Skocz do zawartości

jancet

Użytkownicy
  • Zawartość

    2,795
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

Zawartość dodana przez jancet

  1. Rajd "Nocnych Wilków" przez Polskę

    Będę nudny - też uważam, że trzeba wpuścić, choć nie do końca olać. Niestety, działania, które należy zaplanować, zorganizować i zrealizować w razie potrzeby, powinny być skierowane bezpośrednio przeciwko obywatelom RP. Trzeba im uniemożliwić utrudnianie przejazdu drogami publicznymi. A jeśli gdzieś staną wzdłuż pobocza z transparentami "precz z Putinem", to już normalna rzecz. Byle nie na jezdni.
  2. Jakoś tak mi się wydaje, że Moskwa popierała rozwój PGR, a zdziwienie i niechęć budził tam fakt, że tolerujemy rolnictwo prywatne. Widać żyłem w innej Polsce, niż ta, którą opisujesz. Ale to drobiazg. Ważniejsze jest to, że poziom zaopatrzenia w żywność jest pojęciem względnym. No bo np. w lipcu 1989 roku żywności w sklepach brakowało, a już w sierpniu było jej w bród. Powodem nie był gwałtowny wzrost dostaw, tylko gwałtowny wzrost cen. Obfitość żywności w sklepach cieszył, nieco natomiast mnie wówczas zmartwił fakt, że około 25 sierpnia 89 roku znikły mi pieniądze. Nerwowo szukałem miejsca, gdzie je odłożyłem, no bo przecież powinny być. Długo nie mogłem uwierzyć, że już pensję po prostu wydałem. Na szczęście wyzbierałem z domu wszystkie puste flaszki, sprzedałem na skupie i do pierwszego wystarczyło. No pewnie. Ciekaw jestem tych narzędzi terroru i wobec kogo je stosowano Jak Kirowa? Wolne żarty. Pyjasa traktowano jako chłopaka do roznoszenia ulotek, bo taką rolę pełnił. Nie był nawet członkiem KOR. Coś Ci się pomieszało. Pyjas zmarł/zginął w 1977. Michnik, Geremek i Kuroń nijakiej władzy nad krajem wówczas nie mieli. O "Magdalence" jeszcze wtedy się nikomu nie śniło, zresztą trzeba było na ten sen poczekać jeszcze ponad 20 lat. Szczytem marzeń była "finlandyzacja". No to chyba jest jasne dla każdego, kto choć trochę się interesuje historią najnowszą. Ale to chyba nie jest dla Ciebie jakiś problem, bo program, który prezentujesz jest zdecydowanie lewacki. Rozumiem, że wróciliśmy do historii alternatywnej? Lepiej, niż kiedy? A wiesz, jak długo stało się w kolejce po paszport na KK? I wiesz, że trzeba było w podaniu zadeklarować datę powrotu? no i mamy niż demograficzny Tak jakoś się dziwnie składa, że w skali światowej im niższy poziom życia, tym większy przyrost naturalny. kto zna te słynne powiedzenie pewnego ministra, że najlepiej polityki przemysłowej nie mieć? Nie znam, ale zasadniczo popieram ten pogląd. Zresztą, nawet centralne planowanie można było unowocześnić. Kto pamięta projekt Salvadora Allende o nazwie CyberSyn? Ano nikt. Mam nadzieję, że i o centralnym planowaniu, jako bycie realnym, wkrótce zapomnimy. http://ciborowski.host247.pl/prl.htm - bardzo proszę, dobry tekst na ten temat. "Polska Rzeczpospolita Ludowa na tle II i III Rzeczypospolitej." A rrrewalacyjny !!! Padam na kolana przed tekstem, którego autor twierdzi, że w 1807 w Królestwie Polskim zniesiono pańszczyznę. Ma też zasadniczy problem z podaniem notki bibliograficznej pracy zbiorowej i artykułu w czasopiśmie. No i pochodzi sprzed lat piętnastu. Jak Thatcher zaczęła likwidować kopalnie i wyprzedawać fabryki Leylanda, to społeczeństwo ją znienawidziło. Dopiero po jej śmierci ludzie z północnej Irlandii i Walii powiedzieli, że dobrze, że już jej nie ma. Podobnie będzie z Balcerowiczem i Buzkiem, zobaczycie. Jedni Thatcher nienawidzą, inni uwielbiają. Podobnie będzie z Balcerowiczem i Buzkiem. Pozostaję przy poglądzie, że do bankructwa systemu realnego socjalizmu doprowadziła - wbrew wysiłkowi wielu kompetentnych i zaangażowanych ludzi - niewydolność systemu nakazowo-rozdzielczego i centralnego planowania. I - choć w sposobie realizacji "planu Balcerowicza" dostrzegam szereg wad - bardzo się cieszę, że dzięki niemu ten system stał się tylko wspomnieniem.
  3. Dobrze, że tym razem zamknąłeś się w ramach jednego roku, a nie nałapałeś stada złotych rybek. Ale diabeł tkwi w szczegółach. W 1988 Balcerowicz nie był nikim ważnym i - nawet jeśli formułował jakiś plan - to z pozycji naukowca, a nie polityka. Raczej wątpię, by ktoś z "trójki KOR" - czyli Geremek, Kuroń, Michnik (w kolejności alfabetycznej) znał te koncepcje, a jeśli znał - czy je akceptował. Zwykle zarzuca się im nadmierną lewicowość, tym razem potraktowano te osoby jako nadmiernie prawicowo-liberalne. Mniejsza o personalia, ważne jest, że w 1988 Jaruzelski i KC PZPR nie mogli odrzucić tego planu, ponieważ nie był on im przedstawiony pod obrady. Co do tego ma kodeks handlowy? On określa zasady tworzenia i funkcjonowania spółek, a nie jakie przedsiębiorstwo ma mieć jaką formę prawną. Zresztą z formy prawnej wcale nie wynika właściciel, a to on tu jest istotny. Rozumiem, że to założenie, ale dlaczego miałbym tak założyć Program "Solidarności" bez "Solidarności" został by, bezpośrednią wolą ludu, olany. Rakowski proponował Trzeciakowskiemu objęcie teki ministra gospodarki. Profesor się nie zgodził. Ponoć ponownie proponował mu to Mazowiecki - z identycznym skutkiem. "Uwłaszczanie się załóg" to pojemne hasło. To co się realnie działo w jego ramach, zwiemy dziś uwłaszczaniem nomenklatury. No bo każdy pracownik dostawał akcje - robotnik dwie, a dyrektor 20 tysięcy. Ale załoga się zgadzała. Większość te dwie akcje sprzedawała po flaszce za każdą. Liter za darmo - czysty zysk. Więc uwłaszczenie się załóg - choć jak najbardziej przewidziane w ówczesnym systemie - nie powiodło się. Gdyby się powiodło, bylibyśmy pierwszym państwem o ustroju anarcho-syndykalistycznym. Kiedyś nawet na tym forum broniłem założeń tego ustroju. Ale nie posunąłem się do stwierdzenia, że chciałbym w nim żyć. Wolę nie. Więc uwłaszczanie się załóg - na szczęście - nie powiodło się. Łolaboga !!! A po co miałaby być "narodowa lista przedsiębiorstw strategicznych", gdyby nie przewidywano powszechnej prywatyzacji? Co więcej - taka nieformalna lista istniała, nomenklaturze pozwalano się uwłaszczać na jakiś pomniejszych firmach, ale nie na tych wielkich. Skoro nie ma mowy o wprowadzeniu popiwku, to po jaką cholerę wprowadzać jakikolwiek obowiązujący zakres indeksacji płac? A, prawda, zapomniałem, że w ogóle nie ma prywatyzacji ani nawet komercjalizacji przedsiębiorstw. Natomiast wprowadzenie obowiązkowej indeksacji płac na poziomie 1,1 - 1,2 inflacji (czyli przy 10%-owym wzroście cen w miesiącu obowiązkowo należałoby zwiększyć płace o 11-12%, prowadziłoby w sposób oczywisty do hiperinflacji Oto jest pytanie ! Szalejąca hiperinflacja, załogowa - czyli niczyja własność większości fabryk, świadome odcięcie od importu i obcego kapitału, związany z tym relatywny brak żywności. O KURWA, JAKIE JA MAM SZCZĘŚCIE, ŻE DO TEGO NIE DOSZŁO !!! Mam nadzieję, że Secesjonista potraktuje wulgaryzm jako uzasadniony, gdyż inaczej nie potrafię wyrazić swego stosunku do przedstawionego biegu zdarzeń.
  4. Wino

    Wino towarzyszy naszej cywilizacji od jej zarania. Można zaryzykować tezę, że cywilizacja śródziemnomorska zrodziła się z wina - i oliwy. Jakoś tak to przyroda zrobiła, że te dwie rośliny rosły dziko tylko w jednym i jedynym, stosunkowo niewielkim, zakątku Świata - nad brzegami Morza Śródziemnego. I tu stały się roślinami uprawnymi, tu pojawiły się technologie produkcji wina i oliwy. I przez tysiąclecia wino i oliwa były traktowane jako coś niezbędnego, były wyznacznikami naszej, śródziemnomorskiej kultury. Wprawdzie, osiedlając się coraz bardziej na północ, wino zastąpiliśmy okowitą, a oliwę - smalcem, ale i tak nas ciągnie nad Śródziemne Morze, bo tam nasza cywilazacja się zrodziła, tam nasza kolebka, choćby nasz ród był z jakiejś dzikiej północy. Choć w Ameryce winorośli pierwotnie nie było, stamtąd zawitała do nas bardzo groźna mszyca - filoksera - która pod koniec XIX wieku niemal zniszczyła stare uprawy winorośli, atakując glównie ich korzenie. Okazało się, że źródłem "zarazy" jest amerykańska "winorośl lisia", która dorodnych winogron nie dając, ma jednak korzenie odporne na filokserę. Więc zaczęto szczepić tradycyjne, szlachetne odmiany winorośli na "lisich" podkładkach. Choć w streszczeniu brzmi to tak prosto, w praktyce spowodowało to jednak zagładę większości lokalnych szczepów winorośli, a także zmianę technologii produkcji wina. Dziś nie za bardzo mamy pojęcie, jak smakował staropolski węgrzyn czy małmazja, nie mówiąc już o winach starożytnych. Jeden jedny region w Europie szczyci się tym, że zachował pradawne szczepy winogron i odwieczną technologię produkowania wina. To region tokajski, znajdujący się dziś na pograniczu wschodnich Węgier i Słowacji. O tych tradycyjnych winach chciałbym - w ciągu najbliższych dni - opowiedzieć. A że nie ja jeden w Tokaju byłem, a i gdzie indziej win nie brak, to zachęcam do wypowiadania się w tym wątku.
  5. Więc Kaczyński doskonale wie, że musi dogadać się z Rokitą i jednak powstaje rząd POPiS. Albo Tusk przejmuje pałeczkę i tworzy rząd centro-lewicowy (PO, Samoobrona, SLD). A jeśli i to nie, to mamy powtórne wybory już w 2006 roku. Żaden rząd mniejszościowy PiS by nie powstał bez poparcia Leppera i Giertycha, bo nie miał jak uzyskać wotum zaufania.
  6. Łucznik u Słowian

    Jeśli chodzi o uzbrojenie i taktykę wojsk słowiańskich w IX wieku, czyli faktycznie wojsk wielkomorawskich, to mamy dwie grupy źródeł: 1) nieliczne, ale jednak realnie występujące, opisy zachodnich kronikarzy, 2) źródła archeologiczne. Z pierwszą grupą jest taki problem, że kronikarze dość obszernie opisują zjawiska niezwykłe, zaś tym zwykłym, choćby i nader powszechnym, ani słowa nie poświęcają. Otóż uzbrojeni i taktyce wojsk wielkomorawskich zachodni kronikarze nie mówią nic, choć dość dużo miejsca poświęcają samym wojnom, w których wielkomorawskie wojska uczestniczyły. Wkrótce później zachodnioeuropejskie źródła dość dokładnie opiszą specyfikę broni i taktyki Madziarów. Ergo - uzbrojenie i taktyka Wielkomorawian nie różniła się zasadniczo od broni i taktyki Franków. Znajduje to swoje odbicie w znaleziskach archeologicznych. W tych materiałach występuje dużo grotów strzał, ale brak jest świadectw używania łuku refleksyjego(Klein, Ruttkay, Marsina, "Vojenské dejiny Slovenska, Bratislava - Harmanec 1994). Na tej podstawie można ukształtować sobie pewien obraz słowiańskiego uzbrojenia i taktyki w IX wieku. Mimo iż w poprzednim stuleciu Słowianie z Awarami walczyli ramię w ramię, jednak po upadku Awarów nie przejęli od nich ani łuku refleksyjnego, ani taktyki walki łukiem z konia. Zarzucili także - z pewnością im znaną - szablę. Słowiańska jazda z IX wieku walczy przede wszystkim włócznią i dwusiecznym mieczem, często też toporem "bradaticą" lub inną bronią obuchową. Wprawdzie posługują się też łukiem, ale nie refleksyjnym, lecz zwykłym - trudno go użyć "z konia", więc pozostaje raczej bronią piechura. Starcia zdaje się rozstrzygać jazda ze swymi włóczniami i mieczami, jednak w walce uczestniczyła także piechota. Wśród piechoty najbardziej popularną bronią były łuki, włócznie i topory. W X i XI wieku zapewne było podobnie, raczej żadnej rewolucji w zakresie uzbrojenia spodziewać się nie należy. Można zatem zasadnie twierdzić, że o ile w jeździe słowiańskiej łuk był słabo obecny, czy wręcz nie używano go wcale, o tyle w piechocie był ważną bronią. Bitwy w otwartym polu rozstrzygała jazda, natomiast w obronie umocnionych pozycji łuk mógł decydować.
  7. Mniejszość etniczna - Ślązacy

    Być może coś takiego napisałem w ogniu dyskusji - choć szczerze mówiąc nie potrafię odnaleźć tej wypowiedzi. Natomiast pamiętam doskonale, że pisałem o tym, że gdyby Ślązacy chcieliby być uznani za Niemców, to po prostu zadeklarowaliby narodowość niemiecką. A oni, jakoś tak bezdurno, upierają się, że nie są Niemcami, że są Słowianami, no ale Polakami się nie czują. Dokładniej - połowa z nich się Polakami nie czuje, bo druga połowa czyje się zarazem Ślązakiem i Polakiem. Brunonie Wątpliwy, trochę mnie dziwi fakt, że za wszelką cenę usiłujesz nie zrozumieć moich wypowiedzi. Wyraźnie napisałem, że naszą konstytucję od konstytucji Republiki Czeskiej różni to, że w naszej pojęcie Naród Polski występuje przed wyjaśnieniem, jak należy je rozumieć, zaś w konstytucji Republiki Czeskiej pojęcie "český národ" w ogóle nie występuje. Oczywiście, że prawnie niewiele z tego wynika, ale preambuła do konstytucji ma znaczenie przede wszystkim w zakresie symbolicznym. Z preambuły naszej konstytucji wynika jasno, że w tym akcie prawnym pod pojęciem Naród Polski rozumie się wszystkich obywateli państwa polskiego, niezależnie od narodowości. Naprawdę, Bruno, nie musisz mi tego tłumaczyć. Ale chyba i Tobie nie muszę tłumaczyć, że w Polsce mieszkają setki tysięcy ludzi, których nasza konstytucja przymusowo zaliczyła do Narodu Polskiego, ale sami zaliczyć się do narodu polskiego nie mają najmniejszego zamiaru. Naprawdę, w tym kontekście, nie jest ważne, jak pojęcie Naród Polski zdefiniowali konstytucjonaliści, jak je rozumie Bruno, Secesjonista czy Jancet, ale jak je rozumie taki zwykły Ślązak, Kaszuba, Łemko itd. itd. Jakieś inne plwociny na mój wirtualny łeb przy okazji spadły, ale jakbym się tym przejmować, to czasu na życie by mi nie starczyło. Ja tam żadnym Ślązakiem nie jestem, co więcej - jestem Warszawiakiem z dziada pradziada, Polakiem, i dlatego powtarzam pytanie, na które Koledzy jakoś usiłują nie odpowiedzieć. Powtórzę: Faktem jest, że ponad 400 tysięcy naszych obywateli zadeklarowało wyłącznie narodowość śląską. Mamy cztery wyjścia: 1) zmusić ich do uznania się za Polaków - problem jak? 2) eksterminować - wysiedlić, wygnać, pozbawić praw, w ostateczności do gazu, 3) udawać, że problemu nie ma, że to tylko jakieś głupie 400 tysięcy oszołomów, że to "opcja niemiecka" , czynnik wrogi i w ogóle nie ma sprawy, 4) uznać istnienie narodu śląskiego i przyznać Ślązakom prawa mniejszości narodowej. Bardzo Was proszę, szczególnie Brunona i Secesjonistę, o informację, którą z tych opcji wybieracie - a może wymyślicie jakąś inną. Czemu nie.
  8. Mniejszość etniczna - Ślązacy

    Pozwolę sobie nie ustosunkowywać się do wszelkich wycieczek, dotyczących osób, a nie ich poglądów, wyrażonych na tym forum. Cieszy mnie, że stworzony przeze mnie katalog praw mniejszości narodowej, wg Secesjonisty mógłby być zaspokojony i bez uznania za mniejszość. Jedynym problemem zdaje się być posługiwanie się językiem ojczystym w urzędach. Sprawa zgoła trzeciorzędna - jeśli to ma być jądrem sporu, to ja ten postulat gotów jestem wykreślić. Choć z pewnym żalem, no bo jednak, jeśli się znajdzie jakiś starszy człowiek, którego np. sędzia nie może zrozumieć, to się ściągnie tłumacza. To niby oczywiste w przypadku Łemka (bo mniejszość) lub Wietnamczyka (bo cudzoziemiec), ale dla Ślązaka już nie... No, dla Kaszuby też nie. Ależ skąd, nigdy nie postulowałem czegoś tak absurdalnego. No i tu jest problem kolejności. Bo w preambule Konstytucji Republiki Czeskiej czytamy: My, občané České republiky v Čechách, na Moravě a ve Slezsku, co da się w przybliżeniu przetłumaczyć: "My, obywatele Czeskiej Republiki, w Czechach, na Morawie i na Śląsku". W całej konstytucji nie ma słów "naród", "narodowość", jest tylko "Národní banka". W naszej konstytucji "Naród" lub "Narodowy" naliczyłem 23 razy, pomijając "Narodowy Bank Polski", "Zgromadzenie Narodowe" i słowo "międzynarodowy". A w preambule mamy słowa: "my, Naród Polski", dopiero później następuje dookreślenie "– wszyscy obywatele Rzeczypospolitej". W czeskiej konstytucji obywatelstwo jest na pierwszym miejscu, narodowości nie ma. W polskiej konstytucji naród jest na pierwszym miejscu, obywatelstwo na drugim. Ja nie chcę w żadnym wypadku być uznanym za kogoś, kto czeskie rozwiązania ustrojowe chce wprowadzić u nas. Nic podobnego. I nasze, i czeskie rozwiązania konstytucyjne wynikają z polityczno-społecznego kontekstu, który był - i pozostaje - odmienny. Mimo wszystko, skoro o tym rozmawiamy, dostrzeżmy odmienność: u nas "naród" jest w konstytucji na pierwszym miejscu, w konstytucji Republiki Czeskiej - w ogóle nie występuje. No i tu mamy schody - których Praha zręcznie uniknęła - bo co mamy począć z tymi obywatelami Rzeczypospolitej, którzy za członków Narodu Polskiego nijak uznać się nie chcą. A mamy ich - pomijając Ślązaków - grubo ponad pół miliona. I co z tym począć? W sumie, skoro konstytucyjnie stwierdzono, że każdy obywatel RP należy do Narodu Polskiego, a oni nie chcą, to nie uznają konstytucji. No to chyba do gazu ... ? No nie, mamy mniejszości narodowe i je szanujemy. No ale skoro ponad 400 tysięcy ludzi uważa się za Ślązaków i nie chce się uznać za Polaków to co mamy zrobić? Mamy cztery wyjścia: 1) zmusić ich do uznania się za Polaków - tylko nie wiem, jak? 2) eksterminować - wysiedlić, wygnać, pozbawić praw, w ostateczności do gazu, 3) udawać, że problemu nie ma, że to tylko jakieś głupie 400 tysięcy oszołomów, że to "opcja niemiecka" , czynnik wrogi i w ogóle nie ma sprawy, 4) uznać istnienie narodu śląskiego i przyznać Ślązakom prawa mniejszości narodowej. Ktoś dostrzega inne rozwiązanie? Z tych czterech opcji tylko jedna jest realna - czwarta. Bo udawać, że problemu nie ma, można tylko przez jakiś czas. Bardzo mnie cieszy, że i Bruno, i Secesjonista dostrzegają, iż być może dzieje się coś takiego, jak powstawanie narodu śląskiego. Ja apeluję do Bruna, do Secesjonisty i do wszystkich. Uznajmy ten fakt jak najprędzej. Czym prędzej, tym lepiej !!!
  9. Mniejszość etniczna - Ślązacy

    Ależ jak najbardziej - czesko- i słoweńsko-języczni. Wolę jednak pogadać z Brunem. Widzisz, Bruno - to jest tak. Jeśli jestem Polakiem w Polsce to dla mnie nie ma sprawy, wszystko jest fajnie i OK. Wide - Tyberius Claudius który, jam mniemam, w ogóle nie zadawał sobie pytania o narodowość, bo i po co, skoro jest obywatelem polskim polskiej narodowości. Jednak jeśli ktoś jest(czuje się) Ślązakiem, będąc lojalnym obywatelem Polski (albo Republiki Czeskiej), to pojawia się problem. My mamy mały problem, bo tych naszych Ślązaków to tylko 2% jest, a i tak większość z nich gotowa jest się przyznać do polskości. No to z kopa i obcasem, co wam się jakaś narodowość roi, Polakami jesteście i basta. Sorry, ale tak z grubsza wyobrażam sobie podejście do śląskości większości aktywnych uczestników tego forum, deklarujących się Polakami. Czuję się jakimś wyrodkiem. Jeśli ktoś chce wyrazić, że jego podejście jest znacznie bardziej zniuansowane, to niech opisze te niuanse. Nie jestem Ślązakiem, mimo pewnych związków rodzinnych ze Śląskiem Cieszyńskim, ale podejrzewam, że tym naszym obywatelom, którzy domagają się uznania narodowości śląskiej, chodzi bardziej o honor i szacunek, niż o przywileje. Chodzi o GODNOŚĆ Śląska i Ślązaków. Piszesz, że w Czeskiej Republice wcale Ślązacy nie są uznani za odrębny naród, podobnie jak Morawiacy. Piszesz, że "tylko" ich kraje zostały wymienione w preambule do konstytucji i "tylko" ich symbole widnieją w herbie republiki. Tak sobie myślę, że mieszkający w Republice Czeskiej Ślązacy są przeważnie tym "tylko" w mkiarę usatysfakcjonowani. Mimo iż status mniejszości narodowej materialnie byłby bardziej korzystny. Tak sobie myślę, że mieszkający w Rzeczypospolitej Polskiej Ślązacy nawet nie śnią o takim uhonorowaniu ich odrębności.
  10. Czy trzeba było - nie mam pojęcia. Słusznie napisałeś, że w latach 80-ych "prawie w każdym filmie musiała się pojawić goła baba". Więc i za plażową goliznę pewnie by na Sybir nie wywieźli. Jakiś program "Sexcesy" kojarzę, że coś takiego było. Ale co - to już nie pamiętam. Jeśli chodzi o sam naturyzm, to jego korelacja z sekscesami jest raczej ujemna. Jak widzisz wokół siebie kilkadziesiąt gołych kobiet w wieku od 8 do 80 lat, to bardziej to uwiąd powoduje, niż chęć do seksu. Szczególnie, jeśli towarzyszy im kilkudziesięciu facetów.
  11. Szkolnictwo polskie

    Ja tam nie wiem, ja też miałem tylko 2h historii w tygodniu, i to chyba tylko w I i II klasie czteroletniego liceum. No ale byłem mat-fiz. Te lekcje były kompletnie zmarnowane, bo nasza nauczycielka, choć niezwykle zacna osoba i zasłużona nawet na polu naukowym w zakresie mediewistyki, była już w wieku grubo ponad emerytalnym i jej kontakt z tym, co się dzieje w klasie, był nikły. Czy będą to dwie, czy trzy, czy cztery godziny w tygodniu, rewolucji to nie przyniesie. We wtorek przysłuchiwałem się w tramwaju rozmowie trzech nastolatek z klasy maturalnej, które narzekały, że tej historii jest "aż tak dużo", no bo wprawdzie są w klasie o profilu historycznym, ale tylko dlatego, że w niej były wolne miejsca, a z całej klasy tylko dwie osoby chcą zdawać rozszerzoną historię. Czy to będą dwie, czy trzy, czy cztery godziny w tygodniu, wyniesiona z nich wiedza będzie siłą rzeczy, wyrywkowa bądź wybiórcza. Niech i tak będzie, ale niech nauczyciel, dokonując doboru materiału, wybierze ten, o którym może coś ciekawego uczniom powiedzieć. No ale jest też podstawa programowa.
  12. Mniejszość etniczna - Ślązacy

    Chyba - o ile rozumiem ten problem, o co innego idzie. "Česká Republika" jest państwem wielonarodowościowym. Tworzą go Czesi, Morawianie i Ślązacy. Nigdy nie czytałem konstytucji tego państwa, ale podejrzewam, że jest to tam napisane. Graficzny obraz ten fakt zyskał w godle Republiki - składa się ono z czterech części, z których dwie zajmuje czeski lew, a pozostałe - morawski biało-czerwony orzeł oraz śląski czarny orzeł na żółtym tle. Skoro śląskość została podniesiona do rangi etnika państwowotwórczego, to nie jest mniejszością. Paradoksalnie, jest to uznane za zło. No bo skoro nie jest to mniejszość, to nie ma przywilejów mniejszości. W wielu sytuacjach dobrze byłoby być mniejszością, ale władze praskie uznają, że Ślązacy sa większością na terytorium Czeskiego Śląska. I są tam traktowani tak samo, jak Czesi. Czyli nie mają przywilejów takich, jakie przysługują mniejszości polskiej na Śląsku. Pozdrawiam
  13. Mniejszość etniczna - Ślązacy

    Można by dyskutować, ale mniejsza o to. 100 lat temu Śląsk był niezaprzeczalnie niemiecki. Jednak Niemcy dostrzegali fakt, że są tam ludzie jacyś tak trochę inni i trzeba tej inności poświęcić nieco uwagi. Oczywiście, idea samostanowienia narodów wtedy nie istniała. Dziś Śląsk jest polski. I koniec? Dlaczego? Potrafisz przewidzieć, co będzie za lat 200? Bo ja nie. I - jeśli znów zostanie podniesiona kwestia państwowej przynależności Śląska, chciałbym mieć Ślązaków po naszej stronie. Ależ oczywiście, że błędnie. Polak, urodzony na terenie Republiki Litewskiej, jest jednak Polakiem, a nie Litwinem. To samo dotyczy Polaków, urodzonych w Niemczech i Niemców, urodzonych w Polsce. Dość ważnym kryterium może być język. Tuwim i Brzechwa to nie są Żydzi, tylko Polacy pochodzenia żydowskiego, bowiem stale i nader pięknie posługiwali się językiem polskim. Opierano więc przynależność do narodu na kryterium języka, którym posługiwałeś się w domu rodzinnym. Ale i to się rozleciało. Cca 100 lat temu wybuchła wojna o niepodległość Irlandii. Zdecydowana większość bojowników o niepodległość Irlandii posługiwała się wyłącznie językiem angielskim. Irlandzkiego w ogóle nie znała. Nie pozostało nic, poza tezą, że przynależność do narodu jest po prostu stanem twej świadomości. Jeśli czujesz się Polakiem - jesteś nim. Jeśli czujesz się Brytyjczykiem - jesteś nim, choć nie istnieje język brytyjski. Oczywiście można sprowadzić to do absurdu. Np wyobrażając sobie, że jestem Hutu, i choć nie znam ichniego języka i trudno u mnie domniemywać domieszkę krwi murzyńskiej, będę domagał się uznania mnie za mniejszość narodową. Oj, żeś się, Tyberiuszu, nieco zagalopował. Aż do początków XIX wieku państwo Habsburgów zwało się Cesarstwem Narodu Niemieckiego. Nawet wtedy - a ze dwieście lat to trwało - gdy siedzibą Cesarza i jego władz była czeska Praha, a nie Wiedeń. Wtedy też oddali Śląsk Prusom, zachowując sobie jedynie dwa skrawki (Śląsk Cieszyński jest jednym z nich). Dopiero Napoleon zmusił ich do zmiany tytułu na Cesarza Austrii, a Bismarck - do rezygnacji z kierowniczej roli w całych Niemczech. Ale to już druga połowa XIX wieku. Mimo tych politycznych zmian niemieckojęzyczni "Cysaroki" sami siebie zwali "Dojczami" i uważali się - przeważnie - za Niemców po prostu. Kształtowanie się austriackiej świadomości narodowej stało się wyraźne w okresie międzywojennym, choć skutki tego do anszlusu okazały się mizerne. Teraz faktycznie gdybym Austriaka nazwał Dojczem, może wywołaby to negatywną reakcję. Ale to i tak byłoby wciąż za mało, żeby uznać, że do naszej śląskiej kultury dołożyli i Niemcy, i cysaroki. Cysaroki to też Niemcy.
  14. Mniejszość etniczna - Ślązacy

    Wiesz, zdaje się, że rozmawialiśmy o narodowości śląskiej. O ile wiem, kilkaset tysięcy obywateli RP, tylko trochę do miliona brakuje (w tym prawie 400 tysięcy podaje śląskośc jako jedyną identyfikację) , deklaruje przynależność do tej narodowości. Nic nie wiem, by ktokolwiek - poza owym uczestnikiem naszego forum - deklaruje, że nie jest Polakiem tylko... Mazowszaninem? Mazurem? Jeśli nawet, to będzie pierwsza identyfikacja dla kilkudziesięciu, może kilkuset osób, a nie dla kilkuset tysięcy. Secesjonista stosuje tu niezbyt wyszukany chwyt erystyczny "sprowadzenie poglądu adwersarza do absurdu", ja jednak zaznaczam, że w przynajmniej w tym wątku nie napisałem, że za mniejszość narodową należy uznać każdego, kto sobie tego zażyczy. Ano z narodem śląskim, który oficjalnie jest uznany choćby w Republice Czeskiej. Skoro jednak uparcie nie chcemy uznać jego istnienia, to siłą rzeczy wpychamy Ślązaków w niemieckość, co zdaje mi się raczej sprzeczne z naszym egoistycznym narodowym interesem. Bo ja jednak wolę, żeby te 840 tysięcy naszych obywateli uważało się z trochę Ślązaków, trochę Polaków czy całkiem Ślązaków, niż za trochę Niemców, trochę Polaków lub całkiem Niemców. Razem dałoby to już milion Niemców w Polsce, co trochę by mnie zaniepokoiło. Zważywszy, że oficjalnie za mniejszość narodową zostali uznani Łemkowie i Tatarzy, problemu ze Ślązakami nie dostrzegam. No i tu dochodzimy do sedna sprawy. Bo tak naprawdę nie musi chodzić o przywileje, tylko o godność. Dlaczego Polacy na Litwie sprzeciwiają się litewskiej pisowni ich nazwisk i imion? Tracą w związku z tym coś realnego? Bynajmniej, materialnie mogą nawet zyskiwać. Ala uchybia to ich godności. Przywileje powinny dotyczyć zasad przyznawania dotacji na działalność kulturalną, związaną z podtrzymywaniem tożsamości narodowej. W gminach, w których mniejszość narodowa stanowi np. 20% ogółu ludności lub więcej, należałoby przyznać prawo do dwujęzycznych tabliczek z nazwami miejscowości i ulic, do fakultatywnego kształcenia w zakresie języka (ograniczonego do miejsc, w których jest np. 12 chętnych). Ponadto prawo do składania wniosków w języku mniejszości o wydanie decyzji administracyjnej, z tym że sama decyzja jednak powinna być po polsku. Samorządowo-politycznie należałoby by obniżać progi wyborcze dla partii i stowarzyszeń, które programowo realizują postulaty mniejszości. O ile - to już temat do innych rozważań. Realnie pewnie Ślązacy zdobyliby może z 10 mandatów w Sejmie. Podkreślam: odmawianie Ślązakom uznania, że są narodem to działanie, które tych ponad 400 tysięcy polskich lojalnych obywateli, którzy za Polaków się nie uważają ani trochę, wpycha w ramiona mniejszości niemieckiej, oficjalnie w RP uznanej. Jest to działanie zdecydowanie antypolskie. Zupełnie go nie rozumiem.
  15. Mniejszość etniczna - Ślązacy

    Ja też nie, co nie zmienia mego poglądu, iż to, co napisałeś dalej: to nieprawda. Wynikałoby z tego, że wszyscy ludzie, którzy urodzili się w Polsce (o ile wiem - integralnej, nie ma nie-integralnych części Polski) są Polakami. To bzdura czysta. O ile mi wiadomo, wśród ludzi urodzonych w Polsce są także Niemcy, Ukraińcy, Białorusini, Żydzi, Litwini, Karaimi, Tatarzy, Ormianie, Romowie, cyganami zwani, a z nowo przybyłych - Wietnamczycy, Kurdowie, Czeczeni, Kabardyjczycy, Arabowie, Gruzini etc. etc. etc. Nie dostrzegam w tym wielkiego problemy, skoro są lojalni wobec naszej ojczyzny - wspólnej dla nas i tych nacji. Nie dostrzegam też problemu z wydłużeniem listy nie-polskich narodowości o jakąś inną, np. o śląską. Dla mnie nie ma sprawy - jeśli jakaś część Ślązaków nie uważa się za Polaków, to ja ich do tego nie zmuszę, więc wypada uznać istnienie tej narodowości. Byleby jednak nie wywierali oni nacisku na tych Ślązaków, którzy uważają się zarazem za Polaków. Co do krzywd, to chyba trudno znaleźć w naszym kraju grupę, która nie miałaby zasadnych powodów, że w ciągu ostatnich 100 lat była skrzywdzona. Po co więc o tym pisać?
  16. Grunwald

    No i tak przy okazji Pan Krakowski, to kasztelan, a nie wojewoda. Ale tekst świetny !!!
  17. Dziś przed południem na którymś programie TV leciała jakaś niskobudżetowa produkcja. Fabuły nie pamiętam, zresztą jako całość nie ma tu najmniejszego znaczenia. Pewien człowiek mówił swemu synowi i swej byłej żonie, że prowadzi swój warsztat samochodowy. Przynosił synowi drogie prezenty, gdy go odwiedzał. W trakcie kolejnych odwiedzin ma problemy z oddychaniem i ląduje w szpitalu. Tam - w związku z tą chorobą - wyznaje, że nie ma warsztatu samochodowego, tylko jest robotnikiem w hucie szkła, gdzie pracuje od 10 lat. Wszyscy, którym to wyznaje - lekarze, syn, była żona, scenarzysta i reżyser - przyjmują, że to naturalne, iż ukrywał fakt, że jest robotnikiem. Bo to wstyd być robotnikiem. Dlaczegóż to "wstyd być robotnikiem"? Dla mnie wykwalifikowany robotnik, pracujący w specjalistycznym zakładzie produkcyjnym to KTOŚ. Ktoś, któremu należy się szacunek i za ciężką pracę, którą wykonuje, i za jej ogólnie pożytecznie skutki i za niebagatelne umiejętności, które są potrzebne do wykonywania tej pracy. Nie wiem, jaki jest Wasz stosunek do robotników. Może się okazać, że jednak jestem komunistą .
  18. Zwykli ludzie końca wojny

    Zgodnie z tematem i jego opisem chciałbym, byśmy porozmawiali tu o losach konkretnych osób, które żyły w drugiej połowie lat 40-ych i na początku lat 50-ych. Nie tych, o których dowiedzieliśmy się z prasy, książek, telewizji, szkoły czy jakichkolwiek publikacji. Czyli zwykle naszych bliskich. Choć dział dotyczy "powojnia", chyba jednak często trzeba będzie zacząć wcześniej - zwykle od dnia narodzin.
  19. Zwykli ludzie końca wojny

    FAŁSZ. Secesjonisto, ale nic mi nie wiadomo o tym, by mój ojciec występował na "trybunach majowych". Możesz podać źródło tej informacji? Czy tak po prostu sobie zmyśliłeś? FAŁSZ. Ojciec nigdy nie był pokazywany w telewizji z okazji uruchamiania czegokolwiek - przynajmniej ja tego nie widziałem. Znów poproszę o źródło tej informacji. Najwyraźniej wiesz o nim więcej, niż ja. W telewizyjnej transmisji z pochodu pierwszomajowego można było zobaczyć każdego uczestnika. Trochę mnie zadziwia, że Secesjonista, tak znany i szanowany ze względu na precyzję swych wypowiedzi - której brak u innych nader ostro piętnuje - pozwala sobie na takie nagromadzenie nieprawd (mówiąc delikatnie). Może odszczeka - choć wątpię. Jeden robi w drewnie, drugi w elektronice. Mam nadzieję, że nie tworzysz tezy o wyższości robienia w drewnie nad robieniem w elektronice. Chodzi o tego Niemena, śpiewaka, co go znam z radia i telewizji? No cóż, gdyby tacy, jak mój ojciec, nie uruchomili radia i telewizji, to Niemen nie miałby gdzie występować, nikt by go nie znał, i Twój dziadek nie miałby komu zrobić tych schodów, bo Niemen nie miałby kasy, by mu zapłacić. Jeśli chodzi o dąb, to głęboki szacunek dla Twego dziadka chciałbym wyrazić, bo ja raz chciałem gwóźdź wbić w dębową deskę i... lepiej będzie, jak tu skończę. Mogę stwierdzić, że ojciec nie nienawidził ludzi z partii, ponieważ był człowiekiem wyrozumiałym dla ludzkich słabości i nienawiść do kogokolwiek uznawał za etycznie niedopuszczalną. Nie chciałbym być źle zrozumianym, że niby Twój dziadek, skoro kogoś nienawidził, to był gorszy. Nie, nie, nic z tego. Nienawiść prawdziwa objawia się w czynach, zaś u Twego dziadka - tak sądzę - występowało coś na kształt "nienawiści deklaratywnej", dość popularnej w owych czasach. To znaczy, że ktoś deklaruje (zwykle jedynie w rodzinnym gronie) nienawiść do PZPR, co nie owocuje żadnymi działaniami czy zaniechaniami i nie przeszkadza w tym, by z członkiem tej partii dobrze współpracować w robocie, wypić piwo czy coś konkretnego lub przyjąć od niego zlecenie i dobrze wykonać dla niego dębowe schody. Trudno było aktywnie nienawidzić partyjnych, bo w szczytowym momencie co 12 Polak należał do partii. A odliczając dzieci, starców i gospodynie domowe... Jeśli chodzi o mego ojca, to zwykle bardzo negatywnie wypowiadał się o partii i jej członkach. Podejrzewam, że gdybym się do PZPR zapisał, to usiłował by mnie wydziedziczyć, czego jednak uczynić nie mógł, bo nijakiego majątku nie zgromadził. Odczytuję to jako sugestię, że mój ojciec to był "be", bo robił w radiu, zaś Twój był "cacy", bo robił w drewnie? Mam nadzieję, że się mylę i że niczego, podobnie bzdurnego nie sugerowałeś. Na wszelki wypadek jednak rozwinę swoje stanowisko. Twój dziadek, podobnie jak mój ojciec, podobnie dawali "placet" PZPR do rządzenia. Nie wiem, czy Niemen był członkiem PZPR lub sojuszniczego stronnictwa, czy nie. I w sumie nie ma to najmniejszego znaczenia. Siak czy owak, śpiewając piosenki, emitowane w socjalistycznym radiu i socjalistycznej telewizji, nagrywając płyty w socjalistycznej wytwórni czy śpiewając na socjalistycznych koncertach - dla niezorientowanych dodam: innych radiów (tak stoi w słowniku PWN), telewizji, wytwórni i koncertów nie było - dawał placet rządzącej partii. Z socjalistycznego budżetu socjalistycznego rządu socjalistycznej partii dostawał pieniądze, którymi płacił za wykonane dębowe schody.
  20. Robotnik - i jego status

    Nie bardzo wiem, gdzie i w jaki sposób wyraziłem takie przekonanie. Ale w tym poście chodziło mi o grupę, zwaną w epoce realnego socjalizmu "wielkoprzemysłową klasą robotniczą". Nie mam nic przeciwko rozszerzeniu zakresu dyskusji, jednak niezbyt lubię, gdy usiłuje mi się przypisać poglądy, których nie wyrażałem i nie podzielam. Więc wróćmy do tematu. Dla mnie to szok. Gdy byłem dzieckiem i nastolatkiem, na przeciwko domu, w którym mieszkałem, znajdowało się wejście do Fortu Mokotowskiego, w którym to były jakieś zakłady z branży radiowo-telewizyjnej. Mówię o latach 60-ych i początku 70-ych. O siódmej rano wyła syrena, obwieszczając, że czas już być w pracy. O piętnastej obwieszczała fajrant. Dość pusta zwykle ulica zapełniała się tłumem ludzi. Ci ludzie budzili mój szacunek. Nie potrafię wskazać, dlaczego. Chyba po prostu silnie wpojony etos pracy. Skoro przychodzili do pracy w porze, gdy ja się dopiero zabierałem się do wstawania, a wychodzili z pracy, gdy ja już dawno byłem "po szkole", to znaczy, że ciężko pracowali. Więc należał im się szacunek. Po 1980 roku sytuacja się zmieniła, ale na plus. Lato 80 roku uświadomiło, że jeśli coś w tym kraju ma się zasadniczo zmienić, to tylko dzięki sile robotników, przede wszystkim tych z wielkich zakładów pracy. Sorry - ale strajkiem nauczycieli czy inżynierów z biura projektów nikt się nie przejmie. A strajkiem górników, hutników, stoczniowców czy tramwajarzy - jak najbardziej. W latach 80-ych wśród studentów Politechniki Warszawskiej w modzie było nosić jakieś robotnicze akcesoria. Sam, będąc na praktyce w cukrowni, skombinowałem robotniczą fufajkę i potem w niej paradowałem na uczelni. W klubie jeździeckim - środowisko, które z etosem klasy robotniczej niby nie powinno mieć wiele wspólnego - fufajka i gumofilce były świadectwem wyższego stopnia wtajemniczenia. Tak ubierali się instruktorzy. Jak najbardziej współczesny W latach 80-ych kończyłem studia. Ani wtedy, ani wcześniej, nie marzyłem, by zostać "badylarzem", a tym bardziej "prywaciarzem". Badylarz to jeszcze - w sumie nowoczesny rolnik, wytwarza żywność, coś powszechnie potrzebnego, jak najbardziej pozytywna sylwetka. Ale prywaciarz, to taki ktoś, kto tanio robi tandetę i drogo ją sprzedaje. Nie nie nie. Nie mówię, że marzyłem o byciu robotnikiem, bez przesady. Chciałem być inżynierem, który tymi robotnikami kieruje. I przyznaję, że choć mam niezłą pracę (może nawet więcej niż niezłą), to jak parę lat temu spotkałem kolegę, który powiedział, że jest głównym technologiem w takiej a takiej fabryce, to coś mnie ukłuło, jakby odrobina zazdrości. Zastanawiam się, czy to nie jest tak, że te 30 lat życia w epoce realnosocjalistycznej indoktrynacji wywołało w mej psychice ten szacunek dla pracy. Ale - jeśli tak - to może ten realny socjalizm nie był taki zły, przynajmniej w tym aspekcie. A chęć podniesienia swojego statusu jest taka ludzka.
  21. Francja a migracja

    Nie, nie i jeszcze trzy razy nie. To znaczy, że najważniejsza fala emigracji Polaków do Francji, mająca miejsce po przegranej wojnie polsko-rosyjskiej w 1831 roku, była zupełnie odmienna od emigracji o 100 lat późniejszej. Po 1831 roku emigrację Polaków do Francji charakteryzowały: 1) przyczyna - polityczna, 2) oczekiwania - polityczne ogromne, materialne nader skromne, 3) źródła utrzymania - bardzo wielu emigrantów utrzymywało się z przychodów z ich majątków w Królestwie.
  22. Romanie Różyński, nie przypominam sobie, bym na tym forum przedstawiał swój stosunek do uchwalenia "konstytucji 3 maja". Jest on wielce krytyczny, choć z zupełnie innych względów, niż przez Ciebie podane. Gdybym miał je syntetycznie przedstawić, wystarczy mi 7 słów dość znanego morału opowieści o wróbelku: "Jak siedzisz w gównie, to nie ćwierkaj". Secesjonisto, wydaje mi się, że nieco przecenia się rolę Internetu w rozpowszechnianiu teorii spiskowych. Choć swoje znaczenie to medium ma. Secesjonisto, dzięki za link, dzięki któremu dowiedziałem się, że istnieją teorie spiskowe na temat smug kondensacyjnych. Przy okazji się spytam, co to jest "NWO"? Euklidesie, zapewne masz na myśli spiski, które uważane są za historyczny fakt i opisane w podręcznikach, albo chociaż w poważnych naukowych publikacjach. Też podkreślam, że nie można zaprzeczyć, ze jednak jakieś spiski istniały i - zapewne - istnieją. Rad bym się dowiedział, jakie spiski uważasz za stricte historyczne. Fraszko, jeśli chodzi o to drugie zdjęcie, to widać tam smugę kondensacyjną samolotu na tle wyżej rozciągających się chmur typu "stratocumulus". Takich jak tu: http://www.clouds-online.com/cloud_atlas/stratocumulus/images/stratocumulus_undulatus_2.htm . Taki układ chmur wróży nadejście frontu ciepłego, czyli że za parę godzin zacznie trochę padać, potem deszcz stanie się bardziej intensywny, ale za cca. 12 godzin powinno się wypogodzić i ocieplić. Chyba, że front się zokluduje, wtedy może będzie padać krócej, ale pogoda generalnie się popsuje. Zaznaczam, że o meteorologii i chmurach wiem tyle, ile wymagano ode mnie na egzaminie na sternika żeglarskiego (chyba tak to się zwało), przy czym do owego egzaminu nie przystąpiłem. Jeśli chodzi o pierwsze zdjęcie, to tak wygląda zwykle niebo w pogodny dzień tam, gdzie przebywam.
  23. Proszę o podanie kosztów...

    No dobra, Tyberiuszu, ale zastanów się, do czego Ci ten miecz? No bo jeżeli naprawdę chcesz nom z kimś walczyć (oczywiście myślę o ćwiczeniach szermierczych, nie biorę pod uwagę, że chcesz nim kogoś ukatrupić), no to może warto inwestować w ten za 1300 zł. Ale jeśli chcesz tylko nim wymachiwać, żeby fajnie wyglądało, to chyba wystarczy taki za 130 zł. 30 zł dodałem, żeby nie było, że masz najtańszy.
  24. Zwykli ludzie końca wojny

    No to ja zacznę od swojego ojca. Rocznik 1903. Kongresówka, Warszawa. Wraz z matką w 1915, która była bodajże księgową w jakiejś fabryce, "ewakuowany" do Moskwy, gdzie mieszkał do 1919 roku. Rosyjskim posługiwał się "as a native speaker", jakbyśmy dziś powiedzieli. W Moskwie rozpoczął przygodę z harcerstwem, była tam polska drużyna. Wrócił do Polski, skończył VI LO im. Tadeusza Reytana. Można powiedzieć, że wziął udział w wojnie 1920 roku, bo wraz z drużyną harcerską został wysłany do strzeżenia... zachodniej granicy pod Tucholą. Strzegł jej z karabinem, do którego nie było amunicji, a bagnet trzeba było mocować sznurkiem. Nigdy do nikogo nie strzelał. Miał bardzo poważną wadę wzroku, więc raczej wojsko dało mu spokój. Skończył studia inżynierskie na Politechnice Warszawskiej, specjalizując się w radiotechnice. Trafił do Polskiego Radia. Uczestniczył w uruchamianiu radiostacji we Lwowie, na Forcie Mokotowskim, potem Raszyn. Następnie zajmował się uruchomieniem telewizji z eksperymentalnego nadajnika w gmachu "Prudencjału", jak warszawiacy nań mówili. Zarabiał zupełnie gigantyczne pieniądze - 1240 zł na rękę. Mówił, że 240 oddawał matce, z czego nieźle żyła, 500 byłej żonie, a pozostałe 500 miał na swoje utrzymanie - i nie bardzo wiedział, co z tym zrobić. Kupił sobie nawet Fiata - odbiór miał być w październiku 1939 roku. We wrześniu 39 roku wraz z rządem został ewakuowany z Warszawy i znalazł się na rumuńskiej granicy. Jednak granicznego mostu nie przekroczył, wrócił do Lwowa. Nie trafił do Kazachstanu, ponieważ wcześniej dowiedziało się o nim NKWD i przedstawiło propozycję nie do odrzucenia - że uruchomi lwowską radiostację. Bo sowieccy sami nie potrafili. Uruchomił. Jak dostał urlop, próbował uciec i wrócić do GG, ale się nie udało. Trafił do NKWD-owskiego więzienia, ale z niego wyszedł cały, bo wciąż był potrzebny we lwowskiej radiostacji. I tam go zastał czerwiec 41 roku. Wrócił do Warszawy, a raczej na Pragę. W zbrojnej konspiracji i w Powstaniu nie uczestniczył. Ale we wrześniu dał się złapać na naruszaniu przepisów porządkowych - patrzył z prawego brzegu na walczącą Warszawę - i został wysłany do KL Stutthof. Jednak początkowo nie trafił za druty, tylko do obozu pracy Organizacji Todt. Pomimo iż był cherlawym inteligencikiem i nie był w stanie wyrobić swej normy pracy, przetrwał, ponieważ nie palił papierosów. Oddawał swój przydział papierosów w zamian za pomoc w kopaniu okopów. Jednak wiosną 45 roku Organizacja Todt swoich... jak ich nazwać?... niewolników z tej okolicy odwiozła do KL Stutthof i w końcu ojciec trafił za druty, choć administracja obozu wówczas zajmowała się tylko własnymi sprawami, więc żadnego numeru nikt mu nie wytatuował. Przetrwał radzieckie bombardowania, a po kilku dniach (mówił, że w tym czasie nie dostawali żadnej żywności) czerwonoarmiejcy wyzwolili KL Stutthof. Wyzwolonymi Polakami nikt się raczej nie przejmował, ale rozeszła się informacja, że te ziemie mają należeć do Polski i że polska administracja organizuje się w Elblągu. Do Elbląga tylko trochę ponad 40 km, dotarł pieszo. Tak faktycznie działała komórka polskiej administracji. Jako że był elektronikiem, polecono mu uruchomić elektrownię. Elektrownię uruchomił i rad by w Elblągu pozostał (udało mu się ściągnąć narzeczoną, czyli moja mamę, i zawrzeć ślub), ale o człowieku, który potrafi uruchamiać elektrownie dowiedziały się władze z województwa, czyli z Gdańska, i ściągnęły go do siebie. W Gdańsku został jakimś podstarościm czy jak to się wtedy nazywało, odpowiedzialnym za infrastrukturę miasta. Prąd, woda, ścieki, telefony. Pracował, zarządzał, uruchamiał co się dało. Co się nie dało uruchomić dziś, uruchamiał jutro, za tydzień, za miesiąc. Wtedy przyszła informacja z Warszawy, że jest potrzebny do uruchomienia radiostacji raszyńskiej. Wreszcie powrót do radia !!! Więc się przeniósł do Warszawy (mama ponoć była z tego bardzo niezadowolona) i radiostację uruchomił. Po raz drugi. Z opowiadań rodziców nie wynika, na ile te kolejne przenosiny na trasie Elbląg - Gdańsk - Warszawa były wymuszone, a na ile - dobrowolne. I chyba wówczas nie zadawano sobie takiego pytania. Jestem potrzebny tam i tam. Tak mi powiedziano. No to tam jadę. Dlaczego? Dla Polski. Choć chyba unikano górnolotnych określeń w prywatnych rozmowach. W oficjalnych było ich aż nadto. W Warszawie ojciec awansował na wice-szefa Centralnego Urzędu Radiofonii, czyli odpowiednika późniejszego Radiokomitetu. Potem przeszedł do Polskiego Radia, gdzie zajmował się głownie uruchomieniem telewizji. Telewizję uruchomił. W 1968 roku został szurnięty na wicedyrektora Instytutu Łączności. Na osłodę dali mu stanowisko docenta. Naukowo zajmował się laserami i światłowodami, współpracując z WAT-em. Jeszcze mając lat 80 aktywnie pracował, jeżdżąc środkami komunikacji publicznej z Mokotowa do Miedzeszyna (Instytut Łączności) i na Bemowo (WAT). Ale to już nie mieści się w czasowym zakresie działu. Nigdy nie wstąpił do żadnej partii - ani przed, ani po wojnie. Przekonania miał wyraźne lewicowe. Pozostawał im wierny, mimo świadomości zbrodni stalinowskich. O Katyniu czy głodzie na Ukrainie dowiedziałem się od ojca, w czasach, gdy lękano się, czy przekazywanie takich informacji jest bezpieczne.
  25. Nie chcę się wypowiadać za Secesjonistę, ale przynajmniej ja Twej wypowiedzi o smugach też nie potrafię zrozumieć i bynajmniej nie chodzi o określenie "kolor aluminium" (lepiej byłoby "barwa aluminium", przynajmniej tak niektórzy z mych koleżanek i kolegów twierdzą). Natomiast żadnej teorii spiskowej, związanej ze smugami kondensacyjnymi, nie znam. Smugi kondensacyjne jak najbardziej istnieją, tworzą się za niemal każdym samolotem. Samolot spala węglowodory, z węgla powstaje CO2, a z wodoru - H2O, czyli para wodna. Jest jednym z dwu głównych składników spalin, i gdy ulegają one ochłodzeniu, kondensuje w postaci podobnej do wydłużonej chmury. Jak samolotów dużo, to faktycznie te chmury potrafią zasnuć niebo, niewątpliwie to dzieło człowieka, ale gdzie tu jakiś spisek? Normalne zjawisko fizykochemiczne. Kłębiaste, strzępiaste i inne, w tym warstwowe. Te dają dość jednolitą powłokę. A gdzie mieszkasz? Bo jak mieszkałem w centrum Warszawy, to było tak, jak mówisz - co łatwo uzasadnić bez teorii spiskowych. Teraz mieszkam na obrzeżach i niczego takiego nie dostrzegam.
×

Powiadomienie o plikach cookie

Przed wyrażeniem zgody na Warunki użytkowania forum koniecznie zapoznaj się z naszą Polityka prywatności. Jej akceptacja jest dobrowolna, ale niezbędna do dalszego korzystania z forum.