Skocz do zawartości

jancet

Użytkownicy
  • Zawartość

    2,795
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

Zawartość dodana przez jancet

  1. Jaka przyszłość polskiej lewicy?

    No wreszcie ktoś napisał coś z sensem !!! Bo cały czas chciałem Tybieriusowi Claudiusowi zadać pytanie - co to jest lewica ?!? Dla mnie najbardziej lewicowym (wręcz bolszewickim) ugrupowaniem w Polsce jest PiS. Cały czas powtarza hasła o tym, jak wyrówna "rachunki krzywd", jak się bogatym dobierze do... kasy. Współpracuje ze związkami zawodowymi (nota bene, Furiuszu, mamy Piotra Dudę i Andrzeja Dudę, fakt, że to dwie dudy w barszcz, ale jednak imiona inne), popierając wszelkie ich postulaty. Fakt, że łączy swą skrajną lewicowość ze światopoglądowym konserwatyzmem, ale sprzeczność jest pozorna - idzie za większością. Nie mam zresztą żadnych wątpliwości, że gdyby PiS jakimś koszmarnym zrządzeniem losu dorwało się do władzy, to ich "solidarność społeczna" okaże się tyle warta, co w latach 2005-2007, kiedy jedyną systemową decyzją było obniżenie podatków (dochodowego i spadkowego) najbogatszym. Marzenia wyborców o wyrównaniu "rachunku krzywd" załatwi się znów, rzucając na pożarcie paru prezesów (oczywiście tych ostatnich firm o polskim kapitale, o ile o czymś takim można mówić), jakiś profesorów i celebrytów. Natomiast "lewica bezbożna", jak raczyłeś to określić, w ogóle lewicą nie jest i może nie tyle nie ma nic do zaoferowania, co faktycznie niczego nie oferuje. Lewicą tak naprawdę nie jest, bo jej program gospodarczy jest liberalny. Liberalizm gospodarczy jest prawicowy, podczas gdy liberalizm światopoglądowy - lewicowy. Natomiast z tym liberalizmem światopoglądowym to u znacznej części lewicy jest nader cienko. Jeśli Miller zostanie wicepremierem, co po najbliższych wyborach parlamentarnych zdaje mi się wielce prawdopodobne, to będzie grzecznie służył do każdej mszy świętej, do której służyć mu pozwolą, tak jak to robił, gdy był premierem. Jak na razie jedynym ugrupowaniem, które jawnie głosiło jedną z zasad liberalizmu światopoglądowego - rozdział kościoła od państwa, był Ruch Palikota w 2011. Bo ludzi, którym polityczna działalność kleru wadzi, jest dużo. Potem jednak zaniechał wszelkich postulatów światopoglądowych i rozmył się w niebycie. Wierząc w sprawczą moc wolnego rynku (na szczęście) i lękając się otwarcie opowiedzieć za laickością państwa (niestety), "lewica" brnie w trzeciorzędne tematy, typu prawa LGTB - ja te prawa popieram, ale to nie jest program - i likwiduje sama siebie.
  2. Co do dystynkcji wojskowych, to są one niemal jednoznaczne. Kapral (dwie belki na naramienniku) 9 pułku ułanów. Niewykluczony jest też 10 pułk ułanów - różnica polega na tym, że dla 9. pasek górny i środkowy na proporczyku byłby czerwony, a dla 10. - górny czerwony, a środkowy - granatowy. Na czarno-białej fotografii mogą wyglądać identycznie. Co do odznaczeń, to na pewno jest tam Virtuti Militari i Krzyż Walecznych. Co do pozostałych to nie mam żadnych poszlak.
  3. To stwierdzenie budzi mą wątpliwość. Wprawdzie Waregowie w pra-Rusi istotnie stanowili "w miarę liczne i w miarę zwarte grupy". Zdaje mi się, że one dość długo zachowywały swą odrębność, ustawiały się niejako w opozycji do miejscowych Słowian, na zasadzie "przyjaźnimy się, współpracujemy, handlujemy, ale my to my, a wy to wy". Aż ktoś z Waregów postanowił zerwać z tą opozycją, zamieszkać ze Słowianami, zapewne (choć to już daleko idące domniemanie) wżenić się do jakiegoś poważanego rodu. Nie mam powodu przypuszczać, by ten "ktoś" reprezentował szczególnie "liczną i zwartą grupę" Waregów. Raczej przeciwnie - szukał szczęścia wśród Słowian, bo jego grupa się rozsypała. Podobnie nie mam powodu przypuszczać, że inni Waregowie go wówczas wspierali. Raczej był odszczepieńcem. Może on sam, ale raczej jego syn (czy wnuk) nosił imię Ruryk. To powyżej to pewna fabularyzacja historii. W dodatku takiego fragmentu historii, o którym niewiele wiem. Natomiast - jeśli nie uznamy, że kronikarz Fredegar wypił za wiele wina z dodatkiem ziół wszelakich - to państwo Samona należałoby uznać za fakt historyczny. Sam Samon (czy Samo) miał być frankijskim kupcem i nikt nie wspomina, ani wykopaliska o tym nie świadczą, by przybył nad Dunaj z jakąś "liczną i zwartą grupą" Franków. Raczej był "wolnym strzelcem", jeśli miał frankońskich towarzyszy, to kilkunastu czy kilkudziesięciu, żaden to ruch migracyjny. Niekoniecznie liczne. A dlaczego miały uciekać? Zapewne dlatego, że nie podobało im się służyć pod rozkazami tych, którzy byli sługami ich ojców. Podam Ci analogię z bliższej historii. Moskwa podbija chanat kazański i astrachański. Bynajmniej nie wyrzyna tamtejszych Tatarów, żyją oni tam po dziś dzień i nawet nieźle się mają. Ale część z nich ucieka do sojuszniczej (choć chwiejny i wątły był to sojusz) Litwy, gdzie dostają ziemie na pograniczu polsko-litewsko-rusko-krzyżackim. Po co? Dlaczego? Trudno dociekać. Ich potomkowie odegrali niemałą rolę w wojskowości Rzplitej, służyli w napoleońskiej gwardii itd. itd. Ja nie wykluczam znaczenia sytuacji jednostkowych na procesy dziejowe, w tym państwotwórcze. Tyle że ponownie się zastrzegam - broniony przeze mnie tutaj pogląd jest nienaukowy - bo nie da się obalić, co niniejszym staram się udowodnić. Na Twoje, Furiuszu, argumenty o blatnicko-mikulčickým horyzoncie odpowiadam, opowiadając banialuki, które są jedynie prawdopodobne, ale jednak bronią tego poglądu, jako możliwego do przyjęcia. Przy czym bynajmniej nie jestem jego zwolennikiem. Ale pamiętasz, że chodziło mi o kilka zdań?
  4. Matematyka w starożytności

    Ano - dodawanie, odejmowanie, mnożenie, dzielenie i potęgowanie. Sinusowanie, cosinusowanie i tangensowanie. Z tym to mieli spory kłopot. Bo np działanie 204:2 po naszemu wykonuje się łatwo 204:2=1 -0...=10 --4..=102. Przy zapisie rzymskim mamy CCIV : II !?! I tak: C : II = L drugie C : II = L potem I : II daje połówkę (ale musisz pamiętać, że to I to tylko symbol zmniejszający V, więc jest "w minusie". Czy znali liczby ujemne - chyba tak) następnie V : II daje II i jeszcze pół. Na koniec sumujemy: L + L + II i odjąć pół, a następnie dodać pół, co w końcu daje CII. Koszmar !!! Dlatego arytmetyka u starożytnych rozwijała się znacznie gorzej, niż geometria. Szkoda tylko, że potem, przy wprowadzaniu systemu pozycyjnego, zdecydowano się na dziesiętny, a nie tuzinowy. Tuzin dzieli się bez reszty przez 2, 3, 4 i 6, a dziesięć tylko przez 2 i 5. Ergo - tabliczka mnożenia w systemie tuzinowym byłaby łatwiejsza, choć o 44 więcej pozycji do zapamiętania.
  5. Nie ma dystynkcji, oznak pułku ni rodzaju broni, krawat do bluzy - no właśnie, bo to bardziej bluza, niż wojskowa kurtka. Raczej harcerz, członek "Strzelca" czy inny, takiej organizacji. Wśród pamiątek po ojcu mam bluzę harcerską z lat 1919-21, nie jest podobna do tej na zdjęciu. Ale nie sądzę by wówczas ubiór harcerski był nazbyt jednolity. No i niekiedy całe drużyny harcerskie mobilizowano i przemianowywano na kompanie Wojska Polskiego, bynajmniej nie dając mundurów wojskowych. Ale ten krawat mi jakoś do harcerstwa nie pasuje. Związek Młodej Polski ?
  6. Rzeczpospolita jako mocarstwo

    Dzięki, Zawiszo Rudy, żeś spróbował jakoś doprecyzować, co to jest "złoty wiek Rzplitej". Bo pojawił się tu i Władysław II Wygnaniec, i Maria Leszczyńska. Ja bym za "złoty wiek Rzplitej" przyjął lata 1576 - 1648, czyli panowanie Stefana Batorego, Zygmunta i Władysława Wazów. W tym czasie istniało chyba tylko jedne mocarstwo ogólnoeuropejskie - Habsburgowie. Z tym, że podzielili się już na austriackich i hiszpańskich. Czy któraś z linii samodzielnie miałaby taką pozycję - wątpię. Francja takim mocarstwem zaczęła się dopiero stawać w wyniku pokoju westfalskiego. Turcja była niewątpliwą potęgą, ale jej wpływy na europejskich dworach były niezbyt wielkie. Potęga Szwecji była oparta na geniuszu Gustawa Adolfa. Po jego śmierci Szwecja przegrywała wszystkie wojny, choć nieźle namieszać potrafiła. Rosja - kraj wielki i ludny, jednak politycznie wówczas dość słaby, swą mocarstwowość może datować co najwyżej od ugody perejasławskiej, albo i od Połtawy. Anglia wprawdzie w tej epoce uchroniła się od hiszpańskiej agresji, ale to nadal kraj peryferyjny. Właśnie zaczyna się tam wojna domowa. Na Wielką Brytanię, która w Europie "walczy do ostatniej kropli krwi swoich sojuszników" zaczekamy aż do hiszpańskiej wojny sukcesyjnej, pół wieku z dużym okładem. Rola Portugalii w Europie jest znikoma. Dania też nie pretenduje do roli mocarstwa. Niderlandy dużo znaczą w polityce europejskiej, głównie dzięki pieniądzom, choć i militarnie są silni. Może to jest też mocarstwo? Prus jeszcze nie ma. Księstwa niemiecki to druga lub trzecia liga. Księstwa włoskie to już nie są samodzielni gracze. Wenecja wciąż sporo znaczy nad Morzem Śródziemnym, choć jest wyraźnie w odwrocie. Siedmiogród, Mołdawia, Wołoszczyzna jakoś usiłują lawirować między Turcją, Polską i cesarstwem. Papież to inna bajka. Kogoś pominąłem? Chanat krymski? W owym czasie do mocarstw można zaliczyć Hiszpanię, cesarstwo, Francję, Turcję i Rzplitą właśnie. Takie prawie mocarstwa to Szwecja (militarnie), Niderlandy (ekonomicznie) i Rosja (terytorialnie). Reszta to inna liga. Nie podejmuję się ustawić tu rankingu, bo brak racjonalnych ku temu przesłanek. Jak słusznie tu zauważono, wpływ Hiszpanii na politykę Rzplitej był równie nikły, jak wpływ Rzplitej na politykę Hiszpanii. Z Hiszpanią, Francją i Niderlandami nie mieliśmy konfliktów, więc rozważanie "kto by wygrał" jest bez sensu. Ciekawy jest stosunek cesarstwa do Rzplitej. Po ucieczce Walezego sam cesarz usiłuje zostać królem Rzplitej, dotychczas (z wyjątkiem nieszczęsnego Walezego) wyznaczający królów Senat go za takiego uznaje, jednak cesarz nie ma odwagi się koronować, bo Kraków zajęło... pospolite ruszenie małopolskie. Nie chodzi o to, że wojska cesarskie były zbyt słabe, by pospolitaków pokonać, ale że Rzplita jest zbyt potężna, by wszczynać taką awanturę. Cesarz otrzymał solidny policzek, pomasował się i pogratulował Batoremu zwycięstwa. W sumie przegrał ze swoim wasalem. Sytuacja się powtarza po śmierci Batorego, z tym razem startuje syn cesarski i dochodzi do walki. Oczywiście za żart trzeba uznać, że pod Byczyną dowiedliśmy, że Rzplita militarnie była silniejsza od cesarstwa. Pokonano tam nie armię cesarską, lecz prywatną armię arcyksięcia. Ale cesarz znów otrzymuje policzek... i co? Może uznaje zwycięską Rzplitą i jej króla Zygmunta za swych wrogów? Nic podobnego, za parę lat wyda za Zygmunta swą bratanicę, a po jej śmierci - kolejną. Rzplita jest zbyt potężna... Rosję upokorzyła, wygrywając kolejne wojny. Turcję powstrzymała. Co więcej - sukcesy te osiągnęła, nie dopuszczając wroga do swych granic 1576 roku. Wielkie Łuki, Psków, Kłuszyno, Cecora, a nawet Chocim leżą poza granicami Rzplitej, Smoleńsk to nowy nabytek. Nieco gorzej szło nam ze Szwedami. Po Kircholmie (też za granicą) doszło do wojny z Gustawem Adolfem w Prusach Królewskich. To już nasze ziemie od 150 lat,a rozejm w Altmarku był dla Rzplitej upokorzeniem, choć formalnie nie oddawaliśmy żadnego terytorium, ale zgodziliśmy się na stacjonowanie na naszej ziemi wrogich wojsk, pobieranie ceł i wtrącanie się pomiędzy nas, a naszego lennika. Jednak kilka lat później wystarczyły same nasze przygotowania do wojny, by Szwedzi wzięli ogon pod siebie i rozejmem w Sztumskiej Wsi oddali w zasadzie wszystkie zdobycze z poprzedniej wojny. Że nie potrafiliśmy sobie poradzić z tatarskimi czambułami? Hiszpania i Francja nie potrafiły sobie poradzić z korsarzami, i to zarówno na Karaibach, jak i na Śródziemnomorzu. W 50 lat po śmierci Władysława w pokoju karłowickim Rzplita dostała z łaski jakieś ochłapy... nie, nawet ochłapów nie dostaliśmy, tylko odzyskaliśmy Kamieniec, którego zbrojnie nie potrafiliśmy odbić. Spadamy do II ligi. Po kolejnych 50 latach nikt nas nie traktuje jako graczy. Nie minęło i kolejne pół wieku, jak Rzplitej nie było na mapach.
  7. Prośba o rozpoznanie mundurów

    Mundur piechoty (lub artylerii pieszej czy saperów) z lat 1907-1914. Ewentualnie dragonów z lat 1897-1907 - tu nawet opis się lepiej zgadza z informacjami, podanymi w Władysław Glinka, Russkij wojennyj kostium, Chudożnik RSFRC, Leningrad 1988. Wg nich w piechocie (i pokrewnych) kolorowe wypustki miały być na połach i mankietach, a w dragonach - na kołnierzach, połach i mankietach. Na zdjęciu widzę wypustki na kołnierzach i połach, a na mankietach jakoby ich u 2 postaci nie było. Albo Glinka się pomylił, albo czarno-biała fotografia płata figle.
  8. Pierwszy link nie działa. Drugi - 9 pułk ułanów może być, może być także 10. Trzeci - raczej nie szwoleżerowie. Szwoleżerowie mieli otoki amarantowe, białe lub żółte. W fotografii czarno-białej pierwszy dawałby by walor taki sam jak zieleń, a dwa pozostałe - jaśniejsze. Na zdjęciu otok jest wyraźnie ciemniejszy od czapki - zapewne granatowy. Poza tym to nie jest kawalerzysta !!! Jazda nie miała łapek na kołnierzu, tylko proporczyki. A tam wyraźnie widać ciemną łapkę pod wężykiem. Stawiam na oficera sztabowego, od majora do pułkownika, piechoty Korpusu Ochrony Pogranicza. Ewentualnie oficer sztabowy saperów, ale w KOP były tylko kompanie saperów, skąd więc taka ranga. Zastrzegam jednak, że jakoś szczególnie mocny to ja w tym nie jestem, ale skoro nikt lepszy się nie odzywa...
  9. Częstochowa 1830/31-1914

    Wracając do lat 1830/1831. Wprawdzie nie mam informacji, dotyczących bezpośrednio Częstochowy, ale może dane dla województwa kaliskiego będą też interesujące. Na wstępie - było to województwo rozległe, ludne i bogate, z dużą liczbą zamożnego ziemiaństwa. Każde województwo miało sformować 10 batalionów Gwardii Ruchomej. Z tych batalionów wybrano rekruta, aby sformować dwa pułki piechoty po trzy bataliony. Odnoście kawalerii na całym obszarze KP zarządzono pobór 1 jeźdźca (z koniem, uzbrojeniem i wyposażeniem) na 50 dymów. Jazda dymowa, w której skład wchodzili przeważnie chłopi lub szlachta bez majątków (oficjaliści, szlachta zagrodowa) tworzyła z zasady pułki jazdy wojewódzkiej nr 1. Niemal z reguły osiągnęły one sprawność bojową przed rozpoczęciem działań wojennych, czyli 5 lutego 1831 roku. Liczba szwadronów zależała od liczby dymów w województwie, choć często były przejmowane przez Komisję Rządową Wojny w stanie znacznie mniejszym, od przewidzianego. I tak 1 Pułk Jazdy Kaliskiej 31 marca 1831 roku występuje w składzie dywizji jazdy Łubieńskiego jako pułk 3-szwadronowy, łącznie 517 koni. Z ochotników formowano pułki wojewódzkie nr 2. Zwykle formowały się znacznie dłużej, niż pułki dymowe, na ogół z powodu trudności z przymuszeniem Jaśnie Paniczów do wojskowego porządku. 2. pułk jazdy kaliskiej był ponoć pod tym względem najgorszy. Porównywano go do pospolitego ruszenia z czasów dawniej Rzplitej, każdy szlachcic zajechał ze swoim pocztowym i był święcie przekonany, że troska o konia jego nie dotyczy. Biernacki robił, co mógł, by uczynić z tego pułk nowoczesnej kawalerii, w końcu mu się to udało. 31 marca 2. pułk jazdy kaliskiej znajdował się w składzie korpusu Sierawskiego w liczbie 5 szwadronów i 863 ludzi. W bitwach pod Wronowem i Kazimierzem spisał się nienadzwyczajnie, ale i nie najgorzej.
  10. Sarmatyzm

    Istotnie, dyskusja sarmatyzm - mesjanizm w epoce RON zamknąć się nie może, ale chyba jednak tu bardziej pasuje, niż do innych tematów. Tu mamy dość zasadniczy problem z określeniem, co to jest "sarmatyzm"? Bo można go rozumieć wąsko, jako coś, co panowało w Polsce z grubsza w latach 1675-1775. Od odzyskiwania Ukrainy i Podola z rąk Turków po konfederację barską. Z grubsza stulecie. Ale ci "sarmaci" z owego stulecia poszukiwali swych światopoglądowych, szczególnie politycznych, korzeni we wcześniejszych stuleciach, zaś ich epigoni nadawali ton naszej polityce daleko później. Jeśli za narodziny sarmatyzmu uznamy "wojnę kokoszą" w 1537, za czasów Zygmunta Starego Jagiellona, a za koniec - upadek powstania styczniowego w 1864 roku, też będzie miał sporo racji. Tyle że uczestnicy dziejów sprzed 1675 roku pojęcia "sarmatyzm" raczej nie znali, a ci po 1775 roku - raczej się by go wyparli. Więc o czym właściwie mówimy?
  11. Koczownicy w armiach piastowskich

    W pracy B. Klein, A. Ruttkay, R. Marsina, "Vojenské dejiny Slovneska", Ministerstvo Obrany Slovenskej Republiky, Bratislava - Harmanec aoraz w kilku tekstach popularnonaukowych spotkałem się ze stwierdzeniem o wzajemnym przenikaniu się "vojenstva" Awarów i Słowian naddunajskich. Początkowo wielu Słowian służyło w armii awarskiej, potem zaś (po rozpadzie kaganatu) na opak - wielu Awarów znalazło swe miejsce w drużynach słowiańskich książąt i wielmożów. Wprawdzie w przypadku naddunajskich słowiańskich wielmożów chodzi o wiek IX, ale trudno wykluczyć, a raczej można przyjąć, że pewna część Awarów powędrowała za Karpaty, szukać tam służby. Jeśli wywędrowali całymi rodzinami, zapewne dotrwali do X, a nawet XI w. jako pewna odróżnialna grupa. Zaryzykuję tezę, że drużyna miała służyć nie tylko obronie przed przeciwnikiem zewnętrznym, ale także (a może przede wszystkim) zapewnianiu posłuchu wśród ludności miejscowej. Zatem wielce pożądanym było, aby wśród drużynników było sporo ludzi obcych narodowościowo - Awarów, Normanów, Rusinów, potem Madziarów. Wśród nich Awarowie mieli tą zaletę, że nie mieli ojczyzny, nie mieli dokąd wrócić - musieli być najwierniejsi z wiernych. Z drugiej jednak strony teza o wzajemnym przenikaniu się sposobu wojowania, i to od VI w ne. pomiędzy Awarami i Słowianami powoduje, że trudno w naszych źródłach archeologicznych poszukiwać dowodów na występowanie Awarów w drużynach książąt i pomniejszych możnowładców na ziemiach polskich w X i XI w. Wszyscy drużynnicy posługiwali się i łukiem, i włócznią i mieczem, co najwyżej z niejednakową biegłością, ale trudno o jej dowody w wykopaliskach. Zatem teza o obecności awarskich (koczowniczych) uchodźców w drużynach słowiańskich książąt i wielmożów w X i XI w. ma tą cechę, że choć uzasadnić ją łatwo, to obalić w zasadzie nie sposób. Zatem - nie jest tezą naukową. Choć jej nienaukowość w najmniejszym nawet stopniu nie świadczy o tym, że jest nieprawdziwa.
  12. Uczestniczenie w forum faktycznie jest czasochłonne, jednak nieobowiązkowe. Gdy ktoś na forum ogłasza jakąś tezę, mniemam, iż znajdzie czas, by jej bronić. No jeśli nie, to trudno. Albo teza nie była godna obrony, albo dyskutanci nie warci uwagi, albo i jedno, i drugie. Widzisz, gdyby Grzegorz Jagodziński chciał dyskutować na naszym forum, to zapewne by tu był i dyskutował. Ale najwyraźniej nie chce. Sędzimir chce, i bardzo dobrze. Zatem chciałbym, żeby Sędzimir bronił wyrażonych przez siebie tez. A nie zasłaniał się linkiem do Jagodzińskiego (którego faktycznie nie widziałem i nadal nie widzę). Dziękuję za wyrazy współczucia, ale radzę sobie jakoś. Jakoś uparcie podobieństwa nie dostrzegam. Oczywiście, jak się bardzo chce, to można dostrzec podobieństwo semantyczne między górą a dołem - w końcu w jednym i drugim przypadku coś jest wyżej, a coś innego zaś - niżej.
  13. Rzeczpospolita Polska i mniejszości.

    Gratuluję, choć szkoda, że nie od XIII w. Realia realiami. Jakie były prawa Luksemburczyka do tego tytułu. Przypomnisz coś bardziej konkretnego, kiedy i gdzie były te najazdy. Rozwiń tę tezę z Rzeszą Wielkomorawską, bo nie łapię. A te 300 lat "polskiej bytności na Śląsku" to od kiedy do kiedy liczysz?
  14. Jancet pisze o ludobójstwie, ponieważ odnosi się do konkretnego fragmentu artykułu Wielińskiego, w którym, pisząc Kurt Waldheim, który podczas wojny był adiutantem generała Alexandra Löhra, odpowiedzialnego za deportacje do Auschwitz tysięcy greckich Żydów. postawił tezę, iż Löhr jest odpowiedzialny za udział w ludobójstwie - bo deportowanie Żydów do Auschwitz traktuję jako udział w ludobójstwie. Jancet odniósł się do kwestii kwalifikacji zbrodni, popełnionych przez Löhra (ludobójstwo czy zbrodnie wojenne). Secesjonista odniósł się do wypowiedzi Janceta, mniemam iż klikając na pole "odpowiedź". Zatem Secesjonista pośrednio też odniósł się do tej kwestii. Teraz Secesjonista dziwi się, pisząc Nie wiem czemu jancet pisze o ludobójstwie bo ja się nie odnoszę do kwestii kwalifikacji. . Secesjonista ma zatem wielki problem, bo zarazem chce dyskutować z jancetem, którego wypowiedź dotyczy kwalifikacji zbrodni, a zarazem ponoć nie odnosi się do tej kwestii. Tyle tego, teraz spytam się Secesjonistę wprost: czy każdy podwładny, lojalnie wykonujący swoje obowiązki, odpowiada za postępki swojego przełożonego?
  15. Niektórzy twierdzą, że istnieje kłamstwo, wielkie kłamstwo i dane statystyczne, ale ja akurat cenię te ostatnie. Wieliński napisał: ze statystyk wynika, że z Austrii, którą w 1938 r. Hitler przyłączył do Rzeszy, pochodziło ośmiu na 75 komendantów obozów koncentracyjnych. Austriakami było aż 40 proc. obozowych strażników. W 15-osobowym sztabie SS-Obersturmbannführera Adolfa Eichmanna, który był głównym organizatorem i logistykiem Holocaustu, Austriacy stanowili większość. Sam Eichmann zresztą wychowywał się w Linzu w Górnej Austrii. Polakom można wypominać (jak wszystkim narodom Europy) ich antysemityzm. Trzeba mówić o pogromach, takich jak ten w Jedwabnem, o szmalcownikach. Ale jeśli już poruszamy te tematy, to trzeba jednak przypomnieć, że w załogach obozów zagłady i w gremiach, które planowały Holocaust, Polaków nie było. Tysiące ludzi ryzykowało jednak życie, ratując Żydów przed Zagładą. Instytut Yad Vashem przyznał Polakom prawie 6,5 tys. odznaczeń "Sprawiedliwy wśród Narodów Świata". Austriaków na tej liście jest mniej niż stu. i to jest świetne. Oklaski :thumbup: :thumbup: :thumbup: !!! A potem się wpuścił w jakieś tezy o Waldheimie, kompletnie od czapy i bez sensu.
  16. Kto go stworzył? A ma to jakieś znaczenie? Mamy dwa opracowania - jedno to artykuł publicystyczny w prasie codziennej, drugie to artykuł w en.wikipedii. Dla mnie ten drugi jest bardziej wiarygodny, nawet jeśli ta "prasa codzienna" to Wyborcza. Masz jakieś konkretne zarzuty co do prawdziwości informacji, dotyczących Waldheima i Löhra, zawartych na en.wikipedii? To je przedstaw. A nie masz - to nie podważaj wiarygodności jakiegoś tekstu dla samej sztuki podważania wiarygodności. I jakaż z tego konkluzja? Bo trochę nie pojmuję jaką wagę mamy przywiązywać do tych czynów? Mordowanie jeńców włoskich czy cywili z Jugosławii w ramach zbrodni wojennej zdejmuje odium współodpowiedzialności z Waldheima? Atoli jakby to była zbrodnia ludobójstwa to się nim możemy ew. zainteresować? Ano taka z tego konkluzja, że w Wyborczej napisano, że był Waldheim był adiutantem Löhra. A z innych źródeł wynika, że nie był. W Wyborczej napisano, że Löhr był "odpowiedzialny za deportacje do Auschwitz tysięcy greckich Żydów", czyli za udział w ludobójstwie. Tymczasem został skazany za zbrodnie wojenne, stąd wnioskuję, że udziału w ludobójstwie mu nie udowodniono, o ile w ogóle zarzucano. Ergo - w rzeczonym artykule napisano - zapewne - nieprawdę, a przynajmniej jako prawdę podano domniemania. I taka z tego konkluzja. No właśnie. Co on tam robił? No bo jeśli miałbym go potępiać, to za to, co zrobił. A nie za to, że gdzieś tam był. I będąc tam, współpracował ze swym zwierzchnikiem, który był zbrodniarzem. Był sobie pewien student, którego uczyłem np. kiedy stosować rabat, a kiedy promocję cenową, jak prognozować zjawiska sezonowe oraz jak należy pędzić bimber (znaczy prowadzić destylację różniczkową). Zanim dostał tytuł magistra, dotarł do nas list gończy, z którego wynikało, że był on płatnym mordercą. Być może pewne umiejętności, które dzięki mnie nabył podczas studiów, pomagały mu w życiu "zawodowym". Mimo to nie czuję się w najmniejszym stopniu odpowiedzialnym za morderstwa, które ów student popełnił. Z odpowiedzialności za przydział? Oczywiście, że tak. Coś chyba słyszałem, że jednak do obsługę KL selekcjonowano nader starannie. I to z członków SS, a nie z Wehrmachtu. Mimo wszystko nawet, jeśli ktoś był w SS i po tej selekcji trafił do służby wartowniczej w KL i miał za zadanie siedzieć z km w wieżyczce i strzelać do każdego, kto chce przekroczyć druty, to jednak za ludobójstwo bym go nie sądził z tego powodu.
  17. Sarmatyzm

    Nie wiązałbym "sarmatyzmu" z "mesjanizmem" i już nawet mniejsza o to, że te pojęcia mijają się w czasie. Jak ja (obecnie wciąż żyjący, choć czasem się dziwię, na co i po co) rozumiem sarmatyzm? Chyba jako pewien styl życia. Tylko.
  18. Harem

    Czy mógłbyś jakoś rozwinąć pojęcie "grupy odwiedzającej zamknięte rejony haremu"?
  19. Sędzimirze, niegdyś napisałeś: Spodziewałem się zatem, że w dalszej części wpisu wymieniasz te dowody. Dowodzenie tego, że języki germańskie na przestrzeni dziejów miały wpływ na języki słowiańskie, to już nawet nie wyważanie otwartych drzwi, to "oczywista oczywistość". Szukałem w tym Twoim zestawieniu jakiś argumentów, przemawiających za tym, że do danego zapożyczenia doszło od Gotów właśnie, czyli przed "rozpadem wspólnoty prasłowiańskiej", bo chyba to skrywasz pod symbolem PS. Jeśli znajdziesz słowa, które występuje we współczesnym szwedzkim (zdaje się, że to z tej części Skandynawii, która dziś jest zwana Szwecją, Goci wyruszyli na swą wędrówkę) i zarazem w wielu językach słowiańskich (w tym w choć jednym południowosłowiańskim, z wyłączeniem słoweńskiego), a niczego podobnego nie ma w łacinie ni grece, to będzie to mocny argument na gocko - prasłowiańskie zapożyczenie. Szczególnie, jeśli zbieżność z formą tego wyrazu we współczesnym niemieckim nie występuje, lub jest bardziej odległa. Natomiast wynajdywanie wyrazów polskich, które zdają się być zapożyczeniem, choćby odległym, z języka niemieckiego, do stosunków gocko - prasłowiańskich absolutnie niczego nie wnosi - ni potwierdza, ni zaprzecza. Tak jak Twoja lista zapożyczeń - nie świadczyła idealnie o niczym. I tak na przyczepkę o moim pojmowaniu sensu istnienia na forum. Gdybym był pewny, że mam głęboką, opartą na literaturze i źródłach, wiedzę na poruszany i istotny temat, że moje tezy są oryginalne i mogę wykazać ich słuszność, to nie zawracałbym sobie głowy wypisywaniem postów na tym forum, tylko walił do redakcji czasopism z Listy Filadelfijskiej o najwyższym Impact Factor. Ponieważ jednak takiej wiedzy raczej nie mam, choć coś tam wiem, to dzielę się swymi spostrzeżeniami z innymi uczestnikami tego forum. Zapewne są na tym forum uczestnicy, którzy dużo więcej wiedzą na ten temat, ale i tacy, którzy wiedzą dużo mniej. Jednak forum to forum, i jeśli na nim się wypowiadam, muszę się liczyć z tym, że na moją wypowiedź zareagują dyletanci. W takiej sytuacji za moją forumową powinność uważałbym wyjaśnić, na czym niedostatki jego wiedzy i wynikające z tego błędy we wnioskowaniu polegają. Odesłanie do lektury literatury przedmiotu, choćby nawet tej najbardziej fundamentalnej, jest - moim skromnym zdaniem - niewłaściwe. Mam nadzieję, że ktoś kiedyś zagadnie mnie o coś, na czym się naprawdę znam. Na przykład o skład liczebność korpusu Paca na początku kwietnia 1831 r. Mam nadzieję, że w takiej sytuacji wymienię pułki i podam ich liczebność, a nie odeślę do pracy Pawłowskiego, gdzie te dane są zawarte. Bliskie znaczenie? Byłeś kiedyś na jakiejś górze co miała skarpę, brzeg? Nie. Byłem na wielu górach - w Polsce, na Słowacji, w Czechach, Chorwacji, Grecji, Francji, Włoszech, Austrii, Niemczech, Słowenii i na Cyprze. Miały one szczyty i wierzchołki, miały zbocza, na zboczach były skały, piargi, grechoty, gołoborza etc., były tam grzbiety, doliny i przełęcze ale naprawdę, naprawdę - nigdy nie widziałem góry, który miałaby brzeg albo skarpę. Brzeg ma rzeka czy jezioro, a ponad brzegiem wznosi się często skarpa.
  20. Z tego, co można wyczytać na anglojęzycznej wiki, która powołuje się na The Waldheim Report. Submitted 8 February 1988 to Federal Chancellor Dr. Franz Vranitzky, International Commission of Historians, to w sumie raczej nieprawda. Waldheim był oficerem w sztabie Grupy Armii E, dowodzonej przez Löhra. A Löhr został wprawdzie skazany n śmierć, ale za zbrodnie wojenne (głównie bombardowanie cywilnej ludności w Belgradzie, o Warszawie też pamiętano), a nie za udział w ludobójstwie. Ja nie wiem, czy to co znalazłem na en.wikipedia.org to prawda, ale ... W sumie to raczej wątpię, by taki Oberleutnant mógł sobie wybierać sztab, w którym służyć będzie, oraz jego dowódcę. Służył w tym sztabie, do którego go wysłano i tyle. No i jeszcze przypomnę, że zanim został prezydentem Austrii był sekretarzem generalnym ONZ. Furiuszu, choć całkowicie podzielam Twe oburzenie tekstem w "Heute" (o ile został on właściwie zinterpretowany, bo niemieckiego to nie znam), to wyciąganie jakiś tam "haków" na poszczególne osoby, mniej czy bardziej ostrych, wydaje mi się wredne a, co ważniejsze - przeciwskuteczne. Dzieje się to wg schematu: 1. Wieliński pisze, że Nuler pisze, iż Komorowski się nie kajał, a Fischer i Faymann się kajali. 2. Następnie Wieliński pisze, że Komorowski nie ma za co się kajać, a Fischer i Faymann - i owszem, choćby za Waldheima, który był zamieszany w ludobójstwo, bo był adiutantem Löhra, odpowiedzialnego za nie. 3. Ktoś wykaże , że Waldheim nie był adiutantem, a Löhr nie odpowiadał za ludobójstwo. Zatem Wieliński kłamie. 4. Ergo - skoro Wieliński kłamie, to Komorowski powinien się kajać za Polaków. Pewnie, że to wredna erystyka (bo wcale nie ma, że 3 => 4), ale skuteczna. Wieliński zupełnie niepotrzebnie wyciągnął jakieś personalia, w Waldheima w szczególności.
  21. Rzeczpospolita Polska i mniejszości.

    Masz tak precyzyjne informacje o swoich przodkach, sięgające XIII stulecia ?!? Gratuluję. Czy pokojowy? Za głupi w tej dziedzinie jestem, by dyskutować o szczegółach, ale zdaje mi się, że jeśli chodzi o Ziemię Lubuską i Nową Marchię (np. Santok i Drezdenko), to pokojowe to raczej nie było. No chyba że uważasz, że jak mnie jakiś zbir z pistoletem najdzie i zażąda pieniędzy, a ja mu je oddam, oporu nie stawiając, to było to pokojowe. Ze Śląskiem sprawa trudniejsza, jednak Władysław Wygnaniec był chyba ostatnim suwerennym księciem śląskim. No może jeszcze potem Henryków można za takich uznać. Generalnie to mogli oni podlegać albo Polsce, albo Czechom, przy czym wybór Czech okazał się de facto wybraniem Niemiec, gdy cesarze zaczęli rezydować w Pradze. A Kazimierz po prostu usiłował kupić sobie przynajmniej neutralność czesko-niemiecką w sporze z Zakonem, rezygnując ze Śląska, i inaczej zrobić nie mógł. Z tym że znów raczej mamy tu zbira, przystawiającego pistolet do głowy - niejedna wyprawa Luksemburczyków na Polskę wyruszyła. Więc z tą pokojowością to bym nie przesadzał.
  22. Wątpię, by państwa, udzielające pożyczek Grecji parę lat temu, miały wielką nadzieję, że Grecja kiedykolwiek zwróci te pieniądze w całości i to z odsetkami.
  23. Przy jako takiej znajomości angielskiego i nikłej niemieckiego obraz owego styku zdaje się być nikło-jako taki, czyli żaden. Czasem wydaje się, że sam wynajdujesz powody, by sam sobie nie wierzyć. No a przy nikło-jako takiej znajomości języków obcych, można się posłużyć google-tłumacz. Narzędzie to ułomne, ale i tak znacznie lepsze, niż nikło-jako taka znajomość 2 języków germańskich. O znajomości jakiegokolwiek języka słowiańskiego, prócz polskiego, wobec nie wspominasz, choćby i o nikło-jako takiej. A konkretnie: Taniec i podobnie mamy w językach północnych Słowian (polski, czeski, słowacki, białoruski, rosyjski, ukraiński). U południowych (serbski, chorwacki, słoweński, bośniacki) mamy "plas". "Ples" nie brzmi podobnie do "taniec". O co tu chodzi? trochę podobnie jak z tańcem - u częsci Słowian mamy dziś "muzykę", ale u większości "hudbę" czy "glasbę". Chyba raczej zapożyczenie z łaciny. Ale w odróżnianiu czereśni od wiśni to jesteśmy raczej osamotnieni na świecie. Słowacy i Węgrzy też to odróżniają, co do innych - nie założę się. Angielskie "cherry" to zdecydowanie wiśnie. Nie brzmi podobnie. To już jakieś cuda na bardzo długim kiju. Tyle że w większości języków słowiańskich kot to "mačka". Niepodobnie. To jest zupełnie oczywiste zapożyczenie z łaciny. Ten "smok" jest o tyle ciekawy, że w żadnym innym języku niczego podobnego nie znalazłem. W słowiańskiej mitologii najczęściej "žmíj", ale też często inaczej, choćby "kikimora". Choć smok to w starosłowiańskim zapewne "žmíj", co jest podobne do naszej "żmiji" (choć to podobieństwo tylko w polskim się objawia), zaś "żmija" to coś jak "wąż", natomiast "wąż" to po angielsku "snake", co brzmi trochę podobnie, jak "smok", ale naciągane to wszystko poza sensowne granice. Znów łacina się kłania. mleko - milk (TelT) Tak, to słowo rzeczywiście we wszystkich znanych mi językach słowiańskich i germańskich brzmi podobnie, natomiast w romańskich, ugrofińskich, bałtyckich i staroeuropejskich - zupełnie inaczej. Co może na coś wskazywać, zapewne na dłużej utrzymywany indoeuropejski korzeń - choć czemu Bałtowie nie pasują? deska - desk (biurko, pulpit) To już bardzo naciągane. Deska po angielsku to jednak "board". Przy czym technologicznie to bardzo późny wyrób, nie było go w czasie wędrówki ludów, a raczej był, ale rzadki i drogi. brzeg - berg (góra, TerT) A co ma wspólnego brzeg z górą? tysiąc - thousand (?) Tu też mamy pewne podobieństwo w językach germańskich i słowiańskich, bałtyckie też się nie wyłamują za bardzo. cętka - cent (moneta, kentum - sto) To to już jakiś żart jest. I są to słowa znane w całej Słowiańszczyźnie, więc sprzed rozpadu wspólnoty językowej. Otóż, jak się okazuje, nie są. Dane językoznawcze są bezlitosne. Tak. z tym się zgadzam. Bezlitośnie obnażyły bezsens powyższych koncepcji.
  24. Rzeczpospolita Polska i mniejszości.

    No, skoro Fejszter chce się dowiedzieć, to niech będzie. I. Od Mieszka do Łokietka Pojęcie narodowości na naszych obszarach dopiero się kształtowało, więc trudno mówić o mniejszościach. Ludność państwa polskiego była w tym czasie jednolita - słowiańska. Pod koniec okresu pojawia się natomiast zjawisko niemieckiego osadnictwa i zniemczenia rycerstwa na Śląsku, i Ziemi Lubuskiej, co później doprowadzi do oderwania tych terenów od Polski. II. Od Kazimierza Wielkiego do Kazimierza Jagiellończyka W ciągu niewiele więcej, niż 100 lat (1340-1466) w wyniku przyłączenia Rusi Halickiej, wzmożonego osadnictwa żydowskiego, unii polsko-litewskiej, odzyskania Pomorza Gdańskiego i przyłączenia Warmii nasze państwo stało się państwem wielonarodowym i wielowyznaniowym. Do tego doszło osadnictwo ludów, niepewnie czujących się w swych ojczyznach, jak osadnictwo wołoskie, Tatarów nadwołżańskich, Ormian, Karaimów czy czeskich husytów. Sądzę, że pod koniec panowania Kazimierza Jagiellończyka we wspólnym państwie Polacy i Litwini stanowili daleko mniej, niż 50% ludności. Nie wspomnę już o unii Polski i Litwy z Czechami i Węgrami. III. Od Jana Olbrachta po Władysława Wazę Stan z poprzedniego okresu pogłębia się i rozwija. Przyłączenie części Inflant owocuje pojawieniem się mniejszości Kurów i Liwów, których zresztą współcześni raczej nie dostrzegają. Wojny religijne w zachodniej Europie powodują emigrację nad Wisłę, Niemen i Dniestr Holendrów, Niemców, Francuzów, Szkotów, Irlandczyków i Anglików, przeważnie mieszczan lub szlachty. Wtopią się oni później w polską kulturę. Z wyznaniowego punktu widzenia pojawiają się w Polsce kalwiniści, luteranie i arianie - zarówno wśród ludności miejscowej, jak i napływowej. Trudno w tej epoce nie dostrzec ekspansji języka polskiego, a z drugiej strony - cofania się języka litewskiego. Ekspansja ta zachodzi zarówno w wyniku osadnictwa ludności polskiej na wschodzie, jak i przyjmowania języka polskiego przez osoby, mówiące dotychczas po rusku, litewsku, w jidisz, czy przez wspomnianych już emigrantów. W rumuńskiej Mołdawii i Wołoszczyźnie, a także na tatarskim Krymie istnieje moda na znajomość polskiego wśród warstw oświeconych. Państwo polskie, a potem polsko-litewskie w ciągu 300 lat (1340-1648) stanowiło unikalny na skalę europejską, a nawet światową, przykład zgodnej - nie koegzystencji, ale twórczej współpracy - wielonarodowej społeczności, opartej na poczuciu obywatelstwa, które było ważniejsze, niż przynależność narodowa i religijna. IV. Od "potopu" po III rozbiór W tej epoce nie było już tak pięknie. Wspomniana powyżej ekspansja języka polskiego zaczęła budzić niezadowolenie ludności ruskiej, która z jednaj strony znalazła po stuleciach swój nowy "mit założycielski" - Kozaków Zaporoskich i Chmielnickiego, a z drugiej - możnego protektora. Nakładało się to na jeszcze ważniejsze stosunki religijne. Polacy byli w przeważającej mierze ogół katolikami, Rusini - prawosławni, Litwini - kalwinistami, Niemcy - luteranami, a Żydzi - żydami. Narastały konflikty religijno-narodowościowe, nie pozostające bez wsparcia czynników zewnętrznych. Jedni o zaognianie stosunków narodowo-religijnych obwiniają papiestwo i potężny wówczas zakon jezuitów, czy szerzej - katolicki kler, drudzy - Rosję i Prusy. Siak czy owak - na koniec to wielowyznaniowe, wielonarodowościowe państwo - w którym nikt nie był mniejszością, bo nikt też nie stanowił większości - nie dociągnęło do swych 500 urodzin i znikło. Ciekawi mnie brak w literaturze historycznej (może nie jest to faktyczny brak, tylko stosunkowo słabe rozpropagowanie) opracowań, dotyczących wpływu upadku tego internacjonalistycznego państwa na rozwój idei państw narodowych, nacjonalistycznych. Na razie tyle. Jeszcze dwa rozdziały trzeba by napisać: V. Od legionów Dąbrowskiego do legionów Piłsudskiego i VI. - nie wiem, jak go nazwać, ale wrócę do tego jutro lub kiedy indziej.
  25. Poczułem się dotknięty, ponieważ podziwiam twą merytoryczną postawę w innych wątkach, szczególnie to, jak cierpliwie znosisz moje dyletanckie wypowiedzi w zakresie archeologii, doszukując się w nich jakiś ciekawych spostrzeżeń. Ale zostawmy to. Nie wiem, ale jednak podejrzewam, że tak. To ta druga, czarna strona "american dream". Strona tych, którym się nie udało. Raczej ideologicznych. Ja tak z pamięci to nie potrafiłbym wymienić żadnej takiej akcji, oprócz Brevika. Ni w Europie, ni w USA. Jednakowoż mam wrażenie, że takie sytuacje tam zdarzają się częściej. No - zabijam kogoś dlatego, że on jest bogaty, a ja nie. Albo odwrotnie. Zwykle jest jeszcze jakieś zdarzenie, będące zapalnikiem agresji. Oczywiście w USA kwestie ekonomiczne nakładają się na rasowe, u nas to jak na razie margines problemu. Jakiś kompletnie naćpany i pijany nastolatek wbiega pod koła policyjnego radiowozu. Werdykt sądu, że prowadzący ten pojazd jest niewinny, wydaje się oczywisty. Mimo to w tym mieście (to duże miasto, chyba większe od Lodzi czy Krakowa) wybuchają zamieszki, płoną samochody, domy, sklepy, wkracza Gwardia Narodowa. Z drugiej strony murzyńskie dziecko biega po ulicy z plastikowym pistoletem w dłoni i woła "pif-paf". Policjant (biały) strzela do niego tak, żeby zabić i zabija. Gdyby top dziecko było białe, też by tak strzelał? Niczego, ale trochę utrudnia postrzeganie USA jako symbolu stabilności. Polska ma opinię kraju dość przestępczego. Okazuje się, że w porównaniu z mieszkańcami USA, nasi przestępcy są łagodni, jak baranki. Porównujmy porównywalne. No i jeszcze raz - nigdy nie twierdziłem, że nierówności ekonomiczne są warunkiem koniecznym, a tym bardziej wystarczającym do zaistnienia wojny lub rewolucji. Zapewne nie da się wyliczyć współczynnika korelacji (tu ukłon w stronę Tomasza N.), bo wojna wojnie, a rewolucja rewolucji nierówna. Jednak upieram się przy tezie, że im większe nierówności, tym większa skłonność do zachowań wojenno-rewolucyjnych. Z przyjemnością. Przez okres ostatnich 97 lat stabilne ustrojowo były w Europie - oprócz Wielkiej Brytanii : Finlandia, Szwecja, Islandia, Szwajcaria, Norwegia, Dania, Belgia, Holandia, Luksemburg. W sumie sporo, choć tylko pierwsze cztery uniknęły obcej okupacji.
×

Powiadomienie o plikach cookie

Przed wyrażeniem zgody na Warunki użytkowania forum koniecznie zapoznaj się z naszą Polityka prywatności. Jej akceptacja jest dobrowolna, ale niezbędna do dalszego korzystania z forum.