Skocz do zawartości

jancet

Użytkownicy
  • Zawartość

    2,795
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

Zawartość dodana przez jancet

  1. Krótka historia Wielkiej Wojny

    Przepraszam, że się wcinam, ale czy Panowie mogliby podawać, jeśli już nie pełną notkę bibliograficzną, to chociaż tytuł i autora dzieła.
  2. O ile wiem, regulamin zakazuje postów, nic merytorycznie nie wnoszących do dyskusji. W takim razie świadomie złamię regulamin i podziękuję Gregsky'emu za wywołanie tej dyskusji. Bo dla mnie to zupełna terra incognita,a w sumie to niezły kawałek świata.
  3. Jakub Sobieski farta ma

    Tak, trochę tak - z naciskiem na "trochę". Powstanie kuruców wzięło się z niezadowolenia z rządów Habsburgów nad północną i zachodnią częścią Węgier. Niezadowolenie miało różne powody - wprowadzanie rządów absolutystycznych, kontrreformacja, fiskalizm i bierność w polityce tureckiej były chyba najważniejszymi. Trzeba je brać we wzajemnym związku - cesarz wyciągał z Górnych Węgier rekruta i pieniądze, ale nie przeznaczał ich na wojnę z Turkami, by odzyskać Dolne Węgry, ale na wojny z Francją. Trzymali mniejszą, ale za to najbogatszą część Węgier i to ich satysfakcjonowało, a Madziarów - nie. Powstanie kuruców Thekeja (czy Thököly'a) nie było z założenia protureckie, było głównie antyhabsburskie, ale początkowo trochę też antytureckie. Dlatego też kuruce Thekeja szukali sojusznika w Rzplitej, oferując opróżniony tron węgierski (czy górnowęgierski) królowi Sobieskiemu, a potem królewiętom - Lubomirskim czy Potockim. Faktycznie kuruce opanowali niemal całe Górne Węgry, więc nie było to tylko "ofiarowanie Inflant", ewentualny król miałby realną władzę nad wcale rozległym i ludnym terytorium - oraz przyjaźń Ludwika XIV, który pewnie i złotem by sypnął. Jednak potem należałoby toczyć wojnę jednocześnie z Habsburgami i Turkami, więc nikt się na ten interes nie załapał. Sytuacja znacznie się zmieniła, gdy Turcy zaatakowali Wiedeń, czyli niejako schwycili Habsburgów za gardło (symbolicznie, bo faktyczną stolicą była i tak Praga). Dla dynastycznych interesów Sobieskiego najlepiej by było, gdyby Turcy zdobyli Wiedeń i uwikłali się w walki z Habsburgami na Morawach, a tymczasem Sobieski przyjął koronę węgierską z rąk kuruców i ruszył wprost przez przełęcze karpackie, kurucki Preszów i Koszyce na Eger, a potem na Belgrad lub Budapeszt. No ale był na tyle rozsądny, że uznał, że Turcy mogliby rozbić po kolei, oddzielnie habsburską i polską armię. Jeszcze po bitwie wiedeńskiej były jakieś szanse na węgierską koronę, ale zniweczyły to wojska litewskie, które wkroczyły na Górne Węgry, paląc i mordując ludność kolejnych wiosek i miasteczek. Jednocześnie narastające rozprzężenie w armii koronnej spowodowało, że nie udało nam się zdobyć nawet niewielkiej twierdzy Fiľakovo. Utwierdzeni przez to o naszej bezsilności kuruce nie otworzyli przed wojskiem koronnym bram Koszyc i Preszowa. I to był faktyczny "finis Poloniae".
  4. Tak trochę bardziej na serio. Nazywanie miejsc oraz roślin i zwierząt jadalnych i trujących jest potrzebą nader oczywistą. Jednak to, co się w tym nie mieści, pozostaje w pewnym stopniu tajemnicą. Rozwiązywaną przez jednego szybciej, drugiego wolniej, a trzeciego - wcale. Przyznaję, że bardzo długo te nazwy nie były mi do niczego potrzebne. Oczywiście poza roślinami, które dało się zeżreć. Aż dostałem do ręki atlas ptaków. I wkrótce po tym stało się dla mnie istotne, że ten czarny ptaszek to kos, ale ten drugi czarny ptaszek to szpak. Nie jadałem ani kosów, ani szpaków. Jednak nadanie nazw tym ptaszkom było dla mnie źródłem satysfakcji. Irracjonalnej - bo nic odróżnianie kosów od szpaków mi nie dawało. To były tylko dwie różne nazwy.
  5. Ależ bardzo prosto. Jest taka roślinka, która - w odróżnieniu od innych - jak będziesz rozgniatać jej gałązki, to będą skrzypieć. Więc nazwano ja skrzyp.
  6. Krótka historia Wielkiej Wojny

    Moje główne doświadczenie dotyczy tego, że nie ma czego doświadczać. Bo po polsku to w zasadzie pustynia. A po angielsku to dżungla, tyle że jednak czytać po angielsku dla przyjemności to nie mój poziom. Daj namiary na pracę Jana Dąbrowskiego, może da się to gdzieś kupić.
  7. O Warszawie kilka zdań (blog)

    Adamie, ja nadal nic z tego nie rozumiem !!! No i taka ogólniejsza rzecz - tak sobie myślałem, że po to publikujesz linki do blogu na forum, by życzliwe Ci grono forumowiczów pomogło Ci poprawić ewentualne niedociągnięcia. Jak uznałem, że mogę w czymś być użytecznym, to się odezwałem. Pozdrawiam JC
  8. Dyskusja ta dotyczy raczej światopoglądu uczestników, niż faktów historycznych. Że Koniecpolski skutecznie walczył przeciwko buntownikom - no to dobrze, od tego był hetmanem. Że Koniecpolski zachęcał do zabijania bezbronnych żon i dzieci buntowników - no to już okazało się, że nie wiadomo, czy dobrze. Dywagacje, czy było to zachęcanie do ludobójstwa, są raczej słabe - w sumie nie miało to być ludobójstwo w prawnym tego słowa znaczeniu,
  9. Tu muszę przyznać Furiuszowi rację.
  10. Poszukuję zakochanych w postaciach historycznych

    No ja chyba deklarowałem, że jeśli chodzi o głęboką sympatię, graniczącą z uwielbieniem intelektualnym (no, bez przesady !!!), to mógłbym się zgłosić na wywiad, ale sorry, najmniejszych śladów emocji erotycznych do Jan Krukowieckiego czy Kazimierza Jagiellończyka w sobie nie nie dostrzegam.
  11. Chciałbym podkreślić, że nigdy nie stwierdziłem, że omawiane armie nie miały charakteru armii ludów koczowniczych. Stwierdziłem jedynie, że w pewnych przypadkach mam co do tego uzasadnione wątpliwości. Tyle że kierunki oraz zwroty mahometowych peregrynacji w tym kontekście nie mają najmniejszego znaczenia, ważne jest jedynie to, że odbywały się pomiędzy miastami, a nie kierdlami owiec i innego dobytku. Ależ Jakoberze ja też myślałem przede wszystkim o skuteczności militarnej. Wspomniani przeze mnie Chazarowie, Połowcy, Pieczyngowie, Kunowie, Kumani, Jasowie na zachód od Karpat Wschodnich byli przede wszystkim nieskuteczni militarnie. O ile oczywistością jest, żebycie skutecznym w starciu zbrojnym nie jest równoznaczne ze "skutecznością państwotwórczą", to chyba jest oczywista oczywistością (jeśli mogę posłużyć się sformułowaniem MISTRZA), że brak skuteczności w starciu zbrojnym skuteczności państwowotwórczej nie sprzyja. Podkreślana przeze mnie skuteczność państwowotwórcza Germanów i Słowian jest jedynie skutkiem ich skuteczności militarnej. Myślę, że problem, na ile działania poszczególnych kolumn mają podlegać rozkazom "z góry", a na ile ich dowódcy powinni podejmować decyzje samodzielnie, pozostał taki sam co najmniej od wojen punickich po wojny napoleońskie - aż do wynalezienia telegrafu koczowniczość nie dawała tu żadnej konkretnej przewagi. W tym kontekście etymologia słowa "arab" nie ma większego znaczenia, ważne jest, czy wojska arabskie, które w IX-XII wieku podbiły taki szmat świata, były to armie koczowników. Sorry, ale nic mi nie wiadomo o tym, by pod Poitiers w ślad za armią Abd ar-Rahmana podążały jakieś stada bydła i arby, wiozące żony i dzieci wojowników.
  12. Krótka historia Wielkiej Wojny

    Sorry, ale dlaczego tak uważasz? Masz jakiekolwiek powody, poza swym stosunkiem do marności świata tego? W każdym razie chętnie bym na nią rzucił okiem, bo literatury w języku polskim na temat tamtej wojny mało.
  13. "Noce i dnie" a prawda historyczna

    Odnosiłem się do stwierdzenia: Problem w tym, że nie wiadomo czy jakowyś "Kozacy" w ogóle byli w Kaliszu.
  14. O Warszawie kilka zdań (blog)

    budowa i rozbudowa filtrów Lindleya. Zlokalizowane między ulicami Koszykową, Krzywickiego, Filtrową i Raszyńską, czyli w najbliższym otoczeniu Lwowskiej. Ulica Williama Lindleya prowadzi wprost do wejścia na teren Filtrów Warszawskich, mieszczących się przy ul. Koszykowej 81. Budowę zainicjowano w 1821 roku, w pierwszym roku panowania prezydenta Sokratesa Starynkiewicza. Od Lwowskiej do ogrodzenia Filtrów 850 m - to w skali ówczesnej Warszawy kawał drogi, tyle było do Dworca Wiedeńskiego czy Placu Aleksandra (Trzech Krzyży), niewiele dalej do Rogatek Mokotowskich. Trochę to naciągane. Rok 1821 to ewidentna pomyłka, Starynkiewicz jeszcze nie umiał chodzić. Nie do końca zrozumiałem, jaki jest związek między ulicami Lwowską a Wielką. Poza tym ciekawe.
  15. Chyba nie da się na nie odpowiedzieć na "eksperckim" poziomie, bo to raczej rzecz przekonań, a nie wiedzy. Tu, trochę odmiennie od Razora nie zgodzę się, że "Znając skalę i wynik działań wojsk III Rzeszy... oczywiście, że nie miał żadnego znaczenia i sensu". Gdyby chodziło o oddział żołnierzy, to żołnierze mają walczyć, a nie rozważać, czy ma to sens. "Skala i wynik" nie ma tu większego znaczenia. No ale tam nie było żołnierzy - tu filmik wprowadza widza w błąd, walczyli pocztowcy, co najwyżej oficerowie i podoficerowie rezerwy. No i tu jest problem, bo "listonosze strzelający do policjantów"? To dawało się propagandowo wykorzystać przeciw nam.
  16. Flaga niemiecka?

    Ano być może stąd, że ktoś negatyw włożył odwrotnie do powiększalnika. Zdarza się. A raczej zdarzało się.
  17. Mam kilka "ale": 1. Ale czy to jest oczywiste, że wszystkie te ludy były koczownicze? 2. Ale czy tylko ludy koczownicze były tak skuteczne? 3. Ale czy wszystkie ludy koczownicze były tak skuteczne? Moja odpowiedź jest "trzy razy NIE". Krótkie uzasadnienie. Ad.1. Zostawmy Hunów - w końcu to nie średniowiecze. O trybie życia Awarów przed ich przybyciem nad Cisę i Dunaj nie wiemy właściwie nic, a o Madziarach - niewiele więcej (nawet nie wiemy, czy byli Madziarami, w tym wypadku chyba bezpieczniej użyć nazwy Węgrzy). Ale zdaje się, że zajmowali jakieś tereny nad Bohem, Dniestrem czy Prutem przez 400 lat. Czy prowadzili gospodarkę czysto pasterską - wątpię. Pewnie raczej pastersko-rolniczą lub rolniczo-pasterską. W każdym razie mają swoje nazwy na zboża, chleb, świnie, gęsi i kury. Raczej z musu zapakowali swój dobytek na wozy, zaprzęgli woły i krowy i przekroczywszy Karpaty zaczęli się osiedlać nad Cisą i środkowym Dunajem. No właśnie - osiedlać, a nie koczować. W dalszych wyprawach na zachód już dobytku ze sobą nie ciągnęli. A Arabowie? Tak mi się obiło o uszy, że niejaki Mahomet peregrynował między Mekką i Medyną. To jednak nie czyni go koczownikiem. Mekka i Medyna to były miasta i po ponad 1000 latach nadal znajdują się w tym samym miejscu, co nijak do koczownictwa mi nie pasuje. Ad. 2. Ależ skąd. Wielkimi wygranymi Wędrówki Ludów byli Germanie, ale chyba największymi Słowianie. Może nie byli aż tak spektakularni, jak Węgrzy, ale chyba bardziej od nich skuteczni, zasiedlając trwale tereny od Morza Białego po Adriatyk. Ale o Słowianach mówi się jako o ludzie rolniczym. Bynajmniej nie wykluczało to wędrówek i terytorialnej ekspansji. Ad. 3. Znów nie. Z wymienianiem tych, co ponieśli klęskę, jest trochę taki kłopot, że skoro ją ponieśli, to byli mało ważni, a historia woli zajmować się zwycięzcami. Ale nazw ludów zapewne koczowniczych, które we Wschodniej Europie osiągnęły znaczącą pozycję polityczną i wyprawiły się podbijać Zachód, ale skończyło się na wdzięcznym przyjęciu jakiś nieużytków, na których nikt inny nie chciał mieszkać. Chazarowie, Połowcy, Pieczyngowie, Kunowie, Kumani, Jasowie, Nohajcy (ci trochę później). Co z nich zostało? Nazwy w kronikach i niekiedy ślady w nazwach miejscowości. Nawet nie do końca wiemy, które z tych nazw kogo oznaczają.
  18. Secesjonisto, napisałem to ot tak sobie - z nudów. Zawszeć przypomnienie o pewnych zdarzeniach historycznych - np. o zawieszeniu działalności SZSP na równi z działalnością Związku Filatelistów czy Związku Wędkarzy wydaje mi się dość interesujące. 13 grudnia zawieszono działalność niemal wszystkich organizacji społecznych, jednak takie organizacje społeczno-polityczne, jak Socjalistyczny Związek Młodzieży Polskiej (i chyba Związek Harcerstwa Polskiego) nie zostały zawieszone. Socjalistyczny Związek Studentów Polskich był organizacją społeczno-polityczną, ale został zawieszony. Wydaje mi się to interesujące. Ot, jaki ten świat mały ... Z Robertem Luśnią trochę chodziłem po górach, Bieszczady i Beskid Niski, trochę chlałem na Politechnice. W górach, nawet tych całkiem niewysokich, jakoś tak jest, że razem pokonujecie jakąś przeszkodę - choćby ulewny deszcz, jeśli razem żrecie jakieś jadło - zwykle makaron z jakimiś śladami mięsnej konserwy - to po kilku dniach stajecie się przyjaciółmi. Dla mnie Robert Luśnia pozostanie tym przyjacielem z górskich wędrówek, bez względu na to, co o nim powiedzą sądy lustracyjne czy IPN. Niestety, wierzę, że donosił. Że donosił także na mnie, a raczej o mnie. Mogło być i tak, że po to chodził ze mną w góry, żeby zebrać o mnie informacje. Jego nagła sympatia do SZSP-owskiego klubu turystycznego była trochę dziwna. Ale w górach polityka staje się nieważna...
  19. Poszukuję zakochanych w postaciach historycznych

    Ja przyznam, że choć kilka postaci historycznych mnie głęboko fascynuje, to jednak fascynacje te nie mają w najmniejszym stopniu charakteru platoniczno-seksualnego, więc respondentem Szanownej Koleżanki nie zostanę, bo nie spełniam kryterium. Koleżance szczerze życzę znalezienia takich respondentów, którzy owe kryterium spełniają i przeprowadzenia z nimi ciekawych wywiadów, a następnie opublikowania ich w formie książki - osobiście podpowiedziałbym formę elektroniczną, bo to i taniej, i większa szansa, że ktoś przeczyta. Mniejsza szansa na tantiemy, ale koleżanka przecież dla idei... Trochę się lękam, że niektóre z inkryminowanych fascynacji mogą mieć związek ze sztuką pornografii, bo o Katarzynie Wielkiej czy Roksolanie niezłe pornosy da się nakręcić, za bardzo od materii historycznej nie odchodząc. Ale myślę, że nie o to Koleżance chodzi i jakoś tam tę swoją próbę wyselekcjonuje.
  20. Podwójna przysięga wojskowa?

    A jednak takie są w naszej historii. Wszyscy żołnierze Królestwa Polskiego z lat 1815-1830 składali przysięgę na wierność królowi Polski, Aleksandrowi II (który w Rosji miał Nr I, ale w Polsce - II), a potem Mikołajowi I. Po klęsce w wojnie polsko-rosyjskiej 1831 roku ci oficerowie i generałowie powstańczy, którzy pozostali w Polsce, a była to raczej większość, ponownie składali przysięgę na wierność Mikołajowi.
  21. Komornik - Pan w państwie prawa?

    Nie za bardzo rozumiem, czemu zostałem wywołany. Przypomnę swój ogólny pogląd, że gdyby tak powszechnie to, co wygadujemy przy wódeczce w gronie przyjaciół nagrać i przedstawić prokuraturze, z założeniem że za wypowiedzianymi kwestiami idą czyny, to wszyscy bylibyśmy w pierdlu musowo. Dość nieśmiało przypominam sobie, że ten nieszczęsny minister, który przy wódeczce w gronie przyjaciół wypowiedział inkryminowaną kwestię, miał na myśli potępienie myślenia resortowego, a nie państwowego. Z potępieniem myślenia resortowego (a nie państwowego) zgadzam się w 100 procentach, jest to bardzo istotny nasz problem, z którym borykał się już Gierek. Zaś co do porównania działań komorników w roku 2007 i 2015 to ja nie mam żadnych danych, poza tym, że mniej więcej od roku nieprawidłowości działań komorników są nagłaśniane w mediach. Bardziej wnikliwym pozostawiam pytanie, czy: - przedtem komornicy działali zawsze prawidłowo, więc nie było czego nagłaśniać, - przedtem komornikom też się zdarzały działania nieprawidłowe, ale nie były nagłaśniane. Uzasadnienie związku przyczynowo-skutkowego z rządami PO w każdym z tych przypadków pozostawiam Secesjoniście, bo najwyraźniej wszystko, co złe mu się z PO kojarzy, a ten upał do wina Tuska.
  22. Jak to wyglądało, to ja nie wiem, ale taka pomocniczość mogła wynikać ze zdrowego rozsądku. Gdyby Armia Czerwona w 1920 zajęła Polskę, mogłaby się dalej zwrócić bezpośrednio na Niemcy (co byłoby zgodne z doktryną), albo nieco na południe, przez Słowację na Węgry i dalej Bałkany i Włochy - co było za to zgodne z zasadą ruchu wzdłuż gradientu najmniejszego oporu. Węgry miały już pewne doświadczenia z Węgierską Republika Rad, a zawsze lepiej żeby nasze pociski raziły naszego wroga wystrzelone przez naszego sojusznika, niż nas samych.
  23. Rozum mój w tej sprawie miałki, i chyba są tu lepsi do rozwikłania tych kwestii, ale pewnie na urlopach, więc coś spróbuję. Ogólnie jest to dokument, który ma potwierdzić przynależność pewnego gościa - Benedykta Laudańskiego - do stanu szlacheckiego powiatu duneburskiego (dyneburgskiego). Aż do 1831 roku szlachta na terenie dawnej Rzplitej cieszyła się różnymi przywilejami samorządowymi, ale żeby brać udział w tej lokalnej samorządności, trzeba było wykazać się nie tylko szlachectwem, ale także związkiem z konkretnym powiatem. Niżej podpisani - strony z podpisami nie znamy - stwierdzają, że imć Benedykt Laudański od dawna mieszka w powiecie "za kontraktami" - czyli że miał jakąś umowę, uprawniającą go do mieszkania w tym miejscu. A w szczególności "trzymał" jakiś folwarczek, należący najpierw do Leona Strażnika Słonim (ze Słonimia, a może herbu Słonim), a później Ignacym Horodniczym z Tuczyniec. "Trzymać" folwark dla kogoś wydaje mi się bliższe pozycji administratora, niż dzierżawcy, różnica może być niewielka. Skrótów rozszyfrować nie potrafię, treść wg mnie wskazuje raczej na udowodnienie przynależności do powiatu, niż przynależności do stanu szlacheckiego.
  24. Ulubiony polityk

    Ciekawym będzie odświeżyć ten wątek. Jeśli chodzi o politykę polską, to dla mnie nieodmiennie od 1989 roku - Mazowiecki. Swą "siłą spokoju" tak łagodnie przeprowadził nas przez niezwykle wzburzone morze, że dziś nawet nie zdajemy sobie sprawy z rozmiarów burz i zawirowań, których - w znacznej mierze dzięki niemu - uniknęliśmy. Choć miano najodważniejszego w mądrości należałoby przyznać jego poprzednikowi - Mieczysławowi F. Rakowskiemu. Dziś chyba mało kto pamięta, że takie zmiany, jak paszport w szufladzie i wolność gospodarcza to Rakowski wprowadził. Późniejszych polityków traktowałem zawsze jako jakiś wybór pomiędzy lepszym a gorszym. Żaden z nich nie był tak zdecydowanie "mój". Niektórzy byli mi wrodzy. Aż do wyborów 2011 r. włącznie. Natomiast jesienią 2011 roku wysłuchałem exposé Tuska w całości - bo akurat piątek był. Już dokładnie nie powiem, co Tusk obiecał już wcześniej, a co dopiero potem, ale na pewno obiecał: - reformę emerytalną, prowadzącą stopniowo do wieku 67 lat, zarówno mężczyzn, jak i kobiet, - zlikwidowanie funduszu kościelnego, który miał być zadośćuczynieniem Kościołowi za skonfiskowane majątki, ale skoro oddano Kościołowi majątki ze sporą "górką", więc za co to zadośćuczynienie; proponował dobrowolną zrzutkę z podatków, - uwolnienie "zawodów zaklętych", czyli tych, w których dopuszczenie nowego człowieka zależy od dobrej lub złej woli tych, którzy już ten zawód wykonują, - obciążenie podatkiem dochodowym i koniecznością opłacania składek w ZUS rolników, którzy uprawiają więcej niż 100 (a może 1000?) ha, - redukcja przywilejów branżowych, przede wszystkim górniczych i służb specjalnych, - określenie górnego limitu dochodów artystów i naukowców, co do których ma zastosowanie 50% kosztów uzyskania przychodów. Opieram się wyłącznie na własnej pamięci, więc może coś tam przeinaczę.W każdym razie nie miałem najmniejszej wątpliwości, że nawet ogłaszając te reformy, Tusk nadepnął na odciski tylu grupom interesów, No cóż, Tusk opisał pięć najważniejszych reform, które należało przeprowadzić. Każda z nich powodowała gwałtowne niezadowolenie grup, liczących setki tysięcy osób, a emerytalne - wszystkich. Zarazem każda z nich jest niezbędna, jeśli nasze państwo ma się nadal sensownie toczyć w sensownym kierunku. W tym momencie polubiłem Tuska. I zarazem uświadomiłem sobie, że w wyniki kolejnych wyborów premierem to on już nie zostanie. Może ktoś inny z PO, w sojuszu z SLD i PSL, ale na pewno nie on.
×

Powiadomienie o plikach cookie

Przed wyrażeniem zgody na Warunki użytkowania forum koniecznie zapoznaj się z naszą Polityka prywatności. Jej akceptacja jest dobrowolna, ale niezbędna do dalszego korzystania z forum.