Skocz do zawartości

Bruno Wątpliwy

Moderator
  • Zawartość

    5,662
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

Posty dodane przez Bruno Wątpliwy


  1. Pomysł ze Związkiem Bałtyckim bezpośrednio padł dlatego, że parlament Finlandii uchwalił wotum nieufności ministrowi Holstiemu (który ową umowę podpisał). Zaraz potem do dymisji podał się cały rząd Vennoli. Tym samym Finlandia wypadła z gry, a bez Finlandii...

    Pośrednich powodów fiaska inicjatywy było więcej: sprawa Litwy; obawy, że układ będzie korzyścią tylko dla Polski; chęć pozostania z boku konfliktu europejskiego; niechęć drażnienia radzieckich itp.

    A jak z państwami bałtyckimi (wliczając Finlandię) relacje Polski się układały:

    1. Najlepiej z Estonią. Może także dlatego, że gen. Laidoner był żonaty z Polką :D (małżeństwo to adoptowało także polskiego krewnego małżonki generała). Ale przede wszystkim z powodu odległości (żadnych problemów spornych) i wspólnego poczucia zagrożenia ze wschodu. Które w Estonii potwierdziła próba zamachu stanu w Tallinnie z 1924 r.

    2. Dobrze z Finlandią. Odległość geograficzna i ostrożna polityka Finlandii powodowały jednak, że kontakty z tym krajem jakoś do szczególnie obiecujących nie należały.

    3. Dobrze z Łotwą, lecz z pewnymi zastrzeżeniami. Zaczęło się obiecująco, od wspólnej wyprawy na Łatgalię, dalej też stosunki były bardzo poprawne. Ale - trochę bruździły problemy graniczne, zanim jakoś je załatwiono. W czasie największych postępów radzieckiej ofensywy w 1920 r. Łotysze zajęli skrawki ziemi (traktowanej przez nas za polską) pomiędzy Dyneburgiem a Turmontem. Ponadto Łotwa prowadziła dosyć restrykcyjną politykę wobec mniejszości polskiej. I do tego dochodziły obawy przed nadmiernym związaniem się z Polską i niechęć do drażnienia Litwinów. Łotysze prowadzili swoistą politykę równowagi pomiędzy Polską a Litwą, aż do tego stopnia, że (jeżeli dobrze pamiętam) radia wyprodukowane na Łotwie (chyba w fabryce VEF) miały na skali Wilno położone idealnie na granicy polsko-litewskiej, aby nikt nie miał pretensji ;) .

    4. Z Litwą - wyglądało nieco podobnie, jak dziś pomiędzy obydwoma Koreami ;) . Do 1938 r. trwało coś w rodzaju długotrwałego zawieszenia broni (mimo deklaracji, którą Piłsudski wymusił w Genewie na Voldemarasie), a litewska polityka zagraniczna opierała się na ogólnym założeniu - kto nam pomoże w walce z Polską, ten naszym szczerym przyjacielem jest (z ZSRR włącznie). Wszelkie próby włączenia Litwy do sojuszu bałtyckiego (z udziałem Polski) były skazane na niepowodzenie z ww. powodów. Do tego dochodził prosty fakt - Litwa nie miała granicy z ZSRR, zatem i z tego powodu ten sojusz ją za bardzo nie interesował.


  2. Czy pod względem politycznym byli tylko próbą "wykpienia" się Franco z realnego udzialu w wojnie po stronie Hitlera, czy tak naprawdę realna pomoc na jaką bylo stać Hiszpanię?

    Chyba konieczna jest odpowiedź tradycyjna - i jedno i drugie ;) . Franco sercem był za osią, ale kraj miał zniszczony (także za swoją sprawą) do imentu. Długie lata po wojnie domowej wielu z Hiszpanów właściwie głodowało. "Błękitną dywizją" chciał się asekurować - na wszelki wypadek "jakby co do czego doszło" i oś by wygrała, ale jednocześnie zbyt wiele nie chciał ryzykować. No i cała impreza ideologicznie jak najbardziej mu się podobała.


  3. Muszę przyznać, że ciężko mi się wyzwolić z patrzenia na tę postać przez pryzmat starej planszówki "Tannenberg 1914", gdzie jako jedyny miał podwójny modyfikator w razie uczestniczenia w starciu.

    Też zdarzyło mi się grać ;) . Pamiętam go także z "Sierpniowych salw" B. Tuchman, jako nader dziarskiego generała, który odparował Prittwitzowi, że przerwie działania pod Stołupianami dopiero po pokonaniu Rosjan.


  4. Nie wiem, do kogo wykładowca się zwraca, mówiąc "wy".

    Tak na wszelki wypadek wyjaśniam, że forumowe godności "wykładowcy" itp. zależą od ilości postów użytkownika i nie muszą bynajmniej odzwierciedlać sytuacji zawodowej, czy mniemania o sobie ;) .

    A co do reszty, generalnie zgoda.

    Nadmierne podniecanie się ilością osób pochodzenia żydowskiego w aparacie bezpieczeństwa we wczesnej Polsce Ludowej, ma taki sam sens jak nadmierne podniecanie się ilością Polaków, Łotyszy, Żydów itp. we wczesnej radzieckiej CzeKa i podobnych instytucjach. Jakiś rosyjski entuzjasta etnicznej wizji świata może równie dobrze dojść do wniosku analogicznego do tu lansowanego, że Rosję Radziecką zafundowali Rosjanom głównie Polacy z Łotyszami.

    A tak na marginesie - cyfry się bardzo różnią. Bierut podawał w listopadzie 1945 r. tylko 13% na stanowiskach kierowniczych, 1,7% ogółu (dane za prof. Kersten), Paczkowski i Szwagrzyk z IPN podają cyfry wyższe (bodajże do 30-38% na najwyższych funkcjach, kilkanaście procent ogółu). Pozostają wszakże pytania - czy te osoby były (czuły się) pełniąc owe funkcje Żydami, pochodzenia żydowskiego, Polakami, czy komunistami? A może jednym, drugim i trzecim jednocześnie. Jak to liczyć? I po co? I jaki ma sens powtarzanie informacji o pochodzeniu sędziów w "Warto rozmawiać"? Znaczy co - płowowłosi, błękitnoocy Polacy by wydali inny wyrok?

    A ów "Goniec" ma jakiekolwiek znaczenie w środowisku polonijnym? Mam nadzieję, że nie, bo pismo dosyć oryginalne...

    I na koniec - FSO chyba dobrze scharakteryzował różnice pomiędzy dwoma tu ocenianymi dziennikarzami. Choć trzeba przyznać, że Pan Pospieszalski niekiedy zrywa z rutyną. Ostatni program o IPN widziałem po łebkach, ale zdaje się było "dwa na dwa". Czyli bardziej w stylu Lisa.


  5. Jeśli się stara to raczej słabo to widać.

    A to już kwestia prywatnej oceny jest. Trudno mi mówić za kogoś, ale też jakoś podejrzewam, że Lis rzeczywiście Kaczyńskich nie kocha ;) . Moim jednak zdaniem, w swoich programach zapewnia większą równowagę pośród gości i bardziej neutralną moderację niż Pospieszalski. I generalnie bardziej to przypomina dziennikarstwo niż misję.

    Ale de gustibus...


  6. Z tego co pamiętam, przysięga wojskowa (jak i sądowa) była np. w II RP zróżnicowana. Był odrębny tekst dla chrześcijan, niechrześcijan, muzułmanów, może Karaimów (dla tych ostatnich odrębna była sądowa, wojskowa chyba nie). Zawsze z "Tak mi dopomóż Bóg" (czy podobnie) na końcu.

    Czy niechrześcijanie mogli opuścić słowa - "Tak mi dopomóż Bóg"? Nie kojarzę, należałoby sprawdzić ustawę z 1924 r. o obowiązkach i prawach żołnierzy.

    A co robili żołnierze? Każdy zapewne wg. swoich przekonań. Podejrzewam, że większość recytowała rotę przysięgi nie zastanawiając się głęboko.

    Nieco z innej beczki. Pamiętam jakąś ulotkę powojennej konspiracji, w której zalecano żołnierzom (l)WP nie wypowiadanie fragmentu przysięgi o wierności KRN. Nota bene ta rota także zawierała sformułowanie "Tak mi dopomóż Bóg".


  7. Fakt taki, jak obiektywny dziennikarz, historyk czy nawet człowiek w przyrodzie nie występuje. Na każdego jakoś tam wpływają poglądy, doświadczenia, wychowanie. Natomiast można starać się być obiektywnym. Coś na kształt dobrego sędziego.

    Starania te w przypadku Pana Pospieszalskiego wyglądają nader marnie. Pana Lisa - zdecydowanie lepiej. Być może swoją rolę odgrywają tu także średnie umiejętności warsztatowe i temperament misjonarza, które w przypadku Pospieszalskiego utrudniają mu zachowywanie pozorów.

    Osobiście mi stronniczość jakoś strasznie nie przeszkadza. Włączam niekiedy program Pana Pospieszalskiego - i wiem od razu o co mu chodzi, jest to jakby transparentne. Niekiedy wręcz wywołuje to uśmiech. Swoje i tak myślę. Nie zależy mi na zdjęciu go z anteny. Ale nader cenię sobie równowagę. Zatem po "Warto rozmawiać" Pospieszalskiego, powinno być nadawane "NIE warto rozmawiać" Urbana ;) .

    Najgorszy był stan ok. dwa lata temu, gdy właściwie cała telewizja "publiczna" robiła za tubę PiS, nawet nie udając obiektywizmu. Paradoksalnie obecna telewizja "publiczna", może dlatego, że jej kierownictwo ma problemy z życiorysem, zapewnia więcej równowagi i obiektywizmu (co zauważa konsekwentnie np. J. Paradowska). Jest Lis, Pospieszalski i Szubartowicz.


  8. Wiecie co? Mam od jakiegoś czasu serdecznie dośc pieprzenia o antysemityzmie innych formach rzekomego ograniczania praw różnym mniejszościom, nie tylko narodowościowym.

    Jeżeli w historii miał miejsce fakt rzeczywisty i udokumentowany, który przypadkiem lub nie ujrzał światło dzienne, to nie doklejejmy mu łatki "antysemityzmu" czy innego rodzaju "anty" bo to zakrawa na tchórzostwo i paranoję.

    Ale o co Ci chodzi, bo wywód Twój jasnym i przejrzystym do końca nie jest?

    Czy ograniczenia praw, realna dyskryminacja, stygmatyzowanie z racji na pochodzenie, religię itp. w historii były tylko rzekome? I co tu do rzeczy ma tchórzostwo? Moim zdaniem tchórzostwem było raczej przechodzenie nad tym do porządku dziennego. Tak, jak to ktoś ładnie powiedział w "Shoah" Lanzmanna - "Jak się Pani ukłuje w palec - to mnie nie zaboli".

    Najpodlejsze i najniższe pobudki sa wpisane w słabą ludzką psyche bez wzglądu na pochodzenie i narodowośc.

    A to akurat oczywista oczywistość. Ale nie przeczy istnieniu takich zjawisk, jak dosyć popularne w historii ludzkości, znalezienie sobie wybranej ofiary dyskryminacji. Był i jest antysemityzm, była swego czasu anty-katolickość w Anglii, która doprowadziła np. do tego, że w lokalnym parlamencie Irlandii zasiadali tylko protestanci. Był anty-tutsism w Rwandzie i anty-co tylko chcesz.

    A, że Pan Lis przy Panu Pospieszalskim to niejaki wzór obiektywizmu, to już inna historia.


  9. Cały program "S tyłu sklepu warzywniczego" to dowód liberalizmu cenzury. Zresztą, programy satyryczne innych wykonawców także. Jeden z elementów, składający się na specjalny status PRL w ramach bloku.

    Pamiętam relacje o Rosjanach, którzy byli w Polsce w latach 70. Jeżeli mogli - tzn. nikt ze swoich ich nie pilnował - to w Polsce chcieli zobaczyć pięć rzeczy - czynny kościół, księgarnię, lokal ze stripteasem, jakiś kabaret i bazar z zachodnimi ciuchami.


  10. Trochę posprawdzałem.

    Na rosyjskiej "Wikipedii" pod hasłem Schulenburg jest sformułowanie: "В половине шестого утра, через два часа после начала военных действий". Czyli chyba wg. czasu niemieckiego.

    Podobnie w "Stalinie" Radzińskiego (s. 488) - wyraźnie jest mowa o tym, że było to po rozpoczęciu działań wojennych.


  11. Wytworzenie w społeczeństwie antylustracjnej histerii spowodowało, że w III RP stalinowscy i PRLowscy zbrodniarze do końca swoich dni mogli brać emerytury sięgające 8, 10 tys. złotych miesięcznie.

    Jeżeli ktoś wie, że stalinowski zbrodniarz (czy jakikolwiek zbrodniarz - bez przymiotnika) jest na wolności, to jego obywatelskim obowiązkiem jest zawiadomić bez zbędnej zwłoki odpowiednie instytucje. Jeżeli nie wie i nie ma dowodów, to po co oskarżać salon, michnikowszczyznę, masonów czy króliczka wielkanocnego?

    BTW - odpowiednie instytucje się zapewne ucieszą, albowiem ostatnio ścigają już "zbrodnie komunistyczne" nader dziwacznej natury (zwolnienie z pracy, rozwiązanie zebrania, związek zbrojny o charakterze przestępczym zorganizowany przez przedstawicieli najwyższych władz państwowych), także autentyczny zbrodniarz stalinowski czy PRL-owski będzie całkiem na czasie.

    Ad rem. Zdaje się, że to co reprezentuje Pan Pospieszalski w "Warto rozmawiać" to naprawdę wersja light obiektywnego dziennikarza. Według "Przeglądu" 14/2009 s. 5, zdarzyło mu się porównać na łamach innej gazety uczestników spotkania z Jaruzelskim w WSNHiD w Poznaniu do sekty Jima Jonesa z Gujany.


  12. Czy można pisać historię o komunistach bez ciężaru PRL-u, stosunkach polsko-radzieckich w XX wieku, Katynia, et cetera, et cetera?

    Można, można nawet pisać obiektywnie o ciężarze PRL, stosunkach polsko-radzieckich w XX wieku itp. Sine ira et studio.

    Jestem np. pod wrażeniem książki Marci Shore, "Kawior i popiół. Życie i śmierć pokolenia oczarowanych i rozczarowanych marksizmem", Świat Książki 2008. Można się z tezami autorki nie zgadzać, ale jest to wybitne i obiektywne.

    Tyle, że nie za bardzo spodziewam się, aby coś obiektywnego i wybitnego w tej materii wyszło ze stemplem IPN.


  13. Sprawa z flagami jest dosyć prosta. Kościuszkowcy dowiedzieli się, że zaakceptowano prośbę Żymierskiego i będą zdobywać Berlin bodajże 29 kwietnia, a włączyli do walki 30. Czasu było niewiele na przemyślenie i przygotowanie, tym bardziej, że walki były ciężkie. Radzieckich było tam ze 100 czy 200 razy więcej, a wiedzieli, że flagi będą wieszać od dłuższego czasu. Z tego co gdzieś czytałem, w niektórych polskich oddziałach była pod koniec wojny zasada, aby mieć biało-czerwone symbole przygotowane, ale w większości przypadków była to improwizacja. Zresztą radzieccy, oprócz najbardziej propagandowo istotnych flag, też całkowicie improwizowali.

    A flagi - jest kompletnie nieważne z czego je sporządzono, ważne, że były.


  14. Zupełnie z pamięci - kojarzę, że von Schulenburg przyszedł do Mołotowa z wypowiedzeniem wojny, uzasadniając to rozmiarami koncentracji wojsk radzieckich. Mołotow coś odpowiedział w stylu "nie zasłużyliśmy na to".

    Ale działo się to już sporo po rozpoczęciu działań wojennych (Schulenburg zjawił się w komisariacie spraw zagranicznych chyba o 5.30).


  15. Nie zamierzam niczego udowodnić, jednak chyba oczywistym jest, że zajęcie Pragi było operacją wykonaną już po wojnie. Wykonaną z powodu ucieczki Niemców, którzy mieli zasilić Syberię.

    Temat jest o bitwie łużyckiej. Napisałeś, że II AWP została w niej rozbita. Rozbita armia nie wykonuje takich operacji zaraz po rozbiciu. Ofensywa na kierunku praskim rozpoczęła się jeszcze podczas formalnego trwania wojny 6-7 maja (a nie 9 maja, jak napisałeś), a formalny koniec wojny nie był akurat w tym miejscu równoznaczny z całkowitym zakończeniem walki (jak słusznie zauważyłeś).

    Ach, cóż za sukces- zajęcie Budziszyna w dzień kapitulacji Niemiec, w dodatku po wycofaniu się Niemców.

    Budziszyn w tym momencie nie był żadnym celem priorytetowym, tym była Praga, a napisałeś, że nie zajęła go II AWP, zatem tylko wyprostowałem tą informację.

    Zwracam przy tym uwagę, że nie lansuję teorii, iż II AWP odniosła na Łużycach wielkie, wiekopomne zwycięstwo, które przejdzie do annałów sztuki wojennej jak Kanny czy Austerlitz (bo tak nie było), tylko polemizuję z Twoją tezą, że to totalna klęska, pogrom i rozbicie II AWP było.


  16. (de facto zszyty z wyszabrowanej poszwy i prześcieradła, powiązane drutem)
    (prawdopodobnie większość to Volkssturm, więc nie ma z czego się cieszyć)

    Temat niewątpliwie ciekawy i dobrze, że został wywołany, ale mam pewną wątpliwość. Jakie jest przesłanie i sens takich komentarzy? Co sugerujesz? Że żołnierze mieli prawo zawiesić tylko polską flagę wyhaftowaną rękami dziewic polskich z najlepszych, patriotycznych rodzin? Że walczyli tylko ze starcami i dziećmi z Volkssturmu , więc to "spacerek był"?


  17. A to tak wyglądało..., no to muszę przyznać, że Pan Pospieszalski w tym względzie się dosyć do tej pory hamował i nie spodziewałem się, że pozwoli w swoim programie na te akurat swojskie klimaty.

    Nawet prowokowany, mówił bez ładu i składu, ale nie dał się złapać na wypowiedzi ewidentnie antysemickiej. Chyba, iż sam fakt, że zdecydował się odpowiadać na takie pytanie, albo zapowiedź pójścia w krzaki, aby coś sprawdzić za to uznamy :P . Ale raczej próbował się bronić, sprowadzając rzecz do absurdu, choć z formą można bardzo dyskutować:


  18. Reszta rozmowy powinna być kontynuowana w innym temacie.

    Chyba tak, bo już się pogubiłem co chcesz udowodnić. Kilka postów wyżej chyba sugerowałeś, że ofensywa na Pragę była już właściwie "po wojnie". Teraz potwierdzasz, że Niemcy jednak walczyli.

    Dla mnie w każdym razie ofensywa ta jest dowodem, że II AWP bynajmniej rozbita nie została, jak napisałeś. W ofensywie brały nawet udział wykrwawione 5 i 9 DP. Także nawet one do końca nie "zniknęły".


  19. Walczę z obrzydliwym obrazem zas...ego ''Waltera'', z jego ciągłym rozgrzeszaniem, z jego ''genialnym'' dowodzeniem.
    le tu chodzi w końcu zakończenie rozgrzeszania go ze wszyskiego.

    To miałoby sens, jakbyś pisał ca. pięćdziesiąt-sześćdziesiąt lat temu. Umiarkowany - trzydzieści lat temu. Od mniej więcej dwudziestu lat główna linia propagandowa jest raczej odwrotna i ze Świerczewskiego robi się potwora dla straszenia dzieci.


  20. Ale czyżbyś twierdził, że wyprowadzenie z ZSRR tych 110 tys. ludzi było błędem?

    Na ten temat dyskutujemy gdzieś indziej. Gdzieś to jest na forum. Kiedyś uważałem, że był to był to zasadniczy błąd, bo armia powinna za wszelką cenę wchodzić na ziemie polskie z Armią Czerwoną, dziś raczej skłonny jestem uważać, iż nie miało to większego znaczenia, bo Stalin i tak byłby w stanie załatwić sprawę Polski po swojemu. Ale obowiązuje stara zasada - jak już cię topią, to nie pomagaj temu, kto cię topi. A Anders wyprowadzając armię wyświadczył dużą przysługę Stalinowi. Poza tym jest kwestia posłuszeństwa. Anders był żołnierzem i miał wykonywać rozkazy, a nie podejmować decyzje strategiczne. Te należały do kogoś innego. Wszechobecny dziś w narodowej mitologii Anders lekce sobie ważył swoje szefostwo polityczne, wojskowe i zasady sztuki wojennej. Co nie przeszkadza, że mamy go za bohatera.

    Budziszyna to raczej II. AWP nie zajęła.

    Napisałem: Jak się było pod Pragą, to jak się miało zdobywać Drezno czy Budziszyn (i po co?).

    Ale pod Monte Cassino udało się zrealizować, a straty były 5 razy mniejsze.

    Wejście do klasztoru było raczej symbolicznym zrealizowaniem i zadośćuczynieniem za olbrzymie ofiary, a nie dowodem wygranego przez korpus szturmu. Pod Budziszynem też się udało zrealizować, bo Niemcy sukcesu końcowego nie odnieśli, a II AWP zachowała zdolność do zrealizowania uderzenia na Pragę.

    Pamiętajmy także, że front wschodni i zachodni to jednak coś innego, jeżeli chodzi o liczbę ofiar. To co było masakrą na zachodzie, wg. radzieckiej sztuki wojennej było normalnymi stratami. I tak też - niestety - należy patrzeć na bitwę łużycką.

    świadka-majora Torno-Ornowskiego i jego ''pijanym widzie'' Świerczewskiego. Coś w tym jednak musiałobyć.

    A ja przedstawiłem wypowiedź świadka o Andersie i jego zdolnościach dowódczych. Słowa dowodził "jak w pijanym widzie" znaczą raczej nie to, że dowodził pijany, ale stanowią zwykłą, ostrą krytykę sposobu dowodzenia. Spotkałem się rzecz jasna z teorią, że Świerczewski lubił wypić. Problem polega na tym czy tylko lubił (co wśród oficerów nie jest czymś szczególnym, abstynenci wśród frontowców - jak Jaruzelski - są rzadkością), czy nadużywał (co też wyjątkiem by nie było), czy był permanentnie pijany (a tu z ewidentnymi świadectwami, oprócz domniemań nieżyczliwych mu historyków się nie spotkałem). I jak to się wszystko miało do jego prawdopodobnej ciężkiej choroby?

    Jeszcze raz powtarzam, nie uważam Świerczewskiego za wybitego dowódcę. W samym WP byli na pewno zdolniejsi od niego (chociażby W. Strażewski czy Korczyc). Ale i w (l)WP i we wrześniu i w PSZ byli od niego słabsi. Postrzeganie go jako wybitnego stratega mija się z celem, ale nie warto dla satysfakcji propagandowej dorabiać mu gęby jakiegoś najgorszego z najgorszych. I jeżeli oceniać - to uczciwie. Na tle innych.


  21. Generalnie uważam, że zajęcie Zaolzia w tym czasie i okolicznościach, tudzież w takim towarzystwie to był błąd (choć w tym przypadku można jeszcze dyskutować, spierając się na argumenty). A jeszcze większy - zajęcie Jaworzyny czy Czadeckiego (i tu już dyskutować raczej nie można, gdyż to czystej wody aberracja była).

    Warto jednak odnotować, że w przeszłości za oziębłe relacje dwóch państw słowiańskich, "naturalnych sojuszników", odpowiadała w dużej mierze Czechosłowacja. Pomijam w tym momencie nabrzmiałą sprawę Zaolzia, ale wypada zauważyć jaki był ogólny stosunek władz czechosłowackich do Polski. Przywódcy czechosłowaccy (z Masarykiem na czele) uważali, ze wiązanie się z Polską narazi ich na agresję niemiecką. Przypuszczali, że to Polska będzie ofiarą, a sami mieli nadzieję, że (nie posiadając z wyjątkiem Hulczyńskiego b. terytoriów niemieckich, tylko austriackie) pozostaną z boku konfliktu. Nie chcieli zatem ryzykować, związując się z potencjalnym przegranym. Istotną rolę odgrywało także rusofilstwo i słowianofilstwo Czechów. Szczytem marzeń Masaryka byłoby graniczenie gdzieś tam w rejonie Galicji i Ukrainy Zakarpackiej z Rosją. Raczej nie z bolszewicką rzecz jasna, ale z Rosją. To miał być gwarant bezpieczeństwa Słowiańszczyzny, a nie jakaś Polska, którą konsekwentnie władze czechosłowackie traktowały podobnie jak Niemcy - jako sui generis Saisonstaat.

    Dochodziły do tego spory o przywództwo w regionie, do którego aspirowały obydwa kraje, rywalizacja o status najlepszego sojusznika Francji, różny stosunek do Węgier, czechosłowackie poczucie wyższości z tej racji, że CSR stanowiła państwo demokratyczne i bardziej rozwinięte gospodarczo, w porównaniu do zacofanej Polski, rządzonej dyktatorsko.

    A swoją drogą marszałek Piłsudski za Pepikami (jak to określał) nie przepadał (co odnotował chyba adiutant Lepecki) i to także zapewne miało swój wpływ na realność sojuszu.


  22. porównanie Monte Cassino do Budziszyna jest wg mnie co najmniej niestosowne.

    A to niby dlaczego, czyżby polegli pod Budziszynem gorszą krew mieli? Zdobycie Drezna miało podobny sens i znaczenie, jak szturmowanie "od frontu" Monte Cassino. Prestiżowe. A porównywanie obydwu bitew z udziałem Polaków jest jak najbardziej stosowne, jeżeli analizujemy "jakość dowodzenia". Chyba, że mamy zamiar pozostawać w kręgu mitu Andersa jako wielkiego dowódcy i polityka.

    Anders, wbrew Naczelnemu Dowódcy, skierował korpus na najgorszy odcinek frontu do czołowego uderzenia w górach, na umocnionego przeciwnika, rozpoczął bitwę wg. najgorszego z możliwych planów brytyjskich i do tego nieudolnie dowodził. "Jedynym wyższym dowódcą, który wiedział co się dzieje na placu boju i oddziaływał na przebieg walki był płk Klemens Rudnicki" (relacja mjra L. Domonia, za: P. Wieczorkiewicz, Historia polityczna Polski 1935-1945, Warszawa 2005, s. 361). Przy okazji dorzucę, że Anders trzykrotnie wykazał się skrajną nielojalnością wobec swojego zwierzchnictwa (wycofanie wojsk z ZSRR, ww. sprawa Monte Cassino i późniejsze montowanie drugiego "rządu londyńskiego" w czasach Zaleskiego), a i we wrześniu wzorem idealnego dowódcy nie był. A pod Monte Cassino skromne siły niemieckie rozbiły polskie natarcia, co kosztowało to multum istnień ludzkich i wielu rannych. Klasztor zajęto, a nie zdobyto, po opuszczeniu przez Niemców, przy czym ten fakt był spowodowany w decydującym stopniu sukcesem innych. Jeżeli lubisz tak epatować słowem klęska - to sugeruję używanie go także do polskiego udziału w bitwie o Monte Cassino. Ja nie używam tego słowa, ani w przypadku Monte Cassino, ani Łużyc i myślę, że tak jest lepiej.

    Trzeba było albo ją również wycofać, albo zostawić z nią 8. DP.

    To już mi przypomina spór dla zasady. Wszytko byłoby lepsze dla Ciebie, tylko nie to co zrobił Świerczewski. Gdyby nie utrata planów marszruty i sposób przemarszu ustalony przez Łaskiego, dywizja nie poniosłaby takich strat w "dolinie śmierci".

    II. AWP ponisła klęskę.

    II AWP poniosła dotkliwą porażkę w pierwszej fazie bitwy, w okolicznościach w dużej mierze niezależnych od Świerczewskiego, w których najprawdopodobniej każda armia poniosłaby porażkę. Zresztą, 52 armia radziecka wcale sobie lepiej nie radziła (zob. z jaką łatwością została "rozcięta"). Bitwa ostatecznie żadnym zwycięstwem Niemców i naszą klęską się nie zakończyła, 29 kwietnia nastąpił przełom, za walną przyczyną II AWP.

    II. Armia nie zrealizowała żadnego z celów: nie zabezpieczyła południa, nie zajęła Drezna, nie odbiła nawet Budziszyna, a tyły Armii prawdopodobnie przygotowywały się do przeprawienia z powrotem przez Nysę...

    Chwila, moment. A dojście do przedmieść Pragi to był cel czy nie? Jak się było pod Pragą, to jak się miało zdobywać Drezno czy Budziszyn (i po co?). A czy Niemcy aby zrealizowali swoje plany? W zależności od historyka uważa się za nie przyjście w sukurs Berlinowi, przebicie się na zachód (to akurat moim zdaniem niezbyt sensowna koncepcja historyków) czy odtworzenie frontu nad Nysą. Nie przypominam sobie, aby coś im się z tego udało.

×

Powiadomienie o plikach cookie

Przed wyrażeniem zgody na Warunki użytkowania forum koniecznie zapoznaj się z naszą Polityka prywatności. Jej akceptacja jest dobrowolna, ale niezbędna do dalszego korzystania z forum.