Skocz do zawartości

secesjonista

Administrator
  • Zawartość

    26,675
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

Zawartość dodana przez secesjonista

  1. Młodzieńczy Stefan Żeromski był związany ideowo z redakcją "Głosu", w jednym z listów (z lutego 1892 r.) do Oktawii Rodkiewiczowej donosił, że podczas wizyty u państwa Witkiewiczów ukrywał swój "głosowiczowski katechizm" (Witkiewicz był związany z "Przeglądem Tygodniowym"). Na łamach "Głosu" często zajmowano się sytuacją materialną inteligencji (a zwłaszcza inteligenckiej młodzieży, przy okazji apelowano do niej by zrezygnowała z hamujących ją obciążeń szlacheckich. Świadomość szlacheckiego pochodzenia miała sprawiać przywiązanie nie tylko do pewnego systemu wartości ale i sposobu bycia i życia. A za tym szedł owczy pęd poszukiwania pracy "stosownej" do tego; nieco już przebrzmiałego; statusu. Leon Wasilkowski apelował by inteligencja: "z wiarą w moralną wartość swej pracy zbliżyła się do mas ludowych i w zamian za skromny, lecz uczciwie zapracowany kawałek chleba ofiarowała mu swą pracę", by obniżyła wymagania (L. "Z mieszczańskiego chaosu", "Głos", 1884, nr 34); a Jan Ludwik Popławski, pełniący de facto obowiązki redaktora naczelnego, w dwóch swych artykułach. wykładał: "Otóż właśnie, że tego „państwa” wyrzec się nie chce inteligencja nasza. Nie rozumie, iż jest ona jedynie inteligentnym proletariatem, i to nie tylko pod względem materialnym, ale i dążeniami swymi i uczuciami z masą pracującą jednoczyć się powinna. Tymczasem młodzi lekarze, prawnicy starają się dotychczas utrzymać na stanowisku uprzywilejowanym (...), mieć przyzwoite towarzystwo itp. Młodzież inteligentna winna zdemokratyzować się sama, zdemokratyzować obyczajowo, inaczej bowiem nie potrafi się przystosować do warunków swego istnienia, winna pozbyć się tych potrzeb osobistych, które czynią ją zależną od warstw uprzywilejowanych". /J. Nieboroski "Z kraju", "Głos", 1888, nr 19, J.L.P "Proletariat inteligentny", tamże, 1888, nr 42/ Żeromski wielokrotnie na kartach swego dziennika pisał o doskwierającej mu biedzie, jak to dni spędzał o szklance herbaty i chlebie razowym jedzonym raz dziennie, i nie ma powodów by mu nie ufać. I oto ten sam Żeromski, biedy a zarazem podzielający przecież sądy propagowane na łamach "Głosu", zapisał: "Jestem zdecydowany rąbać drwa, nosić wodę, pracować jak parobek. Ale dlaczego ja tych zajęć pełnić nie mogę? Dlatego, że nie dano by mi ich. Jestem urodzony i wychowany". /tegoż "Dzienniki", T. 2, Warszawa 1954, s. 257/ Zatem jego ograniczeniem był on sam.
  2. Wątek wydzielono z tematu: "Rola inteligencji polskiej w walce o wolność polską". secesjonista Pytanie brzmi w jakimże to zakresie była ta warstwa rozgrywającym? Na polskiej wsi również? Z drugiej strony jak można być głównym rozgrywającym, zważywszy na konstatację: Zapomnieli tylko w swej krytyce: skąd wziąć kapitał? Albowiem tak się składało, że mogli ją wyasygnować bądź to arystokraci mający duże majątki ziemskie, bądź to finansjera. Innymi słowy - bez kapitalistów ani rusz, a państwo nie było w stanie być konkurencją. Oto u schyłku wieku XVIII połączone majątki; według szacunków; Teppera (60 - 65 mln złp.), Prota Potockiego (65 - 70 mln złp.), Kobryta (20 - 24 mln złp.), Szulca (18 - 20 mln złp.) i Łyszkiewicza (6 - 8 mln złp.) dają nam jakieś 169 - 187 mln złp. A nie piszemy tu o pomniejszych, jak: Arndt, Bernaux, Heysler, Blanc, Chevalier... /szerzej: W. Kornatowski "Kryzys bankowy w Polsce w 1793 r.", Warszawa 1937/ Zestawmy to teraz ze stanem finansów państwa: w 1768 r. suma dochodów Skarbu Koronnego to 10 748 245 złp., a Skarbu Litewskiego 3 646 627 złp. Po stronie pensy przewidywano odpowiednio: 17 050 000 złp. i 6 478 142 złp. Wywindowany wysoko budżet Sejmu Czteroletniego zamykał się sumą wydatków ok. 24 mln złp. Tylko jakich lat ma się taka diagnoza tyczyć? "Od przełomu lat siedemdziesiątych i osiemdziesiątych XIX w. obserwujemy nasilający się proces przemian w strukturze zawodowej inteligencji warszawskiej. Gros zatrudnienia przesuwa się ze służby państwowej w okresach wcześniejszych na pracę w instytucjach prywatnych, których liczba jednocześnie rośnie wraz z rozwojem stosunków kapitalistycznych w wielkim mieście". /J. Żurawicka "Inteligencja Warszawy na przełomie XIX i XX w.", w: "Warszawa XIX wieku 1795-1918", Studia Warszawskie T. XIX, z. 3, Warszawa 1974s. 177/ To, że z tym "lądowaniem" niekoniecznie było tak tragicznie wskazuje inny fakt, oto spośród 160 osób, które ukończyły wydział filologiczno-historyczny Szkoły Głównej, bądź kontynuowały studia na analogicznym wydziale Uniwersytetu Warszawskiego tylko jedna osiadła na roli! /A. Kraushar "Siedmiolecie Szkoły Głównej Warszawskiej", Warszawa 1883; "Szkoła Główna Warszawska (1862-1869)" T. I, Wydział Filologiczno-Historyczny, Kraków 1900/ S. Borowski podaje, że tylko 20% studentów Wydziału Prawa i Administracji Szkoły Głównej - jako synowie właścicieli ziemskich, bądź dzierżawców dóbr, powróciło do rodziny na wieś. /tegoż, "Szkoła Główna Warszawska (1862-1869). Wydział Prawa i Administracji", Warszawa 1937/ Wypada dodać, że do połowy lat siedemdziesiątych w Warszawie pracownicy umysłowi rekrutowali się spośród mieszczaństwa, dzieci urzędników, przedstawicieli wolnych zawodów, rzemieślników. Podobnież było w Szkole Głównej - czyli w głównej bazie rekrutacyjnej dla pracowników umysłowych. Szlachta zajmuje w tym ciągu trzecie miejsce. Do schyłku lat osiemdziesiątych nikt nie zauważał pracowników umysłowych jako jednolitej, wyróżniającej się grupy. Jeszcze w 1889 r. Bronisław Chrzanowski na łamach "Głosu" (1889, nr 6) odnotowuje: "Do roku 1863 klasa inteligencka cechowała się jednolitością, była szlachecka i wyznawała idee szlacheckie". Termin "inteligencja" oznaczał po prostu ogół szlachty, dla rozróżnienia mówiono też o "inteligencji wiejskiej" - czyli przedstawicielach ludu, którzy posiadali pewne wykształcenie. Natomiast "najazd" zdeklasowanej szlachty rozpoczął się około 1863 roku, to oni właśnie poczęli zasilać szeregi inteligencji zawodowej.
  3. Kamikadze

    To może euklides sprawdzi gdzie ewentualnie przyczepiał te "miny"? Przecież to zupełnie dwie całkiem różne koncepcje, co innego przyczepić minę w okolicach linii zanurzenia a co innego przyczepić do części będącej bardziej pod wodą. A czy Szajnowicz zatopił parę statków, i w jaki sposób - to już jedynie przypuszczenia.
  4. Kamikadze

    Raczej myślałem o czymś innym, nadciągają jednostki desantowe i pierwszy rzut nurków próbuje je zniszczyć bądź uszkodzić. Za jakiś czas z tych schronów wychodzi kolejna fala nurków atakując te same jednostki - trudno przecież oczekiwać by pierwszy atak nurków zniszczył wszystko dokumentnie. Z tym , że to tylko takie dywagacje na temat: "co autor mógł mieć na myśli". Program "Fukuryu" pozwala odkryć ciekawe aspekty psychologiczne ew. przyszłych kamikadze. Japończycy starali się ustalić co ile mają być rozstawieni nurkowie, te interwały miały chronić jednego nurka przed skutkami działań drugiego. Gdy; podczas śledztwa; spytano po co, skoro i tak każdy ma z nich zginąć uzyskano odpowiedź, że istnieje zasadnicza różnica gdy ktoś ginie w wyniku własnego działania i decyzji a gdy ma zginąć niejako jako produkt uboczny: "When ased why the metter of spacing was so important since if one man was to die with a charge, why not two, it was explained that from a morale standpoint, while a man was willing to die when he himself made the charge, he was not willing to die as a "byproduct" of another man's charge". I jeszcze taka ciekawostka o podnoszeniu prestiżu nurków, którzy formalnie byli zrównani z okrętami bojowymi: "It is interesting to note that each diver was given an ensign to wear, placing him in the same category as a combatant ship. The idea was to bolster morale on the theory that each man was taking the place of a ship which had been put out of the fight".
  5. Kamikadze

    Sens mogło jednak mieć, niekoniecznie musieli atakować jednocześnie, skoro tego rodzaju schrony planowano nawet na osiemnaście osób wyobrażam sobie, że mogli rozpatrywać wychodzenie do ataku w jakichś falach np. po sześć osób. Z jakiegoś powodu testowali te schrony na podwodne wybuchy (na psach). Cała koncepcja obrony miała wyglądać tak: "The overall anti-landing defense for sloping beaches was planned as follows: outboard in water from 10 to 15 meters would be a row of mines anchored to the bottom and resting there until released by a trip rope operated from a distance. These mines were to be laid by the Fukuryu divers and later released by them from their positions. Next would come three rows of Fukuryu armed with their suicide mines. The rows were to be 50 meters apart and the men were to stand 60 meters apart, but so staggered that there would be a man every 20 meters. These men were to operate at a depth of 4-6 meters. Further inboard would be a row of magnetic mines in three meters, and last would be numerous beach mines in 1 meter of water".
  6. Literatura w II RP

    Cóż... o pojawieniu się tej powieści we wrześniu 1906 na łamach tej gazety można poczytać na różnych stronach internetowych, choćby: kulturatka.pl, filmpolski.pl a nawet culture.pl (prowadzoną przez Instytut Adama Mickiewicza - "narodową instytucję kultury"), tyle że nic takiego we wrześniu nie miało miejsca. Co prawda w numerze 424 z 16 września 1906 r. zamieszczono anons w którym informowano: "Zaraz po ukończeniu idylli "Nad Wisłą" Feliksa Jabłczyńskiego, 'Nowa Gazeta' rozpocznie w odcinku jeszcze w bieżącym miesiącu [podkreślenie w oryg. - secesjonista] druk powieści Stefana Żeromskiego p.t. 'Dzieje grzechu'", tylko potem właściciel gazety miał problemy prawne z tytułem "Nowej...", stąd kolejny numer "Nowej Gazety" pojawił się dopiero... w maju 1907 roku (sygnowany jako nr 1 (200), z 2 maja 1907). Te prawnicze perturbacje wokół tytułu sprawiły, że wydawcy powołali do życia zastępcze pismo "Ludzkość" (numer 1 ukazał się 18 września 1906 r.), i właśnie w tym piśmie pojawił się pierwsze odcinki "Dziejów grzechu" (od numeru 25 z 2 października 1906 r.). Można zatem napisać, że tę powieść pierwotnie drukowano w "Nowej Gazecie" w 1906 roku (pomijam odrębny i późniejszy druk z 1907 r. na łamach "Nowej Reformy"), choć poprawniej by było uwzględnić że miało to miejsce na łamach tego "klonu", tak jak uwzględniają to co bardziej skrupulatni autorzy opracowań (patrz - poniżej na podane na końcu przykłady). O tym zamieszaniu informowano czytelników we wspomnianym majowym numerze wznowionej "Nowej Gazety": "Od dziś wznawiamy pod poprzednią Redakcyą (...) wydawnictwo 'Nowej Gazety' która odtąd będzie dostarczana wszystkim prenumeratorom 'Ludzkości' zamiast tejże. Odzyskawszy prawo wydawania 'Nowej Gazety' (...) Dalszy ciąg powieści drukowanych dotychczas w 'Ludzkości", a mianowicie 'Dzieje grzechu' Stefana Żeromskiego oraz 'Próżność' Braci Margueritte'ów pomieszczać będziemy w odcinkach 'Nowej Gazety'". Nie można jednak napisać, że: we wrześniu, bo tak czy inaczej miało to miejsce w październiku. "Pisane w latach 1904-1907 i publikowane, od października 1906 do lutego 1908 roku, w warszawskim dzienniku 'Nowa Gazet'...". /J. Słodowski "'Dzieje grzechu' - historia adaptacji filmowych", w: "Żeromski na ekranie" red. J. Pacławski, Kielce 1997, s. 33/ "1906 22.04.1906” Gazeta Wileńska” ( nr 43) – proza poetycka „ Zemsta jest moją…” ( przedruk w „ Krytyce”) 05. 1906– „ Powieść o Udałym Walgierzu” 02.10. 1906- 22.02.1908 – na łamach „ Nowej Gazety” zaczynają ukazywać się „Dzieje grzechu”". /"Stefan Żeromski - utwory"; kalendarium stworzone przez kieleckie Muzeum Lat Szkolnych Stefana Żeromskiego; dostępne na stronie: mnki.pl/ "Powieść Żeromskiego drukowała najpierw w odcinkach „Nowa Gazeta” (od października 1906do lutego 1908). W 1908 roku ukazało się jej wydanie książkowe". /E. Wiącek "Niemoralny moralista w młodopolskiej masce.Wokół 'Dziejów grzechu' Waleriana Borowczyka", w: "Ciało i seksualność w kinie polskim" red. S. Jagielski, A. Morstin-Popławska, Kraków 2009, s. 241 przyp. 18/ "Żeromski rozpoczął pisanie Dziejów grzechu w maju 1904 podczas rocznego pobytu w Zakopanem, gdzie regularnie spotykał się z Edwardem Abramowskim, jednym z głównych ideologów polskiego socjalizmu i rozmawiał z nim o powstającej powieści, która zaczyna się ukazywać w październiku 1906 roku na łamach „Nowej Gazety”. Mimo że odcinki są już publikowane, pisarz wciąż intensywnie pracuje nad utworem". /L. Magnone "Ewa Pobratyńska", w: "… czterdzieści i cztery. Figury literackie. Nowy kanon, czerwony" oprac. zbior. M. Rudaś-Grodzka, B. Smoleń, K. Nadana-Sokołowska et al., Instytut Badań Literackich PAN, Warszawa 2016, s. 163/ "'Dzieje grzechu' pojawiają się nieomal dokładnie w połowie drogi twórczej Stefana Żeromskiego . Początki pracy nad powieścią sięgają maja 1904 roku. W październiku 1906 utwór zaczął ukazywać się w warszawskiej 'Nowej Gazecie'". /"Lektury polonistyczne", T. II "Od realizmu do preekspresjonizmu" red. G. Matuszek, Kraków 2001, b.p. ed. elektron./ "Drugiego października 1906 r . warszawski dziennik „ Nowa Gazeta " zaczyna publikować 'Dzieje grzechu' , nad którymi autor wciąż intensywnie pracuje". /"Klucze do Żeromskiego" red. K. Stępnik, Lublin 2003, s. 81/ "2 października zaczynają się ukazywać 'Dzieje grzechu' w warszawskim dzienniku „Nowa Gazeta'(pismo przejściowo nazywało się 'Ludzkość)". /S. Eile, S. Kasztelowicz "Stefan Żeromski. Kalendarz życia i twórczości" Kraków 1976, b.p. ed. elektron./ "Od stycznia do listopada 1906 oraz od maja 1907 do 1919 pismo nosiło tytuł 'Nowa Gazeta'. 'Dzieje grzechu' ukazywały się w odcinkach w „Ludzkości" od listopada 1906...". /S. Brzozowski "Listy" oprac. M. Sroka Kraków 1970, s. 333/ "'Dzieje grzechu'. Dwutomowa powieść drukowana była najpierw w warszawskiej 'Nowej Gazecie' (pismo przejściowo nazywało się 'Ludzkość') od 1906 do 1908 r., a następnie wyszło jej pierwsze wydanie książkowe (Wwa 1908)". /J. Kądziela "Stefan Żeromski, 1864-1925. Poradnik bibliograficzny", Biblioteka Narodowa Instytut Bibliograficzny, Warszawa 1964, s. 28/ "40. 'Dzieje grzechu'. Powieść. T. 1*2. 'Ludzkość' 1906 nr 25 - 1907 nr 198, cd. 'Nowa Gazeta' 197 nr 1-400 (z przerwami), dokończenie w dodatkach dla prenumeratorów (do 22 II 1908)". /hasło "Żeromski" oprac. M. Witkowski, W. Albrecht-Szymanowska; w: "Dawni pisarze polscy. Od początków piśmiennictwa do Młodej Polski. Przewodnik biograficzny i bibliograficzny", oprac. J. Maciejewski et al., T. 5 (U-Ż), Fundacja Akademia Humanistyczna, Warszawa 2004, s. 209/.
  7. Po pierwsze PP Polskie Nagrania (Polskie Nagrania Muza) powstały dopiero w 1956 roku, zatem ta firma fonograficzna musiałaby wziąć udział w tej propagandzie (mającej miejsce do 1956 r.) niejako rzutem na taśmę. Single miały rosnącą numerację, czasami ciągłość numeracji nie zgadzała się z kolejnością wydań, co na ogół związane było z różnymi problemami pomiędzy datą nagrania a ostatecznym wydaniem płyty, ale nie zmienia to w istotny sposób tej generalnej zasady: im wyższy numer tym nowsza płyta. Pierwszy singiel (SP1) wydany przez PN "Muza" to dopiero 1961 rok, trudno zatem przypisać singiel o numerze 402 do kampanii z lat pięćdziesiątych. Nie jest znany dokładny rok wydania singla SP402, ale z numeracji wynika, iż będzie to początek lat siedemdziesiątych, skoro SP394 - to 1971 rok, SP396 - 1972, SP397 - 1972, SP401 - 1971, SP405 - 1971, SP408 - 1971, SP409 - 1972 itd. itd. Ten mini-album N0068 wydany był przez Polskie Nagrania w kilku wersjach, płytę wytłoczono zarówno w "Muzie" (żółta i czerwona) jak i Pronicie" (niebieska), wszystkie na "czwórkach". Winyl ten zawierał prócz "Hej chłopcy": "Skończył się sen" (W. Machan, sł. J. Odrowąż), "Czy chcesz wciąż gniewać się" (W. Słowiński, sł. J. Gałkowski), "Czasem bywa tak" (H. Jabłoński, sł. K. Winkler). Nawet gdyby wydano to w latach pięćdziesiątych to trzeba bardzo wielkiego samozaparcia by uznać taki zestaw za element propagandy. Ano nagrała, wraz z: "Miłosną serenadą", "Chi-Baba, Chi-Baba", "Ay,Ay,Ay", "Piosenkami hawajskimi", "Cziju-Cziju", "A ja ciebie mam i nic więcej", "Manana" i tym podobnymi utworami (głównie walcami i tangami). Jeśli ktoś uważa, że komunistyczni propagandziści; w swej perfidii; umieścili dla niepoznaki w takim towarzystwie piosenkę "Hej chłopcy" przemycając w ten sposób propagandowe treści o powrocie do kraju, to cóż... Tyle że tak nie jest, zarówno dla całego kraju jak i wybrzeża przeważają wiatry zachodnie. Dla całego obszaru Polski: "Udział poszczególnych kierunków wiatru nie jest jednakowy w ciągu roku. W lecie przeważają wiatry o kierunku zachodnim i północno- zachodnim. Jesienią rośnie udział wiatrów przybierających kierunek wschodni i południowo- wschodni. Zimą przeważają w wiatry wiejące z południowego- zachodu. Wiosna cechuje się względnie równomiernym rozkładem kierunków wiatru. Dominującym kierunkiem jest jednak zawsze kierunek zachodni". /A. Dygulska, E. Perlańska "Mapa Wietrzności Polski", Akademickie Centrum Czystej Energii, Słupsk 2015, s. 5/ Na Mierzei Łebskiej: "Częstości kierunków wiatru w sezonie letnim na Mierzei Łebskiej w latach 2008–2013 obrazują poniższe róże wiatru. W rozpatrywanym okresie zaznacza się największy udział wiatrów z sektora południowo-zachodniego. Największą frekwencję ma wiatr z kierunku zachodniego (10,4%)...". /K.Figat, K. Szyga-Pluta "Charakterystyka warunków anemometrycznych w sezonie letnim na Mierzei Łebskiej", "Badania Fizjograficzne", R. VI, Ser. A "Geografia Fizyczna", T. 66, 2015, s. 29/ W przypadku wiatrów silnych i bardzo silnych: "Na większości wybrzeża będzie to wiatr zachodni, a w Ustce również południowo-zachodni. W Świnoujściu natomiast wiatr silny i bardzo silny występuje najczęściej z północo-wschodu i północy, co jest związane z osłonięciem stacji od zachodu przez wyspę Uznam. W Kołobrzegu jedyne dwa przypadki wiatru bardzo silnego w badanym 20-leciu stwierdzono z kierunku północno- -zachodniego". /K. Tarnowska "Wiatry sile na polskim wybrzeżu Morza Bałtyckiego", "Prace i Studia Geograficzne", 2011, T. 47 s. 200-201/
  8. Nazwiska

    Jak najbardziej istnieją, acz jak pisałem: łatwo się potknąć, do jakiej "społeczności" należeć mogą dwaj synowie którym rodzice nadali imiona: Set i Abel?
  9. Kamikadze

    Wspomniał wcześniej o tym zdawkowo ROGER: "Płetwonurkowie-samobójcy z ładunkami wybuchowymi na „tyczkach”", w sumie koncepcja nie wydaje mi się aż tak szalona gdyby wykorzystać jakiś rodzaj min z opóźnionym zapłonem. Ten, jak to się wyraził gregski: "kij od szczotki" to byłby taki Mega Stick (odpowiednik brooksowskiego Mega Meid ) pośród kijów, miał jakieś trzy i pół metra (wedle Wiki - jakieś pięć) Te schrony nie tylko miały chronić przed bombardowaniem czy ewentualną obroną aliantów ale i przed efektami działania innych japońskich "przyczajonych tygrysów". "Closer to shore were three rows of Fukuryu frogmen, with the rows 66yds (60m) apart and the frogomen in a line 55yds (50m) from each other. A variety of experiments were conducted to create 'underwater foxholes' using concrete pipes or prefabricated concrete shelters to help shelter the Fukuryu frogmen from any Amercian countermeasures, as well as to protect them from the blasts when nearby frogmen set off their lunge mines". /S.J. Zaloga "Kamikaze. Japanese Special Attack Weapons 1944–45", Ser. New Vanguard, Osprey Publishing , Oxford 2011, b.p. ed. elektron./ Amerykanie utworzyli specjalną misję wojskową (utworzoną w sierpniu 1945 r.) pod dowództwem kapitana Cliftona C. Grimes'a (dotychczasowy: Intelligence Officer in Charge of Technical Intelligence for Joint Intelligence Center Pacific Ocean Areas), której celem było szerokie zbadanie japońskich sił morskich głównie pod względem technicznym, szerokim gdyż uwzględniano nawet takie aspekty jak: "Neuropsychiatry in the Japanese Armed Forces" czy "Podiatry in the Japanese Navy". Efektem pracy tego zespołu był "US Naval Technical Mission to Japan. Summary Report" (San Francisco, CA: US Naval Technical Mission to Japan, 1946), informacje o Fukuryu odnajdziemy w sekcji S-91 tego raportu (który dostępny jest na fischer-tropsch.org), jest tam trochę więcej informacji niż na anglojęzycznej Wiki czy w przywołanej publikacji Osprey'a. I jeszcze taki koncept czołgów-amfibii: "The Japanese had amphibious tanks 35 feet long, that rode "piggy back" on submarines. In preparation for an attack, the submarine would surface, and, after the tank had drained, it would be boarded by a crew of one officer and six men and a landing party of 35 men. The tank would then be driven off the sub, or the later would submerge, leaving the water-borne tank ready to proceed under her own power. When the Nipponese strategy turned defensive in 1944, these sea-going tanks were modified to include torpedo cradles. Upon reaching an objective, both torpedoes would be released at short range. No attempt to return ashore for re-loading would have been made, as the expendable tank would have simply been scuttled on the spot, and the brave but hapless crew would join their honorable ancestors. (These mechanical oddities were never known to have been used operationally although about 100 were built.)". /z omówienia "US Naval Technical Mission to Japan. Reports in the Navy Department Library" dostępnego na stronie Naval History and Heritage Command/
  10. Oczywiście Cook eksperymentował na własną rękę, ale jeśli chodzi o wyprawę na pokładzie "Resolution" (1768-1780) to miał eksperymentować na polecenie Admiralicji. Całe to jego eksperymentowanie nie miało zresztą większego sensu z przyczyn zastosowanych metod. Jak sam przyznawał cały czas starał się by jego marynarze mieli podawane (dodatkowo) świeże zielone warzywa bądź warzywa konserwowane w soli, stąd trudno było ocenić jaki to miało wpływ przy stosowaniu innych badanych produktów. Podobnie było z efektami podawanych dodatkowo: żurawiną, batatami, warzuchą czy piwem świerkowym. Co do "Lind's rob" podawanie tej mikstury nie miało większego znaczenia gdyż była ona poddawana wysokiej temperaturze, zatem wszystkie antyszkorbutowe właściwości soku z cytryn bądź pomarańczy w ten sposób zostały zniwelowane. Co więcej, Cook nie podawał specyfiku z soku cytrusowego (Linda)zbyt często, jak wynika ze wspomnianej relacji dla Royal Society to ordynował go w małych ilościach i głównie jako lekarstwo dla przeziębionych marynarzy. Badana przezeń "galaretka" (portable soup) nie miała; jak dziś wiemy; znaczenia dla ochrony przed szkorbutem. Produkt spółki: farmaceuty Williama Cookworthy'ego i pani Dubois, zarządzającej londyńską tawerną przy Golden Head, którzy wygrali w 1756 r. kontrakt dla Royal Navy chronić mógł jedynie przed brakiem witaminy A i związanej z nią ślepotą zmierzchową (kurzą ślepotą). Wydaje mi się, że przypisywany Cookowi entuzjazm względem kiszonej kapusty nieco był (i jest) przesadzony. Wydaje się, że po prostu był to na tyle oryginalny składnik menu dla Anglików, że, jak to bywa w przypadku nowości, wiele się o tym mówiło i komentowało. Zwłaszcza że Cook nie nakazał serwować kapusty codziennie tylko: "A pound of it was served to each man, when at sea, twice a week, or oftener when it was thought necessary". Trochę to mogło być "niezjadliwe" nawet dla ówczesnych marynarzy. Cook rzeczywiście stwierdził w swym liście (z 5 marca 1776 r.), iż słód jest najlepszym medykamentem na szkorbut: "This is without doubt one of the best antiscorbutic sea-medicines yet found out", choć dodał: "but I am not altogether of opinion, that it will cure it in an advanced state at sea". A o kapuście wyraził się też całkiem pozytywnie: "Sour-Krout, of which we had also a large provision, is not only a wholesome vegetable food, but, in my judg­ment, highly antiscorbutic, and spoils not by keeping". /list dołączono do odczytu "A discourse upon some late improvements of the means for preserving the health of mariners. Delivered at the anniversary meeting of the Royal Society, November 30, 1776. By Sir John Pringle"; tekst dostępny na stronie: Oxford Text Archive przy Bodleian Libraries/ Ja zrozumiałem, że był to 1 funt dwa razy w tygodniu? Co do "MacBride's Malt" (wort), sfermentowany słód jęczmienny podawany w formie brzeczki nie mógł mieć wpływu na zachorowania na szkorbut. W zasadzie nie było w tym odpowiedniej ilości witaminy C: "The wort of malt was rich in B-complex vitamis, which would have improved the nutritional content of the sailors' diet and reduced the incidence of beriberi and night blindness, but anyone who reported that the wort had beneficial effects on scurvy patients was either deluded or lying. Modern research has shown that wort made from fermented malt actually contains almost no Vitamin C". /S.R. Brown "Scurvy: How a Surgeon, a Mariner, and a Gentleman Solved the Greatest Medical Mystery of the Age of Sail", New York 2005, b.p. ed. elektron./ Cook zatem albo nie uwzględnił wpływu innych produktów albo poddał się promowanemu wówczas rozwiązaniu. Nie jest tajemnicą, że koncepcja wykorzystania słodu miała wówczas pewne "plecy". Wpływowy John Pringle (stojący wówczas na czele Royal Society) odradzał Admiralicji pomysł Linda i proponował by przetestować słodowy koncept Davida MacBride'a. Ten zaś miał brata Johna, kapitana marynarki, który miał być przyjacielem Pierwszego Lorda Admiralicji - lorda Sandwicha. David testował swój produkt na pokładzie okrętu HMS "Jason", dowodzonego właśnie przez jego brata, efekty miały być obiecujące, tylko że nie uwzględniono że równolegle załodze serwowano pomarańcze i jabłka. Ponoć Cookowi zasugerowano by szczególną uwagę zwrócił uwagę właśnie na słód, co mogło mieć pewien wpływ na jego konkluzje: "The vessel was also stocked with a variety of foods supplied by the Victualling Board, all thought to have some antiscorbutic value—citrus juice, dried beans, portable soup, sauerkraut, vitriol, and malt wort—along with a direction to pay particular attention to the malt". /J. Lamb "Prolegomena", w tegoż: "Scurvy. The Disease of Discovery", Princeton Univ. Press, New York 2016, s. 2/ Autorytet Cooka, głosy medyków, plecy braci MacBride'ów sprawiły, że: "The admiralty recommended MacBride’s Malt rather than lemon juice as scurvy prophylaxis for the next 20 years". /J.H. Baron "Sailors' scurvy before...", s. 322/ A nie chodzi aby o Samuela Wallisa? Ten chyba jednak nie taszczył ze sobą zwykłej kapusty kiszonej tylko taki mix: "... saloup (a mild, greasy beverage made from orchid roots and sauerkraut)". /"Scurvy: How a Surgeon...", b.p. ed. elektron./ "The greatest of the library's treasures is, of course, the Endeavour journal, but open it at the first page of writing and you are in for a surprise. What greets your eyes is an apparently unrelated letter by Dr. John Hutchinson of HMS Dolphin, who is assessing for Captain Samuel Wallis the efficacy of various supposed scurvy remedies supplied for trial on recent their voyage to Tahiti. The letter, written on board just before the Dolphin’s arrival back in England, is dated a week before Cook begins his journal (...) Dr. Hutchinson had reported to Wallis that saloup (dried orchid tubers), portable soup (offal boiled down to a gummy solid), mustard, vinegar and distilled water were all useful items of diet or restoratives but the only antiscorbutic effect he had observed was when wild celery gathered in the Straits of Magellan was boiled for breakfast with wheat and portable soup". /A. Mawer "Some Late Improvements in the Means for Preserving the Health of Mariners", 24 February 2012, s. 1; tekst z "Cook's Treasures. Seminarium" dostępny na stronie National Library of Australia/
  11. Piraci

    Co ważniejsze wpisy dotyczące szkorbutu wydzieliłem w nowy wątek: forum.historia.org.pl - "Higiena i zdrowie marynarzy w XVIII i XIX wieku (ze szczególnym uwzględnieniem szkorbutu)". secesjonista
  12. Pius XII, a wojna

    Jak eukldies oświadcza, że coś jest pomieszane przez kogoś innego to można być pewnym niemal na bank, że to on sam zaraz mocno pomiesza. To nie jest odpowiedni temat zatem krótko, ani Austria ani pruska Germania. Z chęcią poznam euklidesa uzasadnienie dla jego opinii: forum.historia.org.pl - "Święte Cesarstwo Rzymskie Narodu Niemieckiego". Jak się wydaje, kontakty pomiędzy zainteresowanymi stronami miały mieć charakter wymiany telegraficznych depesz, tak przynajmniej wygląda to w różnych relacjach prasowych z tych czasów. Choćby: "W związku ze skazaniem Greisera na karę śmierci, dowiadujemy się następujących szczegółów. Greiser szuka ratunku u papieża Piusa XII i u szeregu zagranicznych osobistości, jak ministra Edena, ambasadora Szwajcarii w Paryżu Karola Burgharda, ambasadora brytyjskiego w Paryżu Duff Coopera, swej żony, znanej pianistki Marii Greiser-Koerfer i innych. Prosi swych obrońców o telegraficzne zawiadomienie tych osób". /"Greiser przypomniał sobie o Bogu i zwrócił się do Papieża", "Gazeta Lubuska" Niezależne Pismo Demokratyczne, R. II, nr 192, 14 lipca 1946, s. 10/ "The day following his execution, the Vatican city newspaper, 'L'Osservatore Romano', confirmed previous media reports that Pope Pius XII had agreed to Greiser's appeal and had interceded with the Polish government urging that the German war criminal's 'life be spared'. The paper emphasized the pope's full awereness of Greiser's wartime atrocities, including his ruthless anti-Catholic persecution, but nevertheless, Pius had followed the example, the paper claimed, of the 'Divine Master who on the cross prayed for those who crucified Him.' The pope had sought clemency for Greisler despite the lateter's conviction two weeks earlier by the Polish Supreme National Tribunal for numerous war crimes (including waging aggressive war on-and participating in-what amounted to genocide against the 'Poles). Pius issued his apeeal for mercy even as in Poland the pervasive postwar killing of Jews continued with apparently nary a whisper of protest from the Vatican". /D.M. McKale "Nazis After Hitler. How Perpetrators of the Holocaust Cheated Justice and Truth", Plymouth 2012, s. 196/ "He urged the commutation of death sentences for some of the most notorious Catholic Nazi criminals. U.S. Military Governor of Germany General Lucius Cley rejected Pius's personal plea for clemency for SS officer Otto Ohlendorf, an infamous chief of an Einsatzgruppen (moblie killing) squad in Russia. The Pope's request for leniency for Obergruppenführer Arthur Greiser, who earned a repotation as a merciless ethnic cleanser, raised a fury in Poland (...) Polish officials rejected the Pope's appeal and newspapers condemned the Pontiff's 'flirtation... and defense [of Germany'. That did not stop Pius from also asking for clemency for Hans Frank, the lawyer turned Governor General who oversaw the Holocaust in occupied Poland, as well as Oswald Pohl, one of the chief administrators for all Nazi concetration camps. Despite Pius's interventions, all the men were hanged (...) Greiser wrote to Pius and two British politicians - Atnhony Eden and Alfred Duff Cooper - he thought mght be sympathetic to his appeal to avoid a death sentence. The politicians were smart enough to ignore hi. Only Pius respondend...". /G. Posner "God's Bankers. A History of Money and Power at the Vatican", s. 145, przyp 41 s. 589/ "Pius sought for such major mass murder as SS-Brigadeführer Otto Ohlendorf (...), Walter Rauff (the producer and manager of the gas vans), Oswald Pohl (...) and Arthur Greisser [tak w oryg. - secesjonista] (the gauleiter of Western Poland who was convicted for the murder of 1000,000 Jews). In effort to save Greisser who had been sentenced to death, the Holy See sent a special cable to the President of Poland". /A.S. [Anthony Stockwell] "A Corrupt Tree. An Encyclopaedia of Crimes committed by the Church of Romeagainst Humanity and the Human Spirit", Vol. I "The Unholy Popes and the Debasement of Western Civilisation", Xlibris LLC 2013, s. 280/ "Phayer points [chodzi o Michaela Phayera autora "Pius XII, the Holocaust and the Cold War" - secesjonista] out that the pope issued a call for 'blakent clemency' for prisoners in Landsberg prison. This would have included men like Oswald Pohl (...) and Otto Ohlendorf (...) and Dr. Hans Eisele, responsible for the deaths of some 1,0000 people. Muench [chodzi o kard. Aloisiusa Muencha - secesjonista] counseled the Vatican against intervening on behalf of Ohlendorf, despite earlier interventions by the Holy See on behalf of of men imprisoned at Landsberg". /R.A. Ventresca "Soldier of Christ. The Life of Pope Pius XII", Cambridge, Masschusetts, and London 2013, b.p. ed. elektron./s. przyp. 128/ Najważniejszą postacią w watykańskich zabiegach o ułaskawienia był wspomniany powyżej kardynał Aloisius Muench, który chyba z racji swych zapatrywań na kwestię winy zyskał szereg nominacji: "He was the Catholic liaison representative between the U.S. Ofiice of Military Government and the German Catholic Church in the American zone of occupied Germany (1946-49), Pope Pius XII's apostolic visitor to Germany (1946-47), Vatican relief officer in Kronberg, near Frankfurt am Main (1947-49), Vatican regent in Kronberg (1949-51), and Vatican nuncio to Germany from the new seat in Bad Godesberg, outside Bonn (1951-59)". /S. Brown-Fleming "The Holocaust and Catholic Conscience. Cardinal Aloisius Muench and the Guilt Question in Germany", Notre Dame, Indiana 2016, b.p. ed. elektron./ Nie wszystkie przypadki wydawały oczywiste, przynajmniej niektórym z ówcześnie żyjących, choćby wspomniana postać Hansa Eisele'ego, w jego obronie występowali nie tylko katolicy, a pośród tych co zwracali się o akt łaski wielu było byłymi więźniami obozów: "Whatever his feelings might have been about such men, Muench was willing to consider cases of accused war criminals who initiated killing themselves and to transmit clemency documentation on their behalf to high-ranking American authorities. A case point is that of Hans Eisele (...) At least twenty-six Germans (family members, Catholic who had known Eisele in his yputh, and Catholic cencentration camp inmates whom Eisele helped) wrote to the War Crimes Modification board on his behalf. Among them were Heinrich Auer, director of the Caritas central library in Freiburg, Dr. Michael Höck, director of the Freising priests' seminar, Corbinian Hofmeister, abbot of Metten, Herr Carls, director of Caritas in Wuppertal [chodzi o Hansa Carlsa, który swe obozowe przeżycia zawarł w "Dachau, Erinnerungen eines katholischen Geistlichen aus der Zeit seiner Gefangenschaft 1941–1945" - secesjonista] ; and Father Wessel of Weimar. All were former Buchenwald inmates. Iconic figure like Protestant Pastor Martin Niemöller and Catholic Auxiliary Bishop Johannes Neuhäusler, also formed Buchenwald prisoners, reprted that Eisele treated them well (...) Acting in his capicity as liaison representative to the army (violating his role, which was to remain neutral), Muench provided information and documentation about the Eisele case to the Army's War Crimes Modification Boars. In early June 1948, upon the urging of Heinrich Auer, Muench directly approached General Lucius Clay and requested the stay of Eisele's execution. Clay complied". /tamże/
  13. Koronawirus

    Jak na razie wiem od janceta, że polski rząd zbyt późno zdecydował się na zamknięcie granicy, gdy chciałem porównać to z decyzjami władz Niemiec okazało się, że nie ma to sensu bo w przypadku Niemiec nie miało to w zasadzie znaczenia. Nie wiem czy chodzi o powierzchnię czy o ludność, w tym pierwszym przypadku to wyjdzie nam, że w kwestii granic możemy się porównywać jedynie z Włochami i Finlandią. Co wydaje mi się nieco absurdalne. Możemy porównywać przebieg epidemii w Polsce i w Niemczech ale działań władz; przynajmniej w pewnych zakresach; to już nie.
  14. W innym temacie euklides napisał: Mógłby objaśnić dlaczego tytułowe cesarstwo to jego zdaniem: "Austria" a nie: "Germania"?
  15. Michalina Isaakowa (z d. Hochbaum) nie była emigrantką, do Parany wybrała się na wyprawę (1926-1928) głównie w poszukiwaniu motyli. W jej relacji z tej podróży "Polka w puszczach Parany" (Poznań 1937 ) można odnaleźć okruchy jej obserwacji o zasiedziałych tam polskich emigrantach. Szerzej o samej postaci: N. Badiyan-Siekierzycka "Podróżniczki i pisarki – Michalina Isaakowa, Jadwiga Toeplitz-Mrozowska, Edith Durham", w: "Dwudziestolecie mniej znane. O kobietach piszących w latach 1918–1939", pod red. E. Graczyk, M. Graban-Pomirskiej, K. Cierzan, P. Biczkowskiej M. Golicka-Jabłońska "Michalina Isaakowa i jej podróże", "Tygiel Kultury", 2012, nr 7/9 A. Lipiec "Polka w puszczach Parany Michaliny Isaakowej – wprowadzenie do edycji krytycznej", "Artes Humanae", Vol. 3, 2018.
  16. Zgodnie z ówczesnymi dość powszechnymi koncepcjami; przynajmniej jeśli chodzi o Albion; propagowanymi przez lekarzy i często samych dowódców statków. Wątek wydzielony z tematu: "Piraci". secesjonista
  17. Pius XII, a wojna

    Nikt nie napisał, że to: "Polska była źródłem" tylko zadano pytanie "jakimi kanałami... z Polski", to istotna różnica. Jedyne możliwości działania jakie miał wówczas Greiser to chyba przez swych adwokatów: Stanisława Hejmowskiego i Jana Kręglewskiego. I to Greiser zwrócił się do papieża. "Greiser next asked [czyli po decyzji B. Bieruta - secesjonista] and received permission to appeal to Pope Pius XII, and British politicians Duff Cooper and Anthony Eden. His telegrams to Cooper and Eden fell on deaf ears. Not so his plea to the Pope. Greiser had personally met Pius (as Eugenio Pacelli), then cardinal secretary of state) on a visit to Rome in 1938. Given his militant persecution of the Catholic church, it's peculiar that Greiser should have turned to Pius now". /C. Epstein "Model Nazi. Arthur Greiser and the Occupation of Western Poland", New York 2012, s. 330/ Najdziwniejsze; jak dla mnie; objaśnienie "milczenia" papieża to wskazanie na jego pragnienie wskrzeszenia Świętego Cesarstwa: "Pius XII przede wszystkim z tęsknotą myślał o minionym okresie Świętego Cesarstwa Rzymskiego Narodu Niemieckiego, gdy władcy koronowani byli i pozbawiani korony przez papieża. Jak to pokazane jest w sztuce scenicznej Hochhutha, również kilku kardynałów pragnęło przywrócenia tego Cesarstwa. Było to również celem nazistów. Dr Edmund Walsh, członek zarządu Szkoły Służby Zagranicznej na katolickim uniwersytecie Georgetouri [w rzeczywistości chodzi o University School of Foreign Service w Georgetown -secesjonista] jeszcze w 1940 określił niemieckie cele wojenne jako polegające na przywróceniu Świętego Cesarstwa Rzymskiego, które było cesarstwem germańskim. Bez wątpienia osiągnięcie tego wspólnego celu więcej niż wszystkie inne powstrzymywało Piusa XII od krytykowania postępowania Hitlera...". /Z.J. Waydyk "'Namiestnik' Rolfa Hochhutha porusza sumienia i... wywołuje opory", Katolicki Tygodnik "Rodzina", nr 27, R. VII, Warszawa 3 lipca 1966/ Jak dla mnie Waydyka powinien pozostać jedynie przy pisaniu aforyzmów...
  18. Pius XII, a wojna

    W tej książce Philipa Vanderberga (oryg. "Sixtinische Verschwörung") Pius XII występuje w tej powieści incydentalnie (z imienia został wspomniany raptem sześć razy), nie ma w niej nic o jego współpracy z hitlerowcami. Jest sugestia jednej z postaci, że zapewne wiedział o organizowaniu przez Kurię dróg ucieczek dla nazistów. A teraz najlepsze...dlaczego Kuria zdecydowała się na taką współpracę? Oto naziści szantażowali duchownych watykańskich ujawnieniem wielkiej tajemnicy, oto dawny kabalista Abraham Abulafia (ur. około 1200 r.) zapisał tajemnicę kościoła - nie było zmartwychwstania, wskazówkę do tej tajemnej wiedzy zapisał Michał Anioł w swych freskach w Katedrze Sykstyńskiej itd. itd., zatem jeśli ktoś woli czerpać wiedzę z thrillerów teologicznych à la Dan Brown... A w jakiej to konkretnie wypowiedzi bądź w jakim piśmie? Czy nie zrobił żadnych kroków to już dyskusyjne, naczelny rabin Rzymu Israel Zolli miał chyba na ten temat inne zdanie skoro miał wyrazić: "the gratitude of Roman Jews for all the moral and material aid the Vatican gave them during the Nazi occupation", tak donosił przynajmniej "New York Times" w swym artykule "Pontiff Has Received 150,000 of the Allies" z lipca 1944 r., zatem jeszcze zanim ów rabin doznał widzenia i przyjął chrzest. "In early December 1943, the Vatican protested the “German decision to intern all Jews in Italy, and confiscate their belongings, and warned that it would affect numerous Catholics of Jewish descent". /"Vatican Scores Germans: Denounces Decision to Intern and Strip All Jews in Italy", "New York Times", Dec. 5, 1943/ "While the Church continued its work to save Jews, churches throughout Rome were searched for Jews and those who helped them. In February 1944, the Roman police forced entry into St. Paul’s Basilica, arresting sixty-four persons including refugees who had been given sanctuary by the church.100 Following the Pope’s objection to the searches, Castel Gandolfo and other Vatican property were bombed". /"Vatican Protests Raid on Church", "NYT", Feb. 8, 1944, at 7; see "Vatican Repeats Pledge of Haven", "NYT", Feb. 9. 1944, at 7; see also "Fascist Slay Six Seized in Church", "NYT", Feb. 11, 1944, at 3 [hereinafter "Fascist Slay"]/ Te wybrane fragmenty z "NYT" zawarte są w artykule księdza Stefana DiGiovanniego "Pius XII and the Jews. The War Years – as Reported by the 'New York Times'" ("Rutgers Journal of Law and Religion", Band 3, Nr. 2, 2001), pośród tych wybranych artykułów możemy odnaleźć takie w których pisano nawet; wedle mnie mocno przesadnie; : "Hitler's Canossa" - przy okazji wizyty w Watykanie Joachima von Ribbentropa. "... promują łagodniejszą wersję katolickiego zła: antysemityzm ograniczony do Polski oraz słynne już rzekome milczenie Piusa XII w kwestii potępienia hitleryzmu oraz prześladowania żydów [tak w oryg. - secesjonista], a w końcu ich zagłady. Najważniejszym głosicielem tejże wersji jest bez wątpienia 'New York Times'. I oto Sobran [chodzi o głos Josepha Sobrana w sympozjum "The Conservative Scholar in the Twenty-First Century" zorganizowanym przez redakcję "Modern Age" - secesjonista], korzystając z cytatów zebranych przez księdza prałata Stefana diGiovanniego (...), przypomina, jak o milczeniu Papieża pisał sam Times. Gazeta wysoko oceniała, każdą papieską krytykę hitlerowskiego, i oczywiście komunistycznego totalitaryzmu. Dostrzegała wszystkie inicjatywy Piusa XII. W czasie pierwszych lat wojny 'Times' widział w słynnych, bożonarodzeniowych przemówieniach Ojca Świętego osamotniony głos krzyczący pośród ciszy kontynentu. W roku 1940 Pius XII był chwalony za powołanie do Papieskiej Akademii Nauk dwóch uczonych żydowskiego pochodzenia, mimo protestów Mussoliniego. W roku 1942 czytelnicy 'Timesa' dowiedzieli się o interwencjach papieża w obronie francuskich żydów, gdy zaczęły się ich deportacje. 'Times' opisywał także akcje biskupów oraz duchowieństwa Francji, Włoch i Niemiec w obronie żydów (w przypadku biskupów niemieckich, także w obronie żydów). Opisywał wynikające stąd prześladowania Kościoła katolickiego. W końcu zaś, gdy Stalin zaczął sobie szykować grunt do podboju naszej części Europy, 'Times' bronił Piusa XII przed nagonką sowieckiej prasy, która jęła oskarżać go o sympatie prohitlerowskie". /J. Koronacki "Amerykański konserwatyzm na progu XXI wieku", Radzymin 2015, s. 124/ Te urywki z "NYT" są o tyle istotne, że mogą nam pokazać jak ówcześnie postrzegano rolę papieża i wypełnianie przezeń pewnych obowiązków jako głowy kościoła. A co za tym idzie, czy obecna ocena papieskiej aktywności podczas wojny nie jest już przesłonięta przez wizję Holokaustu i nieco ahistoryczna? Pius XII występował w podwójnej roli: przywódcy państwa i głowy wiernych kościoła. Chyba nikt nie zaprzeczy, że w tej pierwszej roli nie miał żadnych szans w przypadku konfrontacji z włoskimi faszystami czy nazistowskimi Niemcami. Gdyby enklawa watykańska pozbawiona była "armii" wiernych przy pierwszych ostrzejszych protestach zostałby zapewne zajęty i nie byłoby o czym dyskutować. Co do ochrony państwa, jego obywateli i wiernych, czy papież np. w areszcie domowym (wskutek ostrych protestów), z np. zajętym Watykanem przez wojska włoskie czy niemieckie, miałby większe pole manewru czy mniejsze? Czy lepiej by chronił wiernych? A czy aby mocniejsze i dobitniej wyrażone protesty w sprawie Żydów nie stałyby się dla nich rodzajem niedźwiedziej przysługi? W tym kontekście warto wysłuchać jak wyglądała pomoc papieska z perspektywy więźnia Dachau, księdza Jeana Bernarda: "Mgr Bernard, Bishop of Luxemburg, has given this chilling account of the effect of papal protest on the treatment meted out to the immates of Dachau: 'The detained priests trembled every time news reached us of some protest by a religious authority, but particularly by the Vatican. We all had the impression that our warders made us atone heavity for the fury these protests evoked... whenever the way we were treated became more brutal, the Protestant pastors among the prisoners used to vent their indignation on the Catholic priests'. Again your big naive Pope and those simpletons, your bishops, are shooting their mouths off... why don't they get the idea once for all, and shut up. They play the heroes and we have to pay the bill'". /G. Noel "Pius XII. The Hound of Hitler", London & New York, b.p. ed. elektron./ "In response to Charles-Roux's [chodzi ambasadora francuskiego w Watykanie - secesjonista] incomprehension of papal silence regarding both the Nazi and Soviet invasion of Poland, Monsignor Montini replied, 'Every word against Germany and Russia would be bitterly paid for by the Catholics who are subject to the regimes in these countries. This was confirmed by Monsignor Jean Bernard, bishop of Luxemburg, who was detained at Dachau. A. Wolfsson, who managed to escape from Rome because of the Vatican's quiet intervention, later wrote that he understood and appreciated the Holy See's low public profile, claiming 'it was much better that the Pope kept silent'". /F.J. Coppa "The Modern Papacy, since 1789", Oxon & New York, s. 195/ I teraz, co było lepsze? Dać oświadczenie jak chciał Harold Titmann czy to co spróbował papież uczynić: "Among other things, the Germans ordered the arrest of the Jews in the Eternal City in October 1943 and began to transport them to Mauthausen (...) In response, the pope instructed Monsignor Hudal, the rector od Santa Maria dell' Anima, to complain to the German commander, General Stahel, while his secretary of state, Cardinal Maglione, summoned the German ambassador to whom he protested about the deportation of the Jews from Rome. Although the arrests had occured under his windows, the pope failed to denounce the putrage against humanity and sanctity of the Eternal City. He instructed the monasteries and convents in Rome, which enjoyed an 'extraterritorial status', to provide refuge for the Jews. Some 5,000 of the 8,000 - member Jewish community in the capital found shelter in this fashion". /tamże, s. 195-196/ Wypada uściślić podaną informację - Jean Bernard nigdy nie był "zwykłym" biskupem Luksemburga, osiągnął tytuł honorowego kanonika katedry w Luksemburgu a po przejściu na emeryturę uzyskał tytuł honorowego prałata, której to funkcji przysługuje tytuł: "Monsignor", podobnie jak biskupom. Oczywiście można uznać, iż Bernard jako członek Kościoła próbuje wybielić jego ówczesne działania. Warto zatem też przyjrzeć się skuteczności tego typu protestów w oglądzie żydowskiego badacza: "The Jewish historian Pinchas Lapide sums it up: 'The saddest and most thought provoking conclusion is that whilst the Catholic clergy of Holland protested more loudly, expressly and frequently against Jewish persecutions than the religious hierarchy of any other Nazi-occupied country, more Jews - some 107,000 or 79% of the total - were deported from Holland; more than anywhere else in the West'". /R. Graham SJ "The Vatican & the Holocaust: 860,000 Lives Saved - The Truth About Pius XII & the Jews"; tekst dostępny na stronie Jewish Virtual Library prowadzonej przez American-Israeli Cooperative Enterprise/
  19. Zgodnie ze zwyczajem euklidesa, kiedy pisze on coś o autorach to oznacza to na ogół jednego autora, tu mamy przejście od autora do autorów przedmowy. Mnożą się oni u euklidesa jak ci autorzy, którzy widzą wpływ tekstu Quincey'a na realne zbrodnie. I oczywiście zgodnie z swą praktyką euklides nie potrafi ich wymienić ani zacytować, za to wie, że było ich wielu. Nie wiem co mi objaśnia euklides, skoro napisałem: "W epoce dekadencji oczywiście istniały różne miej lub bardziej sformalizowane, otwarte bądź tajne kluby (...) Prawdziwym był klub "Hell-Fire Clubs...". Gdzie konkretnie? Jak euklides zada sobie nieco trudu intelektualnego to może doczyta, że "Stowarzyszenie mnichów..." nie jest: "innym stowarzyszeniem" tylko tym samym co Hellfire Club. A ja pewien jestem, gdyż w odróżnieniu od euklidesa co nieco poczytałem o tym co pisali ci wydawcy. No to proszę nam go zacytować i napisać co z tego wynika. Wydania książkowe "On Murder..." były sygnowane nazwiskiem autora zatem wszystkie te uwagi nic nie mają do tego konkretnego przypadku. Nie potrafi euklides "wystukać" czegoś po polsku bądź francusku? Dziwne, bo ja jakoś potrafiłem. Cóż, jak to na ogół bywa w dyskusjach z euklidesem, po jednej stronie są biografowie, literaturoznawcy, autor, jego wydawcy i znajomi autora, po drugiej euklides, który po przeczytaniu wstępu do "Postcript" i za sprawą swej logiki oraz efektów wystukiwania (których nie może przeczytać) doszedł do swych rewolucyjnych wniosków. Ponieważ euklides nie przejmuje się faktami i ustaleniami innych wypada pozostawić go z jego konkluzjami, które są tej samej proweniencji co stwierdzenia tych, którzy widzieli martwego wieloryba pod mostem Poniatowskiego w Warszawie. I nie zamierzam już wracać do przekonywania euklidesa biorącego fikcyjne postacie i fikcyjne byty za rzeczywistość. Z chęcią jednak poczytam jacy to konkretni autorzy widzieli związek pomiędzy tekstem Quincey'a a realnymi zbrodniami i co konkretnie napisał Pierre Nord.
  20. Tyle, że tekst Quincey'a nie jest z rodzaju notatki z kroniki kryminalnej. Nie zauważyłem bym napisał że traktuję te morderstwa jako fikcję bądź by Quincey je tak traktował zatem bardzo rozumiem kogo i do czego euklides przekonuje. To proszę podać z jak brzmiała pierwotnie czy oryginalnie. Tak z przywołaniem stosownego opracowania bądź tekstu z epoki, który można by uznać za źródłowy. Jest dla mnie przykładem totalnego rozbratu z rozumem jest uparte twierdzenie, że coś istniało bez wskazania choćby jednego dowodu na coś takiego. Jedynym dowodem na ich istnienie jest "logika" euklidesa zaczerpnięta z praktyki metodologicznej łowców UFO. "The essay purports to have been written by a member of an imaginary new London club, 'The Society of Connoisseurs in Murder', a group who 'profess to be curious in homicide, amateurs and dilettanti in the various modes of cornage, and, in short, Murder Fanciers". /L. Worsley "A Connoisseur in Murder", w: tejże "The Art of the English Murder", New York 2014, s. 16 podkreślenie moje/ Ja mogę niemal bez końca przywoływać opracowania w których stwierdza się fikcyjność obu stowarzyszeń, potrafi euklides wskazać choćby jedno potwierdzające jego całkowicie odosobnione zdanie? Tyle że to nieprawda, i żaden z pierwszych wydawców tych tekstów nie musiał się nagimnastykować. To że euklides coś napisał nie jest potwierdzeniem faktów, a wręcz raczej na ogół jest to jedynie przykład jego fantazjowania. To proszę nieco doczytać o szczegółach jego biografii, nie tyle prowadził rubrykę sądową co był redaktorem naczelnym tej gazety, do obowiązków którego należało m.in. również prowadzenie takiej rubryki. Na początek polecam Charlesa Pollitta "De Quincey's Editorship of The Westmorland Gazette..." (Kendall & London 1890). Tyle, że nikt, ani sam autor, ani ówcześni wydawcy ani biografowie, ani wreszcie badacze literatury, nie podaje takich powodów zmian, poza euklidesem. A zmiany dotyczyły wprowadzenia dodatkowych wątków, poprawek faktograficznych (co zresztą autora nie ustrzegło przed pozostawieniem kilku), rozwinięcia rozważań natury estetycznej. Nie jest moim problemem, że euklides nie zna ani daty pierwszego wydania ani jego treści, może jak wreszcie go pozna to będzie mógł porównać sobie wszystkie trzy wersje i zrozumie, że ani autor ani wydawcy nie usuwali w wydaniach książkowych żadnych treści "niebezpiecznych" czy kontrowersyjnych. A to już kolejny problem euklidesa, który objaśnia nam charakter epoki, panujące w niej reguły czy zwyczaje wydawnicze a nawet nie wie jak określano pewien nurt intelektualny w niej panujący, zwłaszcza w kontekście literatury i jaki ma on związek z estetyką Quincey'a. "In Britain, the Decadent movement in literature was in 19th century England mostly represented by the great figures of Charles Algernon Swinburne, Walter Pater, Arthur Symons and Oscar Wilde. These authors found deep motivation in the Aesthetics movement (...) Apart from these, there was the outstanding figure of Thomas de Quincey, who could be considered their predecessor (...) The fact is that Thomas de Quincey might have influenced French and British Decadent Aesthetes (...) De Quincey was praised by these authors not only for his respected autobiographical writings but, as Wilde tells us, also for his essay 'On Murder Considered as One of the Fine Arts,' which, as will be shown later in the thesis, gave Wilde a powerful inspiration, as it can be seen in his “Pen, Pencil and Poison” and later in 'The Picture of Dorian Gray'. De Quincey’s influence on Wilde may be seen either as direct, or at least through the works of French aesthetes such as Baudelaire and Gautier, who Wilde greatly appreciated. It could be said that the strong impact he had on French and British authors affected the whole development of the Decadent movement". /P. Jína "The Influence of the Writings of Thomas De Quincey and the Context of Jack the Ripper on Oscar Wilde's 'Picture of Dorian Grey", University of Pardubice Faculty of Arts and Philosophy, Dept. of English and American Studies, Thesis, superv. M.A., PhD. M.M. Kaylor, 2006, s. 4-5/ Albo euklides nie rozumie sensu tego co sam wcześniej napisał i tego co ja kwestionuję albo; by pojechać klasykiem; "rżnie głupa", innego wyjścia nie widzę. Nigdzie nie kwestionuję faktu, że w swym eseju Quincey opisywał prawdziwe zbrodnie. Ja kwestionuję dwa stwierdzenia euklidesa, pierwsze że istniał realny XYZ który napisał o prelekcjach Quincey'a, drugie - że istniały dwa wspomniane stowarzyszenia a co za tym idzie by Quincey przed jednym z nich przeczytał swój tekst bądź, że był członkiem jednego z nich. Na potrzeby tego dyskursu przejrzałem najbardziej znane biografie Quincey'a, przejrzałem opublikowane zbiory listów związanych z jego osobą, przeczytałem kilkadziesiąt artykułów dotyczących jego spuścizny literackiej i publicystycznej. To co po tych lekturach mogę powiedzieć to, że obecny stan wiedzy jest taki, że nikt nie bierze autora wstępu, czyli XYZ za realną postać. Za to jeśli już ktoś o tym wspomina to stwierdza, iż był to Quincey. Nikt nie twierdzi by wspomniane stowarzyszenia istniały i by Quincey wygłaszał "On Murder..." przed takim audytorium. Wszyscy stwierdzają, że jest to wytwór jego fantazji (czy wyobraźni), choć mającej źródło w istniejących innych stowarzyszeniach, tyle że Quincey stworzył satyrę na ich członków. Gdyby euklides, zgodnie ze swą praktyką czytelniczą nie ograniczył się jedynie do jednego tekstu i nieco więcej poczytał wiedziałby, że w Towarzystwie Koneserów znajdziemy satyryczne odbicie odczytów wygłoszonych np. przez Williama Croone'a czy Henry'ego Bakera przed londyńskim Royal Society. No chyba, że euklides uważa, że RS to tak naprawdę było zakamuflowane Towarzystwo skupiające amatorów zbrodni... Nie potwierdzają rewelacji euklidesa osoby bliskie Quincey'owi bądź z nim związane: Christopher Lamb, Thomas Hood, ani przywoływany już S.T. Coleridge, William Wordsworth, ani nikt z kręgu Dove Cottage czy Lake School of Poetry, John Wilson (czyli naczelny "Blackwood's Magazine"), Alexander Blair, James Hogg, John Carlyle, John Ritchie Findlay, Burton Hill, Richard Woodhouse, Charles Knight, Francis Jacox, James Payn, Nathaniel Hawthorne... Nie wspominają o tym i adwersarze Quincey'a, jak choćby: William Hazlitt czy wreszcie Joe Black. Nie wspominają nic o tym i biografowie, jak: Grevel Lindop, Alexander Hay Japp, Barry Symonds, Robert Morrison, Edward Sackville West, David Masson, Horace Ainsworth Eaton czy Robert Lance Snyder. Co do istnienia pana XYZ to jest to tak samo realny byt jak "W.W.W." (co niektórzy odczytują jako: Wicked Will Whiston), Delta czy Thomas Papaverius... "De Quincey has also confused the finer points of his own fiction. In the published article, his person 'X.Y.Z.' had professed to be shocked by the lecture he transmitted (...) The article appeared in the same nuber of Blackwood's as 'On Murder Considered as One of the Fine Arts', an appropriate pairing since Kant is both en sxplicite presence in 'On Murder' and one source of its underlying aestetic concerns. The two articles' commn authorship was thinly weiled by using two pseudonyms carried over from De Quincey's 'London Magazine' work, crediting 'On Murder' to 'X.Y.Z.' and 'Kant' to 'The English Opium-Eater". /"The Works of Thomas De Quincey", Vol. 6 ed. D. Groves, G. Lindop, London & New York 2016, b.p. ed. elektron./ Brian Dillon, redaktor "Cabinet" i autor książek (m.in.: "Essayism. On Form, Feeling, and Nonfiction", "Objects in This Mirror"), w swym artykule recenzyjnym książki Frances Wilson "Guilty Thing. A Life of Thomas De Quince": "Calling himself “the Opium-Eater” or “X. Y. Z.,” De Quincey capitalized on the celebrity of his first book to become a regular (though always unreliable) contributor to literary magazines". /tegoż "Guilty Thing"; tekst dostępny na stronie: 4colums.org/ "De Quincey also used “X. Y. Z.,” a signature that plays on the practice of signing with initials and on these letters as signaling reiteration and finality". /Mark Schoenfield "British Periodicals and Romantic Identity. The 'Literary Lower Empire;", New York 2009, s. 252, przyp. 7/ Rymowaną wykładnię sensu tego pseudonimu używanego przez Quince'a wyłożył S.T. Coleridge: "Eu! Dei vices gerens, ipse Divus, (Speak English, Frined!) the God Imperativus, Here on this market-cross aloud I cry: I,I,I! I itself I! (...) Self-construed, I all aother moods decline: Imperative, from nothing we derive us; Yet as a super-postulate of mine, Unconstrued antecedence I assign To X, Y, Z, the God infinitivus!". /tegoż "Biographia Literaria Or Biographical Sketches of My Literary Life and Opinions", Vol. !, London 1817, s. 149/ Pomylić fikcyjne byty z realnymi to może się zdarzyć każdemu, uparte trwanie w takim przekonaniu to dopiero jest: SZOKUJĄCE!
  21. Pierwszy i ostatni

    Ponoć pierwszym zabitym brytyjskim ochotnikiem był Julian Martin Smith: "By the end of the year 1.9 million new recruits had signed up for the great adventure they all thought would be over by Christmas. Jean's own brother had signed up for war, but Jean does not seem to have spared a thought for him. She must have heard the news, however, that on 24 August 1914, her twenty-fourth birthday, Julian Martin Smith, Lancey's arrogant, handsome cousin, fought in his first battle at Mons. A piece of shrapnel hit him in the spine. He died as a result". /L. Pizzichini "The Blue Hour: A Portrait of Jean Rhys", Bloomsbury Publishing, London 2010, b.p. ed. elektron./ "The obituary for Mr. Julian Martin Smith, who achieved posthumous fame for being the first volunteer to fall in action, noted that at Eton 'his athletic record was remarkble'". /C. Veitch "'Play up! Play up! and Win the War!' Football, the Nation and the First World War 1914-1915", "Journal of Contemporary History", Vol. 20, nr 3, 1985, s. 373-374; cyt. za "The Times", 11 September 1914/
  22. Istniej wiele filmów zrealizowanych jeszcze w czasie tego konfliktu a na kanałach edukacyjnych możemy obejrzeć kompilacje różnych materiałów archiwalnych. Skąd jednak wiemy, że słyszymy na nich autentyczną wojnę? Podczas wojny szereg wytwórni nagrywało płyty na których rejestrowano różne wydarzenia: autentyczne i fikcyjne, nagrywano też rozmowy-wywiady (jak płyty z podoficerem Edwardem Dwyerem opisującym odwrót spod Mons czy z aktorem Kennetem Douglasem relacjonującym zatopienie łodzi podwodnej, czego był świadkiem), część materiałów miała charakter dokumentów dramatycznych - docudrama; najczęściej reklamowano je (zależnie od formy i charakteru) jako: Talking, Speeches, Sketches, Recitations czy Political Reccords. W Zjednoczonym Królestwie w tej wytwórczości prym wiodły takie firmy jak: Columbia, Regals, Jumbo Records czy Gramophone Records/HMV. Pośród nagrań tej ostatniej firmy była płyta "Gas Shell Bombardmen" wydana pod koniec 1918 roku, miała przedstawiać bombardowanie przed wkroczeniem wojsk do Lille, w terenie odpowiedzialnym za nagranie był Will Gaisberg (jego brat Fred wykonywał podobne nagrania podczas wojny z Burami, jak choćby zrealizowany wspólnie z Russellem Huntingiem "The Departure of a Troopship"), który ponoć nawet zatruł się gazem podczas tej realizacji dźwiękowej. Niektórzy badacze uważają, iż "Gass Shell..." jest jedynym zachowanym nagraniem autentycznych dźwięków pierwszej wojny światowej. Oczywiście istnieje spór na ile nagrane na tej płycie dźwięki są autentyczne, czy coś dodano w studio czy może w ogóle nie są prawdziwe: "A debate has arisen about the integrity of the recording. Brian Rust asserted that it represented ―the only authentic sounds of World War I…recorded and preserved forever. Sleeve notes for a CD release in 2001 reported ―One theory is that his attempt to capture genuine actuality recordings failed, and that this ‗bombardment‘ by penny whistles and kettle drums was concocted as a form of memorial. Another theory has it that the phonograph release was a combination of genuine field recording enhanced by over-dubbing in the studio. The CD sleeve notes for Oh! It’s A Lovely War Part 3 published in 2003 includes an account published in The Voice where a veteran of the Royal Garrison Artillery, Major C. J. C. Street M.C. attests to the record taking him ―back again among the guns themselves […] So fine is the recording that when Number Three fires a round with a loose driving-band, one can detect the characteristic note that reveals the fact". /T. Crook "Vocalizing the Angels of Mons: Audio Dramas as Propaganda in the Great War of 1914 to 1918", "Societies", MDPI, Open Access Journal, Vol. 4 (2), May 2014, 4, s. 193/ Mając na uwadze kontrowersje już wokół tego nagrania, to co słyszymy w szeregu innych filmach dokumentalnych?
  23. Flota Anglii i Francji - porównanie

    Christopher C. Lloyd w swym opracowaniu "Victualling of the fleet in the eighteenth and nineteenth centuries" wskazuje na dwa ważne czynniki: "Had not scurvey been prevented by this means, the victory-winning strategy of the blockade, when fleets lay of Brest and Toulon for years at a time, would never have been possible. Of all the means which defeated Napoleon, lemon juice and carronade gun were the two most important". /w: "Starving Sailors: The Influence of Nutrition upon Naval and Maritime History" ed. J. Watt, E.J. Freeman, W.F. Bynum, National Maritime Museum, London 1981, s. 15; podkreślenie moje/ Podobną opinię miał też wyrazić francuski autor: A. Carré w swym artykule "La Santé et l’histoire maritime Anglaise de XVI siècle à 1815" ("La Revue Maritime" 1976): "Naturally, British historians may be patriotically partial, but some French maritime historians also attributed the British victory to their welltrained sailors, hygiene, nutrition, and lemon juice". /J.H. Baron "Sailors' scurvy before and after James Lind - a reassessment", "Nutrition Reviews", T. 67, Iss. 6, June 2009, s. 324; opinia francuskiego autora została przywołana w: J. Watt "Medical aspects and consequences of Captain Cook’s voyages", w: "Captain Cook and his times" ed. R. Fisher, A. Johnston, Vancouver 1979/
  24. I jeszcze w kwestii szkorbutu: Wspomniany Lind opublikował wyniki swej pracy dopiero w 1753 r. pod tytułem "A Treatise of the Scurvy in Three Parts. Containing an Inquiry into the Nature, Causes and Cure of that Disease, together with a Critical and Chronological View of what has been published on the subject". Lind nie był oczywiście pierwszą osobą która zauważyła pożytki z picia soku z cytrusów czy ich spożywania. Holendrzy już podczas wyprawy z 1598 r. pośród różnych innych przeciwszkorbutowych specjałów (jak chrzan) miała do dyspozycji sok z cytryn i warzuchę lekarską, która posiada podobną ilość kwasu askorbinowego co pomarańcze. Można choćby wspomnieć Jamesa Lancastera, który podczas jednego ze swych rejsów (1601-1603) akurat miał na pokładzie swego statku "Red Dragon" ładunek soku cytrynowego, który ordynował swej załodze. Uznał potem, że przyczyniło się to do zmniejszenia zachorowań i śmiertelności na pokładzie jego statku choć w rzeczywistości wskaźniki śmiertelności na poszczególnych statkach tej wyprawy nie były aż tak odstające od siebie: "Red Dragon" - 33%, "Hector" - 34%, "Ascension" - 45% i "Susan" - 44%. Lancaster domagał się potem od władz swej Kompanii zaopatrywania jego wypraw w sok z cytrusów. Nie był też pierwszym, który opublikował opracowanie w którym rekomenduje się spożycie cytrusów czy świeżych warzyw, wcześniej uczynili to choćby: Augustin Farfán "Tractado breve de anothomia y chirugia..." (Mexico 1579), "Tractado breve de medicina y de todas las enfermedades" (Mexico 1592), William Clowes "A Profitable and Necessarie Booke of Observations..." (London 1596), John Woodall "The Surgeions Mate, ora a treatise discovering faithfully and plainely the due contents of the Surgions Chest..." (London 1617), Richard Hawkins "Observations of Sir Richard Hawkins, Knight, in his Voiage into the South Sea Anno Domini 1593" (London 1622), Gideon Harvey "The Disease of London: Or, a New Discovery of the Scorvey... Together with a Discourse on Malignant Fevers and Small Pox" (London 1675), John Moyle "Chirurgus Marinus: Or the Sea-chirurgion. Being Instructions to Junior Chirurgic Practitioners..." (London 1693). Przy czym Lind hołdował różnym błędnym teoriom o przyczynach szkorbutu, jak to że był on wynikiem nadmiernego pocenia czemu mogło zapobiec wspomniane przez harry'ego wietrzenie, a w kolejnych wydaniach swego opracowania wprowadził "poprawkę" mówiącą o gotowaniu soku (sic!). Lind nie zdołał przekonać Admiralicji do szerszego stosowania soku z cytrusów, trudno powiedzieć dlaczego tak się stało. Niektórzy wskazują na jego cechy charakteru i wynikającą z nich brak siły przebicia, można przywołać choćby historię jak to w 1791 r. zasiadał w radzie marynarki wojennej, która przyznała nagrodę pewnemu chirurgowi w wysokości 5000 funtów za projekt wykorzystania słonej wody, gdy już w 1762 r. Lind przedstawił taki wynalazek przed członkami Royal Society. Przetarł jednak nieco szlaki ułatwiając starania innych, tu należy wskazać głównie postaci: Thomasa Trottera i Gilberta Blane'a: "Among his many rich private patients was the First Lord of the Admiralty George Earl Spencer who appointed Blane as naval commissioner for the sick and wounded. In 1793, Blane recommended his friend Rear Admiral Sir Alan Gardner, one of the lords of the admiralty, to supply the seamen of his squadron, sailing non-stop for 19 weeks to India, with lemon juice ¾ ounce daily; no scurvy developed on the Suffolk and, similarly, in ships of the Channel Fleet. In January 1794, the Victualling Board refused Trotter’s request for lemon juice for the fleet about to sail from Spithead, so that when scurvy struck this fleet Trotter got AdmiralWaldegrave’s permission to buy 70 of lemons and oranges, while Waldegrave purchased fruit from a Swedish vessel. Trotter estimated that 36 sound lemons made one gallon of lemon juice, and every ship was supplied with 30 gallons. In early 1795, Trotter sent memoranda first to the Victualling Board and then to Blane’s Board, and by August the admiralty ordered lemon juice for the fleet at Portsmouth Thus, it took patronage for lemon juice to be made a regulation issue. At first, this juice was supplied to individual fleets, but in May 1796 the Sick and Hurt Commission agreed to supply all naval ships on foreign service with lemon juice, and in 1799 all ships on the British coast as well.(...) Between 1795 and 1814 the admiralty issued 1.6 million gallons of lemon juice". /J.H. Baron "Sailors' scurvy before and after James Lind - a reassessment", "Nutrition Reviews", T. 67, Iss. 6, June 2009, s. 324/ "In 1804 the daily use of lemon juice in the British navy was enforeed. The Board of Trade adopted similar regulations in 1865". /C. Stephenson "A Manual of Tropical Citrus Culture", Second english Edit., Colombo 1942, s. 74/
×

Powiadomienie o plikach cookie

Przed wyrażeniem zgody na Warunki użytkowania forum koniecznie zapoznaj się z naszą Polityka prywatności. Jej akceptacja jest dobrowolna, ale niezbędna do dalszego korzystania z forum.