-
Zawartość
4,612 -
Rejestracja
-
Ostatnia wizyta
Typ zawartości
Profile
Forum
Kalendarz
Zawartość dodana przez Furiusz
-
Ostatnio znów wróciłem do lektury Poliajnosa, uderza w nich to w jakim stopniu Grecy wierzyli we wszelkie znaki etc, zwłaszcza jeśli idzie o bitwy. Taki oto passus (III, 10.20) Timotheos ruszył na morze z całą flotą. Ktoś kichnął. Sternik rozkazał wstrzymać wyjazd. Marynarze bali się wchodzić na pokłady trier. Timotheos odezwał się z uśmiechem: " No i cóż to za omen, jeśli spośród tylu zebranych, jednemu zachciało się kichnąć?"
-
Odświeżę nieco temat, ostatnio miałem pogadankę ze znajomym o tym konflikcie (ja raczej słuchałem, on raczej mówił), mam pytanie, czy są dostępne w języku polskim jakieś obiektywne opisy tej wojny, wspomnienia żołnierzy (no ew. mogą być po rosyjsku ) etc? Drugie moje pytanie dotyczy przedstawiania tego konfliktu w czasach PRLu, jak to wtedy wyglądało, czy liczne były publikacje na ten temat, może jakieś filmy? Jak rozumiem ówczesna prasa polska co nieco wspominała na ten temat. Dodam, ze bardziej interesowałaby mnie druga część.
-
O granicach wyobraźni geograficznej i wiedzy kartograficznej
Furiusz odpowiedział secesjonista → temat → Nauka, kultura i sztuka
Na wikipedii, jest ciupek inne wyjaśnienie tych map mnie osobiście zainteresował tekst: Piri Reis korzystał z jakichś nieznanych nam dziś map pochodzących ze zrabowanej przez chrześcijan biblioteki aleksandryjskiej. o jakim to rabowaniu mowa? Raczej nie tym z czasów Cezara, może o chodzi o wojnę Kwietusa? To by nawet mogło mieć sens, dalej czy chodzi wojska Zenobii? Aureliana? Może o zamieszki z czasów Teodozjusza? Czy wreszcie o sławetne słowa Omara I? -
Bardzo ciekawy tekst an ten temat popełniła Anna Zawadzka1. Stwierdza ona, że opanowanie umiejętności inżynierii wojskowej na wysokim poziomie, było powodem chluby Rzymian i pewnym stereotypem wśród nich na swój temat, czymś co odróżniało ich od barbarzyńców nie znających długich i uciążliwych oblężeń. Dla przykładu u Cezara 2 Helwetowie, przeprawiają się przez rzekę Arar (o niewiarygodnie powolnym nurcie) na tratwach i łodziach przez dwadzieścia dni, tymczasem zaś Cezar, rozkazuje, przez rzekę przerzucić most i w ciągu jednego dnia, Arar przekracza. Niewątpliwie wywrzeć to musiało piorunujący efekt na Gallach nieobeznanych z inżynierią wojskową, a jednocześnie też na czytelnikach (czy też może raczej słuchaczach) w kraju, też musiało robić wrażenie, takie podkreślanie własnej wyższości. Kolejnym sposobem autoprezentacji Cezara (czy szerzej rzymskiego autostereotypu) jest sprawa mostu jaki Cezar kazał przerzucić przez Ren: Cezar z powodów, o których wspomniałem, postanowił przekroczyć Ren; ale sądził, ze nie jest dość bezpiecznie przeprawiać się na statkach, i uważał, ze nie odpowiadałoby to godności ani jego własnej, ani narodu rzymskiego. I tak, chociaż przy budowie mostu mogły zachodzić bardzo poważne trudności (...)3 Tu jest dość wyraźnie podkreślona różnica między barbarzyńcami a Rzymianami, znów być może dla słuchaczy w kraju - Rzymianom nie godzi się przeprawiać na byle łódeczkach, dostarczonych zresztą przez barbarzyńców, nie, Rzymianin rzekę przekracza po moście, jest bowiem człowiekiem cywilizowanym. Ponownie wyższość nad barbarzyńskimi Gallami, rzymskiego wojska widać na przykładzie oblężeń, których Gallowie mają zupełnie nie znać i upadać na duchu już na sam widok przygotowań do niego4, zwłaszcza, że Rzymianie mieli je prowadzić niezwykle szybko i z rozmachem. Dodajmy, że ów autostereotyp (przynajmniej w odniesieniu do barbarzyńców) był najprawdopodobniej prawdziwy5. Dodatkowo oblężenia miałyby być także przykładem takich typowych cnót rzymskich jak karność, wytrwałość, pracowitość etc. Jest to całkiem ciekawy problem 1 Zawadzka A., Romanis artibus vincere: virtute, opere, armis - o pewnym autostereotypie Rzymian [w:] TIMAI. Studia poświęcone Włodzimierzowi Lengauerowi przez uczniów i młodszych kolegów z okazji Jego 60. urodzin, pod red A.Wolicki, Warszawa 2009 2 Cezar, Wojna galijska ks I, 12-13 3 ibidem ks IV, 17 4 ibidem ks. II, 12 5 dla przykładu Graczkowski A., Armia rzymska w okresie schyłku republiki: organizacja, uzbrojenie, taktyka, Toruń 2009, pag 213-228
-
Strach i zastraszanie czy wojna psychologiczna, propagandowa etc kojarzone są najczęściej z czasami najnowszymi, zwłaszcza z współczesnymi konfliktami, wiadomo jednak, ze ten typ działań był stosowany od długiego już czasu. Jak wielka wagę musieli do tych aspektów przywiązywać wodzowie antyku widać wyraźnie na przykładzie pamiętników Cezara. Sa one (zwłaszcza te z wojny w Galii) wręcz upstrzone tego typu działaniami obu stron. Parę przykładów * (...) wskutek rozpytywania się naszych oraz opowiadań Galów i kupców, rozwodzących się nad potężnym wzrostem Germanów i nad ich niewiarygodną odwagą, a także wprawą we władaniu bronią (Galowie powiadali, że " podczas wielokrotnych z nimi starć nie mogli wytrzymać zarówno wyrazu ich twarzy, jak i groźnego spojrzenia"), tak wielkie przerażenie nagle ogarnęło całe wojsko, że wywołało poważne zaniepokojenie w sercach i umysłach wszystkich żołnierzy. (ks.I, 39) Metoda stara jak świat, wszystko co nieznane jest straszne i groźne, a zapewne sami Germanie podtrzymywali owe informacje - czy to poprzez własne opowieści, zachowanie, wygląd czy to już poprzez zwyczajne opłacanie owych galów i kupców (czego możemy się jedynie domyślać). Tego typu metody odstraszania, jak się sugeruje, miały być wykorzystywane nie tylko w wojnie ale także handlu - otóż słynne homerowe potwory morskie Scylla i Charybda - również miałyby odstraszać ewentualnych żeglarzy przed wyruszeniem na zachód, co zabezpieczać miało monopol handlowy z Wyspami Brytyjskimi i półwyspem iberyjskim. Podobna rolę miałyby odgrywać gryfy strzegące złota Scytów. (...) po przyjaźni zaklina i błaga Tyturiusza, by miał wzgląd na dobro własne i żołnierzy. Znaczny oddział Germanów przekroczył Ren; w ciągu dwu dni tutaj się zjawi. Do nich samych należy decyzja, czy nie uznaliby za odpowiednie, zanim spostrzega to sąsiednie plemiona, wyprowadzonych z zimowego obozu żołnierzy zaprowadzić bądź do Cycerona, bądź do Labienusa, z których pierwszy znajduje się w odległości około pięćdziesięciu tysięcy kroków, a drugi nieco dalej od nich. On im przyrzeka i pod uroczysta przysięgą zapewnia, ze da im bezpieczne przejście przez swoje dziedziny. (ks.V, 27) Negocjacje między legionem wysłanym na leże zimowe a pokonanymi właśnie galami, dodać trzeba, że udało im się wyprowadzić w pole legata i gdy ten tylko opuścił obóz został przez nich zaatakowany. Połączenie dwóch elementów - strachu przed Germanami (i posiłkami jako takimi), strachu przed zamknięciem w oblężeniu i nakierowanie na odpowiednią drogę dowódców dało idealne, skutki. Cezar kazał naszym jeźdźcom rozmyślnie ustąpić i wycofać się do obozu (...) i podczas wykonywania tych robót bezładnie biegać i stwarzać wrażenie nieopanowanego strachu. nieprzyjaciele tym wszystkim zachęceni przeprawili swe siły i na niekorzystnych pozycjach ustawili się w szyku bojowym, a gdy nasi zostali ściągnięci z wału, wtedy podeszli bliżej (...) A przy tym tak naszych lekceważyli, że jedni poczęli gołymi rękoma rozbierać wał (...) Wówczas Cezar zrobił wypad z wszystkich bram, wypuścił konnicę i szybko zmusił nieprzyjaciół do ucieczki, i to tak, ze nikt z nich nawet nie zatrzymał się do walki i wielka ich liczbę położył trupem, a wszystkich pozbawił broni. (ks.V, 50-51) Tym razem udany podstęp ze strony Rzymian. i jeszcze jeden motyw, kojarzący się nieodmiennie z Rzymem, przynajmniej mnie. (...) ponadto uważał, że jest sprawą bardzo ważną również i na przyszłość podtrzymać w Galii przekonanie, iż zasoby Italii są tak wielkie, że mimo poniesionych podczas wojny strat może ona je nie tylko w krótkim czasie powetować, ale nawet pomnożyć o większe siły. (ks.VI, 1) Co wy o tym sądzicie, na ile skuteczne były tego typu środki, ile zależało tu od wodza/wodzów etc. zapraszam do dyskusji. ___________________________________________________________________ * wszystkie cytaty za Cezar, Wojna galijska, przek Eugeniusz konik
-
Odświeżę trochę temat. Strach wywoływało nie tylko nieznane ale i pokaz siły i uporu. Po tej bitwie, Cezar, aby móc ścigać resztę rzesz Helwetów, kazał przerzucić most przez Arar i w ten sposób przeprawił wojsko. Kiedy przerażeni nagłym pojawieniem się Cezara Helwetowie pojęli, że to, co oni z największym mozołem musieli robić przez dwadzieścia dni, aby przekroczyć rzekę, on dokonał w ciągu jednego dnia, wyprawili do niego posłów (...)1 Tu blady strach pada na Gallów ponieważ Cezarowi udało się szybko i łatwo uczynić przejść przez rzekę, byli bowiem pewni, że skoro im zajęło to sporo czasu to i jemu musi to zając czas jakiś. Dla Helwetów nienawykłych do tego typu prac inżynierii wojskowej (sami przeprawiali się na tratwach), mogło takie dzieło wydawać się niezwykłe i w swej doniosłości zwiastować klęskę. Nie wiemy czy i jeśli tak jaki dalszy wpływ na morale miał ten pokaz rzymskiej sprawności. 1 Cezar, Wojna galijska ks I, 12 przek. E.Konik
-
W odniesieniu do tego co pisał Kadrinazi o ustawieniu słoni u Porosa - Podczas starcia z Porosem Aleksander ustawił konnice na prawym skrzydle: połowę frontalnie, resztę w linii wygiętej, a falangę i lekkozbrojnych umieścił na lewym i z części także uformował szyk półksiężyca. Poros postawił naprzeciwko liczne słonie, a sam stanął na lewym skrzydle na słoniu przewodniku. Pozostałe słonie rozmieścił co pięćdziesiąt stóp, rozciągając ich linię aż po prawe skrzydło. Przerwy między zwierzętami wypełnił piechotą, tak, ze formacja przypominała potężny szaniec (...). Aleksander kazał swojej piechocie ruszyć do ataku, sam zaś cwałem przemieścił jazdę jeszcze bardziej na prawo w zamiarze oskrzydlenia przeciwnika. Poros nie dał się zaskoczyć i odpowiedział także zmianą pozycji. Zrobił to jednak za późno i jego zwierzęta złamały formację w wielu miejscach. Gdy Macedończycy wpadli w powstałe luki, zmuszony został do zwrotu (...). W tym momencie jazda Aleksandra zdołała już objechać wojska nieprzyjacielskie (...)1 Słonie byłyby więc też, jak to kolosy, znacznie mniej zwrotne. W odniesieniu do trzodowych pochodni biegających po polu bitewnym puelli Podczas oblężenia Megary Antygon przyprowadził swoje słonie bojowe. Megarejczycy posmarowali świnie płynna smołą i podpaliwszy je, wypuścili wolno. Palone żywym ogniem świnie z przeraźliwym kwikiem pognały w kierunku słoni, te zaś przerażone i rozjuszone uciekały każda w inną stronę. Na przyszłość Antygon rozkazał Indom hodować słonie razem ze świniami, żeby przyzwyczajały się znosić ich widok i kwiczenie.2 Kadrinazi pisze dalej Biorąc pod uwagę, że słonie najczęściej wykorzystywane była jako straszak, zwłaszcza przeciw kawalerii, eskorta była jak najbardziej na miejscu, być może należałoby dodać, ze próbowano się na ten straszak przygotować, pytanie na ile skutecznie : Rzymianie prowadzili ze sobą słonie bojowe: jedne z Libii, inne z Indii od Antiocha, króla Syrii. Żeby zwierzęta nie wydały się koniom niezwykłe i przerażające, Perseusz nakazał rzemieślnikom sporządzić drewniane wizerunki w kształcie i kolorze podobne do słoni. A ponieważ głos tego zwierzęcia jest wyjątkowo przeraźliwy, polecił, żeby do drewnianej kukły wszedł grajek z aulosem i wkładając go prosto w trąbę słonia, wydawał dźwięk ostry i przenikliwy. W ten sposób wierzchowce Macedończyków nauczyły się nie reagować ani an głos, ani an widok słoni3 O udziale słoni bojowych w bitwie pod Gaugamelą wspomina Arrian ale nic więcej, ponad to, ze były i że Macedończycy je zdobyli jako łup po bitwie4. Podobny opis szyku Poros co u Poliajnosa, oraz znaczenia obstawy słoni znajdujemy też i u Arriana5 - Sądził bowiem, że w żadnym wypadku nikt z nieprzyjaciół nie odważy się wcisnąć w luki między słoniami, ani konno ze względu na płochliwość koni, ani tym bardziej pieszo, bo ciężkozbrojna piechota by ich odpierała, a słonie, skierowane na nich, rozdeptałyby ich niechybnie. Opis samej bitwy jest nieco inny niż w poprzednich tekstach ale i tu decydujące znaczenie, miała prędkość manewru Aleksandra oraz związane z tym zamieszanie w szeregach przeciwnika. W efekcie doprowadziło to do paniki wśród słoni. Ja się zastanawiam na ile znaczenie słoni było prestiżowe. Już sam widok takich kolosów mógł dodawać żołnierzom animuszu i pewności przed kampanią wojenną, czy w jej trakcie. To, ze władca miał w swoim arsenale takie potężne bestie, mogło mieć niemały wpływ na psychikę własnych żołnierzy W języku polskim jest też ciekawy tekst na temat sposobu na słonie6, wskazujący, że sposobu na radzenie sobie ze słoniami bojowymi było całkiem sporo. 1 Poliajnos, Podstępy Wojenne ks Iv, 3.22 w tłumaczeniu M.Borowska, można porównać z Diodor Sycylijski, Biblioteka, 17.87 i/lub Kurcjusz Rufus, Historia Aleksandra Wielkiego 8.14 2 Poliajnos op.cit. ks.IV 6.3 można też wskazać Elian, O naturze zwierząt 11.14 3 Poliajnos op.cit. ks.IV 21 4 Flawiusz Arrian, Wyprawa Aleksandra Wielkiego, ks III 10-13 przekład H.Gesztoft-Gasztold 5 Flawiusz Arrian op.cit. ks V, 15 6 Dmochowski M., Od Gaugameli do Tapsus - taktyka zwalczania słoni bojowych przez armie Zachodu [w:] Antiquitas, 31/2010
-
Ależ Jancetcie, ja tego nie postuluje, ja jedynie uważam, że dopuszczanie do przestrzeni publicznej wizerunku kogoś i obnoszenie się z nim, postaci o "wątpliwej" reputacji jedynie na zasadzie jej idealizmu jest błędne, bo prowadzi do tego, że wystarczyłoby udowodnić, że ktoś był idealistą by można było nosić sobie na koszulkach, transparentach etc każdego zbrodniarza. Eicke to moim zdaniem dobry na to przykład, bo mimo wszystko człowiek ten w końcu oddał życie za swoją ideę, był więc idealistą i nie ma tu nic do rzeczy to czy idea która wyznawał była dobra czy też nie. Idealizm to nie jest wierność niektórym ideom a po prostu wierność im, wiara w nie, etc. Była taka fajna książeczka a w zasadzie zbiór esejów Alfreda Gwarońskiego, Dlaczego Platon wykluczył poetów z Państwa? U źródeł współczesnych badań nad językiem, tam autor słusznie zauważył, że wielu sporów dałoby się uniknąć gdyby obie strony za jednym słowem widziały jedno znaczenie, może i tu tak jest. Używam słowa idealizm w potocznym rozumieniu, nie odwołując się do jego filozoficznych konotacji. W tym przypadku więc jak dla mnie jeśli oceniać idealizm obu postaci przez pryzmat poświęcenia się za ideę, to zarówno Guevara jak i Eicke oddali życie w walce za swoje idee. Obaj byliby więc idealistami, a jednocześnie obaj (najprawdopodobniej, nie chcę bowiem ocenia Che) byli zbrodniarzami i to w moim odczuciu dyskwalifikowałoby ich. Co do imperatywu kantowskiego, to daleko odchodzimy do tego co chciałem przekazać oraz od dziedzin mi znajomych jednak wydaje mi się, że jeden element można tu podnieść. Jeśli spojrzeć przez pryzmat tego, że naziści ( a więc i Eicke) odmawiali ludziom prawa do bycia człowiekiem, używa się tu bodaj terminu homo sacer. Inaczej, naziści chcieli dobrze dla wszystkich których uznawali za ludzi, zatem jakby odnosić do nich ów imperatyw, to wszyscy ludzie mogliby chcieć realizacji tej idei (wszyscy którzy za ludzi zostali uznani). Nie chce się w to zagłębiać bo to temat mi obcy, skracając to co chce przekazać, to to, że w mojej opinii sam "idealizm" (pojmowany potocznie) danego człowieka to nie wszystko by móc go usprawiedliwiać, czy też bym dopuszczał umieszczanie jego podobizny na koszulkach. Oczywiście to jedynie moja subiektywna opinia.
-
Niedawno, za całkiem śmieszne pieniądze nabyłem pozycję TIMAI. Studia poświęcone profesorowi Włodzimierzowi Lengauerowi przez uczniów i młodszych kolegów, pod red A.Wolicki, Warszawa 2009. Jak to zazwyczaj bywa są tu pozycje wyraźnie niedokończone1 czy prace które moim subiektywnym zdaniem, nie powinny się tu znaleźć2. Nie ma na całe szczęście prac niedbale napisanych, nudnych, przy których czytaniu czuje się, ze były pisane na siłę, na tzw "odwal". Zdecydowana większość prac jest interesująca i do tej kategorii należy też tekst pana dr Łukasza Niesiołowskiego-Spano3, choć odnoszę wrażenie, że autor popełnił w nim pewien błąd. Tytułem wstępu nie od dziś wiadomo, że archeolodzy i historycy lubią się sobą wzajem posiłkować. Historycy lubią się posiłkować w swoich pracach tzw "twardym" materiałem czyli zabytkami archeologicznymi, archeolodzy zaś w swoich interpretacjach tego co odkryli lubią się posiłkować wiedzą historyczna i tym co wymyślili historycy. Dochodzi więc do błędnego koła, historyk wymyśli sobie jakąś teorie, archeolog ją wykorzysta do zinterpretowania swoich zabytków, następnie zaś historyk będzie się posiłkował danymi archeologicznymi mówiącymi o tym, ze jego hipoteza jest poprawna i/lub odwrotnie. Wydaje mi się, że pan doktor trafił na taki właśnie błąd. Zastanawiając się nad znaczeniem czasownika 'arp i tym czy na podstawie jego wykorzystania w ST da się wyrazić przypuszczenie, że kulty chtoniczne utrzymywały się długo w tradycji hebrajskiej były żywotne, badacz ten koncentruje się przede wszystkim na interpretowaniu Pwt 21, 1-9. Wspomaga się jednak Iz 66,3 gdzie w tekście są zestawione poprawne i niepoprawne zachowania kultowe, zwłaszcza interesuje tu fragment mówiący o łamaniu karku ('arp) psów. By wesprzeć tezę, że to nie jest jedynie retoryczne odwoływanie się do dawno nieistniejącej praktyki, badacz ten wspiera się danymi archeologicznymi. Powołuje się tu na przykład Aszkelonu, gdzie badający go archeolodzy znaleźli spore cmentarzysko psów. Autor powołuje się w przypisie m.in. na tekst Stager'a4. Tu pojawia się problem. Przede wszystkim w tekście tym wspomina się, że archeozoolodzy zajmujący się odkrytymi kośćmi ustalili, że zwierzęta te zmarły z przyczyn naturalnych a dodatkowo dalej jest stwierdzone, że jedyne powiązanie tego cmentarzyska z rytuałem ofiarniczym da się wywieźć z ... Iz 66,3. Mam pewne obawy, ze z drugim analogicznym stanowiskiem (Tell Haror) będzie podobnie, gdyż wydaje mi się, że autor wiedzę na jego temat czerpał z prac poświęconych Aszkelonowi (nie znalazłem nigdzie przypisu do badań w Tell Haror, a odnośny przypis odwoływał się do pracy Halpern'a na temat Aszkelonu). Temat jest interesujący, być może znajdę więcej czasu i poszukam więcej informacji na ten temat, bo wydaje mi się, że warto. Dodam też, że tezy doktora Niesiołowskiego nie opierają się jedynie na tym przykładzie. Czy ktoś z was czytał ta pracę? Co wy o niej sądzicie? 1 Chankowski A.S., Kult władców hellenistycznych w miastach greckich po wygaśnięciu dynastii, o tym, ze praca jest niedokończona autor zresztą rzetelnie informuje w tekście, a przyznać trzeba, że temat jest bardzo intrygujący. 2 praca pana Derdy i Łajtara 3Ślady kultu chtonicznego w Biblii - hebrajski czasownik 'arap 4 Stager L.E., Why Were Hundreds of Dogs Buried at Ashkelon? [w:] Biblical Archaeology Review 17/3 1991
-
Ja również, bo się na tym nie znam, pisałem jedynie, że w sposób podany przez ciebie można każdego wybielić, wszystko uzasadnić. No i stąd odwołanie się do Eickego, bo z tego co ja wiem to on zginął na froncie. Mógł spokojnie sobie żyć na tyłach, być komendantem jakiegoś obozu koncentracyjnego czy coś, prowadzić sobie dobre, dostatnie życie, wybrał front z wszelkimi niewygodami, trudami, brakami i możliwością śmierci - dla porządku dodajmy, ze na froncie zginął, bodaj w trakcie walk o Charków ale już nie pamiętam, dawno czytałem odnośną pracę. I jeden i drugi miał wygodne życie na wyciągnięcie ręki, jeden i drugi byli swego czasu wysoko postawionymi osobami, jeden i drugi wybrali bezpośrednią walkę za swoją ideę. Jeśli tak na nich spojrzeć, nie powinieneś mieć żadnych ale gdybyś zobaczył hipotetyczną koszulkę z Theodorem. Z wyżej wymienionych powodów, dlaczego? Obaj się dla swoich idei poświęcili. By było jasne bynajmniej nie popieram zapatrywań i poglądów zarówno Che jak i Eickego, to jedynie przykład.
-
nie znam się na historii najnowszej więc nie oceniam samego Che, natomiast na wyżej podany sposób da się de facto bronić każdej postaci. Dla przykładu Jeśli ikona Theodora Eickego/Adolfa Hitlera/wstaw własne na koszulkach ma nam przypominać o tym, że może zaistnieć sytuacja, że trzeba będzie poświęcić wszystko, nawet życie, (zwłaszcza nieswoje, ale nie trzeba o tym wspominać) dla obrony swych idei, dla obrony świata, w którym chcemy żyć - to jest dla mnie OK, a nawet więcej - cieszę się, że ją na tych koszulkach widzę. Po prostu wydaje mi się, że skrócenie całej kwestii tylko do tego czy walczył za ideę, jest no wypaczeniem istoty bo na tak ogólnym poziomie, można bronić każdego.
-
Chciałbym powrócić na chwilę do tematu i przedstawić kilka swoich refleksji. W dyskusji nad początkami greckiej kolonizacji w Kolchidzie, często przejawia się problem tego czy Mykeńczycy znali czy też nie znali morski szlak do Kaukazu, czy mit o Argonautach oddaje jakieś strzępy informacji znane archaicznym Grekom na temat zasięgu podróży mykeńskich czy też jest to późniejszy wytwór powstały już po nawiązaniu kontaktów z tym regionem w VII/VI wieku aC, mający w jakiś sposób propagować to, że Grecy od zawsze tam byli. Tak w wielkim skrócie to ujmijmy. Jak zawsze przy tego typu okazjach szuka się potwierdzenia w archeologii. Poszukuje się więc tych "twardych" dowodów na to, że już w epoce brązu docierały do Kolchidy (lub ogólniej w basen Morza Czarnego) materiały/wpływy greckie. jedni jak Hillar1, takie materiały znajdują, choć rzeczony autor wyraża nadzieję, ze przyszłe badania wykażą większa ilość takich powiązań/materiałów, inni jak de Boer2 wskazują, że ilość materiału jaki można powiązać z Mykeńczykami odkrywany w basenie M.Czarnego nie zwiększył się jakoś diametralnie, przyporządkowanie części kwestionują (choćby kwestię kamiennych kotwic, de Boer ma zresztą w tym momencie najpewniej stu procentową rację) a tą część która uznają za pochodzącą od Greków epoki brązu wiążą z handlem na trasach lądowych. Ma to wpływ i to wcale nie mały nad dyskusją na temat powodów zakładania greckich osach w zachodniej Gruzji już w epoce żelaza. Jedni jak wspominany już Martinez3 uważają, że jest to pochodna wiedzy Greków na temat rozwiniętej metalurgii i bogatych zasobach mineralnych Kaukazu. Inni jak Tsetskhladze4 to kwestionują, zwłaszcza jeśli idzie o metalurgię. Jak dla mnie zabrakło w tej całej dyskusji jednej refleksji - bynajmniej nie ma potrzeby by Mykeńczycy na swoich statkach dopłynęli do kolchidy. Przecież gdy w Europie zaczynały się poszukiwania morskiej drogi do Indii, Europejczycy tam nie pływali a co nieco o samych Indiach wiedzieli i mieli o nich jakieś wyobrażenia (inna sprawa, że pewnie błędne, nie wiem nawet). Dlaczego nie przełożyć tego na kolonizację grecką? To czy w epoce brązu dopłynięto do Kolchidy jest ciekawym tematem i nawet ważnym ale przecież, jeśli dane o kraju, jego zasobach etc pochodziły od kupców podróżujących szlakami lądowymi, to czy jest możliwe, że jakieś refleksy tej wiedzy zachowały się do czasów gdy Grecy na tyle opanowali przeprawę na M.Czarne, ze postanowili sprawdzić czy da się tam dopłynąć? Być może tak. Ciekawa też jest kwestia Miletu. Jak twierdzi de Boer5, miasto to w dziejach kolonizacji greckiej M.Czarnego jest bardzo ważne, gdyż to stamtąd wychodziła większość samych akcji kolonizacyjnych (wedle tradycji, co zresztą nie oznacza, ze osadników dostarczał właśnie Milet, była to raczej zbieranina z różnych miejsc Grecji). Mimo, ze autor jest niechętny koncepcji obecności mykeńskiej na M.Czarnym ( a co za tym idzie wpływowi przechowanej o tym wiedzy na późniejsze akcje kolonizacyjne), to stwierdza, że Milet od ok 1450 aC pozostaje pod, co najmniej, przemożnym wpływem mykeńskim, wcześniej zaś miał powiązania z kultura minojską. Akceptuje też identyfikację wspominanej w dokumentach hetyckich osady Millawanda z Miletem ( a co za tym idzie, to, że czasowo pozostawała ona pod władzą Ahhiyawy). Czy zatem to za pośrednictwem tego miejsca mykeńscy Grecy zapoznali się z jakimiś wiadomościami na temat Kolchidy? Można w zasadzie jedynie zgadywać. Wracając do samych poszukiwań, również w czasach gdy obecność Greków na omawianych terenach mamy potwierdzoną (m.in. tekstami autorów antycznych), badacze zastanawiają się czy bogactwo mineralne nie przygnało tu Greków. Wspomniany Tsetskhladze6 uważa, że nie. Nie wiem czy do końca ma rację. Sam wskazuje na znaleziska z Samos z VII i VII wieku (chodzi o brązowe dzwonki), mogące być czy też będące importami z Kolchidy. Wskazywałoby to na to, ze jakieś kontakty miały miejsce. Jednocześnie stwierdza, ze tych materiałów jest zbyt mało by mówić o jakiejś stałej wymianie i związanej z tym wiedzy o bogactwie w surowce Kaukazu. Zapomina jednak, że Greków niekoniecznie musiały interesować gotowe wyroby metalurgów kolchidzkich a sam surowiec. Handel zaś samym surowcem brązowym (bądź miedzią) będzie ciężki do potwierdzenia. Zwłaszcza jeśli uznamy, że Grecy wymieniali to na produkty słabo zachowujące się np na materiały, skóry, zboże, sól etc. Dalej badacz ten pisze, że metalurgia i wykorzystanie na szeroką skalę żelaza zaczęło się tu w VII/VI wieku aC (są jednak badacze datujący początki tej produkcji jeszcze na I połowę II tys aC), choć od razu na dużą skalę. Dla mnie ciekawe jest jednak to, że rejon rzeki Phasis (jak pisałem objęty silnymi greckimi wpływami) jest tez miejscem gdzie odkryto prawie 30 starożytnych sztolni. Czy wskazywałoby to nam, ze Grecy szukali tam właśnie złóż mineralnych? Nie wiadomo jak datowane są owe kopalnie, autor nic na ten temat nie pisze niestety. Co ciekawe autor ten wskazuje, że pod koniec VII wieku wiele osad miejscowych zostało spalonych, a identyfikuje to z powrotem Scytów z Azji Mniejszej nad M.Czarne. Korespondowałoby to ze stwierdzeniami de Boer'a na temat warunków które umożliwiły zakładanie kolonii Grekom w Azji Mniejszej7. 1 Hiller S., The Mycenaeans and the Black Sea [w:] Aegeum 7 2 de Boer G.J., Phantom-Mycenaeans in the Black Sea [w:] Talanta 38-39/ 2006-2007 3 Martinez B.M.J., The Greek Colonization in the Black Sea Litoral and Iberia: Similarities and differences [w:] Pont-Euxin et commerce. Actes du IXe. Symposium de Vani(1999), pod red.Faudot, Farysse , Paryż 2002, pag 15-21 4 Tsetskhladze G., Did the Greeks go to Kolchis for Metal? [w:] Oxford Journal of Archaeology vol 13/1995 5 de Boer op.cit. 6 Tsetskhladze op.cit. 7 de Boer G.J., The Cimmerian invasion in Anatolia and the Earliest Greek Colonies in the Black Sea Area [w:] Eirene 42/2006
-
Tak się zastanawiam, jakie było spektrum kontaktów Minojczyków? gdzie docierali i po co? na pewno docierali do Egiptu o czym świadczą ich przedstawienia w tym kraju, byli też obecni na wybrzeżu syro-palestyńskim, być może także na Sycylii, gdzie odkryto ich wyroby. Po co odbywali te podróże? zapraszam do dyskusji
-
Chciałbym tu napisać parę słów na temat pracy profesora Zygmunta Krzaka, Od matriarchatu do patriarchatu, Warszawa 2007. Z twórczością tego autora miałem okazję już się zapoznać wcześniej, przy okazji tematu megalitów. Poprzednie prace pana profesora czytało mi się dobrze i mimo krytycznych uwag jakie tu na forum wygłosił Secesjonista, rzeczoną książkę zakupiłem. Niestety ta pozycja jest moim zdaniem słaba. Tym co mnie w niej najbardziej drażni, jest pisanie z góry powziętą tezą - najpierw był matriarchat, potem nastał patriarchat i on odpowiada za wszelkie zło tego świata. Pisząc w ten sposób autor dopasowuje materiał do swojej tezy, jeśli więc coś działo się przed momentem w którym autor dopatrzył się początku patriarchatu, to niezależnie co to było, świadczyć to ma o kulcie Wielkiej Bogini. Teraz przykład ze strony 79 : Chodzi o jej postać całkowitą lub częściową, np. w formie jednej czy dwóch par piersi, czy tylko twarzy, czy wreszcie tylko pary oczu lub pary stóp (...).. Zaliczenie owych par stóp czy oczu do przedstawień Wielkiej Bogini opiera się jedynie na tym, ze w oczach autora w tym okresie dominował matriarchat, zatem owe stopy muszą należeć do Wielkiego Żeńskiego Bóstwa. Takie rozumowanie jest naprawdę bardzo wątpliwe. A co wy sądzicie o tej pozycji?
-
Niedawno zainteresował mnie temat udomowienia osłów. Na forum były już tematy związane z tym zwierzęciem i jego wykorzystaniem. Tutaj chciałbym się zastanowić nad początkami udomowienia tego gatunku, jego dzikimi przodkami etc.
-
Praca magisterska z historii - starożytność czy najnowsza?
Furiusz odpowiedział Dobson → temat → Studia historyczne
1. W jakiej epoce historycznej istnieje najwiecej "białych plam"? a w ogóle da się odpowiedzieć na takie pytanie... 2. Jesli zdecyduje się na starozytną - Bliski Wschód, to czy moj promotor tez musi sie tym zajmowac ( u nas - Uniwersytet Wrocławski- wszyscy starozytnicy zajmują sie albo Rzymem albo Grecją) chyba nie koniecznie, inna sprawa, ze promotor ma Ci pomagać a w takiej sytuacji to będzie pomocny raczej jedynie od strony technicznej. 3. Jaka jest dostepnosc zrodeł dla poszczegolnych epok? ja bym powiedział, ze porównywalna, zwłaszcza jeśli chcesz pisać o BW. problem polega na tym, ze jeśli chcesz pisać o powiedzmy najnowszej historii Polski, to nie musisz jakoś specjalnie znać innych współczesnych języków (no chyba, że o wojnie w Iraku albo podobnym, międzynarodowym temacie) a gdy piszesz np o kontaktach doliny Indusu i Sumeru to już sporo trzeba przeczytać po angielsku, francusku etc 4. Gdzie mozna nauczyc sie starozytnych jezyków Bliskiego Wschodu? UW wydział orientalistyki, na pewno, wiem, ze w Warszawie ogłaszali się tez ludzie uczący tego typu języków -
Moja praca jeszcze się tworzy więc teraz tylko częściowa odpowiedź. Rzeczywiście ważne jest by ustalić czy kości konia dostały się na dane stanowisko w wyniku hodowli (na mięso czy pod wierzch albo do zaprzęgu) czy też w wyniku odławiania zwierzyny. Jako, że morfologia kości na to nie pozwala (tak jak i u innych udomowionych koniowatych, czytaj osioł- temat już jest, a w przeciwieństwie do innych zwierząt udomowionych), trzeba próbować w jakiś inny sposób to wyznaczyć. odnosząc się zatem do propozycji hodowli konia na mięso, w warunkach wczesnego średniowiecza. W przeciwieństwie do mojego promotora, ja byłbym bardzo sceptyczny. Czemu? Patrząc na inne stanowiska takie jak choćby Radom1, Busówno2, Gwieździno3 czy Gorzędziej4 wynika, ze zwierzęta hodowane na mięso (najczęściej świnia), zabijane były tuż przed osiągnięciem dojrzałości i wcześniej. Na materiale kostnym wyznacza się to na kilka sposobów np stopień zrośnięcia nasad i trzonów kości długich, ich porowatość etc. Wynika to z tego, ze w momencie osiągnięcia dojrzałości, osobniki są największe i w zasadzie przyrost mięśni nie następuje (przyrasta słonina - oczywiście w wielkim uproszczeniu), jest to więc najkorzystniejszy moment do uboju zwierząt hodowanych wyłącznie na mięso i to się nam potwierdza na wielu stanowiskach. Wracając do mojej awersji do tezy o hodowli konia we wcześniejszym średniowieczu właśnie na mięso, stwierdzić trzeba, ze wynika ona z tego, że koń dojrzewa bardzo późno. Dla porównania świnia dojrzałość osiąga ok 1,5 roku a bydło ok 1 roku, owca jeszcze mniej o tyle koń dojrzałość ma osiągać po 3 latach. taka hodowla byłaby zatem nieopłacalna bo w czasie pozwalającym na wyhodowanie trzech krówek my wyhodowalibyśmy jednego konia. To główna podstawa moich obiekcji. Jedyną grupą zdolną zatem pozwolić sobie na takie "marnotrawstwo" czasu i środków byłaby elita/arystokracja, ci zaś z powodu swojego majątku i władzy mogli sobie pozwolić na lepsze mięso (np. niedźwiedzie łapki). Spodziewać by się było można, że konie zabijano i zjadano gdy już nie nadawały się do dalszej eksploatacji pod wierzch czy jako siła pociągowa. To by z kolei sugerowało nam, ze na stanowiskach mielibyśmy do czynienia jedynie z końmi starymi, jak gdyby już "zużytymi". Tu przytoczę przykład Kałdusa, gdyż stanowisko (a w zasadzie stanowiska) to jest niezwykle interesujące ze względu na bardzo dobre opracowanie materiału kostnego i jego publikację5. Wiek u konia oznaczono w 233 przypadkach. Mamy 12 koni w wieku od 0 do 2 lat oraz 20 koni w wieku powyżej 18 lat i 26 w wieku od 14 do 18 lat. Najliczniejsza jest natomiast grupa 3-6 lat i 6-10 lat kolejno 64 przypadki i 87 przypadków. Jeśli mielibyśmy do czynienia z hodowlą konia na mięso, mielibyśmy najliczniejszą grupę od 0 do 2 lat, jeśli zaś z szlachtowaniem koni "wyeksploatowanych" to najliczniejsza powinna być grupa powyżej 14 lat. Najliczniejsza jest natomiast grupa w wieku od 3 do 10 lat a więc grupa powiedzmy najbardziej przeznaczona do pracy - zbyt długo trzymana by teraz ja oddać do uboju, zbyt młoda by być już "zużytą". Dodam, ze świnia na tym stanowisku najliczniej reprezentowana jest w przedziale 12-16 miesięcy a więc przedziale typowym dla hodowli pod mięso. Dla porównania dzik najliczniej reprezentowany jest w przedziale wiekowym 25-36 miesięcy (dojrzałość ma osiągać między 12 a 20 miesiącem), co wskazywałoby nam, że pod względem struktury wieku koniom jest bliżej do zwierzyny łownej (dzik) niż hodowlanej (świnia). Dodać trzeba tylko, że na stanowisku występują dwie formy konia a rozpiętość wielkości waha się od 112 cm w kłębie do 150 cm - jasnym jest zatem, ze mamy tu dwa rodzaje koni. To oczywiście nie dowód ale bardzo dobra wskazówka co do odpowiedzi na pytanie które sobie postawiłem. Co do stwierdzenia, ze dziki koń był nieco większy od sarny - był dużo większy. Sarny wczesnośredniowieczne wiele wielkością nie różniły się od współczesnych (dokładnych badań Ci nie przytoczę ale w ciągu tygodnia będę mógł je odnaleźć), zaś sarna dorasta maksymalnie do ok 90 cm w kłębie i 40 kg wagi, podczas gdy dziki koń (czy koń przewalskiego ale ten jest nieco większy) ważyły raczej koło 200 kg i więcej. Od łosia było zaś zdecydowanie mniejsze - łosie zaczynają się do ok 150 cm w kłębie i 500 kg wagi (czyli większy od "araba" i to znacznie). To zresztą sprawiło, ze jelenie, dziki, łosie czy dzikie konie były uznawane dawniej za zwierzęta z kategoria maiores zaś sarny i inne za minores. Później zaś pojawić się miała kategoria pośrednia przeznaczona właśnie na sarnę. Ja staram się udowodnić przede wszystkim na bazie materiału osteologicznego, ze na konie we wczesnym średniowieczu polowano. Biorąc do ręki jakiekolwiek opracowanie archeozoologiczne, zwłaszcza starsze, to koń jest tam traktowany wyłącznie jako zwierze hodowlane, ja natomiast chciałbym wykazać, że materiał ten pozwala nam na wnioskowanie, ze i na ten gatunek polowano. Jedynie jedna nowa praca prof. Lasoty-Moskalewskiej i druga jej uczennic dr A.Gręzak i J.Piątkowska-Małecka, wskazują na taką możliwość (ale w zasadzie bez podawania przyczyny dlaczego tak sugerują) Ostatnio wpadła mi praca do łapek w której autor odróżnia konie dzikie od hodowlanych na podstawie kopyt. jest jeden problem, autor jest Amerykaninem i jako dzikie konie badał mustangi. Mimo wszystko może to być ciekawa próba. 1 Krysiak K., Lasota-Moskalewska A., Świeżyński K., Analiza zwierzęcych szczątków kostnych z wczesnośredniowiecznej osady w Radomiu [w:] Archeologia Polski z2, 175 2 Lasota-Moskalewska A., Szczątki zwierzęce z wczesnośredniowiecznego grodziska w Busównie, gm. Wierzbica [w:] Sprawozdania Archeologiczne, Kraków 2008, pag 381-389 3 Sobociński M., Materiał kostny zwierzęcy z grodziska w Gwieździnie [w:] RARP. Archeozoologia 1977, pag 63-77 4 Kubasiewicz M., Szczątki zwierzęce z wczesnośredniowiecznego stanowiska nr1 w Gorzędzieju [w] Materiały Zachodniopomorskie 1964 5 Makowiecki D., Wczesnośredniowieczna gospodarka zwierzętami i socjotopografia in Culmine na Pomorzu Nadwiślańskim [w:] Mons Sancti Laurentii t6, Toruń 2010, zwłaszcza pag 71-75
-
Pozwolę sobie odświeżyć trochę temat bo warto. Pisaliśmy/pisałem (nie pamiętam) wcześniej, że w swojej pracy Younger wyznacza trzy sposoby czy schematy przedstawiania samego skoku w sztuce, przy czym uznaje on, że schemat trzeci (w przybliżeniu skok w poprzek byka), powstał już w momencie gdy same skoki nie były praktykowane i powstać miał w epokce mykeńskiej, gdzie nabrał innego znaczenia, niż w świecie minojskim. Sam jednak ten autor zmienił swoje podejście do tej kwestii1. Stwierdza mianowicie, ze uproszczone, wydłużone formy przedstawienia tego typu swoje początki mają jeszcze w okresie minojskim, kiedy to skoki były znane i praktykowane. Stwierdza on wreszcie, ze mógł to być jakiś skok ćwiczebny, wykonywany przez niezbyt wprawionych jeszcze zawodników. Być może jest to jeszcze jakaś konwencja artystyczna. Padło pytanie o znaczenie skoków. Pytanie niewątpliwie ciekawe i mocno spekulatywne. Nasunęła mi się pewna propozycja, Koehl pisze dośc ogólnie o minojskiej młodzieży i udowadnia, ze przechodziła ona specjalny rite de passage2, przy przejściu z okresu młodzieńczego do dorosłego. W swych badaniach opiera się głównie na analizie przedstawień fryzur, oraz odwołuje się do dzieła Strabona, w którym to ten opisuje taki rytuał u współczesnych mu Kreteńczyków. Metoda dość wątpliwa ale sam pomysł ciekawy. Rozwinęła te poglądy w pewien sposób badaczka brytyjska Wendy Louge3. Pisze ona, o propagandzie elity, mającej na celu podkreślenie i utrwalenie swojej dominującej pozycji w społeczeństwie. Elementem tej propagandy miały być skoki przez byka symbolizujące siłę i potęgę przedstawicieli elity, którzy w tak łatwy i widowiskowy sposób są w stanie "pokonać" byka. Tłumy widzów jakie by się miały zbierać, mogły obserwować to i uświadamiać sobie, albo mogły być uświadamiane, ze tak samo łatwo elity mogą sobie i z nimi poradzić. Przypominając uwagi Tarachy4, że święta z udziałem byków miały być poświęcone kultowi płodności i przejściu z jednej pory roku do drugiej, wydaje się rozsądną propozycja, że mogły takiemu rytuałowi towarzyszyć też rytuały przejścia młodzieży w wiek dorosły. To owi młodzieńcy wykonywaliby te akrobacje, w ten sposób symbolicznie umożliwiając ziemi stanie się płodną a jednocześnie symbolicznie stając się mężczyznami i członkami elity. Dodatkowo gdyby możliwość wykonywania skoku przez byka ograniczona była jedynie do elity, mogłoby to również podkreślać ich specjalną więź z bogami, więź dzięki której ziemia rodzi plony etc. Na zakończenie, wiem, ze istnieje jeszcze praca pana Youngera odnosząca się właśnie do idei skoków przez byka jako rite de passage ale jeszcze do neij nie dotarłem. Jak myślicie, jakie miały znaczenie skoki przez byka? 1 Younger J., A New Look at Aegean Bull-Leaping [w:] Muse. Annual of the Museum of Art and Archaeology, 1983, pag 75 (albo w okolicy) 2 Koehl B.R., The Chieftain Cup and a Minoan Rite of Passage [w:] The Journal of Hellenic Studies vol106, 1986, pag 99-110 3 Logue W., Set in Stone: The Role of Relief-Carved Stone Vessels in Neopalatial Minoan Elite Propaganda [w:] The Annual of the British School at Athens, vol99, 2004, pag 149-172 4 Taracha P., Bull-leaping on a Hittite Vase. New Light on Anatolian and Minoan religion [w:] Archeologia 2008, pag 13-16
-
Kolejny raz przeczytałem sobie książkę Hunowie w Europie. Ich wpływ na Cesarstwo Wschodnie i Zachodnie oraz na ludy barbarzyńskie, Wrocław 2004 autorstwa Lecha A. Tyszkiewicza i znów mam mieszane odczucia. Dla mnie niestrawne jest korzystanie z greki - której prawie wcale nie znam, łacinę jestem jeszcze w stanie wytrzymać - myślę, ze lepszym wyjściem byłoby tłumaczenie fragmentów pod spodem, tak jak teraz zwyczajnie znacznie wydłuża to czytanie książki, no cóż trudno. Kolejna rzeczą która widać, to niemal zupełne pominiecie źródeł archeologicznych, co w sumie nie dziwi - każdy trzyma się własnej specjalizacji, no ale cóż, w tematach takich jak np. geneza i pochodzenie Hunów, można by się dłużej pochylić nad źródłami archeologicznymi, bo z oczywistych powodów, o których wspomina parokrotnie autor, historycy antyczni z Europy interesowali się Hunami o tyle o ile wchodzili oni w interakcje z cesarstwem rzymskim (wschodnim i Zachodnim) lub innymi ludami głównie germańskimi. To trochę wywołuje mieszane uczucia bo autor np. z lekkim przymrożeniem oka patrzy na teksty antycznych dziejopisów, wspominających o groźnym wyglądzie Hunów który mieliby uzyskiwać specjalnie po to by wystraszyć przeciwnika. Pamięć mnie może myli, nie będę twierdził, ale chyba mamy parę znalezisk grobowych identyfikowanych z Hunami, przede wszystkim czaszek, które były mocno zdeformowane i nie była to wina procesów postdepozycyjnych. Dziwnie by się to wszak zgrywało. Do marginalnych nalezą tez zwroty takie jak ten : Jednak byli oni przydatni nie tylko w konfliktach z wrogami zewnętrznymi. Pomagali także w walce w konfliktach z wrogami zewnętrznymi (...)1 Niestety zdarzają się. Dziwią mnie też niektóre zwroty autora Mimo wszystkich uzasadnionych zastrzeżeń uczonych trzeba stwierdzić z cała stanowczością, iż rezygnacja z utożsamienia Hunów z plemieniem Hiung-nu i z hipotezy, że po odejściu od Wielkiego Muru przez Azję Centralną przeszli do Europy, uniemożliwia jakąkolwiek logiczna tezę o dziejach tego tak wielką rolę odgrywającego w IV i V wieku ludu.Dlaczego nie można zrezygnować z takiego odrzucenia? - Odrzucenie identyczności Hunów z Hiung-nu czy choćby historycznego pochodzenia od nich pozbawia nas możliwości odtworzenia ich wcześniejszej historii.2 Brzmi to mniej więcej tak - nie można bo nie i koniec kropka. Trochę to dziwne, zwłaszcza, ze autor wielokrotnie jeszcze w tekście swojej książki "wraca" do tej kwestii ale tylko po to by kolejny raz napisać, ze przyjmuje takie założenia - mimo, że nie ma powodu w tekście rozdziału, by wspomnieć o tej identyfikacji, słowem takie wstawki później nie wnoszą nic do wywodu, a am wrażenie, ze autor dał je tylko po to by ileś tam razy podkreślić, że Hiung-nu to Hunowie, jakby na zasadzie powtórzę ileś razy to stanie się to prawdą. dziwne jest też zdanie Te wysokie oceny poziomu życia Heftalitów mogą świadczyć o ich indoeuropejskiej przynależności, tak jak w wypadku Tocharów. 3 Trochę to znów dziwne - autor często bowiem odżegnuje się od pisania historii innych lodów ale pozwala sobie na częste dygresje wbrew tej zasadzie, tak jest i w tym przypadku i w przypadku Wielkiego Muru Chińskiego i innych. Mógł autor pokusić się o jakąś bogatsza argumentację w sprawie etnicznej przynależności rzeczonych Heftalitów, zwłaszcza, ze jak sam pisze dalej w źródłach indyjskich są oni utożsamiania z Hunami, gdzie raczej trudno mówić o tym, ze ówcześni mieszkańcy Indii wszystkich nomadów określali mianem Hunów - tak jak w Europie zwano ich Scytami, potem Hunami, bo zwyczajnie dla nich inne ludy były owymi stereotypowymi nomadami, z innymi bowiem się w swojej historii spotykali. Książkę jako całość lubię - ma dość prosty i klarowny układ, autor ma całkiem fajny język, porusza w niej wiele kwestii które mnie osobiście zaintrygowały. Spotkaliście się z tą publikacja? Jakie są wasze opinie o niej? Być może tylko ja mam takie trochę dziwne wrażenia _____________________________________________________________ 1Tyszkiewicz L.A., Hunowie w Europie. Ich wpływ na Cesarstwo Wschodnie i Zachodnie oraz na ludy barbarzyńskie, Wrocław 2004, pag 108 2 ibidem pag 16 3ibidem pag 28
-
Co do takiego nachalnego, płytkiego i wulgarnego erotyzmu, to ja wiem czy to jest tylko współczesna maniera? Wspomnieć można chyba bodaj Chmury Arystofanesa w którym młodzieńca zachęca się do wstąpienia do szkoły tym, że kutas twój będzie duży - cytat niedokładny bo z pamięci.
-
Alkohol, nielegalne rekwizycje... czarne strony Powstania
Furiusz odpowiedział Albinos → temat → Zagadnienia ogólnomilitarne i ogólnopolityczne
Co do pierwszego ja się ogólnie zgadzam mi chodziło o sam strach właściciela przed rekwizycją i rabunkiem (a mowa przecież o obsadzających budynek polskich żołnierzach - przynajmniej mi z kontekstu tak wynika, choć może też chodzić o niemieckie oddziały). Co do drugiego autor dość wyraźnie sugeruje, ze do tej pomyłki doszło w wyniku błędnych danych dowództwa. Ja się jednak nie znam a wydaje mi się, ze trudno jest czegoś domniemywac na podstawie tej jednej relacji. -
Alkohol, nielegalne rekwizycje... czarne strony Powstania
Furiusz odpowiedział Albinos → temat → Zagadnienia ogólnomilitarne i ogólnopolityczne
Strona 60 Królewska 16, Maciej Kledzik, Trzymałem to na lepsze czasy. Dał nam po trochu, tłumacząc, ze większa porcja tej starej wódki zwali nas z nóg. Za to, że nie zabraliśmy mu nic (bał się plądrowania i kradzieży), dał nam po jednej butelce na kwaterę. to o rekwizycjach i piciu. Mnie bardziej zaciekawiło to: Czekałem z okiem na muszce. Oko łzawiło, mijały minuty, nikt nie przebiegał w tym czasie. Wreszcie jest. ktoś wybiegł z bramy! Strzeliłem! Trafiłem. Padł na środku jezdni. Spod hełmu wysypały się długie rude włosy. To była dziewczyna.(...) Należała do formacji Blitz-Madel.(...)Było mi jakoś głupio. (po latach mnie również zrobiło się głupio, gdy dowiedziałem się ode "Benona", że przebywająca wraz z nimi w piwnicy przy Królewskiej 16 łączniczka o okrągłej, piegowatej twarzy i długich, rudych włosach znikła nagle któregoś dnia.Ponownie "Benon" spotkał ją przypadkowo we wrześniu (...) Była ranna.- strony 49-50. Więcej znamy tego typu przypadków? To rodzi też pytanie na ile dowództwo, zwłaszcza w pierwszym tygodniu orientowało się w rozmieszczeniu własnych oddziałów? -
natknąłem się na coś takiego 9 sierpnia 1944, Warszawa Rozkaz komendanta okręgu Warszawa ostrzegający przed przebranymi za powstańców Niemcami, nakazujący współprace z PKB Komenda kręgu Stołecznego m.Warszawy Dn. 9 VIII 1944, g.17.00 Wg rozdzielnika Pilne 1. Zachodzi obawa, że Niemcy będą przebierać szpiegów w ubrania cywilne, zaopatrując w opaski i puszczać przez nasze ugrupowania. Patrole takie, uzbrojone, mogą nam stworzyć dywersję. Wobec tego wzmocnić legitymowanie, sprawdzać rodzaj opasek i przez rozmowę stwierdzać, czy dana osoba opanowuje biegle język polski (Niemca i Ukraińca łatwo zdemaskować). (...) 1 mam pytanie - czy do tego typu działań, ze strony Niemców dochodziło? Słychać coś o tym we wspomnieniach etc? Jeśli tak, to jaka była skala tych działań? __________________________________________________________________ 1 całość za Powstanie warszawskie 1944. Wybór dokumentów, struktura i obsada personalna grupy AK "Północ", redakcja naukowa Piotr Matusak, warszawa 2002.
-
Odświeżę trochę temat - W szpitalu na Pańskiej róg Mariańskiej znajduje się żołnierz AK, który zatrzymany na placu Mirowskim przez żołnierzy niemieckich w opaskach biało-czerwonych, pobity i dokładnie zrewidowany, został powieszony na latarni (...) z książki Królewska 16, Macieja Kledzika. Często to były przypadki, czy w ten sposób wpadły w ręce niemieckie jakieś cenniejsze dane?
-
Secesjonista ma racje mnie interesuje czy na konie polowano, jednocześnie należą mu się podziękowania za znalezienie kolejnego opracowania archeozoologicznego, przyznam, ze w tym czasopiśmie nie szukałem a na pewno się przyda. Natomiast Jancet też zwrócił uwagę na pewien szczegół, chodzi mianowicie o strukturę wieku i płci - może to być pomocne przy ustalaniu czy rzeczywiście struktura umownego stada odpowiada jakiemuś wzorcu polowania lub też nie, np wyspecjalizowane łowiectwo tylko na dorosłe konie płci męskiej. Być może będzie to bardzo pomocne. Swoją drogą bardzo cieszy mnie odzew, w tym temacie