Skocz do zawartości

secesjonista

Administrator
  • Zawartość

    26,675
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

Zawartość dodana przez secesjonista

  1. Bankier Karol Schulz (Schultz)

    To jedna z jurydyk Warszawy. I w zasadzie, kiedy Schultz zaczął tam inwestować to pod względem prawnym to już nie powinna być jurydyka. W 1764 r. wydano konstytucję "Ubezpieczenie miast" na mocy której miano znieść nieuprzywilejowane jurydyki, czyli tzw. jurydyki drugorzędne nie posiadające aktów erekcyjnych, a do takich należała jurydyka Tłomackie, w odróżnieniu od takich jurydyk głównych, jak: Praga biskupia, Dziekanka, Kapitulna (Zadzikowska), Solec czy Bożydar-Kawęczyn. "Oprócz jurydyk głównych, posiadających akty erekcyjne, powstawały na gruntach duchownych lub szlacheckich, podlegających prawom ziemskim, jurydyki drugorzędne wyłamujące się od płacenia podatków miejskich. Były to m.in. jurydyki: Parysowska, Szymanowska, Wielądka, Świętojerska, Nowolipie i Tłomackie. Jurydyki drugorzędne zostały skasowane w 1766 r. na mocy dekretu Komisji Dobrego Porządku (Boni Ordinis)". /A. Gawryszewski "Ludność Warszawy w XX wieku", Ser. Monografie Instytutu Geografii i Przestrzennego Zagospodarowania im. S. Leszczyńskiego PAN, Warszawa 2009, s. 15/ No ale od uchwalenia ustawy do jej realizacji nieco mogło minąć. "Dnia 25 Lutego Roku 1789 Aprobacya Konwencyi między Komissyą Skarbu Koronnego, a Urodzonym Protem Potockim Orderów Polskich Kawalerem, z Imć Panem Piotrem Tepperem, Karolem Schultzem, Wilhelmem Arndtem zaszłey Gdy Kommisya Skarbu Koronnego, dopełniaiąc Uchwałę na Seymie teraźnieyszym, względem pożyczenia dziesięciu Milionów Złotych Polskich za granicą, Konwencyą na dniu czwartym Miesiąca Lutego z Jmkć Panem Tepperem spisała, następnie zaś za wspólnym zezwoleniem, a śrzodkuiącym układem z Urodzonym Protem Potockim Orderów Polskich Kawalerem, i od Nich przybranemi, Karolem Schultzem, Wilhelmem Arndtem na dniu dwudziestym trzecim Lutego obiaśniła, i takowe dzieło Nam Królowi i Rzeczypospolitey Stanom do zatwierdzenia przyniosła; My Król, za zgodą Rzeczypospolitey Stanów, takową Umowę za słuszną uznawszy, we wszystkich Jey Opisach zatwierdzamy, a uskutecznieniu pomienioney Konwencyi pozwalamy Zięciom tegoż Piotra Teppera i ich Sukcessorom, to iest Karolowi Schultzowi Jurydykę Tłomackie zwaną, od Wielmożnych i Urodzonych Potockich wyszłą , Prawu Ziemskiemu podległą podległą, przytym Jemu, iako i Augustowi Arndtowi inne Dobra Ziemiskie nabuwać, i posiadać". /[A. Siarczyński] "Zbior konstytucyi i uchwał seymu pod związkiem konfederacyi w Warszawie agitującego się od dnia 7 października w roku 1788 do dnia 16 grudnia roku 1790 podług dat oblaty wydrukowany", Warszawa 1791, s. 38/ W zasadzie to: "Pod Białym Orłem", w książce Marian Grajewskiego "Urządzenia komunalne Warszawy. Zarys historyczny", na ilustracji nr 9 zaprezentowano na fotografii fragment frontu tego hotelu na którym widnieje napis: "Pod Orłem Białem". Co ciekawe, orzeł ten nie ma korony. Być może ma to związek z masońską aktywnością Schultza, który był członkiem łoży "Le Parfait Silence". I tak to jest podawane w literaturze: "Najlepszy hotel w Warszawie znajduje się na Tłomackiém (gdzie dziś possesye od nr. 599 do 600 lit. a, b, c, d, e, f) pod orłem. Tłomackie jestto dwór obszerny (...) który zawiéra w sobie pięć do sześciu zupełnie nowych, rozległych i wiele mających budynków. Dwór ten niezbyt dawno jest wzniesiony przez Karola Schultza (...) Hotel pod orłem zajmuje średni budynek mający pozór pałacu, a stojący na wstępie jak się od ulicy Bielańskiéj wchodzi". /F.M. Sobieszczański "Rys historyczno-statystyczny wzrostu i stanu miasta Warszawy...", Warszawa 1848, s. 142/ "Tu wspomniéc należy o oberże celujące dobrocią stołów, w nich bowiem często i wspanialsze na żądanie czyje dawano uczty, takiemi były: Forestiera na nowém mieście, w Rydzynie na ulicy trębackiéj, pod orłem białym na tłómackim". /Ł. Gołębiowski "Domy i dwory: przy tém opisanie aptéczki, kuchni, stołów, uczt...", Warszawa 1830, s. 65/ "O ówczesnym Tłomackiem i hotelu „Pod Orłem Białym" tak napisał swego czasu Inflantczyk Fryderyk Schultz...". /E. Małkowska "Historyczne place Warszawy: urbanistyka, architektura, problemy problemy konserwatorskie", Materiały sesji naukowej Warszawa 3-4 listopada 1994, Warszawa 1995/ Tak przy okazji tego hotelu, ta informacja jest zadziwiająca: "119. Tłomackie 4/6; hip. 599 c, 570/1 Hotel „Pod Orłem” Kat II Wzniesiony w końcu XVIII w. Zniszczenia : zburzony - 100% Kubatura: ok. 6 669 m3 cb -80zł, w. wystr. -20%, w. ma -5% , w. kp -11%, m3 ob – 112 zł Kubatura zniszczeń: 6 669 m3 Wartość zniszczeń: 746 181 zł". /"Raport o stratach wojennych Warszawy", red. W. Fałkowski, Warszawa listopad 2004, b.p./ Zadziwiająca - przynajmniej dla mnie, jako że dotychczas byłem przekonany, iż historia tego hotelu kończy się jeszcze w XIX wieku. Nie zna hotelu "Pod Białym Orłem" (jak i hotelu o innej nazwie pod podobnym adresem) i informator "Adresy Warszawy na rok 1909" opracowany przez Antoniego Żwana i "Książka Informacyjno-Adresowa Cała Warszawa" z 1930 r. (wydana przez Towarzystwo Wydawnicze Polskie Informacyjne Książki Adresowe). Co więcej, wedle przywołanego Gajewskiego, w XIX w. kończy się i historia tego budynku: "Przy ulicy Bielańskiej znajdowało się pięć hoteli i trzy zajazdy. Pod numerem 599 znany był hotel „Pod Białym Orłem ”, mianowicie na terenie dawnej jurydyki Tłumackie, nabytym od Potockich w roku 1779 przez bankiera Karola Schultza, w latach 1785 —1787 Szymon Bogumił Zug wzniósł tu trzykondygnacyjny hotel prowadzony przez Jana Poltza. Po bankructwie Schultza w roku 1798 hotel w 1801 nabyła Teresa Mączyńska, od niej Kuntze, od niego zaś Rozengart, później przeszedł w ręce Jana Rostworowskiego. Od około 1820 roku nazywał się de Vilna — Wileński. Istniał do roku 1865. W końcu XIX w ieku budynek został rozebrany i na jego miejscu stanął dom czynszowy, zburzony w roku 1944". /tegoż, "Urządzenia komunalne...", Warszawa 1979, s. 52-53/
  2. Władysław I Herman - ocena

    Tylko wcale nie jest pewnym by to Sieciech ufundował ów kościół. Przyjmuje się raczej, że kościół św. Idziego i św. Andrzeja ufundował książę Herman, najprawdopodobniej przy znaczącym udziale (organizacyjnymi i finansowym) Sieciecha. za fundacja książęcą przemawia fakt, że to Bolesław Krzywousty ów kościół darował opatowi i klasztorowi sieciechowskiemu, a nie ktoś z rodu tego platyna. A Sieciech jako fundator pojawia się dopiero około 1320 r. w związku z zabiegami rodu Toporczyków (linii potomków Sieciecha) o prebendy związane z tym kościołem. /por. S. Świszczyński "Kościół św. Andrzeja w Krakowie", "Ochrona Zabytków", 2/2 (6), 1949; B.M. Pawlicki "'Ze studiów nad reliktami domniemanego palatium Sieciecha w Krakowie", "Architektura. Czasopismo Techniczne", z. 23, R. 108, 2011/ Podawał ów fragment Capricornus już w styczniu 2008 r., potem go jeszcze tłumaczył "na nasze" Tofikowi i teraz znów go powtarza... potrafię jeszcze przejrzeć dwie strony dyskusji. Można wysnuć takie przypuszczenie, można jednak i nieco inne: skoro Władysław zdecydował się przyjąć Bolesława to w pewien sposób opowiedział się po jego stronie, co automatycznie stawiało go w szeregach wrogów względem następcy Bolesława. I niekoniecznie musi to oznaczać aktywny udział (: "maczanie palców") w wydarzeniach w wyniku których Bolesław utracił swą władzę. Co do argumentu: To rzeczywiście warto go uwzględnić, ale warto przypomnieć: "Krzysztof Benyskiewicz uważa, że Gall „nie był entuzjastą” Bolesława Szczodrego, nie eksponował jego sukcesów. Stawia nawet tezę, że to nie Mistrz Wincenty, a właśnie Anonim stworzył „czarną legendę” Bolesława Śmiałego, co wydaje się przesadnym są-dem, ponieważ bez przekazu Mistrza Wincentego i XIII-wiecznych kronikarzy najprawdopodobniej Bolesław Szczodry nie zostałby antywzorcem władcy. Raczej widać, że Anonim wymienia zarówno dobre cechy Bolesława, jak i złe, nie wyolbrzymiając jednak tych ostatnich. Poznajemy człowieka z wadami i zaletami. Gorsze czyny Ano-nim tzw. Gall przypisywał bratu Bolesława Śmiałego, a ojcu Bolesława Krzywoustego – Władysławowi Hermanowi, wspominając np. o jego podstępie, kiedy książę wysyłał syna na wyprawę, licząc na jego śmierć". /A. Teterycz-Puzio "W kręgu Bolesława Szczodrego i Władysława Hermana. Piastowie w małżeństwie, polityce i intrydze", Krzysztof Benyskiewicz, Wrocław 2010: [recenzja], "Słupskie Studia Historyczne", 17, 2011, s. 301/ Jeśli ów kronikarz decyduje się na opowiadanie o ojcu, który chce zgładzić swego syna to nie wiem czemu miałby się ograniczać w opisie jego udziału w wypędzeniu Bolesława (który u tego kronikarza i tak nie miał dobrej opinii)? Jedyne co mi przychodzi do głowy, że w jakimś sensie byłoby to podważanie aspiracji królewskich Krzywoustego. I jeszcze o tym wasalstwie: "A. Krawiec opowiada się tutaj za jakąś formą „amicitiae” (s. 136–137), słusznie podnosząc, że nie mamy jakichkolwiek śladów źródłowych, aby Polska stała się lennem cesarskim (s. 131–137). Stan ten miałby utrzymać się aż do roku 1135, czyli do zjazdu w Merseburgu z udziałem cesarza Lotara III i Bolesława Krzywoustego (...) Dobrze poinformowane Roczniki magdeburskie nie wspominają o tym expressis verbis, a Kronika Ottona biskupa Freising mówi wyraźnie tylko o hołdzie z terytoriów Pomorza oraz wyspy Rugi". /M. Kosonowski "O najnowszym historiograficznym portrecie Władysława Hermana", "Studia Historyczne", R. LVIII, z. 4, 2015, s. 553/
  3. Władysław I Herman - ocena

    Współcześnie wywodzi się raczej jej pochodzenie z jakiegoś rodu możnowładców mazowieckich, odchodząc od "koncepcji" Prawdziwców, no ale to drobiazg zważywszy, że nie był to związek dynastyczny. Co do wasalności, to wypada przypomnieć, że tak to zapisał Kosmas i tylko on. Miało to mieć miejsce na synodzie w Moguncji a tymczasem żadna współczesna temu wydarzeniu kronika niemiecka nic o takim wydarzeniu nie wspomina. Co powinno dać asumpt do zastanowienia się nad wiarygodnością akurat tej informacji czeskiego kronikarza. Na żadnym dokumencie Wratysław nigdy się nie tytułował królem Polski. Mało prawdopodobne. Po pierwsze nie wiemy kiedy zmarła i nawet nie wiemy czy przeżyła swego męża. Po jej śmierci Sieciech mieć mógł jedynie same kłopoty, zważywszy na silną opozycję względem jego władzy i utratę protektorki. Różne w tej kwestii są stanowiska, Krzysztof Benyskiewicz ("Książę polski Władysław I Herman 1079–1102", Zielona Góra 2010) uważa, że brak wzmianek o udziale Hermana w tym buncie nie przesądza by był całkiem biernym i dodaje, że scenariusz w którym ten odmówiłby przyjęcia rządów jest nierealny. Adam Krawiec ("Król bez korony. Władysław I Herman, książę Polski", Warszawa 2014) zauważa, iż w kwestii udziału Hermana w obaleniu brata nie można stwierdzić nic pewnego i jeśli już miał mieć jakiś udział to najprawdopodobniej nie odgrywał w tym głównej roli. Norbert Delestowicz ("Bolesław II Szczodry. Tragiczne losy wielkiego wojownika 1040/1042", Kraków 2016) wskazuje, że być może Herman miał w tym buncie grać drugorzędną rolę, jak chce Benyskiewicz, ale może też być tak, że przyjął postawę neutralną i czekał na rozwój wypadków.
  4. Ilu Niemców zabili Polacy w czasie okupacji a ilu Żydów?

    Krzysztofa Persaka znam osobiście, zdarzało się nam podyskutować na różne tematy "okołohistoryczne", i jawił się jako dość rozsądny historyk, jeśli nie liczyć pewnego zacietrzewienia ideologicznego (: antykomunistycznego). Jednak jego szacunki; w kwestii liczby Żydów zabitych przez Polaków bądź przy ich współudziale; warte są pewnego uzupełnienia. Podał on: "liczba ofiar polowania na Żydów, w którym wzięli udział miejscowi pomocnicy okupanta, wynosiła co najmniej 120 tys.". /tegoż, "Wstęp", w: "Zarys krajobrazu. Wieś polska wobec zagłady Żydów 1942-1945" red. B. Engelking, J. Grabowski, Warszawa 2011, s. 26/ I jest to wielkość jedynie dla Generalnego Gubernatorstwa bez dystryktu Galicja i rejencji białostockiej (Bezirk Bialystok). Tak jak nadmienił Bruno - różni badacze podają bardzo różne szacunki w tej materii, warto jednak poznać jak Persak doszedł do takiej wielkości. Ano pozbierał różne wielkości od innych badaczy, od Christophera Browninga - 1695 Żydów, Barbary Engelking - 2500, Jana Grabowskiego - 181, Aliny Skibińskiej - 200, Jacka A. Młynarczyka - 1094 Żydów. Jak łatwo policzyć daje to: 5 670 Żydów, którzy mieli zostać zgładzeni przy mniej lub bardziej aktywnej współpracy Polaków. Persak jakoś jednak nie podaje skąd wziął brakujące 114 330 dalszych ofiar! A teraz przykłady metody Persaka według której zaliczał on zgładzonych Żydów jako ofiary współsprawstwa Polaków. "W dystrykcie lubelskim od maja do października 1943 r. (...) niemiecka Ordnungspolizei (jej częścią była żandarmeria) rozstrzelała 1695 Żydów, przy czym, jak wynika z ustaleń Christophera R. Browninga, niemieccy policjanci reagowali głównie na doniesienia miejscowej ludności (...) Od połowy lutego do połowy września 1943 r. pluton żandarmerii działający w powiecie warszawskim rozstrzelał 1094 schwytanych Żydów". /tamże, s. 26/ Z takiej konstrukcji wypowiedzi można by wysnuć wniosek, że i te ofiary z warszawskiego dystryktu należy przypisać donoszącej ludności polskiej. Jako się rzekło, 1094 Żydów pochodzi z opracowania Młynarczyka, co Persak podaje w przypisie. Tylko, że w tym opracowaniu, na które powołuje się Persak, wygląda to całkiem inaczej, jako że przy opisie tej akcji mamy: "Niestety meldunki żandarmerii nie informują o okolicznościach złapania żydowskich uciekinierów ani o roli, jaką odgrywała przy tym ludność miejscowa". /tegoż, "Akcja Reinhardt" w gettach prowincjonalnych dystryktu warszawskiego 1942-1942", w: "Prowincja noc. Życie i zagłada Żydów w dystrykcie warszawskim", red. E. Engelking, J. Leociak, D. Libionka, Warszawa 2007.s. 73/ Nie trzeba dodawać, że w opracowaniu Browninga nie ma nic o tym by niemiecka policja czy żandarmeria reagowały: głównie na doniesienia Polaków, wręcz odwrotnie opisał wiele samodzielnych niemieckich akcji przy których nie korzystano z polskich donosów. W przywołanym "Wstępie" Persak przywołuje też zawartość z książki Browninga "Zwykli ludzie. 101. Policyjny Batalion Rezerwy i "ostateczne rozwiązanie" w Polsce": "Christopher R. Browning poświęcił rozdział reakcjom polskiego otoczenia na eksterminację Żydów. "Mnóstwo policjantów - pisał Browning - wspominało o Polakach samodzielnie zatrzymujących Żydów i przekazujących ich w ręce Niemców, którzy następnie rozstrzeliwali więźniów". /tamże, s. 23-24/ Gdyby jakiś czytelnik sięgnął po polskie wydanie książki Browninga ("Zwykli ludzie...", Warszawa 2000) i sprawdził ów cytat (na , s. 168) mógłby jedynie stwierdzić, że Persak rzetelnie go przywołał. W czym zatem rzecz? Tu poszkapił tłumacz - Piotr Budkiewicz, który "a number of policeman" przełożył na: "mnóstwo policjantów". Trudno oczywiście rozliczać Persaka z niedociągnięć tłumacza, ale Persak jest historykiem i chyba czyta uważnie również przypisy, a przynajmniej powinien. A wedle przypisów Browninga (w wyd. polskim: przyp. 34 i 35 na s. 264) te: "mnóstwo policjantów" to pięciu policjantów z dwustu dziesięciu przesłuchanych. Przy całej nieostrości pojęcia: "mnóstwo" Persak powinien chyba ten fragment objaśnić stosownym komentarzem, ale to zburzyłoby (założony) obraz jaki chciał zaprezentować czytelnikowi.
  5. Podobna symbolika państwowa (i miejska)

    Na szczęście nie wszyscy Francuzi są przekonani, że tak go pierwotnie nazywano: "L'élément le plus ancien des armoiries du Royaume de Hongrie est la Croix à double traverse, appellée Croix de Hongrie. D'après les historiens, cette Croix est le symbole du caractère apostolique du royaume de Hongrie. Ces armoiries, dont la représentation se figea à la fin du XIIème siècle, sous le règne du roi Béla III Hongrie se blasonne ainsi: "De gueules, à la Croix Patriarcale pattée d'argent." Cette Croix est aussi appelée Croix des Tatry". /"La Croix de Hongrie: Son origine"; tekst dostępny na stronie: theudericus.pagesperso-orange.fr/ Jak euklides przejrzy tę stronę znajdzie tam przykłady użycia podwójnego krzyża przez Arpadów... to ci którzy jego zdaniem jego nie używali, szczególnie polecam przyjrzenie się sztandarowi Andrzeja II. Niby euklides zna francuski a czyta jakby nie znał tego języka, można tam obejrzeć nie tyle krzyż co fragmenty Vraie Croix. Otóż ten: "pewien krzyżowiec" to Jan II d’Alluye, którego ród gdzieś od 978 r. tytułował się panami z Chasteaux w Anjou (Château-la-Vallière) i z Saint-Christophe w Touraine (Saint-Christophe-sur-le-Nais). Nie tyle przywiózł go z Bizancjum co z Krety (gdzie przybył około 1241 r.), gdzie otrzymać miał ów fragment krzyża od biskupa Tomasza z Hierapetry. Po powrocie w rodzinne strony wcale nie sprzedał tego fragmentu diukom Anjou, tylko sprzedał go cystersom z Denezé (nieopodal Lude) za: "550 livres tournoi". Wydarzenia doby wojny stuletniej, sprawiły, iż zakonnicy zaczęli się obawiać by ta święta relikwia nie dostała się w łapy plądrujących wojsk, zatem relikwię powierzono (około 1359 r.) w opiekę diukowi Ludwikowi I (drugiemu synowi Jana II Dobrego), który wystawił ją w kaplicy w Angres. Płyta nagrobka tego rycerza obecnie prezentowana jest w oddziale nowojorskiego Metropolitan Museum of Art - Cloisters Museum. W 2016 r. zakończono prace renowacyjne i badania tego nagrobka co zrelacjonowano w tekście pt. "Gisant de Jean II D'Alluye (1180-†1248)" autorstwa Lionela Royera, który to tekst można przeczytać na stronie l'Association Historique du Temple de Paris. Przy okazji wspomniano w tej notatce o historii krzyża w rękach tego krzyżowca, skąd m.in. zaczerpnąłem te informacje.
  6. Jak to było z tymi kolejkami?

    Każdy ma własną pamięć... choć według janceta cytryny były w ciągłej sprzedaży to z jakichś powodów w latach sześćdziesiątych ta jagoda traktowana była przez różnych Polaków jako rarytas. W roku 1964 r. przybyła do Warszawy sławna kompozytorka i nauczycielka muzyczna Nadia Juliette Boulanger. Na czele "komitetu" powitalnego stał Zygmunt Mycielski, znany już wówczas za sprawą swej Symfonii nr 1 "Symfonii polskiej". Na dworcu doszło do montypythonowskiej sceny, jedna z witających pań postanowiła powitać Francuzkę wręczając jej prezent, w postaci właśnie cytryn. Boulanger gestu nie zrozumiała i potraktowała tę panią jak wariatkę. No chyba, że Mycielski to zmyślił... /tegoż, "Dziennik 1960-1969", Warszawa 2001, s. 226-227/ W tymże samym roku Edward Stachura w liście do Janusza Żernickiego; jednego z reprezentantów grona poetów nazywanych "pokoleniem 1960"; napisał: "... dziękujemy bardzo za cytryny i pomarańcze. Tu u nas marzyć nie można, żeby kupić. Jak się coś takiego pokaże, to za godzinę już wszystko rozchwycone. A pomarańcz w tym roku i w ubiegłym nawet nigdzie nie widziałem". No chyba, że Stachura to zmyślił... /tegoż, "Listy do pisarzy" oprac. D. Pachocki, Warszawa 2006, s. 36/ W 1965 r. powstaje pismo "Poezja", po redakcji snuje się mocno przeziębiony Tymoteusz Karpowicz, widząc jego stan Zbigniew Herbert wsuwa mu do kieszeni wiszącego na wieszaku płaszcza cytrynę. Autor "Znaków równania" odkrył ten prezent dopiero po kilku dniach, został on wsunięty do lewej kieszeni, a Karpowicz nie miał lewej ręki. Jak sam relacjonował zorientował się dopiero po zapachu, za prezent podziękował zatem później i listownie (list z 2 lutego 1965 r.), pisząc: "Okradłeś siebie z witamin. Teraz cytryny są marzeniem". No chyba, że Karpowicz to zmyślił... /A. Franaszek "Herbert. Biografia", T. I "Niepokój", Kraków 2018, s. 73-74/ Powiada jancet, że pomarańcze były świątecznym rarytasem... Franciszek Salezy Gawroński cierpiąc na żółtaczkę kurował się w Nienaszowie. Zażywał zalecanych kąpieli, łykał zaordynowane pigułki, był jednak pewien problem: nie mógł dostać na tej wsi pomarańczy, które kazano mu spożywać. Wreszcie udał się do nieodległego miasta Jasła, gdzie pomarańczy było: "podostatkiem". Tylko to był rok... 1822 Ciekawe jak często w Jaśle doby PRL pomarańczy było pod dostatkiem? /"Pamiętnik R. 1830/31. Kronika Pamiętnikowa (1787-1831) pułkownika Franciszka Salezego Gawrońskiego", wyd. J. Czubek, Ser. "Źródła do dziejów Polski porozbiorowej" VIII, Kraków 1916, s. 436-437/
  7. Problem w tym, że np. ta gruźlica w wielu przypadkach gruźlicą nie była. Za to wielu artystów, pisarzy uważało, że powinni mieć "gruźlicę" - jakkolwiek dziwnie to brzmi. Wysyp "dam blednicowych"; wzorujących się na Marguerite Gautier nie był efektem jakiejś epidemii ale pozą by fizycznie upodobnić się do gruźlika/suchotnika. Słowacki mocno mijał się z prawdą pisząc: "nie używałem leków i lekarzy" zważywszy na jego korespondencję z doktorem Antonim Hłuszniewiczem, co nie zapobiegło jego śmierci najprawdopodobniej właśnie na gruźlicę. W podartych butach jednak nie chodził, i choć nader często w swych listach narzekał na stan swych finansów to w rzeczywistości miał się całkiem dobrze pod tym względem. "Tragiczna aura otaczająca chorobę opierała się w głównej mierze na niezwykłości „istnień przerwanych”, na nieuchronności losu świetnie zapowiadających się młodych artystów, których twórczość naznaczona była stygmatem przedwczesnej śmierci. Romantyzm próbował nawet dowieść, że ceną ich talentu była właśnie choroba. Gruźlica gwarantować miała nowe spojrzenie na rzeczywistość, spojrzenie świeższe, wrażliwsze, pełniejsze. Konsekwencją pozytywnej waloryzacji stanów chorobowych był, święcący triumfy w pierwszych dekadach XIX w. i wciąż aktualny w latach późniejszych, proces mitologizacji samych chorych. Tym zapewne należałoby tłumaczyć zachwyt nad chorym ciałem; o umierającym Chopinie, na parę dni przed jego śmiercią, jedna z francuskich dam powie: „Ach, jakże on rozkosznie kaszle”. Jednocześnie dokładano wszelkich starań, aby wygląd zdrowego skądinąd ciała nosił znamiona choroby". /M. Szubert "Gruźlica w dyskursie maladycznym", "Postscriptum Polonistyczne", nr 2, 2008, s. 97/ Pojawia się i w beletrystyce i w literaturze wspomnieniowej. Ja pamiętam jednak też i inne szczegóły. W biografii Ludwika Rajchmana pióra Marty A. Balińskiej ("Ludwik Rajchman. Życie w służbie ludzkości") znalazły się szczegóły z życia codziennego jego rodziców. Jego ojciec - Aleksander Rajchman należał do elity warszawskiej, poprzez małżeństwo z Melanią Hirszfeld zyskał kontakty z rodami bankierskimi co pozwoliło na różne korzystne inwestycje. Pech chciał, że wskutek niezawinionych przez Rajchmana okoliczności ich inwestycje finansowe zakończyły się plajtą. W życiu rodziny nastały ciężkie czasy. We wspomnieniach rodzinnych pisano o jednej zmianie odzienia, nicowanego i łatanego. Jednak w tym samym czasie utrzymywano prywatnych guwernerów dla dzieci, a w domu wciąż urządzano co tydzień przyjęcia dla całkiem sporego grona znajomych i przyjaciół. Zatem te "dziurawe buty" różny miały wymiar. Jerzy Chłopecki, pisząc o polskiej inteligencji przyrównywał ją do ucznia, którego określa się jako: "zdolny, ale leniwy", dale dodaje: "Gdyby pisał paszkwil na polska inteligencję, wyeksponowałbym fakt pozornie tylko zaskakujący, że najpowszechniejszym motywem zdobywania wykształcenia była chęć ucieczki od pracy, a nie chęć przysposobienia się do niej (...) Polska inteligencja nie kształtowała się więc jako warstwa usługowa wobec państwa i gospodarki, jako warstwa specjalistów i fachowców niezbędnych w administracji i przemyśle. To nie tylko i nie głównie szlachecki rodowód owej warstwy przesądzał o jej obliczu. To brak społeczno-ekonomicznych i politycznych warunków ów szlachecki rodowód utrwalał (...) Polski inteligent bywał więc w przeszłości człowiekiem wykształconym nie "do roboty", a "od roboty", pojmującym swoją powinność w kategoriach raczej stosunku do kultury niż do produkcji czy handlu (...) Motywacje warstwotwórcze - jeśli można tu takiego określenia użyć - owo "od roboty", a nie "do roboty" - były dodatkowo jeszcze wzmacniane, a często rozgrzeszane przeświadczeniem, że aktywność w sferze kultury, a nie tworzenie materialnych podstaw cywilizacji przemysłowej jest patriotyczną powinnością inteligencji". /tegoż "Rewolucje i postęp", Warszawa 1981, s. 120-121/
  8. Podobna symbolika państwowa (i miejska)

    Cóż, eukldies nie zgadza się ze źródłem na które wcześniej się powoływał. I wymyślił sobie, że Węgrzy sobie coś wymyślili. Wiadomo bowiem, że wszystko na tym świecie musi mieć źródło we Francji i u Francuzów. A ci są tak bardzo skromną nacją, że nawet na swej Wiki wolą napisać, że przed Ludwikiem Węgierskim na Węgrzech był używany ów krzyż byle tylko sprawić przyjemność Madziarom. I tyle w kwestii rzetelności euklidesa, który "nie zauważył", że w źródle na które się powołuje stwierdza się coś odwrotnego niźli on sam nam referuje. Teraz rozumiem opory euklidesa by wskazać konkretną stronę z której czerpie swą wiedzę. I tyle z mej strony w tej kwestii.
  9. Rewolucja Kemala Ataturka

    Atatürk myślał o wszystkim... zajął się nawet pieśniami. Amanes (αµανές) to rodzaj improwizowanej pieśni monodycznej z dwuwersowym tekstem. Początkowo popularna ona była w miastach zachodniej Azji Mniejszej, by w XIX w. rozprzestrzenić się na całą Grecję. Powstawały nawet specjalne kawiarnie (καφέ-αµάν) gdzie klienci mogli wysłuchiwać wokalistów wykonujących tę "pieśń żalu". Nie dziwnym jest zatem, że w 1934 r. Atatürk zakazał wykonywania w Turcji tego rodzaju pieśni uznając ją za obcy, grecki wtręt w kulturze tureckiej. Ciekawszym jest, iż trzy lata potem grecki dyktator Joanis Metaksas również zakazał wykonywania tej pieśni i on też uznał amanes za pieśń obcą, tylko... turecką. /za: T. Kozłowski "Solon Lekas z wyspy Lesvos – ostatni wykonawca pieśni amanedes", "Etnomuzykologia Polska", nr 2, 2017/
  10. Dodać można: F. Krček "Fonograf na usługach ludoznawstwa", "Lud" 1899, t. 5, z. 2 B. Łukaniuk "Pierwsze zapisy fonograficzne muzyki ludowej na Ukrainie (1898)", "Przegląd Muzykologiczny” nr 3, 2003 P. Dahlig "Najstarsze źródło fonograficzne folkloru polskiego (1904)", "Twórczość Ludowa”, 1994, nr 3–4 L. Bielawski "O rękopiśmiennym zbiorze melodii podhalańskich Adolfa Chybińskiego", "Muzyka” 1958 nr 1–2 P. Dahlig "Early Field Recordings in Poland (1904–1939) and their Relations to Phonogram Archives in Vienna and Berlin", w: "Music Archiving in the World. Papers Presented at The Conference on the Occasion of the 100th Anniversary of the Berlin Phonogramm-Archiv", red. G. Berlin, A. Simon J. Jackowski "The Oldest Sound Archive of Traditional Music in Poland in Relation to Current Challenges", w: "Tautosakos darbai / Folklore Studies", Ed. L. Būgienė.
  11. Nie była. Nie wiem jak mówiono o niej zagranicą ale przypomnę, że euklides wcześniej stwierdził, że tak się przedstawiała, to zupełnie dwie różne sytuacje. Kolejne zwekslowanie dyskursu by przykryć własne błędy? A, że nieznani to widać, euklides ze swadą wywodzi jak to się Anna pisała a nie zna podstawowych opracowań autorów którzy zaprezentowali całkiem obszernie jej korespondencję i wystawiane przez nią dokumenty. Pogratulować metody polegającej na prowadzenie dyskursu w absolutnej niewiedzy co do źródeł. A skoro euklides ma problem z używaniem terminu: "infantka" może to mu pomoże: "Napis do koła: CATHARINA D[ei] G[ratia] SVECORUM GOTHORUM VANDALORUM[ue] (...) REG[ina] INF[ans] POLO[niae]. To jest: Katarzyna z bożej łaski (...) i Infantka królewska polska". /E. Raczyński "Gabinet medalów polskich... ", Berlin 1845, s. 144/ Widzi gdzieś powyżej euklides: "dziecko"? Nigdy nie dziwiło euklidesa, że w Metryce Koronnej i Volumina Legum pisano o: infantce" a nie o: "dziecku"? A co do tematu, to przecież wiadomym jest, że ostatnią władczynią z tej dynastii była Anna Jagiellonka XXIII.
  12. Podobna symbolika państwowa (i miejska)

    To poda wreszcie euklides tę stronę czy to jakiś problem? Jeśli ma na myśli euklides francuskojęzyczną Wiki, to kolejny raz euklides nas wprowadza w błąd, pewnie licząc na to, że nikt tego nie sprawdzi. Otóż, jest tam podane (co do Arpadów), że na pieczęci Imre'go nie ma krzyża. Nie ma tam podane, że ów ród takiego elementu nie używał. Tragicznym dowodem konfabulacji euklidesa jest to to, że na tejże Wiki jak najbardziej podają, że ród Arpadów krzyża używał: "Ces armoiries n'ont été utilisées que brièvement : sous Béla IV , la double croix est reprise". I tu się myli euklides; który to już raz; w Europie nazywano go pierwotnie; węgierskim, pomijając nazwy nawiązujące do apostolstwa i bizantyjskiego pochodzenia.
  13. Kwestie internowania na tym forum poruszane były głównie w tematach tyczących się wydarzeń związanych z drugą wojną światową: forum.historia.org.pl - "A u Was Murzynów biją...!" Alianci wobec mniejszości pochodzących z państw Osi" forum.historia.org.pl - "Zatrzymani na mocy uzupełnienia 18B". Internowano jednak i w czasie pierwszej wojny światowej, choć na inną skalę i wedle innych reguł. "Obóz internowania w Talerhof – obóz dla internowanych Ukraińców, Rusinów (w tym Łemków) z Galicji i Bukowiny, oskarżonych o moskalofilstwo (rusofilów), utworzony przez władze austro-węgierskie pod panowaniem Franciszka Józefa I, działający w Thalerhof koło Grazu w austriackiej Styrii od 4 września 1914 aż do 10 maja 1917roku. Aresztowań w celu koncentracji nieprawomyślnej ludności dokonano głównie na początku I wojny światowej, pod wpływem porażek w wojnie z Rosją i w atmosferze psychozy wojennej i terroru. O internowaniu decydowała administracja cywilna. W sumie przez obóz przewinęło się w latach 1914–1916 około 14 000 osób. Terror, samowola administracji obozowej, głód, trudne warunki sanitarne, epidemia tyfusu spowodowały wysoką śmiertelność wśród więźniów (zarejestrowano 1767 przypadków śmierci, w tym pomiędzy 17 stycznia a 31 marca 1915 zmarły 524 osoby). Aż do zimy 1915 roku w obozie Talerhof nie było żadnych baraków. Więźniowie spali na ziemi na wolnym powietrzu na deszczu i mrozie. Według źródeł w obozie Talerhof było więzionych co najmniej 1915 Łemków (niektóre źródła podają liczbę nawet 5000) z 151 wiosek". /"Obóz internowania w Talerhof"; tekst dostępny na stronie: www.stowarzyszenielemkow.pl/ Było więcej tego typu obozów w austro-węgierskim państwie? A jak to wyglądało w innych krajach?
  14. Obozy internowania w czasie Wielkiej Wojny

    Sporo, ale czy w innych krajach też ich było: "sporo"?
  15. Podobna symbolika państwowa (i miejska)

    A poznamy wreszcie tę stronę na której się opiera euklides, czy znów już zapomniał co to była za strona? A zakłada euklides czasem, że jego wiedza nie jest pełna i właściwa? Cóż, pan Györgyi Csákváriné Kottra, autor i współautor m.in. takich opracowań weksylologicznych jak: "Magyar zászlók a honfoglalástól napjainkig", "National relics: a history of the war banners of the Hungarian Revolution and War of Independence, 1848-49", czy: "A magyar Szent Korona: Magyarország címere és zászlaja", ma w tej kwestii odmienne zdanie.
  16. Czyli: do tekstu polskiego wstawiamy słowo utrwalone w polszczyźnie. Absolutnie euklidesowi wierzę w tej kwestii. Cóż, jest zbyt gorąco by tłumaczyć kwestie dla każdego oczywiste, "Anna z Polski" to nie: "Infantka Polski". i tyle z mej strony objaśnień językowych. jak już euklides znajdzie dokument czy list gdzie ta królowa się tak pisała/przedstawiała - to zapraszam by się takim znaleziskiem wnet z nami podzielił. Polecam zacząć od opracowań Przeździeckiego i Naruszewicza. przewiduję szereg dywagacji euklidesa i objaśnień na bazie "wystukania" tego i owego, jak i to, iż nigdzie czegoś takiego nie znajdzie.
  17. I cóż z tego ma wynikać? Nigdy się tak nie przedstawiała, może przestanie euklides fantazjować? Żeby wątpić trzeba mieć do tego podstawy, a na czym się opiera euklides? Tradycyjnie, miast: "infans" wstawiamy "infantka", nikt nigdy o niej nie pisał: "dziecko...".
  18. Skoro jancet na me stwierdzenie o jego pomyłce odpowiada, a w tej odpowiedzi zawiera dwa różne ciągi zdarzeń i dalej twierdzi, że się nie pomylił to mam się prawo pogubić. Stąd dopytywanie. Słowo: "infantka" nie dotyczy wyłącznie dzieci władców tego kraju. Zaczerpnęliśmy ten termin za pośrednictwem łaciny zapewne biorąc za przykład praktykę z Półwyspu Iberyjskiego. Od 1795 r. takim terminem określano i siostry Anny Jagiellonki i inne władczynie (zwłaszcza te z linii Wazów). Nigdy nie było takiej tradycji tłumaczenia tego tytułu, chyba że w poetyckich figurach, a i to wątpliwe.
  19. Podobna symbolika państwowa (i miejska)

    A gdzie znalazł rozwinięcie tego hasła euklides? Z jakich to powodów informacje zawarte w tym enigmatycznym i anonimowym źródle są bardziej wiarygodne od tych na węgierskojęzycznej Wiki? A co ma do rzeczy czczenie takiego a nie innego symbolu do faktu jego zaistnienia na sztandarach bądź w heraldyce?
  20. Stalo się inaczej: najpierw była koronacja a potem ślub. Może mi objaśnić jancet o czym zatem pisał używając słów: "a stało się..."?
  21. Podobna symbolika państwowa (i miejska)

    Podali tam też, że ów krzyż pojawił się w heraldyce miejskiej i możnowładczej w XIII wieku, zatem opowieść euklidesa o Węgrach zawdzięczających ów symbol francuskiemu krzyżowcowi nieszczególnie jest prawdziwą. Po co euklides dyskutuje na forum, skoro nawet nie chce mu się przeczytać wpisów interlokutorów? Gdyby zechciał euklides zwracać uwagę na to co wcześniej napisał ktoś inny, a nie tylko być zapatrzonym w swą frankofilską narrację, to w sobotę (2 czerwca 2019 r.) wstawiłem obrazek prezentujący zrekonstruowaną flagę Arpadów, jak byk widnieje na nim ów krzyż. Jest to rekonstrukcja sztandaru domu Arpadów (rodzinnego i królewskiego) wykonana przez węgierskich historyków (z Hadtörténeti Intézet és Múzeum) na postawie ikonografii z epoki. To może ujawni nam euklides źródło jego wiedzy, iż ów ród takiego krzyża nie używał? Tak już gwoli uściślenia, główna flaga węgierskiej gałęzi rodu A'njou używana od 1301 roku przez jakieś osiemdziesiąt lat wzmiankowanego krzyża nie zawierała. I w sumie całkiem uzasadnione jest takie określenie. Przyjmuje się raczej, iż są to po prostu odmiany tego samego krzyża a nie całkiem inne krzyże.
  22. Podobna symbolika państwowa (i miejska)

    Wpierw trzeba ją samemu wnikliwiej poznać by potem ją innym objaśniać... Problem w tym, że na Węgrzech znano ów krzyż i używano go już w czasach Stefana I czyli przed pierwszą krucjatą. Zatem Węgrzy nie potrzebowali francuskiego krzyżowca by tworzyć swe symbole "narodowe".
  23. Podobna symbolika państwowa (i miejska)

    Może jancet zajrzy na czeskojęzyczną Wiki? Tam nie mają problemu z definicją takiego krzyża?
  24. No chyba się myli: A stało się zupełnie inaczej - najpierw ślub, a potem wspólna koronacja To ślub był przed koronacją czy po, bo nieco się pogubiłem?
×

Powiadomienie o plikach cookie

Przed wyrażeniem zgody na Warunki użytkowania forum koniecznie zapoznaj się z naszą Polityka prywatności. Jej akceptacja jest dobrowolna, ale niezbędna do dalszego korzystania z forum.