Skocz do zawartości

secesjonista

Administrator
  • Zawartość

    26,675
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

Zawartość dodana przez secesjonista

  1. Feliks Dzierżyński - czerwony kat?

    Nie bardzo rozumiem wydźwięku tego artykułu... Dzierżyński nie był czerwonym katem, albowiem: 1. byli inni czerwoni kaci 2. potrafił komuś darować życie podczas dziesiątkowania więźniów ... W świetle tego artykułu wynika, że Dzierżyński nie tyle walczył z kontrrewolucją i przeciwnikami politycznymi, a jako szef powołanej do tego instytucji zajmował się głównie ratowaniem jej ofiar. Zabrakło informacji o jego rozterkach kiedy podpisywał rozkazy co do likwidacji... ale może w ogóle nie podpisywał? Pewnie miał łzy w oczach kiedy referował przed RKL swe zamiary: "Niech wam się nie wydaje, że poszukuję form sprawiedliwości rewolucyjnej; teraz nie sprawiedliwości nam trzeba. To jest wojna - twarzą w twarz, do końca. Życie albo śmierć! Proponuję, domagam się organu, którego zadaniem będzie rewolucyjne, bolszewickie wyrównywanie rachunków z kontrrewolucjonistami!". "Znałem dobrze Dzierżyńskiego ... Z natury był to człowiek idealnej dobroci, miał dla ludzi wielkie serce. Warto to zaznaczyć dla potomności, do wiadomości wszystkich, którym o nim mówią, lub którzy o nim mówią." Bez komentarza. Himmler nie był katem ponieważ nie znosił widoku tortur i kaźni. Hitler nie wprowadził do systemu nazistowskiego antysemityzmu, bo jego wieloletni szofer był żydowskiego pochodzenia, jak i jego ulubiona kucharka.
  2. Zapowiadała trochę więcej i wcale nie mgliście: "opiekę rządu krajowego podający układy takowe i wynikające z nich obowiązki przez jednego właściciela gruntu dobrowolnie przyjęte, nie tylko jego samego, ale i następców jego lub prawa nabywców tak wiązać będą, że ich nigdy samowolnie odmieniać nie będą mocni." i "a chcąc jak najskuteczniej zachęcić pomnożenie ludności krajowej, ogłaszamy wolność zupełną dla wszystkich ludzi tak nowo przybywających, jak i tych którzy by pierwej z kraju oddaliwszy się, teraz do Ojczyzny powrócić chcieli, tak dalece, iż każdy człowiek do państw Rzeczypospolitej nowo z którejkolwiek strony przybyły lub powracający, jak tylko stanie nogą na ziemi polskiej, wolnym jest zupełnie użyć przemysłu swego jak i gdzie chce, wolny jest czynić umowy na osiadłość, robociznę lub czynsze, jak i dopóki się umówi, wolny jest osiadać w mieście lub na wsiach, wolny jest mieszkać w Polszcze lub do kraju, do którego zechce, powrócić..."
  3. Pierwsze hitlerowskie obozy koncentracyjne

    Dachau nie było pierwszym obozem, ten obóz założony w starej prochowni był pierwszym z tzw. "głównych obozów". Co ciekawe T. Eick, zastępując poprzedniego komendanta, trafił do Dachau wprost z kliniki psychiatrycznej. Wcześniej ad hoc powstawały (na ogół wskutek przepełnień normalnych zakładów penitencjarnych) obozy tworzone przez lokalne struktury partii, policji i SA, niesłuszne zwane w literaturze "dzikimi obozami". Z "ciekawostek": naziści mieli swój odpowiednik Alcatraz, w postaci obozu na wyspie Langlütjen u ujścia Wezery, w dawnym forcie marynarki wojennej, trafiali doń głównie przeciwnicy polityczni z Bremy i Bremerhaven. Innym nietypowym miejscem odosobnienia był obóz umiejscowiony na barce przy Ochtumsand nad Wezerą (w pobliżu Bremy). Więźniowie odziani byli w strażackiej mundury z wymalowanym białym pasem na nogawkach, a przetrzymywani byli w dwóch ładowniach. Na pokładzie znajdował się płot z drutu kolczastego, który okalał również trap. Więźniowie wykorzystywani byli do prac przy robotach ziemnych. Szerzej: "Columbia-Haus. Berliner Konzentrationslager 1933-1936" red. K. Schilde i J. Tuchel "Konzentrationslager Oranienburg" red. G. Mörsch L. Wieland "Die Kozentrationslager Langlütjen und Ochtumsand" D. Krause-Vimlar "Das Konzentrationslager Breitenenau" G. Richter "Breitenau" E. Kogon "Der SS-Staat" A. Kaminski "Konzentrationslager 1896 bis heute" G. Schwarz "Die nationalsozialistischen Lager" M. Broszat "Anatomie des SS-Staates" "Hessen unterm Hakenkreuz" red. E. Henning Deutschland-Berichte der SOPADE J. Tuchel "Herrschaftssicherung und Terror-Zur Funktion und Wirkung nationalsozialistischer Konzentrationslager 1933 und 1934"
  4. Książka, którą właśnie czytam to...

    Przeglądam: Jarosława Hrycak "Nowa Ukraina. Nowe interpretacje" z serii Biblioteka Nowej Europy Wschodniej. Czytam: Jerzy Chdorowski "Niemiecka doktryna Gospodarki Wielkiego Obszaru" oraz przypominam sobie: Czesław Madajczyk "Początki nazistowskiej Grossraumwirtschaft. Naród i państwo. Prace ofiarowane H. Jabłońskiemu w 60 rocznicę urodzin".
  5. Co ciekawe, jak się zdaje Niemcy nie mieli w momencie rozpoczęcia działań wojennych skrystalizowanej koncepcji co do terenów Polski, poza koniecznością wcielenia do Rzeszy terenów uznanych za niemieckie. Wydaje się, że przeważała koncepcja szczątkowego państwa o charakterze buforowym, w którym nie wykluczano istnienia polskiego rządu. Z punktu widzenia Niemców istotną też była reakcja innych państw. Istniała koncepcja stworzenia protektoratu (wspomina o tym Walter Görlitz) na terenach byłej Kongresówki. Istnieje notatka z 26 września 1939 r. sekretarza stanu Weizsäckera z aneksem gdzie znajdują się notatki ambasadora von Moltke (z dnia poprzedniego), stwierdza się tam, że na negocjacjach w Moskwie należy przedstawić program rewindykacji obszarów polskich w granicach do 1914 r. Przyszłość Polski zależałaby od postawy mocarstw zachodnich. Co istotne stwierdzono tam, że jeśli Rosjanie nadal będą okazywać wrogi stosunek wobec koncepcji Polski szczątkowej, to Niemcy w swojej strefę będą mieli wolne ręce i będą mogli ogłosić własne rozwiązania. Były ambasador w Warszawie rozważał czy będzie możliwe stworzenie nowego rządu, i wnioskował, że byłoby to możliwe zależnie od obszaru jakim ten rząd miałby zawiadywać. Uznał, że powołanie rządu byłoby możliwe gdyby granicę oprzeć na linii Bug-Grodno-Przemyśl, a ludność miałaby liczyć 12-15 milionów. Natomiast wykluczył możliwość utworzenia rządu polskiego skłonnego do negocjacji z władzami hitlerowskimi gdyby granica przebiegała na linii Wisła-San. Oczywiście notatka jest wyrazem zapatrywań von Moltkego, a nie stanowiskiem rządu, zwłaszcza że dyrektywa Hitlera (nr 4) z 25 września wyraźnie stwierdzała, że nie ma żadnych definitywnych decyzji co do przyszłości ziem polskich. /"Les Archives Secrétes de la Wilhelmstrasse", Paris 1957, t. VIII, cz. I, doc. 99, W. Görlitz "Der zweite Weltkrieg 1939-45" / Istotniejszym tropem, ze względu na osoby, jest zachowana notatka Schmidta członka sekretariatu ministra spraw zagranicznych z rozmowy Hitlera, w obecności Göringa, ze szwedzkim przemysłowcem Birgerem Dahlerusem z 26 września 1939 r. Dahlerus był o tyle ważną postacią, jako że spełniał nieoficjalną rolę pośrednika pomiędzy Niemcami a niektórymi sferami angielskimi. Hitler informował, że zamierza reinkorporować do Rzeszy dawne ziemie niemieckie i pewne ważne strategicznie obszary, oraz chce utworzyć na terenie Polski azyl dla Żydów. Zarazem zapewniał Dahlerusa, że Rzesza nie zamierza "połknąć" Polaków, lecz tylko zabezpieczyć się przed nimi. Zastrzegł, że Polska nie może się stać przedmiotem konferencji pokojowej, że względu na niezgodę Rosji. /"Les Archives Secrétes de la Wilhelmstrasse", t. VIII, cz. I, doc. 100/ Kolejny ślad można odnaleźć w omówieniu przez Hitlera i Rosenberga (z 29 września) propozycji barona de Ropa (doradca polityczny angielskiego ministra lotnictwa d/s niemieckich), który był reprezentantem angielskich kół skłonnych do kompromisu. Hitler wyraził pogląd, że podbite ziemie polskie zamierza podzielić na trzy części: 1) obszar pomiędzy Wisłą a Bugiem przeznaczony dla Żydów oraz niepożądanych elementów, z silnie ufortyfikowaną Wisłą 2) na dotychczasową granicą szeroki pas germanizacji i kolonizacji, gdzie będą przesiedlani Niemcy z całego świata 3) pomiędzy nimi ma znaleźć się polska państwowość. Jak zaznaczył przyszłość miała pokazać, czy pas kolonizacyjny nie będzie trzeba przesunąć pasa kolonizacji. /H.G. Seraphim "Das politische Tagebuch Alfred Rosenbergs aus den Jahren 1934/5 und 1939/40"/ Frank na spotkaniu z przedstawicielami niemieckiego przemysłu wojennego z Oberkommando Ost (z 3 grudnia 1939) stwierdził, że Hitler już w październiku rozważał stworzenie państwa szczątkowego (eine Art Restataat), stwierdził: "Polen soll wie eine Kolonie behandelt werden, die Polen werden die Sklaven des Grossdeutschen Weltreichs" /IMT, t. XXXVI, s. 329/ Na konferencji z szefem OKW Keitelem z 17 października 1939 r. Hitler omawiał ukształtowanie się przyszłych stosunków polskich w odniesieniu do Rzeszy. Poza szeregiem znanych powszechnie wytycznych, jak ograniczenie roli inteligencji, likwidacja związków konsolidacyjnych, niedopuszczenie do wytworzenia się przejawów życia narodowego (nationale Zellenbildung), Führer stwierdził konieczność "usamodzielnienia kraju". W notatce szefa OKW do Wagnera padło stwierdzenie, że "Polska powinna być usamodzielniona i pozostawiona sobie". W tym początkowym okresie, kwestia przyszłości Polski przewijała się w rozmowach dyplomatycznych, zwłaszcza z przedstawicielami Włoch i Hiszpanii. W trakcie rozmowy z 1 października 1939 r., odbytej w kancelarii Rzeszy pomiędzy Hitlerem, Ribbentropem a Ciano. Wynika z niej, że Hitler nie miał jeszcze sprecyzowanej koncepcji co do ziem polskich, sugerował jednak powstanie czegoś na kształt zdemilitaryzowanego państwa (Reststaat) z ludnością około 8-10 milionów. Nie stwierdzono definitywnie czy Polska będzie krajem suwerennym, czy też protektoratem kontrolowanym przez Niemców. Podobnie w rozmowie z Ciano stwierdzał szef Frontu Pracy Ley, w rozmowie z 6 grudnia 1939, zapewniał go że w polskich dystryktach powstanie coś w postaci protektoratu pod nazwą "Nowa polska", potwierdzając zarazem powstanie strefy dla Żydów. W rozmowie z Ribbentropem ambasador Attolico (10 stycznia 1940 r.) przekonywał go by Niemcy pozwolili Polsce urządzić się w ten czy inny sposób, co zarazem pozwoli na kompromis z Zachodem, co było rozwinięciem sugestii Mussoliniego o stworzeniu polski skromnej (modeste), rozbrojonej, która by nie zagrażała Rzeszy, myśli której wyraził w liście do Hitlera z 4 stycznia 1940 r. /Les Archives Secrétes de la Wilhelmstrasse, t. VIII, cz. I, doc. 1131 i in., "Ciano's Diplonatic Papers"/ Podobne rozmowy prowadził Franco z ambasadorem Stohrerem, zaś w notatce Weizsäckera z 3 października znajdujemy, że ambasador Hiszpanii złożył mu ofertę misji "dobrych usług" celem doprowadzenia do pokoju, warunkiem było jednak utworzenie szczątkowego państwa polskiego. Tego samego typu sugestie odnotował Weizsäcker ze strony ambasadora Włoch w Paryżu Raffaele Guariglia. Nie wiadomo na ile wiarygodne są informacje przekazane przez J.D. Monneya z General Motors Export Corporation ambasadorom Kennedy'emu i Bullitowi (23 października) z jego rozmowy z Göringiem, który ponoć stwierdził, że nastąpi odrestaurowanie części Czechosłowacji i Polski. Odnotował to również Beneš w swych wspomnieniach: "were ready to sacrifice Czechoslovakia once more and, in some new form, Poland also". W rozmowie z Svenem Hedinem, odbytej w Berlinie 16 października 1939 r., Hitler zapowiadał odrestaurowanie państwa polskiego, jako że: "on nie chce tego motłochu w swych granicach, lecz Polska będzie tak zorganizowana, by już nigdy nie stała się groźbą dla Niemiec" /"Documents On German Foreign Policy 1918-1945", Washington 1954, t. VII, doc. 173, Les Archives Secrétes de la Wilhelmstrasse, t. VIII, cz. I, doc. 135, doc. 140 i doc. 197, Ch.C. Tansill "Back Door to War", "Memoirs of dr Eduard Beneš" s. 91/ Faktem jest, że Hitler zrezygnował z mgliście zarysowanych planów utworzenia państwa buforowego o szczątkowej suwerenności; pomimo kontynuowania różnych rozmów i sondowania polskich kół; w październiku zadecydował, że Rzesza zatrzyma utworzoną 26 października 1939 Generalną Gubernię: "Wir wollen das Generalgouvernement behalten, wir geben es nicht mehr her". Pytanie jakie się nasuwa, to czemu Hitler zrezygnował z takich koncepcji, na ile wpływ miały na tę decyzję przeprowadzone różne rozmowy z niektórymi kołami w Polsce, co do możliwości stworzenia kolaboracyjnego rządu, a na ile sukcesy militarne, które spowodowały reorientację wcześniejszych koncepcji wykorzystania gospodarczego ziem polskich.
  6. Premierzy III RP

    Tu nie chodzi o ściągania, a umożliwienie powrotu, to zupełnie inne działania. Nie widzę powodów by państwo nie brało odpowiedzialności za Polaków tylko z tego powodu, że zawierucha historii pozostawiła ich poza granicami kraju. Logika mi mówi, że nigdy 100% nie chce powrotu, a liczby kolega wyssał z palca. Zwłaszcza z 1/5 mieszkańców Rosji, proponuję zapoznać się ze składem narodowościowym tego kraju.
  7. A wolne związki zawodowe to reforma gospodarcza?
  8. 1920. Wojna i miłość

    Ano byłoby dobrze kiedy by kino batalistyczne również odzwierciedlało prawdę, nie widzę tu sprzeczności.
  9. Jednostki pancerne

    Na planach rozwoju to się nie znam, ale mogę podać kilka ciekawostek. Szukając początków doświadczeń Polaków z bronią pancerną trzeba by się cofnąć jeszcze przed okres uzyskania niepodległości. Mamy zimny styczeń 1918 r. na Wołyniu, w majątku Antoniny stacjonuje Dywizjon Szwoleżerów pod dowództwem por. Feliksa Jaworskiego. Ochrona tamtejszej polskiej ludności powodowała coraz częściej zatargi z bolszewicką załogą Starokosntantynowa. Wreszcie bolszewicy zaatakowali, silny oddział piechoty przy wsparciu dwóch samochodów pancernych rozbił obronę cukrowni w Kremieńczugach, na odgłos tych walk szwoleżerowie ruszyli z odsieczą. Nie wdając się w szczegóły kontynuowanych walk, ostatecznie ów Dywizjon Szwoleżerów wraz z 1 szwadronem 2 Pułku Ułanów wraz z dwiema armatami, pod dowództwem płk. Władysława Mosiewicza zaatakowali bolszewickie siły na stacji kolejowej w Antoninach. W toku tych działań 30 stycznia 1918 r. zdobyto dwa samochody pancerne (nieustalonej marki), które zdaje się, że były pierwszymi tego rodzaju pojazdami w szeregach polskiej formacji wojskowej. Jeden z tych pojazdów włączono (11 kwietnia 1918 r.) w skład Samodzielnej Brygady Lekkiej III Korpusu Polskiego (wraz z przeformułowanym na Pułk Szwoleżerów oddziałem Jaworskiego), niestety pojazd został przekazany Austriakom w momencie poddania Korpusu. Początek roku 1918, kiedy to gen. Józef Dowbor-Muśnicki organizuje oddziały I Korpusu Polskiego w Bobrujsku. Toczące się tam lokalne walki wymogły konieczność przeciwdziałań, a zwłaszcza znalezenia możliwości dalekiego rozpoznania i dozorowania linii kolejowych. Na tę sposobność skonstruowano improwizowany pociąg pancerny. Zadanie to przypadło ppor. Stanisławowi Małgowskiemu z 1 kompanii inżynieryjnej 1 Dywizji Strzelców. Całość składała się z nieopancerzonej lokomotywy i dwóch wagonów towarowych, oraz platformy. Wagony wyłożono płytami pancernymi i workami z piaskiem, na platformie zaś ustawiono 3 calową (rosyjską) armatę polową oraz 6 miotaczy min (do których zresztą nie było amunicji), do tego uzbrojenie uzupełniało kilka karabinów maszynowych w wagonach. W późniejszym okresie na platformie umieszczono zdobyczny, acz uszkodzony, samochód pancerny Austin Mark 1. Samochód nie posiadał tylnego mostu, za to miał sprawne dwa karabiny maszynowe w dwóch niezależnych wieżyczkach. Załogę pociągu (jedynie ochotnicy) stanowili artylerzyści z 1 baterii dywizjonu artylerii ciężkiej (dowódca chor. Marian Nowokuński), pluton karabinów maszynowych z 6 Pułku Saperów pod dowództwem chor. Witolda Pruszyńskiego, oraz : kilkunastu saperów z 1 kompanii inżynieryjnej i podchorążych z Legii Podchorążych. W sumie 35 oficerów i żołnierzy. Samo przystosowanie pociągu przeprowadzono w Berezynie, a imię jakie mu nadano to "Związek Broni". c.d.n. Również o zdobytym pod Pobołowem Fiacie-Iżorskim, o "Tanku Piłsudskiego" prof. Antoniego Markowskiego, czy pojeździe na bazie ciągnika "Praga", który zwał się "Kresowiec".
  10. 1920. Wojna i miłość

    Nie znajduję w tej wypowiedzi logiki. Jeśli bolszewicy byli ciągle na bani to nie potrzebny byłby żaden cud. Z drugiej strony wynika z powyższej wypowiedzi, że bolszewicy... to Polacy. Istny brak logiki gramatycznej zdania.
  11. PROSZĘ O POMOC!

    Cóż, ciekawy ale trudny temat, mała poprawka formalna premierem Francji oczywiście nie był Léon Blum (ten został nim 22 czerwca 1937 r.), przyjmując, że to początek czerwca to premierem jest jeszcze Pierre Laval, a już 4 czerwca Albert Sarraut.
  12. Czy w czasach PRL był lepiej?

    Ludzie domagali się też przemian demokratycznych... ale tego nie da się wydrukować.
  13. Premierzy III RP

    Koszty sztywne to równowartość budowy 3 km drogi krajowej nr 25, czy torowiska we Wrocławiu z jednej do drugiej dzielnicy... zaiste są to porażające wydatki dla państwa polskiego. Budżet się pewnie zawali. Z tego co pamiętam to wielu przysposobionych do naszego kraju piłkarzy ma podobne problemy, protestów kolegi nie słyszałem. Co ciekawe tyle też dostają obcokrajowcy... protestów kolegi FSO nie słychać. Ewidentna bzdura - proszę przytoczyć dane z bazy RODAK, a nie pisać fantasmagorie. A co? Z racji upływu czasu przestali być Polakami? Czyli Czartoryscy to już nie są Polacy, ciekawe próby definiowania polskości. To nie kosmos - a sprawiedliwość. Istnieje podejrzenie, że projektodawcy ustawy nie kierowali się jako główną przesłanką tym co jest celem uczuć kolegi FSO. Istnieje również podejrzenie, że raczej nie będzie projektu ustawy, która zezwoli na powrót wyłącznie osobom, które udowodnią że mają poglądy lewicowe. Ja rozumiem kolosa z matematyki na studiach, ale skąd kolega bierze te miliardy? A co ma skład etniczny danych terenów do powrotu Polaków? Projekt nie naprawia zmian granicznych skąd kolega czerpie takie konfabulacje? Projekt uwzględnia, że wielu Polaków został siłą zmuszonych do pozostanie w rożnych rejonach ZSRR, i uwzględnia że władze PRL o nich; całkiem oczywiście przypadkowo; zapomniały. A teraz swoisty rodzynek: Patrząc jak piszą na tym forum niektórzy rodowici mieszkańcy naszych ziem - winno się ich pozbawić obywatelstwa. Co ciekawe, okazuje się że kolega FSO lewicowcem jest tylko do czasu gdy trzeba sięgnąć do kieszeni. Biednych Polaków nie chcemy...
  14. Pogrzebać Lenina?

    Pewnie z nadmiaru demokracji w Rosji...
  15. Jak najbardziej się dopominał, po co przeinaczać ówczesną rzeczywistość. Wystarczy zajrzeć do dokumentów, a nie tylko cytować 21 postulatów. Porównywanie żądań robotników z okresu przedwojennego do tych z lat 80-tych jest czystym ahistorycznym zabiegiem o cechach dyskredytujących. Równie dobrze można wspomnieć żądania chłopów czynowników. Bardzo to wszystko fajne co kolega pisze... i w dziwny sposób wplata w się w sformułowaną przez ówczesne władze linię postępowania: zredukować Solidarność do postulatów ekonomicznych - można i tak. Jednak, ja przypomnę co powiedział Wałęsa po podpisaniu porozumień, a może inaczej, może kolega FSO przypomni nam co wtedy powiedział, co uznał za najważniejsze?
  16. Inne alkohole

    Jak już tak skrupulatnie to jest to wymysł walijski... A Szkotom należy się klaps za puszkowanie (jak pierwsi) whisky - zgroza. :no:
  17. Tak sobie podczytując o pewnych aspektach działania administracji Watykanu w okresie II w.św. mocno się zadziwiłem, nad stanem bezpieczeństwa korespondencji kraiku chronionego przez półetatowe gwardie: Pałacową i Szlachecką, oraz Watykańską Policję. Patrząc na poczynania pracowników terza loggia, których było w początkach wojny raptem 31, kiedy odpowiedni urząd w Norwegii posiadał 119-osobowy personel, czy Holandii ze swym 80-osobowym. Zacząłem się zastanawiać, że w sumie niewiele wiem jak działała watykańska poczta kurierska, Szwecji, Hiszpanii, czy Szwajcarii w tym okresie. W sumie łakomy kąsek dla wielu agencji wywiadowczych... zatem jak się chronili i jakimi drogami przenosili swe informacje. To, że kod "Czerwony" służby watykańskiej został szybko złamany wiadomo, to że Watykan nie miał zorganizowanej swej własnej służby kuriersko-dyplomatycznej już rzadziej.
  18. Do roku 1945 Watykan nie miał jakiejkolwiek, zorganizowanej służby kurierskiej. Jak sobie zatem radził w okresie wojennym, kiedy to informacja była tak cenna? Sekretariat Stanu posługiwał się na ogół kurierami dyplomatycznymi Szwajcarii, od kiedy w 1941 r. przekonano się, że powierzane włoskiemu MSZ torby kurierskie nagminnie są penetrowane. Czasami korzystano z usług Hiszpanii, oraz kurierów Foreign Office - zwłaszcza jeśli chodzi o terytoria imperium, czy znajdujące się pod jego kontrolą. U schyłku wojny zdarzało się też, że torby z pieczęcią św. Piotra przewozili kurierzy amerykańscy. System nie dość, że nie zapewniał bezpieczeństwa, to jeszcze był niewydolny. Jako że niektóre nuncjatury były punktami zbiorczymi dla korespondencji z różnych i dużych obszarów (madrycka obejmowała pocztę z obu Ameryk oraz Azji), informacje potrafiły przeleżeć w takich miejscach po kilka miesięcy. Dla przykładu list z Tokio z 29 listopada 1941 r. dotarł do Watykanu 24 marca 1943 r., raport o obozie w Auschwitz od papieskiego charge d'affaires ze Słowacji szedł pięć miesięcy, list papieża do litewskich biskupów dotarł raptem... po roku. Od momentu przystąpienia Włoch do wojny na teren Watykanu przenieśli się dyplomaci państw zaangażowanych w wojnę. Jako że mogli korzystać jedynie z kanałów kurierskich Watykanu (mieli zabronione odbieranie i wysyłanie szyfrowanych informacji za pośrednictwem serwisu telegraficznego Radia Watykańskiego), tym bardziej papieskie przesyłki stały się łakomym kąskiem. I przeglądały wszystkie strony konfliktu, co ciekawe amerykański kontrwywiad podejrzewał, że pocztą watykańską mogą być przesyłane informacje wywiadowcze państw osi. Zarazem jednemu z nuncjuszy w Lizbonie przedstawiciel policji portugalskiej zdradził, że niemieckie tajne służby podejrzewają, że za pośrednictwem watykańskiej poczty polski rząd na wychodźstwie przesyłał materiały wywiadowcze. Watykańska administracja oczywiście zdawała sobie sprawę z konieczności chronienia treści swych poufnych listów, stąd oczywiście stosowano odpowiednie szyfry. Niestety okres II w.św. to nie są już te chwalebne lata watykańskiej kryptografii z XIV wieku... kiedy to działali wespół: wuj i siostrzeniec, czyli Giovanni i Mateo Argenti, którzy byli sekretarzami szyfrów sześciu papieży, stosując po raz pierwszy klucz mnemoniczny do skonstruowania alfabetu szyfrowego, wczesnej formuły polialabetycznego szyfru. Potem tę sferę zaniedbano znacznie, tak że w roku 1829 jeden z wyższych urzędników Sekretariatu Stanu odnotował: "nasze szyfry są znane już wszystkim". W burzliwy okres wojenny wchodził z kilkoma systemami kodowania swych przesyłek. Początkowo najpowszechniejszy był kod Czerwony (używany od początku lat 30-tych), jednakże w 1939 r. został uznany za mało bezpieczny toteż zalecano by używać go jedynie do informacji o charakterze administracyjnym. Był to jednoczęściowy kod z okuło 12 000 grup drukowanych po 25 linii na stronie książki kodów. Dla zwiększenia bezpieczeństwa, grupy kodów szyfrowano (zamieniając numery na litery), zastępując numery stron dwugrafem stworzonym z par tablic używanych na przemian w dni nieparzyste i parzyste. Numery linii szyfrowano w dni nieparzyste standardowym alfabetem łacińskim, czyli 1=A, 2=B, 3=C., z tym że 0=E. W dni parzyste stosowano odwrócony alfabet: 1=Z, 2=Y, 3=X. Kod ten na pewno został złamany przez Węgrów, którzy podzielili się swą zdobyczą z Finami, również włoski SM nie próżnował - temu udało się złamać zarówno kod Czerwony, jak i Żółty. W 1943 r. również USA złamało kod Czerwony, tak jak i Niemcy z "Pers Z", również Forschungsamt złamał kilka szyfrów berlińskiej nuncjatury. Prosty kod zarezerwowany dla Londynu został rozszyfrowany przez Brytyjczyków. O kodzie Zielonym, stosowanym od 1942 r., wiadomo niezbyt wiele (zresztą tak jak i o kodzie Żółtym - od 1941 r.), powszechnie był stosowany we wszystkich placówkach za wyjątkiem tych na Dalekim Wschodzie i Centralnej Ameryce. Miał by być on jednoczęściowym kodem, na który składało około 13 000 grup zaszyfrowanych dwugrafowymi tablicami (dla numerów stron) i dowolnie pomieszanych alfabetów (dla numeracji linii). Co istotne tabele były różne dla poszczególnych ważniejszych nuncjatur. Istniały też inne systemy. W 1942 r. nuncjatury w Waszyngtonie, Bernie, Berlinie, Vichy, Lizbonie, Madrycie, otrzymały specjalny kod, który w nomenklaturze alianckiej nazywany był "Kif". Książka kodów zawierała około 15 000 grup zaszyfrowanych 25 różnymi kluczami, z których każdy składał się z dwuliterowych tablic (dla numeracji stron) i w dowolny sposób zmieszanego alfabetu (dla numeracji linii). W każdym kluczu używano innego opuszczonego symbolu, zaś każda placówka otrzymała inny zestaw szesnastu z tych 25 kluczy. Latem 1943 r. Sekretariat Stanu utworzył nowy system kryptologiczny do użytku delegatury papieskiej w USA, podobnie było z delegaturą w Londynie. Z ciekawostek: w Watykanie nie używano maszyn szyfrujących... za to na książkach kodów widniało ostrzeżenie przed ekskomuniką w przypadku zdradzenia jej sekretów. Szerzej o tym aspekcie: D. Kahn "Hitler's Spies" O. Chadwick "Britain and the Vatican" D. Kahn "Codebreakers: The Story of the Secret Writting" A. Meister "Die Geheimschrift im Dienst der Papstlichen Kurie" D. Alvarez "Faded Lustre: Vatican Cryptography" D. Kahn "Finland's Codebreaking in World War II" "In the Name of Intelligence: Essays in Honor of Walter Pforzheimer" ed. H. Peake, S. Halpern P. Paillole "Service Speciaux, 1939-1945" D. Alvarez "No Immunity: SIGINT and the European Neutrals, 1939-45", "Intelligence and National Security" 1997 W. Flicke "War Secrets in the Ether" G. W. Gellermann "Und lauschen für Hitler. Geheime Reichssache: Die Abhorzentralen des Dritten Reiches" J. Conway "The Nazi Persecution"
  19. Inne alkohole

    To muszę Ciebie zmartwić w tym roku zbiory miodu będą znacznie niższe, a nasze pszczoły zostały zaatakowane przez szereg chorób. Mocne ciemne piwo... z sokiem bananowym, dziwne atoli smaczne.
  20. Kobiety Hitlera

    A szef Realian Claude Vorhilon powiada, że sklonuje Hitlera... Różne rzeczy się pisze, ważniejsze na czym się opiera swe przesłanki. A fakty są takie: - jego kamerdyner Heinz Linge potwierdził pojawiające się ślady spermy na pościeli kiedy akurat Hitler postanowił spędzić noc w łóżku Ewy Braun - podobnie stwierdziła pielęgniarka führera - dr. Theo Morell stwierdzał, że Ewa Braun skarżyła się na oziębłość i rzadkie stosunki, i to dlatego m.in. zaaplikował mu wtedy 2,2 ccm Orchikrinu firmy Hamma - dr. Hans-Dietrich Röhrs potwierdzał, że współżyli - podobnie Ilse Braun ... ... I wreszcie w kwestii skonsumowania pożycia z Ewą Braun, chyba ona sama była najbardziej kompetentna? Nieprawdaż... A w swym pamiętniku (tym autentycznym, a nie falsyfikacie Luisa Trenkera) uskarżała się na instrumentalne traktowanie w łóżku, że "kiedy mówi, że mnie kocha to myśli tylko o łóżku". Dodajmy że uskarżała się również na to, że nie kończy... "3 Stunden habe ich vor dem Carlton gewartet und mubte zusehen, wie er der Ondra Blumen kaufte und sie zum Abendessen eingeladen hat. (Verrückte Einbildung geschrieben am 26. Marz) Er braucht mich nur zu bestimmten Zwecken es ist nicht anders möglich, Wenn er sagt er hat mich lieb, so meint er nur in diesem Augenblick. Genau so wie seine Versprechungen, die er nie hält. Warum quält er mich so und macht kein Ende" /szerzej W. Maser "Adolf Hitler. Legende-Mythos-Wirklichkeit"/ I takie ujęcie wydaje się być najtrafniejsze, można jeszcze dodać - "rezerwa". A co jest specyficznego w tym rejonie jak i samej wsi? I jakiej konkretnie wsi kolega wspomina? Zdaniem samej Braun: dość oschły. I wciąż nie do końca jest potwierdzone spod jakiej ręki wyszły... to tak na marginesie. Hitler ani nie cierpiał na wnętrostwo, ani nie był pozbawiony jądra. Żadna z osób będących z nim blisko nigdy nic takiego nie stwierdziła. Jeśli chodzi o "te" okolice jego lekarz odnotował: "Nie stwierdzono zaburzeń dotyczących pęcherza moczowego ani nieprawidłowości napięcia zwieracza odbytu, ani żadnych objawów mogących wskazywać na chorobę prostaty lub hemoroidy. Odruch z powłok brzusznych i mięśnia dźwigacza jądra był zawsze obecny. Brak przepukliny pachwinowej lub udowej. Brak zaburzeń sensorycznych lub nieprawidłowości zewnętrznej okolicy gluteal i okolicy inguinal. Świadome rozpoczynanie mikcji i oddawania stolca prawidłowo kontrolowane. Brak zaburzeń sensorycznych lub nieprawidłowości krocza, odbytu i okolic okołoodbytniczej. Narządy rozrodcze nie wykazywały odchyleń od normy ani patologii, a drugorzędne cechy płciowe były prawidłowo rozwinięte". I jeszcze jedno: kiedy Hitler zaczął odczuwać ból od strony nerki nerki (w 1936 r.) przeszedł odpowiednie badania urologiczne. Odnotowano: "... ból w okolicy prawej nerki, natomiast pęcherz, prostata, jądra, epididymes, urethra i urethers były niebolesne" /podkreślenie - własne/ Słuszne założenie, ale przeterminowane. Zostały opublikowane. A kto pisał o tym tłuczeniu? A skąd kolega czerpie informację o tym, że korzystał z usług prostytutek ulicznych? Rewelacje Lothara Machtana wraz z tak zwanym "protokołem Menda" już dawno zostały zdyskredytowane przez uznanych historyków. Drobny szczegół, jego matka chorowała na raka, jednakże zmarła po zastosowaniu gazowej narkozy, już po operacji usunięcia nowotworu.
  21. Korpus dyplomatyczny

    Ooo rany... po to istnieje właśnie coś takiego jak immunitet. Choć trudno to sobie wyobrazić to jednak tak to się odbywało (no może bez estymy), a o żadnym aresztowaniu nie mogło być mowy. Polskie interesy zabezpieczała na przykład Wielka Brytania (po wrześniu 1939 r.) na Litwie, Łotwie, oraz w Estonii i Finlandii. W Holandii pomagała w 1940 r. w ewakuacji naszej placówki, poselstwo Chile przejęło polskie interesy w Rumunii (po likwidacji tam naszych placówek). Podobnie po zerwaniu stosunków dyplomatycznych 26 kwietnia nasze interesy w ZSRR przejęło Poselstwo Australii. A jak to się odbywało w praktyce: "W przededniu wybuchu wojny w 1939 r. w stolicy III Rzeszy działała Ambasada RP, a ponadto 14 placówek konsularnych. Mieściły się one w dużych ośrodkach miejskich, m.in. Hamburgu i Düsseldorfie, a także w mniejszych, gdzie skupiała się niemiecka Polonia. Polscy konsulowie byli m.in. w Olsztynie, Opolu, Pile, Szczecinie i Wrocławiu. Ponadto polskie placówki o charakterze dyplomatycznym istniały w Wolnym Mieście Gdańsku, gdzie urzędował komisarz generalny RP. Słabiej była rozbudowana siec polskich placówek dyplomatycznych w Związku Sowieckim. Wynikało to z celowej polityki Kremla, który starał się odciąć swoich obywateli od świata zewnętrznego i uniemożliwić innym krajom uzyskanie wiarogodnych informacji o tym, ci się dzieje w komunistycznym imperium. Rzeczpospolita Polska miała ambasadę w Moskwie, konsulaty generalne w Kijowie i Mińsku oraz konsulat w Leningradzie. Zagraniczna służba dyplomatyczna wszędzie w cywilizowanym świecie korzysta ze szczególnych uprawnień. Budynki ambasad maja status eksterytorialny, a dyplomaci korzystają z immunitetu, gwarantującego im nietykalność. Sprawy te uregulowane zostały odpowiednimi konwencjami międzynarodowymi. Chociaż polskie placówki dyplomatyczne w III Rzeszy i Związku Sowieckim korzystały z wszelkich praw zagwarantowanych międzynarodowymi umowami, ich sytuacja w przededniu wojny stawała się coraz trudniejsza. Oba te kraje były państwami totalitarnymi, co sprawiało, iż władze mogły dowolnie ograniczać prawa własnych obywateli, w tym także ich kontakty z obcymi placówkami dyplomatycznymi. Z chwila gdy stosunki pomiędzy Warszawa a Berlinem uległy zaostrzeniu, odbiło się to natychmiast na warunkach pracy polskich dyplomatów. Władze niemieckie nie tylko zaczęły ograniczać urzędowe kontakty z Polakami, ale zabroniły ich także swoim obywatelom. Poczekalnie biur polskiej ambasady i konsulatów nagle opustoszały. Co gorsze, polscy dyplomaci zorientowali się, iż znajdują się pod ciągłą obserwacja niemieckich służb wywiadowczych. Niewiele lepiej wyglądała sytuacja pracowników polskiej służby dyplomatycznej w ZSRR, chociaż formalnie stosunki z tym krajem pozostawały poprawne aż do 17 IX 1939 r. Polscy dyplomaci byli całkowicie izolowani, a to głównie w wyniku wszechogarniającej atmosfery podejrzliwości i wrogości wobec cudzoziemców, panującej w latach stalinowskiego terroru. Zwykli Rosjanie jak ognia bali się kontaktów z obcymi dyplomatami, obawiając się, iż mogą być podejrzewani o szpiegostwo na rzecz krajów kapitalistycznych. W centrali polskiego Ministerstwa Spraw Zagranicznych zdawano sobie sprawę z pogarszania się warunków pracy polskich dyplomatów w sąsiednich krajach, a zwłaszcza w Niemczech, i postanowiono wyciągnąć z tego wnioski. Przede wszystkim postanowiono wycofać do kraju tych pracowników, którzy nie byli niezbędni na placówkach w III Rzeszy. W miesiącach letnich 1939 r. do kraju wysłano rodziny dyplomatów i wielu pracowników obsługi, zwłaszcza kobiety. Jeszcze rankiem 31 sierpnia wyjechało samochodem z Berlina piec osób z ambasady i konsulatu. Ogółem do wybuchu wojny opuściło Niemcy 107 pracowników dyplomatycznych i konsularnych. Podjęto również odpowiednie przygotowania celem zabezpieczenia szyfrów i tajnych dokumentów znajdujących się w ambasadach i konsulatach, aby w przypadku wybuchu wojny nie wpadły w ręce Niemców. Było to szczególnie ważne w odniesieniu do materiałów polskiego wywiadu w Niemczech. Chodziło zwłaszcza o bezpieczeństwo agentów ulokowanych w ważnych niemieckich instytucjach wojskowych i cywilnych. 1 września 1939 r. Niemcy bez wypowiedzenia wojny zaatakowały Polskę na całej długości granicy. Ambasador polski w Berlinie Józef Lipski dowiedział się o tym z porannego dziennika radiowego. Co ciekawe, niemieckie Ministerstwo Spraw Zagranicznych nie poinformowało polskich placówek dyplomatycznych o rzeczywistym stanie wojny pomiędzy oboma krajami, ograniczając się tylko do zalecenia, aby ambasador i jego personel oraz pracownicy konsulatów pozostali w budynkach placówek lub w swych mieszkaniach. Każdorazowe ich opuszczenie wymagało powiadomienia władz niemieckich. Wkrótce Niemcy poinformowali ambasadora Lipskiego, iż winien wraz z personelem przygotować się do wyjazdu do jednego z krajów neutralnych. Zastrzeżono jednak, ze zależeć to będzie od zapewnienia dyplomatom niemieckim prawa bezpiecznego wyjazdu z Polski. W celu omówienia wszystkich spraw związanych z ewakuacja polskiego personelu doszło do spotkania radcy Ambasady RP księcia Stefana Lubomirskiego z baronem von Dornbergiem, szefem protokołu w niemieckim MSZ. Polak proponował wyjazd do Węgier, ale Niemcy uparli się, aby personel ambasady wyjechał do Danii, nie wykluczali jednak możliwości wyjazdu pracowników konsulatów przez inne kraje. Po południo 1 września cały personel ambasady polskiej w liczbie 26 osób znajdował się w jej gmachu, oczekując na dalszy rozwój wydarzeń. Z Warszawy nadeszło polecenie ewakuowania ambasady i powierzenia opieki nad budynkiem posłowi szwedzkiemu, co zostało wcześniej uzgodnione pomiędzy rządem polskim a rządem Królestwa Szwecji. Wkrótce zjawił się poseł szwedzki w Berlinie Richert, któremu przekazano klucze do budynku ambasady. Klucze do budynku konsulatu generalnego przejął radca de Post, który towarzyszył polskim dyplomatom i urzędnikom konsularnym w drodze na berliński dworzec Charlottenburg, gdzie podstawiono specjalny pociąg. Wczesnym rankiem 2 września ambasador Lipski i podległy mu personel odjechali w towarzystwie przedstawiciela niemieckiego MSZ w kierunku granicy duńskiej. Dotarli tam wieczorem, ale do przekroczenia granicy nie doszło. Niemcy zatrzymali Polaków w przygranicznej miejscowości St. Peter, czekając aż granice Polski opuści personel placówek niemieckich w Polsce. Przez cały dzień 3 września i część dnia następnego polscy dyplomaci czekali na granicy niemiecko-duńskiej na wyjaśnienie sytuacji. W nocy z 4 na 5 września nadeszła wiadomość, ze niemieccy dyplomaci przekroczyli już granice polsko-litewska i władze niemieckie zgodziły się wreszcie na wyjazd Polaków do Danii. Jednak w ostatniej chwili zatrzymano zastępcę attaché wojskowego kpt. Białego i attaché Szuberta pod pretekstem, iż Polacy zatrzymali dwóch dyplomatów niemieckich. Gdy okazało się to nieprawda, i oni wyjechali do Danii. O ile personel berlińskich placówek RP hitlerowcy traktowali poprawnie, trzymając się postanowień i zwyczajów cywilizowanego świata, to znacznie gorzej rzecz wyglądała w przypadku niektórych placówek konsularnych. Konsula Edwarda Czyżewskiego z konsulatu RP w Kwidzyniu Niemcy internowali już 25 sierpnia wraz z całym personelem. Zwolniono go jednak, gdy władze polskie w odwecie zamknęły trzy konsulaty niemieckie w Polsce. Już po wybuchu wojny internowano w Lipsku konsula generalnego Feliksa Chiczewskiego i pięciu jego urzędników. Zatrzymani zostali również: konsul generalny Warchałowski z Królewca, konsul Jałowiecki z Olsztyna i attaché konsularny Winiarski. Większość z nich wypuszczono po pewnym czasie. Konsul Bohdan Jałowiecki został jednak oddany w ręce gestapo i zginał potem w obozie koncentracyjnym. Ten sam los spotkał konsula Winiarskiego. Większość polskiego personelu konsularnego z północnej i środkowej części Rzeszy przewieziono do Hamburga, a z części południowej - do Wiednia. Niemcy uzależniali pozwolenie na ich ewakuacje do krajów neutralnych od wyjazdu z terytorium Polski niemieckiego personelu konsularnego. Trwało to prawie dwa tygodnie, gdyż na skutek zniszczeń na szlakach komunikacyjnych trudno było szybko przetransportować niemieckich konsulów do granic państwa. Dopiero 13 i 14 września, gdy władze niemieckie były pewne, iż ich ludzie z placówek w Polsce są bezpieczni, przetransportowali grupę internowanych w Hamburgu do granicy duńskiej, a przetrzymywanych w Wiedniu - do granicy węgierskiej. Wyjątkowo brutalnie potraktowali hitlerowcy personel Komisariatu Generalnego RP w Wolnym Mieście Gdańsku, który również chroniony był immunitetem dyplomatycznym. Wbrew międzynarodowemu prawu wszyscy zostali aresztowani, a w wiezieniu poddani torturom. Wypuszczono ich wprawdzie po kilku dniach i odstawiono do granicy litewskiej, ale gdy przybyli do Kowna na ich twarzach były jeszcze ślady po biciu. Dodać należy, ze 20 listopada Niemcy dopuściły się jeszcze jednego naruszenia prawa międzynarodowego. Otóż powiadomiły rząd Szwecji, iż państwo polskie przestało istnieć i wobec tego dyplomaci szwedzcy w Niemczech nie mogą dłużej sprawować opieki nad budynkami polskich przedstawicielstw i nad polskimi obywatelami. Dyplomaci z placówek w Niemczech starali się wrócić do Polski, gdzie MSZ miało przydzielić im nowe zadania. Klęska armii polskiej i zajęcie kraju przez wojska niemieckie, a potem i sowieckie, w większości przypadków przekreśliły te plany. Wyjątek stanowił ambasador Lipski, który gdy tylko znalazł się w Kopenhadze, zdecydował się na szybki powrót do kraju. Przez Szwecję, Estonię i Łotwę dotarł do Polski i ruszył na poszukiwanie swego szefa, ministra spraw zagranicznych płk. Józefa Becka. Udało mu się z nim spotkać dopiero 15 września w Kutach w pobliżu granicy polsko-rumuńskiej. Było już wówczas jasne, ze kampania jest przegrana, a po wkroczeniu Armii Czerwonej nie pozostało mu nic innego jak wyjechać do Rumunii. Stad Lipski przedostał się do Francji, gdzie - choć niemłody już - wstąpił ochotniczo do Polskich Sil Zbrojnych. Agresja sowiecka na Polskę w dniu 17 września oznaczała likwidacje działających tam polskich placówek dyplomatycznych i konsularnych. W nocy z 16 na 17 września ambasador Waclaw Grzybowski zostal nagle poproszony o przybycie do sowieckiego MSZ, gdzie przyjal go Wladimir Potiomkin, zastepca Molotowa. Odczytal on Polakowi note, gdzie znalazlo sie stwierdzenie, ze "panstwo polskie przestalo istniec" i w zwiazku z tym wojska sowieckie wkroczyly do Polski, aby wziac w opieke ludnosc ukrainska i bialoruska. Zaskoczony ambasador zaprotestowal przeciwko tym klamliwym stwierdzeniom, odmowil przyjecia noty i oswiadczyl, ze w tej sytuacji jest zmuszony poprosic swoj rzad o nowe instrukcje. Nadeszly one nastepnego dnia. Minister Beck nakazywal polskim dyplomatom opuscic terytorium ZSRR. 19 wrzesnia ambasador Grzybowski poinformowal Potiomkina, ze jego misja dobiegla konca, ale zarazem poprosil o troche czasu na przekazanie ochrony polskich interesow jednemu z panstw neutralnych i sciagniecie do Moskwy calego polskiego personelu konsularnego. Okazalo sie jednak, ze strona sowiecka nie zamierzala respektowac ani prawa miedzynarodowego, ani dobrych obyczajow obowiazujacych w swiecie dyplomacji. Potiomkin zlozyl polskiemu ambasadorowi oswiadczenie, ze strona sowiecka uznajac, iz rzad polski nie istnieje, odmawia przywilejow dyplomatycznych jego przedstawicielom. Oznaczalo to ni mniej ni wiecej, ze polscy dyplomaci i konsulowie, nie mowiac juz o personelu pomocniczym, moga byc objeci rygorami sowieckiego prawa. Oczywiscie ambasador Grzybowski odrzucil z oburzeniem taka interpretacje stanu rzeczy w stosunkach polsko-sowieckich jako sprzeczna z normami prawa miedzynarodowego. Stalo sie jednak jasne, iz nad nim osobiscie i nad podleglym mu personelem zawislo ogromne niebezpieczenstwo. Gdyby Moskwa wprowadzila w czyn swa zapowiedz, polscy dyplomaci wkrotce mogliby znalezc sie w sowieckich wiezieniach i lagrach. Na szczescie ambasadorowie mocarstw zachodnich interweniowali w tej sprawie u Molotowa, a ambasador brytyjski sir William Seeds zgodzil sie przejac opieke nad sprawami polskimi po opuszczeniu terytorium Rosji przez ambasadora RP. Ponadto za Polakami ujal sie wicedziekan korpusu dyplomatycznego w Moskwie, ambasador Wloch Augusto Rosso. Grzybowski wolal sie z nim kontaktowac niz z samym dziekanem korpusu dyplomatycznego, ktorym byl ambasador III Rzeszy Friedrich Werner von Schulenburg. Interwencja Augusto Rosso i zaprzyjaznionych dyplomatow panstw zachodnich odniosla pozytywny skutek, ale Rosjanie uzalezniali zgode na wyjazd Polakow od ewakuacji personelu sowieckiego z Polski. Paradoksalnie, w sprawie tej pomogl Polakom von Schulenburg, ktory usilnie domagal sie od wladz sowieckich wywiazania sie wobec polskich przedstawicielstw z obowiazkow wynikajacych z przepisow prawa miedzynarodowego. Interweniowal ponadto w dowodztwie Wehrmachtu, aby pomoglo w ewakuacji sowieckich dyplomatow z Polski. Warto w tym miejscu przypomniec, ze Schulenburg nie byl zwolennikiem agresywnej polityki Hitlera, a w kilka lat pozniej znalazl sie w gronie spiskowcow zmierzajacych do odsuniecia nazistow od wladzy. Po nieudanym zamachu hrabiego Stauffenberga w lipcu 1944 r. zostal z rozkazu Hitlera zamordowany. Gdy 25 wrzesnia 1939 r. grupa 62 sowieckich dyplomatow i urzednikow konsularnych znalazla sie w Krolewcu, Kreml zgodzil sie na ewakuacje Konsulatu Generalnego RP w Minsku. Ambasador Grzybowski liczyl, ze bez przeszkod uda sie ewakuowac rowniez konsulat w Kijowie. Niestety, 30 wrzesnia konsul generalny Jerzy Matusinski zaginal w Kijowie. Wladze sowieckie obludnie twierdzily, iz nie wiedza, co sie z nim stalo. Pomimo interwencji zyczliwego Polakom Rosso i samego Grzybowskiego, ktory grozil, ze nie wyjedzie bez konsula z Kijowa, nic sie nie udalo osiagnac. Matusinskiego nie odnaleziono. Najprawdopodobniej zostal uprowadzony i zamordowany przez NKWD w odwecie za to, ze kierujacy polska placowka wywiadowcza na Ukrainie mjr Slowikowski z polecenia konsula przekroczyl 16 wrzesnia granice polsko-sowiecka, aby ostrzec wladze polskie o przygotowywanym wkroczeniu Armii Czerwonej. Wyjazd polskiego personelu ze Zwiazku Sowieckiego nastapil 10 pazdziernika 1939 r. Na moskiewskim dworcu manifestacyjnie zegnali polskich dyplomatow szefowie wszystkich ambasad i poselstw akredytowanych w stolicy ZSRR. Nie bylo tylko ambasadorow Niemiec i Wloch. Pociag ewakuacyjny zawiozl Polakow do granicy finskiej, ktora przekroczono nastepnego dnia. Wkrotce polski personel wyjechal przez Szwecje i Norwegie do Francji. Ambasador Grzybowski otrzymal nowy przydzial sluzbowy: mianowano go przedstawicielem polskiego rzadu na uchodzstwie w Miedzynarodowej Komisji Badania Niemieckich Przestepstw Wojennych." /J. Wróbel "Wrześniowe losy polskich dyplomatów", "Przegląd Polski - on line" z 31 sierpnia; pisownia oryginalna/
  22. Symbolika w kościołach

    Nie tylko o świętych... ciekawa książeczka (zwłaszcza pod koniec m.w. od 116 strony) objaśniająca różnorakie symbole, ich ewolucję, rozszyfrowująca ornamentykę czy monogramy: http://bcpw.bg.pw.edu.pl/dlibra/doccontent?id=1626&from=FBC a tu przykład: czy
  23. Różnie to wszystko pamiętamy... ja na ten przykład: "to tylko człowiek ograniczony stwierdzi, że tutaj chodziło li tylko o sprawy bytowe i że to się zamyka w sprawie powiedzmy sobie mięsa czy w sprawie tłuszczu. Tutaj chodziło o rzeczy dużo ważniejsze. I o ile, powiedzmy sobie istniej to, o czym zaczęłam mówić, grupa ludzi dla których najważniejsze jest to, żeby posiadać, no to dla innych są właśnie te wartości wyższe, którzy mogą się zaspokoić tym, że mogą nawet przez pewien czas nie jeść, czy to mięsa, czy szynki, czy jakichś innych rzeczy, ale chcą czuć się swobodnie, chcą mieć prawo mówić to, co myślą i chcą mieć prawo chociażby spotykać się w warunkach, jakie oni określają za najważniejsze"* Nie tylko w tej warstwie, to znaczne uproszczenie. Była również nawrotem do tej dawniejszej tradycji Rzeczypospolitej szlacheckiej, kiedy można było rozmawiać o sprawach publicznych bez rozglądania się za siebie. Innymi słowy Solidarność poczęła przywracać w ludzkiej świadomości potrzebę istnienia tego co nazywał Ray Oldenburg "trzecim miejscem". /Ch. Lasch "Bunt elit"/ "Ważne jest to żeby ludzie czuli się swobodnie. Pewni jutra czuli się swobodnie, że ich tutaj nikt przyjdzie i nie zaaresztuje, nie zabierze, nie tego, bo tam się źle wypowiedział czy mówił, że mu się nie podoba, bo naznaczyli mu tyle, a on daje tylko tyle czy nie może. To swoboda żeby była. Człowiek nie powinien być, no pewno, musi być jeżeli jest przestępcą, to musi być karany, nie ma cudów. Ale normalny człowiek, który chce śmiało wypowiedzieć swoje bolączki, to powinien mieć prawo wypowiedzieć bolączki. * - zacytowane wypowiedzi pochodzą z badań przeprowadzonych w 1980 r. przez zespół pod kierownictwem M. Marody, których zbiorcze wyniki zostały opublikowane w książce "Polacy'80: wizje rzeczywistości dnia (nie) codziennego"
  24. Czy Stalin planował atak na Hitlera w '41 r. ?

    A co tu jest do zgadywania? I bez przesady, bycie utalentowanym lingwistą i agentem nie czyni od razu wybitnej osoby.
  25. Niemcy piszą nową historię?

    To co kolega pisze to bajka, jako że poza pisaniem warto by jeszcze znaleźć na potwierdzenie swego zdania garść argumentów, a nie tylko własnych opinii. Zaiste porażający sposób uargumentowania swego zdania. Beck ponosi winę... dlaczego... bo był winny. Kolega rzeczywiście pisał o winie Becka - za to nie przedstawił argumentów za tezą, że jego polityka przyczyniła się do wojny. To, że "coś" się postrzega w ten czy inny sposób nie powoduje jeszcze, że jest "to" właśnie takim. Lewicowi intelektualiści postrzegali ZSRR jako kraj mlekiem i miodem płynący, gdzie demokracja, równość i sprawiedliwość są powszechne - a czy tak było w rzeczywistości? Ja kolegę zmartwię ale zdaniem sztabowców niemieckich ów węzeł miał jednak znaczenie strategiczne, pierwszy raz zresztą spotykam się ze stwierdzeniem, że węzły kolejowe (tak usytuowane) są bez znaczenia - iście to nowatorska teza w historii wojskowości, ówcześni Niemcy i Polacy jednak jej nie znali. A niby za czym? To Beck napadł na ZSRR wraz z Niemcami, czy może Niemcy pospołu z sowietami na Polskę? A co ma kult marszałka do współodpowiedzialności Polski za wybuch wojny... nie pojmuję. No popatrz kolego. Zdaniem kolegi FSO II RP była słaba militarnie, co wielokroć powtarza w różnych wątkach. Nie przeszkadza to jednak koledze by wymagać od ówczesnego państwa postawy, na którą nie zdobyły się znacznie silniejsze państwa. Ja w tym logiki i konsekwencji nie widzę. W sumie to odnoszę takie wrażenie, że kolega FSO (n-ty raz poinformował nas co sądzi o sanacji), za to na temat jak to Polacy przyczynili się do wybuchu wojny nie napisał nic, a nic.
×

Powiadomienie o plikach cookie

Przed wyrażeniem zgody na Warunki użytkowania forum koniecznie zapoznaj się z naszą Polityka prywatności. Jej akceptacja jest dobrowolna, ale niezbędna do dalszego korzystania z forum.