-
Zawartość
5,693 -
Rejestracja
-
Ostatnia wizyta
Typ zawartości
Profile
Forum
Kalendarz
Zawartość dodana przez Bruno Wątpliwy
-
Przede wszystkim świadczy to o tym, że w Warszawie nie wszyscy byli aż tak rozgarnięci, by kojarzyć w nader podstawowym zakresie relacje między faktami politycznymi. Nawet dla laika powinno być jasne, że pomysł na "upodmiotowienie" Bratysławy - przy okazji wysunięcia wobec niej roszczeń terytorialnych - nie wzbudzi w owej Bratysławie erupcji propolskich nastrojów. I będzie raczej upokorzeniem, niż upodmiotowieniem. Z drugiej strony, jak już tak interpretujemy nieco na siłę - to jak rozumieć samo oddanie Morawki? Przecież - jest to raczej gest dobrej woli, czy wręcz szacunku wobec Czechów i ich uczuć narodowych. W każdym razie - nadal związek przyczynowo-skutkowy między wielką polityką w wykonaniu Warszawy ministra Becka i konkretnymi procedurami wojskowymi przy oddawaniu Morawki jest dosyć wątły. I nawet, jeżeli już jakiś lokalny, polski dowódca dokonał swoistej nadinterpretacji poczynań "góry i chciał upokorzyć Czechów, to miał na to wiele innych sposobów, niekoniecznie związanych z ryzykowaniem dzikiej strzelaniny w wykonaniu cywilbandy.
-
Cóż, niestety nie każdy na tym forum ma szczęście być Wielkim oraz Wybitnym Ekspertem od Uzbrojenia Historycznego i niekiedy w sposób bardzo amatorski próbuje pomóc innym. Jak widać – udaje się to czasami uczynić z dobrym skutkiem, nie czekając na pojawienie się bardziej kompetentnych recenzentów.
-
Inny trop i chyba lepszy - czy ten górny napis może wyglądać na słowo Solingen? I wówczas - E. & F. Hörster Solingen. I "logo" podobne - np. do tego - LINK. I do tego - LINK. A najbardziej przypomina - LINK. Zatem, najprawdopodobniej - miecz paradny Luftwaffe, "zdenazyfikowany" (bez swastyk) - LINK. Niestety, raczej nie późne średniowiecze, dużo bardziej pasuje na drugą wojnę światową.
-
Jest taka firma, działająca bodajże od 1815 roku - WILLIAM H. HORSTMANN & SONS (LINK), zajmująca się także takimi wyrobami. Może to ten trop.
-
Wieże Bismarcka
Bruno Wątpliwy odpowiedział Bruno Wątpliwy → temat → Historia lokalna i turystyka historyczna
Czy Wieża Przemysława w Szczecinku... Proces "oswajania krajobrazu" i adaptowania niemieckiego dziedzictwa kulturowego na polskie potrzeby jest niezwykle ciekawy i złożony. Interesujące opracowania na ten temat są chociażby w pracy pod red. Z. Mazura, Wokół niemieckiego dziedzictwa kulturowego na Ziemiach Zachodnich i Północnych, Poznań 1997 (w szczególności: Z. Czarnuch, Oswajanie krajobrazu. Polscy osadnicy w dorzeczu dolnej Warty - s. 169-190 i A. Brencz, Oswajanie niemieckiego dziedzictwa kulturowego. Z badań etnologicznych na Środkowym Nadodrzu - s. 191-216). Nie trzeba wielkiej znajomości tematu, aby dojść do wniosku, że po wojnie naturalną była tendencja do odrzucenia niemieckości w każdej postaci, akcentowanie polskich tropów i oswajanie nawet "na siłę"1.. Na to nakładały się naturalne ograniczenia w zakresie kontynuacji dziedzictwa, związane z faktem całkowitej wymiany ludności i barierą językową, utrudniającą dostęp nowych mieszkańców do źródeł pisanych, historii i tradycji lokalnych, czy często nawet inskrypcji. Z czasem sytuacja uległa zmianie i dziś to dziedzictwo jest w miarę powszechnie akceptowane, wręcz traktowane jako element atrakcyjny, czy "własny", a czasami nawet - w mojej ocenie - nawet już przesadnie eksponowane (chociażby w celach merkantylnych). Oczywiście nie zawsze i nie wszędzie. Poza tym, jak to zwykle bywa w każdej społeczności - istotnej części lokalnych mieszkańców, historia po prostu jest obojętna. Czy wieża jest ku czci Moltkego, czy Bismarcka, czy jakiegoś hrabiego - nie ma często znaczenia. Jeżeli już - wystarczy określenie "poniemiecka". 1. Czasami pomysły oswajające szły w kierunku dosyć egzotycznym. Mój ulubiony przykład - słynny Słonecznik (dawn. Mittagstein) otrzymał nazwę Głazu(ów) Tetmajera. I tak go bodajże wspominała w swoim Dzienniku - A. Osiecka. Koniec, końców - nazwa się nie przyjęła. Inna sprawa, że wcześniej Niemcy "oswoili" Słonecznik po swojemu - dostał w czasie wojny - w ramach obchodów urodzin znanego pisarza - nazwę "Gerhart Hauptmann Stein". -
Armia Czerwona - krążące o niej stereotypy
Bruno Wątpliwy odpowiedział mch90 → temat → Front Wschodni
W innej dyskusji - LINK, której jednym z wątków była bardzo krytyczny opis polskich żołnierzy na Zaolziu (dokonany przez czechosłowackiego podoficera), użyłem określenia "czasami widzimy to - co chcemy zobaczyć". Szczególnie jeżeli jesteśmy jakoś motywowani - politycznie, sentymentalnie, ekonomicznie, narodowo-patriotycznie itp. itd. I moim zdaniem - jest to prawo oczywiste, tudzież wszechobecnego zastosowania. Zatem, teraz może - jako ciekawostka - stereotypy krążące o Armii Czerwonej - ale w wersji niejako à rebours (czyli pozytywnej). Fragmenty książki - Dov Levin, Żydzi wschodnioeuropejscy podczas II wojny światowej, Warszawa 2005, dotyczące postrzegania Armii Czerwonej po 17 września 1939 r. przez Żydów, zamieszkałych na polskich Kresach (głównie fragmenty relacji świadków, s. 16, 17, 22): "Wielki ciężar spadł ludziom z serc (...) czołgów (...) kierowanych przez uśmiechniętych młodych ludzi z czerwonymi gwiazdami na czapkach (...) Żołnierze fundowali ludziom przejażdżki czołgami i autobusami na obrzeża miasta. To robiło doskonałe wrażenie. Oni na pewno potrafili zjednywać sobie masy. (...) Z niemiecką groźbą nad głową wszyscy witali Rosjan, jakby to był sam Mesjasz (...) Żydowscy mieszkańcy szeroko korzystali z pozytywnego zachowania czerwonoarmistów zapełniających ulice (...) Ta wielka potęga militarna nie przypomina żadnej innej. Jej członkowie są ludźmi cywilizowanymi (nie chcę rozwodzić się nad charakterem ich wykształcenia, ale różnica między rosyjskim a polskim żołnierzem natychmiast rzuca się w oczy) (...) Żołnierze czują się swobodnie: przechadzają się po mieście nieuzbrojeni (...) zawsze gotowi do rozmowy ze wszystkimi (...) Sowieci są akceptowani jako strażnicy i opiekunowie biednych (...) Rozbrajają w tak przyjacielski sposób, że zwyciężeni żołnierze uśmiechają się mimo odczuwanego smutku". Nie należy chyba przypominać, że relacje Polaków, opisujące Armię Czerwowną, dokładnie z tego samego okresu nie są tak entuzjastyczne. A prawda pewnie była gdzieś pośrodku. Ani nie byli aż tak obdarci i dzicy, jakby chcieli Polacy, ani tak słodcy i "cywilizowani", jak widzieli to polscy Żydzi1.. 1. Potwierdzają to zresztą charakterystyczne, inne fragmenty relacji. D. Levin. dz. cyt.: "Gorączkowo polują na zegarki" (s. 18), "Siłą przywracają porządek w mieście" (s. 22) i wreszcie - refleksja po jakimś czasie - "Nasz wyrok śmierci został zamieniony na dożywotnie więzienie" (s. 23). -
Szlakiem znaków granicznych
Bruno Wątpliwy odpowiedział Bruno Wątpliwy → temat → Historia lokalna i turystyka historyczna
Informacje o nich przewijają się także w przewodnikach i różnych opracowaniach (książkach) krajoznawczych. Wzmianka jest chociażby w jednej z książek serii pióra M. Perzyńskiego. Poza protokołem dodam, że Chełmsko Śląskie jest niezwykle ciekawą i urokliwą, acz przez lata zaniedbaną - np. na tle Krzeszowa - miejscowością (de iure - od dawna wsią, de facto - małym miasteczkiem). Warto zatem, będąc w pobliżu, nie ograniczać się do Krzeszowa, tym bardziej, że niedaleko mamy dodatkowo Uniemyśl z ciekawą karczmą sądową (o przysłupowej konstrukcji). I coś dodatkowego: Naturalnym uzupełnieniem wędrówek szlakiem granic może być poszukiwanie - oprócz znaków granicznych - dawnych strażnic granicznych, budynków celnych itp. Szczególnie tych z okresu międzywojennego. Wystarczy w miarę dobra mapa - np. stary Meßtischblätt. Często są to budynki dosyć charakterystyczne. Na przykład - czasami pojawia się w architekturze polskich, przedwojennych obiektów granicznych swoista "wariacja na temat" - dworek szlachecki. Zob. budynek w Dolinie Jadwigi (trasa Gowidlino - Czarna Dąbrówka na Kaszubach). LINK (do strony bartosz4.fm.interiowo.pl/graniczne/D_Jadwigi.jpg). Ten budynek jest jeszcze dodatkowo ciekawy z tego względu, że w jego okolicach dokładnie widać przebieg dawnej granicy. Mimo upływu wielu lat od 1939 roku - nadal w terenie odznacza się charakterystyczna "miedza" pomiędzy polami. Link 1. Przedwojenne budynki graniczne na Pomorzu Gdańskim (strona: bartosz4.fm.interiowo.pl/graniczne/graniczne.html). Link 2. Dyskusja: Przedwojenne posterunki Straży Granicznej na forum Pomorskie Forum Eksploracyjne (strona: www.forum.eksploracja.pl). -
Szlakiem znaków granicznych
Bruno Wątpliwy odpowiedział Bruno Wątpliwy → temat → Historia lokalna i turystyka historyczna
W tym miejscu, które mamy na myśli to - Innocenty Opat Krzeszowski. Ale nieco z łaciny i niemieckiego. Sorry, odpowiedziałem na poprzednie pytanie o inskrypcję IAG, które zniknęło sobie... -
Szlakiem znaków granicznych
Bruno Wątpliwy odpowiedział Bruno Wątpliwy → temat → Historia lokalna i turystyka historyczna
Bo ja wiem, czy to taka oryginalna i niespotykana inskrypcja? Chyba często stosowana przez jezuitów? Odnosi się do Jezusa, albo znaczy po prostu "to nasz znak". Dopisek: ciekawostką jest to, że najstarszą inskrypcją na Szczelińcu Wielkim (dawniejszy Große Heuscheuer) był właśnie IHS i rok (chyba 1576), stąd przypuszczenie, że tamtejszym Hillarym i Tenzingiem był jezuita. -
Szlakiem znaków granicznych
Bruno Wątpliwy odpowiedział Bruno Wątpliwy → temat → Historia lokalna i turystyka historyczna
1783 rok - to najprawdopodobniej Johann Nepomuk Gotthard Schaffgotsch. Link - www.deutsche-biographie.de. Z drugim mogę chwilę poczekać, może ktoś się chełmsko-krzeszowsko pobawi. -
Szlakiem znaków granicznych
Bruno Wątpliwy odpowiedział Bruno Wątpliwy → temat → Historia lokalna i turystyka historyczna
JGS i miejsce wskazuje ewidentnie na Schaffgotschów. Chełmsko Śląskie i okolice? -
Pornograficzne pisma, wydawnictwa i walka z nimi
Bruno Wątpliwy odpowiedział adamhistoryk → temat → Gospodarka, kultura i społeczeństwo
Fakt, oskarżana sui temporis (a i często w dzisiejszej" poważnej literaturze) o jej rozpowszechnianie gadzinowa "Fala" (czyli czas nieco późniejszy), to pewnie poziom wyuzdania dzisiejszej prasy kolorowej. -
Wieże Bismarcka
Bruno Wątpliwy odpowiedział Bruno Wątpliwy → temat → Historia lokalna i turystyka historyczna
Ja nie wiem, czy to było przedstawione na poważnie, czy dla jakiegoś dziwnego kawału? Sam projekt(?)-fotomontaż (ryc. 11 w tekście O. Bieleckiej-Łańczak) i jego opis zakrawa po prostu na nader swoisty żart. Jaki anioł??? Jaka symbioza dwóch kultur pod jego opieką??? To jest po prostu Arminiusz z Hermannsdenkmal, upamiętniającego bitwę w Lesie Teutoburskim. Czysta esencja XIX-wiecznego niemieckiego nacjonalizmu. Dopisek: Natomiast ogólnie sam pomysł, aby wieżę szczecińską (gocławską), stojącą w tak eksponowanym miejscu, "obłaskawić" - rzeczywiście sensowny. Ale już prędzej jakiś Bolesław Krzywousty, polska Statua Wolności, ewentualnie "prawdziwy anioł". -
Książka na pewno warta przeczytania: Thomas Weber, Pierwsza wojna Hitlera. Adolf Hitler, żołnierze pułku Lista i pierwsza wojna światowa, Dom Wydawniczy Rebis, Poznań 2011. Autor bardzo krytycznie podchodzi do dosyć mocno utrwalonej opinii, że Hitler w czasie pierwszej wojny światowej był bohaterskim żołnierzem, o czym miał świadczyć Krzyż Żelazny (I. i II. klasy - szczególnie ten pierwszy, będący bardzo wysokim odznaczeniem, jak na Gefreitera). Jego zdaniem fakt, że Hitler przez zdecydowaną większość wojny pełnił zadania łącznika (czy gońca - Meldegänger) pułkowego, stawiał go z dala od prawdziwych niebezpieczeństw. Inaczej niż łączników niższych szczebli - którzy bardzo często ryzykowali życiem. Uważający Hitlera za wyróżniającego się odwagą żołnierza, nader często mylą sytuację łącznika np. kompanijnego z pułkowym. Ten pierwszy nadstawiał głowę wręcz codziennie, krążąc po pierwszej linii frontu. Drugi - poruszał się przeważnie na linii sztab pułku - sztaby innych pułków, ewentualnie sztab pułku - sztab batalionu. Zazwyczaj kilka kilometrów od linii frontu. Mogli tacy łącznicy oczywiście zginąć - np. w wyniku ostrzału artyleryjskiego, ale raczej udział w ataku na bagnety na wrogie okopy, czy kula snajpera im nie groziła. Klasyfikowało ich to niekiedy w oczach prawdziwych frontowców do pogardliwego określenia Etappenschwein (mniej więcej: "świnia z tyłów"). Potwierdzać powyższe może fakt, że zdecydowana większość najbliższych kolegów Hitlera "z tyłów" (tych z którymi - i z psem Foxlem - się fotografował) - wojnę przeżyła. Co - regułą w armii niemieckiej wcale nie było. A jak Kameraden Hitlera już ginęli, to raczej nie w błocie frontu zachodniego - Anton Bachmann w Rumunii, Karl Lanzhammer w katastrofie lotniczej (LINK - z niemieckiej strony info.kopp-verlag.de). Jak widział swoją sytuację sam Hitler, może świadczyć przytoczona relacja o tym, że podwijał swoje naramienniki (zachowanie "maskujące", mające utrudnić nieprzyjacielowi identyfikację, typowe w momencie realnego kontaktu z wrogiem, czy ogólnie - w strefie przyfrontowej), gdy "prawdziwi żołnierze" je odwijali - uznając, że są już w bezpiecznym miejscu. A "przepustką" do Żelaznych Krzyży miał być po prostu fakt, że Hitler miał dobre relacje z dowódcami, tymi, którzy de facto decydowali o odznaczeniach. A przede wszystkim - był im znany, jako goniec pułkowy, nie był jedną z tysięcy anonimowych postaci w mundurach.
-
Grupa "Andrzeja"/Oddział Dyspozycyjny "A" Kedywu OW AK
Bruno Wątpliwy odpowiedział Albinos → temat → Oddziały i organizacje
Z powyższego wywiadu rzeczywiście widać, że to rozmówca niezwyklej wysokiej klasy i bystrości umysłu. Wypada życzyć Mu dużo zdrowia. -
Szlakiem znaków granicznych
Bruno Wątpliwy odpowiedział Bruno Wątpliwy → temat → Historia lokalna i turystyka historyczna
I mała ciekawostka. Znak graniczny, wykorzystany w niemieckiej propagandzie rewizjonistycznej. Ze strony: „DROGA PRZEZ PIEKŁO” (TCZEW - MĄTOWSKI BÓR - BIAŁA GÓRA - MALBORK), www.tomek.strony.ug.edu.pl/pieklo, LINK. Mniej więcej 1/3 tej strony od góry, "wersalski" znak graniczny na pocztówce z napisem: Fort mit dem poln. Korridor! Deutsch muss werden was deutsch war! Pobieżne tłumaczenie: "Precz z polskim Korytarzem! Niemieckie musi być z powrotem to, co było niemieckie!" Z tego co pamiętam, to nie jedyna taka propagandowa, niemiecka zagrywka z wykorzystaniem znaku granicznego. Kolejna ciekawa sprawa - strona o oznakowaniu granic w okresie II RP. Z: "Muzeum polskich formacji granicznych im. mjr. Władysława Raginisa", www.muzeumsg.pl, LINK. -
Wieże Bismarcka
Bruno Wątpliwy odpowiedział Bruno Wątpliwy → temat → Historia lokalna i turystyka historyczna
To jest kwestia bardzo złożonej dyskusji o stosunku do kontrowersyjnych zabytków, wrażliwości narodowej, czy wreszcie - kompetencjach samorządu terytorialnego. Problem jest w tej chwili marginalny, bo wież Bismarcka nikt nie będzie burzył (zatem wystarczą na nich tablice informacyjne), pomniki natomiast (z nielicznymi wyjątkami) - zostały zburzone. Ja osobiście nie wyobrażam sobie, aby ktoś w Polsce, w ramach upiększenia swojego miasta wystąpił z koncepcją odbudowy pomnika Bismarcka z czasów wilhelmińskich. I żeby ta koncepcja została zrealizowana. Jest w mojej świadomości, przy całym moim zrozumieniu dla złożoności tego świata i jego historii, jakiś polski punkt graniczny, polskie non possumus. Całkowicie subiektywne, rzecz jasna. W każdym razie czczenie Bismarcka w Polsce jest poza tą moją, subiektywną granicą. Ale w sumie temat nie jest stricte o ocenie Bismarcka (lepsze miejsce na forum na kontynuację takiej dyskusji - "Otto von Bismarck - ocena" LINK), tylko o turystyce historycznej i zachowanych wieżach. -
Wieże Bismarcka
Bruno Wątpliwy odpowiedział Bruno Wątpliwy → temat → Historia lokalna i turystyka historyczna
Z tym, że Przewoźnik powiedział cytowane przeze mnie słowa odnośnie do odnowienia pomnika Bismarcka w Nakomiadach. W mojej ocenie, czym innym jest tablica stricte informacyjna, która jest akceptowalna, a nawet wskazana (np. w Warcinie, czy przy "wieżach Bismarcka"), czym innym pomniki, czy tablice "ku czci wielkiego, zasłużonego człowieka". Oczywiście, niszczyć nie należy, jeżeli takowe się gdzieś znajdzie - ale ich miejsce jest raczej w skansenach, czy muzeach. -
A Schlesier wielu imion w roli van Helsinga, nieustraszonego pogromcy słowiańskich wąpierzy i wilkołaków?
-
Dosyć dawno temu byłem z moim małym synkiem na jakimś "Pokémonie". Pamiętam mu to do dziś. Z "historycznych" obstawiałbym nadal „Komandosi z Navarony” (zob. post 59) i naiwną szmirę o patriotycznym zadęciu - z wybuchającymi w tle niszczycielami klasy Spruance, jako ilustracją ataku Japończyków, czyli "Pearl Harbor" (2001).
-
Wyglądało, dobre słowo. Na pewno pod Morawką zastanawiali się na temat szczegółowego rozdziału kompetencji między centrum i regiony w II-ej Republice Czechosłowackiej. I nasi pewnie doskonale o tym wiedzieli. I to jest konkret. A co to ma do tego, czy o działaniach wojsk na Słowacji decydowała Bratysława, czy Praga? Cień, czy nie cień, to nadal była armia czechosłowacka, jeszcze w marcu 1939 roku próbująca poradzić sobie z separatyzmem słowackim.
-
A ja sądzę, że dokonujecie nadinterpretacji. Na podstawie dwóch wypowiedzi (czeskiego podoficera i cywila), w których jednoznacznie jest mowa o polskich żołnierzach, tworzona jest legenda o polskiej milicji. Nie znamy innych relacji, przede wszystkim polskich, nie wiemy o żadnych dokumentach, czy zdjęciach - dotyczących przekazania Morawki. Czy cywil, czy podoficer, chyba był w stanie rozróżnić towarzystwo ze zdjęcia w poście 26 od regularnego wojska? Kalich był w szkole podoficerskiej, ponadto służył w 8 pułku, w którym - jak wiemy - nawet odbywały się kursy języka polskiego, to chyba przekazano mu podstawową wiedzę - z kim będą czechosłowaccy żołnierze mieli przyjemność w razie konfliktu z Polską? Piechotą, kawalerią, artylerią itp.? I czym - tak ogólnie - różni się na tym Bożym świecie typowy żołnierz od cywilbandy z karabinami? Polityka zagraniczna i obronna prowadzona przez lokalny rząd? Takie sprawy w przypadku autonomii, czy federacji z zasady należą do centrum. A rząd w Pradze nadal istniał. Podobnież struktury wojskowe - mu podporządkowane. Walczyli po stronie czechosłowackiej żołnierze armii czechosłowackiej, a nie jakaś Hlinkova garda. Do tego walki pod Czadcą miały postać raczej incydentu, niż realizacji jakiegoś rozkazu "nie oddamy ani piędzi ziemi naszej Słowacji". Na początku marca 1939 armia czechosłowacka próbowała opanować sytuację na Słowacji też na podstawie całkowicie samodzielnej decyzji Słowaków z Bratysławy? No dobrze, mogło tak być, jak piszesz, ale jednak pozwolę sobie zapytać - jakieś papiery na to masz?
-
Bez przesady, to trochę jak z Ukraińcami wyzwalającymi Oświęcim. Jeżeli Czadca leży już na Słowacji, to nie oznacza, że żołnierze armii czechosłowackiej tam walczący musieli być tylko Słowakami. Wiemy, że: "Proti nim stál pouze I. prapor 41. pěšího pluku Dr. Edvarda Beneše, kterému velel pplk. Richard Löschner, baterie lehkého dělostřelectva 9/201 a četa spojařů. První, kdo se Polákům postavil na odpor, byly však samozřejmě předsunuté jednotky Stráže obrany státu (SOS)". Cyt. za: Československo-polský konflikt u Čadce v listopadu 1938, LINK (Na stronach: www.fronta.cz). Może w oddziale SOS była przewaga Słowaków. Te formacje były trochę podobne do naszej ON. Ale ich kadra była raczej czeska (zawodowi oficerowie plus policjanci, jako podoficerowie). Chyba, że za walkę uznamy wcześniejsze obrzucanie przez jakiś cywili kamieniami autobusu z polską komisją i napaść werbalną na inż. Dijakiewicza itp. Nie słyszałem, aby Słowacy uważali to za czysto słowacką bitwę, choć skądinąd bardzo mocno przeżywają nasze działania wobec nich w tym czasie. Jesienią 1938 całe słowackie polonofilstwo poszło w .... Nie za bardzo widzę tu utratę honoru. Nie chcieli, aby doszło do tragedii. Polacy musieli doskonale wiedzieć, że Czechosłowacy działają wg. zasady "rozkaz to rozkaz". Życie mnie nauczyło, że niczego nie można wykluczyć, ale pewne rzeczy są jednak bardziej prawdopodobne. Aby Twoja wersję uznać za prawdopodobną, musielibyśmy sprawdzić dwie przesłanki: 1) Czy akurat w tak newralgicznym miejscu, jak nowa granica, na styku dwóch armii, błąkała się jakaś "cywilbanda". Moim zdaniem - mało prawdopodobne. Pomoc policji, gdzieś na kopalni - i owszem, ale nie tak poważne sprawy. Na które patrzy Europa. 2) Czy jakiś polski dowódca miał "genialny" pomysł, aby upokorzyć Czechów, skazując ich na kontakt z "cywilbandą"? Po pierwsze - sam pomysł dosyć kuriozalny, równie dobrze mógł "upokorzyć" Czechów nie salutując im, po drugie - taki dowódca by strasznie ryzykował wobec swoich przełożonych. A co, gdyby wdali się w walkę lub wyżywali ostro się na czeskich cywilach? W zachodnich gazetach kiepsko by to wyglądało. Moja wersja jest dużo prostsza (i tym samym bardziej prawdopodobna). Przegrani, upokorzeni, sfrustrowani często pocieszają się ośmieszając, wyszydzając silniejszego wroga. Taka obrona i odreagowanie. Obydwa czeskie świadectwa mówią o dworowaniu sobie z Polaków. Wkrótce to samo mieli robić Polacy ("Niemiec wyszydzony" i "Tępy Azjata z karabinem na sznurku").
-
Chwilę wcześniej piszesz o walkach pod Czadcą, a potem, że jedyny opór stanowiły baby? Eee, tam - bez przesady, znowu "tworzysz" - salutowali sobie wcześniej (kronika PAT - LINK), nie byłoby problemu z salutowaniem później. Uczucia mogły być różne, ale dobre obyczaje wojskowe znano po obu stronach. Salutowano też Litwinom, Niemcom - niekiedy w dosyć interesujących okolicznościach. Byłoby to już aż tak misterne, a jednocześnie bezsensowne i ryzykowne okazanie pogardy, że sensu nie widzę. O - a tu jak ślicznie i rąsia z rozmachem, i bicie Czechosłowakowi "w dach" - LINK.
-
Zwrot Morawki (i innych "drobiazgów") był swoistym gestem dobrej woli i wielkoduszności "mocarstwa" wobec Czechów. Motywowany zapewne chęcią załagodzenia sytuacji i rozładowania napięcia po czadeckich walkach. Na zasadzie - bierzemy tylko swoje, cudzego (zamieszkałego przez Czechów) - nie chcemy. Szanujemy was, wasze uczucia, waszą narodowość, godność itp. Tacy jesteśmy fajni. Bo przecież - nikt w tym momencie nie był w stanie zmusić Polaków do niewielkiej korekty granic na korzyść Czechów, zrobiliśmy to "sami z siebie". Czyli - coś chcieliśmy osiągnąć. Raczej - w tym momencie - nie eskalację konfliktu. Biorąc pod uwagę powyższe przesłanki, napięcie między stronami, możliwość wybuchu dzikiej strzelaniny itp., polscy decydenci musieliby być niespełna rozumu, aby tak delikatne zadanie powierzyć jakieś cywilbandzie. Już o taką aberrację ich nie posądzam. Tym bardziej - co powtarzam - czescy świadkowie na pewno odnotowaliby fakt, że na granicy pojawiło się jakieś polskie pospolite ruszenie. Jak wynika z tekstów, byli oni ewidentnie niechętni Polsce i Polakom - i na pewno takiej gratki by sobie nie odpuścili (w stylu - "po polskiej stronie nowej granicy grasowały bandy uzbrojonych cywili, których spokojna, czeska ludność się bardzo obawiała" itp.).
