Skocz do zawartości

jancet

Użytkownicy
  • Zawartość

    2,795
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

Zawartość dodana przez jancet

  1. Ojców i dziadków też, ale nieprzypadkowo to linia żeńska znalazła się w tytule. Do czego jeszcze wrócę. Niedawno stuknęła mi 60-tka. Piękny wiek, kiedy wreszcie można się po prostu cieszyć każdego poranka, że trzeba wstać (czyli jeszcze komuś jestem potrzebny) i coś mnie boli (czyli wciąż żyję). Ale jakoś tak siedząc przy tym komputerze zaczynam czuć obecność pewnej pani, która stoi cicho za moim prawym ramieniem i czeka. GUS mówi, że będzie tak czekać jeszcze z 18 lat, ale kto wie - łuszczyca, cukrzyca, podagra, otyłość i alkoholizm... Więc pewnie przyjdzie wcześniej. Ale kiedykolwiek by nie przyszła, zabierze wraz ze mną wszystko to, co wiem. Stąd moja myśl, by się tu w kodzie zer i jedynek podzielić tymi informacjami, które zostawili mi rodzice. Ja nie miałem szczęścia poznać wspomnień swych dziadków i babek, a nie chciałbym tego wątku zamienić w licytację militarnych sukcesów naszych przodków, bo te łatwiej przebijają się do mediów. Chciałbym tu zebrać wspomnienia cywilne. Moja matka, Zofia, urodzona w 1924 roku. Wrzesień 39' zastał ją w Sulejówku, choć była warszawianką od dziada pradziada (i babki prababki). Czyli miała 15 lat. Mieszkała tam z dwoma siostrami - jedna, około 20 lat z córką - niemowlęciem, druga - 5 letnia. Potem starsza siostra z dzieckiem zamieszkała oddzielnie, a dwie młodsze dziadek, który był handlowcem i wciąż podróżował nie wiadomo gdzie, ulokował w jakiejś wsi pod Sandomierzem. Potem jednak dwie młodsze siostry wróciły do Warszawy i zamieszkały w wynajmowanym pokoju w willi przy Karwińskiej na warszawskim Mokotowie. Tam mama (19 lat) poznała o 20 lat starszego pana, czyli mego ojca. Choć rodzinie ojca (m.in. prof. Bystroniowi) przedstawili się jako narzeczeni, nie zamieszkali razem. I tak sierpień 44' zaskoczył ojca na Pradze, a matkę na Mokotowie. Matka wraz z młodszą siostrą (20 i 10 lat) z Mokotowa została wysiedlona do obozu w Pruszkowie. Gdy znalazła się w grupie przesiedleńców, która szła pieszo wzdłuż torów na zachód, zdecydowała się uciec, wiedząc, że gdzieś na zachód od Warszawy, we wsi Siedliska prof. Bystroń ma swój letni dom. To było cca 40 km w linii prostej. Dziewczyny szły głównie lasami, unikając prostych duktów, by nie napotkać na niemiecki patrol. Gdy już dotarły do Siedlisk, okazało się, że w domu Bystronia mieszka już spora grupa uciekinierów, a także ... ... kwateruje działon artylerii Wehrmachtu. Niemieccy żołnierze zachowywali się absolutnie OK, spali w stodole (z wyjątkiem dcy), kopali ziemniaki, doili krowy, czasem nawet z mieszkańcami dzielili się swą mięsną konserwą. Nic ich nie obchodził fakt, że od czasu do czasu pojawiali się jacyś nowi mieszkańcy. Odeszli podobno ok. 15 stycznia tak, że zwinęli się w ciągu kwadransa. Tylko armata im w rowie ugrzęzła, więc ją porzucili.
  2. Koronawirus

    Ratunku, ukradli nam szczepionki. Wczoraj na gov.pl informowano, że dostarczono do Polski 17 158 810, a dziś że tylko 16 497 170. Ukradli nam ponad 660 tysięcy dawek. To sporo, tyle co zużywamy przez 2 dni. Co więcej, proceder okradania nas ze szczepionek trwa już dość długo, bo okazuje się, że już 9 maja dostaliśmy więcej szczepionek, niż dziś. Najbardziej mnie dziwi liczba szczepionek "Stan magazynu (zabezpieczenie drugich dawek)". Wg https://www.gov.pl/web/szczepimysie/raport-szczepien-przeciwko-covid-19 2 maja potrzebowaliśmy zabezpieczyć na drugie dawki tylko 21 tysięcy dawek, jednak 3 maja już 642 tysiące. 5 maja tylko 60 tysięcy, a 6. - już 270 tysięcy. W ciągu ostatnich 5 dni liczba ta ani drgnie, wynosi 103 350, choć dzienna liczba szczepień waha się od 267 tysięcy po 439 tysięcy. Ktoś to jest w stanie pojąć?
  3. Koronawirus

    Problemy oczywiście są podobne w każdym kraju i chyba nie ma takiego, który "zawsze sobie z nimi dobrze radził". Jednakże koń, jaki jest, każdy widzi. W USA pomimo tych problemów w pełni zaszczepiono prawie 33% ludności, a liczba wykonanych szczepień to 75 zastrzyków na 100 mieszkańców. U nas te liczby to odpowiednio: 9% i 34/100. Oczywiście, zaraz się okaże, że to wina Unii, no bo takie mamy przydziały szczepionek, jak Unia zarządziła. Tyle, że to nieprawda. Malta ma już 26% w pełni zaszczepionych, a Węgry - 24%. Węgry wiadomo - Sputnik. Ale Litwa to już prawie 14%, Dania - 13%, Hiszpania - 12%. Różnice wewnątrz UE są spore i niestety nie jesteśmy w czołówce. Katastrofy też nie ma, ot trochę poniżej średniej unijnej - 10%. Ten 1% różnicy to cca 300 tysięcy ludzi. Jeśli chodzi o aktualne tempo szczepień to wykonujemy ich tygodniowo 4,1 na 100 mieszkańców, więcej niż nasi sąsiedzi - Czesi i Słowacy (3,2; 3,7). Ale mniej niż Niemcy i Litwini - 5,7 i 6,0 na 100 mieszkańców tygodniowo. Ale tu też nie ma co rozpaczać. Tragedia jest w testach. W ostatnim tygodniu wykonaliśmy 1100 testów na milion mieszkańców, podczas gdy w Rumunii wykonano ich 1200, na Słowacji i w Niemczech - 2300, na Litwie - 7000, a w Czechach 19300 (sic!!!). W zasadzie analizuję uważnie sytuację u nas i w unijnych krajach ościennych, oraz w Rumunii na dokładkę. Można oczywiście twierdzić, że jak nie ma zachorowań, to i testów mało - niedawno Niedzielski wyraził radość, że zmniejszyła się liczba zrealizowanych testów (!!!). To trochę szok, bo gdzieś jesienią czytałem dramatyczny apel czeskiego polityka (nie pamiętam, czy premiera, czy ministra), który apelował do lekarzy, by zlecali więcej testów, a do obywateli, by się im poddawali. Twierdził, że jeśli powyżej 5% testów jest pozytywnych, to praktycznie nie wiadomo, ile osób jest zarażonych. Obecnie u nas pozytywnych jest 11% testów, a liczba wykonywanych testów spada. To świetny wynik na miarę naszych możliwości, bo miesiąc temu było to 31,8%. Dla unijnych krajów ościennych te liczby wyglądają następująco: Niemcy - 8,1%, 7,4%; Litwa - 6,2%, 7,5%; Słowacja - 3,3%, 13,2%; Czechy - 0,1%, 3,2%. Zaś w Rumunii - 5,6%, 15,5%. Na tle innych państw UE za nami pod względem liczby testów, wykonanych w ciągu całej epidemii, na milion mieszkańców pozostaje tylko Bułgaria, a jeśli chodzi o odsetek testów pozytywnych - tylko Słowenia. Niestety odsetek testów pozytywnych dobrze się koreluje z liczbą zmarłych z powodu covid na milion mieszkańców (współczynnik korelacji ponad 0,6, biorąc pod uwagę wartości od marca 2020). A my nadal testujemy tylko tych, którzy mają objawy. No wielu - w tym ja - testuje się "na wszelki wypadek" prywatnie za 470 zł.
  4. Koronawirus

    Wreszcie miałem okazję zapoznać się z obszerną analizą Secesjonisty i trudno nie zauważyć, że często powtarza się tam słowo: Że w jednym artykule jest sio, a w drugim owo, że nawet w jednym artykule autor jest niespójny i niekonsekwentny. Przypomnę Secesjoniście, że "Polityka" (nota bene, jak cudzysłów, to po co jeszcze kursywa) nie jest organem prasowym żadnej organizacji politycznej, a utrzymuje się w znacznej mierze ze wpływów od sprzedaży. Publikuje materiały autorów, którzy mają różne poglądy, zdaniem redakcji - interesujące. Nie ma do dyspozycji jakiś centrów analiz, utrzymywanych z pieniędzy podatników, więc i materiały redakcyjne bazują na informacjach ogólnie dostępnych. Drugą "mantrą" Secesjonisty jest słowo: opozycja. Opozycja powiedziała to, opozycja powiedziała tamto... Znów niekonsekwentnie, niespójnie, wręcz głupio. Przypomnę Secesjoniście, że w skład owej "opozycji" wchodzi kilka ugrupowań parlamentarnych, reprezentowanych przez dość różnorodne osoby, od Korwin-Mikkego po Zandberga. Oraz większej liczby ugrupowań pozaparlamentarnych, a także (czy przede wszystkim) obywateli, którzy - tak jak ja - wyrażają swą opinię. I nie widzę nic dziwnego w tym, że te opinie są niespójne, sprzeczne, a nawet bywają po prostu głupie. Niepokoił bym się, gdyby było inaczej, bo to świadczyłoby o tym, że wszyscy dostajemy co kilka godzin sms z "przekazem dnia". Zapewniam Secesjonistę, że nie dostaję takich sms. Natomiast rząd - przeciwnie. Ma obowiązek systematycznie przekazywać łatwo dostępne informacje aktualne, rzetelne, spójne i kompletne. Za pieniądze podatników. I w tym przynajmniej się zgadzamy, że tego w taki sposób nie robi. A co do wartości mych prognoz - jutro lub kiedy indziej.
  5. Koronawirus

    Istotnie, nie widzę powodu, by cokolwiek prostować. To co ogłoszono na rządowej konferencji brzmiało "280 tysięcy tygodniowo" i tyle. Na bazie tej informacji opierałem swe wyliczenia. Faktem jest, że obecnie szczepimy szybciej, być może dzięki temu, że nie tylko jancet dokonał tych wyliczeń. Oto siła opinii publicznej.
  6. Lektury szkolne - czy jest sens czytać je?

    Ja jednak pisałem o studentach, nie o uczniach podstawówki. Może powinienem napisać "przekaz alfanumeryczny i goły przekaz werbalny", byłoby bardziej precyzyjnie. Natomiast chodziło mi raczej o to, że w warunkach zaliczenia zdalnego studenci mogą sobie przygotować materiały, gotowce, ściągawki - jak zwał, tak zwał. A i tak sobie nie radzą z tym zaliczeniem, choć zasady i zadania daję te same, co dawałem w warunkach kontrolowanej samodzielności. Wyniki były gorsze, niż przed epidemią. Ja jestem jednak tu większym optymistą i uważam, że kontakt ze sztuką "uszlachetnia". Szczególnie z tzw. "wysoką", ale chyba nawet "majteczki w kropeczki" są lepsze, niż nic. I to, że kogoś nie uszlachetniły, statystycznie niczego nie dowodzi. Ja w każdym razie czuję, że dzięki kontaktowi ze sztuką mój świat jest piękniejszy. Mi się to zdaje oczywiste i bez badań. Absolutnie - nie. To tu się fundamentalnie nie zgadzamy. A czemu? Mi się zdaje, że dzięki przeczytaniu tysięcy książek i artykułów, umiem w miarę precyzyjnie formułować swe opinie, a także polecenia, dokumenty itp. , tudzież rozumiem to, co do mnie mówią studenci, podwładni, koledzy, przełożeni, o rodzinie nie zapominając. Etc. etc. Jeśli lekcje polskiego nie mają przygotowywać do życia społecznego, to po co są? Można olać tabliczkę mnożenia. 20-latkowie i tak już jej nie znają. Można olać zapamiętywanie wzorów - ja w czasach przed epidemicznych podawałem na zaliczeniach każdy wzór, który był na wykładzie. Nie można olać rozumienia wzorów. Ja też tego nie napisałem. Tyle, że taka jest prawda. Ja tego tak nie rozumiem. Nie wiem, czemu mi przypisujesz takie zalecenie. Ależ czytajcie lektury, dzięki temu lepiej będziecie sobie radzić w kontaktach społecznych. Lepiej rozumieć własne emocje, lepiej je wyrażać. Etc., etc. Kiepskie można sobie darować. A te naprawdę dobre promować. Pasek się obroni, a Sęp-Sarzyński... może czytałem, ale nie pamiętam.
  7. Transliteracja

    Ja też. Po prostu "alt" za krótko przycisnąłem.
  8. Lektury szkolne - czy jest sens czytać je?

    Ja też, tamto "ja" to była figura retoryczna, niezwiązana z moją osobą. A tak w ogóle to ja o cielęciu, a Ty o koźlęciu. Pewnie świat byłby piękniejszy, gdyby młodzi ludzie przeczytali te wszystkie książki z zainteresowaniem. Podobnie pięknie by było, żeby dość proste polecenie potrafili przeczytać ze zrozumieniem. A nie tak, jak jeden z moich niegdysiejszych studentów, wybitnie awanturujący się, że strasznie wiele wymagam, zrobił: polecenie było "narysuj", a odpowiedź: "7,25". Tylko, jak przecież nie tylko ja napisałem, wcale nie trzeba czytać tych dzieł, żeby zdać, a nawet dostać 5 czy 6. Wystarczy obkuć bryki. A nauczyciel pyta raczej o fabułę, a nie o formę. Ja nigdy nie miałem takiego zadania "opisz jakieś ciekawe zdarzenie z Twego życia językiem Trylogii Sienkiewicza". Choć język Paska byłby ciekawszy. I nurtującym mnie problemem nie jest nieznajomość charakterystycznych form poezji barokowej, tylko analfabetyzm funkcjonalny. Nauczanie zdalne w szczególny sposób obnażyło jego powszechność, bo odpadła mowa ciała, został goły przekaz alfanumeryczny, z którym studenci sobie nie radzą. Najważniejsze w nauczaniu języka polskiego powinno być uczenie do wyrażania swych poglądów, emocji, a także np. poleceń w mowie i piśmie, a także rozumienie wyrażonych przez innych. Czy tych młodych ludzi ktokolwiek uczy, jak należy powiedzieć podwładnemu, że schrzanił robotę, żeby następnym razem wykonał to dobrze? Sępa-Sarzyńskiego gotów jestem odpuścić.
  9. Osobiście uważam, że gdyby nie było PRL, to w latach 1944-1990 nie byłoby Polski, tylko co najwyżej Polska Socjalistyczna Republika Radziecka. Nie za bardzo mogę dostrzec powód, dla którego Armia Czerwona miałaby opuścić zajęte przez siebie ziemie i oddać je wrogom swego państwa. Miłoszewski podjął się literackiego opracowania sytuacji, w której Polska pozostaje wprawdzie przyjazna ZSRR, ale dominują w niej wpływy Francji de Gaulle'a, można domniemywać, że tez przyjaznej ZSRR. Wizja niespecjalnie sympatyczna. Natomiast w realnie istniejącym PRL wcale nie wykluczano przystąpienia do planu Marshalla, podjęto rozmowy, no ostateczna decyzja Kremla była negatywna.
  10. Wasze zdjęcia

    To daleko idąca dygresja, ale ta angielska transliteracja mnie trochę wkurza. Pisze do mnie studentka, która oficjalnie w Polsce nazywa się Dziyana Shumilava. Na szczęście widzę jej rodzimy identyfikator: Диана Шумилова. Czyli Diana Szumiłowa. Tak mi się skojarzyło z tym Yamal - Ямаль - Jamal. A zdjęcia super.
  11. Koronawirus

    Dobra wiadomość. No cóż, jestem po pierwszej dawce szczepionki. Oxford AstraZeneca. Samo kłucie - prawie nie czuć. Potem jakieś dziwnie się czułem, trudno to opisać, dziwny ból głowy, mrowienie w palcach. Równo 12 godzin po - gwałtowne pogorszenie samopoczucia, bóle mięśni i stawów, gorączka, a najgorsze - uczucie duszności. Oddychasz ustami, choć kataru nie masz, a i tak ci duszno. Kolejne 12 godzin - i wszystko minęło. Tak jak się pojawiło w ciągu kwadransa, tak i w kwadrans znikło. Druga dawka - 6 maja. Na odporność jeszcze muszę poczekać tydzień czy dwa. Odporność na zarażenie ponoć na cca 80%, a na śmierć - niemal 100%. Choć nie wiem, czy dotyczy to otyłych, chorych na nadciśnienie, łuszczycę, łuszczycowe zapalenie stawów, cukrzycę i dnę jednocześnie. Ale jakoś lżej na duszy. Zła wiadomość. Mój kolega zmarł na COVID.
  12. Ochroniarze w czasach PRL-u

    Wnikam, wnikam... i nic z tego nie wynika. Wypowiedź brzmiała: Nijak nie mogę wniknąć, że dotyczyła czegoś, a czegoś nie.
  13. Lektury szkolne - czy jest sens czytać je?

    Podważa. Jeżeli można uzyskać dobry stopień ze znajomości lektury "obowiązkowej", nie czytając książki, to jej nie przeczytam. Fakt, że jest ona w lekturach obowiązkowych i będę z jej znajomości odpytywany, raczej zniechęca do jej czytania. Jeśli książka jest dobra, to powinno się ją czytać dla przyjemności, a nie z przymusu. Absolutnie nic nie wiem o tych badaniach, nawet nie wiem, że istniały. Teza wydaje mi się zaś całkiem oczywista, nie wiem po co mitrężyć czas i wydawać pieniądze na takie badania. A no to, że istnieją osoby bardzo inteligentne, które niekoniecznie lubią czytać książki. Choćbym nie wiem jak świetnie relacjonował sens i treść tępemu obibokowi, ów nic by na tym nie zyskał. I jakoś wydaje mi się, że nieczytanie tych lektur w niczym siostrze nie zaszkodziło. Studia skończyła z lepszym wynikiem, niż ja. Ty serio, czy to tylko figura retoryczna?
  14. Alianci dotrzymują zobowiązań

    W sumie to chodzi mi o to, czy i jak by te frukta konsumował? To znaczy, czy wiedząc, że alianci przekroczyli Ren, to też 17 września wkroczyłby na tereny RP?
  15. Alianci dotrzymują zobowiązań

    W sumie w dyskusji , wywołanej przez Gryfona, skoncentrowano się na kwestii "wypełnienia zobowiązań". Natomiast nie odniesiono się do kwestii może ciekawszej - co by było, gdyby Francuzi, wspomagani przez Brytyjczyków na morzu i w powietrzu, powiedzmy między 10 a 15 września faktycznie przystąpili do skutecznej ofensywy i przekroczyli Ren... Jak w tej sytuacji zachowałby się Stalin?
  16. No i jeszcze jedno - nie było bitwy w Olszynce Grochowskiej, ani bitwy pod Olszynką Grochowską, tudzież bitwy o Olszynkę Grochowską. Co więcej - 25 lutego 1831 roku nie było żadnej Olszynki Grochowskiej. Był sobie zwykły podmokły, olchowy lasek niedaleko wsi Grochów. Bitwa ta we wszystkich, znanych mi opracowaniach historycznych jest określana jako "bitwa pod Grochowem", a walki o olszynkę były tylko jej częścią - bardzo istotną, ale jednak częścią. Czasem stykałem się z określeniami opisowymi typu "bitwa pod Pragą", czy "na równinie praskiej", ale raczej obok, a nie zamiast podstawowego określenia "bitwy pod Grochowem". Z całym szacunkiem dla zasług wiki - w tym przypadku wypisuje brednie.
  17. Coś podobnego ponoć mówił też gen. Franciszek Żymirski: "To, co się stało, to źle się stało, ale się stało. A teraz trzeba się, k***a bić. I to trzeba się bić dobrze, bo jak, k***a przegramy, to bieda będzie". Podaję z pamięci, źródła informacji odnaleźć nie potrafię, a k***y są - być może - moim dodatkiem, choć generał ów z chamskiego języka był znany. Być może Bogusławski inspirował się wypowiedzią Żymirskiego, a być może po prostu myśleli podobnie. Też o tym czytałem, ale nie u Wańkowicza.
  18. Koronawirus

    A ja jednak nie mogę się powstrzymać. Ostatnio ogłoszono, że będziemy wykonywać 280 tysięcy szczepień... ale nie dziennie, tylko tygodniowo. W tym tempie liczba osób uodpornionych będzie liczyć w przeddzień roku szkolnego: 2021/2022 - 4,200 miliona, czyli 11% ludności; 2022/2023 - 11,600 miliona, czyli 30% ludności, 2023/2024 - 18,640 miliona, czyli 49% ludności, zaś cel, czyli 21,000 miliona uodpornionych dzięki szczepionkom osiągniemy równo za 3 lata, czyli 10 grudnia 2023. Zaś ostatnią szczepionkę z zamówionych 45 milionów wstrzykniemy 21 lutego 2024 roku. Znaczy wstrzyknęlibyśmy. Jakoś nie sądzę, by producent gwarantował, że szczepionkę można przechowywać przez cztery lata, nawet w temperaturze ciekłego azotu. Sądzę optymistycznie, że rok, może krócej. Poza tym wirus mutuje i zapewne pod koniec lata pojawią się kolejne generacje szczepionki. We wrześniu 2021 roku pewnie będzie nowa, a stara będzie uodparniać na wirusy, których już nie ma. Do września w zapowiadanym przez rząd tempie zużyjemy 9,040 miliona szczepionek, czyli trochę ponad 20% dziś zamówionych. 80% się zmarnuje. Żeby to września zużyć zamówione szczepionki, powinno się wykonywać ponad 1, 300 tysięcy szczepień tygodniowo, a nie 280 tysięcy. W USA logistyką szczepień mają zająć sę służby mundurowe, powołano sztab, zorganizowano ludzi, ponoć wszystko było gotowe jeszcze latem, czekają tylko na szczepionkę. No ale u nas służby mundurowe mają robotę z rozbijaniem demonstracji klimatycznych. Po ***** **** zamówili tyle szczepionek, skoro nawet nie planują ich użyć w rozsądnym terminie? Przecież poszły na to nasze pieniądze! Może znów ktoś brał prowizję za pośredniczenie? Instruktor tenisa? Co prawda można mieć nadzieję, że będzie jak ze szczepionkami przeciw grypie. Podobno rząd w bohaterskim geście, po licznych apelach, byśmy się szczepili, zamówił 2,2 mln (!!!) szczepionek, czyli dla niecałych 6% ludności. No ale 800 tysięcy jeszcze "nie przyszło", ale przyjdą, oczywiście, że tak. W styczniu, w marcu czy latem? Ja jestem autentycznie przerażony. Państwo, w którym żyję, się rozpada. Nie działa, a raczej działa w sposób szkodliwy dla narodu. Obecnie wg rządowych statystyk umiera prawie 450 osób tygodniowo. Zakładając, że to tempo będzie maleć proporcjonalnie do liczby uodpornionych, a po osiągnięci 21 milionów ich liczby spadnie do zera, do do 14 lutego, gdy pojawią się pierwsi uodpornieni dzięki szczepionce, umrze na COVID-19 prawie 30 tysięcy ludzi. A potem, do osiągnięcia teoretycznego poziomu odporności stadnej za 3 lata umrze na COVID-19 jeszcze jakieś ćwierć miliona. O liczbie testów (obecnie mamy średnio za 7 ostatnich dni 871 testów dziennie na milion mieszkańców, podczas gdy w Rumunii jest to 1398, na Słowacji 1786 (niezależnie od badań antygenowych, którym poddano ok. 60% ludności) , w Czechach 2088, w Niemczech 2175, w Austrii 2417, we Włoszech 2772, na Islandii 3728, a na Litwie 4276.
  19. No cóż, mogę się w miarę kompetentnie wypowiedzieć o wojsku w 1. poł. XIX wieku. Tołstoj w "Wojna i pokój" dał dość jaskrawy opis ówczesnej walki w szyku zwartym, pisząc (cytując z pamięci coś, co czytałem ponad 30 lat temu), że starcie dwóch batalionów przegra nie ten batalion, który jest mniej liczny, gorzej uzbrojony czy wyszkolony, lecz ten, w którym znajdzie się żołnierz, co zawoła "bieżajtie", rzuci karabin i zacznie uciekać. Jak temu zapobiegano? Np. w pierwszych szeregach (kolumna do boju składała się zwykle z kilku kompanii, uszykowanych jedna za drugą, z których każda miała 3 szeregi, czyli z szeregów kilkunastu) ustawiano kompanię wyborczą, grenadierską, w skład której wchodzili żołnierze doświadczeni i wyróżniający się wysokim wzrostem. Doświadczeni żołnierze o miernym wzroście trafiali do drugiej kompanii wyborczej, woltyżerskiej, której podstawowym zadaniem była walka w tyralierze, a w przypadku ataku w kolumnie na bagnety szykowała się na końcu kolumny. W ten sposób na czele i na końcu byli doświadczeni żołnierze, zdolni zapobiec panice, lub ją opanować. Panice miało zapobiegać także jednolite, barwne, wizualnie atrakcyjne umundurowanie, wzmacniające poczucie żołnierskiej wspólnoty. Wysokie czaka czy kaszkiety powodowały, że przeciwnik czuł się niższy, gorszy, słabszy i był bardziej podatny na panikę. Dlatego też u grenadierów, tworzących pierwsze trzy szeregi atakującej kolumny, stosowano mitry czy bermyce, wyższe od nakryć głowy pozostałych żołnierzy. Morale żołnierzy miał też wzmacniać kult chorągwi, którą miał każdy batalion. Chorągwi należało bronić, a nawet w przypadku, gdy batalion poszedł w rozsypkę, grupować się wokół niej.
  20. Lektury szkolne - czy jest sens czytać je?

    No tak. Dostępność bryków, streszczeń i filmów, bo na podstawie większości lektur coś tam nakręcono, podważa ogólnie sens lektur obowiązkowych. Ale... może lepiej przeczytać bryk z "Lalki" niż w ogóle nie wiedzieć, kim był Wokulski, Rzecki i Izabela? Nie wiem. Chyba nie. Z drugiej strony ktoś, kto zamiast czytać "Noce i dnie" obejrzy serial, to raczej skorzysta, bo serial zdaje mi się lepszy od książki. Z trzeciej zaś strony poznawanie lektur w inny sposób, niż czytanie, nie jest zjawiskiem nowym. Ja czytałem dużo i chętnie i większość lektur przeczytałem kilka lat wcześniej, niż były w programie. Moja siostra, starsza ode mnie o 4 lata, czytać nie za bardzo lubiła, więc zawczasu pytała się, czy kolejną przerabianą lekturę już przeczytałem. Jeśli tak, to nie zawracała sobie głowy czytaniem, tylko w przeddzień odpytywania miałem jej tę lekturę opowiedzieć. I dostawała zwykle dobre stopnie za znakomita znajomość lektury. To nie było takie znów rzadkie, tylko częściej chodziło o starsze, a nie młodsze, rodzeństwo. Jednak nawyk "nieczytania" ma swoje konsekwencje. Moim studentom (niektórym) z wielkim trudem przychodzi przeczytanie polecenia, składającego się z cca 30 wyrazów, ze zrozumieniem. W poleceniu jest np. "narysuj", a w odpowiedzi dostaję "17,4".
  21. Koronawirus

    Boris Johnson ogłosił dziś, że w przyszłym tygodniu zaczyna program szczepień i że do końca kwietnia zakończy program szczepień, który zapewni odporność grupową. Ale niech Brytole sami się zajmują swymi problemami, jak się wypisali, to ich sprawa. Ale to co u nas, to już mnie głęboko dotyczy. Gdy Premier zapowiadał, że ferie szkolne skończą się 18 stycznia, a wtedy zapewne będziemy mieć już szczepionkę, wydało mi się to wątpliwe. Jednak rzeczywiście wszystko wskazuje, że 18 styczna przynajmniej pierwsze partie szczepionek, zamówionych prze UE, będą dostępne. Jednak dziś usłyszałem, że masowe szczepienia zaczniemy pod koniec lutego lub na początku marca. No cóż, wczoraj zacząłem tworzyć symulacje liczby osób, które nabędą odporność dzięki szczepionkom. Gdyby akcja masowych szczepień zaczęła się 18 stycznia, i gdybyśmy szczepili 100 tysięcy osób dziennie (w piątek, świątek i sobotę oraz niedzielę), to liczbę 21 milionów osób, teoretycznie odpornych osiągnęlibyśmy najwcześniej 20 marca, tyle że w roku 2022. Gdybyśmy chcieli liczbę 21 milionów osób, które nabyły odporność dzięki szczepionkom, osiągnąć do końca marca 2021, zaczynając szczepienia 18 stycznia, to musielibyśmy szczepić dziennie 875 tysięcy ludzi. Co to znaczy? Przyjmując optymistyczne, że zaszczepienie 1 osoby zajmie 10 minut dwuosobowemu zespołowi i że będzie on pracować 12 godzin na dobę 7 dni w tygodniu, oznacza to konieczność istnienia ponad 12 tysięcy punktów szczepień. Zakładając, że samym szczepieniem zajmują się dwie osoby, a dalsze dwie pracują w administracji i logistyce, to w akcji szczepień na tym poziomie musi być zaangażowane ok. 50 tysięcy ludzi. Od 18 stycznia, czyli za 46 dni. Znaczy dziś już wiadomo, że tej armii ludzi nie zmobilizujemy i nie przeszkolimy do 18 stycznia. Więc nawet, jeśli dzięki kontraktom Unii Europejskiej (których finasowanie ponoć nasz rząd zamierza zawetować) 18 stycznia zaczną do nas dostarczać szczepionki, i tak nie będziemy w stanie zacząć masowego szczepienia. Dziś premier oszczędnie twierdził, że masowe szczepienia zaczną się pod koniec lutego lub na początku marca. Czyli na koniec najgroźniejszego sezonu grypowego 2020/2021. No cóż, pozostaje nam modlić się, byśmy się zdążyli zaszczepić przed sezonem grypowym 2021/2022. Czyli tak do końca października 2021. Szczerze powiedziawszy – wątpię. Ci ludzie to przeciwieństwo króla Midasa. Choćby dać im złoto, i tak zamienią to w gówno.
  22. Średniowiecze to epoka zacofania czy nie?

    No cóż, Secesjonisto, zdecydowałeś się odgrzać ten temat, ale mam nadzieję, że mi wybaczysz, iż nie przeczytam postów z poprzednich 15 lat, tylko zacznę "ab ovo". Zupełnie nie widzę tego, o czym pisał Jarpen Zigrin. Średniowiecze przyniosło cywilizacji europejsko-śródziemnomorskiej szereg wynalazków. Być może część z nich była znana wcześniej, ale ich stosowanie upowszechniło się w tej epoce. Rolnictwo. To chyba w tej epoce zaczęto stosować dwupolówkę, potem trójpolówkę. Sochę, a nawet pług. Żegluga. Kompas, udoskonalenie ożaglowania rejowego, które stosowano aż do XIX wieku. Duże statki kilowe. I coś zwykle niedocenianego - stworzenie systemu mierzenia czasu, opartego na podziale doby na 24 godziny, a nie dnia na 12 godzin. Dzięki temu godzina zimą była równa godzinie latem, co umożliwiło skonstruowanie stosunkowo prostych zegarów. Geografia. Wszystko to umożliwiło dalekosiężną żeglugę i odkrycia geograficzne, zwieńczone podróżami Vasco da Gama i Columba. Kultura. Wprowadzenie papieru i druku - najpierw płytowego, potem czcionki. Wojna. Technologia produkcji damastu skuwanego. Rozwój technologii stali. Zbroja kolcza, potem zbroja płytowa. Łuk refleksyjny. No i proch i broń palna. Tyle przypomniałem sobie na poczekaniu. A na deser - technologia destylacji alkoholu.
  23. Jaki tam kurek, jaka chorągiewka? Ten ryski (i nie tylko) kogut, to było bydle masywne i trójwymiarowe. Jak pierwszy raz byłem w Rydze, to akurat kogut w jednym kościele był w remoncie i można było mu się przyjrzeć z bliska. Zważyć nie było okazji, ale tak na oko to 100 kilo najmarniej. Poza tym w materiałach informacyjnych wyraźnie stało, że na tym terenie umieszczenie koguta oznaczało przejęcie kościoła przez protestantów.
  24. Ochroniarze w czasach PRL-u

    Nie, jest poza wszelką wątpliwością, że termin "wikidajło" powstał wcześniej, niż film "Psy", i to znacznie wcześniej. Co do tego, jak znacznie, możemy się spierać, ale termin ten był używany powszechnie w latach 70. W to akurat nie wątpię.
×

Powiadomienie o plikach cookie

Przed wyrażeniem zgody na Warunki użytkowania forum koniecznie zapoznaj się z naszą Polityka prywatności. Jej akceptacja jest dobrowolna, ale niezbędna do dalszego korzystania z forum.