-
Zawartość
26,675 -
Rejestracja
-
Ostatnia wizyta
Typ zawartości
Profile
Forum
Kalendarz
Zawartość dodana przez secesjonista
-
Odwracanie skutków obrzezania (jako dowód na hellenizację).
secesjonista odpowiedział Bruno Wątpliwy → temat → Aleksander Wielki i epoka hellenistyczna
Tego typu praktyki jak najbardziej istniały, a pisma żydowskie często ganiły tych którzy poddawali się tego typu zabiegom. Stąd w Talmudzie napomnienie, że nawet Jom Kipur nie znosi "grzechu" spowodowanego tym zabiegiem. W Pirkei Avot (jednym z traktatów Miszny) stwierdzono, że ten kto dokonał takiego zabiegu unieważnia przymierze Abrahama przez co nie będzie miał udziału w życiu po śmierci. Przy czym zjawisko musiało być częste gdyż toczyły się spory rabiniczne w tej kwestii, np. czy poddany takiemu zabiegowi powinien być ponownie obrzezany. Jeśli ktoś uważnie studiował Biblię to i w niej natrafi na ślady tej praktyki, w 1. Księdze Machabejskiej mamy: "Niektórzy zaś spomiędzy ludu zapalili się do tej sprawy i udali się do króla, a on dał im władzę, żeby wprowadzili pogańskie obyczaje. W Jerozolimie więc wybudowali gimnazjum według pogańskich zwyczajów. Pozbyli się też znaku obrzezania i odpadli od świętego przymierza. Sprzęgli się też z poganami i zaprzedali się [im], aby robić to, co złe" (za Biblią Tysiąclecia dostępną na stronie biblia.deon.pl, księga w tłum. ks. F. Gryglewicza). Wspomina o tym i św. Paweł w swym liście do Koryntian (1 Kor 7, 18), tłumacząc że obrzezanie nie jest już konieczne stwierdza jednak by ci którzy już są obrzezani nie usuwali śladów tego zabiegu: "Jeśli ktoś został powołany jako obrzezany, niech nie pozbywa się znaku obrzezania; jeśli zaś ktoś został powołany jako nieobrzezany, niech się nie poddaje obrzezaniu" (w tłum. ks. K. Romaniuka). Rzecz może nie tyle w modzie a w uczestnictwie w życiu społecznym, obrzezanie wykluczało Żydów z jego wielu aspektów, np. nie zgadzano się na udział osób obrzezanych w zawodach sportowych. Trudno było Żydom uczestniczyć w dyskusjach w łaźniach czy gimnazjonach gdy było się obrzezanym, co wykluczało ich z części życia kulturalnego a i politycznego. Czasami zabieg miał przynieść korzyści, w Aleksandrii Żydzi nie mogli ubiegać się o obywatelstwo, przedstawiciele innych nacji którzy chcieli uzyskać taki status musieli przejść szkolenie w ephebaionie, a tam uczestniczyć w zajęciach nago. Zatem jak Żyd chciał jednak zostać obywatelem tego miasta musiał coś zrobić z widocznym efektem obrzezania. Sam zabieg nazywano epispasmos (grec. επισπασμοσ, hebr. maszszuk), z punktu widzenia medycznego istniało kilka sposobów ukrycia obrzezania i niekoniecznie musiało chodzić o transplantację, w sumie robiono to samo co w przypadku zbyt krótkiego lub nie w pełni wykształconego napletka. "Males who wished to conceal an exposed glans had several options. Dioscorides, a first century C.E. physician to Nero's troops and master of herbal lore, helped those who, though not circumcised, had a defectively short foreskin. He suggested applying thapsia, an herb that causes swelling.2 this would not work, Dioscorides recognized for those who were circumcised. Soranus, author of a second-century C.E. medical text, prescribed a different method for correcting defectively short foreskins in infants: The baby's nurse should pull the foreskin forward over the glans and tie it with a thread. "For if gradually stretched and continuously drawn forward, it easily stretches and assumes its normal length an covers the glans and becomes accustomed to keep the natural good shape." A simple surgical procedure called infibulation, was another option for a defectively short foreskin. A surgeon would pierce the foreskin to receive a light wooden pin called a fibula. With the fibula inserted the foreskin was held neatly closed. Infibulation was supposed to improved the voice and health of adolescent boys, but Celsus, the author of a medical text from the first century C.E., doubts the therapeutic value of infibulation for this purpose. Infibulation could also be used by those who had been circumcised. Some circumcised Jews concealed their circumcision by drawing the skin around the penis forward and securing it with a fibula—or with twine. Martial, the Roman poet, ridiculed an infibulated Jewish slave and derided another Jew whose fibula fell out at the bath. The Cadillac of correctives, however, was clearly epispasm: "If the glans is bare and the man wishes for the look of things to have it covered, that can be done," Celsus assured his readers. It was a variation of an operation recommended for congenitally short foreskins. For congenitally short foreskins, the surgeon would tie forward the foreskin, Soranus recommended, and cut the sheath of skin around the penis just in front of the pubic bone. When the wound healed, the surgeon would remove the twine. Epispasm on a circumcised penis required a somewhat more difficult operation: The surgeon would cut around the glans freeing the sheath of skin surrounding the shaft of the penis, pull the skin forward and dress the wound carefully so that the skin would reattach to the glans leaving a foreskin. At a time before effective anesthesia, a man inclined to try this procedure had Celsus' assurance that it was "not so very painful."". /R.G. Hall "Epispasm. Circumcision in Reverse", "Bible Review", August 1992/ Przy czym autor podaje też inną strategię, rodzice dzieci które miały być poddane obrzezaniu umawiały się by taki zabieg był ledwie widoczny (co było niezgodne z Talmudem), tak na zasadzie panu Bogu świeczkę (to znaczy skórkę) a diabłu... -
Fakt. Super wywiad i kontrwywiad francuski, wcale nie szkolony przez Brytyjczyków nic nie wiedział o akcji w Afryce i o zajęciu terytorium nieokupowanego. Tylko dlaczego niby był taki: super? Czyli jak Francuzów (z Vichy) Brytyjczycy o czymś nie powiadomili to ci o niczym nie wiedzieli, a ponoć byli tak świetni... A szkoda, bo to dyrektywa o budowie wału atlantyckiego dalece późniejsza od powstania TR, zatem wywody euklidesa cokolwiek mijają się z chronologią zdarzeń. Ale chyba mu to nie przeszkadza? Nie od dziś przyzwyczaił nas euklides do ignorowania faktów i wymyślania w ich miejsce własnych "teorii". A zna kogoś euklides kto również by tak twierdził? Tyle że nikt się nie czepia pana P. Norda który jednoznacznie stwierdził, że w swej książce posługiwał się wymyśloną nazwą, czepiamy się euklidesa - który co i rusz wymyśla jak to istniała Agencja Nieruchomości. Wpierw miała poprzedzać TR, w miarę rozwoju dyskusji miała być już tak na prawdę tym samym co TR przy czym nazwa TR nie istniała. Trwanie w uporze jak i nie przyjmowanie do wiadomości dość powszechnie znanych faktów - wydają się być cokolwiek zadziwiającą postawą. Choć ja to rozumiem, jak ktoś uważa się za eksperta od spraw wywiadu i kontrwywiadu; a zwłaszcza francuskiego; trudno mu przełknąć informację, że dał się nabrać. Nie zamieścił, proszę nie kłamać albo zacytować go słowo w słowo w wersji oryginalnej. Wciąż nie dowiedziałem się kim był Bardin, widać euklides też tego nie wie ale wie że mylnie utożsamiano go z inną osobą. Przy czym euklides nie wie kto utożsamiał jak i nie wie kim była ta druga osoba. Jak dla mnie ta uwaga o utożsamianiu to efekt niewiedzy i w rzeczywistości euklides nie zna opracowania w którym coś takiego nastąpiło. To on sam nie wie kto jest kto i to udowadnia. Problem wygląda dla mnie tak... z praktyki forum wiemy, że euklides ma zadziwiająco bezkrytyczny stosunek do źródeł francuskojęzycznych i apologetyki wszystkiego co francuskie. Przy czym zna książki kilku autorów francuskich, których traktuje jak Mojżesza objawiającego Dekalog, stąd przekonywał nas, że francuskie powieści historyczne należy traktować inaczej niż polskie czy angielskie, czyli jako równoważne z opracowaniami historycznymi. Stąd powieści i opowiadania szpiegowskie pana P. Norda traktował jak prace historyczne, przy czym na początku dyskusji nawet nie wiedział , że to była beletrystyka. "Mes Camerades..." jest relacją członka służb francuskich w czasie drugiej wojny światowej, relacją bardzo cenną acz niepozbawioną błędów, a to już z pewnej awersji autora do badań archiwów jak i z faktu, że to głównie relacja na podstawie wspomnień. Z pewnych względów ów autor zdecydował się nie ujawniać z nazwy jaką to organizację m.in. opisuje, jak i zdecydował się by nie podawać prawdziwych personaliów osób jeszcze żyjących lub tych którzy mogli być powiązani z już powojenną działalnością wywiadowczą czy kontrwywiadowczą. W pewną zachowawczość autora wchodziły też względy polityczne, wreszcie służba którą opisywał po wojnie była w ogniu krytyki. Jak tu pisać o sukcesach kontrwywiadu w wyłapywaniu i śledzeniu agentów brytyjskich i gaullistowskich w czasach gdy pośród zwycięzców był gen. Ch. de Gaulle. Przy takim traktowaniu jednego z głównych źródeł euklidesa czyli pana P. Norda mamy zadziwiającą sytuację. Oto euklides przeczytał książkę gdzie ów autor posługiwał się fikcyjną nazwą dla tajnego kontrwywiadu francuskiego. Wpierw euklides twierdził, że taka organizacja o takiej nazwie istniała. Po moich uwagach zmodyfikował swą wypowiedź i twierdził, że istniała tylko na początku przed TR. Po czym znów zaczął twierdzić że nie istniało TR tylko Agencja Nieruchomości, źródeł tej wiedzy nie zna - są to jego przemyślenia. W historiografii francuskiej nie występuje taka Agencja, ale co tam - euklides ma własne przemyślenia związane z Wałem Atlantyckim. A to że TR powstało zanim powstała myśl o tych umocnieniach - tym gorzej dla faktów. W efekcie czytania bezkrytycznego francuskich autorów i niechęci do sprawdzenia zapisanych tam informacji mieliśmy : " kpt. Ledroit de Regle", i tu euklides nas oszukuje, bo dopiero po moich uwagach stwierdził, że to fikcyjne personalia, a z jego wcześniejszych wpisów nic na to nie wskazuje. Cała strategia jego narracji polega na kolejnych modyfikacjach własnych wypowiedzi tam gdzie już nie da się utrzymywać własnych stwierdzeń. Przy czym euklides objaśnienia jakie napisali inni traktuje jako własne odkrycia. Mogę zrozumieć że euklidesa że nie potrafi napisać czegoś poprawnie w języku polskim, ale żeby osoba uznająca się za znawcę języka francuskiego i ogólnie języków romańskich nie potrafiła poprawnie napisać nazwy tej placówki - to dziwne. Kolejny przypadek epidemii klawiatury? Jakby tak mógł euklides nam odpowiedzieć na kilka drobnych pytań, tak punkt po punkcie by uszeregować stan wiedzy: 1. Gdzie P. Nord napisał że istniała Agencja Nieruchomości w "Mes Camerades..." i poznamy ów cytat z jego książki o istnieniu tego niemieckiego dokumentu? 2. Jaki inny francuski historyk napisał o rzeczywistym istnieniu kontrwywiadowczej organizacji o takim mianie - Agencja Nieruchomości? 3. Kim był "P" i kim był B.? 4. Kto ich utożsamiał, tak z podaniem tytułu i cytatu? 5. Kto stał na czele placówki TR i później Jeune TR w Marsylii? 6. Kto twierdził, że Ernst Dunker był szefem Gestapo w Marsylii?
-
No to nie za bardzo zna euklides historię cesarstwa skoro uważa, że zawsze byli sprzymierzeńcami, a ta postać została przywołana w kontekście postaci Jana V, proszę czytać ze zrozumieniem. Regułą jest, że euklides nie sprawdza to co napisali autorzy francuscy. Dobra metoda w utwierdzaniu siebie samego, że zawsze ma się rację, zła - w kontekście badania przeszłości. I jest to żałośnie miałkie objaśnienie z dwóch względów. Myli euklides genezę z okolicznościami podpisania, i co więcej - nie znając genezy wiąże akt unii z kłopotami papieża Eugeniusza, gdy fakty wskazują iż miało to związek z sytuacją cesarstwa przed jego papiestwem. Wręcz odwrotnie, w wielu tematach euklides wypowiadał się ,że Konstantynopol nie miał znaczenia. Jak euklides uważa, że można było cesarza przekupić za 1/7 towarów jednej galery kupieckiej to już jego sprawa, ja bym jednak sprawdził dlaczego tak tanio można było jego kupić, ale skoro francuski autor tak napisał; a przynajmniej tak twierdzi euklides - bo nie zaprezentował żadnego cytatu; to już wszystko jasne. Jak wiadomo istnieje żelazna zasada w naukach historycznych: to co napisał Francuz w zasadzie nie może być kwestionowane, a to co napisał autor francuski, którego czytał euklides należy traktować jako prawdę objawioną. Przy czym nieistotnym jest, że euklides często przyłapywany jest na przypisywaniu tym autorom stwierdzeń których nigdy nie napisali. A co to ma do lat 1422-1434, czyli: genezy? Ile w połowie XV wieku wynosił budżet cesarstwa bizantyjskiego mógłby nam podać euklides?
-
Jeśli szukać w nim "krwi Romanowów" to prostsza droga prowadzi nie poprzez najstarszą córkę królowej Wielkiej Brytanii, tylko poprzez małżeństwa w linii miecza. Mamy zatem małżeństwo Piotr III i Katarzyna II, z tego związku mamy Pawła I który pojmuje za małżonkę Zofię Dorotę księżniczkę wirtemberską (Marię Fiodorowną), ich córka - Maria wchodzi w związek z Karlem Friedrichem księciem Sachsen-Weimar-Eisenach, a z tego związku mamy księżniczkę Augustę Marię Katarzynę małżonkę cesarza Wilhelma I.
-
Mnie się zdaje; i jest to tylko domniemanie; że autorowi bardziej chodziło (choć tego nie wyraził explicite) o to: kto jako pierwszy sprowadził ten zakon na nasze ziemie. Przy formalnym rozpatrywaniu tej kwestii, nadania Henryka Brodatego wyprzedzałoby taką samą decyzję Konrada Mazowieckiego, jak i podjęcie wiążących umów - podpisanych przez tego ostatniego. Oczywiście jest to tylko ciekawostka podobna do sporu kto: wynalazł telefon, niezależnie kto wpadł na ten pomysł pierwszy największe znaczenie w rozwoju techniki miały działania Aleksandra Bella. Co do tego co można wykładać w szkołach - jak najbardziej się zgadzam, choć sądzę iż takie drobiazgi to raczej powinny być przeznaczone dla kół historycznych.
-
Cóż, co tam zauważył euklides to jego sprawa, choć zauważył nietrafnie. Ja oparłem się na początku m.in. na kilku artykułach napisanych przez członków TR takich jak, jej szef - P. Paillole, Roger Morange, czy Jean-Claude Petermann (od 1937 r. zastępca szefa kontrwywiadu S.C.R.). Bardzo fajnie, że był bohaterem książki tylko czy euklides wie czy jest to prawdziwe nazwisko czy nie? Wie kim był ów Bardin czy nie? Pragnę zauważyć, że nie jest to temat o zawartości jednej książki jaką przeczytał euklides. Jak rozróżnia fikcyjne personalia w tej książce od tych prawdziwych skoro nie uznał za stosowne "zastanowić się". To tak trudno odkryć kto był tym szefem tajnego kontrwywiadu? Czyli przeczytał euklides książkę traktującą min. o kontrwywiadzie, wypowiada się w temacie poświęconym jednej z takich służb kontrwywiadowczych - i nie wie kto był szefem takiej służby a nawet się nad tym nie zastanawiał?! Zasmucające... Ale skoro euklides nie wie kim był "P" to jak może wiedzieć, że są tacy którzy utożsamiają go z osobą o nazwisku/lub pseudonimie - Bardin? I dowiemy się wreszcie kto tak utożsamiał czy euklides kolejny raz nie potrafi wskazać źródła swych uwag? A jakoś wcześniej tego euklides nie zauważył, no to kto w rzeczywistości stał na czele marsylskiej placówki Starego TR i kto go zastąpił po reorganizacji? Innymi słowy - Francuzi nie przewidzieli wejścia Niemców do strefy nieokupowanej bo Amerykanie i Brytyjczycy nie powiedzieli im, że będąc lądować w Afryce. Dobre. A tak w ogóle to Francuzi wygraliby drugą wojnę światową znacznie szybciej gdyby im w tym nie przeszkadzali Amerykanie i Brytyjczycy. W "teoriach" euklidesa jak Francuzi coś zrobili porządnie i skutecznie - to wynika to z tego że to Francuzi, jak coś im poszło nie tak - to oczywiście wina innych. Siatki francuskie wpadają - wina brytyjskiego szkolenia, przy czym euklides wymyśla sobie na jakiej to książce byli szkoleni. Wpadają siatki gdyż Francuzi byli zaskoczeni wkroczeniem Niemców - wina Aliantów, że nie poinformowali ich o swych działaniach w Afryce. Przy czym są to wciąż ci sami Francuzi, którzy mieli tworzyć jeden z najlepszych wywiadów i kontrwywiadów... Czyli historycy się mylą, myli się szef Travaux Ruraux, mylą się członkowie tej organizacji, a nie myli się euklides bo sobie tak wysnuł, nawet wbrew autorowi na którego książce się opiera. To o czym tu dyskutować? A gdzie upubliczniono ten dokument, nie będzie problemem dla euklidesa wskazania źródła tej wiedzy. Jak zwykle euklidesowi nic nie przeszkadza w jego wywodach chronologia wydarzeń, zatem ta Agencja Nieruchomości miała poprzedzać TR, a wszystko to miało miejsce zanim Hitler wydał dyrektywę nr 40. Innymi słowy Francuzi antycypowali... dzięki euklidesowi zbliżamy się bardziej do klimatów "Zmienników" niż do metod typowych dla forów historycznych.
-
Muszę zmartwić euklidesa ale jego wiedza jest mocno szczątkowa, TR - dla poszczególnych placówek posługiwało się głownie numerami a potem nazwami botanicznymi (głównie kwiatów), a tajemnica do rozszyfrowania jest prosta: nie istniał kapitan "Ledroit de Regle" ani siatka "Regle". Przecież to tak łatwo sprawdzić... Nie istniał "sharfuhrer" Delage" - tylko Ernst Dunker alias Delage i nie miał takiego stopnia gdy przybył do Marsylii. Nie był szefem Gestapo w tym mieście. Skąd to wszystko bierze euklides? A ci niektórzy to kto? Zadałem proste pytanie a objaśnienia euklidesa nic nie objaśniają, przecież to proste: - kim według euklidesa był ów "P" - kim według euklidesa był ów Bardin? Tyle, że ja nie napisałem o lądowaniu w Afryce, może euklides przeczyta z większa uwagą do czego się odnosiłem? Ale to już zostało objaśnione, tyle że przeze mnie a nie euklidesa. Pytanie brzmi: skąd euklides wie, że istniała Agence Immobiliere przed TR? Bo tak napisał. A żaden historyk, z tych których przejrzałem nic o tym nie wie.
-
Zacznijmy do kwestii najprostszej a przecież często bardzo ważnej - pieniędzy. Summa summarum - wedle euklidesa cesarza bizantyjskiego przekonano (czy może : przekupiono?) za 6000 florenów. Przy czym euklides w swej arytmetyce "zgubił" gdzieś trzy tysiące florenów. No ale trzeba by spróbować sobie uzmysłowić jak duża to była kwota w tych czasach. No to porównajmy... Spójrzmy zatem jakimi sumami operowano pośród ówczesnych władców, oto np. papież wpłacił na konto genueńskiego bankiera Antonio Pessagno, jednego z finansistów obsługujących angielskiego władcę, 160 000 florenów (i nie była to jednorazowa pożyczka). W 1337 r. Edward III wystawia promesę, poprzez księcia Hainault, na sumę 100 000 florenów dla swych germańskich sojuszników. Po śmierci Władysława I, króla Neapolu, wrogowie z kurii papieskiej względem bankierskiej rodziny Albertich przekonali papieża by ten zażądał natychmiastowego zwrotu pożyczki, w ciągu tygodnia rodzina Albertich zwróciła 80 0000 florenów. Podatek od wina w Rzymie (jaki we Florencji) przynosił ok. 60 000 florenów a podatek portowy ok. 90 000, w 1483 r. Taddeo Gaddi wraz ze wspólnikami z tytułu dzierżawy w Rzymie podatku bachalarius (caelibe tributum) miał wyciągać teoretycznie 10 000 florenów, na mocy wyroku bolońskiego sądu kupieckiego kupiec Neri Tornaquinci (żaden Krezus) przybywa do Krakowa (1410 r.) by odzyskać zainwestowane na tym rynku pieniądze w wysokości 13 405 florenów. Michael - syn Giovaniego z Matteo robiący interesy z polską szlachtą oszacował dla Catastro nieodzyskane długi na polskim rynku na 4000 florenów, jego brat Antonio zainwestował we Wrocławiu 12 000 florenów. Pomiędzy 1372 a 1375 r. bankier Gaultero Bardi zabezpiecza swe stare długi, dzięki czemu dwóch londyńskich kupców Richard Lyons i John Pyel udzielają pożyczkę angielskiej koronie na kwotę 78 000 florenów. Na początku XV w. debet komun: Piza i Luca wynosił... 5 000 000 florenów, i uznawano że jest to bezpieczne zadłużenie! Majątek Republiki florenckiej na początku XV wieku szacowano na 17 400 000 florenów. W 1421 r. wpływa do portu londyńskiego wenecka galera z luksusowymi towarami (przyprawy, aksamit, jedwab, adamaszek), całość towarów wyceniono na ok. 44 500 florenów. Innymi słowy, przychylność cesarza bizantyjskiego można było kupić za równowartość 1/7 towarów jednej galery kupieckiej... jak dla mnie to żart. Ciekawi mnie źródło na którym opierał się ów autor przy tym rozdzieleniu tych kwot. Czyli: skąd wiemy, że cesarz przeznaczył akurat 6000 na przekupienie greckiego kleru. Pomyślmy sobie kogo trzeba było przekupić. Opozycja wobec unii była we wszystkich kościołach wschodnich, zatem trzeba było przekupić co ważniejszych hierarchów z kościoła greckiego w cesarstwie bizantyjskim a także z koptyjskiego, syryjskiego, ormiańskiego, chaldejskiego, bośniackiego, maronitów z Cypru. Ilu trzeba było przekupić? Przyjmijmy, że trzech, wychodzi na to, że hierarchów danego kościoła można było przekupić za jakieś 285 florenów. Innymi słowy, przychylność duchownego danego kościoła można było kupić za równowartość jedenastu wołów (w 1390 r. w Senese w Monte Oliveto Maggiore, za okazałego wołu płacono 25 florenów). Tanio wychodziło. /dane finansowe za: G.A. Holmes "Florentine Merchants in England, 1346-1436", "The Economic History Review" New Ser., Vol. 13, No. 2; M. Prestwich "Early Fourteenth-Century Exchanges Rates", "THR", New Ser., Vol. 32, No. 4; J. Munro "The Consumption of Spices and Their Costs in Late-Medieval and Early-Modern Europe: Luxuries or Necessities?", A lecture delivered to the Canadian Perspectives Committee, Senior Alumni Association, University of Toronto, at University College, 8 November 1988; G. Clark "Animals and Animal Products in Medieval Italy: A Discussion of Archaeological and Historical Methodology" "Papers of the British School at Rome", Vol. 57, 1989; P. Malanima "The Italian Renaissance Economy (1250-1600)", "Europe in the Late Middle Ages: Patterns of Economic Growth and Crisis", Internatinal Conference at Villa La Pietra, Florence, May 10th-12th 2008/ Otóż ten traktat zawarty około 1435 r. to w zasadzie nic innego jak postanowienia soboru bazylejskiego z sesji 19 odbytej 7 września 1434 roku, przedstawiciele greckiego kościoła nalegali by zawarte wówczas ustalenia potwierdził swym podpisem również papież Eugeniusz IV. To o tyle istotne, że przybycie greckiej delegacji ustalono zanim jeszcze Gabriele Condulmaro stał się Eugeniuszem IV (i na długo przed ogłoszeniem "Dum onus universalis gregis" i "Nuper siquidem cupientesna"). Zatem nie można upatrywać genezy unii w kłopotach papieża Eugeniusza. Można zauważyć, iż w myśl tych ustaleń nie było mowy o wysyłaniu czterech galer, chyba niedokładnie euklides coś przeczytał. Najciekawsze jest to, że pierwszy odnotowany postulat greckich ambasadorów dotyczył by spotkanie miało miejsce... w Konstantynopolu. W takim przypadku kościół wschodni miałby się zebrać na własny koszt. "Ambaxiatores ʃereniʃʃimi domini imperatoris Græcorum, & domini Patriarche Conʃtantinopolitani, videlicet dominus Demetrius protonoʃstarius, Palæologus Mæotides, venerabilis Iʃidorus Abbas monaʃterii (...) convenientes cum dominis deputatis facri Concilli, primo expoʃuerunt, quod ʃi Eccleʃiæ occidentali placeret, ut hæc Synodus Conʃtantinopoli celebraretur, Eccleʃia orientalis propriis expenʃis ibidem conveniret, nec operteret, ut Eccleʃia occidentalis Prælatis orientalis aliquas expenʃas faceret". /J.D. Mansi "Sacrorum Conciliorum. Nova, et Amplissima Collectio...", Venetiis MDCCLXXXVIII, szp. 93/ Gdyby zatem łacinnicy przyjęli tę propozycję, cesarz nie otrzymałby żadnych pieniędzy, jak widać greccy duchowni jakoś nieszczególnie chcieli się wzbogacić na "trudnej sytuacji" Eugeniusza IV. Przy czym w 1434 czy 1435 roku papież ten nie był jeszcze w jakiejś szczególnie trudnej sytuacji, to nastąpiło dopiero po 25 sesji z 7 maja 1437 roku. Za to cesarz bizantyjski jak najbardziej był w trudnej sytuacji od początku swych rządów. Co więcej, kontynuował on w swej polityce zagranicznej strategię Jana V. Strategię polegającą na powiązaniu unii kościołów z materialną i militarną pomocą przeciwko Serbom (chwilowo zastopowanych w czasach Jana V przez Stefana Urosza IV Duszana) i państwu ottomańskiemu. Pierwszy dyplomatyczny kontakt Jana V z papiestwem to list (z 1335 r.) do Innocentego VI. List który nas powinien szczególnie zainteresować, jako że w nim cesarz wyłuszczył detalicznie plan połączenia unią obu kościołów, zaczyna się on słowami: "Imperator Ioannes Palaelogus, ut impetret auxilia a papa Innocentio VI., iurat se obtemperaturum, daturum operam uniendis ecclesiis, obsidem Romam missurum filuim suum primogenitum Manuelem etc." (całość w: "Monumenta Spectantia ad Unionem Ecclesiarum Graecae et Romanae" edit. A. Theiner, F. Miklosisch, Vindobonae 1872, s. 29). Jana VIII pierwszy kontakt z papieżem to list (z 1422 r.) do Marcina V, będący odpowiedzią na dyplomatyczne rozmowy prowadzone w Konstantynopolu przez legata papieskiego Antonia de Massę (który zresztą zawoził ów list do papieża), rozmowy dotyczące unii kościołów. Jan VIII wyrusza w swą pierwszą misję dyplomatyczną w Europie - na Węgry (1423-1424), a o czym wtedy rozmawia? Ano m.in. o unii kościołów, na osiem lat przed wstąpieniem na Piotrowy stolec przez Eugeniusza IV. Pomiędzy 1425 a przed 1429 r. cesarz podejmuję znów kwestię unii i przygotowań do ekumenicznego soboru (najprawdopodobniej wysłannikiem był Jan Bladynteros). W 1426 r. podejmuje kolejny kontakt z papieżem Marcinem V w sprawie soboru, Benedetto Fulcho jest jego pośrednikiem z Zygmuntem, królem Węgier, temat - unia kościołów, w 1430 r. odnotowano kolejne kontakty z papieżem w sprawie soboru, w 1430 r. wysyła w tej sprawie Markosa Iagaresa i Makariosa Makresa. /o kontaktach dyplomatycznych co do soboru ekumenicznego i unii: F. Thiriet "Régestes des délibérations du Sénat de Venise concernant la Romanie", 3 vols. Paris/ Hague, 1958-61; A. Argyroiu "Macaire Makrès et la polemique contre l'Islam : édition princeps de l'éloge de Macaire Makrès et de ses deux œuvres anti-islamiques, précédée d'une étude critique", Vaticano 1986; D. Zakythinos "Le Despotat grec de Morée", London, 1975; G. Sphrantez "Cronicon" ed. R. Maisano, Rome 1990; E. Cecconi "Studi storici sul concilio di Firenze", Florence 1869; G. Mercati "Notizie di Procoro e Demetrio Cidone , Manuele Caleca e Teodoro Meliteniota ed altri appunti per la storia della teologia e della letteratura bizantina del secolo XIV", Vatican 1931; V. Laurent "Les préliminaires du concile de Florence: les neuf articles du pape Martin V et la réponse inédite du patriarche de Constantinople Joseph II (Octobre 1422)", "Revue des études byzantines", Année 1962, Tome 20; J. Gill "Council of Florence", Cambridge 1958/ To nie bardzo mogę pojąć jak to geneza unii florenckiej tkwić miała w trudnej sytuacji papieża Eugeniusza IV?
-
A jak ma się rozwijać? Nigdzie takie twierdzenie nie pojawia się. Cel sprowadzenia nijak się ma do samego faktu sprowadzenia. A mnie się wydaje, że w rzeczywistości temat jest inny...
-
Długie Lugery (z czarną kaburą) były również używane w marynarce, na ogół wówczas na kaburze widniała kotwica a nad nią litera "M" (oznaczająca aprobatę marynarki), taki egzemplarz można zobaczyć w piśmie poświęconym broni "Interessengemeinschaft Liberales Waffenrecht in Österreich" (2/18), w artykule Hermanna Geriga "Die Parabellum - Pistole". Z artykułu można się dowiedzieć, że istniała praktyka przefarbowania brązowych kabur na czarne, ale nie podano w jakich wojskach czy formacjach. Zakupiony długi Luger to ten o lufie: 150 mm czy 200 mm? Ogólnie, na mocy postanowienia z 3 czerwca 1913 r. (zatwierdzonego przez cesarza 2 lipca) "Lange Pistole 08" miał być przeznaczony dla artylerii polowej i lotników.
-
Dla kogo jednoznaczny dla tego jednoznaczny, liczyć należy od: rozmów o sprowadzeniu, podpisania umowy, nadań czy od faktycznego przybycia? Przy uwzględnieniu jednego z tych zdarzeń w przypadku Konrada Mazowieckiego mielibyśmy np. datację sprowadzenia: 1226, 1228 lub 1230 lub 1231. Henryk Brodaty nadał Krzyżakom wieś Łasusice (vel Łasusino) z ujazdem w 1222 r., czy jak chcą niektórzy badacze ujazd Łasusino. Dopiero jednak w 1235 r. Herman Balk podjął pierwszą decyzję co organizacji tego nadania i wystawił przywilej kapelanowi dworu książęcego w Namysłowie Idziemu (Egidius) zlecający mu lokację na prawie niemieckim Bądlowic i Łasusina. No to niech nam ZaKrólaOlbrachta odpowie: kto był pierwszy? Zdanie nie jest dziwne i jest jak najbardziej prawdziwe.
-
Janusz Bieniak przypuszczał, że miał on być przedstawiony w 1116 r. a na Boże Narodzenie roku następnego miał zostać uchwalony. Rok 1116 o tyle jest bezpieczniejszy niż 1115 gdyż nie ma pewności co do daty narodzin Leszka (1115? 1116?). Tak czy inaczej daty powstania i ew. zaprzysiężenia nie są znane, wiemy jedynie że Gall Anonim, pod rokiem 1117, zapisał: "Scarbimir palatinus contra ducem Boleslaum insurrexit et cecatur". Słabością tej hipotezy jest - czas i okoliczności około 1115/16 roku. Leszek miałby wówczas jakiś rok, w ówczesnych czasach jego dalsze przeżycie było wielką niewiadomą. Bolesław Krzywousty pochodził z rodu nieszczególnie rozrodzonego, stąd nie było podstaw do przypuszczania by z drugiego małżeństwa miałby dochować się liczniejszego męskiego potomstwa. Wiek jak i stan zdrowia władcy nie nagliły go i jego najbliższych doradców by pilnie zająć się kwestią dziedzictwa. Tak znaczącą decyzję Krzywousty zapewne przedstawił wpierw najbliższym zaufanym doradcom a więc i Skarbimirowi, gdyby ten ostatni wyraził gwałtowny sprzeciw władca miał czas by sprawę odłożyć na później. A wtedy przygotowywał się przecież do podboju Pomorza Wschodniego (a w perspektywie miał te same działania względem Pomorza Zachodniego) i nie był mu zupełnie potrzebny ostry konflikt z tak doświadczonym wojownikiem i dowódcą. Przy tym J. Bieniak podał to jaką jedną z hipotez, według drugiej rzecz była już bardziej skomplikowana, a bunt był wynikiem splotu wielu zdarzeń, często o charakterze losowym. Zmarło kilku znacznych członków rodu Awdańców (m.in. Michał biskup poznański czy Michał fundator Lubinia), sprawa Zbigniewa obniżyła autorytet palatyna, w tym czasie rozeszły się jego drogi z Piotrem Włostowicem przez co ubył mu znaczący sojusznik. Po "rozwiązaniu" sporu ze Zbigniewem część jego stronników powróciła do łask, a więc na dworze pojawili się ludzie darzący niechęcią (jeśli nie nienawiścią) Skarbimira. Przy czym przecież istniała wciąż "stara" opozycja wobec tego możnowładcy. Przy czym w tych krytycznych latach Krzywousty wstępuje w nowy związek małżeński, a jego małżonka szukając wzmocnienia swej pozycji mogła wesprzeć się na Skarbimirze ale mogła też na ludziach stojących w opozycji doń.
-
Demokracja szlachecka, klientelizm...
secesjonista odpowiedział Jarpen Zigrin → temat → Polityka, ustrój i dyplomacja
Otóż poza oczywistym moim błędem to pamiętam jak FSO często zwracał uwagę innym użytkownikom o konieczności stosowania poprawnej pisowni. A w kwestii zasadniczej: ciężar wojsk zaciężnych zwykle padał u nas na szkatułę królewską i dobra duchowne. -
To nie był przydomek i nic nie miał wspólnego z uszczypliwością, a Wilhelm II nie był pierwszym noszącym taki tytuł. "Deutscher Kaiser" przysługiwał stojącemu na czele Bundespräsidium (Präsidium des Bundes) królowi Prus. Tak postanowiono w konstytucji z 1871 r.: "Artikel 11. Das Präsidium des Bundes steht dem Könige von Preußen zu, welcher den Namen Deutscher Kaiser führt. Der Kaiser hat das Reich völkerrechtlich zu vertreten, im Namen des Reiches Krieg zu erklären und Frieden zu schließen, Bündnisse und andere Verträge mit fremden Staaten einzugehen, Gesandte zu beglaubigen und zu empfangen". /tekst całego aktu dostępny na de.wikisource.org, notka: "Verfassung des Deutschen Reichs (1871)"/ Ręka była ni w pełni władna i chyba nie do końca odpowiednio wykształcona (stąd używano specjalnego aparatu mającego rozciągnąć ramię).. Nie chodziło o złamanie, raczej o porażenie i uszkodzenie nerwów. Po pierwsze przyszły cesarz rodził się poprzez poród pośladkowy, w XIX w. taki poród przeżywać miało dwoje dzieci na sto. Eduard Martin ginekolog, szef położnictwa w Charité przy Uniwersytecie Berlińskim, przyjmujący poród początkowo uznał dziecko za martwe ("im hohen Grade scheintodt"), dopiero jedna z akuszerek doprowadziła do do uzyskania jakichś oznak życia, czyli tu - pierwszego płaczu. Jak się wydaje ginekolog przy tym trudnym porodzie ciągnąc za rękę uszkodził nerwy w szyi (odpowiadające za motorykę ręki), dodatkowo by ułatwić poród cesarzowej podano sporysz, co mogło dodatkowo porazić nerwy. Wilhelm miał też lekko skrzywioną szyję, którą próbowano operować i naprostować przy pomocy specjalnego aparatu (Kopfstreckmaschine). Szeroko kwestię medyczną porodu i konsekwencji starał się oświetlić brytyjski historyk John Charles G. Röhl "Wilhelm II. Die Jugend des Kaisers 1859–1888" (wyd. ang. "Young Wilhelm: The Kaiser's Early Life, 1859–1888"). A o jaki konflikt ambicjonalny może chodzić w przypadku cesarza, który uważa, że Bóg ustanowił go na takim stanowisku a kanclerzem, który był niemal wszechwładny?
-
Otóż prawdą jest, że większość wymienionych twórców pracowała dla magnatów (a dokładniej: również dla nich, prócz prac dla władcy), za to zupełnie nie jest prawdą, że to magnaci ściągnęli ich przed 1734 rokiem. Przyjrzyjmy się bliżej tym postaciom. Najłatwiej będzie z twórcą, którego Tofik określił jako: "Andrei Pozza", w rzeczywistości to Andrea Pozzo, gdy nastała u nas dynastia saska nadzorował wykonanie według swego projektu ołtarza w transepcie rzymskiego kościoła Il Gesù, w 1702 r. udał się do Wiednia, gdzie też też zmarł w roku 1709. Nigdy nie był w Polsce a tym bardziej nie tworzył w naszym kraju (por. J. Kowalczyk "Andrea Pozzo a późny barok w Polsce" cz. 1 "Traktat i ołtarze", cz. 2 "Freski sklepione", "Biuletyn Historii Sztuki”, nr 2 i 4, 1975). Jan Joachim Daniel Jauch przybył po raz pierwszy do Polski około 1713, gdzieś w 1715 objął stanowisko superintendenta saksońskiego urzędu budowlanego zastępując Jana Krzysztofa Naumanna, na pewno był na tym stanowisku w 1721 r. Jego pierwsze prace zlecone to remont kilku komnat w Zamku Królewskim (m.in. kuchni). Trudno zatem zaliczyć go w poczet osób sprowadzonych przez magnatów (por. "Varsaviana w zbiorach drezdeńskich", Katalog planów i widoków Warszawy oraz rysunków architektonicznych budowli warszawskich okresu saskiego, oprac. katalogu M. Kretschmerowa, J. Lileyko, H. Myszkówna, A. Sokołowska, Warszawa 1965). Jan Henryk ( nie: Zygmunt, Tofik pomylił chyba personalia tego twórcy z Janem Zygmuntem Deyblem, z którym często współpracował) Klemm przybył wraz z nowym władcą, zatem nie został ściągnięty przez naszą magnaterię, choć faktycznie głównie pracował dla Branickich. Karol Antoni Bay (być może tożsamy z Carlo Antonio Baii uczniem Pozza - por. J. Gajewski "Sztuka w prymasowskim Łowiczu", w: "Łowicz dzieje miasta" pod red. R. Kołodziejczyka) nie należał do grupy saksońskich budowniczych, ani tych przybyłych z królem ani tych sprowadzonych przez jakiegoś magnata. Jeśli chodzi o ród Fontanów to w Polsce znany jest on już od XVI wieku, większość jego przedstawicieli zajmowała się architekturą (por. Z. Rewski "Działalność architektoniczna warszawskich Fontanów", "Biuletyn Historii Sztuki i Kultury", R. II, nr 4, czerwiec 1934). Zamieszanie wokół ich historii wynika z faktu, że mniej więcej w tym samym czasie występowało co najmniej dwóch architektów o imieniu: Józef. "Józef Fontana (ur. 1676 - zm. ok. 1741). S. Łoza, o.c. Występuje po raz pierwszy w 1707 r. w Szczuczynie przy budowie pałacu i kościoła (1696, 1700 r.), oraz klasztoru pijarów od 1696 r., za co od podkanclerzyny Konstancji Szczuczyny otrzymał w zastaw folwark świdry pod Szczuczynem. Ponieważ o tym samym imieniu i nazwisku pracuje w Polsce już wcześniej jeden architekt, nazywany jest często Józef Fontana II. Aldona Bartczakowa pisze o nim: 'Badania wileńskich materiałów archiwalnych. prowadzone przez Euzebiusza Łopacińskiego, wykazały, że istniało kilku Fontanów noszących imię Józef i piastujących godność sekretarza i architekta królewskiego. Jeden z nich, działający w Warszawie, Grodnie i Wilnie, syn Dominika Fontany i Tekli z Pereświet-Sołtanów mógł być - według Łopacińskiego - ojcem Jakuba. Czy był to ten sam Józef, który od 1698 r. pracował w Szczuczynie przy budowie kościoła pijarów i następnie mieszkał w Warszawie - na razie nie wiadomo ... Wiadomo jedynie, że Józef był siostrzeńcem pracującego wcześniej w Polsce Jana Chrzciciela Ceroniego (za pośrednictwem którego mógł być ewentualnie sprowadzony do Polski) ... Po raz pierwszy spotykamy Józefa Fontanę w Sżczuczynie w charakterze «magistra» i nadzorcy robót prowadzonych przy budowie rezydencji podkanclerzego St. A. Szczuki, a następni e przy wznoszeniu murów kościoła i klasztoru pijarów - według projektu Józefa Pioli. Robotami tymi kierował on do 1722 r .. Józefa Fontanę można w pewnym sensie nazwać protoplastą rodu Warszawskich Fontanów, bo,wiem od 1715 r. mieszkał stale w Warszawie ... Dzięki otrzymanemu po Ceronim spadku oraz przyjęciu w dzierżawę od Szczuków majątku Świdry (koło' Szczuczyna) mógł urządzić się i rozpocząć pracę zawodową w Warszawie'". /A. Czapska "Rozwój przestrzenny i architektura Szczuczyna od XVII do XIX w.", "Rocznik Białostocki", 10, 1971, s. 168-169, przyp. 9, cyt. za: A. Bartczakowa "Jakub Fontana architekt warszawski XVIII wieku", Warszawa 1970, s. 13-14/ Tak czy inaczej, nie znane są informacje by ów Józef został sprowadzony z Saksonii, a Jakub Fontana urodził się w trzynaście lat po objęciu tronu polskiego przez pierwszego z Sasów, co więcej urodził się w Szczuczynie stąd nijak nie pasuje osoby przybyłej z Saksonii. Louis de Silvestre był nadwornym malarzem obu Sasów, zatem jego przyjazd nie ma związku z mecenatem magnackim. Johann Samuel Mock, pracował dla króla w Dreźnie, przybył na jego dwór do Polski by już od 1731 r. szczycić się tytułem - Der Erste Hofmaler, nie znane są informacje wskazujące by miał być ściągnięty przez naszych magnatów. Wojciech Bernatowicz to w rzeczywistości Bartłomiej Michał Bernatowicz, nie ma żadnych informacji o jego wcześniejszym życiu czy potwierdzających jego przybycie z Saksonii (jak i temu zaprzeczających). Wydaje się, że był zasiedziałym w Warszawie rzeźbiarzem, jeszcze przed Sasami (por. J. Sito "Bernatowicz Bartłomiej Michał", w: "Allgemeines Künstlerlexicon. Die Bildende Künstler aller Zeiten und Völker", Bd. IX, München-Leipzig 1994; Z. Prószyńska "Bernatowicz Barłomiej Michał", w: "Słownik artystów polskich i obcych w Polsce działających (zmarłych przed 1966 r.). Malarze, rzeźbiarze, graficy" t. I, Wrocław–Warszawa, 1971). Jan Jerzy Plersch (Plersz) nie był malarzem, miał dobrze prosperujący warsztat rzeźbiarski (por. "Debiut Johanna Georga Plerscha w „fabryce” pałacowej w Wilanowie", "Studia Wilanowskie", XVIII, 2011), nie ma żadnych informacji mogących powiązać go z przybyciem Sasów do Polski, jak i by był ściągnięty w tym czasie przez jakiegoś magnata. "Niemiec z narodowości, niewiadomego szczepowego i miejscowego pochodzenia, rzeźbiarz Johann Georg Plersch urodził się około r. 1705, umarł w Warszawie 1 stycznia 1774. Był katolikiem, co niekoniecznie wskazuje na przynależność do Niemiec południowych (...) najwcześniejszym szczegółem biograficznym Plerscha jest jego małżeństwo z Marjanną Magdaleną Fontana, zawarte w Warszawie 23 stycznia 1729". /Z. Batowski "Pomnik Tarły w kościele jezuickim w Warszawie i jego twórca", Warszawa 1933, s. 5-6/ Franciszek Antoni Vogt - tu znów niewiele wiemy o dacie i okolicznościach przybycia do naszego kraju: "O życiu Franza Antona Vogta wiemy niewiele, niepomiernie mniej niż o jego rówieśnikach, takich rzeźbiarzach, jak Plersch czy Redler, którym słowniki artystów poświęcają wielostronicowe artykuły. Nie znamy daty ani miejsca jego narodzin, nie wiemy, kiedy przybył do Warszawy. Na pewno był katolikiem, był Niemcem, w tym języku kwitował odbiór pieniędzy. Niemal na pewno pochodził więc z katolickich terytoriów Rzeszy. W warszawskich źródłach archiwalnych Franciszek Antoni pojawia się po raz pierwszy w grudniu 1742 r. trzymając do chrztu w kolegiacie warszawskiej dziecko niejakiego Jana Wilhelmiego". /J. Sito "Franz Anton Vogt rzeźbiarz warszawskiego rokoka", w: "Splendor i fantazja. Studia nad rzeźbą rokokową w dawnej Rzeczypospolitej i na Śląsku", red. P. Migasiewicz, Warszawa 2012/ To chyba nie jest argument za twórczym mecenatem magnaterii? Zwłaszcza, że: "Dalekosiężne plany hamowała... niechęć szlachty polskiej do hojnego szafowania groszem, Sejm uznał bowiem, że Zamek jest własnością Rzeczypopspolitej, a nie prywatną rezydencją monarchy i nie należy wyrzucać pieniędzy na jego osobiste zachcianki, tym bardziej, że nie funkcjonował stale dwór królewski". /S. Suchodolski, D. Stapowicz "Obalanie mitów i stereotypów od Jana III Sobieskiego do Tadeusza Kościuszki", Warszawa 2008, s. 101-102/
-
To zależy jak traktować termin: sprowadził i jak pojmować: Polskę.
-
Ponoć pośród władców swej dynastii był tym, który najczęściej przemawiał: "Żaden z władców z rodu Hohenzollernów nie przemawiał tak często i tak bezpośrednio do tak wielkich zgromadzeń swych poddanych co Wilhelm II. Raczył Niemców niemal nieprzerwanym potokiem wypowiedzi publicznych". /Ch.M. Clark "Prusy. Powstanie i Upadek 1600-1947" przeł. J. Szkudliński, Warszawa 2009, s. 514/ Przy czym Mieczysław Szerer, w swym omówieniu tomu wspomnień księcia Bernharda H. von Bülowa, zauważa, iż: "Jego przemówienia brzmiały zawsze, jak z konia. Jego obrazowanie, jego przenośnie i porównania, były zawsze brane z zapasu pojęć militarnych. Gdy chory śmiertelnie ojciec jego obejmował rządy, mające trwać zaledwie trzy miesiące, Wilhelm malował położenie państwa jako chwilę w przejściach pułku podczas bitwy 'Komendant pułku padł, następca w dowództwie - choć sam ciężko ranny - jedzie śmiało na czele';. Po usunięciu Bismarka, chcąc zaznaczyć swą samodzielność w rządzeniu krajem, oświadczył publicznie 'Urząd oficera dowodzącego wartą na okręcie państwowym przypadł mnie. Kierunek pozostaje ten sam. Pełną parą naprzód!';. Z każdej mowy Wilhelma padać musiał strzał oratorski w rodzaju 'opancerzonej pięści', 'lśniącej zbroicy', ;'dłoni na rękojeści', 'prochu trzymanego w suchości'. /tegoż "Książę Bülow II", "Przegląd Współczesny", T. 42, nr 123,-125, lipiec wrzesień, s. 50-51/ Bülow oczywiście zawarł w swych wspomnieniach mnóstwo przeinaczeń, bałamutnych informacji i trzeba traktować jego słowa ze szczególnym krytycyzmem, trudno jednak nie uwzględniać jego spostrzeżeń i opinii. Wybrałem dwa zdarzenia o charakterze anegdotycznym, ale mające wszelkie cechy prawdopodobieństwa, a które łączy kwestia religii czy może raczej - posłannictwa cesarskiego. Kanclerz wspominał jak to oprowadzał cesarza po pokojach Fryderyka Wielkiego, na jednym ze stołów leżała kopia testamentu króla, gdzie miał on napisać, że przypadek urodzenia sprawił, że stał się on dziedzicem korony, ale jedynie przez dzielność, sumienność i poważną pracę można dowieść, że zasłużyło się na taką godność. Cesarz miał zwrócić się do Bülowa ze słowami, że pewnie podziwia ten pogląd, on jednak - dodał - jest innego zdania. By objaśnić swój pogląd przywołał anegdotę o cesarzu Maksymilianie I, ten podczas polowania nocował w chacie myśliwskiej, w nocy ktoś na ścianie wypisał: "Maximilian! Maximilian! Du bist nur ein Mann, wie ein anderer Mann". Gdy cesarz zobaczył ów napis miał dopisać: "Wohl bin ich ein Mann, wie in anderer Mann, nur dass mir Gott hat Ehre angetan". I tak widział swoją osobę jako władcę - Wilhelm II. George Ernst Hinzpeter był preceptorem Wilhelma do uzyskania przezeń pełnoletności. Bülow przywołuje zdarzenie z obiadu uświetniającego bierzmowanie młodszego syna cesarza, Wilhelm miał wznieść toast w który ogniście wyraził wiarę w Pana i Zbawcę. Po obiedzie miał Hinzpeter zwrócić się do Bulowa słowami, w których całkiem zgrabnie połączył wątek militarystyczny z religijnym: "Już myślałem, że toast cesarski skończy się słowami: Nasz Pan Jezus Chrystus - hurra, hurra, hurra!": "Hinzpeter hatte einen bissigen Humor. Anläßlich der Einsegnung eines jüngeren Sohnes des Kaiserpaares fand im kaiserlichen Schloß ein Diner statt, bei dem der Kaiser einen Toast ausbrachte, der mit einem feurigen Bekenntnis zu unserem Herrn und Heiland schloß. Nacht Tisch meinte Hinzpeter zu mir: 'Ich dachte schon, der kaiserliche Toast würde mit den Worten schließen: 'Unser Herr Jesusu Christus, hurra, hurra, hurra!'" /B. von Bülow "Denkwürdigkeiten", T. 1 " Vom Staatssekretariat bis zur Marokkokrises", Hrsg. F. von Stockhammern, Berlin 1930, s. 107/ Szerer potwierdza te zapatrywania władcy: "... ćwiek teorji o łasce Bożej siedział w nim równie głęboko, jeśli nie głębiej, zważywszy że pomiędzy 'romantykiem na tronie' a nim upłynęło blisko pół wieku (...) Wilhelm II był głęboko przekonany, że Bóg go sobie szczególnie upatrzył". /tamże s. 52-53/ Hrabia Philip Eulenburg przez długi czas uchodził za jednego z najbliższych przyjaciół następcy a potem cesarza, gdzieś do 1900 r. był też jednym z najważniejszych doradców władcy. "Eulenburga uznawano powszechnie za architekta tzw. rządów osobistych, czyli neoabsolutystycznego stylu rządzenia Wilhelma II. Zgodnie z tym, co mówiono, Eulenburg nie tylko podszepnął cesarzowi mistycznie zabarwiony ideał samowładcy". /M. Kohlrausch "Homoseksualizm, wielka polityka i media. Skandal wokół Eulenburga 1906-1909", "Przegląd Historyczny", Vol. 98, z. 3, 2007, s. 400/ Samowładca, ustanowiony na tronie za sprawą opatrzności bożej, a jak wyglądała praktyka religijna władcy?
-
Nazwa w sumie nie jest zbyt oryginalna - skrobak (rzadziej - skrobaczka, tę stosowano częściej do przyrządów ręcznych) czy czyścik. Francuzi nazywają to "décrottoir" (przy czym w XIX w. zaczęto rozróżniać décrottoir -żelazne skrobaki i décrottoire - rodzaj szczotek), a Anglicy "boot-scraper". Pojawiać zaczęły się w XVIII w., ale szczyt popularności przypada na wiek XIX. W wielu miastach tego typu przyrząd umieszczany był początkowo nie tylko przy wejściu do mieszkań czy w bramie wejściowej do jakiejś kamienicy, stały one na chodnikach. Z czasem, w wyniku przepisów o bezpieczeństwie zaczęto przenosić te przyrządy na fasady budynków. Belgowie szczycą się tym, że w ich kraju zachowało się w Europie najwięcej tego typu urządzeń, zorganizowali nawet wystawę prezentującą 1000 zachowanych takich obiektów. Kustosz muzeum w Toul Michel Hachet poświęcił skrobakom rozprawę "Réflexions archéologico-philosophiques inspirées par la progressive raréfaction des décrottoirs (communication du 19 janvier 1996)", ("Mémoires de l'Académie Stanislas", Nancy, vol. 11, 1995-1996). "W poradniku dla zakochanych z 1903 roku czyta - my: „przed wejściem do domu panny, starannie wytrzyj buty z błota i kurzu” Absztyfikant z brudnym obuwiem skazywał sam siebie na klęskę. Jak mógł się go pozbyć przed wejściem do domu wybranki serca? Pomagał w tym skrobak do podeszw zamieszczany zwyczajowo przed drzwiami do bramy kamienicy. Przybierał różne kształty. Czasem było to półkole na nóżce (jak przy wejściu do dzisiejszej szkoły podstawowej nr 1 przy ul. Nowowiejskiej, lub kilkaset metrów dalej przy kamienicy nr 52). Innym razem były to bardziej fantazyjne formy parawanu wspartego na dwóch podporach lub kształtem przypominającym zwierzęta: krokodyla, jamnika. Często montowany był przy obiektach użyteczności publicznej: szkołach, ośrodkach zdrowia, ale także kamienicach czynszowych i wolnostojących willach". /J. Kobyłt "Uważaj złotko, bo wpadniesz w błotko", "ZIN OŁBIN", nr 2, Wrocław / Ołbin 2018, s. 16/ A autorka tego artykułu, jakoś współgra z myślami Bruno gdyż dalej konstatuje: "Dziś jednak nie użyjemy skrobaka tak chętnie jak kratki do wytarcia podeszw. Dlaczego? Może dlatego, że nie ma już takiej potrzeby. Wstydliwy, jak haniebna spluwaczka, znika z przestrzeni miejskiej stając się reliktem błotnistej historii naszych miast". /tamże/ Tu przykład bardzo prostego skrobaka: /joemonster.org - "44 zdjęcia, które mogą cię zainteresować"/ A tu skrobaka nieco bardziej artystycznego, choć i tak nie umywa się do wielu skrobaków z Francji czy Belgii: www.kamienicewpolsce.pl - "Wrocław secesyjny skrobak w kształcie ryby". Skrobaki umieszczone przy wejściu do Żeńskiego Katolickiego Gimnazjum Humanistycznego przy ul. S. Staszica w Bydgoszczy (stan na 2018 r.) są elementem gry turystycznej "Bydgoskie kobiety".
-
Polska pod okupacją oczami cudzoziemców
secesjonista odpowiedział Albinos → temat → Polska podziemna i okupacja
Jakieś okruchy można znaleźć w opracowaniu Marka Andrzejewskiego "Schweizer in Polen. Spuren der Geschichte eines Brückenschlages" (Basel 2002), jakieś cząstkowe wspomnienia Zofii Kalinowskiej (de domo Caluori). -
Nie był pierwszym, umieszczenie medalionu poświęconemu Piłsudskiemu to luty 1927 roku. Podczas gdy np. pomnik w Nieszawie miał być odsłonięty już w październiku 1921 r. /według informacji zawartych na stronie: /www.pilsudski.jcom.pl/ W Zegrzu Południowym powstał pomnik w 1925 r., umieszczony był opodal głównej bramy koszar i przed kasynem oficerskim. Wykorzystano jakiś stary cokół na którym umieszczono popiersie i opatrzono to napisem: "Pierwszemu Żołnierzowi i Marszałkowi Polski w dniu Święta Żołnierza Polskiego, Zegrze 15 VIII 1925 r. Drużyna Dowódcy 1 P. Łącz.". /za: J. Załęczny "Budowanie legendy Józefa Piłsudskiego w społeczeństwie powiatu warszawskiego w okresie międzywojennym", "Rocznik Mazowiecki", R. 24, 2012, s. 7/
-
Memorandum rządu emigracyjnego na konferencję w Moskwie 19-30 X 1943 r.
secesjonista odpowiedział Wolf → temat → Polityka, ustrój i dyplomacja
W ferworze walki z z "Londynem" Wolf zapomniał, że już wcześniej identyczny temat założył: forum.historia.org.pl - "Memorandum rządu Mikołajczyka z 7 X 1943 na konferencję w Moskwie". Ten zatem zamykam. secesjonista -
Podobna symbolika państwowa (i miejska)
secesjonista odpowiedział Bruno Wątpliwy → temat → Historia ogólnie
To jeszcze o wielbłądzie, co prawda nie w herbie miejskim czy państwowym, ale to ciekawy przypadek warty przywołania. Zwierzę to często trafiało na tarczę herbową różnych rodów, których jeden z członków w przeszłości brał udział w wyprawie krzyżowej, w przypadku rodów mieszczańskich czy gildii kupieckich umieszczenie takiego zwierzęcia w "herbie" mogło wskazywać na prowadzenie handlu z krajami ze Wchodu czy Afryki Północnej. I oto w Zurychu istniała gildia kupiecka - Gremplerzunft, w której herbie widnieje złoty (żółty) wielbłąd na błękitnym polu (który jest jednym z kolorów herbu miasta Zurych, jak tego kantonu). Tymczasem, by być w zgodzie z historycznym pochodzeniem tego elementu widnieć powinna w tym herbie... koza. Otóż w tej gildii (powstałej w XIV w.) początkowo zrzeszano głównie sprzedawców warzyw, pestek czy nasion (Gartner) i innych drobnych sprzedawców i kupców (Grempler), z czasem w jej składzie pojawili się sprzedawcy soli (Salzlüten/ Houw) czy ludzie związani z różnymi pracami w winnicach (pracownicy rozlewające wino do beczek, woźnice itp.). Gildia jednak nie miała żadnych handlowych kontaktów z produktami z krajów gdzie występują "garbate" zwierzaki. Skąd zatem ów wielbłąd? W Zurychu istniały Stubengesellschaft (potem znane jako - Trinkstubengesellschaft)- rodzaj stowarzyszeń (giełd) skupiających zarówno szlachtę jak i co zamożniejszych mieszczan, miejsce podejmowania rozmów o charakterze handlowym jak i politycznym. Stowarzyszenia te wynajmowały na spotkania lokale czy nawet całe domy. Oto w tym samym mieście istniała inna gildia - Gerwe, ta założyła stowarzyszenie mające miejsce spotkań w Haus zum Kämbel (Kürschnerhaus zum Kämeltier). Z czasem Gerwe przeniosła miejsce swych spotkań gdzie indziej a ich pierwotne miejsce spotkań przejęła nasza gildia. Gerwe - skupiała głównie ludzi zajmujących się wyrobami z wełny kozy angorskiej, którą dawniej nazywano Kamelziege. Z czasem pochodzenie nazwy domu spotkań zatarło się, a sama nazwa zrosła się z nowym cechem, który ostatecznie zaakceptował ten fakt i Gremplerzunft zmieniła nazwę na: Zunft zum Kämbel i zdecydowano wówczas by wielbłąda umieścić w godle samej gildii. -
Podobna symbolika państwowa (i miejska)
secesjonista odpowiedział Bruno Wątpliwy → temat → Historia ogólnie
O wielbłądach; również w kontekście związków polsko- pilzneńskich; padło już kilka słów w temacie: forum.historia.org.pl "Wielbłądy i dawna Polska". W kwestii odnajdywania śladów wielbłądzich wizerunków w heraldyce ludzi zamieszkujących tam gdzie dwu- i jednogarbne nie występują naturalnie, polecam artykuł Marka L. Wójcika opisujący baktriana na pieczęciach Gienka (Jenka), Henryka i Franciszka, piszących się z Groblic (Groblitz) koło Brzegu (pieczęcie z (z lat 1394-1396), oraz na pieczęci Mikołaja z Exau (Turzanów koło Milicza) (z 1358 r.), dromadera mieli mieć w herbie panowie ze Smolca - von Schmoltz, baktriana miał w herbie Wacław Lapka z Rokyčan (pieczęć x 1452 r.). Autor podkreśla: "Wielbłąd w herbie panów z Groblic i Turzanów jest więc w obu przypadkach starszy. Podkreślmy, że jest on również wcześniejszy od heraldycznych wielbłądów znanych z terenu zachodniej Europy, o których pierwsze informacje przynoszą relacje bodajże dopiero z XV wieku (...) Warto jednak przypomnieć, że herby Grebelwitzów i Exauów stanowią jedne z najstarszych przykładów wyobrażeń wielbłąda w europejskiej sztuce heraldycznej, wyprzedzając chronologicznie jego projekcje w herbach angielskich, czeskich, niemieckich, a także poprzedzając ekspozycję dromadera w herbie śląskich Schmoltzów". /tegoż "Śląskie baktriany. Próba interpretacji symboliki wielbłąda w heraldyce rycerstwa śląskiego na przykładzie czternastowiecznych pieczęci rodzin von Exau i von Grebelwitz", w: "Średniowiecze polskie i powszechne", T. 3 (7), pod red. J. Sperki, B. Czwojdrak, Katowice 2011/ O tych ostatnich wspomniał w swym herbarzu Kasper Niesiecki: "Michorowski herb. Powinien być Wielbłąd szary w polu białym, w prawą tarczy bieżący, noga jego prawa przednia trochę od ziemi podniesiona, nad hełmem tak z korony wychodzą dwie łabędzie szyje, że się z sobą w górze stykają *). Paprocki *) Podług herbarza Norymberskiego, powinno być pole złote, wielbłąd czerwony. Tak go do dziś używa familia von Schnoltzen. - P. W. [str. 384] i Okolski o nich nie pisał, tylko MS. o Famil. Prusk. jest w Kwidzyńskim kościele napis roku 1571. Kilianus Szmolth Michorowski". -
Marynarka Wojenna RP u progu zaniku
secesjonista odpowiedział Bruno Wątpliwy → temat → Wojsko, technika i uzbrojenie
A dlaczego? -
Demokracja szlachecka, klientelizm...
secesjonista odpowiedział Jarpen Zigrin → temat → Polityka, ustrój i dyplomacja
Nie licząc dynastii piastowskiej mieliśmy na naszym tronie wielu władców, których można by określić jako obcą dynastię. Choć nie wiem na ile ówcześnie uznawano za obcego takiego Jana Olbrachta, i na ile był on mniej lub bardziej obcy od np. Henryka Walezego czy Augusta III Sasa. Absolutnie nie ma żadnej zależności pomiędzy obcością dynastii a kwestią wzrostu przywilejów. Piastowie też oddawali królewszczyzny i sprzedawali urzędy. A jakie to konkretnie podatki zostały urealnione i kiedy? Byłby to zadziwiający fakt godny odnotowania w annałach historii, wedle FSO w 1999 roku w naszym kraju istniały królewszczyzny. Chodzi oczywiście o lustrację województwa krakowskiego. A jak się mogła zmienić podstawa opodatkowania? Nic o tym nie napisałem. Jakieś przykłady tego "odpodatkowania"? Zacytowałem całość wypowiedzi FSO dla dla uroku języka (te: vivenbte rege, bniema, umiliśmy czy innowieurców - rzecz bezcenna). To le kosztowały nas te wojska zaciężne i na ile odbiegaliśmy w tej kwestii od reszty Europy?