-
Zawartość
26,675 -
Rejestracja
-
Ostatnia wizyta
Typ zawartości
Profile
Forum
Kalendarz
Zawartość dodana przez secesjonista
-
Że też gregski narzeka na SBoxie co do swych podróży... ja właśnie wysłałem swoją kobiełkę na Wyspy Kanaryjskie. O ile "zgodę" na wyjazd udało mi się uzyskać całkiem bezboleśnie, to reszta była horrorem. Jestem zmęczony, jakbym sam spędził ze dwadzieścia godzin w samolocie. Działacze KOD-u nawet nie wiedzą, ile to prywatnie człek musi poświęcić - dla krótkiej chwili wolności. Przeżyłem kilka kursów: piwnica-mieszkanie znosząc coraz większe walizy, bo moja pierwsza sugestia, że przyniosę od razu za pierwszym razem największą, została zbyta pogardliwym prychnięciem: "Przecież biorę to co niezbędne". Oczywiście ostatecznie stanęło - na tej największej. Potem musiałem oglądać jakieś jedenaście kostiumów kąpielowych, zaczynając od podstawowego dylematu: jednoczęściowy czy dwuczęściowy. Chciałem być sprytny - powiedziałem, że ten trzeci jest najlepszy. Wiadomo - wybrać pierwszy to zbywam, wybrać drugi - to chce być sprytny, i tak moja taktyka spełzła na niczym. Bo: "Przecież nie obejrzałeś wszystkich. A TO WAŻNE". Moja propozycja by zabrać ze sobą zamiast kostiumów kąpielowych ze trzy ręczniki i wmówić innym, iż to pareo (oszczędność miejsca i kilogramów w bagażu), tudzież udawać się tylko na plażę dla nudystów - jeszcze większa oszczędność - zostały potraktowane bardzo ozięble. Potem przyszła kolej na: sukienki z rękawem, sukienki bez rękawów, koszulki z rękawem, koszulki bez rękawów, spodnie długie, spodnie trzy-czwarte, szorty... Następnie miałem doradzać w kwestii kremów, filtrów, mleczek, maseczek, sprayów – co skończyło się pogardliwą konstatacją: „Żadnego pożytku z ciebie nie ma”, choć na wstępie tego zadania uprzedziłem, iż: „Żadnego pożytku w tej kwestii ze mnie nie będzie”. Po szczęśliwym zakończeniu całości pakowania, popełniłem błąd strategiczny, zadałem pytanie: „czy wzięłaś coś cieplejszego na wieczory, bo te na tych wyspach bywają całkiem chłodne”. Odpowiedzią było: „I dopiero to mi teraz mówisz?!?”, i to powiedziała to kobiełka zbrojna we wszelkie możliwe foldery o Wyspach Kanaryjskich, „wyciągi z internetu”, jadąca w towarzystwie koleżanki, która bywała na tych wyspach już trzykrotnie, mająca trzy strony zapisane drobnym maczkiem – co warto kupić w tamtym miejscu. Oczywiście moja prośba o koszulkę z podobizną perro de presa canario zostało skwitowane: „Zapomnij, na pewno będą drogie, kupię jakieś fajne lokalne produkty spożywcze, to po powrocie przyrządzisz nam coś oryginalnego”. W nocy zostałem obudzony nader brutalnym kuksańcem – mam sprawdzić czy Szary Lord (kot) nie wlazł czasami do walizy (bez objaśnień – czemu mam to akurat ja zrobić). Przekonywanie, iż kot nie wlezie niespostrzeżenie do tak mocno wypchanej torby – okazały się zupełnie słabym argumentem, wobec bardziej przekonywującego: „Ale ja mówię: SPRAWDŹ!”. Nad ranem zostałem obudzony kolejnym bolesnym kuksańcem i o wiele dotkliwszym wrzaskiem: „Dlaczego mnie nie obudziłeś!!”. Próba tłumaczenia, że miał to uczynić syn, i jak najbardziej czynił od jakichś dwóch godzin, w rezultacie czego wszyscy się w domu trochę wybudzili, oczywiście prócz tej – co rzeczywiście miała się obudzić, zostało odparte: „To ja mam o wszystkim myśleć!”. Co było słuszną uwagą: przecież bardzo rzadko zdarza mi się logicznie myśleć podczas snu i porannej maligny. Ostatecznie, kiedy udało mi się przywlec walizę do taksówki; zarazem nadrywając sobie to i owo; to miałem ochotę sam pchać tę taksówkę na starcie… a gregski narzeka.
-
Podobna symbolika państwowa (i miejska)
secesjonista odpowiedział Bruno Wątpliwy → temat → Historia ogólnie
Różnie określa się tę barwę, Jiří Tenora uznany weksylolog, szczególnie interesujący się dawnymi krajami ZSRR, symboliką NRD, flagami i insygniami wojskowymi w ramach Układu Warszawskiego, określa to jako ciemnoczerwony/dark red (R+) albo fioletowy/purple (P). Ukuł on własny neologizm na taką barwę: "malinorot", nawiązując w nim do "maliny" (z rosyjskiego) i "rot" (z niemieckiego: "Rot" - czerwony; jako nawiązanie do barwy będącej w użyciu przez Zivilverteidigung w NRD). Zatem malinowo-czerwony? -
Podobna symbolika państwowa (i miejska)
secesjonista odpowiedział Bruno Wątpliwy → temat → Historia ogólnie
Z dziedzictwa kolonialnego i emigracyjnego... na świecie ma istnieć przeszło trzydzieści miast, które swą nazwą nawiązują do miasta Barcelony i utworzonych od niej derywatów. W Puerto Rico istnieje Barceloneta, nazwa nawiązuje do kolonistów hiszpańskich, a zwłaszcza tych z Katalonii, który było wielu w tym regionie. "Barceloneta" to nazwa plaży w Barcelonie, a także kwartału tego miasta, który kiedyś miał rybacki charakter. Flaga miasta to niemal powtórzenie elementów z flagi miejskiej Barcelony (krzyż św. Jerzego) herbu Katalonii (barwne pasy). A czy w heraldyce miejskiej różnych Warszaw, Varsaw itp. rozsianych po świecie znajdziemy nawiązania do polskich korzeni? -
Od czasów papieża Grzegorza Wielkiego mamy do czynienia z próbą (cantus romanus) uporządkowania na większą skalę kwestii śpiewów i muzyki w kościele. Graduałom, antyfonarzom itp. księgom liturgicznym towarzyszyły zapiski (początkowo w postaci didaskaliów) co do tego: co i jak śpiewać, i co i jak grać. Władze diecezjalne miały dbać o to by podstawowy zestaw śpiewów i muzyki był dostępny na najniższych szczeblach parafialnych. Powstawało szereg dzieł teoretycznych o wykonywaniu muzyki, jak i takich - bardziej o charakterze podręcznikowym, instruktażowym. Z rzadka wydawano też poszczególne partytury. Dla mniej wyrobionego czytelnika z tego typu literatury tworzono kompilacje, wyciągi itd. Dla organistów dostępne były różnorakie tabulatory, w Polsce np. tzw. "Tabulatura Jana z Lublina z roku 1540", "Tabulatura klasztoru Św. Ducha" (1548 r.), Mikołaja z Krakowa "Ave Jerarchia", "Tabulatura pelplińska", Johannesa Fischera z Morąga, "Tabulatura Marcina Leopolity" (łowicka) itp. Osoba wychwycona na poziomie szkolnictwa podstawowego, która przejawiała pewien talent wokalny czy muzyczny, miała szansę na pogłębioną edukację muzyczną. Czy to poprzez naukę muzyki na kolejnym szczeblu edukacji, czy to poprzez samą możliwość dostępu do szerszego wachlarza literatury około-muzycznej. W przypadku małych ośrodków wiejskich częstą praktyką było "dziedziczenie" funkcji organisty. Czy to przez potomka, a gdy ten nie przejawiał żadnych predyspozycji, przez osobę przysposobioną. Warto pamiętać, że nauczycielami w szkołach parafialnych (w Polsce wczesnej doby nowożytnej) byli tzw. klechowie. Osoby bez studiów, ale które skończyły pewne etapy edukacji, i to one częstokroć wykonywały funkcję sług kościelnych czy organistów (bądź obie razem). /por. szerzej: M. Krajewski "Historia wychowania i myśli pedagogicznej"/ Biskup płocki, Michał Jerzy Poniatowski w swym "Liście pasterskim" (sierpień 1775 r.) zalecał: "... w parafiach, w których szkół nie było, księża powinni bez zwłoki przystąpić do ich zakładania, a do prowadzenia dobrać takich ludzi, którzy by dawali uczniom nie tylko wiedzę, ale także pracowali nad kształtowaniem ich charakterów . Chodziło też w pierwszym rzędzie 0 przygotowanie organistów do spełniania funkcji nauczycieli parafialnych, którzy, jak przestrzegał Poniatowski, powinni odznaczać się dobrym i obyczajami i znajomością swojego fachu". /M.M. Grzybowski "Szkolnictwo elementarne na Mazowszu w drugiej połowie XVIII wieku: wypisy źródłowe z wizytacji kościelnych", "Rocznik Towarzystwa Naukowego Płockiego", T. 4, 1983, s. 222/ I KEN nie zapomniał o organistach: "... ze względu na brak odpowiedniej kadry nauczycieli muzyki działacze Komisji Edukacji Narodowej powołali do życia specjalne uczelnie, seminaria nauczycielskie: pod Wilnem, w Łowiczu i Kielcach. Program trzyletniej nauki w tych szkołach umożliwiał uczniom zdobywanie różnych praktycznych umiejętności (np. wzorowego czytania i pisania, rachunków, wiadomości z zakresu ogrodnictwa itp.), a także obejmował naukę śpiewu kościelnego, grę na organach i klawikordzie. Seminaria kształciły nauczycieli w dwóch zawodowych funkcjach: pedagoga i muzyka organisty". /J. Prosnak "Polihymnia ucząca. Wychowanie muzyczne w Polsce od średniowiecza do dni dzisiejszych", Warszawa 1976, s. 69/ I o bardziej lokalnych inicjatywach: "Zasadniczym celem, dla którego powołano do istnienia szkołę muzyczną w Świętej Lipce, było zapewnienie stałej służby muzycznej w świątyni poprzez chór chłopięcy i kapelę muzyczną. Jeszcze przed rokiem 1722 na wielkie święta i niektóre niedziele pielgrzymowali do Świętej Lipki bursiści z Reszla, „aby śpiewać i grać w czasie Mszy św., nieszporów oraz często i uroczyście obchodzonych procesji”3*. Drugim zadaniem szkoły muzycznej było wychowanie i wykształcenie organistów dla potrzeb diecezji. Służyłoby to ujednoliceniu śpiewu kościelnego, a także przygotowaniu kadr organistowskich i kapel muzycznych. Warunkiem przyjęcia do szkoły muzycznej była umiejętność czytania i pisania oraz uzdolnienia muzyczne. Wiek kandydatów określony był na 12-14 lat. Do przyjęcia wymagana była także prośba skierowana przez ojca dziecka, opinia proboszcza, z parafii której pochodził kandydat oraz opinia organisty mówiąca o uzdolnieniach muzycznych lub o walorach głosowych kandydata na muzyka. Kandydaci rekrutowali się najczęściej z bardzo biednych rodzin, dlatego też otrzymywali w szkole całodzienne utrzymanie i ubranie, a nauka odbywała się bezpłatnie". /R. Kaczorowski "Edukacja muzyczna w szkołach jezuickich na Warmii", "Studia Elbląskie", 5. 2003/ Kościół był miejscem gdzie mamy (i mieliśmy w czasach nowożytnych) do czynienia z muzyką towarzyszącą samemu officium divinum, jak i muzyką o nieliturgicznym charakterze. Wiek XVII, to wiek upowszechniania się messe d’orgue, już to za sprawą pewnej mody jak i chęci wykorzystania możliwości zmodyfikowanych organów doby Ludwika XIV (nowe registry, trzy klawiatury). To jaki poziom prezentowali organiści z mniejszych parafii - to już odrębna sprawa, ale raczej nie było z tym najlepiej. W 1662 r. ksiądz Martin Sonnet wydaje "Caeremoniale parisiense", jak sam zaznacza, jego celem było przeciwstawienie się nowinkom jakie do liturgii (i towarzyszącej jej oprawie muzycznej) wkradały się, a były niezgodne ze statutami diecezjalnymi. W rozdziale "De Organista & Organis" dodaje on też uwagi, by organiści wykonywali swą oprawę: "bez skracania", "bez zmian", "ze wszystkimi nutami". Jak się zdaje nie była to praktyka wynikająca z lenistwa organistów, a chęć unikania trudności technicznych. To tak jak z pytaniem, czemu po podstawowej edukacji muzycznej, jedna osoba potrafi zagrać na pianinie prostego ragtime'a, inna tylko zagrać wdzięczny pas i "plumkać", a inna wydaje jedynie dźwięki pełne kakofonii, choć nie jest admiratorem "Ascension" Johna Coltrane'a. W zasadzie to "chór" organy "je prowadziły", zresztą nie bez pewnych i częstych zgrzytów. Stąd i szczegółowe porady i instrukcje: "W trakcie liturgii pojawiały się niejasności z powodu konieczności zaśpiewania właściwego tonu przez śpiewaków zaraz po wersecie organowym; zdarzało się bowiem, że śpiewacy poszukiwali dźwięku w trakcie samej gry organowej, wprowadzając w ten sposób zamęt i niepokój. W swojej Dysertacji na temat chorału gregoriańskiego [chodzi o jego: "Dissertation sur le Chant Grégorien", Paris 1683] Nivers przekonuje o konieczności podawania właściwego dźwięku na organach, aby śpiewacy nie musieli się martwić, czy trafią we właściwy ton, a jedynie mieliby zwrócić uwagę na ów końcowy dźwięk wersetu organowego. Powstaje pytanie, w jakiej tonacji powinny być zapisane wersety organowe, żeby korespondowały z tonami kościelnymi poszczególnych antyfon i żeby śpiewakom śpiewało się wygodnie? Nivers w swojej Dysertacji w sposób dokładny i wyraźny krok po kroku prowadzi czytelnika do właściwego zrozumienia tych reguł. Ton danego śpiewu nie jest określony przez jego finalis, ale przez jego dominantę (często nazywaną tenorem albo tonem recytatywu). Dominanta jest tym dźwiękiem, wokół którego „oscyluje” cała melodia w określonym tonie. Dla przeciętnych męskich głosów Nivers sugeruje dominantę w okolicach a w oktawie małej. Kompozytor odnosi się do stroju stosowanego w większości organów paryskich, nazwanego ton de la Chapelle; był on o pół tonu niższy od stroju nazwanego ton de la Chambre du Roy. Ten wyższy strój występował raczej w organach klasztornych, gdyż był wygodniejszy dla głosów żeńskich. Dla głosów męskich Nivers sugeruje jako dominantę a, natomiast dla głosów żeńskich b1 lub c2 , lub nawet d2 przy wysokim stroju organów klasztornych. Dźwięk, który był najbardziej odpowiedni dla danego chóru, nazywał „dominantą chóru”. Nivers zaznaczył, że po ustaleniu dominanty chóru należy odpowiednio przetransponować finalis oddalone od dominanty o analogiczny interwał". /S. Ferfoglia "Guillaume-Gabriel Nivers (ok. 1632-1714) - ostatni z 'przedklasyków' czy pierwszy z klasyków?", "Tarnowskie Studia Teologiczne", 33, 2014, br 2/ Warto zajrzeć do: J. Erdman "Organy" "Dawna polska muzyka organowa" red. J. Grubich J. Gołos "Polskie organy i muzyka organowa" tegoż, "Z polskiej muzyki organowej XVI wieku" J. Rajman "Organy w małym mieście i wiejski warsztat. Przyczynek do badań nad organami w Małopolsce", w: "Studia organologica", t. IV, pod red. M. Szymanowicz tegoż, "Organy, organmistrzowie i organiści w średniowiecznym Krakowie", w: "'Cracovia - Polonia - Europa'. Studia z dziejów średniowiecza ofiarowane Jerzemu Wyrozumskiemu w sześćdziesiątą piątą rocznicę urodzin i czterdziestolecie pracy naukowej" F. Leśniak "Organiści i kantorzy w Krośnie (1518-1630)", w: "Człowiek w teatrze świata. Studia o historii i kulturze dedykowane Profesorowi Stanisławowi Grzybowskiemu z okazji osiemdziesiątych urodzin" red. B. Popiołek K. Mrowiec "Liturgia i muzyka u Księży Misjonarzy w Polsce", w: "Nasza Przeszłość", t. XIII, Kraków 1960 T. Przybylski "Polska pieśń kościelna w twórczości organowej kompozytorów od XVI wieku do Mieczysława Surzyńskiego", w: "Organy i muzyka organowa", X, Prace Specjalne 54, Gdańsk 1997.
-
Z zapisu cenzora: "Nie należy zwalniać żadnych publikacji wyprzedzających zbliżające się międzynarodowe sympozjum kobiece na temat roli gospodarstwa domowego we współczesnym świecie. Dopiero po odbyciu się tej imprezy (Warszawa 29-31 marca br.) ukażą się skonsultowane komentarze, ale tylko w wybranych (bez prawa przedruku) czasopismach kobiecych”. /I. Grudzińska-Gross "Świat zaaresztowanych słów", "Aneks", nr 21, 1979/ Co takiego mogło się tam wydarzyć by trzeba było kobietom podać "skonsultowane komentarze"?
-
Flota jak się zdaje była królewska a nie gdańska. To król wydawał dyspozycje budowniczemu - Jakubowi Murreyowi, to z racji tego że była to flota królewska a nie miejska, musiała ona opuścić Gdańsk, gdy ten ogłosił neutralność. Inna sprawa, że władze musiały się na tą flotę dokładać, nie bez pewnego przymusu. /por. P. Kroll "Dzieje polskiej floty w dobie nowożytnej", "Morza. Statki i Okręty", nr 3, 1998
-
Nie wiem nic o tym by stan wiedzy euklidesa był równoznaczny ze stanem wiedzy secesjonisty, domysły euklidesa są błędne, bo secesjonista miał na myśli nie: CIA i Zatokę Świń, nie: znaną aktorkę, a kwestię farmaceutyków.
-
Literatura w służbie totalitarnym ideologiom
secesjonista odpowiedział foad → temat → Nauka, kultura i sztuka
O zaangażowaniu wielu intelektualistów w sprawę komunistycznej iluzji traktuje praca Davida Caute'go "The Fellow-Travellers". Jako przykład jak niektórzy widzieli ówczesny "kraj rad" można wskazać pracę Sidney'a i Beatrice Webbów "Soviet Communism: a New Civilization?" (w późniejszych wydaniach pytajnik zniknął). Którzy doszli do zadziwiającego wniosku, że w obozach warunki są nieludzkie, ale po 1930 r. więźniowie nie są: bici, torturowani czy zabijani. -
Nowa Fundlandia?
-
Podobna symbolika państwowa (i miejska)
secesjonista odpowiedział Bruno Wątpliwy → temat → Historia ogólnie
Harfa znalazła się na dawnej kolonialnej fladze Leeward Islands (które w polskiej nomenklaturze geograficznej z Wysp Podwietrznych stały się Wyspami Nawietrznymi). To ciekawa flaga zaprojektowana osobiście przez gubernatora sir Benjamina Pine'a. Ponoć widniejące na niej ananasy są nawiązaniem do nazwiska gubernatora. Niezwykłe jest graficzne ujęcie herbu na fladze: w okręgu, tak jakby widać go było przez lunetę czy bulaj. Kolor różowy z rzadka pojawia się na flagach, a gdzie możemy taką barwę odnaleźć? -
Podobna symbolika państwowa (i miejska)
secesjonista odpowiedział Bruno Wątpliwy → temat → Historia ogólnie
Baa, ale instrument widniejący w herbie np. Oru czy Kambja - nie wyglądają jak kantele, -
Życie dzieci w trakcie II wojny światowej
secesjonista odpowiedział Sebastian21 → temat → II wojna światowa (1939 r. - 1945 r.)
Warta uwagi, opublikowana praca doktorska Kiryła Sosnowskiego: "Ohne Mitleid. Dziecko w systemie hitlerowskim". -
Nie miał "kwitów" na każdego, choć na prezydenta Kennedy'ego - miał, ale Hoffy - nie znalazł. Temat ma być bardziej o tej postaci czy o FBI?
-
Podobna symbolika państwowa (i miejska)
secesjonista odpowiedział Bruno Wątpliwy → temat → Historia ogólnie
Co do harfy mającej nawiązywać do Irlandii, trzeba powtórnie przywołać Montserrat, na fladze tego państwa mamy dwa akcenty irlandzkie: Ériu trzyma właśnie harfę. A na szczycie Government House odnajdziemy trójlistną koniczynę (shamrock). Za sprawą Cromwella, do dziś mieszkańcy wyspy mówią z irlandzkim akcentem. Dlaczego w Estonii w heraldyce miejskiej i ziemskiej napotykamy całkiem często na harfę (oczywiście bez nawiązania do Irlandii) to pewnie nam objaśni Bruno... -
Podobna symbolika państwowa (i miejska)
secesjonista odpowiedział Bruno Wątpliwy → temat → Historia ogólnie
A gdzie spotykamy harfę, związaną z Irlandią? -
Podobna symbolika państwowa (i miejska)
secesjonista odpowiedział Bruno Wątpliwy → temat → Historia ogólnie
To jaki herb znajduje się na tarczy Pogoni? -
Co czytali fikcyjni (i nie tylko) bohaterowie książek?
secesjonista odpowiedział secesjonista → temat → Historia literatury
Spójrzmy może teraz co mogli czytać bohaterowie „Komediantki”, oczywiście tej słynniejszej, reymontowskiej z 1895 roku (wyd. książkowe z 1896 r.). Warto jednak pamiętać, że już w 1887 r. Marian Gawalewicz opublikował małą rzecz pt.: „Komediantka”, a to ten sam, któremu Władysław Reymont zadedykował swoją „Komediantkę", to trochę jak z pytaniem: kto napisał "Pana Tadeusza", gdzie odpowiedź nie jest aż tak oczywista, jakby się zdawało... Zatem obracać się będziemy głównie w kręgu osób związanych z warszawskimi teatrzykami sezonowymi. Teatrzykami, gdzie raczej nie napotkamy muzy szczególnie wysokich lotów. Gdzie repertuar to na ogół wiązanka złożona z fragmentów sztuk, operetkowych wstawek, tańców („bukiet dramatyczny, albo „co kto lubi”, to jest: komedyjkę, operetkę jednoaktową, wyjątek z dramatu i taniec solowy”). A muza występująca na ich deskach ma często podkasany charakter. Dla uproszczenia przyjmijmy, że jeśli jakiś z bohaterów grał w sztuce – to zapiszemy ją jako lekturę zaliczoną. Choć zapewne, nie tylko danej sztuki nie czytano, zapewne też i nie czytano całego scenariusza, ograniczając się jedynie do swojej kwestii. Z racji repertuaru, za literaturę potraktujemy też operetki, domniemywając, że libretta zostały przeczytane. Z lektur pewnych głównej bohaterki… Główna bohaterka Janka Orłowska „Pochłonęła Szekspira z całą gwałtownością swojej natury — całego i od razu”. Nie mamy tu powodu by nie wierzyć narratorowi, no może z tym „całym Szekspirem” to pewna egzaltowana przesada, ale zapewne zapoznała się z jakimś obszernym wyborem jego najważniejszych dramatów. Czego dowody odnajdujemy w dalszej części powieści. Oto jedno ze zdarzeń przypomina jej scenę ze „Snu nocy letniej” (kwestia Stolarza – Lwa), czy boleściwa postawa Sowińskiej i dramaty osobiste Majkowskiej przywodzi u niej ustęp z „Hamleta” (: „Choćbyś była czystą jak śnieg, nie ujdziesz potwarzy”). Nasza bohaterka zanim jeszcze wyruszyła na podbój warszawskich scen z prowincjonalnego Bukowca, pewnego wieczoru: „czytała bardzo długo Consuelo Jerzego Sanda”. Rzeczony Jerzy, to oczywiście kobieta - Amantine-Lucile-Aurore Dupin, znana nam lepiej jako George Sand. Janka czytała zatem jej powieść „Consuelo”, drukowaną początkowo na łamach „La Revue indépendante” (1842-1843), w której to powieści zapoznajemy się z miłosnymi perypetiami weneckiej pieśniarki o przydomku „la Zingara”. Z lektur pewnych, innych person... Pośród pewników lekturowych mamy jeszcze dwie pozycje czytane przez anonimowe postacie. Młodzieńca w parku łazienkowskim, który: „Położył się prawie na ławce i zaczął czytać jakąś małą książeczkę (…) spojrzała na książkę: Musset - Poezye”. Zapewne było to wydanie z 1890 r. (zważywszy na hipotetyczne ramy czasowe fabuły), które to wydanie wyszło w Warszawie nakładem Biblioteki Romansów i Powieści, które „Z ostatnich wydań wybrał i przełożył B.L.”, czyli Bolesław Londyński, znany głównie ze swego przekładu „Cyrano de Bergeraca” i napisania szeregu baśni dla dzieci. I faktycznie, to wydanie z 1890 r. miało mały format: 21 cm wysokości, a na raptem 147 stronach pomieszczono 34 utwory. Mamy też pewnego starca, który: „ukląkł, wyjął książkę z kieszeni i przy świetle gromnicy czytał Psalmy pokutne”, po czym w powieści następują ich fragmenty: „Zmiłuj się nade mną Panie! bom chory jest; uzdrów mnie Panie! boć udręczon jestem”, „Tyś jest ucieczką moją w utrapieniu, które mnie ogarnęło. O Boże! wyrwij mnie z męki…”, „Wiele jest biczów na grzesznika, ale ufającego w Panu, miłosierdzie ogarnie…”, "Przyjaciele moi i blizcy moi, naprzeciwko mnie stanęli…”, „A ci, którzy przy mnie byli, z daleka stali, a gwałt mi czynili i zdrady, cały dzień wymyślali…”. Z podanych fragmentów możemy powiedzieć, że ów bogobojny mąż czytał trzy "Psalmy pokutne": Psalm VI (zaczynający się od: „Panie w zapalczywości Twojej nie karz mnie...”), Psalm XXXI („Błogosławieni, którym odpuszczone są nieprawości...”) i Psalm XXXVII ("Panie, nie w zapalczywości Twojej strofuj mnie...”). Nie da się określić z jakiego zbioru korzystał ów starzec, najprawdopodobniejszy trop to niezwykle popularne wówczas „ołtarzyki”. Czyli zbiór przydatnych dla katolika informacji: kalendarz religijny, nabożeństwa, modlitwy, koronki itp. Zapewne był to „ołtarzyk polski mniejszy” - wersja dostosowana do polskich warunków, w z racji mniejszego formatu poręczna do codziennego noszenia (często oferowana w formacie o wysokości 15 cm). Z lektur bardziej hipotetycznych… Dla głównej bohaterki jej pierwszym występem scenicznym, jeszcze na prowincjonalnej scenie, to rola Pawłowej w sztuce Józefa Blizińskiego „Marcowy kawaler” (prapremiera w Warszawskim Teatrze Rozmaitości 15 maja 1873 r.). Choć początkowo do tego swego debiutu podchodziła bez entuzjazmu, za sprawą "lekcji" i prób z Kręską: „… zaczęła się interesować rolą i przedstawieniem. Tak się głęboko przejęła rolą, tak weszła w charakter i tak się nadała do tych ram, że grała bardzo dobrze”. A skoro początkowo miała grać rolę Eulalii - guwernantki w domu pana Ignacego, to chyba możemy jej tę krotochwilę wpisać w poczet zaliczonych lektur. Swe warszawskie występy Janka zaczyna z całkiem „wysokiego C”, ma wystąpić w „Baronie cygańskim”, czyli „Der Zigeunerbaron” - operetce Johanna Straussa. Zgodnie z przyjętymi założeniami, przyjmijmy że zarówno ona, jak i inni aktorzy zapoznali się z librettem i przynajmniej własnymi partiami śpiewaczymi. Co jeszcze wystawiano, tudzież tylko czytano? Władek Niedzielski, zasugerował Jance by ta ubiegała się o lepszą rolę: „Niech pani prosi o rolę Maryi w Doktorze Robin; wystawiają na drugi tydzień”, ochoczo też ofiarował się, iż przyniesie sztukę by mogli ją przeczytać razem. Miał tu na myśli jednoaktówkę, komedię wodewilową „Le Docteur Robin”, jaką popełnił Jules-Martial Regnault de Prémaray (premiera w październiku 1842 r. w paryskim Théâtre du Gymnase-Dramatique). W pewnym momencie nasza bohaterka była: „rozgoryczona ogromnie, że pominięto ją przy wystawianiu starej szopki melodramatycznej p. t.: Marcin podrzutek”. Rzeczona szopka, to dzieło: „Martin l'enfant trouvé ou Les Mémoires d'un valet de chambre” jakie Eugène Sue drukował początkowo na łamach „Le Constitutionnel” od czerwca 1846 r. do marca 1847 roku. Janka przyglądając się starej Sowińskiej pogrążonej: „w bolesnem rozpamiętywaniu”, jednocześnie próbuje wyobrazić sobie w jakich rolach można by skopiować tę postać: „Matkę w Karpackich góralach, albo Matkę rodu możnaby tak grać…”. Jak się zatem zdaje oba te utwory były jej dobrze znane. Pierwszy to oczywiście dramat „Karpaccy górale” z 1840 r. Józefa Korzeniowskiego (znany na ogół z frazy: „czerwony pas, a za pasem broń”), to historia górala Antosia Rewizorczuka z Żabina, który nieco przypomina nam Janosika. Wspomniana „Matka rodu” to zapewne „Matka rodu Dobratyńskich”, przerobiona przez Stanisława Starzyńskiego sztuka Franza Grillparzera „Die Ahnfrau” (premiera oryginału w styczniu 1817 r. w Theater an der Wien). U nas wystawiono ją w warszawskim Teatrze Narodowym w kwietniu 1824 r., a po dwóch przedstawieniach z desek teatralnych zdjęła ją cenzura. Tę pięcioaktówkę wydał potem drukiem we Lwowie Antoni Kozieradzki (w 1850 r.), i jak zaznaczono: „wierszem naśladowana z niemieckiego”. Dyrektor Cabiński tłumaczy się jednemu z aktorów z problemów związanych z nadmiarem pretendentek do głównej roli: „Te baby, to… są trzy kandydatki na Nitouche”. Mowa tu obsadzie głównej roli kobiecej – Denise de Flavigny w trzyaktowej operetce wodewilowej „Mam'zelle Nitouche”, autorstwa Hervé’go (właściwie: był to: Louis Auguste Florimond Ronger), a która miała premierę w paryskim Théâtre des Variétés w 1883 roku. Towarzystwo aktorskie grupy Cabińskiego było zdziwione gdy Gold przyniósł gazetę z informacją: „Panna Śniłowska, znana i utalentowana artystka scen prowincyonalnych, grywająca pod pseudonimem „Nicolety”, uzyskała pozwolenie na debiuty w teatrze warszawskim. Artystka wystąpi po raz pierwszy w nadchodzący wtorek w Odecie Sardou”. To oczywiście „Odette” z 1881 r. autorstwa Victoriena Sardou. Zdziwienie o tyle uzasadnione, że Nicolet nieszczególnie wcześniej wyróżniała się talentem, a przypadła jej rola jaką grała takiej klasy aktorka jak np. Helena Modrzejewska. Dwa zbieżne cytaty: „Grali Emigracyę chłopską” i „W antrakcie przed obrazem tak zwanym „Wigilijnym”, Topolski, grający Bartka Kozicę...”. Oba te fragmenty tyczą się pewnie pięcioaktówki Ludwika Anczyca, którą zdobył w 1846 r. nagrodę w konkursie dramatycznym krakowskim. Z nieco naiwnym apelem w zakończeniu: „Wy Panowie, co nauki więcej od nas macie, Zbliżcie się też więcej sercem ku wieśniaczej chacie...”. Nawet popularny repertuar nie dawał gwarancji zapełnienia sali: „Cabiński codziennie wystawiał nową sztukę i pustki były tak samo. Dał Podróż po Warszawie — pustki. Grali Zbójców — pustki. Grali takie bomby jak Don Cezar de Bezan, Posąg komandora, Wróżka la Voison — pustki i pustki”. „Zbójcy” to oczywiście słynny „Die Räuber” Friedricha Schillera (który to utwór pojawia się też w kontekście kłótni małżeńskie o grę aktorską dyrektora Cabińskiego). „Don Cezar...” to również znany samograj, opera komiczna „Don César de Bazan” Julesa Masseneta (premiera w paryskiej Opéra-Comique, w listopadzie 1872 r.), z librettem opartym na „Ruy Blas” Wiktora Hugo. Wspomniaia „Wróżka” to sztuka „La Voisin” spółki: Paula Fouchera i Julesa Édouarda Alboise’a (premiera w paryskim Théatre de la Gaité, w grudniu 1841 r.). W przypadku „Posągu...” chodzi zapewne o fragment z komedii Moliera , bo raczej trudno sądzić by próbowano zaprezentować „Il dissoluto punito ossia il Don Giovanni” Wolfganga A. Mozarta (?). Z recitalu w restauracji „Pod Mostem” na Podwalu, wiemy, że nie były nieznane, przynajmniej jednej z aktorek (: Wolskiej) fragmenty z „Krakowiaków i Górali”. W pewnej scenie aktorzy tuż przed ostatnim dzwonkiem rżnęli jeszcze w karcięta, w oczekiwaniu na rozpoczęcie grania „bukietu dramatycznego”: „Rzucono karty i wszyscy gorączkowo kończyli się ubie3rać i charakteryzować. — Co zaczyna? — Przysięga. — Stanisławski!”. Zważywszy, że Stanisławski nie był już młodzieniaszkiem, jak i na element dramatyczny, można domniemywać, iż grano fragment dramatu wspomnianego już Ludwika Anczyca „Kościuszko pod Racławicami” (wydany w 1881 r. w Krakowie, jako „Bitwa pod Racławicami. Obraz historyczno – ludowy w 5ciu Oddziałach, pod. ps. A.W. Lasota), który miał swą prapremierę w Krakowie, 26 grudnia 1880 roku. „Zaczęli grać akt niezmiernie płaczliwego dramatu Córka Fabrycyusza. Fabrycyusza grał Topolski, a córkę Majkowska”. Chodzi tu o popularną sztukę „Die Tochter der Herrn Fabricius” Adolfa Wilbrandta (premiera w październiku 1879 r., w monachijskim Schauspielhaus). W Polsce grano ją pod pod różnymi, podobnymi tytułami, jak: „Córka Fabrycego”, „Córka skazańca”., „Córka pana Fabrycjusza”. „Miano grać Męczennicę D'Ennery'ego, w której rolę tytułową, jedną z popisowych i najbardziej płaczliwych w swoim repertuarze, niezmiennie raz do roku grywała dyrektorowa”. Adolphe Philippe d'Ennery (pisał się też: Dennery), współpracując z Edmondem Tarbe des Sablons, zaadoptował do sztuki teatralnej powieść tego drugiego pt. „Martyr”. Która to sztuka w 1886 r. cieszyła się dużym powodzeniem w paryskim Théâtre de l'Ambigu. W Polsce znana z przekładu Zygmunta Sarneckiego, wystawiona prawdopodobnie pierwszy raz na deskach lwowskiego Teatru hr. Skarbka w 1886 r., a na pewno 5 sierpnia 1887 r. na scenie Teatru Letniego. Z „przesłuchania” młodego Władka Niedzielskiego przed Rychterem (chodzi o Józefa Franciszka Rychtera – który m.in. wykładał w warszawskiej Szkole Dramatycznej): „„Niech kawaler zadeklamuje jaki wierszyk, na przykład „Staś na sukni zrobił plamę…”, „Noc była ciemna…”, coś z wypisów Łukaszewskiego…” — powiedział cicho, systematycznie obrzynając kartofle (…) stanąłem w tragicznej postawie i zaczynam… no cóżby?… Czarny szal, który wtedy był modnym… Przebiłem się przez tremę i z miejsca uniósł mnie patos, łamię się, wykręcam stawy, krzyczę, wybucham niby Otello, syczę nienawiścią jak samowar i skończyłem, oblany potem… (…) Zdawało mi się, że idzie dobrze i wybieram Hagarę; jadę na całego: rozpaczam, jak Niobe (…) Olśniony już tem przyzwoleniem i zachętą, jaką zdawałem się słyszeć w jego głosie, wybieram z Mazepy Słowackiego tę scenę w więzieniu z czwartego aktu, i mówię ją całą…”. Zatem, będąc na etapie edukacji szkolnej, Niedzielski musiał zapoznać się z naszym klasykiem romantycznym i jego „Mazepą”. Także z wierszykiem o niechlujnym Stasiu – Stanisława Jachowicza (dziś bardziej znana jest zapewne parodystyczna wersja Boya-Żeleńskiego). Trudno ocenić czy wiersz pochodził z pierwszego wydania zbiorku pt. „Bajki i powieści” dedykowanego „Cieniom najdroższej Matki” (1824 r.), czy z wydawanych przez cztery lata kolejnych, coraz bardziej poszerzanych wydań. A może z późniejszych tomów, wydawanych już pod innym tytułem: „Bajki i powiastki” (t. 1-4, 1842-47). Fragment o ciemnej nocy zapewne zaczerpnięty z utworu poetyckiego „Zdraycy Oyczyzny” („Noc była ciemna, milczenie ponure...”), który ukazał się w tomie „Poezyie Litwina” wydanym w Paryżu w 1934 r. przez Aleksandra Jełowieckiego. Pod pseudonimem „Litwin” krył się oczywiście Antoni Gorecki. Jak się zdaje żaden z tych utworów nie pochodził z sugerowanych „wypisów”, czyli Lesława Łukaszewicza „Rysu dziejów piśmiennictwa polskiego”, które miało swe pierwsze wydanie w 1859 roku, w Poznaniu. Pewną trudność sprawić może: „wybrałem Hagarę”. Wiele utworów tyczyło się tej postaci, w przypadku czwartoklasisty najprawdopodobniejszym jest utwór poetycki „Hagar na puszczy” Kornela Ujejskiego ("Od słońca pożaru zczerniała mi głowa, A w koło pustynia; - do Ciebie, Jehowa Podnoszę płaczący mój głos…"), zawarty w zbiorach jego „Poezji” (np. w wydaniu F. Brockhausa, Lipsk 1866). Trop o tyle uzasadniony, że utwór ten wspomniany był w popularnych wypisach dla szkół gimnazjalnych autorstwa hr. Stanisława Tarnowskiego, gdzie w ustępie o tym poecie mamy właśnie ów utwór („Z melodyi biblijnych. Hagar na pustyni”). Trudność sprawia ów modny „Czarny szal”; dla dojrzalszych (wiekiem) melomanów kojarzy się zapewne z kompozycją Ryszarda Sieleckiego i wykonaniem np. Ireny Santor, ale oczywiście to nie ta epoka. Na progu XX w. rzeczywiście odnajdujemy pewien trop „czarnego szalu” w postaci niewyszukanej jednoaktowej operetki, która z czasem zyskała pewną popularność. To operetka „Dama w czarnym szalu” Wincentego Rapackiego (syna). Problem w tym, że wedle IPSB wystawiona pierwszy raz miała być w 1901 r., co wyklucza ją z elementów powieści wydawanej w odcinkach w „Kurierze Codziennym”, w 1895 roku. Pewna nadzieja w tym, że autor „Tygrysa bengalskiego”, szereg swych utworów wydawał wcześniej w drobnych drukach i różnych pismach, typu: tygodnik „ Echo Muzyczne, Teatralne i Artystyczne”. Może zatem w ten sposób natknął się nań Reymont? Tylko niepokojące jest to określenie: „modne”... W jednej ze scen Dobek (pełniący funkcję suflera) zemścił się na Glasie, gdy ten zaciął się w swej śpiewanej partii i wciąż powtarzał jedną frazę: „Moją jesteś, piękna Róziu!”. To jak się zdaje popularna piosenka na melodię mazurka, którego autora raczej nie odnajdziemy. W Bibliotece Jagiellońskiej zachował się anonimowy rękopis (Rkp. 1953 : 17) zawierający między innymi mazurka zatytułowanego „Moja Róziu jakżeś ładna”. W „Universal-Handbuch der Musikliteratur aller Zeiten und Völker. Als Nachschlagewerk und Studienquelle der Welt-Musikliteratur” (Vol. VI, Wien 1904) Franza Pazdreka, podaje on nam mazurka o takim tytule z podaniem alternatywnej wersji tytułowej „Kochaj, kochaj co bóg da”. Pod tym ostatnim tytułem piosenkę możemy znaleźć w śpiewniku Józefa Nowakowskiego z serii "Siedem Śpiewów Polskich" (Warszawa ok. 1880) ze słowami J. Gostkowskiego. "— Podesta na scenę! — zawołał insfticyent. Cabiński pobiegł, wyrwał komuś laskę z ręki, zawiązał sobie czarną chustkę na szyi i wpadł na scenę". Za sprawą słówka „podesta” (z wł. podestá, potestá - władza,) możemy być pewni, iż akcja sztuki toczy się we Włoszech. Najszybciej do głowy przychodzi trzyaktowa opera buffa Wolfganga A. Mozarta „La Finta Giardiniera”, gdzie jedną z centralnych postaci jest burmistrz Lagonero - Don Anchise. Może jednak było to coś mniej ambitnego? Choćby „Gasparone” Carla Millöckera (prem. 26 stycznia 1884, w Theater an der Wien), gdzie burmistrz Baboleno Nasoni z Teresino (na Sycylii) knuje intrygę by wydać swego syna za majętną wdowę hrabinę Santa Croce. Z rzadka bo z rzadka, ale jednak zdarza się, iż bohaterowie „Komediantki” wdają się w szersze dysputy o istocie sztuki scenicznej, literaturze i znaczeniu niektórych pisarzy. W tego typu konwersacjach padają nazwiska: Henryka Ibsena („on zapowiada kogoś potężniejszego”), George’a Byrona („Policzkował Anglię arcydziełami”), Percy’ego B. Shelley’a („boskie gadanie dla publiczności Saturna”), Johanna W. Goethego („maszyna skomplikowana… wściekła arystokracja”), Friedricha Schillera („echo encyklopedystów… doktrynerstwo szwabskie”), Williama Szekspira („to jest cały wszechświat”) i: „przereklamowani Niemcy: Suderman i spółka”. W tym ostatnim przypadku chodzi o Hermanna Sudermanna, znanego dziś głównie za sprawą dramatu „Die Ehre”, czy zbioru nowel „Litauische Geschichten”. Z toku tych rozmów trudno jednak wysnuć czy prezentowana znajomość literackiego dorobku wspomnianych autorów, powzięta została za sprawą lektury ich dzieł, czy raczej to efekt znajomości publicystyki wokółteatralnej. Tylko w przypadku Goethego, a konkretniej jego dramatu „Faust” można mieć „podejrzenie”, że został on przeczytany. A to z racji przytaczanych szczegółów z fabuły. Teoretycy sztuki dramatycznej pojawiają się incydentalnie, kiedy Topolski snuje swą wizję nowego towarzystwa teatralnego, Kotlicki kąśliwie rzuca: „Spóźniłeś się pan trochę. Antoine w Paryżu już to samo zrobił dosyć dawno; to są jego myśli… „. Prekursor „tych myśli” to André Antoine, który w stworzonym przez siebie Théâtre Libre, bodajże jako pierwszy zaczął na szerszą skalę realizować artystyczny program skrajnego naturalizmu, zaczynając od wystawienia sztuki, będącej adaptacją noweli Emila Zoli pt. „Jacques Damour”. Mamy jeszcze jeden trop znajomości literatury teoretycznoliterackiej: „To był apostoł sztuki, geniusz bez całych butów i… okoliczności!… Szekspir podwórzowy! Talma karczemny!…”. Znana była praca „Réflexions de Talma sur. Lekain et l'art théâtral” (Paris, 1856), której autorem był François-Joseph Talma. Autor nawiązując do ulubionego aktora Voltaire’a - Henriego-Louisa Caïna (ps. sceniczny Lekain) starał się wyłożyć własną koncepcję inteligencji i wrażliwości w spektaklu dramatycznym. Problem w tym, że i jego pani, czyli Karolina Talma z Vanhofów (późniejsza Mme Pepit) popełniła podobne dziełko przetłumaczone przez Wojciecha Szymanowskiego jako: "Środki zgłębiania sztuki teatralnej…" (Warszawa 1837) . Jak się zdaje ta druga pozycja dostępniejszą była grupce naszych aktorów. Z tekstów nierozpoznanych, dla których nie znalazłem żadnych tropów: „A kiedy mnie napoczął — A nie daj opłakiwać, A moim modrym oczom hu ha!” „Kapłanko! tobie ołtarze W tej sztuki farze Wystawić każę!” „Tobym cięgiem patrzał na nią Jesce-bym się przy niej ukłodł, Żeby mi jej kto nie ukrodł”. Jakieś podpowiedzi czy sugestie? Jakieś ślady i sugestie? -
Zaangażowanie europejskich intelektualistów i ludzi kultury w faszyzm
secesjonista odpowiedział secesjonista → temat → Nauka, kultura i sztuka
Sprawa z osobą autora "Hugh Selwyn Mauberley" nie jest tak oczywista, jak przedstawił to Mariusz 70. Faktem jest, że z dzisiejszej perspektywy przetrzymywanie w klatce wydaje się barbarzyństwem, to z perspektywy amerykańskiego żołnierza, którego rodak wspierał zabijanie jego towarzyszy broni, tego typu postępowanie zapewne było usprawiedliwione. Z jego perspektywy to nie był "obcy-wróg" tylko zdrajca, bo tylko w takich kategoriach można rozpatrywać poczynania Pounda. Dalszego konkluzje jakie przedstawił Mariusz 70, dowodzą nieznajomości biografii tego poety. Otóż stanął on przed sądem, faktem jest również, że pobyt w klatce sprawił, że Pound doznał załamania nerwowego. On sam to później potwierdził. Człowiek, który zostaje więźniem, roi sobie, że prezydent USA użyje go jako negocjatora w sprawie pokoju z Japonią, dalece stracił kontakt z rzeczywistością. Kwestią dyskusyjną pozostanie, czy stan umysłowy Pounda rzeczywiście był tak poważny, że wykluczał jego udział w procesie w charakterze oskarżonego. Czy był to jedynie wygodny pretekst by nie skazać go na więzienie czy karę główną. Dodać wypada przypuszczenie jednego z badaczy (S.I. Kutler "American Inquisition: Justice and Injustice in the Cold War"), że superintendent w St. Elizabeths Hospital - Winfred Overholser, trzymał go tam by zapewnić mu ochronę przed amerykańskim wymiarem sprawiedliwości. Konkluzja lancastera również jest niezbyt nietrafiona. Oczywiście zamykanie w szpitalu psychiatrycznym znane było różnym ustrojom, na różnej przestrzeni czasowej. Atoli przykłady Pounda i Hamsuna nie dowodzą wtórności "CCCP", tylko nieznajomości tego zagadnienia względem tego kraju. Bierze się to zapewne stąd, że najbardziej znana praca tycząca się tej problematyki "Russian's Political Hospitals. The Abuse of Psychiatry in the Soviet Union" (London 1977) psychiatry Sidneya Blocha i politologa Petera Reddaway'a, tyczy się apogeum tego typu praktyk. Jednak nasz wschodni sąsiad miał w tej materii doświadczenie jeszcze z czasów carskich. Piotr I nadał Senatowi prawo do kierowania pewnej kategorii osób do gubernialnych szpitali psychiatrycznych ("O oswidietelstwowanii duraków w Senatie"). Początkowo miała być to represja względem osób uchylających się przed służbą wojskową, które symulowały pewne objawy "słabości umysłowej". Szybko stała się to jednak broń względem różnych nieprawomyślnych osób względem carskiej rzeczywistości. Maria Spiridonowa (partia eserowców), jeszcze w 1918 r., siedząc w więzieniu przewidywała, iż ogłoszą ją obłąkaną i wsadzą do szpitala psychiatrycznego. I nie pomylił się,choć stało się to nieco później. To że "psychuszki" w początkach budowania państwa komunistycznego nie były w szerszym użyciu, to tylko kwestia taka, iż nie potrzebowano wówczas tak subtelnych metod. Giuseppe Bottai, przez siedem lat zajmował się stanowisko ministra edukacji pod rządami Mussoliniego. I opuścił dyktatora dopiero w 1943 r., potem w mundurze francuskiego legionisty starał się odkupić swe wcześniejsze przewiny. Pomimo takich doświadczeń, pomimo rozpoznanej dobrze ciemnej strony włoskiego faszyzmu, w rozmowie z Jerzym Borejszą wyznał: "faszyzm to jednak była piękna idea". /tegoż "Szkoły nienawiści. Historia faszyzmów europejskich 1919-1945", Wrocław 2000, s. 261/ -
Czasami nie trzeba było nakłaniać intelektualistów, artystów czy ludzi znanych do czynniejszego się zaangażowania propagandowe i wspierające działania militarne swego kraju. Wielu z nich zaangażowało się w podpisywanie różnego rodzaju manifestów, i co istotne nie chodziło li tylko o wsparcie dla "naszych chłopców". Mówiono w nich o koniecznych zdobyczach terytorialnych, o zwycięstwie odwiecznego wroga, zwycięstwie ducha swego narodu. "I tak w październiku 1914 r. na łamach „The Times” ukazał się manifest podpisany przez 150 uczonych i przedstawiający przystąpienie Wielkiej Brytanii do wojny jako kwestię wolności i pokoju. Wojnę poparli również dość zgodnie pisarze brytyjscy. Wielu z nich, należących zwłaszcza do młodego pokolenia, wzięło bezpośredni udział w walkach. Podobnie było we Francji, gdzie Wielka Wojna uznana została za znakomitą okazję do pognębienia odwiecznego wroga - Niemiec (...) Zdarzały się też działania, które wykraczały poza zwykłe poparcie dla rządu. Wśród nich wymienić należy zwłaszcza petycję, która weszła do historii pod nazwą Seeberg-Adresse. Dokument ten, zawierający żądania aneksji na Wschodzie i na Zachodzie, podpisało aż 352 naukowców. Ponad 100 podpisów, zwłaszcza przedstawicieli środowisk naukowych, zebrano również pod petycją przeciwników tej inicjatywy, odżegnujących się od ewentualnych aneksji na Zachodzie, ale w gruncie rzeczy akceptujących zapędy imperialne na Wschodzie. Nie udało się natomiast zebrać podpisów pod apelem do Europejczyków nawołującym do respektowania zasad humanitaryzmu i internacjonalizmu". /M. Tomczak "Intelektualiści w Europie Zachodniej: od sprawy Dreyfusa do wybuchu II wojny światowej", "Studia Europaea Gnesnensia", t. 4, 2011, s. 112-113/
-
Literatura w służbie totalitarnym ideologiom
secesjonista odpowiedział foad → temat → Nauka, kultura i sztuka
Wielu Zachodnich intelektualistów odbywało podróże po ojczyźnie światowej rewolucji. Herbert George Wells popełnił dziełko "Russia in the Shadow", będące jego relacją z takiej podróży. Zarazem była to odpowiedź na relację z podobnej wizyty, jaką odbył Bertrand Russell, czego efektem było "The Practise and Theory of Bolshevism". Wells, który nieszczególnie cenił marksizm, a i inteligencji chyba nie można mu odmówić, podobnie jak Russell zauważa terror. Daje mu jednak pewne uzasadnienie, zauważa on, że pominąwszy incydentalne przypadki okrucieństwa, w wyniku tego terroru zabijano z jakiegoś powodu i w jakimś celu. Choć z naszej polskiej perspektywy związki poezji z opiewaniem nowego systemu wiążą się na ogół z socrealizmem, to i przed zaordynowaniem tego kierunku, spotkamy się z pochwalną poezją nowego systemu. Oto Christopher Murray Grieve, znany bardziej jako Hugh MacDiarmid, dał się ukąsić i komunizmowi, i faszyzmowi, by wreszcie poświęcić się odrodzeniu szkockiego nacjonalizmu. W wierszu pt. "To Lenin" (potem tytuł zmienił na "First Hymn to Lenin")) wydanym w zbiorze "New English Poems" (1931 r.), zredagowanym przez Lascellesa Abercrombie, autor ów opiewa terror Czeka. "Konieczne i nieistotne jak okrucieństwo śmierci W obliczu kosmosu, Okrucieństwa Czeki przeminą szybciej. Jakie może mieć znaczenie, kogo się zabija, By zmniejszyć owo najstraszliwsze morderstwo. Które pozbawia większość ludzi prawdziwego życia?". /"Aneks", nr 19, 1978, tłum.red. artykułu: G.Watson: "Were the Intellectuals Duped?”, "Encounter", vol.XLI, No 6, London, December 1973/ Wiersz Charlesa Henry'ego Madge'a "Letter to the Intelligentsia", na ogół jest przytaczany jedynie by wskazać na wpływ, jaki miał Wystan Hugh Auden na pewną generację anglosaskich poetów. Warto jednak przytoczyć pewien inny fragment: "Nicość, ostra jak nóż, pochłonie odszczepieńców; zamilkł już raz na zawsze głos przeniewierców; wybrali Syberię; na wygnaniu już ci, co zwracali się na prawo lub lewo, jak Trocki i Kamieniew - przywódcy- buntownicy". -
Fikcyjni bohaterowie w literaturze - na ile fikcyjni?
secesjonista odpowiedział secesjonista → temat → Historia literatury
Jest o tej kwestii odrębny temat: forum.historia.org.pl - "Józef Piłsudski pierwowzorem Nikodema Dyzmy?". -
Ten który poldas wymierzał wedle znanych mu płytek, i jak się zdaje źle wymierzył. Ten który znalazł. Na zabytek to nie wygląda.
- 16 odpowiedzi
-
- kopanie
- znalezisko
-
(i 2 więcej)
Oznaczone tagami:
-
Matematyka w starożytności
secesjonista odpowiedział TyberiusClaudius → temat → Starożytność (ok. 3500 r. p.n.e. - 476 r. n.e.)
A w czym populizm systemu dziesiętnego się przejawia w odróżnieniu od braku populizmu w systemie dwunastkowym? Czy może euklides podać choćby jednego autora zajmującego się historią matematyki, który pisał o: populizmie systemu dziesiętnego? -
Podobna symbolika państwowa (i miejska)
secesjonista odpowiedział Bruno Wątpliwy → temat → Historia ogólnie
Nigdzie tego nie napisałem. Nigdzie tego nie napisałem. Niezbyt uważnie czytał moje wpisy jancet. Wymieniłem trzy państwa, na flagach których ten element występuje. Wymieniłem je w takiej kolejności: Słowacja, Litwa, Węgry. I napisałem o pośrednictwie: "Jeśli chodzi o te dwa ostatnie państwa możemy chyba mówić o nieprzypadkowej zbieżności...". Z logiki mej wypowiedzi wynika, że nic nie pisałem o "pośrednictwie" w przypadku Słowacji. Jak myślę, istnieje różnica pomiędzy znaczeniem słowa: "pośrednictwo" a: "wzór/źródło". Gdyby jancet zauważył, to owe pośrednictwo napisane przez secesjonistę, zostało ujęte w cudzysłów, zaznaczyłem w ten sposób pewną hipotetyczność i niezbyt dosłowne rozumienie terminu: "zapożyczenie". Istnieje przypuszczenie, że Jagiełło "zapożyczył" ów symbol od Węgrów, Często był to symbol chrztu. Stąd napisałem o "pośrednictwie" - dowodów na to nie mam. No to niezbyt się przygotował do dyskusji jancet. Gdyby nieco zgłębił temat, to odkryłby, że ów krzyż na Litwie w dawniejszych czasach miał nierówne ramiona. I ślady tego wciąż pozostają w heraldyce miast litewskich. -
Matematyka w starożytności
secesjonista odpowiedział TyberiusClaudius → temat → Starożytność (ok. 3500 r. p.n.e. - 476 r. n.e.)
A gdzie tu o liczbach niecałkowitych?