Skocz do zawartości

Bruno Wątpliwy

Moderator
  • Zawartość

    5,693
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

Zawartość dodana przez Bruno Wątpliwy

  1. Marynarka Wojenna RP u progu zaniku

    W najnowszym "Morzu" (8/2017) artykuł R. Rochowicza - "Koniec floty spod biało-czerwonej?". Tytuł pesymistyczny, przewidywania autora - także. W mojej ocenie, przewidywania jednak są trafne. Realna perspektywa najbliższych dziesięciu, czy nawet więcej lat - to dogorywanie tych okrętów, które już mamy. Plus patrolowiec "Ślązak" i może trzy trałowce ("Kormorany"). Nie trzeba chyba wyjaśniać, że wygląda to dosyć żałośnie. Od siebie dorzucę możliwość wystąpienia wariantu optymistycznego. Może jakieś państwo się jednak zlituje i nie będzie chciało ponosić kosztów rozbiórki, złomowania swoich wycofanych z linii okrętów. I coś nam podrzuci. Oczywiście, należy przypuszczać, że w międzyczasie pojawią się kolejne plany modernizacji Marynarki Wojennej. I poza formę papierową nie wyjdą.
  2. Maksymilian Robespierre

    Myślisz, że to miało dla niego znaczenie? Pewnie zawsze zwracał się do swojego, prywatnego wyobrażenia Boga. I jak prawie każdy nawiedzony, przekonany o swej wyjątkowości i historycznej roli, był do wszelkich, swoich wyobrażeń dosyć przywiązany. Choć oczywiście, te wyobrażenia mogły być korygowane w trakcie żywota. O ile znalazłem gdzieś cytat z Nieprzekupnego, który twierdził, że "nie był dobrym katolikiem", to chyba nie znajdziemy dokładnie żadnej wypowiedzi, która by świadczyła, iż przeszedł na pozycje ateistyczne. Moim zdaniem, zawsze był osobą wierzącą. A przynajmniej, nigdy nie dał publicznie dowodu, że jest inaczej. Na to oczywiście nałożyła się jeszcze potrzeba polityczna (w jego rozumieniu). I wpływ Voltaire, którego znaną wypowiedzią o Bogu zresztą Robespierre się posłużył w jednej ze swoich "najwyższo-istotowych" przemówień.
  3. Maksymilian Robespierre

    Takiego, jakiego ON wychowa. Bo to ON, czuł, wiedział, był pewien, że jest najbliższy idealnemu prawodawcy (a także ideałowi człowieka). Ciekawe tym kontekście są uwagi w: R. Scurr, Robespierre. Terror w imię cnoty, Warszawa 2008 (cytat ze s. 192, ale na s. 191 są także ciekawe nawiązania - m.in. do Rousseau): "Podzielał, jak się zdaje, wizję Rousseau w potrzebę nadludzkiego prawodawcy, wszechwiedzącego, bezinteresownego i zdolnego pokierować ludźmi dla ich własnego dobra. (...) W tym kontekście wizja demokracji Robespierre'a była całkiem odmienna od wszystkiego, co dziś uznajemy za demokrację. Rządy ludu, w jego zrozumieniu, nie wywodzą się prosto z woli większości. Istotne jest, aby zapewnić triumf dobrej, czystej powszechnej woli - triumf tego, czego lud by chciał w idealnych okolicznościach - a to wymaga wczucia się w jego potrzeby, póki nie zdobędzie wystarczającego wykształcenia, by sam umiał rozpoznać swoje dobro."
  4. Pytanie jest trochę niejasne, chociażby dlatego, że pojęcia "ochrony" i "przejęcia" znaczą cokolwiek innego i mogą teoretycznie odnosić się do różnych (od siebie) sytuacji. Oraz niezbyt oddają istotę sprawy - o ile dobrze zrozumiałem sens tematu zaproponowanego przez Ciebie. Ad meritum, jeżeli konflikt owocuje zerwaniem stosunków dyplomatycznych (w dzisiejszym świecie nic nie jest pewne, znamy konflikty zbrojne między państwami, które formalnie mają ze sobą stosunki dyplomatyczne i zrywanie stosunków dyplomatycznych bez wchodzenia w konflikt zbrojny), to jednym z wyjść jest powołanie sekcji interesów, podległej formalnie przedstawicielstwu państwa trzeciego. Na przykład: interesy amerykańskie w Iraku reprezentowała swego czasu sekcja interesów USA przy ambasadzie polskiej; w drugiej połowie lat 80. była w Polsce sekcja interesów Izraela podległa ambasadzie Holandii; był 5 lat temu pomysł, aby interesy USA w Syrii reprezentowała ambasada polska, ale nie wiem co z niego wyszło, bo chyba działalność tamtejszej ambasady polskiej została zawieszona w związku z wojną domową w Syrii itp. Po rewolucji kubańskiej interesy USA na Kubie reprezentowała ambasada Szwajcarii, Kuby w USA - bodajże Czechosłowacji. W 1977 powołano odpowiednie sekcje interesów. Po wojnie 2008 roku Rosja i Gruzja zerwały stosunki dyplomatyczne (rolę "zastępcy" wzięła na siebie znowu Szwajcaria). Czasami pomysły są zupełnie specyficzne. Na przykład Republika Chińska (Tajwan), w związku z polityką "jednych Chin" prowadzoną przez Chińską Republikę Ludową i jej konsekwencjami, ma formalne relacje dyplomatyczne już tylko z niewielką ilością państw, ale funkcje zastępcze na Tajwanie i Tajwanu wykonują inne instytucje. Na przykład główne polskie przedstawicielstwo na Tajwanie ma bodajże nazwę Warszawskie Biuro Handlowe, tajwańskie - Biuro Kulturalno-Gospodarcze Tajpej w Polsce. Różne rozwiązania są możliwe, oczywiście zasadniczo zgodę muszą wyrazić na nie kraje zainteresowane oraz państwo trzecie (jeżeli np. jego ambasada ma być w takiej operacji zaangażowana). Przypuszczam, że umowy te zawiera się dopiero w razie potrzeby. Czy są możliwe wcześniejsze - pewnie tak, ale dosyć mało prawdopodobne, chyba że konflikt jest już tuż tuż. Czy są możliwe tajne? Pewnie tak, aczkolwiek należy pamiętać, że umowa międzynarodowa nie zarejestrowana w sekretariacie ONZ traktowana jest przez wszystkie struktury ONZ per non est (czyli nie można się na nią powoływać wobec ONZ). A generalnie kwestie związane z "zamykaniem" ambasad na wypadek wojny reguluje prawo dyplomatyczne, w tym przede wszystkim art. 44 konwencji wiedeńskiej o stosunkach dyplomatycznych. I jeszcze link: https://forum.historia.org.pl/topic/13365-korpus-dyplomatyczny/
  5. Podobna symbolika państwowa (i miejska)

    Flagi "z dziurą" (po herbie). Trudno tu mówić o typowym podobieństwie symboliki, raczej o podobnej nieco sytuacji historycznej, o tym, że w przełomowym momencie herb na fladze przestawał się komuś podobać, flaga - natomiast nie. Dwa przykłady oczywiste: 1. Węgry 1956 - i flaga węgierska w wyciętą dziurą po "herbie Rákosiego" - https://en.wikipedia.org/wiki/Flag_of_Hungary 2. Rumunia 1989 - podobna sytuacja, flaga z wyciętym herbem Socjalistycznej Republiki Rumunii - https://en.wikipedia.org/wiki/Flag_of_Romania I mniej znany przypadek: 3. Włochy 1943, początki Repubblica Sociale Italiana (Republiki Salò) i przykład prowizorycznego użycia flagi włoskiej z wyciętą symboliką dynastii sabaudzką (powody oczywiste - dla Niemców i zatwardziałych faszystów włoskich Wiktor Emanuel III jest zdrajcą, wraz z marszałkiem Badoglio oraz mu podobnymi) - YouTube kanał Saula Massona, Die Deutsche Wochenschau (685 / 44 / 1943) https://www.youtube.com/watch?v=ECfRXUH5lHY (15:26) Czy znajdziemy jeszcze inne "flagi z dziurą"?
  6. Otto Skorzeny

    Opis i wyjaśnienie powodów tego związku (Mossad - Skorzeny) w artykule z izraelskiej gazety "Haaretz": http://www.haaretz.com/israel-news/1.711115 Oczywiście, trudno powiedzieć, na ile artykuł odpowiada w pełni faktom historycznym, ale jedno jest pewne - w świecie wywiadu prawie wszystko jest możliwe.
  7. Czerwoni strzelcy łotewscy w armii niepodległej Łotwy

    Na żadną dokładną statystykę, przedstawiającą strukturę wiekową strzelców, którzy powrócili na Łotwę - nie trafiłem. Nie wykluczam, że w artykule, opublikowanym w 50. rocznicę rewolucji październikowej, Autor próbował nieco przedstawić sprawę na zasadzie: "wracali na (kapitalistyczną) Łotwę przeważnie ci, których obligowały więzy rodzinne, bo wiadomo, iż naturalną decyzją strzelca powinno być pozostanie w Rosji Radzieckiej". Zdrowy rozsądek każe jednak przypuszczać, że może być to twierdzenie (tzn. o tym, że wracali raczej starsi) relatywnie prawdziwe. Wiadomo, że szczególną skłonność do radykalizacji mają przede wszystkim młodsze pokolenia, im także łatwiej zaadaptować się do nowej sytuacji życiowej. Ktoś, kto zostawił na Łotwie żonę, dzieci itp. miał oczywiste powody, aby tam wrócić. Mógł też być mniej podatny na radykalne hasła. Ale to tylko moje przypuszczenia. Inna sprawa, że Jukumsa Vācietisa (i paru innych) trudno uznać za osoby młode w momencie, gdy wiązali swoje losy z rewolucją (często z tragicznym finałem tej decyzji - w czasach "wielkiej czystki").
  8. Otto Skorzeny

    Jak wymawiali to Niemcy można sprawdzić, szukając po frazach: "Deutsche - Wochenschau - Skorzeny". Skorzeny był dosyć często bohaterem tej kroniki. A jej lektor (Harry Giese) chyba przesadnie nie eksperymentował i wymawiał to nazwisko w sposób typowy dla przeciętnego Niemca. Co nie oznacza, że poprawny. Kwestią wymowy zajmuje się także polska Wikipedia (na końcu hasła "Otto Skorzeny) - https://pl.wikipedia.org/wiki/Otto_Skorzeny
  9. Wolne Miasto Gdańsk

    Zauważ, że FSO w swoim poście nie sugerował, że Gdańsk był częścią Polski. Raczej są to rozważania teoretyczne - "co by było, gdyby". Część podręczników do prawa międzynarodowego traktuje Wolne Miasto, jako przykład struktury quasi-państwowej o ograniczonej (w tym konkretnym przypadku - w istotnym zakresie na rzecz Polski) podmiotowości prawnomiędzynarodowej. I jest to chyba najlepsza z możliwych definicja tego tworu.
  10. Seks i erotyka w polskich filmach (1956-1987)

    To była Hanna Skarżanka w "Młodości Chopina" (1951). Pierwszy, nagi biust w kinematografii polskiej. Francuskiej robotnicy, ale w polskiej realizacji. Chapeau bas!
  11. Byłem w Rio, byłem w Bajo

    Fakt, chyba jakoś tak mają, niezależnie, jak się pokolorują politycznie: "Guadalajara no es Abisinia; los españoles, aunque rojos, son valientes. Menos camiones y más cojones". A odnośnie do de- (w tym przypadku "defrankizacji") - Valle de los Caídos w planie?
  12. Seks i erotyka w polskich filmach (1956-1987)

    Gdzieś czytałem, że nagi biust kobiecy pojawił się w polskim filmie bardzo wcześnie. W czasach stalinowskich (sam początek lat 50.). Ale była to nagość politycznie uzasadniona i słuszna (coś w rodzaju "Wolności prowadzącej lud na barykady" Delacroix, czy dręczonej robotnicy. Chyba chodziło o film związany z Chopinem. Czytałem też, że w latach 70.-80.pojawiło się w kinematografii pojęcie "jugoseks", tzn. w prawie każdym filmie jugosłowiańskim musiała być naga kobieta i "momenty". Nawet w niektórych "filmach partyzanckich". W ówczesnej Polsce było chyba dosyć podobnie. Golizny filmowej było dużo, nie zawsze uzasadnionej artystycznie, ale - przecież - przeważnie atrakcyjnej (przynajmniej dla części widowni). I co się dziwić, że polskie filmy (w tym "Seksmisja") były w ZSRR cenzurowane. Ale skoro turyści z ZSRR przyjeżdżali podobno do Polski przede wszystkim kupić dżinsy, zobaczyć czynne kościoły i stiptease w knajpach, to co się dziwić, że tamtejsze władze były czujne. W końcu: "W ZSRR seksu nie ma".
  13. Byłem w Rio, byłem w Bajo

    Musi, co nie mają tam IPN i ustaw denapoleońskich. Może lepiej - denapolenizacyjnych?
  14. Co by było gdyby... Druga Wojna Światowa ... "gdybania"

    Dwie ciekawostki na zupełnym marginesie. Stalin "przegiął" przynajmniej jeszcze w dwóch kwestiach: 1. Przy okazji włączania Północnej Bukowiny: "Rosjanie przedstawiając swoje ultimatum, nie zadali sobie nawet trudu, by przygotować mapę terenów anektowanych. Gruba linia szerokości kilku kilometrów zaznaczona na mapie o skali 1: 1 800 000 była powodem do nadużyć i pretekstem do rozszerzenia zaboru. Po stronie radzieckiej znalazły się w ten sposób tereny północnej Mołdawii z miejscowością Herța, należącą do Starego Królestwa. Doszło tu do krwawego incydentu. Rosjanie wkroczyli do miasta, otworzyli ogień i zabili kapitana rumuńskiego, dwóch żołnierzy i kilku cywili. Wdarli się 11 km w głąb poza linię demarkacyjną i zażądali przyznania im tego terytorium. Mimo protestów rumuńskich nie zmienili przebiegu granicy". A. Kastory, Rozbiór Rumunii w 1940 roku, Warszawa 2002, s. 209 Reasumując: Stalin zajął nie tylko Besarabię (tą - zgodnie z paktem), Północną Bukowinę, ale także fragment ziem, które przed pierwszą wojną światową stanowiły integralną część Królestwa Rumunii (a nie Rosji, czy Austro-Węgier). Zamieszkany zresztą do dziś w większości przez Rumunów. 2. Zajęto także niewielki fragment terytorium Litwy, który zgodnie z układem niemiecko-radzieckim z 28 września 1939 r. pozostał w niemieckiej strefie wpływów. P. Łossowski, Litwa, Warszawa 2001, s. 148, 155. "Rząd niemiecki przemilczał wówczas całą sprawę, ale o niej nie zapomniał. Wprawdzie ze strony radzieckiej nastąpiły wyjaśnienia i przeprosiny i >>po trudnych rokowaniach<< rząd Rzeszy zgodził się 10 stycznia 1941 r. na formalne odstąpienie zajętej przez ZSRS strefy w zamian za wypłacenie 7,5 mln dolarów - to jednak Berlin przypomniał to Moskwie w momencie rozpoczęcia wojny". Ibidem, s. 164.
  15. Formacje polskie - wyzwolenie Legnicy

    Na zasadzie uzupełnienia: Marian Łobik służył najprawdopodobniej rzeczywiście w 309 dywizji strzeleckiej (309-я стрелковая дивизия) zob. szlak bojowy dywizji https://pamyat-naroda.ru/warunit/309+%D1%81%D0%B4/ ogólne informacje: http://www.poisk-pobeda.ru/forum/index.php?topic=1460.0 ale raczej w 955 pułku strzeleckim (955-й стрелковый полк) - zob. dziennik działań bojowych pułku od 9 lutego 1945 https://pamyat-naroda.ru/documents/view/?id=133215790 Niestety, nigdzie do tej pory nie znalazłem Mariana Łobika (poza oczywiście "Wyzwoleniem Dolnego Śląska", s. 14). Przeszukałem pobieżnie spis Bohaterów Związku Radzieckiego (na "Л"). Bardziej szczegółowo osób z tym tytułem służących w 309 dywizji - jest stronie rosyjskojęzycznej Wikipedii. Na razie nic nie wiem więcej o tym człowieku i jego narodowości. Dopisek: Skany gazety 309-dywizji "Во славу Родины" z lutego 1945: http://www.nbdrx.ru/pdf/gazety_voyny/vo_slavu/194502/files/assets/basic-html/page-1.html Może tam nasz Łobik się pojawi, ale niestety nie mam teraz czasu szczegółowo przeczytać.
  16. Formacje polskie - wyzwolenie Legnicy

    Trochę wygląda to na konfabulację, chyba że weteran służył w lutym 1945 roku w wojsku radzieckim. Można ewentualnie jeszcze sprawdzić, czy np. w Borach Dolnośląskich nie działała jakaś polska grupa rozpoznawczo-spadochronowa. Wiem, że jest na ten temat jakaś literatura (m.in. o Polskim Samodzielnym Batalionie Specjalnym), ale niestety nie mam źródeł przy sobie. Czytałem, że taka grupa rozpoznawcza działała w okolicach Kluczborka na Opolszczyźnie (przeżył z niej bodajże jeden człowiek). Ale nawet, jeżeli zrzucono polskich wywiadowców na Dolnym Śląsku, to raczej mało prawdopodobne, by brali oni udział w walkach o Legnicę. Legnicę zdobyto w dniach 8-10 lutego 1945 roku. W tym czasie w okolicy żadnych wojsk polskich nie było. 1 Armia Wojska Polskiego walczyła w tym czasie jeszcze na Wale Pomorskim. Dosyć daleko od Legnicy. 2 Armia WP - w końcu stycznia i na początku lutego dopiero ruszyła w kierunku frontu. Droga marszu prowadziła pierwotnie daleko od Legnicy. Na początku lutego armia skoncentrowała się bodajże w okolicach Łodzi, potem (marzec) przerzucono ją w okolice Gorzowa (10. dywizja szła pod Gorzów nieco inaczej - przez Górny Śląski i Poznań). Potem - "już cieplej". Pod koniec marca armia skoncentrowała się na północ od Wrocławia (miała brać udział w walkach o Festung Breslau). Plany znów się zmieniły i ostatecznie armia przemaszerowała spod Wrocławia nad Nysę Łużycką (pierwsza połowa kwietnia). I stamtąd ruszyła do walki. Możliwe jest, że jakieś oddziały 2 Armii idąc z regionu Trzebnica-Oleśnica nad Nysę przeszły przez Legnicę (choć raczej marszruta powinna biec nieco dalej na północ). Ale to było już 2 miesiące po zdobyciu miasta przez wojska radzieckie. Dopisek: 2 Armia Wojska Polskiego maszerowała jednak przez okolice Legnicy (podczas translokacji spod Wrocławia nad Nysę Łużycką). Między innymi przez Tyniec Legnicki i chyba samą Legnicę. Zob. http://www.prochowice.mserwer.pl/content.php?mod=sub&cms_id=75&lang=pl Jest teoretycznie możliwe, że weteran (o ile służył w 2 Armii, np. w 8 dywizji - zob. mapę jej drogi na front prowadzącą przez Legnicę Wikipedia) brał udział w jakiś operacjach "oczyszczających", "anty-dywersyjnych" w okolicach Legnicy lub w samym mieście, ale nie w zdobywaniu miasta.
  17. Co by było gdyby... Druga Wojna Światowa ... "gdybania"

    Może należałoby rozważyć możliwość zróżnicowania między "ofiarą zupełnie nieprzygotowaną na atak", a "ofiarą nieudolnie przygotowaną na atak"?
  18. Identyfikacja munduru (osoba z północnych Kaszub)

    W linku poniżej chyba najbardziej przejrzyste wyjaśnienie niemieckich stopni z tego okresu: http://www.worldwar1.com/sfgrank.htm W tym kontekście postacie ze zdjęć wyglądają raczej na szeregowców. Inna kwestia, że różne zdjęcia dostępne w sieci są opisywane często niezgodnie z systemem opisanym na wyżej wskazanych stronach. I wreszcie - nie widać, czy i jakie oznaczenia osoby na zdjęciach mają na kołnierzach. Kolejna zagadka to fakt, że postać na drugim zdjęciu nie ma chyba typowej Feldmütze (czapki bez daszka, wyglądem - nie kolorem - przypominającej marynarskie nakrycie głowy), tylko czapkę z niewielkim daszkiem. A to sugerowałoby jednak chyba stopień wyższy od szeregowca. Zob. http://www.worldwar1.com/sfgeruni.htm
  19. Starożytność - ciekawostki

    Twórcy aktu wandalizmu chyba nie znamy, a ofiara "żartu" wandala była raczej Grekiem, niż Wandalem. Twórca pewnie też.
  20. Identyfikacja munduru (osoba z północnych Kaszub)

    Zasugerowałem się: 1. Zdjęciem na stronie http://www.flickriver.com/photos/94791180@N06/sets/72157633440563796/ Jest tam żołnierz opisany jako Obergefreiter (rzeczywiście artylerii) ze Świnoujścia. Podobny, można uznać, że jasnych naramienników po prostu nie widać, ale nie ma mankietu całego ciemnego. Jednakże na tej stronie występują postaci podobne do naszego żołnierza z drugiego zdjęcia, opisane po prostu mianem Soldat. 2. Rysunkiem z: https://forum.dobroni.pl/f/mundur-pruskiego/48876 (ale widzę, żeby się tym kierować, to żołnierz powinien mieć jeszcze oznaczenie na kołnierzu). W tej chwili, po przejrzeniu szeregu stron, pruskie oznaczenia stopni, te kombinacje guzików, taśm itp. są dla mnie pewną zagadką. Zaczynam się nawet zastanawiać, czy żołnierz na pierwszym zdjęciu nie ma jakiegoś stopnia (wyższego niż szeregowiec).
  21. Radziwiłłowska Szkoła Majtków w Nieświeżu

    Piotr I zaczynał od malutkiej, siedmiometrowej jednostki "Святой Николай", teraz to "Дедушка русского флота". Na wszelki wypadek, Boliwia ma marynarkę wojenną (m.in. na jeziorze Titicaca) i szkołę marynarki wojennej w La Paz. Nigdy nie wiadomo, co z zabawy wyjdzie...
  22. Relacja polskiego oficera polityczno-wychowawczego. Cytowane za: E. Stefaniak, Byłem oficerem politycznym LWP, Toruń 2007, s. 256-259 (skróty - Bruno W., zachowano oryginalną pisownię nazwisk): "Jesienią 1968 roku jako oficer Sztabu Pomorskiego OW, oddelegowany do ćwiczącej armii "Pomorze", znalazłem się (...) w kompleksie leśnym nad Łabą. Ponieważ znałem co nieco język niemiecki, wyznaczono mnie na oficera kierunkowego do współpracy z dywizją NRD, która została podporządkowana naszemu dowódcy armii - gen. Józefowi Kamińskiemu. Ze strony enerdowskiej oficerem do kontaktów ze sztabem naszej armii był ppłk Horst Beker. Oprócz rozmów oficjalnych i tłumaczeń odbywaliśmy także (...) rozmowy prywatne. Któregoś dnia, popijając Klein Schnaps, zapytałem go: >>Skąd u was takie dziwaczne hasła, Waffen Brüder - klassen Brüder (...) Pełno ich na ulicach, drogach w osiedlach i miastach. U nas, w Polsce, takich haseł nie widać<<. Odpowiedź Bekera brzmiała: >>To jest tak: ja mam rodzonego ojca i brata, ale uciekli z NRD i są w RFN. Ty jesteś moim bratem klasowym, a to jest dla mnie coś ważniejszego, jak brat biologiczny<<. Słuchałem tego z pewnym zdziwieniem. Powiedziałem: >>W ćwiczeniach bojowych zawędrowaliśmy z Polski do Schwerina, a teraz jesteśmy blisko Łaby, naszym celem - już tylko na mapach - jest skok aż po sam Ren. Co będzie, jeśli twoja dywizja w składzie naszej polskiej armii napotka na swej drodze twego ojca lub brata?<< Zareplikował krótko: >>Też pytanie, będę strzelał, tak jak wy będziecie to czynić<<. Odpowiedzią byłem zbulwersowany i pomyślałem, że jednak wolałbym, aby w boju Beker był przede mną, a nie za moimi plecami. Zdziwiony byłem także, gdy w dalszej rozmowie zapytałem mojego niemieckiego rozmówcę, kto był ich pierwszym historycznym królem. Zaległo milczenie, a później usłyszałem, że demokratyczne Niemcy nie miały żadnego króla, a dalej słyszałem coś o Spartakusie, Karolu Liebknechcie, Róży Luksemburg, Wilhelmie Picku. Ja na to: >>Gdy zdawałem do Szkoły Oficerskiej, to pierwsze pytanie, jakie mi zadano, dotyczyło właśnie tego, kto był pierwszym królem Polski<<. Na to Beker: >>Bo wy jesteście tylko z nazwy krajem socjalistycznym. Istnieje u was prywatna gospodarka rolnicza, liczne przywileje ma Kościół katolicki, a nawet, słyszę, macie również swoich królów. Teraz rozumiem, dlaczego nie ma u was haseł Waffen Brüder - klassen Brüder<<. Po dniu pełnym wrażeń (...) rozmyślałem czy w polskiej armii znalazłby się oficer o takim sposobie myślenia, jak Becker? Na pewno nie. Przecież pierwszym naturalnym ogniwem człowieczeństwa jest rodzina: ojciec, matka, brat i siostra. Czy tzw. więź klasowa może zastąpić rodzinę? To absolutna bzdura. Owszem, podobna indoktrynacja, jak w NRD, była również uprawiana w polskiej armii, ale bardzo krótko w latach 1949-1956. Ale nawet i wówczas zaledwie wąskie grupy fanatyków coś brzdąkały o nadrzędności >>klas i czujności klasowej<< w rozumieniu zjawisk społecznych. (...) Tak rozmyślałem: czym jest Polska, NRD i RFN. Psychicznie i świadomościowo okazywaliśmy się bardzo różnymi armiami. NRD-owców spostrzegaliśmy jako >>sojusznika hybrydę<<. [Niestety, dalej piszący nie wyjaśnił, co rozumie przez to dosyć dziwne pojęcie - uwaga Bruno W.] Wiele też do myślenia dostarczał fakt, że ćwiczącym dowódcą NRD-owskiej dywizji ze Schwerina był generał Malewsky, a szefem wydziału politycznego płk Nabielak urodzony w Poznaniu". [Również i tu Autor nie wyjaśnił, jakie to refleksje go nachodziły w związku z dosyć - dla mnie przynajmniej - banalnym faktem, że wielu Niemców ma polskobrzmiące nazwiska - uwaga Bruno W.] I w formie ciekawostki, kilka - następujących zaraz po powyższym opisie - uwag E. Stefaniaka o wojskach radzieckich. Ibidem, s. 259: "W pewnym fragmencie ćwiczeń udaliśmy się wspólnie z ppłk. Beckerem w okolice Schwerina. Tam mieliśmy obejrzeć alarmowe wyprowadzenie z koszar radzieckiej dywizji pancernej i skierowanie jej na zachodni kierunek działań bojowych. Nawet dla nas, wojskowych, był to zatrważający widok, a co dopiero mówić o cywilnych mieszkańcach. Od momentu ogłoszenia alarmu jednostki pancerne z pełnym oporządzeniem w ciągu 35 minut znalazły się w rejonach alarmowych, kilka kilometrów za miastem. Nasze polskie normy wydawałoby się już mocno wyśrubowane, wynosiły dwie godziny na wykonanie takiego zadania. Ta obserwacja, jak również inne działania Armii Radzieckiej wskazywały na wysoką, wręcz mistrzowską sprawność bojową". [Oczywiście, musimy uwzględnić fakt, że była to na pewno dywizja pancerna pierwszego rzutu, stacjonująca nad granicą między Układem Warszawskim a NATO, w której gotowość bojowa musiała być na najwyższym poziomie - uwaga Bruno W.]
  23. Identyfikacja munduru (osoba z północnych Kaszub)

    Skoro wspomniałeś Wierzchucino. Po odzyskaniu niepodległości przez Polskę, pozostało ono po stronie niemieckiej. W związku z tym wystawiono tam i - co ciekawe - zachował się do dziś niemiecki pomnik poległych żołnierzy z czasów pierwszej wojny. Z nazwiskami. Nie pamiętam, czy przy nazwiskach podane są formacje, w których służyli polegli. Ale, jeżeli masz dużo zapału - to jest jakiś trop. Można próbować ustalić po nazwiskach, do jakich oddziałów trafiali żołnierze z tego regionu. Dopisek: Osoba na powyższym zdjęciu (z Wierzchucina) jest także w pruskim mundurze. Z tym, że posiada stopień - moim zdaniem - Obergefreiter.
  24. Marks i koniec historii

    Nie jestem ani pierwszym, ani drugim, ani trzecim. Udało mi się przebrnąć przez jakąś część tego, co napisali Marks i Engels. Co nie było sprawą łatwą, bo z zasady niezbyt przepadam za filozofami i efektem ich wysiłku intelektualnego. Moja prosta osobowość nader często zauważa chęć opisywania przez nich prostych zjawisk zbyt skomplikowanym językiem. I towarzyszące temu duże zadufanie w sobie, wbrew pewnej - niekiedy - nieporadności w dostrzeganiu rzeczy oczywistych. Ale - rzecz gustu. Począwszy bodajże od Platona filozofowie próbowali opisać reguły rządzące ewolucją ustrojów. Stworzyć ogólną filozofię dziejów. I od Platona począwszy - nie zawsze zgadzało się to z rzeczywistością. I tak jest pewnie także u Marksa. Obok celnych obserwacji, mamy takie, które dziś wydają się żałośnie przestarzałe (bo dostosowane np. do XIX-wiecznego stanu rzeczy), niesłuszne, czy takie, których słuszności zweryfikować nie jesteśmy w stanie. Dużo przy tym zależy od poglądów oceniającego. Należy także pamiętać, że są tacy, którzy uważają, że to co powstało w XX wieku i było określane jako marksistowskie, czy komunistyczne (i służy dosyć powszechnie jako podstawowy punkt wyjścia do krytyki samego Marksa) - dosyć często niewiele miało wspólnego z myślą Marksa. I mają - chyba - sporo racji. Tak, czy inaczej, piszący o marksistowskiej teorii państwa najbardziej chyba sięgają nie do samego Marksa, lecz do Engelsa i jego „Pochodzenia rodziny, własności prywatnej i państwa” (które Engels traktował, jako swoiste wykonanie testamentu Marksa, swoją drogą relacja obydwu panów była bardzo ciekawa, także w wymiarze psychologicznym - interesująco opisał ją T. Hunt, Fryderyk Engels. Komunista we fraku, Wyd. Świat Książki 2012). W największym skrócie Engelsowi chodziło o to, że ludzkość ongiś obywała się bez państw, potem pojawiło się państwo, jako twór nieunikniony w rozwoju ludzkości, a w przyszłości - owo państwo obumrze. Kwintesencją jego poglądów jest ten fragment: "Państwo nie jest więc wieczne. Istniały społeczeństwa, które obchodziły się bez niego, które nie miały żadnego pojęcia o państwie i władzy państwowej. Na określonym stopniu ekonomicznego rozwoju, który nieodłącznie związany był z podziałem społeczeństwa na klasy, państwo na skutek tego podziału stało się koniecznością. Obecnie zbliżamy się szybkim krokiem do takiego stopnia rozwoju produkcji, na którym istnienie tych klas nie tylko przestaje być koniecznością, lecz staje się wyraźną przeszkodą dla produkcji. Klasy zginą tak samo nieuchronnie, jak poprzednio powstały. Wraz z nimi nieuchronnie zginie państwo. Społeczeństwo, które zreorganizuje produkcję na podstawie wolnego i równego zrzeszenia producentów, przeniesie całą maszynę państwową tam, gdzie odtąd będzie jej miejsce: do muzeum starożytności, obok kołowrotka i topora brązowego". Punkt wyjścia jest - w mojej ocenie - bezapelacyjnie słuszny. Istniały (i pewnie istnieją nadal) społeczeństwa, które obchodzą się dosyć dobrze bez państwa. Marksiści nazywali to "wspólnotą pierwotną". My, niezależnie, jak to nazwiemy, obserwację musimy potwierdzić. W historii ludzkości państwo, rozumiane jako organizacja społeczna, polityczna, hierarchiczna, terytorialna, przymusowa itp. pojawia się w pewnym momencie. I nie wszędzie. Prawie do naszych czasów dotrwały "pierwotnie zorganizowane" społeczności Aborygenów australijskich (ostatnia, aborygeńska grupa "uncontacted tribe" wyszła na spotkanie państwu i jego organom bodajże dopiero w 1984 r.). I dziś mamy resztki "nie kontaktujących się z cywilizacją" Indian amazońskich, jakieś komuny (hipisowskie, czy inne) funkcjonujące właściwie poza państwem. Jak traktować państwa "upadłe" - Somalia, czy swego czasu Liberia - to jeszcze inna historia. De facto przestały tam istnieć państwa we właściwym tego słowa rozumieniu. Ich rolę zaczęły odgrywać klany, struktury quasi-państwowe, warlordowie itp. Atrakcyjność owych nie-państwowych wspólnot dla nas, współczesnych - to już inna kwestia. Istniały/istnieją na pewno. Nie oznacza to jednak, że Engels uważał, że państwo jest tworem nienaturalnym. Wręcz odwrotnie, sądził, że powstanie państwa (na gruzach "wspólnoty pierwotnej", czy "ustroju rodowego", który opisywał w "Pochodzeniu rodziny, własności prywatnej i państwa”) jest czymś całkowicie naturalnym w rozwoju ludzkości. Według jego słów: "Zbadaliśmy każdą z trzech głównych form, w których wyrosło państwo na ruinach ustroju rodowego. Najczystszą, klasyczną formę przedstawiają Ateny; państwo powstaje tu bezpośrednio i przeważnie z przeciwieństw klasowych rozwijających się wewnątrz samego społeczeństwa rodowego. W Rzymie społeczeństwo rodowe staje się zamkniętą arystokracją pośród licznego, stojącego poza nim plebsu - pozbawionego praw, ale obciążonego obowiązkami. Zwycięstwo plebsu rozsadza stary ustrój rodowy i na jego ruinach wznosi państwo, w którym wkrótce zanikają zupełnie zarówno arystokracja rodowa jak plebs. Wreszcie u germańskich zwycięzców cesarstwa rzymskiego państwo powstaje bezpośrednio z podboju wielkich cudzych obszarów, dla których opanowania ustrój rodowy nie posiadał środków. Ponieważ jednak z tym podbojem nie wiąże się ani poważna walka z dawną ludnością, ani bardziej postępowy, podział pracy, ponieważ stopień rozwoju ekonomicznego zdobywców i podbitych jest prawie jednakowy, podstawa ekonomiczna społeczeństwa pozostaje więc bez zmiany - ustrój rodowy może się tu utrzymać przez długie stulecia w zmienionej, terytorialnej formie marki, a nawet na czas jakiś odmłodnieć w słabszej formie w późniejszych rodach szlacheckich i patrycjuszowskich, a nawet w rodach chłopskich, jak np. w dytmarskich. Państwo nie jest więc bynajmniej potęgą narzuconą społeczeństwu z zewnątrz. Nie jest ono również >>rzeczywistością idei moralnej<<, >>obrazem i rzeczywistością rozumu<<, jak twierdzi Hegel. Jest ono raczej produktem społeczeństwa na określonym stopniu rozwoju, jest ono przyznaniem się, że społeczeństwo to uwikłało się w nierozwiązalną sprzeczność z samym sobą, rozszczepiło się na nieprzejednane przeciwieństwa, których nie potrafi ujarzmić. Ażeby zaś te przeciwieństwa - klasy o sprzecznych interesach ekonomicznych - nie pożarły nawzajem siebie i społeczeństwa w bezpłodnej walce, stała się niezbędną potęga stojąca pozornie ponad społeczeństwem, która miała tłumić te konflikty, utrzymywać je w granicach >>porządku<<. Tą potęgą wyrosłą ze społeczeństwa, ale stawiającą siebie nad nim i coraz bardziej wyobcowującą się z niego, jest państwo". "Schody" zaczynają się w momencie, gdy Engels za decydujący dla ewolucji społeczeństw (i ustrojów) uznaje czynnik klasowy (i produkcji). Uważa, że w pewnym momencie państwo, jako struktura zapewniająca dominację posiadaczy nad resztą społeczeństwa i hamująca rozwój produkcji - przestanie być potrzebne. Obumrze. Zastąpi go jakaś forma "wolnego i równego zrzeszenia producentów". Czyli organizacja przymusowa zostanie zastąpiona "umową społeczną" (w engelsowskiej wersji, oczywiście). Brzmi to trochę śmiesznie, bo paradoksalnie Hobbes, Rousseau, Locke się kłaniają, ale tak to chyba prowizorycznie można nazwać. Jak mi się wydaje, Engels nie odrzuca a priori występowania w tej swojej umowie instytucji dyscyplinujących (tak, jak na etapie "wspólnoty pierwotnej" było jakieś prawo, zasady gry, zarządzania). Po prostu uważa, że nie będą miały one formy państwowej, czyli zinstytucjonalizowanego, przymusowego mechanizmu panowania jednej klasy nad drugą, tylko będą oparte o jakąś umowę "wolnych i równych". Ta umowa (te umowy) będzie podstawą organizacji życia społecznego. W tym edukacji, organizacji życia, bezpieczeństwa itp. Ocena tego zależy już od poglądów oceniającego. Jedni uznają to za żałosne proroctwo, któremu zaprzeczyła historia ludzkości XX-XXI wieku, inni uznają, że "coś w tym jest", ale tylko "coś", inni znowu współczesne (XXI-wieczne) rozwarstwienie majątkowo-dochodowe, gdy niewielka część ludzkości posiada większość jej bogactw - uznają za dowód na spełnianie się wizji Marksa i Engelsa. Reasumując. Teoretycznie obumarcie państwa jest oczywiście możliwe. Tak, jak wynalezienie przez ludzkość form organizacji społecznej, o których jeszcze dziś nie śniliśmy. Tak, jak teoretycznie możliwe jest istnienie cywilizacji pozaziemskich. Czy - istnienie Boga. Poruszamy się tu konsekwentnie w kategoriach wiary, a nie empirii. Zweryfikować prawdziwości teorii o obumieraniu państwa za pomocą naszej współczesnej wiedzy - nie jesteśmy w stanie. Możemy powiedzieć tylko tyle, że żaden filozof nie jest (i nie był) posiadaczem jedynej prawdy, często się filozofowie mylili, a próby realizacji różnych poglądów (filozoficznych, czy religijnych) mogą prowadzić w praktyce do straszliwych, niekoniecznie zamierzonych przez autorów koncepcji - rezultatów. Cytaty za: K. Marks, F. Engels, Dzieła, Tom XXI, Warszawa 1969. Wytłuszczenia w cytatach - Bruno W.
  25. Aby brak typowych dowodów osobistych nie zasugerował nikomu, że Galicja czasów Franciszka Józefa była krajem wolnym od panowania Św. Biurokracego - mała ciekawostka: Na stronie turystyczno-krajoznawczej http://forum.sudety.it/, znalazłem fajne zdjęcia z wycieczki w Beskid Niski. W skansenie kultury łemkowskiej, Autor znalazł formularze, na których gmina powinna składać władzy zwierzchniej raporty ze stanu liczbowego "matołków (kretynów), obłąkanych, nałogowych pijaków" itp. Matołków biurokracja dzieliła na "nadających się do prac domowych i na tych, którzy się nie nadawali". Również nałogowi pijacy byli klasyfikowani do odpowiednich kategorii. Mogli być "właścicielami ziemskimi, profesionistami, ale także włóczęgami i nicponiami". Za stroną internetową: http://forum.sudety.it/viewtopic.php?f=17&p=62481#p62481 Podejrzewam, że owe formularze pochodzą raczej z czasów austriackich, niż II RP i stanowią oczywisty dowód tego, że zmartwienia wachmistrza żandarmerii Flanderki (z kart "Szwejka") zamęczonego i przerażonego koniecznością odpowiedzi na kolejne kwestionariusze, cyrkularze, instrukcje, rozporządzenia, pouczenia, tudzież ofiarnie zaangażowanego w organizowanie sieci lokalnych, płatnych donosicieli (w praktyce niezbyt udany eksperyment z "agentem" Pepikiem) - mogą być mocno oparte na faktach historycznych.
×

Powiadomienie o plikach cookie

Przed wyrażeniem zgody na Warunki użytkowania forum koniecznie zapoznaj się z naszą Polityka prywatności. Jej akceptacja jest dobrowolna, ale niezbędna do dalszego korzystania z forum.