Skocz do zawartości

Bruno Wątpliwy

Moderator
  • Zawartość

    5,693
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

Zawartość dodana przez Bruno Wątpliwy

  1. Marynarka Wojenna RP u progu zaniku

    Ciekawym zagadnieniem byłoby to, co i od kogo możemy pozyskać "z litości" (czyli w darze od miłosiernych). Ze starymi fregatami jeszcze takiego wielkiego problemu pewnie nie będzie. Pozostaje chociażby kwestia sensowności (np. wiekowe, niemieckie "Bremeny" trudno uznać za interesujący nabytek) i finansów (Australijczycy chcą zdaje się trochę pieniędzy, szczególnie za zapasy uzbrojenia). Gorzej jest z okrętami podwodnymi. Nie widzę obecnie wielkiej szansy, abyśmy mogli pozyskać kilka starych, konwencjonalnych okrętów podwodnych, które obecnie mogłyby "wskoczyć" za Kobbeny. Najprędzej za kilka lat, kiedy Kobbeny będą już wspomnieniem.
  2. Marynarka Wojenna RP u progu zaniku

    Cóż, moim zdaniem jest różnica między pozostawaniem w tragicznym stanie, a nie funkcjonowaniem. PMW jest organizmem w stanie agonalnym, który jednak jeszcze żyje.
  3. Najstarsze okręty wojenne na świecie

    Ze strony http://www.yavari.org/en/history/ "The YAVARI, then 100ft long was powered by a 60 horse power (HP) two cylinder team engine which, for want of more conventional fuel, was fired by dried llama dung…. She was also equipped as a two-masted sailer". W sumie, fajna ciekawostka.
  4. Najstarsze okręty wojenne na świecie

    Rosyjski monitor "Стрелец". Zbudowany w latach 60. XIX wieku. Od początku wieku XX praktycznie nie wychodzi z portu w Kronsztadzie, pełniąc funkcje jednostki szkolno-pomocniczej. Aktualnie w stanie czegoś na kształt zaniedbanej barki mieszkalnej, aczkolwiek istnieje projekt jego restauracji i przekształcenia w jednostkę muzealną (nie wiem, w jakiej fazie realizacji). Zob.: http://foundation-of-historic-boats.ru/media/images/content/books/monitor-strelec_b06c3d1f.pdf
  5. Niezbyt trafne uwagi Florka (cytowany tekst jest jego autorstwa, nie Secesjonisty) dotyczą stanu współczesnego, nie zaś sytuacji sprzed ponad 200 lat. Prawo międzynarodowe ówczesne i dzisiejsze to jednak zdecydowanie różne zjawiska i nie ma większego sensu odnosić wprost zasad i szczegółowych postanowień dzisiejszego prawa międzynarodowego do ówczesnej rzeczywistości. Pomijając już fakt, że ta konkretna (50-letnia) regulacja istniała tylko w poście Florka, nie w prawie międzynarodowym, a teorie Euklidesa o wykupieniu (od kogo?) są cokolwiek niejasne. [1] Choć oczywiście współczesne prawo międzynarodowe to efekt długotrwałej ewolucji, obejmującej także wiek XVIII.
  6. W współczesnej terminologii prawniczej określenie "dyskrecjonalny" (władza dyskrecjonalna, kompetencje dyskrecjonalne, uprawnienia dyskrecjonalne itp.) pojawia się dosyć często. W prawie administracyjnym, konstytucyjnym, o ustroju sądów itp. Zasadniczo nie oznacza możliwości wykorzystywania "niczym nie ograniczonej władzy", bo takiej możliwości nikt w demokratycznym państwie prawa nie ma (pomijam w tym miejscu kwestię pewnej praktyki w jednym z państw środkowoeuropejskich w ostatnich trzech latach). Oznacza natomiast możliwość realizacji kompetencji bez uzyskiwania akceptacji innego organu, instytucji itp. Na przykład termin "uprawnienia dyskrecjonalne prezydenta" określa sferę kompetencji wynikającą z jego prerogatyw (określonych w art. 144 ust. 3 konstytucji), z których to prerogatyw wynikające akty nie wymagają kontrasygnaty premiera. Regułą w dzisiejszej Polsce - jest kontrasygnata, prerogatywy - wyjątkiem od tej reguły. Zatem, jeżeli np. prezydent chce wykorzystać swoje prawo z art. 144 ust. 3 pkt 9 i skierować wniosek o kontrolę aktu prawnego do Trybunału Konstytucyjnego - nie musi tego uzgadniać z premierem. Po prostu - ten aspekt swojej władzy wykonuje samodzielnie. Dyskrecjonalnie - czyli właśnie podejmuje decyzje sam i "poufnie" (w tym sensie, że nie musi uzyskać na to niczyjej zgody i decyzję może podjąć w zaciszu swojego gabinetu). Ale - dotyczy to wyraźnie określonego prawem aspektu jego władzy - a nie nieograniczoną władzę.
  7. Winston Churchill

    To już wkraczamy w dywagacje, kiedy mamy do czynienia z gestem symbolizującym poddaństwo i elementem formalnego rytuału, kiedy zaś - z normalnym przywitaniem (do tego z kobietą, starszą wiekiem, godną szacunku). "Całowanie rączek" na przywitanie w wykonaniu obywateli UK raczej nie jest zjawiskiem zbyt często spotykanym, pewnie jest zasadniczo oceniane jako pretensjonalne, ale się zdarza. https://en.wikipedia.org/wiki/Hand-kissing#/media/File:Denis_Thatcher_Nancy_Reagan_1988.jpg
  8. Pisałem "raczej". Ja bym to jednak rozróżniał, bo potem powstaje "miszmasz" taki, jak w przypadku "prawa wewnętrznego" (słowa te same, a co innego oznacza w prawie międzynarodowym publicznym, a co innego w innych gałęziach prawa). Góralczyk używał raczej terminów "zawłaszczenie" lub "okupacja" (to ostatnie też jest zresztą mylące). Choć można znaleźć też przypisy mówiące, że podobno używał i "zasiedzenie". Ale w sumie i tak wiadomo o co chodzi. Realne rozciągniecie władztwa państwowego na jakiś obszar. Pojęcie rzeczywiście jakoś podobne do posiadania samoistnego w prawie cywilnym. Także przy swoim poglądzie jakoś ekstremalnie się nie upieram. Natomiast motyw upływu czasu pojawił się w literaturze przy okazji państw bałtyckich. Była (raczej chyba nie specjalnie powielana dziś w Polsce) opinia L. Antonowicza, że upływ czasu (1940-1990/1) zmienił status prawnomiędzynarodowy tych krajów. I nastąpiła "swoista legalizacja pierwotnego bezprawia", zatem trudno mówić o zniesieniu w 1991 roku stanu okupacji. Zob. L. Antonowicz, Rozpad ZSRR ze stanowiska prawa międzynarodowego, "Państwo i Prawo" nr 9/1992. Inna sprawa, że sytuacja Litwy, Łotwy i Estonii była nieco inna niż tu przez nas rozważana, bo Stalin operację w 1940 roku prowadził z zachowaniem pozorów lege artis. Nie było np. działań wojennych, tylko "wybory". A kraje te zachowały status państw (formalnie republika radziecka była nadal państwem, wchodzącym w skład federacji, nie wnikam tu w realia takiej "państwowości"). No i oczywiście, nigdy nie będzie zgody między Rosją i krajami bałtyckimi, co się stało w 1991 roku - likwidacja stanu okupacji, czy wyjście tych państw ze składu federacji.
  9. Winston Churchill

    Jeżeli premierzy całują, to robią zatem bardzo dyskretnie, bo generalnie media głoszą, że już nie całują.
  10. W sumie nazwa zasiedzenie niezbyt tu pasuje, bo to raczej instytucja prawa cywilnego (art. 172-176 polskiego kodeksu cywilnego). W prawie międzynarodowym, przy nabyciu pierwotnym "ziemi niczyjej" (terra nullius) stosuje się raczej termin "okupacja" (który wszakże ma niewiele wspólnego z okupacją wojenną, oznacza - w rozumieniu "efektywnej okupacji" - realne rozciągniecie władzy na ziemię niczyją). W przypadku zaś okupacji wojennej - oczywiście nie ma żadnej, z góry określonej granicy czasowej, która by zmieniała status ziemi okupowanej.
  11. Nie znęcaj się już. Nie ma takiego aktu, Florek to w miarę jednoznacznie przyznał.
  12. Winston Churchill

    Po pierwsze - premier już raczej nie całuje. Po drugie - książę Filip już zrezygnował z pełnienia oficjalnych obowiązków (polegających zresztą głównie na udziale w uroczystościach i otwieraniu różnych instytucji oraz budowli). Miejmy nadzieję, że pojawi się na najbliższym ślubie w rodzinie, ale ma już w końcu w tym roku 97 lat. Po trzecie - nie jest królem, zatem jego te reguły nie dotyczą. Po czwarte - Elżbieta II przezornie nie rozpieszczała Filipa, nie zaszczyciła go chociażby tytułem Prince consort, jak Wiktoria Alberta, zatem jakby ktoś się rzucił całować ks. Filipa po rękach - starsza pani mogłaby się mocno zdenerwować.
  13. Winston Churchill

    Faktycznie, członków Her Majesty's Most Honourable Privy Council całowanie ma podobno nadal dotyczyć. Z tym, że jest to instytucja raczej tradycyjno-prestiżowo-doradcza JKM, nie ośrodek realnej władzy. Ceremonia przebiega też dyskretnie, zatem trudno określić, czy rzeczywiście całują, czy nie. Lubią tradycję, zatem - być może - większość z nich całuje. Artykuł w "Daily Mirror" ma jednak wyraźnie charakter "jaj". Jak było z Corbynem i jego całowaniem, chyba do dziś na pewno nie wiadomo. Przy całym konserwatyzmie monarchii, brytyjskiego szacunku dla tradycji i ona się mocno zmienia (vide - ślub w najbliższą sobotę).
  14. Wielka gra przeciwko Syrii

    W prawie międzynarodowym nie ma nic o braniu pod uwagę prawa silniejszego. Niestety, prawo międzynarodowe jest specyficzną gałęzią prawa, gdyż nie istnieje skuteczny, ogólnoświatowy aparat wymuszający stosowanie tego prawa dokładnie wobec każdego je naruszającego. W związku z tym bywa, że praktyka się z tym prawem rozmija, w szczególności, gdy tym rozmijaniem zainteresowani są możni tego świata. Natomiast, nie ma to związku z treścią tego prawa, które wyraźnie i konsekwentnie deklaruje, że nie można odnosić korzyści z groźby, agresji, stosowania siły, czy przymusu (chyba, że są one stosowane wobec agresora, który sam naruszył prawo międzynarodowe). Zatem - jest to problem skuteczności, a nie treści prawa. Tak, czy inaczej te rozważania nadają się do ogólnego tematu o prawie międzynarodowym, nie o zaś o 50-cio letnich teoriach, nad którymi dywagacje zostały już w tym temacie zakończone. I dobrze by było, aby dyskusja powróciła definitywnie do spraw syryjskich.
  15. Winston Churchill

    To raczej "jaja" tabloidu.
  16. Winston Churchill

    Oprócz kompletnych ignorantów - wszyscy piszą tak samo. Zjednoczone Królestwo ma jak najbardziej konstytucję. Zwana jest konstytucją niepisaną, można odnieść do niej także pojęcie konstytucji materialnej.
  17. Wielka gra przeciwko Syrii

    A ten arcyciekawy wywód to w związku z czym?
  18. Winston Churchill

    Czytałem na pewno, że klęczał i całował ręce Edwarda VII Herbert Henry Asquith (premier w latach 1908-1916), zatem praktyka była jak najbardziej stosowana w XX-wieku. Skądinąd - Asquith zrobił to wyjątkowo w Biarritz. Trudno mi natomiast powiedzieć, który premier jako pierwszy poprzestał na "handshake". I którzy z premierów po Churchillu jeszcze może całowali ręce. W każdym razie czytałem gdzieś, kiedyś wywody jakiegoś angielskiego konstytucjonalisty, że od pocałowania rąk nie zależy już ważność nominacji. Zresztą cała jej procedura, jak to u Brytyjczyków - jest nieźle pogmatwana.
  19. Winston Churchill

    Jak najbardziej mogły. Do dziś istnieje termin "całować ręce" związany z formalnym powołaniem najważniejszych urzędników państwowych w Zjednoczonym Królestwie, związany z dawną praktyką. Dziś raczej ceremonialnie rąk się nie całuje, ale zaproszenie do Buckingham Palace określone jest "zaproszeniem do pocałowania rąk". Churchill mógł jednak jak najbardziej tradycyjnie całować. Oświadczenie Pałacu Buckingham po spotkaniu królowej z Davidem Cameronem - bez całowania rąk - (poniższe wytłuszczenia w tekście - Bruno W.): “The Queen received the Right Honourable David Cameron this evening and requested him to form a new administration. (...) The Right Honourable David Cameron accepted Her Majesty’s offer and kissed hands upon his appointment as Prime Minister and First Lord of the Treasury.” Za: https://www.walesonline.co.uk/news/wales-news/queen-appoints-cameron-after-first-1917645 A tu Theresa May, która dygała, ale też nie całowała. Choć wzmianka była podobna: "The Right Honourable Theresa May MP accepted Her Majesty’s offer and Kissed Hands upon his appointment as Prime Minister and First Lord of the Treasury.” Za: https://www.thesun.co.uk/news/1441559/queen-smiles-broadly-as-theresa-may-curtseys-at-the-first-meeting-of-britains-most-powerful-women/
  20. Anegdoty Historyczne

    No to jeszcze o Tito. "Filmy partyzanckie" były niezwykle ważną częścią dorobku kinematografii jugosłowiańskiej. Dosyć otwarta na świat zachodni i dobrze przez ten świat traktowana Jugosławia zapraszała (oczywiście - przeważnie odpłatnie) do udziału w nich (a przynajmniej w "superprodukcjach partyzanckich") zachodnich aktorów (i nie tylko). I tak w "Bitwie nad Neretwą" pojawiają się m.in. Yul Brynner, Anthony Dawson, Franco Nero, Curd Jürgens, a także ... Orson Welles. Tito zresztą miał dobre relacje z zachodnimi gwiazdami. Lubiły one wyspę Sveti Stefan u wybrzeży Czarnogóry, ale i na samym Brioni w rezydencji Marszałka Jugosławii byli między innymi Sophia Loren, Carlo Ponti, Gina Lollobrigida, Elizabeth Taylor i ... Richard Burton. Ten ostatni wziął udział w kolejnej, partyzanckiej superprodukcji - "Bitwie nad Sutjeską". Mało tego, że wziął - zagrał samego Tito. Jak zagrał? No cóż. Nie była to raczej najlepsza rola sławnego aktora. Sam Tito podobnież powiedział po obejrzeniu filmu ekipie filmowej coś takiego: "Fajnie, fajnie chłopaki, ale ja w czasie wojny nie piłem". Poniżej link do czołówki filmu. W tle muzyka innej gwiazdy - Mikisa Theodorakisa, będąca wariacją na temat - pięknej skądinąd - partyzanckiej, jugosłowiańskiej pieśni "Po šumama i gorama" (będącej wariacją na temat radzieckiej pieśni "По долинам и по взгорьям", która z kolei była wariacją na temat carskiej pieśni "Марш cибирского полка"). Zwracam uwagę, że jadący na koniu Tito (Burton) ma dosyć dziwnie nieruchomą twarz, patrzące też dosyć dziwnie oczy, jedzie bardzo "sztywno" i - generalnie - sprawia wrażenie, jakby za chwilę miał zlecieć z konia. Nie zdziwiłbym się, gdyby był do niego przez ekipę filmową przywiązany. Poza tym, w pewnych "konnych" ujęciach z czołówki chyba pojawia się dubler Burtona. https://www.youtube.com/watch?v=uEyNJwBlIPg
  21. rozwod

    On reklamuje kancelarie adwokackie, a nie sklepy jubilerskie...
  22. Wielka gra przeciwko Syrii

    Wyrwał się, jak Euklides z konopi... Poboczny temat w tej dyskusji dotyczył wymyślonego przez Florka 50-cio letniego terminu w prawie międzynarodowym, który jakoby automatycznie miał legalizować okupację. I chyba już się w miarę zgodziliśmy co do poglądu, że takiego terminu nie ma.
  23. Anegdoty Historyczne

    Tak miało być. Taki suspens. Zakładałem, że Użytkownicy będą na tyle inteligentni (a do tego pomoże im pewne wprowadzenie do tematu) i zorientują się bez problemu, iż zmiana miał polegać na dodaniu Titovske do nazwy miasta Jajce.
  24. Wielka gra przeciwko Syrii

    Cóż, kolejny raz pojawia się w dyskusjach na forum źródło w postaci enigmatycznego wykładu... Nie wiem, czy wykładowca się pomylił, czy raczej Florek źle zapamiętał, ale takiej granicy po prostu nie ma. W świetle dzisiejszego prawa międzynarodowego, to jeżeli ktoś napadnie Polskę i okupuje Kociewie (pozdrawiam Gregski!) to upływ 50 lat nic w sytuacji prawno-międzynarodowej okupowanego Kociewia nie zmieni. Ma to - czyli upływ konkretnego czasu w tym przypadku - także niewielki wpływ na faktyczne zachowanie społeczności międzynarodowej. Liczą się inne kwestie. Jeżeli będziemy mieli kiepskich sojuszników i słabe notowania w społeczności międzynarodowej, to mogą oni jakoś przejść do porządku dziennego nad tym, że okupują nam Kociewie już za kilka lat. W innej sytuacji - mogą tego nie zrobić nigdy. Mogą się podzielić - część będzie de facto stan rzeczy akceptowała, część będzie krzyczała, że Polsce dzieje się krzywda. Ale to nie jest kwestia określonego ściśle latami czasu. A wracając do Bliskiego Wschodu. To, że akurat w ubiegłym roku minęło 50 lat od wojny sześciodniowej nie ma żadnego związku z decyzją Trumpa o przeniesieniu siedziby ambasady USA do Jerozolimy. Już prędzej jest to swoisty prezent na 70-lecie Państwa Izrael.
  25. Wielka gra przeciwko Syrii

    Pisałeś wyraźnie: Prawo międzynarodowe tak nie stanowi. To teraz coś piszesz o praktyce? Już zatem nie ma prawa, lecz podobnież jest praktyka? Jaka praktyka? Co masz na myśli? Długotrwałą praktykę, która ewoluuje w zwyczajowe prawo międzynarodowe, które jest prawem, czy pewne praktyki, obyczaje nie będące źródłami prawa? Podejrzewając, że są to Ci raczej obce terminy - proste pytanie - masz jakiekolwiek dowody na istnienie "praktyki dyplomatycznej" polegającej na legalizowaniu okupacji akurat po 50 latach? Cokolwiek, co tą 50-letnią granicę udowadnia?
×

Powiadomienie o plikach cookie

Przed wyrażeniem zgody na Warunki użytkowania forum koniecznie zapoznaj się z naszą Polityka prywatności. Jej akceptacja jest dobrowolna, ale niezbędna do dalszego korzystania z forum.