-
Zawartość
5,700 -
Rejestracja
-
Ostatnia wizyta
Typ zawartości
Profile
Forum
Kalendarz
Zawartość dodana przez Bruno Wątpliwy
-
O ile tak będzie. W każdym razie, na tle podawanych pierwotnie 2.300 "Armat" wygląda to dosyć żałośnie. Inna sprawa, że decyzja może być uznana za racjonalną, bo jest bardzo prawdopodobne mityczna "Armata" najprawdopodobniej dobrze chroni załogę (inaczej niż rodzina T-72), a poza tym - to niedopracowany pojazd, "gwarantujący" owej załodze niską świadomość sytuacyjną. W takiej sytuacji już lepiej reanimować rodzinę T-72/80. Podejrzewam, że obecny los Terminatora może być podobny. http://www.altair.com.pl/news/view?news_id=23567&q=Armata
-
Fakt, że B.B. Silesius nie przepada za muzeami, a przynajmniej za jednym - jest już nam znany. I cokolwiek nudny. A przy całym szacunku dla Boya, zmarł on jednak tragicznie zbyt wcześnie, aby być świadkiem przesunięcia całego narodu wiele kilometrów na Zachód - oraz jego funkcjonowania przez 45 lat przy niepełnie uznanej granicy zachodniej. Zatem "straśne cuda" z "Raperswila", kiepsko nadają się jako komentarz do polskiej polityki (w tym muzealnej) wobec dziedzictwa kulturowego na Ziemiach Odzyskanych (prowadzonej w pierwszych dziesięcioleciach po drugiej wojnie światowej).
-
Koncepcja ciężkiego bojowego wozu piechoty - opartego na elementach konstrukcji czołgu - nie jest niczym nowym. Izraelczycy chcąc lepiej chronić swych żołnierzy - przede wszystkim podczas walk w terenie zabudowanym - produkują takie wozy od wielu lat (Achzarit, Nakpadon, Namer itp.). A odnośnie do szczegółów - to poczekajmy. Na upływ czasu i funduszy (o ile Rosjanie je znajdą). Na razie wojska pancerne Federacji Rosyjskiej to rodzina T-72/90, transportery kołowe to rodzina BTR-80, bojowe wozy piechoty - to BWP 1/2/3. I tak pozostanie jeszcze przez lata. T-14 (i reszta, w tym Terminator) to na razie uzbrojenie wystawowo-defiladowe. I nie jest wcale pewne, czy nie zachowa ono tego statusu na dziesięciolecia.
-
Stan i jakość uzbrojenia armii rosyjskiej
Bruno Wątpliwy odpowiedział Razorblade1967 → temat → Wojsko, technika i uzbrojenie
Czy mógłbyś to rozwinąć? Słyszałem, że były problemy z ich odbiorem technicznym (zarzucano brak testów z wykorzystaniem amunicji produkowanej w Rosji, złą jakość drewna użytego przy produkcji łoża itp.). Rosjanie winili za to Amerykanów, Amerykanie uważali zarzuty za nieuzasadnione. Czyli klasyka. Ale, czy rzeczywiście była to broń nie nadająca się na pola bitewne frontu wschodniego w I-ej wojnie? Wpisy Razorblade1967 i Bruno wydzielono z tematu: forum.historia.org.pl - "Rewolucja bolszewicka 1917 r.". secesjonista -
Wysiedlenie Niemców z Helu (1937)
Bruno Wątpliwy odpowiedział Bruno Wątpliwy → temat → Wojsko, technika i uzbrojenie
Ciekawa sprawa. Dekret prezydencki z dnia 21 sierpnia 1936 r. o uznaniu półwyspu helskiego za rejon umocniony jest bardzo lakoniczny (http://prawo.sejm.gov.pl/isap.nsf/DocDetails.xsp?id=WDU19360710512). Przepisów wykonawczych do niego, wydanych przez Ministra Spraw Wojskowych - nie znalazłem. Użyte w gazecie słowa "optanci" mogą (ale nie muszą) sugerować istnienie jakieś umowy międzynarodowej. Inna sprawa, jakie obywatelstwo mieli niemieccy mieszkańcy Helu? Część - jak wynika z powyższej publikacji - Wolnego Miasta Gdańska. Reszta? Polskie? To rzeczywiście wchodziłaby w rachubę zmiana obywatelstwa w drodze opcji. Niemieckie? To na jakich zasadach pozostali na ziemiach polskich po fali wyjazdów optantów po 1920 roku? Jak wyglądała sama miejscowość po tej operacji? Osiedlono tam kogoś, czy przebywali tam tylko wojskowi? Ilu było cywilnych, polskich mieszkańców przed wysiedleniem Niemców? Ilu - po? Nie słyszałem, aby w Helu doszło do jakiegoś buntu lokalnej ludności w czasie obrony w 1939 (jak w Chałupach), co może sugerować, że była ona "pusta". Ale pewności nie mam. W cytowanym przeze mnie w pierwszym poście artykule M. Kardasa jest mowa (s. 171): "W październiku 1939 roku wojskowe władze niemieckie przeprowadziły przymusowe wysiedlenie obywateli polskich z rejonu cypla, pozostawiając jednak kilku pracowników cywilnych (Polaków) wraz z rodzinami, niezbędnych dla zapewnienia funkcjonowania elektrowni, wodociągów i warsztatów remontowych portu helskiego". Czyli - jacyś cywilni mieszkańcy Helu we wrześniu 1939 roku pozostawali w tej miejscowości? Ilu? O buncie cywili w Chałupach oraz o buncie 12 i 13 kompanii: https://historia.trojmiasto.pl/Obrona-nie-zawsze-do-ostatniej-kropli-krwi-n77322.html http://www.dws.org.pl/viewtopic.php?f=5&t=7499 hela.com.pl/relacje/Dreszer.doc Pisał o tym Borowiak, jeżeli dobrze pamiętam wzmianka o tym jest nawet u Pertka. -
W prywatną wojnę B.B. Silesiusa z muzeum w Brzegu - która, jak widać, tli się nadal w jego wypowiedziach na forum - nie mam zamiaru się angażować. Nie interesuje mnie ona, nie mam możliwości sprawdzić szczegółów in situ, ani żadnej ku temu determinacji. Także mi się przy tym wydaje, że B.B. Silesius swoje zdanie w tej sprawie wyraził już wystarczającą ilość razy. Natomiast ciekawy może być wątek ogólny. Jest dla mnie oczywiste, że przez długie powojenne dziesięciolecia polskie władze, bardzo istotna część polskiej nauki i publicystyki, a także samego społeczeństwa (a pewnie i muzealnictwa) mocno odwoływała się do piastowskich, polskich, słowiańskich wątków w historii Ziem Odzyskanych. Bardzo patriotycznie, nie wnikając w złożone szczegóły obrazu dziejów, a pewnie często i naiwnie. Jest to dla mnie jednak całkowicie zrozumiałe i usprawiedliwione. Jaką inna politykę historyczną odnośnie do tych ziem można sobie wyobrazić - w sytuacji gdy: 1) RFN granicy na Odrze i Nysie całkowicie nie uznaje do roku 1970, natomiast do 1990 roku mamy ze strony Niemiec Zachodnich sui generis uznanie prowizoryczne, które - ich zdaniem - może być odwołane w razie zjednoczenia, 2) Zachód w tej sprawie siedzi cicho, aby nie drażnić RFN (albo nawet sugeruje niekiedy możliwość zmiany granic), jedynym szlachetnym wyjątkiem jest tylko de Gaulle, 3) Watykan akceptuje powojenne zmiany terytorialne i dostosowuje administrację kościelną na tych ziemiach dopiero dwa lata po umowie z 1970 roku (inna sprawa, że granice diecezji i wówczas odzwierciedlają granice przedwojenne), 4) ZSRR o nienaruszalności polskiej granicy zachodniej wypowiada się wyraźnie dopiero w połowie lat 60., nie ma żadnej gwarancji, że nie przehandluje naszych ziem zachodnich w zamian za korzystne dla siebie rozwiązanie sprawy niemieckiej, 5) na tych ziemiach osiedlają się miliony Polaków, którzy często czują się niepewnie, a otoczeni są przez "poniemieckie" dziedzictwo? I jak w takim kontekście wyobraża sobie B.B. Silesius oprowadzanie wówczas wycieczek po muzeum w Brzegu, czy gdziekolwiek indziej na Ziemiach Odzyskanych? Ze szczególnym uwypukleniem niemieckiego dziedzictwa tych ziem? Może według wytycznych ziomkostw z RFN? "Proszę wycieczki - oto Georg II. von Brieg, wywodził się z dynastii Piastów, ale prawdziwy, stuprocentowy Niemiec to był? Zresztą cały Śląsk od stuleci był niemiecki". Bądźmy poważni. Jest jasne, że w naturalny sposób obiektywna wizja historii tych ziem (tzn. nie wykrzywiona przesadnie w stronę niemieckiej, czy polskiej "polityki historycznej") miała szansę w szerokim zakresie zaistnieć dopiero wówczas, gdy Polacy poczuli się na tych ziemiach bezpieczni i "zasiedziali", a i dla większości Niemców granica na Odrze i Nysie stała się czymś akceptowalnym i stałym. Aby jednak przedstawić złożoność sytuacji, pozwolę sobie zacytować fragment z albumu "Polska" (aut. J. Kostrowicki). Wydanie popularne, nie jakieś naukowe, czyli raczej do masowego odbiorcy (gruba książka, z gatunku "na prezent"). Czasy gomułkowskie (wyd. Warszawa 1969), ale o zniemczeniu Piastów śląskich jest jednak mowa. Cytat ze strony 250: "Sytuacja zmienia się, gdy w 1526 roku na tronie czeskim zasiadają Habsburgowie, dążący do bezpośredniego podporządkowania sobie księstw śląskich. Dążenie to zostało uwieńczone powodzeniem, zwłaszcza że w ciągu następnych 150 lat wymierają kolejno, w większości zupełnie już zresztą zniemczeni, rządzący w poszczególnych księstwach śląscy Piastowie". Dalej w tej książce następuje przedstawienie bardziej zgodne z "duchem epoki" (utrzymanie się polskości itp.). Ale też generalnie zgodne z prawdą - bo przecież jest jasne, że polskość na Dolnym Śląsku trzymała się długo (na północnych skrawkach nawet do naszych czasów, a długo granicą między żywiołem polskim i niemieckim była Odra), a na Górnym - utrzymała się do współczesności.
-
B.B. Silesius już chyba po raz trzeci epatuje nas "szokującą" informacją, że "jeden z Piastów śląskich posługiwał się mianem >>Wir Georg Hertzog in Schlesien zur Liegnitz und Briegk<<". Jaki z tego wniosek? Przestał być z tego powodu Piastem? A może taki, że imię Jerzy nie może być już uznawane za polski odpowiednik imienia Georg? Czy może, że "mamy zamek, a nie >>mamy<< historii"? W prawdziwość tego ostatniego twierdzenia ośmielam się mocno wątpić, gdyż - choć nie jestem historykiem - zdarzyło mi się przeczytać całkiem sporo książek i artykułów, traktujących o Śląsku i Piastach śląskich, wcale nie próbujących przekonać czytelnika, że językiem domowym ostatnich z tych Piastów był polski. Mamy zatem (my - Polacy) dziś i zamek, i historię (rozumianą jako wiedzę o tym zamku i jego dawnych mieszkańcach). A historia, jak to historia - jest złożona. I mam wrażenie, że zarówno współcześni polscy historycy, jak i krajoznawcy dosyć dobrze sobie akurat z tą złożonością radzą.
-
Czy była szansa na zwycięstwo pod Legnicą?
Bruno Wątpliwy odpowiedział Jarpen Zigrin → temat → Bitwy, wojny i kampanie
Zainteresowanym zagadnieniem "interpretacji historyczno-narodowo-religijnej" legnickiej bitwy polecam opracowanie: G. Humeńczuk, Aktualizacja bitwy legnickiej (1241) [w:] Z. Mazur, Wokół niemieckiego dziedzictwa kulturowego na Ziemiach Zachodnich i Północnych, Poznań 1997, s. 49-76. A sprawie Henryka Brodatego i jego "niemieckości" nadal chyba niedościgłym wzorem spokojnej analizy zagadnienia pozostaje: B. Zientara, Henryk Brodaty i jego czasy, Warszawa 2006, w szczególności s. 403-417. Problem procesu depolonizacji rycerstwa na Śląsku (który oczywiście sukcesywnie następował, niezależnie od tego, jak absurdalne byłoby przypisywanie Henrykom - Brodatemu i Pobożnemu - narodowości niemieckiej) bardzo szczegółowo przedstawia T. Jurek, Obce rycerstwo na Śląsku do połowy XIV wieku, Poznań 1998 (wnioski m.in. na s. 165). -
A jak to widział wówczas polski gdańszczanin: "Tamtej jesieni 1934 roku wydawało się jakoby hitlerowcy traktowali na serio propagowane przez nich dobrosąsiedzkie stosunki z Polską. (...) W dniu 3 października tego roku wyświetlono w największym gdańskim kinie (...) film niemiecki o Chopinie pod tytułem: Abschiedswalzer. Rolę naszego słynnego kompozytora grał znany wówczas aktor Wolfgang Liebeneiner, a popularna aktorka Sybille Schmitz występowała jako George Sand. (...) Największe wrażenie zrobiły na mnie sceny - wizje Chopina o walkach powstańczych w 1831 roku przy komponowaniu Etiudy Rewolucyjnej. Utkwiły one aż do dziś w mojej pamięci. Niebawem ukazał się film pt. August der Starke oraz kilka filmów krótkometrażowych o Polsce. Gdy z początkiem 1937 roku ukazał się film pt. Ritt in die Freiheit, ze słynnym aktorem Willy Birglem w głównej roli, "Der Danziger Vorposten" napiętnował scenarzystów i reżyserów niemieckich za "zbyt polskie widzenie" historycznych wydarzeń. Trudno dziś ocenić, czy wypowiedź ta była tylko objawem hitlerowskiego szowinizmu, czy zwyczajnym kamuflażem istotnych celów, jakie przyświecały hitlerowcom przy nakręcaniu scen do tego filmu. Jak podaje Bogusław Drewniak na stronie 207 swej książki Teatr i film Trzeciej Rzeszy, produkowano bowiem ten film przy współpracy Warszawskiej Kinematograficznej Spółki Akcyjnej, będącej de facto filią UFY w Warszawie. Miał on polski tytuł Ku wolności i był poświęcony historii polskiego pułku ułanów w okresie powstania listopadowego. Z tej przyczyny Ministerstwo Spraw Wojskowych w Warszawie oddało do dyspozycji niemieckich filmowców 5. Pułk Ułanów. Ponieważ zdjęcia plenerowe nakręcono w okolicach Ostrołęki, B. Drewniak pisze, że >>...nikt wówczas nie przypuszczał, że te materiały zdjęciowe mogą być wkrótce wykorzystane do zupełnie innych celów<<". Cytowane za: Brunon Zwarra, Wspomnienia gdańskiego bówki, Tom I, Wydanie III, Gdańsk 2013, s. 158-159 [przy cytowaniu tejże książki dokonałem pewnych "pominięć" tekstu, znaczone są (...) - Bruno W.]. Jednak i z tej książki można odnieść wrażenie, że Niemcom pomoc ekipy filmowców, aby bardzo dobrze orientować się w polskich sprawach nie była koniecznie potrzebna: "Od pewnego czasu brałem udział w jednodniowych ćwiczeniach wojskowych zorganizowanych przez Związek Byłych Wojaków i Powstańców w Gdańsku. Ćwiczenia odbywały się w różnych miejscach w Gdyni. W pamięci mej utkwiło szczególnie całodzienne ćwiczenie w lutym 1938 roku, kiedy na zlodowaciałym i mokrym placu przed ówczesnym Kapitanatem Portu przeprowadzano z nami poza musztrą różne ćwiczenia polowe. Padając się i czołgając w kałużach poznaliśmy wtedy po raz pierwszy, jak szkoła żołnierska może być nieprzyjemna i twarda. Na posiłek otrzymaliśmy wtedy tylko suchy razowiec i czarną zbożową kawę. (...) Zupełnie inaczej wyglądały ćwiczenia organizowane przez marynarkę wojenną. Czy to podczas ćwiczeń przeciwlotniczych na Oksywiu, czy podczas ostrego strzelania nie żałowano nam grochówki ani kiełbasy. W lipcu tegoż 1938 roku wraz ze sporą grupą rówieśników oraz kilkoma starszymi kolejarzami brałem też udział w kilkutygodniowym obozie Przysposobienia Wojskowego. Miejscowość, do której nas skierowano leżała daleko na południowym wschodzi Polski i nazywała się Starzawa. (...) Chociaż panowała tam raczej wakacyjna atmosfera, nie wolno nam było pisać listów do Gdańska, wszystko było bowiem otoczone tajemnicą. Wszakże później, podczas pierwszych wojennych przesłuchań, okazało się, że hitlerowcy byli nie tylko o wszystkim dobrze poinformowani, lecz mieli z podobnych obozów nawet obfity materiał fotograficzny". Cytowane za: ibidem, s. 240-241. I jeszcze jeden link, znaleziony przy okazji: http://rozmaitosci.com/jak-pod-ostroleka-zawiodla-ochrona-kontrwywiadowcza-wideo/
-
Kontynuując wątek "piastowskości" Brzegu, można zauważyć, że - przynajmniej do czasów hitlerowskich - nie mieli z nią problemu także Niemcy. Oczywiście, należy zakładać, że przynajmniej od wieku XIX-tego (czyli od okresu narastającego, niemieckiego szaleństwa nacjonalistycznego), śląskich Piastów od Bolesława Wysokiego, czy przynajmniej od Henryka Brodatego postrzegali oni często jako Niemców. Taką mieli politykę historyczną. W każdym razie było w niej miejsce i na Piastenschloß, i Piastenstraße: https://dolny-slask.org.pl/5262977,foto.html?idEntity=511257 https://dolny-slask.org.pl/3517330,foto.html?idEntity=511257 https://dolny-slask.org.pl/755032,foto.html?idEntity=511257 https://dolny-slask.org.pl/3519410,foto.html?idEntity=511257. https://dolny-slask.org.pl/3450586,foto.html?idEntity=511257
-
Wątek "walczących o wolność Polaków" (oczywiście instrumentalnie traktowany, na potrzeby chwilowego niemiecko-polskiego odprężenia) pojawia się jeszcze chociażby w "Die Warschauer Zitadelle" (z 1937 r., reż. Fritz Peter Buch). Bywały i lżejsze filmy, jak " Abenteuer in Warschau ". Miało być i romantycznie - "Preußische Liebesgeschichte" Na temat "Ritt in die Freiheit" pisał coś we swoich wspomnieniach Brunon Zwarra. Jak znajdę, to zapodam. Tu: J. Kijowski, Przed wybuchem II wojny światowej: (mniej znane karty historii), Zeszyty Naukowe Ostrołęckiego Towarzystwa Naukowego nr 3 (1989), s. 93, też o szpiegowskiej roli tego filmu. Osobiście szczegółów rzecz jasna nie znam, ale w specjalną, niemiecką misję wywiadowczą wykonywaną przy okazji filmowania "Ritt in die Freiheit" nie chce mi się za bardzo wierzyć. Niemcy mieli wiele innych możliwości, aby zbadać stan mostów i rzek w regionie. Film ten ewidentnie był dzieckiem zbliżenia niemiecko-polskiego i nie wiem, czy przy tej okazji ryzykowano by skandal. W mojej ocenie jest to raczej dorabiana legenda post factum. Być może na potrzeby uspokojenia stanu duszy polskiej i powojennych pytań: "Jak to się stało, że hitlerowcy kręcili filmy ku czci polskich powstańców? Odpowiedź: A bo paskudy były, które nasze mosty i naszych ułanów szpiegowały". Inna sprawa, że skoro Niemcy zalecali nawet młodzieży wyjeżdzającej zza granicę pamiętać topografię ("bo może się przydać"), to jest jasne, że wiedza filmowców się może nie zmarnowała (z punktu widzenia niemieckiego wysiłku wojennego). Ale - jeszcze raz - nie zakładam jakieś specjalnej misji wywiadowczej.
-
Chyba - foczą? Ewentualnie - uchatkują.
-
Bez przesady. Stoją nie w samym porcie, lecz na redzie, a kraj jest dosyć ekologiczny. Myślę, że bardziej potencjalnie groźne jest zjedzenie ryby nabytej drogą kupna w wielu miejscach w Polsce. Oczywiście, pod warunkiem, że na statku Gregskiego wiedzą mniej więcej co jedzą.
-
Dawny mundur - wygody i niewygody
Bruno Wątpliwy odpowiedział Jerzmanowski → temat → Wojsko, technika i uzbrojenie
Ciekawostka: książka Richarda Knötela (1857-1914), znanego niemieckiego malarza-"militarysty" z rysunkami szeregu mundurów z epoki. www.grosser-generalstab.de/tafeln/knoetel.html -
Czy należy upamiętniać i jak upamiętniać?
Bruno Wątpliwy odpowiedział secesjonista → temat → Gospodarka, kultura i społeczeństwo
OK. No to, żebyśmy się dobrze zrozumieli. Jest dla mnie jasne, że jeżeli chcemy naprawić, czy odtworzyć jakieś bardzo cenne epitafium z XVII wieku - to zmiana tekstu na nim z niemieckiego na polski byłaby idiotyzmem. Podobnie niszczenie czegokolwiek. Nawet budzącego bardzo niefajne skojarzenia. Exemplum - w Twoich okolicach jest zdaje się grób "z epoki". Młodzieńca z HJ z charakterystyczną runą "Sieg". Moim zdaniem - wystarczy w takich przypadkach tablica informacyjna. Z bardziej łagodnej tematyki. W wielu miejscowościach, gdzie doszło po ostatniej wojnie do całkowitej wymiany ludności, stoją pomniki żołnierzy niemieckich z I-wojny światowej. Niszczenie ich dziś uważałbym za barbarzyństwo. Niech stoją na wieki, jako świadectwo historii. Natomiast odbudowę tych pomników żołnierzy Erste Weltkrieg - pomników, których dziś już nie ma - uważam za bezsens. Ani nie mamy szczególnego powodu, aby czcić tych żołnierzy, ani nie mają one (przeważnie) wielkiej wartości artystycznej, ani nie "wrosły" w krajobraz (bo często ich nie ma już od lat - albo są przekształcone lub bardzo zniszczone), ani nie budzą szczególnych emocji lokalnych mieszkańców, bo ci przecież (ich przodkowie) pojawili się na tym obszarze po 1945 roku i nie pozostają w jakichkolwiek związkach rodzinnych/sentymentalnych z tymi, których nazwiska wykuwano na takich pomnikach. [Pomijam tu oczywiście specyficzne przypadki na Górnym i Opolskim Śląsku (obszarach w granicach Niemiec z 1937 roku), gdzie pozostało po wojnie sporo autochtonów, dziś często deklarujących narodowość niemiecką]. Chodzi mi zatem o przypadki, gdy tworzymy nowe tablice, może czasami lekko "na wzór" lub rekonstruujemy coś, co nie ma szczególnie wielkiego znaczenia kulturowego. Dlaczego nie mamy uwzględnić przy tej okazji oczywistego faktu, że językiem urzędowym (i większości mieszkańców) na Ziemiach Odzyskanych jest teraz polski? Dlaczego mamy tworzyć fikcję, że nic się po 1945 roku nie zmieniło, że nowi mieszkańcy są jakimiś "potomkami" byłych? Szanujmy to co jest, walka z niemieckim dziedzictwem kulturowym, niszczenie go, zaprzeczanie mu byłaby dziś bezsensem, natomiast - tam, gdzie się da - twórzmy też swoje dziedzictwo. -
Cytowana już dziś przeze mnie Christa Schroeder, Byłam sekretarką Hitlera. 12 lat u boku wodza, Warszawa 1999, była świecie przekonana, że Hitler nie współżył zarówno z Geli Raubal, jak i Ewą Braun. s. 136, 139. Generalnie - z żadną kobietą - s. 138. Miał posuwać się jedynie do fazy adoracji, flirtu: "wchodziła tu w grę erotyka, ale nie seks". Ibidem, s. 135. Schroeder podaje oczywiście nazwiska przynajmniej niektórych jej rozmówców, którzy ją w tym przekonaniu utwierdzali. Mam niejakie przypuszczenia, iż pewność ta może trochę wynikać z faktu, że Schroeder - o ile odczuwała w mojej ocenie niewątpliwą fascynację Hitlerem, przynajmniej do czasu - nie przepadała bynajmniej za Ewą Braun. Odważyła się nawet (w sylwestra 1938) przeprowadzić (fakt, że podchmielona) coś na kształt operacji swatania Hitlera z Gretl Slezak, mówiąc na koniec: "Mein Führer, ta Ewa to przecież nie dla pana!". Ibidem, s. 172. To wszystko powoduje, że jakkolwiek wspomnienia Schroder wyglądają co do zasady dosyć prawdopodobnie i uczciwie, to jej przypuszczeń zawsze za stuprocentowo pewne bym jednak nie uznawał.
-
Błędy Hitlera
Bruno Wątpliwy odpowiedział Jarpen Zigrin → temat → Wojsko, technika i uzbrojenie - ogólnie
Ciekawostka, czyli jak tłumaczył to słuchaczom Hitler (relacja jego sekretarki, moim zdaniem dosyć prawdopodobna, Christa Schroeder raczej specjalnie nie fantazjowała, choć określenie "istna fanatyczka prawdy" - jakie użył wobec niej A. Joachimsthaler - może być uznane za nieco dyskusyjne): "O tym, że Hitler pod Dunkierką nie ścigał Anglików, opowiadał sam w małym gronie: >>Armia jest kręgosłupem Anglii i Imperium. Jeśli rozbijemy oddziały inwazyjne, przepadnie Imperium Brytyjskie. Ponieważ nie chcemy i nie możemy przejąć jego spuścizny, musimy mu dać szansę. Moi generałowie tego nie pojęli<<. Innymi słowy, Hitler przegrał niejako przez swoją nie odwzajemnioną miłość do Anglii". Cytowane za: Christa Schroeder, Byłam sekretarką Hitlera. 12 lat u boku wodza, Warszawa 1999, s. 95 (cytowane powyżej określenie użyte w stosunku do Schroeder przez A. Joachimsthalera, ibidem na s. 6). -
A tak z zupełnie innej beczki. Ktoś z załogi wie, które z nich jeść? Czy: 1) ryzykujecie, 2) sprawdzacie w internecie, 3) jecie tylko tuńczyki, 4) lub łowicie wyłącznie dla samego łowienia i konsumpcja rzeczonych nie występuje?
-
Tegoż, Duszpasterstwo wojskowe w Polsce w świetle stosunków Państwo Kościół, Studia Warmińskie 37/2, s. 583: "Opracowane zostały odmienne teksty przysięgi dla: 1. Chrześcijan wszystkich obrządków; 2. Niechrześcijan prócz muzułmanów; 3. Muzułmanów; 4. Ewangelicznych chrześcijan, baptystów i wyznań pokrewnych; 5. Bezwyznaniowych. Różnice polegały na zmianie pierwszych i ostatnich słów roty przysięgi. Tekst zasadniczy, wymieniający obowiązki żołnierza, pozostawał bez zmian". Tekst główny zatem prawie taki sam, co w ww. artykule z "Prawa kanonicznego", natomiast w przypisie (16) źródło: "16. Przysięga wojskowa — przeprowadzenie. Pismo Ministerstwa Spraw Wojskowych do Wydziału Wyznań Niekatolickich z października 1922, Centralne Archiwum Wojskowe, 1.300.20.1; Teksty przysiąg podaje T. Böhm, jw., s. 52-53". http://bazhum.muzhp.pl/media//files/Studia_Warminskie/Studia_Warminskie-r2000-t37-n2/Studia_Warminskie-r2000-t37-n2-s579-596/Studia_Warminskie-r2000-t37-n2-s579-596.pdf Zatem - sprawa przysięgi bezwyznaniowców (skądinąd nieliczni rekruci formalnie podawali brak wyznania, ich liczbę, jak widzę po przejrzeniu paru stron, można szacować chyba na ułamek procenta) była rozwiązywana pewnie odpowiednią dyspozycją Min. Spraw Wojskowych. Jak brzmiała? Moja determinacja w drążeniu tej sprawy już nie sięga tak daleko, aby sięgać do CAW.
-
Ciekawy jestem, jaka jest naprawdę istota spostrzeżeń ww. autora w przypadku roty przysięgi osób bezwyznaniowych (tzn. czy można było "opuścić wezwanie do Boga"?). Bo to, że inwokacja do Boga się nieco różniła, jakkolwiek zawsze występowała - to już wiemy. A przede wszystkim - na jakim akcie prawnym opierał swoje wnioski (i czy czasem nie "przeniósł" aktualnej sytuacji do czasów, gdy problemem niewierzących się specjalnie nie przejmowano). Obecnie rzeczywiście, rotę przysięgi można wypowiedzieć bez końcowych słów "Tak mi dopomóż Bóg": http://prawo.sejm.gov.pl/isap.nsf/download.xsp/WDU19920770386/T/D19920386L.pdf Natomiast jeszcze po wojnie (w regulacjach prawnych z 1944 i 1947 roku) roty przysięgi wojskowej przewidywały obligatoryjne wygłoszenie tego zwrotu (w każdym razie - był integralną częścią roty przysięgi): http://prawo.sejm.gov.pl/isap.nsf/download.xsp/WDU19440030013/O/D19440013.pdf http://prawo.sejm.gov.pl/isap.nsf/download.xsp/WDU19470520267/O/D19470267.pdf
-
Kalendarz Juliański versus Gregoriański
Bruno Wątpliwy odpowiedział maxgall → temat → Polityka, ustrój i dyplomacja
Z komunikatu Kancelarii Św. Soboru Biskupów Polskiego Autokefalicznego Kościoła Prawosławnego (Warszawa, 19 marca 2014 r.): "Z uwagi na fakt, iż większość parafii P.A.K.P. 96,00 % świętuje święta wg starego stylu (juliańskiego) oraz prośbą wiernych – Św. Sobór Biskupów odwołał decyzję soborową z dnia 12 kwietnia 1924 r. dotyczącą wprowadzenia nowego stylu (gregoriańskiego) i postanowił powrócić do stylu starego (juliańskiego) z dniem 15 czerwca 2014 r. (Niedziela Wszystkich Świętych). Tam gdzie zaistnieje potrzeba, może być praktykowany styl nowy". Za: http://www.orthodox.pl/wp-content/uploads/2014/03/Komunikat.pdf -
A tak tylko się pro forma spytam - zbiorniki to na Wielkiej Rafie Koralowej płuczecie?
-
Z edukacją ekologiczną to chyba nie jest na tym statku za dobrze? Poza tym, poza daniem upustu żądzy mordu, co chcą z tego zrobić - tłuszcz wytopić? Suaasat ugotować? Rewelacji kulinarnych i entuzjazmu raczej nie będzie. Chyba, że załogę mustrowaliście wśród Inuitów.
-
A przepisy zachowaliście? Oczywiście, jest kwestią nieco dyskusyjną, czy zasady dotyczące plaży należy zachowywać w przypadku statków, ale moim zdaniem jest oczywiste ich zastosowanie per analogiam. Także psy wziąć na smycz, oddalić się na 30-50 metrów, spisać gatunek, przypuszczalny wiek, stan zdrowia itd. i oczywiście zadzwonić do Department of Environment, Land, Water and Planning (DELWP). https://www.geelongaustralia.com.au/news/item/8d3d63ef7951d2d.aspx
-
Kalendarz Juliański versus Gregoriański
Bruno Wątpliwy odpowiedział maxgall → temat → Polityka, ustrój i dyplomacja
Temat ten sam, ale małe, "czasowe" OT. Zmiana kalendarza wywołała w XX wieku jakieś niezadowolenie w przyłączonej do Rumunii Besarabii. Niestety, literatura, którą ad hoc dysponuję nie jest w tej materii zbyt jasna. Trudno nawet z niej wywnioskować, kiedy do rozruchów doszło (lata 20., czy 30.?). Czy może jest tu jakiś związek z powstaniem tatarbunarskim (ale przecież miało ono charakter proradziecki, zatem trudno doszukiwać się w jego przypadku sentymentu do starego kalendarza, skoro właśnie bolszewicy odstąpili od niego w Rosji)? Nie jest wreszcie jasne, czy regulacje prawne w Besarabii były jakieś szczególne. Gdzieś czytałem, że po prostu w 1919 roku zmieniono kalendarz "administracyjny" w całej tzw. Wielkiej Rumunii (w praktyce dotyczyło to pewnie Starego Królestwa i Besarabii, bo przecież nie Siedmiogrodu). W każdym razie dwa "besarabskie" cytaty: "Reforma kalendarza (przed wojną obowiązywał tu kalendarz juliański) zakończyła się buntem. Do 1928 r. utrzymywano w Besarabii stan oblężenia". A. Kastory, Rozbiór Rumunii w 1940 roku, Warszawa 2002, s. 31. "Zmiany te napotkały opór, szczególnie ze strony miejscowych chłopów, którzy broniąc swojej tożsamości, w 1936 r. powstali zbrojnie przeciwko wprowadzeniu kalendarza gregoriańskiego". M. Willaume, Rumunia, Warszawa 2004, s. 120
