Skocz do zawartości

Bruno Wątpliwy

Moderator
  • Zawartość

    5,662
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

Posty dodane przez Bruno Wątpliwy


  1. Też tak słyszałem i to z ust zawodowych historyków. Tyle, że to nie o "Europie" [akurat kończyłem liceum, jak się ukazała], ale o jego historii Wrocławia.

    "Wrocław" (tzn. "Mikrokosmos") ma akurat oficjalnego współautora. Z tego co gdzieś słyszałem, bardzo zaangażowanego badawczo.


  2. FSO - nie wiem czy to widziałeś - tam był wątek "kary śmierci". Cytuję z pamięci - zatem z błędami. To znaczy Janas mówił mniej więcej coś takiego, że kara śmierci groziła chyba za wszystko. Urban - że za walkę zbrojną z władzami i całe szczęście, że tylko tacy ludzie jak Janas o niej myśleli. I generalnie cieszył się, że nie doszło do kolejnego Powstania Warszawskiego. Na to Janas uderzył w "burą sukę", i to, że "Solidarność" nie planowała walki. Urban stwierdził, że nie jest ani burą, ani suką tylko psem (chyba szarym). I tak panowie sobie rozmawiali. W sumie "przegięli" obydwaj. Urban, że akurat Janasa oskarżył o chęć walki zbrojnej. Janas - z tą karą śmierci (no i oczywiście argumentum "bura suka"). Już to widzę jak Jaruzelski godzi się na wykonywanie kary śmierci na opozycjonistach. Boże, co by się wtedy działo, i na świecie i w Polsce.

    W każdym kraju na świecie stan nadzwyczajny polega na ograniczeniu praw obywatelskich i surowych sankcjach. W Polsce nie zapadła żadna kara śmierci w stosunku do opozycjonisty (Kuklińskiego, Spasowskiego, Rurarza oczywiście nie liczę, opozycjonistami nie byli i pozostawali poza zasięgiem PRL) co dopiero mówić o wykonywaniu, zresztą z możliwością jej orzekania nawet w trybie doraźnym też nie było prawnie tak zupełnie dowolnie. Chyba zresztą najwyższa kara wówczas orzeczona wynosiła 10 lat (i to chyba traktowana była jako przykład skrajności). A później amnestia itp.

    Inna sprawa, że Węgrzy w 1956 też walki zbrojnej zapewne nie planowali, także ten argument jest dosyć względny. Jakby doszło do tej gigantycznej, zapowiadanej manifestacji w grudniu 81 wystarczyłby jeden wariat lub prowokator z pistoletem lub petardą. U Węgrów też to się podobnie zaczęło.

    Nawiasem mówiąc na innym programie pojawił się bardzo ciekawy wątek. Bogdan Lis w rozmowie z jakimś panem doktorem z IPN i dziennikarzem powiedział, ze "Solidarność" miała matryce ulotek po rosyjsku dla żołnierzy radzieckich i instrukcje dla społeczeństwa w razie wkroczenia radzieckich. Ciekawe...


  3. No to kilka cytatów dotyczących nieco innego czasu:

    "Paliły się przewrócone samochody (...) Pod wieczór w starej części miasta i na Dworcu Głównym doszło do wybijania szyb wystawowych, podpalania kiosków, rabowania artykułów przemysłowych i żywnościowych, w tym alkoholu".

    "Kociołek: Towarzyszu Pułkowniku, siły porządkowe nie są w stanie opanować sytuacji wokół gmachu Komitetu Wojewódzkiego, istnieje groźba spalenia nie tylko gmachu, ale również kilkudziesięciu znajdujących się w nim osób. (...) Widok budzi grozę ludzie z okien wołają 'Ratunku'".

    "W zgiełku okrzyków, dymu, ognia i klaksonów udało się grupie ppłk. Wejnera uwolnić tylko część ludzi. Doszło do bijatyki, pojedynczych wystrzałów i utraty pewnej ilości broni".

    "Na wysokości dworca udało się drągami zatrzymać trzy wozy bojowe. Załogi mając do wyboru strzelanie lub ucieczkę, wybierały to drugie. (...) Ze stratami i ubytkami trzech załóg kolumna powróciła do koszar".

    "Ogromne masy ludzi, kilka ognisk pożarów i duże obłoki dymu zmusiły czołgi do dalszej jazdy pod Urząd Wojewódzki".

    "Próby odblokowania wejścia do gmachu za pomocą karetek pogotowia, wozów strażackich, a na koniec helikopterów nie dały pożądanego rezultatu. Była realna groźba, że (...) dojdzie do spalenia żywcem ludzi (...). O wielkości zamieszania i stopniu agresji świadczy fakt, że tłum nie chciał nawet uwolnić znajdującej się na parterze grupy podpalaczy (...)".

    E. Stefaniak, Byłem oficerem politycznym LWP, Toruń 2007, s. 271-275. Aby było jasne, to żadna afirmacja - dużo w tej pozycji krytycyzmu wobec postawy władz w 1970 r. I aby było jasne - nieporadność i nadmierna brutalność władz (np. w Gdyni) poraża także mnie.

    Ale co do ww. cytatów - tu "ultima ratio regis" chyba nie wchodziła w rachubę? Wojsko miało oddać transportery, kałasznikowy, poczekać aż spalą się ludzie z podpalaczami (i może sekretarkami) włącznie. A potem zebrać się w rozbrojoną gromadkę i poczekać aż dopłyną radzieccy, aby zrobić porządek?


  4. Sprawa macedońska jest moim zdaniem jedną z wstydliwszych spraw Europy i Grecji. Najpierw o tej ostatniej. Skutecznie zmieniła stosunki etniczne na obszarze Macedonii Egejskiej, najpierw po wojnie grecko-tureckiej w latach 20. osiedlając tam masy Greków z Azji Mniejszej, a potem po wojnie domowej w latach 40., w której Macedończycy często walczyli po stronie lewicy (i później emigrowali - m.in. do Polski). Poza tym Grecja konsekwentnie hellenizowała (hellenizuje?) Slawofonów czy Endopów (tak zdaje się nadal w greckiej terminologii nazywa Macedończyków). Są oni w Greckiej Macedonii mniejszością, dosyć stłamszoną. Oblicza się ich liczbę od 250.000 (Macedończycy) do 48.700 (Grecy) - I. Stawowy-Kawka, Historia Macedonii, Ossolineum 2000, s. 287. Wielkich szans na oddzielenie się (chociażby tylko w formie autonomii) czy nawet tylko przetrwanie w morzu greckim chyba nie mają. Polityka Grecji w sumie nie ma chyba zbyt wiele wspólnego z ideami poszanowania praw mniejszości.

    A nazwa FYROM to kuriozum, niestety zaakceptowane przez społeczność międzynarodową i dowód na grecką nadwrażliwość. Grecy zamiast być dumni z tego, że inne narody nawiązują do Aleksandra Wielkiego (którego greckość jest zresztą względna) rozpętali awanturę. To trochę tak, jakby Polacy uznali nazwę Pomorze za zastrzeżoną dla siebie i obrazili się na land Meklemburgia-Pomorze Przednie.


  5. Jednym z prawników, który zajmował się sprawą niemiecką był Lech Janicki. Pisał raczej pod kątem Republiki Federalnej Niemiec, ale pewnie w jego książkach znajdziesz odesłania do dalszej literatury (przynajmniej tej starszej). Ja mam jego: Republika Federalna Niemiec wobec terytorialno-politycznych następstw klęski i upadku Rzeszy, Poznań 1982.

    Prawno-międzynarodowymi aspektami zajmował się m.in. K. Skubiszewski.


  6. PRL czy III RP, biografie - czy? Trudno powiedzieć - w razie czego proszę o przekierowanie.

    Mam dosyć grubą skórę i stępioną latami obserwacji życia politycznego wrażliwość, ale artykuł J. Dziadula o Jerzym Wartaku w ostatniej „Polityce” („Nadstawianie policzka”) mnie „ruszył”. Jeden z przywódców strajku w Wujku. Poważnie potraktował swoje chrześcijaństwo, przesłanie Jana Pawła II i szok po jego śmierci. Zabiegał o pojednanie z Jaruzelskim. Do tego - „(…) drażni, że obdziera Wujka z mitu, mówi publicznie o przypadkowości zdarzeń, że jego strona nie składała się z samych aniołów. – Może ma trochę racji, ale idzie pod prąd, przeciw tym, którzy w tragedii kopalni nadają symbolikę prawie drugiego Katynia, a jej wymiar widzą w kategoriach kolejnego powstania śląskiego – dodaje były działacz związku” (z artykułu J. Dziadula). Wartaka spotyka ostracyzm.

    Czy tak naprawdę nie możemy oddać cząstki sprawiedliwości drugiej stronie, nie umiemy przebaczać? Ile w tym wszystkim czystej polityki, ile prawdziwych uczuć?


  7. Zacytujmy:

    Czyżby? Spróbuj napisać na tym forum, że Holokaust nie był zły w swych założeniach. Zaraz przestaniesz być kandydatem do czegoś tam itd... Spróbuj, chętnie poobserwuję skutki.

    I tu jest właśnie problem, używanie porównań i terminologii całkowicie nieuzasadnionej. W ten deseń to powinniśmy zacząć pisać o "faszystowskim zbrodniarzu" Piłsudskim, czy używać innego rodzaju kuriozalnych terminów. Operację wojskowo-policyjną stanu wojennego, jedną z wielu na świecie, przy tym stosunkowo - jak na taką operację - stonowaną, i dosyć dobrze usprawiedliwioną (chyba, że już ktoś wierzy IPN-owi, że wszystko jest jasne i Breżniew tylko przebierał nogami, aby oddać władzę "Solidarności"), przedstawia się jako archetyp zła wszelakiego.

    BTW - Właśnie obejrzałem rekonstrukcję walk demonstrantów z ZOMO (TVN) . Jeden pan z grupy rekonstrukcyjnej w mundurze kapitana MO (na oko 30-40 lat) powiedział mniej więcej coś takiego: "Pamiętam te czasy. Nastrój był jak za okupacji". Jak takie słowa są łatwe do wypowiedzenia. A w tle leciały "Mury". Niekiedy nie tylko słabo uczymy się na powstańczej historii, ale nawet nie znamy rzeczywistego przesłania śpiewanych pieśni.


  8. Czy osoba oddająca szacunek Piłsudskiemu musi być automatycznie za dyktaturą i Berezą? Chyba nie. Czy osoba uznająca się za katolika automatycznie uważa za słuszne metody chrystianizacji Karaibów i auto-da-fé? Chyba nie. Czy protestant popiera automatycznie wszystko co napisał Luter wiele lat temu? Wątpię. Czy osoby oddające cześć generałowi Lee chcą przywrócenia niewolnictwa? Chyba dalece nie wszyscy. I tak dalej, i tak podobnie.

    Umiejętność spojrzenia na Jaruzelskiego inaczej niż przez IPN-owskie okulary nie dowodzi uznawania Polski Ludowej za raju na ziemi tylko pewnego obiektywizmu.

    Poza tym działa swoista przekora. Jeżeli w istotnej części środków masowego przekazu dyskusja o stanie wojennym wygląda tak, że dyskutuje historyk IPN z działaczem ówczesnej Solidarności i dziennikarzem, który "moderuje" dyskusję bynajmniej nie w kierunku przyjaznym Jaruzelskiemu, to ludzie po prostu widzą, "że coś jest nie tak". Jeżeli stan wojenny przedstawia się jako zło absolutne, potworne, niemające precedensu, to przynajmniej niektórzy pamiętający te lata zadają sobie pytania ile w tym propagandy, ile prawdy. Metodę rozliczenia ze stanem wojennym obrano najgorszą z możliwych - poniżenia i pohańbienia tych, za którymi też jakieś argumenty stały. Nastał czas prostych, łopatologicznych tez. Ludzie - przynajmniej niektórzy - tego nie lubią. Ja też, choć na moje własne życie, fakt czy się Jaruzelskiego poniży, czy wywyższy w żadnym stopniu nie wpłynie. Ale nie lubię prymitywnych uproszczeń, tam gdzie jest konieczna głęboka analiza.


  9. Stan Wojenny z tego co wiem, jest raczej legalny, dokladnych wywodów nie pamiętam, ale chyba Bruno gdzieś to przeprowadzal [mogę się mylić].

    Pozdrawiam. Szczegółowo legalności stanu wojennego nie analizowałem, i też za bardzo mi się nie chce, bo cokolwiek bym znalazł czy napisał, to i tak ci, którzy uważają, że Jaruzelskiego trzeba ukamienować nie zmienią zdania. Podczas dyskusji nad konstytucją kwietniową odnaleźliśmy 4 zasadnicze zastrzeżenia dotyczące jej legalności – i kogo to z jej zwolenników przekonało? Wspominałem tylko przy jakieś okazji, że dekret o stanie wojennym obowiązywał formalnie do 26 października 2002 r., zatem i PRL i III RP uznawała go za w pełni legalny, a uchwała Sejmu z 1992 r. była tylko wyrazem poglądów politycznych posłów bez znaczenia aktu normatywnego.

    Dzięki działalności historyczno-wychowawczej IPN, prawicowych polityków et consortes, coraz bardziej posuwamy się w kierunku surrealizmu. Ostatnio nawet ktoś na tym forum postawił znak równości pomiędzy hitleryzmem a Polską Ludową. Niedługo się dowiemy, że Jaruzelski był gorszy od Hitlera. I o czym tu dyskutować? Argumenty prawne na przekonania polityczne nie mają wpływu. Wszystko to utrudnia obiektywną ocenę PRL, także ze zwróceniem uwagi na to co było paskudne.

    Odsyłam wszakże do pracy L. Mażewskiego, Stany nadzwyczajne w Polsce w latach 1918-1939, Toruń 2006, tudzież dorobku Komisji Odpowiedzialności Konstytucyjnej. Nikt nic do tej pory sensowniejszego nie napisał o prawnych aspektach stanów nadzwyczajnych w Polsce.

    Ponieważ jednak lubimy ciekawostki, to dwie prawne ciekawostki (m.in.) z powołaniem się na Mażewskiego:

    1. Problem legalności „Solidarności”. Wszyscy podniecają się - czy 12-13 grudnia złamano prawo, a zapominamy, że Rada Państwa 13 września 1980 r. wydała uchwałę w sprawie rejestracji nowo powstałych związków zawodowych, która wprowadzała odstępstwo od ustawy z 1949 r. o związkach zawodowych. Był to ukryty dekret, którego podczas trwania sesji Sejmu nie można było wydać. Walidował to Sejm dopiero trochę później (Mażewski, s. 183, 184). Oczywiście nikt z IPN nie bada tej sprawy, a okoliczności – wypisz wymaluj – jak przy stanie wojennym. Nota bene – porozumienia sierpniowe i akty normatywne mówiły o „związku zawodowym”, a „Solidarność” ani przez pięć minut nie była związkiem zawodowym (z czego jej działacze są dziś dumni i to potwierdzają). Można zatem się zastanawiać, dlaczego liderzy PRL aż przez prawie 1,5 roku tolerowali istnienie sprzecznej z prawem i ustrojem PRL instytucji. Jak już badamy zgodność z prawem PRL-owskim – to na całego, a co!?

    2. Wieczorem 13 grudnia 1981 r. dekret o stanie wojennym został poprawiony przez wysokich przedstawicieli Kościoła (Mażewski s. 196-197). Z punktu widzenia prawidłowej praktyki legislacyjnej było to kuriozum, bo dekret był już uchwalony, a biskupi i ich współpracownicy nie mieli żadnych praw go współredagować. Ale któż o tym będzie wspominał, no któż?


  10. Jest to wspaniałe pole do popisu dla psychologów społecznych i politologów. Działa psychoza tłumu - tak to się chyba nazywa. Tłum bywa straszny, nieobliczalny, groźny. Oczywiście tam tłum jest odpowiednio podpuszczany, ale swój „rachunek krzywd” w stosunku do rządu muszą mieć spory, bo inaczej skala zjawiska nie byłaby tak duża. Inna sprawa, że u Greków już od dawna występuje deficyt dobrej, efektywnej władzy. Kiedyś my się zastanawialiśmy czy pójdziemy drogą Grecji, czy Irlandii. To chyba pytanie nadal aktualne?

    Swoją drogą, dobry przyczynek do toczonej także na tym forum dyskusji o stanie wojennym u nas – czy rzeczywiście to Jaruzelski ponosi całkowitą winę (moralną , umyślną czy nieumyślną) za śmierci podczas demonstracji? Co może zrobić policjant/milicjant obrzucony kamieniami? Ciekawe…


  11. Pobieżnie przejrzałem traktat polsko-brytyjski. Chyba są tam tylko postanowienia dotyczące upływu czasu, na który został zawarty i braku zgody na ewentualną prolongatę przed upływem tego okresu. Z drugiej strony - zdaje się, że doktryna prawa międzynarodowego dopuszcza rozwiązanie każdej umowy międzynarodowej (z nielicznymi wyjątkami), wychodząc z założenia suwerenności państwa. Tak czy inaczej - traktaty ten były warte tyle, ile wola ich dotrzymywania.

    BTW - pamiętam kiedyś, jak "pyszczyłem się" na Anglików, że razem z Francuzami nic nie zrobili w naszej sprawie w 1939. Jeden z nich spojrzał na mnie i powiedział: "Przecież wypowiedzieliśmy wojnę". No i w sumie racja, bo wcale nie musieli... Inna sprawa, że brytyjskiego wyrachowania też w tym trochę było.


  12. Rumunia zrobiła w ostatniej chwili woltę polityczną i tym się jakoś uratowała.

    Besarabię, Północną Bukowinę i Południową Dobrudżę jednak definitywnie straciła. A Siedmiogród odzyskała tylko dlatego, że Węgrzy "byli gorsi". A ten głód w Rumunii po wojnie itp.

    My dostaliśmy jednak coś w zamian (i to gospodarczo całkiem, całkiem) i choć siedzieliśmy na zgliszczach, to jednak typowego głodu u nas po wojnie nie było.

    A zatem, czy mogliśmy przyjąć w ogóle żądania Hitlera w świetle umów z Francją i Anglią? Jak to prawnie wygląda?

    Parafrazując de Gaulle'a "traktaty są jak dziewice - trwają tyle ile trwają". Każdy traktat można wypowiedzieć, albo złamać.

    Dokładnie natomiast przeczytać by należało rzeczone umowy, niestety nie mam w tej chwili czasu, aby je odgrzebać, ale istotna część umów międzynarodowych zawiera klauzule pozwalające na wypowiedzenie.


  13. Byłoby podobnie jak było rzeczywiście w 1945 r., tylko na obszarze terytorialnie dużo mniejszym i dużo bardziej bezwzględnie ze strony radzieckich.
    Bruno w tej kwestii jesteś optymistą i nie doceniasz "Uncle Joe",

    Nie wiem czy dobrze przekazałem swoją myśl. W wariancie 2 nie chodziło mi o to, że Stalin zająłby mniej Europy, tylko że Polska, jako były sojusznik Hitlera miałaby rozmiary Księstwa Warszawskiego, oczywiście w strefie radzieckiej, do tego skrajnie bezwzględnie eksploatowanego.


  14. Co do hipotetycznego konfliktu jeden-na jeden z Białorusią.

    Trochę sprzętu mają, przemysł zbrojeniowy - jak na nasz region - też całkiem, całkiem (wystarczy poczytać co tym piszą w "Nowej Technice Wojskowej" i "Raporcie").

    Technologicznie za bardzo nie odbiegamy od siebie. Oprócz F-16, Rosomaków, Spike'ów reprezentujemy - my Polacy - w sumie też poziom po-radziecki. I to często po 20-latach łatania sprzętu "śliną i pajęczyną".

    Morale są zagadką.

    Lepiej chyba, że to wszystko tylko hipotetycznie...


  15. Jakie były główne przyczyny zwycięstwa komunistów?

    Chyba dyscyplina, i to, że byli przez wielu chłopów postrzegani za swoich. Pewną rolę odgrywał chyba "brak mandatu niebios" i "utrata twarzy" (tak to się chyba nazywa). Wielu Chińczyków zapewne uważało, że Kuomintang - generalnie sobie słabo radząc - nie ma ani jednego, ani drugiego.

    Czy lepiej byłoby dla Chińczyków, gdyby zwyciężył Kuomintang?

    Trudno powiedzieć. Rozwój na Tajwanie świadczyłby o tym, podobnie pomysły Mao. Z drugiej jednak strony Tajwan to specyficzna sytuacja, a po Mao nastali pragmatycy, którzy zdaje się do tej pory w odczuciu większości Chińczyków "nie stracili mandatu niebios", zapewniając krajowi szybki rozwój.


  16. prawdą jest, że Piłsudski podczas bitwy warszawskiej dał nogę ze sztabu, bo myślał, że bitwa jest przegrana i de facto Rozwadowski poprowadził dalsze zmaganie, a Piłsudski nie dość, że zdezerterował to jeszcze przypisał sobie sukces?

    Czy chodzi Ci o złożenie dymisji Witosowi i wyjazd do żony i córek? Tak ostro bym tego nie nazwał, tym bardziej, że to było tuż przed rozstrzygającymi zmaganiami. Marszałek miewał okresy kryzysu, swoistego "wyłączenia się" (drugi taki - po "rozmowie na moście" w 1926 r., wcześniejszy - w sierpniu 1914 r.). Jest to jakoś zrozumiałe - kilka miesięcy wcześniej "zdobywca Kijowa, Bolesław Chrobry", a teraz nie wiadomo co zostanie z państwa. Wielu by sobie dało spokój. Jeżeli tylko chciał się spotkać z bliskimi, "wyciszyć się" - choć to może nie najlepszy był ku temu moment? A psychika Marszałka była bardzo złożona (to akurat nie tylko zarzut), wystarczy wspomnieć jego tragiczno-straszne monologi zanotowane przez Lepeckiego.

    Rozwadowski podobnież tryskał optymizmem cały czas. Ale niezależnie od tego ile było konkretnych zasług Rozwadowskiego, Francuzów, Piłsudskiego (krzyżowano o to szable nie raz) - to jednak Piłsudski brał na siebie odpowiedzialność za sukces lub fiasko operacji. Inna sprawa, że po odmowie przyjęcia dymisji za bardzo innego wyjścia nie miał. Zresztą Witos też tej dymisji nie mógł przyjąć. Jak by to wpłynęło na wojsko? Chyba jako jednoznaczna deklaracja - ratuj się kto może, nie mamy szans...

    Pozostaje pytanie, na które chyba nigdy nie poznamy odpowiedzi - czy była to dymisja tylko honorowa, czy rzeczywiście Piłsudski "miał definitywnie dość".


  17. To nie o Gdańsk i autostradę chodziło. Chodziło o włączenie Polski do strefy geopolitycznych wpływów Niemiec. Gdyby nasze władze po rezygnacji z praw w Gdańsku i ustępstwach w kwestii „korytarza w korytarzu” nie włączyłyby się do nazistowskiego sojuszu, Hitler znalazłby następny pretekst. Gdyby przystały na sojusz, to wyjścia byłyby dwa (tu się nie zgadzam z prof. Wieczorkiewiczem):

    1. Hitler wygrywa wojnę. Polacy dostają w charakterze strefy osiedlenia 300.000 kilometrów kwadratowych na Środkowej Syberii (o ile wcześniej tego nie przejęła Japonia) – jeżeli godzą się dobrowolnie opuścić Lebensraum. Jeżeli nie godzą się dobrowolnie – kominy dymią na całego.

    2. Hitler przegrywa wojnę. Byłoby podobnie jak było rzeczywiście w 1945 r., tylko na obszarze terytorialnie dużo mniejszym i dużo bardziej bezwzględnie ze strony radzieckich.


  18. Wprowadzanie niemieckich książąt na tron było dosyć powszechnym pomysłem w owe lata (Litwa, Finlandia, Polska, może "państwo bałtyckie"). Generalnie na pomysłach się skończyło.

    Jakby się dobrze przyjrzeć, to być może pod względem formalnoprawnym w dniach 14-22 listopada J. Piłsudski był regentem Królestwa Polskiego?

    Monarchizm jednak zdecydowanie wyszedł z mody po pierwszej wojnie światowej. Węgry (jako regencja), Królestwo Serbów-Chorwatów-Słoweńców (jako "przedłużona" Serbia), Albania (po paru latach) - to by było wszystko z "nowych" państw. A i parę "starych" monarchów się pozbyło.

    Swoją drogą Pan Poseł Artur Górski zajmuje się - także za moje pieniądze - bardzo aktywną, wielowątkową, tudzież kontrowersyjną działalnością poselską. O "wpadce z Obamą" przez litość nie wspomnę, ale proszę kliknąć na stronie podanej wyżej przez Jarpena na "praca posła" -"oświadczenia poselskie".


  19. Jeżeli dobrze pamiętam, to jest forum miłośników historii. Kłócimy tu się zażarcie, wielu z nas ponosi temperament, ale walka odbywa się raczej na argumenty, a nie na hasła propagandowe.

    Można oczywiście nie widzieć różnicy pomiędzy Polską Ludową a hitleryzmem, papier - czy komputer - wszystko zniesie. Myślę, że jakieś 6-7 milionów ludzi bardzo by się cieszyło, gdyby dożyło Polski Ludowej (jakakolwiek ona nie była). Takie porównanie jest po prostu niemoralne. Czuję się w takiej sytuacji zwolniony z polemiki.


  20. Na wniosek kolegi Brunona Wątpliwego parę konkretów :

    Póki co mamy tekst z "Naszego Dziennika", bazujący na pracach J.R. Nowaka, A. Dudka i kogoś jeszcze. Z tego co pamiętam, zdaje się, że jeszcze prokuratorzy z lokalnego IPN stwierdzili niedawno - "ponad wszelką wątpliwość", iż ksiądz Suchowolec został zamordowany przez SB.

    Zdaje się, że w 1993 r. postępowanie formalnie umorzono. Z tego co się orientuję, żadnego wyroku sądu nie ma. Ustaleń "Naszego Dziennika", J.R. Nowaka, A. Dudka i prokuratorów IPN itp. za jednoznaczne i niepodważalne źródło prawdy nie uważam. Śmierć kapłana - już w 1989 r. - w wyniku działań SB uważam zarazem osobiście za dosyć mało prawdopodobną - z oczywistych powodów. Co jak co, ale w okolicach "okrągłego stołu" było to potrzebne władzom jak... Chyba, że była to prowokacja "betonu", ale to już "insza inszość".

    Jak będzie w przyszłości jednoznaczne orzeczenie sądu, mogę rzecz jasna uznać, że księdza Suchowolca zabili funkcjonariusze SB. Ale od tego jeszcze daleka droga do obciążenia winą Jaruzelskiego.

×

Powiadomienie o plikach cookie

Przed wyrażeniem zgody na Warunki użytkowania forum koniecznie zapoznaj się z naszą Polityka prywatności. Jej akceptacja jest dobrowolna, ale niezbędna do dalszego korzystania z forum.