jancet
Użytkownicy-
Zawartość
2,795 -
Rejestracja
-
Ostatnia wizyta
Typ zawartości
Profile
Forum
Kalendarz
Zawartość dodana przez jancet
-
Rozróżnienie między dowództwem a przywództwem jest oczywiście uzasadnione. Dla mnie dowództwo opiera się na wydawaniu rozkazów, podczas gdy przywództwo polega na przekonywaniu do swych koncepcji. W tym sensie Hitler i Stalin byli dowódcami. Co do przyczyn klęski Niemiec i ich sojuszników w II wś., to najważniejszą (w moim przekoanniu) już podałem - różnica potencjału gospodarczego.
-
Jeśli jest zbyt wąskie - bardzo proszę, dodaj 7., 8. itd. Ja ich nie widzę, ale jestem otwarty na nowe koncepcje. Jeśli chodzi o interes Węgier, to rzecz jasna, warianty 1. 2., a po części i 3. nie będą dla Budapesztu radosne. Przypomnij mi - myśmy mieli jakieś zobowiązania sojusznicze z Węgrami? A jeśli tak - to we wrześniu 39 roku one zadziałały? Co do interesu Rumunii, to warianty 1., 2. i 3. były jak najbardziej w jej interesie.
-
Armia Imperium Rosyjskiego - organizacja, dowodzenie, działania przeciw powstańcom 1863 roku
jancet odpowiedział bavarsky → temat → Powstania
Teraz widzę. Ale mam pytania. Pewnie się mylę, albo czegoś nie rozumiem (przyznaję, że moje głębsze zainteresowanie strukturą i organizacją armii rosyjskiej dotyczy lat 1830-1831). W 1831 roku dywizja piechoty składała się z 8 batalionów liniowych i 4 strzeleckich. Patrząc na Twe zestawienie, dochodzi się do wniosku, że w 1863 roku dywizja składała się z 12 batalionów piechoty (ta gwardyjska z ośmiu) i przydzielano doń dodatkowy batalion strzelców, o numerze zgodnym z numerem dywizji. Czy dobrze to rozumiem? Czym się różnił batalion strzelców od zwykłego batalionu dywizji? -
Piosenki Pawła Kukiza a kampania wyborcza
jancet odpowiedział adamhistoryk → temat → Polityka, ustrój i dyplomacja
Oczywiście, że tak. Normalne wykonywanie zawodu. Oczywiście - pod warunkiem, że do chwili zamknięcia lokali wyborczych powstrzymał by się od jakichkolwiek tekstów, dotyczących preferencji wyborczych. -
#138 Oczywiście, że się nie da, to alternatywa wykluczająca albo-albo... . Za lepsze rozwiązanie uważam sojusz z Czechosłowacją, ale jeśli to by się nie udało, należało podjąć próbę "wyzwolenia" Słowacji. #139 Nie mam. Brakuje mi przykładów podobnych reakcji "zachodu" na taką akcję, gdyż w okresie 1921-1938 nie znam przykładu podjęcia takiej akcji. Ponadto odmienna mogłaby być reakcja rządów Francji i Wielkiej Brytanii, a odmienna reakcja opinii publicznej tych państw, przy czym w systemie demokratycznym reakcja opinii publicznej ma duże szanse przełożyć się (choćby i z pewnym opóźnieniem) na reakcję rządu. Jednakże warto zauważyć, że akcja ZSRR przeciwko samostanowieniu narodu fińskiego podczas "wojny zimowej" spotkała się z bardzo negatywną reakcją zarówno opinii publicznej, jak i rządów. Być może, wcale nie zamierzam zaprzeczać. Przede wszystkim to tylko pomysł. Żeby przeprowadzić analizę wykonalności, trzeba by wiedzieć to, co wówczas wiedziały polskie tajne służby. Ponieważ wiedza ta znikła raczej bezpowrotnie (nawet, jeśli znamy lub poznamy jakieś dokumenty, nie będziemy wiedzieć, czy są to wszystkie dokumenty, czyli nie będziemy nic wiedzieć). Ogólnie panuje opinia, że nacjonaliści słowaccy do 1938 roku szukali oparcia w Polsce. Ale to tylko gdybanie. Natomiast można racjonalnie gdybać o możliwych do przyjęcia postawach państwa polskiego wobec "kryzysu sudeckiego" wiosną 1938 roku. Wg mnie można było: 1. Udzielić gwarancji Czechosłowacji i niejako zmusić ją do sojuszu, rezygnując z korekty granic, choć można było zadbać o prawa polskiej mniejszości. Zważywszy, że i Polska, i Czechosłowacja były związane sojuszem z Francją, Francji trudno byłoby nie poprzeć tych gwarancji. Z tym, że w interesie Polski i Czechosłowacji byłby szybki wybuch wojny (ostatnia okazja na wojnę prewencyjną), a Francja zapewne dążyłaby do uzyskania rozwiązania pokojowego. Sojusz Czechosłowacji z ZSRR bardzo utrudniał to rozwiązanie. 2. Pogodzić się z rozpadem Czechosłowacji i dokonać swoistego jej rozbioru, poprzez zbrojne wsparcie niepodległości Słowacji. Hitler nie byłby tym rozwiązaniem zachwycony, natomiast wobec Francji i Wielkiej Brytanii można by argumentować wolą samostanowienia narodu słowackiego. W każdym razie nie postałby powód do podania w wątpliwość trwałości sojuszu polsko-francuskiego, zaś możliwość ingerencji radzieckiej byłaby mocno ograniczona. 3. Nie robić nic, ale oświadczyć Francji, że w przypadku jej zbrojnego wystąpienia w obronie Czechosłowacji, uderzymy na Niemcy z drugiej strony. 4. Nie robić nic, ale oświadczyć Francji, że w przypadku jej zbrojnego wystąpienia w obronie Czechosłowacji, zachowamy neutralność, niewykluczającą korekty granic. 5. Jawnie opowiedzieć się po stronie Hitlera, poprzeć jego żądania i dołożyć swoje - przez co sojusz z Francją zapewne byłby uznany za zerwany. 6. Skorzystać z okazji i przyłączyć do Polski pewne skrawki terytoriów Czech i Słowacji (Zaolzie, Jaworzyna, Łopata etc.). Przez co daliśmy Francji pretekst do wypowiedzenia zobowiązań sojuszniczych. Może dałoby się wydumać jeszcze jakieś warianty. Te sformułowane uszeregowałem wg kolejności od najlepszego do najgorszego - w moim przekonaniu.
-
Armia Imperium Rosyjskiego - organizacja, dowodzenie, działania przeciw powstańcom 1863 roku
jancet odpowiedział bavarsky → temat → Powstania
Tak przy okazji - nie wiem, czy wiesz, że te starsze linki już nie działają. Przynajmniej u mnie. Pozdrawiam JC -
Piosenki Pawła Kukiza a kampania wyborcza
jancet odpowiedział adamhistoryk → temat → Polityka, ustrój i dyplomacja
Secesjonisto, ależ to tak proste, że aż czuję się zażenowany, że muszę Ci to tłumaczyć. Rozdawanie kiełbasy (czy czegokolwiek innego) przez kandydującego w wyborach w sobotę przedwyborczą i w poniedziałek powyborczy jest zgodne i z literą, i z duchem prawa. Natomiast rozdawanie przez niego kiełbasy w niedzielę wyborczą jest łamaniem i litery, i ducha prawa. Natomiast wykonanie koncertu przez zawodowego muzyka, co do litery - nie mnie się wypowiadać, a co do ducha - to już się wypowiedziałem. Cisza wyborcza obowiązywała jedynie w wyborczą niedzielę. -
Tomaszu, chodzi mi o stwierdzenie: Jeżeli lewica traci poparcie, centrum przesuwa się troszeczkę w prawo Ja natomiast dostrzegam i opisuję zjawisko wręcz przeciwne - gdy polityczne ugrupowania lewicowe traciły poparcie, ugrupowania centro-prawicowe, jakimi niegdyś były PO i PiS przesuwają swój program w lewo, zagospodarowując lewicowego wyborcę. Czy tak było trzeba, czy nie, to już kwestia osądu, ja starałem się jedynie obiektywnie opisać zjawisko. W programie wyborczym każda partia może napisać, że popiera JOW, ale w praktyce ich wprowadzenie jest tak długo niemożliwe, jak długo jedna partia nie zdobędzie większości konstytucyjnej. Inne partie, nie tylko opozycyjne, ale także koalicyjne, zawsze będą wiedzieć, że w przypadku ich wprowadzenia, albo znikną z parlamentu, albo ich rola znacznie się zmniejszy, więc będą głosować przeciw. Na szczęście.
-
Piosenki Pawła Kukiza a kampania wyborcza
jancet odpowiedział adamhistoryk → temat → Polityka, ustrój i dyplomacja
Nie wiem, ale zapewne bezpośrednio nie agitował, czyli nie wołał "głosujcie na mnie!!!". A nawet gdyby agitował i kogoś do siebie przekonał, to nie miałoby to - jak słusznie wcześniej zauważyłeś - żadnego znaczenia, bo ten ktoś zapewne by już nie dotarł do swego lokalu wyborczego, jeśli nawet wcześniej nie zagłosował. Natomiast sam fakt, że koncert był w tym terminie organizowany i w dodatku darmowy, jest klasycznym rozdawaniem kiełbasy wyborczej. W sensie dosłownym - ot macie ode mnie za darmo coś, za co zwykle płacić trzeba. Oczywiście, że rozdajemy kiełbasę wszystkim, bo i tak nie wiemy, czy głosowali lub głosować będą, a tym bardziej - na kogo. Możemy ją rozdawać w sobotę lub obiecywać, że rozdamy ja w poniedziałek. Jedno i drugie jest zgodne z i z literą, i z duchem prawa - nie ma zakazu rozdawania kiełbasy przez kandydatów na prezydenta, nie ma też zakazu dawania darmowych koncertów. -
Tyberiuszu, skorzystaj z tej rady i nawet nie usiłuj dyskutować. Szkoda czasu i atłasu. Dla RR prawicowa jest tylko sama prawa ściana, to znaczy jej konstrukcja nośna, najlepiej beton. Tynk to centrum, a farba na tynku jest akceptowalną lewicą. Wolna przestrzeń w środku pomieszczenia to trockizm i lewactwo, na szczęście rozrzedzone, tak jak rozrzedzonym jest powietrze w porównaniu z betonem. Dla RR znajdowanie się w tej strefie powinno być karane natychmiastowym zgazowaniem. Twierdzenie, że po drugiej stronie pomieszczenia znajduje się przeciwstawna, lewa ściana, i że jest ona równie ważna, bo dach obu ich potrzebuje, dla RR jest przejawem intelektualnej aberracji i pomieszania zmysłów.
-
Gdy napisałem, że ugrupowania centrolewicowe są przeciw poborowi, Secesjonista się zdziwił: a Gregski mu zawtórował: Ciekawy pogląd. Mniejsza już o fakt, że pisałem o mechanizmach politycznych nieco szerzej, nie ograniczając się naszej sceny politycznej, zaś na świecie nadal istnieją państwa, gdzie pobór jak najbardziej się przeprowadza. Natomiast nawet w odniesieniu do Polski pogląd, że "pobór nie istnieje" jest raczej chybiony. Pobór ostatnio nie jest realizowany, ale USTAWA z dnia 21 listopada 1967 r.o powszechnym obowiązku obrony Rzeczypospolitej Polskiej jak najbardziej obowiązuje i jej artykuł 4, głoszący iż: 1. Powszechnemu obowiązkowi obrony podlegają wszyscy obywatele polscy zdolni ze względu na wiek i stan zdrowia do wykonywania tego obowiązku. Obywatel polski będący równocześnie obywatelem innego państwa nie podlega powszechnemu obowiązkowi obrony, jeżeli stale zamieszkuje poza granicami Rzeczypospolitej Polskiej. 2. W ramach powszechnego obowiązku obrony obywatele polscy są obowiązani do: 1) pełnienia służby wojskowej, 2) wykonywania obowiązków wynikających z nadanych przydziałów kryzysowych i przydziałów mobilizacyjnych, 3) świadczenia pracy w ramach pracowniczych przydziałów mobilizacyjnych, 4) pełnienia służby w obronie cywilnej, 5) odbywania edukacji dla bezpieczeństwa, 6) uczestniczenia w samoobronie ludności, 7) odbywania ćwiczeń w jednostkach przewidzianych do militaryzacji i pełnienia służby w jednostkach zmilitaryzowanych, 8) wykonywania świadczeń na rzecz obrony – na zasadach i w zakresie określonych w ustawie. też nie został zniesiony. Więc każdy z nas może zostać w każdej chwili zmobilizowany. Razorblade odniósł się do tej kwestii analitycznie i mój pogląd jest chyba taki sam, jak przez niego wyrażony. Natomiast pogląd, wyrażony przez: wydaje mi się bardzo interesującym przez to, że zupełnie nie nadaje się do opisu zjawisk politycznych, zachodzących u nas od kilkunastu już lat. Bo ja obserwuję zjawisko zgoła przeciwne opisowi Tomasza. Przed rokiem 2005 można było mówić o dwóch lewicowych, znaczących ugrupowaniach politycznych: SLD i Samoobronie. W 2005 SLD tąpnęło w dół ze swą popularnością, choć wciąż jakoś egzystuje, a w 2007 przestała się liczyć Samoobrona. O władzę walczyły dwa ugrupowania de facto centrowe PO i PiS. Ale w 2005 istniała realna, parlamentarna prawica - Liga Polskich Rodzin. W 2007 roku, wraz z dalszym upadkiem instytucjonalnej lewicy, straciła też swą parlamentarną reprezentację instytucjonalna prawica. Jeszcze na początku 2005 roku, gdy wciąż niby rządziło SLD, PO i PiS jawiły mi się jako niemal POPiS - dwa ugrupowania zdecydowanie prawicowe, różniące się trochę stylem i personaliami. Jednak czym bardziej stawało się wg sondaży, że era SLD się kończy, obie partię przyjęły do swego programu wybrane elementy tradycyjnej ideologii lewicowej. Tusk przyjął jako swoje idee liberalizmu obyczajowego, głosząc ideę "Polski liberalnej", zaś Kaczyński przejął lewicowość ekonomiczną, ogłaszając "Polskę solidarną". W 2005 roku dwa najważniejsze ugrupowania prawicowe, na skutek dramatycznego spadku notowań SLD wyraźnie skręciły w lewo, nie zaś w prawo. PO pozostało w miarę prawicowe, jeśli chodzi o program gospodarczy, ale obyczajowo poszło w lewo. PiS pozostaje konserwatywne obyczajowo, ale zdaje się sprzyjać gospodarce centralnie sterowanej, a przynajmniej etatyzmowi, a postulaty dołożenia podatków bankom i hipermarketom to już zahacza o światopogląd komunisty.
-
Tak sobie jakoś myślę, że jak przeanalizować zjawiska, zachodzące w państwach, w których władzę przejęła wyrazista lewica (a nie jakaś tam "lewica demokratyczna"), to "pogardliwy stosunek do szeregi innych osób" itp. jest raczej zasadą, niż wyjątkiem. Pogardliwy stosunek do kapitalistów, obszarników, potem do kułaków, sklepikarzy, Semitów, filosemitów, wykształciuchów etc. etc. był raczej cechą charakterystyczną lewicowej władzy. Liberalizm obyczajowy, rozumiany jako zasada, że każdy może być takim, jakim chce, pod warunkiem że swym zachowaniem ewidentnej szkody społeczeństwu i jego innym przedstawicielom nie przynosi został włączony w zakres wartości lewicowych dość niedawno. W przypadku Tyberiusza - zdaje się, że dość nieszczerze. Amonie, na podstawie powyższej - i szeregu innych wypowiedzi - domniemuję, że raczej reprezentujesz poglądy bardzo wyraziście prawicowe, zdecydowanie na prawo od raczej bezideowego PiS. Jeśli się mylę, to dalsza część mej wypowiedzi Ciebie nie dotyczy. Jednak postawię tezę, że Twa radość z klęski lewicy jest nieuzasadniona. Jak nie ma lewicy, to i prawica jest niepotrzebna. A tak mamy dwa ugrupowania, które są tak naprawdę pragmatyczno-centrowe. Jedno z nich chętnie sięga po jakieś symbole i idee, bliskie elektoratowi zachowawczemu (czyli po co "in vitro", po co tabletka "after", po co "związki partnerskie", po co "etyka" w szkole", po co jakaś "konwencja"). Drugie, na złość pierwszemu, będzie niby popierać i "in vitro", i "after" bez recepty (z receptą nie ma żadnego sensu), i "związki partnerskie", i "etykę w szkole", a nawet "konwencję"). No i są przeciw powszechnemu poborowi. Tyle że oba popierają lub potępiają to wszystko bez żadnego wewnętrznego przekonania, tyle tylko, żeby się różnić od drugiego. Dopóki nie ma wyrazistej i silnej lewicy, to PiS każde autentycznie prawicowe ugrupowanie będzie tak dociskać do muru, że flaki wyciśnie. Coś podobnego robi też PO (Arłukowicz, Rosati, Nałęcz), tyle że tam luz jest większy. A kiedyś Wałęsa powiedział, że w zdrowym politycznie układzie jest i prawa, i lewa noga. Dziś mamy nader rozrośniętą, krępą, ale krótką nogę prawicowo-pseudoprawicową, nadmiernie rozrośnięte centrum i rachityczną i niemal bezwładną lewą nóżkę. Nie dziwota, że posuwać się do przodu nam trudno, a środkową część ciała ból obejmuje i dreszcze. A ten jamnik cierpi srodze - ciągnie jaja po podłodze! A ta kukułeczka latała, latała, aż się ... Tak mi się to skojarzyło ze starą przyśpiewką. Kto jest jamnikiem, a kto kukułeczką? Zostaje jeszcze trzeci z czołowych kandydatów: A ten kogut złotopióry lata po wsi, gwałci kury!
-
Piosenki Pawła Kukiza a kampania wyborcza
jancet odpowiedział adamhistoryk → temat → Polityka, ustrój i dyplomacja
Całkowicie się z Tobą i przedmówcami zgadzam, jeżeli chodzi o wpływ uczestników koncertu na wynik wyborów. Choć oczywiście nie musi się ten wpływ ograniczyć do tych osób, które już były na koncercie, nagle z niego wyszły, żeby zagłosować na Kukiza. To oczywisty nonsens. Natomiast mogło się zdarzyć, powiedzmy kilkuset osobom z Lubina, że wprawdzie nie miały zamiaru głosować na nikogo (albo miały na kogoś innego, lecz bez zbytniego przekonania), ale postanowiły w ten wieczór zabawić się na darmowym koncercie Kukiza. No i wychodząc z domu wstąpiły do lokalu wyborczego i na niego właśnie zagłosowały, bo lubią jego piosenki i w dodatku mogą dziś uczestniczyć w jego koncercie za darmo, więc czemu na tego faceta nie zagłosować? Oczywiście, kilkaset czy nawet parę tysięcy głosów wpływu na wyniki wyborów prezydenckich raczej nie ma. Pytanie więc, po co Kukiz to robił? Dlaczego organizował koncert w ciągu tych 21 godzin, kiedy budziło to wątpliwości prawne? Toć mógł to zrobić w nocy z soboty na niedzielę i pewnie przysporzyłoby mu to więcej głosów. Nie sądzę - aż tak niskiego mniemania o nim nie mam - żeby wynikało to z głupoty ani z bezmyślności. Było to celowe i przemyślane złamanie litery prawa. A mówiąc językiem jego potencjalnych wyborców - celowe działanie antysystemowe. Pokaz w ten sposób, że potrafi nie tylko gadać o walce z systemem, ale swym działaniem - w tym wypadku koncertem - pokazać systemowi środkowy palec. A - i nie tylko ja tak uważam - osobom, głosującym na Kukiza, chodziło raczej o pokazanie systemowi środkowego palca, to ten koncert mógł jednak mu przysporzyć sporo zwolenników. Ilu - oszacować się nie da. Ale liczba osób, które wyszły z koncertu, by udać się do swych lokali wyborczych, nie ma tu nic do rzeczy. No bo mu system zrobi? Nic. Może wymierzy grzywnę. Przecież nie unieważni wyborów z powodu głupiego koncertu. Chyba nawet unieważnienie wyborów w okręgu lubińskim z tego powodu byłoby trudne. A jakby co, to można taką decyzję ośmieszać, podając takie argumenty, jakie podał Secesjonista i Gregski. I parę innych, podobnej jakości. A grzywna - toć to dla działacza antysystemowego sam miód. Najlepiej ostentacyjnie odmówić jej zapłacenia, na skutek czego zostanie zamieniona na areszt. Kara aresztu czyniłaby Kukiza, który dotychczas był raczej beneficjentem systemu, jego ofiarą, czym go niezwykle uwiarygadnia. -
Polska, II WŚ -1939- '89
jancet odpowiedział TyberiusClaudius → temat → Polska Rzeczpospolita Ludowa (1945 r. - 1989 r.)
Ano zupełnie zwyczajnie. Bo uważam, że mamy z tymi żołnierzami wspólny cel. Ależ nie musimy. Możemy sobie samotnie ginąć za swe idee, jak w 1792, 1794, 1831 czy 1983-64. Możliwość jest. Wolna droga, ale ja nie chcę nią iść. Bo, widzisz Fraszko, jakoś jest nas znacząco mniej, niż Niemców czy Rosjan, a nawet niż Ukraińców. O potencjale gospodarczym nie wspominając nawet. Ja tam nie płaszczę. Szukam wspólnoty interesów. Rozumiem, że Ty wolałabyś, by Twe dzieci były krzywdzone? Świetne porównanie. Tak, tak i po stokroć tak - jeśli sam nie jestem w stanie zapewnić bezpieczeństwa swoim dzieciom, chętnie dogadam się z sąsiadem. Nie dostrzegam żadnego sensu w tym górnolotnym zwrocie. Brzmi fajnie, ale żadnego znaczenie nie niesie. Rozsądek. Znasz trochę Węgry? Bo ja tam spędzam średnio dwa tygodnie w roku. "Eladó", "Eladó", "Eladó" na prowincji wisi na co drugim płocie. A na niektórych rozleglejszych przejściach podziemnych w Budapeszcie przechodnie torują sobie ścieżki wśród legowisk bezdomnych. Mam swoje, nader negatywne zdanie, o "mówcach motywacyjnych". Ale oczywiście - jeśli chcesz liczyć na sojusznika, sojusznik musi też liczyć na Ciebie. Stąd Irak i Afganistan, a 200 lat temu - Neapol i Hiszpania. Choćbyśmy się nie wiem jak spięli, nie wystawimy armii, zdolnej do pokonania Rosji (czy Niemiec). Trzeba sobie to jasno uświadomić. Żadne państwo europejskie nie jest w stanie samodzielnie powstrzymać armii rosyjskiej. Ja tam wolę płacić najemnikowi. Wychodzi taniej i lepiej. A akurat żołd to w dzisiejszej sytuacji grosze, w porównaniu z kosztami materiałowymi. Kapelanów i generałów bym zredukował. Kwatermistrzów - czyli, jak się dziś mówi - logistyków mamy raczej za mało. Pewnie znasz piosenkę B. Okudżawy "Piosenka amerykańskiego żołnierza". Istotna jest 3 zwrotka. ....a gdyby się historia jakaś działa. Ty jedno wiesz, Ojczyzna Ci kazała. I możesz w swą niewinność wierzyć szczerze...Jak łatwo być żołnierzem, żołnierzem Wprawdzie nie do mnie ta inwokacja, ale nie łapię, o co chodzi. А если что не так - не наше дело: как говорится, родина велела! Как славно быть ни в чем не виноватым, совсем простым солдатом, солдатом. -
Polska, II WŚ -1939- '89
jancet odpowiedział TyberiusClaudius → temat → Polska Rzeczpospolita Ludowa (1945 r. - 1989 r.)
Tak szybko potoczyły się wydarzenia w tym wątku, że sam już nie wiem, wobec kogo i czego jestem za, a gdzie zaś jestem przeciw. Wrócę więc do założycielskiego wpisu Tyberiusza i postaram się sformułować swoje "credo". 1. Wypowiedzi publicystyczno-polityczne i wypowiedzi historyczne rządzą się nieco odmiennymi prawami. Dlatego - jeśli polityk lub publicysta ogłasza rewelację na temat zakończenia II wś. w 1989 roku, przyjmuję to jako element jego gry, mającej na celu uwypuklenie faktu, że pełną niepodległość uzyskaliśmy dopiero po 50 latach. 2. Jeżeli jednak taki pogląd wygłasza ktoś, kto się ma za historyka, to już stanowczo oczekiwałbym od niego większej rzetelności. Zwykły użytkownik tego forum jest gdzieś pomiędzy publicystą a historykiem - wprawdzie nikt nie wymaga od niego profesjonalizmu, ale jednak funkcją forum jest propagowanie wiedzy, a nie lansowanie uprzedzeń. 3. Co do artykułu "Święto Ocalenia" Krzysztofa Pilawskiego w ostatnim numerze "Przeglądu", to z tezami tam zawartymi zgadzam się chyba w całości. Wychodzi na to, że jestem lewicowcem, miałem się raczej za centrowego liberała, ale niech będzie. Problem w tym, że Tyberiusz tak niechlujnie relacjonuje pogląd, wyrażony w tym artykule, że scyzoryk sam się w kieszeni otwiera. Tyberiusz przez swoje lenistwo intelektualne i swoistą odmianę "parcia na ekran" relacjonuje lewicowe poglądy w sposób, który je ośmiesza. Przy okazji przyznam, że sąsiadujący artykuł Adama Koseskiego to już stanowczo za dużo dla "centrowego liberała z lewicowym odchyleniem"". 4. Uważam, że Armia Czerwona wyzwoliła ziemie polskie. Przyrównywanie okupacji niemieckiej i okupacji sowieckiej jest jakąś dziwaczną zbrodnią na rozumie, bo nie mogę pojąć sytuacji, że ktoś w pełni władz umysłowych podobną tezę głosi. W systemie okupacji niemieckiej śmiercią karano kształcenie młodzieży na poziomie liceum, w systemie sowieckim wspierano tworzenie wyższych uczelni. Itd., itp. 5. Naszą dzisiejszą rzeczywistość geopolityczną uważam za najlepszą z możliwych, co więcej - z historycznego punktu widzenia równie dobrą sytuację mieliśmy za Batorego pod Pskowem. Różnica pomiędzy obecnością wojsk radzieckich, a wojsk amerykańskich na terenie naszego kraju, polega na tym, że obecności tych pierwszych nie chciałem, a obecności tych drugich pragnę. -
Piosenki Pawła Kukiza a kampania wyborcza
jancet odpowiedział adamhistoryk → temat → Polityka, ustrój i dyplomacja
Wieczory wyborcze są zwykle - przynajmniej tak mniemam - organizowane dla nieco ograniczonego grona czynnych uczestników kampanii wyborczej. Natomiast wieczór wyborczy Kukiza ma zaczynać się koncertem - jak mniemam otwartym dla szerokiej publiczności. I chyba darmowym. I tu zaczyna się pewien problem - bo np. ja lubię piosenki, śpiewane przez Kukiza, ale nie zamierzałem na niego głosować w wyborach prezydenckich. Jednak może mnie skusić darmowym koncertem i wtedy mogę zmienić swój zamiar. Więc - najoględniej rzecz ujmując - pan Kukiz, nawet jeśli nie łamie litery prawa (choć chyba świadomie łamie), to (o ile faktycznie tak to realizuje) bezczelnie łamie istotę tego prawa. Dlatego też nie chcę, by został prezydentem. -
Myślę, że nie będzie wielkim uchybieniem, jeśli będę kontynuował w odrębnym wpisie. W realiach końcówki lata 1831 roku o dojściu do Berezyny nie dało się nawet marzyć. To, że wojna jest przegrana, było zupełnie oczywiste. Walcząc dalej, walczono o honor i pamięć. Póki jednak walka trwała, można było mieć nadzieję, że cesarz zaaprobuje jakieś gwarancje dla państwa i armii polskiej, w bardzo śmiałych marzeniach można było mówić o amnestii, uznaniu zdobytych podczas wojny stopni i o utrzymaniu konstytucji królestwa. Cesarz, pomimo swego samowładztwa, nie był wolny od nacisków. Z jednej strony jego obywatele dziwili się, że wojna z głupią Polską wciąż trwa, z drugiej strony można było liczyć na to, że mocarstwa zachodnie i Austria podejmą się jakiejś roli rozjemczej w niekończącej się krwawej wojnie w środku Europy, co było by dla nas nader korzystnym szczytem marzeń. Więc kontynuowanie walki miało swój sens w perspektywie przebiegu rokowań rozjemczych - dwustronnych lub wielostronnych - ale bez żadnej wątpliwości prowadzących do powrotu Królestwa pod władzę Mikołaja I. Krukowiecki zdaje się, że to rozumiał. Faktycznie, sytuacja Paskiewicza, gdyby nie zdołał zdobyć szturmem Warszawy, byłaby nieciekawa, szczególnie w sytuacji, gdyby armii polskiej udało się przywrócić panowanie na terenie województw płockiego, podlaskiego i lubelskiego, przecinając rosyjskie linie zaopatrzeniowe. Naszym sojusznikiem była cholera, która spowodowała, że dostawy z terenu Prus stały się bardzo wątpliwe. Dlatego Krukowiecki podjął tę walkę. Przede wszystkim wysłał korpusik Łubieńskiego w województwo płockie i bardzo silny korpus Ramoriny w województwo podlaskie. Miały one opanować tereny ww. województw, umożliwiając dostawy żywności do stolicy i jednocześnie utrudniając dostawy dla Paskiewicza, a potem przed szturmem na Warszawę włączyć się w jej obronę. O ile Łubieński spełnił swoje zadanie, to Ramorino zapędził się aż pod Brześć i zignorował rozkazy Krukowieckiego o powrocie do Warszawy. Tym samym bitwa o Warszawę, wobec dysproporcji sił, ograniczyła się, siłą rzeczy, do obrony poszczególnych dzieł. Co do wartości bojowej armii polskiej, to w ciągu tych trzech tygodni wzrosła ona niepomiernie. Krukowiecki natchnął ją nowym duchem, przekonał, że bić się warto i zwyciężać można. Ponoć Paskiewicz, gdy zobaczył nasze pozycje pod Warszawą, stwierdził "ależ oni są uzbrojeni po zęby". Co do wartości armii rosyjskiej, to do szturmu na Wolę, uznaną za "rogi naczelne" przeciwnika, wyznaczono najlepsze pułki gwardii oraz kolumny ochotników z innych pułków. W ogóle gwardia, dotychczas oszczędzana w działaniach wojennych, w szturmie Warszawy rzucona była na najtrudniejsze odcinki. Z resztą już w maju nieco lekceważone przez nas gwardyjskie paniczyki okazały się wyśmienitymi żołnierzami. Niestety, wobec niesubordynacji Ramoriny, bitwa o Warszawę była skazana na klęskę. Krukowiecki o tym wiedział wcześniej, niż Paskiewicz, i ten moment usiłował wykorzystać do wytargowania jak najlepszych warunków poddania Warszawy. Niestety, jakaś banda idiotów, którym się wciąż śniła się Berezyna, przekreśliła te układy, i w następnych dniach mogliśmy oglądać, że choć armia polska jest całkiem niezła, to jednak od rosyjskiej słabsza. Ps. Choć nie podajesz tego jednoznacznie, mniemam, iż liczebność wojsk podajesz na pamiętnikami Kołaczkowskiego. Są też inne dane, chyba bardziej wiarygodne, ale nie zmieniają one zasadniczej tezy - bez Ramoriny można było tę bitwę jedynie przegrać.
-
Sporo napisano na ten temat. Ja mogę jedynie zrelacjonować tezy, które mnie przekonują. Literatury na ten temat jest sporo, tak sobie myślę, że chodzi Ci o mój pogląd, a nie o cytaty. Więc świadomie nie sięgam do opracowań, tylko piszę "z głowy". Kondycja armii polskiej 15 sierpnia i w dniach następnych? Kompletna rozsypka naczelnego dowództwa. Gdyby Paskiewicz o tym wiedział, wszedłby do Warszawy w ciągu trzech dni niemal bezkrwawo. Odsunięto od dowództwa Skrzyneckiego - i choć jestem daleki od potępiania w czambuł jego decyzji w trakcie tej wojny i przypisywania mu wszystkiego, co złe, to jednak w tym momencie czas był ku temu najwyższy. A raczej było to o dwa miesiące za późno. Przywództwo objął Krukowiecki - to znaczy został jednoosobowym rządem, ale nie mógł (a przynajmniej dał się przekonać, że nie mógł) sam siebie powołać na wodza naczelnego. Uważam, że wielka szkoda dla naszej pamięci narodowej, iż nie został naczelnym wodzem 1 grudnia 1830 roku, gdyż pod jego dowództwem może dotarlibyśmy do... Berezyny, a wtedy otworzyłoby się kolejne "qui pro quo". cdn.
-
Piosenki Pawła Kukiza a kampania wyborcza
jancet odpowiedział adamhistoryk → temat → Polityka, ustrój i dyplomacja
Istotnie, jest tu pewien problem. Teoretycznie pan Kukiz z zawodu jest piosenkarzem i trudno mu zabronić wykonywania swego zawodu akurat w ten weekend. Z drugiej jednak strony, jeśli z góry zapowiada (z naciskiem na tryb warunkowy), że koncert jest częścią wieczoru wyborczego, to świadomie łamie prawo. Podejrzewam, że konsekwencją nieprzestrzegania ciszy wyborczej jest jakiś mandat, pewnie kilkaset czy parę tysięcy zł, na co pan Kukiz jest z góry przygotowany, na biednego nie trafiło. Natomiast wyborcy powinni sobie zadać pytanie, czy to, że pewien kandydat świadomie łamie obowiązujące prawo, powinno skłaniać ich do głosowania na niego, czy też odstręczać. Pytanie nader zasadne, bo akurat w kompetencji prezydenta leży "prawo łaski". -
Moim zdaniem lista powinna brzmieć: 1. Lepsza logistyka 2. Wyższe morale 3. Lepszy dowódca 4. Silniejsza armia no i 5. - o czym zapomniano 5. Silniejsza gospodarka. Mi się tak zdaje, że Rzesza miała 1, 2 i 4 punkt, a właśnie dobrego dowódcy (na szczęście) zabrakło. W każdym razie Stalin okazał się lepszy. W punkcie 5. może i mieliby przewagę nad samym ZSRR, powstanie Wielkiej Koalicji skazywało ich na klęskę.
-
Tak trochę nie rozumiem - mam udzielić odpowiedzi na pytanie "jak zmieniała się wartość bojowa armii polskiej w Warszawie i armii rosyjskiej wokół Warszawy w dniach 15 sierpnia - 5 września 1831 roku? No bo co to jest "wartość żołnierza"?
-
Stosunek Tadeusza Kościuszki do planów Aleksandra I Romanowa
jancet odpowiedział grzesiek2002 → temat → Rewolucja francuska i epoka napoleońska (1789 r. - 1815 r.)
Wszystko, co nie nastąpiło, choć było w planie, pozostanie w sferze domysłów. Kwestia prawdopodobieństwa. Natomiast - podkreślam, pozostając w zgodzie ze znaczną liczbą historyków, bo to na podstawie ich opinii ukształtowałem ten pogląd, choć są i tacy, którzy usiłują nie dostrzegać niewygodnych dla nich faktów - rosyjska maszyna wojenna została puszczona w ruch w październiku 30 roku, lub nawet wcześniej, w każdym razie przed Nocą Listopadową. A to jest w tej kwestii najważniejsze. Oczywiście - nawet gdyby nie powstanie - to car był zdolny do jej powstrzymania (choć generałów, spuszczonych z łańcucha, dość trudno powstrzymać). Dlaczego miałby to zrobić? Raczej nie wierzę, by Prusy (a tym bardziej inne państwo niemieckie) mogłyby po prostu nie przepuścić idącej na zachód armii. Co najwyżej mogłyby udzielić tylko ograniczonego wsparcia, choć i w to wątpię. Zdecydowanie bardziej prawdopodobne jest to, że Anglia i Francja spełniłyby po prostu żądania carskie bez wojny. Czy ostałaby się niepodległa Belgia - raczej nie, zostałaby poświęcona na rzecz akceptacji rządów Filipona we Francji. Jednakże, gdyby to miała być jedynie demonstracja siły, to urządzano by pokazowe defilady i demonstracyjne przemarsze, przede wszystkim w Petersburgu. Tymczasem mobilizacja, koncentracja i przemarsz odbywały się... tak raczej cichcem, bez tendencji, do zwracania na to uwagi opinii publicznej. Raczej car chciał zadziwić i sojuszników, i przeciwników, że w zapusty (katolickie ) ma już armię nad Prosną. Oczywiście istnieje prawdopodobieństwo, że wobec obojętności Berlina i Wiednia oraz manifestowanej gotowości do walki Francji, Belgii i Wielkiej Brytanii car by uznał się za pokonanego bez walki. I to było możliwe, jednak wojennego ducha we Francji było wówczas dość niewiele. Co jeszcze mogłoby się wydarzyć, żeby do wojny nie doszło? Można mieć kilka pomysłów, na przykład Mikołaj mógł paść trafiony apopleksyją, a i Michał, i Konstanty byli od niego bardziej liberalni. Itd, itp. Prawdopodobieństwo każdego z tych wydarzeń można różnie szacować. Zapewne w Paryżu, Brukseli i Londynie nie uwzględniano prawdopodobieństwa takiego wydarzenia, że oto domniemana straż przednia zbuntuje się przeciwko siłom głównym i powstrzyma ich marsz na zachód. A akurat to zdarzenie osiągnęło prawdopodobieństwo 1,000. Dla mnie najważniejsze w tej dyskusji jest jednoznaczne stwierdzenie, że jesienią 30 roku (przed Nocą Listopadową) mieliśmy do czynienia nie z myśleniem o wojnie Rosji przeciw Belgii i Francji, nie z jej planowaniem, nie z mobilizacją, nie z koncentracją, ale z faktycznym wymarszem armii rosyjskiej na zachód. Jeśli z tym się zgadzasz, to nie ma między nami zasadniczego sporu. -
Stosunek Tadeusza Kościuszki do planów Aleksandra I Romanowa
jancet odpowiedział grzesiek2002 → temat → Rewolucja francuska i epoka napoleońska (1789 r. - 1815 r.)
Na przełomie 1979 i 1980 roku miałem okazję być w Belgii i w obecności kilkoro mieszkańców tego kraju (w różnym wieku) poruszyłem temat niepodległości Belgii i wpływu Polaków na nią. Popatrzono na mnie dość dziwnie, to znaczy - jak na idiotę. Może więc to "odbicie" jest nader skromne, może poziom oświaty historycznej w Belgii jest nader niski, a może miałem do czynienia z wyjątkowymi nieukami. Pewnie trochę jedno, trochę drugie, a trochę trzecie. Jakich "nowszych badań"? Czyich nowszych badań? I nowszych od jakich badań? Jeśli chodzi o polską historiografię to fala badań (i następnie publikacji) miała miejsce w drugiej połowie lat 70-ych i na początku 80-ych, w związku ze 150. rocznicą. Potem była zapaść, później coś Strzeżek junior zaczął grzebać w archiwach rosyjskich, ale generalnie - bryndza. Żadnych rewelacji nikt nie ogłosił. Badania Strzeżka potwierdzają ową tezę - strzelcy konni V KK Kreutza spod Stoczka byli przekonani, że walczą z Francuzami. Bo nie o przekonaniach tu mówimy, tylko o faktach. Faktem jest, że w rosyjskich magazynach w Modlinie jesienią 30 roku zaczęto powiększać zapasy amunicji. Podobne dyspozycje dostały też polskie magazyny. Do 29 listopada zgromadzono jej tyle, że wystarczyła na całą wojnę (nie chodzi o to, że powstańcy w ogóle nie produkowali amunicji, ale jej modlińskie zapasy dotrwały do października 31). Na co był ten proch przeznaczony - na sylwestrowe fajerwerki? Faktem jest, że jesienią 1830 roku z polskiej armii nie zwolniono do domów wysłużonych żołnierzy. 29 listopada polskie wojsko było w bardzo wysokim stanie liczbowym, niektóre pułki znacząco ponad etat. Po co trzymano tych żołnierzy? Żeby zbierali grzyby? Faktem jest, że 29 listopada Korpus Grenadierów Szachowskiego, I Korpus Piechoty Pahlena I (Piotra), III Korpus Kawalerii Witte'a, V Korpus Kawalerii Kreutza były już nie tylko zmobilizowane, ale były w drodze na zachód. Czołowa dywizja I Korpusu Piechoty, stacjonująca gdzieś pod Smoleńskiem, dochodziła do Wilna. VI Korpus Piechoty ne był w drodze, bo stacjonował przy granicy, ale mobilizował swoje rezerwowe bataliony, co było przewidziane na wypadek wojny. Korpus Gwardii nie musiał się mobilizować, bo zawsze był na stopie wojennej, ale był już przygotowany do wymarszu, o ile nie w drodze. II Korpus Piechoty Pawła Pahlena (II) się już koncentrował do wymarszu. Cholera opóźniła jego wymarsz, przy czym warto podkreślić, że władze carskie użyły tego korpusu w wojnie, pomimo szalejącej w nim epidemii. Fakty te wynikają z licznych opublikowanych dokumentów i opracowań, a przede wszystkim są opisane w pracy Puzyrewskiego "Wojna polsko-ruska 1831 roku", wydanej pod koniec XIX wieku po rosyjsku i po polsku. Puzyrewski był Polakiem i rosyjskim generałem i swoje dzieło opracował na zlecenie carskiego sztabu generalnego. Stanowi to dla mnie najwyższą rekomendację odnośnie opisu stanu faktycznego. Dla historyka francuskiego bariera językowa może być trudna do pokonania, tym bardziej, że jest on przyzwyczajony, że wszystko, co ważne ukazywało się po francusku. A tu вот сюрприз. Nie mówimy tu o samej koncentracji, ale o marszu wojsk na pozycje wyjściowe. Przy czym chciałbym podkreślić, że ww. korpusy, czyli II Armia Dybicza stanowiły w zasadzie całość rozporządzalnych sił Rosji do działań ofensywnych. I Armia Tołstoja lizała rany po wojnie tureckiej i leczyła się z cholery. W sensie formalnym masz rację. Samo zmobilizowanie II Armii i jej marsz na zachód nie przesądza wojny. Dowodzi jedynie zamiaru jej wszczęcia. A skoro cesarz powziął decyzję wszczęcia wojny, to bardzo jestem ciekaw, co miałoby spowodować, że by od tej decyzji odstąpił. Łojzicku, jakie znowu "myślenie"? Zmobilizowanie i wymarsz prawie 200 tysięcy ludzi nazywasz "myśleniem"? Reszta jutro lub kiedy indziej. Choć chyba tylko ta różnica, pomiędzy "myśleniem" o wojnie, a "decyzją" o wojnie jest istotna. -
Polska, II WŚ -1939- '89
jancet odpowiedział TyberiusClaudius → temat → Polska Rzeczpospolita Ludowa (1945 r. - 1989 r.)
Mam 3 pytania: 1. Czy Tyberiusz zadał sobie trud dowiedzenia się, co znaczy zwrot "nomen omen", zanim go użył? 2. Czy Tyberiusz naprawdę twierdzi, że Komorowski i Tusk są historykami? Bo o ile wiem, tylko ukończyli studia na kierunku "historia", co historykiem jeszcze nie czyni. Dla przykładu - ukończyłem studia na kierunku "chemia", jednak chemikiem nie jestem i tak naprawdę nigdy nie byłem. 3. Czy Tyberiusz wie, kiedy został podpisany traktat pokojowy pomiędzy Polską a Niemcami? Podpowiem - nie został. Ale zostały podpisane traktaty o granicach i o dobrym sąsiedztwie. W 1990 roku. Wypowiedzi o tym, że II wojna światowa dla Polski zakończyła się w 1989 (lub 1990, a nawet 1992 roku) są elementem publicystyki polityczno-historycznej. Mają na celu przypomnienie, że państwo polskie suzerenną władzę na swym terytorium, utraconą w 1939 roku, odzyskało dopiero w 40 lat później. Nie za bardzo lubię ten styl uprawiania publicystyki, bo zapewne i Tusk, i Komorowski wiedzieli, co mają na myśli, wiele osób (np. Secesjonista i autor tego tekstu) też to pojmują bez trudu, ale jednak są i osoby, które mają z tym duży problem. Exemplum jest aż nadto widoczne. -
Stosunek Tadeusza Kościuszki do planów Aleksandra I Romanowa
jancet odpowiedział grzesiek2002 → temat → Rewolucja francuska i epoka napoleońska (1789 r. - 1815 r.)
Świadomie przejaskrawiałem pewne sprawy, więc sam się nie za każde słowo dam pokroić. Ważna dla mnie są tezy główne: 1. Powstanie Księstwa Warszawskiego przyniosło w konsekwencji powstanie Królestwa Polskiego, które - przynajmniej na mapach - przetrwało do 1918 roku, co bardzo ułatwiało wybicie się na niepodległość. 2. Ci, którzy swe życie kładli wówczas - w latach 1795-1831 kładli na stos "polskiej sprawy narodowej" efekty swych działań i ofiar uważali za klęskę, gdyż były niewspółmierne do dość racjonalnych i przykrojonych "na miarę czasów" (akceptacja wasalności, a nie pozycji suzerena) oczekiwań Wybicki to już nie żył od lat kilku, zapewne chodzi Ci o Wysockiego. Drobiazg, przejęzyczenie. Co do oceny wydarzeń Nocy Listopadowej w znacznej mierze się z Tobą zgadzam. Tyle że jednak niedoścignionym ideałem tego typu głupoty jest dla mnie wywołanie powstania styczniowego. Jeśli to uznamy za sewrski wzorzec głupoty politycznej, to twórcy Nocy Listopadowej byli raczej rozsądni, tyle że pozbawieni prawdziwych informacji, poddani natłokowi informacji fałszywych i dość złożonym prowokacjom. Co do motywacji podchorążych i w ogóle rewolucji listopadowej, jak wówczas te zdarzenia określano, powstało trochę mitów, a jednocześnie pewne fakty zostały uznane za mity. Mitem jest, że rewolucję wywołano w zamiarze podjęcia samotnej walki z Rosją. Twórcy tego mitu zapominają o atmosferze, która powstała w wyniku rewolucji lipcowej we Francji i wrześniowej w Belgii oraz okazania życzliwości tym rewolucjom przez Wielką Brytanię. Rewolucja listopadowa w Polsce miała być po prostu trzecią demokratyczną rewolucją 1830 roku. Wiosną 31 roku rewolucyjne armie trzech narodów, wspierane przez armię liberalnej Wielkiej Brytanii miały ruszyć na wschód i wspólnie pokonać tyranów, których uosobieniem i podporą był car Mikołaj I Romanow. Podobno podchorążowie (via Zaliwski) byli o istnieniu takiej koncepcji zapewniani. Koncepcja ta bynajmniej nie była niedorzeczną, wręcz przeciwnie - przebieg wojny polsko-rosyjskiej, ambiwalentna postawa Austrii i poparcie dla sprawy polskiej wśród ludności Prus i innych państw niemieckich wskazują, że faktycznie była to okazja do stworzenia liberalno-monarchicznego porządku przynajmniej w zachodniej i środkowej Europie. Ludwik Filip nie podjął rękawicy, co miało dalekosiężne i raczej negatywne dla Francji (i dla liberalizmu) skutki. Prawdą jest fakt, dość często podawany za mit - zda się, że szczególnie przez brytyjskich i francuskich historyków, że w chwili wybuchu powstania armia rosyjska już szła na zachód, zatem wojna przeciw Francji i Belgii była przesądzona. Pół miliona stóp i ćwierć miliona końskich kopyt już przemierzało rosyjskie zaśnieżone trakty. Nikt takiej masy wojsk nie rusza dla zaspokojenia chwilowej fantazji. Puzyrewski - carski generał - w swojej "Wojnie polsko-ruskiej" w 100% to potwierdza, zresztą jakim cudem armia rosyjska w takiej sile miałaby przekroczyć granicę Królestwa 5 lutego 31, gdyby nad mobilizacją zaczęto się zastanawiać po 8 grudnia 30, gdy wieść o rewolucji dotarła do Stolicy. Cztery dywizje armii KP faktycznie miało być strażą przednią rosyjskiej Wielkiej Armii, która miała pójść na zachód, by raz na zawsze zniszczyć mrzonki o liberalnych monarchiach. Na całą wyprawę przeznaczono 16 dywizji rosyjskich, nie licząc gwardii. Polacy mieli stanowić niespełna 20% armii interwencyjnej. Niektórzy twierdzą, że użycie polskich dywizji w tym charakterze było niemożliwe, bo było sprzeczne z Konstytucją. Problem w tym, że car dążył do radykalnego pogwałcenia owej konstytucji i w warunkach wojennych byłoby to raczej zaletą tej decyzji, niż wadą. Bez względu na poczynania podchorążych, wojsko polskie i tak stanęłoby przed dylematem: iść na czele Wielkiej Armii, tłumiącej liberalizm i demokrację w zachodniej Europie, z którymi wiązaliśmy swe nadzieje na prawie niepodległość, albo zbuntować się i przeciwstawić się temu marszowi. Mitem jest, że odrębność KP została zniesiona na skutek powstania i wojny polsko-rosyjskiej. Zapisy konstytucji, nadanej przez króla Aleksandra II Romanowa, były ultraliberalne i czyniły KP taką zieloną wyspą na tle czarnej Europy. Ale już około 1820 roku jego cesarsko-królewska mość zaczął nabierać fundamentalnych wątpliwości co do zakresu liberalizmu w Polsce, choć wdzięczni Polacy w tym czasie zrzucali się na budowę kościoła św. Aleksandra ku jego czci. Mikołaj, objąwszy władzę podczas wystąpienia dekabrystów, ten kurs jedynie zaostrzył. I - prędzej czy później - albo by Konstytucję zmienił, albo w praktyce zniweczył jej liberalne zapisy. Pytaniem jest, i to nader zasadniczym, na ile to podchorążowie i inni uczestnicy spisku mieli świadomość tych uwarunkowań. Przyznam, że mój pogląd na poziom intelektualny podchorążych kształtuję na podstawie prób podjęcia kontaktu z "łabędziami", gdy byłem "bażantem". Zero przecinek zero. Zatem nie posądzam zwykłego podchorążego o świadomość szans i zagrożeń. Choć i na niego oddziaływała rewolucyjna atmosfera z Paryża i Brukseli. Oficerowie spiskowi zapewne wiedzieli więcej. Najwięcej - pewnie Zaliwski. Opisano w literaturze tematu przesłanki, na których można budować tezę, że to on był osobą, kontaktującą się z francuskimi emisariuszami i głęboko wierzył w rychłą wojnę europejską. Chyba nie wszystkie informacje przekazywał Wysockiemu, który zresztą okazał się w trakcie powstania oficerem, nienadającym się nawet do dowodzenia batalionem. Cywilni spiskowcy zapewne byli dość głęboko zaznajomieni z okolicznościami. Ponieważ śmiem wątpić, czy Wojsko Polskie pogodziłoby się z rolą straży przedniej Żandarma Europy, to zarazem śmiem wątpić, że powstania można było uniknąć. Kurek już był odciągnięty, podchorążowie jedynie nacisnęli na spust. Zrobili to w sposób nieodpowiedzialny, trudno było to zrobić gorzej. Chaotyczna improwizacja, zero planowania, unikanie odpowiedzialności. Do tego dochodzą bestialskie morderstwa polskich generałów i wyższych oficerów, co do których patriotyzmu nie mam powodu mieć jakichkolwiek zastrzeżeń. Blumer, Hauke, Nowicki, Meciszewski, Potocki, Siemiątkowski, Trębicki zostali zamordowani (jedynie Meciszewski wyciągnął pistolet z olster, ale trudno to było uznać za podjęcie walki) za swoje działania, zgodne z odmiennym poglądem, co w danej chwili jest dla Polski dobre. Brak niektórych z nich (szczególnie Haukego, Meciszewskiego i Trębickiego) mocno doskwierał podczas nadchodzącej wojny. No to na dziś wystarczy.