Skocz do zawartości

secesjonista

Administrator
  • Zawartość

    26,675
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

Posty dodane przez secesjonista


  1. Zacznijmy do kwestii najprostszej a przecież często bardzo ważnej - pieniędzy. Summa summarum - wedle euklidesa cesarza bizantyjskiego przekonano (czy może : przekupiono?) za 6000 florenów. Przy czym euklides w swej arytmetyce "zgubił" gdzieś trzy tysiące florenów. No ale trzeba by spróbować sobie uzmysłowić jak duża to była kwota w tych czasach. No to porównajmy...

    Spójrzmy zatem jakimi sumami operowano pośród ówczesnych władców, oto np. papież wpłacił na konto genueńskiego bankiera Antonio Pessagno, jednego z finansistów obsługujących angielskiego władcę, 160 000 florenów (i nie była to jednorazowa pożyczka). W 1337 r. Edward III wystawia promesę, poprzez księcia Hainault, na sumę 100 000 florenów dla swych germańskich sojuszników. Po śmierci Władysława I, króla Neapolu, wrogowie z kurii papieskiej względem bankierskiej rodziny Albertich przekonali papieża by ten zażądał natychmiastowego zwrotu pożyczki, w ciągu tygodnia rodzina Albertich zwróciła 80 0000 florenów.

    Podatek od wina w Rzymie (jaki we Florencji) przynosił ok. 60 000 florenów a podatek portowy ok. 90 000, w 1483 r. Taddeo Gaddi wraz ze wspólnikami z tytułu dzierżawy w Rzymie podatku bachalarius (caelibe tributum) miał wyciągać teoretycznie 10 000 florenów, na mocy wyroku bolońskiego sądu kupieckiego kupiec Neri Tornaquinci (żaden Krezus) przybywa do Krakowa (1410 r.) by odzyskać zainwestowane na tym rynku pieniądze w wysokości 13 405 florenów. Michael - syn Giovaniego z Matteo robiący interesy z polską szlachtą oszacował dla Catastro nieodzyskane długi na polskim rynku na 4000 florenów, jego brat Antonio zainwestował we Wrocławiu 12 000 florenów. Pomiędzy 1372 a 1375 r. bankier Gaultero Bardi zabezpiecza swe stare długi, dzięki czemu dwóch londyńskich kupców Richard Lyons i John Pyel udzielają pożyczkę angielskiej koronie na kwotę 78 000 florenów. Na początku XV w. debet komun: Piza i Luca wynosił... 5 000 000 florenów, i uznawano że jest to bezpieczne zadłużenie! Majątek Republiki florenckiej na początku XV wieku szacowano na 17 400 000 florenów. W 1421 r. wpływa do portu londyńskiego wenecka galera z luksusowymi towarami (przyprawy, aksamit, jedwab, adamaszek), całość towarów wyceniono na ok. 44 500 florenów.
    Innymi słowy, przychylność cesarza bizantyjskiego można było kupić za równowartość 1/7 towarów jednej galery kupieckiej... jak dla mnie to żart.

     

    W dniu 18.07.2020 o 8:06 PM, euklides napisał:

    Mam to z książki Gerarda Waltera "Ruina Bizancjum" (...) cesarz miał jeszcze otrzymać do dyspozycji 15 tys florenów „na zaradzenie problemom jakie mogły zaistnieć na skutek jego oddalenia od stolicy cesarstwa”. Z tych pieniędzy 6 tys przeznaczył na własne potrzeby a 6 tys na przekupienie greckiego kleru     

     

    Ciekawi mnie źródło na którym opierał się ów autor przy tym rozdzieleniu tych kwot. Czyli: skąd wiemy, że cesarz przeznaczył akurat 6000 na przekupienie greckiego kleru. Pomyślmy sobie kogo trzeba było przekupić. Opozycja wobec unii była we wszystkich kościołach wschodnich, zatem trzeba było przekupić co ważniejszych hierarchów z kościoła greckiego w cesarstwie bizantyjskim a także z koptyjskiego, syryjskiego, ormiańskiego, chaldejskiego, bośniackiego, maronitów z Cypru. Ilu trzeba było przekupić? Przyjmijmy, że trzech, wychodzi na to, że hierarchów danego kościoła można było przekupić za jakieś 285 florenów.

    Innymi słowy, przychylność duchownego danego kościoła można było kupić za równowartość jedenastu wołów (w 1390 r. w Senese w Monte Oliveto Maggiore, za okazałego wołu płacono 25 florenów). Tanio wychodziło.

     

    /dane finansowe za: G.A. Holmes "Florentine Merchants in England, 1346-1436", "The Economic History Review" New Ser., Vol. 13, No. 2; M. Prestwich "Early Fourteenth-Century Exchanges Rates", "THR", New Ser., Vol. 32, No. 4; J. Munro "The Consumption of Spices and Their Costs in Late-Medieval and Early-Modern Europe: Luxuries or Necessities?", A lecture delivered to the Canadian Perspectives Committee, Senior Alumni Association, University of Toronto, at University College, 8 November 1988; G. Clark "Animals and Animal Products in Medieval Italy: A Discussion of Archaeological and Historical Methodology" "Papers of the British School at Rome", Vol. 57, 1989; P. Malanima "The Italian Renaissance Economy (1250-1600)", "Europe in the Late Middle Ages: Patterns of Economic Growth and Crisis", Internatinal Conference at Villa La Pietra, Florence, May 10th-12th 2008/

     

    W dniu 18.07.2020 o 8:06 PM, euklides napisał:

    autor napisał tam że około 1435 roku  między cesarzem bizantyjskim Janem VIII a papieżem Eugeniuszem IV podpisany został traktat zredagowany w dobrej i należnej formie. Przewidywał on że cesarz otrzyma 8 tys florenów na pokrycie kosztów podróży poza tym miały zostać wysłane 4 wielkie galery na koszt papieża do Konstantynopola by przywiedź do Włoch cesarza, greckich duchownych i ich świtę. Razem było to ok. 700 osób.

     

    Otóż ten traktat zawarty około 1435 r. to w zasadzie nic innego jak postanowienia soboru bazylejskiego z sesji 19 odbytej 7 września 1434 roku, przedstawiciele greckiego kościoła nalegali by zawarte wówczas ustalenia potwierdził swym podpisem również papież Eugeniusz IV. To o tyle istotne, że przybycie greckiej delegacji ustalono zanim jeszcze Gabriele Condulmaro stał się Eugeniuszem IV (i na długo przed ogłoszeniem "Dum onus universalis gregis" i "Nuper siquidem cupientesna"). Zatem nie można upatrywać genezy unii w kłopotach papieża Eugeniusza. Można zauważyć, iż w myśl tych ustaleń nie było mowy o wysyłaniu czterech galer, chyba niedokładnie euklides coś przeczytał. Najciekawsze jest to, że pierwszy odnotowany postulat greckich ambasadorów dotyczył by spotkanie miało miejsce... w Konstantynopolu. W takim przypadku kościół wschodni miałby się zebrać na własny koszt.

    "Ambaxiatores ʃereniʃʃimi domini imperatoris Græcorum, & domini Patriarche Conʃtantinopolitani, videlicet dominus Demetrius protonoʃstarius, Palæologus Mæotides, venerabilis Iʃidorus Abbas monaʃterii (...) convenientes cum dominis deputatis facri Concilli, primo expoʃuerunt, quod ʃi Eccleʃiæ occidentali placeret, ut hæc Synodus Conʃtantinopoli celebraretur, Eccleʃia orientalis propriis expenʃis ibidem conveniret, nec operteret, ut Eccleʃia occidentalis Prælatis orientalis aliquas expenʃas faceret".
    /J.D. Mansi "Sacrorum Conciliorum. Nova, et Amplissima Collectio...", Venetiis MDCCLXXXVIII, szp. 93/

     

    Gdyby zatem łacinnicy przyjęli tę propozycję, cesarz nie otrzymałby żadnych pieniędzy, jak widać greccy duchowni jakoś nieszczególnie chcieli się wzbogacić na "trudnej sytuacji" Eugeniusza IV. Przy czym w 1434 czy 1435 roku papież ten nie był jeszcze w jakiejś szczególnie trudnej sytuacji, to nastąpiło dopiero po 25 sesji z 7 maja 1437 roku.

    Za to cesarz bizantyjski jak najbardziej był w trudnej sytuacji od początku swych rządów. Co więcej, kontynuował on w swej polityce zagranicznej strategię Jana V. Strategię polegającą na powiązaniu unii kościołów z materialną i militarną pomocą przeciwko Serbom (chwilowo zastopowanych w czasach Jana V przez Stefana Urosza IV Duszana) i państwu ottomańskiemu.

    Pierwszy dyplomatyczny kontakt Jana V z papiestwem to list (z 1335 r.) do Innocentego VI. List który nas powinien szczególnie zainteresować, jako że w nim cesarz wyłuszczył detalicznie plan połączenia unią obu kościołów, zaczyna się on słowami: "Imperator Ioannes Palaelogus, ut impetret auxilia a papa Innocentio VI., iurat se obtemperaturum, daturum operam uniendis ecclesiis, obsidem Romam missurum filuim suum primogenitum Manuelem etc." (całość w: "Monumenta Spectantia ad Unionem Ecclesiarum Graecae et Romanae" edit. A. Theiner, F. Miklosisch, Vindobonae 1872, s. 29).

    Jana VIII pierwszy kontakt z papieżem to list (z 1422 r.) do Marcina V, będący odpowiedzią na dyplomatyczne rozmowy prowadzone w Konstantynopolu przez legata papieskiego Antonia de Massę (który zresztą zawoził ów list do papieża), rozmowy dotyczące unii kościołów. Jan VIII wyrusza w swą pierwszą misję dyplomatyczną w Europie - na Węgry (1423-1424), a o czym wtedy rozmawia? Ano m.in. o unii kościołów, na osiem lat przed wstąpieniem na Piotrowy stolec przez Eugeniusza IV. Pomiędzy 1425 a przed 1429 r. cesarz podejmuję znów kwestię unii i przygotowań do ekumenicznego soboru (najprawdopodobniej wysłannikiem był Jan Bladynteros). W 1426 r. podejmuje kolejny kontakt z papieżem Marcinem V w sprawie soboru, Benedetto Fulcho jest jego pośrednikiem z Zygmuntem, królem Węgier, temat - unia kościołów, w 1430 r. odnotowano kolejne kontakty z papieżem w sprawie soboru, w 1430 r. wysyła w tej sprawie Markosa Iagaresa i Makariosa Makresa.
    /o kontaktach dyplomatycznych co do soboru ekumenicznego i unii: F. Thiriet "Régestes des délibérations du Sénat de Venise concernant la Romanie", 3 vols. Paris/ Hague, 1958-61; A. Argyroiu "Macaire Makrès et la polemique contre l'Islam : édition princeps de l'éloge de Macaire Makrès et de ses deux œuvres anti-islamiques, précédée d'une étude critique", Vaticano 1986; D. Zakythinos "Le Despotat grec de Morée", London, 1975; G. Sphrantez "Cronicon" ed. R. Maisano, Rome 1990; E. Cecconi "Studi storici sul concilio di Firenze", Florence 1869; G. Mercati "Notizie di Procoro e Demetrio Cidone , Manuele Caleca e Teodoro Meliteniota ed altri appunti per la storia della teologia e della letteratura bizantina del secolo XIV", Vatican 1931; V. Laurent "Les préliminaires du concile de Florence: les neuf articles du pape Martin V et la réponse inédite du patriarche de Constantinople Joseph II (Octobre 1422)", "Revue des études byzantines", Année 1962, Tome 20; J. Gill "Council of Florence", Cambridge 1958/

     

    To nie bardzo mogę pojąć jak to geneza unii florenckiej tkwić miała w trudnej sytuacji papieża Eugeniusza IV?

     


  2. 9 godzin temu, Komar napisał:

    A tymczasem dyskusja rozwija się tak

     

    A jak ma się rozwijać?

     

    9 godzin temu, Komar napisał:

    pojawia się twierdzenie: "Konrad Mazowiecki nie sprowadził Krzyżaków do Polski, a to, czego uczą w szkołach - to kłamstwo".

     

    Nigdzie takie twierdzenie nie pojawia się.

     

    9 godzin temu, Komar napisał:

    Nadanie zakonom wsi, kilku wsi lub miasta - to był zwykły sposób postępowania władców dla rozwoju gospodarczego ich ziem (patrz: osadzanie cystersów na terenach wiejskich). Sprowadzenie Krzyżaków na pogranicze Mazowsza i Prus miało na celu podbój Prus, a więc zupełnie inny zakres zadań i uprawnień dla Krzyżaków

     

    Cel sprowadzenia nijak się ma do samego faktu sprowadzenia.

     

    9 godzin temu, Komar napisał:

    Temat stanowi pytanie: kto sprowadził Krzyżaków do Polski?

     

    A mnie się wydaje, że w rzeczywistości temat jest inny...


  3. Długie Lugery (z czarną kaburą) były również używane w marynarce, na ogół wówczas na kaburze widniała kotwica a nad nią litera "M" (oznaczająca aprobatę marynarki), taki egzemplarz można zobaczyć w piśmie poświęconym broni "Interessengemeinschaft Liberales Waffenrecht in Österreich" (2/18), w artykule Hermanna Geriga "Die Parabellum - Pistole". Z artykułu można się dowiedzieć, że istniała praktyka przefarbowania brązowych kabur na czarne, ale nie podano w jakich wojskach czy formacjach.

    Zakupiony długi Luger to ten o lufie: 150 mm czy 200 mm?

    Ogólnie, na mocy postanowienia z 3 czerwca 1913 r. (zatwierdzonego przez cesarza 2 lipca) "Lange Pistole 08" miał być przeznaczony dla artylerii polowej i lotników.


  4. Dla kogo jednoznaczny dla tego jednoznaczny, liczyć należy od: rozmów o sprowadzeniu, podpisania umowy, nadań czy od faktycznego przybycia? Przy uwzględnieniu jednego z tych zdarzeń w przypadku Konrada Mazowieckiego mielibyśmy np. datację sprowadzenia: 1226, 1228 lub 1230 lub 1231.

    Henryk Brodaty nadał Krzyżakom wieś Łasusice (vel Łasusino) z ujazdem w 1222 r., czy jak chcą niektórzy badacze ujazd Łasusino. Dopiero jednak w 1235 r. Herman Balk podjął pierwszą decyzję co organizacji tego nadania i wystawił przywilej kapelanowi dworu książęcego w Namysłowie Idziemu (Egidius) zlecający mu lokację na prawie niemieckim Bądlowic i Łasusina.

    No to niech nam ZaKrólaOlbrachta odpowie: kto był pierwszy?

     

    W dniu 3.08.2020 o 3:41 PM, ZaKrólaOlbrachta napisał:

    więc tym bardziej dzieci w szkole ucza sie czegoś bardzo dziwnego w postaci zdania, że do Polski sprowadził Krzyżaków Konrad Mazowiecki

     

    Zdanie nie jest dziwne i jest jak najbardziej prawdziwe.


  5. W dniu 21.06.2008 o 6:21 PM, Tofik napisał:

    Janusz Bieniak uważa, że przyczyny leżą w statucie Krzywoustego. Miał on powstać już ok. 1115 r., gdy Krzywoustemu urodził się drugi syn - Leszek (zmarły w 1131 r.).

     

    Janusz Bieniak przypuszczał, że miał on być przedstawiony  w 1116 r. a na Boże Narodzenie roku następnego miał zostać uchwalony. Rok 1116 o tyle jest bezpieczniejszy niż 1115 gdyż nie ma pewności co do daty narodzin Leszka (1115? 1116?). Tak czy inaczej daty powstania i ew. zaprzysiężenia nie są znane, wiemy jedynie że Gall Anonim, pod rokiem 1117, zapisał: "Scarbimir palatinus contra ducem Boleslaum insurrexit et cecatur".  

    Słabością tej hipotezy jest - czas i okoliczności około 1115/16 roku. Leszek miałby wówczas jakiś rok, w ówczesnych czasach jego dalsze przeżycie było wielką niewiadomą. Bolesław Krzywousty pochodził z rodu nieszczególnie rozrodzonego, stąd nie było podstaw do przypuszczania by z drugiego małżeństwa miałby dochować się liczniejszego męskiego potomstwa. Wiek jak i stan zdrowia władcy nie nagliły go i jego najbliższych doradców by pilnie zająć się kwestią dziedzictwa.

    Tak znaczącą decyzję Krzywousty zapewne przedstawił wpierw najbliższym zaufanym doradcom a więc i Skarbimirowi, gdyby ten ostatni wyraził gwałtowny sprzeciw władca miał czas by sprawę odłożyć na  później. A wtedy przygotowywał się przecież do podboju Pomorza Wschodniego (a w perspektywie miał te same działania względem Pomorza Zachodniego) i nie był mu zupełnie potrzebny ostry konflikt z tak doświadczonym wojownikiem i dowódcą.

    Przy tym J. Bieniak podał to jaką jedną z hipotez, według drugiej rzecz była już bardziej skomplikowana, a bunt był wynikiem splotu wielu zdarzeń, często o charakterze losowym. Zmarło kilku znacznych członków rodu Awdańców (m.in. Michał biskup poznański czy Michał fundator Lubinia), sprawa Zbigniewa obniżyła autorytet palatyna, w tym czasie rozeszły się jego drogi z Piotrem Włostowicem przez co ubył mu znaczący sojusznik. Po "rozwiązaniu" sporu ze Zbigniewem część jego stronników powróciła do łask, a więc na dworze pojawili się ludzie darzący niechęcią (jeśli nie nienawiścią) Skarbimira. Przy czym przecież istniała wciąż "stara" opozycja wobec tego możnowładcy. Przy czym w tych krytycznych latach Krzywousty wstępuje w nowy związek małżeński, a jego małżonka szukając wzmocnienia swej pozycji mogła wesprzeć się na Skarbimirze ale mogła też na ludziach stojących w opozycji doń.

     


  6. 5 godzin temu, kszyrztoff napisał:

    Skąd wziął się przydomek: "kaiser"?  Czy to nie jest pewnego rodzaju uszczypliwość związana z tym że w swoim  przekonaniu Wilhelm uważał się za cesarza lepszego czy też bardziej zaangażowanego w działania dla swojego kraju niż dwaj jego poprzednicy?

     

    To nie był przydomek i nic nie miał wspólnego z uszczypliwością, a Wilhelm II nie był pierwszym noszącym taki tytuł. "Deutscher Kaiser" przysługiwał stojącemu na czele Bundespräsidium (Präsidium des Bundes) królowi Prus. Tak postanowiono w konstytucji z 1871 r.:

    "Artikel 11. Das Präsidium des Bundes steht dem Könige von Preußen zu, welcher den Namen Deutscher Kaiser führt. Der Kaiser hat das Reich völkerrechtlich zu vertreten, im Namen des Reiches Krieg zu erklären und Frieden zu schließen, Bündnisse und andere Verträge mit fremden Staaten einzugehen, Gesandte zu beglaubigen und zu empfangen".

    /tekst całego aktu dostępny na de.wikisource.org, notka: "Verfassung des Deutschen Reichs (1871)"/

     

    5 godzin temu, kszyrztoff napisał:

    Właśnie co było z jego ręką? Czy jak ktoś wcześniej napisał była złamana podczas porodu , uschnięta. Wiki w tej sprawie podaje: "(lewa ręka Wilhelma była zniekształcona od urodzenia" lecz nic o przyczynach.

     

    Ręka była ni w pełni władna i chyba nie do końca odpowiednio wykształcona (stąd używano specjalnego aparatu mającego rozciągnąć ramię).. Nie chodziło o złamanie, raczej o porażenie i uszkodzenie nerwów. Po pierwsze przyszły cesarz rodził się poprzez poród pośladkowy, w XIX w. taki poród przeżywać miało dwoje dzieci na sto. Eduard Martin ginekolog, szef położnictwa w Charité przy Uniwersytecie Berlińskim,  przyjmujący poród początkowo uznał dziecko za martwe ("im hohen Grade scheintodt"), dopiero jedna z akuszerek doprowadziła do do uzyskania jakichś oznak życia, czyli tu - pierwszego płaczu. Jak się wydaje ginekolog przy tym trudnym porodzie ciągnąc za rękę uszkodził nerwy w szyi (odpowiadające za motorykę ręki), dodatkowo by ułatwić poród cesarzowej podano sporysz, co mogło dodatkowo porazić nerwy. Wilhelm miał też lekko skrzywioną szyję, którą próbowano operować i naprostować przy pomocy specjalnego aparatu (Kopfstreckmaschine). Szeroko kwestię medyczną porodu i konsekwencji starał się oświetlić brytyjski historyk John Charles G. Röhl "Wilhelm II. Die Jugend des Kaisers 1859–1888" (wyd. ang. "Young Wilhelm: The Kaiser's Early Life, 1859–1888").

     

    5 godzin temu, kszyrztoff napisał:

    O jaki tu konflikt ambicji chodzi?

     

    A o jaki konflikt ambicjonalny może chodzić w przypadku cesarza, który uważa, że Bóg ustanowił go na takim stanowisku a kanclerzem, który był niemal wszechwładny?


  7. W dniu 3.05.2008 o 10:32 AM, Tofik napisał:

    Za Augusta III działali następujący artyści (w większości sprowadzeni przez niego z Saksonii): architekci - Joachim Daniel Jauch i Jan Zygmunt Klemm, Karol Antoni Bay, Andrei Pozza, Józef Fontana, Jakub Fontana, malarze: Louis de Silvestre, Johann Samuel Mock, Jan Jerzy Plersch, rzeźbiarze: Wojciech Bernatowicz, Franciszek Antoni Vogt.

    To zaledwie część artystów, nie wspominając o niewspomnianych oraz tych, którzy działali w otoczeniu magnatów. Wbrew pozorom czas Augusta III to naprawdę wielki skok kulturowy RON i to jeden z niewielu pozytywnych aspektów panowania tego Wettina.

     

    W dniu 3.05.2008 o 5:44 PM, Pancerny napisał:

    (...)

    A budowali wtedy wszyscy, a efekty były naprawdę imponujące: Pałac Czartoryskich w Puławach, Pałac Branickich w Białymstoku, Kościół Wizytek w Warszawie, Przebudowa Zamku Królewskiego w Warszawie, czy Pałac Saski niczym nie odbiegały od najlepszych wzorców europejskich (...)

    Większość wymienianych przez Ciebie architektów, pracowała min. dla magnatów przez nich do Polski ściągniętą przed 1734 rokiem, nie przeczę, że osoba króla i przyjazne traktowanie artystów, było magnesem dla nich samych i zachętą do przyjazdu , ale bez przesady.

     

    Otóż prawdą jest, że większość wymienionych twórców pracowała dla magnatów (a dokładniej: również dla nich, prócz prac dla władcy), za to zupełnie nie jest prawdą, że to magnaci ściągnęli ich przed 1734 rokiem. Przyjrzyjmy się bliżej tym postaciom.

    Najłatwiej będzie z twórcą, którego Tofik określił jako: "Andrei Pozza", w rzeczywistości to Andrea Pozzo, gdy nastała u nas dynastia saska nadzorował wykonanie według swego projektu ołtarza w transepcie rzymskiego kościoła Il Gesù, w 1702 r. udał się do Wiednia, gdzie też też zmarł w roku 1709. Nigdy nie był w Polsce a tym bardziej nie tworzył w naszym kraju (por. J. Kowalczyk "Andrea Pozzo a późny barok w Polsce" cz. 1 "Traktat i ołtarze", cz. 2 "Freski sklepione", "Biuletyn Historii Sztuki”, nr 2 i 4, 1975).

     

    Jan Joachim Daniel Jauch przybył po raz pierwszy do Polski około 1713, gdzieś w 1715 objął stanowisko superintendenta saksońskiego urzędu budowlanego zastępując Jana Krzysztofa Naumanna, na pewno był na tym stanowisku w 1721 r. Jego pierwsze prace zlecone to remont kilku komnat w Zamku Królewskim (m.in. kuchni). Trudno zatem zaliczyć go w poczet osób sprowadzonych przez magnatów (por. "Varsaviana w zbiorach drezdeńskich", Katalog planów i widoków Warszawy oraz rysunków architektonicznych budowli warszawskich okresu saskiego, oprac. katalogu M. Kretschmerowa, J. Lileyko, H. Myszkówna, A. Sokołowska,  Warszawa 1965).

     

    Jan Henryk ( nie: Zygmunt, Tofik pomylił chyba personalia tego twórcy z Janem Zygmuntem Deyblem, z którym często współpracował) Klemm przybył wraz z nowym władcą, zatem nie został ściągnięty przez naszą magnaterię, choć faktycznie głównie pracował dla Branickich.

     

    Karol Antoni Bay (być może tożsamy z Carlo Antonio Baii uczniem Pozza - por. J. Gajewski "Sztuka w prymasowskim Łowiczu", w: "Łowicz dzieje miasta"  pod red. R. Kołodziejczyka) nie należał do grupy saksońskich budowniczych, ani tych przybyłych z królem ani tych sprowadzonych przez jakiegoś magnata.

     

    Jeśli chodzi o ród Fontanów to w Polsce znany jest on już od XVI wieku, większość jego przedstawicieli zajmowała się architekturą (por. Z. Rewski "Działalność architektoniczna warszawskich Fontanów", "Biuletyn Historii Sztuki i Kultury", R. II, nr 4, czerwiec 1934). Zamieszanie wokół ich historii wynika z faktu, że mniej więcej w tym samym czasie występowało co najmniej dwóch architektów o imieniu: Józef.
    "Józef Fontana (ur. 1676 - zm. ok. 1741). S. Łoza, o.c. Występuje po raz pierwszy w 1707 r. w Szczuczynie przy budowie pałacu i kościoła (1696, 1700 r.), oraz klasztoru pijarów od 1696 r., za co od podkanclerzyny Konstancji Szczuczyny otrzymał w zastaw folwark świdry pod Szczuczynem. Ponieważ o tym samym imieniu i nazwisku pracuje w Polsce już wcześniej jeden architekt, nazywany jest często Józef Fontana II.
    Aldona Bartczakowa pisze o nim: 'Badania wileńskich materiałów archiwalnych. prowadzone przez Euzebiusza Łopacińskiego, wykazały, że istniało kilku Fontanów noszących imię Józef i piastujących godność sekretarza i architekta królewskiego. Jeden z nich, działający w Warszawie, Grodnie i Wilnie, syn Dominika Fontany i Tekli z Pereświet-Sołtanów mógł być - według Łopacińskiego - ojcem Jakuba. Czy był to ten sam Józef, który od 1698 r. pracował w Szczuczynie przy budowie kościoła pijarów i następnie mieszkał w Warszawie - na razie nie wiadomo ... Wiadomo jedynie, że Józef był siostrzeńcem pracującego wcześniej w Polsce Jana Chrzciciela Ceroniego (za pośrednictwem którego mógł być ewentualnie sprowadzony do Polski) ... Po raz pierwszy spotykamy Józefa Fontanę w Sżczuczynie
    w charakterze «magistra» i nadzorcy robót prowadzonych przy budowie rezydencji podkanclerzego St. A. Szczuki, a następni e przy wznoszeniu murów kościoła i klasztoru pijarów - według projektu Józefa Pioli. Robotami tymi kierował on do 1722 r .. Józefa Fontanę można w pewnym sensie nazwać protoplastą rodu Warszawskich Fontanów, bo,wiem od 1715 r. mieszkał stale w Warszawie ... Dzięki otrzymanemu po Ceronim spadku oraz przyjęciu w dzierżawę od Szczuków majątku Świdry (koło' Szczuczyna) mógł urządzić się i rozpocząć pracę zawodową w Warszawie
    '".
    /A. Czapska "Rozwój przestrzenny i architektura Szczuczyna od XVII do XIX w.", "Rocznik Białostocki", 10, 1971, s. 168-169, przyp. 9, cyt. za: A. Bartczakowa "Jakub Fontana architekt warszawski XVIII wieku", Warszawa 1970, s. 13-14/

     

    Tak czy inaczej, nie znane są informacje by ów Józef został sprowadzony z Saksonii, a Jakub Fontana urodził się w trzynaście lat po objęciu tronu polskiego przez pierwszego z Sasów, co więcej urodził się w Szczuczynie stąd nijak nie pasuje osoby przybyłej z Saksonii.

     

    Louis de Silvestre był nadwornym malarzem obu Sasów, zatem jego przyjazd nie ma związku z mecenatem magnackim.

     

    Johann Samuel Mock, pracował dla króla w Dreźnie, przybył na jego dwór do Polski by już od 1731 r.  szczycić się tytułem - Der Erste Hofmaler, nie znane są informacje wskazujące by miał być ściągnięty przez naszych magnatów.

     

    Wojciech Bernatowicz to w rzeczywistości Bartłomiej Michał Bernatowicz, nie ma żadnych informacji o jego wcześniejszym życiu czy potwierdzających jego przybycie z Saksonii (jak i temu zaprzeczających). Wydaje się, że był zasiedziałym w Warszawie rzeźbiarzem, jeszcze przed Sasami (por. J. Sito "Bernatowicz Bartłomiej Michał", w: "Allgemeines Künstlerlexicon. Die Bildende
    Künstler aller Zeiten und Völker"
    , Bd. IX, München-Leipzig 1994; Z. Prószyńska "Bernatowicz Barłomiej Michał", w: "Słownik artystów polskich i obcych w Polsce działających (zmarłych przed 1966 r.). Malarze, rzeźbiarze, graficy" t. I, Wrocław–Warszawa, 1971).

     

    Jan Jerzy Plersch (Plersz) nie był malarzem, miał dobrze prosperujący warsztat rzeźbiarski (por. "Debiut Johanna Georga Plerscha w „fabryce” pałacowej w Wilanowie", "Studia Wilanowskie", XVIII, 2011), nie ma żadnych informacji mogących powiązać go z przybyciem Sasów do Polski, jak i by był ściągnięty w tym czasie  przez jakiegoś magnata.

    "Niemiec z narodowości, niewiadomego szczepowego i miejscowego pochodzenia, rzeźbiarz Johann Georg Plersch urodził się około r. 1705, umarł w Warszawie 1 stycznia 1774. Był katolikiem, co niekoniecznie wskazuje na przynależność do Niemiec południowych (...) najwcześniejszym szczegółem biograficznym Plerscha jest jego małżeństwo z Marjanną Magdaleną Fontana, zawarte w Warszawie 23 stycznia 1729".
    /Z. Batowski "Pomnik Tarły w kościele jezuickim w Warszawie i jego twórca", Warszawa 1933, s. 5-6/

     

    Franciszek Antoni Vogt - tu znów niewiele wiemy o dacie i okolicznościach przybycia do naszego kraju:

    "O życiu Franza Antona Vogta wiemy niewiele, niepomiernie mniej niż o jego rówieśnikach, takich rzeźbiarzach, jak Plersch czy Redler, którym słowniki artystów poświęcają wielostronicowe artykuły. Nie
    znamy daty ani miejsca jego narodzin, nie wiemy, kiedy przybył do Warszawy. Na pewno był katolikiem, był Niemcem, w tym języku kwitował odbiór pieniędzy. Niemal na pewno pochodził więc z katolickich terytoriów Rzeszy. W warszawskich źródłach archiwalnych Franciszek Antoni pojawia się po raz pierwszy w grudniu 1742 r. trzymając do chrztu w kolegiacie warszawskiej dziecko niejakiego Jana Wilhelmiego
    ".

    /J. Sito "Franz Anton Vogt rzeźbiarz warszawskiego rokoka", w: "Splendor i fantazja. Studia nad rzeźbą rokokową w dawnej Rzeczypospolitej i na Śląsku", red. P. Migasiewicz, Warszawa 2012/

     

    Cytuj

    Przebudowa Zamku Królewskiego w Warszawie

     

    To chyba nie jest argument za twórczym mecenatem magnaterii? Zwłaszcza, że:

    "Dalekosiężne plany hamowała... niechęć szlachty polskiej do hojnego szafowania groszem, Sejm uznał bowiem, że Zamek jest własnością Rzeczypopspolitej, a nie prywatną rezydencją monarchy i nie należy wyrzucać pieniędzy na jego osobiste zachcianki, tym bardziej, że nie funkcjonował stale dwór królewski".

    /S. Suchodolski, D. Stapowicz "Obalanie mitów i stereotypów od Jana III Sobieskiego do Tadeusza Kościuszki", Warszawa 2008, s. 101-102/


  8. W dniu 27.07.2020 o 11:15 AM, Bruno Wątpliwy napisał:

    kierował manewrami z wysokości siodła swojego rumaka

     

    Ponoć pośród władców swej dynastii był tym, który najczęściej przemawiał:

    "Żaden z władców z rodu Hohenzollernów nie przemawiał tak często i tak bezpośrednio do tak wielkich zgromadzeń swych poddanych co Wilhelm II. Raczył Niemców niemal nieprzerwanym potokiem wypowiedzi publicznych".
    /Ch.M. Clark "Prusy. Powstanie i Upadek 1600-1947" przeł. J. Szkudliński, Warszawa 2009, s. 514/

     

    Przy czym Mieczysław Szerer, w swym omówieniu tomu wspomnień księcia Bernharda H. von Bülowa, zauważa, iż:

    "Jego przemówienia brzmiały zawsze, jak z konia. Jego obrazowanie, jego przenośnie i porównania, były zawsze brane z zapasu pojęć militarnych. Gdy chory śmiertelnie ojciec jego obejmował rządy, mające trwać zaledwie trzy miesiące, Wilhelm malował położenie państwa jako chwilę w przejściach pułku podczas bitwy 'Komendant pułku padł, następca w dowództwie - choć sam ciężko ranny - jedzie śmiało na czele';. Po usunięciu Bismarka, chcąc zaznaczyć swą samodzielność w rządzeniu krajem, oświadczył publicznie 'Urząd oficera dowodzącego wartą na okręcie państwowym przypadł mnie. Kierunek pozostaje ten sam. Pełną parą naprzód!';. Z każdej mowy Wilhelma padać musiał strzał oratorski w rodzaju 'opancerzonej pięści', 'lśniącej zbroicy', ;'dłoni na rękojeści', 'prochu trzymanego w suchości'.
    /tegoż "Książę Bülow II", "Przegląd Współczesny", T. 42, nr 123,-125, lipiec wrzesień, s. 50-51/

     

    Bülow oczywiście zawarł w swych wspomnieniach mnóstwo przeinaczeń, bałamutnych informacji i trzeba traktować jego słowa ze szczególnym krytycyzmem, trudno jednak nie uwzględniać jego spostrzeżeń i opinii. Wybrałem dwa zdarzenia o charakterze anegdotycznym, ale mające wszelkie cechy prawdopodobieństwa, a które łączy kwestia religii czy może raczej -  posłannictwa cesarskiego. Kanclerz wspominał jak to oprowadzał cesarza po pokojach Fryderyka Wielkiego, na jednym ze stołów leżała kopia testamentu króla, gdzie miał on napisać, że przypadek urodzenia sprawił, że stał się on dziedzicem korony, ale jedynie przez dzielność, sumienność i poważną pracę można dowieść, że zasłużyło się na taką godność. Cesarz miał zwrócić się do Bülowa ze słowami, że pewnie podziwia ten pogląd, on jednak - dodał - jest innego zdania. By objaśnić swój pogląd przywołał anegdotę o cesarzu Maksymilianie I, ten podczas polowania nocował w chacie myśliwskiej, w nocy ktoś na ścianie wypisał: "Maximilian! Maximilian! Du bist nur ein Mann, wie ein anderer Mann". Gdy cesarz zobaczył ów napis miał dopisać: "Wohl bin ich ein Mann, wie in anderer Mann, nur dass mir Gott hat Ehre angetan". I tak widział swoją osobę jako władcę - Wilhelm II.

    George Ernst Hinzpeter był preceptorem Wilhelma do uzyskania przezeń pełnoletności. Bülow przywołuje zdarzenie z obiadu uświetniającego bierzmowanie młodszego syna cesarza, Wilhelm miał wznieść toast w który ogniście wyraził wiarę w Pana i Zbawcę. Po obiedzie miał Hinzpeter zwrócić się do Bulowa słowami, w których całkiem zgrabnie połączył wątek militarystyczny z religijnym: "Już myślałem, że toast cesarski skończy się słowami: Nasz Pan Jezus Chrystus - hurra, hurra, hurra!":
    "Hinzpeter hatte einen bissigen Humor. Anläßlich der Einsegnung eines jüngeren Sohnes des Kaiserpaares fand im kaiserlichen Schloß ein Diner statt, bei dem der Kaiser einen Toast ausbrachte, der mit einem feurigen Bekenntnis zu unserem Herrn und Heiland schloß. Nacht Tisch meinte Hinzpeter zu mir: 'Ich dachte schon, der kaiserliche Toast würde mit den Worten schließen: 'Unser Herr Jesusu Christus, hurra, hurra, hurra!'"
    /B. von Bülow "Denkwürdigkeiten", T. 1 " Vom Staatssekretariat bis zur Marokkokrises", Hrsg. F. von Stockhammern, Berlin 1930, s. 107/

     

    Szerer potwierdza te zapatrywania władcy:
    "... ćwiek teorji o łasce Bożej siedział w nim równie głęboko, jeśli nie głębiej, zważywszy że pomiędzy 'romantykiem na tronie' a nim upłynęło blisko pół wieku (...) Wilhelm II był głęboko przekonany, że Bóg go sobie szczególnie upatrzył".
    /tamże s. 52-53/

     

    Hrabia Philip Eulenburg przez długi czas uchodził za jednego z najbliższych przyjaciół następcy a potem cesarza, gdzieś do 1900 r. był też jednym z najważniejszych doradców władcy.

    "Eulenburga uznawano powszechnie za architekta tzw. rządów osobistych, czyli neoabsolutystycznego stylu rządzenia Wilhelma II. Zgodnie z tym, co mówiono, Eulenburg nie tylko podszepnął cesarzowi mistycznie zabarwiony ideał samowładcy".

    /M. Kohlrausch "Homoseksualizm, wielka polityka i media. Skandal wokół Eulenburga 1906-1909", "Przegląd Historyczny", Vol. 98, z. 3, 2007, s. 400/

     

    Samowładca, ustanowiony na tronie za sprawą opatrzności bożej, a jak wyglądała praktyka religijna władcy?


  9. W dniu 27.07.2020 o 4:42 PM, Bruno Wątpliwy napisał:

    Chodzi mi o metalowe "urządzenie", montowane niedaleko drzwi domu od zewnętrznej strony, służące do wycierania butów ze śniegu, czy z błota. W skrócie - kawałek metalu. Przeważnie na dwóch nóżkach.

     

    I znowu brakuje mi słowa - jak to coś się nazywa??? Kiedy się pojawiło, kiedy wyginęło (no dobra, nie całkiem)? I dlaczego? Ma to coś swoje historyczne fankluby, prace naukowe, kolekcje?

     

    Nazwa w sumie nie jest zbyt oryginalna - skrobak (rzadziej - skrobaczka, tę stosowano częściej do przyrządów ręcznych) czy czyścik. Francuzi nazywają to "décrottoir" (przy czym w XIX w. zaczęto rozróżniać décrottoir -żelazne skrobaki i décrottoire - rodzaj szczotek), a Anglicy "boot-scraper". Pojawiać zaczęły się w XVIII w., ale szczyt popularności przypada na wiek XIX. W wielu miastach tego typu przyrząd umieszczany był początkowo nie tylko przy wejściu do mieszkań czy w bramie wejściowej do jakiejś kamienicy, stały one na chodnikach. Z czasem, w wyniku przepisów o bezpieczeństwie zaczęto przenosić te przyrządy na fasady budynków. Belgowie szczycą się tym, że w ich kraju zachowało się w Europie najwięcej tego typu urządzeń, zorganizowali nawet wystawę prezentującą 1000 zachowanych takich obiektów. Kustosz muzeum w Toul Michel Hachet poświęcił skrobakom rozprawę "Réflexions archéologico-philosophiques inspirées par la progressive raréfaction des décrottoirs (communication du 19 janvier 1996)", ("Mémoires de l'Académie Stanislas", Nancy, vol. 11,‎ 1995-1996).

    "W poradniku dla zakochanych z 1903 roku czyta - my: „przed wejściem do domu panny, starannie wytrzyj buty z błota i kurzu” Absztyfikant z brudnym obuwiem skazywał sam siebie na klęskę. Jak mógł się go pozbyć przed wejściem do domu wybranki serca? Pomagał w tym skrobak do podeszw zamieszczany zwyczajowo przed drzwiami do bramy kamienicy. Przybierał różne kształty. Czasem było to półkole na nóżce (jak przy wejściu do dzisiejszej szkoły podstawowej nr 1 przy ul. Nowowiejskiej, lub kilkaset metrów dalej przy kamienicy nr 52). Innym razem były to bardziej fantazyjne formy parawanu wspartego na dwóch podporach lub kształtem przypominającym zwierzęta: krokodyla, jamnika. Często montowany był przy obiektach użyteczności publicznej: szkołach, ośrodkach zdrowia, ale także kamienicach czynszowych i wolnostojących willach".

    /J. Kobyłt "Uważaj złotko, bo wpadniesz w błotko", "ZIN OŁBIN", nr 2, Wrocław / Ołbin 2018, s. 16/

     

    A autorka tego artykułu, jakoś współgra z myślami Bruno gdyż dalej konstatuje:

    "Dziś jednak nie użyjemy skrobaka tak chętnie jak kratki do wytarcia podeszw. Dlaczego? Może dlatego, że nie ma już takiej potrzeby. Wstydliwy, jak haniebna spluwaczka, znika z przestrzeni miejskiej stając się reliktem błotnistej historii naszych miast".

    /tamże/

     

    Tu przykład bardzo prostego skrobaka:

    1568054684_ev7fipburp-20190910140850.jpg

    /joemonster.org - "44 zdjęcia, które mogą cię zainteresować"/

     

    A tu skrobaka nieco bardziej artystycznego, choć i tak nie umywa się do wielu skrobaków z Francji czy Belgii:

    www.kamienicewpolsce.pl - "Wrocław secesyjny skrobak w kształcie ryby".

     

    Skrobaki umieszczone przy wejściu do Żeńskiego Katolickiego Gimnazjum Humanistycznego przy ul. S. Staszica w Bydgoszczy (stan na 2018 r.) są elementem gry turystycznej "Bydgoskie kobiety".

     

     


  10. W dniu 4.02.2011 o 6:45 PM, Tomasz N napisał:

    Ale geneza tego pomnika jest wcześniejsza. Przed wojną był to stojący na rynku pomnik ku czci Józefa Piłsudskiego, pierwszy w Polsce.

    Ale to nie koniec. Wcześniej był to wystawiony przed I wojną przez Pszczyniaków pomnik ku pamięci mieszkańców ziemi pszczyńskiej poległych w czasie wojny z Francją. Przeróbka na pomnik Piłsudskiego polegała na obdarciu z tablic i zamontowaniu medalionu z Piłsudskim.

     

    Nie był pierwszym, umieszczenie medalionu poświęconemu Piłsudskiemu to luty 1927 roku.

    Podczas gdy np. pomnik w Nieszawie miał być odsłonięty już w październiku 1921 r.

    /według informacji zawartych na stronie: /www.pilsudski.jcom.pl/

     

    W Zegrzu Południowym powstał pomnik w 1925 r., umieszczony był opodal głównej bramy koszar i przed kasynem oficerskim. Wykorzystano jakiś stary cokół na którym umieszczono popiersie i opatrzono to napisem: "Pierwszemu Żołnierzowi i Marszałkowi Polski w dniu Święta Żołnierza Polskiego, Zegrze 15 VIII 1925 r. Drużyna Dowódcy 1 P. Łącz.".
    /za: J. Załęczny "Budowanie legendy Józefa Piłsudskiego w społeczeństwie powiatu warszawskiego w okresie międzywojennym", "Rocznik Mazowiecki", R. 24, 2012, s. 7/


  11. To jeszcze o wielbłądzie, co prawda nie w herbie miejskim czy państwowym, ale to ciekawy przypadek warty przywołania.

    Zwierzę to często trafiało na tarczę herbową różnych rodów, których jeden z członków w przeszłości brał udział w wyprawie krzyżowej, w przypadku rodów mieszczańskich czy gildii kupieckich umieszczenie takiego zwierzęcia w "herbie" mogło wskazywać na prowadzenie handlu z krajami ze Wchodu czy Afryki Północnej. I oto w Zurychu istniała gildia kupiecka - Gremplerzunft, w której herbie widnieje złoty (żółty) wielbłąd na błękitnym polu (który jest jednym z kolorów herbu miasta Zurych, jak tego kantonu). Tymczasem, by być w zgodzie z historycznym pochodzeniem tego elementu widnieć powinna w tym herbie... koza.

    Otóż w tej gildii (powstałej w XIV w.) początkowo zrzeszano głównie sprzedawców warzyw, pestek czy nasion (Gartner) i innych drobnych sprzedawców i kupców (Grempler),  z czasem w jej składzie pojawili się sprzedawcy soli (Salzlüten/ Houw) czy ludzie związani z różnymi pracami w winnicach (pracownicy rozlewające wino do beczek, woźnice itp.). Gildia jednak nie miała żadnych handlowych  kontaktów z produktami z krajów gdzie występują "garbate" zwierzaki.

    Skąd zatem ów wielbłąd?

    W Zurychu istniały Stubengesellschaft (potem znane jako - Trinkstubengesellschaft)- rodzaj stowarzyszeń (giełd) skupiających zarówno szlachtę jak i co zamożniejszych mieszczan, miejsce podejmowania rozmów o charakterze handlowym jak i politycznym. Stowarzyszenia te wynajmowały na spotkania lokale czy nawet całe domy. Oto w tym samym mieście istniała inna gildia - Gerwe, ta założyła stowarzyszenie mające miejsce spotkań w Haus zum Kämbel (Kürschnerhaus zum Kämeltier). Z czasem Gerwe przeniosła miejsce swych spotkań gdzie indziej a ich pierwotne miejsce spotkań przejęła nasza gildia. Gerwe - skupiała głównie ludzi zajmujących się wyrobami z wełny kozy angorskiej, którą dawniej nazywano Kamelziege. Z czasem pochodzenie nazwy domu spotkań zatarło się, a sama nazwa zrosła się z nowym cechem, który ostatecznie zaakceptował ten fakt i Gremplerzunft zmieniła nazwę na: Zunft zum Kämbel i zdecydowano wówczas by wielbłąda umieścić w godle samej gildii.

     


  12. O wielbłądach; również w kontekście związków polsko- pilzneńskich; padło już kilka słów w temacie: forum.historia.org.pl "Wielbłądy i dawna Polska".

    W kwestii odnajdywania śladów wielbłądzich wizerunków w heraldyce ludzi zamieszkujących tam gdzie dwu- i jednogarbne nie występują naturalnie, polecam artykuł Marka L. Wójcika opisujący baktriana na pieczęciach Gienka (Jenka), Henryka i Franciszka, piszących się z Groblic (Groblitz) koło Brzegu (pieczęcie z (z lat 1394-1396), oraz na pieczęci Mikołaja z Exau (Turzanów koło Milicza) (z 1358 r.), dromadera mieli mieć w herbie panowie ze Smolca - von Schmoltz, baktriana miał w herbie Wacław Lapka z Rokyčan (pieczęć x 1452 r.). Autor podkreśla:
    "Wielbłąd w herbie panów z Groblic i Turzanów jest więc w obu przypadkach starszy. Podkreślmy, że jest on również wcześniejszy od heraldycznych wielbłądów znanych z terenu zachodniej Europy, o których pierwsze informacje przynoszą relacje bodajże dopiero z XV wieku (...) Warto jednak przypomnieć, że herby Grebelwitzów i Exauów stanowią jedne z najstarszych przykładów wyobrażeń wielbłąda w europejskiej sztuce heraldycznej, wyprzedzając chronologicznie jego projekcje w herbach angielskich, czeskich, niemieckich, a także poprzedzając ekspozycję dromadera w herbie śląskich Schmoltzów".

    /tegoż "Śląskie baktriany. Próba interpretacji symboliki wielbłąda w heraldyce rycerstwa śląskiego na przykładzie czternastowiecznych pieczęci rodzin von Exau i von Grebelwitz", w: "Średniowiecze polskie i powszechne", T. 3 (7), pod red. J. Sperki, B. Czwojdrak, Katowice 2011/

     

    O tych ostatnich wspomniał w swym herbarzu Kasper Niesiecki:

    "Michorowski herb. Powinien być Wielbłąd szary w polu białym, w prawą tarczy bieżący, noga jego prawa przednia trochę od ziemi podniesiona, nad hełmem tak z korony wychodzą dwie łabędzie szyje, że się z sobą w górze stykają *). Paprocki

    *) Podług herbarza Norymberskiego, powinno być pole złote, wielbłąd czerwony. Tak go do dziś używa familia von Schnoltzen. - P. W. [str. 384] i Okolski o nich nie pisał, tylko MS. o Famil. Prusk. jest w Kwidzyńskim kościele napis roku 1571. Kilianus Szmolth Michorowski".


  13. W dniu 27.05.2010 o 9:20 PM, FSO napisał:

    piszę krótko - przeszukam kilka pozycji swoich - ale... Fakt, że Jagiellonowi byli obcą dynastią na tronie spowodowało wzrost i rozwój przywilejów szlacheckich

     

    Nie licząc dynastii piastowskiej mieliśmy na naszym tronie wielu władców, których można by określić jako obcą dynastię. Choć nie wiem na ile ówcześnie uznawano za obcego takiego Jana Olbrachta, i na ile był on mniej lub bardziej obcy od np. Henryka Walezego czy Augusta III Sasa. Absolutnie nie ma żadnej zależności pomiędzy obcością dynastii a kwestią wzrostu przywilejów.

     

    W dniu 29.05.2010 o 10:33 PM, FSO napisał:

    moze się mylę, ale... Tak naprawdę ostatnim władcą, który miał prawo "krwi" do rządzenia, prawo, którego nikt nie mógł kwestionować był Kazimierz Wielki. On był ostatnim Piastem, wszystko co później to dynastie / władcy którzy musieli kupować sobie posłuszeństwo szlachty.

     

    Piastowie też oddawali królewszczyzny i sprzedawali urzędy.

     

    W dniu 29.05.2010 o 10:33 PM, FSO napisał:

    O ile pierwsze przywileje były, według części opinii urealnieniem w dół pewnych podatków i zobowiązań, to późniejsze były już realnym kupowaniem sobie posłuszeństwa przez krółó

     

    A jakie to konkretnie podatki zostały urealnione i kiedy?

     

    W dniu 27.05.2010 o 9:20 PM, FSO napisał:

    Tak przy okazji - lustracka królewszczyzm województwa małopolskiego sprawiła że skokowo wzoprsła "baza podatkowa" o 1/3 potem znów zaczęła powoli spadać.

     

    W dniu 29.05.2010 o 10:33 PM, FSO napisał:

    Przeglądałem właśnie Lustrację województwa Małopolskiego bodajże i tam w wielu wypadkach są skargi "miejscowych" na to, że ziemianie karczmy przed miastem pobudowali, że młyn nieodbudowany, że....

     

    Byłby to zadziwiający fakt godny odnotowania w annałach historii, wedle FSO w 1999 roku w naszym kraju istniały królewszczyzny. Chodzi oczywiście o lustrację województwa krakowskiego.

     

    W dniu 29.05.2010 o 9:42 PM, FSO napisał:

    Lustracja województwa małopolskiego stwierdziła, że nagle okazało się że o bodajże 1/3 wzrosła podstawa do opodatkowania,

     

    A jak się mogła zmienić podstawa opodatkowania?

     

    W dniu 29.05.2010 o 9:42 PM, FSO napisał:

    Piszesz o pomysłach Jana III - takie pytanie, kto podunął mu tą niepopularną osobę?

     

    Nic o tym nie napisałem.

     

    W dniu 29.05.2010 o 10:33 PM, FSO napisał:

    Tym bardziej, że to czy szlachta się odpodatkuje czy nie było wróżeniem z fusów..

     

    Jakieś przykłady tego "odpodatkowania"?

     

    W dniu 26.05.2010 o 10:13 PM, FSO napisał:

    Witam;

    R.R. - tomy napisano na temat tego jak próbowano wprowadzić reformy skarbowe, tomy napisano na temat tego ile kosztowały wojska zaciężne, tak samo napisano tomy n.t. tego na co było stać panów szlachtę. Problem jest taki, że ów wiek 17. pokazuje to jak staczała się Rzeczypospolita szlachecka, jak nikit nie miał spójnej [!] wizji polityki jaką prowadzić. Walczyć ze wszystkimi to nie sztuka, sztuką jest tak walczyć by mimo tego, że jest się słabszym umieć pokonać przeciwników [patrz Bismarck]. Dymitraidy, wojny ze Szwecją, wojny z Kozakami, Turcją - kim chcesz, w efekcie czego z kraju który był potęgą w tej części Europy [choć wymagającą reform potęgą] stał się bniema pariasem, bo nawet z wiktorii wiedeńskiej nie umiliśmy nic wyciągnąć, zaś szlachta słysząc hasło vivenbte rege reagowała ciężką alergią, zaś lekką rączką budując prywatną potęgę na gruzach siły państwa. O "detalach" w stylu ruchawki mające na celu pognębić Żydów, innowiuerców nie ma co wspominać, bo zdarzało się to coraz częściej...

    pozdr

     

    Zacytowałem całość wypowiedzi FSO dla dla uroku języka (te: vivenbte rege, bniema, umiliśmy czy innowieurców - rzecz bezcenna).

    To le kosztowały nas te wojska zaciężne i na ile odbiegaliśmy w tej kwestii od reszty Europy? 


  14. 3 godziny temu, euklides napisał:

    No więc mam książkę Pierre Nord "Mes Camerades sont mort" tom III. W miejscu gdzie w książkach pisze wydawnictwo w tej książce jest:
    LIBRAIRIE ARTHEME FAYARD
    EDITIONS FAMOT. GENEVE 1974

     

    Jest euklides pewien tego roku wydania, bo nie chciałbym kupić innego wydania tak byśmy mogli posługiwać się tym samym tekstem.

     

    3 godziny temu, euklides napisał:

    Więc powtarzam: francuskie służby powstały dużo wcześniej

     

    Czyli kiedy powołano struktury TR?

     

    3 godziny temu, euklides napisał:

    Nie chce mi się go szukać. Jakoś akwizycja mnie nie interesuje

     

    A szkoda, bo albo P. Nord jest niekompetentny albo euklides znów coś przepisał niezbyt rzetelnie, ja stawiam na to drugie. Ta firma "Lowe-Radio" to w rzeczywistości Radiofrequenz GmbH (Spezialfabrik für Radio-Apparate), jej produkty jak i samą firmę rzeczywiście nazywano nieco podobnie: "Loewe", od nazwiska braci: Siegmunda i Davida Ludwiga. Tyle że byli to Żydzi i w 1938 roku uciekli z Niemiec, czyli  trochę trudno było temu agentowi być akwizytorem sprzedającym radia "Lowe" czy "Loewe" około 1941 roku.

     

    3 godziny temu, euklides napisał:

    A tak poza tym to wejście wojsk niemieckich do strefy nieokupowanej nie było zaskoczeniem? 

     

    Dla świetnie wyszkolonych Francuzów - jak najbardziej. No to chyba nie byli aż tak świetni...

     

    3 godziny temu, euklides napisał:

    A w Holandii też doszło do hekatomby. Na przykład operacja Pole-Nord podczas której Anglicy zrzucili 53 skoczków holenderskich których Niemcy wyłapywali. Przeżyło z nich tylko 3. Nawet ich wyszkolenie techniczne pozostawiało wiele do życzenia bo w ogóle nie działał security-check, czyli umówione znaki przekazujące że się nadaje pod presją. I to tylko z braku wyszkolenia. Po wojnie zresztą na tym tle były dyplomatyczne zadrażnienia między  Holandią a Anglią

     

    To faktycznie przykład katastrofalnie przygotowanej akcji, coś tam czytał euklides ale nie doczytał, otóż te zadrażnienia pomiędzy rządem holenderskim a brytyjskim, to nie czasy po wojnie a rok 1941.

    /by się o ty przekonać wystarczy zajrzeć do: L. Olson "Last Hope Island"/

     

    3 godziny temu, euklides napisał:

    Nawet ich wyszkolenie techniczne pozostawiało wiele do życzenia bo w ogóle nie działał security-check, czyli umówione znaki przekazujące że się nadaje pod presją. I to tylko z braku wyszkolenia

     

    Coś tam euklides czytał ale nie doczytał - było zupełnie na odwrót. Od pierwszego skoczka, czyli Huuba Lauwersa i jego wiadomości przesyłanych do Anglii brakowało w nich owych znaków, co więcej wysyłał informacje w których zawarł ostrzeżenie, że został pojmany (ciągi liter: CAU i GHT). Zatem nie zawiodło tu szkolenie wysłanego agenta a "centrala" ignorująca brak w przekazywanych informacjach odpowiednich kodów bezpieczeństwa. Choć zgodzę, że ci holenderscy agenci byli źle przeszkoleni, co obciąża bezpośrednio Brytyjczyków, zarówno z SOE jaki MI6.

     

    3 godziny temu, euklides napisał:

    Będę używał określeń z tej książki tzn Agence Immobiliere zamiast Travaux Ruraux i major "P" zamiast Bardin

     

    Kim był według euklidesa ów major "P" - Bardin?

     

    W dniu 19.07.2020 o 1:22 PM, euklides napisał:

    Po lądowaniu Anglosasów w Afryce Północnej ta marsylska placówka zeszła do podziemia i powstała na jej bazie placówka Starej Travaux Ruraux, "Glaieul"

     

    Nieprawda, 115-tka była już tajną placówką zatem nikt nie schodził do podziemia bo już w nim był.

     

    Wciąż czekam na źródło informacji o rzeczywistym istnieniu "Agencji Nieruchomości", i tak sobie czekam i czekam...

     

    3 godziny temu, euklides napisał:

    Czyli wyraźnie pisze że z Agence Immobiliere młodej wszyscy zginęli. Autor użył tylko słowa holocaust zamiast hekatomba

     

    Akurat wyraźnie tego nie napisał, chyba że euklides nie pojmuje różnicy pomiędzy: "wszyscy" a "prawie wszyscy", po za tym miał wskazać euklides ten fragment o efektach szkolenia angielskiego na bazie wskazanej książki Baden-Powella, jakoś nie potrafię odnaleźć tego w zacytowanym fragmencie.

     

    W dniu 13.07.2020 o 5:35 PM, euklides napisał:

    Pierre Nord w "Mes Camerades... " pisze: w marcu 1943 roku szef francuskiego kontrwywiadu, major P przystąpił do tworzenia przegród nowej Agencji Nieruchomości dla odróżnienia od istniejącej nazywanej Młodą. Najpierw powołał w Algierze zastępców, 2 kapitanów, później trzeciego, kapitana Vellaud zwanego Toto któremu powierzył funkcję lotnego członka dowództwa który miał dokonywać inspekcji Agencji Nieruchomości Młodej. Oczywiście potrzebny był również sprzęt. Szkoleniem zajął się kapitan, były dowódca kompanii legii cudzoziemskiej, niezdolny do służby bowiem poważnie ranny w twarz, nie mógł mówić

     

    To na razie napisał nam euklides, że nowe kadry szkolił kapitan z Legii Cudzoziemskiej, Brytyjczyk czy Francuz? I z czego szkolił? Z dalszej części cytatu wynika, że ów "P" - Francuz stworzył we współpracy z Anglikami program szkoleniowy. No to chyba za wyszkolenie Francuzów generalnie i ostatecznie odpowiadał... Francuz. A Brytyjczycy przeszkolili agentów głównie w zakresie sabotażu i kursów spadochronowych. To nie bardzo pojmuję jak na Brytyjczyków można zrzucić odpowiedzialność za nieumiejętność zachowania bezpieczeństwa i tajemnicy??

     

    W dniu 19.07.2020 o 1:22 PM, euklides napisał:

    Tu chodzi o placówkę Służby Bezpieczeństwa Wojskowego w Marsylii której szefem był kpt. Ledroit de Regle

     

    Odkrył już euklides tajemnicę związaną z tym kapitanem?

     


  15. Słusznie napomniany przez Bruno powrócę do pewnej kwestii bliżej związanej z głównym  tematem,  Komar napisał:

    W dniu 3.05.2020 o 1:05 PM, Komar napisał:

    Secesjonisto - ty tak na serio?

    Ja napisałem, że linia Curzona jako granica między Polską a ZSRR została ustalona "nieodwołalnie" - no bo do kogo władze polskie miałyby się odwołać? Podczas konferencji w Teheranie, Jałcie i Poczdamie przywódcy koalicji antyhitlerowskiej spierali się w wielu sprawach dotyczących powojennego ładu europejskiego - decyzję dotyczącą linii Curzona przyjęli zgodnie bez większych dyskusji. Roosevelt, Churchill i Stalin wspólnie uznali, że to jest najlepsze rozwiązanie.

     

    W dniu 8.05.2020 o 12:45 AM, Komar napisał:

    Ta z Lwowem dla Ukrainy.

     

    Oto w lutym 1944 roku prof. Arnold Toynbee, szef Research Department w brytyjskim ministerstwie spraw zagranicznych, stworzył memorandum, którego tytuł być może zdziwi Komara: "Possible Adjustments of the Curzon Line". W pewnym zakresie tekst tego memorandum był zgodny z tym wcześniejszym z 19 listopada 1943 r. "Poland's Eastern Frontier". Być może zainteresuje Komara fakt, że w obu opracowaniach Lwów należeć miał do Polski. By nie wspomnieć, że i chyba Anthony Eden podobnie widział przynależność tego miasta jeszcze w listopadzie 1943 r., w myśl zaprezentowanego Gabinetowi Wojennemu dokumentu: "Possible Lines of a Polish-Soviet Settlement".

    Faktem, jest, że co do zasady Brytyjczycy a za nimi Amerykanie, stali na stanowisku że linia Curzona jest najsensowniejszym rozwiązaniem kwestii naszej wschodniej granicy, nie do końca prawdziwym jest jednak konstatacja, że była to linia nienaruszalna.


  16. Służby tego państwa osiągnęły znaczący sukces aresztowali oto niemieckiego oficera:

     

    16 godzin temu, euklides napisał:

    Tu chodzi o placówkę Służby Bezpieczeństwa Wojskowego w Marsylii której szefem był kpt. Ledroit de Regle. Współpracował z nim szef wojskowego sądu okręgowego major „R”. Do listopada 1942 roku razem aktywnie zwalczali niemieckich szpiegów, nawet legalnie skazywali ich na rozstrzelanie. Raz aresztowali nawet niemieckiego oficera Lynckx

     

    Ja chciałbym poznać więcej szczegółów o tym niemieckim oficerze o typowo niemieckim nazwisku: Lynckx.

    Tak przy okazji, może coś więcej powiedzieć o tym kapitanie: Ledroit de Regle - to się razem nieco pośmiejemy. 

    Z chęcią poznałbym też listę tych rozstrzeliwanych niemieckich szpiegów albo przynajmniej jakieś orientacyjne daty tych egzekucji...

     


  17. 3 godziny temu, Komar napisał:

    Tak. Traktat z 12 lipca potwierdzał niepodległość Litwy, a także przynależność Wilna do Litwy. Bolszewicy byli wtedy stroną zwycięską i raczej nie byli takimi jasnowidzami, aby przewidzieć własną klęskę, która nastąpiła pięć tygodni później. Dokładnie w tych samych dniach - na konferencji w Spa od 10 do 12 lipca - Grabski zaakceptował linię Curzona. Można powiedzieć, że w tym momencie Polska uznała prawo narodów do samostanowienia. Ale potem sytuacja się zmieniła - i stanowisko Polski również.

     

    Proszę mnie nie rozśmieszać bo robią się mi zajady, to trochę tak jakbym czytał biuletyn propagandowy POP-u.

    Mógłby mi powiedzieć Komar co do jakiego narodu kaukaskiego bolszewicy uznali zasadę samostanowienia narodów, a jak to wyglądało w Gruzji?


  18. 17 godzin temu, euklides napisał:

    Faktycznie mam ograniczoną bazę źródłową bo dotychczas wydawało mi się że francuskie tajne służby powstały o wiele wcześniej. Tu i ówdzie można spotkać twierdzenia że jako pierwsi stworzyli nowoczesne tajne służby, już w XVIII wieku.

     

    Chyba nie bardzo rozumie euklides o czym napisałem, zatem nie napisałem o historii tajnych służb francuskich a o konkretnych służbach powstałych w 1940 roku. Widzi różnicę euklides? Nie dla wszystkich koniecznym jest by wszystko kończyło się na Sekrecie Króla - to akurat przypadłość euklidesa.

     

    17 godzin temu, euklides napisał:

    To niech się Szanowny Secesjonista odnajdzie i napisze o dotyczący czego cytat chodzi

     

    A to bardzo proste, proszę podać cytat gdzie ów Pierre Nord napisał: "że wywiadowcy szkoleni na tych zasadach przez Anglików, zresztą Francuzi, po przerzuceniu ich do Francji zawsze pierwsi wpadali. Pisze że była to po prostu hekatomba". Cytat polega na podaniu tekstu oryginalnego (tu: w języku francuskim), tytułu,  strony i roku wydania.

    No to czekam...

     

    17 godzin temu, euklides napisał:

    Ale była to organizacja tworzona w pośpiechu w warunkach zaskoczenia jakim było wejście Niemców do strefy nieokupowanej i ci co ją powoływali to właściwie spisali ją na straty

     

    Kłamie euklides, Stara TR nie powstała w chwili zajęta strefy nieokupowanej, opowiada euklides farmazony. Proszę podać źródło tej informacji - że TR powstała dopiero po wejściu Niemców do strefy nieokupowanej.

    Stan tej sieci:

    "PERTES TR Armist à fin 1940 = 6
    Année 1941 = 19
    Année 1942 du 1 janv ier au 1août = 19
    du 1août au 8 novembre= 6
    du 8 nov au 31décembre = 3
    Total = 53
    ".

     

    To niby jak w pośpiechu ją tworzono w warunkach zaskoczenia?

    Może od 1939 r. Francuzi pozostawali w stanie zaskoczenia - to jestem w stanie zrozumieć.

     

    17 godzin temu, euklides napisał:

    Jeżeli ktoś pisze o tajnym kontrwywiadzie to wygląda na niedouczonego i nie warto go czytać

     

    Ten niedouczony autor, którego nie warto czytać to członek Starego TR, późniejszy adiutant generała S. Czyli jakiego generała, może nam znawca spraw francuskich to objaśnić?

     

    W dniu 13.07.2020 o 5:35 PM, euklides napisał:

    Ale że byli źle szkoleni wynika z kontekstu. Kiedy się w jednym miejscu czyta że Anglicy są najlepszymi specami od takich szkoleń a później że siatka przez nich szkolona uległa zagładzie to przekaz staje się jasny

     

    Mnie mówi tak: agenci szkoleni prze Brytyjczyków nie zaliczyli hekatomby w Grecji, Jugosławii, Norwegii, Holandii, Polsce... a szkoleni przez nich Francuzi we własnym kraju ponoć to zaliczyli.

    Jakie wnioski wysnułby z tego euklides?

     

    Wspomniał euklides o przerzucie Avallarta, to może nam przypomnieć co stało się z dowódcą tamtejszej placówki, i jak to się stało że Starej  TR dowództwo placówki w Tuluzie, zostało trzykrotnie aresztowane? 

     

    17 godzin temu, euklides napisał:

    Do listopada 1942 roku razem aktywnie zwalczali niemieckich szpiegów, nawet legalnie skazywali ich na rozstrzelanie

     

    To proszę podać listę tych rozstrzelanych.

     

    W dniu 13.07.2020 o 5:35 PM, euklides napisał:

    W dalszej kolejności zwerbował na agenta Max de Vos, którego Agence Immobiliere Stara od pewnego czasu unikała. De Vos z wyglądu przypominał tłustego knura. Był z tych co to wszystkich znali i wszystko widzieli. O sobie mówił że jest Belgiem, znał Rosję w której się urodził, Niemcy gdzie był akwizytorem Luftwaffe, Francję gdzie był przedstawicielem Lowe-Radio,

     

    Trochę się uśmiałem, to poproszę o cytat gdzie pan Pierre Nord napisał o: "Lowe-Radio", tak z podaniem konkretnej strony.

×

Powiadomienie o plikach cookie

Przed wyrażeniem zgody na Warunki użytkowania forum koniecznie zapoznaj się z naszą Polityka prywatności. Jej akceptacja jest dobrowolna, ale niezbędna do dalszego korzystania z forum.