Skocz do zawartości

Furiusz

Moderator
  • Zawartość

    4,612
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

Zawartość dodana przez Furiusz

  1. W tym temacie chciałbym podyskutować o przedmiocie niezwykle silnie związanym z minojską religią - o tzw uświęconych rogach. Przedstawienia tych obiektów oraz one same znane były badaczom już w czasach Evansa, on też stworzył jedna z pierwszych interpretacji owych rogów która niezwykle silnie zaciążyła na postrzeganiu tego obiektu przez kolejne pokolenia badaczy1. Często gęsto, za Evansem uznaje się je za symboliczne przedstawienie złożonych w ofierze byków i jako takie te bukraniony mają być wyznacznikami miejsc świętych. Od samego początku niemal starano się zakwestionować te interpretację. Wskazywano, że mogą owe rogi być jedynie specjalnym krzesłem przysługującym przedstawicielom elit2, jednak ze względu na stosowanie dość odległych analogii do prekolumbijskiej Ameryki Południowej ta teza przeszła przez naukę bez większego echa. Uznano owe rogi też w pewnym momencie za świętą łódź, motyw znany z czasów Isin-Larsy3. Współcześnie wskazuje się też na to, że mogły być to specyficzne przyrządy używane przy obserwacjach astronomicznych4. W całości ciekawie brzmi praca D'Agaty, w której to badaczka ta zwraca uwagę, ze okres jak gdyby rozkwitu popularności przedstawień i modeli owych rogów przypada na okres noeplatailny, przy czym ich monumentalne wersje znane są jedynie z Jouktas i Knossos co ma być odbiciem jakiejś hierarchii, nam bliżej nie znanej5. Moim zdaniem najciekawszą interpretację całości problematyki związanej z tymi uświęconymi rogami dała przytaczana już tu Banou6.Wedle tej autorki owe rogi to nic innego jak znany z Egiptu czy Bliskiego wschodu symbol horyzontu i gór zza których miało wyłaniać się słońce, będącym bóstwem dość ważnym w panteonach choćby Szamasz z Mezopotamii. Bardzo mocno ta hipotezę potwierdzają zestawione przedstawienia minojskich rogów i mezopotamskich przedstawień horyzontu czy ich egipskich odpowiedników. Ze względu na znane kontakty Krety z Egiptem autorka konkluduje, ze to stamtąd minojczycy zapożyczyli ten symbol. Takie transfery znamy choćby gdy mówimy o kreteńskich odpowiednikach egipskich skarabeuszy7 czy też innych motywów mitologicznych jak gryfy, sfinksy czy drzewo życia8. od niedawna nawet tak wydawałoby się czysto minojskie elementy jak skoki przez byka są kwestionowane i wskazuje się na miejsce ich pochodzenia Bliski Wschód9. Byc może zatem i ten motyw Minojczycy zaczerpnęli od Egipcjan i nastepnie (być może) go przekształcili. Jak wy uważacie? Czym są w rzeczywistości słynne horns of consecration? Zapraszam do dyskusji. 1 Banou E., Minoan "Horns of Consecration" Revised : a symbol of Sun Worship in Palatial and Posta-palatial Crete? [w:] Mediterranean Archaeology and Archeometry, vol 8, 2008 tutaj dalsza część historii badań 2 Holland B.L., A Note on "Horns of Consecration" [w:] American journal of Archaeology, vol 21, 1917 3 Cromarty J.R., Burning Bulls, Broken Bones: Sacrificial Ritual in the Context of Palace Period Minoan Religion, Oxford 2008, pag 14 4 Ridderstad M., Evidence of Minoan astronomy and calendrical practices, Helsinki 2009, choć tu omawiane rogi zwane sś dość nietypowo czy praca Henriksson G., Blomberg M., Evidence for Minoan Astronomical Observations from the Peak Sanctuaries on Petsophas and Traostalos[w:] Opuscula Atheniensia 21(1996) 5 D’Agata A. L., Late Minoan Crete and Horns of Consecration: A Symbol in Action [w:] Aegeum 8, 1992 pag 248-257 6 Banou E., op.cit. 7 Davaras C., A Minoan Beetle-Rhyton from prinias Siteias [w:] The Annual of the British School at Athens, vol 83, 1988 8 Crowley L.J., The Aegean and the Near East. An Investigation into the transference of Artistic Motifs between the Aegean, Egypt and the Near East in the Bronze Age, Jonsered 1989, pag 40-54 oraz 284-298 9 Taracha P., Bull-leapig on a Hitite Vase. New Light on Anatolian and Minoan Religion [w] Archeologia 2002 czy pośrednio Guillame P., Blockman N., By my God, I bull leap [w:] Lectio Difficilior 2/2004
  2. Horns of consecration

    Warty odnotowania artykuł: N. Kalicz, P. Rakoczy, The precursor to the "Horns of Consecration" in the Southeast European Neolithic [w:] Acta Archaeologica Scientiarum Hungaricae t33 1981 p.5-20 w którym to autorzy przekonują, że w południowo-wschodniej Europie już w neolicie dość powszechnym symbolem były gliniane figurki byków o wyraźnie większych niż wynikałoby to z proporcji anatomicznych, rogach. Uznają oni je za swego rodzaju prekursora późniejszych, lepiej znanych, minojskich Rogów. Zabytki na które się powołują pochodzą z Węgier, Serbii i republiki Macedonii.
  3. Wczoraj kupiłem sobie tom 10 z tej serii - M.J. Olbrycht, Imperium Parthicum. Kryzys i odbudowa państwa Arsakidów w pierwszej połowie pierwszego wieku po Chrystusie, Kraków 2013. Póki co przeczytałem ledwo 20 stron ale już nie żałuje wydanych pieniędzy. Praca ma nieco ponad 200 stron ale wydaje się być naładowana informacjami, na temat nie taki znowu często poruszany (przynajmniej w Polsce). Mam nadzieje wkrótce napisać coś więcej. Z serii poluje jeszcze na M. Pawlak, Rzymski Peloponez. Greckie elity polityczne wobec cesarstwa, S. Sprawski, Tessalia. Tessalowie i ich sąsiedzi. Rozważania nad źródłami do dziejów regionu w okresie archaicznym. oraz M. Pawlak, Messapiowie. Południowa Apulia wobec hellenizacji i romanizacji.
  4. Notos - Scripta Antiqua et Byzantina

    Imperium Parthicum no cóż książka bardzo dobra. Drażnią co prawda literówki, których dałoby się uniknąć, ale nie są jakąś wielką przeszkodą. Jeśli idzie o kwestie merytoryczne to nie można mieć jakiś uwag, pozycja jest naprawdę wyśmienita. Wypełnia też istniejąca na polskim rynku wydawniczym lukę (która od jakiegoś czasu jest systematycznie wypełniana ale dalej obowiązuje romocentryczny punkt widzenia). Można było oczywiście rozłożyć nieco inaczej akcenty ot choćby jak dla mnie to całe wydarzenia na granicy rzymsko - partyjskiej z końca panowania Tyberiusza, to jeśli wykazują czyjąś genialność to właśnie rzymskiego cesarza. Również mowa o tym, jak to pod koniec owej operacji Artabanos mógł grozić Rzymowi najazdem na Syrię i Kapadocję i niekoniecznie był to blef wydają mi się przesadzone. Autor pisze, ze Rzym dysponował wtedy na tych terenach armią w wielkości 40 tys ludzi a Artabanos... nie wiadomo ale w chwilach maksymalnego zagrożenia Partowie potrafili zmobilizować 80 tys i więcej ludzi. Tyle, że to wielkość nierealna - autor sam opisuje, że Artabanos powrócił z armią ze wschodnich prowincji, spora część dostojników albo go zdradziła albo była chwiejna. Armii z zachodu nie warto było zatem specjalnie ufać, o czym Artabanos na pewno wiedział jeśli wcielił te oddziały do swojej armii, jeśli zaś nie wcielił ich to liczebność jego wojsk topnieje. Dodatkowo autor słusznie konkluduje, że Artabanos najpierw zadbał o zajęcie Armenii a to oznaczać musiało kolejne stopnienie jego sił - garnizon mający zabezpieczać ten kraj przede wszystkim przed atakami północnych królestw wspartych koczownikami - od czego zresztą zaczęły się nieszczęścia dla Partii. Zatem siły obu stron w razie ewentualnego konfliktu na granicy wyglądałyby dość podobnie, nie widzę powodu by odrzucić słowa dziejopisów rzymskich, że Artabanos szukał porozumienia - jemu powinno dużo bardziej zależeć na uspokojeniu sytuacji wewnętrznej niż na prowadzeniu wojny z armią rzymską porównywalna liczebnie a mającą sporo asów w rękawie w związku z niedawnym buntem w państwie Artabanosa. Dodajmy jeszcze, ze nie wszyscy uważają, że Artabanosowi udało się odzyskać Armenię. To jednak tylko kwestia rozłożenia akcentów sama praca jest naprawdę bardzo dobra.
  5. Quiz - Nowy

    No pierwszy parowiec w marynarce wojennej jakiegoś państwa zaborczego
  6. Nie do końca pasuje ale co tam - w przerwie między innymi zajęciami skończyłem czytać prace H. Keiling, Glovzin. Ein Urnenfriedhof der vorromischen Eisenzeit im Kries Perlberg, Berlin 1979 Publikacja cmentarzyska, położonego nad rzeczka Wege, stanowisko zniszczone przez orkę więc spora część popielnic była uszkodzona. Badane wyrywkowo tuż po wojnie, większe badania to lata 70 te poprzedniego wieku, łącznie przebadano 416 grobów, ale nie jest to całość cmentarzyska, ocenia się je na 600-700 grobów. Z ciekawszych rzeczy mamy trzy pochówki podwójne, dwuurnowe, przy czym w jednym przypadku - grób 134 - owe urny były jedna nad drugą. W zdecydowanej większości przypadków brak jakiejkolwiek obstawy kamiennej czy innej konstrukcji typu bruk ale są pewne wyjątki np grób 336 zawierał coś na kształt zwartego depozytu kamieni. Pamiętać trzeba też o tym, ze orka mogła tu mocno namieszać. Są też ciekawe urny, z tzw otworem duszy umieszczanym na brzuścu najogólniej mówiąc, takie naczynko jest w grobie 170. Co bardzo ważne wykonano tu analizy antropologiczne kości odkrytych w grobach. Pozwoliło to zwrócić uwagę, że zabytki typu bransolety/naramienniki/naszyjniki - odkrywane są w grobach kobiecych lub dziecięcych (przy czym więcej jest ich w grobach dziecięcych ale autor i tak konkluduje, że był to atrybut stroju kobiecego). Mamy tu też kilka zapinek i liczniejsze szpile m.in. holsztyńskie, ze spiralnie skręconą główką z drutu, ze skrzydełkami. Bardzo dobrą stroną publikacji są też dobre rysunki i zdjęcia. A z tym nie pasuje chodzi o to, że nie tworzy jakiejś ciągłości z resztą postów (choć i one niekoniecznie tworzą jakieś kontinuum) samo cmentarzysko jest jak najbardziej jastorfskie.
  7. "Wikingowie" (serial)

    Ba tylko kim on był? Występuje u Saxo Gramatyka, w Gesta Danorum w księdze 9 i wyczyny całkiem niezłe miał. Występuje tam jako wybrany na króla Zelandii. Wybrać się miał nad Hellespont i bić Scytów wiele wspólnego miał też z Rusami. Niestety saxo czytałem dawno na poły w wersji łacińskiej a na poły angielskiej więc wiele nie powiem na temat historycznych dziejów tej postaci. W tym tkwiła zresztą, moim zdaniem, siła Rzymu. Postacie w biegu historii mało istotne a jak barwne dzięki temu, no i można z nimi zrobić niemal wszystko nie narażając się na zarzut przekręcania historii. No ale to nie temat o Rzymie. Nie dość, że mogła to wręcz powinna. Ragnar nie był wszak byle chłopem a panem. Po powrocie z wyprawy na klasztor widać jego posiadłość i ludzi nad którymi panował. Miał więc posiadłość, zapewne całkiem sporą, która na niego pracowała. Uczestniczył w wyprawach na wschód, wyprawach łupieskich więc coś zdobyć tam powinien. Gotówkę ma bo daje panu szkutnikowi na dokończenie łodzi. Ma też poważanie (no a któż by poważał w tamtych czasach biedaka?) bo bez problemu udaje mu się znaleźć ludzi na wyprawę na zachód i to nawet wbrew jarlowi. Mają też pieniądze na niezbędny ekwipunek. Ma więc nasz bohater pieniądze i pewne znaczenie czego zupełnie nie widać po jego stroju ani stroju żony a niby powinno być. Przy czym nie chce być krytykancki. Nie idzie o to by wytykać każdą możliwą nieścisłość, błąd czy inne zdanie, bo sensem serialu nie było możliwie maksymalne odwzorowanie realiów a zabawienie widza w kostiumie z epoki. Stąd moim zdaniem pewne anachronizmy jak choćby ten z chciwością władcy/jarla. Moim zdaniem powinien zachowywać się zupełnie odwrotnie po to by nie stracić choćby zajmowanej pozycji. Jednak dla współczesnego widza byłoby niezrozumiałe (tak mi się wydaje) gdyby nasz jarl rozdawał cały swój majątek swoim ludziom. Za to skąpy i chciwy władca który chce się utuczyć kosztem pomysłowych i przedsiębiorczych ludzi, ryzykujących swoim życiem - to obraz dla współczesnego widza w pełni zrozumiały. Sporo przychodzi mi do głowy, ot choćby kwestia elementów zwierzęcych w pochówkach w Skandynawii. Bardzo ciekawym jest to, że w bogatych pochówkach psy pojawiają się często, zazwyczaj w większej liczbie niż jeden okaz. W datowanym na IX wieku AD pochówku łodziowym w Starej Uppsali, odkryto kobietę w niezwykle bogatym stroju, w pochówku tym jako dary grobowe spoczęły też psy i jeden kurczak. Z kolei w Rickeby na bagnach Vallentuna odkryto bogaty pochówek męski z uzbrojeniem i licznymi darami świadczącymi o bogactwie pochowanego tu pana, zapewne wojownika. Zmarły był w wieku 40-50 lat. W drodze na tamten świat towarzyszył mu koń, cztery psy i jakiś drapieżny ptak, zaprowiantowanie zapewniały zaś owcze, krowie i świńskie udźce. Na cmentarzysku w Malarn (przez a umlaut) w 14 grobach były pochówki psów. W Arninge zaś w jednym grobie znaleziono kości co najmniej 11 psów. W Valsgarde czy w Vendel w bardzo bogatych pochówkach łodziowych również ludziom towarzyszą psy. /za: A.S. Oraslund, Dogs in Graves - a question of symbolism? [w:] Pectus. Man and animal in antiquity, pod red. B. Santino, Rzym 2004, p.167-177/ Co to oznacza? Moim zdaniem to, że owe zwierzęta obok bogactwa stroju, miecza (czyli uzbrojenia) stanowiły oznakę bogactwa i pozycji społecznej. Zwłaszcza koń i ptaki, ale i pies w to się ładnie wpisuje jako zwierzę przydatne w jednej z wielu rozrywek elit - polowaniu. Jak to powiązać z serialem - szczerze nie wiem, można jedynie powiedzieć, że nie ma w nim psów ale czy są świnie albo owce albo jęczmień? Pewnie też nie bo i po co Możliwych tematów jest mnóstwo ja się chyba jednak skoncentruje na stroju i jego elementach, zwłaszcza kobiecym.
  8. "Wikingowie" (serial)

    Cała przyjemność po mojej stronie, natomiast żeby odnieść się do serialu i jego zgodności z naszą konstrukcją ówczesnej rzeczywistości, musiałbym lepiej znać serial. Może skusze się by obejrzeć pozostałe odcinki. Co do pracy o Yorku, to sporo publikacji dostępnych jest na stronie http://www.yorkarchaeology.co.uk/ są to najczęściej dane dotyczące życia codziennego ówczesnych ludzi np stroju i elementów skórzanych. http://www.yorkarchaeology.co.uk/resources/pubs_archive.htm Z tekstów źródłowych bardziej oddających klimat epoki polecałbym np Sagę o Egilu. Obecnie nie mam jej przy sobie ale mimo, ze opowiadała o czasach zupełnie późniejszych, obraz społeczności, związków rodzinnych etc powinien być zbliżony do tego co mieliśmy na przełomie okresu wendel i wikińskiego. Problem polega na tym, że nie wiem jak wyglądały owe kreacje. Z tego co pamiętam z drugiego odcinka, to syn głównego bohatera dość niechętnie przyjął to, ze ma zostać w domu pod opieką niewolnego byłego mnicha. W Sadze o Egilu jest m.in. opis tego jak tytułowy bohater w wieku trzech lat pokłócił się z ojcem o to, że ten nie chce go zabrać ze sobą na ucztę na innej części Islandii. Myślę, że rozkazanie słuchania się niewolnika mogłoby wywołać taką reakcję owego syna, było nie było należy to odebrać jako zniewagę. Zupełnie ahistoryczne jest moim zdaniem zabieranie żony na wyprawę łupieską. Ciekawa jest też rola jarla. Ten pan bogactwo i złoto zachowuje dla siebie. jest monarchą w nowoczesny sposób. Mnie wydaje się, że bliżej mu powinno być do propozycji wysuniętej przez P. Urbańczyka w Trudnych początkach Polski na temat organizacji władztw lokalnych w czasach przedpiastowskich. Mianowicie postuluje on, że w lokalnych ośrodkach rządzili lokalni watażkowie stosujący metodę rozdawnictwa dóbr jako metodę wiązania ze sobą ludzi. Bogactwo które się rozdaje ludziom, bogate uczty na które się ich zaprasza służą nie tylko podkreśleniu swojego statusu ale i zapewnieniu sobie lojalności ludzi oraz pokazaniu się jako władca szczęśliwy i zwycięski. Do takiego władcy ciągnęli ludzie luźni, wojacy, po to by skorzystać na jego rozdawnictwie. Dzięki temu władca taki mógł wystawić większą liczbę zbrojnych co pozwalało zorganizować wyprawę zbrojną i zdobyć łupy które znów można było rozdać by przyciągnąć większą liczbę ludzi. Trochę takie perpetuum mobile w swoich założeniach. W zbeletryzowanej formie opis takiego systemu jest w powieści Waverley Waltera Scotta, gdy pewien młody angielski oficer trafia na dwór lokalnego watażki z szkockiego Highlandu. W serialu jarl działa zupełnie odwrotnie - zabiera nie daje. Błyskotkami bawi się jego żona a on sam następnie zakopuje je by ukryć dla siebie na przyszłe życie. Działa zupełnie w odmienny sposób niż osoba zaangażowana w plemienne walki a raczej jak władca o ugruntowanej pozycji, gwarantowanej np przez kościół i idee króla jako namiestnika boskiego. Co do stroju, bo tu można powiedzieć więcej, zwłaszcza w stroju kobiecym, to brakuje np zapinek. Co prawda nie zawsze wiadomo gdzie i w jaki sposób były noszone oraz jakie elementy stroju spinały, ale brak tzw zapinek żółwiowatych (w nomenklaturze można spotkać jeszcze nazwę owalne, bo pod taką nazwą figurują w literaturze anglojęzycznej) trochę dziwi bo są to naprawdę duże i ozdobne okazy mierzące nieraz i po ponad 10 cm. Tego typu ozdoby panie nosiły raczej na wierzchu, po to by m.in. świadczyć o zasobności, zaradności, bogactwie i pozycji męża. Nie zauważyłem ich u dwóch głównych bohaterek - żony jarl i żony głównego bohatera. Jeśli idzie o zapinki różnego rodzaju z tego odcinka czasu polecam prace Martina Rundkvista dostępne na academia.edu mimo, ze pan jest Skandynawem a o ichniej archeologii mam raczej (zwłaszcza szwedzkiej) niską opinię. Tutaj jest przykład takiej zapinki, zresztą na blogu wyżej wspomnianego: http://scienceblogs.com/aardvarchaeology/2010/02/26/beautiful-vendel-period-jewell/ tutaj inny rodzaj zapinek tzw wężowate również tegoż autora, z okresu wendel: http://www.uppakra.se/backup/docs/uppakra9/8_Rundkv_U9.pdf Zupełnie brakuje mi wzornictwa typu III wedle Salina. Jest ono typowe dla Skandynawii, i wywodzi się od wcześniejszych stylów zwierzęcych typowych dla w zasadzie całego świata germańskiego w późnych fazach Wędrówek Ludów. Postaram się napisać coś jeszcze choć raczej po niedzieli, swoją drogą jakie elementy z życia codziennego by Cię bardziej interesowały?
  9. A ja się nie zgodzę - wśród moich znajomych jest całkiem sporo ludzi którzy dla rozrywki czytają. Mniejszość bo mniejszość ale jednak. Ciekawe czy są jakieś statystyki na temat czytelnictwa, z uwzględnieniem danych z bibliotek z rozłożeniem na ostatnie powiedzmy 15 lat? No i? Po to robimy ten przesiew by być bardziej elitarnymi. Zamiast 100 osób przyjmujemy 20. W skali kraju znajdzie się 20 ludzi chcących być członkami elit. Jak nie to trudno, weźmy mniejszą ilość. Nie zdali, nie dostali się, to trudno ich wina i wina nauczycieli, że źle przygotowali, w teorii powinno to podnieść poziom. Tylko to trochę taki mit, ze u nas nie uczy się myślenia tylko wkuwa daty etc. Było o tym zresztą na początku a z linkowanego tekstu aż wyziera to, ze ci ludzi opanowują gigantyczne partie materiału. Przeziera też np. poczucie bycia elita, Mateo mówi, ze tu nie ma słabych. Nie ma bo jest 19 tys ludzi, na UW 52 tys. Nawet pomijając to, ze Oksford czy Cambridge mogą sobie pozwolić na większy przesiew, to i tak z owego przesiewu nie rezygnują. Z tego co tu jest podane widać jak wyśrubowane są wymagania z matury - 40 pkt na 45 możliwych, a i to nie daje pewności czy się człowiek dostanie. W Polsce tak jest? Może na UW na informatyce, ale już na innych wątpię. Maria pisze, ze chodzi często na wykłady nie tylko ze swojej specjalizacji ale i na inne, bo są ciekawe, bo ją ciekawią. Ilu w Polsce studentów w ten sposób podchodzi do tematu? Tu kłania się to co linkował Albinos jakiś czas temu i wypowiedź prof. Króla (bodaj), że potrzeba jest nie tylko głęboka wiedza we własnej specjalizacji ale i szeroki horyzont, umiejętność wykorzystania wyników badań innych nauk. Tylko, ze do tego jest potrzebna wiedza i chęć. Z tego co obserwowałem moich kolegów i młodszych, to najczęstszym pytaniem jak człowiek zajmuje się czymś innym niż jego wąsko pojmowana specjalizacja jest a po co Ci to? Dwa przykłady moje uczyłem się swego czasu gruzińskiego, dla własnej przyjemności (zresztą chciałbym się jeszcze dwóch nauczyć) i w zasadzie nikt tego nie rozumiał. UW daje możliwość w praktyce nauczenia się każdego możliwego języka i to na naprawdę dobrym poziomie. Sam z tego skorzystałem i uczyłem się rosyjskiego i właśnie gruzińskiego. Znam osobiście tylko 7 osób z różnych lat i różnych kierunków które skorzystały z tej możliwości (3 z gruzińskiego, z rosyjskiego 3 i jedna koleżanka która postanowiła nauczyć się włoskiego). Pamiętam tylko jednego człowieka (Albinos zapewne zna) M. Nagielskiego który zachęcał do tego by uczyć się języków obcych i to raczej innych niż angielski czy niemiecki. Zdecydowana większość moich znajomych uczyła się angielskiego, na drugim miejscu stał niemiecki (co ciekawe tu frekwencje zawyżały Ślązaczki), bardzo często okazywało się później to problemem, bo taki prosty przykład, jeśli ktoś zajmuje się np Bałtami w okresie rzymskim to niby polski wystarczy, bo to Mazury i Warmia. Niemiecki się przyda ale niby Niemcy tłumaczą na angielski (dotyczy to głównie materiałów archiwalnych) więc daje się rady, a potem okazuje się, że jednak nie bo współczesne granice nie odpowiadają granicom kultur archeologicznych i rosyjski jest niezbędny by zapoznać się z materiałami pochodzącymi z lat po 1945. Drugi przykład to znajomy który zajmuje się antropologią fizyczną, zwłaszcza badaniami izotopowymi. Temat zszedł na to czy da się ustalić czy Mieszko był wikingiem czy nie. Kolega stwierdził, ze gdyby mieć kości można by przeprowadzić analizę składu izotopów lekkich węgla, azotu, tlenu i ciężkich strontu, by sprawdzić czy Mieszko przybył do Polski z zewnątrz czy nie. Tylko co by nam wyszło? Mieszko chłopem nie był a skoro tak stać go było na lepsze jedzenie, ba na sprowadzanie jedzenia np prosto z morza etc. To zaś miałoby istotny wpływ na ów skład izotopowy kolagenu w kościach. Nagle okazuje się więc, że Mieszko był wikingiem. To przykład na to, że bez spojrzenia szerszego na kontekst wiedza specjalistyczna nie wiele jest warta, bo wymaga interpretacji. Tyle, że najpierw trzeba zdobyć ową większą horyzontalną wiedzę, tymczasem problemem zdecydowanej większości studentów jest to, że jest zbyt mało zajęć z ich wąskiej specjalizacji by móc wszystkie niezbędne do ukończenia studiów zajęcia zaliczyć w ramach swojej specjalności czyli mówiąc krótko po najmniejszej linii oporu. To też odróżnia nasza sytuację od sytuacji Oksfordu czy Cambridge bo jak pisze Maria - często bywa na zajęciach nie tylko z innej specjalizacji w ramach swojego kierunku co na wykładach z innych kierunków. I jeszcze raz - wiedza. Oni dużo czytają. Mateusz pisze np o tym, ze często bywa w bibliotekach, Maria pisze, ze niby klasyków czytają nie po to by znać ich dzieła na pamięć ale by coś samemu na tej podstawie zbudować, ale no właśnie tych klasyków znają. No właśnie a jak to u nas jest z klasykami? Słabiutko. Przynajmniej u mnie i nie chodzi nawet o klasyków filozofii czy socjologii lub etnologii, choć bardzo by się to przydało ale nie znają nawet klasycznych podstawowych pozycji archeologicznych. Wpływ ludzi którzy badali pewne stanowiska, często eponimiczne, na nasze pojmowanie kultur archeologicznych jest nie do przecenienia. W zasadzie do dziś Evans to podstawa interpretacji 90% tekstów dotyczących cywilizacji minojskiej. Częstokroć mocno przetworzonych bo opieramy się już na interpretacji tego co napisał Evans w wykonaniu badaczy z lat 50 tych. To prowadzi do wielu nieporozumień. Swego czasu sam na coś takiego trafiłem - przy okazji poszukiwań na temat toczonych naczyń średniowiecznych, a w zasadzie nie ja a moja znajoma. Otóż wszyscy powołują się na pracę pewnego Niemca dotyczącą znalezisk z Lubeki, będących swego rodzaju późnośredniowiecznym rarytasem. Tyle, że ta pracę widzieć mogła tylko pierwsza pani która na nią się powoływała, cała reszta późniejszych badaczy opierała się na tym co owa pani napisała na temat tego co pisał Neugebauer. Efekt końcowy dość zabawny. Podejrzewam, że jakbym bardziej zagłębił się w to co archeolodzy piszą o wymianie kula B. Malinowskiego byłoby jeszcze zabawniej, choć pewnie tu byłoby więcej piszących sensownie. I tu znowu, pan podpisany jako Mateo mówi, ze tydzień w tydzień zmuszony jest czytać "gęstej" analizy teoretycznej po 600 stron. W Polsce tak jest? No właśnie i jeszcze jedno - mało ludzi na roku oznacza małe grupy a to oznacza większe zaangażowanie studentów (bo w małej grupie ludzie bardziej się wstydzą ośmieszyć) ale i prowadzący jest lepiej przygotowany i zaangażowany. To kilka luźnych uwag jedynie.
  10. Mosty w etnologii i antropologii religii

    Wielkie dzięki postaram się w przyszłym tygodniu zajrzeć do wskazanych pozycji. Oczywiście jak coś ciekawego znajdę też wrzucę.
  11. "Wikingowie" (serial)

    Przyznam, że oglądałem tylko początek znaczy pierwsze dwa odcinki. Jak dla mnie genialny był Rzym no ale mniejsza. Poruszyłeś w ogóle bardzo ciekawy temat - recepcji historii we współczesnej kulturze masowej. Jeśli idzie o samą wiarygodność. Trochę mało ludzi mają (przynajmniej na początku, nie wiem jak dalej) jak na łupienie wiosek. Z tego co przyuważyłem w jednej ze scen ataku - metalowy element wzmacniający tarczę (spina tudzież umbo) i chroniący dłoń wojownika, na jednej z tarcz pana rabującego angielską wioskę idzie równolegle do desek tarczy, co raczej nie wzmacnia samej konstrukcji tarczy, a taką była m. in. rola tego elementu. W pierwszym odcinku bardzo ważny był nowy typ okrętu, więc pewna ich ewolucja. Jeśli idzie o ten element mogę polecić prace takie jak: G.F. Bass, History of Seafaring based on Underwater Archaeology, Nowy Jork 1972 O. Crumlin-Pedersen, Archaeology and the Sea in Scandinavia and Britain, Roskilde 2010, w serii Maritime Culture of the North t3 tenże, The Skuldelev ShipsI: topography, archaeology, history..., Roskilde 2002 Wszystkie dostępne na pewno na IA UW Do tego świetnie ilustrowane czasopismo The International Journal of Nautical Archaeology, wszystkie numery z ostatnich 15 lat dostępne w IAiE PAN w Warszawie. Jeśli idzie o uzbrojenie to jest choćby typologia Na pewno istnieją typologie uzbrojenia dla okresów wendel i wczesnowikińskiego. Jeśli chcesz z przyjemnością poszukam. Takie typologie dla wikińskich mieczy stworzył na pewno J. Pedersen jeszcze w 1919 roku, modyfikował to Mortimer Wheeler człowiek orkiestra o niesamowicie ciekawej biografii - uczestniczył w dwóch wojnach światowych jako żołnierz, kopał zarówno w średniowiecznej Anglii jak i w Mohendżo Daro nad Indusem. Praca Pedersena powinna być dostępna w internecie bez większych problemów. jeśli idzie bardziej o tło dotyczące epoki wendel to polecić można poszukiwania pod hasłami Sutton Hoo, Wendel, Valsgarde, Oseberg. Dodam, ze hełm z Sutton Hoo jest niemal w całości konstrukcją współczesną na bazie zabytków m.in. z Valsgarde. Serial dzieje się na przełomie okresu wikińskiego i wendel (bo najazd na ów klasztor na początku przyjęto za punkt przełomowy), więc stroje i uzbrojenie powinno pasować bardziej do okresu wendel. jeśli idzie o ubiór to jest tekst pani M. Hald pod tytułem Ancient Danish textiles from bogs and burials : study of costume and Iron Age textiles dostępny w IAiE PAN. W Danii powstało wręcz centrum naukowe zajmujące się tekstyliami (inna sprawa, że ze względu na ilość bagien i znalezisk bagiennych mają się czym zajmować) Co do prac bardziej ogólnych to o wikingach jest sporo choćby Forte, Państwa Wikingów : podboje, władza, kultura : wiek IX-XI R. Roesdahl, Historia Wikingów polecić wypada też serie pod red. S. Walleca, Aspects of Viking Dublin, dostępne na IAiE PAN, łącznie 6 tomów poświęcone różnym kwestiom szczegółowym m.in. strój. Podobna praca, dostępna w formie pdf jest o Yorku wikińskim Co do ówczesnej Anglii to po polsku jest już gorzej, ja znam : B. Yorke, Królowie i królestwa anglosaskie 600-900, praca bardzo dobra choć stricte polityczna. Do tego z tego co kojarzę Beda Czcigodny został wydany po polsku.
  12. Racja. Z tego co pamiętam powstał w Polsce swego czasu pomysł zorganizowania czegoś na kształt amerykańskiej Ivy League )swoją drogą instytucja ta ma ciekawą historię) skupiającej najlepsze polskie uczelnie, może to by w pewnym stopniu rozwiązało problem? Gdyby rzeczona "liga" powstała i ograniczono by liczbę studentów przyjmowanych co roku, od razu zwiększyłaby się eiltarność tych studiów a co za tym idzie konkurencja o dostanie się. To by w jakimś stopniu zapewniło napływ lepszych kandydatów z którymi więcej dało by się zrobić i których więcej i lepiej dałoby się nauczyć (oczywiście pod warunkiem funkcjonowania odpowiedniej kadry). To z kolei mogłoby być kołem zamachowym dalszych zmian. Wcześniejsze etapy by się dostosowały właśnie do tego, bo skoro dalej celem byłoby dostanie się na studia w domyśle gwarantujące prace to być może kadra w szkołach byłaby rozliczana z tego czy kształci tak by na owe najlepsze uczelnie się dostać. Tak wiem to oczywiście model który pięknie brzmi niekoniecznie sprawnie działa. Co prawda taka zmiana musiałaby pociągnąć za sobą zmiany w finansowaniu ale to inna kwestia
  13. Ja bym wskazał to jako jeden z grzechów pierworodnych. To zupełny brak konkurencji. Licea kształcą tak jak kształcą bo celem jest dostanie się na studia, a owo dostanie się na studia nawet na dobrej uczelni to coraz bardziej nie jest problem. Skoro tak po co kształcić lepiej? Krąg zaczyna się domykać. Rodzice chcą rozliczać nauczycieli nie z tego czego nauczą dzieci czy zachęcą czy nie ale z tego czy ich dzieci dostaną się na studia (a żeby to osiągnąć owi rodzice są w stanie ponieść nieraz naprawdę wysokie koszty korepetycji etc), jeśli dostanie się nie jest problemem bo w zasadzie wystarczy zdać maturę, to nie ma potrzeby robić niczego lepiej. Poziom zaczyna więc spadać. Idący na studia w coraz mniejszym stopniu chcą zdobyć wiedzę i umiejętności, poszerzyć swoje horyzonty etc a w coraz większym zdobyć tytuł. Kadrze naukowej która jest jak każdy leniwa i w momencie gdy widzi, że niewielu ludziom się chce a musi zostawić przynajmniej część by mieć prace (bo jak będzie za ostro to ludzie nie będą chcieli iść do niego na zajęcia) sama obniża poprzeczkę (zresztą coś już chyba o tym wspominałem). tworzy się mini błędne koło. jasne, ze to nie jest jedyny element ale moim zdaniem dość ważny. Piszesz, że należy brać przykład z najlepszych - i ja się z tym w pełni zgadzam. Uniwersytet w Heidelbergu, jeden z najlepszych na świecie ma 25 tys studentów, Cambridge 19 tys, University of Paris-Sud 27 tys. a Uniwersytet Warszawski? ... 52 tys, UJ - 46 tys. Może jednak kwestia ilości studentów i łatwości dostania się na studia to nie jest taka drugoplanowa kwestia, maskowanie problemu?
  14. Może zamiast poprawiać niższe etapy zastosować większy przesiew? czemu na pierwszym roku musi być tak wielu studentów (poza tym, żeby każdy zakład mógł jakoś tam funkcjonować mając "swoich" studentów?) A ja się zawsze zastanawiałem jak to jest, że zależnie od rankingu Uniwersytet Moskiewski im. Łomonosowa łapie się albo bardzo wysoko (nawet 27 pozycja) albo wysoko (w pierwszej 50ce) albo wyżej niż jakikolwiek nasz? Może na początek warto te wzorce przyswoić?
  15. Battle of Britan

    Zapewne chodzi o Wiliama Maxwella Aitkena: http://pl.wikipedia.org/wiki/Max_Aitken,_1._baron_Beaverbrook
  16. Praca wydana w Pułtusku w 2006 roku, zajmująca się początkami państwa izraelskiego na przełomie epoki brązu i żelaza. W trzech pierwszych rozdziałach autor skrótowo omawia to co działo się w Syrii północnej na przełomie epoki brązu i żelaza, następnie w Grecji i Kanaanie. W rozdziale czwartym opisuje historię badań nad osadnictwem izraelskim i główne teorie mające wyjaśniać zmiany jakie zaszły między końcem epoki brązu a początkiem żelaza. W kolejnym przedstawia pewne modele zachowania społeczności w obliczu zmiany klimatycznej, politycznej etc, zastanawia się nad zjawiskami takimi jak nomadyzacja, ruralizacja czy trybalizacja etc, to bardzo ważny i ciekawy moim zdaniem fragment pracy gdyż pozwala nam spojrzeć w nieco inny sposób na zachodzące zjawiska społeczne i osadnicze. Następnie opisuje takie elementy jak rozplanownie osad, ich powierzchnia, budownictwa etc na przełomie epok w Kanaanie by przejść do rozdziału niejako podsumowującego. Bardzo dobrym pomysłem jest słowniczek terminologiczny i tablice chronologiczne zamieszczone w pracy umożliwiające zorientowanie się w tematyce nawet osobie nie posiadającej specjalistycznej wiedzy z zakresu archeologi bliskowschodniej. Do tego sporo czytelnych rysunków i mapek, kilka zdjęć. Anglojęzyczna bogata bibliografia (wyłącznie anglojęzyczna co zarzutem raczej nie może być zbyt dużym) Są tematy które autor bardzo ciekawie opisał, jak choćby kwestia uzbrojenia mykeńskiego i zmian w nim jakie zaszło w późnej epoce brązu, oraz to z czym to się wiązało. Mimo, że można mieć pewne wątpliwości (zbroje skórzane czy rapiery służące do pchnięć) w świetle prac np B.P Molloya, to mimo wszystko jest to bardzo dobry i ciekawy fragment pracy, najczęściej przez archeologów pomijany. Praca naprawdę godna polecenia, zwłaszcza dla ludzi dopiero zaczynających swoją przygodę z tą tematyką.
  17. NATO a Rosja

    To ja poproszę. Tak swoją drogą czy rakiety na Krymie typu Iskander M nie mają w swoim zasięgu Rumunii i Turcji? A jak wygląda sytuacja artylerii po stornie Floty Bałtyckiej?
  18. Nabyłem jakiś czas temu za całkiem dobre pieniądze. Ta praca pod redakcją Justyny Baron i Ireny Lasak warta jest polecenia zwłaszcza teksty pana Gedigi i pani Baron oraz pana Woźnego gdyż zwracają uwagę na aspekt często pomijany w archeologii mianowicie perspektywę antropologii kulturowej. U nas jednak dominuje model ekonomiczny (nie tylko zresztą w Polsce) a to niestety nie wyczerpuje zagadnienia wymiany dalekosiężnej. Łyżka dziegciu, mianowicie M. Michnik, Imported objects at the cemetery in Świebie, district of Gliwice, na stronie 166 pisze tak (...) and identical bead was found at the cemetery in Kompolje connected with Lapodes. O co chodzi - taki lud to wynik pomyłki autorce chodzi o lud iapodes/iapydes/japodes ot po prostu małe l i duże i w druku wyglądają bardzo podobnie.
  19. Tesalia i siły polityczne z niej wywodzące się nie raz brały udział w ważnych wydarzeniach politycznych dla antycznej Hellady. W tym temacie chciałbym poświęcić im nieco więcej miejsca. To kolejny temat regionalny który mam zamiar stopniowo zapełniać, póki co liczę na innych PS w języku polskim wyszła praca S. Sprawskiego na temat Tesali w serii Notos
  20. Witam i zapraszam do aktywnego pisania w dziale starożytność

  21. Zatrzymani na mocy uzupełnienia 18B

    A kim był ostatni człowiek przetrzymywany na mocy tego prawa?
  22. Podobny temat istnieje w dziale o Persach, tu bym chciał może nieco rozbudować sam wątek Seleucydów. Pozwole sobe najpierw na cytat z siebie: Bardzo ciekawy artykuł w omawianym temacie popełniła S. Sherwin-White, Aspects of seleucid Royal Ideology: The Cylinder of Antiochus I from Borsippa {w:] The Journal of Hellenic Studies 1991. Omawia ona w nim odkrycie inskrypcji fundacyjnej Antiocha I, dokonanej w Borsippie. Tekst (w języku akadyjskim) jak i forma są typowo miejscowe w swojej tradycji, nieznane jako takie Grekom. W samej inskrypcji czytamy - Antioch, wielki król (...) król Babiloni, król ziem, opiekun Esagila i Ezida, pierwszy syn Seleukosa (...). Gdy zdecydowałem się zbudować Esagila i Ezida, cegły na Esagila i Ezida robiłem gołymi rękami (używając) oliwy dobrej jakości w ziemi Hatti (...). Dalej następuje między innymi modlitwa do Nabu syna Marduka. Tego typu źródeł mamy obecnie więcej, jest to m.in. bardzo ciekawa kronika, a w zasadzie fragment kroniki spisany na glinianej tabliczce w miejscowym języku a odkryty w Babilonie /za: S.M. Sherwin-White, Babylonian Chronicle Fragments as a source for Seleucid History [w:] Journal of Near Eastern Studies t.42 z.4 1983, p.265-270/ - poza kilkoma dość istotnymi szczegółami z historii politycznej jest też opis tego jak Antioch, syn Seleukosa składa dary w świątyni w Babilonie. Potem jest mowa o królewskich darach na święto Nowego Roku. Innym przykładem to nazwy urzędów. Znamy przykład spisanego na glinianej tabliczce aktu zakupu niewolników. Jednym z potwierdzających taki zakup był Seleukidzki urzędnik - sa-um-bu-ur, czyli Strażnik Dokumentów. /za: L.T. Doty, An official seal of the seleucid period [w:] journal of the near eastern studies t.38 z.3 1979, p.195-197
  23. Witam i zapraszam do pisania w dziale starożytność

  24. W ramach zapoznawania się z dorobkiem studenckich konferencji naukowych przeczytałem prace pod tytułem Roma, Romae, Romae ... Tom III i IV, Warszawa 2014, pod red. T. Dzirdzik. Najciekawszymi tekstami są moim zdaniem te: M.N. Faszcza1, M. Sołek 2, E. Jęczmienowski3, D. Kossowska4 oraz P. Komar5. Nie ustrzeżono się niestety drobnych literówek. Natomiast z takich bardziej merytorycznych hmm pomyłek czy nieścisłości odnieść się chce do jednej. W tekście pana Faszcza na stronie 20 pisze autor tak: Poza oddziałami mieszanymi jazda germańska funkcjonowała także jako odrębne jednostki, zgodnie z zasadą, że ścisły podział na określone kategorie wojsk nie ma zastosowania wobec członków armii plemiennych. Potwierdza to okoliczność, iż w przypadku konieczności zagęszczenia szeregów piechoty konni wojownicy walczyli spieszeni. Tu pada przypis do Cezara i Wojny Galijskiej. Niestety nijak nie potwierdzają one tezy autora. Pierwszy to ks IV, 2 tu jest mowa co następuje: Podczas konnych bitew często zeskakują z koni i walczą spieszeni (...) dalej jest mowa m.in. o tym, ze nie używają siodeł bo uważają je za dowód zniewieścienia. Drugim odwołaniem jest też ks. IV, 12 tu zaś stoi: Natomiast nieprzyjaciele, gdy tylko dostrzegli naszych jeźdźców, a było ich razem 5000, chociaż sami nie mieli więcej niż ośmiuset jezdnych (...) uderzyli na naszych niczego nie obawiających się (...) i szybko wywołali wśród nich popłoch, a gdy nasi na nowo zaczęli stawiać opór, zeskoczyli swoim zwyczajem na ziemię i wielu naszych zrzucili z koni, przebijając je od dołu (...). Tu Germanie zaatakowali straż przednią Cezara. W drugim przypadku nie może być mowy o potrzebie zagęszczenia linii piechoty gdyż to były bitwy konne, w pierwszym także. raczej nie konieczność zagęszczenia linii piechoty zadecydowało o zeskoczeniu z koni przez część germańskich jeźdźców a specyficzny sposób walki jaki owi germanie preferowali. 1Wpływ wojskowości germańskiej na rzymską sztukę wojenną w Iw. przed Chr. p.17-26 2Związki żołnierzy rzymskich z kobietami w świetle inskrypcji z terenu Dacji (II-III w. n.e.), p.27-36 3Wewnętrzna granica cesarstwa. Limes górnomezyjski w II i III w. n.e., p. 37-49 4Monety dynastii Frataraka, p. 81-94 5Wina greckie w ekonomii rzymskiej w okresie wczesnego cesarstwa, p. 95-112
  25. Ukraińska rewolucja

    To jest oczywiste, niezależnie od wszystkiego, w końcu Turcja to druga pod względem wielkości armia NATO a Flota czarnomorska, to jednak tylko fragment rosyjskiej armii. Stąd chyba jej zadania ograniczałyby się przy okazji ewentualnej wojny do osłony własnego terytorium tak długo jak się da. No nie wiem czy tak odcina. Może to spojrzenie starożytnika ale od północy to Krymu łatwiej bronić niż Krym atakować. Co do dostarczania zapasów, wydaje mi się, że dostarczanie zapasów dla wojsk na Krymie z Rosji, nie będzie aż takim problemem - z takiej Choćby Anapy aż tak daleko do Kerczu nie jest (znów dwa starożytne miasta ). Zresztą z tego co pamiętam to w czasie oblężenia miasta przez Niemców dla odciążenia ZSRR przeprowadziło desant w okolicach Kerczu i Teodozji a do samego Sewastopola zaopatrzenie dowożono drogą morską. Zaznaczam - ja się na strategii nie znam i to takie gdybanie. Długi czas w Niemczech stacjonowały całkiem poważne siły USA. Poza tym co zauważył Speedy - kwestia zaopatrzenia. Do Kaliningradu dalej niż do Kerczu. Tylko znów - to uwagi laika
×

Powiadomienie o plikach cookie

Przed wyrażeniem zgody na Warunki użytkowania forum koniecznie zapoznaj się z naszą Polityka prywatności. Jej akceptacja jest dobrowolna, ale niezbędna do dalszego korzystania z forum.