Skocz do zawartości

secesjonista

Administrator
  • Zawartość

    26,675
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

Zawartość dodana przez secesjonista

  1. Wikipedia. Historyczny śmietnik?

    Ja bardzo często sięgam po Wiki, pozwala mi się zorientować w pewnych ramach chronologicznych z którymi zawsze mam kłopot. Po szczegóły sięgam jednak gdzie indziej, ale ostatnio zadziwił mnie wpis w haśle "Historia Australii";do którego sięgnąłem by poznać kolonie jakie miała posiadać Australia; jej autor (czy autorzy?) w rozdziale: "Australia w XX wieku" zapisał: "XX-wieczni podróżnicy wyposażeni w samochody, a potem w samoloty mieli ułatwione zadanie w dokonywaniu nowych odkryć geograficznych i do połowy wieku Australia przedstawiała się jako dobrze poznany kontynent". I to cały ów rozdział. Trochę jak z wypracowania z podstawówki...
  2. Brytyjsko-francuskie plany ataku na ZSRR

    By z tego Morza dojść (czy dopłynąć) do Zatoki Fińskiej trzeba by wylądować w którymś z państw Półwyspu Skandynawskiego: Norwegii czy Skandynawii. Nie bardzo rozumiem jak to sobie wyobraża euklides? Można cofnąć się na południe o przeciskać się przez Cieśniny Duńskie - co chyba byłoby nieco ryzykownym pomysłem. Można też opłynąć Półwysep Skandynawski i zaatakować ZSRR i przedzierać się przez terytorium tego kraju. Mógłby przybliżyć nam euklides poszczególne punkty tej marszruty z Morza Norweskiego do Zatoki Fińskiej? A można poznać kilka cytatów dowodzących tego "płaczu"? Albo planował albo nie planował i był to element mistyfikacji (intoksykacji). Jeśli euklides uważa, że 150 000 wojsk z Syrii stanowi istotną siłę ofensywną przy ew. ataku na ZSRR, to nic dodać nic ująć.
  3. Joachim Murat - ocena

    Mnie nie jest znane, zna ktoś źródło tej informacji?
  4. Margaret Thatcher

    Przeczytałem artykuł autorstwa Marcelego Kosmana "Droga na Downing Street. Uwagi nad karierę polityczną Margaret Thatcher", który w dużej mierze poświęcony jest polskiemu wydaniu biografii Thatcher, pióra jej współpracownika Johna Blundella pt. "Margaret Thatcher. Portret żelaznej Damy" (wstęp L. Balcerowicz, przekł. P. Kuś, Poznań 2010; oryg. "Margaret Thatcher. Portrait of the Iron Lady", New York 2008). Autor artykułu przy okazji nieco ponarzekał na jakość polskiej biografistyki w porównaniu do tej znad Tamizy - jak najbardziej słusznie (i moim skromnym zdaniem). I mnie się jednak trudno oprzeć własnym uwagom, że narzekanie takie nieco osłabia fakt, iż w artykule pojawia się doktryna: "tchatcheryzmu" (s. 89). No dobra, może to wina redakcji i korekty, ale od pana Kosmana dowiedziałem się też, że M. Thatcher "Zanim została premierem, przeszła kolejny etap edukacji politycznej jako działaczka Partii Pracy na jej kolejnych szczeblach aż po przywództwo..." (s. 88). /tegoż, "Droga na Downing...", "Przegląd Politologiczny" Wydział Nauk Politycznych i Dziennikarstwa UAM, 2012, nr 2; podkreślenie - moje/ O horrendum!! No ale bez pastwienia się, za to w tym artykule znalazło się miejsce na kilka słów o mężu pani premier. Ja - podziwiając Żelazną Damę, poznając jej biografię zacząłem podziwiać i jej męża - żyjącego przecież w jej cieniu. Jej ambicja polityczna i stopień zaangażowania się w politykę mocno zaburzyło jego (jak całej rodziny) życie. A jednak pomimo wielu sporów nigdy tak naprawdę nie przestał jej wspierać. Jest coś budującego, że gdy dziś dziadkowie/rodzice/kuzyni/pociotkowie etc. etc. znanych postaci stara się na potęgę sprzedać jakieś informacje o bardziej znanym krewnym czy bliskim, on utrzymywał wręcz "grobowe" milczenie. Noo, może to kwestia taka, że kto się odważy sprzeciwić Żelaznej Damie? Ta jednak chyba doceniała jego rolę, pożegnała swego męża bardzo stosownymi i osobistymi słowami: "Być premierem to praca samotna. W pewnym sensie powinna taka być – nie można być wtedy liderem tłumu. Ale razem z Denisem nigdy nie byłam samotna. Cóż za mężczyzna, Cóż za człowiek. Cóż za przyjaciel". /tamże, s. 88; cyt. za: J. Blundell "Margaret Thatcher...", s. 279/ W latach siedemdziesiątych wiele krajów było w kryzysie (w dużej mierze za sprawą cen ropy naftowej). Kiedy Thatcher obejmowała schedę po Jamesie Callaghanie to akurat w Albionie tendencja inflacyjna raczej wykazywała spadek (por. tabele zawarte w artykule T. Pettingera "History of inflation in UK"; teksty dostępny na stronie: www.economicshelp.org).
  5. Chrząszcze z rodziny Carabidae też mają zadziwiające nazwy, jest Agra cadabra i Agra absurdis. A australijski pasożyt z rodziny Encyrtidae, swą mało wdzięczną rolę rekompensuje nazwą: Mozartella beethoveni.
  6. Człek jest objedzony po Świętach, i na spory historyczne czy polityczno-społeczne ochoty większej nie ma. To może coś lżejszego... Oczywiście nazwy zwierząt i reprezentantów flory: lokalne i zwyczajowe są przeróżne. Tu raczej chciałbym się skupić na tych, które weszły do takiej czy innej naukowej taksonomii (C.J. Ray, Linneusz, A. Calespino i inni) a nieco nas zadziwiają. Większość nazw odnosi się do: wyglądu, wielkości, podobieństwa do innych gatunków, miejsca występowania czy trybu (bądź miejsca/sposobu) żerowania. Są jednak i takie nazwy, które odnoszą się do mitologii czy ujawniają "mikrohistorie". W starożytności sowę wiązano z Ateną, dziś pójdźka zwyczajna nosi nazwę Athene noctua (noctua to w łacinie sowa), przedstawiciele rodzaju Cyclops posiadają oczywiście jedno oko - naupliusowe, a pewne wężowidło (Gorgonocephalus caputmedusae) zawdzięcza swe miano wielu ramionom i skojarzeniem z mityczną Gorgoną - Meduzą. Czemu zawdzięcza swą nazwę rohatyniec herkules (Dynastes hercules) nie trzeba przypominać, zważywszy że niektóre osobniki mogą osiągać nawet 16 cm długości swego ciała. Zmierzchnica trupiagłówka czyli Acherontia atropos wiadomo czemu zawdzięcza część swego nieco turpistycznego miana - od wizerunku na grzbiecie. Atoli skąd: "Acherontia"? Tu znów wracamy do greckiej mitologii, była to i rzeka w Hadesie i imię jednej z Mojr - tej która przecinała nić życia. Pośród kopalnych a latających gadów nawiązano i do Ikara - Icarosaurus i do jego ojca - Daedalosaurus, pośród znacznie mniejszych przedstawicieli świata zwierzęcego: motylów z modraszków i oczennic - mamy tu i: Polyommatus daphnis i Plebejus idas czy Coenonympha oedippus: czyli syna posłańca Hermesa, członka wyprawy Argonautów i oczywiście Edypa. Ślimak z rodziny porcelankowatych Cypraea argus nie przypomina swą posturą mitycznego olbrzyma, ale wiele plamek na jego skorupie przypomniały komuś wielooką postać mityczną. Są jednak i nazwy, które więcej nam mówią nie o opisywanych zwierzętach czy roślinach, a o ludziach którzy to czynili, a ściślej: o ich metodach pracy. Na Nowej Gwinei żył sobie ptak, nazwany z czasem cudowronką. Nazwa jak nazwa, a sugeruje, że Europejczykom kojarzył się ów ptak z wroną ale był ładniejszy, atoli w nazwie łacińskiej (systemowej) mamy już: Paradisaea apoda. Czyli: beznoga. Czy ptak ów miał szczególnie małe nogi a może ich w ogóle nie posiadał (apodia to: beznogi)? Oczywiście posiadał, uznano, że ów gatunek całe swe życie spędzał w locie zatem nie wykształcił nóg. Błąd wziął się z tego, że ci co nadawali nazwę opierali się na spreparowanych okazach tych ptaków, w których preparatorzy usunęli nogi. Podobny błąd; rzekłbym - metody; dotyczy rzekotki australijskiej (zwanej też rzekotką White'a). Nadano jej łacińską nazwę Litoria caerulea, a w opisach wskazywano na zieloną barwę, która miała ją maskować wśród listowia. No ale zatem skąd: "caerulea", co bierze się od błękitu? Jak zielona rzekotka stała się błękitną? Znów błąd na linii: żyjące zwierzę a te spreparowane, nazwę nadano po zbadaniu osobników zakonserwowanych w alkoholu, gdzie te preparaty rzeczywiście miały taki odcień tej barwy. Co ciekawe ta żaba posiada w naturze nie pigment zielony a... żółty, i dopiero ten w reakcji na środowisko (za sprawą zjawisk fizycznych) daje zieleń. Zwierzęce nazewnictwo a historia pieniądza? A czemu nie, pewien ślimak swą nazwę zawdzięcza, że jego muszla stała się swego czasu (w Chinach, Azji i później Afryce) popularnym środkiem płatniczym. A chodzi oczywiście o Cypraea moneta., które to płacidło ma swe miejsce na naszym forum, można zajrzeć do tematów: "Koraliki, paciorki, perkal..." czy "Afryka w oczach Europy". Kiedy chodzi o węże jadowite to raczej nie kojarzymy ich ze strefą arktyczną, a tu mamy: Acanthophis antarcticus. Oczywiście zdradnica śmiercionośna żyje w Australii i na części wysp opodal Archipelagu Malajskiego, skąd zatem to: "antarcticus"? Ponoć to ma wskazywać na półkulę południową, mnie by jednak zmyliła ta systematyczna nazwa. Ma ktoś propozycję dlaczego popularne w akwariach brzanki, czyli: Barbus viviparus (viviparus — żyworodna) zostały tak nazwane, skoro składają ikrę? I dlaczego przybyszka amerykańska (Periplaneta americana) nie jest raczej amerykańska?
  7. Podręczniki do Historii Polski w PRLu

    Pozwolę się jednak z tą opinią nie zgodzić. W pracy Osińskiego; tak jak zresztą napisałem w proponowanym do przejrzenia temacie z forum; jest wymienionych jakieś 47 podręczników do podstawówki, od tych używanych w 1945 r. po te używane w latach osiemdziesiątych. A jako że jestem osobą nadzwyczaj usłużną, podałem nawet na której stronie w tym opracowaniu szukać tej listy podręczników (od strony 306). A taka lista; to wedle mej skromnej opinii; może się stać solidną podstawą źródłową. Inna sprawa to to gdzie je znaleźć. Capricornus podsunął podręcznik Włodzimierza Jarosza, który jest podręcznikiem przedwojennym. Ten dostępny jest w zasobach cyfrowych CBN Polona (polona.pl), tylko jest to wydanie piąte z 1928 r. a w PRL-u używano wydanie z 1933 roku, na ile różnią się te wydania trudno powiedzieć. Na potrzeby pracy Jacka Sparrowa, można przypomnieć, że z oczywistych powodów w 1945 r. używano dawnych, przedwojennych podręczników (W. Martynowiczównej, W. Jarosza i A. Korgola, S. Geberta, H. Pohoskiej i M. Wysznackiej, J. Schoenbrennera, G. Gebertowej, W. Bobkowskiej i J. Dąbrowskiego). Choć pierwszy materiał dydaktyczny (dla szkół podstawowych) wyszedł już w 1945 r., była to I. część "Materiałów do nauczania historii w klasie V na rok szkolny 1945-1946" Wandy Moszczeńskiej.
  8. Opisuje, ale nie z regionu Bahia (z którego w ogóle nie opisuje żadnych półkoczowniczych Indian); jeśli patrzeć na relację Lu Tzy; to chodzi o grupę Indian Nambikwara z Mato Grosso. Z drugiej strony pewności nie ma o kim wspomina Lu Tzy, bo raz mamy: "na północ od Amazonii" a drugim razem z: "południa Bahii" - co ze względu na położenie geograficzne się wyklucza. To są jednak drobiazgi, które można złożyć na karb pamięci. Natomiast; co ważniejsze; opis tych Indian nie uprawnia do stwierdzeń typu: "Podczas pory mokrej kobiety i dzieciaki zaiwaniaja na poletkach manioku i jamu, a faceci sie lenia, bo przewaznie za mokro na polowanie". Otóż ów autor na którego powołuje się Lu Tzy napisał coś całkiem odwrotnego: "Nambikwara prowadzą dwa rodzaje gospodarki: jako myśliwi i ogrodnicy z jednej strony i jako zbieracze pożywienia z drugiej. Pierwsza jest dziedziną mężczyzn, druga - kobiet. Podczas gdy grupa mężczyzn uzbrojona w łuki wyrusza na całodzienne łowy lub w porze deszczowej pracuje w ogrodach, kobiety, zaopatrzone w kije do grzebania, wędrują wraz z dziećmi po sawannie, gdzie zbierają, wyrywają, zabijają i chwytają to wszystko, co tylko może służyć za pożywienie: ziarna, owoce, jagody, korzonki, bulwy, jajka i drobne zwierzęta wszelkiego rodzaju. O zmierzchu para spotyka się przy ognisku. Kiedy maniok dojrzewa i dopóki jest go jeszcze pod dostatkiem, mężczyzna przynosi naręcza korzeni, kobieta je trze i ugniata na placki; jeżeli łowy były pomyślne, piecze się szybko kawałki zwierzyny i zakopuje w gorącym popiele rodzinnego ogniska". /tegoż, "Smutek tropików", przekł. A. Steinsberg, Warszawa 1960, s. 128/ Z tego co pamiętam to pan Claude Lévi-Strauss nie tylko nie mówił o takim podziale ról ale ani razu w tej pracy nie wspomniał o uprawie pochrzynu. Ale może się mylę?
  9. Podręczniki do Historii Polski w PRLu

    Proponuję zajrzeć do tematu na forum: "Średniowiecze w podręcznikach PRL-u i współczesnych", gdyby umieszczony tam link nie działał to chodzi o opracowanie Z. Osiński "Nauczanie historii w szkołach podstawowych w Polsce", dostępne w zasobach cyfrowych dlibra.umcs.lublin.pl. W poszukiwaniu innej literatury i tych źródeł z epoki to są one częściowo wymienione w artykule S. Zabraniak "Chrzest Mieszka I w relacjach średniowiecznych roczników i kronik polskich", artykuł jest dostępny na stronie www.katechezaczest.pl. Można by sięgnąć po opracowanie: "Polska-Europa-Świat w szkolnych podręcznikach historii" red. S. Roszak, M. Strzelecka, A. Wieczorek. Bądź do opracowania P.E. Steele "Nawrócenie i chrzest Mieszka I" - rzadko wreszcie mamy do dyspozycji opracowanie obcokrajowca dotyczące tego momentu naszej historii.
  10. Członkom i właścicielom rodzinnego imperium obuwniczego Bata - nie można odmówić rozmachu i śmiałości w inwestycjach ekonomicznych. Można też wspomnieć o projektach natury politycznej - czyli "przeniesienia kraju" (por. temat na forum: forum.historia.org.pl - "Jan Antonín Baťa i projekt przeniesienia Czech"), tu jednak będzie o projekcie: nowego miesta-fabryki, czyli o czeski Zlínie. Miasto miało być zreorganizowane pod względem funkcjonalnym i architektonicznym, a wszystko miało być zorganizowane wokół fabryki. Rozwój projektu przerwała wojna, ale pewne elementy zdążono zrealizować. Tomáš Baťa był tam i osobą odpowiedzialną za nową koncepcję architektoniczną, i burmistrzem, ale i fundatorem założycielem uniwersytetu. Za nowy projekt urbanistyczny odpowiadał František Lydie Gahura, ze szkoły Le Corbusiera. W centrum znalazł się kompleks fabryczny, ale co ciekawe główny biurowiec dyrekcji nie był szczególnie wyróżniony (poza wysokością). Ot nazwany był po prostu Budynek Administracyjny 21. To co w tym budynku najciekawszym - to pokój szefa firmy. Jak kontaktował się z dyrektorami poszczególnych działów? A robił to nie wychodząc zza biurka, a zarazem nikt nie musiał się udawać do gabinetu prezesa? Czy powstawały wówczas podobne budynki jakiejś fabryki w innych krajach czy tak podobna koncepcja urbanistyczna miasta?
  11. Nic takiego nie wynika z mych wpisów. Wybór takiej a nie innej pracy; w moim przypadku; jest wyborem utylitarnym a nie: moralnym. I nigdzie nie napisałem, że to co robię jest bardziej optymalnie moralnie. Wybrałem to co mi odpowiada i uważam że jest to wybór racjonalny a nie moralny. Nie mam szczególnych pretensji do nauczycieli, mam szczególne pretensje do wszystkich którym nie chce się podjąć akcji strajkowej zgodnie z prawem a uciekają na L4. No to proszę się zastanowić... w grudniu nauczyciele protestują w taki a nie inny sposób, przez co zyskują kilka (jeśli nie więcej) "wolnych" dni. Gdyby zastrajkowali, a mają płacone z góry, to nienależnie pobrane pensje za okres strajku (o ile się nie udało wynegocjować czegoś innego) trzeba by zwrócić. Co w przypadku okresu świątecznego i późniejszej posuchy finansowej - nie jest aż tak korzystne jak L4. Jak powiedział szef ZNP: "Otrzymaliśmy ponad 230 tysięcy zwrotów, dominującą forma protestu wskazaną przez nauczycieli i pracowników oświaty była akcja protestacyjna przeprowadzona na wzór akcji policjantów, a zorganizowana w okresie egzaminu kończącego ósmą klasę i egzaminu gimnazjalnego". (za: http://www.tvn24.pl). Jak rozumiem, nauczyciele w takim a nie innym czasie zdecydowali się na akcję protestacyjną, która jest rozwojowa ze względu na podane egzaminy, a wszystko to m.in. w trosce o zdrowie uczniów. Zaczynamy się poruszać w świecie po drugiej stronie lustra: zwiększona absencja nauczycieli na przyszłych egzaminach ma polepszyć zdrowie uczniów. Można iść dalej i argumentować, iż zwiększona absencja nauczycieli znacząco podwyższa wyniki na tychże egzaminach, wreszcie dojdziemy do etapu, gdzie ktoś z ZNP udowodni, że aktywnie "strajkujący" nauczyciele znacząco wpływają na wzrost poziomu wiedzy w głowach naszej młodzieży. Mamy tu "umoczonych" nauczycieli i lekarzy, mamy też i inne problemy. Co zrobi rodzina, która nie sprawdzi informacji i zastanie zamkniętą placówkę szkolną czy przedszkolną? Zdziwi się i zacznie pewnie organizować konieczne zastępstwo, bo nie wszystkie placówki organizują opiekę pomimo braku zajęć dydaktycznych a i nie wszyscy są chętni bądź nie mają takiej możliwości by brać na taką okoliczność urlop. Oczywiście jest furtka awaryjna wystąpienie do pracodawcy o zasiłek opiekuńczy. Ale z tego co wiem to nań nie składają się protestujący, zatem to znów pośrednie sięganie do kieszeni innych obywateli. I ja płacę, choć oglądam ostatnio głównie na różne kanały BBC i programy geograficzno-historyczne raczej zagranicznej produkcji. Czy to płacenie uprawnia mnie do kradzieży w sklepie filmu DVD o treści historycznej? A tego poniekąd nauczają dzisiejsi nauczyciele, ponoć wychowawcy naszego narybku...
  12. Byłem w Rio, byłem w Bajo

    Świąteczna atmosfera pobłażliwości i życzliwości...
  13. Ja tam nie wiem jak to działa, od 25 roku życia nie byłem u lekarza pierwszego kontaktu, nawet takiego nie mam. Natomiast byłoby chyba obrażeniem inteligencji lekarzy, że nie wiedzą iż dana osoba stara się o L4 w ramach protestu. Zatem jest to kolejna grupa, która przymyka oko na taką praktykę. Jest oczywiste, że każdy nauczyciel nie otrzymuje każdego dodatku. W placówce jest jeden dyrektor i jeden dodatek z tytułu tej funkcji. Nie każdy nauczyciel pracuje na wsi, nie każdy jest wychowawcą itd. itd. Listę różnych dodatków można poznać na portaloswiatowy.pl. Przypomnę jedynie, że istnieją dodatki których nie zapisano w Karcie. Nawet gdyby nauczyciele żadnych dodatków nie mieli - nie uprawnia ich do tego typu akcji. Dodatki istnieją - to fakt, istnieje zapewne setki zawodów gdzie takowych nie ma. Czy jest to przywilej czy to konieczność można na ten temat dyskutować. Dodatki czy status nauczyciela nie jest dla mnie atrakcyjny. Tylko ja nigdy nie chciałem i nie zamierzałem być nauczycielem. Zrezygnowałem z dobrze płatnej pracy i takiej która dawała szanse rozwoju, bo miałem już dość rywalizacji, przesiadywania do późna w pracy i jeszcze "zabierania" jej do domu. Płaca jest skromna, nie mam dodatków, za wzięty urlop mi nie płacą - i nie narzekam i nie strajkuję. Jak potrzebuję nieco więcej kasy biorę jakąś dodatkową fuchę: stanie na bramce w klubie, korki czy pomoc w redagowaniu i poprawianiu prac studentów tudzież w poszukiwaniu materiałów. W zamian mam "czystą" głowę - praca nie jest wymagająca intelektualnie, mam pewną swobodę w wyborze dni kiedy pracuję. Jeśli ktoś decyduje się na bycie nauczycielem, to chyba zdaje sobie sprawę, że nie jest to profesja w której można zbić kokosy. I chyba jest tak nie tylko w naszym kraju. Motywacje wyboru takiej profesji są zapewne bardzo różne, są i zapaleńcy którzy chcą kształtować naszą młódź, są i tacy zapewne co to widzą w tym zawodzie miejsce gdzie po pewnym czasie i spełnieniu odpowiednich warunków zyskuje się dość stabilną posadę. Jeśli ktoś jest elektrykiem z G1 to wie że raczej zarobi mniej niż ten z G1, G2 i G3. Choć wszystko zależy od firmy, warunków na rynku pracy i negocjacji płacy. W przypadku osoby, która chce zostać nauczycielem może ona w miarę bezpiecznie oszacować ile będzie zarabiać, kiedy zaczyna pracę np. jako stażysta a ile "wyciągnie" jako dyplomowany nauczyciel. Zatem wie czego może się spodziewać. A jak uzna z czasem, że jego płaca nie jest adekwatna do wykonywanej pracy - niech strajkuje, negocjuje ale niech nie kłamie, oszukuje i wyłudza. Podejrzany przypadek to taki, gdy nauczyciele (czy policjanci) twierdzą, że protestują i idą na L4. I nie interesuje mnie czy takie przypadki sprawdza ZUS, bo sytuacja wyłudzenia jest dla mnie oczywista. Tak już dla przypomnienia to "pracodawcą" płacącym za te zwolnienia jestem i ja i Bruno i gregski i Razorblade1967. A ja wręcz odwrotnie. Uważam, że ów problem "drugorzędny" powinien być napiętnowany i nie uważam go za drugorzędny. Nieco zasmuca mnie fakt, że tak łatwym jest dla wielu "biczowanie" polityków, za słuszne czy niesłuszne przewiny i postępki. Jak się spotka grupka naszych rodaków to prędzej czy później zejdzie na politykę i można się na ogół dowiedzieć, że to banda złodziei, oszustów, siedlisko nepotyzmu itp. Akcenty się jedynie zmieniają zależnie od preferencji politycznych, to znaczy na ogół dochodzi się do wniosku, że co prawda nasi kradną ale to wasi kradli więcej. W mediach przy okazji różnych afer, wpadek polityków (co do uczciwości) maglują różnych innych polityków, wypowiadają się w danej kwestii politolodzy, socjolodzy, zaproszeni specjalnie działacze odpowiednich organizacji pozarządowych. Być może nie oglądam odpowiednio często i uważnie programów informacyjnych i publicystycznych, ale nie zauważyłem by w ten sam sposób maglowano np. nauczycieli. A w ramach dziennikarskiej rzetelności, aż narzuca się by zapytać nauczycieli czy policjantów o dwuznaczny moralnie charakter ich akcji, jeśli nie: łamiący niemal w "oficjalnym majestacie" prawo. Mnie się wydawało, iż rzetelne dziennikarstwo to zadawanie także tych trudnych i niewygodnych pytań nie tylko politykom, którzy są dość łatwym "chłopcem do bicia". I chciałbym by nauczycielom zadano pytanie: dlaczego państwo wyłudzają z kieszeni podatników pieniądze? Dlaczego nie wystąpicie na zwykłą drogę w postaci strajku? A jak się okazuje, wedle informacji podanych przez szefa PZN nauczyciele wolą nie strajkować a protestować na wzór policjantów. Może ktoś uzna to za nadmierną złośliwość, ale tego typu akcja daje nauczycielom całkiem sporo wolnego na święta. Wystarczy dobrze skorelować swój chorobowy protest z obligatoryjną przerwą świąteczną, bardzo to korzystne. Co do tej walki o: "... o parę złotych", to nie słyszałem by chodziło o taką kwotę. Oczywiście zależnie od tego kto ile zarabia, tysiąc może stanowić "parę złotych". Nie uważam też by 1750 zł na starcie w przypadku nauczyciela było pensją niedopuszczalną. Przypomnę, że na pewnym poziomie nauczania i w pewnych placówkach można być nauczycielem po licencjacie. Kiedy zgubię parę złotych mogę się jedynie zdenerwować na swą niefrasobliwość, kiedy ktoś bez mej zgody wyciąga z mej kieszeni parę groszy - to mnie to wkurza. Niech to nawet będzie jedna tysięczna tego grosza, chodzi o fakt. Gdyby ktoś mnie poprosił bezpośrednio o mój udział jaki idzie na opłacenie tych chorujących (jako podatnika) zapewne bym dał, ale nie lubię jak ktoś sięga do mej kieszeni bez mojej zgody. A z tym mamy do czynienia. To co proponuje Bruno to taka wymówka, jak złapiemy złodzieja kradnącego w miejscu swej pracy a ten wykrzykuje: "Ja jestem złodziejem?!?", popatrz pan ile kierownicy i prezes się tu "nachapali" i co rozkradli. Bez urazy, ale przypomina mi to nieco "zasadę Leosia". Jest coś; wiem że się powtarzam; dwuznacznego moralnie, w tym że osoby deklarujące szczególny etos swej pracy, mówiące o wychowaniu i nauczaniu a potem postępujące tak jak teraz postępują niektórzy nauczyciele i policjanci. Może należy zrezygnować z fikcji deklarowania szczególnej roli tego zawodu? Chyba niemal co roku jesteśmy świadkami strajków czy akcji protestacyjnych różnych grup zawodowych. Nie są to grupy zawodowe statystycznie zarabiające najmniej, za to są to grupy które biorą pieniądze (pośrednio lub bezpośrednio) z budżetu. O jakichś masowych strajkach w naszym kraju: ochroniarzy, sprzątaczek, brokerów giełdowych, sprzedawców pizzy - nie słyszałem. Dlaczego? I tak już uwaga osobista, ja znam wielu nauczycieli z racji pozazawodowych aktywności, znam też takie (akurat) nauczycielki co występowały w obronie demokracji, Konstytucji i sądów, dziś siedzą na L4. Zapewne do dziś nie rozumieją, iż jest w tym pewna dychotomia. A najgorsze w tym wszystkim jest to, że co roku w okresie Świąt Bożenarodzeniowych odwiedzam tradycyjnie swą wychowawczynię z liceum, gdzie spotykamy się w maleńkiej grupce były wychowanków i zaproszonych innych nauczycieli. Będzie ciężko...
  14. Sprawa jest prosta, skojarzyłem sobie perypetie kolegi z dostarczeniem zwolnienia do szkoły z akcją nauczycieli. Oczywiście policjanci mają mniejsze możliwości nacisku z przyczyn wskazanych przez Razorblade1967, co w istotny sposób nie zmienia mojej oceny tej formy protestu i ich uczestników. Policjanci mogą np. zmniejszyć budżetowe przychody poprzez częstsze ograniczanie się jedynie do pouczeń, tudzież zastosować strajk włoski. Choć i tu można się zagalopować jak to uczynili funkcjonariusze z Inspekcji Transportu Drogowego, którzy w ramach zaostrzenia swego protestu mają nie kontrolować samochodów przewożących materiały szczególnie niebezpieczne (ADR). Może doczekamy czasów gdy antyterroryści w ramach protestu będą jedynie "łapali" terrorystów z wybranych krajów a saperzy nie będą neutralizować ładunków powyżej np. 50 kilogramów... Ja jedynie przypomnę, że za całkiem innych rządów m.in. i policjanci protestowali za pomocą L4, i pielęgniarki, i pracownice sekretariatów sądowych, a nawet mieliśmy falę zwolnień pośród... bezrobotnych. Nie wiem jednak czy wówczas był to efekt przykładu idącego z góry... Jest; moim zdaniem; coś szczególnie niewłaściwego w stosowaniu takiej formy protestu przez właśnie te dwie grupy zawodowe. Jedni mają stać na straży obowiązującego prawa, nawet to przysięgają: "ślubuję pilnie przestrzegać prawa" a nawet "Ślubuję strzec tajemnic związanych ze służbą, honoru, godności i dobrego imienia służby oraz przestrzegać zasad etyki zawodowej". Z drugiej strony mamy nauczycieli, którzy mają ponoć wychowywać dziatki, i którzy przy mianowaniu przysięgają: "rzetelnie pełnić mą powinność nauczyciela wychowawcy", a swych podopiecznych mają kształcić i wychowywać w duchu: "poszanowania Konstytucji Rzeczypospolitej Polskiej". Ja, gdybym był dzisiaj uczniem, to na pierwszej lekcji etyki czy WoS-u zadałbym pytanie: czego mogę się nauczyć od nauczyciela, który idzie protestować za pomocą L4? Chyba wszyscy zgodzimy się, że wszyscy idący na L4 nie są chorzy na tyle by z tego prawa skorzystać. Zapewne są w tej grupie również osoby, które pracowały choć mogły skorzystać z takiego zwolnienia, ale raczej nie jest to 100% protestujących. Mamy zatem tych co stoją na straży prawa i go mają egzekwować, mamy tych co mają przekazywać dzieciom czy młodzieży pewne wartości etyczne i postawę obywatelską. I wszyscy oni w ramach swego protestu: kłamią, wyłudzają świadczenia a wszystko w "światłach" kamer telewizyjnych. I chyba nie spotkałem dziennikarza, który by zadał stosowne pytanie: dlaczego wyłudzacie pieniądze? Jest dla mnie niemal metafizyczną zagadką jak zdrowie uczniów związane jest podwyżką dla nauczycieli, a tak stwierdził szef ZNP. Nieco to enigmatyczne, bo jakie to dodatki? To był głos nauczyciela czy osoby odpowiedzialnej za podwyżki? Jak najbardziej jestem za likwidacją wielu dodatków nauczycielskich. Ja wiem, że moja praca nie jest tak społecznie użyteczna jak ta nauczycieli, ale proponuję by każdy zapoznał się z różnymi zapisami Karty Nauczyciela - dla mnie socjalizm w czystej postaci. Dodatek mieszkaniowy został zlikwidowany dopiero w 2018 r., podobnie prawo do dzierżawy gruntów szkolnych czy prawo do lokalu mieszkalnego i zasiłek na zagospodarowanie. Jest dodatek za pracę na wsi i dodatek za pracę w mieście liczącym do 5 000 mieszkańców. By ubiegać się o te ostatnie dodatki wystarczy wypracować 1/2 obowiązkowego wymiaru zajęć. Może ktoś mi powiedzieć ile to jest połowa wymiaru godzin w przypadku nauczyciela? Jest też dodatek funkcyjny, dodatek stażowy, dodatek za warunki pracy, dodatek za wychowawstwo, dodatek motywacyjny, dodatek dla opiekuna samorządu uczniowskiego i długo można tak wymieniać. Nie twierdzę, że nauczyciele zarabiają dostatecznie dużo, choć kto tak zarabia? Nie twierdzę, że w miejscowościach czy wsiach gdzie występuje deficyt kadry samorządy nie powinny "kusić" nauczycieli dodatkowymi gratyfikacjami czy dodatkami mieszkaniowymi. Tylko przypomnę, że zapisy w Karcie są obligatoryjne a nie uznaniowe, zatem pani/pan X wywodzący się z wioski/miejscowości Y, po studiach wraca do swej wioski/miejscowości bo np. życie w większym mieście mu nie odpowiada i dostaje szereg dodatków. Za co? Nie chciałbym by założony przeze mnie temat został uznany za efekt poszczucia przez obecną władzę. Krytykowałem PO, broniłem PiS-u, a gdy ten przegiął; mym zdaniem; nazwałem jego metody bandyckimi - wszelkie swe opinie podtrzymuję. Być może jestem zatwardziałym prawicowcem i z pewną nieufnością traktuję grupy zawodowe, które mówią często o "misji". I taką nieufność prezentowałem jak jeszcze PiS-u nie było na świecie. Na moim "celowniku" byli i nauczyciele i sędziowie i komornicy i różne zawody prawnicze, jak i lekarze, choć pewnie przy wnikliwszym oglądzie tych spraw mógłbym tę listę rozszerzyć. Kiedy ktoś uzasadnia swe roszczenia bo on np. "niesie kaganek oświaty", bo jego zawód jest szczególny to się usztywniam, nie lepiej powiedzieć wprost: chcemy lepszych płac za swą pracę? Jeśli w trosce o zdrowie nauczycieli powinni oni dostać podwyżkę ok. 1000 pln, to ja nie wiem jak to traktować. Brakuje im na lekarstwa? Swego czasu w Gdańsku miały miejsce protesty w obronie konstytucji, sądów i m.in. szkolnictwa (grudzień 2017 r.). Nie widziałem żadnego protestu w sprawie nauczycieli i policjantów, którzy kłamią i wyłudzają pieniądze z budżetu państwa. Istnieje zatem Konstytucja, której należy bronić, ale nie należy bronić zwykłego prawa. Mnie się to wydaje nieco nieprzyzwoite. Tak na marginesie, wszyscy stojący na straży Konstytucji powinni właśnie skrytykować taką formę akcji protestacyjnej - gdyby byli bezstronni i konsekwentni.
  15. I tak powinno być, co nie znaczy, że czasami słowa krytyki nie powinny paść pod adresem nie tylko polityków: i tych rządzących i tych w opozycji. Ja ko prowodyr prawicowej jaczejki, co to się zagnieździła na tym forum (kto dziś pamięta te oskarżenia?) oczywiście niezbyt przychylnym wzrokiem patrzę na różne roszczenia pracownicze. Mogę dyskutować czy nauczyciele zarabiają zbyt mało a może zbyt dużo, może mają za mało godzin a może za dużo (choć o podwyższenie pensum to na ogół muszą wystąpić sami nauczyciele - a chcącemu nie dzieje się krzywda). Natomiast chciałbym by nie zasłaniano celów takiej akcji - bo chodzi o kasę, o którą każdy ma prawo walczyć. A w walce o kasę stosuje się negocjacje, a jak te nie przynoszą skutków - strajki. Być może jestem uprzedzony, ale w wielką i skumulowaną zachorowalność nauczycieli nie wierzę (współczuję Bruno wskutek jego przypadłości, ale zapytam się nieco przekornie: dostałby na to L4?). Moja praca jest prosta; zakładam, że pewna ufność co do mych słów istnieje; pracuję wymiennie z mym zmiennikiem co daje (zależnie od tury): 17 h (poniedziałek) +17 h ((środa) +17 h ( piątek ) + 24 h (niedziela), co daje 75 godzin. Miesięcznie płatnych godzin mam w tej pracy ok. 320-360. Oczywiście pracuję: świątek, piątek i niedziela, jak pracodawca da wolne np. recepcjonistce - to przychodzę na 24. Nadgodziny mam płatne jak zwykłe - i nie narzekam. Urlopu nie mam, jak chcę wyjechać to nie zarabiam, i nie narzekam. To tak zadam pytanie kontrolne: co robią w wakacje nauczyciele? Wciąż mają wypłacane pensje czy muszą sobie radzić sami? Istnieje kila zawodów, które szermują pewnymi hasłami np.: wychowujemy, niesiemy kaganek oświaty itp. Podobnie słyszę u prawników i sędziów - mają misję, stoją na granicy itp. A ja; w tym jestem całkiem subiektywny; czytam to tak: jesteśmy poza prawem, jesteśmy pod szczególnymi prawami (: Karta)? A zadam pytanie: dlaczego nauczyciele mają tę Kartę?
  16. Kup dyktatora (zabawkę) pod choinkę.

    Było ekologicznie a robi się dyktatorsko... i jak tu wierzyć w Ducha Świąt? U mnie budzą, Kasztanki do społeczności dyktatorów bym nie nie zaliczył, choć był to ponoć koń o małej tolerancji na obcych. O ile bym zaakceptował figurkę Piłsudskiego w jakieś grze z figurkami typu "Bogowie Wojny – Napoleon", to nie uznałbym za stosowne jego ew. wersji w postaci lalki z wyginanymi stosownie do sytuacji rączkami itp., podobnież Dmowskiego.
  17. Produkty spożywcze, dania i ich nazwy

    A Japończycy stworzyli własną wersję uczty bożonarodzeniowej, w zasadzie to zajadają się wówczas kurczakami, kto oglądał 'Pożegnanie" ('Okuribito" reż. Yôjirô Takita, scen. Kundo Koyama) ten wie o co chodzi. Ale najważniejszą potrawą jest tort (kurisumasu kēki)! W najprostszej postaci to biszkopt z bitą śmietaną i koniecznie wszystko to przybrane jest truskawkami. W okresie świątecznym w telewizji japońscy celebryci przygotowują własne wersje tego tortu, organizowane są niezliczone konkursy, w sklepach pojawiają się katalogi z różnymi wersjami tego specjału (wersja luksusowa może być z płatkami złota). Ponoć ta tradycja powstała dopiero po drugiej wojnie światowej a wszystko wziąć się miało od tokijskiej sieci cukierni Fujiya. Mały torcik o średnicy 15 cm kosztuje raptem jakieś 16 750 pln, ale to za wersję 'najuboższą" są i takie po 50 000 pln i nie jest co wcale wersja de lux. Trzeba jednak pamiętać, że 24 grudnia w Japonii to Dzień Zakochanych, zatem nakładają się tu na siebie dwa święta, a sam grudzień to tak naprawdę okres w którym Japończycy przygotowują się do ważniejszego dla nich święta - Shōgatsu, czyli celebrowania Nowego Roku. Tort poza truskawkami wyróżniać ma się świeżością, już 25 grudnia niesprzedane torty wszędzie są przeceniane. Z tej racji nazwa tego wypieku stała się określeniem używanym wobec "starej' panny: "Określenia kurisumasu kēki używa się w odniesieniu do starej panny. Tak jak ciasta świąteczne przeceniane są dwudziestego piątego grudnia ze względu na utratę daty przydatności do spożycia tak dawniej uważano, że kobieta po dwudziestym piątym roku życia [w książce J. Bator "Rekin z parku Yoyogi" mowa jest o 24 latach - dopisek mój] nie jest już tak bardzo atrakcyjna. Obecnie termin ten stracił mocno na aktualności bowiem Japończycy coraz później wstępują w zawiązki małżeńskie". /M. Tomaszewska-Bolałek "Wszystkiego najsłodszego, czyli święta w Japonii"; tekst dostępny na stronie: www.kuchniokracja.hanami.pl/ W przypadku puddingu i makówek to choć zgodzę się, że i osłów i niecierpliwych pożeraczy znajdzie się pewnie cała masa, to kto jednak zagra "Lumps of Pudding" (znane też jako: "Lumps of Pudens", "Shives of Bread", "Contented wi' little and Canty wi' mair")??
  18. Udomowienie zwierząt a wyginięcie ich dzikich przodków

    Nie wiem czy dobrze zrozumiałem janceta: według niego istniała kiedyś dzika owca, którą udomowiono a ta dzika wyginęła. Problem w tym, że nie istniała i nie została udomowiona. Istniał raczej muflon, który został udomowiony i poprzez hodowanie otrzymaliśmy różne gatunki owiec. "Muflony są to dzikie owce, w stanie naturalnym występujące na Kaukazie oraz w północnym Iranie i Iraku. W obrębie naturalnego zasięgu geograficznego wyróżnia się obecnie 8 podgatunków. W jednych opracowaniach muflony i domowe owce są traktowane jako odrębne gatunki Ovis orientalis i O. aries (...) w innych zaś nazwy te uznaje się za synonimy, a dzikie i udomowione owce zalicza się do O. orientalis lub dla udomowionych owiec i ich przodków używana jest nazwa O. aries (...). Badania mitochondrialnego DNA wykazały istnienie dwóch haplotypów owcy domowej – dla jednego z nich muflon jest gatunkiem rodzicielskim, dla drugiego gatunek rodzicielski nie jest jeszcze znany, lecz niewykluczone, że była to inna linia muflonów. W analizie podobieństwa mDNA muflon europejski jest łączony z owcą domową". /E. Szczęśniak "Obecność muflonów Ovis aries musimon w Polsce – czy to naprawdę konieczne?", "Chrońmy Przyrodę Ojczystą", 67 (2). 2011, s.98-99/
  19. Udomowienie zwierząt a wyginięcie ich dzikich przodków

    Tylko nie wiem co mają informacje podane przez tę "przyjaciółkę" do książki która została przeze mnie podana? Można dyskutować na ile to była wolna populacja, tylko nie wiem co ma do rzeczy, że badania Wróblewskiego miały miejsce przed pierwszą wojną światową? Przecież to oczywiste, i to nie ze względu na datę wydania jego pracy a z racji zawartych w niej informacji, Wróblewski był członkiem komisji powołanej jeszcze za cara (pod przewodnictwem prof. Mikołaja Kułagina) badającej żubry i zakończył swą pracę (po 2,5 letnich badaniach) w 1909 roku. Kiedy mamy populację liczącą 696 sztuk żyjących na wolności w puszczy białowieskiej to oczywiście można mówić o wąskim materiale genetycznym, dlaczego jednak Tomasz N uważa, iż była to hodowla - nie wiem. Przemieszczały się swobodnie, wykazywały dzikość (por. uwagę w przywołanej książce na s. 38).
  20. Produkty spożywcze, dania i ich nazwy

    A mnie kojarzy się z kołdunami, a żur na łoju postnym nie jest. Wypada zauważyć, że świąteczne dania na Wyspach brytyjskich są nieco inne od naszych. Jak i religię (powszechnie deklarowaną) mają nieco inną niż u nas. Masła do ciast też nie dodaje Tomasz N, aby było postnie?
  21. O wprowadzaniu (i usuwaniu) gatunków.

    I często jest mylonym z tym drugim gatunkiem. Kiedy w kwestii szopa nawiązywałem do tekstu z kabaretu pisząc: "przypadek?" to nie przez przypadek: "Jednym z głównych epicentrów ekspansji były tereny Hesji nad rzeką Eder, gdzie w 1934 roku wypuszczono dwie pary szopów. Gatunek ten rozprzestrzenił się na obszary od Alp po Szlezwik-Holsztyn, a następnie na kraje sąsiednie". /N. Święcicka, S. Kubacki, J. Zawiślak, D. Gulda, M. Monkiewicz, M. Drewka "Jenot i szop jako gatunki ekspansywne w Polsce", "Przegląd Hodowlany", nr 6, 3, 2011, s. 11/ Zatem winni są tu Niemcy, ale że jestem człekiem nad wyraz sprawiedliwym i nie zważam na opcje polityczne () nie ukryję, iż są i inni (choć mimowolni) winowajcy: "Na populację tych zwierząt w Polsce miała wpływ grupa szopów występująca na wschód od Berlina, utworzona w wyniku ucieczki w 1945 roku osobników sprowadzonych przez amerykańskiego żołnierza". /tamże/ Z drugiej strony pierwsze pojawienia się szopa w naszym kraju korelują z rozmieszczeniem ferm tych zwierząt, zatem mogą to być "nasi" uciekinierzy. Nasi bratni towarzysze kontynuowali tę introdukcję jenota jeszcze w latach pięćdziesiątych, a zaczęli w 1928 roku. Pani Święcicka prowadziła badania nad jenotem w regionie bydgoskim a jej obserwacje są nieco zatrważające: "... analizując stan pogłowia dziko żyjących zwierząt futerkowych w regionie bydgoskim stwierdzili, że liczba jenotów na tym terenie w ciągu badanych ośmiu lat (2001-2008) wzrastała średnio w roku o 146 sztuk (y=145,86x+1800). Stan liczebny jenota wynosił średnio około 2310 szt., co plasowało go pod względem wielkości populacji drapieżników łownych w tym regionie na drugim miejscu, zaraz po lisie pospolitym". /tamże/ Trudno się nie odnieść do figury oblężonej twierdzy atakowanej przez "wiadome" siły, gdy czytamy: "Jenoty przywędrowały do Polski z Europy wschodniej i obejmują niemal cały kraj, szopy rozprzestrzeniły się od strony zachodniej w kierunku wschodnim i dopiero wkraczają na obszary naszego kraju. Według Głowacińskiego, kolonizacja polskich terenów przez szopa pracza przebiega w tempie 80-100 km/5 lat, co może spowodować, że w drugiej dekadzie bieżącego wieku osiągnie on wschodnią linię Wisły...". /tamże, s. 12; podkreślenia moje /
  22. Produkty spożywcze, dania i ich nazwy

    Sądzę (To mówiłem ja – Jarząbek Wacław) , że przyzwoita zawartość brandy (nawet enigmatycznego pochodzenia) i cydru rekompensują wszystkie smakowe niedogodności.
  23. Walcheren - znaczenie strategiczne w różnych epokach

    To proszę podać źródło tej informacji, oczywiście poza tą wskazaną pozycją beletrystyczną. I co tu znów plecie euklides? Historycy francuscy są "be" z racji roli Bernadotte, a euklides: "nie za bardzo kojarzy" ale kojarzy, że w powieści historycznej są podane same fakty. Ciekawe, to dlaczego jest to powieść a nie opracowanie historyczne? Sam euklides sprawdzał wierność faktom, ale dziś nie wie: gdzie i u kogo? To ja też mogę powiedzieć: sprawdzałem ale nie kojarzę gdzie i co i u kogo, ale wiem że pani Selinko się myli. Potrafi euklides sfalsyfikować taką wypowiedź? Ignorancja do potęgi, co ma ów indeks do charakteru książki? Chyba nie rozumie euklides roli tego Indeksu (nie wyklikał do tej pory tego euklides?), ależ nic on nie mówi o charakterze naukowym: w jedną i w drugą stronę. To na studiach politechnicznych nie informowano jak prawidłowo podać przypis bibliograficzny? Dziwne studia... To wreszcie poznamy te cytaty w oryginalnym brzmieniu? Mnie uczono form: "Francuzka/Francuzką" a euklides kończył szkołę w innej tradycji językowej?
  24. Konie wymierają

    Żadne, konie w Ameryce wymarły w pliocenie, ani w Ameryce ani na (w?) "Eurowizji" nie zmieniło to w sposób szczególny trybu życia tamtejszej ludności. Tak już powracając do mej upierdliwości, ma jakiś kłopot Gryfon z językiem polskim? Jako, że kolejny raz zastanawiam się czy napisał to co chciał napisać, vide: "Eurazji" czy "Eurowizji". Nadmieniam, że administrator tylko do czasu jest spolegliwym korektorem cudzych wpisów, a prawie każdy wpis Gryfona wymaga takiej interwencji (co proszę rozumieć jako regulaminowe ostrzeżenie).
  25. O wprowadzaniu (i usuwaniu) gatunków.

    No to poszerzył swą wiedzę euklides, choć przed napisaniem swego wpisu wystarczyło wejść na tak ulubioną przez euklidesa stronę jaką jest Wikipedia, gdzie objaśniono jakie miejsce we współczesnej taksonomii zajmują lamy. A jednak nie przeszkodziło to euklidesowi w wypowiadaniu się o pochodzeniu różnych gatunków.
×

Powiadomienie o plikach cookie

Przed wyrażeniem zgody na Warunki użytkowania forum koniecznie zapoznaj się z naszą Polityka prywatności. Jej akceptacja jest dobrowolna, ale niezbędna do dalszego korzystania z forum.