-
Zawartość
5,693 -
Rejestracja
-
Ostatnia wizyta
Typ zawartości
Profile
Forum
Kalendarz
Zawartość dodana przez Bruno Wątpliwy
-
O przebiegu starcia na ulicy Raua (Tallinn): https://mehele.ohtuleht.ee/836751/ainus-vastupanu-punaarmeele-sidepataljoni-lahing-raua-tanaval-21-juunil-1940 https://et.wikipedia.org/wiki/Raua_tänava_lahing
-
Czerwoni strzelcy łotewscy w armii niepodległej Łotwy
Bruno Wątpliwy odpowiedział Bruno Wątpliwy → temat → Wojsko, technika i uzbrojenie
Kolejny ciekawy życiorys - Jāzeps Baško. Przeszedł drogę od carskiego, przez radzieckie (1918-1921) - do łotewskiego lotnictwa (w latach 1926-1929 dowódca pułku lotniczego Latvijas Aviācijas pulks, a w 1938-1940 był nawet dowódcą całego łotewskiego lotnictwa !?). Co ciekawe, rosyjskie źródła raczej eksponują jego karierę w lotnictwie Armii Czerwonej, łotewskie - nie za bardzo. Zob.: http://retroplan.ru/encyclopaedia.html?sobi2Task=sobi2Details&sobi2Id=317 https://ru.wikipedia.org/wiki/Башко,_Иосиф_Станиславович http://www.latvijaslaudis.lv/users/basko_jazeps http://latvianaviation.com/BB_Basko.html https://lv.wikipedia.org/wiki/Jāzeps_Baško -
Czerwoni strzelcy łotewscy w armii niepodległej Łotwy
Bruno Wątpliwy dodał temat w Wojsko, technika i uzbrojenie
Historia strzelców łotewskich jest sama w sobie dosyć ciekawa. Formacje powstałe w ramach armii rosyjskiej na fali patriotycznego, antyniemieckiego uniesienia, dzielnie się biły z Niemcami w czasie pierwszej wojny światowej. Później, w istotnej części uległy bolszewizacji, stając się gwardią pretoriańską rewolucji. Ogólnie można o nich poczytać w Wikipedii, czy chociażby w: J. Rutkiewicz, Wojsko łotewskie 1918-1940, Warszawa 2005; czy T. Paluszyński, Walka o niepodległość Łotwy 1914-1921, Warszawa 1999. W tym miejscu chciałbym jednak podyskutować nie o formacji, jako takiej, ale o ciekawym zjawisku. Na pozór nieprawdopodobnym, biorąc pod uwagę fakt, że strzelcy byli postrzegani jako najwierniejsi z wiernych, stojących u boku Lenina (inna sprawa, że Stalin zajął się później wieloma z nich "po swojemu"). Otóż można odnotować przypadki, że służący w "czerwonych", łotewskich oddziałach strzeleckich służyli później w armii niepodległej Łotwy (lub w formacjach aizsargów). Z naszego punktu widzenia to trochę tak, jakby Roman Łągwa zaciągnął się po radzieckim epizodzie do armii II RP i zrobił w niej karierę pod okiem marszałka Piłsudskiego. Oczywiście, sprawy były zróżnicowane, np. niżej wymieniony Gustavs Mangulis prawdopodobnie przeszedł linię frontu i oddał się do łotewskiej niewoli. Ale - jaka była skala zjawiska i co o nim możemy powiedzieć? Przykłady (łotewska lub rosyjska Wikipedia): Pēteris Avens, Gustavs Mangulis, Antons Martusēvičs (ten zawędrował do armii litewskiej), Andrejs Auzāns. -
Prawna dyskryminacja Wendów
Bruno Wątpliwy odpowiedział Bruno Wątpliwy → temat → Gospodarka, handel i społeczeństwo
Pisałem ten fragment wyłącznie w odniesieniu do Pomorza Zachodniego. Z wątpliwościami, których nie jesteśmy w stanie wyjaśnić (kiedy dokładnie zanikła mowa słowiańska na Rugii, czy istniała słowiańska wyspa na Uznamie, jak długo słowiańskie było Jamno i Łabusz itp.?) można uznać, że Pomorze Zachodnie, pewnie gdzieś do Góry Chełmskiej w okolicach Koszalina (jeżeli rzeczywiście był tam zakaz kupowania od Wendów z 1516 roku, to znaczy, że mieszkali oni jeszcze w okolicy tego miasta) - było już zasadniczo niemieckojęzyczne. Pomorze Słupskie - jak pisze Kantzow - jest w tym okresie nadal zdecydowanie słowiańskie. Jest natomiast oczywiste, że na początku XVI wieku żyją jeszcze daleko za Łabą Drzewianie, Łużyczanie trzymają się nieźle, ba Luter pisze o słowiańskim charakterze okolic Wittenbergi, istnieją jeszcze słowiańskie wyspy w Wagrii i Meklemburgii. Śląsk Górny i część Dolnego (z zasady - do Odry) są zamieszkałe w większości przez Polaków. -
Prawna dyskryminacja Wendów
Bruno Wątpliwy odpowiedział Bruno Wątpliwy → temat → Gospodarka, handel i społeczeństwo
W tym czasie - zdecydowanie tak. Jeszcze dziś w okolicach Kamjenca (gmina Pančicy-Kukow) żyją Serbowie Łużyccy. Tak ad hoc nie przypominam sobie w średniowieczu na obszarze objętym Drang nach Osten typowych "germanizujących regulacji ogólnopaństwowych", to raczej domena lat o wiele późniejszych. W średniowieczu na "poziomie ogólnym" widać raczej praktykę, związaną z rosnącą dominacją ludności niemieckiej. I będącej jej - rzecz jasna następującą stopniowo - konsekwencją. Dwór książęcy przechodzi na język niemiecki, potem sukcesywnie szlachta, świeckie kancelarie zaczynają pisać po niemiecku, nie po łacinie, zanika polskie sądownictwo na Śląsku itp. Ale być może i na poziomie "książęcym" coś dyskryminującego Wendów się znajdzie. Nie wykluczam, po prostu w tej chwili nic mi nie przychodzi do głowy. Przy okazji tworzyły się różne paradoksy Tomasz Kantzow w pierwszej połowie XVI wieku pisał: "Też ludy i ziemie [Pomorze Zachodnie - przyp. Bruno W.] podług wszelkich kronik: niemieckich, polskich, czeskich i innych (...) od ich początku aż do chrystianizacji zawsze były słowiańskie (wendisch),jako że jeszcze po dziś dzień jest cała okolica na wschodnim Pomorzu, gdzie sami Słowianie mieszkają [mowa najprawdopodobniej o Pomorzu Słupskim - przyp. Bruno W.]. Dlatego nie umiemy ich początku skądinąd wywieść, jak z rodu słowiańskiego. A chociaż dziś miano i pochodzenie słowiańskie u nas jest w takiej pogardzie, że się kogoś obelżywie zwie Wendą lub Słowianinem (einen Wend oder Slaven), co jest to samo, to nie będziemy się wcale wstydzić takiego pochodzenia. Na całym bowiem świecie nie znajdziesz rodziny ludów, która się dalej rozszerzyła, tyle królestw i księstw podbiła i obecnie jeszcze trzyma, jak właśnie Słowianie. (...) Oni bowiem wielką część Niemiec zdobyli. Oni byli pierwszymi, którzy państwo rzymskie u jego schyłku rozbili. Oni Włochy, Rzym, Francję, Hiszpanię wojennym wysiłkiem zabrali, nareszcie trzecią część świata, zwaną Afryką zdobyli i przez długie lata posiadali [tu trzeba przyznać Kantzow w swoim "słowianofilstwie" cokolwiek przesadza, wychodząc pewnie z założenia, że Wenda i Wandal to to samo - przyp. Bruno W.] . Obecnie jeszcze zajmują Polskę, Czechy, Rosję, Serbię, Bułgarię, Dalmację i całą Słowenię nad Morzem Adriatyckim. A imię ich jest tak sławne i wielkie, że historia świata jest jego pełna, a tu zaś nie potrzeba się dużo nad tym rozwodzić". Za: A. Majkowski, Historia Kaszubów, Gdańsk 1991, s. 16. Zatem, mamy niemieckojęzycznego kronikarza (urodzonego w Stralsundzie/Strzałowie) w czasach, gdy procesy germanizacji większej części Pomorza Zachodniego były już bardzo zaawansowane, a właściwie - zakończone. Z jednej strony daje świadectwo, że Wendowie są dla - już niemieckojęzycznych - mieszkańców Pomorza ludnością schyłkową, mówiącą dziwnym językiem, obcą, godną pogardy. Z drugiej strony - aż bucha z jego wypowiedzi dumą ze słowiańskiej przeszłości. Przypuszczam, że słowa Kantzowa mogą bardzo dobrze odzwierciedlać poglądy ówczesnych książąt zachodniopomorskich (kronikarz jest przecież blisko Jerzego I i Barnima IX). Są oni już częścią "niemieckojęzycznego świata", ale bardzo mocno zakorzenionego w słowiańskiej tradycji i dumnego z niej. Co widać chociażby z imion wielu przedstawicieli dynastii Gryfitów (Warcisław, Bogusław, Barnim). Myślę, że podobnie widzieli sprawy - tak modni ostatnio na forum - Piastowie brzescy, gdy mocno podkreślali wywód swojego rodu od władców Polski. Ba, nawet zgermanizowani od stuleci władcy Meklemburgi ("Niklotowicze") w XIX wieku odwołują się do słowiańskiej tradycji: Wendische Krone (która nie była raczej ani koroną, ani wendyjską, ale jako element "meklemburskiej polityki historycznej" doskonale się nadawała) i Hausorden der Wendischen Krone. A, że i królowie Prus tytułowali się między innymi włądcami der Cassuben und Wenden to już jeszcze inna historia. -
Nie ma rozwiązań idealnych. Za sformułowanie wymagań "ma się mieścić do Herculesa i fajnie pływać" płaci się między innymi ochroną załogi. I należy wówczas ładnie usiąść i odpowiedzieć na pytanie - na czym nam bardziej zależy? Czy wóz będzie używany na terenie, gdzie występuje olbrzymia ilość przeszkód wodnych, które trzeba będzie pokonywać z marszu? Czy raczej nie i może środki przeprawowe oraz sprytni saperzy wystarczą? Czy mamy w perspektywie olbrzymią ilość misji zamorskich i Herculesów, które nas na te misje zawiozą, czy raczej będziemy "walczyć u siebie", a w przypadku misji korzystać z transportu większymi samolotami sojuszników, kolejowego lub morskiego? Ideału nie będzie. Nie będzie wozu (bwp), który będzie bardzo dobrze opancerzony, uzbrojony w działko 30 milimetrów i rakiety - i do tego będzie pływał oraz latał w Herculesie. Trzeba wybierać. Nasi trochę ze zrozumieniem tego prostego faktu maja problemy. Zob. np.: https://gdziewojsko.wordpress.com/wozy-bojowe/kto-rosomak/ (W szczególności: "Kontrowersje" i "Wymogi przetargu") Możliwe. Jakoś się przy swoim zdaniu strasznie nie upieram. Na pewno najnowsze bwp są coraz bardziej na sterydach. Ale - stan na dziś - jest jednak taki, że między typowym bwp, a bwp będącym "czołgiem z obciętą wieżą" jest jeszcze różnica.
-
Mamy temat (zresztą założony przez B.B. Silesiusa): Mit Piastów śląskich i muzeum księcia "Jerzego" II Sugeruję, aby swoje wywody dotyczące wiadomej tematyki Silesius był uprzejmy tam uskuteczniać i nie męczyć nas już swoją prywatną wojną w innych tematach.
-
Wysiedlenie Niemców z Helu (1937)
Bruno Wątpliwy odpowiedział Bruno Wątpliwy → temat → Wojsko, technika i uzbrojenie
Podchodzę do tego ostrożnie, bo Kisielewskiemu zdarzało się mocno (acz patriotycznie) koloryzować. -
Cytowane za: Mariusz Kardas, Okupacja hitlerowska Helu. Wybrane aspekty, Zeszyty Naukowe Akademii Marynarki Wojennej, rok LII NR 2 (185)/2011, s. 171. http://yadda.icm.edu.pl/yadda/element/bwmeta1.element.baztech-article-BWM9-0005-0013/c/httpwww_amw_gdynia_pllibraryfilezeszytynaukowe2011zn22011kardas20m.pdf Wiemy coś więcej o tej sprawie? Dlaczego akurat Rugia? Czy były jakieś ustalenia ze stroną niemiecką? Jaka była reakcja niemieckiej propagandy?
-
Wysiedlenie Niemców z Helu (1937)
Bruno Wątpliwy odpowiedział Bruno Wątpliwy → temat → Wojsko, technika i uzbrojenie
A przy okazji - ciągle mnie nurtuje myśl, jakie jest prawdopodobieństwo, że na Rugii na przełomie XIX/XX wieku istniała jakaś ludność kaszubska, czy ogólnie - słowiańska (relację z rozmowy z rybakami przytoczył J. Kisielewski). Jakaś osada kaszubskich rybaków? Bo w relikty Ranów nadal nie chce mi się przesadnie wierzyć. Zob. Półwysep Mönchgut. Może zatem były jakieś dodatkowe związki między Rugią a Helem? Jakieś tradycje rybaczenia mieszkańców półwyspu helskiego (Kaszubów i Niemców) na Rugii? I to było jednym z powodów wyboru jednego z miejsc osiedlenia? -
Wysiedlenie Niemców z Helu (1937)
Bruno Wątpliwy odpowiedział Bruno Wątpliwy → temat → Wojsko, technika i uzbrojenie
Znowu się zdublowaliśmy, to znaczy ja bardziej Nie przeczytałem pierwszego fragmentu Twojej wypowiedzi i zacząłem szybko szukać "Hela-Siedlung". To podam tylko adres tej książki: Martin Holz, Evakuierte, Flüchtlinge und Vertriebene auf der Insel Rügen 1943-1961, Wyd. Böhlau 2003. https://books.google.pl/books?id=pn98uEu5VTkC&dq=Hela-Siedlung&hl=pl&source=gbs_navlinks_s -
Ponieważ rozmawiamy już chyba o trzech rodzajach wozów opancerzonych równocześnie, pozwolę sobie pokrótce przedstawić swoje poglądy: 1. Bojowy wóz piechoty z działem 105-120 milimetrów (czyli rzeczywiście coś w rodzaju CV90105 lub CV90120-T, taki "czołg lekki"). Moim zdaniem - bez sensu. "Ni pies, ni wydra", czyli Ersatz-czołg. W starciu z prawdziwymi czołgami będzie miał szanse może z zaskoczenia. Może .... o ile czołgi będą miały kiepskie SKO i niewyszkolone załogi. Jako jakiś "wspieracz" bwp - też bez sensu. Podstawowymi "wspieraczami" powinny być normalne czołgi, a do tego dobrze uzbrojone bwp (działka 30 mm, rakiety ppanc) w istotnym zakresie przecież będą wspierać się same. Reasumując - będzie to odpowiednik tankietek z okresu międzywojennego (zbyt kosztownych jako ruchome stanowisko ckm, zbyt słabych, aby odgrywać rolę czołgu). Taki wóz może mieć umiarkowany sens jedynie jako "czołg dla ubogich", szczególnie w krajach, gdzie stan dróg i mostów (oraz finansów) nie pozwala na fundowanie sobie pełnoprawnych wojsk pancernych, a jakieś ambicje w tym zakresie są. Chociaż - bardziej racjonalny byłby w takiej sytuacji i tak wybór kołowego nosiciela armaty (w rodzaju Centauro). 2. Wóz wsparcia ogniowego na podwoziu czołgowym - w rodzaju naszego Terminatora. Kompletnie nie widzę sensu takiej konstrukcji. Ktoś z jej konstruktorów naoglądał się chyba Robocopa i miał wizję futurystycznej maszyny wjeżdżającej w miasto i rozwalającej wszystko po drodze. A w praktyce powstała platforma, która właściwie nie wiadomo czemu ma służyć. Taki "biały słoń". Nosi na sobie dużo takiego uzbrojenia, które i tak może być rozdysponowane na bojowych wozach piechoty (fakt, że w mniejszej ilości, ale można to przecież uznać za zaletę). Reasumując, "to co już jest" - artyleria mobilna, czołgi, uzbrojenie pokładowe bwp, śmigłowce szturmowe itp. - może być wystarczającym wsparciem ogniowym w dobrze pomyślanej armii. 3. Ciężkie bojowe wozy piechoty. Oparte na konstrukcji kadłuba czołgu, ale z przedziałem dla desantu. Taki wariant izraelski. W moim odczuciu - mogą mieć sens, jako uzupełnienie typowych bwp. W sytuacji, gdy dochodzi do walk miejskich lub, gdy wiadomo będzie, że przeciwnik dysponuje bardzo silnymi środkami obrony, a należy dokonać przełamania. Reasumując, można rozważać, ale oczywiście, jak do wszystkiego, należy do nich pochodzić ze zdrowym rozsądkiem. Na przykład - masowe zakucie piechoty zmechanizowanej w takie pancerze, kosztem innego, potrzebnego uzbrojenia oczywiście nie ma sensu.
-
Z ciekawostek - słoweński podobny pomysł (Odin 570): http://www.altair.com.pl/news/view?news_id=19825
-
Wysiedlenie Niemców z Helu (1937)
Bruno Wątpliwy odpowiedział Bruno Wątpliwy → temat → Wojsko, technika i uzbrojenie
Znalazłem bardziej szczegółową regulację prawną. Rozporządzenie Rady Ministrów z dnia 8 marca 1937 r. o wprowadzeniu ograniczeń w rejonie umocnionym Hel (Dz. U. z 1937 r. nr 21, poz. 133). http://dziennikustaw.gov.pl/DU/1937/s/21/133 Mamy tam np. to: "§ 3. (1) Na nabycie prawa: własności, posiadania, rozrządzania, zabudowy, użytkowania i używania nieruchomości oraz na nabycie prawa służebności na nieruchomościach w inny sposób niż przez rozporządzenie na wypadek śmierci lub spadkobranie ustawowe, wymagane jest uzyskanie zezwolenia władzy wojskowej. (2) W przypadku nabycia prawa bez zezwolenia, wymaganego w myśl ust. (1), władza wojskowa może wezwać nabywcę do zbycia prawa w terminie 6 miesięcy, licząc od dnia wezwania - osobie, która na nabycie tego prawa uzyskała zezwolenie władzy wojskowej, a w razie nieuczynienia zadość wezwaniu w tym terminie - wystąpić do sądu o unieważnienie aktu nabycia. § 4. (1) Dla zachowania praw określonych w § 3 ust. (1), nabytych przez rozporządzenie na wypadek śmierci, wymagane jest uzyskanie zezwolenia władzy wojskowej. (2) W przypadku niewniesienia prośby o udzielenie zezwolenia w terminie 12 miesięcy od dnia przyjęcia spadku lub w przypadku 'odmownego załatwienia prośby, stosuje się odpowiednio przepisy § 3 ust. (2). § 5. (1) Na wzięcie w najem lub dzierżawę nieruchomości (pomieszczeń) wymagane jest uzyskanie zezwolenia władzy wojskowej. (2) W. przypadku wzięcia w najem lub dzierżawę nieruchomości (pomieszczeń) bez zezwolenia, władza wojskowa może zażądać od najemcy lub dzierżawcy rozwiązania umowy, wyznaczając mu w tym celu odpowiedni termin, stosownie do zachodzących okoliczności. (3) W przypadku nierozwiązania umowy w wyznaczonym terminie traci ona ważność z upływem tego terminu z mocy prawa. § 6. Zamieszkanie i pobyt uzależnione są od uzyskania zezwolenia władz wojskowych. § 6. Zamieszkanie i pobyt uzależnione są od uzyskania zezwolenia władz wojskowych". Ale nadal nic o szczegółach wysiedlenia. -
Aberracją to były zdaje się niektóre wymagania naszych decydentów, którzy zdaje się oczekiwali, że zawżdy musi pływać i mieścić się do Herculesa. Ale ad rem. Właściwie sporu między nami nie ma. Jest dla mnie jasne, że najnowsze bwp Zachodu (czy gąsienicowe, czy kołowe) gwarantują o wiele większy poziom ochrony niż ich przodkowie ze Wschodu, czy Zachodu. Ale - nie będzie to jednak poziom ochrony gwarantowany przez pancerz czołgowy. W tym kontekście ciężkie bwp, gwarantujące desantowi ochronę podobną, jak czołg - mogą być w pewnych sytuacjach przydatne. Oczywiście wszystko to musi poprzedzać analiza relacji koszt-efekt i potencjalnej przydatności na potencjalnym - oby tylko - polu bitwy.
-
Taaak, jasne. Tą anty-fascynację B.B. Sielsiusa już znamy. To może teraz coś na temat optymalnej polityki historycznej, tudzież muzealnej odnośnie do Ziem Odzyskanych (w tym Brzegu) w latach 1945-1990 lub cokolwiek o Brzegu jako takim?
-
Dokładnie podsumowała to tak: "12 maja 1948 roku, po trzyletnim pobycie w więzieniu, opuściłam obóz dla internowanych w Ludwigsburgu i wyszłam na wolność. Czy moja wina była tak wielka, jak kara, nie wiem do dzisiaj". Christa Schroeder, Byłam sekretarką Hitlera. 12 lat u boku wodza, Warszawa 1999, s. 226. Można zatem założyć, że autorka wspomnień uważa, iż "była może winna", ale pewnie nie aż tak, aby trzy lata po wojnie pozostawać w izolacji. Można też odczuć, że głównym powodem sporządzenia przez nią relacji była chęć sprostowania różnych, innych "wspomnieniowych" książek oraz artykułów o Hitlerze i jego otoczeniu, a także frustracja tym, że jej nazwisko było przy takich okazjach często przywoływane (zob. np. s. 20, ibidem). A nie jakaś ekspiacja za grzechy. Wątek jej "dużych cierpień" po 1945 roku jest także dosyć mocno rozbudowany. Nie mniej, zaletą tych wspomnień jest dosyć duża wiarygodność (w mojej ocenie). Autorka przytacza także swoje opinie "z epoki" (np. w przytoczonych listach do koleżanki), nie próbując ich korygować na swoją korzyść - a są one ewidentnie efektem zauroczenia poglądami Hitlera, wygłaszanymi chociażby podczas jego monologów przy herbacie. I od czasu do czasu Schroeder w przypisie westchnie: "Jak mogłam tak lekkomyślnie wydawać osądy!" (s. 298, ibidem). Przytoczona jest także jej wypowiedź, w której po latach zgadza się z wizją Hitlera jako diabła (ibidem, s. 7). Reasumując, Schroeder nie potępiła swojej postawy tak jednoznacznie, jak Traudl Junge, ale na pewno na tle Johanny Wolf, czy Gerdy "Dary" Daranowski (Christian) - można mówić w jej przypadku o jakieś refleksji. A przynajmniej - niewątpliwej chęci dania obiektywnego świadectwa. Przedstawienia okoliczności, w tym swojej, ówczesnej postawy. Zaś kwestią do długiej i złożonej dyskusji pozostaje zagadnienie - jaka była odpowiedzialność sekretarek zbrodniarza wszechczasów? Czy można ją obiektywnie ocenić i zmierzyć?
-
Generalnie racja, z małym wszakże "ale". "Stwór" wiozący na sobie Bóg wie ile działek 30-to milimetrowych i rakiet wygląda raczej bezsensownie. Ten sam stwór uzbrojony podobnie, jak zwykły bojowy wóz piechoty, z możliwością przewozu grupy żołnierzy w mocno opancerzonym wnętrzu - moim zdaniem - już bezsensowny nie jest. Zwykłe bwp zawsze będą słabiej opancerzone niż czołgi. W pewnych warunkach - przerwanie silnie bronionych pozycji wroga, walki na obszarze zurbanizowanym - jego zastosowanie może mieć duży sens. Dodajmy do tego, że rodzina BMP-1/2 (i w sumie także - BMP-3) ma jedną podstawową cechę - jest dosyć słabo odporna. Na tle najnowszych bwp Zachodu, to jednak generacja-dwie wstecz. Same początki bojowych wozów piechoty, konstrukcje ciekawe już raczej tylko z historycznego punktu widzenia. Ponieważ z rodziną Курганец na razie wygląda podobnie jak z "Armatami", ciężkie bwp mogłyby stanowić uzupełnienie przestarzałej floty BMP 1/2/3 (która - jak się zanosi - będzie w Rosji wieczna). Inna sprawa, że konstruktorzy sami chyba nie wiedzą do końca, czym "Terminator" ma być. W aktualnej konfiguracji nie ma w nim miejsca na desant, zatem dziś jest to tylko ciężka platforma dla działek i rakiet (боевая машина огневой поддержки, pierwotnie поддержки танков). W takiej postaci - rzeczywiście bez większych perspektyw i sensu. http://www.altair.com.pl/news/view?news_id=14824 Inna sprawa, że Rosjanie co jakiś czas "imponują światu" pojawianiem się na targach i wystawach różnych konstrukcji. Mających być świadectwem potęgi, tudzież innowacyjności ich przemysłu zbrojeniowego. Niekiedy to fantasmagorie, bez większych szans na wdrożenie, a często będące odświeżeniem projektów jeszcze rodem z ZSRR. Co oczywiście, nie zmienia faktu, że mają czasami i dobre, nawet bardzo dobre produkty, nawet jeżeli konstrukcyjnie wiekowe (np. rodzina Mi-8/17)
-
O ile tak będzie. W każdym razie, na tle podawanych pierwotnie 2.300 "Armat" wygląda to dosyć żałośnie. Inna sprawa, że decyzja może być uznana za racjonalną, bo jest bardzo prawdopodobne mityczna "Armata" najprawdopodobniej dobrze chroni załogę (inaczej niż rodzina T-72), a poza tym - to niedopracowany pojazd, "gwarantujący" owej załodze niską świadomość sytuacyjną. W takiej sytuacji już lepiej reanimować rodzinę T-72/80. Podejrzewam, że obecny los Terminatora może być podobny. http://www.altair.com.pl/news/view?news_id=23567&q=Armata
-
Fakt, że B.B. Silesius nie przepada za muzeami, a przynajmniej za jednym - jest już nam znany. I cokolwiek nudny. A przy całym szacunku dla Boya, zmarł on jednak tragicznie zbyt wcześnie, aby być świadkiem przesunięcia całego narodu wiele kilometrów na Zachód - oraz jego funkcjonowania przez 45 lat przy niepełnie uznanej granicy zachodniej. Zatem "straśne cuda" z "Raperswila", kiepsko nadają się jako komentarz do polskiej polityki (w tym muzealnej) wobec dziedzictwa kulturowego na Ziemiach Odzyskanych (prowadzonej w pierwszych dziesięcioleciach po drugiej wojnie światowej).
-
Koncepcja ciężkiego bojowego wozu piechoty - opartego na elementach konstrukcji czołgu - nie jest niczym nowym. Izraelczycy chcąc lepiej chronić swych żołnierzy - przede wszystkim podczas walk w terenie zabudowanym - produkują takie wozy od wielu lat (Achzarit, Nakpadon, Namer itp.). A odnośnie do szczegółów - to poczekajmy. Na upływ czasu i funduszy (o ile Rosjanie je znajdą). Na razie wojska pancerne Federacji Rosyjskiej to rodzina T-72/90, transportery kołowe to rodzina BTR-80, bojowe wozy piechoty - to BWP 1/2/3. I tak pozostanie jeszcze przez lata. T-14 (i reszta, w tym Terminator) to na razie uzbrojenie wystawowo-defiladowe. I nie jest wcale pewne, czy nie zachowa ono tego statusu na dziesięciolecia.
-
Stan i jakość uzbrojenia armii rosyjskiej
Bruno Wątpliwy odpowiedział Razorblade1967 → temat → Wojsko, technika i uzbrojenie
Czy mógłbyś to rozwinąć? Słyszałem, że były problemy z ich odbiorem technicznym (zarzucano brak testów z wykorzystaniem amunicji produkowanej w Rosji, złą jakość drewna użytego przy produkcji łoża itp.). Rosjanie winili za to Amerykanów, Amerykanie uważali zarzuty za nieuzasadnione. Czyli klasyka. Ale, czy rzeczywiście była to broń nie nadająca się na pola bitewne frontu wschodniego w I-ej wojnie? Wpisy Razorblade1967 i Bruno wydzielono z tematu: forum.historia.org.pl - "Rewolucja bolszewicka 1917 r.". secesjonista -
Wysiedlenie Niemców z Helu (1937)
Bruno Wątpliwy odpowiedział Bruno Wątpliwy → temat → Wojsko, technika i uzbrojenie
Ciekawa sprawa. Dekret prezydencki z dnia 21 sierpnia 1936 r. o uznaniu półwyspu helskiego za rejon umocniony jest bardzo lakoniczny (http://prawo.sejm.gov.pl/isap.nsf/DocDetails.xsp?id=WDU19360710512). Przepisów wykonawczych do niego, wydanych przez Ministra Spraw Wojskowych - nie znalazłem. Użyte w gazecie słowa "optanci" mogą (ale nie muszą) sugerować istnienie jakieś umowy międzynarodowej. Inna sprawa, jakie obywatelstwo mieli niemieccy mieszkańcy Helu? Część - jak wynika z powyższej publikacji - Wolnego Miasta Gdańska. Reszta? Polskie? To rzeczywiście wchodziłaby w rachubę zmiana obywatelstwa w drodze opcji. Niemieckie? To na jakich zasadach pozostali na ziemiach polskich po fali wyjazdów optantów po 1920 roku? Jak wyglądała sama miejscowość po tej operacji? Osiedlono tam kogoś, czy przebywali tam tylko wojskowi? Ilu było cywilnych, polskich mieszkańców przed wysiedleniem Niemców? Ilu - po? Nie słyszałem, aby w Helu doszło do jakiegoś buntu lokalnej ludności w czasie obrony w 1939 (jak w Chałupach), co może sugerować, że była ona "pusta". Ale pewności nie mam. W cytowanym przeze mnie w pierwszym poście artykule M. Kardasa jest mowa (s. 171): "W październiku 1939 roku wojskowe władze niemieckie przeprowadziły przymusowe wysiedlenie obywateli polskich z rejonu cypla, pozostawiając jednak kilku pracowników cywilnych (Polaków) wraz z rodzinami, niezbędnych dla zapewnienia funkcjonowania elektrowni, wodociągów i warsztatów remontowych portu helskiego". Czyli - jacyś cywilni mieszkańcy Helu we wrześniu 1939 roku pozostawali w tej miejscowości? Ilu? O buncie cywili w Chałupach oraz o buncie 12 i 13 kompanii: https://historia.trojmiasto.pl/Obrona-nie-zawsze-do-ostatniej-kropli-krwi-n77322.html http://www.dws.org.pl/viewtopic.php?f=5&t=7499 hela.com.pl/relacje/Dreszer.doc Pisał o tym Borowiak, jeżeli dobrze pamiętam wzmianka o tym jest nawet u Pertka. -
W prywatną wojnę B.B. Silesiusa z muzeum w Brzegu - która, jak widać, tli się nadal w jego wypowiedziach na forum - nie mam zamiaru się angażować. Nie interesuje mnie ona, nie mam możliwości sprawdzić szczegółów in situ, ani żadnej ku temu determinacji. Także mi się przy tym wydaje, że B.B. Silesius swoje zdanie w tej sprawie wyraził już wystarczającą ilość razy. Natomiast ciekawy może być wątek ogólny. Jest dla mnie oczywiste, że przez długie powojenne dziesięciolecia polskie władze, bardzo istotna część polskiej nauki i publicystyki, a także samego społeczeństwa (a pewnie i muzealnictwa) mocno odwoływała się do piastowskich, polskich, słowiańskich wątków w historii Ziem Odzyskanych. Bardzo patriotycznie, nie wnikając w złożone szczegóły obrazu dziejów, a pewnie często i naiwnie. Jest to dla mnie jednak całkowicie zrozumiałe i usprawiedliwione. Jaką inna politykę historyczną odnośnie do tych ziem można sobie wyobrazić - w sytuacji gdy: 1) RFN granicy na Odrze i Nysie całkowicie nie uznaje do roku 1970, natomiast do 1990 roku mamy ze strony Niemiec Zachodnich sui generis uznanie prowizoryczne, które - ich zdaniem - może być odwołane w razie zjednoczenia, 2) Zachód w tej sprawie siedzi cicho, aby nie drażnić RFN (albo nawet sugeruje niekiedy możliwość zmiany granic), jedynym szlachetnym wyjątkiem jest tylko de Gaulle, 3) Watykan akceptuje powojenne zmiany terytorialne i dostosowuje administrację kościelną na tych ziemiach dopiero dwa lata po umowie z 1970 roku (inna sprawa, że granice diecezji i wówczas odzwierciedlają granice przedwojenne), 4) ZSRR o nienaruszalności polskiej granicy zachodniej wypowiada się wyraźnie dopiero w połowie lat 60., nie ma żadnej gwarancji, że nie przehandluje naszych ziem zachodnich w zamian za korzystne dla siebie rozwiązanie sprawy niemieckiej, 5) na tych ziemiach osiedlają się miliony Polaków, którzy często czują się niepewnie, a otoczeni są przez "poniemieckie" dziedzictwo? I jak w takim kontekście wyobraża sobie B.B. Silesius oprowadzanie wówczas wycieczek po muzeum w Brzegu, czy gdziekolwiek indziej na Ziemiach Odzyskanych? Ze szczególnym uwypukleniem niemieckiego dziedzictwa tych ziem? Może według wytycznych ziomkostw z RFN? "Proszę wycieczki - oto Georg II. von Brieg, wywodził się z dynastii Piastów, ale prawdziwy, stuprocentowy Niemiec to był? Zresztą cały Śląsk od stuleci był niemiecki". Bądźmy poważni. Jest jasne, że w naturalny sposób obiektywna wizja historii tych ziem (tzn. nie wykrzywiona przesadnie w stronę niemieckiej, czy polskiej "polityki historycznej") miała szansę w szerokim zakresie zaistnieć dopiero wówczas, gdy Polacy poczuli się na tych ziemiach bezpieczni i "zasiedziali", a i dla większości Niemców granica na Odrze i Nysie stała się czymś akceptowalnym i stałym. Aby jednak przedstawić złożoność sytuacji, pozwolę sobie zacytować fragment z albumu "Polska" (aut. J. Kostrowicki). Wydanie popularne, nie jakieś naukowe, czyli raczej do masowego odbiorcy (gruba książka, z gatunku "na prezent"). Czasy gomułkowskie (wyd. Warszawa 1969), ale o zniemczeniu Piastów śląskich jest jednak mowa. Cytat ze strony 250: "Sytuacja zmienia się, gdy w 1526 roku na tronie czeskim zasiadają Habsburgowie, dążący do bezpośredniego podporządkowania sobie księstw śląskich. Dążenie to zostało uwieńczone powodzeniem, zwłaszcza że w ciągu następnych 150 lat wymierają kolejno, w większości zupełnie już zresztą zniemczeni, rządzący w poszczególnych księstwach śląscy Piastowie". Dalej w tej książce następuje przedstawienie bardziej zgodne z "duchem epoki" (utrzymanie się polskości itp.). Ale też generalnie zgodne z prawdą - bo przecież jest jasne, że polskość na Dolnym Śląsku trzymała się długo (na północnych skrawkach nawet do naszych czasów, a długo granicą między żywiołem polskim i niemieckim była Odra), a na Górnym - utrzymała się do współczesności.
-
B.B. Silesius już chyba po raz trzeci epatuje nas "szokującą" informacją, że "jeden z Piastów śląskich posługiwał się mianem >>Wir Georg Hertzog in Schlesien zur Liegnitz und Briegk<<". Jaki z tego wniosek? Przestał być z tego powodu Piastem? A może taki, że imię Jerzy nie może być już uznawane za polski odpowiednik imienia Georg? Czy może, że "mamy zamek, a nie >>mamy<< historii"? W prawdziwość tego ostatniego twierdzenia ośmielam się mocno wątpić, gdyż - choć nie jestem historykiem - zdarzyło mi się przeczytać całkiem sporo książek i artykułów, traktujących o Śląsku i Piastach śląskich, wcale nie próbujących przekonać czytelnika, że językiem domowym ostatnich z tych Piastów był polski. Mamy zatem (my - Polacy) dziś i zamek, i historię (rozumianą jako wiedzę o tym zamku i jego dawnych mieszkańcach). A historia, jak to historia - jest złożona. I mam wrażenie, że zarówno współcześni polscy historycy, jak i krajoznawcy dosyć dobrze sobie akurat z tą złożonością radzą.
