Skocz do zawartości

Bruno Wątpliwy

Moderator
  • Zawartość

    5,693
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

Zawartość dodana przez Bruno Wątpliwy

  1. O domniemaniu konstytucyjności ustaw

    Szczerze mówiąc, nie za bardzo rozumiem przesłania tego fragmentu Twojej glosy do mojej wypowiedzi. Nasze tradycje mogą być szczytne, ale nijak mają się one do ponad dwustuletniego praktycznego funkcjonowania państwa na podstawie tej samej regulacji konstytucyjnej. Nasz Statut Łaskiego sprzed 500 lat ma na funkcjonowanie naszego dzisiejszego państwa wpływ równy zeru. Kazus Marbury versus Madison sprzed dwustu lat jest częścią dzisiejszej, żywej tkanki konstytucjonalizmu amerykańskiego. To zjawiska nieporównywalne. Grecja jest kolebką demokracji, ale traktować XIX-wieczne (czy nawet XX-wieczne) państwo greckie jako w prostej linii beneficjenta tego faktu – byłoby jednak pewną przesadą. Do starożytności nawiązywano, chociażby przenosząc stolice do Aten, ale wpływ na grecką kulturę polityczną miała ona raczej niewielki. W mojej wypowiedzi chodziło mi o wyższość Arystotelesa nad Platonem. Ten drugi uważał, że istnieje możliwość wymyślenia polis idealnego (czy później "drugiego co do dobroci"). Które zawsze będzie idealne. Wystarczy jedynie odpowiednio "wyhodować" rządzących filozofów i rozwiązanie da się zastosować wszędzie. Ten pierwszy generalnie zakładał, że dobry system rządów zależy od szeregu uwarunkowań i to, co sprawdza się w jednym państwie, niekoniecznie musi w innym. I jest to w mojej ocenie - najświętsza prawda. System amerykański (prezydencki system rządów) sprawdza się w USA. W krajach Ameryki Łacińskiej, mimo że tradycje państwowe maja podobnie długotrwałe, przez dziesięciolecia był karykaturą systemu amerykańskiego. Z innej beczki - ustrój Szwajcarii jest niewątpliwie bardzo sympatyczny, ale nie wróżę wielkich szans jego adaptacji w innych państwach. W mojej ocenie wprowadzenie do dzisiejszej Polski prezydenckiego systemu rządów, lansowanego np. przez Gregskiego, a ongiś przez Lecha Wałęsę (bo o to mu chyba chodziło), zaowocowałoby trwałą blokadą aparatu państwowego. Oczywiście, można mieć w tej sprawie inne zdanie. I w mojej ocenie jest to zjawisko bardzo dobre (i skądinąd naturalne). Przejęliśmy chociażby instytucję pozaparlamentarnej kontroli konstytucyjności prawa (w odmianie silnego sądownictwa konstytucyjnego), a nasz TK kierował się swoim dorobku orzecznictwem zachodnich sądów konstytucyjnych - chociażby odnośnie do idei państwa prawa. Dzisiejszy problem polega na tym, że dla wiodącej dziś siły politycznej ta oczywistość jest szokująca i nie do wytrzymania. O tym de facto pisałem w pkt 2 i 3. Konstytucja amerykańska może być lakoniczna także dlatego, bo w anglosaskiej kulturze prawnej władza sądownicza odgrywa o wiele większą rolę niż u nas. Nie za bardzo rozumiem istoty tej wypowiedzi. "Harce PiS wokół TK" to próba ograniczenia roli władzy sądowniczej i jej możliwości w stosunku do pozostałych władz. Trudno w tym kontekście mówić, że TK posiadł ostatnio olbrzymią władzę. Raczej uniemożliwia mu się wykonywanie tych kompetencji, które ma od dawna. Mam podobne odczucia. W moim mniemaniu radą na niską kulturę polityczną naszych polityków nie powinno być jednak przekazywanie w ich ręce tego, co do nich nie powinno należeć. No i trochę jesteś niekonsekwentny. Bo to ostatnie zdanie nieco przeczy opinii o współczesnym znaczeniu naszej - pięknej niewątpliwie - tradycji.
  2. Co możesz powiedzieć o Hitlerze?

    Twoja empatia jest mi obojętna, grunt, że jesteś uniwersalnym dawcą krwi.
  3. Co możesz powiedzieć o Hitlerze?

    No i nie pasuje mi zdecydowanie fraza "a jednocześnie powoduje większą otwartość na innych ludzi (empatia)". Hitler był typem nawiedzonego samotnika, przekonanego o własnej genialności, którego otwartość na innych ludzi polegała na tym, aby znaleźć frajera, który będzie wysłuchiwał jego tyrad. Wpierw znalazł biednego Kubizka, a w końcu miliony Niemców. Empatię to może czuł w stosunku do Klary Hitler (de domo Pölzl). A otwartość? Może w stosunku do książek. Bo faktem jest, że dużo czytał. Co dokładnie, jakie z tego wyciągał wnioski oraz, czy można to nazwać rzeczywiście otwartością, czy raczej selektywnością - to już inna historia...
  4. O domniemaniu konstytucyjności ustaw

    Tak, ale: 1) wbrew temu, co twierdzą niektórzy, państwo to ma (inaczej niż Polska) ponad 200 lat ciągłej tradycji demokracji, podziału władz, ich równoważenia (checks and balances); 2) gigantyczną rolę władzy sądowniczej, w tym przede wszystkim Sądu Najwyższego oraz jej uprawnienia w zakresie badania konstytucyjności prawa (judicial review) - (notabene jej wyroki nie są często wcale łatwiejsze do czytania, niż polskiego TK); 3) określoną kulturę polityczną i prawną, dosyć odrębną od kontynentalno-europejskiej. to wszystko pozwala dostosowywać lakoniczne i archaiczne przepisy konstytucji do zmieniającej się sytuacji. Wprowadzenie rozwiązań amerykańskich u nas spowodowałoby najprawdopodobniej sukcesy podobne jak w historii Liberii, Filipin, czy w Hondurasu. Trochę przesadzam.
  5. O domniemaniu konstytucyjności ustaw

    To, czym się kierował TK w tej sprawie jest w obszernym uzasadnieniu wyroku. Najważniejsze założenia są w uzasadnieniu dosyć wyraźnie "wypunktowane" i łatwe do odnalezienia dla czytającego z uwagą, nawet bez znajomości języka prawniczego. Nie czuję się na sile ani uzasadnienia streszczać, ani próbować jego przekładu na język potoczny. A skoro - w mojej ocenie - opinia 99% Polaków i tak nie ma (i nie będzie miała) kompletnie nic wspólnego z jakością argumentacji prawnej tam użytej, to i motywację mam zerową. Pojęcie "niezgodności z konstytucją" nie musi zawsze oznaczać niezgodności z nią całego aktu prawnego. Obejmuje także np. niegodność częściową aktu prawnego (np. art. 1 - 101 ustawy są z nią zgodne, 102 - nie). Np. art. 1-101 zawierać mogą typową regulację dot. szkolnictwa wyższego, a art. 102 zasadę, że każdy student musi po immatrykulacji przejść przez miasto na golasa i biczując się jednocześnie. Obejmuje także niezgodność "w pewnym zakresie". Np. w orzeczeniu o kwocie wolnej od podatku Trybunał może nie kwestionować jej istnienia, jako takiej, natomiast uznać, że niezgodne z konstytucją jest niewprowadzenie mechanizmu jej korekty (zwiększenia).
  6. 2 Armia Wojskowa walki o Breslau/Wrocław

    Dodam, że przeznaczenie 2 armii WP zmieniało się, dlatego "wędrowała" ona z Lubelszczyzny, przez Łódź, poprzez Barlinek do Oleśnicy i w końcu nad Nysę. "Urok" długich marszów kapitalnie opisał Waldemar Kotowicz we Frontowych drogach. Żadnych szczególnych kontekstów w tym bym się nie doszukiwał. Oprócz tego, że ostatecznie raczej nie chciano łączyć polskich armii nawet w quasi front (pomysł Frontu Wojska Polskiego upadł wcześniej, wraz z ideą utworzenia 3 armii). Po prostu, kierowano się konkretnym zapotrzebowaniem operacyjnym. Potem pojawił się propagandowy kontekst zdobycia (niedoszłego) przez Polaków Drezna, ale to już inna historia.
  7. Generał Šturm

    Pavle Jurišić Šturm (Павле Јуришић Штурм), zasłużony dowódca walecznej, serbskiej 3 armii, tak naprawdę urodził się w 1848 roku jako Paulus Sturm w Görlitz (Zgorzelcu). Po ukończeniu Militärakademie we Wrocławiu, walczył w wojnie francusko-niemieckiej. Po stronie prusko-niemieckiej, rzecz jasna. Później (jeszcze w latach 70. XIX wieku) swój los związał z Serbią i jej armią. Uczestniczył we wszystkich wojnach przez nią toczonych, do Wielkiej Wojny włącznie. W czasie której mocno dał się we znaki armii austro-węgierskiej (czyli podstawowego sojusznika Wilhelma II Cesarza Niemiec i Króla Prus, dawnego kraju Sturma). Ożeniony z Serbką, nieco skorygował swoje nazwisko i imię. Ponieważ szereg źródeł przypisuje generałowi serbsko-łużyckie pochodzenie, być może byłby to ciekawy przypadek, gdy Serb z Łużyc poświęcił się bez reszty służbie Serbii na Bałkanach. Ot, taka ciekawostka.
  8. Co możesz powiedzieć o Hitlerze?

    Bardzo mało o niej wiadomo. Większość z relacji Augusta Kubizka. B. Hamann posługuje się tylko nazwiskiem Rabatsch, ale rzeczywiście panieńskim nazwiskiem Stefanii było chyba Isak. Co dało powód poszukiwaczom sensacji do (raczej bezpodstawnego) przypisywania jej żydowskiego pochodzenia. Istnieje przypuszczenie, że Hitler określał ja mianem ("kryptonimem") Benkieser (tak w pocztówce do Kubizka, B. Hamann, op. cit., s. 38).
  9. Książka, którą właśnie czytam to...

    Bułatowicz był Rosjaninem, do tego bardzo wierzącym prawosławnym (w 1903 roku został mnichem). Jego spojrzenie na chrześcijaństwo etiopskie było zatem inne, bardziej "mistyczne i uduchowione", niż anglosaskie. I odpowiadało mniej więcej temu co opisano w A. Bartnicki, J. Mantel-Niećko, Historia Etiopii, Ossolineum 1987, s. 291: (...) chrześcijaństwo etiopskie otoczone było w Rosji niemal legendą i traktowane jako wyznanie bardzo bliskie prawosławiu". Bułatowicz, jak i inni Rosjanie bardzo chciał odnaleźć w Etiopii "zaginione plemię" prawosławia. I trochę je idealizował. Co nie zmienia faktu, że kościół etiopski jest kościołem niewątpliwie chrześcijańskim, o wielkich tradycjach, choć także licznych odrębnościach. Inna sprawa, że profesor W. "ekspert od spraw koptyjskich" mógł nie mieć większego pojęcia o szczegółach liturgii w języku gyyz. Eksperci wszakże bywają różni.
  10. Książka, którą właśnie czytam to...

    Kiedyś czytałem książkę rosyjskiego autora Aleksandra Bułatowicza, Z wojskami Menelika II. Zapiski z podróży do Etiopii, Warszawa 2000. Czasy trochę wcześniejsze, ale punkt widzenia chyba zupełnie inny. Paradoksalnie - bardziej "poprawny politycznie". Prawosławny autor bardzo mocno podkreślał cywilizowany charakter bratniej, chrześcijańskiej Etiopii. Czasami wręcz "na siłę". Ale pisane z wielkim uczuciem dla tego kraju. Autor skądinąd też był ciekawą postacią - LINK (rosyjskojęzyczna Wikipedia).
  11. Edward VII i nastanie nowej epoki

    O Dirty Bertie (czyli przyszłym Edwardzie VII) w Paryżu, z humorem i szczegółami (w tym dotyczącymi konstrukcji fellatio seat) w: S. Clarke, 1000 lat wkurzania Francuzów, Warszawa 2012, s. 333-344.
  12. Co możesz powiedzieć o Hitlerze?

    Napisał niewątpliwe w swej dosyć wczesnej młodości list miłosny do Stefanii Rabatsch, którą - z bardzo dalekiego dystansu - adorował. Co prawda wcześniej nie zamienił z nią ani słowa, ale wyjeżdżając do Wiednia zawiadomił ją, że jedzie studiować do Akademii Sztuk Pięknych, Stefania ma na niego czekać, a po powrocie się z nią ożeni. Ponieważ rzeczona Stefania nie miała bladego pojęcia "kto zacz?", nie czekała i zaręczyła się w 1908 roku z pewnym kapitanem. B. Hamann, Wiedeń Hitlera. Lata nauki pewnego dyktatora, Warszawa 1999 (wydanie pierwsze), s. 35, 41 i 337.
  13. Edward VII i nastanie nowej epoki

    "Niektórzy przypisują to działalności Coal Smoke Abatment Society i próbom zastąpienia węgla gazem, ale do częściowej neutralizacji mgły paradoksalnie mógł się przyczynić rozrost stolicy. Zakłady przemysłowe i ludzie byli teraz bardziej rozproszeni, toteż rozgrzany rdzeń dymu i mgły nie płonął już tak jasno". Cytat za: P. Ackroyd, Londyn. Biografia, Poznań 2011, s. 461. A przy okazji, wspomnienie o sympatycznym cyklu programów BBC (zresztą jednym z kilku) - Edwardian Farm (BBC, Wikipedia).
  14. Edward VII i nastanie nowej epoki

    Epoka edwardiańska przyniosła także zniknięcie tradycyjnej, londyńskiej mgły. No dobrze, nie "zniknięcie", ale "ograniczenie występowania", choć istnieje teoria, że ostatnia, prawdziwa, londyńska mgła pojawiła się 23 grudnia 1904 r. Za: P. Ackroyd, Londyn. Biografia, Poznań 2011, s. 461-462. Tamże, próba wyjaśnienia zaniku mgły i przywołanie rozprawy H.T. Brensteina, Tajemnicze zniknięcie mgły z edwardiańskiego Londynu. I jeszcze znalezione wskazówki bibliograficzne: Henry T. Bernstein, The Mysterious Disappearance of Edwardian London Fog, The London Journal 1/1975, s. 189-216; Christine L. Corton, London Fog: The Biography, The Belknap Press of Harvard University Press 2015.
  15. Książka, którą właśnie czytam to...

    Wśród "moich książek" z ostatnich dni wyróżniam bezapelacyjnie - Ludwig Passarge, Z wiślanej delty. Tczew, Gdańsk, Żuławy, Malbork. Szkice z podróży 1856, Wydawnictwo Oskar, Gdańsk 2016. Cudne dziełko z epoki. Oprócz walorów historyczno-krajoznawczych, opisów tego co nadal możemy zobaczyć i tego, co już bezpowrotnie zniknęło, przepięknie oddaje klimat "międzyepoki". Polska odeszła ponad pół wieku wcześniej, ale jeszcze jest obecna duchem. Nacjonalizm niemiecki już zarysowuje się od czasów "wojny wyzwoleńczej", ale jeszcze jest w sumie pieśnią przyszłości. Rewolucja przemysłowa, zmiany komunikacyjne, urbanistyczne już powoli trafiają na Pomorze, ale Gdańsk nadal opasany jest wałami, a nad Potokiem Oliwskim pracują młyny prochowe. Choć powstaje już most w Tczewie, którym Autor fascynuje się przez dobry rozdział, to jeszcze parę lat wcześniej zimowa Wisła mogła stać się przeszkodą nie do pokonania na całe tygodnie. Mamy Autora, który jest lojalnym poddanym króla Prus, pisze o Niemczech Północnych, a jednocześnie wręcz płacze nad pruską niewolą Gdańska, a herb Polski podtrzymywany przez dwa anioły przypomina mu ciało zamęczonego Chrystusa. Pisząc o germanizacji bałtyckich Prusów, ma nader mieszane uczucia. Polskich flisaków ma za dzikusów, ale skrupulatnie odnajduje polskie ślady językowe w niemczyźnie Gdańska i Żuław. Widzimy ostatki Europy przed czasami wybujałych nacjonalizmów. Mamy Autora, który namolne, acz uroczo nawiązuje przy każdej okazji do wątków antycznych i śródziemnomorskich. Dobre, klasyczne wykształcenie z romantycznymi inklinacjami. Dziś już nikt tak nie pisze...
  16. Pułapka maltuzjańska

    Łykałem. Dwójka dzieci. A teraz wyciągnij z tego sensowne wnioski.
  17. Islandia w czasie drugiej wojny światowej

    Raczej tak. Na przykład, samoloty patrolujące z lotnisk islandzkich pozwalały na zmniejszenie obszaru "dziury atlantyckiej" i tym samym utrudniały życie niemieckim okrętom podwodnym.
  18. Polska - zmiany gospodarcze

    Maruda, Korea Północna zna reklamy samochodów (np. marki Pyonghwa), to superliberalny (w porównaniu) PRL nie miał znać? (www.youtube.com)Link 2. (en.wikipedia.org) Link 3. (www.imcdb.org) I coś nieco bliżej, moim zdaniem chwytającego za serce, bo jak tu nie kochać Zaporożca. Szczególnie tego z wlotami powietrza, jak w samolocie odrzutowym: Link 4. (vmireveschey.ru) Link 5. (trolleybassist.livejournal.com) Link 6. (retro-zp.blogspot.com) Jest oczywiste, że w polskich warunkach, gdy samochód kupiony "na talon" był tego samego dnia na giełdzie samochodowej wart pewnie trzy razy tyle, reklama była skierowana przede wszystkim do nabywców w eksporcie wewnętrznym. Ale były momenty, gdy niektóre samochody były dostępne nawet w sprzedaży ratalnej za złotówki. Słyszałem o Dacii 1310, której pierwsze egzemplarze miały całkiem dobrą opinię i w początkach Gierka były sprzedawane na raty. Link 7. (fiacik.pl) I ciekawostka (reklama sprzedaży ratalnej rodem z PRL): Link 8. (andrzej.budzyk.salon24.pl)
  19. Małdajska (Wałdajska) Inwalidna Komenda

    Raczej na pewno nie chodzi tu o typowe leczenie. Nie znam szczegółowo rozwiązań, ani w polskim Królestwie Kongresowym, ani w samej Rosji, ale podejrzewam, że chodzi w tym przypadku o odpowiednik Korpusu Weteranów i Inwalidów, w którym służyli wysłużeni, czy poszkodowani na zdrowiu (np. okaleczeni) żołnierze, zdolni jednak do służby w ograniczonym zakresie (np. wykonywania obowiązków żandarmerii, konwojowania, ochrony magazynów, pełnienia funkcji stałej załogi twierdz itp.). Ogólnie zatem rzecz biorąc - pełnili tzw. służbę garnizonową. Twój przodek służył po prostu w oddziale wojskowym Валдайская Уездная Инвалидная Kоманда. Jak wskazuje nazwa - stacjonującym rzeczywiście w mieście Wałdaj. Najprawdopodobniej z jakiś powodów (zdrowotnych?) został do niej skierowany, a później z niej bezterminowo urlopowany. Nie było to jednak sensu stricte leczenie, a normalna, tyle, że pewnie nieco "łagodniejsza" służba wojskowa. Oddziały o takim charakterze (Уездная Инвалидная Kоманда) formowano od 1811 roku w "уездных городах" (miastach powiatowych) - pierwotnie w składzie 2 oficerów, 2 podoficerów, 40 szeregowych. Wałdajski oddział składał się od 1850 roku z oficera, 9 podoficerów i 108 szeregowych. Potem skład się jeszcze zmieniał. W 1881 został rozformowany. Kilka linków: Link 1. Źródło powyższych informacji (zob. fragment Валдайская Уездная Инвалидная команда в г. Валдай) - ze strony www.antologifo.narod.ru. Link 2. Ogólnie o formacjach inwalidów w Imperium Rosyjskim. Zob. w szczególności fragment Служащие инвалидные команды 1811—1864(1881). Ze strony ru.wikipedia.org. Link 3. Dyskusja na rosyjskim forum genealogicznym. Ze strony - forum.vgd.ru.
  20. Chciałbym hodować kury

    W "Locationes mansorum desertorum", Kopernik - która była kobietą - chyba pisała o koniach, krowach itp. Ale jeżeli nawet Kopernik pisała o kurach, to już na pewno nie o dżdżownicach. Dżdżownice są w tym temacie już zdecydowanie passé. Kury zaś spełniły swoja rolę i pozostają tylko na etacie symbolu. Wracamy do ustawowych obrotów.
  21. Koreańska Republika Ludowo Demokratyczna (KRLD)

    23 kwietnia Korea Północna dokonała próby odpalenia rakiety balistycznej z pokładu okrętu podwodnego. Rakieta przeleciała tylko 30 kilometrów. Nie wiadomo, czy zgodnie z planem ćwiczeń, czy doszło do awarii. Link 1 (do strony www.altair.com.pl) i Link 2 (do strony edition.cnn.com). Tak, czy inaczej wszystko wskazuje na to, że KRLD zbudowała okręt podwodny zdolny do przenoszenia takich rakiet. Przy czym - za bardzo nie wiadomo, co to za okręt? Spekuluje się, że może to być jakaś kopia radzieckich, starych "Golfów" (Link 3 - do hasła w rosyjskojęzycznej Wikipedii). W mojej ocenie, to typ SINPO (Link 4 - do strony 38north.org), który być może łączy doświadczenia w projektowaniu okrętów podwodnych: jugosłowiańskie (typy "Heroj" i "Sava"), radzieckie (typ "Golf") i koreańskie (typ "Sang-O" itp.).
  22. Chciałbym hodować kury

    Odczuwam wdzięczność, gdyż gdyby nie Wasza dyskusja, to nigdy nie zainteresowałbym się tym, czy to prawda, że kury jedzą dżdżownice. Na razie znalazłem w internecie fachową dyskusję (z forum miłośników ptaków www.forum.woliera.com), z której chyba wynika, że kury - owszem - dżdżownice jedzą, ale nie jest to wskazane przy hodowli, bo owe dżdżownice mogą zawierać jakieś pasożyty. Tym samym moje przypuszczenie odnośnie do kur i dżdżownic (że mogą być może pozostawać w relacji jedząca i jedzona) zostało ugruntowane. Mimo owej wdzięczności za poszerzenie horyzontów, to jednak przypuszczam, że kury to tylko zagajenie dyskusji o regulacji obrotu ziemią. I tego może się trzymajmy. Obrotu, a nie kur i dżdżownic.
  23. Wysiedlenia Niemców

    Dla mnie, sprawiedliwość dziejowa - to poniesienie odpowiedzialności za rozpętanie agresywnej wojny, której ofiarą była Polska. Ofiarą, zarówno w aspekcie strat bezpośrednich, jak i trwających dziesięciolecia konsekwencji tej wojny. W tym kontekście, uważam, że zgoda Niemiec na przesunięcia terytorialne i losy ludności terenów, które zmieniły przynależność państwową - w aspekcie moralnym zaistniała 1 września 1939 roku we wczesnych godzinach rannych. Natomiast losy historyczne tych ziem i ich związek z Polską były oczywiście zróżnicowane. Te uwarunkowania historyczne, także etniczne, były inne w przypadku Gdańska, inne Opola, inne Olsztyna, a jeszcze inne - Szczecina, czy Kłodzka. Per saldo to, że większość mieszkańców tych ziem w roku 1945 nie poczuwała się do jakichkolwiek związków z Polską - jest dla mnie oczywiste. Ale ponieśli oni konsekwencje agresywnej wojny, rozpętanej i bezwzględnie prowadzonej przez Niemcy. Zresztą konsekwencje, w zakresie określania których sami Polacy nie mieli zbyt wiele samodzielnie po powiedzenia. Mniejszość niemiecka (jej integracja w obrębie państwa niemieckiego) nie była tyle jedynym celem ekspansji, ale jednym z jej środków i pomocą w niej. Inaczej oczywiście wyglądała koncepcja Mitteleuropy, gdzie nie chodziło z zasady o ekspansję demograficzną (z wyjątkami - np. Kurlandia), tylko o stworzenie bloku państw podporządkowanych Niemcom - inaczej plany w Mein Kampf, w którym niejednoznacznie zapowiedziano przemodelowanie układu etnicznego na Wschodzie. W tym kontekście (Mein Kampf, tudzież Generalplan Ost, oraz różnych realnych, niemieckich poczynań czasu II-wojny) pozostawienie dużej ilości mniejszości niemieckiej w Polsce po drugiej wojnie światowej byłoby dla ówczesnych Polaków działaniem raczej samobójczym. Doświadczenie bezpośredniej przeszłości podpowiadało, że pozostawienie dużej liczby Niemców w Polsce może stwarzać olbrzymie problemy zarówno w stosunkach wewnętrznych, jak i międzynarodowych. Bezpośrednia przyszłość była nieznana. A wkrótce miało się okazać, że właściwie nikt z możnych tego świata nie traktuje naszej granicy ostatecznie. Musiały minąć całe lata, aby uzyskała ona akceptację Francji, formalną ZSRR (zob. niżej), Watykanu. A właściwie do 1990 roku czekaliśmy na wyraźne potwierdzenie przez innych. Pomorze Zachodnie to tradycyjnie obszar wielkich gospodarstw rolnych. Czy pozostawienie tam Niemców spowodowałoby automatycznie, że majątki junkierskie nie zamieniłyby się w PGR-y? Moim zdaniem – nie, ale to już dywagacja nieco zbyt teoretyczna, jak dla mnie. Szacunek przedwojennej liczby "ludzi zbędnych" na wsi różnił się w zależności od przyjętej metodologii, jak i fazy kryzysu (czy - raczej - koniunktury). Ja spotkałem się z szacunkiem w roku 1937 na ok. 4,5 miliona (Zieliński), a ogólnie w latach 30. 5,5 (Mieszczankowski ), a można nawet spotkać zdecydowanie wyższe szacunki - nawet prawie 9 milionów (Poniatowski – moim zdaniem przesada). Niezależnie od szacunków, przyłączenie Ziem Odzyskanych było zarówno rekompensatą za skutki wojny, w tym utratę ziem wschodnich, jak i stwarzało możliwości osadnictwa dla „repatriantów”, jak i „ludzi zbędnych”. Natomiast nie twierdzę, że miało na celu tylko jeden efekt. Zamierzenia, skutki i cele były złożone. Oczywiście, to, że nasze granice zachodnie ocalały, było przed wszystkim efektem sytuacji międzynarodowej, geopolitycznej po drugiej wojnie światowej. Bo przecież nie siły Polski, jako państwa (choć oczywiście należy doceniać starania samych Polaków o zapewnienie trwałości granic, zabiegi ludzi często z bardzo różnych stron ideologicznej barykady, w tym także ówczesnych decydentów). Ale jednym z istotnych, wręcz zasadniczych elementów nowej sytuacji geopolitycznej Polski była wymiana ludności na Ziemiach Odzyskanych, co w oczywisty sposób utrudniało wszelkie pomysły powrotu do status quo ante. I jeszcze jedno - w roku 1945 trudno było przewidzieć, że w końcu lat 60. w Niemczech Zachodnich dojdzie do istotnych przewartościowań opinii społecznej odnośnie do ułożenia jakoś stosunków z Polską, a w 1990 dojdzie do akceptacji ostatecznego układu granicznego. Polacy w roku 1945 takiej świadomości nie mieli, za sobą natomiast mieli doświadczenia relacji niemiecko-polskich z okresu wojny. A my nie wiemy, czy Niemcy zaakceptowaliby w końcu tak dużą zmianę granic, gdyby nie wcześniejsze przesunięcia etniczne. I świadomość ich nieodwracalności (w cywilizowany sposób). Licząca wiele milionów mniejszość niemiecka, na ziemiach związanych przez stulecia z Niemcami byłaby dużym utrudnieniem w negocjacjach dla strony polskiej. Nawet jeszcze w 1990 roku. A dla mocarstw - zręczną, potencjalną wymówką. Możliwość porozumienia radziecko-niemieckiego istniała przez bardzo istotny okres powojennej historii. Formalne potwierdzenie granicy przez ZSRR to dopiero połowa lat 60. Doktryna Hallsteina nie obejmowała de facto ZSRR (mimo obwodu kaliningradzkiego). Adżubej zaś mówił różne ciekawe rzeczy w RFN. Można wysnuć nawet teorię, że w usunięciu Chruszczowa istotną rolę odegrał Gomułka i polski wywiad, przekazujący nagrania z rozmów Adżubeja w RFN. Danych w każdym razie jest chyba dosyć, aby mieć świadomość, że przynajmniej do końca Chruszczowa istniało realne zagrożenie dealem radziecko-niemieckim polegającym na neutralizacji (czyli „wyłuskaniu” z NATO i zachodniej wspólnoty) zjednoczonych i może wzbogaconych o fragmenty Polski – Niemiec. A i później takiego dealu nie można było wykluczyć, choć z każdym dziesięcioleciem integracji europejskiej i natowskiej RFN stawał się on coraz bardziej skrajnie nieprawdopodobny.
  24. W 1952 roku na terenie Pomorza miało dojść do walki z czteroosobową grupą Organizacji Ukraińskich Nacjonalistów, przybyłą do Polski na angielskim okręcie podwodnym. Po stronie polskiej ofiarą potyczki był starszy marynarz F. Kowalewski, upamiętniony pomnikiem we wsi Żelazno. LINK (do dyskusji o pomniku na stronie strony www.forum.eksploracja.pl). Czy wiemy coś więcej o tym wydarzeniu?
  25. Produkty spożywcze, dania i ich nazwy

    Po Napoleonie, raczej ciepło wspominanym przez Polaków, czas na postać, z którą nie wiążemy specjalnie miłych wspomnień. Bismarckhering, czyli marynowany śledź à la Bismarck. Przejaw kultu "żelaznego kanclerza". Wyjaśnianie nazwy w szczegółach bywa różne, ale zawsze pojawia się w nim nazwisko Bismarcka. Najbardziej popularna jest wersja, w której występuje przedsiębiorczy Johan Wiechmann ze Stralsundu. Link 1 (wyjaśnienie pochodzenia nazwy ze strony www.eurob.org). Link 2 (niemieckojęzyczna Wikipedia). W NRD, gdzie "żelazny kanclerz" nie należał do oficjalnie ulubionych postaci historycznych - "śledź Bismarcka" nosił miano "delikatesowego". Delikateßhering, albo Delihering. Zob. hasło Sprachgebrauch in der DDR w niemieckojęzycznej Wikipedii.
×

Powiadomienie o plikach cookie

Przed wyrażeniem zgody na Warunki użytkowania forum koniecznie zapoznaj się z naszą Polityka prywatności. Jej akceptacja jest dobrowolna, ale niezbędna do dalszego korzystania z forum.