jancet
Użytkownicy-
Zawartość
2,795 -
Rejestracja
-
Ostatnia wizyta
Typ zawartości
Profile
Forum
Kalendarz
Zawartość dodana przez jancet
-
Uzbrojenie polskich oddziałów w powstaniu styczniowym
jancet odpowiedział secesjonista → temat → Powstania
Co do broni skałkowej: Stwierdziłem, że stan zbiorów MWP nie pozwala stwierdzić, że w powstaniu używano skałkówek. Bo żadnej skałkówki w nich nie ma. W najmniejszym stopniu nie pozwala też stwierdzić, że skałkówek nie używano, ani nawet, że używano rzadko. HOWGH. Ja będę trochę bronić Euklidesa, bo choć ów "dziadek" z pewnością w powstaniu styczniowym udziału nie brał, ukazywał mu pewne mechanizmy, panujące w szlacheckich gospodarstwach, które zapewne nie zmieniały się jakoś radykalnie. No i zawszeć podzielił się z nami informacją ze źródła pierwotnego. Natomiast pamiętnikarze wykazują dużą skłonność do przesady. No bo jednak trochę tej broni palnej było. Niedawno czytałem monografię bitwy pod Siemiatyczami. Niestety, leży teraz 150 km stąd, więc po nią nie sięgnę, ale pamięć mi mówi, że pierwszy atak Rosjan 6 lutego został odparty ogniem. Maniukin rozstrzygnął bitwę nazajutrz ogniem artylerii. Troszkę wrócę do owych sztucerów. Przyjęliśmy roboczo hipotezę, że na dworze szlachcica posesjonata, choćby jednowioskowego, sztucer powinien być. Ale ile było takich dworów? W 1830 formowano jazdę na zasadzie poboru dymowego, jeden konny z 50 dymów. Choć tym razem moje notatki ze zbiorów Pawłowskiego leżą nie dalej, niż 150 cm ode mnie, ale znów muszę polegać na swej pamięci, bo "diabeł ogonem nakrył". Pamięć mi mówi, że powinno ich być trochę ponad 10 000 (potwierdza to fakt, że jazdy wojewódzkiej wystawiono 56 szwadronów, nie licząc ochotniczych). Pobór dymowy dotyczył jednak także dóbr narodowych (państwowych), szlachty uboższej i wręcz zagrodowej, której nie stać było na "sztućce", a także wielkich majątków arystokracji, a jakoś mało słychać o Pacach, Radziwiłłach, Potockich i Zamoyskich w powstaniu styczniowym. Zakładając, że taki zamożny szlachcic powinien mieć z 50 chałup w swej wiosce, liczbę takich dworów można oszacować na parę tysięcy. Może 3 tysiące, może 5 tysięcy. No i tyleż samo sztucerów. Zważywszy na konfiskaty broni, zachowało się ich co najwyżej 2-3 tysiące. W każdym radzie parę tysięcy, a nie kilkanaście tysięcy. Mało, bardzo mało. -
Ale my chyba mamy w konstytucji zakaz zadłużania państwa ponad określoną wartość PKB? Czyż nie?
-
Uzbrojenie polskich oddziałów w powstaniu styczniowym
jancet odpowiedział secesjonista → temat → Powstania
Nie uważam, że była "nagminna". Po prostu pokazuję różnicę w ocenie stwierdzenia "zapłon wszystkich komór następował raz na 10 000 strzałów". Dla sztabowca czy naczelnego dowódcy to opłacalne ryzyko. "Wystrzelimy szybko 10 000 pocisków, dzięki temu mniej naszych chłopców zginie. Cóż, że jednemu urwie rękę? Gdyby mieli broń jednostrzałową, zginęłoby ich 100. Colt Root uratował życie 99 żołnierzy. I jeszcze dał nam zwycięstwo". A zupełnie inaczej wygląda to z perspektywy żołnierza. "Wczoraj Johny'emu urwało rękę, jak strzelał z Colt Root. W zaszłym tygodniu Freddiemu i Marcusowi. Boję się używać tej broni". W materiale, linkowanym przez Speedy'ego (amerykańskiej proweniencji) podano, że podczas wojny secesyjnej zalecano, aby do bębenka dawać tylko jeden nabój. Ja tam w życiu oddałem może kilkadziesiąt strzałów, z tego jeden z broni myśliwskiej, więc jesteś dla mnie autorytetem w zakresie broni strzeleckiej, ale podzielę się swymi wątpliwościami. O powstaniu styczniowym za wiele nie wiem, ot jakieś pamiętniki czytałem, trochę materiałów popularno-naukowych oraz rozdziały w kilku "dziejach wojskowości". Jednak obraz, który mi się z tych lektur majaczy, potwierdza to, że w styczniu-lutym oddziały powstańcze były bardzo słabo uzbrojone, brakowało nawet broni białej, a kosa na sztorc osadzona to już było coś. Potem sytuacja się zmieniała na korzyść. Zapewne w każdym bogatszym dworze był gwintowany sztucer myśliwski (o ile w okolicy były lasy z grubą zwierzyną, bo na zające to się chyba nie nadaje), ale raczej był osobistą własnością dziedzica. A ten niekoniecznie rwał się do powstania. To była głównie domena szlachty-nieposesjonatów lub drobnych właścicieli. A ci mieli co najwyżej dubeltówkę. I to niekoniecznie taką najlepszą. I co do owej dubeltówki - w tych materiałach wielokrotnie spotykałem się z informacją, że była to broń śrutowa. Nawet oglądając zdjęcia można łatwo stwierdzić, że lufy mają cienkie ściany. Załadowanie do niej kuli powodowałoby znacznie wyższe wartości ciśnienia podczas wystrzału, które rozsadziłoby cienkościenną lufę. Tak sądzę. Inaczej po co by podawano informację o śrutowym charakterze tej broni. Oczywiście śrutem też zabić można, szczególnie z zasadzki. Ale założeniem powstańców było opanowanie pewnego terytorium, a do tego regularne walki, także w terenie otwartym, były konieczne. I wtedy gładkolufowa dubeltówka z gwintowanym karabinem raczej szans nie miała. Ps. Czy ja dobrze zrozumiałem, że ładowałeś te 6-8 kul jednocześnie do jednej lufy? -
O powstańcach, którzy wrócili pod berło Mikołaja I
jancet odpowiedział Bruno Wątpliwy → temat → Powstania
-
Uzbrojenie polskich oddziałów w powstaniu styczniowym
jancet odpowiedział secesjonista → temat → Powstania
Wiesz, jeżeli zdarza się raz na 10 000 strzałów, to wydaje się nam, że rzadko. Jednak jeśli przyjmiemy, że w jednym starciu żołnierz, uzbrojony w taką brań, oddaje strzałów 50, a żołnierzy w oddziale jest 200, to w każdym starciu statystycznie zdarzy się jeden żołnierz, któremu urwała rękę... własna broń. Pozostałych 199 nie będzie już uważać, że to rzadko. Co do broni strzeleckiej długiej z tego okresu, to wg wspomnianego katalogu MWP ma 9 jej egzemplarzy, wszystkie kapiszonowe, z tego 5 wojskowych, gwintowanych i 4 myśliwskie, ale z nich tylko jedna jest gwintowana, pozostałe gładkolufowe. Oczywiście, wszelkie wnioskowanie ilościowe na podstawie tej próby jest nonsensem, ale można stwierdzić iż: 1) używano zarówno broni wojskowej, jak i myśliwskiej, 2) nie ma podstaw, by twierdzić, że używano broni wojskowej gładkolufowej, 3) z pewnością używano broni myśliwskiej gładkolufowej, 4) nie ma podstaw, by twierdzić, że używano skałkówek. -
Oj zdarzało mi się i bez wojny owijać się gazetami. Choć żeby tak po prostu wyciąć z gazet ponczo z otworem na szyję - nie przyszło mi do głowy. A gazety real-socjalistyczne miały duży format. Ocieplanie gumofilców wkładkami z gazet - reguła. Natomiast gazety na twarz - no to już przegięcie. Nie wydaje mi się skuteczne. Bez porów i otworu na nos czy usta pod spodem będzie się gromadził lód, co może być znacznie gorsze od zimnego powietrza. Choć nie wiem, co to Kreppapier?
-
O powstańcach, którzy wrócili pod berło Mikołaja I
jancet odpowiedział Bruno Wątpliwy → temat → Powstania
Zrobię taki wyciąg z generalicji, podając hasłowo: emigracja, amnestia, zesłany. Hasłem "amnestia" będę oznaczał tylko tych, którzy uniknęli zesłania i pozostali w kraju. W zasadzie to wyciąg z Tarczyńskiego. Andrychiewicz - zesłany, Bem - emigracja Bieliński - amnestia, Biernacki - amnestia, Błędowski - zmarł z ran, Bogusławski - zesłany, Bontemps - przeszedł do armii carskiej, Bukowski - zginął 15 VIII Chłapowski - poddany króla Prus Chłopicki - emigracja, Chrzanowski - emigracja, Czarnomski - amnestia, Czyżewski - amnestia, Dembiński - emigracja, Dłuski - emigracja. Dobiecki - emigracja, Dwernicki - emigracja, Gawroński - emigracja, Girłgud - zabity w VII 31 Godlewski - nie wiem Górski - amnestia, Jagmin - amnestia, Jankowski - zabity 15 VIII 31 Jaraczewski - zmarł na cholerę w lipcu 31, Kamieński - poległ pod Ostrołęką 26 V 31 Kamiński - na emigracji, Kicki - poległ pod Ostrołęką 26 V 31 Klicki - zesłanie, Kołaczkowski - emigracja, Kołyszko - nie wiem, Konarski - emigracja, Krasiński Izydor - zesłanie, Krukowiecki - zesłanie, Krysiński - amnestia, Langerman - służba w armii belgijskiej, Ledóchowski - amnestia, Lewiński - emigracja, Łubieński Piotr - amnestia, Łubieński Tomasz - amnestia, po krótkim zesłaniu, Mallet - służba w armii carskiej, Małachowski - emigracja, Milberg - zesłanie, Miller - zesłanie, Młokosiewicz - amnestia, Morawski - zesłanie, Muchowski - amnestia, Mycielski Ignacy - zmarł w IV 31 Mycielski Michał - emigracja, Niesiołowski - zesłany, Ostrowski - emigracja, Pac - emigracja, Pawłowski - służba rosyjska, Prądzyński - zesłany, Przebendowski - zmarł 1 X 31, Radziwiłł - zesłany, Ramorino - wrócił do Włoch, na koniec w armii Piemontu rozstrzelany, Roland (Rohland) - emigracja, Różycki - emigracja, Ruttié -zesłanie, Rybiński - emigracja, Rychłowski - zapewne amnestia, Sałacki - zginął 15 VIII 31, Sierakowski - amnestia, Sierawski - emigracja, Skarżyński Ambroży - emigracja, Skarżyński Kazimierz - emigracja, Skrzynecki - emigracja, potem służba w armii belgijskiej, Słupecki - amnestia, Sołtyk - emigracja, Sowiński - zginął na Woli 6 IX 31, Stryjeński - amnestia ?, Suchorzewski - emigracja, Szembek - emigracja, Szeptycki - emigracja, Sznajde - emigracja, Szydłowski - amnestia, Szymanowski - emigracja, Tomicki - zesłanie, Turno - zesłanie, Tyszkiewicz - emigracja, Umiński - poddany króla Prus, Wąsowicz - emigracja, Weyssenhoff - zesłany, Węgierski - emigracja, Wojczyński - emigracja, Wroniecki - emigracja, Załuski - emigracja, Zawadzki - amnestia, Zieliński - amnestia, Ziemęcki - emigracja, Żółtowski - zesłany, Żymirski - poległ 25 II 31. Pominąłem tych, którzy udziału w wojnie nie brali. Oczywiście, przy naprędce zrobionym zestawieniu kogoś mogłem przeoczyć, albo kogoś źle zakwalifikować, ale nie wydaje mi się, byto zmieniało obraz sytuacji. Z 92 generałów 6 zginęło na polu bitwy, zmarło z ran lub na cholerę w trakcie służby - czyli pośrednio lub bezpośrednio w wyniku działań wojennych. Dalszych 4 zostało zabitych z rąk rodaków, a 2 zmarło śmiercią naturalną. 4 było poddanymi innych państw i tam wróciło. Z pozostałych 76 generałów większość, czyli 39 osób, zdecydowało się pozostać w kraju - 3 wróciło na służbę w armii carskiej, 20 pozwolono na powrót do swych cywilnych zajęć, a 16 skazano na zesłanie. Nieco mniej, bo 35 udało się na emigrację, przy czym nie wszyscy znaleźli się "na paryskim bruku". Np. Szembek, Szeptycki, Załuski i pewnie paru innych po prostu zamieszkali w swych majątkach w Poznańskiem czy Galicji. Zatem wśród generalicji tych, którzy faktycznie porzucili ojcowiznę i emigrowali (co nie oznacza, że przestali pobierać profity ze swych majątków) było trzydzieści kilka procent. Czy w stanie oficerskim i wśród zwykłych żołnierzy ten odsetek był znacząco wyższy? Wątpię. W końcu - licząc wszystkich żołnierzy, znajdujących się na stanie KRW, i dodając powstańców litewskich, wołyńskich, podolskich, ukraińskich, partyzantów, Gwardię Narodową Warszawską, dołączające do walk pododdziały gwardii ruchomych i straży bezpieczeństwa, zakłady pułkowe i pododdziały rezewrwowe, kombatantów (tych, którzy przeżyli) było chyba ponad 100 tysięcy. Chyba nikt nie szacuje Wielkiej Emigracji na poziomie, przewyższającym 40 tysięcy. No i chyba - na szczęście. -
Aérostiers - jednostki balonowe (1794-1890). Od obserwacji, przez komunikację do bombardowania
jancet odpowiedział secesjonista → temat → Wojsko, technika i uzbrojenie
Masz rację, rozkład katalityczny wody dał by nam mieszkankę 67% wodoru i 33% tlenu (molowo czy objętościowo), która byłaby wprawdzie ponad 2 razy lżejsza od powietrza, ale jednak 6 razy cięższa od czystego wodoru. Za to bardzo wybuchowa. To, co Speedy napisał natomiast ma sens, i rzeczywiście Fe3O4 zachowywałby się jako katalizator. Tyle że te reakcje trzeba by prowadzić w odrębnych reaktorach, co może być pewnym problemem. Chyba redukcja pary wodnej opiłkami żelaza jest prostsza. Zdaje się, że przerabiają tę reakcję w gimnazjum, ponoć 650°C potrzeba.- 11 odpowiedzi
-
- tadeusz lowe sobieski
- siegsfeld
- (i 9 więcej)
-
Tak. oczywiście że w jakiś granicach. Ale samo istnienie tego mechanizmu wydaje mi się cenną zasadą. Możemy wajchę przechylać w lewo lub w prawo, ale jednak nawet w najbardziej liberalnym programie pewne mechanizmy powinny pozostać. Orwellowskie wizje? Cały PiS jest orwellowski. W tym wątku mieliśmy mówić wyłącznie o gospodarce, więc do samej orwellowskiej wizji odnosić się nie będę i innych też o to proszę.
-
Tomaszu N., poruszyłeś - cytując Morawieckiego - wiele kwestii, więc i ustosunkować się do nich trudno. Podatki powinny być egzekwowane. W tym VAT. Wyłudzenia zwrotu VAT są faktem. Trzeba z nimi walczyć. Problem polega na tym, że chyba wszyscy nasi ministrowie finansów z XXI wieku zapowiadali ostrą walkę z niepłaceniem lub wyłudzaniem VAT. No i odnosili jakieś sukcesy. Nie takie jednak, żeby ktoś mógł stwierdzić, że to zjawisko nie istnieje. A nawet - że zostało ograniczone do marginesu. Morawiecki być może jest osobą szczególnie predestynowaną do tych działań, bo - jako dyrektor w banku - zapewne mógł obserwować podejrzane przepływy finansowe. I teraz - jako wilk, który został owczarkiem, może być bardzo skuteczny. Pozostaje jednak otwartą kwestią, czy koszty nowych działań służb podatkowych nie przekroczą spodziewanych wzrostów wpływów podatkowych. Tym bardziej, że jeśli każda ciężarówka zostanie zaopatrzona w swój rejestrator GPS, to przemyt zostanie przerzucony na furgonetki, a jak każda furgonetka zostanie zaopatrzona w swój rejestrator, to... itd. itd. i tak dojdziemy do rowerzysty. Generalnie nie za bardzo widzę sens w analizowaniu tego, co imć. Morawiecki sobie gada. Bo on sobie coś tam gada i gada, i to generalnie wydaje mi się fajne. Tylko że realne decyzje PiS nie mają z tym nic wspólnego.
-
Tak. Oczywiście, że tak. Podatki mają charakter usługowy i solidarnościowy jednocześnie. Usługowy charakter podatków polega na tym, że coś w zamian otrzymujemy - edukację, opiekę zdrowotną, bezpieczeństwo publiczne i bezpieczeństwo narodowe. Znaczy policję i wojsko. Solidarnościowy charakter polega na tym, że ci, którzy sobie radzą, zrzucają się na tych, którzy sobie nie radzą. I tak być - w moim przekonaniu - powinno.
-
Aérostiers - jednostki balonowe (1794-1890). Od obserwacji, przez komunikację do bombardowania
jancet odpowiedział secesjonista → temat → Wojsko, technika i uzbrojenie
Czy aby na pewno opiłki żelaza były tam jedynie katalizatorem? Ja raczej widzę reakcję: 2 H2O + 2Fe -> 2FeO +2 H2, przy czym nie będę się upierać przy stopniu utlenienia żelaza, ale raczej zdaje mi się być reduktorem, niż katalizatorem.- 11 odpowiedzi
-
- tadeusz lowe sobieski
- siegsfeld
- (i 9 więcej)
-
Czy mógłbym poznać publikacje, z których to Tyberiusz zaczerpnął informacje o "tylu grodach spalonych" przez wojska Svätopluka? Przy czym szczególnie interesują mnie źródła tej informacji.
-
A dlaczego "napadł"? Istnieje dość mocno uzasadniony pogląd, że ziemie te w pewnym okresie czasu uznawały zwierzchnictwo Svätopluka. Ale nawet w tym przypadku nie ma uzasadnienia dla tezy, że on je "napadł". Napadł Czechy, czyli zdobył je zbrojnie - co samo w sobie dowodzi, iż Czechem nie był. Natomiast, jeśli spojrzymy szerzej na rolę Rzeszy Wielkomorawskiej w dziejach Słowiańszczyzny - a zdaje mi się, że przyznajesz się do słowianofilstwa - to informacje o upadku tego tworu należałoby opatrywać słowem "niestety". Rzesza Wielkomorawska (nie było to scentralizowane państwo) była konstrukcją polityczną dość nowoczesną, ekspansywną zarówno w kierunku południowym (Słowianie bałkańscy), jak i północnym (Słowianie zakarpaccy). Cywilizacyjnie nieznacznie ustępowali terenom frankońskich i saskich marchii. Militarnie też byli silni. Gdyby nie najazd Madziarów zapewne powstałby wielki, słowiański twór polityczny, ze swym centrum nad Dunajem, który mógłby się przeciwstawić naporowi marchii niemieckich, utrzymać język słowiański w chrześcijańskiej liturgii, przy czym zapewne tolerowano by też słowiańskie pogaństwo.
-
A możesz nam wyjaśnić, kto to był "obywatel wiejski"?
-
Tak, tak. Miał jeszcze wyrok Trybunału Konstytucyjnego w tej sprawie.
-
Nie mają odwagi. Ja też nie mam odwagi.
-
Możesz przybliżyć to zagadnienie, różnicując miejsca: - o których wiesz, że żadnej pracy nie ma, - o których czytałeś, że żadnej pracy nie ma, - w których nikt żadnej pracy wykonywać nie chce. Nie mam wielkiego doświadczenia w tej materii. Rewitalizowałem chałupę w gminie, gdzie był PGR i są PGR-owskie bloki, ale to było dość daleko. Na ogół stykałem się z ludźmi, u których etos pracy był postawiony tak wysoko, że się socjologom nie śniło. Taki Klopś z Ruskowa. Facet po 70-tce, całe życie pracował w drewnie, więc paznokci u obu rąk miał 6. Cztery się odkroiły. Jak usłyszał, że ma zrobić takie okna, jakie były 100 lat temu, to chichotał, klaskał w dłonie i cieszył się, jak dziecko. Że zdarł z nas dzikie pieniądze, to też fakt. Ale o tym, że przy gigantycznym bezrobociu, właściciele pensjonatów nie mogą znaleźć pracownika do koszenia trawnika czy do sprzątania pokoi, to też słyszałem.
-
Chylę czoło przed tak mądrym poglądem. I cieszę się, że nawet my odnaleźliśmy pole, w którym się zgadzamy.
-
Przytoczę sam siebie: Zrozumiałbym, że rząd, zmuszony wyrokiem Trybunału Konstytucyjnego jeszcze z czasów rządów PO-PSL podnosi kwotę wolną od podatku (czyli de facto I próg podatkowy), ale w związku z tym musi obniżyć II próg podatkowy . Nie twierdzę, że "musi", tym bardziej nie będę szukać ku temu argumentów. Napisałem, że zrozumiałbym, gdyby rząd stwierdził, że musi. Dlaczego obniżenie II progu jest dla mnie... mniej przykre, niż likwidacja kwoty wolnej, niosąca identyczny skutek dla portfela? Może dlatego, że do manipulowania progami jestem przyzwyczajony. Może dlatego, że progi (w tym kwota wolna od podatku) do tego służą, po to je wymyślono. Ale są takie same dla wszystkich. Tymczasem wg najnowszej ustawy I próg (kwota wolna od podatku) dla jednych jest wyższa, dla drugich taka sama, a dla trzecich niższa. To co zawsze było równe, teraz jest nierówne, a przy tym nielogiczne, skomplikowane i - dla tej trzeciej grupy - znieważające. To jak z limitem na prezenty gwiazdkowe. W wielu rodzinach ustala się takie limity, np. od 50 do 100 zł. I jest rzeczą naturalną, że ci lepiej sytuowani kupują prezenty z 90-100 zł, a ci, którym w życiu się powiodło gorzej - za 50-60 zł. To jest jak drugi próg podatkowy. Powiodło mi się, mam z tego powodu satysfakcję, a zarazem ciszy mnie, że mogę (a nawet poczuwam się do obowiązku, czy wręcz mam obowiązek) obdarować innych cenniejszymi prezentami, niż sam dostanę. No i fajnie. W tym kontekście likwidacja I progu ma charakter wprowadzenia zasady: "a niezależnie od prezentów Wacek i Józek, ponieważ im się w życiu powiodło, wpłacają po 100 zł gospodarzowi wieczoru wigilijnego". Fajne? Chyba nie? Szczególnie razi mnie sposób argumentacji, który słyszałem z ust prominentnych polityków rządu. Że "skoro tyle zarabiają, to sobie poradzą". Pomijając już o bezczelności tej wypowiedzi, z której wynika, że dobre zarobki są jakąś społeczną przywarą, sama wypowiedź mija się z sensem. Ktoś (np samotna matka lub samotny ojciec) kto zarabia 90 tys. rocznie, czyli 7,5 tys. brutto miesięcznie, na rękę dostaje 5,3 tys. zł. Skoro PiS - partia, na którą głosował, obiecywała zmniejszenie podatków o cca. 200 zł miesięcznie, spodziewał się 5,5 tys. miesięcznie i tak zaprojektował swój budżet. Uwzględnił raty za mieszkanie, za samochód, czesne dla 2 pociech (pełnoletnich) i takie podjął decyzje. Razem wydatki stałe wyszły mu 3,5 tysiąca, zostawało mu 2 tysiące na życie. Teraz okazuje się, że nie 2 tysiące, tylko 1,7 tysiąca. Bo podatki zamiast zmaleć o 200 zł, wzrosły o 100 zł. I to pójdzie na programy socjalne dla samotnej matki lub ojca, który zarabiał 2000 brutto, czyli 1500 na rękę. Miał 2 dzieci poniżej 18, więc dostał dodatkowe 1000 zł. Nie widzi potrzeby kupowania mieszkania ani wydawania na kształcenie dzieci. Dzięki podniesieniu kwoty wolnej od podatków dostanie dodatkową stówkę. Teraz będzie mieć 2600 na rękę do wydania. A ten "bogacz" - tylko 1 700. Nie, nie zakładam, że jest to jakiś margines społeczny. Zakładam, że ta osoba wyda te pieniądze rozsądnie, dla dobra swych dzieci. Że dzieci będą się porządnie uczyć. Może nawet skończą gimnazjum, jeśli już w nim są. Inaczej skończą w zawodówce. Tylko wściekam się na retorykę typu: "ci bogaci sobie dadzą radę, można im bez problemu zabrać kilkaset złotych".
-
Wszystko, czego oczekuję od rządu, do dobrych warunków dla działania firmy, w której pracuję. A jestem pracownikiem najemnym w prywatnej firmie, ale na tyle cenionym specjalistą, że pracując na 2,5 etatu (w jednym miejscu pracy) stanowiska ministerialne nie są dla mnie zbyt atrakcyjne. Nie głosuję tak, jak mi portfel podpowiada. To PO zabrało mi dwa lata do emerytury, która akurat w moim zawodzie nie oznacza rezygnacji z pensji. 30 września się przechodzi na emeryturę, żeby od 1 października podpisać nową umowę o pracę. Oczywiście - jeśli jesteś firmie potrzebny. Rozumiem potrzebę podatków progresywnych. Że jest kwota wolna i progi podatkowe. Zrozumiałbym, że rząd, zmuszony wyrokiem Trybunału Konstytucyjnego jeszcze z czasów rządów PO-PSL podnosi kwotę wolną od podatku (czyli de facto I próg podatkowy), ale w związku z tym musi obniżyć II próg podatkowy - ten, który wynosi 85 528 zł rocznie i powyżej którego płaci się 32% PDOF (pomiędzy progami - 18%). To byłoby postępowanie klarowne. Zarobiłeś dużo - niestety musisz więcej dorzucić dla tych, którzy nie potrafią zarobić na swoje utrzymanie. Bo tego wymaga społeczna solidarność. Natomiast kombinowanie z I progiem, czyli kwotą wolną od podatku, mnie oburza. Bo rząd mi mówi - "skoro bezczelnie zarobiłeś tak dużo, to to ci się nie należy". Problem nie polega na wysokości obciążeń podatkowych, w każdym razie - nie tylko. Bo ważniejszy jest okazywany brak szacunku dla osób średnio i wyżej zarabiających, okazywany przez rząd.
-
Chyba tego nie było, co nie dziwota, bo destynacja nieco ekscentryczna. Ale stało się - latoś wylądowaliśmy na 2 tygodnie w środku sierpnia na Łotwie. Pierwszy tydzień w Lilaste, w Vidzeme, czyli Livlandii, na północ do Rygi. Drugi tydzień w Jūrkalne, w Kurzeme, czyli Kurlandii, na zachód od Rygi. Dojazd: Jechaliśmy samochodem. Bez problemów, jeśli się omija "via Baltica", czyli jedzie na Brok, Ostrów, Łomżę. "Via Baltica", czyli trasa na Wyszków, Ostrów, Zambrów wciąż w budowie. Nie sądzę, by w przyszłym roku było inaczej. Drogi w dobrym stanie, ale na Łotwie dość zatłoczone. Zakwaterowanie: Wynajmowaliśmy całe domy przez booking.com. W Lilaste taki nowoczesny, dizajnerski wręcz, a zarazem taki trochę nieprzyjazny. Czysty, wręcz zdezynfekowany. W Jūrkalne - drewniany, taki domek imprezowy, zaniedbany, brud po kątach, coś działa, coś nie działa, "bo popsuli", za to bardzo przyjazny. Język: z łotewskim stykałem się rzadko. Dominuje rosyjski. Wyżywienie: Choć siedzieliśmy tam dwa tygodnie, potrafię sobie przypomnieć tylko 5 posiłków w knajpach. Smacznych. Jednak częściej decydowaliśmy się kupić coś fajnego i przyrządzić w domu. Specjalność kraju to niewątpliwie ryby. Z tych, u nas rzadko spotykanych do dzikie jesiotry i sterlety oraz trocie. Czują jakąś miętę do leszczy, to chyba najpopularniejsza u nich ryba, tyle że te leszcze to tak od 2 do 5 kg. Pewnie dlatego dają się zjeść. Węgorze wędzone oraz kawior łososiowy i pstrągowy w atrakcyjnych cenach, choć nie darmo. Z produktów mięsnych warto zwrócić uwagę na dostępną w każdym sklepiku marynowaną wieprzowinę w kawałkach na szaszłyki. Chyba kochają szaszłyki. Z produktów skrobiowych - kasza, zwana "perlovka". Bardziej podobna do naszego pęcaku, niż perłowej. A z warzyw - kwaszone pomidory. Trunki: ryski balsam klasyczny, w brązowej kamionce - ekstremalnie cierpka ziołowa nastojka, ja lubię takie rzeczy. W czarnej butelce z czerwoną etykietką - nieco złamany miodem. W czarnej butelce z fioletową etykietą - nalewka z czarnej porzeczki, po prostu nadzwyczajna, boska. Innych mocnych trunków nie piliśmy, bo obkupiliśmy się w Kownie. Piw wielka rozmaitość, dobre, ale dość drogie. Klimat: wg tablic klimatycznych średnia maksymalna temperatura sierpnia to +20°C, podobnie jak w Gdańsku. Znaczy, że wczesnym popołudniem może być raz 15°C, raz 25°C, a raz 20°C. Niestety - w trakcie naszego pobytu temperatura raczej rzadko przekraczała 15°C, a jeśli, to niewiele: 16-17°C. Na termometrze samochodowym +20°C zobaczyliśmy raz jeden - w dniu wyjazdu, kilka km od litewskiej granicy. Do tego dużo deszczu (opady w sierpniu wg tablic klimatycznych 3 razy większe, niż w Gdańsku) i wiatru. Krajobraz: falisto-pagórkowaty, zdał mi się bardziej urozmaicony, niż np. na Mazurach. Wyrazisty rys nadają mu rzeki - niby małe i krótkie, ale niosą dużo wody, nie to co nasze Pilice i Bzury. Bardzo dużo lasów, przy czym chyba Łotysze jakoś inaczej oceniają wiek rębny, bo takich sosen u nas nie uświadczysz. W lasach grzyby. Dużo grzybów. Bardzo dużo grzybów. Nie ma wsi. Znaczy w naszym rozumieniu. Żadnych ulicówek itp. Typowa łotewska wieś to sklepik spożywczy, obok którego wbity jest słup, a na nim kierunkowskazy z nazwiskami właścicieli poszczególnych posesji. Od chałupy do chałupy może być i km. Fajnie się jeździ samochodem po takich bocznych drogach, bo nie ma praktycznie terenów zabudowanych, a drogi szerokie, poradzieckie, budowane tak, by dwa czołgi mogły się minąć. Wyznanie: Tyberiuszowi by tam pasowało. Kraj ocieka i kipi pogaństwem. I to tym prawdziwym, a nie żadnym neo. Na letnie przesilenie (niby św. Jana) mają dwa dni wolnego i ponoć oddają się orgiom na świeżym powietrzu. Stawiają jakieś słupy falliczne przy lada okazji (no może to mi się wszystko z jednym kojarzy). Plaże fajnie położone, bo z widokiem na zachód słońca, więc stawiają bramy, by zachód się lepiej prezentował. Niby drewniane, ale jakoś celtyckie. Jak jakoś na równinie zdarzy się pagórek, to będą na nim 500-letnie dęby i cmentarz. Czasem jakaś mała kapliczka pod dębem. Ewidentnie ważny jest dąb, a kapliczka usiłuje skorzystać z JEGO mocy. No to teraz przejdziemy do zwiedzania. W kolejności chronologicznej. Bauska, po naszemu Bowsk. Taki zamek u zbiegu dwóch rzek - Memelé i Mūša. Słyszeliście o nich? Ja nie. Nie wiem, czy mają polskie nazwy. Ale jak się patrzy na ich nurt, to wydają się być przeszkodą nie do pokonania. I to w sierpniu, gdy stan wód powinien być najniższy. Sam zamek składa się z dwóch części - z gotyckiej zostały zakonserwowane ruiny, dostępne za opłatą. Do renesansowej można wejść za free, jest tam też niezła knajpa. A z przodu nieźle zarysowane dla bastiony. Generalnie - polecam. Rīga, czyli Ryga. Stare Miasto zwarte i z charakterem. Ale ogólnie nic nadzwyczajnego. Chyba tylko Dźwina. No nie - jeszcze hale targowe, które podczas I wojny światowej były hangarami dla bojowych sterowców, a potem przeniesiono je do Rygi i zmieniono przeznaczenie. Ponoć największe hale targowe w Europie. Na zwiedzanie hal trzeba więcej czasu, niż na resztę miasta. Sigulda i Turaida. Wg przewodników - najatrakcyjniejsze miejsce na Łotwie. Niby duże nagromadzenie różnorakich atrakcji, ale te atrakcje takie jakieś badziewne, już nawet nie rodem z Hollywood, ale z Bollywood. Dolina rzeki Gauja owszem, głęboka, no ale kanion to nie jest. Trzy zameczki i pałac Krapotkinów. Kolejka linowa nad rzeką, taka kabinówka, dwie godziny czekania, a szanse na dopchanie się do okna i zobaczenie czegokolwiek - znikome. Jakieś groty, ale bardzo płytkie. Może miałem zły dzień, ale generalnie - nie polecam. Jūrkalne. Wieś, taka w miarę normalna, niby nic nadzwyczajnego, ale jakoś dla Łotyszy ważna. Piękny klif, stromo opadający do morza, a na górze wielkie pole imprezowe, na którym ponoć się zbiera wiele tysięcy osób. Estrady i estradki, miejsce pod namioty, jakieś huśtawki i inne elementy małej architektury, wcale nie wiem, do czego służyć mające. O bramach i fallusach nie wspominając. Niektórzy chyba często tu bywają, po postawili sobie takie stałe budy-szałasy. No i stara karczma, do dziś czynna (restauracja i zakwaterowanie) z fajną atmosferą. Tyberiuszu, powinieneś tam być na letnie przesilenie. Kuldīga, czyli Koldynga nad Ventą (Windą?). Nie myślałem, że coś takiego może jeszcze istnieć. Czas się tu zatrzymał ponad 100 lat temu, zostawiając nam stare miasto, w 90% składające się z zabudowy drewnianej. Budynki wciąż ogrzewane kaflowymi piecami, więc przy każdym domu - drewutnia. Jak jest chyba jedna jedyna 3-piętrowa kamienica, to tuż obok jest 3-piętrowa drewutnia. Wiecie, jak wygląda drewutnia? Dla mnie rok temu to było tylko pojęcie literackie. Gorąco polecam. I spieszcie się. To znika. Jeśli nie znajdą się pieniądze na rewitalizację, to drewno zmurszeje, dachu się zapadną i wśród gnijącego drewna trudno będzie cieszyć się pięknem snycerskiej roboty. Jeśli pieniądze na rewitalizację się znajdą, to będziemy mieć pięknie zachowane atrapy. Ogrzewane gazem, więc znikną drewutnie. I tak źle, i tak niedobrze. Ventspils, czyli Windawa, też nad Windą. Żywe miasto portowe, parę zabytków się znajdzie. Fajny targ i super knajpa tuz obok, gdzie dają ryby dziś złowione i wędzone na gorąco na miejscu. Eech...
-
KalinaA się nie odzywa, to ja Ci odpowiem. Aż wymrą. Czyli kilkadziesiąt lat. Ale KalinaA mówiła nie tylko o singlach, ale ogólniej - o ludziach, którzy swymi podatkami finansują państwo, a o których dobro to państwo nie dba. Jak długo będzie istnieć społeczność, złożona tylko z tych, którzy chcą brać ze wspólnej kasy? Kilkadziesiąt dni.
-
Monarchia Austro-Polsko-Węgierska
jancet odpowiedział piterzx → temat → Polska pod zaborami (1795 r. - 1918 r.)
Jak na historię alternatywną - bardzo ciekawa koncepcja. Tyle że sam pięknie wyłuszczyłeś, dlaczego nie można było go zrealizować. Pominę już oddawanie komukolwiek Prus Wschodnich - kolebki państwa pruskiego, to by w tym czasie nie przeszło. Ale to prowincja biedna, choć strategicznie położona, więc nie ma o czym gadać. Gorzej ze Śląskiem - to znaczy nie wiem, na ile można było nim "frymarczyć". Natomiast ziemie polskie zaboru pruskiego mogły być "ofertą". Więc ograniczmy się do propozycji wcielenia Wielkopolski, Pomorza z Gdańskiem i Suwalszczyzny do monarchii Habsburgów, która wydawała się realna. Tyle że - ja tylko podsumuję, to coś sam napisał: - Prusy nie mogły tego przyjąć, bo by je to odsuwało do państw drugorzędnych - Rosja nie mogła tego przyjąć, bo choć właśnie kończyła wojnę z Francją, a niedawno była Austrii sojusznikiem, to jednak z Francją granicy nie miała, a z Austrią - i owszem, ponadto wyraźnie konkurowała z nią na Bałkanach, więc taki wzrost potęgi Austrii był dla niej nie do zaakceptowania. - Austria nie mogła tego przyjąć, bo Metternich aż nadto dobrze wiedział, że to "koszula Dejaniry", coś żeś pięknie wytłumaczył, - Dla Napoleona ten układ był bardzo ryzykowny, w sumie 50-50 że Austria obdarowana takim prezentem zachowa się lojalnie. W 3 lata później Napoleon właśnie w wojnie z Austrią poniósł największą porażkę pod Aspern. Następna była pod Małojarosławcem. Natomiast zweksluję trochę temat, stwierdzając, że w trakcie obrad pokojowych w Schönbrunn zaiste mógł zaproponować układ, że powstaje Królestwo Polskie z połączenia Galicji i Księstwa Warszawskiego z królem z dynastii Habsburgów, a w zamian Austrii nie zabiera się np. Salzburga. -
Ad.1. Pewnym paradoksem jest to, że choć 7 lat życia spędziłem w autentycznej piwnicy (szczury, pająki, kotłownia na węgiel obok, wilgoć, grzyb - nikomu tego nie życzę), to od lat kilkunastu mam wynajmuję mieszkanie, a przez pewien czas nawet dwa i wcale nie znam przepisów, dotyczących najmu i wykwaterowania. Pozostaję w przekonaniu, że dopóki nie są zameldowani, to mogę ich wyrzucić, jak łamią umowę. Ale gdyby byli zameldowani, to mam gorzej. Ad. 2. No właśnie. Niepewność przepisów i generalnie słaba ochrona praw właściciela powoduje, że bardzo wiele mieszkań stoi pustych. A gdyby ich właściciele zdecydowali się je wynajmować, to podaż poszłaby w górę, zaś ceny w dół. Może do tego poziomu, za jaki państwo miałoby je oferować w ramach programu Mieszkanie+. Ad. 3. Wiesz, zapewne to zrobię, tyle że taka analiza jest pracochłonna, a ja to raczej leniwym (po inżyniersku) jestem. Że polegnie? Pewnie tak, choć program 500+ nadal żyje. Wiek emerytalny przywrócono, co prawda nawet zwolennicy tego kroku obawiają się, że będzie wolno przejść tak wcześnie na emeryturę, tylko że nie będzie można przejść. Niewątpliwa korzyść dla tych, zarabiających tak mało, że i siak czy owak - dostaną minimalną, Pozostali wyczekują z rezerwą.