-
Zawartość
5,693 -
Rejestracja
-
Ostatnia wizyta
Typ zawartości
Profile
Forum
Kalendarz
Zawartość dodana przez Bruno Wątpliwy
-
W ramach ciekawostek: 1) Wojska czechosłowackie walczyły z niemieckimi dywersantami w 1938 roku - LINK (czeska Wikipedia). W tych walkach zginęło 131 żołnierzy czechosłowackich, a 284 zostało rannych. J. P. Wiśniewski, Armia czechosłowacka w latach 1932-1938, Toruń 2001, s. 198. 2) Wojska czechosłowackie walczyły w marcu 1939 roku z Węgrami na Rusi Podkarpackiej - LINK (Artykuł o obronie Rusi Podkarpackiej); LINK (Czeska Wikipedia). Zresztą, o ile dobrze pamiętem, o tych walkach jest mowa także w książce, którą cytowałeś na początku tej dyskusji (M. Moulis, Akcja Märzwirbel, Wyd. Czytelnik 1983). 3) W marcu 1938 doszło do jakiegoś starcia także w Meziříčí (niedaleko Frýdek-Místek) i istnieje teoria, że z inwazją niemiecką oprócz oporu 8 pułku (14 marca), walczono także 15 marca w okolicach Moravské Třebové. Ale to drugie, to raczej legenda. LINK (czeska Wikipedia - pierwsze zdania hasła). Kwestia braku jednoznacznych rozkazów, pewnej dezorientacji, spontanicznego zachowania żołnierzy. I daty. Było to 14 marca, czyli przed główną operacją zajęcia Czech (15-16 marca). Niemcy chcieli Czechów niejako wcześniej odciąć od Polski. Zwróć uwagę - Hacha wchodzi do gabinetu Hitlera 15 marca o godz. 1.30 rano. Ulega Hitlerowi i godzi się na okupację (po groźbach Göringa i tym, jak doznaje ataku) - około czwartej nad ranem 15 marca. Natomiast opór w koszarach ma miejsce 14 marca w godzinach 18.15-18.45. Jak wskazuje relacja (LINK - strona www.gsos.cz) - około godziny 14 (14 marca) dowódca pułku - płk. Eliáš otrzymał jakiś telefon. W czasie odbierania którego - zbladł. Następnie razem z majorem Brychem zaczęli palić tajne dokumenty. Natomiast - żołnierzom nic nie powiedziano. W związku z tym, gdy się pojawili w okolicy koszar Niemcy, nie za bardzo było wiadomo, co robić. Pierwotnie przypuszczano, że to uzgodniony przejazd. Pierwsza kolumna minęła koszary bez problemu, drugą - próbował zatrzymać wartownik. I rozpoczęła się strzelanina. Spontaniczna, później w miarę zorganizowana - "duszą" obrony był kapitan Karel Pavlík. Warto sobie zdawać sprawę ze specyfiki tej obrony. Nie była to zorganizowana obrona całego pułku, na czele z dowództwem, tylko spontaniczny opór części żołnierzy, pozbawionych jednoznacznych rozkazów "z góry". Trwający jakieś pół godziny. Reszta czechosłowackich jednostek zapewne dostała wyraźny rozkaz "nie walczyć z Niemcami" i w związku z nim - nie walczyła. Dokładne przedstawienie stosunku sił i szans stron podczas kryzysu 1938 roku znajdziesz u J. P. Wiśniewskiego, Armia czechosłowacka w latach 1932-1938, Toruń 2001, s. 200-212. Jest ono dosyć korzystne dla armii czechosłowackiej, to znaczy autor przypuszcza, że mogła się ona bronić przed Niemcom jakieś kilka tygodni. Po Monachium, jak pisze J. P. Wiśniewski, dz. cyt., s. 214, armia czechosłowacka była już "tylko cieniem dawnej armii". W marcu 1939 - liczyła 90.000 ludzi, ze zdecydowanie obniżonym w porównaniu do 1938 duchem bojowym. Relacja jeden batalion do jednej dywizji jest oczywiście tekstem propagandowym, ale oddaje to w jakimś stopniu sytuację. Po mobilizacji ten stan rzeczy mógłby ulec pewnej zmianie, ale wątpliwe, aby Niemcy pozwolili się Czechom zmobilizować. Ponadto ogólna sytuacja strategiczna - już niekorzystna w 1938 roku, w 1939 była dla Czechów po prostu tragiczna (irredenta słowacka, ambicje węgierskie, totalny brak sojuszników, skrajnie niekorzystne położenie geograficzne - po aneksji Sudetów na Morawach państwo czechosłowackie miało "w talii" pewnie niewiele powyżej 50 kilometrów).
-
Jancet, co do idei - ma świętą, najświętszą racje. II RP zamiast przyzwalać na "eksport", czy nawet organizować eksport swoich obywateli, powinna rzeczywiście "podciągać Polskę wzwyż" (jak brzmiało bodajże jedno z haseł sanacji). Przy czym pozbywanie się (czy myślenie o pozbywaniu się) "ludzi zbędnych" przecież nie dotyczyło tylko mniejszości. Czym innym, jak nie "Madagaskarem" dla płowowłosych Polaków były żałosne imprezy w rodzaju Morskiej Woli? II RP powinna przeprowadzić radykalną reformę rolną (w stylu państw bałtyckich), z małorolnych chłopów uczynić farmerów, zbudować wielki, nowoczesny przemysł. Sprawić, żeby ludzie mieli ogólnie dobrze i pieniądze na kupowanie w wegetujących drzewiej żydowskich sklepikach. Powinna... Nie zrobiła tego, zarówno z oczywistych powodów obiektywnych, jak i nieudolności ówcześnie rządzących. Zatem chwytano się różnych, często absurdalnych pomysłów emigracyjnych. Ale - niezależnie od tego, co myślimy o polityce narodowościowej II RP, szczególnie czasów dekompozycji obozu sanacyjnego, gettach ławkowych, stacji w Zbąszynku itp. - aż do końca II RP nie były to pomysły w stylu - na furmanki i pod eskortą do Gdyni. Idąc trochę w kierunku demagogii, możemy powiedzieć, że dziś jest dosyć podobnie. Zamiast realizować nieformalny "plan zmywak" i pozbywać się setek tysięcy wartościowych młodych ludzi, Polska powinna zapewnić im sensowny, godny start życiowy i ogólny dobrostan. Powinna... Idee Janceta są niewątpliwie słuszne. Jak wie, jak je zrealizować w polskich warunkach - może skłoni mnie, abym wreszcie polazł na wybory.
-
Zgadzając się ogólnie z Jancetem, że poglądy Kolegi Fraszki należy uznać za nader pokręcone (delikatnie mówiąc), wypada jednak nadmienić, że "genialny pomysł" - wyślijmy nadwyżkę ludności "gdzieś", a pozostałym w kraju będzie lepiej, nie był wcale taki odosobniony, nie musiał przy tym dotyczyć wcale mniejszości narodowych i wiązać się ze skrajnym okrucieństwem (wobec owej "nadwyżki"). Na przykład - Włosi podbijali Etiopię także po to, aby lokować tam swoich kolonistów. Jak najbardziej Włochów. Z miernym skutkiem, ale to już inna historia: "Etiopia nie wchłonęła też kolonistów włoskich w takiej liczbie, jak tego oczekiwał rząd przed dokonaniem agresji. Przybyło tu w sumie około 200 tys. Włochów, z których część osiedliła się na roli, część znalazła zatrudnienie w handlu, transporcie czy przemyśle". A. Bartnicki, J. Mantel-Niećko, Historia Etiopii, Ossolineum 1987, s. 390 Nasz - pożal się Boże - "plan Madagaskar", cokolwiek o nim myślimy, także nie miał zapewne polegać na brutalnym pakowaniu Żydów na wozy i odsyłaniu pod eskortą do Gdyni.
-
Vládní vojsko to były "siły zbrojne" Protektoratu Czech i Moraw. Powstałe w lipcu 1939 roku. Natomiast, mnie interesuje stan rzeczy do powołania tej formacji. Czy armia czechosłowacka została u zarania Protektoratu całkowicie "rozpuszczona" w Czechach, czy jednak istniała tam w jakieś szczątkowej postaci? Jak wyglądała kwestia używania broni i mundurów? Na starych kronikach, widać osoby w mundurach czechosłowackich - biorące nawet udział w oficjalnych uroczystościach - przed lipcem 1939 r. Zob. np. film "Tak začal protektorát", m.in. ok. 15 minuty 30 sekundy defiladę wojsk niemieckich odbierają także czechosłowaccy wojskowi, w tym charakterystyczny (przepaska na oku) "bohater spod Zborowa" - gen. (i były premier) Jan Syrový. Zob. np. także składanie wieńców - 10.35. "Tak začal protektorát" - LINK.
-
Vládní vojsko
Bruno Wątpliwy odpowiedział Bruno Wątpliwy → temat → Wojsko, technika i uzbrojenie - ogólnie
Mała ciekawostka. Ponieważ hudební čety (można przetłumaczyć ten termin jako kapele wojskowe, dokładniej chodziło o pluton muzykantów z dyrygentem - 27+1), które były w składzie każdego z 12 praporów (batalionów) Vládního vojska, bardzo często występowały publicznie - do Vládního vojska przylgnęło nieco złośliwe określenie "Háchovi Melody Boys". Tak autor zatytułował nawet monografię, poświęconą losom oddziałów Vládního vojska, które w maju 1944 roku trafiły do Włoch. Zob. Jindřich Marek, Háchovi Melody Boys. Kronika českého vládního vojska v Itálii 1944-1945, Wyd. Svět křídel, Cheb 2003. LINK (Informacja o książce na stronach www.databazeknih.cz). Hasło z czeskiej Wikipedii z informacją o pochodzeniu przydomka żołnierzy Vládního vojska - LINK. -
Już "tworzysz" trochę na siłę. Z kontekstu wynika dosyć jednoznacznie, że Kalich był w składzie jednej z tych trzech kompanii, które 9 grudnia przejmowały od Polaków Morawkę: Devátého prosince 8. pěší pluk poslal na Morávku tři roty, aby dohlížela na odsun polských vojáků. Zatem spostrzeżenia dotyczą zasadniczo 9 grudnia. Dla mnie sprawa jest jasna. Czasami widzimy to co chcemy zobaczyć. Szczególnie jeżeli jesteśmy jakoś motywowani - politycznie, sentymentalnie, ekonomicznie, narodowo-patriotycznie itp. itd. Czesi - żołnierze i "czujący narodowo" cywile mieli oczywiste powody, aby po Monachium być sfrustrowani, rozżaleni, smutni, wściekli itd. Nie za bardzo się pewnie zastanawiali w takim, tragicznym momencie ile jest winy władz czechosłowackich w tym, że stosunki z Polską po rok 1918 były takie, jakie były. Polaków postrzegali jako wrogów, którzy rozdrapują ich Ojczyznę. W takiej sytuacji mnie kompletnie nie dziwi powstawanie opowieści ludzi, którzy musieli jakoś odreagować swój żal - i na siłę widzieli obdartych polskich żołnierzy. Nawet tam, gdzie oporządzenie i uzbrojenie Polaków pewnie nie za bardzo różniło się jakością od czeskiego. Na zasadzie - "gdyby nie ci zdrajcy z Monachium, to z Polakami byśmy sobie poradzili". Nie bez kozery zwróciłem uwagę na polskie relacje po 17 września. Żołnierze radzieccy w nich są: młodociani, mali, Azjaci, śmierdzący dziegciem, w postrzępionych płaszczach, na małych konikach, z karabinami na sznurkach, w rozmaitych, poblakłych, nie pasujących, wybrudzonych mundurach, kompletnie dzicy, nie znający realiów cywilizowanego miasta, sprzęt się psuje itp. Typowy żołnierz radziecki pewnie nie wyglądał tak dziarsko, jak żołnierz WP w nowo wyfasowanym mundurze, ale na pewno działał tu w polskich opiniach czynnik odreagowania narodowej klęski. Dokładnie w tym samym czasie relacje społeczności żydowskiej ze wschodniej Polski, która co do zasady przyjęła żołnierzy radzieckich - przynajmniej do czasu - z entuzjazmem, lub przynajmniej z życzliwością - są zupełnie inne. Silna armia, potężne czołgi, imponujące wyposażenie, kulturalni żołnierze, którzy łagodnie tłumaczą swoje racje. Każdy widział, to co chciał zobaczyć. Nic dziwnego, że Kalich "widział" i chciał przekazać potomnym, że byli to chudáci. I to - w mojej ocenie - cała tajemnica tej relacji
-
Strona czasowa jest OK. W cytowanej przeze mnie relacji Svatoslava Kalicha (post 25) znajdziemy: Pamětník tehdy zažil obsazování Morávky 8. pěším plukem z Místku. Morávka totiž byla obsazena v rámci politiky „po Mnichovu“, konkrétně 16. listopadu 1938. Pozdější delimitační komise prosadila vyjmutí značné části této obce z polského záboru Těšínska. Devátého prosince 8. pěší pluk poslal na Morávku tři roty, aby dohlížela na odsun polských vojáků. Devátého prosince - to dziewiąty grudnia. Wszystko się zgadza co do joty z relacją Konvički. To opis dokładnie tych samych wydarzeń i formacji wojskowych. Bezpieczeństwo wewnętrzne Zaolzia, w tym „na kopalniach”, pomoc, a dokładnie uzupełnianie w tym zakresie zadań Policji Państwowej - to nie ochrona granicy i wymiana terytoriów w kontakcie „oko w oko” z działającymi z drugiej strony czechosłowackimi siłami zbrojnymi. To drugie - stanowi za poważną i za prestiżową sprawę, aby posłać tam jako główną siłę milicję, czy coś w rodzaju straży przemysłowej.
-
Znalazłem inną, czeską relację z tych wydarzeń. Cytuję za - G.Gąsior (koordynator projektu), Zaolzie. Polsko-czeski spór o Śląsk Cieszyński 1918-2008, Warszawa 2008, s. 148 (wytłuszczenia - moje): "Konvička (mieszkaniec Morawki Średniej) w liście do nauczyciela Osvalda Jonšty: W napięciu i z przerażeniem oczekiwali wszyscy obywatele decydującego dnia - 16 listopada, kiedy to miało przyjść polskie wojsko i obsadzić granicę. Niektórzy obywatele byli wściekli i grozili, że przegonią Polaków z powrotem. Obawialiśmy się bijatyki, bo znalazłoby się kilku zuchwalców, którzy chcieli zaatakować Polaków. Kiedy jednak Polacy przyszli, wszyscy siedzieli cicho, tylko się z nich naśmiewali. Koło nas spokojnie przeszli polscy żandarmi i żołnierze. Przestaliśmy się bać. Później dowiedzieliśmy się, że w Morawce Średniej zostali Polacy powitani kwiatami. Ubolewaliśmy nad tym, że mamy wśród nas zdrajców i to na dodatek będących ludźmi uświadomionymi, wychowanymi tutaj i żyjącymi z pracy miejscowych obywateli. [...] Nie trwało to jednak długo. W gazecie bowiem przeczytaliśmy, że Polacy wycofają się na dawniejszą granicę, czyli na Slawicz. Ile było radości! Wielu zaczęło to już świętować [...] Kiedy w piątek [9 grudnia] wycofało się polskie wojsko, przybyli nasi żołnierze. Byli uroczyście powitani przez naszą ludność. Ci, którzy zostali na zabranym terenie, wściekali się. Również ci świeżo upieczeni Polacy nie byli zachwyceni - ich nadzieje obróciły się teraz w żal. Morawka Średnia. listopad-grudzień 1938" Ciekawa relacja z drugiej, czeskiej strony barykady i dokładnie pokrywająca się czasowo z relacją czeskiego żołnierza Svatoslava Kalicha (cytowaną w poście 25). Sporo w niej dosyć zrozumiałej niechęci i także swoistego "odreagowywania". Ciekawe jest też świadectwo o stałości przekonań narodowych - według spisu z 1910 roku 99,4% mieszkańców Morawki mówiło po czesku (Link do hasła w Wikipedii), ale kwiaty dla Polaków się znalazły. Ale najważniejsze jest dla naszej dyskusji to - że świadek pisze tylko o polskim wojsku i żandarmach (czyli pewnie Policji Państwowej lub Straży Granicznej, nie wiem jakiego słowa użył autor tekstu w oryginale, ale przypuszczam, że pisał raczej używając terminu četnictvo niż policie). W każdym razie - o formacjach umundurowanych jednolicie. Jakby widział jakąś cywilną, polską gromadę z karabinami - pewnie by o tym napisał, tym bardziej, że musiałaby budzić wśród lokalnych Czechów większe, potencjalne obawy, niż - z natury rzeczy - zdyscyplinowane wojsko.
-
Administracja mogła sobie być cywilna, ale wyobrażasz sobie, że nowych granic pilnuje i spotyka się z czechosłowackimi "trzema rotami 8 pułku" jakaś cywilbanda z karabinami, a nie Straż Graniczna, czy regularne wojsko? Ja - nie za bardzo.
-
Może tak być, aczkolwiek: 1) Nie sądzę, aby tak ważną sprawę, jak oddanie fragmentu terytorium oddano w ręce jakieś formacji ochotniczej (sprawy prestiżu, sprawnej organizacji, zapobieżenia incydentom itp.). Choć milicja mogła stanowić jakąś asystę, "ważne sprawy" musiało załatwiać wojsko, może Straż Graniczna, jeżeli już ustanowiono tam jej posterunki. 2) Czeski świadek konsekwentnie używa terminu vojáky, czyli żołnierze, a nie milice, czy podobnego. Chyba, że w ramach odreagowywania - zapomniał o różnicy. Choć armia czechosłowacka, kraju dosyć zasobnego i rozwiniętego ekonomicznie, była nieźle umundurowana i wyposażona, to nie sądzę, aby były widoczne na pierwszy rzut oka jakieś diametralne różnice w "wyglądzie ogólnym" miedzy nią - a regularnymi formacjami Wojska Polskiego. A już szczególnie - na prestiżowo traktowanym przez Polaków Zaolziu. Raczej bym to oceniał w kategoriach kompletnego fantazjowania rozżalonego żołnierza czechosłowackiego 8 pułku, skierowanego do potomnych: "gdyby nie ci politycy, to ale byśmy tym łachudrom kota pogonili".
-
No to jak się zagadało, to może jeszcze ciekawostka. Krótka wzmianka o - wspomnianej w poście 19 - zwrocie Morawki przez Polaków, roli w tym 8 pułku i opinia czeskiego żołnierza o polskim wojsku. Czy ta opinia (wytłuszczona) coś Ci nie przypomina? Relacje z wydarzeń jakiś rok później, nieco dalej na wschód - o radzieckich karabinach na sznurkach, smrodzie dziegciu, dzieciakach w mundurach i nieobrębionych płaszczach. Jakaś psychologiczna reguła odreagowania? Inna sprawa, że Czech chyba bardzo mocno odreagowywał i fantazjował, bo nie sądzę, aby na prestiżowe Zaolzie wysłano z Bortnowskim aż takie sieroctwo. Oparte na wspomnieniach Svatoslava Kalicha (ur. 1915): Pamětník tehdy zažil obsazování Morávky 8. pěším plukem z Místku. Morávka totiž byla obsazena v rámci politiky „po Mnichovu“, konkrétně 16. listopadu 1938. Pozdější delimitační komise prosadila vyjmutí značné části této obce z polského záboru Těšínska. Devátého prosince 8. pěší pluk poslal na Morávku tři roty, aby dohlížela na odsun polských vojáků. Osmý pěší pluk obsadil cesty a polští vojáci pochodovali ven z Morávky. Na polské vojáky vzpomíná Svatoslav Kalich takto: „Byli to chudáci, měli flinty na špagátech, všelijak oblečení. Hrozná armáda, jak oni mohli existovat. Žádné incidenty nebyly. Za: Link. Na stronach: www.pametnaroda.cz.
-
W Głuchowie Górnym (okolice Trzebnicy) znajdziemy pamiątkę historyczną, która - mimo że powinna budzić po wojnie zrozumiałe emocje - przetrwała szczęśliwie ostatnie 70 lat. Może dlatego, że znajduje się małej miejscowości i w miejscu .... niezbyt eksponowanym i kojarzonym z upamiętnianiem, oddawaniem hołdu itp. W ścianę jednego z budynków dawnego folwarku (dokładnie chlewni) wmurowane jest pogięte śmigło. Poniżej znajdziemy tabliczkę z datą - 2.9.1939. Według znanej mi wersji, to pamiątka katastrofy lotniczej. Niemiecki pilot Messerschmitta Bf 109, syn właścicieli folwarku (rodzina von Kessel) miał podobnież ochotę popisać się, przelatując nad budynkami. I trochę mu nie wyszło... Rozbił się na pobliskim polu. Na ile ta historia jest prawdziwa, trudno mi powiedzieć. Nie wiem jakich okolicznościach lotnik odłączył się od formacji, czy chciał się popisać, czy po prostu pilotował uszkodzoną nad Polską maszynę - i wreszcie - czy był to von Kessel? Jeżeli to ostatnie - to na pewno nie był to jeden ze znanych skądinąd von Kesselów, synów Kurta von Kessela - Albrecht, czy Friedrich - bo oni przeżyli wojnę. Ale być może Kurt von Kessel miał trzeciego syna lub był to jakiś inny członek tej rodziny? Jakiś von Kessel był nawet w Legionie Condor w Hiszpanii. Myślę, że jest to interesująca sprawa (i zagadka) dla miłośników lokalnych ciekawostek historycznych. Link 1. (Informacja na stronach www.navigotour.pl). Link 2. (Informacja na stronach polskaniezwykla.pl). Link 3. (Informacja na stronach dolny-slask.org.pl). Link 4. (Informacja na stronach www.naszlaku.com).
-
Śmigło od Messerschmitta
Bruno Wątpliwy odpowiedział Bruno Wątpliwy → temat → Historia lokalna i turystyka historyczna
W książce - Śląsk. Polska niezwykła, Wydawnictwo Demart, Warszawa 2007, s. 60-61 jest mowa wprost o tym, że "(...) messerschmitt wbił się w ścianę jednego z budynków gospodarczych" (czyli pewnie - owej chlewni). Inne relacje - mówią o rozbiciu się na polu. Moim zdaniem - zahaczył o chlewnię i gdzieś runął na pole. Ale to tylko przypuszczenie. Jak było, tak było - gratuluję spostrzegawczości, bo nawet in situ nie tak łatwo to zauważyć. -
Ale różnienie się dla samego różnienia nie ma sensu. Trzeba w pewnym momencie uczciwie powiedzieć - nie wiemy. Mojej skromnej osobie - wydaje się, że było tak, Tobie inaczej. Przy całej sympatii do siebie, nie mamy sobie w tym zakresie już nic odkrywczego do powiedzenia. Szukałem czeskiej instrukcji szkolenia szeregowców z 1934 roku w internecie, ale nie udało mi się znaleźć. Do bibliotek w czeskiej Pradze nie pojadę. Pozostaje czekać na kogoś, kto może lepiej orientuje się w zagadnieniu nauki języka polskiego w ósmym, czechosłowackim pułku piechoty Anno Domini 1939. Ale może jednak to jeszcze nie koniec. Znalazłem coś więcej o tym kursie. Różne, czeskie relacje w internecie. Z tych kilku relacji skłonny jestem raczej wnioskować, że był to kurs tylko dla wyznaczonych, czy chętnych, raczej podoficerów i oficerów, niż poborowych, prowadzony w pomieszczeniach kompanii karabinów maszynowych, a nie kurs dla kompanii karabinów maszynowych, jako takiej. Relacje się różnią, ale raczej występują w nich poddůstojníci i důstojníci (podoficerowie i oficerowie) i ewentualnie někteří vojíni základní sluzby. Czyli raczej kurs dla wybranych, niż masowa edukacja kompanii karabinów maszynowych. Zaczynam zatem cytowanie (wytłuszczenia moje): 1. "V šest hodin měl započít kurz polštiny a za každou rotu se ho měli zúčastnit po jednom délesloužícím poddůstojníkovi a jednom aspirantovi. Kurz vedl poručík Karel Martínek a podívat se přišel i kapitán Pavlík". Za: Link 1. (Ze strony: www.svornost.com). 2. Před rozkazem byl prováděn kurz polského jazyka. To se provádělo u 12. roty a vedl ho poručík Martínek. Byli přítomní samí poddůstojníci a někteří vojíni základní sluzby". Za: Link 2. (Ze strony: www.gsos.cz). 3. "Toho dne se sem přišel také velitel 12. kulometné roty kapitán Pavlík, který zde byl spolu s několika dalšími důstojníky (asi třiceti) na kurzu polského jazyka". Za: Link 3. (Ze strony: www.v-klub.cz). 4. "Čtrnáctého března 1939 měl mít Svatoslav Kalich kurz polského jazyka, jenž byl určen pro všechny poddůstojníky 8. pěšího pluku z Czajánkových kasáren v Místku". Za: Link 4. (Ze strony: www.pametnaroda.cz). 5. "Dramatické události ze 14. března 1939 má pětadevadesátiletý Svatoslav Kalich stále v živé paměti. Jako voják z povolání se tehdy spolu s dalšími důstojníky účastnil kurzu polského jazyka v Čajánkových kasárnách ve Frýdku-Místku, když den před vznikem protektorátu Čechy a Morava vtrhly na Frýdeckomístecko německé jednotky". Za: Link 5. (Ze strony: tn.nova.cz). 6. "Naštěstí ale v kasárnách sídlil i kurz polského jazyka, který absolvovali zkušení poddůstojníci". Za: Link 6. (Ze strony forum.jajjun.com).
-
Krzyż "Wessela" w Karkonoszach
Bruno Wątpliwy odpowiedział Bruno Wątpliwy → temat → Historia lokalna i turystyka historyczna
Znowu coś dla zainteresowanych Karkonoszami. Zgodnie z podanymi wyżej stronami (Link 1 i Link 2) wydarzenie to opisał "Der Wanderer im Riesengebirge" (organ RGV, czyli Riesengebirgsverein, niemieckiej, lokalnej - karkonoskiej - organizacji turystycznej). I rzeczywiście - "Der Wanderer im Riesengebirge" nr 2 z 1 lutego 1930 roku, strony skanu 9 i 10 (według paginacji stosowanej przez tą gazetę, czyli od początku danego roku - s. 25 i 26). Dział: "Vom Gebirge", informacja: "Opfer des Schneesturms". Tu (strony www.difmoe.eu) można przeczytać prawie wszystkie numery "Wanderera" - LINK. -
"Na podstawie spisu ludności z 1910 roku, większość ludności Śląska Cieszyńskiego stanowili Polacy (55%), Czechów było 27%, Niemców 18%. Polacy zdecydowanie przeważali w powiatach frysztackim i cieszyńskim, mieli też dużą przewagę w powiecie bielskim. Powiat frydecki był w znaczącej większości czeski. Mieszkało w nim zaledwie 14% Polaków, przybyłych tu zazwyczaj z Galicji, skupionych w ośrodkach przemysłowych wokół Polskiej Ostrawy". Cytat za: G.Gąsior, Zaolzie. Polsko-czeski spór o Śląsk Cieszyński 1918-2008, Warszawa 2008, s. 46. No sorry, ale 14% Polaków, w 1939 roku już pewnie mniej w wyniku działań czechizacyjnych i prawdopodobnego odpływu jesienią 1938 na polskie Zaolzie, do tego raczej napływowych robotników z Galicji, niż zasiedziałych farmerów, to średni argument aby uczyć żołnierzy czechosłowackich lokalnego języka polskiego w ramach wymiany międzykulturowej miedzy etnosami II Republiki Czechosłowackiej. Nie przypuszczam, aby to był jakiś wyrafinowany kurs. Raczej uczono wszystkich poborowych (bez bawienia się w rozróżnianie charakteru służby) podstaw tego, co może powiedzieć potencjalny wróg. Myślę, że nic już więcej nie ustalimy bez lektury czechosłowackich regulaminów, czy pomocy wybitnych ekspertów od tamtejszej wojskowości. A i wówczas odpowiedź może być niejednoznaczna, bo w regulaminie pewnie nie napisano, że nauka ma charakter stricte poznawania języka przyszłego wroga. A i powody mogły być po prostu dwojakie - zarówno pokojowe (ale raczej przed Monachium) i wojenne.
-
Nowe nazwy na Ziemiach Odzyskanych
Bruno Wątpliwy odpowiedział Bruno Wątpliwy → temat → Gospodarka, kultura i społeczeństwo
Z innego regionu Polski. Przez pewien okres czasu (1945-1946) w granicach naszego państwa istniał powiat (obwód) wielecki (inna nazwa - welecki), którego nazwa upamiętniała naszych dawnych, słowiańskich sąsiadów (Wieletów). Został przemianowany rozporządzeniem Rady Ministrów z dnia 29 maja 1946 r. w sprawie tymczasowego podziału administracyjnego Ziem Odzyskanych (Dz.U. z 1946 r. nr 28, poz. 177). Link 1. (Omówienie, pióra J. Skolimowskiego, pracy B. Sitarza, Trudne początki. Powiat szczeciński 1945-1950, na stronach sedina.pl). Link 2. (Informacja w Wikipedii). Link 3. (Kalendarium na stronach www.przelomy.muzeum.szczecin.pl). -
Ten obszar należał historycznie do Księstwa Cieszyńskiego, ale Polacy stanowili tam zdecydowaną mniejszość. Zatem, nie obejmowały go polskie żądania terytorialne ani w 1918, ani w 1938 roku. Powodów, dla których żołnierze czechosłowaccy mieliby się w marcu 1939 roku na tym obszarze, z niewielką liczbą ludności polskojęzycznej uczyć się języka polskiego, poza militarnym - nadal nie widzę. Nie było oczywiście takich zamiarów (nawet zdaje się, że jakieś fragmenciki zajętego Zaolzia - Morawkę, Szobiszowice, Dolne i Górne Domasławice - coś razem około 8,7 kilometra kwadratowego - do początku grudnia Czechom oddaliśmy - LINK), ale nie oznacza to, że Czesi nie obawiali się nas i naszego potencjalnego marszu ku Ostrawicy. Co dodatkowo tłumaczy naukę języka polskiego.
-
Doczytaj mój poprzedni post, bo coś do niego dopisałem. Poza tym, nigdy nie słyszałem, aby po wcieleniu Zaolzia do Polski, pozostali w granicach II Republiki Czechosłowackiej jacyś - liczebnie istotni - polskojęzyczni. "Ślązakowcy", czy nie. Statystyki i mapy też o tym milczą.
-
A ktoś powiedział, że tak było w każdej armii? Poza tym, co oznacza, że nie uczono? W WP znajomość języka rosyjskiego, szczególnie wśród kadry i poborowych, który uczyli się kiedyś w byłym zaborze rosyjskim, była rozpowszechniona, stąd zapotrzebowanie pewnie było mniejsze. A poborowych pewnie często trzeba było uczyć wpierw polskiego, jakieś podstawowej znajomości czytania i pisania, a co dopiero mówić o językach obcych. Ale jesteś pewien, że żadnych kursów językowych, np. na potrzeby KOP, czy wywiadu nie było? Dla mnie nauka podstaw języka sąsiada (i - być może - przeciwnika, czy sojusznika) w pułku stacjonującym nad granicą, jest dosyć logiczna. Jakoś nie sądzę, aby władze czechosłowackie w przypadku niezbyt licznej mniejszości polskiej na Zaolziu, dosyć restrykcyjnej polityki wobec niej i zasadniczo kiepskich w międzywojniu relacji z Polską, na której owe Zaolzie zdobyto, wzruszały się dobrostanem "czeskich Polaków" i uczyły żołnierzy polskiego po to, aby mogli pogadać po polsku między sobą, czy w lokalnej karczmie. Poza tym jest rok 1939, marzec. Zaolzie jest już od paru miesięcy polskie, a oni uczą się języka polskiego. Żołnierzy Polaków w tym pułku już nie ma, może poza jakimiś jednostkami, nieprawdaż? Lokalnej ludności polskiej w miejscu stacjonowania pułku - także nie ma (przynajmniej w liczącej się ilości). Zatem opcja "pokojowa" - "naucz się języka lokalnego i swoich kolegów z pułku" w tym przypadku raczej odpada. Dopisek: Do tego należy dodać to, że między słowiańskimi sąsiadami nadal w tym momencie nie ma dobrych relacji. Czesi obawiają się hasła "Orawica polska granica", montują Slezský odboj. Polacy prowadzą chwilę wcześniej akcję "Łom". Były w końcu listopada polsko-czechosłowackie incydenty zbrojne pod Čadcą i na Zdziarskiej Przełęczy. To jest - niestety - najprawdopodobniej nauka języka na wypadek konfliktu z Polską.
-
I kolejna dolnośląska ciekawostka z zakresu turystyki historycznej. W Podlesiu niedaleko Jedliny-Zdroju (okolice Wałbrzycha) znajdziemy żeliwną lipę, upamiętniającą drzewo przy karczmie, do którego przywiązał ongiś konia Fryderyk II. Król pruski był tam tylko przejazdem 22 lipca 1762 roku, ale później zadziałały prawa marketingu i polityki historycznej. Karczmarz odpowiednio drzewo reklamował, jego następcy także, a gdy trafił je w końcu piorun, a nowe nie chciało się przyjąć - król pruski zadecydował o postawieniu lipy z żeliwa (1858). Szerzej w: M. Perzyński, Dolny Śląsk. Kraina zamków, katedr i wulkanów. Przewodnik dla dociekliwych, Wrocław 2007, s. 32-34. Link do zdjęć żeliwnej lipy. (Na stronach dolny-slask.org.pl).
-
Aktualne spory polityczne
Bruno Wątpliwy odpowiedział jancet → temat → Polityka, ustrój i dyplomacja
No to sprawa jasna, żegnamy z forum. -
Mur związany z bitwą pod Lutynią
Bruno Wątpliwy dodał temat w Historia lokalna i turystyka historyczna
Każdy, kto interesował się bitwą pod Lutynią, wie, że odegrał w niej rolę pewien mur. A dokładnie - wyłom w murze. I ciekawostka dla zainteresowanych turystyką historyczną. Mur nadal stoi, krzyż przy nim - także (pod którym ok. sto lat po bitwie złożono znajdowane ciągle szczątki żołnierzy), kula armatnia w ścianie kościoła nadal "płacze", wyłom został po II-ej wojnie zamurowany1., ale w sposób "widoczny". Link 1. (informacja na stronach: dolny-slask.org.pl) Link 2. (informacja na stronach: lissa.blox.pl) 1. Kwestia zamurowania wyłomu jest niezbyt jasna, gdyż znam dawne zdjęcia i pocztówki, na których wyłomu nie ma. Najprawdopodobniej - wybito go ponownie niedługo przed wojną w ramach uatrakcyjniania miejsca. Dopisek: znalazłem, słynny wyłom wybito ponownie w 1913 roku. Źródło informacji. -
Aktualne spory polityczne
Bruno Wątpliwy odpowiedział jancet → temat → Polityka, ustrój i dyplomacja
Kolega neonazista, czy tylko chory? -
Aktualne spory polityczne
Bruno Wątpliwy odpowiedział jancet → temat → Polityka, ustrój i dyplomacja
Wołanie na puszczy... Zaraz się dowiesz coś w stylu: "polacy muszom się uczyć duzo bardzo, Europa gut, Niemcy nie faszysty, mojego dziadka wysiedlono z Gleiwitz, breslau dobra pod=goda jest a psy bywaja kudłate".
