Skocz do zawartości

Bruno Wątpliwy

Moderator
  • Zawartość

    5,662
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

Posty dodane przez Bruno Wątpliwy


  1. Litwę to raczej ostatecznie ostudziło w sympatiach proniemieckich i skierowało na drogę ścisłej neutralności. Przed aneksją Kłajpedy Litwini niedwuznacznie zachęcali Polaków do współpracy (wspomina o tym Mitkiewicz we "Wspomnieniach kowieńskich") - co skądinąd nie dziwi, nawet biorąc pod uwagę całokształt naszych stosunków do 1938 r.

    Nb. jest ciekawa i dosyć nowa pozycja Łossowskiego - "Kłajpeda kontra Memel". "Małą Litwą" ( tym Kłajpedą) zajmował się także X tom "Lituano-Slavica Posnaniensia" (2004). W jakimś sensie sytuacja w Kłajpedzie przypominała Mazury. Nawet ludzie mówiący po litewsku już w w XX w. Litwinami się za bardzo nie czuli.


  2. Klasyka, pierwsze wydanie było w 1988 r. (może poszukać tańszych egzemplarzy w antykwariatach, bo to wydanie chyba dużo się od poprzednich nie różni?)

    Bez przesady - to jest solidna, obiektywna pozycja, choć oczywiście nie laurka. Chyba, że pod tym samym tytułem kryje się zupełnie nowa książka. ;)

    Garlicki o wiele bardziej krytyczny jest w swoich artykułach i w "Pięknych latach...").


  3. Brandt w rozumieniu Polski wystąpił jako czynnik reprezentujący NRF, a nie Niemcy jako całość, choć oczywiście wszyscy zdawali sobie w Polsce sprawę, że znacznie NRF i NRD jest nieporównywalne. Ale podpisanie traktatu z NRF nie wiązało się z negacją państwowości NRD-owskiej. Nikt w Polsce nie negował także układu zgorzeleckiego. Zresztą wkrótce (1972) został zawarty traktat NRF - NRD (bardzo specyficzny, ale jednak uznający istnienie NRD i otwierający obu państwom niemieckim drogę do ONZ).

    Ale z drugiej strony - można rozwijając Twoją myśl uznać, że NRF też nie uznawała się za reprezentację całych Niemiec, bo wkrótce po traktacie polsko-niemieckim Bundestag (przed samą ratyfikacją) stwierdził, że "układy nie uprzedzają regulacji problemu Niemiec zastrzeżonej dla traktatu pokojowego" i nie stwarzają finalnej podstawy prawnej dla granic, takoż Federalny Trybunał Konstytucyjny orzekł, że traktat nie będzie dotyczył zjednoczonych Niemiec.


  4. Z tą Rugią to rzeczywiście ciekawa sprawa. Podobnież ostatnia kobieta mówiąca po "rańsku" zmarła w 1404 r. (zapisano nawet jej imię Guliceno - czyli Huliczyna czy jakoś tak). Czyli bardzo wcześnie, biorąc pod uwagę dawną prężność tej kultury. Ale jeszcze sporo lat później pewne terminy słowiańskie pozostały. To chyba nawet T. Kantzow ok. sto lat później pisał o "knezach".

    Ale znowu ciekawa sprawa. Kisielewski wspomina, że jego znajomy gdzieś na przełomie XIX/XX rozmawiał z rybakami na Rugii po polsku (tzn. odpowiadali w języku podobnym do kaszubskiego). Interesujące - czy Kisielewski koloryzował (co mu się zdarzało - np. twierdził, że w 1648 r. Pomorze Zachodnie było - z małymi wyjątkami - krajem słowiańskim, co było całkowicie "kontrfaktyczne"), czy jego znajomy trafił na Kaszubów osiadłych na Rugii, czy Niemców znających kaszubski. Bo w przetrwanie reliktów Ranów do XIX w. jest nieprawdopodobieństwem.

    Ale z drugiej strony - tacy Drzewianie mieli "szczęście", bo u ich zmierzchu pojawił się J.P. Schultze. Ile było takich miejsc, gdzie Słowianie "wymierali" bez swojego kronikarza, bo nikt z możnych tego świata nie przejmował się losem najuboższych warstw społecznych, a nikt z nich samych nie chwycił za pióro? Także - mimo względnej dokumentacji problemu - takich enklaw mogło być całkiem sporo.


  5. Spróbuję ożywić temat i troszeczkę go przekierować geograficznie na zachód. Czy słyszeliście o "kulturze jamneńskiej" (wsie Jamno i Łabusz koło Koszalina)? Jest nawet strona internetowa (w budowie) i ekspozycja w muzeum. Natomiast nigdzie oprócz "Prochów" Kisielewskiego i jakiegoś przewodnika nie spotkałem się z teorią, że mowa słowiańska przetrwała tam do początków XIX w. Na ile to jest prawda (takie zachodnie Kluki), na ile bajka (tzn. ta germańsko-słowiańska grupa kulturowa nie miała wiele wspólnego z kontynuacją mowy słowiańskiej)?

    Ciekaw jestem Waszych opinii.


  6. "Błotną tragedię" husarii jeszcze bym wybaczył. Ot, taka poetycka scena. Podobnie "kawaleryjskie" szczegóły techniczne - tym bardziej, że zdaje się do tej pory z lokalizacją skrzydeł husarii nie do końca wszystko wiadomo :). Swego czasu oglądałem amerykańskiego "Tarasa Bulbę" z Yulem Brynnerem - tam to się dopiero działo :D .

    Mnie najbardziej smuciło w "OiM" gdy około 10, może niewiele więcej husarzy "robiło" za szarżę. Łza się w oku kręciła, gdy wspomniałem Mosfilmowskie rzesze. Plus te sztuczne poległe konie, sztuczne "opiekane" ryby, pierwsza scena nakręcona chyba na jakimś poligonie, gdzie widać było polną drogę z samochodowymi koleinami (mogli chociaż te "Dzikie Pola" nakręcić w pozostałościach puszty węgierskiej), chleb z piekarni przemysłowej itp. "Potop" był dużo wcześniejszy, ale jednak bardziej tchnął autentyzmem. Ale to chyba przede wszystkim problem typowego kapitalistycznego braku pieniędzy i czasu.


  7. kupno od nich surowców za dewizy i sprzedaż produktów za te ruble. To był skrajny wyzysk przecież.

    Tak tylko ad hoc, tym bardziej, że wątek relacji gospodarczych już gdzieś był. Sprawa wymiany towarowej - szczególnie po znanych ustaleniach Gomułki z radzieckimi - nie jest tak jednoznaczna. Nb. - statystyczny Rosjanin jest przekonany dziś, że to ZSRR dotował i utrzymywał kraje sojusznicze. Co prawda my im sprzedawaliśmy niektóre towary może po nieadekwatnych cenach (pytanie czy Zachód w tym momencie zapłacił by za te wyroby "ceny adekwatne"?), ale z drugiej strony paliwa, surowce etc. "szły" do nas po cenach równie nieadekwatnych.

    Nie mniej jednak relacja "pan - niewolnik" pozostała. A jak jest dziś?

    Nie wiem do czego konkretnie pijesz :) ? Ale - jak już wcześniej napisałem, status mocarstwa utraciliśmy jakieś 300-350 lat temu i jesteśmy konsekwentnie graczem drugorzędnym. I obawiam się, że żadne teorie lansowane w debacie publicznej "ku pokrzepieniu serc" o "czwartej sile koalicji antyhitlerowskiej" czy "Solidarności, która obaliła komunizm" tego nie zmienią. Losy świata - i także w dużej mierze nas samych - raczej mało od nas zależały. Również dziś mamy status gracza drugorzędnego, choć oczywiście w lepszej sytuacji geopolitycznej niż przed 1989 r. I to chyba się nie zmieni.

    W związku z powyższym ja konsekwentnie uważam, że np. Polskę Ludową i jej "władców" nie należy oceniać w relacji do stanu optymalnego (pełnej wolności, demokracji, suwerenności itp.) bo ten stan był obiektywnie nieosiągalny, tylko do ówczesnej rzeczywistości - i tu już ocena wcale nie będzie jednoznacznie negatywna. Ale to już temat innej dyskusji.


  8. Sympatyczna postać, z dużą pasją, wrażliwością i świadomością tego, że inni mogą widzieć historię nieco inaczej. Na przykład z sienkiewiczowskiego "materiału agitacyjno-propagandowego" w sumie zrobił całkiem politycznie poprawne dzieło ("Ogniem i mieczem").

    Wybiórczo i ad hoc:

    "Prawo i pięść" ma mój dozgonny sentyment za piosenkę Osieckiej i Komedy w wykonaniu Fettinga. Reszta to całkiem niezły western (czy raczej "ostern", a może jednak "western" - bo to w końcu Ziemie Odzyskane ;) ).

    "Trylogia" - no cóż "Hoffman wielki koronny" jak to zdaje się powiedział Waldorff. Nikt by zapewne tego lepiej nie nakręcił, aczkolwiek - moim zdaniem - "seria" jest nieco nierówna. "Potop" ma u mnie miejsce numer 1 za wszystko (reżyserię, aktorstwo, sceny batalistyczne), choć oczywiście z dokładną prawdą historyczną bywało różnie - ale takie prawo książki i filmu. "Pana Wołodyjowskiego" stawiam na miejscu drugim. W "Ogniem i mieczem" widać już było niestety mniejszy budżet i brak pułku kawalerii Mosfilmu.

    "Do krwi ostatniej" - w sumie, jak na rok nakręcenia, całkiem strawne, choć oczywiście "z epoki". Sceny batalistyczne znowu, jak na polskie kino - niezłe.

    "Gangsterzy i filantropi" - perełka komediowa, teraz już także społeczno-historyczna.

    "Stara baśń" - jakoś nie mam szczególnego sentymentu do tego filmu. Choć filmową zagrodę w Biskupinie obejrzałem :lol: .

    Najnowszego filmu o Ukrainie nie widziałem.


  9. Nie wiem dlaczego, ale przypomniała mi się fraza jaką niektórzy (chyba nawet w jakieś recenzji filmowej to czytałem) opisywali przełom 1989 r. "czerwoni odeszli czarni przyszli - w sumie nic się nie zmieniło". Otóż zmieniło się - i to diametralnie, a fraza jest rzecz jasna absurdalna, niezależnie od tego jak krytycznie oceniamy naszą rzeczywistość po "jesieni ludów" 1989.

    "Przejmowanie niewolników po Niemcach" jest równie ponętną, ale jednak nieadekwatną frazą. Problem w tych naszych polskich dyskusjach polega na tym, że nadużywamy pewnych terminów w odniesieniu do lat po 1944 (co zresztą czyni jako główny rozgrywający polityki historycznej - IPN). Totalitaryzm, komunizm, komunistyczne zniewolenie, zbrodnia komunistyczna - i to często w odniesieniu do całych 45 lat. Tym samym zawęża się pole do obiektywnej oceny. To trochę tak, jak z książkami z lat 50. - o "faszyście" Piłsudskim.

    Pozwolę sobie zwrócić przy tym uwagę, ze nie mówimy o tym, że ZSRR przyniósł Polsce w 1944/1945 pełną wolność w rozumieniu zupełnej suwerenności w aspekcie wewnętrznym czy zewnętrznym, tylko czy Polaków wyzwolił czy ocalił. Moim zdaniem słowo "ocalenie" jak najbardziej pasuje (czy nam się to podoba czy nie), "wyzwolenie" (zgodnie ze słownikiem języka polskiego - jako odzyskanie wolności >pełnej< nie, lecz jako wyzwolenie od widma zagłady, czy panowania niemieckiego - tak).


  10. Nie on jeden przeszedł drogę od Legionów do komunizmu. Sylwester Wojewódzki czy Władysław Broniewski także. Takie "ukąszenie heglowskie" w interpretacji marksistowskiej (czy miłoszowskiej) plus zamiar naprawienia świata plus swoista kontynuacja legionowej tradycji wspólnoty połączona z rozczarowaniem z powodu ewidentnego braku "szklanych domów" w II RP.

    Czy był Polakiem? Moim zdaniem pytanie niewłaściwie postawione. Można zastanawiać się czy uważał II RP za swoje państwo, czy był wobec niego lojalny, ale zdaje się narodowości nigdy się nie wyparł. Bycie komunistą nie wyklucza ipso facto bycia Polakiem.

    W "Pamiętnikach" Gomułki jest krótki rys charakteru Buczka i jego reakcje na rzeź przywódców KPP w ZSRR (tom I s. 446-448).


  11. Militarna rola "błękitnej armii" na froncie zachodnim była praktycznie żadna, później w Polsce oczywiście znacząca. Polityczna natomiast nie do przecenienia. Dawała nam "alibi", tak potrzebne po zwycięskiej dla Ententy wojnie. Jakby jej nie było, co by uzasadniało traktowanie Polski jako sprzymierzeńca - internowani legioniści, rozbrojony I Korpus?


  12. Polecam wzmiankowaną przeze mnie gdzie indziej książkę Brigitte Hamann, Wiedeń Hitlera - lata nauki pewnego dyktatora. Sporo mówi o specyficznej relacji bardzo młodego jeszcze AH do kobiet - chyba najwłaściwszym słowem byłaby tu "obawa". Tamże sporo ciekawostek na temat dosyć "pokręconych" wizji roli kobiet wśród ówczesnych guru Hitlera.


  13. Gdyby Polska leżała gdzie indziej byłby dobrym kandydatem na polskiego Paasikivi czy Kekkonena. Nie leżała.

    Oceniano go różnie, w zależności od tego czy oceniał zwolennik czy przeciwnik. Jedno jest pewne, nawet gdyby reprezentował najwyższe zdolności przywódcze, koniunktura dla Polski przepadła już dawno bezpowrotnie (o ile za koniunkturę uznamy nieco na wyrost czas 1940-1941).


  14. Mnie interesuje jedna kwestia - dosyć konkretna. Jak oceniacie stopień zgermanizowania Bolesława Rogatki? (Użyłem terminu "germanizacja", choć do stanu rzeczy i spraw z XIII w. nie do końca pasuje, ale wiadomo o co chodzi). Dawniej uważano, że jego kaleczenie języka niemieckiego świadczyło raczej o tym, że nie był "zgermanizowany" choć otaczał się Niemcami (np. Jasienica). W nowszej literaturze (np. T. Jurek, Obce rycerstwo na Śląsku, Poznań 1998, s. 126) raczej zwraca się uwagę na to, że była to interpretacja zbyt optymistyczna, nieco na siłę dowodząca polskojęzyczności Rogatki. Z drugiej strony w jego otoczeniu było także sporo Polaków (tamże zestawienie rycerskich świadków dokumentów, s. 139 i 140).

    Ciekaw jestem waszej opinii, choć do prawdy materialnej zapewne nie dojdziemy ;) .


  15. Nie jest to zbyt konkretnie ujęte , interpretuję więc ten fragment jako krytykę władz , które nie widziały potrzeby rozwoju myśli technicznej jako jednej z podstaw rozwoju gospodarczego .

    To nie do końca tak. Chodzi generalnie o brak kompleksowej wizji rozwoju gospodarczego kraju, czy nawet tylko kierunku tego rozwoju. Ze szlachetnym wyjątkiem Kwiatkowskiego tej wizji nie było. Na tle np. takiego Ulmanisa, który był dyktatorem podobnie jak Piłsudski, ale miał "pomysł na gospodarkę", nasi rządzący jawią się raczej jako administratorzy. W rezultacie nasza gospodarka buksowała w miejscu; dobrze jeżeli w miejscu, bo w "dnie kryzysu" było oczywiście gorzej. Porównania są oczywiście złudne, bo zmieniała się struktura polskiej produkcji, ale można założyć, że w 1938 r. osiągnęliśmy tylko 95 % produkcji z roku 1913 (porównanie przy tym dosyć optymistyczne bo lata 1938/1939 były okresem najlepszej koniunktury, a liczba ludności kraju zwiększyła się z 27,4 w 1921 r. do 35,1 milionów w 1939 r.). Z dochodem narodowym też się ciekawie nie działo, znajdowaliśmy się konsekwentnie przy końcu tabeli europejskiej. O żałosnym stopniu motoryzacji kraju już gdzieś indziej dyskutowaliśmy. Nb. - powyższe dane za: I. Kostrowicka, Z. Landau, J. Tomaszewski, Historia gospodarcza Polski w XIX-XX w., s. 359 i 365.

    Oczywiście były uwarunkowania obiektywne - zniszczenia wojenne, scalanie zaborów itp. Ale wszystkiego nie tłumaczą, bo zniszczenia były też w innych państwach, inne państwa też musiały borykać się z konsekwencjami zmian na mapie gospodarczej Europy i generalnie - kosztów wojny. A np. po II wś. polskie zniszczenia były nieporównywalnie większe.

    To oczywiście raczej OT, bo w tym miejscu chodzi o konkretne osiągnięcia (które oczywiście były i to wcale nie mało), a nie krytykę wizji rozwoju kraju. Ale - generalnie osiągnięcia kultury i techniki ww. obrazu nie zmienią, choć oczywiście należy je doceniać i popularyzować. Ale trzeba je także widzieć w kontekście generalnego rozwoju gospodarczego kraju, czy raczej jego braku. Przypominam, że przed wojną dobre konstrukcje lotnicze były i na Łotwie i na Litwie (Gustaitis czy Irbitis), krajach o nieporównywalnie mniejszym potencjale ekonomicznym od Polski. Produkcja dobrych jakościowo samochodów w Polsce też obrazu nie zmienia - bo jakież było ich upowszechnienie? Podobnie z radiofonią.


  16. Rzeczywiście wykładany kołnierz to dowód niepodważalny. Idąc tym tropem należałoby niektórych żołnierzy Andersa uznać za Łotyszy bo na początku formowania dostali płaszcze po armii łotewskiej, Rosjan na Shermanach za Amerykanów, żołnierzy I Armii WP z panzerfaustami za Niemców. "Swinskaja tuszonka" made in USA też może coś udowodnić.

    Rola-Żymierski na zdjęciach z obrad PKWN latem 1944 r. ma też mundur z krawatem. Zapewne zdezerterował z PSZ.

    Biedna armia biednego kraju nosiła co się dało. Nawet przefarbowane niemieckie mundury.

    Zresztą - kwestia nie w tym, gdzie zdjęcie zostało zrobione, choć raczej skłonny jestem wierzyć bardziej w prawdziwość wersji Cottbus, biorąc pod uwagę parę okoliczności - m.in. to gdzie to zdjęcie i z jakim podpisem się pojawia. Jest pytanie o sens używania go jako stałego argumentu i używania takoż jako argumentu Hrubieszowa, gdzie atakowała UPA, a ukraińska Służba Bezpeky miała dokonywać "likwidacji" (a może wykonywać "wyroki"?) wspólnie z członkami WiN.

    A co do Bukowskiego - czy kiedyś kogoś na serio z IPN i prawicy zastanowi dlaczego Rosjanie ujawnili ten fragmencik (o ile w ogóle cokolwiek ujawnili)? Co Putinowi bardziej pasuje - wersja o naciskach ZSRR na Polskę czy wersja, że ZSRR w 1981 r. był "Miszką - misiaczkiem"? Co pasowało swego czasu Jelcynowi (zwracam uwagę, że dokumenty katyńskie przekazał tylko dlatego, że chciał dogryźć Gorbaczowowi)? Gdy Rosjanie stosują uniki w sprawie Katynia to są dziś "be", gdy świętują "wyrzucenie Polaków z Kremla" to są "be", gdy podrzucają coś "na Jaruzela", nawet o żadnej wartości dowodowej (zeszyt Anoszkina) to są "cacy".

    Co do zwrotów grzecznościowych. Znowu - co to za argument? Zapewne w czasach nam współczesnych Prezydent Polski może być na "ty" z Prezydentem USA. Ale zawsze to będzie JOHN i Janek.


  17. Możesz to rozwinąć? Dlaczego państwo, które dokonuje agresji na nasz kraj nie jest w świetle prawa naszym wrogiem?

    W sprawach formalnych i przepraszając, że wtrącam się do pytania skierowanego nie do mnie.

    De iure nie byliśmy z ZSRR w stanie wojny. Nasze władze nie ogłosiły go po 17 września, m.in. na skutek działań naszych sojuszników (zwracam uwagę, że np. Churchill już 1 października przyjął przesunięcie granicy radzieckiej z niejakim entuzjazmem). Odstąpiono także od żądania od Rumunii pomocy wynikającej z zaistnienia casus foederis umowy sojuszniczej - w zamian za droit de passage. Tym także - chcąc nie chcąc - potwierdzono, że nie zaistniał stan wojny.

    Co prawda - bodajże już w październiku 1939 r. - rząd Sikorskiego po deliberacjach doszedł do wniosku, że pomiędzy Polską i ZSRR istnieje stan wojny de facto, ale nikomu na świecie tego nie notyfikował.

    Z punktu widzenia ZSRR brak formalnego ogłoszenia stanu wojny przez Polskę był korzystny, ale to już inna historia.


  18. Gnome - właśnie o to mi chodziło. Beck nie alarmował przedwcześnie, sam zapewne zresztą dosyć długo przekonany, że agresja może pójść linią Dunaju (np. u Wańkowicza). Rydz mógł przypuszczać, że ma jeszcze pół roku - rok więcej (tego, że zdąży spokojnie zakończyć plan unowocześnienia armii do 1942 r. zapewne już w tym czasie nie zakładał). Z drugiej strony Beck może zbyt długo nie przypuszczał, że relacja sił armii polskiej i niemieckiej jest już diametralnie inna niż parę lat wcześniej, bo Rydz chronił swojego podwórka. Choć z drugiej strony - artylerzysta konny powinien wiedzieć jaki jest rzeczywisty układ sił.

    W sprawie ciekawego litewskiego OT:

    Rzeczywiście były to - na stopie pokojowej - trzy dywizje piechoty i brygada kawalerii plus sporo szaulisów. Czyli taki sobie korpus - jak zauważył Mitkiewicz. Ale wyobraź sobie co by było gdyby ten korpus (rozwinięty po mobilizacji do armii) ruszył na początku września na froncie wileńskim. A co gorsza - przepuścił Niemców? Front i tak już był koszmarnie długi.

    Internowanych polskich żołnierzy traktowali rzeczywiście przyzwoicie. To było państwo autorytarne, konsekwentnie anty-polskie, ale przecież nie zbrodnicze. Tak też wyglądała ich polityka na Wileńszczyźnie od października 1939 do czerwca 1940. W porównaniu do strefy niemieckiej i radzieckiej to była bajka, ale jednak lituanizacyjno-autorytarna bajka.

    Rozwinę tezę o Litwie, która wychodzi z wojny jako kraj demokracji ludowej. Pierwotna wersja paktu Ribbentrop-Mołotow przewidywała wejście Litwy do strefy niemieckiej. Nawet korekta z 28 września pozostawiała skrawek Litwy Niemcom (radzieccy go zajęli, za co później Niemcom zapłacili). Gdyby Litwini ruszyli na Polskę, powstałyby tam garnizony niemieckie, Hitler by nie stracił zainteresowania Litwą i nie "wymienił" jej na Lubelszczyznę. Potem Litwini zmuszeni byliby pomaszerować na wschód, wojnę by przegrali, ale wyszli z niej podobnie jak Węgry czy Rumunia. A jest jasne, że status KDL-u był o niebo lepszy niż republiki radzieckiej. Także rzeczywiście przyzwoitość im się nie opłaciła. Inna sprawa, że to było twarde wyrachowanie (a jeśli Anglia i Francja wygrają?), a nie żadna szczególna życzliwość dla Polski. To tylko niektórzy ówcześni polscy entuzjaści widzieli w wizycie Raštikisa zalążek nowego Grunwaldu.


  19. Nie bardzo rozumiem co znaczy, że w polityce (jak rozumiem zagranicznej) było aż tak źle, teoretycznie sprawa miała się doskonale, sojusz z dwoma z wielkich mocarstwami, sojusz z Rumunią, naprawdę dobre - po ultimatum- stosunki z Litwą.

    Oczywiście w tym przypadku nie chodziło o optymistyczne sojusze, tylko o zagadnienie - czy Śmigły wiedział od Becka, że czas na przygotowanie do wojny, po żądaniach niemieckich ulega znacznemu skróceniu.

    Osobiście do tezy swojej ("podpartej Wieczorkiewiczem") nie jestem za bardzo przywiązany, ale np. ww. przykład Litwy mógłby potwierdzać brak koordynacji i zasadę "każdy sobie rzepkę...". Sławoj i Rydz witali Raštikisa sympatycznie, choć Sławoj wylewnie a Rydz - zamyślony, a Beck litewskiego generała ostentacyjnie lekceważył. Chyba, że podzielili się rolami dobrych i złych policjantów, co w sytuacji, gdy bardzo nam zależało aby Litwa nie przyłączyła się do Hitlera było średnio sensowne.

    Tymi "naprawdę dobrymi" stosunkami z Litwą bym się przy tym nie fascynował nadmiernie. Były poprawne, ale to, że Litwini nie wystąpili razem z Niemcami wynikało tylko z ich niepewności co do ostatecznego wyniku wojny. Zresztą ta przyzwoitość w ich przypadku nie popłaciła. Gdyby ruszyli na Wilno we wrześniu - pozostaliby w niemieckiej strefie wpływów i skończyliby koniec końców jako "kraj demokracji ludowej" a nie republika radziecka. Ale to już zupełnie inna historia.


  20. Już to zdjęcie wysyłałeś przy innym temacie (pierwsi sekretarze KC PZPR). Co ma udowadniać? Znowu to, że czwarty od lewej ma za duży płaszcz? Nota bene - podpisywane jest także jako fotografia zwiadowców I Armii WP zrobiona niedługo po wojnie bodajże niedaleko Cottbus (Chociebuża), gdzie stacjonował 5 pułk.

    W Hrubieszowie "podziemie niepodległościowe" atakowało wspólnie z UPA, co już zostało odnotowane w ww. dyskusji.

    Tu zdjęcie z innym opisem.


  21. O Łossowskim, Wisnerze, Ochmańskim, Mitkiewiczu i innych najważniejszych pewnie wiesz, więc co ja będę mówił. Z ciekawostek polecam - B. Paszkiewicz, Pod znakiem "Omegi", Warszawa 2003 - o mniejszości polskiej na Litwie w okresie międzywojennym okiem naocznego świadka i A. Firewicz, Litwa po raz drugi, Toruń 2001 - wspomnienia polskiego attaché z lat 90.

    Generalnie do czasów "Auszry" (potem "Aušry") i litewskiego odrodzenia narodowego trwała polonizacja, nawet w warunkach carskich prześladowań. Często to zresztą nie była prosta polonizacja - a proces wpierw białorutenizacji etnicznych Litwinów a potem dopiero polonizacji. Obejmowała głównie obszar szeroko rozumianej Wileńszczyzny i była kontynuacją procesów trwających od czasów I Rzeczypospolitej. Zresztą termin polonizacja jest względny, bo nie chodziło o zatarcie poczucia litewskości w rozumieniu odrębności regionalnej, mimo wtopienia się w polskość ("Litwin w znaczeniu mickiewiczowskim"). Z drugiej strony - jak pisał Wisner - nawet etniczny Żmudzin pytany o narodowość odpowiadał "esu lenkas" - jestem Polakiem. Na Litwie, Łotwie i w Estonii w pierwszej połowie XIX w. świadomość narodowa ludności chłopskiej nie istniała (zresztą w Polsce chyba nie było zbyt odmiennie). A awans społeczny etnicznego Litwina oznaczał przejście na język polski. Wielu budzicieli narodowych Litwy było wychowanych w kulturze polskiej.

    Odrodzenie narodowe proces ten powstrzymało, a w dwudziestoleciu polskość zaczęła się cofać. Także pod naporem dosyć brutalnej lituanizacji administracyjnej w wykonaniu Republiki Litewskiej. Dziś dawna polskość Kowna czy Laudy to już właściwie wspomnienie. Inaczej jest oczywiście na Wileńszczyźnie.

×

Powiadomienie o plikach cookie

Przed wyrażeniem zgody na Warunki użytkowania forum koniecznie zapoznaj się z naszą Polityka prywatności. Jej akceptacja jest dobrowolna, ale niezbędna do dalszego korzystania z forum.