Skocz do zawartości

jancet

Użytkownicy
  • Zawartość

    2,795
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

Zawartość dodana przez jancet

  1. Powstanie listopadowe

    Zaiste, nie dostrzegłem, że Kolega pyta się o proch armatni jedynie, a to z powodu, że kolega o tym nie napisał, a z telepatią u mnie słabo. Nigdzie w przytoczonym przez Kolegę zestawieniu nie dostrzegłem też liczby "2304 pudy i 7 funtów", ale mniejsza o to. Ciekawszym mi się zdaje fakt, że czerpane z dwu wiarygodnych źródeł informacje zdają się być sprzeczne. Otóż z podanych przez Kolegę danych z opracowania Warszawskiego wynika, że w Modlinie było 1 grudnia 845 pudów prochu armatniego, co daje 13,8 tony. Natomiast z podawanego przez Pawłowskiego raportu KRW wynika, że po zaopatrzeniu artylerii w proch pozostało w magazynach 1300 cetnarów prochu armatniego, czyli 84,2 tony. Oczywiście część tego zapasu mogła być w Warszawie i Zamościu, ale główny magazyn amunicyjny to jednak Modlin. Gdyby Kolega raczył zdradzić, jakie ilości prochu armatniego Warszawski podaje dla Warszawy i Zamościa, to może bylibyśmy w domu.
  2. Powstanie listopadowe

    Zmienia, ale nadal daje to 38 ton, a powinno być cca 380. O jedno zero wciąż za mało. A źródła i tak nie znamy. Ani daty, której ta informacja ma dotyczyć.
  3. Nowomowa w III RP

    No cóż... Secesjonisto, tak myślę sobie, że każda nowomowa, aby zaistnieć, musi mieć grono osób, dość liczne i wystarczająco wpływowe, które uważa ją za słuszną normę językową.
  4. Pozwolę sobie nie podzielić zdania Drogiego Kolegi Secesjonisty, gdyż wyrazów botwina i boćwina używam od lat prawie 50-u, a o istnieniu liśiowej odmiany buraka dowiedziałem się właśnie dziś. Podejrzewam, że cca 90% osób, uważających język polski za ojczysty, nadal pozostaje w nieświadomości istnienia różnicy pomiędzy burakiem zwyczajnym ssp. zwyczajnym var. ćwikłowym a burakiem zwyczajnym ssp. zwyczajnym var. liściowym, co im nie przeszkadza w przyrządzaniu dań z botwiny vel boćwiny. Trudno mi powiedzieć, czy to zależy od regionu, czy jednynie stanowi zapis słowa, wypowiadanego z odmienną starannością. Dla mnie przynajmniej obie formy są równie bliskie.
  5. Powstanie listopadowe

    Jasne. Korzystał z nich także Tokarz. Żaden z nich błędów się nie ustrzegł. Np. Puzyrewski pisze, że do Białagostoku odesłano 3-ie dywizjony baterii z I KP, VI KP i III KK. Tyle, że to nie dałoby 96 dział, lecz (hipotetycznie) 76, ale - co ważniejsze - w bateriach artylerii konnej nie było 3-ich dywizjonów, więc III KK nie miał co odesłać. Pawłowski pozostaje poza zasięgiem moich finansowych możliwości, zarówno jako zakup, jak i korzystanie z czytelni. Korzystam jedynie z notatek, zrobionych w latach 80-ych na Szucha. Fakt, było coś takiego. Przypomnisz pełną notkę, a przynajmniej tytuł?
  6. Powstanie listopadowe

    :thumbup: A skądżeś, Kolego, wytrzasnął tę przezabawną cyfrę ?!? Wg raportu Komisji Rządowej Wojny do Rady Najwyższej Narodowej z dnia 17 stycznia 1831 r (Źródła wojny polsko-rosyjskiej 1831, zebrane przez Bronisława Pawłowskiego, poz. 161) po zaopatrzeniu starych pułków (wraz z 3. i 4. batalionami) oraz artylerii (w tym nowych baterii) w zapas amunicji, w magazynach (a największe były w Modlinie) pozostało 3690 cetnarów prochu (co daje 239 000 kg, zakładając że to był cetnar warszawski) oraz prawie 5,2 miliona gotowych ładunków strzeleckich, co daje cca dalszych 62 000 kg. Łącznie ponad 300 ton zapasu na dalsze kampanie. Na pierwszą kampanię armia miała amunicję już przy sobie. Ano taki, że każdy rosądny człowiek wie, że zapas, choćby i największy, kiedyś się wyczerpie, a produkcji z dnia na dzień się nie uruchomi, więc trzeba działać z wyprzedzeniem. Jak się proch już skończył, próżno saletry szukać. ... co stanowiło miły dodatek, który można oszacować na poziomie kilkunastu procent rozporządzalnych przez Siłę Zbrojną Narodową zasobów.
  7. Terra Mariana- Ziemia Maryi

    Zważywszy, że itnienie owego Terra Mariana datujesz na lata 1207-1561, czyli lat 354, owa epoka "pod różnymi nazwami", która trwała ponoć "jeszcze ponad raz tyle", zajmuje nam lata 1561-1915 co najmniej. Z kolei "jeszcze raz tyle panowania szwedzkiego" trwać musiało do roku 2269, zaś potem było panowanie rosyjskie/radzieckie i niepodległość. Mniejsza o to, nie każdy umie liczyć, za to każdy może się pomylić, co nie znaczy, że nigdy nie ma racji. Jednak wyjaśnij mi, co to właściwie było, owa Terra Mariana. Piszesz, że: Rozumiem, że chodzi o terytoria biskupie w ramach państwa Kawalerów Mieczowych. Z przytoczonej przez Ciebie mapki wynika, że terytoria te obejmowały na oko 25% dzisiejszej Łotwy i Estonii, więc twe stwierdzenie, iż Mapa Terra Mariana, niemal w 100% pokrywa się z obecną Łotwą i Estonią jest z powyżej cytowanym ewidentnie sprzeczne. Ciekawi mnie jeszcze źródło informacji, że owe biskupstwa [były] zależne od Świętego Cesarstwa Rzymskiego Narodu Niemieckiego?. No bo tak w zasadzie, to biskupstwa zależne są od papieża. Przez kilka stuleci trwał spór, nieraz zbrojny, pomiędzy cesarzem a papieżem, co z biskupstwami, których ziemie leżą na terenie Cesarstwa, ale ziemie Zakonu Kawalerów Mieczowych do Rzeszy nie nie należały. W ogóle do znaczących nieporozumień może prowadzić określenie typu "panowanie niemieckie", bowiem może ono oznaczać władztwo Niemców, czyli ludzi narodowości niemieckiej, lub też władztwo Niemiec, czyli państwa niemieckiego. W odniesieniu do Inflant to pierwsze było faktem, to drugie - nie. Co do stopnia zniemczenia miejscowej ludności, to wyciąganie daleko idących wniosków na podstawie pisowni imion i nazwisk, a nawet używanego na codzień języka, jest nieuprawnione. O narodowości decyduje poczucie przynależności, a nie nazwisko, pochodzenie czy język. Ja mam nazwisko niemieckie - i co z tego, skoro i ja, i moi przodkowie od cca 600 lat czują się Polakami. Austriacy i większość Szwajcarów mówi po niemiecku, w ogóle nie ma języka austriackiego czy szwajcarskiego, ale nie są Niemcami. Większość Irlandczyków nie zna irskiego, mówi po angielsku, ale w Belfaście lepiej nie przekonywać nikogo, kto czuje się Irlandczykiem, że jest Anglikiem. Szlachta, mieszczanie, pastorzy i urzędnicy w Inflantach i Kurlandii byli niemieckojęzyczni - fakt, choć nie wynika z tego, że czuli się Niemcami. Nie wiem kiedy język estoński i łotewski zostały skodyfikowane i upowszechniła się literatura w tych językach, ale zapewne później, niż w niemieckim . Zatem dokumenty sporządzano po niemiecku (po przejścu na protestantyzm łacina zapewne nie była w modzie), więc siłą rzeczy imiona i nazwiska miejscowej ludności zapisywano w nich zgodnie z regułami języka niemieckiego. Nawet, gdy osobnik, którego ten dokument dotyczył, po niemiecku ani "a", ani "be", ani "kukuryku" nie znał.
  8. Powstanie listopadowe

    Nie podaję "szacunków" (z wyjątkiem liczby pułków kozackich i przeliczenia sotni na szwadrony). Po prostu struktura Armii Królestwa Polskiego oraz II Armii Cesarstwa Rosyjskiego jest ogólnie znana. Liczbę batalionów, szwadronów i dział podaję z dokładnościa co do sztuki. Choć nie każda sztuka granicę 5 lutego przekroczyła. Co do literatury, to są na ten temat dwie fundamentalne monografie: A.K. Puzyrewski, Wojna polsko-ruska 1831 r, Maurycy Orgelbrand, Warszawa 1898, W. Tokarz, Wojna polsko-rosyjska 1830 i 1831 roku, (wydawcy nie znam),Warszawa 1928. Z nowszych mogę polecić: W. Majewski, Grochów 1831, WMON, Warszawa 1982. Nie, nie. Zbieżność liczby dział armii KP i pozostawionych przez Rosjan w Białymstoku jest niemal przypadkowa. Z resztą nie do końca wierzę Puzyrewskiemu w te 96 dział, z wyliczeń wynika, że pozostawiono 104 działa, choć niekoniecznie wszystkie w Białymstoku. Co do liczby dział polskiej Siły Zbrojnej Narodowej, to miała ona do dyspozycji także 196 dział wałowych i 165 dział zgromadzonych w arsenałach Warszawy, Modlina i Zamościa. Choć wiele z tych ostatnich miało jedynie muzealny walor, udało się co najmniej 44 z nich zaopatrzyć w łoża i użyć w polu w lutym. Do tego dochodzą kozły i wyrzutnie rakietowe, których było łącznie 10 sztuk.
  9. Powstanie listopadowe

    Proch był wytwarzany podczas owej wojny, choć generalnie to zapasy z Modlina były wystarczające dla całej wojny i jeszcze trochę ich zostało po kapitulacji. Sorry, ale dla kogoś, kto się tą wojną interesuje, ta liczba dział jest oczywistością, cytowaną "z rozumu". 96 dział Rosjanie uznali za zbyteczne i pozostawili w Białymstoku. Pozdrawiam serdecznie J,
  10. Wolne przewodnictwo tak czy nie?

    Za podziękowania wzajemnie dziękuję, dobre chęci objawiłem, dzięki czemu do piekła wybrukowania okazałem się przydatny . Wolałbym zdziałać nieco więcej. Pewnie, że przewodnicy są jedynie pionkami w grze. Ale jakimi? Może ktoś jest jednak wieżą, skoczkiem, gońcem? Hetmanem pewnie nie, ale nawet jeden pionek często decyduje o wyniku gry. Jeśli mogę pozwolić sobie na podsumowanie wniosku, brzmiałoby ono mniej-więcej tak: to, że "każdy ma prawo oprowadzać grupy" - OK, akceptujemy. To, że każdy oprowadzający może się nazywać przewodnikiem - nie, nie ma zgody. Ktoś, kto się tytułuje przewodnikiem, ma mieć zdane określone egzaminy, gwarantujące jego wiedzę, umięjętności (i postawę społeczną}. Jeżeli chcecie to realnie umieścić w literze prawa, musicie mieć gotowe sformułowanie, do konkretnego punktu konketnego aktu prawnego.
  11. Powstanie listopadowe

    Kilku przedmówców w tym wątku formułowało pogląd, że armię w 1830 roku mieliśmy doskonałą, budując na tej podstawie swoje przekonanie, że w wojnie 1831 roku mieliśmy, pomimo liczebnej przewagi wroga, wielkie szanse na zwycięstwo, tylko je zmarnowaliśmy. A że ja to tępy inżynier jestem, więc zanim przystąpię do oceny szans, chciałbym dokonać zestawienia liczb, aby poznać skalę tej wrogiej przewagi liczebnej. Na początek nasza strona. Piechota – 2 dywizje po 12 batalionów, do tego artyleria, przy każdej dywizji kompania pozycyjna i dwie kompanie lekkopiesze, czyli po 36 dział – razem 24 bataliony i 72 działa. Jazda – 2 dywizje po 16 szwadronów, do tego po baterii lekkokonnej (8 dział) przy każdej dywizji – razem 32 szwadrony i 16 dział. Gwardia – pułk grenadierów z 2 batalionów, pułk strzelców konnych z 4 szwadronów i bateria pozycyjna artylerii konnej gwardii – razem 2 bataliony, 4 szwadrony, 8 dział, Inne formacje – z weteranów czynnych dałoby się sformować z wybrać fizycznie sprawnych 1 batalion, z żandarmerii – 2 szwadrony. Rezerw nie było. Trochę rekruta w 12 kompaniach i 8 szwadronach zakładowych do uzupełnień. Wysłużeni żołnierze, zgodnie z przepisami, byli zwolnieni od dalszych powinności wojskowych. Suma summarum na początku grudnia mieliśmy 27 batalionów, 38 szwadronów i 96 dział. Teraz przeciwnik. Podliczę tylko te formacje, które na początku grudnia były już zmobilizowane na wojnę francuską czy belgijską, i znajdowały się albo w pobliżu granicy Królestwa, albo w marszu ku tej granicy. Uwzględnię jeszcze Oddział Warszawski Gwardii Cesarskiej W. Ks. Konstantego, który poprzez tereny Królestwa ciągnął ku granicznej Włodawie, by przekroczyć Bug w połowie grudnia. Pominę II Korpus Piechoty, który wprawdzie już się mobilizował, ale jeszcze nie był gotów do wymarszu. Pominę Gwardię Cesarską, która wprawdzie już szła na zachód, ale nie zamierzano jej używać w walce z buntownikami. Wezmę więc pod uwagę tylko część sił Drugiej Armii. Pamiętajmy jednak, że I Armia istniała, podobnie jak szereg formacji rezerwowych, lokalnych, regionalnych etc. etc. Tę część II Armii warto podzielić na te formacje, które już stały przy granicy (czyli w guberniach: wołyńskiej, nowogródzkiej, wileńskiej i w obwodzie białostockim), oraz na te, które dopiero ku tej granicy zmierzały. Do sił, które w grudniu stały na granicy lub znajdowały się na terenie Królestwa, należy zaliczyć: - VI Korpus Piechoty Rosena (2 dywizje piechoty i Brygada Grenadierów Litewskich, dywizja ułanów) – 30 batalionów, 24 szwadrony, 124 dział; - 1. Dywizja Piechoty I Korpusu Piechoty Pahlena z artylerią – 12 batalionów, 36 dział; - Oddział Gwardii Cesarskiej W. Ks. Konstantego – 4 bataliony, 12 szwadronów, 20 dział. RAZEM: 46 batalionów, 36 szwadronów, 180 dział. No i przydzieleni Kozacy oraz 6 rezerwowych batalionów piechoty. Do sił, które w grudniu znajdowały się w marszu ku polskiej granicy, należy zaliczyć: - resztę I Korpusu Piechoty Pahlena, czyli 2 dywizje piechoty i dywizję huzarów i artyleria – 24 bataliony, 24 szwadrony, 88 dział; - Korpus Grenadierów Szachowskiego, czyli 3 dywizje piechoty, dywizja ułanów i artyleria - 36 batalionów, 24 szwadrony, 124 działa,; - III Korpus Jazdy Witte’a, czyli dywizja kirasjerów i dywizja ułanów z artylerią – 48 szwadronów, 32 działa; - V Korpus Jazdy Kreutza, czyli dywizja dragonów i dywizja strzelców konnych z artylerią – 48 szwadronów , 32 działa; - Kozacy, których w pierwszej fazie wojny użyto 6 pułków po 5 sotni, czyli 30 sotni, z grubsza odpowiadających 12 szwadronom. RAZEM: 60 batalionów, 160 szwadronów, 276 dział. Suma summarum na początku grudnia przeznaczono do walki z Polakami 112 batalionów, 192 szwadrony i 444 działa. Bataliony i szwadrony były w podobnej liczebności, zatem można przyjąć, że stosunek sił był więc następujący: - w piechocie: 27 do 112, czyli ponad 1:4 ; - w jeździe: 38 o 192, czyli ponad 1:5 ; - w artylerii: 96 do 444, czyli ponad 4,5 . Generalnie przy cztero- czy pięciokrotnej przewadze przeciwnika nie mieliśmy najmniejszych szans, by stawić mu znaczący opór. Czy mogliśmy atakować? W przypadku naszej grudniowej ofensywy na Litwę i Wołyń, stosunek sił byłby (przy założeniu, że rzucamy do ofensywy wszystkie siły) następujący: - w batalionach 27:52, czyli prawie 1:2 ; - w szwadronach 38:36, z uwzględnieniem Kozaków 1:1 ; - w artylerii 96:180, czyli prawie 1:2 . Trudno to nazwać korzystnym stosunkiem sił. I słusznie, że plany ofensywy w grudniu lub styczniu stanowczo odrzucono, poświęcając czas, energię i środki na rozbudowę armii. Ta rozbudowa, choć nie imponuje w liczbach, połączona z wytworzonym poczuciem zagrożenia insurekcji na Litwie oraz z koniecznością zabezpieczenia szosy kowieńskiej przed atakami partyzantów, pozwoliła powstrzymać natarcie armii Dybicza pod Warem, Białołęką, Grochowem i Pragą. Osiągnęliśmy kilka rzeczy niemożliwych do osiągnięcia: 1) zmobilizowaliśmy wysłużonych żołnierzy, co pozwoliło na podwojenie liczebności sił polowych w lutym 31 roku, bez utraty jakości wyszkolenia; 2) powstrzymaliśmy, pod koniec lutego, na praskim przedpolu ofensywę tak przeważających sił przeciwnika; 3) w kwietniowej ofensywie zmusiliśmy te siły do odwrotu. A potem też sobie nie najgorzej radziliśmy przez kolejne 5 miesięcy, co też było czymś nie do wyobrażenia po Ostrołęce. Trzy cudy się stały. Stały się nie dzięki jakimś mocom nadprzyrodzonym. Po której stronie stał Bóg – nie mnie się wypowiadać w tej kwestii, po której stronie stał ówczesny papież – na pewno nie po naszej. Te cudy stały się dzięki: - waleczności żołnierzy, - ofiarności obywateli, - rozsądku przywódców.
  12. Trochę problem w tym, że choć KP trwało tylko 15 lat, i to przy stabilnej sytuacji wewnętrznej i międzynarodowej, to i tak, opisując poziom autonomii, trzeba ten okres podzielić co najmniej na dwie części,które - z grubsza rzecz biorąc - można określić jako aleksandryjską i mikołajewską. Natomiast PRL przetrwał 3 razy dłużej - 45 lat - w zmiennej sytuacji zewnętrznej (np. za panowania 6 genseków KPZR), przeżył kilka wielkich wstrząsów wewnętrznych (56, 68, 70, 76, 80) oraz kilku I sekretarzy PZPR, z których co najmniej 4 (Bierut, Gomułka, Gierek i Jaruzelski) nieco odmiennie ustawiali się wobec Wielkiego Sojusznika. Różnice były ogromne. Sądzę, że gdybym w połowie lat 50-ch uczył kolegów z akademika Politechniki "Żurawiki" ("bolszewika goń, goń, goń"), może nikt by nie wiedział, czemu tak niespodziewanie porzuciłem studia i wyjechałem. W 20 czy 30 lat później można było śpiewać, co dusza zapragnie, i nikogo to nie obchodziło. Stąd - odpowiedzialne udzielenie odpowiedzi na zadane przez Ciebie pytanie jest bardzo trudne. Pewnie łatwiej byłoby odpowiedzieć na gruncie konstytucyjno-prawnym, ale wyraźnie zaznaczyłeś, ze nie o to Ci chodzi.
  13. Fakt, z tym rozkładem Świętego Przymierza po 1830 roku mocno przesadziłem. Dopiero wojna krymska była pierwszym konfliktem pomiędzy państwami owej trójki.
  14. Secesjonisto, i tak, i nie. Oczywiście, że rząd Rosyjski dba o zabezpieczenie interesów swego państwa i rosyjskich przedsiębiorstw, a nie zajmuje się aż tak bardzo naszymi zachowaniami, choćby i najbardziej "szlacheckimi". Co nie zmienia faktu, że ominięcie Białorusi oznacza też ominięcie Polski, więc BTS-y ułatwiają zastosowanie przez Rosję szantażu energetycznego wobec Polski. Nie uważam go za prawdopodobny, ale muszę stwierdzić, że jest możliwy i dzięki BTS stał się technicznie łatwiejszy. I jest to porażka polskiej polityki wschodniej, która bądź jest prowadzona z rusofobicznym nastawieniem, bądź jest niesłychanie mało aktywna. Jeśli Rosjanie, całkiem zasadnie, wyrażali zaniepokojenie, że ich ropociągi przechodzą przez tereny krajów nieobliczalnych, to my powinniśmy to zrozumieć, i nalegać na to w Moskwie, Brykseli, Rydze, Wilnie i Berlinie, by wybudować nowy ropociąg przez Łotwę, Litwę i Polskę do Płocka, a stary przedłużyć do Wilhelmshaven. Ale oczywiście żeby to zrobić, trzeba by wpierw przekonać Rosję, że nie jesteśmy krajem nieobliczalnym. Silne państwowe wsparcia przedsięwzięcia państwowej spółki pod tytułem "zdobywamy Możejki" raczej świadczyło o czymś wręcz przeciwnym. Problem w tym, że rządy Rosji, Niemiec i innych otaczających nas państw wspierają swoje gospodarki, rozumiane jako przedsiębiorstwa, które do ich kasy odprowadzają VAT. A my nie. Albo robimy bardzo niewiele, albo wręcz przeciwnie - to wielkie państwowe przedsiębiortwa maja być orężem państwa w osiąganiu jego celów ideowo-politycznych.
  15. Skoro faktycznie zmobilizowali i ruszyli swoje wojska, to pytanie o to, czy mieli na to pieniądze, staje się bezprzedmiotowe, Skoro coś zrobili, to znaczy ze mieli środki, żeby to zrobić. Oczywiście, że jest. Po prostu miałem zupełnie inne zdanie, niż jeden z moderatorów, przy czym - podkreślam - nie moderował on działu, w którym ta dyskusja miała miejsce. Ale tak jakoś dziwnie się stało - z przyczyn, o których mnie nie raczono poinformować - że nagle nie mogłem się już tam zalogować. Ba - nawet nie mogę tam zajrzeć. Z żadnego komputera na mojej uczelni nie można zapoznać się z treścią forum historycy.org.pl. W sumie chciałem robić o to awanturę - rozumiem, że mogę dostać "bana", ale chyba na forum, finsnsowanym za publiczne pieniądze, powinienem zostać poinformowany, za co. Bez przesady. Okazało się w 100% skuteczne w sprawie hiszpańskiej i całkiem nieźle się spisało w sprawie greckiej i tureckiej. Austria jednak nie włączyła się do wojny tureckiej, choć miała w tym interes. Rzeczywiscie, wydarzenia 1830 spowodowały faktyczny rozpad Świętego Przymierza. choć - zauważmy - że pomijając procesy zjednoczeniowe, większość granic wyznaczona w 1815 przetrwała do 1918.
  16. Zostawiając więć kwestię, kogo PiS uznawał za postkomunistę, gdy był przy władzu, a kogo nie i dlaczego, wrócmy "do adremu". Lektura wszystkich przytoczonych tu opinii eksperckich utwierdza mnie w przekonaniu, że transport ropy zbiornikowcami (szczególnie tymi "nienajwiększymi", a największe na Bałtyk nie wpłyną) jest znacząco droższy, niż tłoczenie jej rurociagiem. Dotychczas przez ropociąg "Przyjaźń" zaopatrywały się 4 rafinerie UE - dwie polskie (Płock i częściowo Gdańsk) i dwie niemieckie (Schwedt i Leuna). Dzięki bocznym liniom ropa z "Przyjaźni" mogła też popłynąć do dwóch portów bałtyckich - Gdańsk i Rostock. Te boczne odcinki mogły z resztą zarówno wziąć ropę z "Przyjaźni", jak i ją do niej dostarczyć. W 2009 roku Rosjanie proponowali przedłużenie "Przyjaźni" do Wilhelmshaven, aby można było ją tam ładować wprost na oceaniczne tankowce. Wówczas Polska, jeśli dobrze pamiętam, łaskawie "nie miała zastrzeżeń". Dobre i to, choć powinniśmy skakać z radości i bić brawo. No i co? No i nic. Jakoś nic nie słyszałem, by coś z tego wyszło. A szkoda. Rosjanie zbudowali BTS z naftoportem w Promorsku i BTS-2 z naftoportem w Ust-Łudze. Czy są one alternatywą dla "Przyjaźni"? W penej mierze tak, ale niewielkiej. Zwiększają bezpieczeństwo rosyjskiego eksportu ropy w przpadku, gdyby dość nieobliczalny sojusznik - Białoruś chciał zastosować wobec Rosji szantaż, grożąc zamknięciem ropociągu. Tylko że ten sam szantaż, i to o wiele skuteczniej, Łukaszenka mógł zastosować wobec Polski. Teraz istnieje techniczna możliwość przynajmniej częściowego zaopatrywania w rosyjską ropę rafinerii w Gdańsku i Płocku poprzez gdański naftoport. Przedtem Łukaszenko trzymał kurek. Jakby nie oceniać naszych stosunków z Rosją, z Białorusią mamy gorsze, więc dzięki BTS-om bezpieczeństwo energetyczne Polski poprawiło się nieco. Co więcej - z przytaczanych przez przedmówców opinii ekspertów wynika, że Rosja zastrzega sobie prawo dostarcznia części ropy do Gdańska, zamiast do Adamowa na trasie "Przyjaźni", gwarantując tę samą cenę, mimo poniesionych przez siebie większych kosztów. Podobnie częściowo można zaopatrzyć rafinerie niemieckie w Schwedt i Leuna poprzez naftoport w Rostock. Drożej, ale technicznie możliwe. Dzięki BTS-om Rosja jest w stanie wywiązać się częściowo i przez pewien czas ze zobowiązań wobec polskich i niemieckich rafinerii w sytuacji, gdyby Łukaszenka zastosował groźby szantażu naftowego i zakręcił kurek na swym odcinku ropociągu "Przyjaźń". Czas ten byłby zapewne wystarczająco długi, by to Białoruś wcześniej padła z powodu braku paliwa, niż Polska i Niemcy. Choć tylko w cieplejszych porach roku. Zatoka Fińska zimą zamarza i zbiornikowce po niej pływać do portów w Primorsku i Ust Łudze, przy rozsądnych kosztach, nie mogą. Wtedy szantaż Łukaszenki może być skuteczny. No i sprawa gazu, dla którego nie mamy alternatywnej drogi dostaw. Więc nadal nie jesteśmy energetycznie bezpieczni, choć trochę się poprawiło. Trochę szkoda więc, że polska delegacja, powiedzmy - na szczeblu ministra gospodarki - nie pojechała do Ust Ługi na uroczystość otwarcia BTS-2. Choćby po to, by wyraźnie powiedzieć "fajny macie nowy rurociąg, ale przez Polskę i tak taniej". Choć oprócz wyżej opisanego "+" parę minusów też dla nas z tych BTS-ów wynika. O jednym wspomnę, choć sam nie uważam go za istotny. Tak jak Białoruś ma znacznie mniejsze możliwości zastosowania wobec Rosji naftowego szantażu, tak samo i nasze możliwości tego szantażu się znacznie zmniejszyły. Tyle że i tak były niewielkie, a poza tym mam nadzieję, że żyję w normalnym państwie, a nie bandyckim, które do takiego szantażu mogłoby się uciec. Tym politykom, którzy z tego powodu biadolą nad Ust Ługą, mogę tylko oświaczyć - ja na was głosować nie będę. Pozostając przy tego rodzaju politycznych zagrywkach można zato powiedzieć, że możliwości naszego szantażu naftowego wobec Białorusi, użytego we współpracy z Rosją, wzrosły niepomiernie. Można by dokonać rozbioru Białorusi pomiędzy Rosję, Polskę, Litwę i Ukrainę. Natomiast dość istotne problemy może mieć PERN. Dotychczas tłoczył ropę do naftoportów w Gdańsku i Rostocku, gdzie ładowano ją na tankowce i rozwożono po świecie całym. Niezbyt wiele tego było, do Gdańska zdaje się 4-8 mln ton, do Rostocka chyba znacznie mniej, ale było. Srumień tej ropu zmaleje znacznie, a zarazem spadne zysk z jej tłoczenia, choć nie do zera. Wciąż pamiętajmy, że Zatoka Fińska zamarza, a Gdańska - nie. Więc zimą dalekomorski eksport rosyjskiej ropy z Północy jest skazany na Gdańsk i Rostock. W gorszej sytuacji, niż PERN, znajduje się naftoport w Gdańsku. Eksport ropy rosyjskiej przez 3/4 roku zaniknie, import z Rosji może się pojawiać co najwyżej incydentalnie, więc to duże straty. Generalnie - trochę plusów, trochę minusów. Co przeważy - trudno orzec, tym bardziej, że bezpieczeństwo zwykliśmy lekceważyć, gdy zagrożenie minęło. Katastrofy nie ma. Pojawiła się konkurencyjna metoda transportu ropy. To takie "T" w analizie SWOT. Żeby walczyć o swoje, trzeba być konkurencyjnym. No i tyle.
  17. Wiesz, facet, to szczerze... to ja nie wiem, o co Ci idzie. Jeśli ktoś za rządów Leszka Millera osiąga bardzo ważne stanowisko, to znaczy, że Leszek Miller darzy go swym zaufaniem. Leszek Miller jest, a przynajmniej był, w języku PiS określany jako postkomunista. Przenosi się to na jego nominowanych. Oczywiście, Igor Chaloupec jest przede wszystkim oportunistą. Ale w swym oportuniźmie postawił początkowo na SdRP i SLD. Jakie deklaracje składał PiSowi, by pozostać na stanowisku - nie wiem. Jakieś musiał złożyć, skoro go zostawili, co - delkatnie rzecz ujmując - nie było zbyt częste. W 2003 roku uzewnętrził swą skłonność do rządu Millera, przyjmując w nim funkcję wiceministra. No i tyle.
  18. Wolne przewodnictwo tak czy nie?

    Bardzo mi miło . Wręcz czuję się onieśmielony. Czy naprawdę mam uwierzyć, że moja - sformułowana całkiem z boku - opinia, jest zgodna z tym, co szerokie rzesze przewodników na ten temat myślą. Bo rozumiem, że jeśli chodzi o Twoje mniemania, to trafiłem w sedno? Oczywiście, ja po takich recenzjach popadam w pełny samozachwyt, ale tak na serio to możemy stwierdzić dwie rzeczy: - to, że każdy, kto chce oprowadać grupy, będzie mógł to robić, jest w zasadzie przesądzone; - to, czy każdy, kto oprowadza grupy, może tytułować się PRZEWODNIKIEM, bynajmniej przesądzone nie jest. Więc, jeśli "środowisko przewodnickie" chce wywalczyć, by tylko ci po kursach mogli się tytułować przewodnikami, no to niech walczy. Ja mogę służyć jako ekspert - w końcu podręcznik do marketingu usług hotelarskich popełniłem i szereg innych artykułów naukowych i popularyzatorskich popełniłem, doktorat mam, w placówce naukowej jestem zatrudniony, więc wszystkie wymagania spełniam. Ale ja mogę "środowisko przewodnickie" jedynie wspierać. To, co zrobiłaś, jest fajne, ale wątpię, by Gowin uznał to za "nacisk". Choć przesadzać też nie należy. Rozsądnie sformułowane stanowisko - to jest coś, co ma największe szanse przeniknięcia do zapisów prawnych. Jeśli jest wspierane przez różne środowiska, to szanse na wejscie do zapisów legislacyjnych rosną. Ale - i wiem to z własnego wieloletniego doświadczenia - nawet jednostkowa propozycja ma szanse dostać się do zapisu w uatawie, a tym bardziej w rozporządzaniu. Jeśli jest naprawdę dobra. Kilka, a chyba raczej kilkanaście takich sformułowanych przeze mnie propozycji legislacyjnych zostało zastosowanych w państwowych aktach prawnych różnego rzędu. Oczywiście nie wiem, czy byłem jedynym autorem danej propozycji. Oczywiście nigdzie mnie nie wymieniono, jako współtwórcę rozporządzenia czy ustawy. Ale to nie jest dla mnie zbyt ważne, ważne jest to, że rozsądne zapisy się tam znalazły. Trzeba działać. Pozdrawiam JC
  19. No coś w tym stylu. Między innymi Dybicz pojechał do Berlina, aby uzgadniać szczegóły przyszłych działań. Prusy były zbyt słabe, by Wielkiemu Bratu powiedzieć "nie", ale zdecydowanie zniechęcały go do tej akcji. Nic z resztą dziwnego - ich rola w środkowej Europie wyraźnie wzrastała przy orleańczyku na tronie Francji i orańczykach, rządzących znacznie słabszymi Niderlandami. Tak, można przyjąć z całą pewnością, że żołnierze pruscy nie zaczęliby strzelać do Rosjan, przekraczających Niemen, by obronić Francję i Belgię. Dziwi mnie jedynie tryb warunkowy, o czy poniżej. Chyba wszyscy historycy, polscy, niemieccy i rosyjscy (choćby Puzyrewski), są zgodni, że 29 listopada n. st. 1830 roku korpusy: I Piechoty Piotra Pahlena, Grenadierów Szachowskiego, III Rezerwowy Kawalerii Witte'a i V Rezerwowy Kawalerii Kreutza były już w marszu ze swych miejsc dyslokacji na zachód (poza jedną dywizją IKP, która nie miała po co maszerować, bo stała w okolicach Wilna). II Korpus Piechoty Pawła Pahlena szykował się do wymarszu, a VI Korpsus Piechoty (d. Litewski) Rosena był postawiony na stopie wojennej, także rezerwowe trzecie bataliony. Gwardia zawsze była na tej stopie :thumbup: i szykowała się do wymarszu. W Wojsku Polskim nie zwolniono rezerwistów, stan wojska był ponadetatowy, do Modlina zwożono zapasy amunicji. Nie ma żadnej wątpliwości, żadnego gdybania - jesienią 30 roku II Armia Rosyjska ruszyła na Zachód. Na początku lutego i tak znalazłaby się nad Niemnem i Bugiem. Noc Listopadowa nic do tego nie miała. Oczywiście nie oznacza to, że wojna na pewno by była. Być może Mikołajowi wystarczyłaby sama demonstracja siły, by Francja, Belgia, a de facto i Anglia się przed nim ukorzyły. Jednak pytał, i jestem przekonany, że pytałby się także, gdyby to Prusy parły do wojny. Powodem były ustalenia Kongresu Wiedeńskiego, Święte Przymierze, zasada legalizmu etc. etc. NIE, NIE, NIE !!! Chrzanowski nie "służył dla Rosjan". Był jednym z 26 polskich oficerów (wspomnianych przez Bavarsky'ego), których przełożeni skierowali na front bałkański, by w służbie sztabowej zdobywali tak bardzo potrzebne wojenne doświadczenie. Nie włożyli rosyjskiego munduru. Dwu z nich dosłużyło się stopni generalskich - Chrzanowski i Załuski (zapewne to o niego Ci chodziło, gdy pisałeś "jeszcze jeden polski oficer".
  20. Wolne przewodnictwo tak czy nie?

    Znaczy te moje ?!? jeśli tak, to czuję się zaskoczony i zaszczycony . Choć przyznaję, że wlazłem na ten blog i niczego takiego nie znalazłem .
  21. Naprawdę uważasz, że w wieku 23 lat nie ma się poglądów? Choć nie o poglądy tu chodzi, lecz raczej o wybór sposobu ustawiania się w życiu. Z resztą był na ten wybór niejako genetycznie skazany - rodzice byli bardzo dobrze ustawieni w gospodarczej nomenklaturze PRL. No i spójrzmy choćby na daty powołania na ważniejsze stanowiska: - 1995: członek zarządu państwowego wówczas Pekao SA, - 2003: podsekretarz stanu w Ministerstwie Finansów w randze wiceministra, - 2004: prezes największej spółki z pakietem kontrolnym w ręku państwa. Kto był wówczas u władzy? Naprawdę jest dość dziwne, że człowiek z taką drogą kariery stał się pupilkiem PiS. Dopiero w 2007 go szurnęli.
  22. Wolfie, mam do Ciebie żal o jedną rzecz - w swoim założycielskim poście wymieniłeś "jednym tchem" Gazociąg Północny i terminal naftowy w Ust-Łudze. Gaz to gaz, ropa to ropa. Więc gaz zostawmy, zajmijmy się ropą. Wydajność terminalu w Ust-Łudze istotnie przyprawia o palpitację serca, gdyż mógłby on przejąć całą ropę, tłoczoną dotychczas rurami przez Płock. Tylko że wydajność, to wydajność, a ile tej ropy tamtędy pójdzie, to już druga sprawa. Ogólnie rzecz biorąc transport statkami (zbiornikowacami) jest droższy od transportu rurowego. W przypadku superzbiornikowców ta różnica kosztów jest niewielka, tyle że superzbiornikowce mogą mieć problem z przejsciem przez cieśniny duńskie, z resztą także z przyczyn ochrony środowiska nie są na Bałtyku mile widziane. Przez Ust-Lug pójdzie ropa do Skandynawii oraz poza Europę. Do Niemiec i tak pójdzie przez Polskę. Nie sądzę, żeby Rurociąg "Przyjaźń" wysechł z tego powodu w jakimś dającym się przewidzieć czasie. Ale jego pozycja konkurencyjna się istotnie obniżyła. Polska nie może już stosować szantażu energetycznego wobec Rosji. Natomiast co do oceny gospodarczych skutków rusofobicznych zachowań niektórych minionych polskich rządów, to jesteśmy, Wolfie, dość zgodni. Nie jest dobrze, gdy polityczne fobie mają większe znaczenie dla wyznaczania celów polityki zagranicznej, niż dobro państwa. Jeszcze gorzej, gdy wywierają wpływ na gospodarkę. Co do Możejek. Igora Chalupca poznałem w czasach studenckich (znaczy - ja byłem studentem, on - licealistą). Wtedy stawały się modne strategiczne gry planszowe i sporo w nie graliśmy na kwaterze w bułgarskim miasteczku Czepeláre. Nieskromnie twierdzę, że byłem lepszy i przeważnie wygrywałem, czemu zapewne Igor by zaprzeczył i nie ma to większego znaczenia dla tego wątku . Jednoczesnie zaobserwowałem, że Igor szalenie się angażuje w swą rolę gracza. Emocjonalnie się utożsamia. To była gra, zawierająca element losowości, losowało się państwa, potem toczyło się wojnę. To nie były szachy, raczej brydż towarzyski. On jednak za wszelką cenę chciał wygrywać, szalenie mu na tym zależało. Czasem tak się zapamiętywał w grze, że atakując jedną pozycję, którą uznał za kluczową, zapominał o tym, co się dzieje na skrzydłach. Dlatego, choć Chalupec to przecież beneficjent systemu realnego socjalizmu, wręcz postkomunista, PIS zachował go na stanowisku prezesa Orlen jako buldoga, którego poszczuł na Możejki. Tak jak w planszowych grach strategicznych maturzysta Igor zdobywał kluczowe pole, zapominając o konsekwencjach na szkrydłach, tak Pan Prezes Chalupec zdobył Możejki, na konsekwencje nie bacząc. No ale nie obwiniajmy buldoga, lecz tego, kto go poszczuł.
  23. Polskie parki narodowe i krajobrazowe

    Dzięki za dobre wieści, że wąż Eskulapa wciąż u nas żyje. Gdzieś kiedyś czytałem, że planowano utworzyć rezerwat przyrody, gdzieś na granicy Bieszczad i Niskiego (nie pamiętam gdzie, ale słowa: dolina i Osławica chodzą mi po głowie), w celu ochrony tego węża. Ideę utworzenia tego rezerewatu szeroko propagowano, tak szeroko, że turyści żądni widzieć tego gada dokumentnie rozdeptali ten teren i już nie było czego chronić. Nawet jeśli to bajka, to i jednak popieram zasadę nieujawniania konkretnego miejsca, gdzie zetknęliśmy się z przedstawicielem rzadkiego, osiadłego gatunku. W sumie zdumiewa mnie ta ludzka nienawiść do węży. Kilka razy w życiu miałem okazję znaleźć się w niebezpiecznym kontakcie ze żmiją, (raz niechcący dotknąłem ją prawą ręką, gdy na Magurze Stuposiańskiej zbierałem jagody, a ona wygrzewała się w sierniowym słońcu na sąsiednim krzaku - tylko zasyczała, nie ruszyła się, ani nie zaatakowała - może dlatego, że prawą rękę miałem w gipsie), ale nigdy nie przyszło mi do głowy, by ją gonić i utłuc. Raz na żmiję wręcz niechcący nadepnąłem - czmychnęła w swoja stronę, udając, że nic się nie stało . Z drugiej strony zadziwiająca jest nieświadomość niebezpieczeństwa wśród turystów. Dwukrotnie miałem taką sytuację, że idąc na czele kilku - kilkunastoosobowej grupie na szerokiej drodze widzę przed sobą wygrzewającą się żmiję. Mówię więc "Uwaga!!! Żmija!!!" głośno i wyraźnie, tak żeby wszyscy słyszeli, choć nie krzyczę, bo nie chcę tworzyć atmosfery zagrożenia. I zatrzmyję się, co wydaje się oczywiste. W obu przypadkach rekakcja turystów była następująca: Najpierw pytanie "A gdzie ???", potem rozglądanie się wokół, dosłownie - po krzakach i koronach dzrzew, bez najmniejszego nawet zamiaru zmiany tempa marszu, o zatrzymaniu się już nie mówiąc. Przy czym nikt nie patrzył pod nogi. Dopiero mój przeraźliwy wrzask "STAĆ !!!" pozwolił żmiji na spokojne zejście z drogi. Co do naszych parków narodowych to widziałem ich 20 (nie widziałem Drawieńskiego, Słowińskiego i Ujścia Warty). Największe wrażenie wywarł na mnie Biebrzański. Taka subiektywna ocena. Ostatnio jestem majątkowo i emocjonalnie związany z Nadbużańskim Parkiem Krajobrazowym, bowiem parę lat temu kupiliśmy starą, rozlatującą się chałupę we wsi Ruda Instytutowa (gmina Korczew, powiat Siedlce) na terenie tegoż Parku. Sklep do tej wsi przyjeżdża we wtorki i piątki. W maju słowiki spać nie dają, a w czerwcu i lipcu derkają derkacze. Bardzo żle derkają na tych, którzy - nie wiadomo po co - uwzięli się, by cały teren ich działki regularnie strzyc jakąś przerażającą maszyną.
  24. Nowomowa w III RP

    Jednak jeśli zwykłego sprzedawcę nazywa się liniowym menedżerem sprzedaży (czy sales line menager, nieistotnie)n to spełnia to, wymienione przez Ciebie, cechy nowomowy. Jest funkcja perswazyjna - firma chce tego człowieka przekonać, że nie jest zwykłym sprzedawcą. Jest manipulacja - on jednak jest zwykłym sprzedawcą. Jest melanż - och chciałby naprawdę czymś zarządzać, ale jest szeregowym, łatwym do zastąpienia pracownikiem i praktycznie nie podejmuje żadnych decyzji. I wytwarza to władza - gospodarcza, równie istotna, jak te, które wymieniłeś. Dla odmiany, podam kilka przykładów nowomowy, kształtującej się pod wpływem wymienionej przez Ciebie władzy społecznej - Kościoła katolickiego. Obserwacje te zaczęrpnąłem częściowo z przydrożnych tablic, informujących o okolicznych atrakcjach. Tak: kiedyś mieliśmy kościoły - dziś "sanktuaria"; kiedyś mieliśmy katedry - dziś "bazyliki katerdalne"; kiedyś mieliśmy plebanie - dziś "domy parafialne", kiedyś mieliśmy księdza - dziś mamy "kapłana".
  25. Polskie parki narodowe i krajobrazowe

    Ech, coś mi się zdaje, że tego eskulapa to już dość dawno nie widziano. Będę mi bardzo miło, jeśli wyprowadzisz mnie z błędu. Co do wspomnien z parków narodowych. Biebrzański Park Narodowy. To zarazem jeden z pierwszych wyjazdów bez syna, któremu się już z rodzicami nie chciało. Ale rodzice systematycznie wysyłają mu widomości, co, gdzie i jak. W tym przypadku były to esemesy o napotkanych gatunkach ptaków. Taka relacja z pierwszego, wieczornego spaceru: "jastrząb. Siedzi sobie", "dudek", "czajka", "jakieś takie nieduże, latają nad wodą jak głupie" (później się dowiedziałem, że to były bataliony), "gęś gęgawa", "bocian biały", "jastrząb, ale w locie", "para żurawi". To wszystko plon z godzinnego spaceru. Po powrocie do domu dowiedzieliśmy się, że syn uważał, że sobie żarty robimy. Nie wierzył, że co 5 minut można spotkać osobnika rzadkiego gatunku ptaków.
×

Powiadomienie o plikach cookie

Przed wyrażeniem zgody na Warunki użytkowania forum koniecznie zapoznaj się z naszą Polityka prywatności. Jej akceptacja jest dobrowolna, ale niezbędna do dalszego korzystania z forum.