Skocz do zawartości

secesjonista

Administrator
  • Zawartość

    26,675
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

Zawartość dodana przez secesjonista

  1. Jak się stołowano

    Temat o średniowiecznym stole już istnieje: forum.historia.org.pl - "Stół średniowiecznego człowieka"
  2. Kontrowersyjne obrazy

    W łódzkim Muzeum Sztuki pewien wzburzony zwiedzający na widok "nieprzedstawiającej kompozycji" Henryka Stażewskiego, z pewnym oburzeniem zapytał: "Co to jest?", a przewodnik spokojnie odpowiedział: "Sto tysięcy dolarów". Co ciekawe, po przetrawieniu tej informacji, zwiedzający już całkiem spokojnie i nawet z zainteresowaniem kontynuował zwiedzanie.
  3. Poczta Polska

    Wyliczenia jakie podał Roman Różyński znacząco odbiegają od norm narzuconych zwykłej poczcie, wedle wytycznych sztafeta i poczta ordynaryjna miała się poruszać z szybkością jednej mili na godzinę, na postój (odprawienie) na stacji przeznaczonych miało być: dla sztafety piętnaście minut, a dla poczty ordynaryjnej pół godziny. Kurierzy mieli się poruszać szybciej - przewidziano dla nich trzy kwadranse na milę. /za: J. Piotrowski "Pocztamty i pocztmistrzowie za Stanisława Augusta" cz. II, "Biuletyn Filatelistyczny", R. IX, nr 2/24, czerwiec 1968/
  4. Kopce

    "Mówiąc o śladach węgierskich w okolicach Krakowa trzeba pamiętać (...) także [o] kopcu w Liplasie k. Gdowa, gdzie mają spoczywać żołnierze węgierscy, którzy na wieść o powstaniu w ich kraju zdezerterowali z armii austriackiej i pospieszyli swojej ojczyźnie na pomoc. Tutaj zdziesiątkowała ich choroba, a zmarłych włościanie pogrzebali. Na miejscu pochówku usypali kopiec". /J. Plucińska-Piksa, J. Kamocki, "Jeszcze o śladach węgierskich w Małopolsce i Krakowie", "Rocznik Małopolski", Regiony, regionalizmy, małe ojczyzny, R. XIV, Kraków 2012, s. 285/ Z literatury: G. Gili "Kopce w krajobrazie kulturowym Polski".
  5. Edward Grey of Fallodon

    "Może być, że w tym gabinecie nie ma mózgów pierwszej klasy, ale są za to charaktery pierwszej klasy". A. Bonar Law Gray był dość nietypowym ministrem spraw zagranicznych, nie miał głowy do języków obcych, nie przepadał za wizytami dyplomatycznymi poza Wyspami. Powiada się o jego pracy w rządzie, że w niewielkim stopniu, tworzył coś samodzielnie. Raczej po prostu był kontynuatorem. Brakować mu miało mocarstwowej myśli Chamberlaina, erudycji Asquita czy patosu Gladstone'a, a jednak cieszyć się miał powszechnym podziwem, sympatią. Zarówno pośród polityków (w tym u ideowych przeciwników) jak i u "zwykłych" Anglików. Po jego śmierci londyński "Times" pożegnał go zdaniem: "Móc powiedzieć o człowieku, że nie tyle znaczy to, co zdziałał, ile to czym był, to zaiste wysoki rodzaj hołdu". I wbrew pozorom nie było to ironiczne epitafium. Cóż zatem pozostaje, z perspektywy czasu, po tej postaci? Czy tylko: tenisista, autor poradnika wędkarskiego "Fly Fishing", miłośnik poezji Williama Wordswortha (por. jego odczyt "The Prelude" z maja 1923 r.)? Czy może jednak i polityk? Liberałem był nieco nietypowym, w okresie wojen burskich stworzył ligę "liberałów-imperialistów" mających być opozycją dla little Englanders. W 1905 r. zadziwił elitę City swym przemówieniem, gdzie opowiadał się za zacieśnieniem stosunków z Francją, USA i... Rosją. Wreszcie 3 sierpnia 1914 r. wygłasza swą najważniejszą mowę, określoną przez speakera Izby Gmin (późniejszego lorda Ullswater) jako: "najbardziej wzruszające przemówienie, jakie kiedykolwiek usłyszał w Izbie". Jakim był zatem człowiekiem prywatnie i jakim politykiem?
  6. Nowomowa PRL i jej przykłady

    Beksiński (ojciec) był maniakiem nowości technologicznych, kiedy pojawiły się płyty kompaktowe począł zamawiać u znajomych na Zachodzie duże ich ilości, głównie z muzyką klasyczną (Holst, Saint-Saëns, Bruckner, Schubert itp.). Zaczął mieć jednak problemy z odbiorem tych przesyłek, zatrzymywali je celnicy. Wreszcie udało mu się je odzyskać, jak wspomina po napisaniu kilku podań, objaśnień i zapewnień, że na płytach jest wyłącznie muzyka klasyczna. Wreszcie pyta się celników czy coś się w przepisach zmieniło, bo przecież dostają masę płyt zwykłych i nie ma z nimi problemu. "... na co otrzymałem odpowiedź zredagowaną jeszcze chyba przez Milne'a lub Lewis Carolla: Zwykłe płyty łatwo odczytać, więc się ich nie kontroluje, a tych nie ma jak odczytać, więc trzeba je kontrolować". /M. Grzebałkowska "Beksińscy. Portret podwójny", Kraków 2014, s. 269/
  7. Jedz, pij i popuszczaj pasa...

    O, dzięki, na taką (niby) oczywistość zupełnie nie wpadłem. Z rzeczy znanych, acz wartych przypomnienia, w naszym bigosie kapusta pojawiła się dość późno - raczej pod koniec XVIII wieku. Z literatury: J. Dumanowski "Tatarskie ziele w cukrze czyli staropolskie słodycze".
  8. Fryderyk Chopin

    W Sorrento podczas pewnego seansu spirytystycznego miał się pojawić duch Chopina, który rozmawiał z duchem Cezara. Cóż zatem rzekł nasz pianista do sławnego Rzymianina?
  9. Ubiór mieszkańców I Rzeczpospolitej

    O szybko zmieniającej się sytuacji językowej zaświadcza pewien plebejusz z XVII wieku: "Co za naszych Oyców była gunia, to teraz kilim (derka), co była łata, to dziś karwasz (...) co kurta to dałaman" /T. Seweryn "Ubiór chłopski w Polsce (1450–1650), „Rocznik Muzeum Etnograficznego w Krakowie", R. 1, 1966, s. 10/ Patrząc od strony językowej, w nazewnictwie odzieży można wyróżnić trzy fale zapożyczeń z innych języków. Pierwsza z okresu XV-XVII wieku, kiedy to dominowały pożyczki: węgierskie, włoskie i hiszpańskie. Druga z XVII-XVIII w. z wpływami głównie z języka francuskiego. Trzecia to czasy XVIII w., kiedy pojawiają się zapożyczenia angielskie. Przy tym, zwłaszcza dla XVI-XVII wieku obserwować można było oczywiście wpływy związane z orientalizacją stroju. Z literatury: M. Borejszo "Nazwy ubiorów w języku polskim do roku 1600" tejże, "O sposobach tworzenia nazw odzieży w okresie staropolskim i współcześnie", "Studia Historycznojęzykowe", I, 1994 M. Bartkiewicz "Polski ubiór do 1864 roku" E. Horyń "Nazwy ubrań w księgach sądowych ziemi brzeskiej w XVI–XIX wieku", "Annales Academiae Paedagogicae Cracoviensis", Studia Linguistica, IV, 2008.
  10. Najstarsze okręty wojenne na świecie

    Tylko czy ten egipski jacht można nazwać okrętem, przynajmniej kiedy go zwodowano to nim nie był.
  11. Tak podczepiając się, bo nie ma sensu tworzenia nowego tematu, kiedy ustalił się wzór flagi gdzie biel jest na górze? Przeglądając zszywki "Filatelisty" napotkałem tam zdjęcia na pocztówkach (z okresu pierwszej wojny światowej), gdzie prezentowane są dwie flagi: amerykańska i "polska", ufundowane przez tamtejszą Polonię i YMCA, i nasza flaga jest "odwrócona".
  12. Rekwizycja odbiorników radiowych

    Z dniem 13 kwietnia 1940 r. zaczęła na terenie GG obowiązywać nowa ordynacja radiowa, która w tym kształcie utrzymała się do końca okupacji. W myśl jej przepisów można się było ubiegać o posiadanie radioodbiornika, zezwolenia bezwarunkowe bądź czasowe wydawała Deutsche Post Osten. W praktyce zezwolenie tyczyło się głównie Niemców i niektórych Volksdeutschów. Osoba uzyskująca takie zezwolenie miała uiszczać opłatę w wysokości 4 zł miesięcznie, płatne od pierwszego każdego miesiąca - z góry. Otrzymywano też specjalną książeczkę radiowo-abonentową, należało wklejać do niej znaczek Niemieckiej Poczty Wschód ("Zloty 4 Rundfunk") za każdą uiszczoną opłatą. Był to dwuczęściowy akcydens z wiedeńskiej drukarni Staatdruckerei Wien, znaczek w kolorze czerwonym składał się z dwóch części, z których dolna (z literą "A") pozostawała w urzędzie jako dowód wpłaty. /za: Z.A. Kaczmarek "Znaczki radiowe Niemieckiej Poczty Wschód", "Filatelista", R. XLVIII, nr 6 (944), czerwiec 2001/
  13. Jeńcy w średniowieczu

    Inna sytuacja była we wczesnym średniowieczu, kiedy to można było jeńców potraktować jak niewolników, a inna w późniejszym okresie. Jeśli chodzi o sytuację u nas, w okresie tak od końca panowania Kazimierza Wielkiego, to co do zasady jeńcy byli we władaniu króla. Po bitwie robiono spisy jeńców, niekoniecznie nazbyt dokładne albowiem skupiano się na tych znaczniejszych. Władca przyznawał jeńców poszczególnym rycerzom (bądź kwotę ich wykupu), zwłaszcza tym którzy osobiście pojmali przeciwnika, wyróżnili się w bitwie, bądź tym których starano się zjednać z politycznych czy innych powodów. Ogólnie obie strony starały się sprawę jeńców załatwić szybko. Stąd całkiem częste wypuszczanie na parol. Dla jednej strony była to kwestia honorowa i pragmatyczna zarazem, brak zabiegów o wykup znacząco mógł zmniejszyć ochotę kolejnych by "zaciągnąć" pod czyjś sztandar. Dla drugiej strony była to kwestia kosztów, a utrzymanie jeńca, który był znaczącą personą nie było wcale tak tanie. Stąd często wzrastająca kwota okupu, nie była jedynie przejawem pazerności, tylko zwykłej kalkulacji i uwzględnienia wzrastających kosztów utrzymania. W niektórych przypadkach decydowano się na wypuszczenie jeńców bez okupu, to przysparzało władcy splendoru. Pomijam tu kwestię celowego przetrzymywania niektórych osób - którzy spełniali funkcję niejako zakładników, czy miały być elementem szantażu w przypadku niepożądanych działań strony przeciwnej. Obozów żadnych nie zakładano, nie licząc oczywiście okresu tuż po samej bitwie. Jeńców starano się rozdysponować pomiędzy rycerzy bądź zarządców (tenutariuszy etc. etc.) domeny królewskiej. Co do tych których nie było stać na osobisty wykup, czyli całej chmarze czeladzi i ludzi niskiego stanu, część była wykupywana przez swych "panów", czyli tych za którymi pociągnęli na daną walkę. Było to w interesie danego rycerza, nikt nie chciał tracić rąk do pracy czy kolejnej wyprawy. Ci którzy nie mieli takiego szczęścia, stawali się siłą najemną swych nowych panów. Większe i zwarte grupy jeńców osadzano często w jakimś miejscu i w ten sposób powstały wsie jenieckie. Warto zajrzeć do: R. Barber "Rycerze i rycerskość" F. Kusiak "Rycerze średniowiecznej Europy łacińskiej" K. Modzelewski "Chłopi w monarchii wczesnopiastowskiej" (m.in.: o wcielaniu brańców w szeregi ludności służebnej) J. Tyszkiewicz "Jeńcy wojenni i dyplomacja polska w XV-XVI wieku", w: "Balticum. Studia z dziejów polityki, gospodarki i kultury XII-XVII wieku ofiarowane Marianowi Biskupowi w siedemdziesiątą rocznicę urodzin", red. Z.H. Nowak H. Modrzewska "Osadnictwo jenieckie we wcześniejszym średniowieczu polskim. Uwagi w sprawie obcego elementu etnicznego w toponomastyce polskiej", "Kwartalnik Historii Kultury Materialnej", R. 17, 1969, nr 3 tejże, "Osadnictwo obcoetniczne i innoplemienne w Polsce wczesnego średniowiecza" B. Śliwiński "Do kogo należał jeniec-rycerz w średniowiecznej Polsce?", w: "Społeczeństwo Polski średniowiecznej", red. S.K. Kuczyński, t. 7, Warszawa 1996 tegoż, "O niektórych aspektach wykupu z niewoli jeńców-rycerzy w Polsce dzielnicowej i zjednoczonej", w: "Ojczyzna bliższa i dalsza. Studia historyczne ofiarowane Feliksowi Kirykowi w sześćdziesiątą rocznicę urodzin", red. J. Chrobaczyński, A. Jureczko, M. Śliwa
  14. Prawda, tylko prawda i ... lokalna prawda

    Wedle pamięci Tadeusza Żeleńskiego to brzmiało: "Dzieją się cuda; ot, stała buda, pies nie zatroszczył się o to; aż w jednej chwili, coś w niej odkryli; to świętość, relikwia, złoto! Tu, pod tą gruszką, drzemał Kościuszko: dopieroż robi się skweres; a pod tą drugą, Kołłątaj Hugo załatwiał mały interes! Chcę kłaść fundament, ci dalej w lament: — Na Boga, nie tykaj gruszki! — I płać ty, człeku, po całym wieku, koszta rebelii Kościuszki...". A chodziło o tzw. "basztę Kościuszki" na Podwalu, naczelnik ponoć raczył w niej nocować, co pewnemu przedsiębiorcy przysporzyło nieco kłopotu, ale poradził sobie z nim w stylu Aleksandra Wielkiego. Tak ogólnie, to czytałem kiedyś artykuł, ale nie potrafię doń teraz dotrzeć, gdzie autor poddaje krytycznej ocenie mityczne przekazy o pobytach Napoleona w szeregu wsi, wyszło mu, że gdyby zatrzymywał się wszędzie tam gdzie tak głosi miejscowa legenda, to kampania musiałaby trwać znacząco dłużej. Krytyczny szkic przeprowadził swego czasu Janusz Tazbir co do poariańskich pozostałości. Jak zauważył, bardzo często w chłopskiej pamięci pozostałość po jakimś innowierczym zborze (niezależnie od konkretnej konfesji), wiązane był z arianami. Skądinąd jest to ciekawe, arianie będąc wąską grupą i raczej elitarną, niewielu mieli wyznawców pośród chłopskiej warstwy. Tendencję tą zauważano już w encyklopedii "Ultima thule": "ariańskie groby, często w określeniu ludowym oznaczają cmentarzyska przed- i wczesnohistoryczne, zwłaszcza obkładane kamieniami, wystającym i na powierzchnię pól". /tamże, T. I, 1928, s. 371-372/ Autor podaje szereg wątpliwych miejsc poariańskich, jak i tych z gruntu fałszywych, i zauważa: "Popularność doktryny braci polskich, przypadająca już na lata II Rzeczypospolitej, sprawiła, iż przysądzano im bardzo łatwo i bez dostatecznych podstaw źródłowych zbory pozostające faktycznie w rękach kalwinistów . Dość często też za kościoły ariańskie brano stare lamusy, spichrze czy naw et zgoła synagogi. I nie tylko, skoro wiele wskazuje na to, iż tak często reprodukowana drukarnia różnowiercza w Pińczowie w rzeczywistości służyła jako łaźnia (...) Tworzenie fikcyjnych przekazów źródłowych, tak charakterystyczne dla XIX stulecia, nie objęło dokumentów, których autorstwo zostałoby przypisane braciom polskim. Na mapę narodowej wyobraźni nanoszono natomiast „ariańskie” kaplice i kościoły, drukarnie i grobowce. Swych, nieraz zgoła fantastycznych, lokalizacji ich twórcy nie mogli konfrontować ze świadectwem źródeł. Te bowiem bądź to uległy zagładzie, bądź też spoczywały w archiwach, ukryte nawet przed oczyma badaczy (...) Wszelkie legendy na ich temat badacz musi traktować z dużą ostrożnością. Zanotowane w XIX czy XX stuleciu stanowią raczej źródło do kształtowania się polskiej świadomości historycznej doby zaborów aniżeli do dziejów reformacji w XVII, a tym bardziej w XVI stuleciu". /tegoż, "Pseudoariańskie zbory i grobowce. Przyczynek do dziejów mistyfikacji historycznych", "Przegląd Historyczny", 1992, T. 83 , nr 2, s. 232, s. 235/
  15. Automaty* zwiastować miały znaczące ułatwienie w drobnych, codziennych czynnościach, jednocześnie wpływały na stosunki społeczne. Tego typu udogodnienia znacznie szybciej upowszechniły się na Zachodzie. W tym zakresie przodownikiem były Stany Zjednoczone, pod koniec lat pięćdziesiątych, w tym kraju, działało już 3,5 miliona sprzedających 20% napojów bezalkoholowych, ten sam procent cukierków i 16% wyrobów tytoniowych. Inne kraje próbowały podążać tym szlakiem, oto z początkiem lat sześćdziesiątych w Tokio 160 tys. automatów wydawało przekąski i potrawy. I w naszym kraju podjęto na tym polu pewne wysiłki jednakże na dalece mniejszą skalę i skończyło się to na na kilku incydentalnych eksperymentach, ograniczonych głównie do miasta stołecznego. /o automatach donosiły np.: "Handel Wewnętrzny" 1958: nr 1, nr 3, nr 4, 1959 nr 4, 1960 nr 51, 1962 nr 3, 1963 nr 1, 1965 nr 3; "Sztandar Młodych" 17 lutego 1960; "Express Wieczorny" 7 lutego 1963; "Życie Warszawy" 8 maja 1964; "Gazeta Poranna" 25 lipca 1967; "Stolica" 30 sierpnia 1970/ Z różnych powodów (jakich ?) automaty nie przyjęły się tak powszechnie u nas w publicznej przestrzeni, co zauważali przybysze z Zachodu: "Kogoś, kto jest przyzwyczajony do precyzji i pewności działania zautomatyzowanych lotnisk 'zachodnich' (...) do automatów z kawą i anonimowych mechanizmów poruszających wszystkim, stała obecność 'czynnika ludzkiego' w najbardziej banalnych wydarzeniach codziennych Polski (...) z pewnością zbija z tropu". /Z. Mycielski "Dziennik 1960-1969", Warszawa 2001, s. 55/ Nie tylko Zachód nas wyprzedzał, w Czechosłowacji w połowie dekady działało około 1500 automatów, głównie sprzedających wyroby tytoniowe. W Pradze w 1961 r. otworzono sklep gdzie 34 maszyny wydawały produkty żywnościowe w punkcie całodobowym. Wreszcie nasz wielki, wschodni brat w 1956 r. wyprodukował w 1956 r. pierwszy tysiąc automatów mających sprzedawać kanapki, wodę sodową, kolońską, czy ołówki. W Moskwie na większych ulicach pojawiły się również automaty z gazetami, a przy stacjach metra pojawiły się automaty rozmieniające monety. W naszym kraju w 1964 r. na dworcu Głównym pojawiają się automaty wydające peronówki, od 1970 r. mamy szafki samoobsługowe. Dużą popularnością cieszył się automat ustawiony pod CDT w Warszawie, i był to jeden z niewielu automatów sprzedażowych przynoszących dochód. W 1967 r. "Społem" ustawiło na placu Dzierżyńskiego cztery automat, które za 20 gr. oferowały wodę sodową, którą można było się napić ze szklanki ("oczywiście" szklanki permanentnie... znikały). W 1970 r. automat z wodą sodową pojawił się w warszawskim "Supersamie". Jak donosił "Express Wieczorny" (z 12 maja 1970) automat miał często zwyczaj połykać monety, ale nie wydawać napoju. Sprzedająca obok kurczaki z rożna kobieta pouczała zawiedzionych klientów, że należy stukać w maszynę, co nie zawsze przynosiło zadowalający rezultat. W okresie 1958-1959 w kilku większych miastach ustawiono automaty sprzedające cukierki, "sezamki", wafle, papierosy, zapałki, a w Radomiu - również perfumy. /szerzej: J. Domagalski, M. Strużycki "Aparaty sprzedażowe w handlu polskim", "Handel Wewnętrzny" 1960, nr 5/ Co zadecydowało o deficytowości tych aparatów: zła lokalizacja, wysoka awaryjność, tzw. czynnik ludzki (vide: znikające szklanki), tradycjonalizm konsumentów? W początkach lat sześćdziesiątych w niektórych miastach wprowadzono w komunikacji miejskiej pojazdy bez konduktorów, w Warszawie na próbę wprowadzono to na dwóch liniach w 1962 r. Automat "Krab" wydawał bilety, pojawił się również automat "Krak" będący kasownikiem. Ten pierwszy sprawiał jednak kłopoty, bilety były w rolce, a ich wydawanie odbywało się za sprawą sprężyny, którą trzeba było codziennie nakręcać specjalnym kluczem. Pracownicy często zaniedbywali tej czynności ("Po naciągnięciu kilkunastu sprężyn pracownik obsługujący automaty odczuwa dotkliwe zmęczenie ręki, wskutek czego najczęściej stara się uniknąć tych czynności"), co powodowało, że automat pobierał należność, ale nie wysuwał biletu. W końcu, jak donosił "Sztandar Młodych" z sierpnia 1967 r. latem (tegoż roku) "Kraby" wycofano z tramwajów. /szerzej: M. Rataj, K. Sobkowiak "Doświadczenia w zakresie stosowania obsługi bezkonduktorskiej", w: "XI Krajowy Zjazd Komunikacji Miejskiej. Radom 8-11 września 1966", Warszawa 1966/ A kiedy na dworcach pojawiły się sterowane zegary? W PRL, po kampanii "W", poczęto upowszechniać m.in. sprzedaż prezerwatyw. Jako, że dla wielu osób zakup u farmaceutki (na ogół) był czymś krępującym, postanowiono rzecz rozwiązać poprzez automaty wydające prezerwatywy. Niestety na ogół projekt ów nie psełniał swej funkcji, automaty ustawiano bowiem w nieodpowiednim miejscu. Oto automat w aptece warszawskiej na roku Al. Jerozolimskich i ul. Brackiej, zawieszono: "... w oszklonym przedsionku, tak że każdy, kto zeń korzysta, może być dokładnie widziany w tej krytycznej chwili, przez obcych i znajomych, przechodzących ulicą". /"Express Wieczorny", 25 stycznia 1963/ * - informacje zaczerpnięte z: B. Brzostek "Za progiem. Codzienność w przestrzeni publicznej Warszawy lat 1955-1970".
  16. Zygmunt Berling - jak go oceniać?

    Cóż, jak na razie zaprezentował krakus57 szereg, zapewne ciekawych materiałów, z których niewiele dowiemy się o Berlingu. Pytanie o proces - skierować należy raczej do siebie samego, jak ma o tym informacje krakus57 to proszę się nimi podzielić. Nie należy mylić roli forumowicza z egzaminatorem, a pisania na temat trudno byśmy uczyli osobę w tym wieku.
  17. Propaganda niemiecka co do pionu polityczno-wychowawczego, czyli sowieckich komisarzy. Niemcy się przygotowali, starali się szybko reagować na zmiany wprowadzane w armii radzieckiej, choć ostatecznie w tym zakresie propaganda nie odniosła spodziewanych rezultatów. Pierwsza fala, to zwykłe ulotki z antysemickimi wstawkami, czyli przedstawianiem komisarzy jako żydowskich popleczników pchających zwykłych żołnierzy do wojny (ulotka 000 111 RA: "Staliście się pańszczyźnianymi niewolnikami Stalina i jego żydowskich komisarzy, którym oczywiście nie żal, że nadwyrężacie się w kołchozach, uginacie się pod ciężarem stachanowszczyzny lub giniecie w obozach koncentracyjnych"). Zachęcano zwykłych żołnierzy do poddawania się, szermowano hasłem reformy rolnej, starano się wzbudzić animozje pomiędzy "frontowcami" a pionem politycznym. Tego typu retoryka obowiązywała mniej więcej do końca lipca 1941 roku. Po dekrecie PRR ZSRR z 16 lipca 1941 r. (dekret O reorganizacji organów propagandy politycznej...") i rozkazie Stawki Naczelnego Dowództwa nr 00401, akcja propagandowa skupiła się na przekonywaniu, że poddający się czerwonoarmiści będą odpowiednio traktowani (ulotka 121 RA: "Towarzyszu Czerwonoarmisto! Spokojnie przechodź do Niemców. Jeśli jesteś głodny, nakarmią cię. Jeśli jesteś ranny, niemieccy lekarze udzielą ci pierwszej pomocy. Durnie-politrucy radzą ci założyć ubranie cywilne, jeżeli pozostaniesz w tyle za swoim pododdziałem. Uprzedzamy cię! Żołnierz w cywilnym ubraniu uważany jest nie za żołnierza, lecz rozbójnika. Z rozbójnikiem nie cackają się! Politrucy kłamią..."). We wrześniu 1941 r. miała miejsce kulminacja akcji propagandowej wymierzonej w komisarzy, w ramach Großaktion wydano ulotkę oznaczoną jako 150 RA, którą wydano w niebotycznym nakładzie 160 mln egzemplarzy, podczas gdy dotychczas na froncie wschodnim rozpowszechniono wszystkie ulotki w łącznej ilości ok. 141 mln. Tekst na ulotce nie był wyrafinowany: "Bij Żyda-politruka, morda prosi się o cegłę! Komisarze i politrucy zmuszają was do bezsensownego oporu. Pędźcie komisarzy i przechodźcie do Niemców. Przechodźcie do Niemców, posługując się albo hasłem: bij Żyda-politruka, morda prosi się o cegłę! albo przepustką". W tym czasie posługując się tzw. Spezialflugblätter posługiwano się osobą syna Stalina, będącego wówczas w niewoli (: "Aby was zastraszyć, komisarze łżą wam, że Niemcy źle obchodzą się z jeńcami. Własny syn Stalina swym przykładem udowodnił, że to kłamstwo! On poddał się do niewoli"). Jak zmieniły się akcenty propagandy po 6 maja 1942 roku?
  18. Rycerz w czasie pokoju

    Zajmowali się podtrzymaniem rodu, jak i podtrzymywaniem więzi z seniorem - wykonując szereg zleconych zadań. Spełniali swe funkcje (np. sądownicze) związane z zajmowanym stanowiskiem itp. Próbowali poprawić stan posiadania poprzez zamiany, alienacje, zastawy bądź wykupy. Kontrolowali swych administratorów czy arendarzy. Mieli co robić. A średniowiecze to bardzo pojemny termin - inaczej wyglądało to np. w czasach piastowskich a inaczej za Zygmunta Starego.
  19. Lauri Törni

    W grę może wchodzić jedynie to po wojnie zimowej, tylko ja nie bardzo wierzę w szkolenie mające na celu: "wsparcie narodowo socjalistycznego przewrotu w Finlandii", które prowadzone "było najprawdopodobniej za pełną wiedzą i zgodą rządu Finlandii".
  20. Jedz, pij i popuszczaj pasa...

    Andrzej Krzycki w swej "piwne" apologii podawał: "(...) piwo leczy, poi, karmi duch człowieczy; Jakiekolwiek chcesz z tej cieczy, Bierz sobie zyski. Witaj, niezwykła śmietanko, Witaj, niebieska mieszanko, Ach, witaj sztuczna warzonko Jęczmienia z chmielem. Jedno żywi, drugie płucze, To smakuje, a to tuczy". Dlaczego miała to być: "niebieska mieszanka"?
  21. Lauri Törni

    Trochę to pokręcone tłumaczenie, jak szklenie miało doprowadzić do przewrotu w kraju, to raczej trudno mówić, że: "była to część szkoleń armii fińskiej". Bo raczej mało prawdopodobnym jest by szkolić do buntu całą armię w kraju, bądź co bądź sojuszniczym. To, że szkolenie miało by być zmotywowane patriotycznie, nie zmienia niczego. W zakresie tego "co sądził" to raczej do niczego nie dojdziemy, z wiadomych względów raczej się potem nie mógł wynurzać z ewentualną sympatią czy poparciem. A z wcześniejszego okresu to można się opierać jedynie na wspomnieniach jego kolegów. Jego wybory w 1945 r. są jednak zastanawiające.
  22. Pod koniec lat dziewięćdziesiątych (ok. 1998 r.) w urzędach pocztowych poczęto instalować automaty wrzutowo-pieniężne firmy Banpol SA JV, umożliwiały one: drukowanie znaku opiaty pocztowej (na samoprzylepnej etykiecie), nabycie książeczek znaczkowych, kart pocztowych, kopert oraz kart telefonicznych. A czy miały jakichś poprzedników? Co nieco o tej firmie w Polsce: www.galeoptix.nl/fila/polska/pl_bp_kr.htm.
  23. Lauri Törni

    Co do lat wcześniejszych, to ja mogę zgodzić się, że było to jakieś rutynowe szkolenie armii fińskiej, ale czy wszyscy biorący udział w tego typu szkoleniach wracali ze stopniami SS?
  24. Kontynuacje w literaturze

    Może chodziło o: "W ręku Boga" Andrzeja Stojowskiego, rzecz niezbyt udana, za to stosownie obszerna, pierwsze wydanie liczyło przeszło sześćset stron? Wspomniany Wells był nader częstą pożywką dla innych, w 1996 r. wydano zbiór "War of the Worlds: Global Dispatches" pod redakcją Kevina J. Andersona. W środku, znajdziemy dwadzieścia jeden różnych wariacji na temat marsjańskiego ataku na Ziemię. Anderson zresztą popełnił również inną książkę opartą o "Wojnę światów" - "The Martian War: A Thrilling Eyewitness Account of the Recent Invasion As Reported by Mr. HG Wells" z 2006 roku. Tak już na marginesie, to w "Panu Tadeuszu" Słowackiego, który się zachował zresztą tylko we fragmentach (wydrukowano to w poznańskiej "Warcie" w 1881 r.), XIII księgi nie ma. To znany polonista Tadeusz Makowiecki dopisał tę księgę pt. "W Soplicowie po latach", rzecz wyszła w "Zeszytach Wrocławskich" (nr 3, 1952 r.), potem wydano to osobno w 1988 r. pod tytułem "Pani Zosia". Jeszcze w czasie drugiej wojny światowej Edward Ligocki wydał nakładem Wojskowego Biura Propagandy i Oświaty (Londyn-Edynburg-Nowy York, 1941 r.) dziełko pt.: "Złota chorągiew 'Pana Tadeusza' część druga. 1830-1837", tu w Pieśni X pojawia się nawet sam Mickiewicz. Kazimierz Laskowski napisał "W tym roku 1812-1813" (rzecz dzieje się głównie w dobrzyńskim zaścianku), wydane w Warszawie w 1914 roku.
  25. Lauri Törni

    Jego udziału w Waffen SS nie był w żadnym razie elementem szkolenia armii fińskiej, jeśli chodzi o rok 1945.
×

Powiadomienie o plikach cookie

Przed wyrażeniem zgody na Warunki użytkowania forum koniecznie zapoznaj się z naszą Polityka prywatności. Jej akceptacja jest dobrowolna, ale niezbędna do dalszego korzystania z forum.