-
Zawartość
5,677 -
Rejestracja
-
Ostatnia wizyta
Typ zawartości
Profile
Forum
Kalendarz
Zawartość dodana przez Bruno Wątpliwy
-
A ten arcyciekawy wywód to w związku z czym?
-
Czytałem na pewno, że klęczał i całował ręce Edwarda VII Herbert Henry Asquith (premier w latach 1908-1916), zatem praktyka była jak najbardziej stosowana w XX-wieku. Skądinąd - Asquith zrobił to wyjątkowo w Biarritz. Trudno mi natomiast powiedzieć, który premier jako pierwszy poprzestał na "handshake". I którzy z premierów po Churchillu jeszcze może całowali ręce. W każdym razie czytałem gdzieś, kiedyś wywody jakiegoś angielskiego konstytucjonalisty, że od pocałowania rąk nie zależy już ważność nominacji. Zresztą cała jej procedura, jak to u Brytyjczyków - jest nieźle pogmatwana.
-
Jak najbardziej mogły. Do dziś istnieje termin "całować ręce" związany z formalnym powołaniem najważniejszych urzędników państwowych w Zjednoczonym Królestwie, związany z dawną praktyką. Dziś raczej ceremonialnie rąk się nie całuje, ale zaproszenie do Buckingham Palace określone jest "zaproszeniem do pocałowania rąk". Churchill mógł jednak jak najbardziej tradycyjnie całować. Oświadczenie Pałacu Buckingham po spotkaniu królowej z Davidem Cameronem - bez całowania rąk - (poniższe wytłuszczenia w tekście - Bruno W.): “The Queen received the Right Honourable David Cameron this evening and requested him to form a new administration. (...) The Right Honourable David Cameron accepted Her Majesty’s offer and kissed hands upon his appointment as Prime Minister and First Lord of the Treasury.” Za: https://www.walesonline.co.uk/news/wales-news/queen-appoints-cameron-after-first-1917645 A tu Theresa May, która dygała, ale też nie całowała. Choć wzmianka była podobna: "The Right Honourable Theresa May MP accepted Her Majesty’s offer and Kissed Hands upon his appointment as Prime Minister and First Lord of the Treasury.” Za: https://www.thesun.co.uk/news/1441559/queen-smiles-broadly-as-theresa-may-curtseys-at-the-first-meeting-of-britains-most-powerful-women/
-
No to jeszcze o Tito. "Filmy partyzanckie" były niezwykle ważną częścią dorobku kinematografii jugosłowiańskiej. Dosyć otwarta na świat zachodni i dobrze przez ten świat traktowana Jugosławia zapraszała (oczywiście - przeważnie odpłatnie) do udziału w nich (a przynajmniej w "superprodukcjach partyzanckich") zachodnich aktorów (i nie tylko). I tak w "Bitwie nad Neretwą" pojawiają się m.in. Yul Brynner, Anthony Dawson, Franco Nero, Curd Jürgens, a także ... Orson Welles. Tito zresztą miał dobre relacje z zachodnimi gwiazdami. Lubiły one wyspę Sveti Stefan u wybrzeży Czarnogóry, ale i na samym Brioni w rezydencji Marszałka Jugosławii byli między innymi Sophia Loren, Carlo Ponti, Gina Lollobrigida, Elizabeth Taylor i ... Richard Burton. Ten ostatni wziął udział w kolejnej, partyzanckiej superprodukcji - "Bitwie nad Sutjeską". Mało tego, że wziął - zagrał samego Tito. Jak zagrał? No cóż. Nie była to raczej najlepsza rola sławnego aktora. Sam Tito podobnież powiedział po obejrzeniu filmu ekipie filmowej coś takiego: "Fajnie, fajnie chłopaki, ale ja w czasie wojny nie piłem". Poniżej link do czołówki filmu. W tle muzyka innej gwiazdy - Mikisa Theodorakisa, będąca wariacją na temat - pięknej skądinąd - partyzanckiej, jugosłowiańskiej pieśni "Po šumama i gorama" (będącej wariacją na temat radzieckiej pieśni "По долинам и по взгорьям", która z kolei była wariacją na temat carskiej pieśni "Марш cибирского полка"). Zwracam uwagę, że jadący na koniu Tito (Burton) ma dosyć dziwnie nieruchomą twarz, patrzące też dosyć dziwnie oczy, jedzie bardzo "sztywno" i - generalnie - sprawia wrażenie, jakby za chwilę miał zlecieć z konia. Nie zdziwiłbym się, gdyby był do niego przez ekipę filmową przywiązany. Poza tym, w pewnych "konnych" ujęciach z czołówki chyba pojawia się dubler Burtona. https://www.youtube.com/watch?v=uEyNJwBlIPg
-
On reklamuje kancelarie adwokackie, a nie sklepy jubilerskie...
-
Wyrwał się, jak Euklides z konopi... Poboczny temat w tej dyskusji dotyczył wymyślonego przez Florka 50-cio letniego terminu w prawie międzynarodowym, który jakoby automatycznie miał legalizować okupację. I chyba już się w miarę zgodziliśmy co do poglądu, że takiego terminu nie ma.
-
Tak miało być. Taki suspens. Zakładałem, że Użytkownicy będą na tyle inteligentni (a do tego pomoże im pewne wprowadzenie do tematu) i zorientują się bez problemu, iż zmiana miał polegać na dodaniu Titovske do nazwy miasta Jajce.
-
Cóż, kolejny raz pojawia się w dyskusjach na forum źródło w postaci enigmatycznego wykładu... Nie wiem, czy wykładowca się pomylił, czy raczej Florek źle zapamiętał, ale takiej granicy po prostu nie ma. W świetle dzisiejszego prawa międzynarodowego, to jeżeli ktoś napadnie Polskę i okupuje Kociewie (pozdrawiam Gregski!) to upływ 50 lat nic w sytuacji prawno-międzynarodowej okupowanego Kociewia nie zmieni. Ma to - czyli upływ konkretnego czasu w tym przypadku - także niewielki wpływ na faktyczne zachowanie społeczności międzynarodowej. Liczą się inne kwestie. Jeżeli będziemy mieli kiepskich sojuszników i słabe notowania w społeczności międzynarodowej, to mogą oni jakoś przejść do porządku dziennego nad tym, że okupują nam Kociewie już za kilka lat. W innej sytuacji - mogą tego nie zrobić nigdy. Mogą się podzielić - część będzie de facto stan rzeczy akceptowała, część będzie krzyczała, że Polsce dzieje się krzywda. Ale to nie jest kwestia określonego ściśle latami czasu. A wracając do Bliskiego Wschodu. To, że akurat w ubiegłym roku minęło 50 lat od wojny sześciodniowej nie ma żadnego związku z decyzją Trumpa o przeniesieniu siedziby ambasady USA do Jerozolimy. Już prędzej jest to swoisty prezent na 70-lecie Państwa Izrael.
-
Pisałeś wyraźnie: Prawo międzynarodowe tak nie stanowi. To teraz coś piszesz o praktyce? Już zatem nie ma prawa, lecz podobnież jest praktyka? Jaka praktyka? Co masz na myśli? Długotrwałą praktykę, która ewoluuje w zwyczajowe prawo międzynarodowe, które jest prawem, czy pewne praktyki, obyczaje nie będące źródłami prawa? Podejrzewając, że są to Ci raczej obce terminy - proste pytanie - masz jakiekolwiek dowody na istnienie "praktyki dyplomatycznej" polegającej na legalizowaniu okupacji akurat po 50 latach? Cokolwiek, co tą 50-letnią granicę udowadnia?
-
Nie ma żadnej "nieformalnej zasady", ani "takich-tam tricków dyplomatycznych" w tej materii. Prawo międzynarodowe zna różne sposoby nabycia terytorium: 1) pierwotne, czyli: a) objęcie ziemi niczyjej - terra nullius, dziś raczej nierealne, b) przyrost - naturalny czyli np. osuszenie polderów lub sztuczny - np. objęcie nowopowstałej łachy piasku na morzu; 2) wtórne (np. cesję, cesję wzajemną, cesję odpłatną itp.) - generalnie związane z zawarciem odpowiedniej umowy międzynarodowej (np. traktatu granicznego, czy pokojowego). W żadnym z powyższych przypadków nie ma 50-cio letniej granicy. Okupacja sprzeczna z prawem międzynarodowym, także okupacja wojenna nie stanowi nabycia terytorium, jest w świetle prawa międzynarodowego przejściowym wykonywaniem władzy na cudzym terytorium. Nie ma żadnych norm prawa międzynarodowego, które z góry ustalałyby - od ilu lat okupacja przestaje być okupacją. Deklaracja zasad prawa międzynarodowego dotyczących przyjaznych stosunków i współdziałania państw zgodnie z kartą Narodów Zjednoczonych (Rezolucja Zgromadzenia Ogólnego 2625(XXV) z 24 października 1970) przewiduje: "Każde państwo ma obowiązek wstrzymania się od organizowania, podżegania, pomocy lub uczestnictwa w aktach walki wewnątrzpaństwowej lub aktach terrorystycznych w innym państwie lub godzić się ze zorganizowaną na jego terytorium działalnością mającą na celu popełnienie tego rodzaju aktów, gdy wspomniane w tym paragrafie akty obejmują groźbę lub użycie siły. Terytorium jakiegoś państwa nie może być przedmiotem okupacji wojskowej w wyniku użycia siły wbrew postanowieniom Karty. Terytorium jakiegoś państwa nie może być przedmiotem nabycia przez inne państwo w wyniku groźby lub użycia siły. Żadne nabytki terytorialne wynikające z groźby lub użycia siły nie mogą być uznane za legalne". To zasady. Generalnie powielane w prawie międzynarodowym. Oczywiście, mimo ich opinia społeczności międzynarodowej może być w tej materii zróżnicowana, w zależności od sympatii politycznych. Dowodem może być np. status państw bałtyckich w latach 1940-1991 (co do którego opinie społeczności międzynarodowej były podzielone), kwestie graniczne w Kaszmirze itp. Ale - jeszcze raz - granica 50 lat, które jakoby miałyby automatycznie "legalizować okupację", jest kompletnie nieznana prawu międzynarodowemu. A co 50-cio lecie "przesunięcia" granic Polski ma tu do rzeczy, to już tylko Florek wie...
-
Takiej regulacji oczywiście nie ma, ale przy okazji można zauważyć, iż Jerozolima stolicą Izraela została ogłoszona w grudniu 1948, zatem problem ewentualnego uznania jej za stolicę tego kraju przez społeczność międzynarodową trwa już 70, nie 50 lat (oczywiście do 1967 Izrael kontrolował tylko Zachodnią Jerozolimę). A spojrzenie na lokalizację ambasad w Izraelu dobitnie pokazuje jak ważna i kontrowersyjna jest decyzja Trumpa. W Jerozolimie bywają umiejscowione siedziby konsulatów (przy czym ich charakter prawny jest bardzo ciekawy i przeważnie wcale nie oznacza formalnego uznania Jerozolimy za stolicę Izraela), ale ambasady ma tam tylko Gwatemala i USA: https://www.embassypages.com/city/jerusalem https://embassy.goabroad.com/embassies-in/israel https://www.science.co.il/Embassies.php https://en.wikipedia.org/wiki/List_of_diplomatic_missions_in_Israel
-
W czasach Jugosławii epoki "bratstva i jedinstva" lubiano sobie nazywać sobie różne obiekty imieniem Tito. Były place i ulice (część z nich do dziś zachowała swoje nazwy), góry (Titov Vrv - też zresztą utrzymał nazwę w niepodległej Macedonii), wreszcie miasta (Titograd, Titov Drvar, Titovo Užice - te akurat "titowskie" nazwy w ostatnich czasach utraciły). Podobno rozważano też zmianę nazwy miasta niezwykle ważnego dla legendy walki ludowowyzwoleńczej pod przewodem Tito. Miasta partyzanckiej tradycji. Miasta w socjalistycznej Bośni i Hercegowinie. Miasta fundamentalnie istotnej, drugiej sesji Antyfaszystowskiej Rady Wyzwolenia Narodowego Jugosławii - AVNOJ (29 listopada 1943 - ta data widniała zresztą na herbie socjalistycznej Jugosławii). Nie zdecydowano się jednak na to. Titovske Jajce brzmiałyby bowiem cokolwiek niezręcznie. Zob. S. Koper, Chorwacja. Przewodnik historyczny, Warszawa 2011, s. 103.
-
Ditto - żadnych takich reguł w prawie międzynarodowym nie ma. A czy ja coś pisałem, czy może w inny sposób Ciebie informowałem na temat moich myśli o tym ile Polsce i Unii Europejskiej brakuje do Korei Północnej???
-
Właśnie znaczenie symboliczne jest szczególnie istotne. Świat arabski, muzułmański, także ten rozsądny i umiarkowany - właśnie zawył z wściekłości. No, trochę to jeszcze potrwa. Będzie miało miejsce na pewno, ale raczej za parę dziesięcioleci. I chyba specjalnie nie mamy powodu się z tego cieszyć, bo pax americana przy wszystkich swoich podłościach i absurdach jest jeszcze najbardziej znośnym pax.
-
Cóż, filmiki może i ciekawe, ale o wiele ciekawsze są rozgrywki polityczne. Uznanie przez USA Jerozolimy za stolicę Izraela i wypowiedzenie przez Trumpa umowy z Iranem. Szykuje się eskalacja konfliktu. I pewnie - znowu - za decyzje USA zapłaci w dużym stopniu Europa.
-
W sumie, ważne jest także to, że po tym ćwierćwieczu drogi (przynajmniej te główniejsze) zazwyczaj lepsze. Dzięki funduszom europejskim (bo podejrzewam, że jakby nasi artyści je tylko za nasze podatki budowali - to nadal bylibyśmy w epoce Gierka). Z poboczami itp. Mądrzejszy ma gdzie idiocie ustąpić, czy gdzie odbić. Drogi są równiejsze, lepiej wyprofilowane itd. Ale, często bywam na osiedlu mieszkaniowym, gdzie średnia szybkość idiotów koło szkoły i przedszkola wynosi około 60 kilometrów na godzinę (przy bardzo małej widoczności - sporo zaparkowanych samochodów - i przy znaku "strefa zamieszkania"[1]). W innym miejscu nie dalej niż przedwczoraj gostek ominął pełnym pędem lewym pasem (pod prąd) samochody stojące na czerwonych światłach, przejechał przez przejście dla pieszych (mieli oczywiście zielone i już wchodzili na jezdnię) - i przejechał centymetry przed nosem samochodów ruszających z prawej. Inny aparat tego samego dnia ominął samochód przepuszczający pieszych. O motocyklistach, którym też akurat tego samego dnia zachciało się jechać przez miasto około 200 na godzinę - już nie wspomnę. Stopniowo zanika także zwyczaj stosowania migaczy. Ale, wiadomo - własne obserwacje zawsze będą subiektywne. [1] Skądinąd przypuszczam, że większość polskich kierowców nie ma bladego pojęcia, co ten znak oznacza.
-
Wyspa Goli otok i obóz R-101
Bruno Wątpliwy odpowiedział secesjonista → temat → Polityka, ustrój i dyplomacja
Czytałem książkę Božidar Jezernika, Naga wyspa. Gułag Tity, Wydawnictwo Czarne 2013. Tito podobno powiedział, że nie będzie pozbawiał ludzi głów, tylko dawał po głowie. W sumie słowa raczej dotrzymał - wyjąwszy rzezie w wykonaniu partyzantów u schyłku wojny i zaraz po wojnie. Ale na Golim otoku "dawali po głowie" bardzo brutalnie. -
Jak upamiętniają inni? Pomniki, baseny i ....
Bruno Wątpliwy odpowiedział Bruno Wątpliwy → temat → Historia ogólnie
Szczerze mówiąc, nie uważam Niemców czasów kajzerowskich za naród szczególnie błyskotliwy w dziedzinie upamiętniania. Leciała wówczas w miastach niemieckich sztampa - pomnik Wielkiego Fryca, Wilhelma I, dwóch cesarzy (Wilhelma I i Fryderyka III) itp. itd. Ale coś jest w ich ówczesnej gigantomanii (choć może nie najbardziej ambitnej pod względem artystycznym). https://de.wikipedia.org/wiki/Hermannsdenkmal https://de.wikipedia.org/wiki/Kaiser-Wilhelm-Denkmal_an_der_Porta_Westfalica https://de.wikipedia.org/wiki/Kyffhäuserdenkmal https://de.wikipedia.org/wiki/Völkerschlachtdenkmal Takie coś, choć może nie najpiękniejsze, jest niewątpliwie imponujące, dosyć trwałe i sporą atrakcję turystyczną stanowi. Ale sumie, nasi magicy i tak z niczym poważniejszym już nie zdążą. Dobrze, jak 11 listopada towarzystwo nie będzie się w Warszawie tłuc. -
Wracając do problematyki bezpieczeństwa na drogach. Nadal nie chce mi się wierzyć w poprawę sytuacji w stosunku do stanu rzeczy sprzed lat, gdyż raczej jestem świadkiem narastania zjawiska bezmyślności na drogach. Podawane przeze mnie wyżej statystyki dotyczą wypadków. Może poprawa w tej materii związana jest z - oczywistym - faktem, że samochody są dziś o wiele bardziej bezpieczne. Strefy kontrolowanego zgniotu, pasy, poduszki, kurtyny itp.W związku z tym cała, olbrzymia masa dzisiejszych kolizji, w których nie ma rannych, czy ofiar śmiertelnych - po prostu "wymyka się" statystyce? Z tego, co słyszałem policja wcale nie pali się do pojawiania na miejscu zdarzenia drogowego (o ile nie stała się jakaś tragedia), nawet jeżeli jest o to proszona.
-
Język polski w Gdańsku
Bruno Wątpliwy odpowiedział Bruno Wątpliwy → temat → Gospodarka, kultura i społeczeństwo
Ciekawostka w sprawie ówczesnej etniczności. Dla imć Paska mieszkańcy Gdańska to jednak po prostu Niemcy - inna sprawa, że czasami niezbyt poczuwający się do związków ze Sacrum Romanum Imperium Nationis Germanicae i dławionymi przez Telekiego innymi Niemcami. Fakt, że królowi polskiemu też się dostało (wytłuszczenia w tekście - Bruno W.): "Wszyscy tedy katolickiej religiej ludzie byli i są kont[enci] z tej króla, pana naszego, rezolucyjej, oprócz luteran[ów] i kalwinów, bo oni tę wojnę za swoję mieli i Pana Boga prosili, żeby Turcy zwyciężyli, mówiąc, że to in rem ich, (mówią) ujmując się za opressyją Tekielego i wszystkich dysydentów. Byłem wtenczas we Gdańsku; to Pana Boga proszono po zborach, żeby dał zwycięstwo Turkom nad cesarzem. Jak tam już z gazetów cokolwiek doczytali się, że się Tekielemu poszczęściło, że tam gdzie na podjeździe udławił kilku Niemców, to zaraz tryumfy, zaraz gratiarum actiones: „Oh, Her Got! Oh, liber Got]!” Obrazy Tekielego na koniu, armatnego, przedawano; awizy drukowane, ci którzy przedaw[ali], zaraz je i śpiewali. Idę raz, a jeden śpiewa; podpiełem trochę i pytam, co to takiego śpiewa, że go tak z pilnością słuchają? Powiedziano, że to nowiny o panu Tekielem, jako cesarza szczęśliwie zwycięża. Usłyszawszy ów, co je śpiewał, że się o to pytam, pokaże mi po niemiecku pisane: „Ja, Mospan, kupić, kupić!” Pytam: „Co za nie? ” Odpowie: „Grosz” Dałem mu. A szło za mną chłopów kupa do gospody, com im miał dawać piniąd[ze]. Był jeden frant i mówię mu: „Miły bracie, będziesz mi[ał] tynfa, utrzyże zadek tą kartą”. Chłop z wielką ochotą spuścił spodnie, golusieńką panewkę wytarł owymi awizami i cisnął do Motławy]. Niemcy, Niemki poczęli mruczeć, szemrać, a jam poszedł. Katolicy zaś i ci, co z okrętów na to patrzali, okrutnie się śmiali. Kiedym to zaś powiedał katolikom mieszczanom, także dominikanom, jezuitom, to mówili: „Szczęście, że na Waści tumult nie był, bo tu oni Tekielego ledwie nie boskim wenerują honorem”. Rajono mi konie kupić na Nowych Ogrodach u kupca (tam to ku Oliwie to przedmieście zowią Nowe Ogrody). Poszedłem tedy tam w niedzielę na odwieczerzu w ten czas, kiedy wszystek prawie lud ze Gdańska wychodzi i wyjeżdża na spacyjery. Idąc od tamtego kupca nazad już, deszcz począł padać. Więc żem w pogodę wyszedł, nie wzięli mi opończy; wstąpiłem do austeryjej, chcąc przeczekać ów deszcz. Owi też spacyjernicy, gdzie kto mógł, to uciekał pod dach; wpadło ich tedy kilka i do owej izby, gdzie ja siedziałem, posiedli u stołów i poczęli sobie o wojnie dyszkurować. Jam tam tego nie rozumiał, mało co, niektóre tylko słowa; ale zaś powiedał ten, o którym piszę. A deszcz wielki leje i woda rynsztokami jako rzeki płynie. Patrząc oknem na owę wodę, rzecze jeden: „Ej, dajże Boże, żeby tam pod Wiedniem katolicka krew takimi strumieniami płynęła jak ta woda”. Rzecze drugi: „Nadzieja w Bogu”. A jeden Niemiec — osobno od nich siedział — ściśnie ramionami, wywróci oczy w niebo i obejrzy się na mnie, nic nie rzekł, tylko [głową potrząsał]. Ja to widzę, ale nie wiem, na co to on czyni, i owych też słów nie rozumiem, co oni wymówili; nie pytam go też, bo człowieka nie znam i konfidencyjej do niego nie mam. Aż oni znowu mówią na króla te słowa: „Ale ten świnia karmna, po co on tam poszedł? Co tam po nim było? Bodajże tam obadwa z cesarzem doczekali kajdankami brzękać!” A tymczasem ów, co osobno siedział, już nie mógł wytrzymać, bo katolik. Był to Niemiec, ale nie Gdańszczanin, z któregoś pruskiego miasta; fakturowaniem się bawił przy kupcach. Ozwie się do nich nie po niemiecku, ale żebym ja zrozumiał, po polsku i mówi te słowa: „Rozumiałem, że siedzę z chrześcijanami, a ja siedzę z poganami; rozumiałem, że z ludźmi, ale widzę z bestyjami; a godzi się to takie zbrodnie mówić? Bodaj was zabito!” A oni do szpad; on tylko trzcinkę miał. Chciał go jeden uderzyć płazem, czyli też ciąć: zastawił mu się laską; obraził go trochę. Zawoła ów na mnie: „Mospanie, przeciwko królowi to mówią”. Ja do szable, Niemcy z izby. Trudno już było za nimi wypadać [do] Gdańsk[a]". Powyższy tekst przytoczony za: Jan Chryzostom Pasek, Pamiętniki, tekst ze strony internetowej: https://wolnelektury.pl/katalog/lektura/pamietniki.html -
Jak upamiętniają inni? Pomniki, baseny i ....
Bruno Wątpliwy odpowiedział Bruno Wątpliwy → temat → Historia ogólnie
A to akurat jest - w mojej ocenie - mocno dyskusyjne. 100 lat niepodległości powinno być upamiętnione: 1) albo czymś imponującym (z zasady nie jestem przeciwny gigantomanii pomnikowej, jeżeli jest estetyczna i turystycznie atrakcyjna, no i zbyt często nie wydaje się na nią publicznych pieniędzy), 2) albo czymś rozproszonym, ale bardzo szlachetnym ("100 szpitali geriatrycznych na stulecie niepodległości"?). Ławeczki nie są ani jednym, ani drugim. To może fajny pomysł na upamiętnienie lokalnej osobowości, czy pobytu znanego pisarza. -
To masz jakąś bardzo tępą komórkę, skoro przewiduje wyraz "roweżysta". Trzeba było kupić porządną komórkę, a nie niskobudżetowy szajs i nie jeść konfitur paluszkami, rączki by się nie kleiły. A teraz już chyba pora spać, niech Ci się coś fajnego dzieciaku znowu przyśni.
-
Znowu komóreczka nawaliła?
-
Język polski w Gdańsku
Bruno Wątpliwy odpowiedział Bruno Wątpliwy → temat → Gospodarka, kultura i społeczeństwo
Wedle mojej oceny - udział osób polskojęzycznych (to znaczy, dla których językiem ojczystym był polski, bo większą czy mniejszą znajomość tego języka mogli oczywiście posiadać, trudno też mówić o typowej etniczności ówczesnych gdańszczan w dzisiejszym rozumieniu tego pojęcia) w ówczesnych władzach Gdańska był praktycznie zerowy. Ba, wśród wykwalifikowanych rzemieślników musiało być ich bardzo mało. Nie wiem, jak tam ze złotnikami i kupcami handlującymi złotem, ale niedawno czytałem: J. Pałubicki, Malarze gdańscy. Malarze, szklarze, rysownicy i rytownicy w okresie nowożytnym w gdańskich materiałach archiwalnych, Tom 1 i 2, Gdańsk 2009. To iście benedyktyńskie dzieło. Wśród chyba z 800 nazwisk, polskie, czy zbliżone do polskich można policzyć może na palcach dwóch rąk. Wśród gigantycznej liczby archiwalnych dokumentów przejrzanych przez tego autora nie widziałem chyba ani jednego w języku polskim (tylko niemiecki, może czasem łacina). Nie przekopywałem ani internetu, ani archiwaliów, ale ten akt naprawdę zastanowił. Zastanawia mnie, dlaczego akurat złotnicy i handlujący złotem? Podobny akt skierowany do flisaków (fakt, że chyba niezbyt wielu z nich potrafiło czytać) - miałby już większy sens. -
Nic to - łóżko mu się najwyżej trochę przesunie.