Skocz do zawartości

secesjonista

Administrator
  • Zawartość

    26,675
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

Posty dodane przez secesjonista


  1. Trudno było znaleźć stosowny wątek, a skoro o "Tirpitzu" najwięcej dyskutowano w tym temacie to uznałem, iż tu umieszczę pewne uwagi. W temacie forum.historia.org.pl - "Kamikadze" euklides napisał:

     

    W dniu 29.04.2020 o 11:23 AM, euklides napisał:

    Ale w 1943 roku Anglicy podłożyli ładunki pod Tirpitza (operacja: Source) , w końcu chyba największy pancernik w historii, jakoś im wodorosty nie przeszkodziły, miny wybuchły i mimo tej mocnej konstrukcji grodzi itd. to pancernik, nie żaden zapyziały grecki parowiec, musiał być parę miesięcy remontowany a nie poszedł na dno tylko dlatego że stał w fiordzie. 

     

    Co było odpowiedzią na wypowiedź Speedy'ego:

     

    W dniu 28.04.2020 o 10:21 PM, Speedy napisał:

    Jejku, ale to są nieporównywalne rzeczy! Szajnowicz nie chodził po dnie morza z tyczką i nie dźgał nią przepływających okrętów. Ani tym bardziej nie gonił ich wpław. Podpływał skrycie do jednostek stojących w porcie i przyczepiał miny że tak powiem, w bezpośrednim kontakcie. 

    Czy coś zatopił to trudno mi powiedzieć, może i nie, te brytyjskie miny dywersyjne w większości miały ładunek do 1,5 kg (a z za ciężkimi nie byłby przecież w stanie płynąć). Ale w przypadku statków handlowych, o niezbyt grubym poszyciu, taki wybuch może narobić całkiem solidnych szkód. To nie okręt wojenny, o mocnej konstrukcji, z rozbudowanym systemem grodzi wodoszczelnych, pomp. z doskonale wyszkoloną załogą. Jakiś zapyziały grecki parowiec z załogą niecałkowicie trzeźwą to inny kaliber problemu. Ale taki zardzewiały parowiec to konkretna zdolność przewozowa służąca okupantowi i wyeliminowanie go choćby czasowe to konkretna korzyść. 

     

    Co istotne, obie te wypowiedzi związane były z moim konceptem, w myśl którego japońscy nurkowie-samobójcy mieli umocowywać do dna okrętów alianckich miny na jakieś zaczepy magnetyczne. Jak objaśnił Speedy, koncept ów niezbyt był możliwy do zrealizowania w ówczesnej rzeczywistości technologicznej w związku z problemem umocowania stosownego ładunku do porośniętego poszycia okrętu. W odpowiedzi euklides podał przykłady akcji dywersyjnych (pomińmy tu kwestię czy rzeczywiście miały one miejsce) przeprowadzonych przez Jerzego Iwanowa-Szajnowicza i właśnie casus "Tirpitza".

    Trochę poszperałem, i wedle mej opinii w przypadku operacji "Source" przeprowadzonej przez brytyjskie miniaturowe łodzie podwodne (X-Craft) nie ma mowy o przyczepianiu miny magnetycznej do poszycia tego pancernika. Po pierwsze, użyte w tej akcji miny znacząco różniły się wagą od przeróżnych min stosowanych przez aliantów podczas drugiej wojny światowej. Po uwagę wziąłem jedynie amerykańskie miny; myślę jednak że te brytyjskie niezbyt odstawały od nich pod tym względem; patrząc tak od Mark 5 do Mark  48 najcięższe miny ważyły ok.: Mark 16 - 925 kg, Mark 18 - 925 kg, Mark 25 - 885-907 kg, Mark 39 - 907 kg; oczywiście wszystko zależało od wielkości użytego ładunku wybuchowego, zatem należy to traktować jako pewne przeciętne wartości.

    /korzystałem z zestawienia "United States of America Mines" umieszczonego na stronie NavWeaps/

     

    Tymczasem łodzie X-Craft miały transportować miny z których każda docelowo miała ważyć ok. 2 ton, bardziej zatem przypominały, pod tym względem, torpedy. Trudno sobie wyobrazić jak obsługa tych łodzi miałaby taki ciężar przyczepić do "Tirpitza", zwłaszcza że nie przewidywano by wychodzili oni z łodzi i działali jako płetwonurkowie, jak i nie przewidywano jakichś mechanicznych manipulatorów. O ile mogłem się zorientować cała ta koncepcja ataku na niemieckie pancerniki stojące w norweskim fiordzie polegała na spuszczeniu ładunków na dno morskie pod celem.

    Na platformie Warfare History Network, odpowiadającej za wydawanie takich popularyzatorskich periodyków jak "WW II History", "Military Heritage" "WWII Quarterly" (takie odpowiedniki naszego "Mówią Wieki" czy "Focus Historia"), mamy krótki artykuł, w którym Richard Rule napisał:

    "However, from within the deepening gloom that beset the Royal Navy, a ray of light emerged. For a number of years, Navy engineers had been working on the prototype for a 51-foot, 30-ton, four-man midget submarine specifically designed to attack naval targets in strongly defended anchorages. They had developed, in effect, a complete submarine in miniature, but in lieu of torpedoes, the midgets were fitted with two crescent-shaped detachable explosive charges fitted externally on either side of the pressure hull. These mines, each containing two tons of Amatex explosive, were to be planted on the seabed directly under the target ship then detonated with a variable time fuse".
    /tegoż "Taking Out the Tirpitz"; tekst dostępny na stronie warfarehistorynetwork.com; podkreślenie - moje/

     

    Z nieco solidniejszego książkowego opracowania:

    "The X-craft carried no torpedoes, but were designed to lay explosive charges underneath their victims. These were known as side charges because they were fixed to the side of the submarine. The side charge itself went through a number of incarnations before it was ready for use. Each was eventually to weight two tons (4,480lb) (...)
    The side charges themselves had to meet several requirements. The first was to blow up when required. It was a worthless exercise to train and potentially sacrifice a number of valuable naval personnel if at the last moment their weapon did not function. The explosive had to be powerful enough to break the back of a large vessel and it had to be able to withstand the water pressure on its metal casing. In addition, when the charges were dropped they had to sink to the bottom and not folat. This meant that the casing had to have free-flooding ballast chambers, so they would sink rapidly
    ".
    /C. Henry "Depth Charge! Mines, Depth Charges and Underwater Weapons, 1914-1945", Barnsley 2005, s. 172; podkreślenie - moje/

     

    Z książki brytyjskiego historyka, autora m.in. "Thunder in the East: The Nazi-Soviet War, 1941-1945":

    "For the Altafjord attck in September 1943 (code-named Operation SOURCE), the British used small submarines rather than manned torpedoes. The 'X-craft' were about 50 feet long and displaced 27 tons. The crew of four, including a diver, were accommodated within the small hull. The crew were to drop big explosive charges on the seabed, underneath their target".

    /E. Mawdsley "The War for the Seas: A Maritime History of World War II", New Haven and London 2019, s. 317/

     

    "He still had his second charge, which he released further down the battleshi's hull, just forward of "Caesar" turret. Place then turned the X-craft to starboard and cruised back down the side of the battleship, until he passed clear of her bows. They had done it. Their charges were laid, timed to go off in a lttle over an hour".

    /A. Konstam "Tirpitz in Norway: X-craft midget submarines raid the fjords, Operation Source 1943", Bloomsbery Publishing 2019, s. 66/

     

    "Pomiędzy godziną 9.25 a 9.32 w odległości 30 metrów po lewej burcie zauważono kolejny miniaturowy okręt podwodny - za X-6 w odstępie pięciominutowym płynął X-7 pod dowództwem porucznika Place'a. Podobnie jak poprzednikowi udało się jemu sforsować sieci przeciwtorpedowe i zanurzyć się około 50 metrów od stewy dziobowej pancernika. O godzinie 9.36 miniaturowy okręt podwodny osiadł na dnie i rozpoczął przygotowania do zrzucenia min (...) W obawie przed możliwością ułożenia pod dnem okrętu materiałów wybuchowych komandor Meyer chciał jak najszybciej opuścić dotychczasowe miejsce cumowania pancernika. Dowódca nie mylił się w swych przeczuciach - na dnie złożono osiem ton amatexu, o czym już wkrótce mieli przekonać się wszyscy (...) O godzinie 10.12 po lewej burcie na wysokości przedziału VII, w odstępach dziesięciosekundowych, nastąpiły dwie gwałtowne, potężne detonacje (...) Według pierwszej oceny komandora Meyera, źródło detonacji było odległe od okrętu o około 35-40 metrów, a siłę ładunku określano na około 400 kg silnego ładunku wybuchowego (...) O godzinie 11.53 z niszczyciela 'Erich Steinbrink' przekazano meldunek radiowy do dowództwa SKL Grupy Nord: '10.12. Ciężkie detonacje 60 m od LB Tirpitz. Dwie bomby czasowe podłożono pod okrętem spowodowały...".
    /E.T. Prusinowska, M. Skwiot "Encyklopedia okrętów wojennych", "Pancerniki typu Bismarck" cz. 2 "Tirpitz", AJ-Press 2001, s. 19 i n./

     


  2. Oficerowie i podoficerowie służb inżynieryjnych wojsk amerykańskich posiadali coś w rodzaju podręcznego wzornika z kamuflażem, którego mogli użyć. Można taką "książeczkę" obejrzeć w książce prezentującej różne zbiory (z okresu pierwszej wojny światowej) należące do Army Museum Enterprise.

    /"The Great War U.S. Army Artifacts", ed. S.G. Forgey, contr. A.T. Bogan, C.M. Gabaree et al., Center of Military History US Army, Washington 2018; na s. 11; dostępna na stronie: history.army.mil/


  3. W temacie forum.historia.org.pl - "Kamikadze" wspomniano o aktach sabotażu jakich dokonywał wymieniony w tym temacie - Jerzy Szajnowicz.

     

    W dniu 28.04.2020 o 5:45 PM, euklides napisał:

    Jednak nasz słynny dywersant, Jerzy Szajnowicz, doskonały pływak, który działał w greckim ruchu oporu podkładał miny magnetyczne i w ten sposób zatopił parę statków.

     

    Wydaje się, że wiedza euklidesa opiera się na nieco już przestarzałej literatury ("Agent nr 1Stanisława Strumpha-Wojtkiewicza czy "Pod obcymi banderami" Jerzego Pertka) i efektów "wystukiwania" w sieci, tymczasem wiele z przypisywanych Szajnowiczowi osiągnięć zostało obecnie zweryfikowanych negatywnie. Najczęściej powtarzane są informacje: wysadzenie okrętu podwodnego U 133, zatopienie niszczyciela "Hermes" (ZG 3; dawny grecki "Vasilefs Georgios"), tak ciężkie uszkodzenie U 372, że stał się on łatwiejszym celem dal aliantów, zatopienie bądź uszkodzenie hiszpańskiego transportowca "San Isidore", zniszczenie bądź uszkodzenie przy wykorzystaniu brandera jednostek (kaiki i kutry) z flotylli u wybrzeża wyspy Paros.

    Najsłynniejszą jego zdobyczą miał być U 133, wersji tej akcji jest wiele: dwie godziny płynął wpław do tej łodzi podwodnej, w innej wersji ukrył się w motorówce w porcie i po przebyciu mniejszego dystansu podpłynął do okrętu, podczepił minę bądź założył ładunek wewnątrz okrętu, potem przepłynął na przeciwległy brzeg zatoki Eleusis, po dopłynięciu dotarły doń odgłosy wybuchu w innej wersji o wybuchu dowiedział się już po udaniu się na kwaterę w mieście.

    Pierwsze - nieznany jest raport potwierdzający by to Szajnowicz dokonał takiego sabotażu.Drugie - podnoszono to to, że nie był on w stanie wpław zabrać odpowiedniej ilości materiału wybuchowego by zatopić okręt,.Po trzecie - czas, w najpopularniejszej wersji podkłada ładunek okręt wypływa z portu, za jakiś czas mamy wybuch, tylko że porównując tę wersję z niemieckimi informacjami o pozycjach okrętu wychodzi, że okręt zatonął zanim jeszcze wypłynął z portu. W większości wersji, Szajnowicz miał umieścić ładunek w pobliżu rufy, tylko że zarówno badania prowadzone wówczas przez Niemców, jak i współczesne nam badania Greków pod kierownictwem Aristotelisa Zervoudisa nie potwierdzają tego, okręt był przełamany w części środkowej, na rufie zaś nie było żadnych uszkodzeń. Co do obu tych kwestiach warto przyjrzeć się uwagom forumowiczów: ObitzSBrodołak w wątku "Sabotaż Iwanowa-Szajnowicza w Grecji". na forum ubootwaffe.pl.

     

    Co do kolejnych "ofiar", jak: U 372 czy "Hermes", to sensownie i przekonująco objaśnia to Tadeusz Kasperski:

    "Za Strumphem-Wojtkiewiczem powtarzał informacje o jego zatopieniu również Jerzy Pertek (...) Strumph-Wojtkiewicz, w swej książce w ogóle nie potrafił określić, kiedy i w jakim miejscu ta kacja miała dojść do skutku, a gdyby rzeczywiście zaszła ona na pełnym morzu, jak zasugerował, okręt byłby stracony - bo trudno byłoby go odnaleźć i podnieść z większych głębin (...) 21 kwietnia 1943 r. to załoga niszczyciela zatopiła w ataku na okręt podwodny HMS "Splendid". Ale już 9 dni później 'Hermes' został ciężko uszkodzony w nalocie w rejonie tunezyjskiego przylądka Bon, a 23 marynarzy poległo. Zniszczony okręt zatopiono 7 maja [czyli w cztery miesiące po straceniu Szajnowicza -secesjonista] u wejścia do portu w Tunisie".

     

    "Jego tytułowy bohater miał wcześniej przyczepić w śmiałej wyprawie ładunek wybuchowy (podawał jako miejsce zdarzenia rejon przylądka Tikho) i 'uszkodzić' U-Boota. To miało go rzekomo wydać na pastwę brytyjskich okrętów i samolotów. Jest to kolejny element fikcji literackiej autora, ponieważ przebieg akcji przeciwko U-Bootowi wskazuje, że wcale nie był uszkodzony, gdy został wykryty i zaatakowany. Tak było do chwili, gdy poważnie uszkodzenia zadało mu długotrwałe bombardowanie brytyjskich okrętów, zmuszając wreszcie do wynurzenia na pozycji 32°28'N, 49°34°37'E. Cała załoga (47 osób, w tym niemiecki szpieg), po samozatopieniu swojej jednostki trafiła do niewoli".
    /s. 62/

     

    "Nic dziwnego, że poszukiwania potwierdzenia innych akcji agenta, jak zatopienie hiszpańskiego transportowca 'San Isidore' na morzu po rzekomej akcji w Pireusie, uszkodzenie statku i małego okrętu w porcie Patras (...) - dotąd się nie powiodły".
    /tamże, s. 63/

     

    I jeszcze z tekstu Mariusza Borowiaka:

    "Iwanow był skuteczny przez 10 miesięcy. Robią wrażenie jego liczne dokonania dywersyjne na lądzie i próby niszczenia lub poważnego uszkodzenia wrogich jednostek morskich. Chociaż po latach okazało się, że nie był sprawcą zatopienia niemieckiego okrętu podwodnego „U 133” i niszczyciela „Vasilefs Georgios” oraz uszkodzenia „U 372”. Prawdopodobnie wziął udział w niegroźnym uszkodzeniu hiszpańskiego transportowca „San Isidore” i statku szpitalnego, gdy nie było na nim chorych, które cumowały w porcie Patras...".

    /tegoż "Dwa oblicza agenta wywiadu"; tekst dostępny na stronie: polska-zbrojna.pl/

     

    Większość badaczy; co zrozumiałe; skupiło się na okrętach, ja spróbowałem znaleźć informacje o tym transportowcu i podejrzewam, że "San Isidore" nie istniał. :B):

    Szczegóły w temacie: forum.historia.org.pl - "Udział gen. Franco w wojnie".


  4. W tematach: forum.historia.org.pl - "Sześciu najodważniejszych ludzi II wojny światowej" i forum.historia.org.pl - "Kamikadze", wspomniano co nieco o dywersyjnej działalności Jerzego Iwanowicza-Szajnowicza, przy czym padła nazwa hiszpańskiego transportowca "San Isidore", który według jednych źródeł miał zostać przezeń uszkodzony a w innych zatopiony. Warto tu pokrótce zająć się nim, jako przyczynku do kwestii współpracy hiszpańsko-niemieckiej.

     

    "Iwanow był skuteczny przez 10 miesięcy. Robią wrażenie jego liczne dokonania dywersyjne na lądzie i próby niszczenia lub poważnego uszkodzenia wrogich jednostek morskich. Chociaż po latach okazało się, że nie był sprawcą zatopienia niemieckiego okrętu podwodnego „U 133” i niszczyciela „Vasilefs Georgios” oraz uszkodzenia „U 372”. Prawdopodobnie wziął udział w niegroźnym uszkodzeniu hiszpańskiego transportowca „San Isidore” i statku szpitalnego, gdy nie było na nim chorych, które cumowały w porcie Patras...".

    /M. Borowiak "Dwa oblicza agenta wywiadu"; tekst dostępny na stronie: polska-zbrojna.pl/

     

    "In May 1942, at the port of Piraeus, he swam across and placed mines which sank the Spanish steamship 'San Isidore', which the Germans were using for smuggle arms and equipment to their agents in the Mediterranean".
    /B. O'Connor "Sabotage in Greece" (revisited and updated), Barking 2018, s. 101/

     

    Otóż, według mnie, ten transportowiec nosił miano "San Isidro Labrador" (w skr. "San Isidro"), a jeśli by tak było to nie został zatopiony przez Szajnowicza, tego dokonała gracka łódź podwodna "Katsonis" (Y-1) w pobliżu wyspy Kitnos (Κύθνος). Wydaje się mało prawdopodobne by dwa hiszpańskie statki o tak podobnie brzmiących nazwach uczestniczyły w tej samej operacji.

    "San isidro Labrador" został zbudowany w 1904 r. przez firmę Williamson R. & Son w Workington ( ) dla firmy Compañía Marítima Canaria, dla której pływał jako "Guanche", zmieniał właścicieli i swe miano ("Carmen”. "San Sebastián") i wreszcie trafił do flotylli handlowej Álvara Rodrígueza Lópeza (ok. 1929 r.).

    Był to jeden ze statków, które podczas drugiej wojny światowej weszły w skład hiszpańskiego Comercial Maritima de Transportes S.A. (TRANSCOMAR). Nie wdając się w różne zawiłości własnościowe, w skrócie: podlegało ono niemiecko-hiszpańskiemu holdingowi Sociedad Financiera e Industrial Limitada (SOFINDUS), ten zaś podlegał (czy był zależny) berlińskiej firmie ROWAK Handelsgesellschaft m.b.H., silnie powiązanej z nazistami. ROWAK powstało jeszcze w październiku 1936 r. (jako: Rohstoff- und Wareneinkaufsgesellschaft m.b.H.), jako efekt spotkania Hermanna GöringaJohannesa Eberharda F.  Bernhardta. Ten drugi był kluczową postacią w różnorakich ekonomicznych (i często o znaczeniu militarnym) przedsięwzięciach Niemców w Hiszpanii.

    /o początkach szerz.: R.H. Whealey "Hitler and Spain: The Nazi Role in the Spanish Civil War, 1936-1939"/

     

    Sytuacja zaopatrzeniowa w Afryce sprawiła, że w dowództwo niemieckiej marynarki wpadło na pomysł (operacja "Hetze") by zakupić szereg statków, które pod hiszpańską banderą i  hiszpańską załogą miały dostarczać niemieckiej armii paliwo, amunicję, części zapasowe itp. zaopatrzenie. W tym celu powołano właśnie TRANSCOMAR, a "San Isidro Labrador" był jednym z takich statków, obok takich jednostek, jak: "San Juan II", "San Eduardo", "Jose Trujillo", "Maria Amalia", "Rigel", "Isora", "Adeje". Początkowo statki kursowały pomiędzy Hiszpanią a Włochami, ostatecznie:

    "In July 1941 Berhanrdt was ordered by Sonderstab V E.F. of the RWM to organize Aktion Hetze, the acquisition of nine Spanish ships. To organize the purchases, Bernhardt duly added another company to his 'empire' and arranged the foundation of Comercial Maritima de Transportes SA, or Transcomar, in Madrid in July 1941. Finally, by September 1942 ten ships with a total tonnage of 4,642 mt. were engaged in Aktion Hetze. Initialy, these ships transported goods from Spain to Genoa. During the period November 1941 to September 1942, however, the ships, and their all-Spanish crews, were engaged in the transport of about 125,000 mt. of supplies from Italy and Creete to the Axis troops in North Africa".
    /Ch. Leitz "Economic Relations Between Nazi Germany and Franco's Spain: 1936-1945", Oxford Historical Monographis, Oxford 1996, s. 145/

     

    Ponieważ w Hiszpanii brakowało statków a akcję starano się rozszerzyć ,postanowiono sfinansować budowę nowych w hiszpańskich stoczniach. Z różnych powodów ich budowa się opóźniała i ostatecznie statki które powstały w ramach tej umowy nie wniosły już nic do wspomagania frontu w Afryce, dostarczały zaopatrzenie do okupowanej Francji:

    "Yet, as there was never enough tonnage available in a country which had lost ships with a total tonnage of about 200,000 metric tons during the civil war, Transcomar experienced an expansion of its activities. In late 1941, a plan surfaced in the OKM which involved the construction and purchase of twenty wooden ships from an official in the Franco administration, Joaquin Bau Nolla. The OKM hoped to use the ships within eight months time to supply Tripoli. While Transcomar arranged the deal, another newly founded company, Navegacion Iberica S.A.. or NISA, was to take control of the ships. A contract to that effect was signed by Bernhardt and Bau on 25 February 1942, and Bau immediately received a cheque for Pts 7.5 million, roughly 15 per cent of the total price. The ships, fourteen motor sailing ships with a tonnage of 600 metric tons each and six motor sailing ships with a tonnage of 350 metric tons each, were to be built to German specifications in Valencia and laid down within the next three months. However, the construction turned out to be hopelessly slow (...) While Bau had already pocketed Pts 29.5 million by early February 1944, only six ships of a total value of Pts 11 million were actually finished. Two of these, with a tonnage of 300 metric tons each, were the first to go into service for Germany on 29 April 1944, transporting fruit and ores to German-occupied France. The number of ships
    launched increased to seven by summer 1944. In the end, the OKM, which had spent Pts 43 million on the whole enterprise, unsuccessfully tried to sell the ships in Spain
    ".

    //tegoż "The Economic Relations Between Nazi Germany and Franco Spain, 1936-1945", D. Phil. Thesis, St. Antony's College, Oxford, April 1994, s. 172-173/


  5. Cóż, co tam euklides wie to już jego sprawa, pod terminem: "lubił" kryje się obawa Stalina przed podróżowaniem samolotem. Ponoć fascynowało go lotnictwo, co nie zmienia faktu, że już jako przywódca nie ufał tego rodzaju transportowi (a zwłaszcza... radzieckiemu). Może sobie euklides sprawdzi jak często w swym życiu skorzystał z możliwości przemieszczania się tym środkiem?

     

    "When the president suggested meeting in Alaska or North Africa, Stalin, afraid of flying and still wary about being out of his country for too long, objected".
    /Ph. Payson O'Brien "The Second Most Powerful Man in the World: The Life of Admiral William D. Leahy, Roosevelt's Chief of Staff" New York 2019, s. 249/

     

    "Stalin, who feared flying, traveled the nearly 1,200 miles from Moscow to Berlin by armored train...".
    /Ch. Tudda "Cold War Summits: A History, From Potsdam to Malta", London and New York 2015, s. 18/

     

    "Stalin hugged Kremlin security becouse he feared flying...".
    /L.E. Lehman "Churchill, Roosevelt & Company: Studies in Character and Statecraft", Guliford 2017, s. 41/

     

    "Aérophobie
    Joseph Staline avait peur de voler en avion. En dépit de sa passion pour l’aviation, il redoutait plus que tout de monter dans un avion. Le « Petit père des peuples » préférait voyager en train.

    Sa peur a été aggravée par les fréquentes catastrophes aériennes des années 1920-1930, au cours desquelles des personnalités politiques soviétiques ont trouvé la mort".
    /G. Petrusov "Les trois choses que Staline craignait le plus"; tekst dostępny na stronie: fr.rbth.com/

     


  6. 13 godzin temu, Marecki384 napisał:

    Ponury Gruzin miał  dośc latania po Teheranie a że akurat Armia Czerwona była niedaleko Berlina to znalazł świetny pretekst

     

    A może mi objaśnić Marecki384 jaki jest związek pomiędzy tym, że ktoś ma dość "latania" po stolicy Iranu z konferencją mającą miejsce w ZSRR?

    Wydaje się, że odległość dzieląca Moskwę od Londynu jest znacząco większa od tej dzielącą tę stolicę od Jałty. Bliskość Armii Czerwonej do Berlina nieszczególnie wiele tu zmienia, Stalin nie przebywał przecież na linii frontu. Zważywszy na to, "ponury Gruzin" musiałby albo zdecydować się na lot (czego nie lubił) albo odbyć długą podróż pociągiem i okrętem. 

    Zatem, o ile Stalin mógł rozważać angielską stolicę jako miejsce to konferencji to raczej nie z tych dwóch powodów.


  7. 2 godziny temu, jancet napisał:

    A gdzie w przytoczonej mojej wypowiedzi jest mowa o zamknięciu granicy? Bo to, że pisałem o kontroli sanitarnej, to akurat wiem. Podobnie jak wiem, że nie pisałem o zamknięciu granicy

     

     A to nie tak dokładnie pamięta jancet co napisał, otóż napisał, że 1 marca można było zamknąć polską granicę, co prawda zauważył jancet że nie wie czy coś by to dało ale szansa była a my (czyli: rząd) tej szansy nie wykorzystaliśmy. Napisał też:

     

    W dniu 17.03.2020 o 8:34 PM, jancet napisał:

    Wg niego najwięcej nowych zachorowań w Polsce będzie w przyszłym tygodniu, 17-23 marca i możemy się spodziewać ok. 250 nowych przypadków. Następny tydzień to jednak nadal 2/3 tego najgorszego.

     

    Maksymalna liczba chorych wyniesie niespełna 400 osób i będzie to ok. w ostatnich dniach marca. Nikt już więcej nie umrze.

     

    Na początku kwietnia liczba zachorowań spadnie poniżej 10 dziennie, a w drugiej połowie kwietnia nowych przypadków może już nie być.

    ------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

     

    No cóż, w optymistyczny wariant HUNAN to już trudno uwierzyć. Trzeba było zamknąć granice z Niemcami, Czechami i Słowacją najpóźniej 5 marca, gdy sytuacja w Niemczech wyraźnie wymknęła się spod kontroli

     

    Co do reszty... ja akurat (na początku epidemii) o tym by nie nosić maseczek i że mogą być one wręcz szkodliwe słyszałem w TVN24, zatem to nie tylko TVPiS. I tak samo wypowiadali się przedstawiciele WHO, podobnie PAN i GIS. Byłoby chyba przesadą podejrzewać, że PiS umieścił w tych tak różnych miejscach posłusznych mu potakiwaczy. Trzykrotnie dokonywałem zakupu maseczek, problemu z tym nie miałem, nie sądzę bym korzystał wówczas z jakiegoś podziemia maseczkowego.

    Co odo robienia zapasów... faktycznie był okres jak brakowało pewnych produktów, minął szał i obecnie leżą tak jak leżały przed tą paniką. Zatem większego sensu w robieniu zapasów - nie było. Sytuacja ludzi starszych jest i była nieco inna. Trzeba jednak mieć dużo złej woli i być mocno zacietrzewionym by coś takiego napisać:

     

    2 godziny temu, jancet napisał:

    W trochę później dowiedziałem się z tegoż TVPiS, że osoby starsze i te z chorobami, jak cukrzyca czy choroby układu immunologicznego (czyli ja), powinny pozostać w domu i nie wychodzić nawet do sklepu (jeśli już, to bez maseczki, bo maseczka w niczym nie pomaga :rolleyes:).

     

    Czyli jak miałem żyć, skoro nie miałem ani mieć zapasów, ani chodzić do sklepu? Czekać na Niewidzialną Rękę? Ale  jako ciężko pracujący (także zdalnie) i nieźle zarabiający człowiek nie chcę obciążać pomocy społecznej.

     

    Osobom starszym zalecano powstrzymywanie się od wychodzenia, nawet do sklepu. Jak dla mnie z takiego komunikatu wynika: skorzystaj z pomocy rodziny lub bliskich znajomych, skorzystaj z pomocy wolontariuszy bądź stosownych służb. Jest dla mnie oczywistym, że nie wszyscy mogli z takich form pomocy skorzystać i tacy starsi ludzi musieli do sklepów chodzić. Jak dla mnie, w tym zaleceniu nic dziwnego bądź oburzającego czy kłamliwego - nie było.


  8. Może wpierw nieco euklides doczyta a potem zacznie snuć porównawcze dywagacje. Pod "Tirpitzem" znaleźć się miały miny (ładunki?) ważące gdzieś po dwie tony, tymczasem Japończycy ostatecznie skupili się nad miną z ładunkiem ważącym ok. 10 kilogramów.

    To chyba tylko Francuzi potrafiliby na bambusowym kiju operować miną o takiej wadze...


  9. Młodzieńczy Stefan Żeromski był związany ideowo z redakcją "Głosu", w jednym z listów (z lutego 1892 r.) do Oktawii Rodkiewiczowej donosił, że podczas wizyty u państwa Witkiewiczów ukrywał swój "głosowiczowski katechizm" (Witkiewicz był związany z "Przeglądem Tygodniowym"). Na łamach "Głosu" często zajmowano się sytuacją materialną inteligencji (a zwłaszcza inteligenckiej młodzieży, przy okazji apelowano do niej by zrezygnowała z hamujących ją obciążeń szlacheckich. Świadomość szlacheckiego pochodzenia miała sprawiać przywiązanie nie tylko do pewnego systemu wartości ale i sposobu bycia i życia. A za tym szedł owczy pęd poszukiwania pracy "stosownej" do tego; nieco już przebrzmiałego; statusu. Leon Wasilkowski apelował by inteligencja: "z wiarą w moralną wartość swej pracy zbliżyła się do mas ludowych i w zamian za skromny, lecz uczciwie zapracowany kawałek chleba ofiarowała mu swą pracę", by obniżyła wymagania (L. "Z mieszczańskiego chaosu", "Głos", 1884, nr 34); a Jan Ludwik Popławski, pełniący de facto obowiązki redaktora naczelnego, w dwóch swych artykułach. wykładał:

    "Otóż właśnie, że tego „państwa” wyrzec się nie chce inteligencja nasza. Nie rozumie, iż jest ona jedynie inteligentnym proletariatem, i to nie tylko pod względem materialnym, ale i dążeniami swymi i uczuciami z masą pracującą jednoczyć się powinna. Tymczasem młodzi lekarze, prawnicy starają się dotychczas utrzymać na stanowisku uprzywilejowanym (...), mieć przyzwoite towarzystwo itp. Młodzież inteligentna winna zdemokratyzować się sama, zdemokratyzować obyczajowo, inaczej bowiem nie potrafi się przystosować do warunków swego istnienia, winna pozbyć się tych potrzeb osobistych, które czynią ją zależną od warstw uprzywilejowanych".

    /J. Nieboroski "Z kraju", "Głos", 1888, nr 19, J.L.P "Proletariat inteligentny", tamże, 1888, nr 42/

     

    Żeromski wielokrotnie na kartach swego dziennika pisał o doskwierającej mu biedzie, jak to dni spędzał o szklance herbaty i chlebie razowym jedzonym raz dziennie, i nie ma powodów by mu nie ufać. I oto ten sam Żeromski, biedy a zarazem podzielający przecież sądy propagowane na łamach "Głosu", zapisał:

    "Jestem zdecydowany rąbać drwa, nosić wodę, pracować jak parobek. Ale dlaczego ja tych zajęć pełnić nie mogę? Dlatego, że nie dano by mi ich. Jestem urodzony i wychowany".

    /tegoż "Dzienniki", T. 2, Warszawa 1954, s. 257/

     

    Zatem jego ograniczeniem był on sam.


  10. W dniu 28.04.2020 o 5:45 PM, euklides napisał:

    Jednak nasz słynny dywersant, Jerzy Szajnowicz, doskonały pływak, który działał w greckim ruchu oporu podkładał miny magnetyczne i w ten sposób zatopił parę statków

     

    To może euklides sprawdzi gdzie ewentualnie przyczepiał te "miny"? Przecież to zupełnie dwie całkiem różne koncepcje, co innego przyczepić minę w okolicach linii zanurzenia a co innego przyczepić do części będącej bardziej pod wodą. A czy Szajnowicz zatopił parę statków, i w jaki sposób - to już jedynie przypuszczenia.


  11. W dniu 25.04.2020 o 10:39 PM, Speedy napisał:

    OK, rozumiem, żeby oddziaływać na kolejne fale desantu

     

    Raczej myślałem o czymś innym, nadciągają jednostki desantowe i pierwszy rzut nurków próbuje je zniszczyć bądź uszkodzić.  Za jakiś czas z tych schronów wychodzi kolejna fala nurków atakując te same jednostki - trudno przecież oczekiwać by pierwszy atak nurków zniszczył wszystko dokumentnie. Z tym , że to tylko takie dywagacje na temat: "co autor mógł mieć na myśli".

    Program "Fukuryu" pozwala odkryć ciekawe aspekty psychologiczne ew. przyszłych kamikadze. Japończycy starali się ustalić co ile mają być rozstawieni nurkowie, te interwały miały chronić jednego nurka przed skutkami działań drugiego. Gdy; podczas śledztwa; spytano po co, skoro i tak każdy ma z nich zginąć uzyskano odpowiedź, że istnieje zasadnicza różnica gdy ktoś ginie w wyniku własnego działania i decyzji a gdy ma zginąć niejako jako produkt uboczny:

    "When ased why the metter of spacing was so important since if one man was to die with a charge, why not two, it was explained that from a morale standpoint, while a man was willing to die when he himself made the charge, he was not willing to die as a "byproduct" of another man's charge".

     

    I jeszcze taka ciekawostka o podnoszeniu prestiżu nurków, którzy formalnie byli zrównani z okrętami bojowymi:

    "It is interesting to note that each diver was given an ensign to wear, placing him in the same category as a combatant ship. The idea was to bolster morale on the theory that each man was taking the place of a ship which had been put out of the fight". 


  12. 7 godzin temu, Speedy napisał:

    To ostatnie też szczerze mówiąc wygląda nie za dobrze. Przecież desantu nie wysadzał jeden amerykański okręt ale wielka ich liczba w szerokim na kilometry pasie wybrzeża. Wszyscy ci nurkowie musieliby przystąpić do akcji mniej więcej jednocześnie. Więc jak mieliby się kryć przed eksplozjami min sąsiadów?

     

    Sens mogło jednak mieć, niekoniecznie musieli atakować jednocześnie, skoro tego rodzaju schrony planowano nawet na osiemnaście osób wyobrażam sobie, że mogli rozpatrywać wychodzenie do ataku w jakichś falach np. po sześć osób. Z jakiegoś powodu testowali te schrony na podwodne wybuchy (na psach).

    Cała koncepcja obrony miała wyglądać tak:

    "The overall anti-landing defense for sloping beaches was planned as follows: outboard in water from 10 to 15 meters would be a row of mines anchored to the bottom and resting there until released by a trip rope operated from a distance. These mines were to be laid by the Fukuryu divers and later released by them from their positions. Next would come three rows of Fukuryu armed with their suicide mines. The rows were to be 50 meters apart and the men were to stand 60 meters apart, but so staggered that there would be a man every 20 meters. These men were to operate at a depth of 4-6 meters. Further inboard would be a row of magnetic mines in three meters, and last would be numerous beach mines in 1 meter of water".


  13. W dniu 11.01.2009 o 6:53 AM, ciekawy napisał:

    Och - twórczość p. Stefana jest cudowna. Przez wiele lat mieszkałem na stancji w Nałęczowie po sąsiedzku (przez płot) z jego "chatką". Być może tak nasiąkłem bezosobową aurą pisarza, iż zamiast czytać wzmiankowaną lekturę - "Przedwiosnie" wziąłem się za drukowaną na łamach warszawskiej "Nowej Gazety" - od września 1906 do lutego 1908 - powieść pt. "Dzieje Grzechu"

     

    Cóż... o pojawieniu się tej powieści we wrześniu 1906 na łamach tej gazety można poczytać na różnych stronach internetowych, choćby: kulturatka.pl, filmpolski.pl a nawet culture.pl (prowadzoną przez Instytut Adama Mickiewicza - "narodową instytucję kultury"), tyle że nic takiego we wrześniu nie miało miejsca.

    Co prawda w numerze 424 z 16 września 1906 r. zamieszczono anons w którym informowano: "Zaraz po ukończeniu idylli "Nad Wisłą" Feliksa Jabłczyńskiego, 'Nowa Gazeta' rozpocznie w odcinku jeszcze w bieżącym miesiącu [podkreślenie w oryg. - secesjonista] druk powieści Stefana Żeromskiego p.t. 'Dzieje grzechu'", tylko potem właściciel gazety miał problemy prawne z tytułem "Nowej...", stąd kolejny numer "Nowej Gazety" pojawił się dopiero... w maju 1907 roku (sygnowany jako nr 1 (200), z 2 maja 1907). Te prawnicze perturbacje wokół tytułu sprawiły, że wydawcy powołali do życia zastępcze pismo "Ludzkość" (numer 1 ukazał się 18 września 1906 r.), i właśnie w tym piśmie pojawił się pierwsze odcinki "Dziejów grzechu" (od numeru 25 z 2 października 1906 r.). Można zatem napisać, że tę powieść pierwotnie drukowano w "Nowej Gazecie" w 1906 roku (pomijam odrębny i późniejszy druk z 1907 r. na łamach "Nowej Reformy"), choć poprawniej by było uwzględnić że miało to miejsce na łamach tego "klonu", tak jak uwzględniają to co bardziej skrupulatni autorzy opracowań (patrz - poniżej na podane na końcu przykłady). O tym zamieszaniu informowano czytelników we wspomnianym majowym numerze wznowionej "Nowej Gazety": "Od dziś wznawiamy pod poprzednią Redakcyą (...) wydawnictwo 'Nowej Gazety' która odtąd będzie dostarczana wszystkim prenumeratorom 'Ludzkości' zamiast tejże. Odzyskawszy prawo wydawania 'Nowej Gazety' (...) Dalszy ciąg powieści drukowanych dotychczas w 'Ludzkości", a mianowicie 'Dzieje grzechu' Stefana Żeromskiego oraz 'Próżność' Braci Margueritte'ów pomieszczać będziemy w odcinkach 'Nowej Gazety'".

    Nie można jednak napisać, że: we wrześniu, bo tak czy inaczej miało to miejsce w październiku.

     

    "Pisane w latach 1904-1907 i publikowane, od października 1906 do lutego 1908 roku, w warszawskim dzienniku 'Nowa Gazet'...".
    /J. Słodowski "'Dzieje grzechu' - historia adaptacji filmowych", w: "Żeromski na ekranie" red. J. Pacławski, Kielce 1997, s. 33/

     

    "1906
    22.04.1906” Gazeta Wileńska” ( nr 43) – proza poetycka „ Zemsta jest moją…”
    ( przedruk w „ Krytyce”)
    05. 1906– „ Powieść o Udałym Walgierzu” 
    02.10. 1906- 22.02.1908 – na łamach „ Nowej Gazety” zaczynają ukazywać się „Dzieje grzechu”
    ".
    /"Stefan Żeromski - utwory"; kalendarium stworzone przez kieleckie Muzeum Lat Szkolnych Stefana Żeromskiego; dostępne na stronie: mnki.pl/

     

    "Powieść Żeromskiego drukowała najpierw w odcinkach „Nowa Gazeta” (od października 1906do lutego 1908). W 1908 roku ukazało się jej wydanie książkowe".
    /E. Wiącek "Niemoralny moralista w młodopolskiej masce.Wokół 'Dziejów grzechu' Waleriana Borowczyka", w: "Ciało i seksualność w kinie polskim" red. S. Jagielski, A. Morstin-Popławska, Kraków 2009, s. 241 przyp. 18/

     

    "Żeromski rozpoczął pisanie Dziejów grzechu w  maju 1904 podczas rocznego pobytu w Zakopanem, gdzie regularnie spotykał się z Edwardem Abramowskim, jednym z głównych ideologów polskiego socjalizmu i rozmawiał z nim o powstającej powieści, która zaczyna się ukazywać w październiku 1906 roku na łamach „Nowej Gazety”. Mimo że odcinki są już publikowane, pisarz wciąż intensywnie pracuje nad utworem".
    /L. Magnone "Ewa Pobratyńska", w: "… czterdzieści i cztery. Figury literackie. Nowy kanon, czerwony" oprac. zbior. M. Rudaś-Grodzka, B. Smoleń, K. Nadana-Sokołowska et al., Instytut Badań Literackich PAN, Warszawa 2016, s. 163/

     

    "'Dzieje grzechu' pojawiają się nieomal dokładnie w połowie drogi twórczej Stefana Żeromskiego . Początki pracy nad powieścią sięgają maja 1904 roku. W październiku 1906 utwór zaczął ukazywać się w warszawskiej 'Nowej Gazecie'".
    /"Lektury polonistyczne", T. II "Od realizmu do preekspresjonizmu" red. G. Matuszek, Kraków 2001, b.p. ed. elektron./

     

    "Drugiego października 1906 r . warszawski dziennik „ Nowa Gazeta " zaczyna publikować 'Dzieje grzechu' , nad którymi autor wciąż intensywnie pracuje".
    /"Klucze do Żeromskiego" red. K. Stępnik, Lublin 2003, s. 81/ 

     

    "2 października zaczynają się ukazywać 'Dzieje grzechu' w warszawskim dzienniku „Nowa Gazeta'(pismo przejściowo nazywało się 'Ludzkość)".
    /S. Eile, S. Kasztelowicz "Stefan Żeromski. Kalendarz życia i twórczości" Kraków 1976, b.p. ed. elektron./

     

    "Od stycznia do listopada 1906 oraz od maja 1907 do 1919 pismo nosiło tytuł 'Nowa Gazeta'. 'Dzieje grzechu' ukazywały się w odcinkach w „Ludzkości" od listopada 1906...".
    /S. Brzozowski "Listy" oprac. M. Sroka Kraków 1970, s. 333/

     

    "'Dzieje grzechu'. 
    Dwutomowa powieść drukowana była najpierw w warszawskiej 'Nowej Gazecie' (pismo przejściowo nazywało się 'Ludzkość') od 1906 do 1908 r., a następnie wyszło jej pierwsze wydanie książkowe (Wwa 1908)
    ".
    /J. Kądziela "Stefan Żeromski, 1864-1925. Poradnik bibliograficzny", Biblioteka Narodowa Instytut Bibliograficzny, Warszawa 1964, s. 28/

     

    "40. 'Dzieje grzechu'. Powieść. T. 1*2. 'Ludzkość' 1906  nr 25 - 1907 nr 198, cd. 'Nowa Gazeta' 197 nr 1-400 (z przerwami), dokończenie w dodatkach dla prenumeratorów (do 22 II 1908)".
    /hasło "Żeromski" oprac. M. Witkowski, W. Albrecht-Szymanowska; w: "Dawni pisarze polscy. Od początków piśmiennictwa do Młodej Polski. Przewodnik biograficzny i bibliograficzny", oprac. J. Maciejewski  et al., T. 5 (U-Ż), Fundacja Akademia Humanistyczna, Warszawa 2004, s. 209/.

     


  14. W dniu 16.02.2016 o 7:15 PM, fraszka napisał:

    Dziękuję Euklidesie, znalazłam, Hej chłopcy, morze ma barwę zieloną - to piosenka w wykonaniu Marty Mirskiej https://www.youtube.com/watch?v=ZKEuVOhwMjg

    I z tego Twojego wpisu porobiło się, że teraz szukam roku powstania tej piosenki. Gdyby powstała do 1956 r. to wykorzystałabym ją.

    (...)

    W notce o p. M. Mirskiej znalazłam, że p. M. Mirska nagrała Hej chłopcy - jako singiel SP402 i minialbum N0068. Przypuszczam, że singiel był wcześniej ale kto wie... Jak znaleźć po numerze nagrania Polskich Nagrań rok nagrania?

    Dodatkowo mam pytanie bo znalazłam, że Marian Syganiec z Mirosławem Chmierewskim stworzył w 1958 r. słuchowisko pod tym samym tytułem. Czy ono wiązało się z tą piosenką?

     

    Po pierwsze PP Polskie Nagrania (Polskie Nagrania Muza) powstały dopiero w 1956 roku, zatem ta firma fonograficzna musiałaby wziąć udział w tej propagandzie (mającej miejsce do 1956 r.) niejako rzutem na taśmę. Single miały rosnącą numerację, czasami ciągłość numeracji nie zgadzała się z kolejnością wydań, co na ogół związane było z różnymi problemami pomiędzy datą nagrania a ostatecznym wydaniem płyty, ale nie zmienia to w istotny sposób tej generalnej zasady: im wyższy numer tym nowsza płyta. Pierwszy singiel (SP1) wydany przez PN "Muza" to dopiero 1961 rok, trudno zatem przypisać singiel o numerze 402 do kampanii z lat pięćdziesiątych. Nie jest znany dokładny rok wydania singla SP402, ale z numeracji wynika, iż będzie to początek lat siedemdziesiątych, skoro SP394 - to 1971 rok, SP396 - 1972, SP397 - 1972, SP401 - 1971, SP405  - 1971, SP408 - 1971, SP409 - 1972 itd. itd. 

    Ten mini-album N0068 wydany był przez Polskie Nagrania w kilku wersjach, płytę wytłoczono zarówno w  "Muzie" (żółta i czerwona) jak i Pronicie" (niebieska), wszystkie na "czwórkach". Winyl ten zawierał prócz "Hej chłopcy": "Skończył się sen" (W. Machan, sł. J. Odrowąż), "Czy chcesz wciąż gniewać się" (W. Słowiński, sł. J. Gałkowski), "Czasem bywa tak" (H. Jabłoński, sł. K. Winkler). Nawet gdyby wydano to w latach pięćdziesiątych to trzeba bardzo wielkiego samozaparcia by uznać taki zestaw za element propagandy.

     

    W dniu 17.02.2016 o 12:02 PM, euklides napisał:

    Przed chwilą znalazłem że piosenkę "Hej chłopcy..." nagrała Marta Mirska po raz pierwszy w 1948 roku w poznańskiej wytwórni płyt MEWA

     

    Ano nagrała, wraz z: "Miłosną serenadą", "Chi-Baba, Chi-Baba", "Ay,Ay,Ay", "Piosenkami hawajskimi", "Cziju-Cziju", "A ja ciebie mam i nic więcej", "Manana" i tym podobnymi utworami (głównie walcami i tangami). Jeśli ktoś uważa, że komunistyczni propagandziści; w swej perfidii; umieścili dla niepoznaki w takim towarzystwie piosenkę "Hej chłopcy" przemycając w ten sposób propagandowe treści o powrocie do kraju, to cóż...

     

    W dniu 19.02.2016 o 6:15 PM, euklides napisał:

    Co do kierunku wiatru to będąc nad naszym morzem nigdy się nad tym nie zastanawiałem ale wydaje mi się że przeważnie to jest północny

     

    Tyle że tak nie jest, zarówno dla całego kraju jak i wybrzeża przeważają wiatry zachodnie.

    Dla całego obszaru Polski:

    "Udział poszczególnych kierunków wiatru nie jest jednakowy w ciągu roku. W lecie przeważają wiatry o kierunku zachodnim i północno- zachodnim. Jesienią rośnie udział wiatrów
    przybierających kierunek wschodni i południowo- wschodni. Zimą przeważają w wiatry wiejące z południowego- zachodu. Wiosna cechuje się względnie równomiernym rozkładem
    kierunków wiatru. Dominującym kierunkiem jest jednak zawsze kierunek zachodni
    ".

    /A. Dygulska, E. Perlańska "Mapa Wietrzności Polski", Akademickie Centrum Czystej Energii, Słupsk 2015, s. 5/

     

    Na Mierzei Łebskiej:

    "Częstości kierunków wiatru w sezonie letnim na Mierzei Łebskiej w latach 2008–2013 obrazują poniższe róże wiatru. W rozpatrywanym okresie zaznacza się największy udział wiatrów z sektora południowo-zachodniego. Największą frekwencję ma wiatr z kierunku zachodniego (10,4%)...".

    /K.Figat, K. Szyga-Pluta "Charakterystyka warunków anemometrycznych w sezonie letnim na Mierzei Łebskiej", "Badania Fizjograficzne", R. VI, Ser. A "Geografia Fizyczna", T. 66, 2015, s. 29/

     

    W przypadku wiatrów silnych i bardzo silnych:

    "Na  większości wybrzeża będzie to wiatr zachodni, a  w  Ustce również południowo-zachodni. W Świnoujściu natomiast wiatr silny i bardzo silny występuje najczęściej z północo-wschodu i północy, co jest związane z osłonięciem stacji od zachodu przez wyspę Uznam. W Kołobrzegu jedyne dwa przypadki wiatru bardzo silnego w badanym 20-leciu stwierdzono z kierunku północno- -zachodniego".

    /K. Tarnowska "Wiatry sile na polskim wybrzeżu Morza Bałtyckiego", "Prace i Studia Geograficzne", 2011, T. 47 s. 200-201/


  15. W dniu 22.11.2014 o 2:51 PM, poldas napisał:

    Istnieją imiona po których można zidentyfikować kto do jakiej społeczności należy

     

    Jak najbardziej istnieją, acz jak pisałem: łatwo się potknąć, do jakiej "społeczności" należeć mogą dwaj synowie którym rodzice nadali imiona: Set i Abel?


  16. Wspomniał wcześniej o tym zdawkowo ROGER: "Płetwonurkowie-samobójcy z ładunkami wybuchowymi na „tyczkach”", w sumie koncepcja nie wydaje mi się aż tak szalona gdyby wykorzystać jakiś rodzaj min z opóźnionym zapłonem. Ten, jak to się wyraził gregski: "kij od szczotki" to byłby taki Mega Stick (odpowiednik brooksowskiego Mega Meid :B):) pośród kijów, miał jakieś trzy i pół metra (wedle Wiki - jakieś pięć)

    Te schrony nie tylko miały chronić przed bombardowaniem czy ewentualną obroną aliantów ale i przed efektami działania innych japońskich "przyczajonych tygrysów".

    "Closer to shore were three rows of Fukuryu frogmen, with the rows 66yds (60m) apart and the frogomen in a line 55yds (50m) from each other. A variety of experiments were conducted  to create 'underwater foxholes' using concrete pipes or prefabricated concrete shelters to help shelter the Fukuryu frogmen from any Amercian countermeasures, as well as to protect them from the blasts when nearby frogmen set off their lunge mines".

    /S.J. Zaloga "Kamikaze. Japanese Special Attack Weapons 1944–45", Ser. New Vanguard, Osprey Publishing , Oxford 2011, b.p. ed. elektron./

     

    Amerykanie utworzyli specjalną misję wojskową (utworzoną w sierpniu 1945 r.) pod dowództwem kapitana Cliftona C. Grimes'a (dotychczasowy: Intelligence Officer in Charge of Technical Intelligence for Joint Intelligence Center Pacific Ocean Areas), której celem było szerokie zbadanie japońskich sił morskich głównie pod względem technicznym, szerokim gdyż uwzględniano nawet takie aspekty jak: "Neuropsychiatry in the Japanese Armed Forces" czy "Podiatry in the Japanese Navy".  Efektem pracy tego zespołu był "US Naval Technical Mission to Japan. Summary Report" (San Francisco, CA: US Naval Technical Mission to Japan, 1946), informacje o Fukuryu odnajdziemy w sekcji S-91 tego raportu (który dostępny jest na fischer-tropsch.org), jest tam trochę więcej informacji niż na anglojęzycznej Wiki czy w przywołanej publikacji Osprey'a.

     

    I jeszcze taki koncept czołgów-amfibii:

    "The Japanese had amphibious tanks 35 feet long, that rode "piggy back" on submarines. In preparation for an attack, the submarine would surface, and, after the tank had drained, it would be boarded by a crew of one officer and six men and a landing party of 35 men. The tank would then be driven off the sub, or the later would submerge, leaving the water-borne tank ready to proceed under her own power. When the Nipponese strategy turned defensive in 1944, these sea-going tanks were modified to include torpedo cradles. Upon reaching an objective, both torpedoes would be released at short range. No attempt to return ashore for re-loading would have been made, as the expendable tank would have simply been scuttled on the spot, and the brave but hapless crew would join their honorable ancestors. (These mechanical oddities were never known to have been used operationally although about 100 were built.)".

    /z omówienia "US Naval Technical Mission to Japan. Reports in the Navy Department Library" dostępnego na stronie Naval History and Heritage Command/


  17. W dniu 21.04.2020 o 9:32 PM, jakober napisał:

    Kilka wieków później, w XVIII wieku, marynarka brytyjska nadal eksperymetnowała z zapobieganiem szkorbutowi. Eksperymentował i Cook. Jedną ze swych wypraw zaopatrzył w 320 galonów słodu, 1000 funtów skondensowanej suszonej zupy (portable soup), ocet, musztardę, jęczmień, a do tego w „odpowiednie ilości kiszonej kapusty oraz soku z cytryny”

     

    Oczywiście Cook eksperymentował na własną rękę, ale jeśli chodzi o wyprawę na pokładzie "Resolution" (1768-1780) to miał eksperymentować na polecenie Admiralicji. Całe to jego eksperymentowanie nie miało zresztą większego sensu z przyczyn zastosowanych metod. Jak sam przyznawał cały czas starał się by jego marynarze mieli podawane (dodatkowo) świeże zielone warzywa bądź warzywa konserwowane w soli, stąd trudno było ocenić jaki to miało wpływ przy stosowaniu innych badanych produktów. Podobnie było z efektami podawanych dodatkowo: żurawiną, batatami, warzuchą czy piwem świerkowym.

    Co do "Lind's rob" podawanie tej mikstury nie miało większego znaczenia gdyż była ona poddawana wysokiej temperaturze, zatem wszystkie antyszkorbutowe właściwości soku z cytryn bądź pomarańczy w ten sposób zostały zniwelowane. Co więcej, Cook nie podawał specyfiku z soku cytrusowego (Linda)zbyt często, jak wynika ze wspomnianej relacji dla Royal Society to ordynował go w małych ilościach i głównie jako lekarstwo dla przeziębionych marynarzy. Badana przezeń "galaretka" (portable soup) nie miała; jak dziś wiemy; znaczenia dla ochrony przed szkorbutem. Produkt spółki: farmaceuty Williama Cookworthy'ego i pani Dubois, zarządzającej londyńską tawerną przy  Golden Head, którzy wygrali w 1756 r. kontrakt dla Royal Navy chronić mógł jedynie przed brakiem witaminy A i związanej z nią ślepotą zmierzchową (kurzą ślepotą).

     

    W dniu 21.04.2020 o 9:32 PM, jakober napisał:

    O kapuście kiszonej tego nie powiedział. Chociaż był jej entuzjastą (...) Również Cook flirtował z cytrusami. Choć podkochiwał się w kiszonej kapuście. Ale ostatecznie pierwszeństwo oddał słodowi

     

    Wydaje mi się, że przypisywany Cookowi entuzjazm względem kiszonej kapusty nieco był (i jest) przesadzony. Wydaje się, że po prostu był to na tyle oryginalny składnik menu dla Anglików, że, jak to bywa w przypadku nowości, wiele się o tym mówiło i komentowało. Zwłaszcza że Cook nie nakazał serwować kapusty codziennie tylko: "A pound of it was served to each man, when at sea, twice a week, or oftener when it was thought necessary". Trochę to mogło być "niezjadliwe" nawet dla ówczesnych marynarzy.

    Cook rzeczywiście stwierdził w swym liście (z 5 marca 1776 r.), iż słód jest najlepszym medykamentem na szkorbut: "This is without doubt one of the best antiscorbutic sea-medicines yet found out", choć dodał: "but I am not altogether of opinion, that it will cure it in an advanced state at sea". A o kapuście wyraził się też całkiem pozytywnie: "Sour-Krout, of which we had also a large provision, is not only a wholesome vegetable food, but, in my judg­ment, highly antiscorbutic, and spoils not by keeping".

    /list dołączono do odczytu "A discourse upon some late improvements of the means for preserving the health of mariners. Delivered at the anniversary meeting of the Royal Society, November 30, 1776. By Sir John Pringle"; tekst dostępny na stronie: Oxford Text Archive przy Bodleian Libraries/

     

    W dniu 21.04.2020 o 9:32 PM, jakober napisał:

    W swej pierwszej wyprawie serwował ją załodze w ilości 2 funtów na głowę na tydzień w przedziale jednego roku

     

    Ja zrozumiałem, że był to 1 funt dwa razy w tygodniu?

     

    Co do "MacBride's Malt" (wort), sfermentowany słód jęczmienny podawany w formie brzeczki nie mógł mieć wpływu na zachorowania na szkorbut. W zasadzie nie było w tym odpowiedniej ilości witaminy C:

    "The wort of malt was rich in B-complex vitamis, which would have improved the nutritional content of the sailors' diet and reduced the incidence of beriberi and night blindness, but anyone who reported that the wort had beneficial effects on scurvy patients was either deluded or lying. Modern research has shown that wort made from fermented malt actually contains almost no Vitamin C".
    /S.R. Brown "Scurvy: How a Surgeon, a Mariner, and a Gentleman Solved the Greatest Medical Mystery of the Age of Sail", New York 2005, b.p. ed. elektron./

     

    Cook zatem albo nie uwzględnił wpływu innych produktów albo poddał się promowanemu wówczas rozwiązaniu. Nie jest tajemnicą, że koncepcja wykorzystania słodu miała wówczas pewne "plecy". Wpływowy John Pringle (stojący wówczas na czele Royal Society) odradzał Admiralicji pomysł Linda i proponował by przetestować słodowy koncept Davida MacBride'a. Ten zaś miał brata Johna, kapitana marynarki, który miał być przyjacielem Pierwszego Lorda Admiralicji - lorda Sandwicha. David testował swój produkt na pokładzie okrętu HMS "Jason", dowodzonego właśnie przez jego brata, efekty miały być obiecujące, tylko że nie uwzględniono że równolegle załodze serwowano pomarańcze i jabłka. Ponoć Cookowi zasugerowano by szczególną uwagę zwrócił uwagę właśnie na słód, co mogło mieć pewien wpływ na jego konkluzje:

    "The vessel was also stocked with a variety of foods supplied by the Victualling Board, all thought to have some antiscorbutic value—citrus juice, dried beans, portable soup, sauerkraut, vitriol, and malt wort—along with a direction to pay particular attention to the malt".

    /J. Lamb "Prolegomena", w tegoż: "Scurvy. The Disease of Discovery", Princeton Univ. Press, New York 2016, s. 2/

     

    Autorytet Cooka, głosy medyków, plecy braci MacBride'ów sprawiły, że:

    "The admiralty recommended MacBride’s Malt rather than lemon juice as scurvy prophylaxis for the next 20 years".

    /J.H. Baron "Sailors' scurvy before...", s. 322/

     

    W dniu 21.04.2020 o 9:32 PM, jakober napisał:

    I teoretycznie można by w tych okolicznościach przypisać Brytyjczykom odkycie w kiszonej kapuście panaceum na szkorbut (kiszoną kapustę taszczył też ze sobą Wells)

     

    A nie chodzi aby o Samuela Wallisa? Ten chyba jednak nie taszczył ze sobą zwykłej kapusty kiszonej tylko taki mix:

    "... saloup (a mild, greasy beverage made from orchid roots and sauerkraut)".

    /"Scurvy: How a Surgeon...", b.p. ed. elektron./

     

    "The greatest of the library's treasures is, of course, the Endeavour journal, but open it at the first page of writing and you are in for a surprise. What greets your eyes is an apparently unrelated letter by Dr. John Hutchinson of HMS Dolphin, who is assessing for Captain Samuel Wallis the efficacy of various supposed scurvy remedies supplied for trial on recent their voyage to Tahiti. The letter, written on board just before the Dolphin’s arrival back in England, is dated a week before Cook begins his journal (...)
    Dr. Hutchinson had reported to Wallis that saloup (dried orchid tubers), portable soup (offal boiled down to a gummy solid), mustard, vinegar and distilled water were all useful items of diet or restoratives but the only antiscorbutic effect he had observed was when wild celery gathered in the Straits of Magellan was boiled for breakfast with wheat and portable soup".

    /A. Mawer "Some Late Improvements in the Means for Preserving the Health of Mariners", 24 February 2012, s. 1; tekst z "Cook's Treasures. Seminarium" dostępny na stronie National Library of Australia/


  18. W dniu 19.03.2020 o 9:06 PM, jancet napisał:

    Coś przeoczono i coś zrobiono zbyt późno. Bo ta moja analiza szeregów czasowych wskazuje, że tam gdzie przekroczono próg IV, to osiągnie się V, VI albo i XII. A każdy próg to dwa razy więcej chorych. Więc jak próg IV przekroczyły Włochy 28 lutego, to nazajutrz na granicy włoskiej we Francji, Szwajcarii, Austrii i Słowenii powinny się pojawić kontrole sanitarne i kierować osoby z temperaturą powyżej 38°C i współpasażerów na test i ewentualną kwarantannę. W Niemczech próg ten został przekroczony 5 marca, więc kontrola na naszych granicach powinna się pojawić w piątek 6 marca - o ile pamiętam, pojawiła się dopiero 10 marca we wtorek, a i to nie na wszystkich przejściach i obejmowała wtedy wyłącznie autobusy

     


  19. 8 godzin temu, euklides napisał:

    Coś pomieszane

     

    Jak eukldies oświadcza, że coś jest pomieszane przez kogoś innego to można być pewnym niemal na bank, że to on sam zaraz mocno pomiesza. To nie jest odpowiedni temat zatem krótko, ani Austria ani pruska Germania. Z chęcią poznam euklidesa uzasadnienie dla jego opinii:

    forum.historia.org.pl - "Święte Cesarstwo Rzymskie Narodu Niemieckiego".

     

     

     

    Jak się wydaje, kontakty pomiędzy zainteresowanymi stronami miały mieć charakter wymiany telegraficznych depesz, tak przynajmniej wygląda to w różnych relacjach prasowych z tych czasów. Choćby:
    "W związku ze skazaniem Greisera na karę śmierci, dowiadujemy się następujących szczegółów. Greiser szuka ratunku u papieża Piusa XII i u szeregu zagranicznych osobistości, jak ministra Edena, ambasadora Szwajcarii w Paryżu Karola Burgharda, ambasadora brytyjskiego w Paryżu Duff Coopera, swej żony, znanej pianistki Marii Greiser-Koerfer i innych. Prosi swych obrońców o telegraficzne zawiadomienie tych osób".
    /"Greiser przypomniał sobie o Bogu i zwrócił się do Papieża", "Gazeta Lubuska" Niezależne Pismo Demokratyczne, R. II, nr 192, 14 lipca 1946, s. 10/

     

    "The day following his execution, the Vatican city newspaper, 'L'Osservatore Romano', confirmed previous media reports that Pope Pius XII had agreed to Greiser's appeal and had interceded with the Polish government urging that the German war criminal's 'life be spared'. The paper emphasized the pope's full awereness of Greiser's wartime atrocities, including his ruthless anti-Catholic persecution, but nevertheless, Pius had followed the example, the paper claimed, of the 'Divine Master who on the cross prayed for those who crucified Him.'
    The pope had sought clemency for Greisler despite the lateter's conviction two weeks earlier by the Polish Supreme National Tribunal for numerous war crimes (including waging aggressive war on-and participating in-what amounted to genocide against the 'Poles). Pius issued his apeeal for mercy even as in Poland the pervasive postwar killing of Jews continued with apparently nary a whisper of protest from the Vatican
    ".
    /D.M. McKale "Nazis After Hitler. How Perpetrators of the Holocaust Cheated Justice and Truth", Plymouth 2012, s. 196/


    "He urged the commutation of death  sentences for some of the most notorious Catholic Nazi criminals. U.S. Military Governor of Germany General Lucius Cley rejected Pius's personal plea for clemency for SS officer Otto Ohlendorf, an infamous chief of an Einsatzgruppen (moblie killing) squad in Russia. The Pope's request for leniency for Obergruppenführer Arthur Greiser, who earned a repotation as a merciless ethnic cleanser, raised a fury in Poland (...) Polish officials rejected the Pope's appeal and newspapers condemned the Pontiff's 'flirtation... and defense [of Germany'. That did not stop Pius from also asking for clemency for Hans Frank, the lawyer turned Governor General who oversaw the Holocaust in occupied Poland, as well as Oswald Pohl, one of the chief administrators for all Nazi concetration camps. Despite Pius's interventions, all the men were hanged (...)
    Greiser wrote to Pius and two British politicians - Atnhony Eden and Alfred Duff Cooper - he thought mght be sympathetic to his appeal to avoid a death sentence. The politicians were smart enough to ignore hi. Only Pius respondend...
    ".
    /G. Posner "God's Bankers. A History of Money and Power at the Vatican", s. 145, przyp 41 s. 589/

     

    "Pius sought for such major mass murder as SS-Brigadeführer Otto Ohlendorf (...), Walter Rauff (the producer and manager of the gas vans), Oswald Pohl (...) and Arthur Greisser [tak w oryg. - secesjonista] (the gauleiter of Western Poland who was convicted for the murder of 1000,000 Jews). In effort to save Greisser who had been sentenced to death, the Holy See sent a special cable to the President of Poland".
    /A.S. [Anthony Stockwell] "A Corrupt Tree. An Encyclopaedia of Crimes committed by the Church of Romeagainst Humanity and the Human Spirit", Vol. I "The Unholy Popes and the Debasement of Western Civilisation", Xlibris LLC 2013, s. 280/

     

    "Phayer points [chodzi o Michaela Phayera autora "Pius XII, the Holocaust and the Cold War" - secesjonista] out that the pope issued a call for 'blakent clemency' for prisoners in Landsberg prison. This would have included men like Oswald Pohl (...) and Otto Ohlendorf (...) and Dr. Hans Eisele, responsible for the deaths of some 1,0000 people. Muench [chodzi o kard. Aloisiusa Muencha - secesjonista] counseled the Vatican against intervening on behalf of Ohlendorf, despite earlier interventions by the Holy See on behalf of of men imprisoned at Landsberg".
    /R.A. Ventresca "Soldier of Christ. The Life of Pope Pius XII", Cambridge, Masschusetts, and London 2013, b.p. ed. elektron./s. przyp. 128/

     

    Najważniejszą postacią w watykańskich zabiegach o ułaskawienia był wspomniany powyżej kardynał Aloisius Muench, który chyba z racji swych zapatrywań na kwestię winy zyskał szereg nominacji:
    "He was the Catholic liaison representative between the U.S. Ofiice of Military Government and the German Catholic Church in the American zone of occupied Germany (1946-49), Pope Pius XII's apostolic visitor to Germany (1946-47), Vatican relief officer in Kronberg, near Frankfurt am Main (1947-49), Vatican regent in Kronberg (1949-51), and Vatican nuncio to Germany from the new seat in Bad Godesberg, outside Bonn (1951-59)".
    /S. Brown-Fleming "The Holocaust and Catholic Conscience. Cardinal Aloisius Muench and the Guilt Question in Germany", Notre Dame, Indiana 2016, b.p. ed. elektron./

     

    Nie wszystkie przypadki wydawały oczywiste, przynajmniej niektórym z ówcześnie żyjących, choćby wspomniana postać Hansa Eisele'ego, w jego obronie występowali nie tylko katolicy, a pośród tych co zwracali się o akt łaski wielu było byłymi więźniami obozów:
    "Whatever his feelings might have been about such men, Muench was willing to consider cases of accused war criminals who initiated killing themselves and to transmit clemency documentation on their behalf to high-ranking American authorities. A case point is that of Hans Eisele (...) At least twenty-six Germans (family members, Catholic who had known Eisele in his yputh, and Catholic cencentration camp inmates whom Eisele helped) wrote to the War Crimes Modification board on his behalf. Among them were Heinrich Auer, director of the Caritas central library in Freiburg, Dr. Michael Höck, director of the Freising priests' seminar, Corbinian Hofmeister, abbot of Metten, Herr Carls, director of Caritas in Wuppertal [chodzi o Hansa Carlsa, który swe obozowe przeżycia zawarł w "Dachau, Erinnerungen eines katholischen Geistlichen aus der Zeit seiner Gefangenschaft 1941–1945" - secesjonista] ; and Father Wessel of Weimar. All were former Buchenwald inmates. Iconic figure like Protestant Pastor Martin Niemöller and Catholic Auxiliary Bishop Johannes Neuhäusler, also formed Buchenwald prisoners, reprted that Eisele treated them well (...) Acting in his capicity as liaison representative to the army (violating his role, which was to remain neutral), Muench provided information and documentation about the Eisele case to the Army's War Crimes Modification Boars. In early June 1948, upon the urging of Heinrich Auer, Muench directly approached General Lucius Clay and requested the stay of Eisele's execution. Clay complied".
    /tamże/


  20. Jak na razie wiem od janceta, że polski rząd zbyt późno zdecydował się na zamknięcie granicy, gdy chciałem porównać to z decyzjami władz Niemiec okazało się, że nie ma to sensu bo w przypadku Niemiec nie miało to w zasadzie znaczenia. Nie wiem czy chodzi o powierzchnię czy o ludność, w tym pierwszym przypadku to wyjdzie nam, że w kwestii granic możemy się porównywać jedynie z Włochami i Finlandią. Co wydaje mi się nieco absurdalne. Możemy porównywać przebieg epidemii w Polsce i w Niemczech ale działań władz; przynajmniej w pewnych zakresach; to już nie.

×

Powiadomienie o plikach cookie

Przed wyrażeniem zgody na Warunki użytkowania forum koniecznie zapoznaj się z naszą Polityka prywatności. Jej akceptacja jest dobrowolna, ale niezbędna do dalszego korzystania z forum.