jancet
Użytkownicy-
Zawartość
2,795 -
Rejestracja
-
Ostatnia wizyta
Typ zawartości
Profile
Forum
Kalendarz
Zawartość dodana przez jancet
-
Czy polskie społeczeństwo jest tolerancyjne?
jancet odpowiedział abramowicz → temat → Gospodarka, kultura i społeczeństwo
Ja tam w ogóle nie wiem, co ma tolerancja do owych 2000 uchodźców. Rozumiem, że chętniej przyjęlibyśmy chrześcijan, albo chociaż jazydów - bo oni nie mają szans w innych krajach muzułmańskich, więc może powinni mieć u nas pierwszeństwo. Natomiast co do samego przyjęcia tych 2000 osób - to ja jestem za ich przyjęciem i to bez względu na to, czy to chrześcijanie, jazydzi czy muzułmanie. Ważne jest dla mnie to, żeby sformułowano to w UE jako pewną zasadę. Tak, w tej chwili słusznym jest, żeby taki kraj, jak Polska, przyjął stosowną do swego PKB i liczby ludności liczbę uchodźców z Bliskiego Wschodu. Pod warunkiem, że w przypadku np. eskalacji konfliktu na Ukrainie Włochy i Grecja będą równie chętne do przyjęcia proporcjonalnych liczb uciekinierów z Ukrainy. -
Zaintrygowały mnie padające tu nazwiska, więc postanowiłem sprawdzić, kto wtedy wchodził w skład rządu w chwili wprowadzenia "4 reform", czyli 1 stycznia 1999 roku (reforma edukacji weszła 1 września, bo tak się zaczynał rok szkolny), oraz co w polityce robił potem, a szczególnie - co robi dziś. Rzecz jest ciekawa, szczególnie w zestawieniu z poglądem Furiusza, który twierdzi, iż niejaki Bolesław K. jest odpowiedzialny za kształt "4 reform", bo był ministrem, ale nie ma zasług za wprowadzenie Polski do NATO, bo nie był ministrem. Podobno Furiusz piętnuje ekwilibrystykę. Abym sam nie był posądzony o ekwlilibrystykę czy malipulację, podaję nazwiska ministrów w kolejności alfabetycznej. 1. Leszek Balcerowicz, wicepremier, minister finansów – w latach 2000-2007 prezes NBP, dziś stoi na czele Fundacji Obywatelskiego Rozwoju, komentuje życie polityczne, ale aktualnie czynnym politykiem nie jest. 2. Jerzy Buzek, premier – dziś poseł do PE z listy PO, bezpartyjny. 3. Ryszard Czarnecki, minister – członek Rady Ministrów – wówczas członek ZChN, od 2004 roku członek Samoobrony, od 2008 roku członek PiS, obecnie eurodeputowany z listy PiS 4. Bronisław Geremek, minister spraw zagranicznych, nie żyje. 5. Mirosław Handtke, minister edukacji narodowej – poza polityką. 6. Jacek Janiszewski, minister rolnictwa i gospodarki żywnościowej – pomimo kilku prób powrotu dziś poza polityką, 7. Teresa Kamińska, minister – członek Rady Ministrów – dziś poza polityką, 8. Longin Komołowski, minister pracy i polityki społecznej – był wybrany posłem na sejm w 2007 roku z list PiS, przewodniczący PKParaolimpijskiego i Wspólnoty Polskiej 9. Jerzy Kropiwnicki, minister – kierownik RCSS - w 2006 został wybrany prezydentem Łodzi jako kandydat PiS, obecnie doradca Prezesa NBP, 10. Wojciech Maksymowicz, minister zdrowia i opieki społecznej – w latach 2006-2013 członek PO, potem przeszedł do Polski Razem Gowina, ale dziś bezpartyjny 11. Janusz Onyszkiewicz, minister obrony narodowej – do 2009 roku szef Partii Demokratycznej, od 2010 roku radca w MON, prezes Polskiego Związku Alpinizmu. 12. Janusz Pałubicki, minister koordynator służb specjalnych – wycofał się z polityki, 13. Hanna Suchocka, minister sprawiedliwości - w latach 2001-2013 ambasador w Watykanie, dziś może i w polityce, ale kościelnej 14. Janusz Steinhoff, minister gospodarki – później nie prowadził działalności politycznej, 15. Tadeusz Syryjczyk, minister transportu i gospodarki morskiej – poza polityką. 16. Jan Szyszko, minister środowiska – członek PiS, 2005-2007 minister w rządach Marcinkiewicza i Kaczyńskiego, od 2005 do dziś poseł na Sejm z ramienia PiS. 17. Janusz Tomaszewski, wicepremier, minister spraw wewnętrznych – zamieszany w aferę z importem żelatyny, jednak stanowisk w rządzie został pozbawiony w wyniku oskarżenia IPN o kłamstwo lustracyjne. Proces lustracyjny wygrał, do AWS nie wrócił, do polityki próbował, ale bez powodzenia. 18. Wiesław Walendziak, minister – członek Rady Ministrów – w 2001 roku został posłem z ramienia PiS, potem wstąpił do tej partii, ale w latach 2003-2004 zrezygnował z funkcji partyjnych i złożył mandat posła, czy złożył legitymację partyjną – nie wiem. 19. Emil Wąsacz, minister skarbu państwa – od 10 lat toczy postępowanie przed Trybunałem Stanu. 20. Andrzej Wiszniewski, minister – przewodniczący KBN - pomimo kilku prób do polityki nie wrócił, 21. Joanna Wnuk-Nazar, minister kultury i sztuki – nie prowadzi działalności politycznej. 22. Marek Zdrojewski, minister łączności – dziś nie prowadzi działalności politycznej. Jak widać nie było wówczas w rządzie ani Bartoszewskiego, ani Biernackiego, ani Kaczyńskiego, ani Komorowskiego. Jedynie czterech jest obecnie aktywnych politycznie - Balcerowicz, Buzek, Czarnecki, Szyszko. Dwóch jest w PiS, dwóch bezpartyjnych - przy czym Buzka można zaliczyć do zadeklarowanych zwolenników PO, natomiast Balcerowicza - do zaciekłych przeciwników. W zasadzie tylko Balcerowicza możnaby uznać za antysystemowego w tym sensie, że jest przeciwnikiem zarówno PiS, jak i PO. Ale raczej Kukiz wolałby go nie mieć na swych listach. Z PiS-em związani byli także Komołowski, Kropiwnicki i Walendziak, Maksymowicz - z PO, a potem z "gowinowcami", więc nie wiadomo, czy mu bliżej do PO, czy do PiS, a może do Kukiza? Z identyfikacją antysystemowców problem taki, że nie wadomo, kto to jest. Spośród ww. osób można powiedzieć, że Komołowski, Janiszewski, Kropiwnicki, Maksymowicz, Walendziak, Onyszkiewicz, Suchocka, Tomaszewski i Wiszniewski mieli jakiś pociąg do polityki, tyle że ponosili w niej raczej porażki lub też zapał gasł. Kropiwnicki, Onyszkiewicz i Wiszniewski są już po 80-tce, więc raczej do Kukiza nie przystaną, Suchocka jest zupełnie z innej bajki, Komołowski się raczej dobrze usadowił i nie będzie się bawić w głupoty. Walendziak pewnie nie po to rezygnował z mandatu posła, by po latach się o taki ubiegać, choć kto wie. Pozostają Janiszewski, Maksymowicz i Tomaszewski - niewiele od Kukiza starsi i być może - niezaspokojeni politycznie. Jak Kukiz ogłosi listy wyborcze, to się okaże.
-
Ojcowie i matki 4 reform AWS z 1999 roku
jancet odpowiedział jancet → temat → Polityka, ustrój i dyplomacja
No fakt. Bronisław, nie Bolesław. Ach te słowiańskie imiona !!! -
Ojcowie i matki 4 reform AWS z 1999 roku
jancet odpowiedział jancet → temat → Polityka, ustrój i dyplomacja
Ależ skąd, nie wzbudzało to żadnego zainteresowania. Nota bene, temat kto był wówczas ministrem wzbudzał zainteresowanie tak długo, jak długo bazując na niewiedzy innych, można było "przyłożyć PO". Jak się okazało, że jednak nie za bardzo można, to i zainteresowane spadło. Więc jeśli Secesjonista zna ową listę ekspertów, to ja chętnie ją poznam. Tak z ciekawości się zapytam - jeśli ktoś uważa reformę emerytalną z 1999 roku za źle skonstruowaną, to powinien doceniać wysiłek Tuska, że ją w znacznej mierze zmienił, nie? Odnoszę wrażenie, że słyszałem (bądź czytałem) sporo tekstów, w których jednym tchem obwiniano PO w osobie Buzka za wprowadzenie tej reformy oraz PO z osobie Tuska za jej zmienianie. -
PKO - Bank Polska Kasa Opieki S.A.
jancet odpowiedział secesjonista → temat → Gospodarka, kultura i społeczeństwo
Bank ten obsługiwał legalne płatności osób fizycznych w walutach KK. Ja np. po zmarłym wujku otrzymałem spadek - 1000 funtów brytyjskich. Jednak wdowa po wujku chciała to zablokować. Konsul polski w Londynie podjął się reprezentować mnie w czynnościach prawnych, ale pod warunkiem, że pieniądze wpłyną na utworzony w owym banku rachunek. Tak też się stało i - mając 15 lat - stałem się posiadaczem rachunku dewizowego, przy czym kwota została zdenominowana w USD. Z tegoż rachunku, o charakterze lokacyjnym, można było podejmować dowolną ilość "bonów towarowych PEKAO" - w odróżnieniu od PKO. Te bony można było sprzedać albo kupować za nie w sieci sklepów PeKaO. Początkowo - czyli w połowie lat 70-ych sieć sklepów PeKaO była bardzo skromna - w Warszawie był jeden, przy Nowogrodzkiej trochę na zachód od Chałubińskiego (a może już Marchlewskiego?) i chyba drugi, gdzieś na Pradze. Pod koniec lat 70-ych (tak z pamięci) zostały one przemianowane na Przedsiębiorstwo Eksportu Wewnętrznego PEWEX i sieć znacznie rozbudowano. Co do wybierania pieniędzy w prawdziwych dolarach, to można było to zrobić na podstawie uzyskanego paszportu. Raz podjąłem w ten sposób 200 USD. Nie mogłem zrozumieć, jak taka fortuna mogła się zmieścić na 2 papierkach. Rachunek w PeKaO miał charakter lokacyjny i był bardzo dobrze oprocentowany, bodajże na 12% rocznie. Przy tym podejmowanie bonów nie naruszało warunków lokaty, jedynie podejmowanie "zielonych". -
No ale łatwiej zamknąć budżet przy 1750 zł czy przy 1500? Niestety, tak to wygląda, że nie rozumieją, co trochę jest żenujące. Ja się ze swym rozumieniem im nie przydam, bo choć wie, czemu im trend poszedł w dół, to nie potrafię powiedzieć, co mieliby zrobić, by poszedł w górę. Tylko że ograniczenia analizy ilościowej i jakościowej oraz ich komplementarność rozumiem po lekturze innych autorów. Chodziło mi o to, co Secesjonista ma na myśli o tym konkretnym problemie badawczym.
-
Czy polskie społeczeństwo jest tolerancyjne?
jancet odpowiedział abramowicz → temat → Gospodarka, kultura i społeczeństwo
Pewien problem w tym, że - zgodnie ze Słownikiem Języka Polskiego PWN - fobia to «chorobliwy lęk przed jakimiś przedmiotami lub sytuacjami». Ja bym powiedział łagodniej - "nieuzasadniony" w sensie, że ten, kto go odczuwa, nie potrzebuje go racjonalnie uzasadniać. Może to na jedno wychodzi. W każdym razie ksenofobia to nie jest pogląd. Bo pogląd to coś uzasadnionego. Oczywiście ktoś inny może uznać ten pogląd za uzasadniony słabo lub błędnie, ale jednak to uzasadnienie istnieje przynajmniej potencjalnie. W pewnym sensie poglądy "się tłumaczy". Jeśli ktoś uważa swoją postawę za niepodlegającą wyjaśnieniu, to zaiste ma problem. O ile dobrze pamiętam w akcji "Zaadoptuj psa" lub "Zaadoptuj kota" chodzi o to, że jeśli chcesz mieś w domu psa lub kota, zainteresuj się przede wszystkim zwierzętami z ośrodków adopcyjnych lub schronisk, a nie od razu tymi z lepszej lub gorszej hodowli. Idea bardzo piękna i nie mam pojęcia dlaczego piszesz, że to "idiotyczne hasło". Fakt, że wprawdzie gdy trzy razy podchodziliśmy do takiej "adopcji", raz krew się lała (ze mnie), ale zyskaliśmy wspaniałego psa, który wprawdzie tylko u nas mieszkał, zaś dwa razy skończyło się na niczym. Dziś mamy psa z hodowli i tyle. I rzeczywiście nie odczuwam potrzeby, by się tłumaczyć z tych decyzji, ale jeśli ktoś spyta, czemu nie, opowiem. Nie mam fobii do zwierząt z ośrodków adopcyjnych, już prędzej do samych ośrodków. Pewnie te "panienki" były głupie po prostu - z głupoty faktyczne nie trzeba się tłumaczyć, to nie choroba. Również nie trzeba się tłumaczyć z tego, że się nie chce mieć psa. Jednak, jeśli jesteś przeciwnikiem trzymania zwierząt w tym sensie, że nie chcesz, abym ja miał psa - to sorry, ale musisz to uzasadniać. Dlaczego Chocim (który?) i Wiedeń miałyby być przykładem polskiej ksenofobii? Fakt, że w zasadzie nie prowadziliśmy wojen przeciwko państwom katolickim brał się raczej z tego, że z jedynym, z którym graniczyliśmy, nie mieliśmy terytorialnych sporów. A pod Chocimiem w 1621 i Wiedniem zrobiliśmy coś bardzo rozsądnego - wydaliśmy bitwę wrogiemu państwu, zanim jego wojska przekroczyły naszą granicę. -
Ojcowie i matki 4 reform AWS z 1999 roku
jancet odpowiedział jancet → temat → Polityka, ustrój i dyplomacja
Lepiej być przewidującym. Ogłoszenie, że mi się to zawsze PO nie podobało, a PiS to w sumie takie fajne ludzie, to dziś za mało, bo to robią miliony. Poszedłem dalej! . -
Zapewne Furiusz zaczerpnął tę rewelację z: https://pl.wikipedia.org/wiki/Gospodarka_Polski . Ta informacja znajduje się w prawej kolumnie. Zacytuję ją trochę szerzej: PKB per capita: US$ 20 100 (2011)według Eurostat 14 000 €(21 875 $) (2008). Wzrost PKB 6,2% (2006), 6,7% (2007), 4,8% (2008), 1,8% (2009), 3,8% (2010), 3,8% (2011), 1,6% (2013) Zważywszy, że autor tej notatki dostrzega coroczny wzrost PKB pc w okresie 2008-2011, a jednak per saldo wychodzi mu spadek, to raczej trzeba wybitnego zacietrzewienia, by nie dostrzec sprzeczności, zapewne po prostu literówki (cyfrówki?). Tyle z tego "faktu" zostaje. Eurostat podaje (http://appsso.eurostat.ec.europa.eu/nui/show.do?dataset=nama_10_gdp〈=en) 314 mld euro w 2007 i 413 mld euro w 2014. Wzrost o 32%. W tym czasie PKB całej Unii wzrosło z 12 901 mld do 13 920 mld, czyli o 8%. Niemcy - raptem 16%. Ale Luksemburg, Malta i Słowacja poradziły sobie lepiej. Żeby nie śmiecić, przeniosę do innego wątku.
-
Ależ skąd - porównywanie z każdym z pozostałych 26 państw UE jest wspaniałe, tylko trochę... czasochłonne. Natomiast porównywanie z trzema wybranymi państwami, choć może być ciekawe, zawsze niesie pytanie o kryteria wyboru. Możemy się porównwać z Niemcami i Wielką Brytanią i dojść do wniosku, że u nas jest fatalnie, albo z Grecją i Hiszpanią i dojść do wniosku, że mamy świetnie. Jeden i drugi wniosek jest fałszywy. Jakoś dziwnie interpretujesz liczby. Z porównania z trzema państwami widzę, że pogorszyło nam się w porówaniu z Niemcami i Wielką Brytanią, zaś poprawiło w porównaniu z Francją. Wynika z tego, że pod względem zmiany bezrobocia jesteśmy w UE na miejscu między 3 a 26. Czyli nic nie wynika. Może to czołówka, może to ogonek - nie wiadomo. Z porównania ze średnią UE 27 wynika, że zmiana stopy bezrobocia w Polsce w latach 2007-2014 była nieco korzystniejsza, niż przeciętnie w Unii - nam spadło o 0,6 punktu procentowego, podczas gdy w całej Unii wzrosło o 3 punkty procentowe. Mocno odbiegamy od średniej - fakt. Czy brylujemy - z tych liczb nie wynika. Ale patrząc na wyniki wszystkich 28 państw UE z lat 2007-20014 - istotnie, wraz z Maltą zajmujemy drugie miejsce za Niemcami. Z wiadomych, wiadomych... Jeśli osoba tak światła, jak autor powyższego cytatu, nie czerwieniąc się, pisze takie bzdury, to zaiste ze problem ze zrozumieniem otaczającego świata można by uznać za ważki. Ja jednak złożę to na karb zacietrzewienia, a nie niedostatków intelektualnych. Nasza polska rzeczywistość jest dobrze opisana wskaźnikami Eurostatu. Np. wg wskaźników bezrobocie w Polsce w 2014 wynosiło 9%. To dużo, nawet bardzo dużo. Znacznie więcej, niż w krajach, do których chcemy się porównwać i których rynek pracy znamy - Niemcy, Austria, Czechy, Szwecja, Wielka Brytania. Nikt z nas nie szukał roboty w Hiszpanii czy na Cyprze, ichnie bezrobocie to tylko cyferki, nasze - rzeczywistość. To rodzi uzasadnioną frustrację. Tym bardziej, że w porównaniu z 2007 bezrobocie wprawdzie spadło, ale tylko o 0,6 pp, a w porównaniu z 2008 jednak wzrosło - o 1,9 pp. Piękny przyklad przeinaczania cudzej wypowiedzi. Ale czy Secesjoniscie łatwiej spinać budżet przy 1750 zł, czy przy 1500 zł. Ja akurat mniemam, że ich przyczyny rozumiem. Natomiast jakby Secesjonista rozwinął tą myśl o rodzajach analizy, byłbym zobowiązany wielce.
-
Bilans gospodarki Polski - stan obecny (2014-2015)
jancet odpowiedział secesjonista → temat → Gospodarka, kultura i społeczeństwo
Rzecz jasna, że karygodnym jest fakt, iż w danych MSW tkwią liczby zasadniczo odmienne, od danych uzyskanych przez NIK. Znaczy NIK jest potrzebne i spełnia swą konstytucyjną rolę. Z danych NIK - być może błędnych, wynika, że 1. 1580 ha gruntów rolnych w województwie dolnośląskim jest w rękach obcokrajowców. W wojewódzwie dolnoślaskim jest obecnie, wedlug BDL GUS 994 492 ha gruntów rolnych. Czyli te, zawładnięte przez wrażych cudzoziemców, stanowią 0,0016, czyli 0,16% wszystkich gruntów!!! 2. 4580 ha gruntów rolnych w województwie zachodniopomorskim znajduje się w rękach obcokrajowców. W województwie zachodniopomorskim mamy 891 858 ha gruntów rolnych. Czyli wraży cudzoziemcy przejęli aż 0,0051, czyli 0,51% gruntów. Siak czy owak - czy to MSW ma rację, czy NIK, a nawet jeśli to jest 10 razy więcej, niż uznał NIK, mamy parę wniosków: - nasza ziemia nie jest wcale takim łakomym kąskiem dla zagranicznych przedsiębiorstw; - zjawisko wyprzedaży ziemi cudzoziemcom ma charakter marginalny, nieprzekraczający 1% gruntów rolnych w przypadku najbardziej atrakcyjnych inwestycyjne województw. -
Ależ oczywiście, w swym ostatnim poście sam pisałem, że to bzdura, bo raz mówimy o decyzjach administracyjnych, które mają swój skutek w dniu opublikowania, a drugi raz o takich, których skutki pojawiają się po latach i są rozciągnięte w czasie nawet dziesięcioleci. Dlatego arbitralne przyjmowanie zarówno natychmiastowości skutków decyzji, jak i każdej innej jednolitej stałej czasowej, określiłem jako bzdurę - tę drugą nieco mniejszą, ale i tak bzdurę. Prosiłem jedynie suche liczby: Odwołanie się do Eurostatu ma tę zaletę, że trudno posądzić tę instytucję o malipulację danymi na rzecz jakiejś partii w niezbyt dużym kraju, a porównanie do średniej europejskiej pozwala uzglednić wpływ czynników makrootoczenia, na które polityka państw takich, jak Polska, nie ma znaczenia. Słusznie piszesz - podsumowaniu czasów rządów Platformy, a nie skutków rządów Platformy. Pięknie, no to jescze przypomnę średnią UE (27): 2007 - 7,2% 2008 - 7% 2009 - 9% 2010 - 9,6% 2011 - 9,6% 2012 - 10,4% 2013 - 10,8% 2014 - 10,2%. Zatem w 2008 roku bezrobocie w Polsce wynosiło o 0,1 punktu procentowego więcej, niż średnia UE. W 2009 już o 0,9 punktu procentowego mniej. Rekord był w 2014 - 1,2 punktu procentowego mniej. Zmiana w latach 2008-2014 na korzyść o 1,3 punktu procentowego. Wynik niezły, bez względu na to, czyją jest zasługą, ja się cieszę. Choć też wolałbym niemieckie 5%. A jeszcze lepiej 4%.
-
Siedzę sobie w Uzdrowisku Solec-Zdrój, nudy. Niby mam kupę pracy, ale to też nudy. Więc czasem coś czytam. Np. "Przegląd". Jest on uważany za tygodnik opinii naszej lewicy. Fajnie. Kedyś felietony do „Przegladu” pisał Daukszewicz, Widacki, i i jak się nazywał ten ekonomista z brodą od Balcerowicza? Kunicki? Teraz został jedynie Łagowski. Natomiast jak zawsze jest tam taka rubryka "Giełda", gdzie redakcja wymienia najbardziej pożądane i najbardziej niepożądane zjawiska naszej rzeczywistości. Na pierwszym miejscu wśród tych na „+”, czyli na pozycji +6, znajduje się informacja, że „Polska znalazła się wśród 20 państw mających największe bezpośrednie inwestycje zagraniczne. W 2014 r. napłynęło do nas 14 mld dol.”. No dobra, OK, cieszmy się. Natomiast wśród zjawisk negatywnych, na pozycji -2, tkwi informacja, że „Teresa Piotrowska, minister spraw wewnętrznych, umorzyła postępowanie w sprawie skargi starosty tatrzańskiego na przekazanie luksemburskiej spółce PKG majątku Polskich Kolei Linowych, w tym kolejki na Kasprowy Wierch. I tak za symboliczne 215 mln zł pozbyliśmy się majątku o wielokrotnie większej wartości”. Nie mnie wyceniać wartość PKL, choć generalnie coś jest tyle warte, za ile da się sprzedać. Natomiast zadaję sobie pytanie, czy redaktorzy „Przeglądu” naprawdę nie zdają sobie sprawy ze związku wartości bezpośrednich inwestycji zagranicznych z „wyprzedażą narodowych sreber”, takich jak PKL? Nie bardzo rozumiem, jak można jedno chwalić i drugie ganić jednocześnie. Ale w sumie to nie miało być o tym, tylko o zawartym na s. 9-13 obszernym niby-wywiadzie z dr hab. Janem Sową na temat naszej rzeczywistości politycznej i społecznej, poprzedzonym całostronicowym zdjęciem autora, które z Kikizem budzi we mnie bezpośrednie skojarzenia – dostrzegam podobieństwo stylu. Odnoszę wrażenie, że niektóre ugrupowania ideologiczne dostrzegły w sukcesie Kukiza swą szansę i koniecznie usiłują się podeń podczepić, jadąc na haśle antysystemowości. Od lewaków po neofaszystów. I dr hab. Jan Sowa świetnie się w tym nurcie mieści. Mniejsza o proponowaną przezeń terapię, najpierw zajmijmy się jego diagnozą. Redaktor Kacper Leśniewicz nie zadawał żadnych niewygodnych pytań, podejrzewam nawet, że nie zadawał żadnych pytań, a tylko je ex post dopisał do monologu Sowy. A dr hab. Sowa konstatuje m. in. : Z różnego rodzaju wskaźnikami [...] jest jeden zasadniczy problem. Bardzo często ignorują one klasowy charakter społeczeństwa. Przedstawiając średnią dla Polski, nie uwzględniają różnic, jak i kto rzeczywiście żyje. No cóż, GUS z zasady ignoruje klasowy charakter społeczeństwa. Jak na razie – OK. PKB rośnie, ale zwróćmy uwagę, jak mały jest w nim udział płac, i co oznacza, gdy płace stanowią jego jedną trzecią. No cóż, nie wiem, co to oznacza – nie mam pojęcia, czy to dużo, czy mało, ile wynosi ten udział na Węgrzech, ile w Niemczech. Nic się o tym nie dowiaduję. Mamy również niski poziom wydatków publicznych w relacji do PKB [...]. Reszta pieniędzy idzie do kieszeni tych, którym powodzi się coraz lepiej. Jak już parę razy wspominałem, PKB to: wydatki mieszkańców + wydatki rządowe i samorządowe – import + eksport. Liczą się tylko wydatki w kraju, wydatki zagraniczne to import. Kwoty, które „idą do kieszeni” nie mają wpływu na PKB. Tę wiedzę powinien dziś każdy, dopuszczony do matury. Jeśli więc panu dr. hab. udziały nie sumują się do jedności, to ma problem. Bardzo duży problem. Zwykle się mówi, że głosi brednie. Potem jest długi akapit o tym, że skoro jest tak dobrze (to znaczy mamy dobry wzrost PKB, zwykle powyżej średniej europejskiej – wywody p. dr. hab. dotyczą całego 25-lecia, więc „zielona wyspa Tuska” to tylko epizod – to czemu na nic nie ma pieniędzy – na porządną służbę zdrowia, na prawdziwie darmowe studia dla wszystkich, na godziwe emerytury, mieszkania komunalne, minimalną ochronę socjalną itp? No cóż, jakiś tak temu na tym forum podałem do wiadomości, że z prostej arytmetyki wynika, iż przy utrzymaniu naszego wzrostu PKB na poziomie 2,5% przy niemieckim wzroście 1,5% nie dogonimy Niemiec w zasadzie nigdy, choć już w przyszłym pokoleniu osiągniemy dzisiejszy poziom życia w Niemczech. Przy czym przeciętny Niemiec dziś uważa, że w jego państwie na nic nie ma pieniędzy – na porządną służbę zdrowia, na prawdziwie darmowe studia dla wszystkich, na godziwe emerytury, mieszkania komunalne, minimalną ochronę socjalną itp. Polacy, pracujący w tym kraju, oceniają rzecz zgoła inaczej, ale to kwestia porównań. Natomiast neoliberałowie z łatwością udowodnią, że jeśli coś jest rozdawane darmo, to podaż nigdy nie zrównoważy popytu, bo ten drugi wg modelu rozbiega się do nieskończoności. I tyle – znów powinni to wiedzieć wszyscy, dopuszczeni do matury. Przez lata wmawiano ludziom, że pensja minimalna nie może rosnąć, bo wzrost o 1% bedzie oznaczać 40 tys. Nowych bezrobotnych. Przez ostatnie trzy lata pensja minimalna drgnęła, a bezrobocie w tym czasie spada. Mamy zatem do czynienia z szantażem kapitału... Wynagrodzenie minimalne w ciągu ostatnich 3 lat wzrosło z 1500 zł do 1750 zł, czyli o 17% przy niemal zerowej inflacji. Jeśli p. dr hab. uważa ten wzrost jedynie za drgnięcie, to gratuluję. Ja bym się bardzo ucieszył z takiego tempa wzrostu swoich wynagrodzeń. Natomiast znów przypomnę, że elementarną zasadą wszelkich praw ekonomicznych jest „ceteris paribus” , czyli pozostałe bez zmian. Gospodarka Polski podlegała w latach 2012-2015 korzystnym zmianom, dzięki czemu można było jednocześnie znacząco podnieść płacę minimalną i nieco obniżyć bezrobocie. Pewnie też można było tylko nieco podwyższyć płacę minimalna, za to znacząco obniżyć bezrobocie. Mam w zanadrzu jeszcze kilka cytatów, ale wczoraj już się skończyło, a ja dziś muszę wstać o 6:00, by na 8:10 zdążyć na zabiegi... Cdn.
-
Dziś dyscyplina naukowa socjologia zaliczana jest do dziedziny nauk społecznych, tak jak ekonomia. Jednak - jeśli wierzyć bazie OPI Ludzie Nauki - Sowa zrobił doktorat w dyscyplinie socjologia, ale w dziedzinie nauk humanistycznych. Mniemam, że jakaś różnica w tym tkwi. Raczej nie. Raz czy dwa kupiłem "Krytykę Polityczną", być może były tam i teksty Sowy, ale nie pamiętam. W "Przeglądzie" nie czytałem, ale kupuję ten tygodnik kilka razy w roku. Poglądy Sowy, publikowane rok temu, związku z Kukizem nie miały. Poglądy Sowy, publikowane dziś, pozostają w takim oto związku z Kukizem, że w pewnych sprawach zdają się być zbliżone do pogladów, wypowiadanych przez tego ostatniego. Nie twierdzę, że publikacja ta dla autora czy wydawcy miała jakikolwiek zamysł, związany z ruchem Kukiza. Nie wykluczam też, że zamysł taki mieć mogła. Toć pisałem na wstepie - nudzi mi się.
-
Pozwolę sobie jednak trochę wyjść poza ramy informacyjnej funkcji tego temat, by podzielić się z Wami pewną smutną refleksją. Od wielu lat w ramach tzw. polityki historycznej poszczególne ugrupowania polityczne usiłują zawłaszczyć pewne wydarzenia historyczne, aby budować z nich swój własny wizerunek. Im bardziej historycznie bolesne i niejednoznaczne są to wydarzenia (a mało jest wydarzeń jednoznacznych), tym większym uproszczeniom podlega ich ocena, bo na niejednoznaczności (podobno) nie zdobywa się wystarczająco licznych zwolenników. Jeszcze nie tak dawno takie rocznice, jak 1 sierpnia, 1 września i inne były dla mnie inspiracją do historycznej refleksji, zadumy, pochylenia się nad losem tych, co zginęli i tych, co przeżyli. Niestety, co raz bardziej się staje "uroczystością partyjno-państwową", z której pozostaje co nawyżej godny spektakl, który w najmniejszym stopniu nie niesie tego, o czym pisze Bavarsky. Jeśli organizatorzy tegorocznych obchodów chcieliby, by było inaczej, to życzę im powodzenia, choć zarazem weń nie wierzę. Niestety.
-
Powstanie a politycy, pop-historia itp.
jancet odpowiedział jancet → temat → Literatura, sztuka i kultura
Najprościej powiedzieć : Szkoda. Żeby rzecz nieco skomplikować napiszę jednak parę dalszych akapitów. Kamieniami milowymi w naszej historii w przeciągu 200 lat były różnego rodzaju powstania. Od konfederacji barskiej (ostatni rokosz czy pierwsze powstanie?), powstanie kościuszkowskie, powstanie wielkopolskie 1806, powstanie listopadowe, próby powstańcze w Galicji w 1846 i 48 roku, powstanie poznańskie 1848, powstanie styczniowe, powstanie poznańskie 1918, powstania śląskie po powstanie warszawskie 1944, walki "żołnierzy wyklętych", a może jeszcze dodać Poznań 1956. Poszczególne zrywy doczekały się różnych ocen, bynajmniej nie wszystkie były przegrane i nie wszystkie przegrane przyniosły negatywne skutki. Naprawdę było aż tak źle z przygotowaniem żołnierzy AK do walki? Bo ja jednak myślałem, że uczono ich, że pistoletem czołgu się nie pokona. Dlatego budowali barykady i rzucali butelki z benzyną. Czyż nie? Czy nie jest ogłupianiem uparte twierdzenie, że powstańcy do czołgów strzelali z pistoletów? Choć opis chyba żadnego z nich nie powinien być jednoznaczny, ale niektóre z nich doczekały się naprawdę gorących sporów. Bardzo gorący spór toczył się w naszej publicystyce i nauce na temat pwostania litopadowego, ale chyba nic nie przewyższy temperatury sporów, toczących się wokół powstania warszawskiego. W zasadzie nie ma zgody na żadną tezę, poza jedną - że powstańcy bohaterscy byli. O randze sporu świadczy przypisywane gen. Andersowi stwierdzenie, że Bora i Montera należy postawić przed plutonem egzekucyjnym. Nie wiem, czy faktycznie tak się wyraził, ale sam fakt, że mu się to przypisuje, świadczy o temperaturze i niejednoznaczności sporu. Bo analizując np. powstanie listopadowe i styczniowe, widzimy różnice poglądów między Druckim-Lubeckim i Wielopolskim z jednej, zaś Wysockim, Zaliwskim i Mierosławskim z drugiej strony. Są dwie strony, dwie przeciwstawne wizje rozwoju Polski. Analizując powstanie warszawskie widzimy jaskrawe różnice między osobami, fundamentalnie stojącymi po jednej stronie. Nie chodzi o różnice pomiędzy Borem a Berlingiem, lecz pomiędzy Borem a Andersem i Mikołajczykiem. Trudno w ich przypadku mówić o zasadniczo odmiennych wizjach Polski. Oczywiście, wszystkie nazwiska traktuję jako w miarę rozpoznawalne symbole. Pomijac już nasze podwórko, pozostaje i tak kilka fundametalnych pytań, dotyczących innych stron konfliktu. Czy ofensywa Armii Czerwonej została celowo zatrzymana na początku sierpnia, czy też był to skutek udanej kontrofensywy niemieckiej. Czy jak we wrześniu wojska Stalina zajęły Pragę, to wysyłano berlingowców na śmierć, czy po to, by ukazać się światu w roli wybawiciela polskich powstańców? Itd, itp. Jeśli ramach rocznicowych obchodów ukażemy te spory, będące przecież elementem i dzisiejszej, i ówczesnej rzeczywistości, jeśli ukażemy te problemy szerokiej publiczności, to odniesiemy sukces. Jeśli rocznicowe obchody tylko wzmogą pamięć o PW przez pryzmat bohaterstwa powstańców, to nie tylko są niepotrzebne, są wręcz szkodliwe. Bo bohaterstwo postańców jest ważne, lecz problemat decyzji o powstaniu jest znacznie ważniejszy. -
Nie chciałbym się wypowiadać na temat faktycznej wiedzy, której się wymaga od abiturientów, ale przejrzawszszy dwa progamy nauczania przedmiotu "podstawy przedsiębiorczości" na poziomie podstawowym, stwierdziłem, że jest tam dużo o PKB i trochę o krzywej popytu. Ja bym dał dużo o krzywej popytu, a trochę o PKB, w sumie można być świetnym przedsiębiorcą, nie mając bladego pojęcia o PKB. Ale jest jak jest i dlatego twierdzę, że osoba dopuszczona do matury powinna to wiedzieć. Z naciskiem na powinna. Konkretnie jest humanistą, doktorat ma z socjologii, a habilitację z kulturoznastwa. Dziś socjlagia, podobnie jak ekonomia, są w obszarze nauk społecznych i sądzę, że nie można być dobrym socjologiem, nie rozumiejąc podstawowych pojęć i zjawisk ekonomicznych, na poziomie wymagań licealisty. Oczywiście mogę dostrzec fakt, że zainteresowania oraz ścieżka naukowa pana dr. hab. ułożyły się tak, że na ekonomii się nie zna wcale. Nie ma sprawy - tylko niech się wiec na tematy ekonomiczne nie wypowiada. HOWGH. Ano zmieniło się to, że pojawił się taki polityk Kukiz i zdobył sporą popularność. Rok temu słowo "kukizowość" byłoby w ogóle niezrozumiałe. Dlaczego zaś uważam, że ta publikacja z ruchem Kukiza może mieć cokolwiek wspólnego? Przede wszystkim dostrzegam zerwanie z pewnym dogmatem, przypisywanym dotychczas lewicy, w zasadzie socjaldemokratycznej lewicy - innej jest raczej mało. Ano lewica dostrzegała problem w redystrybucji PKB, czyli chciała generalnie większej mocy państwa, które dzięki temu będzie mogło otoczyć opieką i pracujących, i prekariat, i nawet środowiska pominiętych. Natomiast Sowa chce przesunięcia decyzji w dół, nawet niżej niż organa samorządowe, wprost w ręce obywatelskiej wielości (co by to nie miało w praktyce oznaczać). Wielce mi to pasuje do kukizowskiej antysystemowości, wiary Kukiza w JOW-y 60-tysięczne, nieco sprzecznęj z empirią, ale tym gorzej dla empirii. Odnoszę wrażenie, że względny sukces Kukiza w 1. turze spowodował, że szereg środowisk, które dotychczas nie mogły się przebić do parlamentu, ani nawet do grona realnych sił politycznych, uwierzyło, że jak się umiejętnie do Kikiza podczepi, to się im uda. Dlatego tworzy nowe podstawy teoretyczne dla swych ruchów w taki sposób, aby były zgodne z kukizową antysystemowością. Udowodnić się tej zgodności nie da, bo Kikiz rozsądnie, choć bezczelnie powiedział, że żadnego programu nie przyjmie, bo jakby przyjał, to byłoby się do czego przyczepić.
-
Jeśli przedsiębiorcy chcą dobrych warunków do prowadzenia działalności, nich uczciwiej dzielą się zyskiem. Ciekawe. W zasadzie dobre warunki prowadzenia działalności gospodarczej, to niskie i stabilne podatki i składki obowiązkowe. Nie tylko, ale to akurat dotyczy "dzielenia się zyskiem". Ponieważ dzielenie się zyskiem polega na płaceniu podatków i składek, toć chyba nie chodzi o działalność charytatywną. "Uczciwsze" dzielenie się zyskiem, to płacenie wyższych podatków. Zatem jeśli przedsiębiorcy chcą dobrych warunków, niech się zgodzą na złe. Ja tam nie wiem, czy podatki mamy za wysokie, czy za niskie, ale to stwierdzenie jest wewntrznie sprzeczne. Sensu w tym brak kompletnie. Wszyscy przedsiębiorcy, którzy mówią, że koszty pracy są wysokie, po prostu kłamią. Dane Eurostatu pokazują coś innego - jesteśmy jednym z czterech krajów z najniższą stawką godzinową i najniższymi pośrednimi kosztami pracy. Wprawdzie nie znalazłem w Eurostacie danych, dotyczących stawek godzinowych, a pod względem zarobków rocznych netto mniej od nas zarabiają w Bułgarii, na Węgrzech, w Łotwie, Litwie i Rumunii, zatem jesteśmy w ostatniej szóstce, a nie czwórce. Jeśli zaś chodzi o obciążenia pośrednie to, licząc procentowo, jesteśmy na 10 miejscu wśród krajów o najwyższych obciążeniach. Być może przemnożenie jednego przez drugie +1, da nam miejsce w najniższej czwórce. Nie będę tego sprawdzać, bo to zupełnie nieistotne. Ważne jest to, że ogólnie w Unii Europejskiej koszty pracy są bardzo wysokie, szczególnie w porównaniu z Azją. Dlatego pracochłonne zakłady przemysłowe uciekają na wschód, zwykle raczej daleki wschód. Praca w Polsce jest jednym z najtańszych towarów w bardzo drogich delikatesach. W światowym hipermarkecie jest dość droga. Jeszcze od nas się zakłady produkcyjne masowo nie przenoszą do Azji (przemysł włókienniczy jednak już się wyniósł), ale gdy nasze koszty dalej wzrosną... No cóż, może nam te zakłady niepotrzebne, nie wiem. Ale dr hab. Sowa wprowadza czytelnika w błąd, choć niby nie kłamie. Wracamy do średniowiecza, co dla nas jest fatalną wiadomością, ponieważ wrócimy do swojego średniowiecza, czyli feudalnych relacji społecznych. Realny staje się powrót do roli chłopów pańszczyźnianych. Dlaczego wyzysk kapitalistyczny ma nas sprowadzić do średniowiecza - zaiste nie wiem. Nie widzę związku. Czy "nasze średniowiecze" cechowały "feudalne relacje społeczne", a np. w Belgii czy Irlandii nie były one feudalne? Chyba nie. Czy pańszczyzna była charakterystyczna dla naszego średniowiecza - raczej nie, zaczęła dominowała w XVI, XVII i XVIII wieku, ale to nie średniowiecze. No i jeśli kapitalizm taki zły, to może lepiej wrócić do feudalizmu? Autor jednak proponuje co innego. Nawołuje mianowicie nas, czyli obywateli, do organizowania się na poziomie loklanym, tak aby tworzyć "wielość", którą należy odróżniać od "ludu". Cóż to jest ta wielość? Lud jest podmiotem demokracji parlamentarnej, czyli podmiotem zawsze reprezentowanym, a nie działającym samodzielnie. Jako wyborcy w zasadzie możemy jedynie wyrażać przyzwolenie na rządy takiej lub innej grupy czy osoby, co jest rodzajem upupienia. Wielość to podmiot polityczny, ale w rozumieniu polityki nie jako gry partyjno-rządowej, lecz jako wspólnego kształtowania naszego bycia razem, wytwarzania reguł rządzących naszym funkcjonowaniem jako grupy. [...] Wielość to podmiot polityczny, który nie deleguje władzy, tylko sprawuje ją samodzielnie w sposób kolektywny i oczywiście demokratyczny. Nie mówimy tu o żadnym libertarianizmie, czyli o samowoli jednostek. No cóż, mimo licznych błędów popełnianych przy stawianiu diagnozy, nie można wykluczyć, że proponowana terapia jest słuszna. Chciałbym poznać Wasze zdanie.
-
"0" to jaja z chowu ekologicznego, czyli sam chowca (przepraszam za ten wyraz, ale skoro teoretycy gospodarki rolnej sciśle odróżniają "hodowlę" od "chowu", to musimy mieć i "chowcę" oprócz "hodowcy") musi mieć stosowny certyfikat, a paszę sprowadzać od uprawców, którzy także mają taki certyfikat. Ależ to jest piękny biznes dla tych, którzy te certyfikaty wydają !!! :thumbup: Tak też Cię zrozumiałem, pytanie nawiązywało do Twej wypowiedzi, ale nie było skierowane do Ciebie, tylko do owych osób. Za nieporozumienie przepraszam.
-
Greckie długi stan na dziś i najbliższą przyszłość
jancet odpowiedział Furiusz → temat → Gospodarka, kultura i społeczeństwo
Dla ścisłości - ja też nie wykładałem. Prowadziłem zajęcia - ćwiczenia audytoryjne i projektowe z geometrii wykreślnej, rysunku technicznego i mechaniki płynów. I w czasie ośmiu lat ich prowadzeia nie zetknąłem się ani z syllabusem, ani w ogóle z takim pojeciem, także nic mi nie wiadomo, by istniał podobny dokument, dotyczący prowadzonych przeze mnie przedmiotów, o innej nazwie. Co to jest syllabus (niektórzy piszą sylabus), to raczej wiem, ale z pojęciem tym zetknąłem się w gdzieś koło 2005 roku - przedtem się to zwało po prostu "program przedmiotu". Określenie syllabusa (czy syllabusu - nie wiem, jak się to odmienia), które przytoczyłeś, jest nieco niedzisiejsze. Dziś zaleca się, by syllabus zawierał (oprócz informacji formalnych): cel nauczania, efekty kształcenia z podziałem na wiedzę, umiejętności i postawy, zakres przemiotu, formy kształcenia, formy weryfikacji osiągnięcia efektów kształcenia, literaturę. Niketórzy się z tego śmieją, bo np. jak oddzielić wiedzę od umiejętności w matematyce? "Student wie, jak rozwiązać zadanie, ale niestety zrobić tego nie potrafi". Przyznaję, że jeszcze nie spotkałem się z syllabusem, który by zawierał przykładowe zadania zaliczeniowe, ale wszystko przede mną. Wracając do Grecji, tam też obowiązuje podobny system, więc zapewne mają i syllabusy, choć nie wiem, jak się tam zwą. Raczej nie miały wielkiego wpływu na długi, choć konieczność ich opracowania swą kropelkę do zadłużenia dodała. -
Greckie długi stan na dziś i najbliższą przyszłość
jancet odpowiedział Furiusz → temat → Gospodarka, kultura i społeczeństwo
Zadałem dość proste pytanie, kiedy studiowałeś tę ekonomię? Jaki jest problem z odowiedzią? Pytanie zdaje mi się ważkie, bo inaczej uczono ekonomii w latach 60-ych, 70-ych i 80-ych. W tych ostatnich pojawiało się mnóstwo profesorów, którzy za głoszone tezy 20 lat wcześnej mogliby mieć spore kłopoty. Co do mieszania, to przypomnę, że socjalizm był ustrojem opartym na naukowych podstawach - marksizmie-leninizmie. O mały włos nie nazwałem tego "ideologią" - to nie była żadna ideologia, czysta nauka, wszystko dowiedzone naukowo. Otóż wg tej naukowej koncepcji ekonomia - to baza, zaś polityka - to nadbudowa. Zaś nadbudowa wynika z bazy. Zatem kwestie polityczne są nierozerwalnie związane z ekonomicznmi. Tyle obowiązująca wówczas teoria, więc jeśli chcesz, Euklidesie, oddzielić w koncepcji państwa socjalistycznego ekonomię od polityki, to raczej daremny trud. Nota bene - akurat to stwierdzenie głupim nie było. Syla-co? Oczywiście, że nie podawano. Przez 8 lat prowadziłem zajęcia na Politechnce w epoce młodego kapitalizmu (90-98) i o żadnym syla-czymś nikt nie wspomniał. A o podręczniku do ekonomii politycznej pamiętam tyle, że był czerwony. Z tego powodu oraz z powodu podobnej grubości zwano go "cegłą". No i miał 2 tomy - pierwszy o kapitalizmie, drugi o socjalizmie. Z tym to akurat też się zgadzam. Tej ekonomii kapitalizmu to się trochę uczyłem, bez przesady, ale trochę tak. Dostałem 4. Ekonomii socjalizmu nie uczyłem się nic i też dostałem 4, zdali wszyscy. Jak ktoś miał dwie 4, to był zwolniony z egzaminu. Potem wg skomplikowanego algorytmu wyliczono mi ocenę końcową: 4 z pierwszego semestru + 4 z drugiego semestru + domniemane 5 z egzaminu, do którego nie podchodziłem = 4,33, zaokrąglone do 4,5. Śmieliśmy się do rozpuku ze "średniej ekonomicznej", wg której średnia z 4 i 4 jest 4,5. -
Powstanie a politycy, pop-historia itp.
jancet odpowiedział jancet → temat → Literatura, sztuka i kultura
A spotkań dyskusyjnych, paneli, konferencji, wydawnictw naukowych? Nie traktuj mej wypowiedzi zbyt dosłownie -
Powstanie a politycy, pop-historia itp.
jancet odpowiedział jancet → temat → Literatura, sztuka i kultura
Dlatego też nigdy tego określenia nie użyłem, a Secesjonista po raz drugi stwierdza nieprawdę tej sprawie. Fakt, ale nigdy nie pisałem, że było na odwrót. Co jednak nie oznacza, że musi się jego działalność i sposób prowadzenia Muzeum wszystkim podobać, co zresztą sam poniżej twórczo rozwijasz. Sam fakt posiadania poglądów politycznych - z pewnością nie, wręcz przeciwnie, ich brak byłby wadą. Natomiast od szefa każdej placówki państwowej (prywatnej często też), niewyłanianego w wyniku wyborów powszechnych, oczekuję politycznej bezstronności. Tego, aby jego poglądy nie miały wpływu na jego decyzje, wydawane w związku ze sprawowaną funkcją. Dotyczy to zarówno dyrektora Muzeum PW, rektora, ordynatora w szpitalu czy głównego technologa w oczyszczalni ścieków. Oczywiście zakres decyzji, uwarunkowanych polityczne, u pierwszego jest ogromny, u ostatniego - znikomy, ale u każdego takie decyzje są niepożądane. Dlatego uważam - jest to mój prywatny pogląd - że taka osoba nie powinna eksponować swych poglądów, np. nie przyjmować propozycji kandydowania z list konkretnej partii. Ależ oczywiście, że nie wiem, i nie o to chodzi, że "mój" kandydat przegrał. Podstawową funkcją muzeum jest przedstawianie prawdy w całej jej złożoności - czyli w sume wielu prawd, a nie przyciągnięcie większej liczby osób. Jeśli - podkreślam tryb warunkowy - elementem tego "patentu" jest strywializowanie historii i pozbawienie zwiedzających świadectwa osób, myślących inaczej o przedstawianych wydarzeniach. Ołdakowski zdaje mi się być prekursorem mcdonaldyzacji historii w Polsce. Bardzo chętnie. Jeszcze raz przypomnę, że nie pisałem, że był posłem albo członkiem jakiejkolwiek partii w chwili, gdy zostawał dyrektorem. Określiłem go jako "politycznego kolegę" ekipy Lecha Kaczyńskiego, co chyba nie budzi większych zastrzeżeń. W swoim poście stwierdziłeś nieprawdę i tyle. Natomiast co do "upartyjnienia" MWP to osoba Ołdakowskiego jest tylko jednym z jego elementów. Wymieniłem inny - nader często działacze PiS i publicyści, związani z tą opcją polityczną, podkreślają przeogromne zasługi śp. Lecha Kaczyńskiego, wówczas prezydenta Warszawy, dla powstania MWP. Wręcz przedstawiają go jako tego, dzięki komu to muzeum powstało. To postawiłem jako pierwszy argument, osobę Ołdakowskiego jako drugi. Gdyby Ołdakowski nie przyjął propozycji zostania posłem z listy PiS (a PiS jest jednak partią) nijak miała by się jego osoba do tezy o upartyjnieniu instytucji państwowej. No ale przyjął i posłem został, członkiem klubu poselskiego partii PiS. Czemu do partii nie przystał - nie wiem, może skąpy jest i żal mu było składki płacić? Mogę mieć tylko nadzieję, że na treść ekspozycji MWP funkcjonariusze PiS wpływu nie mieli i nie mają, a i sam dyrektor stara się zachować obiektywizm. -
Jedna sprawa - żywność modyfikowana a genetycznie modyfikowana to zupełnie dwie różne rzeczy, konkretniej modyfikowanie genetyczne jest tylko jedną z metod modyfikacji żywności, dość rzadką. A dlaczego jedzenie mleka zwierzęcia, które jadło modyfikowaną genetycznie kukurydzę i soję miało by być niezdrowe? "1" nic nie ma do sposobu żywienia, tylko że kurka wie, co to niebo i deszcz. Jaki to ma mieć wpływ na smak i zdrowotność jajek - zaiste nie wiem. Natomiast kura "0" nie powinna mieć kontaktu z ziarnem GMO i raczej nie ma, chyba że piszesz o ewidentnych oszustwach.
-
Greckie długi stan na dziś i najbliższą przyszłość
jancet odpowiedział Furiusz → temat → Gospodarka, kultura i społeczeństwo
Ja miałem fajniej, bo miałem ćwiczenia z doktorami. Czy były wykłady - nie wiem, w każdym razie jeśli się odywały, to beze mnie. Były tego 2 semestry - najpierw ekonomia polityczna kapitalizmu, potem socjalizmu. Nie dawało się tego nie zaliczyć. Faktycznie w drugim semestrze czuć było dystans prowdzących do materiału. Jednak, to co pisałem o celach przedsiębiorstwa socjalistycznego, to chyba była oficjalna naukowa wykladnia, a nie "jakieś publicystyczno-propagandowe hasła". No i jeszcze pytanie - kiedy przerabiałeś tą ekonomię? Bo socjalizm ewoluował. Szkoda.