jancet
Użytkownicy-
Zawartość
2,795 -
Rejestracja
-
Ostatnia wizyta
Typ zawartości
Profile
Forum
Kalendarz
Zawartość dodana przez jancet
-
Ależ, Gregski, czemu? Wprawdzie to nie dział "humor", ale faktycznie dawno się tak nie ubawiłem, jak czytając leosiowe wywody. Drogi Leosiu, bardzo mnie cieszą Twe osiągnięcia i Twa mądrość. To nie byle co tak sobie pisać posty z tak wybitnym człowiekiem. Piłką nożną się nie interesuję, ale IV liga to zapewne odpowiednik czterech **** gwiazdek w hotelarstwie. Lepsza jest jedynie V liga. Jednak mimo ogromnego szacunku dla Ciebie dostrzegam pewną niekonsekwencję w wyrażaniu poglądów. Otóż twierdzisz, że znasz prawidłową definicję sportu, ale ujawnisz ją tylko innemu sportowcowi, bo nie-sportowiec i tak tego nie pojmie. Ja czołobitnie Ci wierzę, że Ty znasz prawidłową definicję sportu, a także w to, że nie będąc sportowcem jej nie zrozumiem, więc nie warto mnie o niej informować. Tylko że dopóki nie znam tej prawidłowej - czy wręcz prawdziwej definicji sportu nie jestem w stanie ocenić, czy jestem sportowcem, czy też jednak nie jestem. Humorystyczny komentarz zamieściłem tu: https://forum.historia.org.pl/topic/2476-humor/?page=40
-
Polacy wygrywają bitwę pod Legnicą
jancet odpowiedział Gryfon → temat → Historia Polski alternatywna
Troszkę, Coobecku, się nadto zagolopowałeś. Ponoć chodzi Ci o przypadki, w których ktoś, posiadający jedynie tytuł książęcy, popełnił czyn niezgodny z etosem rycerskim, a jednak został królem. I oczekujesz od Secesjonisty, że wykaże, iż jest to standard. Jeśli nie wykaże, to Ty masz rację. Zagrywka bardzo nie fair. Bardzo Cię proszę - podaj listę znanych Ci przypadków, powiedzmy z XII, XIII i XIV wieku, gdy książęta, niebędący synami, bratankami ni siostrzeńcami królów, zostawali królami. Ile znasz takich przypadków? Czy jest to liczba na tyle duża, żeby stosować jakieś statystyczne uogólnienia? No bo jeśli nie, to Secesjoniście wystarczy podać przykład jednego księcia, który został królem, mimo iż nie zawsze postępował zgodnie z rycerskim etosem, aby wykazać, że mogło tak być. A taki przykład to i ja mogę podać "spod grubego palca". Ps. Tak, maniera Secesjonisty zwracania się do dyskutantów w 3. osobie jest niemiła, wręcz nieznośna. Było gorzej. Secesjonista zwracał się do mnie "niech użytkownik jancet". Po dyskusji na ten temat przeszedł na "niech jancet". A może nawet na "jancecie"? Szczerze mówiąc - przestałem przywiązywać do tego wagę. Ten typ tak ma. Ale rozumiem Twą irytację - też ją przechodziłem. -
My też (pozwolę sobie wypowiedzieć się imieniu "ogółu" ) też serdecznie witamy. I zapraszamy do prezentowania swych poglądów na tematy historyczne.
-
W siedemdziesięciolecie przewrotu komunistycznego w Pradze
jancet odpowiedział B. B. Silesius → temat → Polityka, ustrój i dyplomacja
Bardzo dziękuję Szanownym Kolegom za wyjaśnienie. -
Obejrzałem. Nie, no w sumie fajne. Trochę wkurza facjata Łokietka, która jest stale taka sama, jak "w poczcie królów i książąt Polski" autorstwa Matejki, choć podobno wiadomo, iż autor opierał się na nader znikomych źródłach i w sumie nie mamy bladego pojęcia, jak ten facet wyglądał. A on czy na tronie w koronie, czy na łożu śmierci, wygląda jak Smoleń. Tylko czekać, jak zacznie zasuwać o bombkach. No i Laskowika brak. W dodatku Schetyna z "Ucha Prezesa" kogoś tam gra, co trochę jest fajne, a trochę śmieszne. Choćbym nie wiem jak szukał, ideologicznej indoktrynacji trudno się dopatrzeć. Wręcz przeciwnie - to na razie poganka Aldona jawi się jako główna i pozytywna postać wątku. A wokół niej katolickie hieny. I Liwiec też wyglądał na Liwiec. Choć nazwy tej rzeczki nie wymieniono. To, co mnie razi w tych dwóch odcinkach, to tandeta. Według zapowiedzi miała to być wysokobudżetowa produkcja. Taka nawet na eksport. Tymczasem... Sceny są jakoś tam wyreżyserowane, aktorzy - no może nawet lepiej, że mało znani. Kostiumy nie najgorsze... Ale sceny plenerowe... Pożal się, Boże... W sumie scena plenerowa była jedna. Jak Aldona przekraczała granicę polsko-litewską na Liwcu. Razem zebrano do tej sceny chyba 11 koni. 5 po stronie litewskiej, 6 po naszej. Jakoś nie wydaje mi się, by Gedymin córkę samotrzeć za granicę wyprawiał. A siodła i dosiad to już kompletna katastrofa. Jak już robimy takie produkcje, to trzeba na to jakąś kasę przeznaczyć. HOWGH.
-
Okoliczności Przebiegu Bitwy pod Wiedniem
jancet odpowiedział Shoni → temat → Bitwy, wojny i kampanie
Trochę mi to pachnie "fantasy". Jednak z poglądem, że Kara Mustafa mógł szturmem zdobyć Wiedeń przed nadejściem odsieczy się spotkałem, między innymi w pracy Otto Forst de Battaglia, więc wypada mi przedstawić jakąś pozytywną tezę - dlaczego tego nie zrobił. Myślę, że było to kwestią pychy. Uważał, że jego armia jest silniejsza nawet od połączonych sił austriacko-niemiecko-polskich. Bardzo możliwe, że był przekonany, iż władcy niemieccy - zwykle skłóceni z Habsburgami - wyślą pod Wiedeń tylko niewielkie siły. Zapewne nie doceniał też sił polskich, sądząc że gro armii Sobieskiego zaatakuje nad Dniestrem. Mimo wszystko w pod koniec sierpnia musiał już wiedzieć, jakie siły na niego idą. I postanowił wydać im bitwę. Bo uważał, że i tak jest od nich silniejszy. Wiedeń był przynętą. Przynętą, na którą mieli się zwabić wszyscy, którzy chcą walczyć z osmańską potęgą. I mieliby zostać rozgromieni na przedpolach Wiednia. Gdyby Kara Mustafa zdobył Wiedeń, wojska odsieczowe rozeszłyby się po swoich krajach, obsadziły twierdze, nękały na drugorzędnych odcinkach, stawiałyby opór na przełęczach i przeprawach. Za Wiedniem kraj górzysty, więc trzeba by wielu lat, by zdobywać kolejne twierdze, kolejne prowincje. A w ręce bejów trafiałyby tereny opuszczone przez ludność miejscową, nieprzynoszące dochodów. Imperium nie miało pieniędzy na taką wieloletnią wojnę. Wielki Wezyr chciał nowej bitwy pod Mohaczem, po której niemal całe Węgry znalazły się pod osmańską władzą. Samo zdobycie Wiednia o niczym nie rozstrzygało. Dlatego czekał pod Wiedniem na wszystkie siły "zła", wierząc że "dobro" i "moc" są po jego stronie. Gdyby po batalii wiedeńskiej głowę Sobieskiego obnoszono na spahiskiej kopii, dzieje Europy mogłyby wyglądać zupełnie inaczej. -
W siedemdziesięciolecie przewrotu komunistycznego w Pradze
jancet odpowiedział B. B. Silesius → temat → Polityka, ustrój i dyplomacja
Co do postawy Polski w X 1938 roku to były 4 wyjścia: 1) to, co było, czyli de facto opowiedzenie się za Hitlerem, w zamian za kilka ochłapów typu Zaolzie, Jaworzyna, "łopata" i jakieś inne wioski; nawet Čadca była tylko czasowo okupowana; 2) bierność, ewentualnie dyplomatyczne wspieranie Czechosłowacji do Monachium; 3) otwarte poparcie dążeń Hitlera w zamian za aneksję Zaolzia i protektorat nad Słowacją; 4) udzielenie militarnych gwarancji Czechosłowacji i ewentualna wojna Niemiec z Polską i Czechosłowacją. Trudno mówić o błędzie, bowiem wszystkie wyjścia były złe. Z tym że to pierwsze - najgorsze. No cóż - w lutym 48 chyba byłem w planach mych rodziców, ale ziściłem się naście lat później. A nawet gdyby, to i tak bym tej retoryki z 48 roku nie doświadczył. Pierwsze wydarzenia polityczne, których byłem "świadom", dotyczyły 68 roku. Propagandy partyjnej z lat 40-ych nie studiowałem, mimo wszystko podaję w wątpliwość, czy zgodnie z ówcześnie obowiązującą w niej retoryką była to "rewolucja ludowo-demokratyczna". Przynajmniej w Polsce to, co działo w latach 1946-48 na "przed żelazną kurtyną" () przedstawiano jako realizację woli ludu pracującego miast i wsi, osiągniętą zgodnie z zasadami demokracji. Żadnych rewolucji, po prostu pokojowo i zgodnie z zasadami demokracji wyrażona wola ludu. Ale być może się mylę, poza tym może inaczej tamte wydarzenia przedstawiano w latach 70-ych, a inaczej w '48. Może inaczej było 30 lat wcześniej, może inaczej w Czechosłowacji. Bardzo proszę o wyjaśnienie tej kwestii. I cieszę się, że poruszyłeś temat leżący trochę obok naszego grajdołka. -
Tak sobie to przekładam na język rodzinno-osobistych doświadczeń. W pokoleniu "wstępnych" miałem 4 panie - mamę i dwie ciotki oraz teściową. Mama i jedna ciotka pozostawały w roli gospodyni domowej, druga ciotka pracowała, ale na jakimś niskim stanowisku, za to teściowa została profesorem zwyczajnym. Czyli wskaźnik zatrudnienia 50%, a wskaźnik zajmowania wyższych pozycji - 25%. W moim pokoleniu ma w rodzinie tylko dwie kobiety - żonę i siostrę. Siostra nie pracuje zawodowo, a żona - i owszem, i to na kierowniczej pozycji. Czyli wskaźnik zatrudnienia też 50%, ale wskaźnik zajmowania wyższych pozycji - też 50%. Więc postęp? A jak w pokoleniu "zstępnym"? Tu mam w rodzinie trzy osoby, dwie aktywne zawodowo, w tym jedna aspiruje do pozycji kierowniczych. A trzecia - nie. Badanie na tak małej próbie nie upoważnia do żadnych wniosków ilościowych. A jakościowo mogę powiedzieć jedno: Tak jak w pokoleniu moich rodziców były kobiety, które decydowały się na rolę gospodyń domowych, ale też i takie, który pragnęły zawodowej kariery, tak samo w pokoleniu mych dzieci mogę stwierdzić, że obydwie postawy istnieją.
-
Ale Byczyna to wówczas do jakiego państwa należała?
-
Czy rzeczywiście Imperium Osmańskie nie potrzebowało floty?
jancet odpowiedział secesjonista → temat → Wojsko, technika i uzbrojenie
Tak, z tego co wiem, choć nie wiem skąd, bo dotychczas wydawało mi się "oczywistą oczywistością". Imperium Osmańskie dysponowało potężną flotą w okresie XIV - XVII wiek. Gdyby jej nie miało, to jak by podbiło Bałkany wcześniej, niż Konstantynopol (Kosowo Pole 1389, zdobycie Konstantynopola 1455). W tym okresie władcy niekoniecznie budowali własne okręty, tylko wynajmowali poszczególne jednostki, albo i całe floty. Osmanowie dość często posługiwali się flotą genueńską. Ponadto też powszechne było wciąganie na służbę władcy okrętów korsarzy, którzy stawali się kaprami. Robili to władcy osmańscy, polscy czy angielscy (Drake). Niewiele się to różniło od sytuacji wojsk lądowych, gdzie też wynajmowano poszczególnych żołnierzy, całe regimenty, albo i całe armie. Weźmy chociaż zajęcie Malborka podczas wojny 13-letniej. Wenecja była w tym czasie jedną z wiodących potęg europejskich, szczególnie na Śródziemnomorzu. Terytorialnie może niezbyt wielka, ale jeśli podliczyć jej włoskie posiadłości lądowe, Dalmację, Albanię, Korfu i inne Wyspy Jońskie, Kretę i inne wyspy na Morzu Egejskim oraz Cypr, to pewnie było to i tak sporo więcej km kw., niż Niderlandy czy Anglia. Imperium Osmańskie nie miało charakteru narodowego, więc bycie Turkiem, Arabem, Persem, Bośniakiem, Albańczykiem, Berberem nie miało żadnego znaczenia. Wprawdzie większość godności i urzędów była zastrzeżona dla muzułmanów, ale wielu chrześcijan też osiągało wielkie wpływy i majątki. Nota bebe, ponieważ w zwyczaju na dworze sułtańskim było, że następcą zostawał jeden z synów ulubionej nałożnicy, a nie potomek legalnej żony, to po kilku pokoleniach w krwi sułtanów pozostawał jedynie nikły ślad krwi tureckiej. -
Budowle neolityczne na Malcie i życie ich budowniczych
jancet odpowiedział gregski → temat → Prehistoria (ok. 4,5 mln lat p.n.e. - ok. 3500 r. p.n.e.)
Cieszę się, że się odezwałeś, bo już zaczynałem Brunowi wierzyć, że Francja Ci nie po drodze z powodów "ogólnopolitycznych". Langwedocji Ci zazdroszczę, też mi się marzy. Tyle, że ja dziś to taka raczej nieruchomość jestem, więc pewnie nic z tego marzenia nie będzie. O Paryżu to nawet nie mówię, zresztą szczerze mówiąc - nie lubię wielkich miast. A czy mam Cię namawiać, by odwiedzić Bretanię? Nie wiem. Podobało mi się, ale żebym chciał tam pojechać jeszcze raz, to nie. No chyba żeby nad zatoką Lochmariaker (tak piszę fonetycznie), gdzie się hoduje podobno najlepsze ostrygi na świecie, kupić tak po tuzin na łebka i po flaszce białego wina i bagietce, o cytrynie nie wspominając. A potem siedząc na takiej skale z widokiem na morze rozłupywać te ostrygi, skrapiać cytryną i wysysać razem z ich morskością, jeszcze żywe, popijając winem (powinno być tanie, miejscowe i kwaśne) i przegryzając kęsami bagietki patrzeć na zachód słońca. A jak już się ściemni, to podejdzie szofer i wsiadłszy do samochodu zostaniemy zawiezieni do naszego apartamentu. Chyba że tuż obok mamy rozbity namiot. To by było naprawdę super. No - jeżeli będziesz kiedyś miał taką możliwość, to zrób to. Ostrygi smakują tylko z widokiem na morze. -
Nic dodać, nic ująć. Po prostu kwintesencja, credo buraków, którzy zarobili trochę kasy i zasiedli za kierownicą 10-letniego BMW i którym ci jeżdżący byle jakimi, mało bezpiecznymi samochodami po prostu na drodze przeszkadzają. I jeszcze bezczelnie śmią otworzyć drzwi swego samochodu, gdy JA zaparkowałem 30 cm obok. Lęk o lakier może być bardzo uzasadniony, bo pod spodem tylko rdza.
-
Oczywiście, że mogły zapaść i zapewne zapadły. Być może wiosną 43 roku można było wytargować od Stalina lepsze warunki dla Polski za przyśpieszenie o rok lądowania aliantów we Francji. Przynajmniej Churchill w swych pamiętnikach pisze, że Stalin stale domagał się przyśpieszenia utworzenia drugiego frontu (tego we Włoszech nie traktowano poważnie). Gdyby inwazja nastąpiła rok wcześniej, to być może wojska alianckie latem 44 roku zajęłyby Berlin i żadnej strefie wpływów radzieckich by nie było. Choć i tak wątpię, byśmy utrzymali Wilno i Lwów. No ale nastąpiła wtedy, gdy nastąpiła, ustalenia jałtańskie zapadły w takiej, a nie innej sytuacji. A podobno mamy tu dyskutować o poglądach Wałęsy-nieWałęsy o ustaleniach konferencji jałtańskiej. Tych, które były.
-
Nigdy nie sugerowałem, że Leoś i podobnie myślący kierowcy wsiadają za kierownicę po spożyciu alkoholu. W każdym razie nie o to chodzi. Chodzi mi o sposób jazdy bardzo licznych kierowców dobrych, "bezpiecznych" samochodów, który notorycznie obserwuję. Wymuszanie pierwszeństwa. Jazda komuś na ogonie na lewym pasie, choć ten ktoś jedzie 120 km/h, a w tym miejscu dopuszczalne jest 90. No ale on chce jechać 150, więc siada na zderzaku i mruga światłami. Wyprzedzanie na podwójnej ciągłej, a nawet wjeżdżanie na przeciwny pasy, oddzielony wysepką. To są na ogół "bezpieczne" samochody, czyli zapewniające dość duże bezpieczeństwo tym, którzy są w środku. Dla tych, którzy się z nimi zderzą, to są 2 tony masy rozpędzone do prędkości 150 km na godzinę. "Mi w moim SUV BMW w tym zderzeniu niewiele się stanie, a że tamci w Tico zginą, to po co w ogóle jeździli takim gratem". Tym razem bez "eufemistycznej formy", choć trudno było.
-
Generalnie Twa sympatia czy antypatia do mnie mało mnie obchodzi (ktoś mądry kiedyś powiedział "żeby się dowiedzieć, jakim jesteś człowiekiem, muszę poznać twoich wrogów"). Nigdy nie powiedziałem, że "Jałta" nie jest tematem do dyskusji, tylko stwierdziłem, że nie sformułowałeś tezy, mającej być tej dyskusji przedmiotem. Chętnie poczytam też o klimacie, architekturze, zabytkach, krajobrazie i plażach Jałty. Mam kilku studentów ukraińskich - wygnańców z Krymu - więc temat dla mnie ważny. Ale - jak już napisałem - dyskutować mamy o pewnym poglądzie o efektach Jałty, przypisywanym Wałęsie, choć nie wiadomo, czy naprawdę przezeń sformułowanym. No i chciałbym to robić. Pogląd ten - cytując B.B. Silesiusa miałby brzmieć: Dotyczyła ona „dobrodziejstw Jałty”, gdyż bez Jałty: „Przeżylibyśmy powolne i niepowstrzymane dryfowanie w stronę Wschodu i w końcu zostalibyśmy wchłonięci. Jałta uchroniła nas przed tym i pozwoliła nam uniknąć przekreślenia naszej tożsamości narodowej. Wprowadziła również do naszego organizmu narodowego skuteczne przeciwciała, które umożliwiły nam doświadczenie ostatnich lat”. No to wróćmy myślą do konferencji jałtańskiej. Warto pamiętać, że odbyła się ona w lutym 1945 roku. W tym czasie armia radziecka panowała nad całym terytorium przedwojennej Polski (wyjątkiem była jedynie Gdynia, Oksywie, Władysławowo i Hel) i nad niemal całym terytorium współczesnej Polski. Miała nawet przyczółki na zachodnim brzegu Odry. W tym czasie armie alianckie dochodziły do Renu i nawet nie wkroczyły na teren przedwojennych Niemiec. W lutym 45 roku cała Polska znajdowała się pod władzą radziecką, a w Wilnie i we Lwowie ta władza całkiem dobrze się rozsiadła już od ponad pół roku. Zatem nieprawdą jest, iż ustalenia konferencji jałtańskiej spowodowały, że terytorium Polski znalazło się pod władzą Stalina. Odwrotnie - to fakt, że terytorium Polski znalazło się pod władzą Stalina, spowodował ustalenia konferencji jałtańskiej. Jeśli ktoś chce w to wątpić, musiałby udowodnić, że skutek może poprzedzać przyczynę. Dość trudne zadanie, choć pewnie ktoś chętny się znajdzie. Co ustalono na konferencji jałtańskiej: I. Że Polska będzie. Że będzie istniał odrębny twór państwowy, będący Polską. Alternatywą - całkiem realną bez Jałty - było powstanie Polskiej Socjalistycznej Republiki Radzieckiej i włączenie jej do ZSRR. II. Że USA i UK zaakceptowały fakt, że Polska znalazła się w radzieckiej strefie wpływów i że nie będą popierały ugrupowań, które podważałyby ten fakt. III. Że wschodnia granica Polski będzie przebiegać z grubsza wzdłuż "linii Curzona". Czyli że zagarnięte przez Sowietów jesienią 39 roku Białystok, Hajnówka, Zambrów, Łomża i Przemyśl wrócą do Polski. Bez Jałty wschodnia granica Polski przebiegałby wzdłuż "linii Mołotowa". IV. Że Polska otrzyma rekompensatę za "Wilno i Lwów" w postaci tzw. "Ziem Odzyskanych", a ludność niemiecka, zamieszkująca te tereny, zostanie wysiedlona. Zważywszy, że tereny utracone miały tylko trochę większą powierzchnię, niż "ziemie odzyskane", przy czym za Bugiem i Niemnem co najwyżej ćwierć ludności uważała się za Polaków, a na zachodzie wysiedlono wszystkich Niemców, był to "deal tysiąclecia". A że teraz możemy powiadać, iż te okrutne wysiedlenia to nie my, tylko władza radziecka, stawia nas w nadzwyczaj komfortowej sytuacji. Władze PRL dokonały niebywałej sztuki, żeby zjeść ciastko i nadal je mieć. V. Że w Polsce obejmie władzę Tymczasowy Rząd Jedności Narodowej, w którym stanowiska obejmą ministrowie, reprezentujący różne ugrupowania polityczne, z tych jawnie antyradzieckich. I że potem odbędą się nieskrępowane (prawie nieskrępowane, bo jednak bez udziału partii jawnie antyradzieckich). Wobec faktu, że terytorium Polski znajdowało się już pod władzą radziecką, to co Churchill z Rooseveltem dla nas w Jałcie wytargowali było naprawdę wielkim osiągnięciem. Bez "Jałty" zostalibyśmy po prostu kolejną republiką radziecką, a jeśli nawet zyskalibyśmy status państwa satelitarnego, to rozciągającego się między linią Mołotowa na wschodzie a przedwojenną granicą na zachodzie.
-
Zważywszy na kontekst wypowiedzi Tomasza N. i całej dyskusji, w którym ten wpis się pojawił, można to odczytać tak: "W gruncie rzeczy c...j mnie obchodzi, czy to wpływa na moje zmysły, czy nie, bo mam bezpieczny samochód, więc ja i moi bliscy będziemy bezpieczni. A że jakaś pierdoła ze swoją rodziną, jadąca c...ym Tico zginie, nie mój problem". Moim zdaniem osoby przejawiające ten sposób myślenia powinny być wykrywane w ramach testów psychologicznych przed uzyskaniem prawa jazdy i dożywotnio być pozbawione możliwości ubiegania się o nie. Bo do powtórnego testu przygotują prawidłowe, choć nie prawdziwe odpowiedzi.
-
Budowle neolityczne na Malcie i życie ich budowniczych
jancet odpowiedział gregski → temat → Prehistoria (ok. 4,5 mln lat p.n.e. - ok. 3500 r. p.n.e.)
Skoro me turystyczne wrażenia z Bretanii okazały się tak twórcze, iż tak znane osoby raczyły były zabrać głos, to kontynuuję. Szczerze powiedziawszy, wolę Gregskiemu zostawić przedstawienie przyczyn, dlaczego nie chce do Francji się wybrać na urlop. Nie wiem, czym ogólnopolitycznie różni się Malta od Francji. Osobiście często wybieram się w trakcie urlopu na Węgry, choć ogólnopolitycznie mi one nie pasują, ale co ma piernik do wiatraka. Szczerze - to ja wśród naszych rodaków nie zetknąłem się z opinią o "idealnych śródziemnomorskich plażach". A przez 10 lat pracowałem w biurze podróży. Owszem - pogoda piękna, woda ciepła, ale plaże - beznadziejne. Skały, kamienie, żwir, często beton po prostu - i to ma być plaża? Gdzieniegdzie jakiś spłachetek piasku. Idealna plaża to to byłaby, gdyby nasze bałtyckie plaże przenieść do śródziemnomorskiego klimatu. Natomiast bretońskie plaże to jakby te śródziemnomorskie skały, kamienie, żwir i gdzieniegdzie spłachetki piasku przenieść do nadbałtyckiego klimatu. Może i pięknie, ale woda zimna, deszcze, wiatry. Materiał, przytoczony przez Secesjonistę pięknie te spłachetki piasku pokazuje. Tylko że pokazuje je przy pięknej słonecznej pogodzie, a o taką w Bretanii nie jest łatwo. Wyraźnym akcentem krajobrazowym, odróżniającym Bretanię od reszty Francji są świerki. Drzewko, raczej niezbyt ciepłolubne, tam rośnie pięknie. Na naszym wybrzeżu jest mu trochę za ciepło. Nie przekonaliście mnie. Jeśli ktoś chce słońca, piasku i morza, niech omija Bretanię z daleka. Taka moja rada. Przede wszystkim chciałbym zauważyć, że opisywałem wrażenia turysty, który spędził kilka dni w Bretanii. Jeśli chodzi o dane astronomiczne, to mam nadzieję, że narodowość na nie wpływu nie ma. Osobiście polecam stronę https://calendar.zoznam.sk. Pomimo domeny .sk jest w języku polskim i podaje informacje o astronomicznym wschodzie i zachodzie słońca dla dowolnego miejsca na Ziemi. W Warszawie słońce w sierpniu wschodzi od 4:54 do 5:43, czyli cca 2,5 godziny wcześniej, niż w Bretanii - opieram się na podanych przez Ciebie danych dla Bretanii. Sporo. Ponadto dane te dotyczą astronomicznego wschodu słońca, czyli takiego w terenie idealnie płaskim. Zdecydowana większość obszaru Polski jest nader płaska, czyli dla nas to nie czyni większej różnicy. Natomiast Bretania jest pagórkowata. Na wzgórzach słońce wschodzi wcześniej, a w dolinach później. Miejscowości są raczej w dolinach, podobnie jak kemping, na którym nocowaliśmy. No i słońce pokazywało się o tam około godziny 9-ej. O ile nie było mgieł - a zwykle były. I o ile nie było pełnego zachmurzenia - a czasem było. Pomimo iź w tym samym czasie Francja cierpiała od suszy i upałów i tysiące ludzi umierało z tego powodu. A w Bretanii - mgły, deszcze, wiatry i chłody. Dlatego, każdego, kto się wybiera latem do Bretanii - a wg mnie warto - ostrzegam, że tarczę słońca zobaczy w pogodny dzień bez mgieł porannych około 9-ej. Za to zmrok zpadnie bardzo, bardzo późno. I tak, i nie. Carnac jest dość znany wśród miłośników "starożytności", w tym przypadku w znaczeniu "czasów prehistorycznych". Każdy z nich o nim czytał, choć niemal żaden z nich tego nie widział. Dla "plażowiczów" ta nazwa nie mówi kompletnie nic. Z Ħaġar Qim jest na odwrót. Większość miłośników "starożytności" nigdy o nim nie czytała. Nie przebił się do literatury popularno-naukowej. Natomiast setki tysięcy naszych rodaków, które przybyły na Maltę w poszukiwaniu słońca, piasku i wody, w ramach wycieczek fakultatywnych odwiedziło te wykopaliska. Albo przynajmniej od pilota dowidzieli się, że takie są. Bardzo możliwe, że nie zapamiętali nazwy obiektu, ale jednak go widzieli. W Bretanii przez prawie tydzień nie widzieliśmy żadnego samochodu z polską rejestracją. A lanos był sensacją na każdym parkingu. Jakbym miał szacować stosunek liczby naszych rodaków, którzy widzieli Ħaġar Qim do tych, którzy widzieli Carnac obstawiałbym na sto tysięcy do jednego. -
Czyli, o ile dobrze zrozumiałem, dyskutować mamy o pewnym poglądzie o efektach Jałty, przypisywanym Wałęsie, choć nie wiadomo, czy naprawdę przezeń sformułowanym? OK, niech będzie.
-
Budowle neolityczne na Malcie i życie ich budowniczych
jancet odpowiedział gregski → temat → Prehistoria (ok. 4,5 mln lat p.n.e. - ok. 3500 r. p.n.e.)
No właśnie. W literaturze pewnie częściej się spotykamy z informacjami o megalitach z Bretanii, niż z Malty. Ale na Maltę od lat sporo naszych lata, a Bretania nie nęci. Czemu się nie dziwię. Z atrakcji cydr, calvados, ostrygi i menhiry. I domy kryte czarnym łupkiem. W nagrodę deszcz, wiatr i skały, żadnych plaż. Za to jak po tych deszczach wyjdzie słońce i cała ta woda zaczyna parować, to robi się duchota makabryczna. Słońce wschodzi latem o 9-ej, a jak w knajpie poprosisz o duże piwo, to dadzą ci pół piwa. -
Prawdziwa historia starożytnego narodu Lechitów
jancet odpowiedział WolaStalowa → temat → Ziemie polskie od wędrówki ludów do panowania Mieszka I (IV w. - ok. 960 r.)
Znaczy mam wierzyć w psiogłowców czy we dwugłowców, czy też w jednych i drugich. No, na pewno coś istniało. I na pewno Słowianie nie zeszli z drzew w VI wieku. Jeśli Atrix czyta autorów, którzy tak twierdzą, to doradzam zmianę zestawu lektur. Wolałbym dokumenty źródłowe. Czyli wiemy, że na jednym dokumencie z początku XVIII wieku widnieje napis ANNO 705. Na początku XX wieku używano określeń typu "w roku dziewięćset szóstym" zamiast "w roku tysiąc dziewięćset szóstym". Być może tak było i 200 lat wcześniej. Siak czy owak nijak nie rozumiem, jak pieczęć odciśnięta w XVIII wieku może dowodzić czegokolwiek z VIII wieku. -
Ja bym wolał dyskusję "na ten temat". Zgaduję, że "w tym temacie" ma być nawiązaniem do stylu Wałęsy, ale nadal nie wiem, o czy mielibyśmy dyskutować. O ile dobrze pamiętam, to konferencja jałtańska odbywała się w czasie, gdy zdecydowana większość terytorium przedwojennej Polski znajdowała się pod władaniem radzieckim. Akceptowano na niej fakt, że Polska znajduje się w orbicie wpływów Stalina i nadal znajdować się w niej będzie. Nie przesądzała natomiast o wprowadzeniu w Polsce ustroju socjalistycznego.
-
No i? Dziękuję za cenne informacje. Ale co to ma do kwestii nazwisk (...) Ktoś jakiś czas temu twierdził, iż jego żona dzięki temu serialowi poznała nazwiska osób z tej epoki. Jednak wytknięto mu, że to bzdura, bo w tej epoce nie było nazwisk. Kim był ten ktoś?
-
Budowle neolityczne na Malcie i życie ich budowniczych
jancet odpowiedział gregski → temat → Prehistoria (ok. 4,5 mln lat p.n.e. - ok. 3500 r. p.n.e.)
Obejrzałem i trochę pogooglałem. Na pewno warto. Ale - w najmniejszym stopniu nie umniejszając wspaniałości i wartości maltańskich zabytków, to zabytków neolitycznych mamy w Europie ... od cholery i ciut ciut więcej. W Polsce też coś jest, choć takie trochę mało spektakularne. Z tych, które widziałem bardzo spektakularne są aleje menhirów w Carnac i okolicy. Oraz kilka budowli megalitycznych. Ponoć niektóre nawet z V tysiąclecia p.n.e., choć zawsze podchodzę do rewelacji przewodnickich z rezerwą. Sorry - byłem tam w 2003, więc zdjęć cyfrowych nie mam. Może te chemiczne zdigitalizuję kiedyś. Co więcej - jeżdżąc po Bretanii napotkałem sporo innych menhirów i budowli megalitycznych, równie starych, ale mniej znanych. Taki menhir może sobie stać po prostu w sadzie między gruszką a jabłonką, po lewej, jak się szło do wychodka. Serio. Jeden sterczał na kempingu między namiotami. Zawsze największe wrażenie robią na mnie te mniej lub bardziej starożytne budowle, które muszę sam odszukać w terenie, odkryć. 5 lat temu odwiedziłem Danię. Jechaliśmy samochodem gdzieś po Jutlandii i zauważyliśmy, że gdzieś w pobliżu google wskazują, że jest las. A że wówczas ju od dawna lasu żeśmy nie widzieli, a w Danii lasów prawie nie ma (o ile pamiętam, to jedynie na Malcie jest mniej lasów, niż w Danii wśród państw UE), to ten las nas zaintrygował. Sam las - grąd bukowy - był fascynujący, takie drzewa kilkusetletnie, ale okazało się, że w głębi tego lasu są budowle megalityczne. Całkiem okazały kompleks, otoczony wałem z mniejszych kamieni. Przeprowadzono wstępne badania archeologiczne chyba ze 30 lat temu, przy ich okazji trochę te megality odsłonięto, ale tylko trochę. Gdyby nie tablice informacyjne, to przeszedłbym obok, kwitując "O, jakie wielkie kamienie". Nie pamiętam, na kiedy były datowane, tak raczej na III - II tysiąclecie p.n.e. najmarniej. Więc może starsze od piramid. Przyznaję, że stykając się z neolitycznymi megalitami w naszej strefie klimatycznej (z Maltą włącznie) i zadając sobie pytanie - kto, jak i po co wznosił te budowle, staję przed zagadką, której przekonującego rozwiązania żaden publicysta z zakresu historii czy archeologii nie przedstawił. -
Dendrochronologia i metoda radiowęglowa - wykorzystanie w badaniach historycznych
jancet odpowiedział jpsapieha → temat → Nauki pomocnicze historii
To mnie zaciekawiło. No bo studiowałem na uczelni technicznej, konkretnie Politechnice Warszawskiej, uzyskałem tam tytuł zawodowy mgr inż. w zakresie chemii, a potem stopień naukowy dr. nauk technicznych. W międzyczasie ukończyłem Szkołę Podchorążych Rezerwy przy Wyższej Szkole Oficerskiej Wojsk Chemicznych w Krakowie - to chyba coś takiego, jak studia podyplomowe. A jednak nie rozumiem, czemu. Pewnie - choć nie mam tytułu profesorskiego - i tak pozostaję dyletantem w swej dziedzinie. To też ciekawe. No bo JPSapieha stwierdził uprzednio No i znów powtórzyłeś bzdurę wciskaną przez ewolucjonistów jakoby pokłady węgla istniały od milionów lat. Wprawdzie trochę nie rozumiem, jak ma się wiek skał węglanowych do wieku pokładów węgla (!!!), ani co ma wiek pokładów węgla do teorii ewolucji, ale z ciekawością zapoznam się z poglądem JPSapiechy na temat, ile lat mają pokłady węgla? -
Z tym w pełni się zgadzam i popieram. Ergo - nie da się poznać nazwisko osób, żyjących w czasach Kazimierza Wielkiego, a także Kazimierza Jagiellończyka. Raczej nie może, bo mistrz Wincenty nazwiska nie miał, a przynajmniej nie da się uzasadnić, że miał. Co już zostało stwierdzone kilkakroć.