząc grodzi między komorami. Tak na mój rozum to powłoka sterowca powinna być lżejsza, jeśli ma on zabierać znaczący ładunek. To chyba błędny tok rozumowania, który sam wcześniej przyjmowałem. Żeby 500 m3 gazu pod ciśnieniem normalnym zmieścić w 1 m3, trzeba go sprężyć do 500 atm, a to nierealne. Te 500 m3 trzeba zmieścić w pozostałych 49500 m3, jedynie nieznacznie podnosząc ciśnienie, tak jak to opisałeś.
-
i Aż tak proste to mi się nie wydaje. Jeżeli hel pod ciśnieniem atmosferycznym ma gęstość cca 0,18 kg/m3, a powietrze 1,4 kg/m3, to ten hel trzeba by sprężyć do 1 GPa, czyli 10 atmosfer, by stał się znacząco cięższy od powietrza. To trochę za wysokie ciśnienia, jak na "mały kompresorek", a poza tym to na pokładzie sterowca trzeba by taszczyć solidny zbiornik ciśnieniowy, z blachy stalowej, i to o objętości kilkunastu metrów sześciennych, a to oznacza chyba dość duży ciężar. Oczywiście, każde sprężenie spowoduje zmniejszenie siły wyporu, ale jakoś nie bardzo widzę to sterowanie góra - dół przy tak małych różnicach gęstości. Z resztą parę kilohektopaskali (czyli "atmosfer") to z grubsza to, co mamy w kranach - cieniutka powłoka tego nie wytrzyma, wystarczy obejrzeć wąż, doprowadzający wodę do pralki. Tego, przyznaję - zupełnie nie rozumiem. No nie, jeśli jakikolwiek technologiczny i środowiskowy sens miałyby mieć sterowce, do dzięki zastąpieniu silników odrzutowych silnikami o znacznie mniejszej mocy, czyli tłokowymi, takimi jak w samochodzie. Nie słyszałem o zagrożeniach dla samochodów, związanych z wybuchem wulkanu na Islandii. Pomiędzy tymi rozwiązaniami mamy napęd turbośmigłowy, o ile mnie pamięć nie myli, to turbośmigłowce wówczas spokojnie latały. Jak już wspominałem, nic nie wiem o technologii uzyskiwania helu z gazu ziemnego. W klasycznych technologiach oczyszczania usuwa się głównie siarkowodór i tlenki siarki, co można osiągnąć w zwykłym skruberze, zasilanym wodą albo jakimś zasadowym wodnym roztworem. To jest bardzo proste, ale helu się tak nie oddzieli, bo w wodzie się nie rozpuszcza, a z zasadami z zasady nie reaguje, bo szlachetny jest. Zapewne jest to wynikiem braku wiedzy, ale jedyny proces, w którym mogę sobie wyobrazić oddzielenie metanu od helu, to proces skraplania gazu ziemnego. Metan się skropli, a hel i wodór nie. Jak oddzielić hel od wodoru, to już inna sprawa. Da się zrobić. Tyle że zdecydowana większość gazu ziemnego nie jest skraplana. Wprawdzie skroplony gaz ziemny jest już w obrocie handlowym (stąd nasz gazoport w Świnoujściu), ale to technologia dość droga i wdrażana raczej z przyczyn politycznych, niż ekonomicznych i ekologicznych. Tymi wątpliwościami chciałem się podzielić, w najmniejszym stopniu nie sugerując, że znam odpowiedź na nurtujące mnie kwestie. Pozdrawiam.
-
Liczyłem na to, że tu setki wpisów będą, a tu nic . Przenikanie się kultury greckiej i ludów barbarzyńskich na wybrzeżach Morza Czarnego w Starożytności przede wszystkim, ale także w Średniowieczu i w czasach nowożytnych, niegdyś mnie fascynowało, ale to dawno temu było i nie odważę się dzielić tym, co mi w pamięci pozostało. Tym bardziej, że wówczas miałem dostęp co najwyżej do literatury popularnonaukowej. Przez czarnomorskie stepy przeciągały kolejne ludy - Scytowie, Sarmaci, Goci, Hunowie, Awarowie, Słowianie, Madziarzy, Pieczyngowie, Połowcy (albo Jazygowie, Kunowie, Kumani czy jak ich kto tam zwał), w końcu Tatarzy. Zaś miasta na wybrzeżu, szczególnie na Krymie, chyba pozostawały w znacznej mierze greckie. Furiuszu, liczę na to, że podzielisz się z nami tym, co wiesz . Może wtedy i inni się uaktywnią. Pozdrawiam
-
Nie bardzo rozumiem, czego, Romanie, oczekujesz od Dadermy. Ustny przekaz rodzinny ma to do siebie, że w szczegóły się za bardzo nie zdaje. Z bardzo naturalnych powodów. Szczególnie w tamtych czasach. "Gdzie został złapany i kiedy, w jakiej był partii" - gdyby to prapradziadek opowiadał wszem i wobec, gdzie i kiedy jego brat został złapany, oraz kto był dowódcą tej partii, ryzykowałby że ściągnie na swego brata i jego dowódcę represje. Zupełnie naturalnym jest, że w swych opowieściach pomijał konsekwentnie wszystkie szczegóły, mogące prowadzić do identyfikacji konkretnych osób i zdarzeń. To powoduje, że wszystkie takie relacje trudno zweryfikować. "Jak wydostał: odbił, wykupił, czy jakoś inaczej" - bez względu na to, jak to zrobił, zapewne zrobił to nielegalnie, więc o tym nie opowiadał. Naprawdę tak trudno to pojąć? Daderma w swoim poście udzielił nam informacji o tradycjach powstańczych, przekazywanych z pokolenia na pokolenie w jego rodzinie. Źródło tych tradycji może być zakłamane, sam fakt jej istnienia - nie. Jeśli Daderma pisze o tej rodzinnej tradycji, to znaczy, że ona istniała. No niby można przyjąć, że kłamie, ale po co miałby to robić? Szczerze mówiąc, gdyby w jakiejś relacji o rodzinnych tradycjach zawarto by szczegółowe informacje, możliwe do weryfikacji w oparciu o literaturę tematu, to... to uznałbym te relacje za nieautentyczne, tworzone ex post w oparciu o ową literaturę. Dadermo, bardzo Ci dziękuję za dodanie tej malutkiej kropelki do wiedzy o tradycji powstania styczniowego.
-
Mam bardzo podobne wrażenie. Tyle że, poza konstatacją faktu, że rzecz się nie dzieje, rozważmy tego przyczyny. W transporcie międzykontynentalnym, czyli po morzach i oceanach, zwykły statek jest raczej nie do zastąpienia. Już prędzej kolej, ale raczej chodzi o zastąpienie transportu samochodowego na obszarach lądowych, gdzie sieci kolejowej brak, a drogowa jest słaba. To niezły kawał świata - w zasadzie Azja, Afryka, Australia, Ameryka Południowa, ale też pewne części Północnej, szczególnie tej bardzo północnej. W Europie niewiele - góry i Laponia. W tych warunkach mogę sobie wyobrazić, że transport sterowcami byłby tańszy, niż drogowy. Mimo wszystko infrastruktura lądowa do obsługi sterowców zdaje mi się nieporównywalnie łatwiejsza do budowy i tańsza, niż lotniska, o liniach kolejowych i autostradach nie wspominając. A przede wszystkim mniej obciążająca środowisko, co w moim poglądzie na świat ma wielkie znaczenie (choć od tych, którzy mienią się być ekologami, zwykle daremnie oczekuję uzasadnienia członu "logos"). Mniejsza o wrażliwość na pogodę, samoloty też są wrażliwe (byle wulkan może je unieruchomić, co sterowcom nie grozi), podobnie pociągi i samochody. Bardzo istotny jest dla mnie mechanizm lądowania sterowca, którego do końca nie rozumiem. Wznoszenie jest raczej oczywiste - opróżniamy zbiorniki balastowe, wypełnione piaskiem czy wodą, ewentualnie wypełniamy dodatkowe zbiorniki nośne helem z butli i fruuu w górę. Ale jak się ląduje? Na mój rozum - a to apologeci sterowców raczej przemilczają - żeby wylądować, trzeba spuścić hel ze zbiorników nośnych. Mogę sobie wyobrazić jakieś dynamiczne obniżanie lotu przy wykorzystaniu silników, ale czy tak miałyby wyglądać lądowania sterowców? I jak się to ma do zużycia paliwa? I tu dochodzimy do zasadniczej kwestii, bezpośrednio związanej z problemem lądowania. Jeśli każde lądowanie wiąże się z wypuszczaniem helu do atmosfery, to ma to sens tylko wtedy, gdy hel będzie produktem odpadowym lub możliwym do pozyskania przy małym nakładzie energii. Technologia pozyskiwania helu przez destylację skroplonego powietrza lub gazu ziemnego jest dla mnie zrozumiała - to ściśle leży w zakresie kierunku studiów, które ukończyłem. Jednak gdybyśmy gaz ziemny skraplali wyłącznie w celu uzyskiwania skroplonego helu, który potem sterowce wypuszczałyby do atmosfery przy każdym lądowaniu, to mam wątpliwości, czy było by to postępowanie energooszczędne. Chyba że ta instalacja, o której wspomniałeś, działa na zupełnie innej zasadzie. Bardzo proszę o informacje, bo - ze wstydem przyznać muszę - nic o niej nie wiem. Nota bene - chyba należałoby wydzielić nowy wątek, o co zwracam się do Moderatorów.
-
Kuchnia za granicą - polecane potrawy i wskazówki
jancet odpowiedział Mariusz 70 → temat → Turystyka historyczna
Dokładnie: Alicante Bouschet x Cabernet Sauvignon, stąd nazwa. Z tym że Cabernet Sauvignon to dziś jeden z najbardziej popularnych szczepów winorośli na świecie. Dodam jeszcze jedną kulinarną ciekawostkę o Słowacji: ekspansja knajp wietnamskich zakończyła się tam inaczej, niż u nas. U nas wiadomo - "chińskie żarcie", bary samoobsługowe, w których z troską sprawdzamy, czy kurczak aby na pewno nie ma ząbków i pazurków. Natomiast na Słowacji nadal jest sporo knajp wietnamskich, trzymających wysoki poziom, zaliczanych do jednych z droższych. No to teraz Węgry. Kuchnia węgierska zda mi się nieco przereklamowana. Przynajmniej jej wersja w restauracjach "dla turystów". Z kolei restauracje "dla naszych i tych ambitnych turystów" znikają z węgierskiego krajobrazu, bo tam naprawdę jest kryzys i ludzie poważnie zbiednieli. I w ogóle trochę tak, że masz 100 węgierskich restauracji w jakiejś okolicy, a jakbyś miał jedną, bo menu w nich w sumie takie same. W Budapeszcie najlepiej wybierać najtańsze, bo czym droższe dania, tym kelnerzy bardziej nadęci, z nosami zadartymi tak wysoko, że jedynie sufit widzą dokładnie. Co im tam goście! A kapela do czardaszy śpiewa po niemiecku. Oczywiście, są też fajne knajpy z świetną, nienarzucającą się obsługą, dobrym jedzeniem, a nawet z kapelą, której muzycy sprawiają wrażenie, że grają po prostu dla przyjemności, że ktoś ich słucha. Ale trzeba ich poszukać, generalnie raczej z dala od centrum. Co do dań, to oczywiście "halászlé" (czyt. holasle), tłumaczona często na "zupa rybna". Podobno niezbyt szczęśliwie, bo istnieje w ichniej kuchni też "hal leves", a "halászle" to dosłownie "sok rybaka". I rzeczywiście nie jest to zupa w naszym rozumieniu tego słowa, lecz raczej eintopf, danie jednogarnkowe, przez Madziarów jedzone raczej jako danie główne. Lepsi kucharze często do nazwy dodają rodzaj ryby, spotkałem się też z "korhely halászlé", czyli z pijacką zupą rybną, z kwaśną śmietaną i kwaszonymi ogóreczkami. Znaczy na kaca. "Gulyásleves" (gujaszlewesz), albo po prostu "gulyás", tłumaczone na "zupa gulaszowa", to też raczej eintopf, niż zupa. Mięso, cebula i papryka to składniki obowiązkowe, reszta zależy od regionu i fantazji kucharza. "Szegedi gulyás" (segedi gujasz), czyli gulasz segedyński (od miasta Szeged) jest na przykład z kapustą i przypomina nasz bigos, a "babgulyás" (bobgujasz) będzie miał więcej fasoli, niż mięsa. Takie dania znajdziecie w najdroższych restauracjach, ale też w barach przy kąpieliskach czy innych ruchliwych miejscach. Typowo barowe danie to "lángos" (langosz), czyli placek z drożdżowego ciasta, smażony na głębokim oleju. Pyszny, jak prosto z wrzącego oleju wyjęty. Sprzedaje się go w wersjach "sima" (szimo), czyli bez dodatków, "tejfolos" (tejfolosz), czyli ze śmietaną, "sajtos" (szajtosz) - z serem, "saktos-tejfolos" - z serem i śmietaną. Wszystko to powinno być "fokhagymás szósszal" (fokhodźmasz sossal), czyli z sosem czosnkowym, z tym że ten dodajemy sobie zwykle sami - na ladzie stoi taki słoik z pędzelkiem, często z ptasich piór. Sosu czosnkowego nie dodajemy, jeśli zamówiliśmy wersję "lekváros" (lekwarosz), czyli z dżemem. Może być też "tejfolos-lekváros". cdn. -
Biali czy Czerwoni - co lepsze dla Polski?
jancet odpowiedział Gnome → temat → Bitwy, wojny i kampanie
No i całe szczęście. Chyba jako pierwszy, stojący na czele naszego państwa, od czasów Zygmunta III Wazy. W ogóle nie bardzo widzę możliwość sojuszu z Denikinem, rozumianym jako wspólne działania wojenne na wschód od Dniepru, nawet gdyby Denikin obiecał nam granice przedrozbiorowe. Bo sił do tego nie mieliśmy, a obecność Polaków u wrót Moskwy spowodowałaby, że II Wojna Ojczyźniana wybuchłaby o 22 lata wcześniej. Takie wspólne działania wojenne nie były też w interesie Białych, mogłoby to wręcz doprowadzić do rozłamu w Armii Południowej, czy jak ją zwać. Tego rozwiązania nie mógł chcieć ani Piłsudski, ani Denikin. Bez względu na wyniki pertraktacji z Denikinem i bolszewikami front i tak zapewne ustaliłby się gdzieś nad Berezyną, w najlepszym razie doszlibyśmy do Dniepru. Pole manewru było takie, że można było znad Berezyny straszyć bolszewików ofensywą, albo ich nie straszyć. Piłsudski wybrał to drugie, wiedząc, że ze zwycięzcą spod Orła trzeba będzie toczyć wojnę. Istotnie, polską racją stanu było przedłużanie wojny domowej w Rosji, wspieranie słabszego przeciw silniejszemu, i tak Piłsudski chciał robić. Nie przewidział, że klęska Denikina będzie tak szybka i głęboka, że nie ostanie się on aż na Krymie. Bolszewizm, czy w ogóle totalitaryzm, nie jawił się wówczas jako jakaś wyjątkowa zaraza, walce przeciw której należy poświęcać dobro własnego państwa. Później, w latach 50-ych na przykład, taka teza mogła zyskiwać zwolenników. Ale dziś? Patrząc z perspektywy 2013 roku Państwo Radzieckie wydaje mi się efemerydą w dziejach środkowej i wschodniej Europy. Przetrwało jakoś raptem 70 lat, przechodząc przez kilka burz i zawirowań, na tyle potężnych, że ZSRR Gorbaczowa a ZSRR Stalina to jednak inne systemy polityczne. Mimo iż ponad połowa życia upłynęła mi w warunkach politycznej dominacji ZSRR, coraz częściej patrzę na tamten system, jako na eksperyment, który udać się i tak nie mógł. -
OJEJ !!! To dobrze, bo ostatnio w tym wątku Tankafan zadał Speedy'emu cikewe pytanie, a Speedy nie odpowiedział. Jaki jest Twój (o ile pozwalasz się tak zwrócić do Siebie komuś, kto o niczym nie ma pojęcia) pogląd na temat rzeczonych APFSDS i ich Sabotów? Naprawdę NATO nie miało wyrzutni pocisków operacyjno-taktycznych, operacyjnych, operacyjno-strategicznych i strategicznych ??? Te wszystkie "międzykontynentalne" to były propagandowe bajeczki??? Tak naprawdę to do 50 km i tyle ?