Skocz do zawartości

Bruno Wątpliwy

Moderator
  • Zawartość

    5,693
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

Zawartość dodana przez Bruno Wątpliwy

  1. Wieże Bismarcka

    Ciekawym przypadkiem jest dwukrotne takie "oswajanie", przy czym obydwie, nowe nazwy nie utrzymały się w powszechnym użyciu. Wieża na Wielkiej Sowie (otwarta w 1906 r.) była pierwotnie dedykowana Bismarckowi. "Po II wojnie światowej wieży nadano imię Władysława Sikorskiego (...) (wrzesień 1981 roku) wieży nadano imię nestora polskiej turystyki i krajoznawstwa Mieczysława Orłowicza. Przy wejściu zainstalowano wtedy pamiątkową tablicę z sjenitu, która przetrwała tylko dwa tygodnie." [Przypuszczam - Bruno W. - że był to efekt "zwykłego" wandalizmu, bo trudno M. Orłowicza uznać za patrona niewygodnego politycznie dla kogokolwiek]. Cytat za: T. Śnieżek, Góry Sowie. Przewodnik, Pruszków 2012, s. 66. Jak już wspomniałem, obydwie powojenne nazwy się jednak "nie utrzymały". Pierwotna wieża Bismarcka: https://dolny-slask.org.pl/6339615,foto.html?idEntity=543321 Okres powojenny - wieża Sikorskiego (zdjęcie jest z 1960 roku, najczęściej spotykaną datą nadania wieży imienia Sikorskiego jest 1945): https://dolny-slask.org.pl/896607,foto.html?idEntity=543321 1981 rok - patronem jest teraz Orłowicz: https://dolny-slask.org.pl/638906,foto.html Wieża dziś (po porządnym remoncie "na stulecie"). Jak widać, wśród tablic na niej zamontowanych, znalazło się miejsce i dla pierwotnej - niemieckiej, upamiętniającej otwarcie 24 maja 1906 roku: https://dolny-slask.org.pl/606992,foto.html?idEntity=543321 https://dolny-slask.org.pl/631656,foto.html?idEntity=543321
  2. Pomniki związane z nacjonalizmem niemieckim

    Ciekawe były losy pomnika poległych podczas pierwszej wojny światowej - umiejscowionego na zamku Chojnik. Tak wyglądał pierwotnie: https://dolny-slask.org.pl/862608,foto.html?idEntity=523345 Tak wyglądał w 1960 roku: http://jelenia_gora.fotopolska.eu/394168,foto.html?o=b187287 Dziś wygląda tak (i upamiętnia pobyt Karola Wojtyły): https://dolny-slask.org.pl/4900099,foto.html Jest też informacja o tym, co w tym miejscu upamiętniano wcześniej: https://dolny-slask.org.pl/716353,foto.html?idEntity=523345 Ale najciekawsze jest chyba to, co stało się z "główkami" z niemieckiego pomnika. Uważny obserwator zauważy je na pierwszym zdjęciu i na zdjęciu z 1960 roku (już nieco spostponowane). Kiedyś - zapewne w trakcie długotrwałego remontu zamku (o jego dziesięcioletniej długotrwałości - zob. - https://pl.wikipedia.org/wiki/Zamek_Chojnik) - dwie z "główek" powędrowały na zamkową wieżę. I są tam nadal, czasami będąc przyczyną różnych historyczno-legendarnych gdybań turystów: https://dolny-slask.org.pl/4901466,foto.html?idEntity=516617 https://dolny-slask.org.pl/4901469,foto.html?idEntity=516617 https://dolny-slask.org.pl/966911,foto.html?idEntity=510748 W sumie, nieznani robotnicy (a może ich kierownik?) sprzed 50-ciu lat mieli dobry pomysł.
  3. Po drugiej wojnie światowej niemieckie pomniki na Ziemiach Odzyskanych leciały masowo z cokołów. I trudno się dziwić Polakom, ciężko doświadczonym panowaniem "nadludzi", że tak próbowali oswoić nowe ziemie i odreagować lata męki i poniżenia. Dziś patrzymy na to bez takich emocji, choć nadal trudno wyobrazić sobie w Polsce pomniki Bismarcka, czy Fryderyka II. Ale von Redena - już prędzej (choć nie ominęły go kontrowersje). Ale bywały niemieckie pomniki, które ocalały. I nie mówię tu o pomnikach poległych w czasie I-ej wojny światowej, gdzieś tam wegetujących sobie przez okres Polski Ludowej na prowincji, często z zatartymi inskrypcjami. Paradoksalnie przetrwały na Dolnym Śląsku przynajmniej dwa pomniki o jednoznacznie nacjonalistycznej, niemieckiej wymowie. Które Polska Ludowa oszczędziła pewnie z powodu pobudek klasowych (i niewiedzy niektórych, ówczesnych decydentów). A teraz konkrety: 1. Pomnik kowala Wielanda w Świdnicy. Wieland der Schmied występuje w mitologii germańskiej jako swoisty symbol zemsty. Generalnie postać niezbyt ciekawa (choć konkretne szczegóły jego losów bywają różnie przedstawiane). Więziony (z podciętymi ścięgnami) przez króla Niduda, marzył o zemście. Zrealizował ją w ten sposób, że zabił synów króla, z ich czaszek zrobił czarki, z zębów i oczu - gustowną biżuterię, potem zgwałcił córkę króla i odleciał, machając żelaznymi skrzydłami. Ot, taki uroczy obrazek, jak ktoś słyszał o Niebelungach - ten wie, że w szeroko rozumianej mitologii niemieckiej wcale nie odosobniony. W 1922 roku w Świdnicy stanął pomnik Wielanda. Wyrzeźbiła rzeczonego Dorothea von Philipsborn. Klęczał mityczny kowal sobie na cokole w środku miasta, coś kuł, łypał złowieszczo w stronę Polski, a na cokole miał napisane: "Denkt an Oberschlesien" ("Pamiętajcie o Górnym Śląsku"). Chyba wyczuwacie kontekst? Po wojnie ocalał i łypał groźnie dalej dokładnie w tą samą stronę. Dopiero w końcu lat 70-go przeniesiono. A ostatecznie kilkanaście lat temu trafił do parku. Dlaczego ocalał? Pewnie nikt po wojnie nie zastanowił się nad symboliką tego pomnika i w Wielandzie widziano tylko przedstawiciela spracowanej klasy robotniczej. Korzystałem z: M. Perzyński, Dolny Śląsk dla dociekliwych, Miejsca niezwykłe, Wrocław 2012, s. 114-115. A tu Wielanda można sobie obejrzeć (na stronach dolny-slask.org.pl): Pierwsza lokalizacja. (Szczególnie godne uwagi są zdjęcia z uroczystości składania wieńca pod Wielandem przez lokalnego Gauleitera Helmutha Brücknera i SA-manów. Nawiasem mówiąc, Brückner popadł w niełaskę Hitlera - sprawa Röhm-Putsch i "noc długich noży"). Obecnie. 2. Pomnik górników w Złotoryi. W tym przypadku przesłanie stricte antypolskie nie było aż tak decydujące. Chodziło o upamiętnienie 700-lecia bitwy pod Legnicą (1941), którą - jak wiadomo - stoczyły czysto niemieckie hufce pod wodzą niemieckiego księcia (Heinrich der Fromme, inaczej Heinrich von Schlesien) z barbarzyńcami ze Wschodu. Tudzież podkreślenie niemieckiego hartu ducha, historycznej roli "narodu panów", wykazania związku Trzeciej Rzeszy z chwalebną historią, germańskością "od zawsze" Śląska itp. itd. Wybrano zaś konkretnie upamiętnienie zasług górników (kopaczy złota), walczących w bitwie. Twórcą był berliński rzeźbiarz Fritz Richter-Elsner. Efekt? Górnik, jak górnik, chłop muskularny, na pewno nie żadna "sztuka zdegenerowana" i w pełni zgodny z hitlerowskimi kanonami męskiego piękna. Germański heros bez dwóch zdań (pozował podobnież miejscowy piekarz). Ciekawszy jest jednak cokół. Paradują na nim silni, muskularni wojownicy z uzbrojeniem, sztandarami, werblami itp. Wojownicy średniowieczni, ale jeden z nich na głowie coś, co najbardziej przypomina wojskowy Stahlhelm z czasów I i II wojny, a nie średniowieczny ekwipunek. I co? Pochód germańskich herosów ze Stahlhelmem na głowie jednego z nich - także przetrwał Polskę Ludową. Pojawiały się tylko nowe tablice. Powód był pewnie także klasowy. Korzystałem z: G. Humieńczuk, Aktualizacja bitwy legnickiej (1241) [w:] Z. Mazur (red.), Wokół niemieckiego dziedzictwa kulturowego na Ziemiach Zachodnich i Północnych, Poznań 1997, s. 72-73. Link do innej dyskusji na naszym forum, gdzie już podawałem przykład pomnika ze Złotoryi, tamże inne przykłady sztuki totalitarnej III Rzeszy. Można porównywać muskulaturę germańskich herosów. I wreszcie - LINK do zdjęć pomnika (dolny-slask.org.pl). Pod nazwą Fontanna Kopaczy Złota.
  4. Mała korekta w ramach kaliningradzkiego OT. Przypadkiem trafiłem na końcówkę programu telewizyjnego o Prusach Wschodnich. Niestety, nie pamiętam tytułu, ani kanału (Planete, Viasat History?). W każdym razie trafiłem. I był w nim wywiad ze starszą panią. Niemką, która po wojnie wyszła za mąż za radzieckiego lekarza wojskowego. I pozostała w obwodzie kaliningradzkim (dokładnie chyba w Tylży-Sowiecku). Także po śmierci męża, z którym przeżyła wiele lat (o decyzji swojej powiedziała, że jej nie żałuje). Także nawet tam - w warunkach całkowitej wymiany ludności - wyjątki się zdarzały. Przynajmniej jeden.
  5. Jakość prochu wojsk brytyjskich

    W książce z 1805 r. "New Principles of Gunnery: Containing the Determination of the Force of Gunpowder, and Investigation of the Difference in the Resisting Power of the Air to Swift Ad Slow Motions", mamy na s. 118 porównanie cech "prochu rządowego" z innymi. Skan książki dostępny na: https://books.google.pl/books?id=zokXxSnkinIC&hl=pl&sitesec=reviews Być może wypowiedź Fox'a to też jakaś reminiscencja - chyba powszechnego w swoich czasach - braku sympatii dla "saletrzarzy" ("saltpetre-men"), którzy potrafili w imieniu Korony narobić niezłych szkód w prywatnych posiadłościach (nie tylko w kurnikach).
  6. Kamień choleryczny

    Przyznaję, że była do dla mnie pewna nowość. Cmentarz choleryczny - wiadomo co to, ale kamień? Zob.: https://dolny-slask.org.pl/560928,Bukowiec,Kamien_choleryczny.html https://dolny-slask.org.pl/537919,Swierzawa,Kamien_choleryczny.html Z jakiego to okresu - XIX-wiek (pandemie cholery?), czy może wcześniejszy (i dotyczy jakiś innych zaraz?). Jaki miał sens - określenie obszaru objętego epidemią? Jakoś nie chce mi się wierzyć, aby bawiono się wówczas w wykuwanie kamieni, zwykłe tablice pewnie by wystarczyły. Może to oznaczenie cmentarza cholerycznego? Jakiś sens błagalny lub wotywny? A może kamienie z takim symbolem nie mają nic wspólnego, ani z cholerą, ani z innymi chorobami? Co wiemy o "kamieniach cholerycznych"?
  7. Kamień choleryczny

    Wikipedyczne opisy dwóch nieco podobnych wizualnie rozwiązań. Niewiele wnoszą, poza ogólnym tropem do sprawdzenia. Trzeci link to już drugi znaleziony "krzyż pokutny" (nie wnikam tu w prawidłowość tej terminologii, gdzieś czytałem jakieś opracowania autorów polemizujących z powszechnym stosowaniem tego nazewnictwa). Zatem, jak na razie pewne jest to, że mamy dwa krzyże pokutne z wykutymi podobnymi wizerunkami krzyża. I chyba prawidłową terminologię niemiecką na tego typu, rozdwojony na dole krzyż - fußgesparrtes Kreuz. Tak, czy inaczej wersja choleryczna staje się coraz mniej prawdopodobna. A już szczególnie to, że taki krzyż miał służyć "oznaczaniu obszaru objętego cholerą". W jakieś książce o epidemiach cholery (akurat na Górnym Śląsku, ale w sumie to blisko do Dolnego i ta sama administracja pruska), czytałem o czarnych flagach, ogłoszeniach, tablicach itp. Zdrowy rozsądek nakazuje przypuszczać, że przecież nikt w takim tragicznym czasie nie wykuwałby kamieni, aby oznaczyć obszar objęty epidemią. Tym bardziej, że obszar ten mógł ulegać zmianom. Pozostaje jeszcze niewielkie prawdopodobieństwo, że to krzyże jakoś upamiętniające epidemię, określające cmentarz choleryczny, czy mający charakter prośby do Opatrzności o zakończenie (lub nie nawracanie) epidemii.
  8. O tym, że dobrze mieć we własnej gminie drzewo, pod którym usiadła ongiś ważna osoba, czy kamień, który zaszczyciła swoim siedzeniem - nie trzeba nikogo przekonywać. Jarosław Haszek opisał ongiś (czy wymyślił) przypadek lokalnych pasjonatów historii (księdza i nauczyciela), którzy atrakcyjność swojej, morawskiej wsi chcieli podnieść z wszelką cenę. Posunęli się aż do znalezienia kamieni, na których siedzieli święci Cyryl i Metody. Znaczy się, święty Cyryl siedział, a Metody - stał. A - i jeszcze przy okazji zacni Morawianie odkryli kamień "napoleoński". Jaroslav Hašek, Historia partii umiarkowanego postępu (w granicach prawa), Kraków 1987, s. 97-100. Czy znamy przykłady równie nieprawdopodobnego przypisywania do ważnych osób, czy wydarzeń - elementów przyrody ożywionej i nieożywionej, tudzież zabytków kultury i rozmaitych artefaktów? I mały przykład. W Kłodzku stoi sobie kamień (właściwie - mały pomnik) - dosyć powszechnie nazywany "kamieniem Napoleona". Z wyrzeźbionym kapeluszem. Po wojnie, komuś skojarzył się on z nakryciem głowy Napoleona - i powstała legenda, a właściwie legendy. Jedna z nich głosiła, że w tym miejscu wiatr zerwał Napoleonowi kapelusz z głowy. Tak naprawdę - wyrzeźbiony kapelusz jest kapeluszem niemieckich oddziałów kolonialnych z pierwszej wojny światowej (Schutztruppe), a kamień (pomnik) nie miał nic wspólnego z Napoleonem. Wersja bajeczna o "Kamieniu Napoleońskim" z Kłodzka - Link 1. (do informacji ze strony www.citywalk.info). Prawda o rzeczonym kamieniu - Link 2. (informacja ze strony dolny-slask.org.pl, tamże odesłanie do artykułu M. Dziedzica, Pomnik kolonialny w Kłodzku, "Sudety" nr 11 z 2011 r.).
  9. Ciekawa strona, na której można zapoznać się z wydaniami nielegalnych gazet w okupowanej przez Niemcy Danii: http://www.illegalpresse.dk/ Charakterystyczne jest to, że choć nie są one świadectwem osiągnięcia szczytów ówczesnych możliwości poligraficznych przez podziemne wydawnictwa, to nielegalne, duńskie gazety zawierają chociażby zdjęcia. Co jest pewnie dowodem zarówno na upowszechnienie zdobyczy technicznych, sprawność wydawców, jak i na specyfikę reżimu okupacyjnego.
  10. Kamień choleryczny

    Pytanie wówczas o symbolikę tego krzyża? Dobry i zły łotr? Spotkałem się z pojęciami krzyża widlastego, też złodziejskiego, ale one rozwidlają się raczej ku górze. Dopisek: Znalazłem jeszcze coś takiego: https://de.wikipedia.org/wiki/Göpel_(Heraldik) https://heraldik-wiki.de/wiki/Kolbenkreuz i kolejne praktyczne zastosowanie fußgesparrtes Kreuz: http://www.suehnekreuz.de/bayern/wiesen.htm
  11. Spotkania weteranów

    Ciekawostki: Zdjęcie mające przedstawiać austriackich weteranów drugiej wojny o Szlezwik. W duńskim mieście Vejle - pięćdziesiąt lat po wojnie (1914). https://en.wikipedia.org/wiki/File:Austrian_veterans_of_1864.jpg I medal, który pewnie niektórzy z nich przypięli do zdjęcia. http://www.austro-hungarian-army.co.uk/denmark64.htm I drzeworyt z epoki. http://archiwumalle.pl/bitwa+pod+vejle+austria+vs+dania+1864-8_5001948773.html
  12. Spotkania weteranów

    Użyłem słowa "spotkania", tylko dlatego, że nie przychodzi mi do głowy lepsze - na potrzeby tytułu tematu - tłumaczenie angielskiego słowa "reunion" ("ponowne spotkanie", "ponowne zgromadzenie"?). Wiadomo o co chodzi. Spotkanie po latach weteranów danej wojny, bitwy, czy danej formacji. Nie przypadkowe, tylko jakoś zorganizowane, mniej, czy bardziej "sformalizowane". Trzy przykłady tytułem zagajenia: 1. "Reunion" weteranów szarży lekkiej brygady (wojna krymska) - po pięćdziesięciu latach: https://en.wikipedia.org/wiki/File:Charge_of_the_Light_Brigade_survivors_reunion_-_1904.jpg 2. Spotkanie weteranów wojny secesyjnej w Gettysburgu (1913 r.): https://en.wikipedia.org/wiki/1913_Gettysburg_reunion 3. I - dużo mniej liczne - spotkanie w Gettysburgu w 1938 roku: https://en.wikipedia.org/wiki/1938_Gettysburg_reunion Kiedy zaczęto organizować takie spotkania (a przynajmniej - o jakich jeszcze wiemy z historii)?
  13. Czy Wielka Brytania i Japonia nie posiadały samolotów "zwiadowczych"?

    Wyprawy bombowe też bywały w dzień. I też pewnie strzelano najbardziej w prowadzący samolot. [Co nie znaczy, że uważam, iż ktokolwiek z nich (zwiadowców lotniczych, czy załóg bombowców) miał łatwiejsze życie.]
  14. Czy Wielka Brytania i Japonia nie posiadały samolotów "zwiadowczych"?

    W sumie, to można zastąpić słowo "fotografowania" słowem "bombardowania" i mamy opis niezbyt ciekawej sytuacji, którą mieli też "chłopaki z bombowców".
  15. Wojna w Wietnamie

    Krótkie szukanie w internecie daje dowód, że z dokładnym policzeniem jest kłopot. Od 1.000 do 11.000 jest raczej duży rozziew, ale chyba częściej występują cyfry w przedziale od 7.500 do 11.000. https://www.ncbi.nlm.nih.gov/pmc/articles/PMC3441176/ https://www.history.com/topics/vietnam-war/women-in-the-vietnam-war http://www.vietnamwomensmemorial.org/vwmf.php https://nvf.org/vietnam-women-veterans/ http://www.bbc.com/news/in-pictures-36574698
  16. Ciekawostki Historyczne

    Warto zauważyć, że nie chodzi tu analfabetyzm rozumiany pod postacią całkowitej nieumiejętności czytania i pisania, tylko tzw. analfabetyzm funkcjonalny, czyli nieumiejętność właściwego korzystania z nabytej ongiś wiedzy w zakresie pisania i czytania. Można znaleźć różne statystyki. W myśl jednej z nich (Human Development Report 2009) we Włoszech 47% badanej populacji (16-65 lat) ma taką przypadłość, w UK ok. 22%, w USA 20%. W tym zakresie statystyki niemieckie (14,4%) nie są akurat szczególnie przerażające. Zob. https://web.archive.org/web/20101212113216/http://hdrstats.undp.org/en/indicators/109.html Nasza Wikipedia znowu twierdzi, że: "Ocenia się, że np. 77% Amerykanów, 47% Polaków i 28% Szwedów ma problemy ze zrozumieniem tekstów, a mianem sprawnych językowo można nazwać w tych trzech krajach odpowiednio tylko 2%, 21% i 32% mieszkańców (według International Adult Literacy Society)". Za: https://pl.wikipedia.org/wiki/Analfabetyzm Statystyki - jak już pisałem - bywają różne, ale myślę, że obserwacje "z życia społecznego" i z różnych miejsc w internecie pozwalają wysnuć poważne przypuszczenie, iż "coś jest na rzeczy". A z tą powszechną alfabetyzacją w renesansowej Florencji był nieco uważał. Zob. np. P. Burke, R. Porter, The social history of language, Cambridge 1987, s. 31-36.
  17. Kamień choleryczny

    O tych kamieniach nie wiem nic więcej ponad to, co przedstawiłem w pierwszym poście. Nie przypominam sobie żadnej literatury historycznej, czy krajoznawczej na ich temat, a pobieżnie szukanie w necie nie dało interesujących rezultatów. Dlatego rzecz mnie tak zastanawia. Rysunek krzyża jest dosyć charakterystyczny, pojawiła się też nazwa. Skąd to jest wzięte?
  18. Kamień choleryczny

    Ale 1831 to chyba XIX-wiek? A wracając do meritum. Oczywiście, nazwa może być "przekłamana". Czyni to bardziej prawdopodobnym chociażby wymiana ludności na tych terenach po II-ej wojnie światowej i zachwianie "dziedziczenia lokalnej pamięci". W takich warunkach tworzyły się różne nowe objaśnienia i legendy. Moją ulubioną jest nazywanie pomnika poświęconego kolonialnym oddziałom niemieckim z pierwszej wojny - "kamieniem napoleońskim". Zob. temat: Prawda, tylko prawda i ... lokalna prawda. Ale - te kamienie coś oznaczały. Ciekawe - co? Skądś wzięła się także ich "choleryczna" nazwa.
  19. Kamień choleryczny

    "Znalazłem" kamień choleryczny w Szkocji (wraz z odpowiednią opowieścią): http://www.niggoldtrust.org.uk/index.asp?pageid=430507 Ale związku z kamieniami na Dolnym Śląsku to chyba nie ma.
  20. Wojna Krymska

    To na pewno. Z punktu widzenia ówczesnych wojna ta, jako starcie mocarstw na olbrzymią skalę, zachwianie się porządku po-wiedeńskiego, "odwrócenie sojuszy" - musiała mieć gigantyczne znaczenie. I wreszcie, co widać chociażby z tej dyskusji, ta wojna była zarazem pierwszą nowoczesną i jedną z ostatnich - tradycyjnych. Problem był w tym, że ta wojna chyba dosyć szybko została "zapomniana". Przyszłe wydarzenia ja przyćmiły. Zjednoczenie Włoch, zjednoczenie Niemiec, wojna niemiecko-francuska, potem Wielka Wojna... I jej efekty w sumie szybko poszły w zapomnienie, bo chociażby Rosja już w latach 1877-1878 definitywnie zweryfikowała porządek po-paryski.
  21. William Szekspir... i wątpliwości.

    A wracając już z kosmosu (przepraszam - Afryki) na ziemię (znaczy się - do Europy i Szekspira). W ramach dyskusji - czy Szekspir mógł opisać krainy, w których nie był (i na ile opis ten jest jego fantazją, na ile odzwierciedleniem realnej sytuacji), może warto zainteresować się tym, jak Szekspir widział Polskę. Która też się pojawia na kartach jego dzieł. O jednym fragmencie już wspominałem: "HAMLET Czyje to wojska, rotmistrzu? ROTMISTRZ Norweskie. HAMLET Gdzie one idą? ROTMISTRZ Ku granicom Polski. HAMLET Kto ma nad nimi dowództwo? ROTMISTRZ Synowiec Starego króla, Fortynbras. HAMLET Czy pochód Ich ma na celu podbój całej Polski Lub pewnej części tylko? ROTMISTRZ Prawdę mówiąc I bez dodatków, idziemy zagarnąć Marny kęs ziemi, z którego krom sławy Żaden nam inny nie przyjdzie pożytek. Za parę mendli dukatów nie chciałbym Wziąć go w dzierżawę, i pewnie by więcej Nie przyniósł ani nam, ani Polakom, Gdyby był w czynsz puszczony". Za.: William Shakespeare, Hamlet. Królewicz duński, tłum. Józef Paszkowski. W internecie tekst dostępny na stronie: https://wolnelektury.pl/katalog/lektura/hamlet.html Nie muszę chyba przypominać, że historia raczej milczy o norwesko-polskim konflikcie terytorialnym o "marny kęs ziemi", wyprawie norweskiej na Polskę (przez Danię) i jej wodzu, księciu królewskiej krwi - Fortynbrasie. Więcej o Polsce w dziełach Szekspira dowiemy się już od bardziej znających temat: http://www.teatr-pismo.pl/przestrzenie-teatru/1433/polska_i_polacy_w_dzielach_williama_szekspira/
  22. William Szekspir... i wątpliwości.

    I jeszcze jedna kwestia - musimy powiększyć pulę badanej populacji. 100 to zbyt mało, bo przecież i w bardzo bogatym, i bardzo piśmiennym społeczeństwie może się zdarzyć, że w setce nie będzie żadnego geniusza. Oczywiście, będzie się to musiało wiązać z powiększeniem mojego wynagrodzenia. No i lojalnie uprzedzam, że co prawda wiele, wiele lat temu ze statystyki miałem piątkę (a co mi tam, pochwalę się), ale już z niej nic nie pamiętam. Zatem, będę musiał zatrudnić specjalistów. Ale to wszystko chyba załatwimy z góry jakimś ryczałtem?
  23. William Szekspir... i wątpliwości.

    Ależ dlaczego? Jak już pozostajemy w oparach absurdu, to pozwolę się zapytać o koszty takiej wyprawy. Bo ja w sumie to bardzo chętnie, jeżeli Kszyrztoff zapewni mi i mojej małżonce na następne wiele lat godziwe utrzymanie w jakimś kraju afrykańskim, to mogę się podjąć odpłatnej obserwacji. Tylko bym wnioskował, żeby raczej nie w Zatoce Gwinejskiej. Za duszno. No i jeszcze kwestia, czy w ramach eksperymentu/zakładu wprowadzamy do badanej populacji element edukacji, czy szczęścia? I metodologia - czy do kwalifikacji "za geniusza" starczy test Mensa, czy wprowadzamy coś jeszcze?
  24. Wojna Krymska

    Właściwie można uznać, że była to pierwsza wojna "obsłużona" przez korespondentów i fotografów wojennych (w dzisiejszym tego słowa znaczeniu). William Howard Russell, Roger Fenton, James Robertson... i rzeczywiście relacje były "w miarę" aktualne. I w związku z tym małe pytanie. Czy "cywilni" korespondenci mieli na Krymie dostęp do telegrafu? Początkowo linia telegraficzna "z Zachodu" sięgała tylko do Belgradu. Russell swoją korespondencję o szarży lekkiej brygady wysłał zatem do "Timesa" z Krymu 28 października 1854 r. (trzy dni po bitwie pod Bałakławą) statkiem pocztowym do Marsylii. Korespondencja została zapowiedziana w "Timesie" z 11 listopada, "weszła" do numeru z 13 listopada. Czyli 18 dni po bitwie. Za: M. Wańkowicz, De profundis. Ziemia za wiele obiecana. Wojna i pióro, Warszawa 2011, s. 489. Linię telegraficzną do samego Krymu doprowadzono w końcu kwietnia 1855 r. Zob. G. Arnold, Historical Dictionary of the Crimean War, London 2002, s. 59. I pytanie - czy miała ona tylko militarne zastosowanie? Chyba tak, bo wojskowi dosyć niechętnie reagowali na mieszanie się pismaków w ich sprawy. Z drugiej strony, rząd brytyjski dał kontrakt na budowę linii Warna-Krym firmie prywatnej R. S. Newall & Company i być może miała ona wpływ na to, co przesyłane jest za pomocą tego telegrafu (a świeże wiadomości to był przecież gorący pieniądz). Jeżeli tak było, oznaczałoby to, że informacja z danego dnia miała szanse dostać się do londyńskich gazet z dnia następnego, a może nawet wieczornych wydań tego samego dnia (to może przesada - ówczesny telegraf i poligrafia miały jednak swoje ograniczenia). A to już byłaby rewolucja informacyjna. I może jeszcze jedna ciekawostka. Wojna zwana jest "krymską", bo oczywiście krymski teatr działań może zostać uznany za szczególnie istotny, ale tak naprawdę miała wymiar wręcz globalny. Starcia z nią związane miały miejsce od Kaukazu, przez Krym i Bałkany, do Bałtyku, Morza Białego i Kamczatki. Choć oczywiście - skala działań była bardzo zróżnicowana.
  25. William Szekspir... i wątpliwości.

    No dobrze, skoro już chyba definitywnie ustaliliśmy, że niepiśmienność rodziców nie musi w każdym przypadku uniemożliwiać ich dziecku karierę literata, to może warto zastanowić się co naprawdę wiemy o rodzicach Szekspira? I co wiemy o edukacji samego Szekspira? W sumie niewiele (o jednym i o drugim). Są poszlaki, bo nie pewność, że jego rodzice mogli być niepiśmienni. A jaki był ich status społeczny? Możliwości zapełnieniu dziecku w miarę dobrego startu życiowego? Przynajmniej w zakresie dobrej, podstawowej edukacji? Z góry informuję, że istnieją dwie teorie. Jedna (nowsza), że John Shakespeare był sprawnym, bogatym "biznesmenem" i do końca swych dni "robił w wełnie" z dużymi sukcesami finansowymi (choć nie zawsze legalnie), druga (bardziej powszechna), że gdy William był nastolatkiem, bogata i dobrze usytuowana dotąd rodzina zaczęła mieć problemy finansowe. Nawet, gdy założymy, że prawdą jest to drugie, to młody William miał wszelkie możliwości, aby otrzymać całkiem niezłe wykształcenie. Był synem przedstawiciela lokalnej elity (oczywiście w skali Stratford-upon-Avon), który nawet jeżeli wpadł w pewne kłopoty finansowe, to zaczęły się one, gdy William miał już kilkanaście lat i były pewnym, długotrwałym procesem. To inna sytuacja, niż utalentowanego dziecka skrajnie biednej, niepiśmiennej rodziny, które od dzieciństwa nie ma żadnych szans na edukację, czy wyrwanie się z biedy.
×

Powiadomienie o plikach cookie

Przed wyrażeniem zgody na Warunki użytkowania forum koniecznie zapoznaj się z naszą Polityka prywatności. Jej akceptacja jest dobrowolna, ale niezbędna do dalszego korzystania z forum.