Skocz do zawartości

Bruno Wątpliwy

Moderator
  • Zawartość

    5,662
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

Posty dodane przez Bruno Wątpliwy


  1. No to jeszcze bardziej expressis verbis i na przykładzie:

    W czerwcu roku 1940 taki estoński prezydent Päts miał do wyboru:

    1. To co zrobił - przyjąć ultimatum, wpuścić radzieckich i czekać co los przyniesie.

    2. Wezwać kraj do obrony przed agresją.

    3. Próbować uciekać do Szwecji.

    4. Skryć się w lesie.

    5. Powiesić się.

    Niezależnie czy wybrałby 1,2,3,4 czy 5 los jego kraju był przesądzony.

    Podobnie było z Sikorskim. Jakąkolwiek taktykę by nie wybrał, miał po prostu za mało batalionów za sobą. Generał nie jest jakimś moim super ulubionym bohaterem historycznym, ale zarzucanie mu strategicznego błędu w związku ze sprawą Katynia to przesada. Popełniał oczywiście błędy taktyczne (np. z wojskiem we Francji, fanfaronada w rozmowie ze Stalinem w grudniu 1941 r.), ale nie mają sensu zarzuty, że w 1943 r. nie uratował Polski, albo że potoczyłoby się korzystniej, gdyby nie on. Nie potoczyłoby się korzystniej nawet jakby Piłsudski zmartwychwstał i za doradcę miał Dmowskiego.

    Prekursorem struktur euroatlantyckich to chyba raczej był A .Hitler.

    ???????????


  2. Jak rozumiem, alternatywna wersja historii jest taka:

    Sikorski nie podnosi sprawy Katynia. "Polski Londyn" i wojsko na Bliskim Wschodzie siedzi oczywiście cicho. Stalin z tego powodu jest bardzo wdzięczny i miły, a po zajęciu Polski przekazuje władzę rządowi londyńskiemu. Ten włącza nas wkrótce w struktury europejskie i euroatlantyckie.

    Sorry, ale to dla mnie jest właśnie gdybologia.


  3. Pytanie nie do mnie, zatem przepraszam, że się wtrącam.

    Komendantem nie był, ale jako szef lokalnej administracji ogólnej i zespolonej sprawował nadzór nad obozem, np. inspekcjonując go i zalecając zaostrzenie regulaminu. Zatem przez więźniów, funkcjonariuszy i postronnych mógł być postrzegany jako "ten główny". Nie byłby to pierwszy i nie ostatni przypadek w historii świata i Polski, gdy ten, który nie sprawuje formalnie najważniejszej funkcji faktycznie rządzi. Ale rzeczywiście - formalnie komendantem nie był.


  4. Książki Grossa są moim zdaniem pisane "pod tezę". Co nie jest jednak niczym wyjątkowym - moim zdaniem zdecydowana większość pozycji IPN-owskich tak jest pisana, z książką Chodakiewicza włącznie.

    Pytanie - czy Gross jest wiarygodny? No cóż, w "Sąsiadach" znaleziono potknięcia, ale główne założenie - że to Polacy, sąsiedzi i to bestialsko - zostało potwierdzone. Podejrzewam, że ze "Strachem" będzie podobnie. Jakieś potknięcia się znajdzie i nagłośni, ale większość faktów będzie prawdziwa.

    Moim zdaniem, jesteśmy jeszcze przed największą narodową dyskusją o stosunku Polaków do Żydów w czasie i po wojnie. Tak naprawdę np. jeszcze na szerszą skalę nie ruszono (z małymi wyjątkami) zagadnienia relacji podziemie zbrojne - Żydzi.

    Soją drogą znalazłem ciekawy tekst krytyczny (w stosunku zarówno do krytyków Grossa i Chodakiewicza), nie wiem przez kogo napisany, ale żywo i z sensem:

    LINK


  5. Generalnie zgoda, ja tylko nie używałbym słowa "totalitarne". Zgodnie z tym co pisali Arendt, Gurian, Fredrich, Brzeziński, Ryszka, Walicki, a nawet Orwell :P , to był "tylko" autorytaryzm. Inna sprawa, że autorytaryzmy mogą mieć różną barwę.

    Podobnie uważam, że opatrywanie Polski Ludowej w całym 45-leciu mianem państwa totalitarnego - co się współczesnym propagandystom zdarza -jest nieuzasadnione. Ale to już inna historia.


  6. Dokładnie tak, w cywilizowanym państwie takie sprawy - jak Cywińskiego - załatwia się tylko procesem cywilnym. Jak najbardziej np. członkowie rodziny marszałka mogli poczuć się urażeni i pozwać Cywińskiego (nie chce mi się przekopywać starych kodeksów, ale z pewnością było to możliwe). Ale - na Boga - nie proces karny, nie 3 lata w pierwszej i 1,5 roku w drugiej instancji! A rzeczywiści przestępcy (bijący) na wolności...


  7. Pytanie właściwie nie o to "czy był", tylko "jaki był"? Tego, że "był" nie neguje nawet Chodakiewicz, tylko usiłuje go sprowadzić raczej do swoistej "reakcji obronnej". Też warto pamiętać, że mogą być niekiedy różne prawdy.

    Przy wszelkich uwagach krytycznych co do Grossa póki co przekonuje mnie bardziej jego wizja, podparta polemiką Machcewicza z Chodakiewiczem, niż wizja Chodakiewicza podparta polemiką Gontarczyka.

    Swoją drogą Machcewicz parę ładnych kwiatków w "Po zagładzie..." jednak znalazł.


  8. Pozwolę sobie tylko bisować Albinosowi. Zresztą prawie tak samo pisałem parę postów wyżej. Jakby nie było sprawy Katynia, byłyby "prowokacje AK wobec wyzwoleńczej Armii Czerwonej", albo "współpraca faszystów AK z Niemcami", albo jedno i drugie. Stalin by coś znalazł aby zerwać stosunki dyplomatyczne. Sikorski mógł robić cokolwiek, w ostatecznym rozrachunku to i tak nic nie znaczyło.


  9. Nie musiało być. Jak już wskazał Bruno był na to artykuł w kodeksie karnym.

    Na obrazę Narodu był, na obrazę Piłsudskiego nie. Władza wyraźnie czuła, że "coś nie gra" tzn. wykładnia art. 152 jest naciągana, i Naród to nie to samo co Piłsudski, skoro tak szybko pojawiła się odpowiednia ustawa. I dziś mamy podobny przepis (z pamięci - chyba 133 k.k.), ale nie oznacza to, że można na jego podstawie wsadzić do ciupy kogoś kto Chrobrego, Kościuszkę, Piłsudskiego, Sikorskiego, Wałęsę itd. itp. nazwie "kabotynem".

    Nie byłby odstawiony. Po wyroku do Berezy nie kierowano. Wręcz przeciwnie. Po skazaniu przenoszono z Berezy do więzienia.

    Tu przecież nie chodzi o wyrok, tylko o tymczasowe aresztowanie. Prezes Przyłuski w jakimś sensie tym aresztowaniem uratował Cywińskiemu skórę. Gdyby nie to, to by do Berezy trafił jak amen w pacierzu (zresztą Dąb-Biernacki wyraził takie oczekiwanie). A w Berezie - z taką kartoteką ! - zajęto by się nim odpowiednio.


  10. Jak już gdzieś pisałem - działania w okresie od "kryzysu przysięgowego" w 1917 do 1919 r. oceniam jednoznacznie pozytywnie. Okres późniejszy - do 1922 r. - dosyć pozytywnie. Politykę zagraniczną lat 1926-1935 - również w miarę pozytywnie.


  11. Wybór rzeczywiście jak pomiędzy dżumą i cholerą...

    W skali ogólnej ilości ofiar - zapewne Stalin był gorszy.

    W skali - ewentualne losy Polski i Polaków - zapewne Hitler był gorszy.

    W mojej skali osobistej, mimo wszystko, bardziej przeraża mnie Hitler. Ta mechanizacja śmierci, zadawanie śmierci w fabrykach. To jakieś zupełne odczłowieczenie... I totalna bezsensowność zadawania tej śmierci - nawet z punktu widzenia samego zbrodniarza. Stalin jakoś bardziej mieści mi się w kategorii "tradycyjny, krwawy despota". Gdzieś tam z Tamerlanem, Czyngis-chanem i paroma innymi. Choć niewiele z tego dla ostatecznej oceny wynika...


  12. Ja osobiście Chodakiewicza nie uważam za udane "antidotum" na "Strach" Grossa (taki był zapewne ambitny zamiar IPN). Ale proponuję ich na razie zostawić. Skądinąd b. ciekawy temat porównawczy (może nowy topic?).

    Moim zdaniem, w przypadku Wielkopolski i Pomorza na popularności endecji zadecydował przede wszystkim czynnik antyniemiecki nie antysemicki, chociażby dlatego, że ilość Żydów w tych dzielnicach była śladowa; a także swoiste przywiązanie do prawa, tudzież generalnie sympatie prawicowe, właściwe często dla "bogatych i sytych" (opatruję to zawczasu cudzysłowem i emotikonem :P ). Po pruskim, swoistym, ale jednak państwie prawa, zamach stanu, dyktatura to nie były dobre argumenty "za" dla Wielkopolan. Do tego dochodziła świadomość zagrożenia niemieckiego. I jeszcze długoletnia zapaść gospodarcza pod rządami sanacji (kryzys miał swoje prawa, ale...). Zatem endecję mogli postrzegać jako tych, którzy są za prawem, przeciw Niemcom i nie są - Broń Panie Boże - zbytnio lewicowi.

    BTW - zbiorze wspomnień "Gdynia 1939" jest taka scena (cytuję z pamięci, zatem z błędami) jak ksiądz, sympatyk endecji, utrudnia ćwiczenia Obrony Narodowej, czy też obchody święta państwowego "bo Polska jest nadal w niewoli masońskiej". Zapewne jako niekompetentnych, masonów, uzurpatorów, lewicowców i co tam jeszcze postrzegała sanatorów istotna część zachodniej Polski. Antysemityzm był tu chyba sprawą drugorzędną, choć zapewne jakieś znaczenie miał. Zachód jednak nie przodował bynajmniej w "ruchu pogromowym", zarówno przed wojną, jak i po.


  13. Cywiński mógł być skazany tylko z art. 152 kodeksu Makarewicza (lżycie i wyszydzanie Narodu lub Państwa Polskiego - sankcja do 3 lat).

    A tłumaczył się jak mógł. Wiedział, że proces jest farsą. I tak się pewnie cieszył, że go prezes sadu apelacyjnego w Wilnie kazał tymczasowo aresztować, bo by zapewne jeszcze trzeci raz został pobity lub odstawiony "ciupasem" do Berezy.


  14. W/g mnie jest spora szansa, że stwierdzona bylaby niezgodność z konstytucją. Ale do glębszych rozważań konieczny jest Bruno.

    Pozdrawiam. Tu nie ma właściwie problemu zgodności z konstytucją (mowa o sprawie Cywińskiego, a nie o późniejszej ustawie), tylko niewłaściwej wykładni kodeksu karnego. Jak już pisał Jarpen i jak podnosi Garlicki - postawiono iunctim pomiędzy Narodem a Piłsudskim. Nawet dla sanatorów było to zapewne kuriozalne, stąd ta późniejsza ustawa "o ochronie imienia".

    Smaczku do tego wszystkiego dodaje to, że bijący słabego człowieka w obecności rodziny, a potem w redakcji, siedzieli sobie na sali sądowej na jego rozprawie jako widzowie i nikt nawet nie pomyślał o ich skazaniu...

    Co do samej ustawy. Czy dałoby się określić jej niekonstytucyjność - w odniesieniu do kuriozalnej konstytucji kwietniowej - to jest pytanie. Moim zdaniem byłoby to trudne, gdyż kwietniowa w pozostawionych przez siebie w mocy art. marcowej (99, 109-118, 120) nie zawarła art. 104 i 105 (a te dotyczyły prawa swobodnego wyrażania myśli i wolności prasy). Problem w tym, że kwietniowa była - moim zdaniem - nielegalnie uchwalona (co już dyskutowaliśmy). Gdyby oceniać wg. marcowej - ustawa byłaby oczywiście niekonstytucyjna. Inna sprawa, że w ówczesnej Europie tylko Austria i Czechosłowacja przewidywały istnienie Trybunałów Konstytucyjnych. Nie istniał także rzecz jasna w Polsce amerykański system kontroli konstytucyjności prawa, w którym sądy powszechne oceniają konstytucyjność. Także za bardzo nie miałby kto formalnie ocenić legalność ustawy "o imieniu".


  15. referendum miało jeden problem , pytania były tak skonstruowane, że jakim takim odnośnikiem etgo co ktoś chce czy nie , ewentualnie mogło być pytanie o Senat, a i to nie do końca.

    Pytania były oczywiście sprytnie pomyślane i stawiały Mikołajczyka w głupiej sytuacji. Ale dla mnie jest dosyć jasne, że ten, który w ówczesnych warunkach głosował 3xTAK (wiedząc do jakiego głosowania zachęca Mikołajczyk - 1XNIE, czy podziemie - 2 czy 3xNIE) dosyć jednoznacznie popierał nową władzę.

    Oczywiście, zawsze mógł być jakiś margines tych, którzy głosowali 3xTAK nie będąc zwolennikami nowej władzy, tylko np. z racji przemyśleń prawno-konstytucyjnych. Ale to w ówczesnej sytuacji politycznej był zapewne tylko margines. Tu przecież nie chodziło o racjonalność czy nie istnienia Senatu i wszyscy zdawali sobie z tego sprawę. A contrario - można argumentować, ze wśród głosujących 1xNIE byli także zwolennicy nowej władzy, ale akurat kochali Senat.

    Przy okazji zwracam uwagę ponownie na wysoką frekwencję. To dowód na to, że "front jednoznacznego sprzeciwu" obejmował ok. 10% społeczeństwa (może trochę więcej), albowiem sam już udział w referendum legitymizował nową władzę.


  16. Ogólną odpowiedź znajdziemy w prawdziwym wyniku referendum i we frekwencji:

    ok. 30% 3XTAK - czyli mniej więcej tyle ewidentnie popiera nową władzę,

    frekwencja ok. 80-90%, czyli mniej więcej tyle akceptuje (nolens volens) jałtańskie reguły gry i nie liczy na III wojnę, rządu w swej masie zapewne nie kocha, ale na "finlandyzację" by pewnie poszło.


  17. To tak na marginesie, bo generalnie ciekawy ma rację, na całokształt kampanii by to zbytnio nie wpłynęło. Parę dni więcej najwyżej...

    Ależ oczywiście, ta wojna była przegrana przy samym rozdaniu kart (przy takich wrogach i sojusznikach), ale jak już ktoś mądry napisał, można ją było przegrać w lepszym stylu. I - mimo wszystko - w miarę skuteczny opór, bez rozerwania linii frontu, przez co najmniej 2 tygodnie mógł spowodować jakieś korzystniejsze dla nas pomysły na zachodzie (można się połudzić przynajmniej...).

    A z brygadami pancerno-motorowymi to też zawsze się zastanawiałem. Dlaczego dali im te Vickersy (i to mało), zamiast batalionu 7TP ...


  18. on się zatrzymał na starej granicy radziecko - fińskiej i żadnych innych dzialań nie prowadzil

    Tak postąpił na Przesmyku Karelskim i rzeczywiście do Leningradu się - świadomie - nie wybierał. Natomiast w głąb Karelii wojska finlandzkie weszły dosyć daleko.

    Do 1917 r. niewątpliwie w kategoriach IPN-owskich był "świadomym i jawnym współpracownikiem reżimu" :D .


  19. Kontynuując wątek myśliwców. Dobrze być prorokiem po fakcie, ale mimo wszystko w 39 wolałbym mieć dużą gromadkę "24" i "Kobuzo-podobnych" niż zapowiedzi nowoczesnych dolnopłatów na deskach kreślarskich i archaiczne "7" w eskadrach myśliwskich. A to, że we wrześniu pochodne "jedenastek" nie były nowoczesne, to jasne, ale były dużo lepsze od tego czym wyruszyliśmy bić 109-tki. To trochę wyglądało tak, jakbyśmy sądzili, że Hitler poczeka na nasze "Jastrzębie".

    Inna sprawa, że chyba nie było u naszych decydentów jednoznacznej wizji zagrożeń i tym samym koniecznego kierunku rozwoju lotnictwa. Zamiast skoncentrować się na projektowaniu i produkcji typowych myśliwców chwytano wszystkie sroki za ogon - od "Łosia"/"Misia", przez "Suma", "Wilka", aż do Bóg wie komu potrzebnego "Wichra".

    Czołgi. W tej chwili nie pamiętam źródła (BTW - Vissegerd chyba też o tym coś pisał), ale zdaje się, że w pewnym momencie produkcja 7 TP ostro przyhamowała i straciliśmy szanse na co najmniej jeszcze jeden batalion pancerny. Coś mi świta, ze decydenci doszli do wniosku, że pancerz jest za słaby i postanowili poczekać aż "będzie lepiej", ale książki o broni pancernej mam w tej chwili "zakopane" i nie jestem w stanie sprawdzić.


  20. Moim zdaniem nie Traktat Wersalski był problemem, ale to, że klęska Niemiec nie była totalna, jednoznaczna i definitywna. Niemieckie wielkomocarstwowe, nacjonalistyczne czy szowinistyczne miazmaty - które pojawiły się w XIX w. - mogły zostać dobite (oby definitywnie...) dopiero gruzami Berlina. Niemcy, nie tylko przyszli zwolennicy Hitlera, nie czuli, że przegrali wojnę. Przecież obcych żołnierzy - wyjąwszy skrawki Alzacji/Lotaryngii i Prusy Wschodnie - na terenie Niemiec nie było. Stąd łatwość propagowania tezy o "nożu w plecy". Kult armii, wodza, poświecenia dla ojczyzny (np. mauzoleum Tannenbergu) był powszechny. "Walczyli w słusznej sprawie, nie przegrali, ale... Jak tą hańbę naprawić?" Doskonałe podłoże dla kombatanta Hitlera.

    Nawet jakby traktat był łagodniejszy, to i tak zapewne w mniemaniu nacjonalistów byłby zbyt ostry. Dodatkowo, jak napisał Redbaron, w warunkach Wielkiego Kryzysu siły skrajne dostały wiatr w żagle.

    BTW - łagodniejsze potraktowanie Niemiec w traktacie oznaczało zapewne pozostawienie Pomorza i Śląska w rękach Niemiec, bo to był jeden z kamieni obrazy. Niezbyt ciekawa perspektywa.

×

Powiadomienie o plikach cookie

Przed wyrażeniem zgody na Warunki użytkowania forum koniecznie zapoznaj się z naszą Polityka prywatności. Jej akceptacja jest dobrowolna, ale niezbędna do dalszego korzystania z forum.