-
Zawartość
26,675 -
Rejestracja
-
Ostatnia wizyta
Typ zawartości
Profile
Forum
Kalendarz
Zawartość dodana przez secesjonista
-
Jak najbardziej secesjonista zdaje sobie sprawę jakie problemy są ze zdefiniowaniem pojęcia szmalcownictwa, a stanowisko Grabowskiego też nie jest mi obce. Brałem już udział w dyskusji w tej materii z szanownym użytkownikiem Antek: Medal Sprawiedliwy... Antek i Medal Sprawiedliwy... secesjonista A by nie było O.T. Krótko - nie uważam by narody bałtyckie, czy szerzej: wschodnie, można było uznać za winne czy współwinne, bądź współodpowiedzialne za holocaust*. Zauważając odmienność organizacyjną przejawów aktów gwałtu, mordów tych na Litwie a występujących w Polsce. Zauważając, że w ówczesnej Polsce nie powstały formacje, dla których zasadniczym celem była eksterminacja żydowskich współobywateli... wciąż nie widzę jasno zarysowanej przez lancastera granicy, po której można już mówić o winie narodu. Zresztą moje stanowisko opieram nie tyle na próbie zdefiniowania od jakiej liczby ofiar, czy od jak masowego udziału przedstawicieli danej nacji można mówić o winie, starałem się to wyartykułować w poście dwudziestym czwartym. Zatem w pełni się zgadzam; w tym aspekcie; ze zdaniem D.J. Goldhagena: "Gdyby nie było Niemców, nie byłoby Holocaustu". * - przy całej sympatii lancasterze, nie przekonałeś mnie. Zatem... sed magis amica...
-
Czołobitność jest jak najbardziej zrozumiała zważywszy na interwencyjny charakter listów. Co do wartości poznawczej - pozwolę sobie się nie zgodzić. Materiałów nie mam pod ręką, zatem z głowy... z tego co pamiętam występowały okresy kiedy na czoło wybijał się zwrot: "towarzysz", po czym zanikał, by znów się pojawić. Na ile częściej Jaruzelski był identyfikowany jako "I sekretarz" (w tytulaturze), a na ile jako: "generał". A poza tym secesjonista lubi zbierać ciekawostki.
-
Tyle, że ów film w znacznej mierze został zrealizowany w... atelier w łodzi.
-
To, że listy do najwyższej instancji w państwie ludzie pisali, jest powszechnie znanym faktem. Pisano o interwencje we wszelakich sprawach: od załatwienia renty, kwestii podziału premii w zakładzie pracy do zmiany wyroku Sądu Najwyższego. Ad rem - w kontekście tematu warto by prześledzić jakimi zwrotami zwracano się do poszczególnych pierwszych sekretarzy, jak to się zmieniało w czasie. Dałoby to ciekawy asumpt do funkcjonującego w społeczeństwie obrazu i roli I sekretarzy. Wybrane zwroty z listów, które wpłynęły do BLiI* a skierowane do Edwarda Gierka: Wasza Dostojność I Sekretarzu Jego Wysokość I Sekretarz Jego Ekscelencja I Sekretarz Szanowny Panie I Sekretarzu Szanowny Kierowniku Partii Najlepszy Towarzysz Wódz i Przyjaciel Chłopów Do Najwyższego Władcy Państwa Drogi Najwyższy Władzo Szanowny Nasz Opiekunie Nasz Serdeczny Przewodniku Czcigodny Pan Gospodarz Pan Dobrodziej Edward Gierek /AAN, KC PZPR 1354, XXVII/4, Spotykane zwroty w tytułach listów do I Sekretarza KC PZPR Edwarda Gierka w 1971 r., s. 151; za: R. Domke "Problemy społeczne Polaków w świetle analiz Biura Listów KC PZPR", "PiS" 1 (17) 2011, s. 357/ Ciekaw zatem jestem jak tytułowano Wojciecha Jaruzelskiego? *- działające w latach 70-tych Biuro Listów i Inspekcji zajmującee się czytaniem listów skierowanych do I sekretarza KC i innych członków tegoż gremium
-
Tak zwany "szmuglerski walczyk" ("...Teraz jest wojna/Kto handluje, ten żyje...") w różnej wersji krążył po okupowanych ulicach polskich miast dostarczając chwilowej rozrywki. Przyzwyczailiśmy się do niej, traktując ją jako swojski wytwór. A proweniencja jest nader egzotyczna: meksykańsko-andaluzyjska. Co ciekawsze nie byłoby pewnie tej piosenki gdyby nie pewna niemiecka firma. Otóż kompozycja to niezwykle popularna meksykańska piosenka z XIX wieku "Cielito lindo", dzieło Quirina Mendozy y Cortésa, początkowy wers zaś autor wziął ze starej hiszpańskiej piosenki pt. "Sierra Morena". A skąd niemiecka firma? Melodia trafiła do nas za sprawą występującej dla firmy Telefunken chilijskiej śpiewaczki Rosity Serrano, gwiazdy popularnego filmu "Bel Ami". Ot jak dziwne plotą się losy, nawet piosenek... /za: J. Eisler "Zakazane piosenki", "pamięć.pl" nr 6/2012/
-
Tyle, że owemu szkoleniu podlegali w zasadzie wszyscy uczniowie, zatem trudno się tu doszukiwać źródeł jakichś szczególnych cech członków Waffen-SS. Dokładniej od 17 października 1939 r., na mocy rozporządzenia Ministerstwa Obrony Rzeszy. Początkowo jurysdykcji Głównego Urzędu Sądownictwa SS podlegali SS-mani z najwyższego kierownictw SS, żołnierze ze zbrojnych formacji SS (SS-Totenkopfstandarte, SS-Verfügungstruppe), adepci SS-Junkerschulen. Sam Hauptamt SS-Gericht wyodrębniono z początkiem lipca z SS-Disziplinaramt i SS-Rechtamt, komórek działających w ramach sztabu osobistego Reichsführera. Urzędem tym zawiadywał przez cały okres istnienia SS-Obergruppenführer Franz Breithaupt. Z czasem zakres jurysdykcji znacznie rozszerzono. Formalnie o powołaniu ośrodka karnego w kompleksie KL Dachau zadecydowano w marcu 1941 r. Założono tam trzy oddziały: Abteilung "G" - Verurteilte für Gefängnisstrafen czyli skazani na karę więzienia Abteilung "V" - Verurteilte mit Straflagerverwahrung czyli skazani na pobyt zabezpieczający Abteilung "Z" - Verurteilte für Zuchthaus czyli skazani na karę ciężkiego więzienia. Natomiast centralny ośrodek karny dla wszystkich formacji SS z całej Rzeszy powstał w byłym obozie VoMi w Maćkowach pod Gdańskiem. Z tego miejsca istnieją szczątkowe relacje (np. F. Schönhuber "Ich war dabei"), jak i pewne dane liczbowe (F.W. Seidler "Die Militärgerichtsbarkeit der deutschen Wehrmacht 1939–1945. Rechtsprechung und Strafvollzug"; tegoż "Das Lager Danzig-Matzkau. Strafvollzug in der Waffen-SS", "Damals" 1992, nr 4). Obóz centralny w grudniu 1942 r. miał 1858 więźniów, w 1943 r. około 2 tys., w 1944 r. - 2,2 tys. W 1941 r. porównując częstotliwość zapadania wyroków za poszczególne rodzaje przestępstw na członkach Waffen-SS a Wehrmachtu to liczba przestępstw przeciwko własności była na tym samym poziomie. Kary za korupcję czy nieposłuszeństwo były nakładane na żołnierzy Waffen-SS dwukrotnie częściej, natomiast dwukrotnie mniej zapadało na żołnierzach tej formacji za dezercję bądź nieuprawnione oddalenie się. Co wiadomo o działaniach w ramach Waffen-SS tzw. "oddziałów próby" - Bewährungseinheiten, które zwane były, z racji zadań, "oddziałami zmierzającymi do nieba" - Himmelfahrtkommandos?
-
Japonia w dawnych wiekach; oczywiście znacząco upraszczając jej dzieje; przeżyła dwie fale dominacji poszczególnych religii; jeśli nie liczyć, krótkiego okresu kiedy to zwrócono się w stronę doktryny konfucjańskiej; chodzi oczywiście o buddyzm i dalece starsze shintô. Fale jednakże znacząco różne w swym charakterze. W pierwszym wypadku religia poczęła wpływać na ośrodki polityczne, to w drugim - religia została wprzęgnięta w tryby ideologicznej machiny państwa. Wraz ze zwiększającą się imigracją chińską i koreańską buddyzm pojawił się na arenie dziejowej Japonii. Po pierwszych utarczkach pomiędzy wyznawcami obu kultów, z czasem nastąpiła swego rodzaju kohabitacja. Buddyzm w wielu sferach nie przejawiał tendencji do jakiegoś zdecydowanego przeciwstawiania się zastanym obyczajom i praktykom. Egzemplifikacją stanu rzeczy jest podział co dwu znaczących w życiu każdego człowieka zdarzeń: urodzin i śmierci. Większość ceremonii związanych z narodzinami podlegała obrzędom shintoistycznym, buddyści skupili się raczej na sferze śmierci. Co z kolei nie przeszkadzało shintô, zwłaszcza, że wedle tej religii zetknięcie z ciałem zmarłego traktowane było jako skalanie, fakt niosący za sobą nieszczęście czy klęskę. Dość wspomnieć, że zawody typu: grabarz, hycel, kat - dziedziczone były z ojca na syna, a ludzie tych zawodów stawali się grupą społeczną wyrzuconą poza nawias społeczeństwa, musieli się oddzielnie osiedlać, ostrzegać gdy ktoś się ku nim zbliżał. Choć formalnie eta (hinin), jak ich nazywano zostali zrównani pod koniec XIX w. to i po drugiej wojnie światowej w pewnych kręgach niechętnie widzi się wchodzenie w kontakty z potomkami z takich rodzin. Z czasem jednak przed-buddyjskie kulty poczęły ulegać jego dominacji. Mnisi buddyjscy o wiele lepiej uzbrojeni teologicznie, ze swą olbrzymią tradycją pisaną poczęli przeważać, następowała konsolidacja buddyzmu. Shinto w zasadzie mogło mu jedynie przeciwstawić swą mitologię. Legendy shintoistyczne zdawały się daleko uboższe wobec nieprzebranego katalogu przypowieści i idealnych wzorców, na każdą potrzebę jaką niosło życie i odpowiednie dla każdego stanu, jakie proponowała literatura buddyjska. Zatem od drugiej połowy VI wieku, nominalni potomkowie shintoistycznej bogini słońca coraz powszechniej poczęli przyjmować modny podówczas buddyzm. Ośrodki buddyjskie szczególnie mocno skoncentrowały się na rodzinie cesarskiej. Bracia cesarscy czy inni krewni - nie mający szansy na tron, bądź odpowiednie stanowisko urzędnicze golili głowy, stając się mnichami. Starając się przy pomocy kleru buddyjskiego wpływać na życie polityczne. Dla klasztorów oznaczało to nie tylko wzmocnienie swej roli politycznej, dzięki przywilejom i darowiznom wzmacniały też swój potencjał finansowy. Kler uzyskał taki wpływ, że na przykład powołanie mnicha na odpowiednio wysokie stanowisko w hierarchii wiązało się automatycznie z nadaniem odpowiedniego tytułu w hierarchii dworskiej; nie trzeba dodawać, że to z kolei wiązało się z szeregiem konkretnych przywilejów i zwiększeniem wpływów. W pierwszej połowie VIII wieku dwór cesarski zarządził by w każdej prowincji pobudowano jedną, bogato uposażoną świątynię buddyjską, z dochodów centralnych. Były to tzw. kokubunji (świątynie przydzielone do prowincji). Zarządcy prowincji na Nowy Rok mieli obowiązek odczytywania Konkômyô-kyô (Sutrę Złotego Blasku), w szkołach dla urzędników państwowych poczęto nauczać obok zasad konfucjańskich, również doktrynę buddyjską starając się na obu oprzeć działania administracji państwowej. Zadziwiającym clou tej potęgi była sytuacja gdy doradca cesarzowej Kôken - buddyjski mnich Dôkyô uznał za możliwe wysuwać pretensje do objęcia tronu cesarskiego! Z czasem podjęto próby wyzwolenia się spod tego wpływu, to było jednym z głównych powodów podjęcia decyzji około 784 roku by przenieść stolicę z Nara, jako że był to jeden z najpotężniejszych ośrodków buddyjskich, wybór padł na Nagaoka. Jakieś dziesięć lat później zmieniono decyzję i przeprowadzono cesarską siedzibę do Heian (obecnie Kioto). W ówczesnej sytuacji na dworze zabieg ten nie przyniósł odpowiednich skutków. Cesarze opleceni siecią intryg rodów arystokratycznych, a zwłaszcza rodu Fujiwara, spychani do roli marionetek, właśnie w murach klasztorów buddyjskich szukali wsparcia dla odzyskania swej pozycji. Zatem wokół stołecznej metropolii znów pojawiały się klasztory, jak choćby potężny ośrodek Enryakuji na górze Hiei, który miał mistycznie bronić miasta przed atakami od północnego wschodu. Zresztą nie tylko mistycznie, klasztory poczęły utrzymywać coraz potężniejsze armie świątynne, służące nie tylko do zwalczania innych klasztorów, ale i wywierania wpływu na władze świeckie. Po 1086 roku niektórzy pełnoletni cesarze poczęli abdykować formalnie i oddawali się pod opiekę co potężniejszych klasztorów, wraz z nimi przenosili się tam ich urzędnicy. W zamian za subwencje taki były cesarz starał się dalej rządzić korzystając z siły militarnej klasztoru, i od tej siły zależało wykonywanie jego zarządzeń. Ten rodzaj sprawowania władzy nazwano insei (rządy z klasztorów). Buddyzm oddziaływał nie tylko w wyższych warstwach, zwłaszcza w okresie dominacji sekt: tendai i shingon uzyskiwano wpływ w niższych warstwach, a to za sprawą tego, że w obu nurtach wyznawano zasadę uwzględniania stopnia pojętności umysłowej wyznawców. Tendencje reformatorskie w buddyzmie w postaci sekt amidystycznych, czy sekty Nichirena, z punktu widzenia ośrodków politycznych były jedynie kolejnym zagrożeniem. Nembutsu, czyli grupy zbiorowej recytacji wezwania imienia Amidy, inspirowane przez nauki Hônen czy Shinrana w XII i XIII wieku prowadziły do dezorganizacji życia społecznego. Wzmogły się praktyki ascetyczne, włącznie z przypalaniem, rytualnym amputowaniem placów a wreszcie topieniem się czy wieszaniem. Uznanie bezgranicznej łaski Amidy; niezależnie od czynów i wypełniania powinności ziemskich; nie mogło się spotkać z przychylnym przyjęciem władz. Podobnie było z sektą Nichirena, propagując westchnienie do najświętszej istności, obwołanej księgą pt. "Sutra Kwiatu Lotosu Przedziwnego Prawa" (Myôhô-renge-kyô), choć przewijający się w tym nurcie japonocentryzm zyskał pewne uznanie w niektórych kręgach społecznych. Toczone wojny pomiędzy różnymi klasztorami, wtrącanie się do decyzji politycznych, wszystko to poczęło wywoływać kontrakcję. Choć tradycyjnie świątynie i klasztory uznawane były za miejsca uświęcone, nie powstrzymywało to co bardziej zdecydowanych oponentów. Utalentowany wódz, imieniem - Oda Nobunaga zniósł z powierzchni ziemi (1571 r.) kompleks klasztorów na górze Hiei, szerokim echem w kraju odbiło się pokonanie wojsk mnicha Rennyo (1580 r.) w Ishiyama czy zniszczenie potężnego klasztoru w Negoro przez Toyotomi Hideyoshi. Tego typu działania sprawiły wycofanie się kleru buddyjskiego do sfery głównie ideologicznej. Po objęciu władzy przez ród Tokugawy buddyzm nie miał możliwości odzyskania wpływów. Stworzony, wręcz policyjny reżim, drobiazgowo kontrolujący i organizujący życie. Wzbronione było zmienianie denominacji sekt, powoływanie do życia nowych, liczbę uznanych sekt zacieśniono do kilkunastu. W tej próżni znaczenie nabrała ideologia konfucjańska, a ściślej neokonfucjańska. Za jej podstawę przyjęto głównie wykładnię Czu Siego (Czu Si; Shushi) czy w pewnej mierze doktrynę Wang Jangminga (Oyômei). Precyzyjne określenie obowiązków międzyludzkich, które stało się normą prawna, wedle której można by oceniać ludzkie postępowanie było jak najbardziej na rękę ówczesnej administracji. Z życia publicznego wyeliminować się starano zasady indywidualnych odczuć. Jedynie przepis miał regulować konflikty interesów, zgodność indywidualnego poczucia słuszności lub niesłuszności czynu z przepisem mogła się rodzić np. z przyjęcia za swój określonego światopoglądu. Stąd w okresie rządów Tokugawów przywiązywano tak duże znaczenie do rozwoju studiów konfucjańskich i szerzenia tej nauki nie tylko pośród urzędników, ale i wśród poddanych, którzy przecież władzy i stanowionym przez nią przepisom mieli się poddać. Temu też miały służyć ośrodki shingaku (nauka serca), przeszło 150 ośrodków w całym kraju miało przekazywać naukę w formie lekkich przypowieści. Konfucjanizm nie zdobył jednak pozycji dominującej w sferze religijnej, pomimo tego typu aktów jak wystawianie mu ołtarzy, jak choćby w poświęconej Konfucjuszowi świątyni w Yushima (obecnie część Tokio). Na ile bushidô, czy powielające ów system etyczny w innych grupach społecznych, niż samuraje - giri (zobowiązanie moralne) są płodem owego okresu trudno ocenić. Lojalność na każdym szczeblu, aż do poświecenia własnej rodziny czy życia była jednak mocno akcentowana w ówczesnych naukach. Doby tych burzliwych zmagań shintô stało na uboczu, można jedynie zaobserwować, w ceremoniach codziennych, zwiększenie się roli w panteonie bogów Hahimana - patrona wojny. Czas dla ideologii shintoistycznej przyszedł dopiero po przewrocie Meiji. W nacjonalistycznej atmosferze odwołanie się do Amaterasu przez wagakusha, starających się nie tylko podnieść wiedzę o starożytnej Japonii ale znaleźć tam asumpt do wzmocnienia pozycji cesarza i przydania mu blasku dawnej chwały, mieli oni wspaniałe wzmocnienie w legendach shintoistycznych. W ten sposób na arenę japońską wkraczał shintoizm - ale to wybiega już poza ramy czasowe tematu. Jeśli chodzi o katolicyzm to nie trafił on w sprzyjający czas, o wiele łatwiej odnalazłby się w strukturze mocno zhierarchizowanej, z silnym i jednym ośrodkiem władzy. Tymczasem duchowni poczynili błąd w ocenie, kto jest realnym ośrodkiem władzy. Swe wysiłki kierowali ku osobie cesarza, co w tamtym momencie było nietrafionym. Ni rozumieli też realiów toczącej się wokół gry i śmiertelnych rywalizacji dość powiedzieć że kiedy ściągnięto do Japonii europejskie czcionki, jako utwór dający dobrą wykładnię historii Japonii wybrano "Heike-monogatari", opowieść o rodzinie Taira. To tak jakby chciano dogłębnie studiować historię Polski z "Trylogii". Zakonnicy napotkali też na trudności natury językowej, nie potrafili odpowiednio przedstawić terminologii teologicznej, dość powiedzieć, że Boga starano się określać jako Dainichi.
-
JA po prostu, z samego faktu umieszczenia tematu pt. "Dzieci nazistów" w takim, a nie innym dziale, nie widzę jeszcze by rzecz tyczyć się miała wyłącznie zbrodniarzy. Nazista to wyznawca pewnej ideologii, w pewnym zakresie członek NSDAP, zatem uściślić tematykę zawsze warto. Mariusz 70 wpadł na pomysł by pisać o potomku gminnego policjanta, widać więc, że me drążenie miało sens. A pani Burwitz - żyje.
-
Tylko czemu kwiatek? Diagnoza nader prawidłowa. W recenzji wspomnień Jana Gawrońskiego "Moja misja w Wiedniu", Michał Łubieński; a więc osoba kompetentna, bo z resortu; pisał: "Mnóstwo przy tym błędów (...) Na przykład gdy autor pisze, że przed przewrotem majowym w M.S.Z. nieznane było partyjniactwo. Mój Boże, było wręcz przeciwnie: połowa urzędników naszego resortu biegała do Sejmu, aby uzyskać poparcie tego lub innego stronnictwa dla jakiejś nominacji lub dla jakiegoś projektu. Wielu było aktywnymi członkami partii politycznych". /"Zeszyty Historyczne" 1966, z. X, s. 230/ Co do: "soczystych kawałków" - wystarczy porównać kolejne wydania "Strzępów meldunków" Sławoja Składkowskiego i zobaczyć co zostało wycięte w kolejnych wydaniach, choćby z obrad rady gabinetowej z 29 sierpnia 1930 r. czy z posiedzenia rady ministrów z 10 września tegoż roku.
-
i Mhmmm... w wspomnianej książce (Warszawa 1960) zamieszczono list Engelsa do Marksa z 23 maja 1851 r., gdzie można przeczytać: "Im więcej rozmyślam nad historią, tym jaśniej widzę, że Polacy są une nation foutue, którym można tylko dopóty posługiwać się jako narzędziem, dopóki sama Rosja nie zostanie wciągnięta w wir rewolucji agrarnej. Od tej chwili Polska nie będzie już miała absolutnie żadnej raison d'être. Polacy nie zapisali się nigdy w historii niczym prócz walecznych i głupich bijatyk (...) Polska nigdy nie umiała spolonizować obcych elementów - Niemcy w miastach są i pozostaną Niemcami. O tym zaś jak Rosja potrafi rusyfikować Niemców i Żydów, świadczy wymownie każdy Niemiec rosyjski w drugim pokoleniu. Nawet Żydzi dostają tam słowiańskich kości policzkowych (...) pretensje tych rycerzy - jeżeli nie zyskają poparcia Francuzów, Włochów, Skandynawów itd. i jeżeli nie wzmogą ich ruchawki czesko-słowiańskie - wezmą w łeb". /za: K. Pisarkowa "Jeszcze Polska nie zginęła" , "Język Polski" R. LXX, 1990, nr 1-2/ Owe "raison d'etre" nie napawało optymizmem... nieprawdaż?
-
Barwy, godło, hymn Rzeczypospolitej w XX-XXI wieku
secesjonista odpowiedział Tomland → temat → Polityka, ustrój i dyplomacja
Można zerknąć do; "200 lat Mazurka Dąbrowskiego. Materiały z sesji naukowej zorganizowanej w dniu 11 grudnia 1997 r. przez Instytut Filologii Polskiej Filii Kieleckiej WSP w Piotrkowie Trybunalskim" pod red. S. Fryciego, w środku jest artykuł K. Kujawińskiej-Courtney "Patriotyczne głosy. europejskie hymny narodowe jako polityczno-kulturowe znaki" Z. Szeląg "Póki my żyjemy. Z dziejów Mazurka Dąbrowskiego w latach 1980-1989" W.J. Podgórski "Pieśń Ojczyzny pełna. Mazurek Dąbrowskiego w dziejowych rolach" Z. Jachimecki "Projekt nowego hymnu narodowego", "Warszawskie wiadomości muzyczne" 3 czerwiec 1925 Czy przejrzeć numery: "Rocznik Mazurka Dąbrowskiego" wydawany przez Zarząd Główny Stowarzyszenia Miłośników Tradycji Mazurka Dąbrowskiego czy "Pieśni Skrzydlatej". -
Dzieci maharadży
secesjonista odpowiedział Avaritia → temat → II wojna światowa - Polska (1939 r. - 1945 r.)
Pisząc o polskich dzieciach K. Sword odnotowywał: "zostały umieszczone w obozie w pobliżu Balachadi (Kolhapur)" Inny autor podaje: "Oprócz obozów wschodnioafrykańskich stworzono również obóz dla dorosłych uciekinierów niedaleko Bombaju. Drugi obóz finansowany był głównie przez hinduskiego maharadżę". /K. Sword "Deportation and Exile: Poles in the Soviet Union, 1939-1948" Londyn 1994, s. 86; R.V. Kesting "American Support of Polish Refugees and Their Santa Rosa Camp", "Polish-American Studies" 1991, t. 48, nr 1/ Obaj autorzy popełniają błąd: zarówno co do charakteru i finansowania wspomnianego obozu, jak umiejscawiając Balachadi w Kolhapur (czy też nawet uważając,m że jest to jedno miejsce? ). Obozy w Balachadi i w Valivade miały odmienny charakter co do podległości, jak i co do źródeł finansowania. Obóz w Balachadi; na północny zachód od Bombaju w regionie Kathiawar; to prywatna inicjatywa władcy księstwa Nawanagar, a przedsięwzięcie finansowane było ze specjalnego funduszu. Obóz w Valivade, w księstwie Kolhapur był administrowany przez rząd Indii jako przedstawiciela rządu Wielkiej Brytanii, a ten z kolei działał w imieniu rządu polskiego na uchodźstwie. Po zaprzestaniu przez W. Brytanię uznawania tegoż rządu, odpowiedzialność za stronę administracyjną i finansową spadła na Tymczasowy Komitet Skarbu UNRRA. Tu decyzję nie podjął władca, co związane było ze specyficzną sytuacją w księstwie. Po bezpotomnej śmierci maharadży Rajaramy III, na władcę obrano nieletniego Pratapsingha z rodziny Bhonsale. Księstwem w praktyce rządzili (za pośrednictwem Rady Regencyjnej) urzędnicy prezydencji Bombaju i wpływowy przedstawiciel ds. politycznych płk Harvey. Gest władcy Nawanagar tym bardziej trzeba docenić, że w tym czasie Indie Brytyjskie wciąż nie mogły się znaleźć odpowiedniego miejsca dla 500 polskich dzieci. Rząd W. Brytanii z różnych powodów miał problemy z podjęciem decyzji: w grę wchodziły stosunki z ZSRR, obawy o oddziaływanie Polaków na ruch nacjonalistyczny w Indiach (stąd rezygnowano często z oferowanych lokalizacji, jak choćby w księstwie Aundh, przedstawioną przez Maurycego Frydmana alias Bharatanandji), wreszcie dochodziło do sporów pomiędzy rządem polskim a brytyjskim - Polacy nie chcieli się zgodzić na rozdzielenie polskich dzieci pomiędzy większą liczbę mniejszych ośrodków. Oferta kanclerza Izby Książąt Indyjskich (COP) była zatem darem z niebios. Formalnie przecież inicjatywa nie była związana z działaniem rządu brytyjskiego, a była to decyzja "suwerennego" władcy. Plan przyjęcia polskich dzieci stworzyła Barbara Vere Hodges z Ochotniczej Pomocniczej Służby Kobiet, prywatnie żona oficera Indyjskiej Służby Medycznej, do 15 października 1941 r. plan został zatwierdzony przez ministra spraw zagranicznych Leo Amery, tegoż też dnia rząd Wielkiej Brytanii wysłał w tej sprawie oficjalny list do wicekróla Indii. Nad samym planem we współpracy z rządem indyjskim pracowała Kira Banasińska, żona polskiego konsula generalnego i delegatka PCK. Wspomniane problemy z lokalizacją (wskazywano m.in. na Ooty w Anandagiri, Kalimpong) zakończyły się propozycją Jama Saheba Digvijaysinghji. Główny oficer ds. uchodźców kpt. A.W.T Webb odnotował: "Rząd Indii wydał zgodę na przyjęcie w Indiach 500 polskich dzieci z terytorium ZSRR (...)Różne plany zostały przeanalizowane. Ostatecznie jednak, ponieważ nie było wystarczająco dużo miejsc, a trudności językowe nie zostały przezwyciężone, postanowiono wybudować obóz i umieścić w nim wszystkie dzieci. Jego wysokość Jam Saheb wyszedł z ofertą stworzenia obozu na terenie jego prywatnej nadmorskiej rezydencji, Balachadi w Kathiwar". Dodać trzeba, że władca Nawanagar zwrócił się do innych książąt by ci przyjęli kolejne polskie dzieci, co spotkało się z odzewem. On sam chciał przyjąć kolejne 2 tys. dzieci, księstwo Patiala 3 tys., propozycję przedstawiło tez księstwo Baroda. Niestety władze brytyjskie odrzuciły lokalizację w Nawanagar, w Chela – w byłym obozie RAF-u, odrzucono propozycję budowy obozu na wzgórzach Simla z Patiali, wszystko to straciło na znaczeniu wobec zamknięcia przez ZSRR granic dla dalszych ewakuacji. Co do finansowania... powołano Fundusz na rzecz Dzieci Polskich z kapitałem początkowym 50 tys. rupii, który pochodził z funduszu wojennego wicekróla.W skład zarządzającego finansami komitetu weszli: minister spraw wewnętrznych E. Conran-Smith, sekretarz Dep. Spraw Zagranicznych O.K. Caroe, arcybiskup Delhi, przełożona szkoły Convent of Jesus and Mary, przedstawiciele Departamentu politycznego i Finansów, Indyjskiego CK, sekretarzem był wspomniany kpt. Webb, jako delegat polskiego Ministerstwa Opieki Społecznej w Indiach – Kira Banasińska. Departament Finansów miał przekazywać odpowiednie sumy, zakładając że zostaną one spłacone przez datki charytatywne lub przez polski rząd. Webb zajmujący się sprawozdawczością księgową informował w lipcu 1947, że społeczeństwo indyjskie wpłaciło około sześciu lakhów rupii, co stanowiło równowartość dzisiejszych 6 765 607 euro. Co do powodów jakimi kierował się maharadża Nawanagar? Wedle relacji jego dzieci; księżniczki Hershad Kumari i syna Jama Saheba Shatrushalaya Singhji miał on poznać na Radzie Wojennej Ignacego Paderewskiego i być pod jego wrażeniem. Anuradha Bhattacharjee, która napisał pracę doktorską poświęconą polskim uciekinierom w Indiach ("History of Polish refugees in India 1942-48"*, pisał, że maharadża widząc brytyjskie rozterki w załatwieniu tej kwestii, rzucił swą ofertę w stylu darbari. No i był to prztyczek w nos dla administracji brytyjskiej. /za, eadem: "Obywatele polscy w Nawanagar w Indiach", "PiS" nr 2 (18), 2011/ * - praca zdobyła nagrodę im. Bendera za najlepszą pracę doktorską w dziedzinie historii w roku 2006-2007 -
Średniowieczne Encyklopedie
secesjonista odpowiedział Daniel Kalinowski → temat → Nauka, kultura i sztuka
Uzupełniając zestawienie podane przez Amica... zarys pewnego "ideału encyklopedycznego" dał już św. Augustyn w swym dziele "De doctrina christiana", gdzie postuluje oddanie wiedzy w służbę badania Słowa Bożego. On sam zresztą nosił się z zamiarem stworzenia "encyklopedii" o siedmiu sztukach wyzwolonych, zrealizować zdołał jedynie jeden z zakresów: "Traktat o muzyce". W myśl koncepcji biskupa Hippony zostało stworzone dzieło Kasjodora. Ów mnich rzymski napisał "Institutiones divinarium et secularium litterarum", dzieło które trudno nazwać wybitnym, ale dało ono asumpt do znaczniejsze donioślejszej pracy. Mowa o dziele wymienionego biskupa Izydora. Ten ubolewając nad niskim stanem wiedzy andaluzyjskich mnichów i szlachty postanowił stworzyć dzieło mające zawierać całą dostępną wówczas wiedzę. Pomimo zaangażowania całego sztabu ludzi w biskupim skryptorium prace posuwały się bardzo powoli. W zasadzie to nie zostało nigdy ukończone przez biskupa Sewilli. Nieukończony rękopis biskup przesłał do swego ucznia Brauliona z Saragossy, ten po śmierci biskupa nader pobieżnie skompletował to dzieło, po czym ogłosił je w dwudziestu księgach pod tytułem "Etymologiarum sive originum libri XX", znane jako "Origines" czy "Etymologiae". Pierwsze księgi tyczą się siedmiu sztuk wyzwolonych, trzy księgi poświęcone są: Pismu Świętemu, Bogu, liturgii, aniołom i świętym Kolejne: językom, polityce, społeczeństwu i rodzinie. Drugi dziesiątek ksiąg poświęcono wyłącznie sprawom ziemskim: człowiekowi, zwierzętom, siedzibom ludzkim, sztuce mierniczej, mostom i drogom, agronomii czy botanice. Ostatnie księgi zawierają informacje o: życiu publicznym, sztuce, rzemiośle, kuchni i wszelakim narzędziom. Izydor w swej pracy wykazał dość liberalne podejście do pewnych zagadnień, stąd w jego dziele można było znaleźć informacje o judaizmie czy herezjach. To podejście, jak i pewien antyczny duch przebijający się z kart tego dzieła nie wszystkim przypadło do gustu. Dwieście lat później "Origines" postanowiono "poprawić" nadając mu bardziej chrześcijański charakter. Podjął się tego uczeń szkoły pałacowej Karola Wielkiego, późniejszy opat w Fuldzie - Raban Maur (Magnentius Hrabanus Maurus). W "De naturis rerum" (znane też jako "De universo") w 22 księgach (wzorując się na Jeremiaszu) poddał przeróbce "Etymologiae", na czoło wysunął księgi o nauce świętej. Wprowadził też inny porządek hierarchiczny - schodzący od Boga do rzeczy, poprzez istoty żywe. Kolejny przewodnik po drogach wiodących do mądrości wyszedł spod ręki teologa z podparyskiego opactwa św. Wiktora kanoników regularnych. Hugon (Hugo), którego dewizą było: "Ucz się z wszystkiego, a zobaczysz, że nic nie jest zbędne", stworzył dzieło, w którym zawarł swoistą encyklopedyczną klasyfikację wiedzy. Jego "Didascalion" był zatem poradnikiem: co czytać, w jakim porządku i w jaki sposób. Brat zakonny z tegoż zgromadzenia - pochodzący ze Szkocji Ryszard streścił powyższe dzieło i uzupełnił je o zarys geograficzny i historyczny, cz ograniczający się do ówczesnej Francji. Dzieło "Liber excerptionum" dzieło cieszyło się sporym powodzeniem. Wiele spośród ówczesnych dzieł, mających charakter encyklopedyczny nosiło podówczas tytuły typu: "Summa" czy "Speculum" (: "Zwierciadło"*). Takiż to właśnie tytuł nosiło dzieło Raula Płomiennego: "Speculum universale", będące w zasadzie zbiorem dogmatów chrześcijańskich i etyki. Pośród autorów dzieł encyklopedycznych nie brakło i kobiet. Przeorysza klasztoru św. Odylii - Herrada z Landsbergu przez szesnaście lat pracowała nad dziełem pt. "Hortus deliciarium", rodzaj florilegium, mający być praktycznym przewodnikiem dla nowicjuszek. Dzieło ozdobiła własnoręcznie 636 miniaturami, do dziś będącymi kopalnią ikonograficzną XII wiecznego życia. Kolejna mniszka - Hildegarda z Bingen stała się autorką dwu encyklopedii fachowych: medycznej i farmaceutycznej, "Liber Simplicis Medicinae sive Physica" i "Liber Compositae Medicinae sive Causae et curae". Wspomniane przez Amica dzieło dominikanina Vincenta de Beauvais to obok dzieła Izydora z Sewilli szczytowe osiągnięcie piśmiennictwa encyklopedycznego średniowiecznej Europy. Zwane ono było "zwierciadłem poczwórnym", jako że zawierało cztery zwierciadła: naturalne, doktrynalne, moralne i historyczne. Nadmienić wypada, że jedynie trzy zwierciadła wyszły spod jego ręki, zwierciadło moralne - będące kompilacją wyjątków z dzieł św. Tomasza z Akwinu, to anonimowy dodatek z XIV wieku. Dzieło cieszyło się ogromnym powodzeniem, wydawano go jeszcze w 1624 r. w Douai. Ludwik IX Święty tak cenił to dzieło, że na własny koszt polecił przepisać go własnym skrybom. Samo zwierciadło naturalne to 32 księgi, podzielone na 3718 rozdziałów, sam spis treści to 60 kolumn in folio. Trzy części dzieła obejmują w sumie 95 ksiąg z 10 987 rozdziałami, za źródło posłużyło około 450 autorów starożytnych, średniowiecznych, również z krajów islamskich. Około XIII wieku popularność wielkich, obszernych dzieł encyklopedycznych przemija, pojawiają się tak zwane "małe encyklopedie", o charakterze popularyzatorskim, skierowane do szerszego grona odbiorców. Można tu zatem wspomnieć o dziełach angielskiego filozofa Rogera Bacona; o przydomku doctor mirabilis; który w "Opus maius", "Opus minus" i "Opus tertium" starał się zawrzeć klasyfikację nauk: fizjologii, matematyki, fizyki, optyki, geologii i lingwistyki. Niezbyt popularna "mała encyklopedia" wyszła spod ręki Alexandra Neckhama: "De naturis rerum", w której odwoływał się głównie do Arystotelesa. Znacznie bardziej rozpowszechnionym dziełem było "De proprietatibus rerum" franciszkańskiego braciszka Barthelemy. W dziewiętnastu księgach pisał, najpierw o Bogu i aniołach, potem o człowieku, chorobach, truciznach, zwierzętach, roślinach, kamieniach i metalach. Dzieło to w druku miało 16 wydań łacińskich, 24 francuskie, 3 angielskie, hiszpańskie i jedno flamandzkie. Autor "Liber de natura rerum" Tomasz z Cantimpré, wedle własnych słów poświęcił piętnaście lat pracy swemu dziełu. Dzieło kończy się intrygująco brzmiącym rozdziałem: "Sekret sekretów"... ale jest to jedynie zbiór porad higienicznych i medycznych. Miał je rzekomo udzielić Aleksandrowi Wielkiemu sam Arystoteles. Swoistą nowością było dziełko encyklopedyczne w którym autor odszedł od łaciny. Brunetto di Bonaccorso Latini, pisarz i dyplomata, napisał "Li livres dou trésor", obejmujący filozofię logiczną, praktyczną i teoretyczną. Dzieło swe napisał w języku "d'oil", czego nie mógł mu wybaczyć jego uczeń Dante Alighieri. O bizantyjskich, chińskich czy indyjskich dziełach o charakterze encyklopedycznym - następnym razem. * - co ciekawe w dalekich Chinach powstała "encyklopedia", która również, jak te europejskie, nosiła w tytule nazwę: "zwierciadło". Było to "Huang-lan" - "Zwierciadło dla władcy". -
I? Bo nie pojmuję tematu i zaczynu dyskursu.
-
Zgrubne szacunki tak, 15 tysięcy - nie. A nigdzie nie podaje liczby od 1 tys. do 5 tys. - proszę czytać uważniej.
-
Wraz z innymi (:Stefanie Endlich , Rainer Höynck, Eberhard Rondholz, Marlen von Xylander) jest autorką książki: "Andartis, Monument für den Frieden", dokumentującej opór mieszkańców Krety.
-
Barwy, godło, hymn Rzeczypospolitej w XX-XXI wieku
secesjonista odpowiedział Tomland → temat → Polityka, ustrój i dyplomacja
Praca będzie traktować o symbolice samorządowej? -
"Dzieci nazistów"? A jak ich zdefiniować, w temacie będzie mowa o potomkach przeszło 7 milionów Niemców i Austriaków?
-
Eksponaty snują opowieści...
secesjonista odpowiedział fodele → temat → Katalog archiwów i muzeów oraz wydarzeń przez nie organizowanych
Podoba mi się określenie: "stosunkowo młody obiekt (bo pochodzący z okresu rzymskiego)" - co znaczy perspektywa. -
Barwy, godło, hymn Rzeczypospolitej w XX-XXI wieku
secesjonista odpowiedział Tomland → temat → Polityka, ustrój i dyplomacja
Książek jest mnóstwo, a jaka bibliografia do tej pory została zgromadzona, by nie powtarzać pozycji? -
Eksponaty snują opowieści...
secesjonista odpowiedział fodele → temat → Katalog archiwów i muzeów oraz wydarzeń przez nie organizowanych
Co do słonia z Ptolemaidy... na zupełnie innym poziomie, bo nie o zabytek chodziło... W podstawówce czytałem o batalii pewnej rodziny w pewnym mieście amerykańskim o swoją rodzinną lodziarnię. Deweloperzy wykupili wszystkie tereny wokół tej lodziarni i chcieli postawić tam drapacze chmur, jak i w miejscu lodziarni. Skończyło się na tym, że rodzina wygrała: i z miastem i z potężnymi deweloperami, przy wsparciu wielu mieszkańców dzielnicy (czy: kwartału?). Zatem w tym miejscu powstały drapacze chmur, które dokładnie obudowały ów przybytek mrożonego mleka. Z boków i ód góry. -
Współczesna historiografia nt. ruchu komunistycznego
secesjonista odpowiedział Narya → temat → Nauki historyczne
dedykując ten post Bruno... nomen omen Wątpliwemu. Bardzo ciekawy tekst pióra Marcina Kuli o konieczności badania naszej "komunistycznej przeszłości" o symptomatycznym tytule "Niemota ubezwłasnowolnionych": "Nathan Wachtel napisał swego czasu książkę, w której usiłował odtworzyć widzenie świata przez peruwiańskich Indian świata zaburzonego na skutek podboju europejskiego. My powinniśmy napisać podobne opracowanie o światopoglądzie ludzi żyjących w systemie komunistycznym. Waga takiego tematu nie wymaga podkreślenia; jest to w końcu jedno z najciekawszych zagadnień historii komunizmu. Historyk nie może wszak zadowalać się intuicyjnym powtarzaniem, ze "ludzie" byli przeciw - co zresztą, odniesione do wszystkich ludzi i do całego okresu, byłoby po prostu nieprawdą. Nie byłoby też prawdą, jakoby lidzie w każdej sprawie występowali "za" lub "przeciw", mogli być "za, a nawet przeciw". Mogli też być w myślach przeciw, a faktycznie jak najbardziej współpracować z establishmentem w słowach i czynach (...) W szczególności często nie jest relewantne do rzeczywistości czarno-białe pytanie, czy ludzie byli "za", czy "przeciw" rozwiązaniom ustrojowym. W sytuacji braku alternatywy kształtowanie poglądów było zjawiskiem znacznie bardziej subtelnym. Ludzie, będąc niezadowoleni, wielokrotnie nie wyobrażali sobie jednak wprowadzenia innych rozwiązań - ze wszystkimi tego konsekwencjami dla postaw". /"Pamięć i Sprawiedliwość" 1 (1)/2002, s. 55-56/ Nie będę dodawał, że czasopismo owo wychodzi ze "stempelkiem": © by Instytut Pamięci Narodowej. -
Faktycznie - ciekawe, bo wedle Gunnara S. Paulssona w "Secret City: the Hidden Jews of Warsaw 1940-1945" London 2002, dokładniej: s. 148 i n. podaje całkiem inne dane. Co do Warszawy pisze: "Obliczyłem, że zadenuncjowano bądź zamordowano 3600 Żydów; jeśli założyć, że oznacza to 3600 denuncjatorów i morderców, z których część już ujęliśmy jako szmalcowników, to otrzymujemy liczbę 4-5 tys. osób, czyli 4-5 na tysiąc Polaków" i "Podjąłem próbę oszacowania liczby szmalcowników; moje obliczenia oparte są na następujących założeniach: od września 1942 do lipca 1944 r. miało w Warszawie miejsce od 50 tys. do 100 tys. aktów szantażu, średnio 2-4 tys. miesięcznie, szmalcownik potrzebował 3-4 ofiar miesięcznie (...) zatem w Warszawie było około tysiąca szmalcowników". Do podobnych wielkości: "setki, a może tysiące" dochodzi w swych rozważaniach E. Ringelblum: "Polish-Jewish Relations during the Second World War". /G.S. Paulsson "Stosunki polsko-żydowskie w okupowanej Warszawie (1940-1945", w: "Akcja Reinhardt. Zagłada Żydów w Generalnym Gubernatorstwie" Warszawa 2004, s. 299-300; podkreślenie - własne/
-
Tak trochę z innej beczki i O.T.; ale to po to by fodele wiedziała, że jest czytana; zatem nie o realnym niszczeniu zabytków złożonych na ołtarzu sztuki filmowej... Jest jakaś dziwna tendencja w chęci niszczenia zabytków, czy monumentalnych budowli w fabule filmowej: http://www.taringa.net/posts/imagenes/13009886/10-grandes-monumentos-que-ha-destruido-el-cine.html
-
Andrew Jackson - jedyny Prezydent USA, który spłacił dług publiczny
secesjonista odpowiedział Jarpen Zigrin → temat → Biografie
Polskiego wydania nie ma. I kilka innych tytułów anglojęzycznych: James C. Curtis "Andrew Jackson and the Search for Vindication" Donald B. Cole "The Presidency of Andrew Jackson" Claxton, Remsen and Haffelfinger "The Complete Memoirs of Andrew Jackson, Seventh President of the United States" John Spencer Bassett, PH.D., ed. "The Correspondence of Andrew Jackson" Thomas Payne Govan "Nicholas Biddle "Nationalist and Public Banker, 1786-1844" Arthur M. Schlesinger, Jr. "The Age of Jackson" Reginald C. McGrane, ed. "The Correspondence of Nicholas Biddle dealing with National Affairs" Robert V. Remini "The Legacy of Andrew Jackson: Essays on Democracy, Indian Removal and Slavery" Burke Davis "Old Hickory: A Life of Andrew Jackson" TF Gordon "The War on the Bank of the United States" Samuel Tyler, ed. "Memoir of Roger Brooke Taney" Robert V. Remini "Andrew Jackson and the Course of American Democracy Vol. III 1833-1845" Nicholas Biddle "Two Letters Addressed to the Hon. J. Quincy Adams: Embracing a History of the re-charter of the Bank of the United States and a view of the present condition of the currency" /za: www.let.rug.nl/