jancet
Użytkownicy-
Zawartość
2,795 -
Rejestracja
-
Ostatnia wizyta
Typ zawartości
Profile
Forum
Kalendarz
Zawartość dodana przez jancet
-
Frankonizacja, romanizacja czy sfrancuszczenie
jancet odpowiedział fraszka → temat → Pomoc (zadania, prace domowe, wypracowania)
Masz rację, zresztą "frankofonia" mnie nie razi, podobnie jak "frankofilia" czy "frankofobia" - i raczej nie odniósłbym tych pojęć do germańskich Franków. Jednak Fraszką pytała o termin "frankonizacja", a ten bardziej się kojarzy mi się z "germanizacją". Ale fakt - raziła mnie przede wszystkim "-izacja", a nie "franko-". Nota bene cząstka "franc" pojawia się też w odniesieniu do pojęcia "wolny, niezależny", jak w dostawie "franco" - wolnej od opłaty za dostarczenie do miejsca użytkowania, czy we "franczyzie" - sieci, składających się z niezależnych przedsiębiorstw. Zdaje mi się, że z Frankami nie ma to wiele wspólnego, choć z francuskiego się wywodzi. -
Czy konstytucja 3 maja mogła przywrócić Rzeczpospolitej dawną świetność?
jancet odpowiedział STK → temat → Polityka, ustrój i dyplomacja
Ciekawy sposób myślenia, tym razem zupełnie niedbający o szczegóły. Mniemam, że pod nazwą "Austriacy" Roman rozumie monarchię habsburską, a przynajmniej jej wschodnią część. Radzę więc trochę uważniej zapoznać się z bitwą pod Byczyną, bowiem nie pokonaliśmy w niej armii Habsburgów. Gdyby rzeczywiście doszło w 1588 roku do zbrojnej konfrontacji między Rzplitą a austriackimi Habsburgami, byłaby to chyba największa bitwa epoki Odrodzenia. W rzeczywistości było to starcie kilkutysięcznego prywatnego korpusiku arcyksięcia Maksymiliana z podobnym korpusikiem Zamojskiego, składającym się po części z jego prywatnych oddziałów i po części z prywatnych oddziałów magnatów, których przekonał do kandydatury Wazy. Może uczestniczyły w tej potyczce i jakieś wojska kwarciane, wszak Rzplita nie znajdowała się wówczas w stanie wojny z Habsburgami. Ciekawy zbiór pomysłów, problem w tym, że zgodnie z uchwałami Sejmu Czteroletniego stan armii polsko-litewskiej miał być podniesiony do 100 tysięcy. Nigdy się to nie udało, ale gdyby się udało, to armia polska stałaby się takim pomocniczym graczem na środkowoeuropejskiej arenie. Każde z państw ościennych miało wówczas armię kilkusettysięczną, więc samodzielnie każdą wojnę dwustronną przegrywaliśmy. Jedyną nadzieją utrzymania państwowości, dysponującej 100-tysięczną armią, był sojusz z jednym z państw zaborczych. Z którym? Z tym, który może dostrzec w tym swój interes. Jeśli popatrzysz na mapę Rzplitej po I rozbiorze, dojrzysz jedyne możliwe rozwiązanie. -
Czy konstytucja 3 maja mogła przywrócić Rzeczpospolitej dawną świetność?
jancet odpowiedział STK → temat → Polityka, ustrój i dyplomacja
Mam głęboką i może też niepłonną nadzieję, że zdecydowana większość forumowiczów opiera swe historyczne przekonania na lekturze - podręczników, dzieł popularno-naukowych, naukowych a czasem nawet materiałów źródłowych, choć większość z nas ma do nich dostęp jedynie wtedy, gdy ktoś je zebrał i opublikował. Odnosić się do dostępnej wiedzy nie tylko można, nie tylko należy, ale po prostu trzeba. Jednak prowadzić dyskusję mogę jedynie z forumowiczem, co jest raczej oczywiste. I forumowicz nie powinien odsyłać drugiego forumowicza do dzieł jakiegoś konkretnego autora. Drugi forumowicz mógł ukształtować swój pogląd na podstawie innych dzieł - takie jego prawo. Przy tym nie jest sytuacją właściwą, gdy ktoś kształtuje swą wiedzę o pewnych wydarzeniach na podstawie jednego autora, choćby i świetnego. Tak przynajmniej uważam. Tyle co do metody. -
Wędrówki Słowian ich powód i skutki w kulturze materialnej
jancet odpowiedział TyberiusClaudius → temat → Ziemie polskie od wędrówki ludów do panowania Mieszka I (IV w. - ok. 960 r.)
Trochę inaczej zrozumiałem tę koncepcję. Widać źle to opisałem. Po pierwsze - chronologicznie wiązałem ją raczej z osadnictwem słowiańskim w środkowej Europie w okresie V-X wiek ne. Po drugie - to raczej oczywiste, że w tej epoce i jeszcze długo później żeglowne rzeki stanowiły podstawowe szlaki komunikacyjne, więc osady zakładano w ich pobliżu, w miejscach z dobrym dostępem do wody, ale poza zakresem wiosennych wylewów. Natomiast Słowianie - wg tej koncepcji, której nie bronię, pragnę jedynie należycie przedstawić - budowali chętnie osiedla na wyniosłościach wewnątrz terenów zalewowych, albo na wyniosłościach wśród bagien, czy na wyspach jezior, które nie stanowiły elementu jakiegoś ciągu komunikacyjnego Przy okazji, nie do końca łapię określenie "gdzieś w międzyrzeczu Prypeci i Oki oraz między Prypecią i Słuczą". Pozdrawiam J. -
Zdarzało się. Jeśli kawaleria ma dużą przewagę i jest dobrze wyszkolona, można przypuścić dwie szarże raz za razem, np. pierwszą na prawy przedni narożnik czworoboku - wystrzelą plutony czołowe i prawe, a zaraz potem - na lewy przedni narożnik - wystrzelą plutony lewe, ale czołowe nie, bo nie zdążyły załadować. Skoordynowana szarżą dwóch szwadronów powinna rozbić każdy odosobniony batalion, o ile nie będzie będzie mieć on wsparcia batalionów sąsiednich, artylerii i kawalerii. Furiuszu, czyżbyś na serio zainteresował się epoką napoleońską?
-
Regulaminowy czworobok batalionowy w armii napoleońskiej miał mieć 3 szeregi. Salwa 3 szeregów jednocześnie z bliskiej odległości powinna załamać szarżę kawalerii. Czworobok wyglądał tak, że zwarte trójszeregi piechurów stanowiły boki, w środku była "pustka", w której chronił się dca, sztab, muzyka etc. Najwrażliwsze na szarżę były narożniki, wtedy trzeba było strzelać pod kątem, więc kilkunastu żołnierzy stojących w pobliżu narożnika, siłą rzeczy ustawiało się pod kątem do kolegów, a prostopadle do kierunku spodziewanego ataku. Przyjmijmy, że wśród tych 50 ludzi było 48 szeregowych i podoficerów, dca i dobosz. Podzielmy 48 żołnierzy na 4 ściany - dostaniemy 12. Potem na 3 szeregi - dostaniemy 4. Dostaniemy dość absurdalny szyk - 4 rzędy po 3 szeregi z każdego boku. No i, pamiętając o zapełnianiu narożników, spróbujmy ten szyk choćby narysować na kartce papieru, a co dopiero realnie ustawić w terenie, choćby i zupełnie odkrytym. Wyjdzie z grubsza jakiś pierścień, a może wielokąt, może kwadrat, ale na pewno nie będzie to takie regularne carré, choć w armii napoleońskiej niezbyt szanowano regulaminy. Tak mała grupa ludzi, bez względu na regulaminy, powinna sformować raczej pierścień, czy wręcz koło. Nie wiem, dlaczego de Segur użył słowa czworobok, a konkretnie carré. Może na zasadzie, że skoro piechota przeciw kawalerii z zasady formuje carré, więc użył tego słowa w znaczeniu "szyk obronny piechoty przeciw kawalerii", niekoniecznie dokładnie kwadrat z pustką w środku. Nota bene, mając do dyspozycji jedynie tłumaczenie, nie mamy pewności, czy użyto słowa carré - może np. carreau, a to by oznaczało coś w przybliżeniu kwadratowego, ale odmiennego od regularnego carré Przede wszystkim odnoszę wrażenie, że Segur opisał to zdarzenie, jako pewną sytuację niezwykłą, ekstremalnie rzadką. W konkretnej sytuacji woltyżerzy, czyli żołnierze przeznaczeni do walki w szyku rozproszonym sformowali szyk zwarty i w nim dali odpór jeździe przeciwnika, choć nie wyjaśnia, czy odparli szarżę, czy też po prostu przeciwnik ich nie zaatakował, ani kim był przeciwnik - czy kirasjerzy, czy kozacy. Szarży kirasjerskiego szwadronu to ugrupowanie raczej by nie wytrzymało, ale atak jazdy nieregularnej - czemu nie. W sumie kozacy (i inne tego typu formacje, było ich sporo - czerkiesi,czeremisi, kałmucy, baszkirzy - piszę małą literą, bo chodzi mi o formacje wojskowe, a nie narodowości)raczej unikali ataków na zwarte oddziału piechoty, co więcej - zwykle do spędzenia tego typu jazdy używana była piechota, sformowana w tyralierę. W każdym razie nie opierajmy swego poglądu o taktyce mas wojsk na pojedynczych przykładach opisów sytuacji niezwykłych.
-
Frankonizacja, romanizacja czy sfrancuszczenie
jancet odpowiedział fraszka → temat → Pomoc (zadania, prace domowe, wypracowania)
Frankowie byli jednak Germanami, więc nie pasuje. Romanizacja możemy rozumieć współcześnie jako wpływ języków romańskich w ogólności, np. "romanizacja terenów między Prutem a Dniestrem". Ja bym jednak zaatakował od "francuza". "Sfrancuszczenie" mi się podoba, może być też "sfrancuzienie". "Galicyzacja", proponowana przez Secesjonistę też fajna, ale jakoś się za bardzo z "Galicj i Lodomerią" kojarzy. A jakiego to terytorium i w jakiej epoce miałoby dotyczyć? Po powiedzmy, latynizacja i łacinnienie oba mi pasują, ale czego innego dotyczyć by miały. -
Ależ wszystko można powiedzieć, byle nie wprowadzać czytelnika w błąd. Co do oficjalnej linii oceny powstania listopadowego z lat 60-ych i następnych, to obowiązywała teza, że powstanie było słusznym zrywem ludu przeciwko wrednemu caratowi i można było go wygrać, zachęcając do walki masy chłopskie powszechnym uwłaszczeniem bez odszkodowań oraz współpracując ściśle z demokratyczną opozycją w Rosji. Na przeszkodzie stanęła wredna klasa posiadająca, z takimi indywiduami na czele jak Chłopicki, Skrzynecki i Krukowiecki. Ciekawe, że dość pozytywnie był przedstawiany Czartoryski. W znacznej mierze może ten pogląd być zgodny z prawdą - nie wykluczam. Tu może być pies pogrzebany, bo nie wykluczam, że pewne zwroty zostały narzucone przez wydawcę, a nie pochodziły od autora. Nie chciałbym robić wrażenia, że w jakimkolwiek stopniu usiłuję się postawić w jednym rzędzie z takim autorytetem, jak Przewalski, ale w jednej jedynej książce mego autorstwa, w której było coś o historii, słowo "zamordowani" redaktor zastąpił słowem "rozstrzelani". Ja przynajmniej mogłem mu powiedzieć, co o tym myślę, prof. Przewalski - nie. Chyba w tym tkwi problem. W maju 1986 roku zostałem żołnierzem WP - bo musiałem. Nie sądzę, by ktoś kiedykolwiek pisał mą biografię, ale jeśli użyje określenia "został wcielony do wojska", to OK, ale jak napisze "wstąpił do wojska", to mój duch mu naszcza do kawy. W XVIII wieku rzecz była o wiele bardziej istotna, bowiem faktycznie występowało zjawisko "wcielania" do armii bez pytania o opinię. Ponoć "po Wielkanocy 1793 roju, wcielono do armii carskiej siłą lub podstępem ponad 14 000 żołnierzy polskich" - m. in. i Chłopickiego. Jeszcze więcej zostało wcielonych w 1831 roku. W odniesieniu do epoki, o której piszemy, rozróżnienie pomiędzy "wstąpił" a "został wcielony" ma fundamentalne znaczenie. Biografia autorstwa Przewalskiego nie jest pierwszą publikacją o życiu Chłopickiego. Wcześniejsze podawały fakt, że Chłopicki w 1788 wstąpił do armii rosyjskiej (wstąpił, a nie został wcielony). Sensacją jest "że uszedł po kryjomu" ze swojego regimentu. Jeśli ktoś w naszej epoce podaje tak sensacyjną informację, nie podając źródeł, to po prostu fałszuje historię. Zatem wielkie dzięki, Furiuszu - pomogłeś ujawnić fałsz. Wg Szenica (op. cit) Joachim Potocki pomógł Chłopickiemu dostać się do polskiego regimentu pieszego grenadierów kamienieckich Ilińskiego w 1790 roku. Trochę to wygląda jak "radio Erewań" . Niemal dokładnie to samo u Szenica, z tym że tam jest nie byłem nigdy "murzynem" ani bydlęciem. I choć to popularnonaukowa książeczka dla młodzieży, źródło ujawniono - korespondencja między Chłopickim a Mączyńskim. Ale nie podaje, gdzie ją opublikowano.
-
Wędrówki Słowian ich powód i skutki w kulturze materialnej
jancet odpowiedział TyberiusClaudius → temat → Ziemie polskie od wędrówki ludów do panowania Mieszka I (IV w. - ok. 960 r.)
No tak, Furiuszu, ale jakoś ci nasi Starzy Słowianie słabo kojarzą mi się z koczowniczymi ludami pasterskimi. Raczej są przedstawiani jako rolnicy i zbieracze, więc lud mający swoje stałe domostwa. Oczywiście przy gospodarce wypaleniskowej co kilka - kilkanaście lat trzeba było się przenieść o parę kilometrów. Zastanawia mnie inna informacja, być może błędna - ponoć Starzy Słowianie chętnie budowali swe domostwa "ku wodzie", w dolinach rzek, na terenach podmokłych. których Germanie unikali. Coś na tym zyskiwali - żyzne gleby, wysokie plony i bezpieczeństwo osad, o ile nie leżały nad głównym nurtem rzeki. Ale musieli liczyć się z tym, że co kilkanaście lat będzie "wielka woda" i ich domy znikną. Może dlatego nie tworzyli "niczego wielkiego i ciężkiego tudzież nadmiernie delikatnego bo w trakcie transportu zwyczajnie się zniszczy albo będzie zbyt duże by to zabrać", choć trudno ich by było określić jako koczowników. -
2 Armia Wojskowa walki o Breslau/Wrocław
jancet odpowiedział saturn → temat → Polacy na wojennych frontach
Bardzo ciekawe pytanie, ale dlaczego wątek zatytułowałeś "2 Armia Wojskowa", a nie "II Armia Wojska Polskiego" czy "II Armia LWP"? Jeśli możesz, to popraw. Co do pytania, to nie odpowiedzi nie znam, mogę co najwyżej dywagować dlaczego dowództwo Frontu podjęło taką decyzję. 1. Trzeba pamiętać, że II Armia WP była rekrutowana na terenach przedwojennej Polski, w pewnej mierze z byłych żołnierzy AK. Ideologiczny profil żołnierzy był nader wątpliwy. Być może więc dowództwo frontu obawiało się, że w skrajnie trudnych warunkach walki miejskiej żołnierze mogą stracić motywację do walki. Być może uwzględniano też traumę po powstaniu warszawskim - a tu trzeba by się wczuć w rolę atakującego miasto. 2. Być może, że przyczyna była czysto operacyjna - ot po prostu w okolicy Zgorzelca Niemcy przerwali front, więc trzeba było skierować tam jakieś siły, by to załatać. Więc skierowano II Armię WP wiedząc doskonale, że żaden silny kontratak z Festung Breslau nie wyjdzie, a jeśli nawet, to i tak byłoby to lepsze, niż przerwanie frontu pod Zgorzelcem. 3. Być może dowództwo II Armii WP dążyło do tego, by działać na zachód od przewidywanej linii granicznej, czyli za Nysą Łużycką, i dowództwo frontu na to przystało. Istotnie dla przebiegu przyszłej granicy polsko-niemieckiej lepiej było zdobyć Budziszyn, niż Wrocław. -
Rodzimowierstwo Słowiańskie
jancet odpowiedział TyberiusClaudius → temat → Eksploracja i rekonstrukcja historyczna
W sumie nie wiem, kto założył tę ankietę, ale raczej nikt mądry. Przynajmniej ja mam pewien stosunek do "rodzimowierstwa", ale nie został on przez badacza przewidziany. Rodzimowierstwu przyglądam się ze sporą dozą życzliwości. Ale warto by było jasno określić, że nie jest to powrót do przedchrześcijańskich słowiańskich wierzeń, tylko pewna ich kreacja na podstawie nader skąpych źródeł. No i można się zastanawiać, czy jest to faktycznie wiara, czy też jedynie rekonstrukcja obrządków. Jedna z moich starszych (znacznie starszych) koleżanek, którą bardzo lubiłem za serdeczność, którą zawsze okazywała innym, miała na imię Żywia. Tyberiuszowi imię to zapewne się bardzo podoba. Ja z pewnym zdziwieniem podczas pogrzebu dowiedziałem się, że pochodzi z rodziny od kilku pokoleń ateistycznej, a zarazem krzewiącej szacunek dla wierzeń starosłowiańskich. Mogłem się jednak mylić, może Pani Profesor pochodziła z rodziny od kilku pokoleń wyznającej rodzimowierstwo. -
Rodzimowierstwo Słowiańskie
jancet odpowiedział TyberiusClaudius → temat → Eksploracja i rekonstrukcja historyczna
Ależ Secesjonisto, nikt nikomu przecież nie daje prezentów z okazji jakiegoś święta, którego data bliska jest zimowemu przesileniu. Prezenty przynosi św. Mikołaj - jak chcą jedni, Aniołek - jak chcą drudzy, Dziadek Mróz - jak chcą trzeci, no ale na pewno nie tata i mama. -
Fajna
-
Czy konstytucja 3 maja mogła przywrócić Rzeczpospolitej dawną świetność?
jancet odpowiedział STK → temat → Polityka, ustrój i dyplomacja
Zwykle daję radę. Czasem nie wytrzymuję. Nic nie wiem o tym, aby pan dr hab. Filip Wolański uczestniczył w naszym forum. Odnoszę wrażenie, że wyraziłeś SWÓJ pogląd. No to teraz go broń. Kłopot w tym, że nawet jakiś lokalny sukces nad Wisłą nie dawał nic. Rosja była raczej zdeterminowana i musielibyśmy dojść do Newy, by ją pokonać. Na jakiej podstawie opierasz tezę, że żołnierz polski [był] lepszy lub porównywalny z rosyjskim? Też tak to oceniam, ale nas wtedy i tam nie było. Tego to już zupełnie nie rozumiem. Prusy uzyskały Śląsk cca w 1763 roku. Czyli prawie 30 lat wcześniej. Galicja była istotną rekompensatą. Panowała wówczas w stosunkach międzynarodowych doktryna równowagi - jeśli Ty coś dostałeś, Twój przeciwnik też musi coś dostać. I teraz nagle Austria miałaby oddać Polakom Galicję, żeby co? Bo Rzplita to miała na pieńku z Rosją, a za to Austria wówczas żadnych przeciwstawnych Rosji interesów nie miała. Absurdalność tej koncepcji bije na głowę absurdalność sojuszu z Prusami. Z tym, że obietnice pruskie to fakt. Rosja zakończyła główne działania wojenne na lądzie w grudniu 1790 roku, zdobywając Izmaił. Trochę dłużej trwały działania morskie. Na koniec w styczniu 1792 roku zawarto ostateczny pokój. Chyba jednak mój interlokutor nie do końca rozumie kalendarz. -
Weterynaria w służbie Grande Armee i innych armiach
jancet odpowiedział Furiusz → temat → Wojsko, technika i uzbrojenie
Tyle mogę powiedzieć, że nie słyszałem o jakiejś odrębnej służbie weterynaryjnej ani w armii napoleońskiej, ani w armii KP, także podczas wojny 1831 roku. Co do armii KP w latach 1815-1831 pozwalam sobie wyrazić przekonanie, że jej nie było. Zapewne także nie było jej w armii rosyjskiej w tych latach. Co do armii napoleońskiej to już nie zaryzykuję, bo tam sporo eksperymentowano. Jednak brak odrębnej służby weterynaryjnej dla koni nie oznacza, że nikt "nie próbował podejść do tej kwestii systemowo". Przyjmowanie do służby w jeździe wyłącznie rekrutów, mających już doświadczenie z chowem i użytkowaniem koni, uzupełnianie związanych z tym umiejętności podczas szkolenia, to też jest system, choć obuwa się bez wyspecjalizowanej służby. -
Leciał mu 15 rok życia. Urodziny miał w marcu. Istotnie, nie dostrzegłem, że było to wydanie "pogrobowe". Niewiele to zmienia w merytorycznej ocenie cytowanych przez Furiusza sformułowań. W latach siedemdziesiątych i osiemdziesiątych swoboda wnioskowania w tym zakresie była duża. Widać Przewalski zatwardziałym doktrynerem był.
-
Czy konstytucja 3 maja mogła przywrócić Rzeczpospolitej dawną świetność?
jancet odpowiedział STK → temat → Polityka, ustrój i dyplomacja
Przyznaję, że istnieje pewien poziom intelektualnych rozważań, w ramach którego jestem w stanie się wypowiedzieć z jakimś niezerowym sensem. Dość trudno to zachować w dyskusji z Romanem Różyńskim. Można sobie dyskutować szansach sukcesu wojny polsko-rosyjskiej 1831 roku. A nawet w powstaniu 1863 roku. Wszystkie owe rozważania opierały się na tezie, że "ktoś nam pomoże". I w 1831, i w 1863 można było wskazać państwo, w którego interesie było zamieszanie w Rosji. Bardzo proszę Romana Różyńskiego o wykazanie - ale tak konkretnie, w liczbie batalionów i szwadronów, że moglibyśmy spokojnie wygrać wojnę z Rosją w roku 1792 Zaiste, podczas I rozbioru Austria otrzymała więcej, niż chciała. I generalnie była przeciwna dalszym rozbiorom. Co jednak nie oznacza w najmniejszym stopniu skłonności do rezygnacji z dotychczasowych zdobyczy. A już na pewno nie wypowiadanie wojny Prusom. Z resztą Romanowi coś się kompletnie [... ciach], ponieważ niepodległościowcom z Sejmu Wielkiego roił się sojusz z Prusami przeciwko Rosji. A tu [... ciach] wyjeżdża z koncepcją sojuszu z Austrią przeciwko Prusom. A Rosja zapewne zaczeka. -
Weterynaria w służbie Grande Armee i innych armiach
jancet odpowiedział Furiusz → temat → Wojsko, technika i uzbrojenie
Tak dla porządku. Zacytowana przez Furiusza wypowiedź dotyczy zapewne ułanów Legii Nadwiślańskiej, wchodzącej wówczas w skład armii francuskiej, ale nie w tej części, która była określana jako Grande Armée. Radzono sobie nieźle, przede wszystkim dlatego, że do jazdy rekrutowano przeważnie "chłopskie dzieci", czasem "dzieci szlacheckie", ale raczej drobnej szlachty. Były to osoby od dzieciństwa nawykłe do koni i troszczenia się o nie. Pomimo to zdarzały się, i to dość często, przypadki "zepsucia konia". Najczęściej chodziło o nieoczyszczenie grzbietu końskiego przed nałożeniem terlicy. Źdźbło trawy pod ławką po kilku godzinach jazdy wywoła jątrzącą się ranę. Więc każdy szwadron otrzymywał tzw. "remonty", czyli nowe konie, a odstawiał konie "zepsute". -
Troszkę mnie to zszokowało, choć same suche informacje znam od dzieciństwa (poznałem je, mając lat 12-13), to tym razem ubrane zostały w dość zaskakującą formę słowną. Przewalski to historyk wybitny, wielki znawca dziejów tej wojny. Z lektur jego artykułów zapamiętałem takie ogólne wrażenie, że należy cenić ich wartość faktograficzną, natomiast być ostrożnym w zaufaniu do owych faktów interpretacji. Że była ona interpretacją w duchu marksizmu-leninizmu, to rzecz oczywista, taka być musiała. Ale odnosiłem wrażenie, że Przewalski szedł pół kroku dalej, niż musiał. Książki Przewalskiego o Chłopickim nie czytałem. Wiem o niej tyle, ile Furiusz napisał. A konkretnie - wyłowił z niej pewne "ciekawostki". To, że tego dnia młody, ledwo 15-letni Chłopicki został żołnierzem tego pułku, to żadne odkrycie. Ciekawostką jest użycie słów "został wcielony". Niby faktycznie został wcielony, ale tego sformułowania używa się raczej do opisu sytuacji przymusowej. Ergo - użycie tego sformułowania sugeruje czytelnikowi, że nie chciał być wcielony, ale został wcielony pod przymusem. Przypomnę, że mówimy o 1785, gdy wciąż funkcjonował system rozbrojenia Rzplitej, zwany systemem "sejmu niemego" z 1717 roku, uchwalony w otoczeniu rosyjskich bagnetów. Nie było ani powszechnego, ani w ogóle żadnego obowiązku służby wojskowej. Wstąpienie do wojska było wyborem zawodu. Chłopicki dokonał go, uciekłszy z domu. Zapewne dał łapówkę, aby go przyjęto pomimo, iż był właściwie dzieckiem. Nie wdając się w szczegóły należało napisać, że Chłopicki "wstąpił do pułku". Użycie sformułowania "został wcielony" wprowadza czytelnika w błąd. Rzplita, a może raczej król bardzo usilnie się starał, by wziąć udział w tej wojnie jako sojusznik Rosji. Czy to było słuszne, czy nie, o to możemy się kłócić, ale nie obciążajmy obowiązkiem prawidłowego rozstrzygnięcia 18-letniego podoficera nazwiskiem Chłopicki. Jak doszło do przejścia Chłopickiego - o ile wiem, źródła milczą. Jeśli Przewalski podaje konkretne źródło, na podstawie którego wiadomo, że "Chłopicki uszedł po kryjomu z regimentu", bardzo proszę Furiusza o informację. O ile mi wiadomo, z armii "sejmu niemego" wychodziło się bez trudu. Przecież Rzplita nie była w stanie wojny. Co więcej - ponoć można było uzyskać nawet wielomiesięczny urlop od służby. Chłopicki pod Elizwetgradem znalazł się zapewne będąc w asyście któregoś z hetmanów lub generałów polskich. Użycie określenia "po kryjomu" może być formalnie prawdziwe - bardzo możliwe, że Chłopicki wziął urlop w swoim regimencie i zaciągnął się do Suworowa, nie zwierzając się przełożonym ze swego zamiaru. Ale to określenie sugeruje jakąś zdradę czy dezercję. O żadnej zdradzie być nie może. Armia Rzplitej była wówczas całkowicie podporządkowana dyrektywom z Petersburga, i ubiegała się łaski u Potiomkina i Carycy, by uzyskać status armii sojuszniczej. Co się nie udało, ale zapewne przełożeni mile spoglądali na oficerów i żołnierzy, którzy chcą bić się z Turkami pod Suworowem, na zasadzie: skoro nie cała ramia, to niechby i pojedynczy oficerowie i żołnierze. Nie wiem, czy to Ty, Furiuszu, czy też Przewalski pominął pewne dalsze zdarzenia z życia Chłopickiego. Otóż po uchwale Sejmu Wielkiego o powiększeniu, a właściwie utworzeniu narodowej armii polskiej, Chłopicki - wiąż nastolatek - opuszcza armię rosyjską, wciąż w randze podoficera, i stawia się w 11 Regimencie Pieszym Grenadierów Kamienieckich Ilińskiego. I opuszczenie armii rosyjskiej musiało faktycznie odbyć się "po kryjomu", bo tam człek zaciągał się na 25 lat i urlopów zwykłym żołnierzom raczej nie udzielano. Po klęsce w wojnie 1792 roku 11 regiment pieszy Ilińskiego został wcielony do armii rosyjskiej jako Mohylowski Pułk Muszkieterów. Jednak wiosną 1794 roku znów Chłopicki ucieka z armii rosyjskiej (normalnie, będąc już oficerem, mógł się o zwolnienie legalnie ubiegać, ale w tym momencie regiment był na stopie wojennej, więc Chłopicki faktycznie zdezerterował. Tyle, że nie z armii polskiej, do rosyjskiej, ale z armii rosyjskiej do polskiej. Swoje informacje o życiorysie Chłopickiego zbieram od 12 roku życia, czyli przez lat 44, natomiast podając daty i nazwy pułków sięgnąłem do książeczki Stanisław Szenic, Generał Józef Chłopicki 1771-1854, Wydawnictwo Ministerstwa Obrony Narodowej, Warszawa 1971. Na zakończenie zaznaczę, że obowiązującą linią oceny Chłopickiego w latach realnego socjalizmu była jego krytyka i przedstawianie, jako osoby realizującej zamierzenia klas posiadających, przede wszystkim wrednych obszarników. Przewalski w 1995 nadal pozostaje wierny tej koncepcji, tylko dodaje do niej kilka smaczków... Furiusz, opierając się na wybranych cytatach z Przewalskiego, wciąż realizuje cel komunistycznej polityki historycznej. To tylko moja ocena, rzecz jasna. Zamierzam do tematu powrócić.
-
Krótko mówiąc, w XIX-wiecznej zachodniej Europie "reguła" maltuzjańska nie obowiązywała (przynajmniej od 1815 r), bo tam już była rewolucja przemysłowa, a we wschodniej Europie "reguła" maltuzjańska nie obowiązywała, bo tu istniały wciąż ekstensywne możliwości zwiększania produkcji żywności poprzez zajmowanie pod uprawę nowych ziem, więc czym więcej chłopów, tym więcej żywności. Królu Julianie, całkowicie się z Tobą zgadzam. Koncepcja maltuzjańska nieźle tłumaczy zjawiska ekonomiczno-demograficzne w zachodniej Europie z grubsza w okresie Średniowiecza, a w środkowej - do XVII wieku. Późniejszych zjawisk nie tłumaczy - i nie bardzo wiadomo, dlaczego. Zaczynam się zastanawiać, kto z nas jest zwolennikiem koncepcji maltuzjańskiej, kto zaś nie? Nie chcę się kłócić co do faktów, bo na demografii historycznej znam się bardzo słabo, ale z tego co wiem, istotnie można wykazać związek liczby ludności z metodami uprawy roli. Wprowadzenie dwupolówki, sochy zamiast radła, a potem trójpolówki powodowały trwały wzrost ludności. Pomiędzy tymi wydarzeniami liczba ludności była stabilna, a zmiany miały charakter fluktuacji. Liczba ludności zachodniej Europy w 1250 roku była niewiele mniejsza, niż w 1650. I to akurat jest koronny argument na rzecz koncepcji maltuzjańskiej. Tak, to całkiem naturalne, ale "przyrost naturalny" to po prostu różnica, pomiędzy liczbą urodzeń żywych a liczbą zgonów, więc migracji nie obejmuje, w odróżnieniu od "przyrostu rzeczywistego". Ja akurat jakimś obrońcą prawa Moore'a bym być nie chciał, ale - trzymając się Twych sformułowań - nieprawdą jest, że za kilka lat to prawo przestanie obowiązywać. Prawo mówi o ekonomicznie optymalnej liczbie tranzystorów w układzie scalonym, a nie o technicznych możliwościach budowy takich układów scalonych. To znaczy, że ekonomia nadal będzie wywierać nacisk na naukowców, by skonstruowali lepsze scalaki, albo zastąpili je czymś zupełnie innym. Ponoć Newton sformułował prawo grawitacji, obserwując jabłka spadające z jabłoni. Ale samo prawo dotyczy też jabłek, wiszących na gałęzi. Nie spadają, pomimo grawitacji, bo trzyma je w górze inna siła. Nie zaprzecza to prawu grawitacji, bo nie mówi ono, że jabłko spada, ale że jabłko ciągnie w dół pewna siła. Natomiast koncepcja maltuzjańska nie wyjaśnia tego, co się dzieje w stosunkach ekonomiczno-demograficznych od pewnego czasu i nie wiadomo - dlaczego? Po prostu rzeczywistość zaczęła jej zaprzeczać. Zatem nie jest uniwersalnym prawem czy regułą, lecz tylko wyjaśnieniem przebiegu pewnych zjawisk w pewnej epoce. Powołałem się na włókiennictwo, bo ta branża pierwsza ruszyła do rewolucji. I nie było to w Anglii, tylko w Holandii, i nie w XVIII, tylko na przełomie XV i XVI wieku, tak z pamięci. Mechanizacja rolnictwa to zaś wieki XIX, i to raczej 2. połowa, zaś chemizacja to dopiero XX. Uważam, że mylisz się, sądząc, że rewolucja przemysłowa poprzedziła rewolucję agrarną. Było odwrotnie. I nawet nie trzeba przywoływać danych faktograficznych, wystarczy logika. Przemysł, w odróżnieniu od rzemiosła, zakłada masowość produkcji, a zatem także istnienie mas nabywców. Czyli - aby rzemiosło przekształciło się w przemysł - musiała istnieć znacząca i trwała nadwyżka produkcji żywności nad potrzebami żywieniowymi i daninami rolników - bo to oni stanowili główną masę społeczeństwa. I rzeczywiście tak się stało. Gdzieś tak od XVI do XIX wieku pojawiały się, czy też popularyzowały, idąc generalnie z zachodu na wschód, znaczące innowacje w rolnictwie: 1) pług z odkładnicą, 2) sprzężaj konny i rasy koni pociągowych, 3) obsiewanie 3. pola motylkowymi, a potem także pola ozimego po zbiorach, 4) rozwój upraw okopowych, przede wszystkim ziemniaków, 5) celowe nawożenie gnojem, obornikiem, a nawet fekaliami, 6) płodozmian, 7) rozwój ogrodnictwa i sadownictwa, 8) rozwój przetwórstwa i przechowalnictwa żywności. Dzięki temu zaczęto otrzymywać plony rzędu nie 2,3 czy 6 ziaren z jednego, ale ok. 20. I rolnicy już nie mogli tego "przejeść", przynajmniej poza latami nieurodzaju. Śmiertelność dzieci nadal była duża, ale już powodu chorób i wypadków, a nie niedożywienia (poza okresami nieurodzaju). No i pojawiło się zjawisko, sprzeczne z koncepcją maltuzjańską - wprawdzie wzrost produkcji żywności spowodował wzrost liczby ludności, ale jednocześnie podniósł się poziom jej życia, w tym pojawił się popyt na artykuły przemysłowe, także narzędzia rolnicze, co spowodowało dalszy wzrost produkcji żywności i spirala się kręci aż do dziś.
-
Islandia w czasie drugiej wojny światowej
jancet odpowiedział secesjonista → temat → Walki na morzach i oceanach
Bruno - "raczej tak" to bardzo łagodnie powiedziane. W bitwie o Atlantyk miała znaczenie kluczowe, a w konwojach do Murmańska - to już właściwego słowa brak. -
W sumie dość ciekawe pytanie. Tym bardziej, że w pewnej epoce przybrały podobną formę. Glewię można opisać bądź jako jednosieczny miecz, osadzony na drzewcu, bądź jako bojową kosę. To drugie wydaje mi się bardziej prawdopodobne. Weź kosę, osadź ją na sztorc i dostaniesz broń, którą możesz przeciwnika dźgać i siec. Z tym, że zwykła kosa jest zbyt zakrzywiona, trzeba ją wyprostować. No i dostaniesz glewię. Pozostając wiernym słowiańszczyźnie, powinieneś nazywać ją z czeska "sudlicą" lub z ruska "sownią". No albo kosą. Oczywiście bojowe wersje tego sprzętu mocno oddaliły się od kosy, ale generalnie była to broń jednosieczna, ostra, lekka, taka brzytwa. Często dodawano do niej hak, bardzo użyteczny przy ściąganiu jeźdźca z konia. O ile glewia-sudlica wywodzi się od kosy, to berdysz - od topora czy siekiery. W odróżnieniu od glewii miał zwykle oś symetrii, to znaczy jego górna część była w przybliżeniu lustrzanym odbiciem dolnej, choć widać tendencję do wydłużania części dolnej. Ale przede wszystkim był ciężki, jak to topór. No i jak topór mocowany na drzewcu, podczas gdy mocowanie glewii było podobne do włóczni. Berdysz stał się symbolem armii starej Rosji. Tam zaczęto go też używać jako podpórki pod rusznicę czy muszkiet, szczególnie u стрелецких войск. Pomysł przejęła polska piechota narodowego autoramentu, tyle że polskie berdysze były lżejsze. Po czesku nazywa się "berdycha", po rosyjsku "бердыш". Pierwowzorem była starosłowiańska "bradatica", bardzo popularna w wojskach Wielkomorawskiej Rzeszy.
-
O niczym nie zapomniałem. Po prostu żadnego z tych wydarzeń nie uważam za "duży konflikt zbrojny" - trzymając się użytego przez Ciebie określenia. Przytoczone przez Ciebie wydarzenia to raczej walka o władzę wewnątrz państw, społeczeństw czy narodów, a nie walka o terytoria (czyli żywność) pomiędzy nimi. Wyjątkiem mogłaby być wojna "o niepodległość Belgii w 1830 r." - tyle że w sumie do niej nie doszło. No właśnie. Z grubsza się zgadzam, choć z różnicami pomiędzy Anglią, Niderlandami, północną Francją i Nadrenią sporo przesadzasz. Może to nudne, ale pozwolę sobie przypomnieć, jak zrozumiałem "pułapkę maltuzjańską": 1. Liczba ludności zależy od ilości żywności, zaś wzrost produkcji żywności nie prowadzi do wzrostu powszechnego dobrobytu, tylko do wzrostu liczby ludności. 2. Na wzroście produkcji żywności zyskują nieliczne klasy uprzywilejowane, podczas gdy zwykli ludzie pomimo tego wzrostu żyją niemal na granicy głodu. Zatem wzrost produkcji żywności będzie powodować wzrost rozwarstwienia społecznego. 3. Klasy uprzywilejowane, pragnąc zwiększyć swe dochody, a także zwykli ludzie, pragnący zdobyć nowe pola pod uprawę, wywołują częste wojny, o celach terytorialnych lub po prostu łupieżczych. Przy tym istota koncepcji zawarta jest w p.1., a p. 2. i 3. to już tylko wnioski. Pozostańmy przy p.3. Kres "pułapce maltuzjańskiej" miałaby przynieść rewolucja przemysłowa, która w XVIII wieku ogarnęła Anglię, a wkrótce potem Francję i tzw. "Zachód", zaś na "Wschód" dotarła niemal 100 lat później. Ergo pomiędzy bogatymi, postmaluzjańskimi państwami, jak Wielka Brytania i Francja powinny narastać pokojowe nastroje już pod koniec XVIII wieku, zaś w pełni maltuzjańskie Rosja, Prusy i Austria powinny się ze sobą ostro ścierać. O ile to pierwsze się z grubsza sprawdza, to to drugie zupełnie nie. Od wojny 7-letniej po I światową nie było poważniejszego konfliktu zbrojnego pomiędzy Rosją, Prusami (potem Niemcami) i Austrią (potem Austro-Węgrami). Oczywiście pamiętam o latach 1809-1812, ale to była sytuacja wywołana przez czynnik zewnętrzny. Pytanie dotyczy "jakie mam (jancet) w zanadrzu inne świetne powody braku wojen w Europie w latach 1949-1990". Przytoczę dwa: 1) dwubiegunowy układ polityczny w Europie i na świecie, sytuacja która nie wydarzyła się nigdy wcześniej, 2) broń masowej zagłady, przede wszystkim jądrowa, która uświadomiła "władcom", że w tej wojnie można tylko przegrać. Myślę, że te dwa to aż nadto. Przypomnę, że chodziło o Twe stwierdzenie "to właśnie w II poł. XX w. poziom dzietności i przyrost naturalny najpierw na Zachodzie a potem na Wschodzie spadł do poziomu niespotykanego w poprzedniej historii". Tu chciałbym zaoponować: 1) w historii krajów Europy i nie tylko wielokrotnie obserwowano nie tylko mały, czy zerowy, ale nawet ujemny przyrost naturalny, 2) to akurat jest zgodne z koncepcją maltuzjańską. Przyrost naturalny chyba zawsze dotyczy jakiegoś obszaru i ma nie być związany z migracją ludności. Lesistość krajów zachodniej Europy z pewnością była niższa na koniec XVII wieku, niż na początku V, ale cóż z tego? Wydaje mi się, że lesistość Anglii czy Niderlandów od XV wieku zmieniła się bardzo nieznacznie. Zasiedlanie nowych terytoriów, w tym nowych kontynentów, będzie prowadzić do globalnego wzrostu ludności, ale globalnie to liczba ludności nadal rośnie, i to w dość przerażającym tempie. Dla mnie reguła to reguła. Jeżeli jakaś koncepcja dobrze opisuje zjawiska od A do K, ale od K do Z to już nie, to znaczy, że nie jest regułą. No i Ci, którzy nazywają ją regułą, pozostają w błędzie. Ponadto nie widzę żadnego uzasadnienia, żeby rewolucja przemysłowa miała unieważnić "reguły maltuzjańskie". Cóż z tego, że mogę kupić tanio ubranie, jeśli nie mam co jeść? Warunkiem zaistnienia rewolucji przemysłowej była produkcja żywności znacząco wyższa, niż potrzeby jej producentów. A o tym, by ludzie świadomie zaczęli ograniczać swą płodność, będą decydować względy kulturowe (tu kłaniam się Fraszce, zgadzając się z wyrażonym przez nią poglądem) no i techniczne czy medyczne. Bez lateksu byłoby trudno.
-
No może jeszcze Grecja w latach 40-ych, ale generalnie - zgoda. Ale w latach 1871-1914 poza Bałkanami też nie było. To wprawdzie okres krótszy, ale jednak 43 lata. W zachodniej Europie podobnie było w latach 1815-1859 - też 44 lata. Natomiast lata 1859-1871 to okres bardzo częstych wojen, podobnie lata 1915-1945. Napisałeś: Jeśli dobrze rozumiem, z pułapki maltuzjańskiej zachodnia Europa zaczęła wychodzić w 2. poł. XVIII wieku. Więc wojny napoleońskie można uznać za ów paroksyzm wychodzenia z owej pułapki. I faktycznie po Kongresie Wiedeńskim nastąpił okres względnego spokoju. Oczywiście, jeśli uznamy wojnę domową w Hiszpanii, wojnę o niepodległość Grecji, wojnę polsko-rosyjską, a potem Wiosnę Ludów wraz z długą wojną austriacko-węgierską z udziałem Rosji, na koniec wieloletnią wojnę krymską za mało ważne epizody na peryferiach Europy, gdzie Maltus jeszcze panował. Może więc ten pokój nastał dopiero po 1871 roku? Ale... Tylko że 1914 rok temu zaprzecza. Wybucha wojna straszna, zawzięta, przynosząca tak potężne straty demograficzne, jakich nie przyniosła żadna inna w ciągu poprzednich 200 lat. Wojna nie-wiadomo-o-co !!! A po kilkunastu latach - kolejna! Może więc ten pokój nastał dopiero w 1945 roku, a paroksyzmem były dwie wojny światowe? Może. Tylko że mam w zanadrzu kilka innych świetnych powodów braku wojen w Europie w latach 1949-1990. Tam to nie było poważnego konfliktu zbrojnego od zakończenia wojny secesyjnej. Zaraz, zaraz. Może źle zrozumiałem, ale chyba wg koncepcji maltuzjańskiej liczba ludności zależy zawsze od ilości żywności. Czyli w całej epoce rolnictwa dwupolowego powinna być stała. Podobnie za trójpolówki. Przyrost naturalny powinien wynosić 0 (zero), z niewielkimi fluktuacjami, w czasie, gdy areał gruntów rolnych był stały i metody ich wykorzystania też. Jest to norma wg koncepcji maltuzjańskiej. Więc istniejący obecnie zerowy, a czasem nawet ujemny, przyrost naturalny nie może być niczym "niespotykanym w poprzedniej historii", o ile koncepcja maltuzjańska nie jest kompletną bzdurą. Po prostu wprowadzanie płodozmianu, świadomego nawożenia, w tym stosowania nawozów sztucznych, a następnie środków ochrony roślin; czyli nowoczesnego, intensywnego rolnictwa, spowodowało że nastąpiła rzecz zupełnie wyjątkowa w historii - ciągły, trwający już cca 300 lat, wzrost produkcji żywności w Europie. Wg koncepcji maltuzjańskiej powinien mu towarzyszyć ciągły wzrost liczby ludności. A tak było cca do początków XX wieku. A potem koncepcja maltuzjańska okazała się być fałszywą.
-
To dość brzydka kalka językowa z niemieckiego: Friauler Spieß. Po polsku powinno być raczej "włócznia friulska", bo po niemiecku Spieß to termin na oznaczenie każdej broni drzewcowej, nieprzeznaczonej do rzucania, lecz do walki wręcz. Jeżeli zaś chodzi Ci o owe boczne "wąsy" czy "kolce" jako cechę charakterystyczną "spisy", to może Furiusz wyjaśni, czy spotkał się z czymś w odniesieniu do Starożytności. Generalnie to z tymi wąsami chodziło o to, by broń nie zagłębiła się zbyt mocno w ciele przeciwnika. Żeby dało się ją szybko wyciągnąć po zadaniu rany. Podobnie jak Ty kojarzę takie rozwiązania ze schyłkiem Średniowiecza i powstaniem ciężkiej piechoty, walczącej wręcz z rycerską kawalerią. Np. piechotą północnowłoskich miast, Szwajcarami czy czeskimi husytami.