Skocz do zawartości

jancet

Użytkownicy
  • Zawartość

    2,795
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

Zawartość dodana przez jancet

  1. Dam przykłady z 1831 roku. Ostrołęka. Ponieśliśmy fatalną klęskę, podczas gdy tej bitwy w ogóle być nie powinno. Pozostawiono grupę Bogusławskiego na lewym brzegu nie wiadomo po co. Żeby mogła się wycofać już bezpośrednio atakowana, nie zniszczono mostów, po których zaczęli przeprawiać się Rosjanie. Jeśli była to planowana zasadzka, to planu tego nawet nie próbowano wcielić w życie. Łysobyki. Cel był skromny i nawet pełny sukces strategiczne położenie niewiele by poprawił, ale wydawał się pewny. No i w decydującym momencie Jankowski się zawahał, rozkazu do natarcia nie wydał. Żeby nie było, że to tylko po naszej stronie, podam przykład trzeci. Lutowa ofensywa na Pragę. Wojska aż nadto wystarczające, artylerii tyle, że 1/3 armat pozostawiono w Białymstoku, żeby koni do transportu pozostałych było więcej. Zaopatrzenie w amunicję, żywność i furaż zapewnione. I chociaż siły polskie były większe, niż się spodziewano, a wola walki też, to w końcu opór armii polskiej został na polach Grochowa złamany. Szturm na praskie przedmoście i obóz umocniony - to polowe obwarowania, nie forteca - zwieńczyłby kampanię. Ale rozkazu do szturmu nie wydano. Wojna, miast skończyć się w lutym, przeciągnęła się do października. Można też egzemplifikować sytuacje przeciwne - operacje, które nie miały szans się udać, a jednak się udały. Jak marsz korpusiku Prądzyńskiego na Iganie, czy Paskiewicza na Płock.
  2. Mam nadzieję, że jednak nie wypowiadałem się na temat emblematycznej i kanonicznej postaci Draculi stworzonej przez B. Stokera, ponieważ nie mam o tym najmniejszego pojęcia. Nie wiem, kim był B. Stoker i czy coś napisał, a jeśli tak - to nie wiem co. Nie wyklucza to, że coś z jego dzieł przeczytałem, w końcu za młodu nie takie głupstwa się robi. Postać Draculi jednakże kanonicznie łączy mi się z Transylwanią.
  3. Przekreślone Z można spotkać także w słowackim, ale, podobnie jak u nas, nie w normalnej czcionce, tylko w tekstach odręcznych lub ozdobnych inicjałach czy tytułach. Słowacy, jak wiadomo, mają literę "Z" wymawianą tak samo, jak niezmiękczone "Z" po polsku, oraz literę "Ž", wymawianą pośrednio między naszym "Ż" i "Ź" (czy zmiękczonym "Z"). Natomiast przekreśla się "Z" po to, by zaznaczyć, że nie chodzi o "Ž", czyli na opak, niż współcześnie w Polsce.
  4. Mam chwilę wolnego, więc pozwolę sobie spreparować tekst, podany przez Euklidesa, nie zmieniając żadnych podanych w nim faktów (nawet ewidentnie błędnych), ale zmieniając interpretację. Interpunkcję jednak będę korygować. W styczniu 1928r zmuszono Trockiego do opuszczenia ZSRR. Pozbycie się go poszło gładko bowiem jego zwolenników udało się zastraszyć i prawie nikt nie stanął jego obronie, mimo że był popularny. Jednak podejrzewano, że mimo wygnania nadal będzie liczącym się w ZSRR graczem, bo miał relacje z wieloma osobami i dużo wiedział. Po jego wyjeździe w potęgę bardzo urósł Stalin i to wówczas rozpoczął swój marsz ku owej słynnej, omalże demonicznej, ogromnej władzy. Natychmiast zerwał z rozsądnym i ugodowym NEP-em, który popierał Lenin i zaczął wprowadzać nowe porządki. Zaraz też na wsi zaczęto dopuszczać się przemocy, przede wszystkim w stosunku do bogatych chłopów, zwanych "kułakami", ale wkrótce także do biedniaków, którzy nie chcieli oddać swej ziemi do kołchozów. W ten sposób rozpoczęła się dezorganizacja rolnictwa która w końcu doprowadziła do głodu. Jeszcze tego roku dziesiątki tysięcy chłopów, którzy opierali się nadzwyczajnym środkom podjętym w rolnictwie albo ukrywali zboże siewne zostało aresztowanych, a ich majątki uległy konfiskacie i pierwsze większe grupy chłopów trafiły do obozów oraz do wyrębu lasów na dalekiej północy i Syberii. Jego bezlitosne apodyktyczne decyzje na które sobie pozwalał nie tylko na wsiach ale i w miastach budziły opór i sytuacja stawała się coraz bardziej napięta. Drastycznie zaostrzyła się latem 1934 roku kiedy to reorganizowano Ludowy Komisariat Spraw Wewnętrznych (NKWD), któremu podporządkowywano dotychczasowe GPU, tajną policję, policje i milicje zwyczajne, straż graniczną, straż pożarną. Poza tym komisariat ten dysponował również własnymi specjalnymi oddziałami wewnętrznymi, no i obozami pracy których główne centrum administracyjne, Gułag, kierowane przez Matwieja Bermana, szybko obciążyło swe sumienie ogromną liczbą ofiar czystek. Ludowym Komisarzem Spraw Wewnętrznych został Jagoda. Nowo awansowany, pomimo pewnych zaszłych niezgodności ze Stalinem, Jagoda postanowił udowodnić swą lolajność, "wykrywając" w sierpniu na Uralu wykryto "tajne centrum opozycji". Jego ośrodek miał być w Swierdłowsku, a spisek ponoć zawiązali sekretarz Komitetu Uralu, Tabakow i jego zastępca Lepa. Mieli oni też nawiązać kontakty z analogicznymi tajnymi ośrodkami w Leningradzie, Moskwie, Tyflisie i Kijowie. Ponoć byli też w kontakcie z Zinowiewem i Kamieniewem którzy odsiadywali wyrok 5 lat pozbawienia wolności, właśnie w więzieniu na Uralu. W prywatnej korespondencji jaką prowadzili Stalin był określany jako „drobny tyran” „osoba niemoralna i zdegenerowana”, „Dżyngis Chan”. Twierdzono, że przydałaby się „rewolta wewnątrz partii, by wyrzucić na śmietnik Stalina i jego klikę złożoną ze zdegenerowanych karierowiczów”. Pragnęli powrotu Zinowiewa i Kamieniewa, by przywrócić prawdziwą linię rewolucyjnego Leninizmu. W kontakcie z nimi był przyjaciel Jagody szef GPU na Uralu, Deitsch. Później zeznano, że druki na potrzeby tej grupy miały były drukowane w policyjnej drukarni w Swierdłowsku. W tym czasie, a był to sierpień 1934 roku, Stalin wraz z Kirowem spędzali wakacje w Soczi i właśnie tam dowiedzieli się o wykryciu spisku na Uralu. Stalin natychmiast wysłał tam Kirowa by z nim skończył. Dał mu do pomocy Jeżowa i Redens oraz nieograniczone uprawnienia. Sergiusz Mironowicz Kirow był starym znajomym Stalina, od dawna razem działali w ruchu komunistycznym, obydwaj zaczęli na Kaukazie. W 1923 roku Kirow został członkiem Komitetu Centralnego a w 1930 członkiem Biura Politycznego partii. Przyjaźnił się z drugą żoną Stalina, Nadią Allilujewą. Na Uralu działał z niezwykłym, od czasu zakończenia wojny domowej i w stosunku to towarzyszy-komunistów okrucieństwem. Pomimo iż można było mówić tylko o wewnątrzpartyjnej krytyce, a nie o jakimkolwiek spisku, w ciągu tygodnia 145 członków partii oskarżono o szpiegostwo i sabotaż, co było absurdalne i niczym nie uzasadnione, i rozstrzelano. Podstawą wydania wyroków były zeznania przetrzymywanych za rozmaite przestępstwa w więzieniach i ośrodkach zamkniętych na Uralu technicy i różni specjaliści, którym w zamian za zeznania, że wykonywali polecenia "tajnego ośrodka" obiecano łaskę. Obietnicy nie dotrzymano i też zostali rozstrzelani, zapewne dlatego, że stali się niewygodnymi świadkami. Kirow kazał również stracić szefa tamtejszego GPU, Deitsch, który był przyjacielem Jagody. Ogółem w związku z tym "spiskiem", jak określano wewnątrzpartyjną krytykę Stalina, stracono 350 osób. Kirow swą nadgorliwością chciał zapewne Stalinowi udowodnić swą lojalność, by naprawić przyjazne stosunki, nadwątlone w trakcie XVII Zjazdu Partii, gdzie można było odnieść wrażenie, że Kirow jest w partii bardziej popularny od Stalina i, gdyby chciał, to by go zastąpił. Jednak przesadził. O ile wcześniej Stalin władał strachem, a Kirow - popularnością, to teraz także w szerzeniu strachu Kirow zdawał się przewyższać Stalina, stając się bardzo niewygodnym - bo bardzo silnym sojusznikiem. Jagoda był pod wrażeniem stracenia Deitscha, swego przyjaciela i wszędzie zaczął skarżyć się na Kirowa, że to awanturnik itp., po czym wyciągnął jakieś kompromitujące Kirowa dokumenty i poszedł z tym do Stalina. Ten jednak nie chciał o niczym słyszeć kazał mu wyjść a dokumenty wrzucił do kominka. Stalin nie mógł zaatakować Kirowa wprost, ryzyko było za duże. Jagoda wyszedł, ale nie zaprzestał zabiegów przeciwko Kirowowi. Szukał poparcia u Kalinina, Kujbyszewa, Ordżonikidze, Piotrowskiego, choć niewiele wiadomo o jego zabiegach. W październiku 1934 roku do pracy w instytucie Smolnym został przyjęty przyszły zabójca Kirowa, Leonid Nikołajew. Miał wówczas 32 lata, w ruchu komunistycznym był zaangażowany od wczesnej młodości, ale nigdy nie był zaangażowany w działalność opozycyjną. Od marca 1934 roku pozostawał bez pracy. Zwolniono go ponieważ nie godził się na przeniesienie poza Leningrad. Przyjęto go z powrotem po tym, jak jego żona napisała prośbę, którą on podpisał. Żona wyrobiła mu również przepustkę, dzięki której mógł wejść kiedy chciał do Smolnego, gdzie urzędował Kirow. Jego żoną była 24-letnia atrakcyjna kobieta która pracowała w Smolnym przy rozszyfrowywaniu depesz. Znała tam wielu dygnitarzy, między innymi Kirowa i jego zastępcę Szudowa. Często prowadzili z nią długie rozmowy, na tyle długie i częste, że zaczęły krążyć o tym plotki. Bardzo prawdopodobne że dotarły one do Nikołajewa i skłoniły go do zemsty. Przygotowania do zabójstwa nie uszły uwadze ochrony Kirowa, która w listopadzie 1934 roku zatrzymała Nikołajewa bo się podejrzanie zachowywał i miał nabitą broń. Znaleziono przy nim również plany z zaznaczoną drogą jaką zwykł chodzić Kirow. Doprowadzono go do kwatery głównej NKWD w Leningradzie gdzie przesłuchał go osobiście z-ca szefa tamtejszego NKWD, Zaporożec. Po przesłuchaniu sprawa wydała mu się na tyle poważna, że zadzwonił do Moskwy, do Ludowego Komisarza Spraw Wewnętrznych (NKWD) Jagody i zdał mu z niej relację. Ten zaś kazał mu go wypuścić. Parę dni później, 1 grudnia 1934 r około godz. 16.30 w Instytucie Smolnym w Leningradzie Nikołajew zastrzelił Kirowa i nawet nie próbował uciekać, po prostu biernie pozwolił się schwytać. Przy okazji ze zdziwieniem stwierdzono że na posterunkach nie było żadnego strażnika którzy powinni tam stać. Stalin dowiedział się o zabójstwie Kirowa tego samego dnia, natychmiast zaalarmował Mołotowa, Woroszyłowa, Żdanowa, Kosariewa, Agramowa oraz Żakowskiego i kazał im żeby razem z nim jechali do Leningradu gdzie zamierzał osobiście przeprowadzić śledztwo w sprawie zabójstwa. Zwrócił się również do Jeżowa z NKWD, ale nie powiedział nic Jagodzie. Ten kiedy się dowiedział o zabójstwie postanowił sam udać się do Leningradu.Stalin mu na to nie pozwolił. Nazajutrz przesłuchano Nikołajewa w obecności Stalina. Zdaje się że niczego ważnego się od niego nie dowiedziano. Zapewne było to morderstwo popełnione z zemsty przez zdradzanego męża, choć należało przypuszczać, że ktoś mu to morderstwo ułatwiał, a może także do niego podjudzał. Po Nikołajewie zamierzano przesłuchać świadka który mógł wiele wyjaśnić, szefa ochrony osobistej Kirowa, Borysowa, bardzo oddanego Kirowowi. Nie doczekano się na niego, bowiem samochód, którym jechał na przesłuchanie uległ wypadkowi i Borysow zginął, tylko on, dwóm pozostałym nic się nie stało. Na przesłuchanie wieziono go ciężarówką, jakby nie było do dyspozycji innego samochodu. Były podejrzenia że zabili go ci dwaj, którzy go eskortowali, sprawy jednak nie wyjaśniono bo tych dwóch niedługo potem również stracono. 21 grudnia 1934 r ukazał się oficjalny komunikat dotyczący zabójstwa Kirowa. Mówił że ta zbrodnia to robota centrum leningradzkiego kierowanego przez byłych zinowiewowców, którzy „w różnych okresach czasu zostali pousuwani z partii, a później z powrotem przyjęci, po tym jak podpisali zobowiązanie że podporządkują się linii partii”, oraz że „Ustalono iż Nikołajew należał do terrorystycznej organizacji utworzonej przez członków tej dawnej opozycji zinowiewowskiej”, że „Nikołajew zabił Kirowa na rozkaz centrum leningradzkiego z zemsty za bezwzględną walkę, jaką prowadził Kirow przeciwko opozycji”. Nazajutrz opublikowano listę zinowiewowców aresztowanych w związku z zabójstwem Kirowa. Wśród nich były tak wybitne postacie jak dawni członkowie Politbiura: Zinowiew i Kamieniew. Były sekretarz Komitetu Centralnego i czekista z najwyższymi odznaczeniami, Jewdokimow oraz Załuski który po rewolucji lutowej wraz z Mołotowem i Szliapnikowem założył w Piotrogrodzie pierwszy komitet bolszewicki. 27 grudnia 1934 roku opublikowano akt oskarżenia morderców Kirowa podpisany przez prokuratora ZSRR Andrzeja Wyszyńskiego i przez dochodzeniowego Szejnina. Napisano w nim że zabójstwo Kirowa było częścią większego spisku mającego na celu zabicie Stalina i innych przywódców partyjnych, a uknuły go 2 grupy zakonspirowanych terrorystów. Jedna kierowana przez Czackiego, druga przez Kotołynowa i to ten drugi kazał Nikołajewowi zabić Kirowa. Ten akt oskarżenia powoływał się na zeznania Nikołajewa i 2 innych których określono jako zinowiewowcy. Był to jedyny opublikowany wówczas dokument odnoszący się do procesu Nikołajewa. W końcu grudnia 1934 roku odbył się proces Nikołajewa oraz 13 innych których uznano za jego wspólników. Przewodniczącym sądu był Ulrich. Rozprawa toczyła się przy drzwiach zamkniętych i ani prokurator ani obrońca nie zabrali na niej głosu. Później opowiadano że Nikołajew mówił coś że wykonywał rozkaz centrum leningradzkiego. Wszyscy zostali skazani na śmierć i natychmiast rozstrzelani. Dwa tygodnie później, 15 stycznia 1935 r przed sądem w Leningradzie stanęli: Zinowiew, Kamieniew, Jewdokimow, Bakajew, Kuklin, i 14 innych oskarżonych o współudział w zamordowaniu Kirowa przez Nikołajewa. Określano ich jako członków „moskiewskiego centrum”. Przewodniczącym trybunału był Ulrich, natomiast oskarżycielem prokurator generalny Wyszyński. Oskarżyciele starali się wykazać że grupa Zinowiewa znając skłonności „centrum leningradzkiego” do terroryzmu, zachęcała ich do tego morderstwa. Rozprawa odbywała się przy drzwiach zamkniętych ale według skąpych relacji prasowych grupa Zinowiewa została zadenuncjowana przez Bakajewa i Saforowa. Ten ostatni istotnie nie znalazł się na ławie oskarżonych. Zinowiew, zapewne torturowany fizycznie i psychicznie, wyznawał swoje różne winy, jednak nie przyznawał się do jakiegokolwiek współudziału w zamachu Nikołajewa. Pozostali zresztą również nie. Wszyscy też zaprzeczali, jakoby istniało jakieś „moskiewskie centrum”. Następnego dnia sąd ogłosił wyroki. Zinowiew został skazany na 10 lat więzienia, Jewdokimow i Bakajew dostali po 8, Kamieniew 5 lat. Przy tej okazji Komitet Centralny wydał tajny okólnik zalecający wszystkim organizacjom partyjnym tropienie wrogów. Zaraz też ruszyła fala aresztowań w lokalnych organizacjach, która dotknęła dziesiątki tysięcy dawnych opozycjonistów i tych których o opozycję podejrzewano. Stalin nie był jednak zadowolony z wyroków i mimo, że Kamieniew i Zinowiew odbywali już karę w więzieniu, to doprowadził kolejnego ich procesu, który rozpoczął się 19 sierpnia 1936 roku i był pierwszym z 3 sławnych procesów moskiewskich. Przed sądem wówczas stanęli: Zinowiew, Kamieniew, Jewdokimow, Babajew, Mraczkowski i Ter-Waganian. Akt oskarżenia zarzucał Zinowiewowi i jego kolegom że podczas procesu w styczniu 1935 roku w sprawie zabójstwa Kirowa ukrywali swój bezpośredni w nim udział. Poza tym później sąd stwierdził, że brali udział w przygotowywaniu innych aktów terrorystycznych i że od 1932 roku tworzyli z trockistami blok do którego dołączyła grupa Łominadze. Grupy terrorystyczne organizowali w myśl instrukcji Trockiego, przekazywanych im poprzez agentów specjalnych. Te grupy terrorystyczne były organizowane w związku z planowanymi morderstwami Stalina, Woroszyłowa, Kaganowicza, Kirowa, Ordżonikidze, Żdanowa, Kosiora i Postiszewa. Jedynym celem tych grup były zabójstwa, a właśnie jedna z nich zdążyła zabić Kirowa. 25 sierpnia 1936r o godzinie 2:30 rano sąd wydał wyrok. Wszyscy zostali skazani na śmierć po czym odwieziono ich do więzienia NKWD na Łubiance. Chociaż na mocy dekretu z 11 sierpnia oskarżeni mieli 72 godz. czasu na odwołanie się od wyroku, to ich egzekucję wyznaczono na 24 godziny po wyroku. Podobno mieli obiecaną łaskę Stalina jednak nie mieli czasu na odwołanie się i nazajutrz wszyscy zostali straceni. Te egzekucje odbiły się w całym ZSRR głośnym echem i posiały strach przed kolejnymi aresztowaniami, kolejnymi procesami i egzekucjami, co było niewątpliwym przejawem stalinowskiego terroru. Proces ten był dla Stalina sukcesem i ciosem dla autorytetu partyjnych dygnitarzy. Wszystko odbyło się bez ich udziału, a dla skazanych nikt nie mógł już nic zrobić i nikt nic nie zrobił. Stworzono pozory, że nie do końca był ustawiony, bowiem na sali sądowej, niewielkiej co prawda, znalazło się 30 zagranicznych dziennikarzy i dyplomatów. Jednak jedyną poszlaką, prowadzącą do wniosku, że istniała jakaś tajna grupa "zinowiewowców", że planowała jakiekolwiek zabójstwa, a także uczestniczyła w zabójstwie Kirowa są zeznania osób, które zapewne były torturowane fizycznie, a z pewnością - psychicznie, którym grożono utratą życia, a także skazaniem członków ich rodzin i obiecywano łaskę po złożeniu oczekiwanych zeznań. Tej ostatniej obietnicy niemal z reguły nie dotrzymywano, nie wychodzili z aresztu i wkrótce potem byli rozstrzeliwani, podobnie jak najbliżsi członkowie ich rodzin. W następnej fali, po torturowanych, skazywani na śmierć lub łagier byli torturujący.
  5. A Chruszczow mówił o tym tak: Należy stwierdzić, że partia stoczyła poważną walkę przeciwko trockistom, prawicowcom, nacjonalistom burżuazyjnym, że rozgromiła ideowo wszystkich wrogów leninizmu. Ta walka ideologiczna przeprowadzona została pomyślnie, w jej toku partia jeszcze bardziej wzmocniła się i zahartowała. Tutaj Stalin odegrał pozytywną rolę. [...] Zwraca uwagę okoliczność, że nawet w toku zaciekłej walki ideologicznej przeciwko trockistom, zinowiewowcom, bucharinowcom i innym - nie stosowano wobec nich skrajnych represyjnych środków. Walka toczyła się na gruncie ideologicznym. Ale po upływie kilku lat, kiedy socjalizm w naszym kraju był już w zasadzie zbudowany, kiedy zlikwidowane zostały w zasadzie klasy wyzyskujące, kiedy zmieniła się w radykalny sposób struktura socjalna społeczeństwa radzieckiego, kiedy gwałtownie skurczyła się baza społeczna dla wrogich partii kierunków politycznych i ugrupowań, kiedy przeciwnicy ideowi partii byli już od dawna politycznie rozgromieni - wówczas rozpoczęły się przeciwko nim represje. I właśnie w owym okresie (lata 1935-1937-1938) przyjęła się praktyka masowych represji po linii państwowej, najpierw wobec przeciwników, od dawna już politycznie rozgromionych przez partię, a następnie również wobec wielu uczciwych komunistów, wobec tych kadr partyjnych, które dźwigały na swoich barkach wojnę domową oraz pierwsze, najtrudniejsze lata industrializacji i kolektywizacji, które aktywnie walczyły przeciwko trockistom i prawicowcom o leninowską linię partii. Stalin wprowadził pojęcie "wróg ludu". Ten termin od razu zwalniał od konieczności wszelkiego udowadniania błędów ideologicznych człowieka albo ludzi, z którymi polemizowano; umożliwiał on zastosowanie najokrutniejszych represji, wbrew wszelkim normom praworządności rewolucyjnej, wobec każdego, kto w czymkolwiek nie zgadzał się ze Stalinem, kto był tylko podejrzany o wrogie zamiary, kto został po prostu oszkalowany. To pojęcie "wróg ludu" w gruncie rzeczy już samo wykluczało możliwość jakiejkolwiek walki ideologicznej lub wyrażania swych poglądów na to lub inne zagadnienie nawet o charakterze praktycznym. Jako główny i w gruncie rzeczy jedyny dowód winy traktowano, wbrew wszelkim normom współczesnej nauki prawa, "przyznanie się" samego oskarżonego, przy czym to "przyznanie się", jak stwierdziła później kontrola, uzyskiwano przez fizyczne środki oddziaływania na oskarżonego. Doprowadziło to do jaskrawego gwałcenia praworządności rewolucyjnej, do tego, że ofiarą padło wielu ludzi zupełnie niewinnych, którzy w przeszłości bronili linii partii. Należy stwierdzić, że w stosunku do ludzi, którzy w swoim czasie występowali przeciwko linii partii, nie było częstokroć dostatecznie poważnych podstaw, by unicestwić ich fizycznie. Aby uzasadnić fizyczne unicestwienie takich ludzi, wprowadzono właśnie formułę "wróg ludu". Przecież wiele osób, które później unicestwiono, uznając ich za wrogów partii i ludu, za życia W.I. Lenina pracowało razem z Leninem. Niektórzy z tych ludzi również za czasów Lenina popełniali błędy, ale mimo to Lenin korzystał z ich pracy, korygował ich, dążył do tego, by pozostali w ramach partii, prowadził ich za sobą [...]
  6. Mam pytanie - co to jest, co umieściłeś w poprzednim poście. Czy jest to streszczenie poglądów jakiegoś francuskiego autora, czy też Twój pogląd, powzięty na podstawie lektur wielu autorów?
  7. Słuszna uwaga, w tym wątku należałoby się ograniczyć do kwestii "Czy Wielki Głód na Ukrainie może być uznany za akt terroru?". Za wyjaśnienie, czego autorem jest Brissaud, dziękuję. Mam nadzieję, że nie uważasz, iż wstąpienie w 1973 roku do partii komunistycznej wyklucza pisanie poważnych publikacji i zyskanie poważania . Powiedziałbym tak - grzebanie w życiorysie właściciela wydawnictwa nie może dostarczyć informacji na temat rzetelności autora jednej z wydanych przezeń książek. Więc - powiedzmy - informacja poza zakresem mojego zainteresowania. Choć zdaje się, że jest w czym grzebać, ale raczej biznesowo, niż ideologicznie. Natomiast informacje o tym, co komunistyczni historycy i publicyści historyczni pisali w latach 70. o Wielkiej Czystce, bardzo mnie ciekawią.
  8. ASIN : B00CXQM7TQ No, widać że gdy dwóch mówi to samo, to niekoniecznie ma tę samą wagę. Na Secesjonistę Euklides zareagował, janceta zbył.
  9. To już było, Secesjonisto. Już się o to pytałem. Nie tylko autora, ale i cenę sprawdziłem. Nie kupię, bo nie znam francuskiego.
  10. Ja to wiem, Pan Profesor wie, i Secesjonista wie, po co te gówniarze mają wiedzieć? Jednak intryguje mnie, skąd Euklides zaczerpnął pogląd, żywcem wyjęty ze stalinowskiej propagandy, i dlaczego przyjął go za własny. Wzmiankowany przezeń Perrault to raczej poważany publicysta historyczny, z którego publikacjami się pośrednio zetknąłem pod koniec ubiegłego wieku w ramach dyskusji na temat pracy "Czarna księga komunizmu", gdzie dowodzono, iż komunizm spowodował śmierć 100 mln ludzi. Zaś uprzejmi nadinterpratorzy chętnie tę liczbę podchwycili, wnioskując że nazizm był lepszy od komunizmu, w ogóle całkiem fajny, bo naziści wymordowali tylko 24 miliony (liczby tu podawane różniły się znacznie). Pomijając już kwestię, że i tak daje to rocznie 1,25 mln w przypadku komunizmu, zaś 3 mln w przypadku nazizmu, to i tak liczba 100 mln wydawała się być mocno nadmuchana, co wykazywał jm.in. jakiś Francuz - Perrault. Lecz - o ile pamiętam - nie udowadniał, że komunizm był cacy, tylko że liczba 100 mln jest grubo przeszacowana. Autor, bądź redaktor naukowy trzytomowej pracy Les grandes purges André Brissaud, wydanej w 1973 roku, jest mi postacią zupełnie nieznaną, lecz rok wydania książki wskazuje, że mógł być zwolennikiem silnej wówczas francuskiej partii komunistycznej. I bardzo mnie ciekawi, czy faktycznie we francuskiej literaturze naukowej lub popularno-naukowej powielane były tezy stalinowskiej propagandy sprzed słynnego referatu Chruszczowa.
  11. Co do mnie to uważam że autorytetem może być tylko własny rozum. Może to dlatego że od wczesnej młodości słyszałem, i w szkole i nie tylko, poradę "myśl samodzielnie" ale to tak na marginesie. Interesujące. Jeśli chodzi o powszechne znaczenie słów i zwrotów, to autorytetem dla Euklidesa jest tylko Euklides. Czyli Euklides wymyśla znaczenie jakiegoś słowa i w tym znaczeniu się nim posługuje, nie bacząc że powszechnie to słowo rozumiane jest inaczej. To jest pewien problem. Sprawdźmy. W Kodeksie Karnym słowa "terror" ani "terroryzm" nie ma, jest za to "przestępstwo o charakterze terrorystycznym: Art. 115. §20.Przestępstwem o charakterze terrorystycznym jest czyn zabroniony zagrożony karą pozbawienia wolności, której górna granica wynosi co najmniej 5lat, popełniony w celu: 1) poważnego zastraszenia wielu osób, 2) zmuszenia organu władzy publicznej Rzeczypospolitej Polskiej lub innego państwa albo organu organizacji międzynarodowej do podjęcia lub zaniechania określonych czynności, 3) wywołania poważnych zakłóceń w ustroju lub gospodarce Rzeczypospolitej Polskiej, innego państwa lub organizacji międzynarodowej –a także groźba popełnienia takiego czynu. Ja zasadniczych różnic znaczeniowych nie dostrzegam. Skoro miał miejsce przed 1917 rokiem to na jego temat tu się nie wypowiem. Wielki Głód to raczej podpada pod ludobójstwo (Twoje określenie) Ale mieści się w ramach czasowych - i tylko tyle na razie stwierdziłem. Ale o tym chętnie podyskutuję, choć to trudny temat. Wielki Głód na pewno był aktem terroru, choć nie z terroryzmu. Pozbawiając chłopów ziarna siewnego chciano ich zastraszyć, by zgodzili się na kolektywizację. Rzecz jednak wymknęła się spod kontroli, stąd skala tragedii. Czy Wielki Głód był aktem ludobójstwa - nie mam w tej sprawie ugruntowanego przekonania. Ukraina twierdzi, że tak, chodziło o wyniszczenie części ukraińskiego narodu. Ale Hołodomor panował także na południowym Powołżu, a tam głównie Rosjanie. Działanie ZSRR, powszechnie określanego jako Rosja Radziecka lub Sowiecka, w celu wyniszczenia części narodu rosyjskiego - brzmi dziwnie. Niewątpliwie, fałszywe oskarżenia zdarzają się w każdym ustroju. Kwestia skali i kto je wysuwa. Sytuacja w której aparat państwowy masowo wysuwa fałszywe oskarżenia jest jednak dość specyficzna. A tym była Wielka Czystka. Z pewnością. Są także takie, których autorzy twierdzą co innego. A moje pytanie brzmiało co przekonuje Cię do tego?, a nie kto? Tak z odwołaniem do autorytetu własnego rozumu i samodzielnego myślenia, które tu warto zastosować. Naprawdę? Jesteś całkowicie pewny? Możesz podać pełną notkę bibliograficzną, tak z ISBN czy ASIN czy też co tam ona ma? No bo ja na Amazonie mógłbym kupić tom III dzieła Les grandes purges o tytule Les purges de Moscou, o ile dobrze zrozumiałem opis. 10 euro z dostawą. To by się zgadzało, tylko autor inny. To świetnie, zatem jest tam konkretna informacja, że Kirowa zabili zinowjewowcy, czyż nie? A także, jakie inne zamachy planowali? Zatem podziel się z nami tymi informacjami. Chodzi właśnie o opis zdarzeń.
  12. Tak całkiem bym tego przepisu nie lekceważył. Jeśli starożytni eksperymentowali z kolorami, to nie mieszali fal elektromagnetycznych o różnych długościach, tylko mieszali różne barwniki, przeważnie pochodzenia biologicznego. I nie wykluczałbym, że pomiędzy powszechnie stosowanym barwnikiem czarnym i popularnym zielonym zachodziła reakcja chemiczna, powodująca że mieszanka w odpowiednim rozcieńczeniu nabierała barwy indygo w jak najbardziej dzisiejszym tego słowa znaczeniu. Tym bardziej, że znalazłem wzmiankę o czymś podobnym, wprawdzie z innej epoki, ale dotyczące dawnej (z punktu widzenia autora, dla nas już Pradawnej" sztuki ludowej): Barwnikami niebieskimi włościanie słowiańscy dawniej, jak się zdaje, wcale lub prawie wcale się nie posługiwali przy farbowaniu włókna.Dziś tu i ówdzie służą do tego celu (np. na Wołyniu) jagody bzu czarnego z ałunem, używane gdzie indziej (Bułgaria) do farbowania na czarno. (Kazimierz Moszyński, Kultura Ludowa Słowian, Część I, Kultura materialna, PAU Kraków 1929, s. 373). Wynikałoby z tego, że ciemnoczerwony barwnik tegoż soku, w obecności ałunu bądź zmienia się w czarny, bądź w ciemnoniebieski, co pewnie zależy od proporcji, pH i rozcieńczenia. I wczoraj gotów byłbym się założyć, że u tegoż autora jest dość obszerny fragment, dotyczący symboliki koloru niebieskiego w kulturze ludowej dawnych Słowian, a mianowicie, że oznaczał pustkę, pustą przestrzeń, nicość, co koresponduje ze wzmiankowaną przez Szacownych Kolegów starożytną otchłanią. Ale teraz tego fragmentu znaleźć nie potrafię, więc albo źle szukam, albo czytałem o tym gdzieś indziej, albo mi się przyśniło. Jeśli znajdę - zacytuję.
  13. Powiedzmy tak - dla mnie Encyklopedia PWN + SJP PWN + Korpus Języka Polskiego są najwyższym autorytetem, jeżeli chodzi o powszechne znaczenie słów i zwrotów. Oprócz tego powszechnego znaczenia istnieją znaczenia specjalistyczne, lokalne, środowiskowe - więc z przyjemnością czasem podważam ten autorytet. Ale żeby to robić, trzeba mieć twarde argumenty. To że jakiś autor, i to w dodatku cudzoziemski, więc mamy do czynienia z tłumaczeniem, ujął to inaczej, to dla mnie żaden argument. Ale, jeśli ktoś mnie przekona, że takie rozumienie jest po prostu lepsze (np. bardziej precyzyjne czy wyraziste) to OK. To pierwsze tak, to drugie nie. W terrorze wg przytoczonego wyjaśnienia zawsze chodzi o zastraszenie. Dlatego zabójstwa tego typu są dokonywane jawnie, tak aby jak najwięcej osób o tym się dowiedziało. Pozbycie się kogoś, kto nam nie pasuje, to morderstwo polityczne i zwykle jest dokonywane po cichu. Masowa eksterminacja ludzi o określonych cechach (narodowość, wyznanie, rasa etc.) to już ludobójstwo. Warto też zwrócić uwagę, że nie każdy akt terroru jest aktem terrorystycznym. Stalin stosował terror, ale terrorystą nie był. Zależy od definicji postępowca. Rozwijać tego tematu w tym wątku nie będę. Załóż wątek o terroryzmie w Rosji carskiej, to podyskutujemy. Nie mi, tylko temu, kto nadał tytuł dla tego wątku. No i w tym tytule jest mowa o latach 1917-1991. Czyli np. wywołanie Wielkiego Głodu też jest w zakresie tego wątku. I cały Gułag. To niemal cytat z oficjalnej, stalinowskiej propagandy. W warunkach owego ustroju, to, że kogoś o coś oskarżano, niekoniecznie wywodziło się z faktu, że on to zrobił. Więc mam pytanie - co przekonuje Cię do tego, że Kirowa zabili zinowjewowcy i jakieś dalsze zamachy planowali? A konkretnie - jakie?
  14. Artyleria

    No tak mi się też wydawało. Czyli średnicę wewnętrzną rury nominalnie 2-calowej, wynoszącą 81 mm, miał jedynie koniec rury, a nie rura cała. A ile wynosiła średnica wewnętrzna rury nominalnie 3-calowej?
  15. Artyleria

    A co to jest "kielich rury"?
  16. Nie mam wykształcenia prawniczego. Nie interesuje mnie, co jest prawniczym ABC. Natomiast dość miarodajne źródło - Encyklopedia PWN - definiuje terror jako "stosowanie przemocy, gwałtu, okrucieństwa w celu zastraszenia, zniszczenia przeciwnika". Zabicie tych 61 osób było zastosowaniem przemocy, gwałtu i okrucieństwa, zaś celem było najpierw zastraszenia, a następnie zniszczenie przeciwnika, czyli caratu. Natomiast terroryzm to już zjawisko bardziej złożone, opisane tak: "różnie umotywowane, najczęściej ideologicznie, planowane i zorganizowane działania pojedynczych osób lub grup, podejmowane z naruszeniem istniejącego prawa w celu wymuszenia od władz państwowych i społeczeństwa określonych zachowań i świadczeń, często naruszające dobra osób postronnych; działania te są realizowane z całą bezwzględnością, za pomocą różnych środków (nacisk psychiczny, przemoc fizyczna, użycie broni i ładunków wybuchowych), w warunkach specjalnie nadanego im rozgłosu i celowo wytworzonego w społeczeństwie lęku". Zatem, zgodnie z tą definicją, podłożenie ładunków wybuchowych w Pałacu Zimowym było zarówno aktem terroru, jak i terroryzmu. Tu się zgadam z Euklidesem wczorajszym w opozycji do Euklidesa sylwestrowego, który stwierdził, że z przebiegu tego procesu można wyciągnąć wnioski "szokujące bo przecież dowodzą że w carskiej Rosji sądy były niezależne". Tylko krowa nie zmienia poglądów, ale jednak tak usilne udowadnianie samemu sobie, że się nie jest krową, wydaje mi się przesadne. Sąd ów zaś nie uważam za niezależny, bo uległ presji opinii publicznej. Istnienie tej presji jest historycznym faktem, natomiast moim domniemaniem jest, że "Petersburg" życzył sobie łagodnego wyroku w tej sprawie, więc taki został wydany. Oczywiście, tak powinien postępować sąd. Tamten jednak postąpił inaczej. Zdecydowanie nigdy nie istniało coś takiego, o czym pisał Euklides: To w moim przekonaniu jest nonsens, ponieważ polityka to dążenie do władzy i jej sprawowanie, zatem każda władza jest polityczna. A trójpodział władzy (pomiędzy ustawodawczą, wykonawczą i sądowniczą) i owszem, istniał, a nawet wciąż istnieje, na szczęście także w Polsce. Teraz odnoszę wrażenie, że Euklides kompletnie zapomniał, jaki jest temat wątku. A brzmi on "Wielki terror ZSRR 1917-1991". Więc jeżeli Euklides zechce uzasadnić, dlaczego uważa, że nie istniał "terror stalinowski", to właśnie w tym wątku należałoby to zrobić, zaś dygresje porzucić. Albo założyć dla nich nowy wątek.
  17. Szkoda. Bo zupełnie czym innym jest terroryzm Hryniewieckiego, czym innym IRA, a znowu czymś zupełnie innym był terror stalinowski, o którym jest ten wątek. Nie dostrzegając różnic, zabrnęlibyśmy na intelektualne manowce. No a te różnice najwygodniej opisać przydawkami. Nie? To Chałturin, Rysakow, Hryniewiecki nie byli obywatelami Rosji? Tak jakby obywatel nie mógł perfekcyjnie przygotowywać swych działań. No i ? W zamachach na Kutscherę czy Franka też nie tylko oni ginęli i Kedyw wiedział, że tak zapewne będzie. Można też sobie zadać pytanie, czy tych 61 osób to osoby postronne? Raczej nie, to carska służba, ochrona, generałowie, oficerowie, rodzina - czyli przedstawiciele wrogiej władzy lub jej poplecznicy. Nieuzasadniona ekstrapolacja. Wskazuje (choć nie dowodzi), że ten jeden skład sędziowski był niezależny. Gdyby doszło do apelacji, to nie wiadomo, czym by się to skończyło. Zasulicz wolała nie sprawdzać. Zamachu pewnie sobie nie życzył, ale to nie znaczy, że wyrok sądu nie miał być ostrzeżeniem dla wszystkich funkcjonariuszy - "jeśli będziecie łamać prawo, to Cesarz was chronić nie będzie". Coś mi tu nie gra w tym trójpodziale.
  18. Film na usługach propagandy

    Jakoś nie mogę się doszukać tytułu tego filmu w Twym tekście. A jakaś kopia się zachowała? To chyba się nie zmieniło. Nawet strzelcy konni są przedstawiani przez stereotyp ułana - pod Dębe Wielkie w 1831 roku bitwę rozstrzygnęła szarża, w której dominowali strzelcy konni, którzy lanc nie mieli. Na pomniku, upamiętniającym tę szarżę, stojącym przed kościołem w Dębem, widnieją lance z proporczykami, i to nawet z biało-czerwonymi, choć w 31 roku były czerwono-białe.
  19. Wybuchy w Siewieromorsku - obecny stan wiedzy

    Zważywszy, że w mówionym oryginale było "2/3 sowieckiego potencjału nuklearnego dalekiego zasięgu" to masz zapewniony dobry humor do końca roku. Szkoda, że jutro sylwester. Taak. To jednak zdecydowanie mniej, niż 2/3 lub "zdecydowana większość". A to zależy. Raz się dziwię, że "piłujesz", a czasem się dziwię, że tak mało. No i zdaje się, że w różnych dziedzinach i dyscyplinach inaczej pojmuje się słowo "źródło". Historycy rozróżniają pojęcie "źródło" i "opracowanie", ekonomiści raczej mówią o "źródłach pierwotnych" i "źródłach wtórnych". Trzymając się pierwszej nomenklatury, jeśli ktoś podaje informacje, które nie są powszechnie znane, albo niezgodne z powszechnie dostępną wiedzą, jak najbardziej należy piłować o podanie opracowania, z którego te informacje zaciągnął. A nawet o źródła, z których skorzystał autor opracowania. Np. jeśli ktoś twierdzi, że powszechnie znana osoba X jest synem innej powszechnie znanej osoby Y i mało znanej, ale jednak identyfikowalnej Z, choć podręczniki i większość opracowań o tym milczy, słusznie należy drążyć, skąd ta informacja się wzięła. Z drugiej strony, jeśli mówimy o informacjach łatwo dostępnych i powszechnie niekwestionowanych, to nie widzę sensu spowiadania się z czego zostały zaczerpnięte. Ale poza informacjami prezentujemy tu nasze poglądy. A pogląd może, a więc powinien być nowatorski (choć wciąż jeszcze istnieją osoby, które uważają, że Ziemia obraca się wokół Słońca), więc w tym przypadku pytanie się, skąd zaczerpnięto ten pogląd, jest absolutnie bez sensu. Trzeba się domagać uzasadnienia - nie wiem, czy jedynie, czy aż.
  20. Wybuchy w Siewieromorsku - obecny stan wiedzy

    Też sądzę, że Pentagon wiedział, że coś wybuchło, pewnie kilka minut, no może kilkanaście po wybuchu. Uzyskanie informacji o tym, jakie konkretnie rakiety uległy zniszczeniu i ile trwało pewnie parę tygodni. I informacje te zostały zapewne pozyskane ze źródeł wywiadowczych, więc Sowieci wiedzieli wcześniej od Amerykanów, że jeśli ci drudzy przypuszczą zmasowany atak konwencjonalny na instalacje rakietowe nad Oceanem Arktycznym, to Flota Północna tego ataku nie odeprze. Istniało więc okienko czasowe, może tydzień, może doba, kiedy Sowieci mieli przewagę informacyjną i byłby to ostatni moment do wykonania prewencyjnego uderzenia strategicznych sił jądrowych na NATO. Bo jutro znacznej części tych sił może nie być. Przy czym to wszystko miałoby sens, gdyby faktycznie wiosną 1984 roku ZSRR szykował się do takiego prewencyjnego ataku. W ten sposób chciałem udowodnić (dowód nie wprost), że realnie nie szykował, choć pewnie jakaś grupa jastrzębi istniała. Z pewnością jednak na Kremlu atmosfera w drugiej połowie maja i w czerwcu była bardzo napięta i jakaś informacja o przemieszczaniu lotnictwa operacyjnego i strategicznego NATO do baz arktycznych mogla wywołać niepowetowane skutki. Od takiej obrony Matki Bożej Fatimskiej niech nas Wszyscy Święci Pańscy bronią. Nota bene nie wykluczam, że artykuł Wooda z lipca 1984 roku był inspirowany przez Pentagon i miał na celu przekazanie towarzyszom radzieckim czytelnego komunikatu: "my od dawna wiemy, że Flota Północna nie ma zapasu rakiet, i nic z tym nie zrobiliśmy, więc dajcie se spokój i zdejmijcie palec z atomowego spustu".
  21. O powstańcach, którzy wrócili pod berło Mikołaja I

    Nigdzie nie wspominałem o możliwości takiego wyboru. Pisałem o wyborze "służba w carskiej armii vs. powrót na wieś". W obu sytuacjach pozostawali "pod berłem", ale jednak w zupełnie innym układzie. Jednak udanie się na emigrację też nie było niemożliwe. Wynika to zresztą z linkowanego artykułu Kasparka, z tym że autor zajmuje się wyłącznie żołnierzami, którzy w zwartym szyku przekroczyli granicę pruską. Autor analizuje losy ok. 15 000 żołnierzy i podoficerów, którzy byli internowani w Prusach (zarówno z armii głównej, jak i z Litwy). Z tej liczny 2665 żołnierzy znikło - albo wróciło do domów potajemnie, ukrywając swój udział w wojnie, albo udało się na emigrację na zachód. To prawie 18%. Ilu z nich udało się na zachód, a ilu nielegalnie przekroczyło granicę (i kordon choleryczny) - możemy tylko zgadywać. Ale o ile pamiętam literaturę i podręczniki we Francji i Wielkiej Brytanii znalazła się całkiem liczna grupa żołnierzy. Przede wszystkim należy jednak pamiętać, że zdecydowanie największa cześć żołnierzy opuściła szeregi przed przejściem granicy i ich losy wymykają się wszelkiej statystyce. Czy część z nich przekradła się przez granice, aby udać się do Francji? Zapewne niewielka, ale mówimy o masie rzędu 100 000 ludzi, więc nawet 1% to dużo.
  22. O powstańcach, którzy wrócili pod berło Mikołaja I

    Wszystko. Żołnierze w tym powstaniu byli głównie z poboru z grona tzw. popisowych. Z popisu sporo osób było zwolnionych, ponadto można było wystawić zastępstwo. Wprawdzie podczas wojny system zmieniono - z grona 216 tysięcy popisowych wyłoniono 80 tysięcy gwardii ruchomej, a z niej cca 40 tysięcy piechoty nowych pułków, z których początkowo uzupełniano stare pułki. Choć trudno o dane, to sądzę że stwierdzenie Tokarza "kto miał trochę obrotności, stosunków i pieniędzy, uwalniał się z łatwością od powinności wojskowej, która przeto spadała prawie wyłącznie na biedniejsze warstwy ludności włościańskiej" (Tokarz, Armia..., s.117) da się ekstrapolować i na lata 1830-1831. Jazdę uzupełniano systemem dymowym. Więc jesienią 31 roku większość powstańczych żołnierzy przed rokiem mieszkała w biednych, wiejskich chałupach, albo i gorzej, w oborach i stajniach, i zapewne niejeden, wolał kontynuowanie służby pod innym orłem, niż powrót do przedwojennej rzeczywistości. Tym bardziej, że pewnie nie zdawał sobie sprawy z pewnej specyfiki armii rosyjskiej.
  23. O powstańcach, którzy wrócili pod berło Mikołaja I

    Jeśli chodzi o "starych" żołnierzy, czyli tych, którzy byli w listopadzie 1830 w składzie armii, to było oczywiste, że w pozostając w Królestwie, zostaną uznani za żołnierzy rosyjskich i skierowani do raczej odległych garnizonów. Kolejna kategoria, to wysłużeni żołnierze, którzy tworzyli 3. i częściowo 4. bataliony. W KP rejestru wysłużonych żołnierzy nie prowadzono, więc można było liczyć na to, że dokumentacja uległa zniszczeniu i usiłować żyć spokojnie w swojej wsi. Jeszcze bardziej na taką szansę mogli liczyć "młodzi", czyli ci, powołani do wojska w grudniu 30 roku lub później. W literaturze wcielanie żołnierzy powstańczych do armii rosyjskiej podaje się jako akt paskiewiczowskiego terroru. Trochę bym osłabił tę tezę. Chłop - powiedzmy zagrodnik czy parobek - powołany do wojska w grudniu 30 roku aż do końca powstania miał pewnie pierwszy raz w życiu 10 miesięcy bez głodowania, bez strachu, że zabraknie do przednówka. I niemal codziennie jadł mięso!!! Żył znacznie dostatniej, niż w rodzinnej chałupie, więc zapewne często wolał pozostać w służbie wojskowej, niż wracać do swej chałupy.
  24. Istnieje jeszcze trzecia możliwość - ściągnął kogoś, kto w walkach nie brał udziału, powiedzmy - neutralnego. Rolę "skryby" wykluczam. Wprawdzie na obrazie Repina rzeczywiście Kozacy wysługują się skrybą, któremu dyktują list do sułtana, ale to wizja artystyczna malarza, powstała ponad 200 lat później, niż samo wydarzenie, które i tak miało miejsce 40 lat później, niż przez nas analizowane. To, że nie da się tej kwestii rozstrzygnąć ponad wszelką wątpliwość, wydaje mi się oczywiste. Mimo wszystko teza, że Chmielnicki mógł podpisać akt kapitulacji wojsk, przeciwko którym walczył, wg mnie jest nielogiczna.
  25. Wybuchy w Siewieromorsku - obecny stan wiedzy

    Tak, niezależnie od naukowości dyskutowanego stwierdzenia, warto zwrócić uwagę na inną bzdurę, zawartą w linkowanej prelekcji dr. Skibińskiego. Ponoć "2/3 sowieckiego potencjału nuklearnego dalekiego zasięgu wyleciało w powietrze" (potencjału, nie rakiet). Dotychczas nie interesowałem się tym problemem, ale sprawdziłem, co piszą inni w Internecie. Kilka odnośników niezależnych od siebie (czyli nie cytujących się wzajemnie) jest. I raczej trudno posądzać je o lewactwo, bo to gosc.pl (tam artykuł Andrzeja Grajewskiego, na którego zda się, że Skibiński się powoływał), kontrrewolucja.net i pch24.pl (Polonia Christiana). Nie znalazłem tam liczby "2/3", ale użyto określenia "zdecydowana większość", co można uznać za synonim. Tylko że była to zdecydowana większość amunicji i rakiet Floty Północnej ZSRR. Kontrrewolucja.pl podaje precyzyjnie Zniszczonych zostało prawie 600 spośród 900 pocisków przeciwlotniczych SA-N-1 i SA-N-3 oraz aż 320 z 400 rakiet woda-woda SS-N-3 i SS-N-12. I potwierdzają, że głowice jądrowe nie uległy eksplozji. Teksty te zgodne są też co do tego, że atomowe okręty podwodne nie ucierpiały. Można by powiedzieć "i cóż z tego, że ocalały głowice, skoro rakiety wyleciały w powietrze". Problem w tym, że nie wyleciały. Rakiety SA-N-1 i SA-N-3 to rakiety przeciwlotnicze o zasięgu kilkudziesięciu km, przeznaczone do niszczenia celów, lecących na małych wysokościach, nawet 100 m. Jest oczywiste, że takich rakiet w głowice nuklearne się nie uzbraja. Rakiety SS-N-3 i SS-N-12 (wszystko to nomenklatura NATO) to rakiety woda-woda lub woda-ziemia, które owszem, mogą być stosowane do przenoszenia ładunków jądrowych, ale mają charakter operacyjno-taktyczny i zasięg 450 lub 550 km. Zatem zgodnie z opiniami ww. prawicowych serwisów żadne rakiety dalekiego zasięgu w wybuchu nie ucierpiały. Podobne informacje można znaleźć na polskiej i anglojęzycznej wikipedii i innych portalach w języku angielskim, których nie cytuję, bo wiadomo, że żydo-maso-komuna. Jedynie lewactwo z wyborcza.pl się wychyliło i twierdzi, że jednak uległy tam uszkodzeniu także rakiety SS-20. Skąd lewacy to wiedzą i ile ich tam zostało zniszczonych, to nie wiem, bo nie mam abonamentu, by przeczytać całość. Możliwości strategicznego ataku nuklearnego ZSRR na NATO nie zmalały w wyniku tego pożaru ani o jotę. Czy zmniejszało prawdopodobieństwo takiej decyzji? Chyba raczej zwiększało, bo przez pewien czas wybrzeże arktyczne ZSRR było bardzo słabo chronione, więc gdyby NATO o tym wiedziało, to pewnie by przypuściło atak na wyrzutnie strategicznych pocisków jądrowych, tam zlokalizowanych. Bo najkrótsza droga z ZSRR do USA nie prowadzi przez polskie niebo. Więc trzeba strzelać, zanim się dowiedzą. Warto zauważyć, że gdyby faktycznie 2/3 sowieckiego arsenału nuklearnego (głowic) znajdowało się w miejscu owego pożaru, to nawet gdyby nie doszło do eksplozji jądrowej, to mielibyśmy "brudną bombę atomową" niewyobrażalnych rozmiarów, przy niesprzyjających (nam) wiatrach ludność Europy by wyginęła, a Skandynawia do dziś byłaby niezdatna do zamieszkania. Myślę, że słowo "BREDNIE" należycie oddaje wagę intelektualną wystąpienia dr. Skibińskiego.
×

Powiadomienie o plikach cookie

Przed wyrażeniem zgody na Warunki użytkowania forum koniecznie zapoznaj się z naszą Polityka prywatności. Jej akceptacja jest dobrowolna, ale niezbędna do dalszego korzystania z forum.