Skocz do zawartości

jancet

Użytkownicy
  • Zawartość

    2,795
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

Zawartość dodana przez jancet

  1. Ukraińska rewolucja

    Jeśli chodzi o samostanowienie, rozumiem tę zasadę tak, jak ją rozumiano po zakończeniu I wojny światowej. Czyli że przy ustalaniu granic pomiędzy państwami należy brać pod uwagę wolę mieszkańców danego terytorium. Powinno być to kryterium bardzo ważne, choć nie jedyne. Ergo - nie rozstrzygam, czy Krym powinien być rosyjski, czy ukraiński. Gdyby referendum na Krymie odbyło się pod nadzorem międzynarodowych instytucji, w warunkach zapewniających swobodne wyrażanie woli, to należałoby oddać Krym Rosji. Ale nie było. Problem nie w efekcie, problem jest w metodzie. Pojęcia niezależność nie użyłem, więc nie widzę powodu wyjaśniania, jak je rozumiem. Wyjaśnię, o co mi chodzi. Janukowicz ustąpił 21 lutego. W 6 dni później - 27 lutego - na Krymie pojawiły się "zielone ludziki", faktycznie przejmując władzę na Krymie. 11 marca Krym ogłosił niepodległość, a 18 marca został przyłączony do Rosji. To zajęło raptem 25 dni i świat zdołał tylko rozdziawić gęby. I już. Od 18 marca minęło już 52 dni, przy czym prorosyjskie wystąpienia w obwodach zadnieprzańskich zaczęły się już wcześniej. No i co ? No i nic... Ktoś tam niby i ogłosił niepodległość, ale przyłączono coś do Rosji? Nie. To miałem na myśli, pisząc o spadku dynamiki działań Putina.
  2. Z wielką ciekawością o tym czytam, tym większą, że w zasadzie niewiele o tym wiedziałem. Jednak sens tego, co pisze Euklides, zdaje mi się prosty i jasny. Ponieważ alianci, jako warunek rozejmu, o który zwrócił się Ludendorff 30 sierpnia, przyjęli abdykację Wilhelma, co Wilson w swej depeszy jednoznacznie i stanowczo oznajmił 24 października, a armia niemiecka chciała rozejmu, to wymusiła na Wilhelmie decyzję o abdykacji. Rozważanie, czy bardziej Ludendorff, czy Wilson trochę mi przypomina taką gorącą kwestię: Jeśli się przewróciłem, gdyż zawadziłem czubkiem buta o kamień, to powodem mego przewrócenia się był bardziej czubek buta, czy bardziej kamień???
  3. Jak pilnie, Furiuszu, tego potrzebujesz?
  4. Swienko Henryk - ur. w 1930 r. w Hajnówce. Był kierownikiem Instytutu Filozofii i Socjologii PAN; Kierował Zakładem Filozofii Kultury (Politechnika Warszawska); Wicedyrektor Instytutu Metodologii (Uniwersytet Warszawski). Autor ponad 500 publikacji naukowych w tym m.in. książek "Religia i religie", "Magia w życiu człowieka", "Bogowie, bóstwa i demony". Mieszkał w Warszawie. Zmarł w 1997 r. http://podlaskie.regiopedia.pl/wiki/swienko-henryk Secesjonisto, tak na mój rozum nazwanie go "filozofem" nie jest grubym nadużyciem. Furiuszu, tak, ten sam.
  5. Ukraińska rewolucja

    Nie lubię takich porównań, bo zwykle niewiele w nich treści. Co do mojej oceny: Krym został przyłączony do Rosji. Faktycznie i z zachowaniem prawnych pozorów. Na podstawie zasady samostanowienia. I bez względu na wszystko Krym pozostanie w Rosji. Żadne wyobrażalne sankcje nie mogły tego zmienić. Tylko wojna, ale tej nikt nie chce. I słusznie - w moim przekonaniu. Sankcje miały skłonić Putina do rozwagi przed następnymi krokami. No i w sprawie wschodnich obwodów dynamika działań Putina wyraźnie zmalała.
  6. To mi przypomina zajęcia na Studium Wojskowym w 1982 roku z płk Tomaszczukiem, który omawiając bodajże sztukę operacyjną wojsk lądowych używał zwrotu "wtedy następuje elaboracja rakiet". Pytany o to, co znaczy słowo "elaboracja" używał dość dziwnych wyjaśnień, typu "siadajcie, student", "nie wygłupiajcie się, student", a nawet "pójdziecie do raportu, student". Przy czym ów "raport" był dla nas pojęciem równie niezrozumiałym, jak owa "elaboracja", aczkolwiek ewidentnie nacechowanym złem. Z pewnym zastrzeżeniem, że TNT (toulen potraktowałbym jako zwykłą literówkę) raczej bywał zamknięty w korpusie pocisku wraz z zapalnikiem, najczęściej bezwładnościowym. Niby ten zapalnik był nakręcany na gwintowaną końcówkę korpusu, ale gwint taki zwykle trudno rozkręcić. Zaś jeśli tego nie zrobimy, albo w inny sposób nie rozszczelnimy korpusu, to gotować se taki pocisk możemy, jak nie przymierzając, rosół z kury, tyle że nic smacznego z tego nie wyniknie.
  7. Dla mnie matematyka zawsze była łatwa. I co z tego? Masz szczęście !!! Ja na kogoś takiego trafiłem dopiero na seminarium doktoranckim - profesor Swienko, filozof. Nie wiadomo, na jakie studia warto iść. Ja do niemal ostatniej chwili wahałem się między historią a inżynierią chemiczną, padło na inżynierię z lenistwa - bo na historię musiałbym zdawać egzamin, a tam miałem indeks w kieszeni. No i zostałem magistrem inżynierem, potem doktorem inżynierem, następnie docentem doktorem inżynierem, w końcu profesorem (nadzwyczajnym - stanowisko, nie tytuł) doktorem inżynierem. Tyle że od 25 lat nie zajmuję się naukowo jakąkolwiek inżynierią, a dziś dostaję pieniądze zarówno za swą wiedzę historyczną (nabytą w ramach hobby), jak i za inżynierską. Tak naprawdę rzadko pracuje się w zawodzie, do którego przygotowywano Cię na studiach. Sorry, ale wg mnie to bzdura. Kiedyś uczyłem tzw. "kreski", czyli rysunku technicznego maszynowego studentów... biotechnologii. Wielu, a raczej wiele z nich (bo to przeważnie studentki były) z góry się zarzekało, że one tego się nauczyć nie potrafią. Ale się nauczyły, i to czym bardziej na początku narzekały, tym na wyższą ocenę zaliczały. Jakiś czas temu miałem dyplomanta - na studiach z ochrony środowiska starał się o tytuł magistra inżyniera, a studia I stopnia kończył licencjackie, na geografii, na Uniwersytecie Warszawskim. Zarzekał się, że liczyć nie potrafi, na co usłyszał, że albo policzy, co trzeba, albo studiów nie skończy. Policzył. Napisał naprawdę dobrą pracę, podpartą całkiem niezłą analizą liczbową. O tym, że liczył całki, powiedziałem mu dopiero potem, jak już obliczył. Nie trzeba mieć ŻADNYCH szczególnych PREDYSPOZYCJI, żeby skończyć studia inżynierskie. Nie istnieją jakieś szczególne predyspozycje inżynierskie. Ani szczególne predyspozycje humanistyczne, choć to już prędzej. Bo jak ktoś w dzieciństwie nie dostrzegł przyjemności w czytaniu, to na studiach już jej nie dostrzeże. A inżynier nie liczy dla przyjemności, lecz dla zarobku. Nie ma jakiegoś podziału wśród ludzi na potencjalnych inżynierów i potencjalnych humanistów. Natomiast - wg moich obserwacji - istnieje podział na ludzi, którym chce się myśleć, i ludzi, którym się myśleć nie chce. Ci pierwsi osiągną w życiu satysfakcję, bez względu na to, jakie studia skończą, oraz czy skończą jakiekolwiek studia, a nawet czy zrobią maturę. Ci drudzy pozostaną zawodowo niespełnieni, bez względu na studia czy wymęczone doktoraty - fakt, doktorat teraz zrobić nietrudno, w końcu ustawowo zredukowano to do "studiów III stopnia". Więc, jeśli chce Ci się myśleć, to idź na to, co Cię interesuje - czyli na historię. A jeśli nie chce Ci się myśleć - idź na to, co najłatwiejsze, bo i tak nie ma znaczenia, co skończysz. "Bezpieczeństwo wewnętrzne "- czemu nie? Masz jeszcze "bezpieczeństwo narodowe", "bezpieczeństwo i higienę pracy", nie lękaj się też tak bardzo "inżynierii bezpieczeństwa". W zasadzie na dowolny kierunek studiów, z wyłączeniem technicznych. Albo nie idź na żadne. Albo zrezygnuj z matury. Bez znaczenia. Żadne wykształcenie nie zastąpi myślenia. Niestety - Twoje dotychczasowe funkcjonowanie na tym forum dowodnie świadczy, że myśleć Ci się za bardzo nie chce. Zamiast po przeczytaniu odpowiedzi Tomasza N. pomyśleć "a kto to jest ten Yarpen", wolałeś zbluzgać Tomasza. Ale nie martw się tym aż tak bardzo, bo do myślenia nie potrzeba żadnych predyspozycji, wystarczy chęć - choć wprawa swoje robi. Więc albo postanów, że zaczniesz myśleć, albo odpuść se te mature, bo po chuj ci ona. Secesjonisto, użyłem wulgaryzmu (oraz popełniłem inne uchybienia językowe) świadomie, nie potrafiąc inaczej wyrazić się wystarczająco wyraziście.
  8. Literatura - powstania

    Uzupełnię notkę: Napoleon V, Oświęcim, 2013. Stron 498, znaczy obszerne raczej. Autor 2 lata temu z kawałkiem obronił doktorat. Tytuł rozprawy: "Generał Jan Krukowiecki w powstaniu listopadowym"; promotor: prof. dr hab. Norbert Józef Kasparek - tytuł profesorski całkiem nowiutki, rozprawa habilitacyjna z 2001 nt. "Powstańczy epilog. Żołnierze listopadowi w dniach klęski i internowania 1831-1832"; recenzenci: prof. dr hab. Wiesław Caban i prof. dr hab. Henryk Żaliński . No to chyba kupię, bo od lat jestem orędownikiem "rehabilitacji" postaci Jana Krukowieckiego. Darmo nie jest, 62 zł w promocji http://www.weltbild.pl/Portret-czlowieka-zapalczywego_p100203177.html?p_action=3207060146&utm_source=google&utm_medium=cpc&utm_campaign=traffiqua.
  9. Czy Stepan Bandera nadaje się na bohatera?

    Odpowiedź nie jest bynajmniej taka oczywista. Podstawowy problem w tym, że od września 1941 do września 1944 Stepan Bandera był w więzieniu i obozie koncentracyjnym, więc obciążanie go osobistą odpowiedzialnością za rzeź wołyńską i inne czystki etniczne jest bzdurą kompletną. Odrębną sprawą jest dyskusja o tym, jakich środków mogą używać narody, które nie mają swojej państwowości, wobec narodów, które sprawują władzę na terenach przez nie zamieszkanych. Nie mają legalnej armii, nie mogą wypowiedzieć regularnej wojny, więc ci, którzy chcą walczyć o swą niepodległość, sięgają po środki nielegalne, zatem stają się przestępcami. Irlandia, Kraj Basków, Izrael niegdyś, Palestyna dziś. Kurdowie. Poza tym tempora mutantur, czystka etniczna, która dziś jest potworną zbrodnią, w pierwszej połowie XX wieku była dość często stosowaną metodą walki między narodami. Najwięcej ofiar pochłonęły chyba czystki etniczne w Indiach, dzielących się na Indię i Pakistan. Holocaust, rzeź Ormian. Tatarzy krymscy, Czeczeni.
  10. Jakub Sobieski farta ma

    Jak to wszystkie? To znaczy, że Jakub będąc jednocześnie władcą kalwińskich Prus, prawosławnej Mołdawii i wieloreligijnych Węgier, po śmierci pierwszej żony (dd. Lubomirskiej, Potockiej, Radziwiłłówny, Sapieżanki czy kogo tam?) dostaje za żonę córkę ultrakatolickiego cesarza Leopolda, dokładnie tego samego Leopolda, którego niedawno był pozbawił tronu węgierskiego? Wiesz, w brydżu za wielkie szczęście niektórzy uważają dostanie na rękę 13 pików. Z taką kartą możesz w ciemno licytować 7 pik, co jest niemal najwyższym możliwym kontraktem bez kontry. No tylko co zrobisz, jeśli po Twoich 7 pikach ten, kto siedzi z Twej lewej strony, zalicytuje 7 BA, jedyny kontrakt wyższy od Twojego? Co więcej - bardzo możliwe, że go ugra, skoro Twój partner nie ma pików.
  11. Gdyby nie Krzyżacy...

    No to pozwolę sobie jakoś wydedukować, o co w tym wszystkim chodzi. Jak gdzieś się pomylę, to proszę o sprostowanie. Padół - o ile dobrze mnie w szkole uczono, to taki dołek w ziemi, powstały na skutek wypłukiwania łatwiej rozpuszczalnego minerału spod jej powierzchni. Na Ponidziu chodzi o gips. Tym bardziej może chodzić o sól. Hospodar - to wg mej pamięci tytuł, którym w języku polskim określamy przede wszystkim władców Mołdawii i Wołoszczyzny, a także niekiedy władców księstw ruskich. Zważywszy na konspekt - o tych ostatnich musi tu chodzić. Zatem Hospodarskie padoły to płytko zalegające złoża soli gdzieś na Rusi, zapewne w okolicach Drohobycza. UFFF !!! Bydgoska komora to zapewne urząd królewski, zbierający różne opłaty z okolicznego terytorium, w tym najbardziej interesujące tu cła. Kiedy powstał? Zważywszy, że król Kazimierz lokował miasto Bydgoszcz w 1346, zapewne nie wcześniej, choć chyba i niewiele później. I tu sięgnę do opinii, wyrażonej przez mego znakomitego przedmówcę: Święcie się z tą opinią zgadzam, z tym, że podlegające analizie związki przyczynowo-skutkowe rad bym też jako-tako osadzić w czasie. Nie chciałbym rozważać, jaki wpływ miały działania pułków smoleńskich w I bitwie pod Tannenbergiem w 1410 na przebieg II bitwy po Tannenbergiem w w 1914. Nie mam recepty na to, jak długi okres "gdybania" ma sens, ale chyba nawet w odniesieniu do Średniowiecza, 100 lat to już aż nadto. Sprowadzanie Krzyżaków trwało, powiedzmy, 10 lat od umownej daty 1226 roku, czyli 100 lat definitywnie mija w 1336. Zaś nawet w 1336 roku komora królewska w Bydgoszczy zda się - w ogóle jeszcze nie istniała. Secesjonista wciąga w te rozważania dochody z komory bydgoskiej z lat 40-ych XVI wieku. To tak, jakbyśmy dziś naszym postępowaniem wobec sytuacji na Ukrainie kierowali wg wzorców z 1699 roku, gdy nasz król August II Sas bezskutecznie usiłował odzyskać z rąk tureckich Kamieniec Podolski, zawierano traktat pokojowy w Karłowicach, i jeszcze płakano po śmierci hetmana Doroszenki. HESMERON napisał - w moim przekonaniu - bardzo merytoryczny i ciekawy post. A wyciąganie jego niewiedzy na temat przychodów bydgoskiej komory paręset lat później odbieram jako zacietrzewione gdakanie nieco wyliniałych Panów Kogucików, zdenerwowanych tym, że nowy kurczak ośmiela się coś rozsądnego napisać . Może kiedyś ośmieli się domagać roli MODERATORA !?! Wracając do komory bydgoskiej, to, Secesjonisto, raczyłeś przedstawić nader ciekawe zestawienia. Wynika z nich, że z racji, iż "hospodarskie padoły" znajdowały się w połowie XVI wieku w granicach Rzplitej, król osiągał niebagatelny dochód około 10 000 zł rocznie. Czy to dużo? O ile dobrze pamiętam lektury Kukiela i Huperta, w tym czasie żołd pieszego knechta wynosił 4 zł miesięcznie. Zatem ta kwota wystarczałaby na 208 porcji, czyli realnie utrzymanie roty pieszej, cca 150 ludzi liczącej. To nader niewiele. HESPERON pisząc "co nas interesują hospodarskie padoły" raczej miał rację. Pomijając już taką ekonomiczną zasadę, zgodnie z którą król mógł wręcz tracić na posiadaniu owych padołów w swym królestwie. Otóż, jeśli dobrze rozumiem sytuację geologiczną, sól w owych padołach zalega nader płytko, wręcz tuż pod ziemią. Zupełnie inaczej, niż w Wieliczce i Bochni, gdzie były królewskie żupy. Zatem wydobycie soli z ruskich padołów zapewne było tańsze, niż z Wieliczki i Bochni. Gdy ruskie padoły znalazły się w granicach Królestwa, podaż wzrosła, więc ceny siadły, a zatem i królewskie dochody też mogłyby zmaleć. Co do: powiedziałbym tak:Nie czuję niełaskawości polityki administracji tego forum. Ani przedtem, ani w ostatnim czasie. Nie ośmielam się czuć godnym być moderatorem. A nawet gdyby mi to zaproponowano, zapewne bym odmówił, bo bycie moderatorem widzę jako cholernie obciążający obowiązek, a i bez tego to forum zabiera mi bardzo dużo czasu. Zaś bycie moderatorem po to, by mieć wpływ, czyli władzę, zupełnie mnie nie interesuje, co więcej - z ideą moderacji zdaje mi się w najwyższym stopniu sprzeczne.
  12. Bitwa pod Kadesz

    No ale co w wypowiedzi Gregskiego było tą bzdurą totalną?
  13. Transliteracja

    A problem to niebłahy. Oczywiście, najgorzej jest z transliteracją z innego alfabetu. I tak łatwiej z grażdanki, bo tam przynajmniej każda głoska jest zapisana. A arabski? A gruziński, ormiański, hebrajski, a dalekowschodnie? Zgroza! Na stronach PWN znalazłem jedynie jednoznaczne wskazówki, dotyczące transliteracji języków cyrylickich (http://so.pwn.pl/zasady.php?id=629696). I tak np. Дмитрий Глуховский powinno się w Polsce transliterować na Gluhovskij, albo dokonać transkrypcji (wg http://so.pwn.pl/zasady.php?id=629697) na Głuchowskij. Jednak w jego książkach funkcjonuje transliteracja na Dmitry Glukhovsky. Totalnie bez sensu. Podobny problem mamy z innymi językami. Na Słowacji istnieje piękna i nader ważna turystycznie Demänovská dolina. Czyta to się Diemenowska - całkiem zwyczajnie, "e" po "d" powoduje zmiękczenie spółgłoski, zaś "ä" czyta się po prostu jak "e". Jednak ktoś w u nas uznał, że to zbyt proste, i zaczął stosować transkrypcję "Demianowska", albo nawet "Demjanowska" - bez najmniejszego uzasadnienia. Jeszcze więcej zagadek czeka nas przy odmianie. Jeśli pewien rosyjski możnowładca zwał się Долгорукий, to po naszemu będzie Dołgorukij lub Dolgorukij. Ale jak to będzie w dopełniaczu? Po rosyjsku Долгорукого, a po naszemu Dołgorukiego czy Dołgorukija? A może Długorękiego? W tym przypadku zwykle stosuje się odmianę Dołgorukiego - i dobrze. Ale już sławny pisarz nie miał tyle szczęścia i jego nazwisko powszechnie się przeinacza. Słyszę o powieściach Lwa Tołstoja - a nie Lwa Tołstego. Gdzie sens, gdzie logika? Pisaniem o odmianie "pod Chopokiem" (Chopok to taka góra na końcu wspomnianej Diemenowskiej Doliny), zamiast normalnie "pod Chopkiem" już nie będę kolegów zanudzać.
  14. Gdyby nie Krzyżacy...

    Ale ja tylko czytałem ten wątek, nie wypowiadałem się, więc wyzwanym się nie czuję. Czemu spoliczkowano Hesmerona - nie wiem, a wiedzieć chciałbym. Podobnie, jak co do rzeczy ma nieszczęsna bydgoska komora.
  15. Gdyby nie Krzyżacy...

    A wyjaśnisz mnie, głupiemu, o co w tym pytaniu chodzi, dlaczego jest ważne i dlaczego znalazło się w wątku z działu historii alternatywnej, choć jej nie dotyczy?
  16. Gdyby nie Krzyżacy...

    Nie mam, Secesjonisto, bladego pojęcia, ale przyjmując, że nie piszesz całkiem od rzeczy, postawiłbym na wino, jako produkt wytwarzany na Węgrzech i zapewne w sporej ilości spożywany przez braci zakonnych i ich gości. Choć w sumie mogliby to wino sprowadzać z Francji drogą morską. Ale mogłyby to też być bałtyckie śledzie, objęte cłem importowym. Także, Secesjonisto i Amonie, nie wiem, dlaczego znajomość przychodów komory bydgoskiej w roku 1404 miałby być obowiązkowa dla kogoś, kto chce się wypowiedzieć w wątku o historii alternatywnej, zaczepionym w roku 1226. Czy Hesmeron coś wie o tych przychodach, czy nie wie - jakie to ma znaczenie dla oceny jego wypowiedzi i w ogóle dla tej dyskusji? Jeśli chodzi o wypowiedź Hesmerona, to wydaje mi się, że słusznie zauważył bezsens rozważania związku pomiędzy zaproszeniem lub niezaproszeniem Krzyżaków przez Konrada w roku 1226 a wyboru męża przez pannę J. Andegaweńską 160 lat - czyli 6 pokoleń - później. I to z dokładnością do imienia i nazwiska narzeczonego. :thumbup: . O dochodach karmelitów kolejne 20 lat później już nie wspominając, bez względu na to, czy byli bosi, czy też obuci.
  17. Bitwa pod Kadesz

    Też by mnie to zdziwiło, tyle że w rzeczywistości Gregski (przynajmniej taką mam nadzieję) miał na myśli, że bitwa pod Kadesz równie mało ma wspólnego z I wojną światową, co przywołane przeze mnie wojny punickie, ja zaś przywołałem wojny punickie twierdząc, że mają równie mało wspólnego z I wojną światową, co wojna krymska. Czasem warto przeczytać coś, co się zamierza komentować, szczególnie, jeśli komentarz ma być krytyczny i ad personam. Ale czegoś więcej o bitwie pod Kadesz chętnie bym się dowiedział.
  18. Encyklopedia I Wojny Światowej

    Tak na wszelki przypadek... nie twierdziłem, że wojny punickie powinny się znaleźć w jakikolwiek kompendium, dotyczącym I wojny światowej. Twierdziłem jedynie, że nie ma sensu tam umieszczać wojny krymskiej. Zaznaczę jednak, że jest pewien argument za. Mianowicie rów strzelecki. Zasługę przypisuje się generałowi rosyjskiemu o swojskim nazwisku Todtleben, choć ten miał pomysł ściągnąć od Turków. Oczywiście, okopy dla piechoty budowano i wcześniej, a nowość pomysłu polegała na odwróceniu rowu i wału. W tradycyjnym szańcu kopano rów od strony przeciwnika, z wydobytej ziemi formowano wał po stronie przeciwnej, za którym stawali obrońcy. W nowym okopie kopiąc rów, ziemię wyrzucano na stronę przeciwnika, a obrońców ustawiano w rowie. Czyli przedtem był układ: atakujący - rów - wał - obrońcy, a teraz: atakujący - wał - rów z obrońcami. Tylko że Todleben ten nowy system stosował wyłącznie w miejscach, gdzie teren wznosił się w stronę przeciwnika. Jak opadał, albo było płasko, stosował tradycyjne szańce. Zaś kolejne wojny XIX wieku miały charakter manewrowy i do żadnych okopów większej wagi nie przywiązywano.
  19. Encyklopedia I Wojny Światowej

    Niewątpliwie. Z tym, że były to kapiszonówki ładowane odprzodowo, taktycznie z bronią maszynową z I wojny nie mające nic wspólnego, a i z powtarzalnymi karabinami niewiele. Co więcej - była to co najwyżej pierwsza wojna, w której karabiny gwintowane zastosowano na taką skalę, bo znane były już w XVI wieku, a w XVIII w gwintowane skałkówki były okresowo podstawową bronią lekkiej piechoty poszczególnych armii. Co więcej - chyba podczas I wojny o Szlezwik-Holsztyn (1848-1851) Prusy użyły odtylcowego gwintowanego karabiny Dreyse'go. Zważywszy, że beton znali i stosowali już starożytni Rzymianie, wypowiedź Harry'ego rozumiałem w odniesieniu do budowy fortyfikacji właśnie. Nie wiedziałem. Dzięki za informację. Ależ ja nie odrzuciłem. Podtrzymuję swą tezę z 4 maja 2014, iż "wojny punickie też posiadały szereg cech wojen dwudziestowiecznych". A także wszystkich wcześniejszych, gdzie stosowano manewr oskrzydlający. Czyli w zasadzie wszystkich nowożytnych i wielu średniowiecznych i starożytnych. Bynajmniej. Tylko trzymałem się zasady, iż "pomijam wojny kolonialne, wcale istotne". Wojna włosko-turecka toczyła się, o ile dobrze pamiętam, na terenie dzisiejszej Tunezji i Libii, więc w Afryce. Dlatego zaliczyłem ją do kolonialnych. O tyle jest ważna, że po raz pierwszy użyto bojowo lotnictwa - włoscy lotnicy z samolotów zrzucali ręczne granaty. Jeśli chodzi o kształtowanie się sztuki wojennej, to bardziej istotne były wojny burskie, a jeśli chodzi o znaczenie polityczne - wojna rosyjsko-japońska. Swoją drogą zdaje się, że wciąż wielu strategów wojskowych nie zrozumiało wniosków z pewnych działań zbrojnych, toczonych w latach 1863-1865 na ziemiach polskich. Wniosek ten brzmi: jeżeli jakaś społeczność uprze się prowadzić walkę partyzancką na swym terytorium, to może prowadzić ją tak długo, jak długo w swym uporze trwać będzie. Ta walka może nie mieć żadnych szans na zwycięstwo, może wręcz nie mieć sensu żadnego, nie musi jej popierać większość ludności, nie musi mieć zasobnych źródeł finansowania ani szczególnie sprzyjających warunków geograficznych - a może trwać, trwać i trwać. Naszym dowódcom NATO w Afganistanie można polecić studiowanie dziejów partyzantki powstania styczniowego.
  20. Popularne, acz mądre jest powiedzonko "Nigdy nie mów nigdy". Podobnie jest ze słowem wszyscy. Bo naprawdę bez najmniejszego trudu mogę wymienić przywódców czy władców Rosji, bardzo dalekich od despotyzmu, a nawet przesadnie autorytarnych zapędów nieprzejawiających, niekiedy o wyraźnie liberalnych skłonnościach. Choćby Jelcyn, Gorbaczow, Mikołaj II, Aleksander II, Aleksander I, Paweł I czy Aleksy I. Ależ każdy zarządzający musi umieć "trzasnąć pięścią w stół". Jak osobowość mu nie pozwala, to albo zmieni osobowość, albo pracę. Ja nie zajmuję specjalnie eksponowanego stanowiska, mimo wszystko kieruję zawodowo strukturą, liczącą cca 1000 uczestników, dzielących się na 3 grupy o odmiennych interesach. Bardzo nie lubię sytuacji konfliktowych, stresują mnie, śni mi się to po nocach, ale od czasu do czasu muszę "trzasnąć pięścią w stół" i powiedzieć - jestem uprawniony do podjęcia tej decyzji, taką a taką decyzję podejmuję, nie zamierzam o niej dyskutować ani się z niej tłumaczyć, a jak komuś się to nie podoba, to proszę z odwołaniem lub skargą na mnie do mojego przełożonego. Ustrój państwa rosyjskiego (i radzieckiego) na przestrzeni dziejów był i obecnie jest ustrojem autorytarnym, co skłania przywódców tego państwa do przyjmowania postaw autorytarnych - czasem z korzyścią, a czasem ze stratą dla родины. Wcale nie jest tak, że czym bardziej autokratyczny przywódca, tym silniejsza Rosja. Najsilniejszą pozycję w Europie Rosja miała - wg mnie - w 1815 roku, podczas panowania Aleksandra I, uchodzącego wówczas za wręcz niebezpiecznie liberalnego wśród władców Europy. Natomiast jego następca, autorytarny, wręcz despotyczny Mikołaj II doprowadził kraj do haniebnej klęski w wojnie krymskiej (choć gorycz musiał przełknąć już kolejny władca).
  21. Czajki kozackie a transport koni

    Sądząc z podawanych wymiarów to koń w takiej czajce spokojnie by się zmieścił, ale powtórzę za Widiowym - a po co kozakom ten koń? Koń bydle duże, dużo żre, dużo pije. Silne jest i ma kopyta - jak mu się żeglarstwo nie spodoba, to lekkie poszycie czajki tym kopytem uszkodzić może, a jak się z pęt wyrwie, to wielki kłopot sprawi. Przy tym koń, choć silny, do wiosłowania niezdatny, do strzelania tudzież. W walce na morzu kompletnie nieprzydatny. A na lądzie? O ile wiem, to taktyka kozacka polegała na tym, by jakieś miasto: zaskoczyć, wyskoczyć, straże wyrżnąć, potem zaś bić, gwałcić i rabować, następnie czym prędzej łupy wrzucić, samemu wskoczyć i odpłynąć. W tych działaniach koń też mało przydatny. A gdyby jakoś się złożyło, że zwiad trzeba szybko gdzieś wysłać, i koń by się przydał, to toć na miejscu też są konie, i to ponoć dobre, po co chrust do lasu wozić. Prędzej uwierzę, że w drodze powrotnej jakiś drogocenny ogier swe miejsce na czajce znalazł. Jako łup miał tą przewagę, że gdyby żywność się kończyła, to ten skarb zeżreć da się. Więc w konie na wyposażeniu kozackich czajek nie bardzo wierzę - skoro nikt o tym nie czytał, a i sensu w tym trudno się dopatrzeć, to chyba trzeba przyjąć, że ich nie było. Ale ekstrapolacje na inne czasy i kultury mogą być ryzykowne. Koń może być np. znamieniem statusu, np. rycerza, szlachcica, dowódcy i wtedy może być wieziony wbrew logice taktyki. Dla przykładu - o ile pamiętam, konwistadorzy, taki Cortéz czy Pizzarro - wozili ze sobą konie przez ocean, choć łatwe to też nie było. Jednak oficer-szlachcic miał dosiadać konia i tyle. Kozacy są dość nietypowi, bo bardzo egalitarni, ataman z wyboru etc. Ale jeśli chodzi o "północnych barbarzyńców w okresie rzymskim", to kto ich tam, Furiuszu, wie? Ps. Podobnie jak w moim poprzednim poście zbieżność niektórych mych tez z tekstem Maxgalla nie jest spowodowana związkiem przyczynowo-skutkowym pomiędzy naszymi postami, choć przypadkową też bym jej nie nazwał.
  22. Encyklopedia I Wojny Światowej

    W podobnym stopniu, jak wojna krymska. Czyli w żadnym. W niczym I wojny światowej nie przypominał układ sojuszy. W wojnie krymskiej przeciwko osamotnionej Rosji, wspieranej jedynie przez słowiańskich ochotników z Bałkanów, głównie Bułgarów, a dyplomatycznie przez Prusy walczyła koalicja Turcji, Francji, W. Brytanii, Sardynii i - de facto - Austrii. Przed Wielką Wojną spodziewano się, że z jednej strony wystąpi sojusz Niemiec, Austro-Węgier, Włoch, Bułgarii i Turcji, a z drugiej - Rosji, Francji, W. Brytanii i Serbii. Wprawdzie Włosi zmienili front, ale i tak sojusze przez te 60 lat zostały kompletnie przetasowane, jedynie Francja i Wielka Brytania pozostały razem. A pomiędzy tymi wojnami były jeszcze w XIX w: 1) wojna Francji i Piemontu z Austrią w 1859 (Solferino), 2) wojna Prus i Austrii z Danią w 1864 (Dybbøl), 3) wojna Prus i Włoch z Austrią, Saksonią i Bawarią w 1866 (Sadová), 4) wojna Prus i Związku Północnoniemieckiego z Francją w 1870-1871 (Gravelotte-Saint Privat i inne), 5) wojna rosyjsko-turecka w 1877-78 (Szipka). Pomijam wojny kolonialne, wcale istotne. Dopiero w wyniku tych wojen jako-tako ustalił się trwały układ sojuszy - poza wojną 1866 roku przeciwnicy byli tacy sami, jak w I wojnie światowej. Choć wcale latem 1914 nie było oczywiste, czy Brytyjczycy nie wybiorą neutralności, a o Włochach które wchodziły wówczas w skład Trójprzymierza z Niemcami i Austro-Węgrami. No a po drodze jeszcze dwie wojny bałkańskie. I dopiero zamach w Sarajewie. Ps. Wyjaśniam, że pisałem swój post przed przeczytaniem wpisu Harry'ego, więc pomimo następstwa czasu nie należy między nimi doszukiwać się związku przyczynowo-skutkowego
  23. Encyklopedia I Wojny Światowej

    Ależ oczywiście, że tak. Tyle że wojny punickie też posiadały szereg cech wojen dwudziestowiecznych. A oblężenie Gdańska za Napoleona też było walką pozycyjną. Wojna polsko-rosyjska 1831 też była relacjonowana na bieżąco na łamach prasy. Etc etc.
  24. W jaki sposób promujecie historię?

    A tak konkretnie to jest więcej kandydatów, czy więcej miejsc? Akurat na studiowanie historii to nagonki nie dostrzegam. Raczej chodzi o młodych ludzi, których tak naprawdę to nic nie interesuje, więc idą na jakiekolwiek studia, byleby można je łatwo skończyć. Np. politologię, stosunki międzynarodowe czy europeistykę. Wydaje mi się - może mój pogląd jest naiwny - że jednak idący na historię interesują się historia. Sądząc po popularności historycznych for dość dużo osób interesuje się historią. Dlaczego nie idą jej studiować? 1. Czy dlatego, że po historii nie ma roboty? 2. Czy dlatego, że studiowanie na historii jest nudne. Co do dołączonych klipów, to raczej słabo je oceniam. Lansują ww. tezę 2. Taki stereotyp. Nuda.
  25. Nie ma I wojny światowej

    Nie do końca rozumiem, skąd ta pewność. W latach 1871-1914 nie było w Europie wielkich wojen. Owszem, wojna rosyjsko-turecka 1978, potem wojny bałkańskie, ale takiego starcia potęg nie było. Mimo to właśnie w tym czasie w powszechne użycie w wojskach wszedł karabin maszynowy, samolot i samochód. Nie wprowadzono tego podczas wojny, tylko wcześniej - fakt, że samochód wojskowi przyjmowali z oporami. Wojna 191-1918 zaowocowała wprowadzeniem hełmu stalowego, czołgu i broni chemicznej. Przyśpieszenie w nowych typach broni widać tak z grubsza w ostatnich 10 latach przed wybuchem I wojny światowej. Podobne przyśpieszenie obserwujemy tuż przed wybuchem kolejnej wojny - powiedzmy 1934-1939. Ogólnie skromniejsze, ale np, w lotnictwie bardzo widoczne. Lata pokoju wcale nie stanowią zastoju w rozwoju techniki wojennej - jeśli podczas tego pokoju strony spodziewają się wojny. Si vis pacem - para bellum. Wyraźnie to pokazał okres 1945-1990, gdy postęp techniki wojennej był ogromny, choć wielkich wojen nie było. Co więcej - rzekomy "koniec historii" po 1990 też nie przełożył się na stagnację techniki wojennej, wręcz przeciwnie, zamarzyło się wygrywanie wojen bez strat w ludziach. Drony, Predatory etc etc. Gdyby jakimś cudem w latach 1900-1915 zażegnano źródła konfliktów, to technika wojskowa faktycznie by się nie rozwinęła. Ale - zapominając o cudach - gdyby w latach 1900-1930 konflikty pozostały, ale nie doszłoby do otwartej wojny, to postęp w technice wojskowej mógłby być jeszcze szybszy.
×

Powiadomienie o plikach cookie

Przed wyrażeniem zgody na Warunki użytkowania forum koniecznie zapoznaj się z naszą Polityka prywatności. Jej akceptacja jest dobrowolna, ale niezbędna do dalszego korzystania z forum.