Skocz do zawartości

secesjonista

Administrator
  • Zawartość

    26,675
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

Zawartość dodana przez secesjonista

  1. Walcheren - znaczenie strategiczne w różnych epokach

    To jest mało skomplikowane, proszę przy cytacie podać: źródło, stronę i rok wydania. I najlepiej zacytować w oryginalnym brzmieniu źródła, bo nie mam zaufania do tłumaczeń euklidesa. I przypomnijmy, wciąż euklides za swe źródło uznaje beletrystykę. Nie zna euklides jakiegokolwiek opracowania historyka francuskiego (przy jego znajomości tego języka?), które by wspierało jego zdanie?!? To proszę udowodnić iż pani D. byłą świadkiem tej rozmowy, bo chyba euklides nie rozróżnia fikcji literackiej od faktów. Cytat z czego i kogo? Gdzie uczył się cytowania źródeł euklides?
  2. O wprowadzaniu (i usuwaniu) gatunków.

    Ściemy to wielokrotnie zaprezentował na tym forum sam euklides, od powieści które są jego źródłem wiedzy historycznej do opracowań historycznych, których autorów nie pamięta i nie potrafi ich zacytować, ale się na nich opiera. Zadziwia mnie "szerokość" zagadnień podejmowanych na polskich politechnikach kiedy to tam studiował euklides, raczej na tego typu uczelniach z rzadka rozstrzyga się zagadnienia taksonomii. Atoli zmartwię euklidesa bo jego wiedza jest mocno przestarzała albo nepełna, warto czytać nowości, jako że w w tym obszarze wciąż następują zmiany związane miedzy innymi z badaniami genetycznymi. Zatem wywody pochodzenia wskazane przez euklidesa - są słuszne, jak i moja uwaga - jest słuszna (wedle współczesnej wiedzy). Może coś sobie "wystuka" w sieci euklides (tak często się powołujący na tego typu informacje) o tym dlaczego wikunia i gwanako andyjskie to lamy.
  3. Życie w ZSRR

    Jak wiadomo na "zgniłym" Zachodzie bogaci burżuje uciekali (i uciekają) do innych krajów przed wysokimi podatkami w swym ojczystym kraju, niewielu miało takie samozaparcie by popierać wysokie podatki jak autorka "Dzieci z Bullerbyn", choć i ona nie wytrzymała gdy naliczona jej raptem 102% podatku i odpowiedziała satyrą "Pomperipossa i Monismanien", która ponoć przyczyniła się mocno do upadku ówczesnego rządu (i jak tu nie wierzyć w siłę literatury?). Dość powszechnie uznaje się, że w dawnych państwach bloku socjalistycznego fiskus nie był tak dotkliwy (pomińmy tu różne fiskalne metody wykańczania "prywatnej inicjatywy") dla przeciętnego obywatela. I co do zasady jest to racja, ale i w tych państwach twórcy napotykali na podobne fiskalne rafy jak Astrid Lindgren. Wiktoria Tokariewa zadebiutowała opowiadaniem "Dzień bez kłamstwa" ("День без вранья") w 1964 r., a swą pierwszą książkę "To, czego nie było" ("О том, чего не было") wydała w 1969 r. (a więc za panowania L. Breżniewa). W połowie lat osiemdziesiątych autorka uczestniczyła w targach książki we Frankfurcie nad Menem, gdzie ze zdziwieniem zobaczyła bardzo ładnie wydane jej opowiadania. Zwróciła się do przedstawiciela wydawnictwa z naiwnym pytaniem dlaczego nie otrzymała żadnych pieniędzy za wydanie jej książek zagranicą, w odpowiedzi usłyszała, iż wszelkie zobowiązania finansowe zostały uregulowane z Wszechzwiązkową Agencją Praw Autorskich* ((Всесоюзное агентство по авторским правам). Kiedy zwróciła się do tej instytucji dostała odpowiedź: "Все правильно, вас издают за рубежом, но у нас ведь прогрессивный налог: чем больше писатель печатается, тем выше ставка, ваш налог с прибыли составил 80 процентов", i dodano; chyba dla osłodzenia tej przykrej informacji; "Со Стругацких мы в этом году вообще взяли 102 процента" (jakieś fatum z tymi 102% ). /J. Mirońska "Człowiek wśród absurdów rzeczywistości radzieckiej i paradoksów współczesności rosyjskiej. Twórczość Wiktorii Tokariewej", Rozprawa doktorska napisana pod opieką prof. dr hab K. Dudy, Kraków 2014, s. 14; cyt. za: A. Ченских "Литературный дневник. Из интервью с Викторией Токаревой", tekst dostępny na stronie: www.stihi.ru/ * - która to Agencja powinna nazywać się raczej: Anty-praw Autorskich: "Do 31 grudnia 1990 roku radziecki pisarz nie mógł dysponować prawami autorskimi do swojego dzieła, nie mógł ich sprzedać za granicę, mimo że od 1988 roku umowy z zagranicznymi wydawnictwami powinny być podpisane również przez autorów. Radzieckie wydawnictwo nie mogło samodzielnie dysponować prawami na wykorzystanie utworów za granicą". /tamże, s. 14, przyp. 44/
  4. Udomowienie zwierząt a wyginięcie ich dzikich przodków

    Tylko, że jancet wskazywał na całkiem inny aspekt wyginięcia zwierząt dzikich w powiązaniu z udomowieniem. Pryszczyca do nich nie należy, podobnie jak polowania w wyniku których zniknęły całe populacje danego gatunku. "W 1927 r. ukazała się drukiem w Poznaniu jego monografia pt. "Żubr Puszczy Białowieskiej" [chodzi o przyrodnika Konrada Wróblewskiego - dopisek mój], która jest ważnym źródłem informacji o życiu ostatniej wolnej populacji żubrów nizinnych. Konrad Wróblewski przeprowadził sekcje 81 żubrów i określił przyczyny ich śmierci. Interesująca jest informacja, ze w tamtych czasach pryszczyca powodowała niską śmiertelność żubrów (5% przyczyn) oraz fakt wykrycia we krwi żubra pasożyta - świdrowca Trypanosoma". W latach 1953-1954 miała miejsce epizootia pośród żubrów w okolicach; tak bliskich sercu Tomasza N; Pszczyny i Niepołomic. Zatem różnie z tym wpływem pryszczycy bywało. /M. Krasińska "80 lat restytucji żubra w Puszczy Białowieskiej", s. 13/ I jeszcze inny głos: "Po kilkudziesięciu latach ochrony tura na obszarze ich bytowania było dużo strażników i zwiększyła się ilość chowanego przez nich bydła, natomiast liczba turów systematycznie spadała. Ostatnia samica padła zimą 1627-1628 w podeszłym wieku. Tak więc podawane przez niektórych badaczy przyczyny wyginięcia turów - jak choroby bydła (pryszczyca, pasożyty), wydają się jednostronne. Zresztą, polskie bydło czerwone, wywodzące się od tura, wykazuje zaskakująco wysoką odporność na brucelozę, pryszczycę, pasożyty i trudne warunki bytowania. Czynnikiem decydującym, jak się wydaje, był zanik specyficznego biotypu tura, którym były łąki i lasy nadrzeczne, oraz drastyczne zmiany w tym środowisku wywołane działalnością człowieka". /K. Nyrek "Skutki ochrony leśno-łowieckiej na ziemiach polskich w okresie od XVI wieku do XIX wieku", "Słupskie Studia Historyczne", nr 7, 1999, s. 57/
  5. Udomowienie zwierząt a wyginięcie ich dzikich przodków

    Ja się w tym pogubiłem nieco, to które jancet uważa za te które mogły być tymi przodkami i dlaczego akurat te uznaje za potencjalnych przodków? Bydło ma pochodzić od turów (w Europie, Afryce i Azji zachodniej od Bos primigenius primigenius, a w Azji Wschodniej od Bos primigenius namadicus), nie sądzę by jego wyginięcie należało wiązać z takim rozdzieleniem. W Rosji (w syberyjskim oddziale Rosyjskiego Instytutu Cytologii i Genetyki) przeprowadzono eksperyment w którym spróbowano domestykacji lisów. W osiemnastym pokoleniu uzyskano osobniki, które uznano za udomowione: "... lisy zachowują się podobnie jak psy – machają ogonami na znak zadowolenia, opuszczają uszy, chodzą na smyczy, są nawet mniej agresywne od psów". /D. Kowalska, A. Gugołek "Zmiany domestykacyjne i behawioralne wskaźniki adaptacyjne zwierząt futerkowych", "Wiadomości Zootechniczne", R. LI (2013), 1, s. 35/ Tu raczej nie nastąpiło rozdzielenie miejsca bytowania z miejscem hodowli, nic nie wskazuje też na to by tamtejsza populacja lisów miałaby wymierać. Podobnie jest (chyba) z reniferami bantengami? Tylko co rozumie jancet pod pojęciem "kura"? Wszystkie kuraki czy te które zdaniem janceta przypominają mu kury domowe? Czy kury bez ogonów takie jak Araucana czy Persian Rumpless przypominają inne kury? Jeśli chodzi o kuraki to istnieje wiele gatunków zagrożonych wyginięciem. Formalnie to jednak - nie. Reintrodukcja to wprowadzenie danego gatunku w miejsce gdzie kiedyś występował, gdyby go tam nie było to mielibyśmy do czynienia z introdukcją. To tak tylko w kwestii uściśleń terminologicznych.
  6. O wprowadzaniu (i usuwaniu) gatunków.

    A juści, to przez to że w międzyczasie porządkowałem różne wątki na forum i rzucił mi się w oczy temat "Sprawa Samuela Zborowskiego" i jakoś tak mi się to wdrukowało. Z drzew inwazyjnych w naszym kraju największy kłopot mamy z z czeremchą późną (zwaną też amerykańską; Padus serotina), z którą walczymy mniej więcej od 1975 roku (bezskutecznie). Do tego czasu introdukowano to drzewo w celu poprawy wartości gleby. Tylko trudno tu mówić o świadomej introdukcji, a nawet nie wiadomo czy mamy do czynienia z zawleczeniem do naszego kraju tego owada czy jest to po prostu efekt błyskawicznej ekspansji (do 1984 r. nawet nie wiedzieliśmy o istnieniu tego gatunku) znad jeziora Ohrydzkiego. Nie zapomnieliśmy o nim, a nawet ma na tym forum własny temat: forum.historia.org.pl - "Desant... stonki".
  7. Dodajmy: D. Boćkowski "Społeczne i gospodarcze aspekty radzieckiej okupacji Białostocczyzny 1939–1941. Próba bilansu", w: "Sowietyzacja i rusyfikacja północno-wschodnich ziem II Rzeczypospolitej 1939–1941. Studia i materiały", pod red. M. Gnatowskiego, D. Boćkowskiego tegoż, "Władza radziecka wobec Polaków, Żydów i Białorusinów na Białostocczyźnie" "Polacy – Żydzi – Białorusini – Litwini na północno-wschodnich ziemiach Polski a władza radziecka (1939–1944). W kręgu mitów i stereotypów", pod red. M. Gnatowskiego, D. Boćkowskiego K. Jasiewicz "Zagłada polskich Kresów. Ziemiaństwo polskie na Kresach północno-wschodnich Rzeczypospolitej pod okupacją sowiecką 1939–1941" M. Wierzbicki "Polacy i Białorusini w zaborze sowieckim. Stosunki polsko--białoruskie na ziemiach północno-wschodnich II Rzeczypospolitej pod okupacją sowiecką 1939–1941" tegoż, "Polacy i Żydzi w zaborze sowieckim. Stosunki polsko-żydowskie na ziemiach północno-wschodnich II RP pod okupacją sowiecką (1939–1941)" tegoż, "Zmiany społeczne i gospodarcze wsi kresowej w latach 1939–1953", w: "Tygiel Narodów. Stosunki społeczne i etniczne na dawnych ziemiach wschodnich Rzeczypospolitej 1939–1953" red. K. Jasiewicz E. Mironowicz, S. Tokć, R. Radzik "Zmiany struktury narodowościowej na pograniczu polsko-białoruskim w XX wieku" "Europa nieprowincjonalna. Przemiany na ziemiach wschodnich dawnej Rzeczypospolitej (Białoruś, Litwa, Łotwa, Ukraina, wschodnie pogranicze III RP) w latach 1772–1999", praca zbiorowa pod red. K. Jasiewicza J. J. Milewski "Okupacja sowiecka w Białostockiem (1939–1941). Próba charakterystyki", w: "Okupacja sowiecka ziem polskich 1939–1941", pod red. P. Chmielerza K. Jasiewicz "Pierwsi po diable. Elity sowieckie w okupowanej Polsce 1939–1941" D. Boćkowski "Kolaboracja ludności żydowskiej z władzą radziecką na Białostocczyźnie w latach 1939–1941. Prawda i mity", w: "Pokolenia spełnionego obowiązku. Studia z dziejów Polski i Polaków w kraju i na obczyźnie w XX wieku, dedykowane profesorowi Józefowi Garlińskiemu", pod red. J. Farysia, R. Mira i M. Szczerbińskiego W. Śleszyński "Okupacja sowiecka na Białostocczyźnie w latach 1939-1941: propaganda i indoktrynacja" tegoż, "Białystok w sowieckiej fotografii propagandowej 1939–1941. Proces aneksji i polityczno-prawnej sowietyzacji Białostocczyzny". M. Gnatowski "Niepokorna Białostocczyzna. Opór społeczny i polskie podziemie niepodległościowe w regionie Białostockim w latach 1939–1941 w radzieckich źródłach".
  8. Byłem w Rio, byłem w Bajo

    Coś ma gregski ostatnio jakieś szczególne ciągoty do tych nosidełek dla dzieci... podświadomość?
  9. O wprowadzaniu (i usuwaniu) gatunków.

    Wypada jednak pamiętać o różnicy pomiędzy gatunkami obcymi a ekspansywnymi gatunkami inwazyjnymi, przy czym te ostatnie mogą być i obce i rodzime. Cóż, kiedy Ministerstwo Środowiska zaczęło rozważać wciągnięcie dębu czerwonego na listę gatunków inwazyjnych, to samo ministerstwo dwukrotnie przyznało nagrodę Lidera Polskie Ekologii (w 2009 i 2011 r.) Nadleśnictwu Bytnica za: "Wzbogacenie bioróżnorodności w lasach Nadleśnictwa Bytnica przez zastosowanie Metody Sobańskiego". A metoda ta, to m.in. wysiewanie osłonowe dębu czerwonego. Niech o mentalności niektórych naukowców zaświadczy taki oto fragment: "Wiele dyskusji wzbudza użycie w metodzie nasion dębu czerwonego. Zdaniem wielu przyrodników, gatunek ten jako obcy powinien być eliminowany. Warto przypomnieć, że ustawa o ochronie przyrody w ust. 4 art. 120 wskazuje na to, że w ramach racjonalnej gospodarki leśnej dopuszcza się stosowanie gatunków obcych (Ustawa o Ochronie Przyrody). Także zasady dobrej gospodarki leśnej międzynarodowego systemu certyfikacji produktów i gospodarki leśnej Forest Stewardship Council (FSC) obowiązujące na terenie Nadleśnictwa Bytnica, zapisane w kryterium 6.9, nie zabraniają stosowania gatunków egzotycznych pod warunkiem ścisłego monitorowania tego procesu (Zasady, Kryteria…). Należy także podkreślić, że dąb czerwony jako gatunek fitomelioracyjny spełnia bardzo pożyteczną funkcję na siedliskach borowych, zwłaszcza chętnie jest zgryzany przez zwierzynę. Wszystkie populacje roślin, zwierząt, grzybów i mikroorganizmów są jednakowo cenne, powinny być poszanowane i umiarkowanie użytkowane. Przyroda nie rozróżnia gatunków lepszych i gorszych". /W. Wesoły, P. Niemiec "Metoda Sobańskiego skutecznym sposobem zwiększenia bioróżnorodności w lasach na przykładzie Nadleśnictwa Bytnica", w: "Ochrona przyrody w lasach", T. 2, red. K. Kannenberg, H. Szramka, Tuchola 2008, s. 34/ A tu, co o tej metodzie sądzi Wojciech Solarz, osoba raczej dość kompetentna w zakresie obcych i inwazyjnych gatunków: "I mnie ten pomysł wydaje się mocno kontrowersyjny. Wydając mnóstwo pieniędzy na jego zwalczanie w Kampinoskim PN i innych miejscach, zgadzamy się, że to jest gatunek inwazyjny, a jednocześnie wprowadzamy go w innym miejscu, gdzie być może w tym momencie nie stanowi jeszcze problemu, bo np. jest jeszcze rzadki, a siedlisko nie jest dla niego optymalne. Mnie się to wydaje mocno ryzykowne (...) Czy ktoś prowadził takie badania, jaka jest przeżywalność tych siewek dębu czerwonego? Jeśli rzeczywiście tak jest, że te drzewa nie są w stanie przetrwać, bo są zgryzane, to w porządku. Ponadto siedlisko nie jest dla niego optymalne, więc być może nie ma problemu. Trochę się jednak obawiam, że ten eksperyment nie trwa wystarczająco długo, byśmy mogli powiedzieć, że jest bezpieczny. Przecież w Kampinosie też nie brakuje parzystokopytnych, które by dąb czerwony zgryzały, a na powierzchniach, na których byłem inwazja tego gatunku wyglądała spektakularnie. Ja byłbym jednak bardziej ostrożny". /"Gatunki obce i inwazyjne", rozmowę z W. Solarzem przeprowadził R. Zubkowicz, "Las Polski", nr 6, 2012, s. 20-21/ To kiepsko wybrał, przedstawiciele tego gatunku nadają się do spożycia głównie gdy są młode, starsze osobniki trącą nieco piżmem co sprawia, że ich konsumpcja nie sprawia już takiej przyjemności. Mylić nie należy, choć oba udomowione zwierzęta pochodzą od... lam. Nigdy jednak nie wiadomo jakie będą skutki nawet świadomej introdukcji obcego gatunku. Na Ukrainie wprowadzono jelenia sika (Cervus nippon), w efekcie ucierpiały jelenie szlachetne i... nasze żubry. Jeleń szlachetny (Cervus elaphus) przestał być już tak "szlachetny", sika zaczęły się z nim krzyżować (zarówno na Ukrainie jak i w Polsce odnotowano tego rodzaju hybrydy). Najprawdopodobniej z sika przybyły nowe pasożyty (nicienie Ashworthius sidemi), które zaczęły atakować nasze żubry. W 2000 roku stwierdzono jednego osobnika zarażonego tym pasożytem, cztery lata później wszystkie badane żubry już go posiadały. /za: W. Solarz "Przyczyny i skutki inwazji biologicznych na świecie i w Polsce", "SiM", Studia i Materiały Centrum Edukacji Przyrodniczo-Leśnej w Rogowie, R. 14, z. 33/4/2012; szerzej: B. Osińska, A. Demiaszkiewicz, J. Lachowicz "Pathological lesions in European bison (Bison bonasus) with infestation by Ashworthus sidemi (Nematoda, Trichostrongylidae)"/ Walka z obcymi i inwazyjnymi gatunkami też nie jest prostą kwestią. Wielu przyrodników uznaje, że najmniej szkodliwą metodą jest zastosowanie metod biologicznych, ale i tu skutki trudne są do przewidzenia. Australijczycy w latach trzydziestych sprowadzili do siebie ropuchę olbrzymią (Rhinella marina), która miała chronić przed szkodnikami tamtejsze uprawy trzciny cukrowej. Jej populacja jednak nadmiernie wzrosła przez co zaczęły ginąć bezkręgowce będące jej pokarmem przez co kawałek "tortu" dla rodzimych gatunków był znacznie mniejszy, dodatkowo zaczęły ginąć kręgowce (np. węże), które zjadały te ropuchy, a to za sprawą jej toksyn. Mądre głowy wymyśliły zatem, że ropuchę zwalczy się za pomocą rodzimego nicienia Rhabdias pseudosphaerocephala. Tylko potem okazało się, że ów nicień wcale nie był rodzimy tylko właśnie przywleczony wraz z ropuchą olbrzymią, a w efekcie tej metody ucierpiała np. naturalna populacja rzekotki australijskiej (Litoria caerulea). /za: K. Najberek, W. Solarz "Gatunki obce. Przyczyny inwazyjnych zachowań i sposoby zwalczania", "KOSMOS" Problemy Nauk Biologicznych, T. 65, nr 1 (310), 2016/ Dwie największe populacje wiewiórki szarej są w Wielkiej Brytanii i Irlandii oraz w Italii. I w obu przypadkach zafundowaliśmy sobie tę "uroczą" na własne życzenie. We Włoszech wszystko zaczęło się dość niewinnie, dwie pierwsze pary sprowadzono w 1948 r. do Piemontu z Waszyngtonu i wypuszczono w Stupinigi, w 1966 r. sprowadzono pięć wiewiórek z Wirginii i wypuszczono w parku Villa Groppallo w genueńskiej dzielnicy Nervi, wreszcie w 1994 r. gminne władze Trecate sfinansowały introdukcję trzech par w miejskim parku (które zresztą po dwóch latach odłowiono). W Piemoncie w latach siedemdziesiątych wiewiórka szara zajmowała obszar około 25 km², a po 1997 r. było to już 880 km². Co ciekawe, kiedy włoski L'Istituto Nazionale per la Fauna Selvatica wraz z naukowcami z Uniwersytetu w Turynie rozpoczęli pilotażowy program, w gminie Racconigi, mający na celu sprawdzenie metod eliminacji wiewiórki szarej, zostali podani do sądu przez kilka organizacji ekologicznych. Źródła milczą co ci ekologowie sądzili o losie rodzimej wiewiórki pospolitej (Sciurus vulgaris), czyli tej rudej... /za: "Review of the Grey Squirrel (Sciurus carolinensis)", prep. for the European Commission Directorate General by the United Nations Environment Programme World Conservation Monitoring Centre, May 2010/ Zapewne wszyscy pamiętają jak w filmie "Kogel-mogel" Staszek Kolasa (Jerzy Rogalski) zniesmaczył gminnego naczelnika (Samuel Zborowski) pomysłem na hodowlę "hybrydy kalifornijskiej". Kanada i północne stany USA pozbawione były rodzimych dżdżownic, niedawno jednak pojawiło się tam kilka gatunków dżdżownic europejskich zwleczonych tam wraz z sadzonkami roślinnymi jak i specjalnie sprowadzanych do produkcji biohumusu. Europejskie kuzynki zaczynają się tam szybko rozprzestrzeniać. Może to taka retorsja za tego żółwia? Bądź za to, że w Polsce najwięcej obcych gatunków zwierząt pochodzi właśnie z Ameryki Północnej, jakieś 21,8%. /szerzej: "Gatunki obce w faunie Polski", T. I, red. Z. Głowaciński, H. Okarma, J. Pawłowski, W. Solarz/ Jak swój swojego wspiera na obczyźnie: "... sieć pozytywnych oddziaływań pomiędzy gatunkami inwazyjnymi (w północno-centralnych Stanach Zjednoczonych Ameryki). W centrum tych zależności znajduje się szakłak pospolity (Rhamnus cathartica) oraz szkodnik soi z rodziny mszycowatych, Aphis glycines. Szakłak pospolity został sprowadzony z Europy i zaintrodukowany w Ameryce Północnej na początku XIX w. jako roślina żywopłotowa, stosunkowo szybko jednak „uciekł” i rozprzestrzenił się w środowisku naturalnym w stanie dzikim (...) Jego opadające liście tworzą idealne środowisko dla dżdżownicy Lumbricus terrestris (naturalnie występującej w Europie), której działalność dodatnio wpływa na wzrost i dyspersję szakłaka, m. in. poprzez recyrkulację nutrientów, która zapewnia warunki glebowe sprzyjające przetrwaniu i kiełkowaniu nasion. Równocześnie z L. terrestris rozprzestrzenia się azjatycki płaziniec Bipalium adventitium, który z konieczności żeruje na L. terrestris, ponieważ brak jest rodzimych gatunków dżdżownic. Rozszerzanie zasięgu szakłaka pospolitego wspierane jest za pośrednictwem ptaków, które roznoszą nasiona, w tym szpaka zwyczajnego (Sturnus vulgaris), który również pochodzi z Europy. W zimie szakłak pospolity stanowi miejsce schronienia dla dwóch obcych gatunków szkodników. Jednym z nich jest grzyb Puccinia coronata, patogen roślin, którego głównym żywicielem jest owies zwyczajny (Avena sativa). Drugim, wspomniany wcześniej Aphis glycines, szeroko rozpowszechniony szkodnik na polach uprawnych soi, która jest jego żywicielem. Ponadto, wiele obcych dla Ameryki Północnej owadów żywi się A. glycines (...) Równolegle (lub niewiele później) z introdukcją A. glycines pojawił się także jego pasożyt — bleskotek Aphelinus certus. Spośród jedenastu przedstawionych gatunków wchodzących ze sobą w pośrednie lub bezpośrednie interakcje, trzy, to celowo introdukowane gatunki, które stały się inwazyjne (R. cathartica, S. vulgaris, L. terrestris), pięć zostało wprowadzonych przypadkowo (B. adventitium, A. glycines, P. coronata, A. muelleri i A. certus) oraz dwa gatunki roślin uprawnych (soja oraz owies). Ostatnim, jedenastym gatunkiem jest H. axyridis, którego sposób introdukcji nie jest jednoznacznie określony (zaintrodukowany celowo lub incydentalnie)". /D. Rachalewska "Invasion Meltdown' zbieg okoliczności czy reguła?", "KOSMOS" Problemy Nauk Biologicznych, T. 63, nr 1 (302), 2014, s. 70-71/ Rzadko można wskazać konkretnego winowajcę rozprzestrzeniania gatunków obcych i inwazyjnych. Caulerpa taxifolia ze względu na swą szybkość rozprzestrzeniania, tłumienie rozrostu rodzimych alg i traw morskich nazywany jest: "Killer Algae", a przy okazji jest trujący co wpływa na populacje roślinożerców wcześniej spożywających inne algi. Pochodzi z Oceanu Indyjskiego i w zasadzie na świecie pojawia się jedynie w dużych akwariach i oceanariach. W Europie była tylko w jednym miejscu w oceanarium w Monako. W 1984 r. znaleziono w pobliżu tego centrum rozrywki kilka roślin, co nie wzbudziło wówczas większych obaw. "Jednak już w 1990 r. pojawił się u wybrzeży Francji, a potem Hiszpanii. Dziś obecny jest w całym Morzu Śródziemnym, tworząc podwodne, zwarte łąki, wypierając rodzime glony morskie, zarastając tarliska rodzimych ryb, przekształcając biotopy organizmów morskich. Do inwazji tej doszło praktycznie na naszych oczach, w ciągu kilkunastu ostatnich lat". /"Inwazyjne gatunki roślin ekosystemów mokradłowych Polski" red. Z. Dajdok, P. Pawlaczyk, Świebodzin 2009, s. 11/ Bywa, że inwazyjnym może się okazać gatunek rodzimy, przeniesiony w inne miejsce czy gdy zaczyna występować w nadmiernej liczebności. Czasami, przeciwko niepożądanemu rozprzestrzenianiu zwierząt stają obyczaje religijne. Singapur to kraj gdzie porządek i społeczną samodyscyplinę podniesiono do rangi obywatelskiej cnoty i obowiązku. Otóż tamtejsze władze mają problem ze świętem buddyjskim obchodzonym w dniu Vesak, kiedy to symbolicznie uwalnia się zwierzęta wypuszczając na wolność tysiące ssaków, ptaków a nawet owadów. Władze podjęły więc akcję edukacyjną "Operation No Release", w ramach której strażnicy parków narodowych i pracownicy Narodowej Agencji Wodnej (Singapore’s National Water Agency) starają się w tym dniu przekonywać tamtejszą społeczność by zaniechali tego obyczaju. Zważywszy, iż na ogół wypuszczane są zwierzęta hodowane w domach często są to gatunki obce mogące zagrozić lokalnie tamtejszemu ekosystemowi. A że to Singapur to prócz przekonywania władze mają też do dyspozycji karę grzywny w wysokości 50 000 dolarów singapurskich, czyli raptem jakieś 137 000 pln. /por. info "Do not release animals into the wild" na stronie: www.nparks.gov.sg/ Często przeciwstawia się oddziaływanie bardziej rozwiniętych technologicznie społeczeństw tym bardziej prymitywnym (pod tym względem), gdzie te pierwsze mają być bardziej szkodliwe dla środowiska naturalnego a te drugie mają z nim żyć w pewnej symbiozie, utrzymując odpowiednią równowagę. Nie do końca to prawda. Na Kubie, zanim jeszcze zaistnieli tam źli biali, tamtejsza rdzenna społeczność zdążyła wybić szereg dużych ssaków (między innymi leniwce naziemne z rodzaju Megaterium), co pociągnęło za sobą wymarcie innych drapieżników polujących na te zwierzęta (np. ogromna sowa Ornimegalonyx oteroi czy kuzyn kondorów: Oscaravis olsoni). Potem przybyli konkwistadorzy i wybili kolejne gatunki przy okazji i większość Indian), a zarazem wprowadzili na tę wyspę aż 44 nowe gatunki samych ssaków (info za: P. Gryz "Kub - perła Karaibów", tekst dostępny na: ornitofrenia.pl). Pośród ryb wprowadzono suma afrykańskiego (Clarias gariepinus), który do dziś sprawia wiele kłopotów i jest jednym z głównych podejrzanych o niemal całkowite przetrzebienie tamtejszej populacji chruściela modroderkaczyka (Cyanolimnas cerverai). Ów sum nie tylko na Kubie sprawił kłopoty, w zasadzie gdziekolwiek go nie introdukowano szybko stawał się problemem. Modelowym przykładem jest Jezioro Wiktorii, w toku zmian geograficznych wytworzył się tam specyficzny ekosystem będący siedzibą wielu unikatowych (endemicznych) gatunków pielęgnicowatych (z rodziny Cichlidae). Postanowiono jednak polepszyć stan pogłowia ryb w tym jeziorze i introdukowano tam w 1954 r. okonia nilowego (Lates niloticus) a potem dorzucono jeszcze: tilapie nilowe, sardynki, krewetki słodkowodne (przy okazji zawleczono do tego zbiornika hiacynt wodny - Eichhornia crassipes, który zaczął wypierać rodzime rośliny i wpłynął na obniżenie poziomu wód). W efekcie wyginęło; jak się szacuje; od 300 do 500 endemicznych gatunków ryb. Zniszczeniu uległ nie tylko sam wodny ekosystem, otóż kiedy zamierzano do tego jeziora wpuścić inkryminowanego okonia przekonywano okoliczną ludność, że dzięki temu zwiększą się ich połowy ryb. Przyszłość była jednak inna, na brzegach powstały przetwórnie i wędzarnie prowadzone przez duże międzynarodowe przedsiębiorstwa, które nie korzystały z usług okolicznych rybaków. W efekcie zniszczono tradycyjne rybołówstwo. A że wędzarnie potrzebują drewna w okolicach nastąpiły masowe wylesienia i w konsekwencji erozja gleby. /szerzej: Tijs Goldschmidt "Wymarzone jezioro Darwina. Dramat w Jeziorze Wiktorii"/ A skoro zbliżają się Święta... karp wigilijny (Cyprinus carpio) pojawił się na naszych ziemiach (a raczej w naszych wodach) jeszcze około XII wieku. Sama ta ryba nie jest szczególnie inwazyjna, problemem jest, iż ten gatunek jest nosicielem dwóch bruzdogłowców: gowkongijskiego i chińskiego (Khawia sinensis i Bothriocephalus acheilognathi), które są groźne dla naszych rodzimych ryb karpiowatych. No i przy Świętach wypada przypomnieć o kolejnym nieudanym eksperymencie doby PRL-u: barszczu Sosnowskiego. O tym dlaczego nasz kraj zaczyna być kolonizowany przez szopa pracza to już powinien opowiedzieć sam Bruno. Ja jedynie dodam, że jego rozprzestrzenianie rozpoczyna się z kierunku północno-zachodniego (spod granicy z Niemcami, przypadek?). Wietrzę tu jakąś wrażą i zorganizowaną akcję polityczną Wolnej i Niezależnej Partii Szopów Polskich, której członkiem jest (wedle własnego świadectwa) Bruno. Oj się Duda (i Henryk Kowalczyk) za takich weźmie...
  10. No to może o pewnym ptaku, który może nie wiąże się z historią reprezentowaną przez konflikty zbrojne, słynne postacie, za to wiele mówiący o ludziach w ujęciu socjologicznym a może nawet psychologicznym. W XIX w. niebo nad Ameryką Północną zasłaniały przelatujące amerykańskie gołębie wędrowne (Ectopistes migratorius), nazywane wówczas w Ameryce: "wild pigeon". Przyjmuje się, że te gołębie tworzyły największą populację ptasią szacowaną na co najmniej 5 000 000 000 osobników! John James Audobon nazywany ojcem amerykańskiej ornitologii, autor kanonicznej wielotomowej pracy "The Birds of America" (w 2011 r. na londyńskie aukcji za jej egzemplarz zapłacono 11,5 milina dolarów, co uczyniło ją wówczas najdroższą książką świata), obserwując jeden z przelotów takich gołębi szacował, że ma on ok. 500 km długości przy szerokości prawie 5 km (wedle innych źródeł "tylko" 1,5 km), a "klucz" liczyć mógł nawet miliard ptaków. Na trasie ich przelotów, w miejscach gdzie przysiadały, gromadzili się masowo ludzie, którzy je zabijali: dla piór, mięsa, dla samej przyjemności "polowania". Jak podaje Jacek Karczewski: "Góry martwych lub jeszcze żywych ptaków przewożone były koleją do szybko rozwijających się miast. Bywało, że jeszcze więcej zalegało ich w gnijących hałdach, bo kolej nie nadążała (...) O zbliżających się przelotach lub miejscach gniazdowania ludzie informowali się za pomocą telegrafów (...) Audubon tylko w jednym roku naliczył 3 miliony gołębi sprzedanych na małomiasteczkowym rynku w stanie Kentucky, przez jednego tylko myśliwego". //folder Ogólnopolskiej Kampanii Wiedzy i Edukacji Przyrodniczej,"Bądź na pTAK!", tekst. J. Karczewski, Edycja 2014, s. 2-3/ Nie wiem z czego pan Karczewski korzystał, ale np. w "Ornithological Biography..." o myśliwym z Kentucky u Audubona nic nie ma. Napisał on tam jedynie: "Let us now inspect their place of nightly rendezvous. One of these curious roostnig-places, on the banks of the Green River in Kentucky, I repeatedly visited (...) My first view of it was about a fortnight subsequent to the period when they had made choice of it, and I arrived there nearly two hours before sunset. Few Pigeons were then to be seen, but a great number of persons, with horses and wagons, guns and ammunition, had already established encampments on the borders. Two farmers from the vicinity of Russelsville, distant more than a hundred miles, had driven upwards of three hundred hogs to be fattened on the pigeons which were to be slaughtered". /tegoż, "Ornithological Biography, or an Account of the Habits of the Bird of the Birds of the United States of America", (Accompanied by Descriptions of the Objects Represented in the Work Entitled "The Birds of America"), Philadelphia MDCCCXXXI, s. 323/ Ale rzeczywiście była to orgia zabijania, Audubon podał taki przykład: "I knew a man in Pennsylvania, who caught and killed upwards of 500 dozens in a clap-net on one day, sweeping sometimes twenty dozens or more at a single haul". /tamże, s. 325/ Populację gołębi tak mocno przetrzebiono, że już nie zdołała się odrodzić i w marcu 1900 r. zabito ostatnią żyjącą na wolności samicę w stanie Ohio. Pozostała jedynie samica w zoo Cincinnati, którą nazwano Martha - na cześć małżonki G. Washingtona. I kiedy się okazało, że tych gołębi już nie ma do Marthy ustawiały się ogromne kolejki, każdy chciał ją zobaczyć. Za złapanie dlań partnera oferowano tysiąc dolarów, wszystko na próżno, Martha zmarła 1 września 1914 roku. Dziś jest rodzajem memento dla ludzi, taką mam przynajmniej nadzieję... /szerzej o tym gołębiu: A. Schorger "The Passenger Pigeon: Its Natural History and Extinction"/
  11. O wprowadzaniu (i usuwaniu) gatunków.

    Wątek rozpoczęty przez janceta wydzieliłem w odrębny temat: forum.historia.org.pl - "Udomowienie zwierząt a wyginięcie ich dzikich przodków". secesjonista Ponieważ nie da się podzielić jednego wpisu przypomnę wypowiedź janceta w tym temacie, która dotyczyła ślimaków na terenie Wielkiej Brytanii:
  12. Walcheren - znaczenie strategiczne w różnych epokach

    Nie jest to klasyczna biografia, tylko powieść historyczna, w której w zbeletryzowanej formie przedstawia się życie Désirée w ujęciu jakby to ona pisała pamiętnik. "The novel is written in the form of Desiree’s diary from 1794 to 1829 (...) The style is clear and straightforward, and fairly modern. It takes a leap of faith to imagine you are reading a diary written in the Napoleonic period, but I highly recommend this novel for its well drawn characters and absorbing story". /z recenzji tej książki zamieszczonej na stronie Historical Novel Society; podkreślenia - moje/ "1951 erschien der Roman Désirée von Annemarie Selinko, der ein in zahlreiche Sprachen übersetzter Weltbestseller wurde". /za niemieckojęzyczną Wiki; podkreślenie moje/ Jeśli przyjrzy się euklides okładce oryginalnego niemieckojęzycznego wydania z 1951 r. to zobaczy, że tytuł jest inny a na okładce jak byk napisano: "Roman"(czyli: "Powieść"). Może wreszcie euklides zdobędzie się na jakieś opracowanie historyka czy źródła z epoki, bo to sięganie po beletrystykę powoli staje się nieco nuudne... Tak już dla uczynienia zadość tradycji, może euklides zacytować nam stosowny fragment z książki pani Selinko?
  13. Biali czy Czerwoni - co lepsze dla Polski?

    Ponieważ w 1919 r. nie istniała "odtworzona imperialna Rosja", wypada patrzeć na kontekst w jakim przedmówca umieścił konkretną swą wypowiedź.
  14. Walcheren - znaczenie strategiczne w różnych epokach

    Cóż, kiepską pamięć ma euklides bo już o tej stronie wspominano w tym temacie. Ja wiem, że euklides ma taką metodę, że plecie i plecie nie mając ku temu podstaw, przeinaczając teksty źródłowe i wyciągając nieuprawnione wnioski, a wszystko to w nadziei, że ktoś się wreszcie znudzi i przestanie polemizować bądź, że nie będzie mu się chciało zajrzeć na poprzednie strony takiej dyskusji i na wiarę przyjmie argumentację euklidesa. Proszę nie konfabulować, słowo "też" jest tu nieuprawnione, bo jak na razie we wcześniejszych swych wpisach ani razu euklides nie zaprezentował czegokolwiek co by to potwierdzało, poza przywołaniem informacji z powieści... A kim jest "pani Selinko" i gdzie to napisała?
  15. Walcheren - znaczenie strategiczne w różnych epokach

    A może ktoś taki jak euklides? Co to jak przeczyta coś po francusku to uznaje to za prawdę objawioną dla której niepotrzebna weryfikacja. Kolejny raz euklides został przyłapany na manipulacji pierwotnym tekstem. Otóż w artykule marechaljoukova nie ma nic o tym by decyzja o angielskiej wyprawie zapadła dopiero po Wagram, inkryminowany fragment brzmi: "De là, il sera possible de remonter le cours d'eau et d'incendier les navires français à Flessingue et Anvers, ainsi que le nouvel arsenal encore en travaux. Le moment est de plus très bien choisi: la défense est moindre, Napoléon étant occupé à se battre en Autriche ( la fameuse bataille de Wagram termine cette campagne, voir les liens suivants". Nijak z tego nie wynika by decyzję podjęto po tej bitwie. Do tego fragmentu podano pięć linków które prowadzą do artykułu o bitwie pod Wagram, autorstwa marechaljoukova. Nie ma tam za to odesłania do artykułu Jamesa Davey'a w przywołanym katalogu wystawy. Jak się wydaje euklides nie bardzo rozumie sens podawania w ten sposób bibliografii. To że marechaljoukov podał taką książkę pod swym artykułem, nie oznacza by wszystkie zawarte w tym artykule opinie i komentarze zostały zaczerpnięte tylko z tej pozycji. Tak na marginesie, marechaljoukov podaje tytuł pracy Davey'a jako: "Anvers et l'Escaut, une menace permanente pour la Grande-Bretagne" (podkreślenie moje), tymczasem w oryginalnym katalogu (w języku niderlandzkim) "Bonaparte aan de Schelde : Antwerpen in een Franse stroomversnellin" red. J. Parmentier, M. Thys, ów tytuł ma brzmienie "Antwerpen, de Schelde en het conflict tussen Groot-Brittannië en Frankrijk", i nie ma w nim wzmianki o permanentnym zagrożeniu jakim miałby być ów region. Jak się wydaje źródło euklidesa korzystało z francuskiej wersji katalogu, który wyszedł pod tytułem "Bonaparte et l’Escaut : le spectaculaire développement d’Anvers à l’époque française", co wynika z liczby stron podanych przezeń w bibliografii gdzie mamy: "MAS Books , Anvers, 2013, 191 p", a wydanie francuskie ma o jedną stronę mniej (191 s.) od oryginalnej wersji holenderskiej (192 s.). Tylko, że i w wydaniu francuskim tytuł brzmi: "Le conflit entre l’Angleterre et la France sur la question d’Anvers"! I znów nic o permanentnym zagrożeniu. I to tyle z mej strony o rzetelności źródeł euklidesa... Co do kwestii formalnej, to na podstawie artykułu "Le raid britannique sur Walcheren (1809)" ja nie wiem czy Davey tak napisał czy inaczej, wiedziałbym gdyby autor zacytował stosowny fragment. Za to euklides - wie. Pogratulować zdolności PSI... Otóż istnieje trójca a nie tandem: secesjonista (forumowicz) - Hick (historyk) - Castlereagh (autor i główny animator tego planu), po drugiej stronie jest euklides (forumowicz) - marechaljoukov (bloger i rekonstruktor). Noo chyba że euklides wie co konkretnie Davey napisał, bo na panu marechaljoukov to bym się raczej nie opierał, skoro nie zna poprawnego tytułu jedynej podanej pozycji bibliograficznej do swego artykułu.
  16. Austro-Węgry jako sojusznik

    Jak mniemam, podobnie jak dynastia panująca w Niemczech.
  17. O wprowadzaniu (i usuwaniu) gatunków.

    Tak na marginesie, Georgia Południowa to ciekawy przykład jaki mamy stosunek do różnych zwierząt. Na wyspie kłopot miano nie tylko z reniferami ale i ze szczurami (pominę zagrożenie przez skorki). Akcja pozbycia się szczurów (za pomocą rozrzucanej trutki: brodifacoum) przeprowadzona została przez rząd Georgii i prywatną organizację South Georgia Heritage Trust, której szybko udało się zebrać 7 milionów funtów, głównie od prywatnych darczyńców. To co w przypadku raczej ogólnie nielubianych szczurów było łatwe w przypadku reniferów już chyba - nie, zatem akcję ich usunięcia sfinansował w całości już tylko rząd. Raczej trudno przekonać ludzi do sponsorowania akcji przerobienia całej populacji reniferów na steki... Swoją drogą historia toczy się kołem, renifery na wyspę przybyły wraz z norweskimi wielorybnikami a trzon ekipy, która zabrała się za ich likwidację stanowili znów Norwegowie - pasterze Sami i strzelcy z Norweskiego Inspektoratu Przyrody (Statens naturoppsyn). Skorpucha jaszczurowata (Chelydra serpentina) to duży żółw (karapaks do pół metra) żyjący naturalnie w Ameryce Północnej (do Nowego Meksyku i Florydy po południowe krańce Alberty i Quebecku). "W Polsce doszło do prawdopodobnie jedynej na świecie celowej introdukcji żółwi jaszczurowatych na większą skalę. Pod koniec XX wieku Polak mieszkający na stałe w USA prowadził akcję nazwaną przez siebie „ubogacaniem środowiska przyrodniczego w Polsce”. Polegała ona na przekazywaniu osobom wyjeżdżającym z USA do Polski jaj żółwia jaszczurowatego. Jaja były pakowane po kilkanaście sztuk do opakowania z wilgotnymi trocinami i przewożone w bagażu podręcznym. Wyjeżdżający otrzymywali także opatrzoną ilustracjami instrukcję, informującą, że opakowanie z jajami należy zakopać w ziemi na nasłonecznionych południowych stokach wzniesień. Miało to umożliwić wylęgnięcie się żółwi z jaj. Z zapisków na instrukcji wynika, że w czasie wakacji w 1997 r. (od 21 czerwca) przekazano jaja 16 osobom, przy nazwiskach których zapisano 28 lokalizacji – nazw miejscowości, jezior itp. (...) Przyjmując, że w opakowaniu było średnio 15 jaj i przy założeniu, że każda osoba otrzymała tylko 1 opakowanie, można przypuszczać, że w 1997 r. przewieziono do Polski 240 jaj żółwia jaszczurowatego. Przy założeniu, że każda osoba przewoziła po 1 opakowaniu dla każdej z zaznaczonych lokalizacji, liczba przewiezionych jaj wzrosłaby do 420 (...) Wiadomo jednak, że jaja były przywożone nie tylko w 1997 r. lecz w ciągu kilku lat na przełomie XX i XXI wieku. Zatem ich całkowita liczba mogła znacznie przekroczyć 1000". /B. Kala, A. Kepel, W. Solarz, M. Więckowska "Program postępowania z inwazyjnymi gatunkami żółwi na terenie Polski", Poznań 2015, s. 11-12/ Naukowcy nie są zgodni co do oceny szans tej oryginalnej akcji introdukcyjnej, raczej przyjmują, że nie była udana wskazując na ówczesne złe warunki do wylęgu (powódź tysiąclecia) jak i brak zgłoszonych częstych obserwacji tego gatunku w naturze. Dla mnie pozostanie zagadką dlaczego ów Polak uznał akurat tego żółwia za godnego reprezentanta do "wzbogacenia" naszego środowiska przyrodniczego...
  18. O wprowadzaniu (i usuwaniu) gatunków.

    Na pewno ślimaki (zwłaszcza morskie) były przed inwazja rzymską. Tu chodzi raczej o różne gatunki ślimaków lądowych szczególnie cenionych w kuchni. Naukowcy nie są zgodni czy choćby ślimak ogrodowy (Cornu aspersum) to przedrzymski import z terenów dzisiejszej Francji czy też został przywieziony dopiero przez Rzymian. Przyjmuje się, że przywieziony przez Rzymian został Helix pomatia, zwany: ślimakiem jadalnym, ślimakiem burgundzkim, wall fish czy wreszcie ślimakiem rzymskim. W przypadku ślimaka jedwabistego (Ashfordia granulata), który jest niemal endemiczny dla Wielkiej Brytanii, niektórzy uważają, że małe populacje tego ślimaka w Portugalii i Francji mogą być importami właśnie z Wysp. Zatoczek lśniący (Segmentina nitida) też raczej nie został zawleczony na Wyspy przez Rzymian.
  19. Walcheren - znaczenie strategiczne w różnych epokach

    Znów coś znalazł euklides, tylko może nas poinformować kim jest marechaljoukov? Jakiś historyk? Znawca epoki napoleońskiej, którego opracowania często są przywoływane? Może zamiast kolejny raz wystukiwania w wyszukiwarce danej frazy i szukania poparcia dla swych stwierdzeń na dość mało wiarygodnych stronach, zajrzy euklides do źródeł z epoki - bo te są przecież dostępne w Necie? To proszę podać źródło wedle którego Pitt uważał , że Walcherin jest bronią wymierzoną w serce Anglii. Tak z cytatami, bo ze strony na której się opiera euklides nic takiego nie wynika. Brnie dalej euklides w prezentowaniu nam wyników jego wyszukiwania w Internecie, jak na razie są to: powieść historyczna, enigmatyczni twórcy stron rekonstrukcyjnych i blogów historycznych, których autorzy historykami nie są. Dlaczego nie sięgnie po dostępne w sieci opracowania historyków? To niby co czytał euklides? Poznamy? Czyli euklides czytał coś o epoce ale nie wie co czytał?
  20. Byłem w Rio, byłem w Bajo

    Kiedy byłem (a było to już wedle mej perspektywy w zamierzchłych czasach) w USA, zauważyłem, że Amerykanie mają pewnego "fisia" względem pledów czy koców indiańskich, zwłaszcza tych z pod ręki Nawaho. Czy prócz artefaktów militarnych spotkał się gregski w swych peregrynacjach z eksponowaniem tego (tak trochę nawiązując do linii Szkoły Annales) typu wytwórczości?
  21. Rewolucja francuska XVIII, a rewolucja angielska XVII

    Cóż, nie wszyscy z ówczesnych teoretyków prawa zgadzali się ze stwierdzeniem, że w Anglii parlament kierował się prawem zwyczajowym. Zgodni byli że co do tego, że to sądy, tak od czasów Edwarda I aż do reformy sądownictwa z 1873 roku, na pewno się nim kierowały. Należy widzieć różnicę pomiędzy np. statutory law a common law. I tak władzę interpretowania prawa sir Edward Coke i Nicholas Fuller przypisywali sędziom, gdy Edward Alford, sir William Fleetwood czy Heneage Finch widzieli nadrzędność common law względem parlamentu i uważali, iż ten ma w tym prawie swe źródło, przez co parlament jest władny spełniać funkcje sędziowskie, powstrzymując się przed stanowieniem praw sprzecznych z common law. Dla angielskich "konstytucjonalistów" istotniejszym było uzasadnienie, że parlament nie tyle kieruje się prawem zwyczajowym co wyrasta zeń i przezeń jest ograniczony. Jeśli zajrzymy do hasła "Common law" opracowanego przez Bogdana Szlachtę w "Słowniku historii doktryn politycznych" to zauważa on, iż: "... zdaniem wymienionych autorów [chodzi m.in. o T. Smithe'a, E. Coke'a i J. Fortescue - dopisek secesjonisty] common law kształtuje angielski ład konstytucyjny i zakreśla granice działań organów". /tamże, red. M. Jaskólski, t. 1, Warszawa 1997, s. 401/ I co z tego wynika dla określenia cech ustroju w czasach elżbietańskich czy szerzej: dynastii Tudorów? Czy zabójstwo Serviusa Sulpiciusa Galby zmieniało sytuację ustrojową starożytnego Rzymu? Ostatni rozmówca zadaje pytanie o charakter rządów za Elżbiety I, a euklides w odpowiedzi opisuje mu zdarzenia jakie miały miejsce w siedemdziesiąt sześć lat po jej śmierci. Gdzie Rzym a gdzie Krym... Natomiast jeśli kogoś interesuje charakter rządów Tudorów warto zajrzeć do opracowania Bogdana Szlachty "Monarchia prawa? Angielska Myśl Polityczna doby Tudorów". Zapewniam euklidesa, że większość zmieniających się koncepcji co do roli parlamentu, zasięgu władzy królewskiej czy jej umocowania, zostały opracowane w Anglii właśnie przez prawników. Choć zapewne trudno ich zaliczyć do kategorii "ortodoksyjnych", co jest chyba kolejnym wkładem euklidesa we wzbogacenie polszczyzny. W przypadku supremacji prawa wobec woli władcy i parlamentu odwoływano się (E. Coke, John Fortescue, Thomas Smith) do idei "zadawnionej konstytucji". I z drugiej strony do tejże zadawnionej konstytucji często odwoływali się ci, którzy chcieli wzmocnić władzę królewską (Hadrian Saravia, Thomas Hobbes). /szerzej: J.G.A. Pocoock "The Ancient Constitution and the Feudal Law: A Study of English Historical Thought in the Seventeenth Century"; W meandrach ówczesnej polityki wewnętrznej Francji niezbyt jestem zorientowany, mógłby nam euklides przybliżyć, który to z władców "spoglądał" na Anglię i zamierzał stamtąd czerpać wzory ustrojowe? Który to z królów francuskich skłaniał się do koncepcji króla de facto? Skoro spoglądali wówczas na Anglię, to musieli wiedzieć, że wiek XVIII rozpoczął się sporem wokół tego czy władca w Anglii jest królem de iure czy de facto. Za tym drugim opowiadał się William Higden w "View of the English Constitution..." (London 1709) a którego wsparł John Willes swą pracą "The Present Constitution and the Protestant Succession Vindicated" (London 1714), i jak wiadomo ta właśnie koncepcja wówczas zwyciężyła. Mógłby nam euklides przybliżyć, który to z osiemnastowiecznych Ludwików szukał natchnienia w Anglii by zanegować dziedziczność tronu w swym kraju? /szerzej: J. Skinner "History and Ideology in the the English Revolution", "THJ", 2, 1965"; H.T. Dickinson "Poverty and Liberty. Political Ideology in the Eighteenth-century Britain"; F. O'Gorman "The Long Eighteenth Century. British Political and Social History 1688-1932"/
  22. Nie, Buka przestała być zła i nic o "nawrotach" nie napisałem. Natomiast twierdzę, że nie zawsze da się kogoś odmienić. Co prawda dawniej jancet twierdził nieco inaczej, ale rozumiem, że wtedy nie było dlań istotnym wskazanie na rozróżnienie pomiędzy wrogiem a przeciwnikiem. Problem w tym, że wedle mnie nawet najszczersza i najgorętsza wiara w takie przesłanie nie sprawi, że wszyscy będą "mniej lub bardziej dobrzy". A w filozofii Misia nie widzę odpowiedzi na pytanie: co mam uczynić napotkawszy osobę pokroju pana H., który nie przyswoił sobie "puchatkowego" przesłania? Nie wiem czy świat stanie się piękniejszym, przez to jedynie, że ludziom pytającym się jak żyć wespół z panem H. udzieli się odpowiedzi: "nie ma ludzi dobrych i złych"... Mocno wątpię w takie korzenie sensu wierszy napisanych na zamówienie do świątecznego numeru "Evening News".
  23. Walcheren - znaczenie strategiczne w różnych epokach

    Nieważne, wreszcie coś będzie "trafione"... Jak się zdaje euklides niezbyt rozróżnia pomiędzy linkiem a wynikiem wyszukiwania jakiegoś terminu w wyszukiwarce. Jeśli czytał euklides jakiś artykuł na jakiejś stronie to link pojawia mu się w pasku adresu. Jak np. euklides przeczytał artykuł na francuskojęzycznej Wiki, dotyczący tej kampanii to adres strony to: fr.wikipedia.org a link do tego artykułu: fr..wikipedia.org/wiki/Expédition_de_Walcheren. Jeśli euklides wpisał w wyszukiwarkę frazę: "Expedition de Walchere" to otrzymał około 81 000 wyników. Jak rozumiem nie przeczytał wszystkich stron w ten sposób "otagowanych". W mojej wyszukiwarce na pierwszym miejscu pojawia się francuskojęzyczna Wiki potem anglojęzyczna, następnie artykuł "Eté 1809 – Le désastre de l’île de Walcheren (Pays-Bas)" napisany przez niejakiego Roberta (na stronie: www.napoleon-histoire.com) i artykuł autorstwa (bliżej nieznanego) Patricka R. Nastro "L'Epedition de Walcheren (Pays-Bas)" (na jego blogu: www.napoleonland.over-blog.net). W artykule "Eté 1809 – Le désastre..." o Wagram wspomniano tylko raz: "La journée de Wagram (6 juillet) emporta finalement la décision et l’Autriche demanda grâce. Sur les instances de l’état-major autrichien, l’Angleterre avait dû se déterminer à participer à l’effort commun...". Na blogu pana Nastro mamy po prostu przepisany fragment z Wikipedii, co niezbyt dobrze świadczy o autorze, który nie raczył zaznaczyć, że cytuje cudzą wypowiedź. A na francuskojęzycznej Wiki brzmi to tak: "Le but de l'opération est d'attaquer la base navale d'Anvers contrôlée par l'Empire français et fournir ainsi une diversion pour aider les Autrichiens (qui viennent de perdre la bataille de Wagram)". I jak rozumiem jest to podstawowe źródło euklidesa? Tylko z tego fragmentu nie wynika wprost by ostateczną decyzję podjęto dopiero po Wagram, tylko mowa jest o celu... który niekoniecznie był taki jak chcą autorzy wpisu na tej Wiki (do czego wrócę poniżej). No właśnie: chronologia, która tak często okazuje się piętą achillesową wielu dywagacji euklidesa. Peter Hick, jest dość uznanym historykiem, redaktorem i współredaktorem wielu publikacji o czasach napoleońskich. Jest m.in. jednym z redaktorów pisma "Napoleonica La Revue", członkiem komitetu stojącego za wydaniem krytycznej, siedmiotomowej edycji napoleońskiej korespondencji "Correspondance générale" (Fondation Napoléon i wydawnictwo Librairie Arthème Fayard). Zatem osoba; jak się zdaje; nieco bardziej godna zaufania niźli tajemnicze linki euklidesa. Oto ów Hick powiada: "However the military consultants were also in agreement that the operation would be exceedingly hazardous and that the only chance for any success lay in the speed and energy of its execution. This guarded reaction predictably dampened government enthusiasms, and Castlereagh later noted that it was only the news of Austrian success at Aspern-Essling (which reached London in the first week of June) that finally expunged any cabinet doubts as to the scheme's feasibility". /tegoż "Walcheren - the Debacle", "Trafalgar Chronicle", No. 20, 2010/ Czyli informacja o wyniku starcia pod Essling dotarła nad Tamizę po mniej więcej dziesięciu dniach, wydaje się, że rozsądnym jest założyć, że i informacja o bitwie pod Wagram dotarła tam po podobnym czasie. Czyli informacja podana przez Hicka wspiera szacunek janceta. Byłby to zatem jedyny w swoim rodzaju rekord decyzyjny, jako że 16 lipca lord Castlereagh informuje listownie Johna Pitta, że Jej Królewska Mość uczyniła go dowódcą wyprawy na Scheldt. "My Lord The King having, by his Royal Commission appointed your lordship to be commander of his forces in the conjoint expedition which his Majesty has determined to send to the Scheldt...". /"Correspondence, Despatches, And Other Papers, of Viscount Castlereagh" ed. Ch.W. Vane, Second Series, Vol. VI, London 1851, s. 284/ Można dodać, że król wstępną akceptację dla takiej wyprawy wyraził na długo przed samą bitwą pod Wagram (tamże, s. 282). W maju przybywa do Londynu książę Louis von Starhemberg by namówić (kolejny już raz) Anglików do jakiejś wyprawy dywersyjnej: "When the Austrian prince, Louis von Starhemberg, arrived in London in May to press these demands, putting special emphasis on the attack in Germany, Castlereagh's plan had already been accepted by the cabinet". /"Walcheren - the Debacle"/ A teraz co dej Austrii... Hick stwierdza, że Anglicy po prostu "sprzedali" Austriakom wyprawę na Scheldt jako dywersję i pomoc militarną dla tego kraju, a w rzeczywistości głównym ich celem było zniszczenie zgromadzonej tam floty francuskiej i ew. zajęcie portów. Innymi słowy, czy z Wagram czy bez wyprawa by się odbyła.
  24. Byłem w Rio, byłem w Bajo

    Dla Capricornusa to musi być coś związane z niedźwiedziami...
  25. Rewolucja francuska XVIII, a rewolucja angielska XVII

    "... rozpoczynając rządy rodziny Tudorów, otworzył w dziejach ustrojowych Anglii okres nazywany fazą rządów absolutnych, czy ściślej quasi-absolutnych (...) za rządów jego syna Henryka VIII i jego wnuczki Elżbiety I parlament stał się w istocie fasadą i narzędziem realizowania polityki królewskiej. Jednak wyjątkowość ustroju angielskiego na tle kształtujących się skądinąd później absolutyzmów europejskich polega na tym, że nawet w okresie najbardziej silnych rządów królewskich (okres Henryka VIII i Elżbiety I), parlamentu jako instytucji reprezentacyjnej nie tylko nie zlikwidowano, ale nawet oboje władcy dokładali starań, aby najważniejsze z uwagi na znaczenie dla państwa decyzje zostały przez parlament potwierdzone. I choć była to w praktyce formalność, to paradoksalnie umacniało to przeświadczenie, że ciało reprezentacyjne jest niezbędnym elementem ustrojowym. Z tego punktu widzenia sytuacja w Anglii różniła się w sposób zupełnie zasadniczy od sytuacji w państwach kontynentalnej Europy. Wszędzie tam, gdzie zwyciężyć miał absolutyzm, instytucje reprezentacyjne padały bowiem zwykle jako pierwsza ofiara w starciu ze wzmacniającą się władzą królewską". /G. Górski "Historia administracji", s. 110-111/ A co istniało w Anglii przed tym aktem, zdaniem euklidesa? Bez wątpienia "definicja" euklidesa uwodzi prostotą, absolutyzm jest wtedy kiedy władca może wtrącić do więzienia każdego kogo chce. Jak się wydaje, badacze wolą jednak sobie komplikować życie i uznając, że absolutyzm to i ustrój i forma sprawowania władzy - w zakresie "jasności" terminologii nie są aż tak zgodni, jak chce tego euklides. Stąd np. taki Hervé Drévillon ("Les rois absolus (1629–1715)") ostatnio proponuje zupełnie inną koncepcję od tej powszechnie uznanej określanej jako perspective lavisienne (za sprawą Ernesta Lavisse'a i jego dwutomowego opracowania "Louis XIV"). A dwóch znanych teoretyków absolutyzmu: Jacques-Bénigne Bossuet ("Politique tirée des propres paroles de l’Écriture Sainte") i Jean Bodin ("Les Six Livres de la République") nie byli zgodni co do tego, z jakich źródeł wypływa władza króla. Proponuję by euklides zainteresował się czemu François Bluche utyskiwał nad tym, że termin "absolutyzm" został wprowadzony do francuskich programów szkolnych na określenie monarchii absolutnej, która: "dont les Français du XVIIe siècle savaient qu’elle n’était pas sans limites. Sans liens certes, mais limitée, en théorie (...) et en pratique" (tegoż "Absolutisme", w: "Dictionnaire du Grand Siècle" red. idem). Można mieć wątpliwości czy kiedy Tomasz Hobes bronił absolutyzm i wskazywał na jego cechy to odwoływał się do tej samej argumentacji co ludzie skupieni w kole Tew (skupionych początkowo wokół osoby Luciusa Cary'ego , wicehrabiego Falkland). A w perspektywie zaproponowanej przez badaczy: Fanny Cosanday i Roberta Descimona ("Absolutisme en France: histoire et historiographie") absolutyzm nigdy nie zaistniał. Co zresztą nie jest czymś odosobnionym, stąd Maciej Serwański rozdział swego autorstwa opatrzył prowokacyjnie pytajnikiem: "Czy Francja Ludwika XIV była monarchią absolutną?" (w "Powtórka przed... III spotkania z historią..." red. J. Dobosz, D. Konieczka-Śliwińska). Terminologia - jest jasna, o tyle, że mamy termin "absolu/absolutisme" zaproponowany we wstępie do pisma de Chateaubrianda (w nowej edycji jego pism z 1826 r., a konkretnie: "Essai historique, politique et moral, sur les révolutions anciennes et modernes..."), gdy wcześniej posługiwano się terminami typu: "monarchie absolue" czy "puissance absolue". Nie jest jednak już tak jasnym czym poszczególni badacze wypełniają ów termin, na jakie cechy elementów ustroju (bądź praktyki sprawowania władzy) wskazują wyróżniając spośród innych te które uważają za reprezentujące absolutyzm. Na szczęście mamy euklidesa - dzięki któremu wiemy, że jest to jasne...
×

Powiadomienie o plikach cookie

Przed wyrażeniem zgody na Warunki użytkowania forum koniecznie zapoznaj się z naszą Polityka prywatności. Jej akceptacja jest dobrowolna, ale niezbędna do dalszego korzystania z forum.