jancet
Użytkownicy-
Zawartość
2,795 -
Rejestracja
-
Ostatnia wizyta
Typ zawartości
Profile
Forum
Kalendarz
Zawartość dodana przez jancet
-
Ok, Tomaszu, zrobiłbym to, gdybym miał dziś jakiegokolwiek znajomego, zasiadającego w zarządzie spółki, oprócz swego szefa. Tyle że ta zasada o odbyciu szkoleń dotyczył spółek skarbu państwa. No i chyba nie zarządów, tylko rad nadzorczych, choć tu mogę się mylić. Korpus służby cywilnej (apolityczny) to zupełnie inna sprawa i nie wiem, czy to Tobie się wszystko miesza, czy też usiłujesz czytelnikom wszystko pomieszać. Jedno i drugie zdechło dawno, dawno temu, chyba za rządów AWS.
-
No i tu popełniasz nadużycie, bo równie dobrze można przypisać niegłosującym pogląd, że byli przeciwko PiS, bo choć PiS było w potrzebie, to nie poszli głosować, czyli negatywnie ocenili PiS. Niegłosowanie na żadną partię jest niegłosowaniem, a nie głosowaniem przeciwko jakiejś partii - co w zasadzie sama stwierdziłaś "niegłosujący, głosu nie mają", ale zaraz o tym zapomniałaś. Możliwe są sytuacje wśród głosujących, że: 1) doceniam korzystny efekt ekonomiczny 8 lat PO, ale głosuję na inną partię, bo sądzę, że zapewni jeszcze bardziej korzystny efekt, 2) dostrzegam korzystny efekt ekonomiczny 8 lat PO, ale i tak głosuję na inna partię, bo ideologicznie PO mi nie pasuje. Te sytuacje są możliwe i występują dość często. Moja żona i syn zagłosowali na Petru, synowa na Lewicę. Ja też chciałem głosować na Lewicę, bo mi wychodziło, że w ten sposób najbardziej zaszkodzę PiS. Zrobiłem w Excelu symulację liczby zdobytych miejsc w parlamencie metodą d'Hondta i tak mi wyszło. Choć podejrzewam, że liczba osób, posługująca się takimi symulacjami, jest statystycznie nieistotna. Fraszko, to są niestety bardzo głupie słowa. Statystyka jest narzędziem, którym politycy, przedsiębiorcy, planiści powinni się posługiwać i powinni umieć się posługiwać. Bo narzędzie to tylko narzędzie, młotkiem można wbić gwóźdź, albo rozwalić sobie palec. Niestety - odnoszę wrażenie, że zdecydowana większość polityków PO jest Tobie bardzo bliska w rozumieniu statystyki. I walnęła sobie młotkiem w palec. No i może dobrze. Tylko czy odróżniają przeciętne trwanie życia w Polsce w 2015 roku (dla mężczyzn - niecałe 72 lata) od średniego dalszego trwania życia. Jeśli nie odróżniają, to dojdą do wniosku, że przeciętny Polak (mężczyzna) umrze w niecałe 5 lat po przejściu na emeryturę w wieku 67 lat. Jeśli odróżniają, to by wiedzieli, że jeśli dziś mają 67 lat, to czeka ich średnio jeszcze 16-17 lat życia (ja mam jeszcze ćwierć stulecia przed sobą). Inne uwagi przeczytałem z szacunkiem, gdybym był politykiem, to wziąłbym je sobie do serca, a tak pozostaje mi zgrzytać zębami.
-
Szczerze... to nie wiem, o co Ci chodzi i o jakich moim znajomych No kiedyś o tym mówiono, ale to było bardzo dawno temu.
-
Mi tak nieśmiało przyszło do głowy, że ten "Icek" to jakiś przydomek lub dziwne zdrobnienie, a nie imię ze chrztu. Skoro zdrobnienie żydowskiego imienia Izaak "Icek" jest odnotowane dopiero 200 lat później.
-
Furiuszu, czy znasz rok, kiedy po raz pierwszy pojawia się w dokumencie, kronice czy innym tekście nazwa "Polonia" czy "Poloni"? A kiedy pojawia się nazwa "Polska" czy "Polak", choćby w zlatynizowanej formie. W jakim języku pisał Ibrahim ibn Jakub?
-
Ponieważ odczuwam pewien niedomiar trochenów czasu, to się nie przyłączę, bo nie chcę dziłać tylko w internecie. Ale jedna rzecz mnie zainteresowała. Z grubsza mogę sobie wyobrazić, jak w takich państwach wirtualnych wyglądają wybory, rządy, zamachy stanu, secesje, rewolucje i wojny domowe. Ale jak się tam toczą wojny z zewnętrznym przeciwnikiem?
-
Fraszko, tylko kilka słów napisałaś, a tyle propagandowych nadużyć. Chciałbym się spytać, kogo zaliczyłaś do owej "większości"? Większość wyborców to 15 mln 364 tys. 641 osób. Na PiS zagłosowało cca 6,1 mln, na Kukiz'15 - 1,4 mln, na KORWIN - 0,8 mln, na RAZEM - 0,6 mln. Te ugrupowania zaliczyłbym do "anty-PO", choć KORWIN i RAZEM mogą być także gorąco "anty-PiS". Ale i tak suma oddanych na nie głosów daje 8,9 mln. Do większości brakuje jeszcze 6,5 miliona. Większość głosujących to nie jest większość wyborców. Poza tym osoby głosujące na PiS i KORWIN, (w mniejszym stopniu na KUKIZ'15, na RAZEM chyba w ogóle nie) wcale nie musiały uważać bilansu (szczególnie ekonomicznego) rządów PO za ujemny - a dotychczas tylko takim ekonomicznym się zajmowaliśmy. Decydującym dla nich powodem zapewne być niechęć do metody "in vitro", konwencji przeciwko przemocy w rodzinie, praw homoseksualistów, zajęciom z wychowania seksualnego w szkołach i szeregu innych kwestii ideologicznych. Jak pewien polityk kiedyś powiedział: "nieważne, czy Polska będzie biedna, czy bogata, ważne, żeby była katolicka". Myślę, że 4-5 mln osób, które przedwczoraj zagłosowały na jedną z 4 ww. "partii sprzeciwu", zagłosowałyby podobnie, gdyby nawet nie miały najmniejszych wątpliwości co do pozytywnego bilansu 8 lat rządu PO. Więc liczba osób, które oceniły w wyborach ten bilans negatywnie, maleje do 4-5 milionów. Tyle że ocena negatywna raczej znaczy "niewystarczająco szybki wzrost", niż "bilans ujemy, czyli spadek". Ludzie nie są ani ślepi, ani głupi - choć czasem dają się chwilowo oszołomić emocjami. Hasło "Polska w ruinie" posłużyło do zbudowania negatywnych emocji, z których teraz trudno się tak całkiem wycofać. Myślę, że postawa "wprawdzie widzę, że Polska nie jest w żadnej ruinie, a nawet, że się rozwija, ale i tak na tych z PO nie zagłosuję, bo ich nie cierpię" może dotyczyć wielu milionów ludzi. Historycy za lat kilkadziesiąt, ani nigdy, nie będą oceniać, czy ten rachunek był prawidłowy, czy nie. Za kilkadziesiąt lat nawet wynik demokratycznych wyborów w najmniejszym z wielkich państw UE będzie mało ważny, a co dopiero prowadzące do niego przesłanki. No chyba że faktycznie Kaczyński odszedłby od systemu liberalnej demokracji. Raczej będę zgrzytał zębami, ale dlaczego to ma być nieważne? Takich jak ja - zgrzytających zębami - jest dziś co najmniej 5 milionów. A za 4 lata może być 15 milionów. To samo dotyczy Furiusza. I znów - skąd wzięłaś tę liczbę? Ponoć "żebyś żył w ciekawych czasach" to straszne przekleństwo. I faktycznie - ja wolałbym żyć w stabilnym politycznie systemie - lubię liberalną demokrację i system kapitalistyczno-socjalny. W tym systemie oddanie rządów po 8 latach jest raczej normą. I stawiam 100 zł przeciwko 10, że w ciągu najbliższych 4 lat Kaczyński tego systemu nie zmieni. I obym nie musiał żałować tej dychy. Choć może jestem nadmiernym optymistą. W trakcie wieczoru wyborczego prezes Kaczyński wygłosił znamienne słowa. Ton głosu - groźny i surowy - kojarzył się raczej nie z obietnicą, składaną pokonanym platformersom i popierającym ich lemingom, lecz z poleceniem wydawanym partyjnym podwładnym (no bo przecież nie kolegom). Otóż prezes Kaczyński oświadczył, że "nie będzie osobistej zemsty". W systemie liberalnej demokracji raczej oczywistym jest zamienianie się rolami pomiędzy partią rządzącą, a opozycją, co kilka lat. Nie wydaje mi się, żeby Hollande'owi przyszło do głowy obiecywać, że nie będzie się mścić na zwolennikach Sarkozy'ego. Żeby Merkel obiecywała brak zemsty zwolennikom Schrödera, a Schröder - Kohla. Żeby Obama zapowiadał, iż nie będzie się mścić na bushowcach, a Bush - na clintonowcach. W systemie liberalnej demokracji zemsta na przeciwnikach politycznych jest czymś nie do pomyślenia, poza tym jest niewykonalna. Więc w ogóle się o niej nie mówi. Zaś prezes o niej mówi. Dziś mówi, że jej nie planuje, ale zatem widzi możliwość, żeby ją zaplanować. Cieszmy się łaską prezesa i czym prędzej biegnijmy w głębokich ukłonach tworzyć pod Najświatlejszym Przywództwem Tego, Co Zawsze Ma Rację - prawdziwy, biało-czerwony obóz. No cóż, brązowy nosek to jest pewien dyskomfort, ale ...
-
Trochę mnie zatkało... Sorry. Znaczy, Że "Wprost" w ogóle nie ma własnego adresu e-mailowego. Takiego, by redaktorzy "Do Rzeczy" nie mogli po prostu na bieżąco przeglądać e-maili, wysłanych do "Wprost"?
-
Gdyby PO było przedsięwzięciem biznesowym, a nie programowym: 1) nigdy by nie przedłużyło wieku emerytalnego; 2) nigdy by nie włączyło II filaru do budżetu; 3) nigdy by nie podjęło próby ograniczenia wpływów "kast zawodowych", takich jak adwokaci, radcy prawni czy przewodnicy turystyczni; 4) nigdy by nie usiłowałoby zracjonalizować wydobycia węgla w kopalniach śląskich, a przynajmniej nie w roku wyborczym - sypnęłoby naszym wspólnym groszem i tyle. Nigdy by tego nie zrobiło, bo te decyzje były niemiłe przede wszystkim dla kręgów finansjery. Tusk w swoim ekspose z 2011 roku zapowiedział także inne reformy, jak: 5) likwidację Funduszu Kościelnego - powstał on jako rekompensata upaństwowionych majątków kościelnych, a teraz, skoro majątki zostały zwrócone z nawiązką, powinien być zlikwidowany; chyba nie muszę kryć, że projekt ten spotkał się z tak gwałtowną reakcją Kościoła Katolickiego, że wprawdzie jakieś tam rozmowy Boni prowadził, ale sprowadzały się one do tego, jak dać biskupom więcej; 6) ograniczenie przywilejów górniczych do osób, faktycznie pracujących "na dole", które skończyło się na skutek gwałtownego jazgotu szefów wszystkich związków zawodowych, których działacze od co najmniej dziesięciu lat nie byli "na przodku", a jeśli byli, to dawno i w ramach programu turystyczno-rekreacyjnego; 7) wprowadzenie podatku dochodowego dla gospodarstw wielkotowarowych, oraz ograniczenie przywilejów KRUS, co zostało natychmiast wyciszone przez koalicjanta; 8) ograniczenie przywilejów dla służb "niemundurowych"; dziś otrzymują emeryturę 50-letnie osiłki; i nie chodzi o "krawężników" czy tych z "dochodzeniówki", chodzi o zwykłych biurkowych urzędników, którym dziś należy się ten przywilej, choć nigdy nie zetknęli się z realnym zagrożeniem. Ja się podpisuję oburącz i obunóż pod wszystkimi tymi reformami. Zrealizowane były pierwsze trzy, pozostałych zrealizować się nie udało. Ale pozostaję wiernym tym, którzy przynajmniej te projekty podnieśli. Tomaszu, napisz, z którymi z tych 8. programów się nie zgadzasz, to zrozumiem, o co Ci chodzi.
-
Nec Hercules contra plures, choć w tym przypadku to "plures" to raptem dwie osoby. Którym staram się stawić czoło. Moją opinię na temat "demokracji bezpośredniej" zapewne już znasz. Generalnie - wynajmujemy polityków, żeby dbali o interesy wszystkich Polaków, a nie ulegali presji krzykliwych grup i grupek. Tzw. "inicjatywy obywatelskie" są zwykle szybko przejmowane przez którąś z głównych partii politycznych. Tak np. inicjatywa Musiała o odwołanie Hanny Gronkiewicz-Waltz była zapewne obywatelska, ale PiS tak silnie się zaangażował w zbieranie podpisów, że w końcu Musiał musiał ... zostać PiSuarem i, aby pozostać w zgodzie ze swoim poczuciem smaku - musiałem nie iść na owo referendum. Choć obecną prezydent nie za bardzo lubię. Oczywiście, można by - zamiast trzymać taką ustawę czy uchwałę w "zamrażarce", otwarcie przegłosować przeciw. Efekt będzie dokładnie taki sam. Dziś, zamiast zarzutu o trzymanie w zamrażarce, usłyszelibyśmy zarzut o głosowaniu przeciw. To samo dotyczy ustaw, zgłaszanych przez kluby czy koła opozycyjne. A nawet jeszcze bardziej. Gdyby mi naprawdę zależało na wprowadzeniu tej ustawy, lobbował bym za nią w partiach koalicyjnych, tak żeby pojawiła się w czytaniach jako wspólny projekt rządu i partii "N". Jeszcze raz podkreślę - jeśli obywatele,lub jakiś klub,lub koło mają naprawdę wspaniały pomysł legislacyjny i chcą - po prostu dla dobra Polski - wprowadzić go w życie, to zaczęliby od lobbowania tego pomysłu w kręgach partii rządzących. Jeśli jakiś klub opozycyjny lub koło zgłasza projekt legislacyjny bezpośrednio do "laski marszałkowskiej", to zgłasza to po to, aby nie został on uchwalony. Nie chodzi o jakąkolwiek zmianę w prawie, chodzi o projekt i jego odrzucenie. I można rozpocząć procedurę - obrady w komisjach, pierwsze czytanie, obrady w komisjach, drugie czytanie i głosowanie - ze z góry przesądzonym wynikiem negatywnym. Dlaczego - odsyłam do akapitu o dwa oczka wyżej. Wprawdzie znaczna część posłów ogranicza swą aktywność do podnoszenia ręki zgodnie z partyjnym poleceniem i z pożytkiem dla Parlamentu byłaby możliwość głosowania zdalnego lub automatycznego - tyle że tedy dieta by nie przysługiwała. Jednak niezależnie od nich istnieje dość duża grupa posłów. którzy autentycznie angażują się w komisjach w tworzenie prawa i rozumieją, że prawo może być słuszne (czyli zgodne z ich poglądami), lub niesłuszne (czyli niezgodne z poglądami). Ale oprócz tego prawo może być prawidłowe (spójne, precyzyjne etc.) lub niechlujne (wewnętrznie sprzeczne, ogólnikowe). Ci posłowie dbają o to, że jeśli prawo nie będzie wg nich słuszne, niech chociaż będzie prawidłowe. Ja bym tam ich nie obarczał trudem zgłębiania ludowych czy klubowych projektów. I tak mają dużo roboty.
-
Ależ dlaczego się poddajesz? Po prostu znajdź jakikolwiek wskaźnik ekonomiczny, liczony prze Eurostat - wiarygodną i poważną instytucję - z którego by wynikało, że w latach 2007-2014 Polska znalazła się w ruinie. No niechby i nie w ruinie - po prostu że wiodło się jej gorzej, niż przeciętnemu krajowi UE. Nie podoba Ci się średnia - nie ma sprawy, podaj medianę. O dominancie przy N=27 lub 28 raczej mówić nie warto. Ale jak chcesz - podaj dominantę. I naprawdę sam dostrzegasz tą ruinę, o której tak słodko i szeroko rozprawiał pan dr Duda, gdy był tylko kandydatem na prezydenta?
-
No ale, pomimo tego spotkania na cmentarzu (raczej na stacji benzynowej od strony cmentarza, ale to już drobiazg), zmiany legislacyjnej nie było. Wiesz, gdybym był ministrem (nie zamierzam, za dużo roboty za takie pieniądze) i zadzwoniłby do mnie mój serdeczny kolega z podstawówki, że chce ze mną pogadać, to zaproponowałbym, byśmy się spotkali w restauracji. Wylądowalibyśmy "U Sowy" albo na innych taśmach. Okazuje się, że rozsądniej byłoby się spotkać na cmentarzu. Taki klimat mamy. Wiesz, gdybym był tym ministrem i ów mój kumpel w trakcie rozmowy (choćby i na cmentarzu) przekonałby mnie do wprowadzenia zmiany legislacyjnej, że będzie korzystna dla gospodarki - to bym taką zmianę zaproponował. Ale gdybym uznał, że to bzdura, nie powiedziałbym do tego kolegi "spadaj ch...u pi...y, czyś Ty oc...ł, że na takie gó...o mnie namawiasz", bo i po co miałbym mu to mówić. Powiedziałbym "tak, zrobię, co mogę, pracujemy nad tym, ale wiesz - trudno będzie". I nie zrobiłbym nic, dokładnie nic w tej sprawie, a za jakiś czas powiedziałbym kumplowi, że bardzo się starałem, ale się nie udało. Przy czym - choć nigdy nie byłem ministrem - spotykałem się kilka razy z takimi naleganiami, żebym coś komuś załatwił. Zawsze odpowiadam, że postaram się coś w tej sprawie zrobić, a to, czy nie kiwnę palcem, czy też się szczerze zaangażuję, zależy od sprawy. Najczęściej robię po prostu to, za co mi płacą, zgodnie z funkcjonującymi regułami. Ośmiorniczka jak ośmiorniczka, w sumie surowiec kulinarny umiarkowanie drogi. Zdecydowanie przepłacali. No ale może "U Sowy" były sporządzone po mistrzowsku. Zawszeć to nieco lepiej być nagranym nielegalnie "U Sowy", na niejasnych rozmowach biznesowo-towarzyskich, niż legalnie w pokoju posłanki Renaty Berger, na składaniu całkiem jasnej i klarownej propozycji korupcji politycznej. Lipiński wciąż jest posłem PiS. Dowodów nie mam żadnych, ale jak na razie żyjemy w wolnym kraju i na forum mogę Wam opowiedzieć, co myślę, gdyż nie jest to wypowiedź publiczna, lecz rozmowa między kumplami, choć czasem kłócą się oni ze sobą zażarcie. Zasada cui bono nie jest wprawdzie jakimś panaceum na wyszukiwanie nieznanych sprawców, ale zastosować ją zawsze warto. Jeśli stwierdzimy, że dany podmiot miał cel, sposobność i narzędzie, to jest podejrzany. Szczególnie, jeśli "inne okoliczności" są z tym podejrzeniem niesprzeczne. Tyle że tu sposobność i narzędzie miał w zasadzie każdy, komu się to opłacało. Kto odniósł korzyść z publikacji taśm, nagranych "U Sowy" i nie tylko? Przede wszystkim PiS. Żeby się o tym przekonać, wystarczy przeczytać to, co pisze Secesjonista. Jednym z "celowych błędów" PO było niewyczyszczenie prokuratury ze zwolenników PiS. PO za istotny element programu przyjęła oddzielenie prokuratury od rządu (i chwała im za to). Mogła postąpić troszkę inaczej, czyli najpierw, wzorem innych partii przejmujących władzę, czyli najpierw usunąć z prokuratury niewygodnych ludzi, a potem oddzielić. Seremet został powołany na PG przez Lecha Kaczyńskiego, zgodnie z proponowaną przez PO procedurą. I tak PO usiłowało rządzić krajem, w czasie gdy prokuraturą wciąż rządził PiS. No może nie rządził, ale miał wielkie wpływy. Głupota Tuska czy idealizm? Każdy zobaczy to, co chce. Klasycznym przykładem PiS-owskiego wpływu na prokuraturę była decyzja w sprawie Antoniego Maciarewicza. Otóż prokuratura Seremeta uparcie twierdzi, że "Macierewicz jako szef komisji nie był funkcjonariuszem publicznym, który może odpowiadać za niedopełnienie obowiązków bądź ich przekroczenie". No jeżeli nie był funkcjonariuszem publicznym, to chyba natychmiast należałoby wszcząć postępowanie przeciwko osobom, które mu udostępniły tajne dokumenty. To tak na boku, bo przecież wszyscy zdajemy sobie sprawę, że Maciarewicz był uważany za funkcjonariusza publicznego w czasie, gdy sporządzał raport. Jeżeli był osobą prywatną, to niech z prywatnej kasy płaci odszkodowania pomówionym, a idzie to w miliony złotych. Podobnie było w sprawie "afery podsłuchowej". Zaczęła się 14 czerwca od upublicznienia przez "Wprost" na ich stronie internetowej nagrań z 2 rozmów. 22 czerwca upublicznia się kolejne dwie, a nazajutrz publikuje stenogramy. Widać mało komu chciało się słuchać biesiadnych pogawędek, trza było podać rzecz w pigułce. Stenogramy też jakoś nikogo nie ruszały, trzeba było nadać im rozgłos. I w sukurs rusza prokurator. Oczywiście, ujawnione materiały są wynikiem przestępstwa, jednak prokuratura mało się interesuje zabezpieczaniem dowodów "U Sowy", lecz urządza spektakularne najście w świetle reflektorów na redakcję "Wprost", gdy Latkowski ze łzami w oczach broni swego laptopa, a "najemnicy Tuska" usiłują mu go wyrwać. Taki przekaz trafia do opinii publicznej, i to trafia skutecznie. Bo mało kto wie, że teraz prokuratura jest niezależna od rządu, a kieruje ją nominant PiS-u, zaś usłużnych zwolenników tej partii, po czystce Ziobry, jest dużo na każdym szczeblu. Potem już "tajemniczy donosiciele" nie obcyndalają się z jakimś "Wprost". Na początku "Wprost" było potrzebne, by nadać sprawie pozory obiektywizmu. Ale potem już materiały trafiają wprost do "Do Rzeczy", czyli zleceniodawcy. W końcu nawet nasi przeciwnicy kupią tygodnik z takim materiałem, biznes to biznes. Cel miał PiS. Sposobność i narzędzia podsłuchu - jakoś prokuratura jest w tym zakresie kompletnie nieporadna, pojawiają się jakieś Falenty, które okazują się zupełnie wyssane z palca. Potem Stonogi, które mają już tak zszarganą opinię, że za parę złotych z radością przyjmą na siebie tak błahe przestępstwo. Przy czym Stonoga ujawnił się sam i sam oddał się do dyspozycji prokuratury. Pewnie zostanie świadkiem koronnym. No cóż - sposobność i narzędzia zapewne pozostaną tajemnicą prokuratury. "Inne okoliczności" przedstawiłem powyżej. Kto chce myśleć, to widzi, kto nie chce - nic na to nie poradzę. Dowodów brak - i się nie pojawią, bo przecież prokurator nie znajdzie dowodów przestępstwa swego mocodawcy.
-
Dyskusję pamiętam, swego zdania nie zmieniłem, wracać do tamtej dyskusji mie się nie chce. Po to, aby uwolnić się dyskusji nad właściwościami przyjętych metod badawczych (metod, nie "metodologii") chciałem, ograniczyć się do danych Eurostatu, gdzie mam przekonanie graniczące z pewnością, iż zastosowano tę samą metodę dla wszystkich krajów i co więcej - była to metoda ogólnie akceptowana. Jakoś tak dziwnie Furiusz zapomniał, że władzę PO objęło jesienią 2007 roku, a nie 2008. Zaś w latach 2007-2014 spadek bezrobocia odnotowano w 3 krajach UE - Niemcy, Polska i Malta. Jeśli już koniecznie upierasz się, żeby brać pod uwagę lata 2008-2014, bo być może niski poziom bezrobocia w 2008 był zasługą PiS, to musisz też przyjąć, że rekordowy spadek bezrobocia w 2006 był analogicznie zasługa SLD, Belki i Hausnera. Ja tam wolę po prostu rozpatrywać pewien ciąg czasu, bo wdawanie się, dzięki komu i przez kogo prowadzić będzie do kłótni. A ja tam zgodny jestem. Chcesz lat 2008-2014 - nie ma sprawy. W tym okresie w trzech krajach wystąpił spadek bezrobocia (Niemcy, Malta i Węgry - z tym że w tych ostatnich minimalnie), zaś Polska ze wzrostem o 1,9 pproc. jest dopiero na 11 miejscu, ale przed takimi krajami PIGS, jak Finlandia, Francja,Dania i Holandia. I kto tu manipuluje? Jeśli chodzi o GDP liczony wg koszyka dóbr (tablica: GDP and main components - volumes), to zarówno w latach 2013-2007, jak i w latach 2013-2008 Polska jest na I miejscu w UE, jeśli chodzi o wzrost procentowy, i na II miejscu po Niemcach, jeśli chodzi o wzrost kwotowy. Chętnie. Pod względem wielkości dziury budżetowej byliśmy w 2007 na 20 miejscu w UE, w 2008 - na 19 miejscu (choć deficyt wzrósł, o budżecie w 2008 decydował jeszcze PiS), w 2014 jesteśmy na 18 miejscu. Rewelacja to nie jest, ale jednak względna poprawa. Większy deficyt mają np. Francja i Wielka Brytania. Choć Niemcy mniejszy. Jeśli chodzi o radzenie sobie z kryzysem, to Polska należy do nielicznych krajów UE, w których deficyt w latach 2008-2014 zmalał z 3,6% do 3,3%, czyli o 0,3 p.p. W tym samym czasie w Niemczech zmalał o 0,5 p.p., ale w Wielkiej Brytanii wzrósł o 0,6 p.p. Źle nie jest, mogłoby być lepiej. Ktoś tu usiłuje manipulować, ale słabo mu wychodzi.
-
Przepraszam, że Cię źle zrozumiałem.
-
W ten sposób rozumując dojdziemy do wniosku, że skoro Secesjonista nie wiedziałby i nie chciało mu się sprawdzić czy prawdą jest, że pierwiastek z 81 jest mniejszy niż logarytm dziesiętny z 1 000 000 000, to znaczy, że jest mniejszy. W ustach Secesjonisty dość dziwnie brzmi argument, że brak wiedzy jest wręcz cnotą.
-
Zapewne PO straciło poparcie z powodu słabej wykrywalności gwałtów? Z pewnością można znaleźć wiele danych szczegółowych, wg których się pogorszyło. Np. moje wynagrodzenie. A wykrywalność jest zawsze stosunkiem spraw zgłoszonych do rozwiązanych. Spadek wykrywalności może być spowodowany zgłaszaniem spraw, dotychczas nie zgłaszanych. Gdyby Furiusz przywołał spadek liczby wykrytych gwałtów, to byłoby to bardziej wiarygodne. Niezwykle dyskusyjne dane. Wg nich np. Rumunia ma wskaźnik 0,0, zaś żaden kraj nie ma dodatniego. No to co się dzieje z tymi pieniędzmi? Skoro od jednych wyciekają, do innych muszą wciekać. No i może niekoniecznie chciałbym żyć w kraju, do którego nielegalnie wciekają pieniądze. Dobry bilans w tym zakresie mógł być spowodowany skuteczną działalnością polskich mafii (narkotyki, kradzież samochodów, handel żywym towarem i prostytucja zagraniczna). Utrudnienie takiej działalności też spowoduje pogorszenie bilansu. Myślę, że sporo ludzi porównuje. Jakoś nie chcą głosować na PiS. A ja nie mam nic przeciwko porównaniom do innych krajów. Chodzi o to, że był - i to skuteczniej niż Niemcy czy Wielka Brytania. Gratuluję Bratankom. No ale czy w Polsce w latach 2007-2014 bezrobocie spadło, czy wzrosło? A liczba miejsc pracy? Wyręczę Furiusza. Wg Eurostat liczba miejsc pracy w latach 2007-2014 wzrosła w Polsce o 8,4%, a na Węgrzech o 5,1%. Znów pomogę Furiuszowi: Grecja, Hiszpania, Chorwacja, Cypr, Portugalia, Słowacja, Włochy, Irlandia, Bułgaria, Litwa, Łotwa, Francja, Słowenia. Naliczyłem 13 państw. MAŁO? W 2007 to faktycznie była tylko Słowacja. No Chorwacja jeszcze do Unii nie należała. Awansowaliśmy z przedostatniego miejsca na środkowe. CHYBA NIEŹLE? Wyszło że czy będziemy porównywać do średniej, czy do poszczególnych krajów, wynik jest taki sam. Niezadowolenie społeczne nie jest związane ze spadkiem liczby miejsc pracy - bo wzrosła, ze wzrostem bezrobocia - bo spadło, co szczególnie silnie widać na tle innych krajów Unii. Etc., etc. Z pewnością łatwo jest twierdzić, że zrobiłoby się to lepiej. Szkoda tylko, że nie wiadomo jak. Furiusz naprawdę jest lepszy w wykazywaniu kłamstwa prezydentowi, niż ja. Awans z przedostatniego miejsca na 14 od końca? W ciągu głupich 7 lat? To jest ta "ruina"?
-
Znaczy, czy to celowo, czy przez bałagan wszelaki, drewniane elementy mostu podpalone zostały. Samozapłon w lutym raczej nie wchodzi w grę. Może w KK słowo "podpalenie" rozumie się inaczej, stąd te analizy dla prokuratora. Ja bym tam działania służby zdrowia nie mierzył długością kolejki na zabieg, tylko liczbą wykonanych zabiegów w ciągu roku. W tym ponoć jest nieźle, podobno operacji zaćmy w styczniu i lutym 2013 r. wykonano ich 31 458 tys., a wartość wyniosła ponad 97 mln zł, zaś w 2014 r. przeprowadzono 35 612 takich zbiegów o łącznej wartości ponad 86 mln zł. Cały tekst: http://wyborcza.pl/1,91446,15897568,NFZ__wzrosla_liczba_operacji_usuniecia_zacmy.html#ixzz3p8zlewnM No ale to za Wyborczą, prawdziwy Polak tego nie czyta. Oczywiście - i w tym zgadzam się z Kolegami - że w Polsce świetnie nie nie jest. Ja np. zarabiam śmiesznie mało w stosunku do mych zachodnioeuropejskich kolegów. Chciałbym zarabiać tyle z zł, ile oni w euro! Kolejki do lekarza w publicznej służbie zdrowia są ponoć tak długie, że od lat z niej nie korzystam. "Ponoć" - bo od lat nawet nie próbowałem się zapisać. Można znaleźć mnóstwo danych, potwierdzających, że jesteśmy (na miarę Europy) biednymi obywatelami biednego kraju. I może gdzieś, pewnie w niejednej dziedzinie, nasza sytuacja się pogorszyła ostatnio. Wrócę jednak do celu tego wątku. 15 maja br. (ponad 5 miesięcy temu) zwróciłem się z Szanownych Koleżanek i Kolegów z następującym wnioskiem: Może ktoś znajdzie jakieś dane statystyczne z Eurostatu, świadczące o tym, że w Polsce po roku 2007 jakaś mierzalna zmienna, opisująca jakość życia, się obniżyła, i to bardziej, niż średnia UE ? Nawet stawiałem skrzynkę piwa w zakład. Żaden z interlokutorów (choć wielu z nich otwarcie deklaruje, że PO nie jest ich ulubieńcem) takich danych nie znalazł. Odnoszę wrażenie, że nikt nawet ich nie szukał. Oddali mecz walkowerem. Ergo - kandydat na prezydenta dr Andrzej Duda kłamał. Okłamywał wyborców, łżąc w żywe oczy, że "Polska jest w ruinie" - i wybory wygrał. Dziś jest prezydentem. Jego popleczniczka, Beata Szydło, głosiła razem z nim te kłamstwo. Wyznaczona przez Prezesa na Kandydatkę na Premiera początkowo też usiłowała swą kampanię opierać na tym kłamstwie, jednak parę tygodni temu uświadomiono jej, że hasło "Polska w ruinie" stało się już śmieszne. Więc teraz już nie twierdzi, że Polska jest w ruinie, tylko że gdyby to ona rządziła, to by dopiero było.
-
Zatem wystawanie certyfikatu koszerności w latach 90-ych dla wódek z Bielska-Białej to tylko taki chwyt marketingowy dla gorzelni i źródło dochodu dla rabina? Tak też sobie wtedy myślałem. A śliwowica jest "biała", czy już nie?
-
Człowiek i dinozaur obok siebie?
jancet odpowiedział Narya → temat → Prehistoria (ok. 4,5 mln lat p.n.e. - ok. 3500 r. p.n.e.)
Serio? No to bardzo proszę, by hrabia Strach wypowiedział się na temat: "Wpływ efektów Marangoniego II rodzaju na generację i koalescencję pęcherzyków gazu w cieczy". Albo: "Specyfika złoża fluidalnego dużych cząstek i jej wpływ na proces odsiarczania gazów spalinowych metodą półsuchą". Jaki jest Twój pogląd na te zjawiska? Oczywiście, jeśli pojęcie "wiara" używasz w sensie religijnym, to się z Tobą zgodzę. Dla mnie "wiara" to głębokie przekonanie o czymś, co nie zostało mi udowodnione. -
Taka ciekawostka. W lutym podpalono Most Łazienkowski w Warszawie. Został zamknięty dla ruchu. Autobusom wyznaczono nowe trasy, wyliczono nowe czasy przejazdu. Tyle że przez pewien czas rozkład jazdy był czystą teorią, bo zdarzało mi się dojeżdżać do pracy z godzinnym opóźnieniem. Jednak po cca 2 tygodniach się to uspokoiło i autobusy, choć jeździły dłużej, to w miarę punktualnie. W marcu otwarto II linię metra. Uruchomienie kolejnej, bardzo wydajnej przeprawy przez Wisłę powinno usprawnić ruch na już istniejących. Autobusom wyznaczono nowe trasy, wyliczono nowy rozkład jazdy... I co? No i znów pojawiły się horrendalne opóźnienia. Które znów po 2 tygodniach znikły. Podobno 31 października zostanie znów uruchomiony Most Łazienkowski. Podobno nie ma opóźnień. Przyjmijmy, że tak będzie. Czy w związku z tym spodziewam się, że w poniedziałek 2 listopada przejadę do pracy szybko i sprawnie? Nie, wręcz przeciwnie. W tygodniu 2-6 listopada spodziewam się horroru komunikacyjnego w Warszawie. Poprawę odczuję w drugiej połowie listopada. Po otwarciu mostu kierowcy ruszą na tę trasę, choć nawet przed podpaleniem jeździli innym mostem. Choćby z ciekawości. Będzie nowa organizacja ruchu, kierowcy nie będą do niej przyzwyczajeni, będą źle manewrować, mylić się, blokować ruch. Na początku będzie gorzej. To może nie warto było odbudowywać tego mostu? Podobnie może być z programem onkologicznym, tylko że tu zmiany są bardziej powolne. Jak obiecano, że diagnozowanie raka ma być szybkie i sprawne, to do lekarzy zgłosiło się szereg pacjentów, trochę zaniepokojonych swym stanem zdrowia, którzy gdyby nie ta obietnica wizytę u onkologa odkładaliby w czasie. Może jutro, może w przyszłym tygodniu. To, że wdrożenie programu spowoduje nagłe zwiększenie osób chętnych do diagnostyki, było oczywiste. To nie było żadne "zło konieczne" - wręcz przeciwnie, o to w tym programie chodzi. Żeby ludzie się badali jak najwcześniej. W przejściowym okresie kolejki do diagnostyki się wydłużą. Bo do badań ruszą ci, którzy dotychczas odkładali to "na jutro lub kiedy indziej". I dobrze, właśnie o to chodzi. Jak ktoś chce szybko i sprawnie osiągnąć skrócenie kolejek do diagnostyki onkologicznej, to ja mu doradzę. Dotychczas trzeba było mieć skierowanie od lekarza 1. kontaktu czy jak się to teraz zwie. No to niech będzie potrzebnie skierowanie od dwóch lekarzy 1. kontaktu. Kolejki zaraz się skrócą. Celem nie jest skrócenie czasu pomiędzy zgłoszeniem się pacjenta do lekarza a zakończeniem diagnostyki. Celem jest skrócenie czasu pomiędzy pojawieniem się pierwszych symptomów choroby a zakończeniem diagnostyki. Czy "szybka ścieżka" się temu przysłuży i na ile - można będzie ocenić za parę lat.
-
Jedz, pij i popuszczaj pasa...
jancet odpowiedział Pancerny → temat → Gospodarka, kultura i społeczeństwo
Po dzisiejszemu to byłby raczej suflet. -
Na mój rozum - nie. Była kiedyś koło mojej pracy taka żydowska knajpka, bardzo mała, a koszerna - przynajmniej tak szyld głosił. Koszerność osiągnęli w prosty sposób - była zarazem wegetariańska. Też mi się wydaje, że zwrot "koszerny młyn" jest bez sensu. Ale sensu "koszernej wódki" też nie łapię, a jednak coś takiego piłem.
-
Człowiek i dinozaur obok siebie?
jancet odpowiedział Narya → temat → Prehistoria (ok. 4,5 mln lat p.n.e. - ok. 3500 r. p.n.e.)
Wet za wet - to bzdura, jakich mało. Pominę już kwestię, że ja zrozumiałem wypowiedź Atrixa w sensie, że my - nienaukowcy (w danej specjalności) wierzymy w to, co głosi nauka. Nie jesteśmy w stanie zweryfikować argumentów, więc prawdy nauki przyjmujemy na wiarę. Pominę też sprawę aksjomatów. Nawiążę do historii. Naszą wiedzę historyczną budujemy na podstawie relacji, urzędowych dokumentów i rzeczy materialnych. Jeśli znamy jedną jedyną relację z jakiegoś wydarzenia, żyjemy sobie w dobrym samopoczuciu, że wiemy, co się tam wydarzyło. Jednak może właśnie w tej chwili odnaleziono drugą relację, która zdarzenie przedstawia odmiennie. Po jej opublikowaniu nasz wczorajszy dowód staje się jedynie wątpliwą przesłanką. O tej chwili historycy zapewne się podzielą na tych, którzy będą twierdzić, że bardziej wiarygodna jest relacja pierwsza; i tych, którzy większą wiarygodność przypiszą drugiej; oraz tych, którzy będą starać się poszukiwać prawdy pośrodku. Wielość źródeł wcale nie przesądza o ich wiarygodności. Może być 100 świadectw fałszywych i tylko 101 prawdziwe. Ale nie da się tego udowodnić. W historii i w naukach społecznych szuka się argumentów, a nie dowodów. Te argumenty mają uprawdopodobnić daną tezę, której dowieść się nie da. -
Czemu nie? Jakość jak jakość, ale mąka jest mąką i da się z niej chleb upiec, trochę trudniej macę, bo ta chyba nie może być z pełnego przemiału. Wieś czy nie wieś, jak się kupiło ziarna i samemu zmieliło, wychodziło taniej, niż mąka w sklepie. Potrzebny były żarna no i siła robocza. Jeśli jej nie zbywało, można było mleć i na sprzedaż. No wielki biznes to być nie mógł, ale parę groszy pewnie się dało zarobić. Koło na osi by się z grubsza zgadzało, nie bardzo wiem, o co może chodzić z rzemieniem. Zresztą czym są żarna - małym młynem. Choć może to raczej młyn jest wielkimi żarnami.
-
No może tak niekoniecznie wszystkich, w czasach Sobieskiego (hetmana i króla) sporo ziem polskich było nieźle wyludnionych, więc każdy parobek był cenny i chyba trochę Tatarów popłynęło na Podlasie i Lubelszczyznę. Niektórzy w ogóle wiążą osadnictwo tatarskie nad Narwią i Bugiem z czasami Sobieskiego, wg. mnie bzdura to totalna, osadnictwo to należy raczej wiązać z ucieczką z podbitych przez Moskwę chanatów kazańskiego i astrachańskiego, ale to nie przeczy tezie, że jeńców tatarskich też w Polsce osiedlano. Jeżeli mogę przyjąć, że za tym sformułowaniem Romana Różyńskiego kryje się akceptacja dla faktu, że dane liczbowe, obecne w źródłach, mogą być grubo przesadzone, to gratuluję. Nic nie jest tak trudne, jak dystansowanie się od własnych, i to wyrażonych niedawno (#20 i #24) poglądów. Roman Różyński w tych postach postponował wręcz historyków, którzy śmieli podważać te wielkie liczby i określał ich "historykami" w cudzysłowie. Z wpisów Romana Różyńskiego wynika, że Beauplan podał liczebność ordy budziackiej (ta pisownia jest mi bliższa), a nie podał liczebności ordy białogrodzkiej (akermańskiej). Z kolei w "Potędze wszystkiej..." jest podana liczebność ordy białogrodzkiej, a nie ma budziackiej. Zaś Jaskólski et con. podają razem liczebność ordy białogrodzkiej i budziackiej. Zważywszy, że sam Białogród (Akerman) zdaje się leżeć na wschodnim brzegu limanu dniestrowego, czyli na terenie Budziaku, trudno nie dojść do wniosku, że orda białogrodzka i orda budziacka to jedno i to samo. Przyznaję, że tą tematyką zajmowałem się dość dawno, cca 1/3 stulecia temu, ale doszedłem wówczas do tego samego wniosku, choć nie przypomnę sobie, na jakich lektur podstawie. Nie mam pojęcia, kto to był Noiers - możesz podać krótką notkę. Jeśli wg owego Noiersa na 35 000 wojowników przypadało 50 000 sług, to liczbie 10 tysięcy panów odpowiadałoby trochę ponad 24 tysiące ludzi razem, a nie 25-30 tysięcy. Z tą proporcją też mamy pewien problem, no bo każdy towarzysz miał wówczas zwykle 2 pocztowych no i jakiegoś pachołka. Proporcja liczby ludzi do liczby towarzyszy ma się modelowo jak 4:1, ale proporcja liczby ludzi do liczby żołnierzy tylko jak 4:3. Jak czytam, że jakiś towarzysz brał ze sobą 4 osób służby, to raczej myślę, że 2 z tej służby to byli pocztowi, którzy stawali w szeregach, a jedynie jeden pozostawał przy bagażach. Przy okazji - kim był Senai i skąd znamy treść jego kronik? Przy oszacowaniu liczebności ordy wraz z końmi, przyjmijmy że było to 67 tysięcy ludzi i 133 tysiące koni. Nie mamy raportów intendentury tatarskiej, ani nawet polskiej chyba tylko jakieś ślady z tamtej epoki. Ale niecałe 200 lat później intendentura carska szacowała: na człowieka dziennie: 1,4 kg mąki; 8 deka kaszy lub innej leguminy, grochu, fasoli; niecałe 20 deka mięsa i słoniny oraz 80 ml wódki. Razem niecałe 1,5 kg; na konia dziennie: 4,75 kg owsa i 2,51 kg siana, czyli razem ponad 7 i ćwierć kg dziennie. Przez te 200 lat sporo się zmieniło, ale żołądki pozostały z grubsza takie same. No pewnie konie tatarskie były bardziej przyzwyczajone do siana i trawy, niż do owsa, ale w takim razie zjadały tego więcej - powiedzmy 1 kg owsa 15 kg siana z domieszką świeżej trawy - razem 16 kg. Głęboko się mylisz, twierdząc, że jazdę łatwiej wyżywić, niż piechotę. Owszem, jeśli zaniedbasz zaopatrzenie, piechota zacznie głodować pierwsza, bo jazda rozlezie się szerzej i szybciej. Ale koń żre 5 razy tyle, niż człowiek. No i konia nie przekonasz, żeby się ruszył, choć głodny, ni dobrem ojczyzny, ni strachem przed wrogiem. Żeby nakarmić te 67 tysięcy ludzi i 133 tysiące koni, trzeba by do obozu sprowadzać dziennie cca 2300 ton żywności, w tym prawie 2000 ton siana. Dziś uprawiane, nawożone, nawodnione łąki dają 20 kwintali z jednego pokosu. No ale w tym przypadku mamy do czynienia ze stepem. Poziom 5 kwintali wydaje mi się zasadny. W takim razie do obozu codziennie musiałoby by być zwiezione siano, zebrane z ponad 300 km kw. Dałoby to 1/3 powiatu - przy założeniu, że nie ma tam nic, prócz trawiastego stepu, i że owies, leguminę i mąkę dostarczają kosmici. I że koroniarze oraz Kozacy nic nie wzięli. W praktyce - trzeba by wykosić jeden powiat dziennie, żeby koniom dać siana. Kompletnie nierealne.