Skocz do zawartości

Bruno Wątpliwy

Moderator
  • Zawartość

    5,662
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

Posty dodane przez Bruno Wątpliwy


  1. Szersze przedstawienie prawnych okoliczności sprawy (Czechowicza i wcześniejszej - Kucharskiego) np. w: M. Pietrzak, "Odpowiedzialność konstytucyjna w Polsce" ( w wyd. z 1992 r. s. 67-84).

    Tamże na s. 85 ocena, z którą całkowicie się zgadzam: "To, że Czechowicz nie został skazany, wynikło ze składu Trybunału Stanu, którego większość obawiała się zaostrzenia konfliktu rządów sanacyjnych z Sejmem. Mógłby on doprowadzić (...) do rozpędzenia Sejmu i wzmożenia dyktatorskich metod sprawowania władzy. W ówczesnej sytuacji politycznej, w której siła, jako instrument polityki rządów Piłsudskiego triumfowała nad prawem - - ostoją demokracji parlamentarnej, sprawa nie mogła zakończyć się inaczej. Instytucje demokratycznego państwa nie mogły efektywnie spełniać swych funkcji w ustrojach niedemokratycznych albo jedynie z nazwy demokratycznych. Niemniej sam fakt oskarżenia ministra Czechowicza i publiczna obrona powszechnie uznawanych wartości politycznych (...) muszą być z perspektywy historycznej oceniane pozytywnie".


  2. Przykłady:

    1) Wielka Brytania (a poprawniej Zjednoczone Królestwo) - to najbardziej znany przykład,

    2) Nowa Zelandia (w 1986 r. przyjęto tam Constitution Act nie jest to jednak typowa konstytucja pisana, ale raczej zbiór dotychczasowych praw),

    3) Izrael (jego konstytucję niepisaną tworzą Prawa Fundamentalne - są to ustawy uchwalane przez Kneset zwykłą większością głosów),

    4) do roku 1949 Węgry nie posiadały pisanej konstytucji - wyjątkiem był okres Węgierskiej Republiki Rad w 1919 r. - obecnie oczywiście "bratankowie" mają konstytucję pisaną.


  3. Temat olbrzymi i złożony. Kiedy byłem małym chłopcem, hej… największym novum dla mnie było to, że w getcie ludzie starali się normalnie żyć. Przetrwać, kochać się, zarabiać, mieć nadzieję. Mimo wszystko…

    Ze swojej strony mogę tylko polecić wspomnienia – np. Makowera, Chaskielewicza, oczywiście Ringelbluma, co nieco z prac Szaroty, R. Sakowską i przede wszystkim „Getto warszawskie – przewodnik po nieistniejącym mieście” Engelking i Leociaka. Fenomenalna pozycja, dla mnie przepustka do nieistniejącego świata.


  4. Możliwe warianty byłyby dwa (plus jeden b. wątpliwy):

    1. Pesymistyczny. Los Słowian Połabskich. Pewnie trwałoby to trochę dłużej, ale gdzieś do początku XIV w. krucjaty by Polan "załatwiły", a ostatni "polscy Drzewianie" germanizowaliby się gdzieś w połowie XIX w.

    2. Optymistyczny. Los Łotyszy i Estończyków. Zostalibyśmy podbici, ale utrzymalibyśmy swój język - jako społeczność chłopów pańszczyźnianych pod obcym panowaniem. Dotrwalibyśmy do czasów odrodzenia narodowego w XIX w. i odrodzilibyśmy się jako nowoczesny naród. W sumie być może wyszłoby to nam lekko na zdrowie :wink: gdyż złe aspekty mentalności szlacheckiej nie zagościłyby w polskich mózgownicach.

    3. Wariant trzeci - litewski jest najmniej prawdopodobny. Mimo wszystko wykorzystanie przez Litwę koniunktury politycznej w czasach upadku Rusi miało swój związek z peryferyjnym położeniem Lietuvy. My jednak leżymy na głównym gościńcu europejskim.


  5. Że projekt jest zbędny to sam wiem, gdyż w warunkach dominacji PO i PiS zwycięży wariant "dawaj wszystkim 0,7" (o ile nie gorszy). A potem będziemy mieli zabawę w TK i Strasburgu. Chyba, że projekt PO jest tylko zagrywką w stronę SLD (wy odpuścicie medialną i ustawy zdrowotne, my odpuścimy "dezubekizację").

    To, że obowiązujące prawo wystarcza aby skazać każdego zbrodniarza przewałkowaliśmy już wyżej. Problem dotyczy jednak emerytur.

    Tak, jak uważam, że pozbawienie wszystkich funkcjonariuszy SB otrzymanych zgodnie z prawem wyższych emerytur to kuriozum, tak będę się jednak upierał, że istnieje cywilizowany sposób ograniczenia emerytur funkcjonariuszom skazanym za ewidentne zbrodnie. Nawiasem mówiąc reguły te powinny dotyczyć także obecnych i przyszłych funkcjonariuszy (nota bene - taka regulacja z pocz. lat 90. chyba istnieje, nie miałem czasu jej odnaleźć i zastanowić się nad nią – co napisałem w pierwszym poście).


  6. Co odpowiedział gregski nie wiem, ale mam kilka uwag ogólnej natury :wink:

    Moim zdaniem następuje radykalna, szybka i zastraszająca redukcja wiedzy ogólnej (takiego „niezbędnika inteligenta”)wśród statystycznych przedstawicieli młodzieży. OCZYWIŚCIE OD TEJ PRAWIDŁOWOŚCI JEST WIELE WYJĄTKÓW – POZDRAWIAM MŁODYCH FORUMOWICZÓW ;) . Kiedyś (np. za „strasznej komuny”) fakt, że ktoś był studentem czy nawet uczniem ogólniaka dawał gwarancję, że Sikorskiego z Piłsudskim nie pomyli, coś powie o teatrze i przynajmniej bąknie o literaturze. Dziś niekoniecznie.

    Młodzież jednak nie jest w swej masie ani głupsza, ani mądrzejsza niż kiedyś, ale:

    1) Bardziej „ekonomicznie zorientowana”. Działa mechanizm „wyścigu szczurów”. To co jest zbyteczne w karierze, nie da szybko kasy to dla wielu po prostu chłam. Bardziej opłaca się wykuć głupawe marketingowe regułki niż poczytać coś wartościowego.

    2) Gorzej wychowywana. Rodzice mają mniej czasu dla dzieci. Kiedyś Polak miał mniej samochodów, ale więcej luzu i czasu na „rodaków rozmowy” – także z dziećmi. Dziś zostawia bachora przed komputerem i cieszy się, że ma spokój po pracy.

    3) Mniej zdyscyplinowana i nauczona, że można otrzymać przyjemności bez wysiłku (co wynika w dużej mierze z punktu 2). Miałem fajną rozmowę z nauczycielką klas podstawowych: „Panie drogi w dawnych czasach jak ktoś miał dysleksję to wystarczyło, że tata postraszył i już dysleksji nie było, teraz 50% ma dysleksję”.

    4) Gorzej ogólnie wykształcona – co nie do końca jest jej winą. W III RP nastąpiło duże obniżenie standardów nauczania, poszliśmy „w masówkę”. W PRL mówiło się, że studia PRL-owskie to przedwojenna duża matura. Dziś studia w III RP to chyba przedwojenna podstawówka (no powiedzmy – dobra podstawówka :) ).

    5) Zróżnicowanie wykształcona. Następuje olbrzymie rozwarstwienie jakości wykształcenia pomiędzy dobrymi i złymi szkołami czy uczelniami.

    Zauważmy, że zbliżamy się w tym zakresie do standardów europejskich i amerykańskich. Pamiętam jak dawno temu w jakieś gazecie przedrukowano wyniki badań wiedzy o świecie szwedzkiej młodzieży (np. nie wiedzieli gdzie jest Polska). Wówczas to była dla nas zgroza, dziś prawie polski standard. W USA całkiem dobrej klasy uniwersytet można skończyć tylko grając nieźle w koszykówkę. No cóż, gospodarka kapitalistyczna nie potrzebuje nadmiernej ilości mądrali…


  7. Z tego co się orientuję, Humer dostał wyrok (9 lat w pierwszej, 7,5 w drugiej instancji, chyba odsiadywał go, ale z racji wieku miał przerwę w wykonywaniu kary, podczas której zmarł). Bermana i Radkiewicza rzeczywiście dotknęły tylko sankcje partyjne, natomiast Romkowski, Różański i Fejgin dostali już trochę za swoje po Październiku.

    Rzecz jasna nie uważam, że "moja ustawa" dotyczyłaby tylko tych, którzy zostali skazani w okresie Polski Ludowej, ale także obecnie. Zgadzam się przy tym z obowiązującym wydłużeniem okresu przedawnienia dotyczącym przestępstw, które nie mogły być ścigane ze względów politycznych.

    Trochę mam wrażenie, że "bijemy pianę". Ty i ja zgadzamy się zapewne, że każda zbrodnia powinna zostać osądzona. Także zbrodnia dokonana przez funkcjonariuszy UB/SB. Nie każda będzie osądzona - bo nigdy takiego stanu, że każdy przestępca będzie skazany się nie osiągnie. Nic nie stoi jednak na przeszkodzie aby takich ludzi ścigać, tak jak każdego, który złamał prawo. Od 20 lat można to robić bez problemu. Protestuję jednak gdy nieudolność w ściganiu rzeczywistych przestępców chce się "naprawić" odpowiedzialnością zbiorową.


  8. Ad. 1. Jasne, że zgoda. Oczywiście nie chciałem powiedzieć, iż kodeksy karne były tożsame, tylko że w sumie dosyć podobne. Prawo karne zmienia się – generalnie staje się mniej brutalne, i to nie dotyczy tylko relacji realny socjalizm - demokracja. To proces ogólnoświatowy, a przynajmniej ogólnoeuropejski. Kara śmierci 60 lat temu była oczywistością, a dziś – przynajmniej na naszym kontynencie jest egzotyką. Itd. itp.

    Ad. 2. Przesłania drugiej części Twojej wypowiedzi za bardzo nie rozumiem. Czy chcesz przez to powiedzieć, że pewne sprawy pozostaną na zawsze niejasne i sprawcy nie będą wykryci? OCZYWIŚCIE TAK. Tak jest w przypadku wielu przestępstw. Nigdy nie będzie 100-procentowej wykrywalności. Kuby Rozpruwacza nigdy nie złapano. Tylko – czy z tego powodu powinno się aresztować i skazać wszystkich londyńczyków, a może Anglików żyjących w 1888 r.? Państwo prawa musi pogodzić się z tym, że pewne zbrodnie będą nieosądzone, a nie wprowadzać odpowiedzialności zbiorowej.

    W każdym razie ja wolę sytuację, w której nie da się skazać z braku dowodów nawet rzeczywiście winnego, od takiej, w której ktoś niewinny miałby ucierpieć na zasadzie odpowiedzialności zbiorowej.


  9. Pozwolę sobie na dwie uwagi:

    1. Polskie Siły Zbrojne nigdy nie nosiły oficjalnie nazwy „Ludowe Wojsko Polskie” (w użyciu były: Wojsko Polskie, Siły Zbrojne RP i Siły Zbrojne PRL). LWP to oczywiście określenie potoczne, używane także w oficjalnych przemówieniach itp. (coś jak „ IV RP”, której nigdy zgodnie z prawem, w tym z preambułą do naszej konstytucji nie było). Właściwie prawidłowo powinniśmy pisać „lWP” (czyli tak jak to robi np. Wieczorkiewicz). Moim osobistym zdaniem „ludowość” wojska nie przeczy jego polskości, czy patriotyzmowi. Podoba mi się np. co w tym temacie napisał A. Friszke, „Polska. Losy państwa i narodu 1939-1989”, s. 181 (co ciekawe w odniesieniu do najgorszych, stalinowskich lat): „Chociaż większości oficerów WP trudno odmówić motywacji patriotycznych, to jednak był to patriotyzm specyficzny, ściśle związany z państwowością PRL…”).

    2. Decyzja Gomułki w sprawie Czechosłowacji – jak istotna część jego polityki - była powodowana przede wszystkim problemem zachodnich granic. (Przypominam forumowiczom, że zostały one ostatecznie uznane przez RFN na początku lat 90., nawet układ z 1970 r. został właściwie podważony przez niemiecki Trybunał Konstytucyjny, który niedługo po jego podpisaniu uznał, że nie będzie on dotyczył zjednoczonych Niemiec). „Wiesław” dokonał prostego rachunku – czy w tym przypadku warto się postawić, ryzykując utratę poparcia jedynego mocarstwa, które wyraźnie uznawało te granice i je gwarantowało (przypominam, że żaden polityk zachodni – z wyjątkiem de Gaulle’a – Ziem Odzyskanych nie odwiedził, konsulatów też tam nie było), czy tym razem stanąć karnie w szeregu i skorzystać na tym później. Być może obawiał się także, że zmieniona Czechosłowacja wyłamie się z frontu anty-niemieckiego. Zwracam przy tym uwagę, że Gomułka musiał zawsze brać pod uwagę aspiracje polityków NRD (którzy zapewne chętnie nie budowaliby portu w Rostocku tylko przejęli Szczecin), konsekwentną (do Brandta) politykę RFN w sprawie granic, tudzież niejasne niekiedy posunięcia ZSRR (jak się wydaje zięć Chruszczowa – Adżubej podczas pobytu w Niemczech Zachodnich zaproponował im zjednoczenie i korektę granic w zamian za neutralizację).

    Z punktu widzenia późniejszego traktatu z 1970 r., który (mimo wszystko) stanowił istotny przełom, a – co ważne - został zawarty pomiędzy PRL i RFN, a nie w formie gwarancji ZSRR i RFN dla granic w Europie, Gomułka zachował się niemoralnie ale racjonalnie. Dodajmy, że los „praskiej wiosny” i tak był przesądzony decyzją Moskwy.

    [ Dodano: 2008-10-31, 09:23 ]

    Nieco podobną do mojej własnej analizę zachowania "Wiesława" w odniesieniu do interwencji w Czechosłowacji- kontekst niemiecki! - znalazłem w "Władysław Gomułka i jego epoka" (red. E. Salwa-Syzdek i T. Kaczmarek) - "Ewentualny opór 'Wiesława' nie mógł zmienić losu Czechosłowacji, mógł natomiast uniemożliwić realizację naszych planów narodowych" (aut. B. Rychnowski, s. 158).

    Fakt, że ta książka to raczej pochwalna "księga rocznicowa" na 100-lecie urodzin W.G., ale zawiera sporo ciekawych treści, w każdym razie przeczytać i zastanowić się - warto.


  10. Jak przypuszczam pomocny będzie „Słownik geografii turystycznej Sudetów” pod red. M. Staffy. Fenomenalna pozycja, opisująca prawie każdy kamień w regionie. Podejrzewam zatem, że wieś Młyńsko powinna mieć całkiem spore hasło, choć pewności nie mam. Niestety ja nie mam tomu obejmującego powiat lwówecki, zatem nie mogę podać dokładnych wskazówek bibliograficznych. Jak przypuszczam - to będzie drugi tom („Pogórze Izerskie”). Powinieneś go znaleźć bez problemu w bibliotece.

    Pozdrow.

    Mapa terenów objętych poszczególnymi tomami „Słownika” jest np. na stronach:

    http://www.i-bis.com.pl/turystyka.htm#


  11. Dziękuję serdecznie za wypowiedzi.

    Lu Tzy – przyjmuję krytykę, ale mam nadzieję, że po powtórnym przeczytaniu zauważysz, iż w tym „projekcie” art. 2 i 3 odgrywają właściwie drugorzędne znaczenie. Ważniejsza jest pewna filozofia, która sprowadza się do dwóch zasad:

    • Obniżenie emerytury może być tylko i wyłącznie konsekwencją popełnienia przestępstwa, którego fakt potwierdzi wyrok prawomocnego sądu. Jeżeli takiego wyroku nie ma, to dany człowiek zgodnie ze starą zasadą prawną jest niewinny i WARA od jego emerytury. Możemy go nie zapraszać na kolację, ale karać dodatkowo go nie możemy, a przecież - co by się nie mówiło - drastyczne obniżenie emerytury – wg. przelicznika poniżej podstawowego - jest rodzajem kary.

    • Sąd w takiej sprawie orzekałby w każdym przypadku indywidualnie, mając możliwość albo utrzymania emerytury na poprzednim poziomie, albo jej redukcję (wg. określonych widełek), uwzględniając przy tym całokształt okoliczności sprawy. Jak rozumiem powstałby dzięki temu stan, w którym inaczej byłby oceniany torturujący ludzi UB-ek z lat 50., a inaczej funkcjonariusz z lat 80., któremu zdarzyło się popełnić mniej istotne przestępstwo. Sąd zwracałaby także uwagę czy dana osoba po popełnieniu przestępstwa była pełnowartościowym członkiem społeczeństwa, czy nie.

    W świetle powyższych uwag dodam, że katalog osób objętych art. 2 mógłby być dosyć szeroki. Zawsze uważałem za bzdurne dołączanie do funkcjonariuszy SB sprzątaczek czy pracowników wywiadu, ale przy takiej regulacji – gdy przesłanką „odpowiedzialności emerytalnej” jest przestępstwo karne i owa odpowiedzialność emerytalna jest zróżnicowana, to właściwie ustawa może dotyczyć wszelkich służb mundurowych.

    Co do art. 3 – rzecz jasna chodzić tu musi o dosyć istotne przestępstwo. Ustalenie odpowiedniego katalogu wymagałoby przejrzenia kodeksów karnych i poważnego zastanowienia, stąd „odpuściłem to sobie”. Zwracam przy tym uwagę, że sąd rodzaj przestępstwa uwzględniałby przy ustalaniu wysokości obniżenia emerytury (zapewne wg. zasady – im cięższe tym większe represje emerytalne). Kwestią do dyskusji jest to czy punktem wyjścia w przypadku art. 3 mogłoby być obecne pojęcie „zbrodni komunistycznej”. Mnie osobiście ten termin mierzi i uważam go za propagandowy (tak jak „oprawcy stanu wojennego”), bo i komunizmu właściwie w Polsce nie było i nie wszystkie czyny tym terminem objęte są typowymi zbrodniami, ale zastanowić się można.

    FSO – zgadzam się właściwie w pełni. Uważam, że odpowiedzialność karna może dotyczyć tylko czynów objętych penalizacją w dniu ich popełnienia. Sądzę także, że jeżeli III RP objęła aktywa PRL (np. Ziemie Odzyskane, mienie „poniemieckie i opuszczone”, zawarte w tym okresie umowy międzynarodowe, uchwalone wówczas przepisy prawne itd.) to przejmuje także pasywa czyli np. zobowiązania wobec funkcjonariuszy. (Tym bardziej tych, z których usług korzystała – czyli pozytywnie zweryfikowanych). Zatem o odstąpieniu od „kontraktu emerytalnego” może być mowa tylko wówczas, gdy osoba nim objęta jest sprawcą przestępstwa niegodnego funkcjonariusza. Oczywiście jest tu możliwy odmienny pogląd, że odpowiedzialność karna i emerytury to dwie zupełnie inne kwestie – tzn. nawet zbrodniarz nie powinien tracić uzyskanych zgodnie z prawem uprawnień emerytalnych, bo nie mają one związku z odpowiedzialnością karną. Skądinąd ciekawy temat na dyskusję.

    Ciekawy – nie do końca jest tak jak piszesz. Prawo karne Polski Ludowej aż tak bardzo się od dzisiejszego nie różniło. Ergo – jeżeli ktoś torturował podejrzanego lub organizował zamach na czyjeś życie był przestępcą także wówczas. Wyroki w sprawach funkcjonariuszy UB/SB już zapadały (niektóre nawet już po 1956 r. i – jak sobie przypominam - przynajmniej kilka w III RP). Problem leży w lenistwie obecnie rządzących. Zamiast szukać świadków, prowadzić praworządny proces - proponują rozrywkę dla mas, niemającą nic wspólnego z państwem prawa. Nikt rozsądny nie powie, że przestępca powinien zostać ukarany, a wielu do tego doda, że nie powinien się cieszyć szczególnymi uprawnieniami emerytalnymi. Ale o tym, czy zaistniało przestępstwo decyduje sąd. Do momentu jego prawomocnego wyroku człowiek jest niewinny. Gdy przyjmiemy inne założenie, tzn. politycy będą wybierali sobie wg. uznania grupę osób i ją karali (redukcja emerytury do ¼ jest w rzeczywistości karą) to nie będziemy się różnić za bardzo od reżimów totalitarnych. A za 20 lat ktoś swobodnie może uznać - na zasadzie swojego widzimisię - że dawni posłowie sejmu III RP, funkcjonariusze CBA itd. nie zasługują na wysokie uposażenia i emerytury.

    Jarpen Zigrin – dotknąłeś ważnego problemu, o którym zapominają politycy i olbrzymia część społeczeństwa. Gwarancje wynikające z zasady państwo prawa dotyczą wszystkich. Ładnych i brzydkich, niewinnych i morderców. Większość społeczeństwa może jakąś grupę osób uznawać za „nieciekawą i godną pogardy” (vide casus pedofilów), ale wyłączyć jej spod konstytucyjnych gwarancji nie można. I tak jest w całym cywilizowanym świecie. Orzeczenie TK (a może i Strasburga) będzie niewątpliwie bardzo ciekawe. Ja osobiście przewiduję, że będzie miażdżące dla spodziewanej ustawy (przynajmniej w zakresie ograniczenia emerytur pozytywnie zweryfikowanych i nadmiernego ograniczenia emerytur pozostałych – poniżej standardowego wskaźnika). Myślę, że istotną rolę odegra także upływ czasu. Jeżeli niepodległe państwo przez 20 lat nie uznało za stosowne dokonanie weryfikacji prawa w tym zakresie, to znaczy, że uznawało to prawo za słuszne.

    P.S. Jestem ciekawy co w ww. sprawie powiedziałby ś.p. Jacek Kuroń, który z aparatem policyjnym Polski Ludowej miał do czynienia o wiele więcej niż olbrzymia większość dzisiejszych niezłomnych i bezkompromisowych posłów prawej strony Sejmu. Może coś takiego „Nie odbierajcie emerytur, dawajcie własne”?


  12. Ponieważ znowu pojawiły się pomysły dezubekizacyjne, poddaję pod rozwagę forumowiczów własny, b. wstępny zarys projektu odpowiedniej ustawy (oczywiście napisany wyłącznie dla własnej satysfakcji). Moim zdaniem zaspokaja on zarówno „zdrowe pragnienie zemsty” części elit post-solidarnościowych, daje ludowi odpowiednie igrzyska, ale jednocześnie respektuje podstawowe standardy ochrony praw człowieka, tudzież zasady naczelne ujęte w rozdziale I konstytucji, o których posłowie nieco "zapominają".

    Sejm Rzeczypospolitej Polskiej uznając, że niektórzy byli funkcjonariusze aparatu policyjnego Polski Ludowej, będący sprawcami określonych przestępstw popełnionych w okresie istnienia Polski Ludowej nie powinni cieszyć się szczególnymi przywilejami emerytalnymi,

    uchwala - co następuje:

    Art.1. W stosunku do byłych funkcjonariuszy aparatu policyjnego Polski Ludowej, pełniących funkcję w jakimkolwiek przedziale czasowym przypadającym na lata 1944-1990, skazanych prawomocnym wyrokiem sądu karnego za określone przestępstwo popełnione w okresie sprawowania funkcji w aparacie policyjnym Polski Ludowej, jest możliwe sądowne obniżenie przysługujących im uprawnień emerytalnych.

    Art. 2. Funkcjonariuszem aparatu policyjnego Polski Ludowej w rozumieniu niniejszej ustawy jest: (konieczne doprecyzowanie).

    Art. 3. Przestępstwem popełnionym w okresie sprawowania funkcji w aparacie policyjnym Polski Ludowej w rozumieniu art. 1 niniejszej ustawy jest: (konieczne doprecyzowanie).

    Art.4. Obniżenie świadczeń emerytalnych następuje w pierwszej instancji wyrokiem sądu pracy (wydziału pracy i ubezpieczeń społecznych sądu rejonowego), właściwego dla miejsca zamieszkania byłego funkcjonariusza aparatu policyjnego Polski Ludowej.

    Art. 6. Sąd pracy może orzec obniżenie świadczeń emerytalnych byłego funkcjonariusza aparatu policyjnego Polski Ludowej, polegające na odstąpieniu od dotychczasowego przelicznika świadczeń emerytalnych w wysokości 2,60 i ustaleniu nowego w przedziale od 0,70 do 2,59.

    Art. 7. Sąd pracy w każdej sprawie dotyczącej świadczeń emerytalnych byłego funkcjonariusza aparatu policyjnego Polski Ludowej orzeka indywidualnie, według swojego uznania, biorąc pod uwagę całokształt okoliczności sprawy. W szczególności sąd pracy musi wziąć pod uwagę:

    1. Charakter przestępstwa stwierdzonego prawomocnym wyrokiem sądu karnego.

    2. Postępowanie byłego funkcjonariusza aparatu policyjnego Polski Ludowej w okresie po zakończeniu przez niego służby w aparacie policyjnym Polski Ludowej.

    Art. 8. Sąd pracy wszczyna obligatoryjnie postępowanie w sprawie ewentualnego obniżenia świadczeń emerytalnych byłego funkcjonariusza aparatu policyjnego Polski Ludowej na wniosek sądu karnego, który wydał wyrok, o którym mowa w art. 1. Sąd karny składa taki wniosek obligatoryjnie w terminie 2 tygodni od dnia uprawomocnienia się wyroku, o którym mowa w art. 1.

    Art. 9. Przed sądem pracy nie przeprowadza się ponownie postępowania dowodowego wobec faktów udowodnionych w procesie karnym.

    Art. 10. Jeżeli prawomocny wyrok sądu karnego dotyczący przestępstwa popełnionego przez byłego funkcjonariusza aparatu policyjnego Polski Ludowej zostanie wzruszony (np. w drodze wznowienia postępowania), stanowi to przesłankę do wznowienia odpowiedniego postępowania przed sądem pracy.

    Art. 11. Od wyroku sądu pracy obniżającego wysokość świadczeń emerytalnych byłego funkcjonariusza aparatu policyjnego Polski Ludowej istnieje możliwość odwołania w normalnym trybie instancji.

    Art. 12. Ustawa wchodzi w życie z dniem 1 stycznia 2009 r.

    [ Dodano: 2008-10-24, 14:37 ]

    P.S. Nie zastanawiałem się nad relacją ww. projektu do ewentualnie już obowiązujących przepisów prawnych, które pozwalają obniżać uposażenie emerytalne żołnierzowi czy policjantowi, który popełnił przestępstwo.


  13. Na przykład w: S. Kochański, Automatyczna broń strzelecka, Warszawa 1991, s. 219 (autor wspomina tam, że nie tylko angielska, ale i kanadyjska, indyjska i holenderska wersje były przystosowane tylko do ognia pojedynczego).

    Potwierdzenie można znaleźć także w Wikipedii. Należy szukać pod "karabin L1A1" (tak nazywała się brytyjska wersja FAL).

    Pozdrow.


  14. Trudno powiedzieć, że to broń zapomniana. Jeżeli otwieram jakąkolwiek książkę o broni to FN FAL jest i to na poczesnym miejscu. Fakt, że "archetyp człowieka z bronią", jest zazwyczaj wyposażony w Kałasznikowa czy M-16, ale to nie znaczy, że FAL jest zapomniany.

    Opinie, które o nim znalazłem są dobre. Inaczej nie byłby tak popularny. Nota bene w wojnie falklandzkiej był używany przez obydwie strony konfliktu. Wersja brytyjska rzeczywiście nie mogła strzelać seriami.


  15. A ja znowu słyszałem zaklinających się, że nic takiego nie miało miejsca, a objawy obserwowane przez demonstrantów, które służyły potem jako źródło plotek (np. ślinotok, czerwone oczy) były wywołane długotrwałym przebywaniem warunkach narażenia na oddziaływanie gazów łzawiących i zwykłym stresem.

    Jak było naprawdę, może się kiedyś dowiemy. Nie byłby to zresztą pierwszy przypadek wspomagania farmakologicznego na świecie.

    Nawiasem mówiąc zauważyłem stronkę, która proponuje "inne spojrzenie" na ZOMO: http://www.zomoza.kgb.pl/

    Pozdrowionka


  16. Przepraszam, że wywołałem temat IPN, ale było to właściwie nie do uniknięcia, gdyż zagadnienie ogólnie dotyczy relacji IPN (pion śledczy plus historyczny) do stanu wojennego - w kontekście polityki historycznej nowej Rosji. Moim zdaniem wpadamy tu – wręcz jako państwo czy naród – w sprytnie zastawioną rosyjską pułapkę i trzeba o tym krzyczeć, nawet „wieszając psy” na IPN. Czyli problem upolitycznienia instytucji państwowej musi się pojawić.

    To, że pojawią się głosy broniące IPN to jasne. Moim zdaniem dopóki dyskusja nie przekracza granic pyskówki to można dyskutować z każdym. Historia, traktowana jako nauka, czy hobby polega wszak także na sporze. Ma to przy tym swój nieodparty urok. Nie chciałbym żyć w świecie, w którym wszyscy się zgadzają.

    O samym IPN. Jest jasne, że co do zasady nie można oceniać ludzi masowo. Powstaje w nim szereg interesujących publikacji. Co prawda znaczna część ich to prosta kompilacja z akt (typu: „Dzieje Urzędu Bezpieczeństwa w Koziej Wólce”, „Inwigilacja Kowalskiego”, czy „Funkcjonariusze UB w powiecie Łękowody”), bez szerszej analizy, bez nadmiernego obiektywizmu, ale przeczytać to zawsze można i czegoś się dowiedzieć. Jak przypuszczam są tam także ludzie obiektywni, choć części obiektywnych (np. Friszke) już tam nie ma (i to też o czymś świadczy). Są w IPN ludzie o wielkim potencjale intelektualnym – np. sam kontrowersyjny Gontarczyk - ale silnie zorientowani politycznie i piszący z zasady a thése. A główny problem polega na tym, że IPN jako całość zamieniła się w policję historyczną oddaną konkretnej opcji politycznej, a aspiruje do roli obiektywnego śledczego-oskarżyciela, badacza i wychowawcy.

    Reasumując, uważam że o wiele zdrowsza byłaby sytuacja, gdyby ta instytucja została diametralnie przekształcona lub zniknęła. Wszak badaniami historycznymi można zajmować się będąc pracownikiem uniwersytetu, archiwa mogą być administrowane przez archiwistów, a „zbrodnie komunistyczne” może ścigać normalna prokuratura. Wychowanie patriotyczne jest zaś od zawsze w gestii rodziców i nauczycieli. Z przyjemnością przeczytam kolejne pozycje Dudka, Gontarczyka, Żaryna itp., z radością zapłacę podatki na ich kariery uniwersyteckie, ale nie kariery funkcjonariuszy policji historycznej. Sam bardzo lubię czytać to co napisał Gontarczyk (o Dudku i Żarynie mam nieco gorszą opinię merytoryczną), bo człowiek pióro ma dobre, a warsztat doskonały. I choć się z tym co napisał w dużej mierze nie zgadzam odczułbym to za osobistą krzywdę, gdyby przestał pisać. Ale – na Boga! – nich pisze jako samodzielny, samorządny i „samofinansujący się” pracownik uczelni, ale nie jako przedstawiciel nader specyficznej instytucji państwowej, na którą lecą miliony z naszych kieszeni.

    Rozważyć można natomiast istnienie instytucji, która zajmowałaby się obroną polskiej wizji historii na arenie międzynarodowej i ochroną dobrego imienia Polski (na zasadzie nie lukrowania, ale uczciwego przedstawienia). Nota bene – zwracam uwagę, że w tym zakresie osiągnięcia IPN są nader mierne. Nie powstała właściwie żadna popularna synteza dziejów Polski po angielsku, a zainteresowanych cudzoziemców trzeba odsyłać do dzieł pisanych przez Walijczyka. A o poziomie tej instytucji świadczy chociażby jakość odpowiedzi na „Strach” Grossa.

    Pozdrawiam


  17. Pozdrawiam bratnią duszę ;)

    Pozwolę sobie zaznaczyć jeszcze raz, że nie jestem jakimś fanem odszkodowań itp. Zarówno w relacjach międzynarodowych, jak i wewnętrznych. Na przykład nawet polską reprywatyzację uważam za poroniony pomysł, jakieś przywracanie status quo ante po Hitlerze, Stalinie, zniszczeniu kraju, wymordowaniu 6 milionów plus 45 latach socjalizmu jest irracjonalne. Nawet prawo cywilne zna pojęcie "nadzwyczajnej zmiany okoliczności" a II w.ś. była taką nadzwyczajną zmiana okoliczności.

    Chciałem tylko podnieść tezę, że skrajny anty-komunizm i anty-jaruzelizm IPN-owców może per saldo dać im tytuły "Bohatera Rosji" :) za zasługi dla rosyjskiej polityki historycznej.


  18. Ciężka sprawa z oceną… Jest to chyba pytanie o sens polityki Sikorskiego w ogóle.

    Może kilka uwag pro domo sua. Kiedyś, młodzieńcem będąc, uważałem, że za wszelką cenę należało utrzymać armię w ZSRR i stosunki dyplomatyczne. Czyli kontynuować linię Sikorskiego, a nawet bardziej ustępliwą. Nawet za cenę niewyjaśnienia sprawy Katynia. Dzięki temu Rosjanie nie mogliby poszukać nowego rozdania w sprawach polskich. Armia Polska wkroczyłaby do Polski razem z Armią Radziecką, wybuchłoby powstanie mające szanse powodzenia. Rosjanie nie mogliby tego faktu ignorować, a nas - sprzymierzeńców – masowo internować. Polska utrzymałaby niepodległość, może także Lwów (bo Wilna już raczej nie), dostałaby rekompensatę na zachodzie - pewnie podobną jak w Poczdamie. Pozostałaby częścią świata zachodu, w skrajnej zaś sytuacji miałaby status podobny Finlandii.

    Tak sobie myślałem dawno temu. Obecnie wydaje mi się, że niezależnie od tego, co by Polacy nie zrobili, przy takiej a nie innej postawie naszych „sojuszników” los Polski był przesądzony. Stalin nie był zainteresowany istnieniem na głównym odcinku uderzenia na zachód państwa o nawet sojuszniczym statusie (Finlandię mógł sobie lekko odpuścić, Polski nie). Interesowało go tylko podporządkowanie (czyli wybór był pomiędzy 17 republiką a Polską Ludową, całe szczęście padło na Polskę Ludową). Gdyby nawet Armia Andersa została w ZSRR - to rzucono by ją na jakiś beznadziejny odcinek fontu (w końcu strata nawet 100 tys. żołnierzy dla Rosjan nie była czymś nadzwyczajnym), wygłodzono ją czy sprowokowano antyradzieckie zamieszki w tej armii (co w końcu nie było takie trudne) i „z żalem” Rosjanie musieliby zbuntowanych Polaków rozbroić itp. Dodajmy, że opcja „nadal jesteśmy sojusznikami Rosjan” byłaby nie do utrzymania ze względu na relacje wewnątrz strony polskiej (nawet przed ujawnieniem Katynia wielu polskich polityków i wojskowych miało Sikorskiego za groźnego rusofila). Czyli – jeżeli nawet Sikorski żył by dalej i utrzymano by relacje dyplomatyczne, a Armia Andersa w ZSRR by została, to i tak do Polski wkraczałaby jakaś odmiana ludowego Wojska Polskiego. Przy milczącej akceptacji Zachodu.

    Reasumując – z racji na międzynarodowy układ sił los Polski był przesądzony tak czy i siak. Ciążyło nad nami fatum, którego nie moglibyśmy zmienić. Nie było dobrych rozwiązań w zasięgu naszych możliwości. Wynika z tego, że to jak wyglądał układ Sikorski-Majski nie miało najmniejszego znaczenia. Jego podpisanie było po prostu koniecznością ze względu na sytuację Polaków w ZSRR. To, czy byłby mniej czy bardziej korzystny dla nas – w końcowym rozrachunku nie znaczyło nic. Polska i tak dostałaby się Stalinowi. Ratunkiem dla nas mogłoby być tylko uderzenie aliantów na Bałkany lub silne wsparcie przez nich naszej sprawy, czyli w ówczesnych warunkach pomysły z kategorii wishfull thinking.

    Inna sprawa, że nasi politycy dramatycznie pomylili się w rachubach. Myśleli, że apogeum sytuacji korzystnej dla Polski jeszcze nadejdzie. Typowe mrzonki dowódców, ze kolejna wojna będzie podobna do poprzedniej, zatem nasi czekali na powtórzenie wariantu z i-ej wojny światowej. Natomiast apogeum nastąpiło w drugiej połowie 1941 r., potem już było coraz gorzej. Gdyby to przewidziano (skądinąd łatwo być prorokiem po latach…) to może udałoby się coś więcej w układzie wytargować, czy później podczas wizyty Sikorskiego w ZSRR. Podejrzewam, ze Stalin wówczas byłby bardziej skłonny do ustępstw np. w sprawie granic niż w 1944 r. Inna spraw, że gdyby Sikorski odstąpił od granicy ryskiej to polski Londyn by go zagryzł.

    Ponadto wydaje mi się także teraz (m.in. za Wieczorkiewiczem, choć nie zawsze podoba mi się co pisze), że błędem było nieogłoszenie w 1939 r. stanu wojny z ZSRR (inna sprawa, że nie było to takie proste – nasi kochani sojusznicy czuwali). W takiej sytuacji po wybuchu wojny niemiecko-radzieckiej konieczne byłoby zawarcie oficjalnego traktatu pokojowego między RP a ZSRR, czyli definitywne rozwiązanie problemu granic.

×

Powiadomienie o plikach cookie

Przed wyrażeniem zgody na Warunki użytkowania forum koniecznie zapoznaj się z naszą Polityka prywatności. Jej akceptacja jest dobrowolna, ale niezbędna do dalszego korzystania z forum.