-
Zawartość
4,612 -
Rejestracja
-
Ostatnia wizyta
Typ zawartości
Profile
Forum
Kalendarz
Zawartość dodana przez Furiusz
-
Nie jest to może walka na Pacyfiku ale pewna ciekawostka - ponoć do SBSK miała okazję gościć dość niecodzienna grupa - Ale przybyła także gromadka ochotników aż z chińskiego Charbinu. O. Terlecki, Bojowe szlaki pustynne, Kraków 1983, s.8
-
S. Bohdanowicz, Ochotnik, Warszawa 2014, s. 14 Wśród gwaru głosów, przeważnie z akcentem mazurskim, (...). mowa o żołnierzach z V dywizji syberyjskiej - na ten moment wspomnień są to głównie jeńcy z armii austriackiej.
-
Z. Chrząstowski, Górne i durne. na Murmań, Łomianki 2014, s. 189 Byłem jednak uszczęśliwiony, widząc tę werwę mazurską i kipiącą wprost w oczach zawadiacką chęć walki z Niemcami. Sytuacja z maja 1918 ów mazur to niewątpliwie Mazowszanin bodaj chyba z Warszawy. Autor jest zaś z Żmudzi. Czyli teoria, że to określenie przejęte od Niemców odpada.
-
Łysiak też generalnie ocenia Talleyranda negatywnie. Inna sprawa, że we wstępie ocenia go wyżej jako dyplomatę niż Metternicha głównie po to by nie zgodzić się z oceną Kissingera na temat tegoż ostatniego. Ciężko jest chyba przy tym oceniać który był lepszy bo zwyczajnie brak jakichkolwiek kryteriów. Podejrzewam, że większą rolę u niego akurat (Łysiaka) odgrywa frankofilstwo. teraz tak: W. Łysiak, Talleyrand droga "Mefistofelesa", Warszawa 2007, s. 187 Prawda jednak była zupełnie odwrotna: liczne świadectwa pamiętnikarskie (...) tudzież archiwalne nie zostawiają żadnej wątpliwości, iż to właśnie Talleyrand judził Bonapartego przeciw Hiszpańskim burbonom, a przy okazji kręcił swoje złodziejskie lody z ministrem Godoyem (...). R. Harris, Talleyrand. Zdrajca i zbawca Francji, Warszawa 2008, s.181 (i dalej): Po powrocie do Francji Talleyrand - jak twierdzi w pamiętnikach - "zwalczał ze wszystkich sił" zamiar cesarza pobicia Hiszpanii, "obnażając niemoralność i niebezpieczeństwa takiego przedsięwzięcia". (...). Prawda o zachowaniu Talleyranda w tej sprawie jest zupełnie inna. E. Tarle, Talleyrand, Warszawa 1951 s.105 - Można obecnie uważać za udowodnione, że jeszcze w roku 1807 Talleyrand całkowicie aprobował plany Napoleona dotyczące Hiszpanii i publicznie wyrażał się (na przykład do damy dworu, pani Remusat), że Hiszpańscy Burboni to nieodpowiedni dla cesarza sąsiedzi i że byłoby dobrze tę dynastię zlikwidować ("nie przypuszczam, by można było ich utrzymać"). (...). Nie przeszkadzało to jednak Talleyrandowi, w chwili gdy skomplikowały się hiszpańskie sprawy Napoleona, rozpowszechniać wiadomości, że odradzał on jakoby cesarzowi wszczynania hiszpańskiej awantury; ale cóż można zrobić z cesarzem, jeżeli nie chce on słuchać rozsądnych rad swych wiernych sług? J. Orieux, Talleyrand, Warszawa 1989, s. 428 Wszelako słysząc jak wnikliwie krytykuje postępowanie cesarza, nie domyślilibyśmy się wcale, że w miesiąc po odejściu z ministerstwa, we wrześniu 1807 roku, pertraktował osobiście w Fontainebleau z Izquierdo, wysłannikiem Godoya, w sprawie zlikwidowania hiszpańskich Burbonów. Wspierał zatem politykę Napoleona, którą potępiał w prywatnym gronie. A ta opinia wychodzi od człowieka który najbardziej ze wszystkich przywoływanych tu autorów broni Talleyranda.
-
Niespecjalnie. Talleyrand jeśli idzie o moralną stronę oceny jego postępowania to zwykły kunktator, wyrosły z takiego a nie innego środowiska dla którego liczyło się zasadniczo jedynie posiadanie. Napoleon coby nie mówić miał jakiś plan na to jak powinien wyglądać świat (oczywiście poza oczywistą dominacją Francji w tymże świecie). Śmiem też wątpić by jego "polityczne" zwycięstwa były jakoś specjalnie bardziej wielkie i warte więcej niż te Metternicha czy innych dyplomatów mających za sobą poparcie w postaci siły armii. Nawet E. Tarle, Talleyrand, Warszawa 1951 nie potrafi ocenić inaczej postawy tytułowej postaci jako zdrady dla pieniędzy i wpływów które zapewne tracił na rzecz generałów i marszałków mających większą władze gdy nieustannie grzmią działa.
-
Wpadłem na książkę N. Gornenski, La lutte du peuple Bulgare contre le fascisme, Sofia 1975 - chodzi o wydarzenia z 1923 no i potem wiadomo o II WŚ, za wiele o samym wydarzeniu z 1923 roku nie wiem stąd pytanie czy ktoś wie cośkolwiek więcej niż to co jest na wiki?
-
Czytałem ostatnio wspomnienia Josefa Allerbergera spisane przez A. Wackera. Często pojawia się tam amunicja eksplodująca. Głownie jako zdobyczna, rosyjska amunicja ale też wspomina o własnej niemieckiej produkcji takowej. Ktoś mi wytłumaczy co to jest i jak działa?
-
Amunicja eksplodująca
Furiusz odpowiedział Furiusz → temat → Wojsko, technika i uzbrojenie - ogólnie
Byłem przekonany, że jeśli coś dziwnego można zrobić z bronią Amerykanie to zrobią i nie myliłem się. Można znaleźć łatwo kilka testów tego typu amunicji i wychodzi na to, że niespecjalnie jest prawdziwe. Ten człek tutaj strzela przez pustak lub tu - . Ok amerykański pustak ale mimo wszystko przeszkoda solidniejsza niż portfel czy notes w kieszeni, a mimo wszystko obiektowi za pustakami wyrządza całkiem spore szkody. -
Fascynujące Euklidesie, zauważyłeś, ze przeczysz sam sobie? Bo skoro piszesz, że istniała różnica między dwoma i ich pracą 9z powodu prawa) to nie możesz potem zastanawiać się jak wyglądały różnice postępowania między nimi :P. Bo znaczy - nie znasz różnic. No ale teraz przejdźmy do ciekawostek - bailiw czy raczej baliw (bo taka powinna być forma), wedle Ciebie to urzędnik typowo z północnej części Francji. Gdzie prawo rzymskie miałoby być niezakorzenione. Ciekawostka polega na tym, że baliw to termin pochodzący z łaciny, baiulus. Seneszal z kolei (wedle Ciebie urzędnik typowo południowy gdzie zakorzenione było prawo rzymskie) to urzędnik którego nazwa pochodzi z ... starogermańskiego od senescalh. Co jeszcze ciekawsze, L. Wiener, Commentary to the Germanic Laws and Mediaeval Documents, Harvard 1915, s.34 wywodzi ten termin i samą funkcję ze zmiany późnorzymskiej funkcji comes scholarum, Gwardia jak i jej dowódca (wspomniany comes) został zastąpiony przez drużynę przyboczną nowych germańskich władców Rzymu. Nazwa uległa germanizacji, funkcja zasadniczo została. Nie wiem nie będę się upierał. Natomiast jest problem innej natury, sporo Francuzów uważa, że Osbern de Crépon był nikim mniej nikim więcej a seneszalem książąt Normandii. Sypie się zatem teza o typowo południowym urzędzie. Więcej - znamy całkiem sporo normańskich seneszali. Znamy też, co najmniej od X wieku urzędników znanych jako sénéchal de France. Natomiast masz racje wiemy, że za panowania Ludwika Świętego w Langwedocji powstał specyficzny urząd seneszala odpowiadający za sprawy sądowe i administracje finansową. Z kolei na północy jego odpowiednikiem był baliw. No tylko, że w Prowansji też mamy baliwa a w Normandii seneszala. W Artois (niewątpliwie na północy) mamy seneszala, podobnie w Ponthieu. W źródłach pojawiają się terminy tez takie jak viguier Innymi słowy robienie z tego jakiegoś wielkiego wyznacznika zakorzenienia się w świadomości prawa rzymskiego nie ma sensu. Kompletna bzdura. Zwłaszcza w przypadku prawników którzy w naszym systemie dość długo terminują jako uczniowie tych którzy już w zawodzie są. Nauka typu humanistycznego ma zawsze charakter akumulacji wiedzy na dany temat. tu się nie za bardzo da być genialnym a człowiek który danym zagadnieniem zajmuje się dłużej zawsze będzie miał pewną przewagę. No ale to temat na książkę a nie posta. Nigdy też (chyba) nikomu nie wypominałem czy ktoś ma za sobą studia takie czy inne lub żadnych nie ma. Zasadniczo przy dyskusjach nie ma to większego znaczenia, bo jeśli ktoś decyduje się już na udział w takowej to zazwyczaj wiedzę jakąś na dany temat już ma. Natomiast bezrefleksyjne przenoszenie naszej współczesnej sytuacji na jakikolwiek okres historyczny jest złe. Wynika to z prostego faktu - odwracasz sposób rozumowania czyli przyjmujesz z góry pewną tezę - takie a takie wydarzenie z historii przypomina mi to co się dzieje współcześnie, później już zaś dopasowujesz już materiał źródłowy i wiedzę o epoce, do tego z góry powziętego konceptu. To złe bo wszystko co nie pasuje, odrzuca się lub pomija, bo przecież jak to odrzucić, to zapomnieć, tamtego nie zauważyć to wszystko tak ładnie się nam układa i wcale wiele wysilać głowy już nie trzeba bo wszak jest tak samo jak dziś a jak jest dziś to widzimy. Zaczynasz potem utwierdzać sam siebie i błędne koło gotowe. To bardzo zła metoda i tyle. Dodatkowo niemal zawsze prowadząca do złych wniosków. No i znowu, tekst jest linkowany po to by pokazać w którym momencie (wedle samych najbardziej zainteresowanych) powstał uniwersytet w Paryżu. Owszem autor/autorzy wspominają, że wszystko wywodzi się od szkoły przykatedralnej, uniwersytetu bolońskiego, Abelarda etc. Tylko, ze charakter tego nauczania jest inny. Natomiast podejrzewam, ze przeczytałeś tylko pierwszą stronę o tym z jakich prądów wywodzi się idea uniwersytetu w Paryżu ale nie zauważyłeś dalszych stron - masz dla szybkości link tutaj. Znaleźć słowo droit pewnie potrafisz lepiej niż ja.
-
Mnie się zdaje, że już wszystko to gdzieś czytaliśmy. Tak, nawet wiem gdzie. Pomijając już dość niezrozumiałe uprzedzenia względem "państwa prawa" Euklidesie, zwyczajnie przenosisz swoje współczesne poglądy na ludzi sprzed iluś tam wieków. Tak było w przypadku Imperium rzymskiego i tak teraz jest w przypadku Francji. Wiele rzeczy które wypisujesz niespecjalnie trzymają się chronologii. Zacznijmy zatem od początku: Z kontekstu wyraźnie wynika, ze chodzi o XII wiek ewentualnie początek XIII wieku bo wszak później do połowy XIII wieku w walkach zbrojnych jakakolwiek większa niezależność Langwedocji została złamana. Zatem owo prawo rzymskie na jakich było wykładane uczelniach? Uniwersytet w Orleanie? Powstał w 1306 - przynajmniej sami tak podają. Wcześniej istniała tam szkoła przykatedralna, choć faktycznie papież Grzegorz IX jeszcze w 1235 pozwolił nauczac tam prawa rzymskiego, choć dla Twojej informacji zezwolił bo tymi którzy mieli wykładać byli uczeni z uniwersytetu w Paryżu. Mogę chyba polecić J.-E. Bimbenet, Histoire de l'Université de lois d'Orléans, Orlean 1853 choć jest nowsza praca - bardziej o charakterze katalogowym, z okazji 700 lecia uniwersytetu. Zatem jeden uniwersytet nam odpada, Montpeller? 1289 na mocy bulli Quia Sapientia papieża Mikołaja IV, wcześniej istniała tu szkoła kościelna i jakiś ośrodek zajmujący się medycyną, nie pamiętam już jakiej natury. Prawo dołączyło dopiero po bulli i przyszło z Bolonii. Sprawdź choćby na ich stronie. O Tuluzie i generalnie uniwersytetach w Langwedocji mamy już nawet temat na forum. Pierwsze uniwersytety w Langwedocji. powinieneś pamiętać też tam dyskutowałeś. Zatem dość kiepsko z tymi prawniczymi uniwersytetami w XII wieku co to stworzyły złych prawników narzucających "niestety" państwo prawa hrabiom Tuluzy. Zwyczajnie nie istniały. Jeszcze zaś ciekawsze jest to, że wcześniej istniał... Uniwersytet w Paryżu z jak najbardziej wydziałem prawa. Prosze jest nawet trochę o tym na ich stronie ale i w innych pracach o wczesnych uniwersytetach bo ten w Paryżu stał się z czasem pewnym wzorem. link Małe uzupełnienie bo nie chce mi się sprawdzać jak to z rozdrobnieniem feudalnym na północy Francji było. owe słowa są odnotowane po raz pierwszy, jeśli nie myli mnie pamięć, przez Caesarius z Heisterbach w jego Dialogach o cudach, V.21. niemal na pewno nie był na miejscu i jest całkiem prawdopodobne, że jego słowa są wymysłem. Odwołał się tu on bowiem do 2 Tym. II. 19. No ale nie można wykluczyć, ze rzeczywiście takie słowa padły. Kolejne pomysły niepoparte zbyt dużym materiałem źródłowym. Był temat o procesie Bonifacego - tutaj i Twoje pomysły są, co najmniej ryzykowne ale choć dobrze, że zrezygnowałeś ze swojego jeszcze bardziej udziwnionego pomysłu, że papież podzielał poglądy katarów, chronił ich i co tam jeszcze było. Monarchia upadła ale Francja trwała i chwilę później zaczęła bić państwa konstytucji nie posiadające jak Austria, Wielka Brytania czy Prusy. Zmiana formy władzy to jeszcze nie znak, że państwo upadło.
-
Chyba chodzi o to pierwsze, czytałem w którychś wspomnieniach, że karabiny piechoty zaopatrzone były w boczne przyrządy celownicze, do prowadzenia ognia na bardzo dużych odległościach (volley sights?) które miały zwyczajnie przecierać mundury i ranić plecy kawalerzysty. Jak znajdę pamiętnik w którym to wyczytałem to wrzucę konkretny fragment.
-
Dziękuję za obszerną odpowiedź, to jeszcze takie pytanie - zdarzały się jakieś przypadki starć oddziałów uzbrojonych w broń na proch dymny i bezdymny?
-
Nie wiem co czytałeś ale albo zrobiłeś to nieuważnie albo ten ktoś z internetu nieuważnie czytał źródła i opracowania - 239 to data w której Grzegorz napisał swoje dzieło w którym wspomina o owej szkole. Tyle, że tenże Grzegorz opisuje swoje dzieciństwo zatem szkoła istniała wcześniej, co najmniej od czasu kiedy tenże Grzegorz miał 13/14 lat. Owo archiwum faktycznie istniało ale pierwsze poświadczenie jego (archiwum) istnienia to 196 AD a data pochodzi z Codex Gregorianus. zapewne opublikowana został ów kodeks gdzieś między 291-294 AD (a więc za Dioklecjana). Wspomina się tam właśnie o owym archiwum w 196 AD. Zależnie od interpretacji owo archiwum mogło być wcześniejsze albo późniejsze niż szkoła. Nie utworzono żadnego państwa prawa, raczej wprost przeciwnie - nastało prawo miecza. Zresztą przyjmuje się, że wspomniany wcześniej kodeks miał uporządkować bałagan związany z uzurpacjami etc. Prawnicy nie mieli znaczenia politycznego mogącego równać się z armią czy choćby pretorianami i niczym z cienia nie rządzili. To jedynie Twoje pomysły niepoparte wiedzą źródłową. Nie wiem gdzie znalazłeś ową datę ani co ona ma oznaczać ale niestety nie jest to prawda. Zasadniczo do końca 1 ćwierci III wieku cesarz przejmował coraz więcej uprawnień do stanowienia prawa, ograniczając prawa innych instytucji - nie tylko na zasadzie faktycznego uzusu ale i na zasadzie przyznania mu tego prawa (często milczącą) przez wszystkich zainteresowanych. W połowie III wieku było to tak nagminne, że w połączeniu z ilością zmian na tronie i uzurpacji, potrzebne stały się większe kompilacje praw. Proponowałbym poszukać terminu choćby principum placita. Pewnym problemem jest też to, ze spuścizna literacka III wieku, zwłaszcza po 1 ćwierci jest nie aż tak duża jak we wcześniejszym okresie. Możesz zajrzeć do J.H. Muirhead, An outline of Roman law, 1947 ale podejrzewam, że każda francuska książka o prawie rzymskim będzie naświetlała temat cesarzy wydających prawa, zwyczajnie żadnej nie znam więc nic nie polecę. Cesarz miał też oczywiście inne narzędzia stanowienia prawa więc od zawsze byli jednym ze źródeł prawa. Zresztą by odwołać się do oczywistej oczywistości - jeśli cesarz nie miał prawa stanowić prawa to jakim cudem mamy edykt Karakalli (Constitutio Antoniniana) z 212? Możesz sobie poszukać też constitutiones princips najpewniej spisywanych od czasów Hadriana. Przykro mi ale cesarz był źródłem władzy (co oczywiste) ale i źródłem prawa. Dioklecjan niewątpliwie robił porządek bo trzeba go było zrobić po 2 połowie III wieku, trzeba też było przywrócić znaczenie prawu, zwłaszcza na najwyższym szczeblu (bo na poziomie miasta i innych drobniejszych organizmów prawo pewnie funkcjonowało dobrze). Nie wiem też czy Dioklecjanowi potrzebny był wysoki poziom etyczny prawników, śmiem wątpić czy takie myśli przechodziły mu przez głowę. Przyznam się, że tak myślałem - niestety ale obawiam się, ze źródeł pozwalających na podtrzymanie niektórych konstrukcji myślowych które tu zaprezentowałeś zwyczajnie nie znajdziesz. Zwyczajnie dokonujesz przeniesienia swojej oceny współczesnego świata na świat antyczny, nie przejmując się przy tym wymową źródeł rzeczywistością III wieku.
-
Ciekawostka co do nazwy, bo ta wywodzi się od słowa transliterowanego jako be'erot coś jak źródło/studnia. W listach z tell Amarna występuje w transliteracji jako Biruta. W okresie hellenistycznym miasto przebudowano i nadano nazwę - Laodicea w Fenicji, za Herodota zaś powstała tam Colonia Iulia Augusta Felix Berytus. Teraz po ciekawostkach - faktycznie jest to miejsce z dość sławną szkołą prawnicza. Nie jest zaś zupełnie prawdą by wtedy powstał "pierwszy uniwersytecki wydział prawa". Problem z datacją powstania tejże szkoły jest spory i mamy głosy podające bardzo różne daty np ok 200 AD czy nawet w czasach Oktawiana Augusta. Problem polega jedynie na tym, że bodaj pierwsze źródło które wspomina o owej szkole - Gregorios Thaumaturgos ową wzmiankę można znaleźć w zbiorze Ante-Nicene fathers t.6, pod red. P. Schaff, 1885 s.61 (cały tytuł jest znacznie dłuższy i zawiera wymienienie autorów źródeł zamieszczonych w zbiorze więc nie ma co powtarzać chyba, książka jest tak stara, że na pewno jest w internecie). Nasz autor mówi jedynie, ze Bejrut jest znany z szkoły prawniczej. Ile czasu musiało minąć by Grzegorz z Neocezarei (obecnie Niksar w północnej Turcji) mógł usłyszeć o słynnej szkole - nie wiem i trudno na tej bazie coś oceniać. Podobno do Bejrutu na studia wybrał się w wieku 14 lat, urodził się podobno gdzieś koło 212-213 AD. Zatem przyjmując to za dobrą monetę szkoła musiała istnieć już w 227 AD. Grzegorz był młody, zapewne sam nie za bardzo orientował się w świecie (zresztą podobno myśl podsunął nauczyciel jego i brata), zatem szkoła musiała zapewne istnieć już jakiś czas przed 227 AD ale ile lat przed? W każdym razie Twoja data jest raczej mało prawdopodobna. Jakiś dowód na tego typu stwierdzenia? Maximinus Trak umiera u bram Aquilei zabity przez swoich żołnierzy - Zosimus, Historia Nova 1.12. P. Southern, The Roman Empire from Severus to Constantine, Routledge 2001, s.67. Pupienus i Balbinus giną pod ciosami pretorian, jedna z z wersji źródłowych głosi, ze w momencie w którym kłócili się czy wezwać na pomoc gwardie germańską, niestety nie pamiętam które to źródło. Gordian III najprawdopodobniej umiera na polu bitwy z Sassanidami ale niektórzy jak np D.S. Potter, The Roman Empire At Bay AD 180-392, Routledge 2004 stawiają, ze zejść ze sceny pomógł mu Filip jego następca. tenże ginie w bitwie ze swoim następcą Deciusem (no albo pomogli mu żołnierze by przypodobać się zwycięzcy), Tenże umiera w bitwie z Gotami jak podaje Aureliusz Wiktor, Epitome 29. Trebonianus Gallus ginie w walce z uzurpatorem obwołanym cesarzem przez armię, ten który go pokonał - Aemilianus umiera w związku z buntem swoich ludzi, Walerian umiera w niewoli perskiej itd. nie za bardzo widzę tu miejsce na jakikolwiek udział prawników. Wskazane wyżej przykłady pokazują jasno i wyraźnie, ze gdy cesarz źle kończył to najczęściej dlatego, ze nie sprawdzał się na polu bitwy. Prawnicy ze swoją argumentacją mieli w tym momencie nawet nie drugorzędne znaczenie. Cesarz był źródłem prawa od dawna a jego słowo było prawem co najmniej od czasów Tyberiusza. Dodatkowo od zawsze był najwyższą władzą sądowniczą. Teoretycznie każdy obywatel rzymski miał prawo odwołać się do niego jako najwyższego sędziego. Pierwsze co przychodzi do głowy to Pliniusz, Epistulae, X.96 czyli słynny "chrześcijański" list. Pliniusz jako namiestnik nie poważył się sądzić obywateli rzymskich tylko odesłał ich na proces przed oblicze cesarskie. w liście będzie to sekcja 4 - Fuerunt alii similis amentiae, quos, quia cives Romani erant, adnotavi in urbem remittendos. Oczywiście zwłaszcza początkowo był to bardziej uzus niż stan prawny ale co to za różnica dla stanu faktycznego? Całe Twoje rozumowanie jest dość dziwne, nikt nigdy nikomu w okresie pryncypatu nie zabraniał ani nie pozwalał nauczać prawa. powstawały różne ośrodki uczące tegoż, wszystko zależało w sumie od prywatnej inicjatywy a co lepsze zakładały siedziby na stałe. w okresie Oktawiana Augusta najsłynniejsze były szkoły zwane od następców twórców - sabiniańska (albo kasjańska) założona przez Gaiusa Ateiusa Capito albo nazwa wzięła się od Masuriusa Sabinusa i Cassiusa Longinusa. Konkurencyjną szkołą była zaś szkoła prokulian założona przez Labeona. Można zajrzeć choćby do poznańskiej pracy W. Rozwadowskego, : Prawo rzymskie. Zarys wykładu wraz z wyborem źródeł. Wydanie drugie z 1992 - przynajmniej to jest to które ja widziałem, może są nowsze. Można też zajrzeć do P. Stein, The two schools of jurists in the early Roman Principate, "The Cambridge Law Journal" t.31 z.1 (1972). O szkołach w samym mieście Rzymie wspomina Aulus Gellius XIII 10-13. Ciekawostka Ch. P. Sherman, The Study of Law in Roman Law Schools, "The Yale Law Journal" t.17 z.7 (1908), s.503 podaje, ze to właśnie Dioklecjan utworzył państwowe szkoły prawnicze. Żadnych prawników więc tak po prawdzie nie ograniczał a wprost przeciwnie wspierał, zapewne po to by nadać większe znaczenie utworzonemu porządkowi prawnemu i by móc wykorzystać dobrze i w miarę jednakowo, wykształcone kadry w swojej administracji. proces jest więc odwrotny od tego który implikujesz. Wlałbym jednak źródła na których się opierasz bo część twoich tez jest nieco kontrowersyjna.
-
Dyskusja na temat kryzysu III wieku AD nie należy - jakby na to nie patrzeć - do tematu, więc pozwolę sobie ją kontynuować (jeśli nie uznasz tego oczywiści za jakieś szykany, nie mam takiego zamiaru) w osobnym, do tego przeznaczonym wątku, czyli tutaj: Kryzys III wieku a prawnicy. Gdybym mógł prosić administratora później o przeniesienie postów.
-
To chyba do mnie. Już objaśniam na tyle na ile będę oczywiście w stanie, gdyby dalej było coś niezrozumiałego wal śmiało. Zatem, dnia 7 maja 2017 roku w temacie Juliusz Cezar - ocena (Juliusz Cezar - ocena) dodałeś do dyskusji tezę o niedostatku dystansu i braku gwardii przy boku cesarza w okresie pryncypatu do Dioklecjana. pozwoliłem sobie z tym się nie zgodzić gdyż wiadomym jest, ze gwardie takie istniały np gwardia batawska. Wątek kontynuował się dalej aż do momentu w którym 8 maja dołączył Gregski zadając pytanie na które, tegoż samego 8 maja odpowiedziałeś, że: Rządzili po 20 - 30 lat ginęli w bitwie albo umierali w łóżku. Ponownie się z tym stwierdzeniem nie zgodziłem, wymieniając cesarzy którzy padli ofiarą zamachów oraz porównałem ilość cesarzy doby tzw kryzysu III wieku również zamordowanych. Kontynuowaliśmy dyskusję 9 maja i wtedy na twierdzenie, że: Przed Dioklecjanem, od czasów Marka Aureliusza, o ile mnie pamięć nie myli, to tylko Klaudiusz II Gocki rządził wyjątkowo długo, bo 6 lat i zmarł w łóżku, tyle że los go potraktował łaskawie, bo na skutek zarazy. Reszta kończyła żywot w sposób raczej gwałtowny. Odpowiedziałem, że: Pamięć też Cie myli bo po Marku Aureliuszu panował niejaki Septimius Severus przez 17 lat, Karakalla przez 13 lat, Aleksander Sewer przez 13. Prawdziwy kryzys zaczął się od panowania Maximinusa 235-238. Położył temu kres Dioklecjan w 285 roku. Czym jest zatem ów kryzys o którym mówię? otóż w tym konkretnym kontekście kryzys to nie ogólnie kryzys III wieku ale jeden z jego elementów (najbardziej może widoczny) czyli kryzys władzy cesarskiej która przechodziła z rąk do rak szybko, uniemożliwiając jakieś sprawniejsze, bardziej dalekosiężne rządy. koniec tego kryzysu to zwycięstwo Dioklecjana i jego pomysł z tetrarchią. Zatem w pierwszy stwierdzeniu chodzi o to, ze prawdziwy kryzys władzy cesarskiej, objawiający się częstymi zmianami cesarzy, to czasy od panowania Maximinusa. Drugie stwierdzenie to po prostu podanie, mniej więcej końca tegoż kryzysu czyli panowania Dioklecjana. Nie wiem co tu może kogoś zmrozić, o jakich układach mowa i w ogóle o co chodzi.
-
No ok status taki powstał po bitwie pod Połtawą, nie znam się nie będę się spierał. Powątpiewałbym jednak by w powszechnej świadomości ludzi żyjących w 1792 symbolem naszej zależności względem Rosji była Połtawa, zatem dla mojego rozumowania nie ma to znaczenia, podejrzewam, ze zdecydowana większość zwyczajnie o tym albo nie wiedziała albo nie pamiętała. Pewnie faktycznie w latach 90tych XVIII wieku wszyscy w Warszawie orientowali się, że ambasador Rosji to prawdziwy VIP. Tylko, ze jego okazywanie buty czy pychy to nie to samo bo w gruncie rzeczy zasięg jego oddziaływania (jako symbolu) ogranicza się do Warszawy i króla oraz ewentualnych plotek. Wojska rosyjskie były bardzo widocznym, namacalnym wręcz przejawem rosyjskiej supremacji. Nie chcę przez to powiedzieć by działania ambasadora Rosji, brak zgody na wysłanie naszych wojsk jako sojuszniczych na wojnę z Turcją etc nie miały znaczenia. Kolejne kamyczki do ogródka, być może nawet cięższe - trudno mi oceniać bo to nie moja epoka. Rozmawiamy o historii alternatywnej, która nigdy się nie wydarzyła, wydaje mi się, rozsądną propozycją (ale Tobie, Euklidesowie, Capricornusowi i innym nie musi się wydawać to rozsądne), że w trakcie sejmu który uchwalił konstytucje istniała silna grupa osób zainteresowana reformami oraz istniało "społeczne zapotrzebowanie" w postaci formy antyrosyjskiego ciśnienia. nie u wszystkich ale moim zdaniem u grupy wystarczająco dużej by wywołać walki. Te zaś niewątpliwie skończyłyby się klęską i rozbiorem Polski. By uzasadnić istnienie tegoż "ciśnienia" wskazuje na pewne ogólnie widoczne (w miarę) dla ówczesnych ludzi znaki/symbole rosyjskiej dominacji. To, że nie chodzi o jakieś jednostkowe wydarzenie to chyba w miarę oczywiste. oczywiście mój brak wiedzy oraz trudność w precyzyjnym formułowaniu myśli może prowadzić do pewnych nieporozumień. Dalej - z punktu widzenia owego społecznego zapotrzebowania na anty rosyjskość (co wykorzystywano wszak w trakcie agitacji sejmowej, bo jak sam stwierdzasz o towarzyszącej jej antyrosyjskiej retoryce. Dla owej retoryki jak i dla odbiorców tejże ważniejsze były zapewne niedawne wydarzenia niż bitwa pod Połtawą. Podobnież zresztą jak dla ludzi którzy zaakceptowali władze Oktawiana Augusta ważniejsze były wydarzenia z wojen domowych za Cezara i Oktawiana oraz względny spokój niż świadomość, że koniec republiki wynika z odparcia najazdu Cymbrów i Teutonów Co do Katarzyny - jak sam stwierdzasz wszystkie karty były w jej ręku. szczera czy nieszczera współpraca nie ma znaczenia, Katarzyna była zbyt inteligentna by nie zrozumieć, ze każde wzmocnienie Polski działa na jej niekorzyść. Taki zresztą był chyba powód jej odmowy naszej propozycji wsparcia w wojnie z Turcją.
-
Już tłumaczę, granicy nie było ale w latach 1787-1792 Turcy i Rosjanie prowadzili sobie wojnę (mniejsza o to kiedy zaczęli bardziej negocjować niż walczyć). Mylę się czy jednak nasze terytorium w związku z tą wojną nie dostarczało zapasów Rosjanom i przypadkiem Rosjanie nie przechodzili przez nasze ziemie? Czy przypadkiem część ludzi nie odbierało tego jako widocznego znaku rosyjskiej dominacji co niekoniecznie musiało się wszystkim podobać? Czy aby Katarzyna II nie użyła jako pretekstu do wojny w 1792 domniemanych utrudnień i szykan względem wojsk rosyjskich na Ukrainie? Być może wyrażałem się nieprecyzyjnie i ciężko mnie było zrozumieć- moja wina. Generalnie chodzi mi o to, że przy okazji wojny z Turcją, status Polski jako Rosyjskiego protektoratu stawał się widoczny, Miało to prawo i wywoływało niezbyt przychylne reakcje części Polaków. Pisałem zaś o tym by pokazać, że w społeczeństwie istniały widoczne oznaki niechęci względem zaborców i sytuacja była dość napięta co mogła wykorzystać siła obca (Francja) lub nawet jakieś nasze stronnictwo do wywołania walk, co w konsekwencji doprowadziłoby do rozbiorów a tym samym uchwalenie bądź nie konstytucji nic by nie zmieniło. A jesteś pewien, że Katarzyna dałaby się przekonać, ze wzmocnienie Polski jest w jej interesie? Powątpiewałbym. No ale nijak nie można tego sprawdzić.
-
Czemu nie? Wcześniej była konfederacja barska. Czemu ludzie którzy mieli spore oczekiwania w związku z sejmem, gdy na koniec okazało się, ze nic z tego, nie mieliby spróbować konspiracji, dogadania się z Francuzami i walki? Raczej wątpliwym jest by Rosja czy inni zaborcy pozwolili Polsce na reformy które mogły realnie ją wzmocnić, zwłaszcza militarnie, nie czyniąc przy tym nic. Frustracja by narastała. W rozważanym przypadku nie udał się podstęp. Układ sił pozostaje zbliżony, zwolennicy reform dalej stanowią siłę a do wywołania powstania nie potrzebujesz przecież zgody wszystkich. Nikt przecież nie mówi, że powstanie musi się udać. Raczej tak, to przecież nie jest tak, ze nie uchwalenie konstytucji sprawi, że wszyscy nagle staną się przeciwnikami konstytucji i zwolennikami status quo. Pozycja stronnictwa pro reformatorskiego dalej będzie silna, Nawet niezbyt duża insurekcja typu kościuszkowskiej dla Francuzów to więcej niż zbawienie. zaangażuje siły Rosjan i Prusaków, bo pewnie będą woleli pilnować swojej wschodniej granicy. Pamiętaj też, że jak przesuniemy daty rozbiorów zbyt daleko to zbliżamy się do śmierci Katarzyny i zmian na tronie co zawsze jest też dobrym czasem na rozruchy. Ciężko oczywiście dywagować co by było ale moim zdaniem czasowo Polska nie zyskała by nawet 10 lat, sytuacja była krytyczna i zwyczajnie ciężko wyobrazić sobie inny scenariusz.
-
Czemu nie? W insurekcji 1794 to nam nie przeszkadzało. Austria zajęta walką z Francją wiec jeden wróg odpada, drugi pobity przez Francuzów, nieco upokorzony. Zostaje tylko Rosja. My wciąż mamy państwo i jakąś namiastkę armii. Stawiałbym, że znalazłby się śmiałek by spróbować to wykorzystać. To, że nie będą to wszyscy to też oczywiste tylko co z tego? Czemu też Francuzi nie mieliby wpaść na pomysł by nieco pomóc sobie w walce z Austrią i Prusami poprzez wywołanie rozruchów na zapleczu tych państw? Gdybologia ale zwyczajnie uważam, że mało prawdopodobne jest jakieś dłuższe trwanie Polski (dłuższe niż rok, dwa) jeśli tylko skończyłoby się to na nie uchwaleniu konstytucji 3 maja.
-
Z tym, że Polska trwałaby do 1812. Wątpię zwyczajnie by wewnętrzne ciśnienie w Polsce pozwoliło na to by spokojnie trwać i nic nie zmieniać. Obstawiałbym, że najdalej rozbicie Austriaków i Prusaków przez Napoleona wywołałoby rozruchy w Polsce, może nawet wcześniej Valmy dałoby asumpt do rozruchów. Zwyczajnie uważam, że Polska bez konstytucji nie przetrwałaby dłużej. Najwyżej rok, dwa. Konstytucja jest tu tak naprawdę jedynie symbolem oddolnych i odgórnych prób zmienienia sytuacji w Polsce. Te dążenia nie zniknęłyby jak za dotknięciem różdżki gdyby nie uchwalono konstytucji.
-
Nie zgodziłbym się. I rozbiór był już dość dawno, silnie z tego powodu odczuwano niechęć do Rosji, zwłaszcza wobec jej wojny z Turkami, co oddziaływało na nasze ziemie w sposób oczywisty. Niechęć istniała też względem Prus głownie ze względów handlowych. Sporo ważnych obszarów na południu odpadło na rzecz Austrii. Prawdziwa, silna niechęć względem Rosjan i prusaków była faktem i sytuacja dojrzewała jeśli nie do oficjalnej walki za konstytucje to do jakiegoś zrywu niepodległościowego mającego na celu przywrócenie samorządności. Innymi słowy uważam, że prędzej czy później (raczej prędzej) i tak wybuchłyby jakieś walki, powstałoby coś na kształt targowicy a Polska zniknęłaby z map. No i niewątpliwie wieści o walkach w dzisiejszym USA, rewolucji francuskiej dochodziły i do nas co dolewało oliwy do ognia. Iskrą do wybuchu mogłyby być np wieści o porażkach Prusaków i Austriaków w wojnie z Francją.
-
Zawsze fascynowały mnie pomysły Euklidesa. Tyle w nich wątków, że czasem trudno się połapać gdzie zaczyna się jedna ciekawostka a kończy druga. Dodatkowo jest dużo rzeczy tak czasowo i geograficznie rozrzuconych, że naprawdę trzeba się wysilić by zrozumieć co je tak naprawdę łączy. Zacznijmy od pierwszego z postów Euklidesa w tym temacie: Obie informacje zawarte w tekście są dość wątpliwe. Po pierwsze Codex Theodosianus to mimo wszystko jedynie zbiór artykułów prawnych a nie konstytucja na wzór tej amerykańskiej czy 3 majowej. Chyba w każdym wydaniu tegoż kodeksu mamy podaną informację we wstępie, ze jest to generalnie kompilacja (a więc zbiór) już istniejących, spisanych praw, wydanych w Imperium od czasów Konstantyna. Nie jest to więc ani konstytucja, ani spisanie praw (bo te już były spisane). Opublikowany został w 439 AD i to Euklidesie powinno dać Ci najwięcej do myślenia. Kodeks Teodozjusza to pomysł Teodozjusza II a nie Teodozjusza Wielkiego. Zwodnicze prawda, to samo imię ale inne lata panowania i inne osoby. Co do braku u granic organizmu politycznego z prawdziwego zdarzenia. Ok możesz nie liczyć wszystkich barbarzyńskich królestw etc ale chyba Sasanidów i Partów to policzysz w ramach prawdziwego organizmu politycznego? Czy też nie? Innymi słowy zwłaszcza pierwsze twierdzenie nie jest prawdziwe. Dalej przed Kodeksem teodozjańskim mamy i inne zbiory praw choćby Codex Gregorianus z samej końcówki III wieku czasem traktowanej łącznie jako Codicis Gregoriani et Hermogeniani. Poleciłbym S. Corcoran, The empire of the tetrarchs : imperial pronouncements and government, AD 284-324, Oxford 2000 albo S. Conolly, Lives Behind the Laws: The World of the Codex Hermogenianus, 2010 jeśli wolisz, A.M. Honore, Emperors and Lawyers, Second edition, completely revised, with a Palingenesia of Third-Century Imperial Rescripts 193–305 AD, Oxford 1994 pomocny pewnie będzie tez: Roman Law: Oxford Bibliographies Online Research Guide.
-
Mam problem z tym tekstem bo, jeśli mam być szczery, zupełnie nie widzę związku między osadą leśną powstałą na miejscu karczunku a Mazowszem. To znaczy tego typu osadnictwo nie jest typowe wyłącznie dla Mazowsza i miejscowej ludności, mamy takie miejscowości i na Pomorzu i w Wielkopolsce etc. Sama nazwa pochodzi od dość prymitywnych schronień budowanych przez ludzi na danym obszarze zwłaszcza na początku gdy zarabiali głownie produkcją węgla drzewnego i potażu, zresztą ludzi pracujących w takich osadach zwano budnikami. Stąd też nic dziwnego, że nazwy takie pojawiają się na obszarach które wcześniej stanowiły lasy. Nazwa nie ma nic wspólnego z osadnikami mazowieckimi a z typem gospodarki uprawianym (przynajmniej czasowo) w danej miejscowości. Pierwszym przykładem jest dla mnie Łańcut. W ramach dóbr łańcuckich pojawia się wieś Budy łańcuckie - które ponoć pojawiają się już w XVII wieku. Innymi słowy nic dziwnego, że wsie utworzone na terenie leśnym, zajmujące się przynajmniej na początku swojej historii gospodarką leśną, nosiły nazwy typu Budy czy Smolarnia, ponieważ nazwy te pochodzą od typu zawodu uprawianego przez mieszkańców, wsie zaś o tego typu nazwach rozsiane są po całej Polsce, także w rejonach nie mających nic wspólnego z Mazowszem i ewentualnym osadnictwem mazowieckim. Nazwa jest od typu zawodu i nie jest związana z pochodzeniem ludności koniecznie z Mazowsza. Budy mamy i pod Bytowem i pod Jarocinem i chyba jedna z dzielnic Rzeszowa zwie się Budami. Faktem jest, że sporo jest takich nazw na Mazowszu i Podlasiu, zapewne też spora część budników pochodziła z Mazowsza - z prostej przyczyny ludzie znali się już na tym interesie, wiedzieli co i jak bo Mazowsze było w tych czasach jeszcze całkiem gęsto zalesione. Niemniej bycie budnikiem miało zapewne dla wielu ludzi w epoce swój urok - poczucie wolności, zwolnienie z odrabiania pańszczyzny (o ile się nie mylę), wolność przemieszczania się etc zapewne łącznie tworzyło to atmosferę podobną do tej jaka była udziałem Kozaków w XVII wieku i sporo ludzi w grupie budników napływało z różnych okolic. Nie ma też powodu dla którego inne rejony z możliwymi do eksploatacji lasami nie mogły wytworzyć własnych budników. Wydaje mi się naturalnym, że miejscowi budnicy istnieli na dzisiejszym Podkarpaciu i na innych obszarach zaboru austriackiego gdzie w końcu lasy też istniały. Druga sprawa to to, ze autor sugeruje, że osadnictwo mazowieckie na terenie Galicji to XVI-XVII wiek i to potomkowie tychże budników w połowie XIX wieku dokonali rzezi. Wydaje mi się to nieprawdopodobne bo chyba dopiero w XVIII-XIX wieku budnicy stali się Mazurami. Nie jestem pewien ale chyba Z. Gloger pisze, ze Budnik to nazwa na Litwie ii Rusi dla Mazura zajmującego się gospodarką leśną. Moim zdaniem w tym przypadku autor zwyczajnie bezrefleksyjnie przeniósł terminologię z epoki (Mazur=Budnik) na budników sprzed 200 lat kiedy jeszcze takie równanie nie istniało. Hipoteza ciekawa, ale mam co do niej jednak wątpliwości.
-
Problem polega, że na tym, że nie każda informacja zdobyta musi być prawdziwa.