Skocz do zawartości

jancet

Użytkownicy
  • Zawartość

    2,795
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

Zawartość dodana przez jancet

  1. Mogła być to już wersja nieco powycinana.
  2. Dominacja europejska

    Serdecznie witamy ! (Liczby mnogiej użyłem nie dlatego, abym uzurpował sobie prawo do reprezentowania Forum, ale dlatego, że w moim głębokim przekonaniu jeszcze ktoś, oprócz mnie, tę serdeczno-powtalność odczuwa, zaś napisać "serdecznie witam!" byłoby jeszcze gorzej). Przyznaję, że nie odczuwałem trudności odpowiedzi na pytanie Furiusza. Intuicyjne zrozumienie użytych przez niego pojęć wydawało mi się wystarczające. Chociaż... Może "terytorium dostatecznie duże, ludne i zasobne, aby ukształtowały się na nim lokalne struktury władzy politycznej". Jasne, w każdym okresie historycznym Chiny były wystarczająco duże . Natomiast jakaś wioska w górach czy w dżungli (najlepiej w górskiej dżungli), do której "biali" nie dotarli, nie będzie "krajem" w tym zrozumieniu. Problem słowa "jest" też znika. Skoro wg mnie chodzi właśnie o wycinek globu, to sprawa jest jasna, a nigdy znaczy nigdy. "W swoich dziejach" jest niepotrzebne. Europejskość jest złożona, ale tak dla potrzeb furiuszowego pytania wystarczyłoby przyjąć, że państwem europejskim jest państwo, w którym językiem urzędowym jest język europejski. Myślę, że z pojęciem "język europejski" jakoś damy sobie radę, nawet jeśli włączymy w krąg naszych rozważań karakaczański i zyriański. Zatem Turcji nie uważam za kraj europejski, ale - zajmujące w swoim czasie bardzo podobny obszar - Cesarstwo Bizantyńskie jak najbardziej tak. Podobnie jak USA czy Nowa Zelandia. Z tym jest większy kłopot. "Wpływ", nawet bardzo silny, nie jest jeszcze dominacją. Dominacja to jednak pojęcie prawne, czyli może wynikać z jakiegoś traktatu, istotnie ograniczającego suwerenność, albo faktycznego sprawowania władzy, zdobytej siłą. Najwięcej wątpliwości budzą we mnie stany przejściowe, krótkotrwałe okupacje czy też sytuacje, gdy część miejscowych struktur politycznych uznało europejską władzę, a część zaś nie. W każdym razie ciekawe było udzielanie samemu sobie wyjaśnień, jak ja rozumiem pewne pojęcia, które zdały mi się intuicyjnie oczywiste, a okazały się dość złożone. Wracając do pytania, które zadał Furiusz. Najmocniejszym kandydatem wydaje mi się Arabia Saudyjska. Dyskusja nad stopniem zależności od Turcji nie ma tu sensu, natomiast po rozpadzie Imperium Osmańskiego Saudowie, aczkolwiek na ogół utrzymywali dobre stosunki najpierw z Wielką Brytanią, a potem z USA (nie bez wyjątków, vide kryzys energetyczny z lat 70-ych), ale trudno tu mówić o dominacji. Poważnie zastanowiłbym się nad Koreą, jedną i drugą. Niby w każdej latami stały wojska mocarstw "europejskich", ale czy był to jeszcze sojusz, czy już dominacja polityczna, to pytanie dla lepszych ode mnie znawców tematu. Można pomyśleć nad Tybetem. Wprawdzie cesarz chiński był w swej polityce zdominowany przez państwa europejskie, ale z kolei w tym czasie władza cesarza nad Tybetem była dość iluzoryczna. Brytyjczycy przejściowo zajęli stolicę i jakoś dogadali się z "rządem tybetańskim", co można by uznać za dominację, ale dalajlama tego nie uznał i udał się na emigrację. Więc raczej bym to uznał za usiłowanie narzucenia europejskiej dominacji, niż za stan faktyczny. Mam wątpliwości także do Afganistanu. Wprawdzie można mówić o kilkunastoletniej dominacji brytyjskiej, ale zdaje się, że z tą dominacją to było tak jak z władzą Króla z "Małego Księcia" (jeśli ktoś nie czytał lub nie pamięta, że czytał, to przypomnę, że Król był władcą absolutnym, ponieważ zawsze rozkazywał, aby stało się to, co i tak by się stało). Np. ponieważ Afgańczycy raczej niechętni byli gniciu w europejskich okopach ani nawet walce przeciw Turcji w Iraku, to Brytyjczycy przezornie zarządzili, aby Afganistan pozostał krajem neutralnym podczas I wś. ZSRR zaś uzależniła od siebie Kabul, ale nigdy nie opanowała całego terytorium, podobnie jak obecnie USA z sojusznikami. Tym kolegom, którzy nie uznają Bolszewii za element europejskiej cywilizacji, podpowiem jeszcze Mongolię i Ujgurię.
  3. Zaciekawiła mnie popularność pewnej daty, którą niektórzy Koledzy zdają się przeciwstawiać dacie 1 marca: tudzież Przejrzałem sobie stosowne hasło w wiki, poza utworzeniem MO niczego nie znalazłem. No ale gdzie tu związek z Państwem Rad? Mogą Koledzy mnie oświetlić w tym względzie?
  4. Trochę spóźniona ta odpowiedź, ale temat - ponadczasowy. Łolaboga !!! Jancet chciał po prostu dać wyraz swoim obserwacjom, pozwalającym na ogół rozróżnić, czy ma przed sobą stado wróbelków, czy stado mazurków. Bo dorosły samiec wróbelka wygląda prawie tak samo, jak dorosły samiec mazurka. Znaczy różni je jedna plamka na policzku. którą mazurek ma, zaś wróbelek - nie. Co do samiczek - to w przypadku mazurka wyglądają tak samo, jak samce. Takie pstrokate. Zaś w przypadku wróbelka - samiczki są zupełnie inaczej ubarwione, o wiele bardziej finezyjny wzór, ale nie rzucający się w oczy. Nie pstrokate. Nie, nie można. To znaczy niby można, ale pod warunkiem, że postawiona w takich warunkach diagnoza nie będzie wykorzystana do tworzenia planu kuracji. Ale jest dokładnie na odwrót. Czy mniej ktoś wie o mechanizmach funkcjonowania uczelni, tym bardziej żąda radykalnych zmian. Nie ma bladego pojęcia, na czym te zmiany miałyby polegać i dlaczego, bo mechanizmu funkcjonowania uczelni nie zna - znaczy zdaje mu się że zna, bo na niej pracuje, ale żeby przeczytać choćby ustawę, to już za duży wysiłek. I trochę mi przykro, że tak światła osoba, jak Secesjonista, zadowala się pozycją idioty, który dostrzega, że jest źle, ale informacje o mechanizmach, rządzących uczelniami, go nudzą. Niestety, ni jest to postawa odosobniona. Jaki jest tego skutek? Ano taki, że gdy w 2000 wróciłem na uczelnię, obowiązywały minima programowe. Nawet nie pamiętam, jakie były, bo i tak nikt z nich realnie nie rozliczał. Ale wkrótce potem przyszły standardy nauczania. Te określały wręcz listę przedmiotów i liczbę godzin zajęć, które muszą być zrealizowane. Potem przyszły standardy kształcenia. Te były nieco bardziej luźne, ale wprowadzały szereg kolejnych, niezbyt przemyślanych wymagań. Ponadto posługiwano się w nich z jednej strony liczbą godzin zajęć kontaktowych, a z drugiej - punktami ECTS. Jak żeśmy już dostosowali do standardów kształcenia, okazało się, że szkoda naszej roboty, bo właśnie weszły "efekty kształcenia". W czym problem? Ano w tym, że począwszy od 2000 roku nie było ani jednego studenta, który by kończył studia w tym samym systemie, w którym zaczyna studiować jego kolega na I roku.
  5. "Noce i dnie" a prawda historyczna

    Kozacy byli m. in. przeznaczani do patrolowania i osłony granic. Kalisz to miasto graniczne, zatem obecność Kozaków na jego przedmieściach to rzecz normalna, trudno, żeby ich nie było. Znaczy - gdyby ich gdzieś na granicy nie było, to byłoby coś, co warto opisać. Ale sam brak wzmianki nie świadczy o niczym.
  6. Wybór hymnu narodowego

    Gdyby wszyscy, włączający się do tego forum (w tym i piszący te słowa) w ciągu ostatnich lat skrupulatnie przestrzegali zasady, by przeczytać cały wątek, w którym chcą się wypowiedzieć, to - obawiam się - to forum od dawna byłoby martwe. Poza tym byłoby to wadliwe pod względem poznawczym, bo - tak mi się przynajmniej zdaje - prawda jest jedna, a nieprawd - jest nieskończenie wiele. Więc gdyby zakazać powtarzania prawdy, bo przecież taki i taki to już napisali, to tylko nieprawdę można by znaleźć na starych wątkach forum. Pomimo to Tyberiusowi Claudiusowi życzę, żeby jednak trochę dłużej i mocniej pomyślał, zanim coś napisze. Tak żeby jego aktywność była dla Forum twórczym orzeźwieniem.
  7. Brak odsieczy wiedeńskiej 1683.

    Że co? Sobieski dowodził armią, która zdołała nie tylko pokonać, ale rozbić główna armię turecką. Problem w tym, że "koronni" (bo "Litwa" nie zdążyła, wolała zająć się łupieniem słowackich wiosek) stanowili 20-30% tej armii. I sami nigdy by armii Wezyra nie pokonali. Podobnie jak sami nie potrafiliśmy odzyskać Kamieńca. Natomiast śmiem sądzić, że Lotaryńczyk na czele wojsk cesarsko-niemieckich, przy neutralności Rzplitej, i tak by Turków pokonał, choć pewnie zadowoliłby się znacznie mniejszymi zyskami materialnymi. Ale nie w tej wojnie, to w następnej, Węgry by odzyskał. No - gdybyśmy wypełnili swe wasalne wobec Sułtana obowiązki i zaatakowali Niemcy z drugiej strony, to kto wie. Ale i tak teza, iż "Europa byłaby Wielkim Państwem Arabskim" jest bez sensu, bo Turcy Arabami nie są.
  8. A możesz - dla zaspokojenia czczej ciekawości użytkowników - napisać, skąd pochodzisz i gdzie mieszkasz?
  9. Dla mnie step to coś bez drzew. Owszem - Prasłowianom, przyzwyczajonym do życia wśród drzew, kraj bez drzew mógł się zdawać obcym, wrogim. Ale dlaczego dzikim? Siak czy owak żbika musieli poznać w "swoim" "oswojonym" lesie, a nie "obcym", "dzikim" stepie. Zaś sam żbik nie jest bardziej dziki od innych zwierząt. Brzechwa pisał "dzik jest dziki, dzik jest zły". Równie dziki, jak żbik, jest ryś, a nawet bardziej, bo potrafi zabić i zeżreć owcę czy kozę, a taka mała żbiczyna? Zapewne miała to być gryząca ironia Precyzyjniej byłoby "od dzikiego kota europejskiego (północnego), czyli żbika". Jestem przekonany, że tak, że różnica była dla nich dostrzegalna. Zapewne nie muszę nikomu przypominać, jak wyglądały święte koty egipskie, które znamy z licznych figur i reliefów. Takie gładkowłose, bardzo smukłe, najczęściej o jednolitej, ciemnej maści. Zupełnie do naszego żbika nie podobne. Kojarzę jakąś rzymską mozaikę z kotem, nie jest zbyt podobny do tych egipskich figurek, do żbika też nie. Greckich wyobrażeń kota w starożytności sobie nie przypominam. A jak kto chce się dowiedzieć, czy dziki felis s. lybica jest podobny do dzikiego felis s. silvestris, niech skorzysta z raczej szanowanej Encyklopedia of Life http://eol.org/pages/1253260/media. Podobny do "dachowca"? Jak najbardziej. A do żbika? Dla mnie nie za bardzo. Problem może polegać nie na jakimś szczególnym podobieństwie tych dwóch podgatunków, tylko na tym, że być może mało kto widział wyraźnie żbika. Bo to zwierzę nieduże i nader skryte. Przy czym niewiele tam do jedzenia, a i naszym hodowlom niczym nie zagraża, więc nie ma po co na to polować. Że jest - to widać było choćby po resztkach ofiar i śladach na śniegu. Ale jak wygląda? Rozumiem, że ten drugi zabytek, to Biblia w przekładzie Cyryla (Konstantyna) i Metodego. Mam takie pytanie - na jakiej podstawie została dokonana rekonstrukcja prasłowiańskiego? Bo rzeczona Biblia wydaje mi się najstarszym, tak obszernym, zabytkiem języka słowiańskiego. Wszystkie inne zabytki wcześniejsze i współczesne świętym, równym apostołom, to chyba jakieś strzępki, negliżowalne w porównaniu z Biblią. Wydaje się być konieczne, by językoznawcy w dziele rekonstrukcji języka prasłowiańskiego, oparli się, a przynajmniej bardzo szeroko korzystali z owej Biblii. Zatem nie dziwota, że wyszło im coś, do języka tej Biblii, podobnego, a przynajmniej niesprzecznego. Ps. O kotach i żbikach w tym wątku nie zamierzam się już więcej wypowiadać.
  10. Ja niczego nie zakładam, tak podaje czeski słownik ichniego języka. Jeśli różnią się dwie głoski na pięć, i to te ze rdzenia, to różnica jest duża. Mógłbym dywagować nad podobieństwem końcówek, ale nie znajduję celu. Chodzi o opinię czeskich językoznawców o pochodzeniu słów czeskiego języka, wyrażoną w słowniku języka czeskiego, opracowanym przez Ústav pro jazyk český ČSAV (podpowiem, że ČSAV to odpowiednik naszego PAN) Nie są nieomylni. Ale zasób ich wiedzy o języku czeskim jest niemal nieskończenie razy większy od mojego, bo czeski znam jedynie biernie, choć i w mowie i piśmie. Więc ja ten pogląd szanuję. Z poprzednich Twych wypowiedzi raczej wynika, że czeskiego nie znasz wcale, jak się więc ma Twój zasób wiedzy o tym języku do mojego? Więc ani ja, ani Ty mocnych kontrargumentów przeciw tej tezie nie znajdziemy szybciej, niż po 20 latach wnikliwych studiów slawistycznych z czeską specjalnością. Bardzo dziękuję za słowa uznania. Ktoś mądry kiedyś powiedział, że "aby kogoś ocenić, nie wystarczy znać jego rodzinę, przyjaciół, kolegów. Trzeba jeszcze poznać jego wrogów". Jak najbardziej. Dlaczego nie miałoby być wielbłądów na czarnomorskich stepach? A przynajmniej wiedzy o wielbłądach? Co więcej Gotów raczej bardziej interesowały wielbłądy, niż koty. Do czego służą koty na wojnie? Natomiast jedyne dające się stworzyć etymologie muszą opierać się na zabytkach językowych, co w tym przypadku oznacza słowo pisane. Goci stoją na uprzywilejowanym stanowisku, bo mają swą Gocką Biblię z połowy IV wieku. No ale - o ile mi wiadomo, nikt Biblii po sarmacku (w szerokim znaczeniu tego słowa) nie spisał. Po słowiańsku tak - ale z 500 lat. Nie wiemy, jak się nazywał "wielbłąd" po sarmacku. Możliwe, że jakoś podobnie. Jest możliwe, że Goci zaczerpnęli to słowo z sarmackiego i "sprzedali" Słowianom. Jest możliwe, że Goci i Słowianie równolegle zapożyczyli to słowo od Sarmatów. Jest też możliwe, że to Słowianie wzięli "wielbłąda" od Sarmatów, a Goci - od Słowian Fajnie. Jest jeden problem. Polacy bardzo długo stykali się jedynie z podgatunkiem Felis Silvestris Silvetris - oraz udomowionymi potomkami zapewne innego podgatunku. A ten gatunek żyje w lasach, a nie na stepach. Co ma żbik do stepu? Nie wiem. Oj, zastanawiałem się od chwili, gdy dowiedziałem się, że po słowacku "żbik" to " mačka divá". Spodziewałem się jakiejś "mački pravej" - a tu nie. Było to ponad 20 lat temu. Taki piwny barek w Dudincach bodajże zwał się "Divá mačka" i spytałem, co to znaczy. Nic sensownego nie wymyśliłem. Z tym że żbik (Felis silvestris silvestris) to - zoologicznie - wcale nie to samo, co "dziki kot". Kot domowy pochodzi od Felis silvestris lybica lub ornata, czyli kota nubijskiego lub stepowego. Jeszcze do niedawna w polskich publikacjach obowiązywało takie nazewnictwo - żbik to ten nasz, a pozostałe to koty. Natomiast w tej dyskusji nasunęła mi się pewna koncepcja, ale raczej związana z "mačką", a nie ze "żbikiem" - choć i w tym zakresie może mieć pewne znaczenie. Ale o tym jutro lub kiedy indziej.
  11. Jak sprytnie omijano PW w filmie za PRL

    Trochę mnie zaskoczyłeś stanowczością tego stwierdzenia, bo ... w tym wątku starałem się jak najbardziej unikać swej opinii o władzach PRL, i o tym, "co robili z owym powstaniem". Podobnie starałem się w tym wątku nie pisać o tym, co myślę o Powstaniu. Po prostu dlatego, że jest to dział i wątek o filmie - a nie o polityce bezpośrednio. Wypowiadam się tylko i wyłącznie o tym, czy tematyka powstańcza była w kinematografii PRL omijana, czy nie. A nie o tym, w jaki sposób ów temat przedstawiano. Chętnie więc wrócę do arytmetyki. W poprzednim poście doliczyłem się 6 filmów fabularnych (bądź fabularyzowanych dokumentów) z PRL, gdzie PW było głównym tematem, nie licząc tych, które je ukazywało ex post. PRL traktuję jako lata 1947-1989. W tym czasie nakręcono w Polsce (zgodnie z katalogiem, linkowanym przez Razarblade67) - 2562 filmy. Czyli tematyce powstańczej był poświęcony mniej niż jeden na 400. Czy to dużo, czy to mało? Nie wiem. Nie znam innej metody oceny, niż porównawcza. No to porównywajmy i rozszerzmy tę listę o dzieła, stworzone w III RP. Mamy: - Pierścionek z orłem w koronie, 1992 - Baczyński, 2013 - Był sobie dzieciak, 2013 - Sierpniowe niebo, 2013 - Powstanie Warszawskie, 2014 - Miasto 44, 2014. Czyli drugie 6. Razem tuzin – Eisler pisał „nie więcej niż tuzin”, zapewne chodziło o Miasto 44, które jeszcze wtedy swej premiery nie miało. Niby równowaga, tylko chciałbym zwrócić uwagę, że w latach 1990-2014 – 4711. Czyli niemal jeden na 800 !!! Co więcej – w latach 1993-2012, czyli przez całe okrągłe 20 lat, żadnego filmu fabularnego o tematyce powstańczej nie nakręcono. Tak długiej przerwy w podejmowaniu tej tematyki za PRL jednak nie było.
  12. Pomogę Ci w sprawdzeniu innych języków słowiańskich: Polski, białoruski, rosyjski, ukraiński, czeski i bułgarski - coś z "k" na początku, można przyjąć, że pochodzi od "cat". Słowacki, czeski, chorwacki, słoweński, serbski, bośniacki, macedoński - generalnie "mačka", tyle że czasem alfabet inny. Licząc na sztuki - jednak "maček" więcej. Skąd czeski wziął się dwa razy? Ano dlatego, że są w nim dwie formy - i "mačka", i "kočka". Vide http://ssjc.ujc.cas.cz/search.php?hledej=Hledat&heslo=ma%C4%8Dka&sti=EMPTY&where=hesla&hsubstr=no , cytuję: mačka, -y ž. (2. mn. -ček) 1. (sloven.) kočka (Něm.) 2. horol. (zprav. mn. mačky) stoupací železa Jak widać Czesi za słowiańką nazwę tego zwierza uważają słowo "mačka", a "kočka" to zapożyczenie z niemieckiego. Ale oni pewnie się nie znają. To na pewno z gockiego. Zapewne, choć Anusiewicz jest jeden i nie mnie wiedzieć, czy jego pogląd nie jest odosobniony. Przesadnie bym nie ufał komuś, kto za bezgranicznie wiarygodne źródło o występowaniu kotów uważa „Polskę Piastów” Jasienicy . Ale to akurat tu jest zupełnie nieistotne. Natomiast warto wiedzieć, że niemal we wszystkich językach europejskich, poza słowiańskimi i ugrofińskimi i pewnie jeszcze paru mniej znanych, nazwa kota zaczyna się od (fonetycznie) „kat-„ lub „gat-„, co chyba można przyjąć za formy bliskie. Łącznie z greckim, z łaciną, baskijskim, walijskim, a także z pozaeuropejskim gruzińskim – wg google tlumacza, rzecz jasna. Jak oni dokonali tego zapożyczenia z gockiego – to zaiste cud !?! Ale mamy też drugi cud. Zwykle się przyjmuje, że koty domowe pojawiły się w południowej Europie na początku naszej ery, i to z Afryki lub z Bliskiego Wschodu. W Polsce i Skandynawii – w średniowieczu, i to – wg miar europejskich – bynajmniej nie wczesnym. Nie jest to zupełnie pewne – dyskutujemy nad tym w tym wątku: https://forum.historia.org.pl/topic/16794-koty-na-ziemiach-polskich-w-okresie-rzymskim/, ale to i tak I-IV wiek ne. Więc zaiste cud to wcielony, że Goci ileś tam set lat pne. przekazali naszym przodkom nazwę zwierzęcia, którego sami nie znali (już prędzej można by uwierzyć, że znali go Prasłowianie, niż Goci).
  13. O które stulecie chodzi? Czy aby na pewno jest to "wczesne średniowiecze"?
  14. Troszkę inaczej - jest ich wielu i to utrudnia im osiągnięcie ich celów w satysfakcjonujacym stopniu. Gdyby było ich mniej, pewnie byłoby im łatwiej, ale nie oceniajmy się tak nisko - znaczącą zdolność obrony przed manipulacjamy posiadamy.
  15. Nie, nie pomyliłem się. I podejrzewam, że akurat w tym tkwi fundamentalna niezgodność naszych opinii.
  16. Trakowie to byli Słowianie

    Jeżeli Europę pierwotnie zamieszkiwali Słowianie, to oni byli ludnością tubylczą, zatem o co tu chodzi?
  17. Jak sprytnie omijano PW w filmie za PRL

    Podobnie jak Razorblade mam wątpliwości, co to znaczy "o samym". W każdym razie - wspomagając swą pamięc wilipedią - można wymienić wśród filmow, ktorych tematyka głównie dotyczy PW, następujące: - "Dzień czwarty", 1984, - "Eroica" cz. I, 1957, - "Godzina 'W'", 1979, - "Kamienne niebo", 1959, - "Kanał", 1957, - "Kolumbowie" (serial), 1970, Ponadto o powstaniu w ujęciu retrospektywnym jest "Miasto nieujarzmione", 1950, a w pewnym sensie także wspomniany "Skarb". Zatem w filmie PRL-u (lata 1947-1989) stworzono 6 produkcji filmowych, średnio jedną na 7 lat. Zatem w latach 1990 - 1912 (22 lata) powino powstać 3-4 dalsze, i to nie uwzględniając faktu, że jednak ostatnio kręci się w ogóle znacznie więcej filmów. Jednak znam tylko jeden film o tej tematyce z owego okresu - "Pierścionek z orłem w koronie" z 1992 roku. Dopiero w latach 2013-2014 zaczął się wysyp "powstaniowych" produkcji filmowych. Ale i tak podejrzewam, że udział tematyki powstańczej w całości twórczości filmowej w PRL jest wyższy, niż w III RP. A po co? Toć to filmy fabularne. Można pokazać, jak dzielnie się broni 3 KP Armii Czerwonej pod Wołominem - i los tego korpusu ukazać jako cenę, jaką krasnoarmiejcy zapłacili za chęć pomocy Powstaniu. Można pokazać atak na Pragę, jak w "Czterech pancernych". Można pokazać bohaterskich berlingowców, którzy forsują Wisłę i tragedię walk na przyczółkach. Czy koniecznie w filmie fabularnym trzeba mówić o tym, że Stalin nie wyraził zgody na lądowanie alianckich liberatorów na zajętych przez Armię Czerwoną lotniskach? Aczkolwiek, gdybyś tezę o "kłopotliwości" tematu podał w kontekście niedostatku literatury popularno-naukowej na temat Powstania, to bym przyklasnął. Bo pamiętam, że bez skutku wypatrywałem czegoś takiego w księgarniach. Zapewne masz rację. Jak teraz o nim czytam, to jakieś klapki mi się otwierają. Wtedy nie wywarł na mnie wielkiego wrażenia. No cóż - zapewne wydarzenia 1980 i 81 roku, także filmowe, go przesłoniły. Ukazał się w złum czasie.
  18. Rzeczpospolita Polska i mniejszości.

    Taka inna refleksja, choć jak najbardziej na temat. Nic nowatorskiego, ale może warto porozmawiać – co to właściwie jest „mniejszość narodowa” czy „etniczna”. I kryterium posiada (choćby kiedyś) czy nieposiadania własnego państwa wydaje mi się sztuczne. W różnych krajach mieszkają i są ich obywatelami ludzie innych narodowości. Każda taka narodowość ma pewne prawa - prawo do mówienia między sobą w swoim języku, kultywowania swoich obyczajów (o ile nie są w danym państwie przestępstwem), ochrony przed atakami, spowodowanymi nienawiścią rasową czy etniczną itd. Prawa te mają także osoby innych narodowości, które nie są obywatelami państwa, w którym mieszkają. W sumie wynikają one z samych podstaw liberalnej demokracji. No ale istnieje też katalog praw szczególnych. Np. dwujęzyczne nazwy, możliwość stosowania oryginalnej pisowni nazwisk i imion, możliwość posługiwania się językiem ojczystym w urzędach i sądach, możliwość nauki języka ojczystego w ramach systemu oświaty, pewne przywileje polityczne, jak brak progu wyborczego czy zastrzeżenie pewnej części miejsc w organach kolegialnych samorządu. Czy te wszystkie prawa mają przysługiwać każdej mniejszości? Niewykonalne. Nawet przy zastrzeżeniu pewnej minimalnej liczebności. Zgodnie z przytoczoną zasadą określania mniejszości narodowych te prawa powinny w Polsce przysługiwać np. Wietnamczykom i Syryjczykom. Jednych i drugich jest u nas sporo. To co, w każdym urzędzie i sądzie powiatu piaseczyńskiego powinien być urzędnik (sędzia, protokólant, adwokat) mówiący po wietnamsku? A Syryjczyk ma mieć w naszym dowodzie nazwisko zapisane robaczkami, które nikt nie wie, jak się czyta? Myślę, że wprowadzenie warunków minimalnej liczebności oraz zamieszkiwania określonego terytorium (np. określony % danej mniejszości w gminie, którą powyższe zasady miałyby objąć) to tylko protezy, bo tak naprawdę to ważny jest sposób, w jaki stali się oni ową mniejszością. Jeśli stało się to w wyniku niezależnych procesów dziejowych, jak zmiany granic państw (np. Szeklerzy i Madziarzy w Rumunii) czy masowych historycznych ruchów przesiedleńczych z w miarę bliskich terytoriów (słowaccy Sasi) to i owszem. Przez stulecia na tych ziemiach byli „u siebie” i ich święte prawo nadal czuć się tam „u siebie”. Jednak jeśli przybyli do tego państwa stosunkowo niedawno za chlebem czy za wolnością, to nawet jeśli jest ich dużo i w niektórych gminach stanowią znaczącą część ludności, to jednak dość ostrożnie nadawałbym im przywileje z zakresu praw szczególnych. Przybyli jako goście, serdecznie witamy, ale powinni się czuć jak goście. Albo się zasymilować. Choć UG Lesznowola powinien zatrudnić tłumacza polsko-wietnamskiego. Ze względu na zdrowy rozsądek przede wszystkim, a niekoniecznie ze względu na wietnamskie prawa jako mniejszości.
  19. Zarządzanie = (planowanie -> organizowanie -> kierowanie -> kontrola). U różnych autorów znajdziesz pewnie odmienne słowa, ale sens jest ten sam. Z tym że raczej chodziło mi (z kontekstu wnioskuję, że i Tobie) o manipulowanie, czyli powiedzmy "zarządzanie dla realizacji celów odmiennych od oficjalnych celów organizacji". Lub ostrzej "nakłonienie inych, żeby robili coś, co nie jest w ich interesie". Jak kierujesz grupą 50 osób, to Ty znasz wszystkich, wszyscy znają Ciebie oraz wszyscy znają się wzajemnie. Pole do manipulacji jest skromne. Ale jak kierujesz grupą 500 osób, to nadal wszyscy znają Ciebie, Ty też możesz znać wszystkich (od czegóż są teczki), choć to więcej roboty, ale oni nie będą już się znać nawzajem. Teraz Ty decydujesz, przynajmniej częściowo, jakie informacje o Y będzie miał X. A to już otwiera piękne pole do manipulacji. A to dopiero początek. Skoro trudno bezpośrednio kierować pracą 500 ludzi, to musisz powołać do pomocy 10 kierowników. Każdemu z nich dasz poczucie władzy nad 49 pracownikami i podwyżkę. Nie za dużą, żeby nie poczuli się nazbyt ważni. A teraz to już pole do manipulacji masz ogromne: - zawsze możesz postraszyć każdego kierownika, że 490 chętnych czeka na jego miejsce, - możesz odgrywać bajkę „źli bojarowie – dobry car”, - ludzie będą się znać tylko wewnątrz swoich grup, - możesz napuścić jedną grupę na drugą, - możesz kupować sobie posłuszeństwo poszczególnych szeregowych pracowników, obiecując im awans na kierownika, etc., etc., etc. Ująłbym to nieco inaczej. Niezbitym faktem jest, że zawszą są chętni, by manipulować społeczeństwem. Na szczęście jest ich bardzo wielu. Jednemu udaje się więcej, drugiemu mniej, trzeciemu – nic się nie udaje, ale najważniejsze że nikomu nie udaje się wszystko. Bardzo dziękujemy za streszczenie książki Bolesława Prusa pt. „Faraon”. Wspaniała książka, ma już ponad 100 lat…
  20. Jak sprytnie omijano PW w filmie za PRL

    Dlatego samego, dlaczego Hofmana "Ogniem i Mieczem" konczą się przed Chowańskim, a w filmie "Potop" nie ma nic o wojnach tureckich. Bo są to prequele, które kończyć się muszą przed początkiem czegoś, nakręconego wcześniej, ale mówiącego o czasach późniejszych. To chyba Ty cytowałeś Morgensterna, który wyjaśniał, że dla niego "Polskie drogi" do prequel (nie użył tego słowa, ale sens był jasny)"Kolumbów". A że kiedyś filmowcy traktowali bardziej serio swoją robotę, to i nie chiał kręcić kolejnego serialu o tych samych wydarzeniach. Czy w "Kolumbach" sprytnie pominięto tematykę Powstania? O, dobrze że przypomniałeś. Czy w tym filmie (ten sam reżyser, ta sama epoka Gierka) sprytnie pominięto tematykę Powstania? Nota bene to chyba jakiś gniot był, bo oglądać musiałem, a niewiele nie pamiętam. A skądże !!! Świetny temat do pokazywania, jacy ci "sanacyjni" przywódcy byli źli i jak bez sensu skazali na śmierć setki tysięcy ludzi, a miasto na zagładę.
  21. Trakowie to byli Słowianie

    Chętnie się dowiem, pod jakimi nikami wcześniej występowałem. Tak, to bardzo trafna ocena. Wszyscy mnie tu z tego znają. Problem w tym, że Irek18 usiłuje interpretować tekst sprzed naszej ery w oparciu o współczesną polszczyznę z pewnymi odwołaniami do rosyjskiego i łotewskiego - też współczesnych. Gdyby przejawiał pewne minimum rzetelności, starał by się oprzeć choćby na polszczyźnie Reja, Kochanowskiego, a niechby i Paska. Można sprawdzić, czy używali oni wyrazów "szyld" i "rolować", a jeśli tak, to w jakim znaczeniu. Wprawdzie, żeby cokolwiek wykazać, należałoby szukać analogii w staro-cerkiewno-słowiańskim. Zaiste, sprawa jest jednoznaczna. Słowa „прямой” i „правый” posiadają pewne wspólne znaczenie - "prawdomówny", "prostolinijny". To już zostało tu napisane. Ale raczej nie "poważany" czy "mądry", czy też „postępujący słusznie” – a takie znaczenie słowa „prawy” mi wydaje się najważniejsze. Nowy link niczego tu nie zmienia. Postaram się to wyjaśnić na przykładzie z naszego języka. Mamy wyraz „konik”. Oznacza on przede wszystkim małego konia. Ale jest też znaczenie „szczególne zamiłowanie do czegoś” – inaczej „hobby”. W tym znaczeniu „konik” i „hobby” to synonimy. Ale „hobby” nie da się osiodłać, nakarmić, nie biega po łące, a „pasihobbysie” nie umilają nam letnich nocy swym cykaniem. Ale niech Irek18 szuka dalej. Ponawiam wezwanie do poszukania też pozycji literaturowych, w których słowo „roluj” występuje w znaczeniu „obróć” oraz w miarę starych pozycji ze słowem „szyld” Łolaboga !!!
  22. Oczywiście, że łatwiej grupą 500 osób. Ciekawostka. Więc wg Ciebie większe bezrobocie było np. we Francji i w Niemczech w 15 lat przed czy po zakończeniu wojny? Zapoznał, to trochę za dużo powiedziane, bo artykuł istniał w obiegu publicznym, zanim opublikowała go Fronda.pl  . Powiedzmy – przypomniał sobie. No cóż, Chomsky podał, w jaki sposób można manipulować społeczeństwem. I przykładów takich możliwości manipulacji można mnożyć wiele. Jednak sama możliwość nie oznacza, że taka manipulacja w danej sytuacji faktycznie zaistniała. Przypomina mi to stary dowcip. Znacie, no to poczytajcie: Patrol MO u starego bacy znalazł aparaturę do pędzenia bimbru. Więc chcą go zaaresztować. Baca się pyta: - A za co chceta mnie zomknąć ? - Za bimbrownictwo - Dyć u mnie bimbru ni mo - Ale aparaturę macie - A to i za gwałt mnie zomknijcie ! - Za gwałt? A to czemu? - Bo aparaturo tyż mom!
  23. Trakowie to byli Słowianie

    Sorry, Secesjonisto, ale mi Толковый словарь Дмитриева zda się być poważnym leksykonem i ja uznaję jego autorytet. Przypomnjmy, co na temat tego wyrazu pisał w swym blogu autor: W języku np. bułgarskim albo rosyjskim występuje prawie że identyczne słowo „Прямой” „prjamoi” i oznacza „prawy, szczery, prostolinijny”, i takim właśnie opisał Priama Homer jako wysoce poważanego i mądrego władcę. Otóż w słowniku Dmitrijewa jest podanych 29 znaczeń czy zastosowań słowa "Прямой". 28 z nich da się sprowadzić do "prosty" lub "bezpośredni". Jedno jedyne - nr 24 - oznacza człowieka, który zawsze mówi, co myśli. Co dokładnie odpowiada "prostolinijnemu" (nie dziwota - sam podawałem przykład „прямая линия” - linia prosta), w przybliżeniu - "szczeremu", ale na pewno nie zgadza się z "prawym", "poważanym", "mądrym". W tm znaczeniu po rosyjsku lepiej użyć słowa "правый", co dokładnie wyjaśniono w tymże słowniku: http://dic.academic.ru/dic.nsf/dmitriev/4042 Zatem Irek18 ma jak na dłoni, że znów się mylił - to drobiazg, każdy mylić się może. Gorzej, że znów nie zachował elementarnej wnikliwosci, bo nie chiało mu się u Dmitrijewa sprawdzić słowa "правый". Nie chę nawet przypuszczać, że to słowo sprawdził, ale wolał to przemilczeć, licząc na to, że innym nie będzie się chciało. Bo wtedy musiałbym uznać, że świadomie klamie. Natomiast Irek18 świadomie usiłuje wprowadzić innych w błąd, pisząc o mnie "Zgrywasz tu takiego specjalistę", podczas gdy wyraźnie napisałem o swojej znajomości rosyjskiego, że "jest to znajomość głównie bierna i raczej słaba" . 1. Irek18 znów kłamie - ja stwierdziłem jedynie, że po słowacki słowo "priam" znaczy "niemal". To Irek18 stwierdził: Podejrzewam jednak że jakby pogrzebać w źródłach to wyjdzie z nich tak samo „prawy”. No to piłka jest po jego stronie i niech swe podejrzenia uzasadnia, albo przyzna, że żadnego uzasadnienia znaleźć nie może. 2. Irek18 powinien zdawać sobie sprawę, że naukowe udowodnienie, że czegoś nie było, a nawet - że nie ma, jest niemożliwe. Niech mi Irek18 udowodni, że nie jest kosmitą. Cała reszta rekstu Irka18 nie zawiera żadnych agumentów (jakby pierwsza zawierała ) i nie wnosi niczego ciekawego. Spacje na tarczy pierścienia widzę. Irek18 twierdzi, że ich nie ma. Irek twierdzi, że widział na YouTube filmik, jak ktoś coś robił radłem. Jego problem. Póki nie kłamał to można było dla zabawy wyciągać kontrargumenty. No ale się skończyło.
  24. Trakowie to byli Słowianie

    To jakieś niesprawdzone pogłoski. Szyld jest w języku polskim starszy niż słowo tarcza. Poproszę o najstarsze przykłady użycia w języku polskim słowa szyld. Tak z podaniem proweniencji (notki bibliograficznej). Ja też nie, ale każdy może zauważyć że „do” nie jest w tym przypadku przedrostkiem tylko należy do rdzenia. Słowo pomyśl wymawiano zapewne początkowo jako „dom ać” a to ac miało takie samo zadanie jak w archaicznym polskim „mość” czyli „ty „ albo „Pan”. Później się to pokiełbasiło i w pierwotnej formie zostało w łotewskim „domat” Każdy może. Żyjemy w wolnym kraju. Czy ktoś, oprócz Ciebie, podziela te poglądy? Jak na razie nie przedstawiłeś żadnego argumentu przeciwko żadnemu z moich zarzutów. Czekam. Ps. Podzielenie tekstu na 3 fragmenty wynikało z dopuszczelnej liczby cytatów. Ba, nawet wiadomo, że Adam miał na nazwisko Skruszyła.
×

Powiadomienie o plikach cookie

Przed wyrażeniem zgody na Warunki użytkowania forum koniecznie zapoznaj się z naszą Polityka prywatności. Jej akceptacja jest dobrowolna, ale niezbędna do dalszego korzystania z forum.