Skocz do zawartości

Bruno Wątpliwy

Moderator
  • Zawartość

    5,663
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

Zawartość dodana przez Bruno Wątpliwy

  1. Ostańce

    Wyjaśniam termin - chodzi mi o pewne pozostałości czasów minionych, które nie pasują do miana Zabytków (tych przez duże "Z"), a są gdzieś wokół nas. Okruchy zatopionej Atlantydy. Sporo tego było na mojej drodze. Wzruszało, zastanawiało, niekiedy dziwiło. Kamienna ławka z niemieckimi napisami przy Słoneczniku w Karkonoszach, pokrywa studzienki kanalizacyjnej z polskim napisem w Wilnie, jeden z ostatnich podkładów kolejowych na "zwiniętym" 60 lat temu torowisku koło Bytowa, słynny "grób z pepeszą" w Bornym Sulinowie, jakieś "poniemieckie", czy "popolskie" napisy na domach... Czy Wy macie jakieś ulubione czy szczególne zapamiętane takie małe relikty przeszłości?
  2. "Kierunek Berlin"

    Tu bym zdecydowanie polemizował. "Ardeny" (o ile chodzi o "Bitwę o Ardeny"/"Battle of the Bulge", a nie belgijski film z 2015 roku) są dla mnie wzorcowym przykładem "umowności historycznej na filmie". Jak już, kiedyś pisałem na forum: Pattony robiły za Tygrysy, a za Ardeny jakieś hiszpańskie, obszerne, górskie pustacie. Na tym tle "Kierunek Berlin" to realizm i doskonałość warsztatu filmowego w najczystszej postaci.
  3. Ostańce

    Zacząłem zastanawiać się nad jednym (w sumie brakuje mi słowa - przedmiotów, urządzeń, gadżetów, akcesoriów, udogodnień?) z przeszłości, które już właściwie wyginęło. Ale nie tak definitywnie, jak chociażby "klasyczna" spluwaczka, bo nadal je można znaleźć. W sumie - to dosyć często. Szczególnie w starych, obskurnych, ale i urokliwych dzielnicach. Nie rzuca się w oczy, po prostu jest, nie budzi żadnych emocji (chyba, że ktoś się o to coś potknie). Spokojnie sobie dogorywa. Chodzi mi o metalowe "urządzenie", montowane niedaleko drzwi domu od zewnętrznej strony, służące do wycierania butów ze śniegu, czy z błota. W skrócie - kawałek metalu. Przeważnie na dwóch nóżkach. I znowu brakuje mi słowa - jak to coś się nazywa??? Kiedy się pojawiło, kiedy wyginęło (no dobra, nie całkiem)? I dlaczego? Ma to coś swoje historyczne fankluby, prace naukowe, kolekcje?
  4. Historia prześladowań homoseksualistów

    Zainteresowanym tematyką nie tylko prześladowań, ale ogólnie także losami londyńskiej społeczności LGTB przez stulecia, polecam: P. Ackroyd, Londyn miasto queer. Historia od czasów rzymskich po dzień dzisiejszy, Poznań 2018. Zresztą, pewnie każda - a już na pewno "londyńska" - książka Ackroyda zasługuje na przeczytanie.
  5. Kaiser

    Postać Wilhelma II raczej nie obfituje w hagiograficzne biografie. Bo i w sumie - choć przecież trudno go dziś przedstawiać jako potwora z pierwszo-wojennej propagandy Entente cordiale - to także trudno go za cokolwiek chwalić. Był to człowiek z niewątpliwymi problemami psychicznymi, pewnie wynikającymi w istotnym stopniu z niedowładu ręki i sposobów jego "leczenia" w dzieciństwie. Dramat i koszmar, który przeżył w młodości, gdy niezbyt oględnie uświadamiano mu, że w czasach, gdy monarcha powinien być okazem krzepy - on jest "niepełnowartościowy", ewidentnie wpłynął na jego świadomość także w wieku dojrzałym. Wybujałe ego, któremu pewnie towarzyszył skrywany kompleks niższości, impulsywność, słowna agresja, bufonada, konieczność przebywania zawsze w centrum uwagi, multum zachcianek i kaprysów, przekonanie o własnej wszechwiedzy, tudzież o niedocenianiu i krzywdzeniu przez innych, ocierająca się o śmieszność chęć bycia "silnym i znaczącym", branie marzeń (i skrytych obaw) za rzeczywistość, wreszcie - bieg myśli i pomysłów (i w efekcie gadulstwo polegające na zdecydowanym wyprzedzaniu mózgu przez język) - podobne cechy (raczej mało pozytywne) Wilhelma II można mnożyć. No i z oczywistych względów nie zapisał się dobrze w polskiej pamięci. Per saldo można mu jednak pamiętać i to, że - mimo pozerstwa - nie działał już w warunkach monarchii w pełni absolutnej, zatem nie może "odpowiadać za wszystko", a za słowotokiem jego gróźb, pogróżek, ogólnej słownej krwiożerczości kryła się jakaś forma tchórzostwa (czy - mówiąc delikatniej - łagodności). Jego armia, flota itp. miały być środkami szantażu, prowadzącymi do tego, aby świat uznał go wreszcie za "odpowiednio ważnego", ale raczej nie środkami rzezi. Jak wiadomo, cokolwiek nie wyszło... I jakby w poszukiwaniu "lepszej" twarzy Wilhelma II cytat z prof. Golo Manna, który przecież nie należał do wielbicieli niemieckiego szowinizmu i militaryzmu, którego uosobieniem (w wariancie z okresu Belle Époque) był Wilhelm II: "Na temat tego cesarza napisano tyle niemiłych rzeczy, że waham się, czy jeszcze coś do tego dodać. Nie był złym człowiekiem. Pragnął, aby go kochano; nie chciał niczyich cierpień. [...] brutalna przemoc nie leżała w jego charakterze. Był leniwy i żądnych uciech, świętował, podróżował, pokazywał się ludziom, kierował manewrami z wysokości siodła swojego rumaka, podczas bankietów wymieniał toasty z równymi sobie, zasiadał w loży dworskiej nadęty jak paw, spoglądał na publiczność, podkręcał wąsa - to był jego styl. I w ten właśnie sposób spędziłby najchętniej całe życie: nieustanny publiczny pokaz przepychu i mundurów z nim samym w centrum powszechnej uwagi". Cytowane za: A. Szwarc, Wilhelm II [w:] A. Szwarc, M. Urbański, P. Wieczorkiewicz, Kto rządził Polską?, Warszawa 2007, s. 590.
  6. Cóż, pozostaje mi się - przynajmniej w swoim imieniu - zgodzić odnośnie do spraw oczywistych. Antyradzieckie działania podziemne, na zapleczu ważnego sojusznika i przyszłego kolegi "policjanta" odpowiedzialnego za ładny kawałek globu ziemskiego, nie mogło się podobać innym kandydatom na policjantów. Oczywiście, do czasu, gdy główni policjanci się definitywnie nie poróżnili i zachodnia część z nich zaczęła kochać antyradzieckie podziemie wszelakie. Które wszakże już było wówczas na etapie zaniknięcia lub przejęcia (jak V Komenda WiN).
  7. Wolfie, jak rozumiem chcesz podyskutować na temat, wywołany przez Ciebie na dws.org.pl (i tam zamknięty zob. https://www.dws.org.pl/viewtopic.php?f=9&t=142080&start=0&st=0&sk=t&sd=a&hilit=Dlaczego+jedyną+w+okresie+DWŚ+panstwową+siłą+wspierającą+antyradzieckie+i+antykomunistyczne+podziemie+zbrojne+na+tyłach+frontu+A ) także u nas. Cieszymy się, że wróciłeś i witamy po przerwie. Natomiast: 1. Jakbyś mógł spróbować usunąć niebieskie tło w Twoim cytacie (bo zdecydowanie utrudnia ono czytanie). 2. Nie oczekuj raczej jakieś wyrafinowanej dyskusji, bo chyba odpowiedź na zadane pytanie jest oczywista (i chyba zresztą już padła na dws-sie). "Zachód" nie miał w tym momencie historycznym kompletnie żadnego interesu w tym, aby niezwykle cenny, wschodni sojusznik się (poniżej można sobie wybrać określenie i ewentualny kierunek gdybania): a) "zbiesił", b) "obraził", c) zmienił front, d) utrudniona mu została ostateczna rozprawa z Hitlerem. Pomoc jakiemukolwiek podziemiu walczącemu z owym sojusznikiem mogła prowadzić do skutków wyżej określonych, zatem...
  8. Podobna symbolika państwowa (i miejska)

    Skoro się o hybrydach gdzie indziej zgadało. Trochę hybryd na herbach znajdziemy. Hybryd między realnymi zwierzakami, ale także z udziałem mitycznych. Poniżej ciekawostka z Dolnego Śląska. Hybryda lisa z wiewiórką (albo czegoś innego z czymś innym) rodem z Chełmska Śląskiego. W tle legenda, o tym, jakoby w średniowieczu ktoś coś takiego upolował. Zob. np.: http://chelmskoslaskie.blogspot.com/p/herb.html
  9. O wprowadzaniu (i usuwaniu) gatunków.

    O "kokainowych hipopotamach" w Kolumbii była już mowa w temacie o Pablo Escobarze: https://forum.historia.org.pl/topic/4104-pablo-escobar-ocena/ Mimo, że są ewidentnym gatunkiem inwazyjnym, to mają nie tylko swoich krytyków, ale i zwolenników (nawet wśród naukowców): https://www.nationalgeographic.com/animals/2018/09/colombia-cocaine-hippos-rewilding-experiment-news/ https://www.theguardian.com/environment/2020/mar/24/pablo-escobars-cocaine-hippos-show-how-invasive-species-can-restore-a-lost-world-aoe
  10. Historia ludzkości, to także historia zmian stanu fauny dokonywanych za sprawą człowieka. Doprowadziliśmy do zniknięcia wielu gatunków, wiele oswoiliśmy, czy zahodowaliśmy, wiele przemieściliśmy. Króliki i wielbłądy w Australii, renifery na Islandii, Wyspach Kergulena, czy Georgii Południowej, świnki na Wyspach Auckland itp. - to wszystko nasze dzieło. Często w pełni świadome, często dokonane przypadkiem (np. szczury na Wyspach Campbella i innych). Ostatnio, szczególnie na wyspach Oceanu Południowego, ludzkość zabiera się za usuwanie tego, co wprowadziła. Reniferów na Georgii Południowej już chyba nie ma, Wyspy Auckland są też już wolne od nierogacizny europejskiego pochodzenia. Jakie znamy najciekawsze tego typu operacje na przyrodzie (i ewentualnie - usuwanie skutków takowych operacji)?
  11. Gdyby w Jałcie Polska trafiła pod wpływy Aliantów?

    Generalnie zgoda, stąd nie powinno dziwić, że istotna część nie-polskich mieszkańców tych ziem była do II RP nastawiona wrogo, ewentualnie na zasadzie odnotowanej przez Wańkowicza bodajże wśród "tutejszych". A brzmiało to mniej więcej tak: "Carat przeżyliśmy, to da Bóg panoczku i niepodległość piereżywiom". Aczkolwiek za swoistą formę plebiscytu przeprowadzonego na fragmencie tych ziem można uznać wybory do Sejmu Litwy Środkowej. Frekwencja ogólnie była tam dosyć duża (aczkolwiek przy prawie pełnym bojkocie Litwinów, dużym Żydów i Białorusinów).
  12. O wprowadzaniu (i usuwaniu) gatunków.

    Problem ludzkich hien pomijam, ale podobno psy i wilki niezwykle chętnie się hybrydyzują. Jak ich nie wystrzelają, to może się kiedyś dohybrydyzują do postaci hieny. Wróć - to prędzej musiałaby być hybryda psa z mangustą. A o to już chyba nieco trudniej. Wiem co czujesz i dlaczego nam o tym konsekwentnie przypominasz. Na stronie 72 (dół, prawa strona) opracowania B. Tokarskiej-Guzik, Z. Dajdoka, M. Zając, A. Zająca, A. Urbisz, W. Danielewicza, C. Hołdyńskiego, Rośliny obcego pochodzenia w Polsce ze szczególnym uwzględnieniem gatunków inwazyjnych, Warszawa 2012 (http://www.gdos.gov.pl/files/artykuly/5050/Rosliny_obcego_pochodzenia_w_PL_poprawione.pdf) jest ambrozja bylicolistna na tle drogowskazu na Pszczynę. Idą już po Ciebie, zorganizować Ci Little Shop of Horrors. Trzymaj się dzielnie, my uciekamy, ale myślami jesteśmy z Tobą.
  13. Marynarka Wojenna RP u progu zaniku

    Ano dlatego, że sama koncepcja LCS (przynajmniej w omawianej wersji amerykańskiej) okazała się "lekkim" niewypałem. Do tego dochodzi duża "problematyczność techniczna" tych akurat (czterech) wycofywanych właśnie z floty USA okrętów. Sytuacja dosyć klasyczna, jak wiele podobnych pomysłów w historii wojskowości, które dążyły do stworzenia uniwersalnej "Mädchen für alles", która będzie przeciwpancerna, przeciwlotnicza, przeciwminowa i przeciwpiechotna, będzie jeździć, latać, pływać i wirować. W teorii nieźle, w praktyce - dużo mniej. Idea LCS zakładała powstanie (zdecydowanie na potrzeby konfliktów asymetrycznych) okrętów relatywnie dużych, ale też relatywnie tanich, bardzo szybkich, obsadzonych nieliczną załogą, które - co najważniejsze - będą każdorazowo konfigurowane w zależności od potrzeb. W rezultacie mamy duże okręty, wcale nie takie tanie w budowie i w utrzymaniu, w praktyce permanentnie niedozbrojone (dysponujące zdolnościami tylko do elementarnej samoobrony i to na poziomie większego patrolowca, a dozbrojenie ich na potrzeby misji zajmuje multum czasu, zresztą moduły są nadal niezbyt dopracowane), z przemęczonymi załogami, z niedopracowanym szeregiem innych spraw technicznych itp. itd. Problem także w tym, że my na Bałtyku raczej nie szykujemy się na konflikt asymetryczny, tylko w pełnej skali (i dosyć nagły, jak należy przypuszczać). Na zróżnicowane moduły (nawet, jak Amerykanie je wreszcie definitywnie dopracują) nas raczej nie będzie stać. I trudno myśleć o ich wymienianiu w warunkach potencjalnego konfliktu na Bałtyku, gdyż jakby to miało wyglądać - przeciwnicy odpalają rakiety, a my w związku z tym rozpoczynamy w stoczni operację wymiany modułu na bardziej stosowny? Doprowadzenie zaś takich okrętów do stanu jakieś "normalnej" fregaty będzie dyskusyjne i - jeżeli możliwe - to skrajnie kosztowne. Pomijam fakt, że ilość problemów technicznych związanych z utrzymaniem w linii pierwszych czterech okrętów szeregu LCS była tak wielka, że flota USA bez żalu pozbywa się tych, przecież relatywnie nowych nabytków. Jeżeli "nabędziemy drogą kupna" te okręty, to w praktyce zwiększy nam się ilość "korwet/fregat patrolowych" (czyli militarnie bezużytecznych w naszych warunkach "Ślązaków"). Oprócz podlizania się Wielkiemu Bratu, jedyną korzyścią będzie (kosztowne) "utrzymywanie nawyków". Inna sprawa, iż - jak już pisałem - stan rzeczy jest już taki, że już chyba lepsze cokolwiek, niż agonia. A o szczegółach można poczytać np. tu: https://www.popularmechanics.com/military/navy-ships/a30878764/littoral-combat-ship-retirement/ https://www.defensenews.com/naval/2020/02/12/upgrading-the-first-four-littoral-combat-ships-not-worth-the-money-us-navy-says/ http://www.magnum-x.pl/artykul/littoral-combat-ship-w-ogniu-krytyki https://www.realcleardefense.com/articles/2020/02/18/the_us_navys_littoral_combat_ship_a_beautiful_disaster_115049.html https://www.altair.com.pl/news/view?news_id=10463 https://en.wikipedia.org/wiki/Littoral_combat_ship
  14. Podobna symbolika państwowa (i miejska)

    Wielbłądy dosyć często występują w heraldyce. Zazwyczaj tam, gdzie same występują (chociażby w Ertyrei, czy w Beludżystanie). Ale nie zawsze. Z wielu jedno lub dwugarbnych przykładów (zob. np. https://commons.wikimedia.org/wiki/Category:Camels_in_heraldry) dwie ciekawostki: 1. Francuskie La Couronne w historycznej Akwitanii. Wielbłąd ma być nawiązaniem do sposobu transportu materiałów na budowę tamtejszego opactwa. Zob. http://jm.ouvrard.pagesperso-orange.fr/html/couron.htm 2. Czeskie Pilzno. Tu jest jeszcze ciekawiej (z polskiego punktu widzenia). Zob. https://pl.wikipedia.org/wiki/Herb_Pilzna_(Czechy)
  15. O wprowadzaniu (i usuwaniu) gatunków.

    Rozsądnie proponowałem przeniesienie Polski w rejon basenu Morza Śródziemnego (Secesjonista lekkomyślnie sugeruje Irlandię, najwyraźniej chcąc być podbijany od wschodu). Dla niezbyt przekonanych o szopiej doskonałości mam podstawowy argument - lepsze są szopy niż szakale, nawet te złociste (też są już w Polsce). Ba - są już nawet w powiecie sztumskim. Jak Cię w nocy zbudzi charakterystyczne wycie, to pamiętaj, że szopy nie mają z tym nic wspólnego. Zob.: https://naukawpolsce.pap.pl/aktualnosci/news%2C80661%2Cszakale-zlociste-pra-na-polnoc.html
  16. Marynarka Wojenna RP u progu zaniku

    Po australijskich fregatach typu OHP ("poszły" ostatecznie do Chile) jest kolejny pomysł. Amerykanie wycofują pierwsze LCS-y. Rocznikowo - prawie "nówki". Zgodnie z naszymi najnowszymi, świeckimi tradycjami - kupować co się da bezprzetargowo, byle tylko u Wielkiego Brata zza wielkiej wody - rodzi się nadzieja, że być może teraz, wreszcie... A, że okręty ogólnie bez sensu, a już w polskich warunkach szczególnie, do tego "wymęczone" próbami. Okręty, które będą w przyszłości pewnie modernizowane i serwisowane raczej ku radości amerykańskiego podatnika, a nie ku chwale polskiego stoczniowca i przemysłu zbrojeniowego - no cóż. Chyba już dla Marynarki Wojennej RP nadeszła definitywnie faza: "Bierta cokolwiek dajom, bo jak tera nie weźmieta, to nigdy nie dostanieta".
  17. Dezerterzy

    Na forum "Dawny Gdańsk" (http://forum.dawnygdansk.pl/viewtopic.php?t=5562&postdays=0&postorder=asc&start=0) trafiłem na wspomnienia niedawno niestety zmarłego Antka (http://forum.dawnygdansk.pl/viewtopic.php?p=155354&sid=c4474138cb5e1a053e9fdec1c0579e31#155354). W mojej ocenie - jest to relacja niezwykle ciekawa, przedstawiająca dramatyczny (i złożony) obraz wojny widziany oczami młodego chłopca (relacja jest dwuwątkowa - wspomnieniom z lat okupacji towarzyszą wspomnienia powojenne). W jednym z postów Antka jest interesująca wzmianka z okresu trwania Powstania Warszawskiego: "Innym razem przy stacjonującej w lasku jednostce Wehrmachtu kręciło się kilku jakichś – wówczas według mnie dziwnie wyglądających - jeńców w równie dziwacznych roga-tywkach. Byli to starsi już wiekiem, wąsaci żołnierze o mocno ogorzałych, pooranych zmarszczkami twarzach, a ponieważ nie przypominali mi przedwojennych polskich żołnierzy, bo ich rogatywki, jak i mundury były osobliwego kroju i barwy, także i orzełek był jakiś „nie nasz”. Jeńcy wprawdzie mówili po polsku, ale z kresowym akcentem i unikali rozmów ze mną i z moimi kolegami, więc uznaliśmy, że to jacyś Ruscy. Dziwił fakt, że nie byli oni przez Niemców dozorowani tak, jak to miało miejsce w przypadku jeńców sowieckich, których Niemcy kiedyś pędzili szosą Modlińską w kierunku Jabłonny. Jeńcy ci byli wykorzystywani do rozmaitych prac gospodarczych, do obsługi zaprzęgów konnych, do oporządzania koni, obierania ziemniaków i tp.. Ojciec mój wyjaśnił, iż ci dziwni jeńcy byli Polakami z dywizji Berlinga, czyli tzw. „Kościuszkowcy”, a ich jeniecki „status” mógł wskazywać, iż nie byli jeńcami wziętymi w boju". Powyższy cytat z: http://forum.dawnygdansk.pl/viewtopic.php?t=5562&postdays=0&postorder=asc&start=15 Oczywiście, powyższe przypuszczenie nie musi się opierać na prawdzie. Jeniec wykorzystywany do prac, a przy tym względnie słabo pilnowany nie musiał koniecznie być dezerterem.
  18. Josip Broz Tito

    Dwie ciekawostki związane z przemieszczaniem się Tito. Obie nadal istniejące: 1. Pociąg, czyli "Plavi voz": https://www.srbvoz.rs/en/blue-train/?script=lat https://sr.wikipedia.org/wiki/%D0%9F%D0%BB%D0%B0%D0%B2%D0%B8_%D0%B2%D0%BE%D0%B7 2. Okręt, czyli "Galeb": https://rijeka2020.eu/en/about-the-project/buildings-renovation/brod-galeb-2/ https://balkaninsight.com/2019/07/29/croatia-to-transform-titos-iconic-yacht-into-museum/ https://en.wikipedia.org/wiki/Yugoslav_training_ship_Galeb
  19. O wprowadzaniu (i usuwaniu) gatunków.

    Z pełną satysfakcją stwierdzam, że obszar zamieszkiwany przez szopy pracze w Polsce zwiększa się. Może w sposób nie najszybszy z możliwych (80-100 km na 5 lat), ale za to z żelazną szopią konsekwencją. I niech sobie mówią, że szop stanowi "gatunek wybitnie oportunistyczny", który "powinien być eliminowany przez odstrzały i odłowy z zastosowaniem metod traperskich". Szoppingu już nie powstrzymacie (nawet traperami i niedzielnymi zakazami). Dane i cytaty z: https://www.iop.krakow.pl/gatunkiobce/default5cf8.html?nazwa=opis&id=116&je=pl http://projekty.gdos.gov.pl/igo-procyon-lotor
  20. Demokracja szlachecka, klientelizm...

    Le nie mam w tej chwili pojęcia (piszę to celowo z akcentem francuskim). Natomiast sądzę, że Secesjonista dworując sobie z innych, skądinąd chyba już trwale nieobecnych na forum, powinien trochę uważać (drugie zdanie napisane także z akcentem francuskim).
  21. Gdyby w Jałcie Polska trafiła pod wpływy Aliantów?

    Frazę podobną (tzn. powołującą się na interesy ukraińskie, czy białoruskie, czy wręcz krzywdę dla tych narodów wynikającą z traktatu ryskiego) Stalin używał od 1941 r. pewnie wielokrotnie (zresztą nie tylko on, także agencja TASS, inni politycy radzieccy itd.). Po raz pierwszy Stalin uczynił to chyba 4 grudnia 1941 r. podczas pożegnalnego obiadu dla gen Sikorskiego. Mówił wówczas, że granice należy ustalić samemu (tzn. Polska z ZSRR) i to przed konferencją pokojową, Polacy powinni "czut', czut'" ustąpić na wschodzie (w zamian za nabytki na zachodzie) i wreszcie "bądźcie spokojni, nie skrzywdzimy was". Ale jednocześnie przy okazji: "Polacy będą się musieli kłócić z Ukraińcami o Lwów". Zob. P. Wieczorkiewicz, Historia polityczna Polski 1935-1945, Warszawa 2005, s.248 Jak wiadomo, Sikorski tą rozmowę "uciął", wychodząc pewnie z założenia, które było przez czas dłuższy (i decydujący dla Polski) koszmarnie bezmyślną podstawą polskiej polityki (tzn., że wojna musi przebiegać podobnie, jak w latach 1914-1918, granice wschodnie są "święte", a na aliantów zachodnich konsekwentnie będzie można liczyć i w związku z tym nie trzeba przewidywać oraz szukać rozwiązań alternatywnych). Żadnych wyraźnych deklaracji Churchilla w sprawie polskiego Lwowa sobie nie przypominam (choć oczywiście nie wykluczam, że przy jakieś okazji mógł coś "delikatnie bąknąć"). Polityk ten był raczej konsekwentny w swojej wizji wymuszenia na Polakach akceptacji istotnej zmiany granic wschodnich wobec przewidywanej przez siebie konieczności jakiegoś dogadania się polskiego rządu emigracyjnego ze Stalinem (jeżeli ów rząd emigracyjny chciał zachować jakiekolwiek znaczenie). Prędzej może chodzić o Edena, który w Teheranie wdał się w polemikę z Mołotowem (którą przerwał Churchill mówiąc, że nie będzie "lamentował o Lwów"), a potem jeszcze w październiku 1944 napomknął, że w Teheranie "wymieniono tylko poglądy" (aczkolwiek - jak zauważył K. Skubiszewski - z całokształtu rozmów było już jasne, że sprawy terytorialne są już rozstrzygnięte) Zob. R. Studziński, Stanowisko ZSRR wobec kształtu terytorialnego i oblicza politycznego Polski w latach 1944-1945: w świetle źródeł, "Czasy Nowożytne" 1/1996, s. 34. Kłamał w sprawie Lwowa Mikołajczykowi Roosevelt, ale to już inna historia.
  22. Gdyby w Jałcie Polska trafiła pod wpływy Aliantów?

    Czym innym są jednak prace studyjne (podobno takowe "pro-lwowskie" prowadzono nawet w ZSRR - pod koniec 1941, przewidując wówczas pozostanie Lwowa przy Polsce), czym innym - realne działania polityczne. Nie przypominam sobie, by Churchill choć raz realnie bronił polskiego Lwowa w kontaktach z partnerem radzieckim.
  23. Gdyby w Jałcie Polska trafiła pod wpływy Aliantów?

    Nie mam specjalnie ochoty wyjaśniać spraw oczywistych, ale trudno, jak trzeba, to trzeba: 1. Dyplomacja radziecka zasadniczo lekce sobie ważyła wszelkie traktaty zawarte z państwami "burżuazyjnymi", cel "rozpalenia płomienia światowej rewolucji", a później poszerzenia terytorialnego zakresu władztwa Stalina był zawsze najważniejszy. Tak było z traktatem brzeskim, tak było z traktatem z Gruzją z 7 maja 1920 r., który gwarantował Gruzji "niepodległość" i "gwarancje nieingerencji w jej sprawy wewnętrzne" (zob. W. Materski, Gruzja, Warszawa 2000, s. 96), tak było w 1940 roku z różnymi traktatami z krajami bałtyckimi itp. itd. 2. Traktat litewsko-radziecki był ze strony radzieckiej zabiegiem taktycznym, ułatwiającym jej prowadzenie wojny z Polską. Myślę, że przesłanki zawarcia go dobrze charakteryzuje największy znawca XX-wiecznej historii Litwy - P. Łossowski, Konflikt polsko-litewski 1918-1920, Warszawa 1996, s. 112, 113 i 115: "Bolszewicy podchodzili do sprawy nader pragmatycznie. Najważniejsze były dla nich sprawy bieżące, tocząca się wojna z Polską. Obliczali, jakie korzyści mogą wyciągnąć dla siebie z porozumienia z Litwą, tak wrogo nastawioną wobec Polski. (...) Temu też warunkowi podporządkowali wszystkie inne kwestie. Dlatego nie miały w istocie dla nich znaczenia sprawy takiego lub innego przebiegu granicy litewsko-sowieckiej, dlatego gotowi byli >>w imię samostanowienia narodów<< uznać niepodległość Litwy. (...) Zawierając pokój z Litwą rząd sowiecki chciał wzmocnić swoją pozycję i wobec mocarstw Ententy, i wobec Polski. (...) Bardzo ważne było i to, że w traktacie znalazła się klauzula tajna, która stanowiła, iż rząd Litwy >>w żadnym wypadku nie potraktuje jako naruszenia niniejszego traktatu i akt wrogi wobec Litwy - faktu przekroczenia przez wojska rosyjskie granicy litewskiej i zajęcia przez nie części terytorium, które zgodnie z niniejszym traktatem stanowi część terytorium państwa litewskiego<<. Klauzulę ową wprowadzono do traktatu na kategoryczne żądanie strony sowieckiej, która oceniała, że w ten sposób realizuje sojusz wojskowy z Litwą". Podsumowując powyższy wywód prof. Łossowskiego: strona radziecka uzyskuje zatem - w momencie przystąpienia do definitywnej rozprawy z najważniejszym przeciwnikiem, czyli Polską - realnego sojusznika na północy frontu radziecko-polskiego (Litwa formalnie sojuszu z Rosją Radziecką nie zawarła, ale faktyczne działania wojsk litewskich były tego ewidentnym zaprzeczeniem). Dla tego taktycznego celu warto było uznać niepodległość Litwy i dać jej jakiekolwiek granice. Z pełną świadomością, że gdy Polska poniesie klęskę, to los Litwy będzie całkowicie w rękach radzieckich. Inna sprawa, że krótkotrwała "sielanka litewsko-bolszewicka w Wilnie" (ibidem, s. 123) zakończyła się wycofaniem z tego miasta wojsk litewskich ("W Wilnie pozostała tylko Komendantura pod dowództwem kapitana Vladasa Kurskaukasa", ibidem s. 123) i przejęciem nad nim całkowitej kontroli przez Armię Czerwoną. 3. Za realne przekazywanie Wilna Litwinom zabrano się dopiero po ostatecznej klęsce radzieckiej, aby podtrzymać antagonizm litewsko-polski (z oczywistych względów korzystny dla strony radzieckiej). A w międzyczasie rozpoczęto przygotowania do bolszewickiego przewrotu na Litwie: "Ukazująca się w Wilnie gazeta "Komunistas" pod wydrukowanym wielką czcionką tytułem oznajmiła 17 sierpnia, że robotnicy Polski powstali i przy pomocy Armii Czerwonej zajęli Warszawę. >>Jeszcze niedawno niedawno - pisano - mieliśmy blisko dwa gniazda kontrrewolucyjne: Warszawę i Kowno. W najcięższych dniach dla robotników i małorolnych pańska Warszawa i kułackie Kowno zwąchały się ze sobą, zastawiały sidła, szykowały się, aby zadać cios proletariatowi nie tylko Polski i Litwy, ale i Rosji [...] Teraz padła podpora panów kowieńskich. Dlatego teraz mogą iść do walki robotnicy i małorolni Litwy<<. Było to otwarte wezwanie do obalenia istniejącego na Litwie porządku. A przecież przygotowania do przewrotu prowadzono tam od dłuższego czasu. Teraz komuniści litewscy uznali, że wybiła ich godzina. Vincas Mickevičius-Kapsukas 19 sierpnia depeszował do Lenina, prosząc o zgodę na >>wyzwolenie<< Kowna. Jednakże Lenin, mający najświeższe wiadomości o położeniu na froncie pod Warszawą 20 sierpnia odpowiedział Kapsukasowi, że >>teraz, kiedy odstępujemy od Warszawy, jest całkowicie nieodpowiedni czas na takie działanie<<. Ale doradzał prace przygotowawcze do powstania >>ostrożnie i systematycznie<< kontynuować. (...) Przytoczyć wypada opinię niezależnego historyka Alfreda Senna, wysoko cenionego na Litwie. Napisał on: >>Gdyby Polacy nie powstrzymali sowieckiego ataku, Litwa, bez względu na traktat pokojowy, mogła przypaść Sowietom. Bolszewicy w tym czasie podpisali układ z niepodległą Gruzją. Jednak to państwo, nie mające pomocy zewnętrznej, nie potrafiło oprzeć się wtargnięciu bolszewików. Litwa mogła doczekać się podobnego losu<<. (...) Ponadto trzeba zacytować słowa bezsprzecznie najlepszego litewskiego znawcy problemu, Antanasa Rukšy, który jednoznacznie stwierdził: >>Latem 1920 r., kiedy Armia Czerwona zbliżała się do Warszawy, Rosja Sowiecka organizowała na Litwie powstanie bolszewickie, które miało dać rosyjskiej bolszewickiej armii pretekst do okupacji Litwy. Od tego nieszczęścia Litwę uratował >>cud nad Wisłą<<". Powyższy tekst cytowany z: ibidem, s. 131-133. Tyle prof. Łosssowski. A ja czuję się tym samym zwolniony z dalszego wyjaśniania oczywistej sprawy, że traktat litewsko-radziecki z 1920 roku miał ze strony radzieckiej charakter wyłącznie taktyczny i nie stanowił dla "kułackiej" Litwy dokładnie żadnej gwarancji utrzymania niepodległości. A pro forma tylko zwrócę uwagę, że chyba dosyć daleko odbiegamy od właściwego tematu.
  24. Gdyby w Jałcie Polska trafiła pod wpływy Aliantów?

    Komarze, traktat podpisano przed klęską, ale realne przekazanie Wilna (i okolic) odbyło się już po klęsce. Raczej chyba nie ulega wątpliwości, że gdyby nie bitwa warszawska, potem niemeńska - Litwa, Łotwa i Estonia zostałyby republikami radzieckimi.
  25. Gdyby w Jałcie Polska trafiła pod wpływy Aliantów?

    Ten artykuł akurat nie został wykorzystany, ponieważ: 1. W czasach rozpadu ZSRR konstytucja stalinowska już dawno nie obowiązywała, więc trudno, aby obowiązywał ten dokładnie artykuł. 2. Faktem jest, że w tzw. Konstytucji breżniewowskiej był artykuł o analogicznej treści (art. 69), ale tylko jedna republika próbowała (i tylko próbowała) się do niego odwołać - Armenia. Wynikało to z faktu, że 3 kwietnia 1990 r. przyjęto ogólnoradziecką ustawę „O kolejności rozwiązywania problemów związanych z wyjściem republiki związkowej z ZSRR”, doprecyzowującą ten artykuł (bardzo dyskusyjną w rozumieniu pranym, bo istotnie ograniczającą pojęcie "swobodnego wyjścia" i posiadającą wsteczną moc prawną). Tryb wychodzenia republiki ze składu ZSRR przewidziany ustawą z 3 kwietnia 1990 r. był niezwykle skomplikowany i długotrwały. Art. 2 tej ustawy głosił, że warunkiem secesji republiki jest samodzielna decyzja narodów republiki podjęta w drodze referendum. Referendum przeprowadzać miała Rada Najwyższa z własnej inicjatywy lub na wniosek 1/10 obywateli republiki uprawnionych do głosowania. Referendum miało być tajne, przy czym przeprowadzać się je miało 6 do 9 miesięcy po postanowieniu o jego przeprowadzeniu. Groźne dla integralności terytorialnej republiki postanowienia zawierał art. 3, mówiący o tym, że jeżeli w republice są jednostki autonomiczne lub obszary zamieszkałe zwarcie przez ludność odrębną etnicznie, to wyniki referendum podaje się dla nich oddzielnie. Jeżeli ludność tych „wydzielonych” obszarów głosowałaby inaczej niż reszta republiki, to mogło to być przesłanką oderwania ich od republiki, bowiem art. 10 stanowi, że w okresie przejściowym decyduje się o statusie tych terytoriów. Nad przeprowadzeniem referendum zgodnie z prawem mogli czuwać zarówno przedstawiciele związku, jak i innych republik, a także ONZ. Jeżeli w referendum ponad 2/3 ludności republiki wypowiedziałoby się za opuszczeniem przez nią związku, rozpoczynać się miał proces secesji (art. 6). Rada Najwyższa republiki zatwierdzała wyniki referendum postanowieniem i przedstawiała je Radzie Najwyższej ZSRR. Jeżeli podczas referendum nastąpiłoby naruszenie prawa, powtórzenie głosowania mogło się odbyć najwcześniej za 3 miesiące (art. 7). Natomiast, jeżeli w referendum poniżej 2/3 ludności głosowało za wystąpieniem ze związku, to powtórne głosowanie na ten temat mogło się odbyć dopiero po 10 latach. Rada Najwyższa ZSRR przedstawiać miała wyniki referendum najbliższemu Zjazdowi Deputowanych Ludowych ZSRR, który ustanawiał dla republiki okres przejściowy, trwający nie dłużej niż 5 lat. W czasie trwania okresu przejściowego swoją moc na obszarze republiki utrzymywały zarówno konstytucja jak i całe ustawodawstwo ZSRR (art. 7). Okres przejściowy służyć miał uregulowaniu spraw pomiędzy republiką a federacją, m.in. ustaleniu kwestii udziału republiki w zadłużeniu zagranicznym związku, sprecyzowaniu losów własności ogólnozwiązkowej na terenie republiki (w tym także wspólnych przedsięwzięć ekonomicznych republik), rozstrzyganiu przynależności terenów, na których większość ludności opowiedziała się przeciwko secesji. Obywatelom republiki w okresie przejściowym przysługiwać miało prawo wyboru obywatelstwa ZSRR bądź republiki (art. 10 i 15). Ustawa przewidywała, że pod koniec okresu przejściowego, w ostatnim jego roku, może zostać przeprowadzone powtórne referendum - z inicjatywy Rady Najwyższej republiki lub 1/10 obywateli. Gdy odpowiednia ilość obywateli wystąpiłaby z inicjatywą, referendum miało charakter obligatoryjny. Jeżeli podczas powtórnego referendum, secesję poparłoby mniej niż 2/3 mieszkańców uprawnionych do głosowania, wszelkie procedury związane z wystąpieniem z federacji ulegają przerwaniu i następuje przywrócenie status quo ante (art. 19). Gdyby do powtórnego referendum nie doszło lub skończyłoby się ono zwycięstwem zwolenników secesji, na koniec okresu przejściowego Rada Najwyższa miała wezwać Zjazd Deputowanych Ludowych do przyjęcia postanowienia o zakończeniu procesu wychodzenia republiki ze związku. Z momentem przyjęcia tego aktu następowało wyjście republiki z federacji (art. 20). W efekcie tak utrudnionej procedury - jako się rzekło - tylko Armenia rozważała wyjście z ZSRR na powyższych zasadach. Np. Litwa, Łotwa, Estonia uznały, że "likwidują stan okupacji", a nie "wychodzą" z ZSRR. Sygnatariusze porozumienia białowieskiego także nie odwoływali się do powyższego artykułu konstytucji breżniewowskiej (i ustawy z 3 kwietnia 1990 r.), tylko - trochę prawem kaduka - uznali, że skoro ich republiki stworzyły ZSRR w 1922 roku to i mogą go rozwiązać. Do tego, że prawo samostanowienia narodów jest traktowane przez możnych tego świata całkowicie uznaniowo i wybiórczo - nie musisz mnie przekonywać. Jest na to szereg przykładów od Katalonii, przez bośniackich i chorwackich Serbów - po Kosowo. Jestem także świadomy tego, że sytuacja w republikach radzieckich się zmieniała. Inna była w okresie "korienizacji", gdy np. część narodowych działaczy białoruskich rzeczywiście uznała, że Białoruska Socjalistyczna Republika Radziecka to "ich" państwo (za co zresztą zapłacono im śmiercią w czasach "wielkiej czystki"). Inaczej już było także w czasie "parady suwerenności" poprzedzającej rozpad ZSRR. Były także pewne różnice między republikami, jeżeli chodzi np. o zdolność "obrony stanu posiadania" rdzennej ludności (exemplum - Antanas Sniečkus na Litwie). Ale w długotrwałym "międzyczasie" obejmującym okres od Stalina do Breżniewa, naprawdę trudno mówić o funkcjonowaniu ZSRR jako normalnej federacji.
×

Powiadomienie o plikach cookie

Przed wyrażeniem zgody na Warunki użytkowania forum koniecznie zapoznaj się z naszą Polityka prywatności. Jej akceptacja jest dobrowolna, ale niezbędna do dalszego korzystania z forum.